[WFRP] Adrenalina

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
Drużyna ruszyła do piwnic. Zapewne cała trójka wędrowców miała ochotę jak najszybciej zakończyć tą całą kabałę. „Co mi odbiło, żeby wplątywać się w takie sprawy?” Uciekając przez kanały Humfried myślał tylko o tym jak się wyplątać z tych śmierdzących kłopotów. Nie liczył się już żaden Mirek Klose, Oliver Kahn, ani żaden inny snotballista. Kocio stracił przytomność i była to niewątpliwie dobra wiadomość, szczególnie, że to Vigo zajął się niesieniem fryzjera.
-Panowie, ujdźmy kilkaset metrów i znajdźmy jakiś właz na powierzchnię.
Drużyna ruszyła do piwnic. Zapewne cała trójka wędrowców miała ochotę jak najszybciej zakończyć tą całą kabałę. „Co mi odbiło, żeby wplątywać się w takie sprawy?” Uciekając przez kanały Humfried myślał tylko o tym jak się wyplątać z tych śmierdzących kłopotów. Nie liczył się już żaden Mirek Klose, Oliver Kahn, ani żaden inny snotballista. Kocio stracił przytomność i była to niewątpliwie dobra wiadomość, szczególnie, że to Vigo zajął się niesieniem fryzjera.
-Panowie, ujdźmy kilkaset metrów i znajdźmy jakiś właz na powierzchnię.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
Re: [WFRP] Adrenalina
Kanały były długie, szerokie, cuchnące i mokre. Ogólnie nie było w nich absolutnie nic ciekawego. Szczury co i raz przebiegały wam drogę, zaś na płynącym pośrodku ścieku od czasu do czasu pojawiały się dziwne bąbelki powietrza. Nikt z was nie chciał wiedzieć cóż je może tworzyć. Gorzej, że nie mieliście również pojęcia gdzie idziecie.
Następne wyjście nie było daleko, lecz przezornie je ominęliście. Dopiero po kilku następnych odważyliście się wspiąć po trzymającej się już chyba tylko na słowo honoru drabinie i spróbować otworzyć właz. No i tu pojawił się problem. Właz był zamknięty, nie wszystkich najwyraźniej chciano wpuszczać do tego przemiłego miejsca.
Na zamek składała się sporej wielkości zasuwa, zamknięta od zewnątrz, lecz wydawało się, że z tej strony dałoby radę ją otworzyć. O ile ktoś by się na tym znał. Albo miał łom, gdyż pokrywająca ją rdza sprawiała, że nie wyglądało to solidnie.
Następne wyjście nie było daleko, lecz przezornie je ominęliście. Dopiero po kilku następnych odważyliście się wspiąć po trzymającej się już chyba tylko na słowo honoru drabinie i spróbować otworzyć właz. No i tu pojawił się problem. Właz był zamknięty, nie wszystkich najwyraźniej chciano wpuszczać do tego przemiłego miejsca.
Na zamek składała się sporej wielkości zasuwa, zamknięta od zewnątrz, lecz wydawało się, że z tej strony dałoby radę ją otworzyć. O ile ktoś by się na tym znał. Albo miał łom, gdyż pokrywająca ją rdza sprawiała, że nie wyglądało to solidnie.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Ubabrany w nieczystościach brnął, z niechęcią patrząc jak Kocio tuli się do jego ramienia. Gdy doszli do potencjalnego wyjścia i okazało się, że jest ono zamknięte, zaklął szpetnie.
Zmarszczył brwi, zastanawiając się. Zasuwa od zewnątrz oznaczała, że nie chciano, by ktoś stąd dostał się tam. Dawało to dwie możliwości. Albo kanały były zamieszkiwane przez coś groźnego (co nie wydawało się nieprawdopodobne tu i teraz, gdy złowieszczą ciemność rozświetlał tylko migotliwy płomyk kaganka), albo ów właz nie wychodził na ulicę, lecz do jakiegoś budynku, może magazynu. To drugie jakoś nie wydawało się szczególnie prawdopodobne, co pozostawiało - niestety - ową pierwszą możliwość, która sprawiała, że Naubhoff najchętniej jak najszybciej opuściłby to miejsce. Przyjrzał się uważnie zasuwie, po czym jego spojrzenie skierowało się na miecz Pietera. Jedynym wyjściem było wyłamanie zasuwy.
Ech, co by teraz Viggo dał za jakiegoś wprawnego w otwieraniu zamków złodziejaszka ...
W końcu spojrzał na łowcę i powiedział:
-Pieter, użyj swojego miecza na tym zamku, może ustąpi... Jak się nie uda, to chyba trzeba szukać następnej studzienki.
Taka opcja nie za bardzo podobała się grabarzowi i prosił w duchu Sigmara żeby udało się otworzyć ten przeklęty zamek.
Ubabrany w nieczystościach brnął, z niechęcią patrząc jak Kocio tuli się do jego ramienia. Gdy doszli do potencjalnego wyjścia i okazało się, że jest ono zamknięte, zaklął szpetnie.
Zmarszczył brwi, zastanawiając się. Zasuwa od zewnątrz oznaczała, że nie chciano, by ktoś stąd dostał się tam. Dawało to dwie możliwości. Albo kanały były zamieszkiwane przez coś groźnego (co nie wydawało się nieprawdopodobne tu i teraz, gdy złowieszczą ciemność rozświetlał tylko migotliwy płomyk kaganka), albo ów właz nie wychodził na ulicę, lecz do jakiegoś budynku, może magazynu. To drugie jakoś nie wydawało się szczególnie prawdopodobne, co pozostawiało - niestety - ową pierwszą możliwość, która sprawiała, że Naubhoff najchętniej jak najszybciej opuściłby to miejsce. Przyjrzał się uważnie zasuwie, po czym jego spojrzenie skierowało się na miecz Pietera. Jedynym wyjściem było wyłamanie zasuwy.
Ech, co by teraz Viggo dał za jakiegoś wprawnego w otwieraniu zamków złodziejaszka ...
W końcu spojrzał na łowcę i powiedział:
-Pieter, użyj swojego miecza na tym zamku, może ustąpi... Jak się nie uda, to chyba trzeba szukać następnej studzienki.
Taka opcja nie za bardzo podobała się grabarzowi i prosił w duchu Sigmara żeby udało się otworzyć ten przeklęty zamek.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
Zimno, ciemno i niekoniecznie miłe chwile w niekoniecznie pożądanym towarzystwie wstrętnych szczurów - takie mniej więcej były wrażenia Pieter z łażenia po kanałach. A najgorsze było, że pierwsze sensowne napotkane wejście było zamknięte... Tylko dlaczego? Najbardziej logicznym wyjaśnieniem było to, że studzienka znajduje się w jakimś budynku, a to oznacza, że wyjście tędy nie jest zbyt dobrym pomysłem... W końcu chyba nikt by nie chciał wyjść z kanałów w samym środku strzeżonego przez straż miejską magazynu?
Gdy Viggo oglądał zasuwę, Pieter stanął z boku ciekawy, co stwierdzi grabarz. -Jeśli o mnie chodzi, to myślę, że kanał nie jest zamknięty bez powodu i może lepiej znaleźć inną... No, chyba że masz jakiś awaryjny plan ucieczki z ewentualnego budynku, w którym się znajdziemy. Nie mam ochoty uciekać przed nikim więcej- Grabarz niespecjalnie się przejął paplaniną Pietera, zresztą tak jak łowca się tego spodziewał. -Dobra, dobra... Ale nie mam zamiaru się przesadnie z tym szarpać- Mrucząc jeszcze coś pod nosem Van Halen wyciągnął miecz i wsunął ostrze w zasuwę, delikatnie próbując otworzyć zamek. Nie podobało mu się to, ale przynajmniej nie wyjdzie na to, że się wymiguje...
Zimno, ciemno i niekoniecznie miłe chwile w niekoniecznie pożądanym towarzystwie wstrętnych szczurów - takie mniej więcej były wrażenia Pieter z łażenia po kanałach. A najgorsze było, że pierwsze sensowne napotkane wejście było zamknięte... Tylko dlaczego? Najbardziej logicznym wyjaśnieniem było to, że studzienka znajduje się w jakimś budynku, a to oznacza, że wyjście tędy nie jest zbyt dobrym pomysłem... W końcu chyba nikt by nie chciał wyjść z kanałów w samym środku strzeżonego przez straż miejską magazynu?
Gdy Viggo oglądał zasuwę, Pieter stanął z boku ciekawy, co stwierdzi grabarz. -Jeśli o mnie chodzi, to myślę, że kanał nie jest zamknięty bez powodu i może lepiej znaleźć inną... No, chyba że masz jakiś awaryjny plan ucieczki z ewentualnego budynku, w którym się znajdziemy. Nie mam ochoty uciekać przed nikim więcej- Grabarz niespecjalnie się przejął paplaniną Pietera, zresztą tak jak łowca się tego spodziewał. -Dobra, dobra... Ale nie mam zamiaru się przesadnie z tym szarpać- Mrucząc jeszcze coś pod nosem Van Halen wyciągnął miecz i wsunął ostrze w zasuwę, delikatnie próbując otworzyć zamek. Nie podobało mu się to, ale przynajmniej nie wyjdzie na to, że się wymiguje...

-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
Re: [WFRP] Adrenalina
Konigstag, 3 Sommerzeit, godzina 7.00, 56 godzin do meczu
Pieter nie był wirtuozem otwierania zamków, ale kombinując z dziesięć minut przy użyciu swego miecza wreszcie wystarczająco podważył zamek i otworzył klapę na oścież. Na zewnątrz było już całkiem widno, słońce poraziło wasze przyzwyczajone do mroku oczy i chwilę trwało zanim się wygrzebaliście na ulice. Cali brudni, cuchnący, oblepieni tym, co znajdowało się na dole.
Już pierwsze spojrzenie na okoliczne budynki dało jasność, że trafiliście do ubogiej dzielnicy. Odrapane, czasem ledwie stojące budynki, mała ilość przechodniów czy w końcu mętny wzrok siedzącego przy ścianie jakiegoś budynku pijaczka, który patrzył na was za całkowitym niedowierzaniem. Otworzył gębę, wybełkotał coś w stylu:
-Za dusssooo wypyyyłemm
Po czym osunął się z powrotem na ziemię. Nie znaliście dobrze tego miasta, ale przynajmniej wiedzieliście w którą stronę się kierować by wrócić w pobliże budynku "Czerwonych". Tyle, że z takim wyglądem to prędzej traficie do aresztu niż natraficie na ślad zaginionego zawodnika...
Traktowany jak worek buraków poobijany Kocio rozejrzał się mało przytomnie po okolicy gdy Viggo położył go pod murem. Powoli stękając i podpierając krzyż wstał. Dotknął tyłu głowy i syknął z bólu wyczuwając spory siniak. Jednak w jego oczach eksplodowało wpierw zdumienie, a potem przerażenie, gdy dotknął posiniaczonych pośladków.
- Dlaczego mnie boli tyłek ? Co wyście mi zrobili ? – spojrzał na Was oskarżająco.
Po chwili jednak zatoczył się w tył i ponownie łapiąc się za głowę syknął z bólu. Spojrzał w dół na swoje ubranie.
- O bogowie jak ja wyglądam. Moje pończochy, moja kurtka, moje włosy. O matko.
Błee ...
I pośpiesznie zaczął ściągać z obrzydzeniem brudną odzież. Minęła zaledwie chwila gdy fryzjer stał przed wami jedynie w trzewikach, koronkowych, różowych majtkach i pasku ze sztyletem. Patrząc na Wasze zdumione spojrzenia, skromnie przysłonił sutki dwoma palcami stwierdzając z przekąsem i narastającą irytacją :
- No co ? Gołego człowieka nie widzieliście ? No co tak stoicie ? Musimy znaleźć jakąś wodę. Muszę umyć włosy. Głowa mnie swędzi. Popytajcie miejscowych. Może się nie myją, ale muszą cholercia pić. No ruszcie się, zróbcie coś, chodźcie gdzieś. Będziecie tu tak stać jak jakieś sprzedajne pindy.
- Arghhh ... – Kocio zaczął tupać nogami i energicznie drapać włosy, zupełnie jak rozkapryszone dziecko
- Ja oszaleję. Co za ofermy. Uhhh ...
Nie oglądając się na Was ruszył przed siebie ulicą w przypadkowym kierunku. Z tyłu mogliście podziwiać jego fioletowe od siniaków nagie plecy i pośladki. Jego koronkowa bielizna, to był ostatni krzyk mody z Altdorfu „stringami” zwany.
Pieter nie był wirtuozem otwierania zamków, ale kombinując z dziesięć minut przy użyciu swego miecza wreszcie wystarczająco podważył zamek i otworzył klapę na oścież. Na zewnątrz było już całkiem widno, słońce poraziło wasze przyzwyczajone do mroku oczy i chwilę trwało zanim się wygrzebaliście na ulice. Cali brudni, cuchnący, oblepieni tym, co znajdowało się na dole.
Już pierwsze spojrzenie na okoliczne budynki dało jasność, że trafiliście do ubogiej dzielnicy. Odrapane, czasem ledwie stojące budynki, mała ilość przechodniów czy w końcu mętny wzrok siedzącego przy ścianie jakiegoś budynku pijaczka, który patrzył na was za całkowitym niedowierzaniem. Otworzył gębę, wybełkotał coś w stylu:
-Za dusssooo wypyyyłemm
Po czym osunął się z powrotem na ziemię. Nie znaliście dobrze tego miasta, ale przynajmniej wiedzieliście w którą stronę się kierować by wrócić w pobliże budynku "Czerwonych". Tyle, że z takim wyglądem to prędzej traficie do aresztu niż natraficie na ślad zaginionego zawodnika...
Traktowany jak worek buraków poobijany Kocio rozejrzał się mało przytomnie po okolicy gdy Viggo położył go pod murem. Powoli stękając i podpierając krzyż wstał. Dotknął tyłu głowy i syknął z bólu wyczuwając spory siniak. Jednak w jego oczach eksplodowało wpierw zdumienie, a potem przerażenie, gdy dotknął posiniaczonych pośladków.
- Dlaczego mnie boli tyłek ? Co wyście mi zrobili ? – spojrzał na Was oskarżająco.
Po chwili jednak zatoczył się w tył i ponownie łapiąc się za głowę syknął z bólu. Spojrzał w dół na swoje ubranie.
- O bogowie jak ja wyglądam. Moje pończochy, moja kurtka, moje włosy. O matko.
Błee ...
I pośpiesznie zaczął ściągać z obrzydzeniem brudną odzież. Minęła zaledwie chwila gdy fryzjer stał przed wami jedynie w trzewikach, koronkowych, różowych majtkach i pasku ze sztyletem. Patrząc na Wasze zdumione spojrzenia, skromnie przysłonił sutki dwoma palcami stwierdzając z przekąsem i narastającą irytacją :
- No co ? Gołego człowieka nie widzieliście ? No co tak stoicie ? Musimy znaleźć jakąś wodę. Muszę umyć włosy. Głowa mnie swędzi. Popytajcie miejscowych. Może się nie myją, ale muszą cholercia pić. No ruszcie się, zróbcie coś, chodźcie gdzieś. Będziecie tu tak stać jak jakieś sprzedajne pindy.
- Arghhh ... – Kocio zaczął tupać nogami i energicznie drapać włosy, zupełnie jak rozkapryszone dziecko
- Ja oszaleję. Co za ofermy. Uhhh ...
Nie oglądając się na Was ruszył przed siebie ulicą w przypadkowym kierunku. Z tyłu mogliście podziwiać jego fioletowe od siniaków nagie plecy i pośladki. Jego koronkowa bielizna, to był ostatni krzyk mody z Altdorfu „stringami” zwany.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo
Grabarz spojrzał po sobie. Faktycznie, reprezentował nie najlepszy widok. Nawet on, zwykle nie zwracający większej uwagi na takie szczegóły jak schludność ubioru czy woń, musiał przyznać, że w tym stanie zwracali na siebie niepożądaną uwagę i to w najbardziej tego negatywnym sensie. Potrzebowali umyć się.
Kocio wreszcie sie obudził... dobrze, bo tachanie go na własnych barkach to niezbyt przyjemne zajęcie. Rozejrzał się dookoła zanim tamten zaczął się rozdziewać, szukał wzrokiem czegokolwiek co mogłoby zawierać czystą wodę. Nie znalazł. Nieco zrezygnowany spojrzał po towarzyszach.
- Lepiej szybko coś znajdźmy bo teraz to wyczuje nas wszystko ze szczątkowym choćby węchem... - rozejrzał się jeszcze raz bezradnie dookoła, wzruszył ramionami i ruszył za Kociem... w odpowiedniej odległości oczywiście.
Grabarz spojrzał po sobie. Faktycznie, reprezentował nie najlepszy widok. Nawet on, zwykle nie zwracający większej uwagi na takie szczegóły jak schludność ubioru czy woń, musiał przyznać, że w tym stanie zwracali na siebie niepożądaną uwagę i to w najbardziej tego negatywnym sensie. Potrzebowali umyć się.
Kocio wreszcie sie obudził... dobrze, bo tachanie go na własnych barkach to niezbyt przyjemne zajęcie. Rozejrzał się dookoła zanim tamten zaczął się rozdziewać, szukał wzrokiem czegokolwiek co mogłoby zawierać czystą wodę. Nie znalazł. Nieco zrezygnowany spojrzał po towarzyszach.
- Lepiej szybko coś znajdźmy bo teraz to wyczuje nas wszystko ze szczątkowym choćby węchem... - rozejrzał się jeszcze raz bezradnie dookoła, wzruszył ramionami i ruszył za Kociem... w odpowiedniej odległości oczywiście.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
-Ha, możecie mi mówić "Książe włamywaczy"- mruknął Pieter triumfalnie, gdy po kilku minutach mocowania się z zamkiem w końcu udało mu się go sforsować. Co z tego, że nie wiadomo, czy ten właz nie prowadzi w jeszcze gorsze miejsce. Przynajmniej stąd wyjdą. Gdy wygramolił się na górę, zastał go nieco nieobecny wzrok pijaczka. -Zdecydowanie, jesteśmy tylko twoimi sennymi koszmarami- powiedział do nieznajomego, który na szczęście pod wpływem procentów nie był zbytnio dociekliwy.
"- Dlaczego mnie boli tyłek ? Co wyście mi zrobili ? –" po chwili z wyrzutem odezwała się śpiąca królewna, czyli Kocio. "Nie to co byś chciał" pomyślał ze zdenerwowaniem Pieter, ale tym razem trzymał jęzor za zębami. Następna myśl była gorsza. "Co do k..." cisnęło mu się na usta, gdy Manfred zaczął się czym prędzej rozbierać. "Tego brakowało...". Normalnie nie przejąłby się rozebranym facetem, w końcu to tylko człowiek... Ale widok "ubrania" Kocia połączony z jego ogólną powierzchownością był... hmm... niezbyt pociągający. Nie mówiąc już o tym, że ktoś tak ubrany w środku nocy w takiej dzielnicy nie może się spodziewać cukierka od pierwszej napotkanej osoby. Za to rendez-vous ze strażą jest już w sferze dużego prawdopodobieństwa.
-Coś czuję, że będziemy mieli przez niego kłopoty... I to jeszcze tego wieczoru- mruknął Pieter i ruszył wraz z Viggo w ślad za rozdzianym Kociem. Nieustannie narastało w nim przeczucie, że tej nocy zdąży jeszcze dostać w p******. I wiedział nawet dzięki komu...
-Ha, możecie mi mówić "Książe włamywaczy"- mruknął Pieter triumfalnie, gdy po kilku minutach mocowania się z zamkiem w końcu udało mu się go sforsować. Co z tego, że nie wiadomo, czy ten właz nie prowadzi w jeszcze gorsze miejsce. Przynajmniej stąd wyjdą. Gdy wygramolił się na górę, zastał go nieco nieobecny wzrok pijaczka. -Zdecydowanie, jesteśmy tylko twoimi sennymi koszmarami- powiedział do nieznajomego, który na szczęście pod wpływem procentów nie był zbytnio dociekliwy.
"- Dlaczego mnie boli tyłek ? Co wyście mi zrobili ? –" po chwili z wyrzutem odezwała się śpiąca królewna, czyli Kocio. "Nie to co byś chciał" pomyślał ze zdenerwowaniem Pieter, ale tym razem trzymał jęzor za zębami. Następna myśl była gorsza. "Co do k..." cisnęło mu się na usta, gdy Manfred zaczął się czym prędzej rozbierać. "Tego brakowało...". Normalnie nie przejąłby się rozebranym facetem, w końcu to tylko człowiek... Ale widok "ubrania" Kocia połączony z jego ogólną powierzchownością był... hmm... niezbyt pociągający. Nie mówiąc już o tym, że ktoś tak ubrany w środku nocy w takiej dzielnicy nie może się spodziewać cukierka od pierwszej napotkanej osoby. Za to rendez-vous ze strażą jest już w sferze dużego prawdopodobieństwa.
-Coś czuję, że będziemy mieli przez niego kłopoty... I to jeszcze tego wieczoru- mruknął Pieter i ruszył wraz z Viggo w ślad za rozdzianym Kociem. Nieustannie narastało w nim przeczucie, że tej nocy zdąży jeszcze dostać w p******. I wiedział nawet dzięki komu...

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Znalezienie działającej studni zajęło trochę czasu. W mieście nie były one tak popularne jak na wsi, ale rozebrany niemal do naga Kocio nie zważał na nic. Siedzący w alejce pijak wytrzeszczył oczy i unosząc ręce ku górze zaczął płakać.
-Fanie! Sa czoś mne ukarał!
Nie wiadomo co by było, gdyby najpierw znalazła was straż miejska, szczęściem jednak dotarliście do jakiejś studni, obmywając się lodowatą wodą. Brud trochę zmyła, lecz zapachu nie sposób było się pozbyć za jej pomocą. Wymagaliście kąpieli i to solidnej.
Oceniliście sytuację - do karczmy nie było po co wracać, pozostawała jeszcze ta o której wspominał niedawno Kocio. Warunek był taki, że ten musiał jeszcze do niej doprowadzić. A jak na razie tylko z uporem maniaka próbował umyć się za pomocą tej lodowatej wody ze studni. Ubrany jedynie w różowe majtki wyglądał dziwnie, jeśli nie powiedzieć, że paskudnie i obleśnie. Okiennice jednej z pobliskich kamienic otworzyły się nagle z trzaskiem, a z okna wyleciała jakaś zgniła rzepa, trafiając z mlaśnięciem w cembrowinę.
-Wynocha stad dziwaku!
Kobiecy, piskliwy glos przerwał niepewną ciszę.
Na reakcję nie do końca ubranego fryzjera bynajmniej nie trzeba było długo czekać. Odwrócił się w stronę oburzonej mieszczanki i krzyknął :
- Kto jest dziwak ty wywłoko ? Popatrz na swoje kudły lafiryndo ! To dopiero dziwadło. Już lepiej jakbyś była łysa stara zdziro ! – po czym wykonał w kierunku kobiety gest zakładając ramię na ramię i zginając rękę. Gest znany pod obiegową nazwą „wała”, albo „kozaka”.
Od razu wiedzieliście że trzeba się stąd zmywać.
Kocio ruszył ulicą. Nie mając wielkiego pola manewru ruszyliście za nim. Z początku wybierał drogę na chybił trafił. Zatrzymywał się na skrzyżowaniach zdezorientowany rozcierając dłońmi zmarznięte ramiona. Po jakimś czasie jednak już szedł jakby pewniej. Aż wreszcie zaklaskał w dłonie z radości i dziarsko ruszył przed siebie. Co by nie mówić mieliście wręcz nieprawdopodobne szczęście i jak dotąd nikt was nie zatrzymał. Kocio szedł szybko, bardzo szybko, wręcz zaczął podbiegać, aż w końcu rzucił się biegiem przed siebie i nagle skręciwszy zbiegł po schodach w dół do wejścia do jakiegoś lokalu mieszczącego się w piwnicy. Nad wejściem znajdował czerwony równoramienny trójkąt i wymalowane litery T.M.U.M. W pośpiechu zaczął walić pięściami w drzwi. Po chwili otworzył się malutki lufcik i cichy głos warknął :
- Czego ?
- To ja, Kocio. – oznajmił płaczliwie Manfred.
Po chwili drzwi otworzyły się ze zgrzytem i mości fryzjer zniknął we wnętrzu. Jako że początkowo nie podążyliście od razu za nim niski głos pogrążonego w ciemnościach oddźwiernego spytał :
- Wchodzicie czy nie? Bo zamykam...
-Fanie! Sa czoś mne ukarał!
Nie wiadomo co by było, gdyby najpierw znalazła was straż miejska, szczęściem jednak dotarliście do jakiejś studni, obmywając się lodowatą wodą. Brud trochę zmyła, lecz zapachu nie sposób było się pozbyć za jej pomocą. Wymagaliście kąpieli i to solidnej.
Oceniliście sytuację - do karczmy nie było po co wracać, pozostawała jeszcze ta o której wspominał niedawno Kocio. Warunek był taki, że ten musiał jeszcze do niej doprowadzić. A jak na razie tylko z uporem maniaka próbował umyć się za pomocą tej lodowatej wody ze studni. Ubrany jedynie w różowe majtki wyglądał dziwnie, jeśli nie powiedzieć, że paskudnie i obleśnie. Okiennice jednej z pobliskich kamienic otworzyły się nagle z trzaskiem, a z okna wyleciała jakaś zgniła rzepa, trafiając z mlaśnięciem w cembrowinę.
-Wynocha stad dziwaku!
Kobiecy, piskliwy glos przerwał niepewną ciszę.
Na reakcję nie do końca ubranego fryzjera bynajmniej nie trzeba było długo czekać. Odwrócił się w stronę oburzonej mieszczanki i krzyknął :
- Kto jest dziwak ty wywłoko ? Popatrz na swoje kudły lafiryndo ! To dopiero dziwadło. Już lepiej jakbyś była łysa stara zdziro ! – po czym wykonał w kierunku kobiety gest zakładając ramię na ramię i zginając rękę. Gest znany pod obiegową nazwą „wała”, albo „kozaka”.
Od razu wiedzieliście że trzeba się stąd zmywać.
Kocio ruszył ulicą. Nie mając wielkiego pola manewru ruszyliście za nim. Z początku wybierał drogę na chybił trafił. Zatrzymywał się na skrzyżowaniach zdezorientowany rozcierając dłońmi zmarznięte ramiona. Po jakimś czasie jednak już szedł jakby pewniej. Aż wreszcie zaklaskał w dłonie z radości i dziarsko ruszył przed siebie. Co by nie mówić mieliście wręcz nieprawdopodobne szczęście i jak dotąd nikt was nie zatrzymał. Kocio szedł szybko, bardzo szybko, wręcz zaczął podbiegać, aż w końcu rzucił się biegiem przed siebie i nagle skręciwszy zbiegł po schodach w dół do wejścia do jakiegoś lokalu mieszczącego się w piwnicy. Nad wejściem znajdował czerwony równoramienny trójkąt i wymalowane litery T.M.U.M. W pośpiechu zaczął walić pięściami w drzwi. Po chwili otworzył się malutki lufcik i cichy głos warknął :
- Czego ?
- To ja, Kocio. – oznajmił płaczliwie Manfred.
Po chwili drzwi otworzyły się ze zgrzytem i mości fryzjer zniknął we wnętrzu. Jako że początkowo nie podążyliście od razu za nim niski głos pogrążonego w ciemnościach oddźwiernego spytał :
- Wchodzicie czy nie? Bo zamykam...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo
Grabarz spojrzał z niepokojem najpierw na Pietera, potem na Humfrieda. Znając Kocia, zapewne przyprowadził ich do jakiegoś przybytku wątpliwej rozkoszy. Z drugiej strony na ulicy też nie mogli zostać, w każdej chwili istniało ryzyko napatoczenia się na oddział straży miejskiej. W końcu Naubhoff wszedł do środka, ale powoli i tak ostrożnie, rozglądając się czujnie, jakby wchodził co najmniej na cmentarz nawiedzony przez ghule. Coś mu mówiło, że wewnątrz nie będzie zbyt normalnie...
Grabarz spojrzał z niepokojem najpierw na Pietera, potem na Humfrieda. Znając Kocia, zapewne przyprowadził ich do jakiegoś przybytku wątpliwej rozkoszy. Z drugiej strony na ulicy też nie mogli zostać, w każdej chwili istniało ryzyko napatoczenia się na oddział straży miejskiej. W końcu Naubhoff wszedł do środka, ale powoli i tak ostrożnie, rozglądając się czujnie, jakby wchodził co najmniej na cmentarz nawiedzony przez ghule. Coś mu mówiło, że wewnątrz nie będzie zbyt normalnie...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
Humfried miał zdecydowanie dość znajomości z Kociem i jego jedynym marzeniem było teraz znaleźć się w ciepłym łóżku w jakiejś gospodzie z dala od rozjuszonych kibiców. Do tego widok faceta w stringach nie był zbyt apetyczny i zielarz, który poradził sobie ze smrodem kanałów, o mało nie puścił pawia, gdy zobaczył nagie pośladki Manfreda. Jako że nie było jak na razie wyjścia i aby się z tego wyplątać, trzeba było trzymać się razem, Humfried podążył za towarzyszami. Kocio zaprowadził ich do jakiegoś podejrzanego lokalu. Przez chwilę zielarz skrzyżował spojrzenie z Naubhoffem i najwyraźniej ich odczucia, co do tej speluny były podobne. „Cóż, chcąc nie chcąc…” Niepewnym krokiem ruszył za grabarzem starając się trzymać jak najbliżej niego.
Humfried miał zdecydowanie dość znajomości z Kociem i jego jedynym marzeniem było teraz znaleźć się w ciepłym łóżku w jakiejś gospodzie z dala od rozjuszonych kibiców. Do tego widok faceta w stringach nie był zbyt apetyczny i zielarz, który poradził sobie ze smrodem kanałów, o mało nie puścił pawia, gdy zobaczył nagie pośladki Manfreda. Jako że nie było jak na razie wyjścia i aby się z tego wyplątać, trzeba było trzymać się razem, Humfried podążył za towarzyszami. Kocio zaprowadził ich do jakiegoś podejrzanego lokalu. Przez chwilę zielarz skrzyżował spojrzenie z Naubhoffem i najwyraźniej ich odczucia, co do tej speluny były podobne. „Cóż, chcąc nie chcąc…” Niepewnym krokiem ruszył za grabarzem starając się trzymać jak najbliżej niego.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
-A nie mówiłem?- powiedział półgłosem do towarzyszy, gdy Kocio wdał się w jakże uroczą dyskusję z mieszkanką jednej z pobliskich kamienic. Pieter spodziewał się, że prędzej czy później do czegoś dojdzie, jednak nie spodziewał się, że aż tak prędzej. Ale nieważne. Ważne, że trochę się obmył, co prawda dalej śmierdział jak szambonurek (coś takiego!), ale przynajmniej już nie wyglądał jak szambonurek. A przytulać się do napotkanych osób nie zamierzał... W sumie i tak wolał wyglądać tak jak wyglądał, niż jak Kocio w tych swoich różowych majtach... Pieterowi przemknęło przez myśl, że jego matka zemdlała by na tak obsceniczny widok, a świętej pamięci ojciec wybuchnąłby gromkich śmiechem, tak jak miał w zwyczaju, gdy widział coś hmm... głupiego.
Ruszył szybkim krokiem za Kociem, z każdą minutą coraz bardziej żałując, że się wplątał w taką kabałę. A nie wygodniej by było miło spędzić wieczór, napić się czegoś, a z rana rozejrzeć się za robotą? Albo po prostu iść w diabły... Ale a propos diabłów to oczom Pietera ukazała się w końcu... piwnica? A w każdym razie jakaś knajpa o wyglądzie piwnicy. Coś niepokojącego było w tym lokalu... Ale ciężko było stwierdzić, co. No, ale mówi się trudno - Pieter po chwili wahania przekroczył próg owego "przybytku", kolejnej, i pewnie nie ostatniej nory, jaką tej nocy odwiedzi.
-A nie mówiłem?- powiedział półgłosem do towarzyszy, gdy Kocio wdał się w jakże uroczą dyskusję z mieszkanką jednej z pobliskich kamienic. Pieter spodziewał się, że prędzej czy później do czegoś dojdzie, jednak nie spodziewał się, że aż tak prędzej. Ale nieważne. Ważne, że trochę się obmył, co prawda dalej śmierdział jak szambonurek (coś takiego!), ale przynajmniej już nie wyglądał jak szambonurek. A przytulać się do napotkanych osób nie zamierzał... W sumie i tak wolał wyglądać tak jak wyglądał, niż jak Kocio w tych swoich różowych majtach... Pieterowi przemknęło przez myśl, że jego matka zemdlała by na tak obsceniczny widok, a świętej pamięci ojciec wybuchnąłby gromkich śmiechem, tak jak miał w zwyczaju, gdy widział coś hmm... głupiego.
Ruszył szybkim krokiem za Kociem, z każdą minutą coraz bardziej żałując, że się wplątał w taką kabałę. A nie wygodniej by było miło spędzić wieczór, napić się czegoś, a z rana rozejrzeć się za robotą? Albo po prostu iść w diabły... Ale a propos diabłów to oczom Pietera ukazała się w końcu... piwnica? A w każdym razie jakaś knajpa o wyglądzie piwnicy. Coś niepokojącego było w tym lokalu... Ale ciężko było stwierdzić, co. No, ale mówi się trudno - Pieter po chwili wahania przekroczył próg owego "przybytku", kolejnej, i pewnie nie ostatniej nory, jaką tej nocy odwiedzi.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Wchodząc w otwartą czeluść chwilowo nic nie widzieliście. Jedynie niejasno wyczuwaliście, że przechodzicie obok zwalistej postaci. Ciemność jednak nie trwała zbyt długo, po minięciu krótkiego korytarza weszliście do oświetlonej migającymi płomykami lamp oliwnych sali. Pomieszczenie było dosyć obszerne w wystroju ewidentnie przypominające dobrej jakości klub. Boazerie z ciemnego drewna na ścianach, loże ze skórzanymi kanapami i wreszcie oświetlony bar na środku mówiły, aż nadto wyraźnie o zamożności miejscowej klienteli. Nad barem wisiał potężny łeb wilka. Na oko dwa razy większy od naturalnego. W dodatku futro bestii było zabarwione na różowo, oczy zrobione z żółtych guzików, a z pyska zwisał długi, zrobiony z krynoliny purpurowy ozór.
Lokal o tej porze był pusty nie licząc czyszczącego kielichy przystojnego, ostro wymalowanego barmana, którego lekko spiczaste uszy świadczyły o elfiej domieszce we krwi.
- Jesteście znajomymi Kocia. – oznajmił bardziej niż zapytał niski, jakby leniwy głos za waszymi plecami.
Odwróciliście się by stwierdzić, że należy on do wielce oryginalnej persony. Na oko kobieta była gabarytów, których nie powstydziłby się ogr. Wysoka, zwalista w czarnej sukni, jej twarz prawie idealnie okrągła, z krótkimi kruczoczarnymi włosami i pieprzykiem powyżej uszminkowanych ust. Wprawdzie pod suknią rysowały się krągłości jędrnych piersi, ale nieco zbyt ostre rysy twarzy, jak i dziwnie jak na niewiastę niski głos sprawiał, że nie byliście do końca pewni płci tej osoby.
- Lea ! Jara ! – zakrzyknęła persona. –Weźcie ich do łaźni i zróbcie coś z tymi ich ciuchami. Śmierdzą tak, że wszystkich gości wystraszą.
Na te słowa z zaplecza wybiegły dwie osoby, tym razem z wyglądu kobiety. Podobne do siebie jak dwie krople wody. Niskie, ale całkiem zgrabniutkie. Ich wydekoltowane suknie pozwalały wam podziwiać wręcz idealną kulistość ich piersi. Dekolty były faktycznie głębokie, tak że nieomal widać było brązową aureolę wokół brodawek.
Uśmiechając się i szczebiocząc zaprowadziły was na zaplecze, do przebieralni i tam wśród śmiechów zręcznie pozbawiły was garderoby.
- Nie martwcie się chłopcy, możecie zostawić swoje rzeczy, tu nic nie ginie. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Hi, hi, hi. – zachichotała Lea. I zostawiwszy na ławach wasze wyposażenie zebrała brudne ubranie i buty, po czym wyszła pokoju. W tym czasie Jara podeszłą do was i wyciągnąwszy szminkę narysowała na piersi Pietera dziewiątkę, na klatce piersiowej Humfrieda piątkę, a na piersi Viggo szóstkę.
- Idźcie tym korytarzem do końca, tam jest łaźnia. – oznajmiła i również ona wyszła.
Cóż. Nie pozostawało Wam nic innego jak podążyć we wskazanym kierunku. Kocia jak dotąd nigdzie nie widzieliście.
Wchodząc do łaźni ogarnęły Was całe kłęby białej pary. Było wręcz gorąco i niesamowicie parno. Niemal natychmiast poczuliście jak na Waszych skórach zaperlił się pot. Po chwili mgła się rozwiała i mogliście dostrzec, że prócz Was w obszernym pomieszczeniu, a właściwie sali znacznie większej i wyższej niż ta z barem znajduje się grupa kilkudziesięciu kompletnie nagich facetów, a każdy z nich trzyma w dłoniach witki brzozowe. Wszyscy oni patrzą się w jednym kierunku. Na scenę. Podwyższenie sceny ozdobione było podobiznami wilków, z których rozwartych pysków wydobywały się nieustannie kłęby pary. Na scenę po chwili wyszła grupka krasnoludów, co zostało przyjęte gromkimi brawami. Wtoczono metalowe kotły i bębny. Jeden z brodaczy wystąpił i krzyknął by przebić się przez burzę oklasków.
- Chce zobaczyć wasze ciała, jak falują. Shake your boom boom, baby!! – zakrzyknął nie wiedzieć czemu po albiońsku.
To co było potem można by określić mianem „istne szaleństwo”. Krasnoludy zaczęły naparzać w blaszane kotły i bębny. Bum, bum, bum. Z organów zaczęły wydobywać się jakieś niesamowite, rytmiczne dźwięki. Golasy podskakiwały w rytm opętańczej muzyki. Po chwili zaczęli bezładnie tańczyć z impetem zderzając się ze sobą. Ktoś krzyknął „Pogo”.
- Yeah ! Yeah ! Yeah ! Yeah ! – darli się brodacze, darły się golasy w dodatku w rytm chłostając się wierzbowymi witkami, gdzie popadło, ale głównie po plecach. Jakby tego było mało z galerii umieszczonej nad salą inne krasnoludy zaczęły z cebrów lać na rozszalały tłum lodowato zimną wodę. I bardzo dobrze, bo w takich warunkach żadne serce, by nie wytrzymało tego tańca.
Co chwila ktoś na Was wpadał odbijając się i pędząc dalej. Co chwila jakiś golas siekał Was witką. Tak. Byliście w samym środku tłumu i korzystaliście z wszystkich atrakcji spotkania. Nie wyłączając lodowatych kąpieli. Jedno tylko było zdumiewające, że wymalowane numery nie schodziły. Z początku staliście blisko siebie, ale dość szybko Was rozdzielono.
Gdy utwór jak się zdawało osiągnął apogeum szaleństwa nagle się skończył pozostawiając w nienaturalnej ciszy rozedrgany tłum.
Odczekawszy, aż tancerze się uspokoją, po chwili na scenę wyszedł młody elf o delikatnych, dziewczęcych rysach twarzy. Doprawdy gdyby był w ubraniu można by go pomylić z dziewczyną, no ale nie był. Goły jak reszta swoim czystym, melodyjnym głosem oświadczył
- A teraz moi kochani wybierzemy królową i króla balu.
Wyciągnął z jakiejś misy pełnej kartek jedną na chybił trafił i oznajmił.
- Królem balu zostaje uczestnik z numerem ... – zawiesił głos - sześć. Viggo. Gorące brawa proszę.
Wokół grabarza nagle zrobiło się luźniej.
- A królową ... – zagadnał elf wyciągając karteczkę – Numer dziewieć. Pieter.
- Brawo ! – zakrzyknął jakiś facet, któremu van Halen najwyraźniej wpadł w oko.
- A teraz prosimy o kółeczko i maestro zaczynamy taniec przytulaniec dla królewskiej pary.
Wokół was utworzyło zwarte koło roześmianych życzliwie nagich mężczyzn. Rozległa się delikatna muzyka i elf zaśpiewał:
- Odnalazłam Ciebie w sobie. Już nie mogę Cię zapomnieć ...
Golasy to robiły zachęcające do tańczenia gesty, to mrugały porozumiewawczo, albo też lubieżnie się przyglądały.
Ponieważ zwlekaliście z tańcem elf przerwał i oznajmił.
- Och trzeba Was ośmielić. Gorzko ! Gorzko ! Gorzko !
Zawołał, a po chwili wołali już wszyscy.
Wyglądało na to, że zostały Wam dwa wyjścia - zatańczyć, albo się pocałować.
Lokal o tej porze był pusty nie licząc czyszczącego kielichy przystojnego, ostro wymalowanego barmana, którego lekko spiczaste uszy świadczyły o elfiej domieszce we krwi.
- Jesteście znajomymi Kocia. – oznajmił bardziej niż zapytał niski, jakby leniwy głos za waszymi plecami.
Odwróciliście się by stwierdzić, że należy on do wielce oryginalnej persony. Na oko kobieta była gabarytów, których nie powstydziłby się ogr. Wysoka, zwalista w czarnej sukni, jej twarz prawie idealnie okrągła, z krótkimi kruczoczarnymi włosami i pieprzykiem powyżej uszminkowanych ust. Wprawdzie pod suknią rysowały się krągłości jędrnych piersi, ale nieco zbyt ostre rysy twarzy, jak i dziwnie jak na niewiastę niski głos sprawiał, że nie byliście do końca pewni płci tej osoby.
- Lea ! Jara ! – zakrzyknęła persona. –Weźcie ich do łaźni i zróbcie coś z tymi ich ciuchami. Śmierdzą tak, że wszystkich gości wystraszą.
Na te słowa z zaplecza wybiegły dwie osoby, tym razem z wyglądu kobiety. Podobne do siebie jak dwie krople wody. Niskie, ale całkiem zgrabniutkie. Ich wydekoltowane suknie pozwalały wam podziwiać wręcz idealną kulistość ich piersi. Dekolty były faktycznie głębokie, tak że nieomal widać było brązową aureolę wokół brodawek.
Uśmiechając się i szczebiocząc zaprowadziły was na zaplecze, do przebieralni i tam wśród śmiechów zręcznie pozbawiły was garderoby.
- Nie martwcie się chłopcy, możecie zostawić swoje rzeczy, tu nic nie ginie. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Hi, hi, hi. – zachichotała Lea. I zostawiwszy na ławach wasze wyposażenie zebrała brudne ubranie i buty, po czym wyszła pokoju. W tym czasie Jara podeszłą do was i wyciągnąwszy szminkę narysowała na piersi Pietera dziewiątkę, na klatce piersiowej Humfrieda piątkę, a na piersi Viggo szóstkę.
- Idźcie tym korytarzem do końca, tam jest łaźnia. – oznajmiła i również ona wyszła.
Cóż. Nie pozostawało Wam nic innego jak podążyć we wskazanym kierunku. Kocia jak dotąd nigdzie nie widzieliście.
Wchodząc do łaźni ogarnęły Was całe kłęby białej pary. Było wręcz gorąco i niesamowicie parno. Niemal natychmiast poczuliście jak na Waszych skórach zaperlił się pot. Po chwili mgła się rozwiała i mogliście dostrzec, że prócz Was w obszernym pomieszczeniu, a właściwie sali znacznie większej i wyższej niż ta z barem znajduje się grupa kilkudziesięciu kompletnie nagich facetów, a każdy z nich trzyma w dłoniach witki brzozowe. Wszyscy oni patrzą się w jednym kierunku. Na scenę. Podwyższenie sceny ozdobione było podobiznami wilków, z których rozwartych pysków wydobywały się nieustannie kłęby pary. Na scenę po chwili wyszła grupka krasnoludów, co zostało przyjęte gromkimi brawami. Wtoczono metalowe kotły i bębny. Jeden z brodaczy wystąpił i krzyknął by przebić się przez burzę oklasków.
- Chce zobaczyć wasze ciała, jak falują. Shake your boom boom, baby!! – zakrzyknął nie wiedzieć czemu po albiońsku.
To co było potem można by określić mianem „istne szaleństwo”. Krasnoludy zaczęły naparzać w blaszane kotły i bębny. Bum, bum, bum. Z organów zaczęły wydobywać się jakieś niesamowite, rytmiczne dźwięki. Golasy podskakiwały w rytm opętańczej muzyki. Po chwili zaczęli bezładnie tańczyć z impetem zderzając się ze sobą. Ktoś krzyknął „Pogo”.
- Yeah ! Yeah ! Yeah ! Yeah ! – darli się brodacze, darły się golasy w dodatku w rytm chłostając się wierzbowymi witkami, gdzie popadło, ale głównie po plecach. Jakby tego było mało z galerii umieszczonej nad salą inne krasnoludy zaczęły z cebrów lać na rozszalały tłum lodowato zimną wodę. I bardzo dobrze, bo w takich warunkach żadne serce, by nie wytrzymało tego tańca.
Co chwila ktoś na Was wpadał odbijając się i pędząc dalej. Co chwila jakiś golas siekał Was witką. Tak. Byliście w samym środku tłumu i korzystaliście z wszystkich atrakcji spotkania. Nie wyłączając lodowatych kąpieli. Jedno tylko było zdumiewające, że wymalowane numery nie schodziły. Z początku staliście blisko siebie, ale dość szybko Was rozdzielono.
Gdy utwór jak się zdawało osiągnął apogeum szaleństwa nagle się skończył pozostawiając w nienaturalnej ciszy rozedrgany tłum.
Odczekawszy, aż tancerze się uspokoją, po chwili na scenę wyszedł młody elf o delikatnych, dziewczęcych rysach twarzy. Doprawdy gdyby był w ubraniu można by go pomylić z dziewczyną, no ale nie był. Goły jak reszta swoim czystym, melodyjnym głosem oświadczył
- A teraz moi kochani wybierzemy królową i króla balu.
Wyciągnął z jakiejś misy pełnej kartek jedną na chybił trafił i oznajmił.
- Królem balu zostaje uczestnik z numerem ... – zawiesił głos - sześć. Viggo. Gorące brawa proszę.
Wokół grabarza nagle zrobiło się luźniej.
- A królową ... – zagadnał elf wyciągając karteczkę – Numer dziewieć. Pieter.
- Brawo ! – zakrzyknął jakiś facet, któremu van Halen najwyraźniej wpadł w oko.
- A teraz prosimy o kółeczko i maestro zaczynamy taniec przytulaniec dla królewskiej pary.
Wokół was utworzyło zwarte koło roześmianych życzliwie nagich mężczyzn. Rozległa się delikatna muzyka i elf zaśpiewał:
- Odnalazłam Ciebie w sobie. Już nie mogę Cię zapomnieć ...
Golasy to robiły zachęcające do tańczenia gesty, to mrugały porozumiewawczo, albo też lubieżnie się przyglądały.
Ponieważ zwlekaliście z tańcem elf przerwał i oznajmił.
- Och trzeba Was ośmielić. Gorzko ! Gorzko ! Gorzko !
Zawołał, a po chwili wołali już wszyscy.
Wyglądało na to, że zostały Wam dwa wyjścia - zatańczyć, albo się pocałować.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Oszołomiony grabarz nie zdążył nawet zaprotestować, gdy został pozbawiony odzieży. Rzucił się rozpaczliwie za łopatą, porwaną z ubraniem przez Leę, jednak dziewczyna wymknęła mu się zręcznie z piskiem, sugerującym iż chodziło mu o coś kompletnie innego niż broń. Chciał za nią biec, jednak podróże po tym przybytku nago, bez nadzoru i z numerem wymalowanym szminką na piersi jakoś nie brzmiały jak dobry pomysł. Zakręcony kompletnie dał się zaprowadzić przez Jarę do łaźni. Tu dopiero, na widok tych wszystkich nagusów - wszystkich bez wyjątku płci męskiej - poznał swój błąd. Odwrócił się i rzucił do drzwi. Niestety, były zamknięte. W panice zaczął drapać drewno paznokciami, gdy na scenie pojawiły się krasnoludy. Z bijącym sercem, a oczami rozglądającymi sie czujnie - dość panicznie - czekał na to co się wydarzy, starając się do nikogo nie stanąć tyłem. I wtedy się zaczęło.
Muzyka - czy też raczej "muzyka" - była ogłuszająca. Woda - lodowata. Witki - bolesne. Rzucony w tłum, obracał się to w tą, to w tamtą stronę za każdym ciosem witki i dotknięciem nagiego ciała, co chwila doznając szoku termicznego pod wpływem wody. To było istne piekło.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Zmarnowany Viggo został postawiony naprzeciw Pietera. Ogłuszony, nie bardzo słyszał czego ci wszyscy ludzie od niego chcą. I nagle dotarło to do niego, wraz z rytmicznym skandowaniem potwornego (w tych okolicznościach) słowa Gorzko!
- O nie, nie ma k***a mowy! - ryknął.
Rozglądał się ze wściekłą desperacją wokół, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Niczym dzikie zwierzę zagonione w pułapkę bez wyjścia, nie mające już nic do stracenia. Jak mysz uwięziona w kącie przez kota, której pozostawała jedynie desperacja i zrodzona z niej siła, tak Viggo był teraz gotów użyć pięści przeciw każdemu z nagusów, który tylko się do niego zbliży. A w jego oczach błyszczało szaleństwo.
- Weszliśmy tamtędy - wskazał drzwi - i tamtędy wyjdziemy i żadnych ekscesów! Wy sie bawcie dalej my spadamy... możecie przeprowadzić losowanie jeszcze raz. - Ruszył w kierunku wyjścia gotów przyłożyc każdemu kto będzie chciał go zatrzymać - Idziesz? - zwrócił się do Pietera, choć ten chyba też nie planował zostać. Kocio ma przerąbane...
Oszołomiony grabarz nie zdążył nawet zaprotestować, gdy został pozbawiony odzieży. Rzucił się rozpaczliwie za łopatą, porwaną z ubraniem przez Leę, jednak dziewczyna wymknęła mu się zręcznie z piskiem, sugerującym iż chodziło mu o coś kompletnie innego niż broń. Chciał za nią biec, jednak podróże po tym przybytku nago, bez nadzoru i z numerem wymalowanym szminką na piersi jakoś nie brzmiały jak dobry pomysł. Zakręcony kompletnie dał się zaprowadzić przez Jarę do łaźni. Tu dopiero, na widok tych wszystkich nagusów - wszystkich bez wyjątku płci męskiej - poznał swój błąd. Odwrócił się i rzucił do drzwi. Niestety, były zamknięte. W panice zaczął drapać drewno paznokciami, gdy na scenie pojawiły się krasnoludy. Z bijącym sercem, a oczami rozglądającymi sie czujnie - dość panicznie - czekał na to co się wydarzy, starając się do nikogo nie stanąć tyłem. I wtedy się zaczęło.
Muzyka - czy też raczej "muzyka" - była ogłuszająca. Woda - lodowata. Witki - bolesne. Rzucony w tłum, obracał się to w tą, to w tamtą stronę za każdym ciosem witki i dotknięciem nagiego ciała, co chwila doznając szoku termicznego pod wpływem wody. To było istne piekło.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Zmarnowany Viggo został postawiony naprzeciw Pietera. Ogłuszony, nie bardzo słyszał czego ci wszyscy ludzie od niego chcą. I nagle dotarło to do niego, wraz z rytmicznym skandowaniem potwornego (w tych okolicznościach) słowa Gorzko!
- O nie, nie ma k***a mowy! - ryknął.
Rozglądał się ze wściekłą desperacją wokół, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Niczym dzikie zwierzę zagonione w pułapkę bez wyjścia, nie mające już nic do stracenia. Jak mysz uwięziona w kącie przez kota, której pozostawała jedynie desperacja i zrodzona z niej siła, tak Viggo był teraz gotów użyć pięści przeciw każdemu z nagusów, który tylko się do niego zbliży. A w jego oczach błyszczało szaleństwo.
- Weszliśmy tamtędy - wskazał drzwi - i tamtędy wyjdziemy i żadnych ekscesów! Wy sie bawcie dalej my spadamy... możecie przeprowadzić losowanie jeszcze raz. - Ruszył w kierunku wyjścia gotów przyłożyc każdemu kto będzie chciał go zatrzymać - Idziesz? - zwrócił się do Pietera, choć ten chyba też nie planował zostać. Kocio ma przerąbane...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
"Co to jest, do k**** nędzy??" - ta jakże rzutka myśl przemknęła Pieterowi przez głowę. Jakby ktoś mógł słyszeć tego dnia wszystkie jego myśli, to Pieter wyszedłby na skończonego chama i prostaka, a do tego skrajnego homofoba. To nie tak, że on nie lubi tych, no... W sumie nic do "nich" nie ma, ale pod warunkiem, że nie wtrącają mu się w życie... A ta ingerencja dzisiejszego dnia posunęła się znacząco za daleko.
Van Halen czuł się oszołomiony. Najpierw wystrojem sali, potem jedną "kobietą", potem następnymi, już prawdziwszymi, które zaciągnęły ich do łaźni. Zanim się zorientował, był goły... I tak jak reszcie, niezbyt mu się podobała obecna sytuacja. A dziewiątka na jego piersi już szczególnie mu się nie podobała. To zły znak...
Jest taka rzecz na świecie, która im wydaje się bardziej niewiarygodna, tym częściej się sprawdza. Przeczucie. I tym razem się nie myliło. Ba, to co Pieter ujrzał w łaźni przerosło wszystkie jego najgorsze wyobrażenia. Gdy zaczęła grać muzyka, Pieter starał się trzymać jak najbardziej przy ścianie... Z kilku, dość oczywistych, względów. Nie uratowało go to jednak przed laniem wodą i smaganiem brzozowymi witkami. Ale to było preludium do katastrofy, jaka miała za chwilę nastąpić. Zniewieściały elf ogłosił wybory króla i królowej "balu". Niewiadomo czemu, Pieter był niemal pewny, że w końcu padnie na niego... Zastanawiające, jakim powodzeniem u mężczyzn "cieszył" się tego wieczoru. Po ogłoszeniu jakże przewidywalnych (no cholera, co się dzieje? czemu życie kopie mnie po dupie?) wyników Pieter stanął naprzeciw Viggo, otoczony zwartym kołem mężczyzn... "mężczyzn"? "Sigmarze, widzisz i nie grzmisz" przemknęło mu przez myśl. I wtedy odezwał się Viggo, już wcześniej próbujący wyzwolić się z nieciekawej sytuacji. "Gorzko, gorzko" - skandował tłum. -ZAPOMNIJCIE!!!- ryk Pietera zawtórował głosowi grabarza. -Róbcie co chcecie, ale nas nie wciągnięcie w te swoje zabawy- spojrzał porozumiewawczo na Viggo. Powiedział do niego półgłosem -Spadamy, choćbyśmy się mieli przegryźć przez te drzwi-. Nie żartował, o nie, nie tym razem.
"Co to jest, do k**** nędzy??" - ta jakże rzutka myśl przemknęła Pieterowi przez głowę. Jakby ktoś mógł słyszeć tego dnia wszystkie jego myśli, to Pieter wyszedłby na skończonego chama i prostaka, a do tego skrajnego homofoba. To nie tak, że on nie lubi tych, no... W sumie nic do "nich" nie ma, ale pod warunkiem, że nie wtrącają mu się w życie... A ta ingerencja dzisiejszego dnia posunęła się znacząco za daleko.
Van Halen czuł się oszołomiony. Najpierw wystrojem sali, potem jedną "kobietą", potem następnymi, już prawdziwszymi, które zaciągnęły ich do łaźni. Zanim się zorientował, był goły... I tak jak reszcie, niezbyt mu się podobała obecna sytuacja. A dziewiątka na jego piersi już szczególnie mu się nie podobała. To zły znak...
Jest taka rzecz na świecie, która im wydaje się bardziej niewiarygodna, tym częściej się sprawdza. Przeczucie. I tym razem się nie myliło. Ba, to co Pieter ujrzał w łaźni przerosło wszystkie jego najgorsze wyobrażenia. Gdy zaczęła grać muzyka, Pieter starał się trzymać jak najbardziej przy ścianie... Z kilku, dość oczywistych, względów. Nie uratowało go to jednak przed laniem wodą i smaganiem brzozowymi witkami. Ale to było preludium do katastrofy, jaka miała za chwilę nastąpić. Zniewieściały elf ogłosił wybory króla i królowej "balu". Niewiadomo czemu, Pieter był niemal pewny, że w końcu padnie na niego... Zastanawiające, jakim powodzeniem u mężczyzn "cieszył" się tego wieczoru. Po ogłoszeniu jakże przewidywalnych (no cholera, co się dzieje? czemu życie kopie mnie po dupie?) wyników Pieter stanął naprzeciw Viggo, otoczony zwartym kołem mężczyzn... "mężczyzn"? "Sigmarze, widzisz i nie grzmisz" przemknęło mu przez myśl. I wtedy odezwał się Viggo, już wcześniej próbujący wyzwolić się z nieciekawej sytuacji. "Gorzko, gorzko" - skandował tłum. -ZAPOMNIJCIE!!!- ryk Pietera zawtórował głosowi grabarza. -Róbcie co chcecie, ale nas nie wciągnięcie w te swoje zabawy- spojrzał porozumiewawczo na Viggo. Powiedział do niego półgłosem -Spadamy, choćbyśmy się mieli przegryźć przez te drzwi-. Nie żartował, o nie, nie tym razem.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
Humfried mógł wiele wytrzymać. Bardzo wiele. Rozebranie go do naga, wrzucenie do łaźni pełnej gołych facetów i nawet te dzikie tańce, można było znieść. Ale oglądać dwóch całujących się facetów… to już było zbyt wiele. W momencie, gdy jego dwaj towarzysze zostali wybrani parą królewską i mieli się pocałować, Humfried nie wiedział, czy powinien płakać, czy się śmiać. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął głośnym perlistym śmiechem. Szybko jednak uspokoił się widząc, że jego kumple są w naprawdę niezręcznej sytuacji. Postanowił trzymać się tuż za nimi. „Jeśli w przypływie desperacji uda im się stąd wydostać, ja będę tuż za nimi”. Jednocześnie zaczął szybko trzeć czerwoną cyferkę, którą na klacie wymalowała mu jedna z tych malutkich dziewoi. Zdecydowanie nie było mu z nią do twarzy.
Humfried mógł wiele wytrzymać. Bardzo wiele. Rozebranie go do naga, wrzucenie do łaźni pełnej gołych facetów i nawet te dzikie tańce, można było znieść. Ale oglądać dwóch całujących się facetów… to już było zbyt wiele. W momencie, gdy jego dwaj towarzysze zostali wybrani parą królewską i mieli się pocałować, Humfried nie wiedział, czy powinien płakać, czy się śmiać. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął głośnym perlistym śmiechem. Szybko jednak uspokoił się widząc, że jego kumple są w naprawdę niezręcznej sytuacji. Postanowił trzymać się tuż za nimi. „Jeśli w przypływie desperacji uda im się stąd wydostać, ja będę tuż za nimi”. Jednocześnie zaczął szybko trzeć czerwoną cyferkę, którą na klacie wymalowała mu jedna z tych malutkich dziewoi. Zdecydowanie nie było mu z nią do twarzy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
Re: [WFRP] Adrenalina
Nastąpiła pełna konsternacji cisza. Milczały nie tylko golasy, ale i młody elf na scenie, który w dodatku rozdziawił zabawnie swoje uszminkowane usta. Nie spodziewano się tutaj takiego zachowania od kogoś, kto jeszcze przed chwilą w najlepsze brał udział w imprezie i którego traktowano jak swojego. Nikt was nie zatrzymywał i tłum się przed wami rozstąpił. Z początku zdziwienie w oczach mężczyzn przeszło w zakłopotanie, a potem w niechęć i złość. Zaczęli szeptać między sobą rzucając w wasze strony nie życzliwe spojrzenia. Gdy dotarliście do wejścia okazało się, że jest to ... wejście. Od strony sali nie było żadnej klamki, ani uchwytu. W dodatku drzwi były dokładnie dopasowane i nawet użycie łomu stanowiłoby problem. Nie było jak wyjść.
Tymczasem elf otrząsnął się z osłupienia i przywoławszy skinieniem ręki jakiegoś krasnoluda z grupy Children of Ulryk posłał go na zaplecze. Sam zaś dumnie podniósł głowę i zakomenderował :
- Chłopcy, ustawcie się do hymnu. Pokażemy obcym kim jesteśmy i że nie wstydzimy się tego. Gotowi ?
Mężczyźni przerwali dyskusję i z zadziwiającą dyscypliną ustawili się w luźnym szyku. Zadźwięczała dość skoczna jak na hymn muzyka i elf swoim czystym głosem podał pieśń :
Facet !
Jest miejsce gdzie możesz pójść.
Mówię facet.
Nie musisz być smutny.
Hej facet
Jestem pewien, że znajdziesz
Mę –ski spo-sób na za-ba-wę.
Fajnie jest w T.M.U.M.
Fajnie jest w T.M.U.M.
Gdy elf wyśpiewywał poszczególne litery, tłum naśladował swoimi ciałami litery i tak dla przykładu na „T” stawali na baczność prostując ręce na boku, na „M” pochylali się ustawiając ramiona pod kątem w dół, a na „U” podnosili je w górę. Robili to z synchronizacją, która ewidentnie świadczyła o częstych treningach.
Tymczasem na scenie pojawił się przyprowadzony przez krasnoluda nikt inny jak mości Manfred Kociubiński. Wyglądał w tym towarzystwie dosyć oryginalnie, bo jako jedyny miał cokolwiek na sobie, a mianowicie przepasany był jednym sporym białym ręcznikiem, podczas gdy drugi miał zawiązany na głowie w formie wysokiego koka.
Nie można było dosłyszeć słów, ale krasnolud coś mu tłumaczył oburzony, a Kocio coraz bardziej czerwony na twarzy słuchał z pokornie spuszczoną głową. Gdy brodacz skończył besztanie Manfreda, ten spojrzał na Was wściekle i machając energicznie ręką przywoływał Was do siebie.
Jedyne wyjście w zasięgu wzroku prowadziło przez scenę. Problem w tym, że scena była na wysokości rosłego człowieka i bez pomocy kogoś, kto by podsadził, albo wciągnął z góry nie było co marzyć o wdrapaniu się na nią.
Tymczasem elf otrząsnął się z osłupienia i przywoławszy skinieniem ręki jakiegoś krasnoluda z grupy Children of Ulryk posłał go na zaplecze. Sam zaś dumnie podniósł głowę i zakomenderował :
- Chłopcy, ustawcie się do hymnu. Pokażemy obcym kim jesteśmy i że nie wstydzimy się tego. Gotowi ?
Mężczyźni przerwali dyskusję i z zadziwiającą dyscypliną ustawili się w luźnym szyku. Zadźwięczała dość skoczna jak na hymn muzyka i elf swoim czystym głosem podał pieśń :
Facet !
Jest miejsce gdzie możesz pójść.
Mówię facet.
Nie musisz być smutny.
Hej facet
Jestem pewien, że znajdziesz
Mę –ski spo-sób na za-ba-wę.
Fajnie jest w T.M.U.M.
Fajnie jest w T.M.U.M.
Gdy elf wyśpiewywał poszczególne litery, tłum naśladował swoimi ciałami litery i tak dla przykładu na „T” stawali na baczność prostując ręce na boku, na „M” pochylali się ustawiając ramiona pod kątem w dół, a na „U” podnosili je w górę. Robili to z synchronizacją, która ewidentnie świadczyła o częstych treningach.
Tymczasem na scenie pojawił się przyprowadzony przez krasnoluda nikt inny jak mości Manfred Kociubiński. Wyglądał w tym towarzystwie dosyć oryginalnie, bo jako jedyny miał cokolwiek na sobie, a mianowicie przepasany był jednym sporym białym ręcznikiem, podczas gdy drugi miał zawiązany na głowie w formie wysokiego koka.
Nie można było dosłyszeć słów, ale krasnolud coś mu tłumaczył oburzony, a Kocio coraz bardziej czerwony na twarzy słuchał z pokornie spuszczoną głową. Gdy brodacz skończył besztanie Manfreda, ten spojrzał na Was wściekle i machając energicznie ręką przywoływał Was do siebie.
Jedyne wyjście w zasięgu wzroku prowadziło przez scenę. Problem w tym, że scena była na wysokości rosłego człowieka i bez pomocy kogoś, kto by podsadził, albo wciągnął z góry nie było co marzyć o wdrapaniu się na nią.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Widząc co wyprawiają ci goście, Viggo stwierdził podświadomie że cała ta sytuacja z Kociem i szukaniem Klosego to chyba jakiś koszmar, z którego nie może się obudzić. Najpierw kibole, potem śmierdzące kanały, a teraz co? Klub dla kochających inaczej w centrum Middenheim? Jedynie Pieter i Humfried wydawali się jacyś tacy realni. Może dlatego że jako jedyni z tej wesołej gromadki byli normalni. W sumie mogli się spodziewać że w końcu dzięki Kociubińskiemu trafią w takie miejsce. Nie zastanawiając się długo ruszył w kierunku sceny nie widząc innego wyjścia z tej gównianej sytuacji. Szedł czujnie, uważnie badając wzrokiem nagusów wokół, czy aby któryś się nie zbliży. I tak się obracając, by do żadnego nie być zwróconym ani przez chwilę tyłem. Grabarz był w widoczny sposób zestresowany, a jego pośladki były napięte jak te sznurki na statkach trzymające żagle. Obracał głową tak gwałtownie, że w każdej chwili mogło mu to grozić skręceniem karku. W końcu dotarł do sceny. I tu pojawił się problem. Otóż Viggo nie należał do wielkoludów a scena znajdowała się - jak to się mówi - "poza zasięgiem jego mozliwości".
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie był tak wściekły. Na widok Kocia nozdrza zaczęły mu pulsować a ręce bezwiednie zaciskał w pięści. Kiedy tylko znajdą się na osobności, szanowny Kocio nauczy sie co to godność... Gdy zobaczył kompanów za sobą, zrobił im stopkę.
- Wskakujcie, trzeba stąd spadać... - kiedy byli już na górze Viggo sam wyciągnął doń rękę domagając sie w ten sposób pomocy. Znalazłszy się na podium ruszył bezcermonialnie w kierunku drzwi. Przechodząc obok Kocia jednym ruchem ściągnął mu z głowy ręcznik i owinął sie nim w pasie.
- Później się policzymy! - syknął nie zatrzymując się, wyjście było tuż tuż i zamierzał je osiągnąć, zanim jeszcze komuś wpadną do łba jakieś głupie pomysły. Kiedy to się stało i sala z koszmarnego snu stała sie jedynie wspomnieniem z ulgą oparł się o ścianę i odetchnął głęboko. Teraz tylko odzyskać ubranie.
Widząc co wyprawiają ci goście, Viggo stwierdził podświadomie że cała ta sytuacja z Kociem i szukaniem Klosego to chyba jakiś koszmar, z którego nie może się obudzić. Najpierw kibole, potem śmierdzące kanały, a teraz co? Klub dla kochających inaczej w centrum Middenheim? Jedynie Pieter i Humfried wydawali się jacyś tacy realni. Może dlatego że jako jedyni z tej wesołej gromadki byli normalni. W sumie mogli się spodziewać że w końcu dzięki Kociubińskiemu trafią w takie miejsce. Nie zastanawiając się długo ruszył w kierunku sceny nie widząc innego wyjścia z tej gównianej sytuacji. Szedł czujnie, uważnie badając wzrokiem nagusów wokół, czy aby któryś się nie zbliży. I tak się obracając, by do żadnego nie być zwróconym ani przez chwilę tyłem. Grabarz był w widoczny sposób zestresowany, a jego pośladki były napięte jak te sznurki na statkach trzymające żagle. Obracał głową tak gwałtownie, że w każdej chwili mogło mu to grozić skręceniem karku. W końcu dotarł do sceny. I tu pojawił się problem. Otóż Viggo nie należał do wielkoludów a scena znajdowała się - jak to się mówi - "poza zasięgiem jego mozliwości".
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie był tak wściekły. Na widok Kocia nozdrza zaczęły mu pulsować a ręce bezwiednie zaciskał w pięści. Kiedy tylko znajdą się na osobności, szanowny Kocio nauczy sie co to godność... Gdy zobaczył kompanów za sobą, zrobił im stopkę.
- Wskakujcie, trzeba stąd spadać... - kiedy byli już na górze Viggo sam wyciągnął doń rękę domagając sie w ten sposób pomocy. Znalazłszy się na podium ruszył bezcermonialnie w kierunku drzwi. Przechodząc obok Kocia jednym ruchem ściągnął mu z głowy ręcznik i owinął sie nim w pasie.
- Później się policzymy! - syknął nie zatrzymując się, wyjście było tuż tuż i zamierzał je osiągnąć, zanim jeszcze komuś wpadną do łba jakieś głupie pomysły. Kiedy to się stało i sala z koszmarnego snu stała sie jedynie wspomnieniem z ulgą oparł się o ścianę i odetchnął głęboko. Teraz tylko odzyskać ubranie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
