[Świat Mroku] Chicago

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

To ciekawe jak pewne wydarzenia mają wpływ na naszą przyszłość. Co jeśli dziś spóźnisz się na autobus, a następnego dnia odkryjesz że miał miejsce wypadek na właśnie tej linii? Czy nazwiesz to przypadkiem, albo szczęśliwym zrządzeniem losu?
Teraz pomyśl czemu spóźniłeś się na autobus… Może postanowiłeś dłużej myć zęby? Czemu to robiłeś? Może twoja atrakcyjna koleżanka podśmiewała się z przyjaciółmi z ich żółtego koloru?

Czemu wampir Dedal szedł teraz między biurkami, na sześćdziesiątym trzecim piętrze McLean Electronix? Czy Angus choć raz mu nie uwierzył, czy ostro krytykował jego metody? Czy pisnął choć słowo o zastąpieniem go jego własną córką?
Nie… Jednak ten wampir wiedział że skończył się czas na słowa. Zarówno on jak i Angus, mieszali w swoją intrygę Księcia. Uważny obserwator zauważyłby w tym aż za wielki „przypadek”.

Krwiopijca uśmiechał się pod nosem, lecz jego myśli wypełniała ponura determinacja. Co jeśli już wcześniej planował pozbyć się starego Szkota? Co jeśli pozostali krewni tańczą jak kukiełki w jego teatrzyku?
Zbliżał się do masywnych, metalowych drzwi. W prawej ręce ściskał mocno pochwę swego miecza.

- Śmierć, moja droga, puka jednako. – Mruknął cicho do swojego niewidzialnego rozmówcy.

Puk, puk.

Słuchawka runęła na podłogę. Telefon wykonano z recepcji. A więc już tu są…

Rozlega się pukanie do drzwi. Wampir odwraca się szybko, spoglądając panicznie ku drzwiom wejściowym. Te otwierają się gwałtownie, uderzając o ścianę.
W przejściu stoi uśmiechnięty Dedal.
- Nie spodziewałem się ciebie tak szybko, stary przyjacielu. – Wymówił Angus, siląc się na spokój.

- Widzisz, stary przyjacielu… To było nieuniknione że tu przybędę. – Odpowiedział mu nieśpiesznie wampir, robiąc kilka kroków do przodu i zamykając drzwi.

Zamykając je na hasło.

- Czyżby sprawa morderstw się wyjaśniła? To dobrze że możesz już tu bezpiecznie wrócić. – Odezwał się po chwili McLean, ostrożnie poruszając się w stronę komody. I rewolweru który był tam ukryty.

- Tak, policja złapała „prawdziwego” zabójcę i trzyma go w areszcie w tym momencie. Lecz niestety… Zostałem uwikłany w nową rzeź. – Dedal spuścił wzrok, po czym przejechał palcami po rękojeści katany.

- To znaczy? – Rzucił Szkot, nagle nieruchomiejąc i wpatrując się w swego byłego pracownika, jakby ten zaraz miał się na niego rzucić.

Pieprzyć to. Teraz ręka starego wampira szukała pośpiesznie broni. Byle tylko –

- GAAAH! – Ryczy McLean!

Dedal znajdował się tuż za nim. Wciąż się uśmiechał.

- Zdaje mi się że czeka nas poważna rozmowa. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda? Pora się odprężyć, prawda? – Spokrewniony zaczął go atakować słowami, sprawiając że stary cofał się w szczerym, niemalże zwierzęcym przerażeniu.

- Na pewno znajdę temat, który odpowiednio odebrany, potwornie cię rozerwie.

- HEKTOR! BAO! POMOCY! – Krzyczy Angus i rzuca się do ucieczki!

Dobiega do drzwi, lecz te są chronione hasłem Dedala! Gdy się odwraca, wampir jest już za nim! Co dziwne, nie atakuje, lecz biega za nim gdy ten próbuje ucieczki. Bawi się z nim w najokrutniejszą wersję zabawy w kotka i myszkę.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

Czuła, że On może już tutaj być, było to jak dość przyjemne mrowienie i swędzenie pod skórą. Zwykłe przeczucie czy raczej coś więcej? To nie było istotne, musiała stąd wyjść! Drzwi zapewne by nie ruszyła, wolała nawet nie próbować... Rozejrzała się po pokoju i w końcu znalazła - wejście do przewodów wentylacyjnych. Po kratce doszła do wniosku, że są dość duże, by się tam zmieściła.

- W filmach zawsze każdy się mieści - pomyślała na głos.

Prychnęła, gdy okazało się, że jest ledwie kilka centymetrów za niska, by dosięgnąć i musiała się wrócić po krzesło. Była z lekka wkurzona, ale weszła na nie i po kilku mocniejszych szarpnięciach kratka puściła. Zdziwiła ją jej własna siła, ale ponoć wampiry były i szybsze i silniejsze. Ponoć?

Zaśmiała się głośno.

Wystarczyło spojrzeć na Dedala... Potrząsnęła głową, by się nie rozpraszać takimi myślami i podwinęła lekko rękawy. Weszła do klimy i kaszlnęła. Ile tu było kurzu! I po chuj ona oddychała?

- Yo, martwa jesteś, po prostu nie oddychaj - powiedziała sama do siebie.

Zaczęła iść na czworaka, kierowała się na pokój Angusa. Nie przypuszczała jednak, że te małe korytarze będą tak zawiłe i nie koniecznie zgodne z tymi na dole. Błądziła przez jakiś czas, w końcu trafiła tam, gdzie chciała. Obserwowała uganianie się Dedala za Szkotem z szerokim uśmiechem na ustach. Gdy zaczął wzywać pomocy, wypchnęła kratkę i zeskoczyła na dół.

- Yo - przywitała się i zaczęła otrzepywać z kłębów kurzu. - Stary, ale ty tam masz syf!

Powiedziała z wyrzutem. Choć była ubrana na czarno, każda część jej garderoby, którą dotykała do szybu, była teraz szara. Nie mówiąc już o dłoniach czy kolanach... Ouz cały czas obserwowała Szkota, powoli uśmiech z jej ust zniknął.

- Kłamca - syknęła i cmoknęła spluwając na podłogę.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

No tak.
Wiadomo było, że coś się spieprzy.

Była ubrana w pomarańczową, jedwabną bluzkę i zielone, jedwabne spodnie. Ciuchy takie jak te, które miała na sobie przybywając tu pierwszy raz.
Idealne do walki.

Czarne trampki numer 36 zniosły ją po schodach. Dłużej czekałaby na windę, niż zbiegała po schodach. Drzwi. Zamknięte. To zza nich rozlegał się krzyk.
- Dedal - wyszeptała sama do siebie.

Ciąg myśli przepłynął przez jej głowę z niesamowitą prędkością. Angus, wampir, który pozwolił jej zacząć w tym mieście. A naprzeciw niego Dedal.
Wampir, który jednym ruchem ręki może z nią skończyć.

Czarne trampki niczym wicher zaniosły ją do windy. Pan McLean umrze. A Dedal nie należy do tych, którzy oszczędzają życie. Więc trzeba uciekać.

Uciekała.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hector Ambelly
Śmierć czai się za każdym rogiem.
Hektor się nie jej nie boi. On jej szuka.
Każdy kto służy – musi chronić. Każdy kto chroni – musi umrzeć. Każdy kto umiera – otrzymuje szansę odkupienia. Hektor więc, gdy nikt nie patrzył, płakał ze szczęścia i dziękował losowi, iż mógł dostapić łaski i mieć szansę chociaż częściowej spłaty swego długu. Długu który napełniał go rozpaczą. Który powodował, że miast być u boku swego ukochanego ojca – służył znajomemu swego błogosławionego stwórcy. Miłość i Nienawiść przeplatają się targając duszę wampira. Duszę człowieka.

Guarding yourself from the love of another
Left you with nothing tonight
Why does it sound like the devil is laughing
Leaving me haunted tonight
You did decide!


Biegł, ściskając broń w bladej dłoni. Na cóż mu ona wobec przeciwnika przed którym drży sam Angus McLean, persona o żelaznym wręcz, nienagannie szkockim charakterze? Hektor przecież wiedział z kim przyjdzie mu się zmierzyć – prędzej czy później Dedal dostałby się do budynku. Jak widać – zdecydowanie prędzej. Taki świat.
Chwila, ktoś biegnie! Z coraz bliższej odległosci dobiegają miarowe odgłosy stukających butów. Czyżby panu Angusowi udało się uciec? A moze to polska, zdradziecka suka? Albo.. sam Dedal? Hektor odbezpieczył broń.

You were bold and strong, and ready to begin your life
All for nothing, you were sacrificed
You began alone, and so it will be when you die
All for nothing, will you be remembered?
You did decide!


Zhou! Chinka migneła malkavianinowi tylko na ułamek sekundy – była znacznie szybsza od Hektora – jednak nie sposób było ją pomylić z kimkolwiek innym. Zdradziecka, żółta morda! Jeszcze się z nią policzy. Przez moment Hektor zastygł w miejscu na twarzy malując grymas bedącym zapewne triumfalną odmianą uśmiechu. Tylko on w tej nędznej grupie, skupionej wokół McLeana, zachował jeszcze zdrowe zmysły i przytomny umysł. Tylko on – ale nikt nie słucha Hektora. Nigdy nie słucha. Nikt. Nikt nie słucha. Nikt, no zupełnie nikt.
Hektor po raz pierwszy w życiu poczuł chęć rozmowy, podzielenia z innymi tym co myślał. Przez chwilę.
Ale nic nie jest wieczne.
Biegł.

Ever haunted, by the trappings of this life
Sweet redemption, just in front of me
Well now, it seems once again that I've lost another
One of the one's that have broke through the wall
Damned
Fate won't compromise
I have sold my soul,
And now the devil's laughing
You did decide


Nie będzie żadnych kompromisów. Dedal się nie zaśmieje.
To Hektor zadecyduje co robić.
I jak zginąć.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Bieg.

Buty uderzają o podłogę. Wokół cisza.

Chociaż nie… To tak, jakby wszystko wokół zamilkło i wstrzymało oddech. Nic się teraz nie liczy, oprócz celu jaki obrał umysł.

Zhou ucieka. To na nic, bo temu łowcy jeszcze żadna zwierzyna nie nawiała. A dziś w menu chińszczyzna.

Hektor biegnie. To na nic, nie ma szans w starciu z Dedalem.

I tak się to właśnie kończy. Mieli takie plany, ważne spotkania i wielkie transakcje. A przez ślepą dumę jednego starego Szkota, czeka ich wszystkich jednostronna podróż do piekła.

Nie można zabić tego, co już raz umarło.

Malkavianin zaciska swoją zimną dłoń na broni, naciskając lekko spust. Sekundy wleką się niemiłosiernie, a wszystko wokół się rozmywa. Zimny pot leje się po jego czole, a małe włoski na rękach podnoszą się.

Wang Bao już nie myśli. Teraz liczy się tylko przetrwanie. Nie Anna, nie Hektor ani Angus. Liczy się tylko jej własny, zimny tyłek. I tak nie ucieknie… Ale musi spróbować.

Ambelly wrzeszczy, choć nie słyszy własnego głosu. Całą masą swojego ciała uderza w drzwi i skacze w dół, obijając się o schodki. Broń znajduje swój cel…


- Angus? – Szepcze jakby z niedowierzaniem wampir, wciąż trzymając wyciągniętą dłoń z karabinkiem.
- Ten pieprzony Rusek mnie nie docenił. I co? Skończył jako kolacja. – Odpowiedział mu McLean, rozkładając się na fotelu. Jego koszula była rozdarta w kilku miejscach, a z ust spływały stróżki krwi. W poręcz fotela wbita była katana Dedala.

Obok stała Ouzaru, trzymając drewnianą laskę Szkota, której koniec był wyciosany tak, by mogła służyć również jako kołek. A końcówka również była zakrwawiona.
Hektor nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego płonące ogniem nienawiści oczy wbijały się niczym igły w Annę. Jej twarz nie zdradzała nic. Żadnych emocji, nawet żadnego przejęcia tym co właśnie zrobiła.

Malkavianin wstał, lecz nie schował swojej broni. Niedaleko szklanego stołu, tuż pod stopami Angusa leżała na podłodze kupka kości i popiołu. Ventrue uśmiechnął się do swojego szofera swoim zwyczajnym uśmiechem.
- Anna to świetnie rozegrała. Dedal był taki pewny, że może jej całkowicie zaufać… Tak pewny, że nie przewidział ciosu w plecy. – Powiedział powoli starzec, wycierając krew z ust rękawem.

- Teraz idź i złap Zhou, zanim ją zgubimy. Powiedz jej że przebaczam jej zdradę… A o zadośćuczynieniu porozmawiam z nią na osobności. – Powiedział Angus spokojnym tonem, zupełnie jakby tą mowę miał spisaną na kartce.

- Idź! Zanim opuści budynek!


Drzwi windy otwierają się. Wokół ani śladu żywej duszy. Wszystko tak jak powinno być…

Nie licząc przewróconego krzesła. Ktoś musiał się o nie potknąć, gdy uciekał. Czyżby Szyper spóźnił się na imprezę?

Pip-Pip!

Pager się odezwał. Frank sięga do kieszeni.

„Uciekaj. I kup sobie garnitur.”
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Gwałtowny zakręt. Przewrócone krzesło wyłamuje się z harmonii tego miejsca.
Psuje feng shui.
Albo, jakby powiedział człowiek zachodu: na kilometr śmierdzi podstępem.

Wampiry nie przeżyłyby, gdyby nie wykształciły organicznej paranoi. A już na pewno nie Zhou.

Ominąć krzesło szerokim łukiem. Wezwać Bestię tkwiącą wewnątrz i przyspieszyć bieg. Szybciej do drzwi, szybciej, szybciej!

Zniknąć za rogiem, w zaułku.

A co będzie potem, to już zupełnie inna piosenka...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hektor Ambelly
Angus. Żyje.
Dedal. Trup.
Hektor? Służy.

A może odwrotnie?

Hektor obrócił się na pięcie i ruszył wprost do windy. Zbiegając po schodach i tak jej nie dogoni. Właściwie – w ogóle nie ma szans by dogonic Zhou - nie gdy próbuje uciec przed Sprawiedliwością. Żółtki tak mają – to typowe dla tej podrzędnej, psiej rasy. Właściwie nawet nizszej od psiej – w końcu te skurwy.. kanalie pożeraja psy i europejskie dzieci. Hektor miał czasem ochotę wsiąść do samolotu i zrobić porządek w ich własnym zapchlonym gnieździe. Tak, może by wreszcie zrozumieli właściwą hierarchię? Pewnie nie – kundla nie uczynisz rasowym psem nawet po wizycie u Dr. Doitle. Ale zawsze pozbedziesz się paru obsrańców.

Angus kazał przebaczyć. No tak, staremu coś ostatnio stale odbija. Po co właściwie jeszcze... Och, gadanie do siebie to objaw schizofremii – czas z tym skończyć. Trzeba słuchać się szefa. Prawda?

Drzwi do windy otworzyły się.
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Wampirzyca

Jej spokój i opanowanie były całkowite, nawet jak przeszła przez pokój i podeptała butami kupkę popiołu. Usiadła na szklanym stole, owinęła zakrwawiony kołek-laskę swoim długim rękawem i jednym szybkim pociągnięciem go oczyściła. Nadal nie odzywając się ani słowem rzuciła laskę staremu, a on złapał ją bez większych problemów płynnym gestem dłoni i błyskawicznym ruchem ręki.

"Stary będzie następny" - pomyślała chłodno Wampirzyca, ale nawet na niego nie spojrzała, ani nie drgnęła.

Teraz czekali jeszcze, aż Hektor wróci to z Zhou i pewnie Szkot zacznie dalej snuć swoje plany i pleść pajęczynę intryg. Szczerze ją to obchodziło tak bardzo, jak to, co właśnie przed chwilą zrobiła. Czyli wcale.

Wstała i podeszła powoli do fotela, gdzie siedział stary wampir. Sięgnęła dłonią po katanę i wyszarpnęła ją z oparcia. Chwilę ważyła w dłoni przyglądając się jej uważnie.
- Anna - powiedziała w końcu Wampirzyca. - Hmm... śmierć puka jednako... do wszystkich drzwi.

Odwróciła się plecami do Angusa i nie zwracała już na niego uwagi, w sumie nawet wcześniej on dla niej tutaj nie istniał. Tak samo jak reszta tych śmiesznych Dzieci Nocy, zakichanych wampirków uważających się za panów życia i śmierci.

"A kto tobie dał prawo decydować?" - pomyślała i zerknęła na spopielone zwłoki Dedala.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

- Aniu. – Odezwał się za Ouzaru Angus.

Ta stanęła w miejscu, czując jak coś pożera ją od środka. Ściskała w dłoni miecz Dedala, trzymając go za ostrze. Niemal czuła jak stal wbija się w jej ciało, niczym kuchenny nóż w masło.

- Zwróć mi ostrze. – Rozkazał Ventrue, wyciągając leniwie otwartą dłoń.

Ouzaru odwróciła się na pięcie i bez słowa rzuciła kataną w Szkota, jakby wyrażała cały swój gniew, całą swoją nienawiść. Widziała jak miecz przebija jego czoło, a kawałki mózgu rozpryskują się po jego garniturze, a na szklany stół wycieka posoka. Widziała jego zastygłą w mieszanym grymasie zdziwienia i strachu twarz, gdy jego ciało powoli zamieniało się w proch.

Ale tak naprawdę, to nadal tam stała. Podeszła do starego, po czym skłoniła przed nim głowę i oddała „Annę” w jego ręce.

13 Maja, 1991 rok.

- „… Szokujące wiadomości z centrum Chicago. W siedzibie firmy McLean Electronix doszło do aresztowania psychopatycznego zabójcy, pracującego jako ochroniarz w tejże korporacji. Pięćdziesięcioletni Gregory Carpenter, został złapany na gorącym uczynku, podczas brutalnego morderstwa jakiego dokonywał na koledze z pracy, Peterze Sullivanie. Oficerowie policji donoszą, że ofiara została częściowo zjedzona. Nasz redakcyjny kolega komentuje to wydarzenia, jako żywcem wyjęte z najgorszego horroru…”

Pstryk.

Blada ręka sięgnęła po pilota i wyłączyła telewizor.

- Walterze, powiadom resztę że już czas.

Lokaj stał z boku. Opierał się o ścianę. Trzymał się za głowę. Jego oczy były wielkości pięćdziesięciocentowych monet. Drżał, lecz szeroki uśmiech nie znikał z jego twarzy. Kropelki krwi kapały na podłogę, a część na jego biało-czerwony strój i czarne spodnie. Nie odzywał się.

- Zresztą… Sam to zrobię. – Angus wstał, poprawił garnitur, sprawdził położenie krawatu, po czym podszedł do sługi. Pchnął go lekko, a on upadł na podłogę. Drżał. Szeroki, rozmazany uśmiech od ucha do ucha widniał na jego twarzy, a kropelki spływały na perski dywan.


Kwadrans później, wszyscy siedzieli już w limuzynie. Zhou wpatrywała się w swoje pantofelki. Ubrana była w czarną suknię, podobnie jak Ouzaru, która swoje wielkie oczy wlepiała w przyciemnianą szybę, licząc światełka na zewnątrz. Hektor prowadził, jak zwykle.

- No i dotarliśmy aż tutaj… Te kilka nocy wydawały się wiecznością, prawda? – Nawiązał rozmowę Angus, nie adresując ją do żadnej specyficznej osoby.

- Lisa będzie zadowolona. Don Vito będzie zadowolony. Nasz mości Książe także. A przede wszystkim… Ja będę bogatszy, a to mnie czyni zadowolonym. – Wyszczerzył kły wampir, udając chytry uśmiech. Tak naprawdę, to wszystkie jego miny były udawane.

- Was także nie ominie nagroda, o to się nie martwcie. Idziecie prosto po waszą nagrodę…

Na przednim siedzeniu Hektor zmarszczył czoło, zupełnie naturalnie i odruchowo.

Po godzinie jazdy byli już na miejscu. Na obrzeżach miasta, stojąc lekko na uboczu tych wszystkich typowych osiedli identycznych domków. Wokół stało mnóstwo różnych samochodów, od starych Fordów zaczynając, na eleganckich limuzynach kończąc. Budynek jednak nie pasował do tego całego przepychu… Wyglądał bardziej na dom weselny, niż na luksusową willę władców półświatka.

Przy wejściu stało dwóch goryli w garniturach, z muszkami zamiast krawatów. Nad nimi wisiała długa, biała wstęga z napisem:

„Tanti augare a te Vito!”

Angus wysiadł z samochodu. Rozejrzał się wokół i poczekał aż reszta pójdzie w jego ślady. Niedaleko dalej, kilka innych osób także opuszczało pojazdy. Wśród nich, znajdowała się także samotna postać, ubrana w niechlujny garnitur. Mężczyzna zdjął marynarkę, po czym przewiesił ją sobie przez ramię.

McLean spojrzał się do góry, obserwując przez moment gwieździste niebo.
- Ruszajmy. Hektor ma nasze zaproszenia… Jeśli jesteście głodne moje panie, czujcie się swobodnie i częstujcie się. Włoska kuchnia jest wspaniała. – Powiedział wesoło do Anny i Zhou, odsłaniając na chwilę swoje kły.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Wampirzyca

Całą drogę milczała, światełka za oknem hipnotyzowały ją wręcz. Pochłonięta swoimi mrocznymi myślami tylko raz przelotnie spojrzała się na Zhou. Teraz Chinka mogła mieć pewność, że osoba siedząca z nią w aucie nie jest już tą samą Anną czy Ouzaru, lecz zupełnie kimś innym. O pustym, zimnym i nieprzyjemnym spojrzeniu.

- Was także nie ominie nagroda, o to się nie martwcie. Idziecie prosto po waszą nagrodę… - powiedział stary, ale nie spotkał się z żadną odpowiedzią ze strony Wampirzycy.
Nawet nie oderwała wzroku od okna, po prostu tam siedziała. Choć spokojna, czekała na moment, chwilę...

"Zabiję was wszystkich" - pomyślała i cień uśmiechu pojawił się na ułamek sekundy na jej ustach.

Wysiedli z samochodu, była ubrana w długą czarną suknię, miała oczy pomalowane na ciemno i usta zaznaczone krwistą szminką. Włosy lekko upięte do góry i puszczone na kark opadały kaskadą lekkich fal. Rozejrzała się po miejscu i skrzywiła niezadowolona.

Wodziła wzrokiem po budynkach, samochodach i zebranych tu osobach. Kilka razy przelotnie spoglądała na Angusa, jak bardzo chciała mu wydrapać serce, wiedziała tylko ona.

W środku Anna i Ouzaru toczyły zawzięty bój. Jedna szalała z radości po śmierci Dedala, druga zatapiała się w bezkresnej rozpaczy po swym ukochanym ojcu. Co kilka chwil Wampirzycą targała pojedyncza drgawka, jakby jej było zimno lub za chwilę miała wybuchnąć. To drugie było bliższe prawdy.

Przymknęła oczy, uspokoiła się. Póki co.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Przez całą drogą przyglądała się swojej sukni. Czuła się bardzo, bardzo, bardzo nieswojo.
Może nawet jeszcze bardziej.

W efekcie nie zwracała uwagi na otoczenie, tylko badała suknię, sprawdzając gdzie należy ją rozerwać, żeby zmarnować na to jak najmniej czasu, a uzyskać jak największą swobodę ruchów. Bo jeśli chodzi o buty, wystarczyło tupnąć łamiąc obcas, i już od biedy nadawały się do kopania.

Wysiadka z samochodu. Coś tu śmierdzi.
Wszystko tu śmierdzi!

Ruszyła za panem McLeanem. Poprawiła dłonią Jadeitowego Smoka, jak zwykle schowanego pod rękawem. Ludzie i wampiry. Wampiry i ludzie. Jakie mam mieć kości?
Na razie zdecydowała, że wampiry są większym zagrożeniem, niech więc kości będą jadeitowe.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hektor
Wczorajsza noc to dzisiejszy wieczór – oczywiscie, że tak. Hektor jest tego pewny. Absolutnie. Co prawda wszystko.. za szybko, taak.. O! Znajome twarze! Hektor siedzi przed kimś kogo zna. Angus? Anna? Zhou? Nieee... Hektor uśmiechnął się krzywo. Nieee.. Wyrwać kajdany, wyrwać.
Stój! Uspokój się! Skoncentruj!
Ambelly wyszedł z samochodu i otworzył drzwi swoim pasażerom i spokojnym, zrównoważonym krokiem podszedł do dwóch włoskich dryblasów.
- Zaproszenia, dla Pana McLeana i jego gosci. Proszę. - powtórzył wyuczoną formułkę.
- Dziękuje, dziękuje – Wszystkiego najlepszego – Panie Angusie, będę w pobliżu – Przepraszam panią – Nie ma problemu – Jestem z szanownym Panem McLeanem – Tak, też się cieszę – Oczywiscię, to dla mnie przyjemność. - wyuczone formuły, zwroty grzecznościowe – Hektor miał się zachowywać, Angus przykazał. A gdyby tak nie?
Gdyby wyjął teraz schowaną w marynarce broń i skosił połowę śmierdzących Włochów? To by było takie.. spontaniczne. Gdyby pożywił się tą kruczowłosą pięknościa w zielonej sukni? Albo tym irytujacym kelnerem? Tutaj, przy wszystkich.. A potem poodcinać im głowy.
Hektor splunął mimowolnie.
Dość już uległości. Dosć poddańczej służalności. Dość Ambelly'ego.
Hektor zmrużył oczy.
I znowu był wiernym sługą.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Kwadrans minął, nim gwiazda wieczoru zajęła honorowe miejsce przy stole, kąpiąc się w salwie braw, wiwatów i fałszywych życzeń długowieczności. Ouzaru trzymała się blisko Zhou, która sprawiała wrażenie spłoszonej, i niezadowolonej z towarzystwa szalonej wampirzycy. Hektor trzymał się na uboczu, wymieniając fałszywe uprzejmości z zaczepiającymi go gośćmi. Część z nich pewnie się zastanawiała, co to za kuzyn którego jeszcze nie poznali…

Gdy nadszedł czas, Angus odszukał swoją świtę i poprowadził ją do stołu przy którym zasiadał Don Vito Cavoletti, znany wśród *Rodziny* jako Don Giovanni.


Muzyka, taniec i śpiew! Kolejne pary wychodzą na parkiet, oddając się magii delikatnych dźwięków pianina i skrzypiec. Młoda, elegancko ubrana włoszka śpiewa coś w swoim ojczystym języku. Cokolwiek to jest, wypada naprawdę świetnie.
Wokół goście śmieją się, piją wino i szampana! Trzy stoły rozstawione w równych rządkach, każdy zapełniony gracją, elegancją i wyśmienitymi potrawami. Wyśmienity kurczak, zupy – grzybowa i rosołek -, owoce morza… Oraz specjalność zakładu – prawdziwe, Włoskie spaghetti!
Sala udekorowana wstążkami i balonami, zaś wielka czerwona wstążka wita nowoprzybyłych napisem:
Sto lat Wujku Vito!

- Nie lepiej było zmienić na tysiąc?
Zaśmiał się jakiś młodzik z przewieszoną przez ramię marynarką. Podszedł do ostatniego stołu, z którego można było oglądać całą przyciemnioną salę. A podszedł on do starego, wychudzonego mężczyzny, który głaskając rudego kota, odbierał prezenty od gości. Młodzik nachylił się przed starym, całując go w jego sygnet.
- Don Giovanni.
Szepnął, uniżając pokornie czoło. Stary wykrzywił usta w czymś, co miało przypominać uśmiech, po czym ucałował nadstawione czoło (odgarniając wcześniej czuprynę czarnych włosów).

Gdy młody odszedł, Vito odwrócił się ku reszcie gości którzy zajmowali miejsca przy stole. A dokładniej do czwórki jego gości, od razu wyróżniających się spośród tłumu Włochów.
Miejsce niedaleko starego Dona zajmował inny starszy mężczyzna, równie wychudzony. I podobnie jak tamten, ten także miał elegancko uczesane siwe włosy, oraz podobny odcień skóry.
Różnica nie była dostrzegalna na pierwszy rzut oka. A właśnie w spojrzeniu trzeba było jej szukać… W lustrującym, skupionym wzroku, zapowiadającym nadchodzące kłopoty.
Miejsca obok ubranego w garnitur starca zajmowały dwie panie. Różniły się całkowicie wyglądem (z wyjątkiem szczupłej, niemalże chudej figury). Jedna blondynka, druga włosy ma czarne. Uroda jednej wskazuje na Słowiańskie korzenie, podczas gdy druga jest bezdyskusyjnie Azjatką. Obydwie ubrane w ponętne, czarne suknie, zapewne prezenty od starego.
Tymczasem za tą trójką stał i czwarty oryginalny gość. I kiedy oryginalność się zaczyna, u niego przeradzała swoje znaczenie, tak że stawała się wręcz paradoksem. Ubiór świetnie pasował do ciężko pracującego Włocha – stary, brązowy garnitur, tego samego koloru krawat a do tego ciemne spodnie, trochę przyduże jak na właściciela. Ale jednocześnie aura tej osoby, oraz niesmacznie przykryte włosami czoło, dawała dziwne wrażenie że jest to przybysz z innej planety.

Don Vito Giovanni odchrząknął, zwracając uwagę drugiego starca. Reszta Włochów siedzących przy stole nagle przerwała swoje rozmowy, a ich wzrok zwrócił się ku dwójce mężczyzn.
- Przejdźmy do interesów Angusie… Mówiłeś że interesuje cię kupno olbrzymiej –
Przerwał, a jego wzrok odpłynął gdzieś w dal, jakby sprawdzając czy nikt spoza stołu nie podsłuchuje rozmowy.
- … Ilości kokainy. Mogę ci wskazać odpowiednie osoby, które zajmują się sprzedażą. Ale ciebie mój drogi, z pewnością nie interesują drobni dilerzy, dosypujący mąkę do towaru, byle tylko dzieciaki wracały do nich po więcej?
Angus pokręcił głową. Na jego twarz przebił uśmiech.
- Mogę zrobić coś więcej. Mogę ci dostarczyć towar z najwyższej półki, jakiego żaden zasrany ćpun nigdy nie zasmakował. Mogę sprzedać ci kokainę prosto z mojej *prywatnej* fabryczki. Co ty na to…?
Angus McLean otworzył usta, wyrażając teatralne zaskoczenie.


Ciekawe… jak pewne wydarzenia mają wpływ na naszą przyszłość. Tysiąc myśli kłębiło się teraz w głowie Angusa, każda dotycząca innego zadania. Czas zastygł w miejscu, a obrazy ostatnich nocy wypływały na powierzchnię, zupełnie jak kolejne sceny udanej sztuki, łączące się w logiczną całość.

Tłusty detektyw który odwiedził siedzibę firmy jakiś czas temu… Nie był tam, bo chciał złapać jakiegoś świra, który pomordował kilka dziwek i paru innych śmieci. Był tam, bo polował na naprawdę wredną zwierzynę, która unikała sprawiedliwości od wielu lat. Był tam, bo sam Angus tego chciał. To nie człowiek zadzwonił pierwszy do wampira, lecz wampir do człowieka, oferując mu kościste dupsko Vita Cavoletti na srebrnej tacy. Chciał w ten sposób całą winę zrzucić na Lisę, niszcząc jej silną pozycję w Chicago, i samemu przejąć jej rolę mediatora między bogatymi Włochami a Camarillą.

Ale nie przewidział że był też ktoś, kto chciał jego własną kościstą dupę podaną mu na srebrnej tacy.

Zamachowiec przed „Etną”, kilka nocy temu. Jego celem nie było zastrzelenie McLeana. Jego celem było postrzelenie go, tak by ludzie mogli zobaczyć wielkiego rekina finansjery chodzącego z kulką w głowie. Ktokolwiek go wynajął, chciał sprowadzić na starego Szkota gniew zwolenników Maskarady, ostatecznie niszcząc jego pozycję.

Gdy zamach się nie udał, ta osoba musiała podjąć inne środki. Musiała doprowadzić plan Angusa do finałowej sceny, ale zmienić zakończenie.

I tym sposobem, dochodzimy do rozwiązania sprawy.



Potężny huk wysadza drzwi! Do środka wbiega tuzin ubranych w kombinezony postaci! Natychmiast łapią dwójkę ochroniarzy i rzucają na podłogę!
- Wszyscy na ziemię! Nie ruszać się!
Członkowie oddziału antyterrorystycznego przebiegają przez środek sali!
Kot ucieka z kolan Wujka Vita, gdy jeden z komandosów pcha go na podłogę.

Angus posyła ostatni uśmiech Vitowi, po czym wstaje i wskazuje swojej świcie by ruszyła za nim. Muzyka ustaje, a czwórka wampirów przechodzi spokojnie między leżącymi na podłodze gośćmi, a stojącymi w postawach bojowych komandosami. Przy wejściu czeka znajomy, gruby detektyw który z szacunkiem kiwa głową do McLeana.

- McLean! Zdrajco! Nie umknie ci to na sucho! – Wygraża się Don Giovanni, wyrywając się komandosom. Lecz ci zdołali już założyć kajdanki.
- Możliwe, ale będę miał satysfakcję że ty też już nikomu nie umkniesz, Vito. – Odpowiada mu Angus, nawet się nie odwracając.
- Dobrze wiesz co to oznacza, ty kłamliwy zasrańcu! Wojnę!

Ale nikt ze świty starego Szkota już tego nie słuchał. Hektor patrzył się tylko ze zdziwieniem na swojego szefa, zachodząc w głowę jaki plan on wymyślił.
- Nie jedziemy limuzyną, będą nas śledzić. Weźmiemy ten wóz. - Odezwał się półszeptem Ventrue, wskazując na starego Forda, stojącego lekko na uboczu.
Żadna z dziewczyn teraz już nic nie rozumiała. Rozglądały się wokół zdezorientowane, nie wiedząc co myśleć. Ale jedna sprawa nie dawała im spokoju… Gdzie zniknął ten mężczyzna który witał się z Don Vitem?

Gdy wsiedli do samochodu, a Angus wyjątkowo usiadł za kółkiem i włączył silnik, automatycznie włączyło się radio. W stacji leciał właśnie skoczny, oldskulowy kawałek rockowy. Ruszyli, a Hektor zapiął pasy, zastanawiając się czy jego pracodawca kiedykolwiek prowadził auto. Na tylnim siedzeniu Ouzaru wpatrywała się w Zhou. Obydwie miały złe przeczucia. Nie tego się spodziewały.

Zupełnie nie tego.

Yea here we go for the hundredth time,
Hand grenade pins in every line,

Throw 'em up and let something shine.
Going out of my fucking mind.

Filthy mouth, no excuse.
Find a new place to hang this noose.

String me up from atop these roofs.
Knot it tight so I won't get loose.

Truth is you can stop and stare,
Run myself out and no one cares.
Dug a trench out, laid down there
With a shovel up out to reach somewhere.

Yea someone pour it in,
Make it a dirt dance floor again.
Say your prayers and stomp it out,
When they bring that chorus in.


I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away,
Just to throw it away,

Just to throw it away!


Jechali już kilkanaście minut, i było teraz już oczywiste że nie kierowali się do centrum. Wokół górowały w ciemnościach potężne sosny, dotykając swoimi czubkami samego gwieździstego nieba, na którym widniało teraz kilka większych chmurek. Księżyc świecił w pełni, nadając temu widokowi specyficznego nastroju. Wokół widać było jedynie las, a przed nimi prostą drogę. Zapach drewna, kiedyś kojący, teraz sprawiał że wampirzyce zaczęły nerwowo rozglądać się wokół.
- Gdzie jedziemy, proszę pana? – Odezwała się Zhou, nachylając się ku siedzeniu kierowcy.

Go, stop the show.
Chop your words in a sloppy flow.

Shotgun I pump, lock and load,
Cock it back and then watch it go.

Mama help me, I've been cursed,
Death is rolling in every verse.
Candypaint on his brand new hearse.
Can't contain him, he knows he works.

I hope this hurts, I won't mind.
Doesn't matter how hard I try.


Strzał! Przednia szyba zabarwia się na czerwono! Chinka wrzeszczy przeraźliwie i obraca się gwałtownie do tyłu! Zza tylnich siedzeń wyskakuje ich znajomy bez marynarki! Kopie w drzwi gdy szybko wskakuje na siedzenie! Zhou cały czas krzyczy, czując jak jej vitae zalewa fotele! Wywarzone drzwi samochodu otwierają się z głośnym hukiem… szpony napastnika chwytają ofiarę za twarz i włosy, po czym wyrzucają na asfalt. Gdy się oddalają, słychać tylko odbijające się od jezdni ciało.

Half the words don't mean a thing,
And I know that I won't be satisfied.

So why, try ignoring him.
Make your dirt dance floor again.
Say your prayers and stomp it out,
When they bring that chorus in.


Hektor patrzy się z przerażeniem na tą scenę. Nie wie co ma robić, ani co się dzieje. Jego oczy rozszerzają się w strachu. Odwraca się z otwartymi w niemym krzyku ustami do Angusa i…

I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away,
Just to throw it away,

Just to throw it away!


- Au revoir, dupku. – Syczy postać o czarnych, kręconych włosach, wtykając swoje Magnum do otwartych ust Hektora.
I już ma pociągnąć za spust, gdy zimna, kobieca ręka chwyta go za ramię.
- Ojcze, czekaj! On się może nam jeszcze przydać! – Wypluwa z siebie w pośpiechu Ouzaru, starając się odciągnąć rękę z pistoletem od twarzy Ambelly’ego.
- Może i masz rację, moja droga Aniu… - Zaczyna mówić ze swoim dawnym, złośliwym uśmiechem na twarzy Dedal. Jego przeraźliwe, niebieskie oczy wpatrują się w zamarłą twarz Hektora, trzymającego w ustach lufę pistoletu, zdolnego zrobić mu z głowy kisiel truskawkowy.

I bleed it out.
I've opened up these skies,
I'll make you face this.
I pulled myself so far,
I'll make you face this now!

- Tak. Widzę w nim jakiś potencjał. – Dedal się uśmiechnął, po czym opuścił pistolet, a Hektor wydał z siebie ciche jęknięcie.

- Ale widział za dużo. – Dokończył wampir, odwracając się do Szypera, biorąc od niego scyzoryk.

Pamiętam, że powiedział jeszcze: „Dam ci teraz szansę, jakiej mi nikt nigdy nie dał.”. Pamiętam że powiedział to na moment przed tym, jak wbił mu ten scyzoryk w oko.

I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away.
I bleed it out,
Digging deeper just to throw it away,
Just to throw it away,

Just to throw it away.


KONIEC
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

I znowu był przy niej, wielki, wspaniały, niezwyciężony i niezniszczalny. Powodowało to miłą falę ulgi, ale też i niepokoju. Na równi z tym, jak go podziwiała, bała się tego wampira... i pożądała go każdą swoją myślą. Przyglądała mu się.

Kiedy tu był, niewiele rzeczy było ważnych, bo on i tak sobie ze wszystkim poradzi.
"Źle, musisz myśleć, czuwać, obserwować, uczyć się" - zganiła siebie w myślach.
Od razu zaczęła się uważnie rozglądać, by wypatrzeć niebezpieczeństwo i w razie potrzeby nie tyle go uprzedzić, co wręcz osłonić.

Dziwnie się czuła. Spoglądała na Hektora w zamyśleniu i szczerze się dziwiła, że Dedal pozwolił jej przeżyć. Przetrwać, wszak już nie żyła. Zapewne był to jedynie chwilowy kaprys Ojca i będzie się musiała nieźle natrudzić, by nie stała się dla niego niepotrzebną zabawką. Tak bardzo chciała, by któregoś dnia był z niej dumny.

"Muszę stać się silna, inaczej odpadnę z tego wyścigu szczurów siłą rzeczy" - pomyślała z cichym westchnięciem.

Nie była pewna, czy jest na to gotowa. Intrygi, spiski, knowania... Chwilami ją to przerastało. Co innego grać psychopatę mordercę i z nożem kuchennym uganiać się po całym domu za wszystkimi, a co innego ciągle myśleć o tych drobnych szczegółach. Przewidywać, planować, poznawać swych wrogów i sprzymierzeńców. Czy tym właśnie było nie-życie? Ciągłym oglądaniem się za siebie i wychwytywaniem błędów innych?

Czy teraz miała się stać jak ten drewniany kołek i wbijać się w słabe, witalne punkty innych wampirów, jak tylko któryś się odsłoni? Czy Dedal zacznie ją uczyć i czego ją nauczy? Póki co wiedziała jedno, że zarówno jemu jak i sobie nigdy nie będzie mogła zaufać. A mimo to...

- Ojcze - powiedziała i w tym jednym słowie zabrzmiał niczym niewymuszony podziw, uległość i szacunek.
- Dokąd teraz jedziemy? - spytała.

Dedal uśmiechnął się, spojrzał w przednie lusterko. Jego ręce ściskały się mocno na kierownicy. Gdzieś w oddali widać było ciało Hektora wyrzuconego przed sekundą z auta. Szyper spoglądał się z obrzydzeniem na parę gałek, które jego szef polecił zamocować zamiast pluszowych kości na lusterku.
- Nigdzie.

Odwrócił się wyciągając swoje Magnum i nawet nie przymierzając. Dziewczyna nie zamykała oczu.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Epyon »

Szyper

-Względnie. Względnie się współpracowało. - powiedział Szyper nie patrząc na Dedala. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę.
-Chcesz? - zapytał, ale nie czekając na odpowiedź zapalił i sam się zaciągnął.
"Świadkowie zlikwidowani, plan wykonany." - pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
-Co cię tak bawi? - zdziwił się Dedal.
-Nic. Noc jeszcze młoda. - odpowiedział wesoło Frank. - Żal ją zmarnować.
"Zwłaszcza, że można zacząć poszukiwania."

Szef i niewidzialny dla otoczenia pracownik. Profesjonalista od brudnej roboty. Niedługo te role miały się trochę zmienić i w gruncie rzeczy oboje o tym wiedzieli, choć mieli współpracować jeszcze jakiś czas.
Ale już nie w Chicago.
Obrazek
Zablokowany