
Przychylę się do zdania, że dobrze jest przed połączeniem drużyny poprowadzić pojedyncze sesje, żeby zżyć się z odgrywanymi postaciami i poczuć się indywidualnym bohaterem, a nie tylko cząstką grupy. Wtedy łatwiej jest opowiadać o swoim BN-ie i uświadamia się, że ma się własną wiedzę o świecie, różną od pozostałych. Z perspektywy mistrza gry prowadzenie grupy tak rozwiniętych postaci staje się bardziej nieprzewidywalne (czytaj: ciekawsze) i jednocześnie łatwiejsze do poprowadzenia wg scenariusza, bo nie naciska się wtedy na całą drużynę, ale na każdego z osobna.
Przykład:
Chciałam kiedyś wprowadzić do drużyny w DnD koleżankę, która miała okołozerowe pojęcie o właściwościach gry. Przygotowałam jej sesję, w której odkryła plany nawiedzonego zamku bogatego w skarby. Jako niskopoziomowa czarodziejka nie miała jednak szans przedrzeć się przez hordy nieumarłych, jak to bywa.
Na następnej sesji zdecydowała się znaleźć wsparcie u drużyny BG. Niesamowitą satysfakcję sprawiło mi, kiedy sama zachęcała ich do wyprawy i przedstawiała argumenty, kiedy ja tylko słuchałam i notowałam. Ostatecznie jej postać skończyła nie najlepiej, zasztyletowana podczas podziału łupów, ale przygoda przebiegała całkiem ciekawie, zwłaszcza, gdy pozostali BG zastanawiali się, czy czarodziejce można ufać.
Moje ostateczne zdanie nt. sesji 1/1? Jak najbardziej tak, ale najlepiej jeśli jest tylko wstępem do czegoś większego.