[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Gdy obudził się, mógł w końcu dojrzeć w pełni swój nowy nabytek w postaci miecza. Wyglądał nieco przestarzale, ale jeśli naprawdę był magiczny, to podobno upływ czasu był mu niestraszny. Zamachnął się nim kilka razy, sprawdzając jego wyważenie, czy dobrze leży w dłoni. Wątpliwości oczywiście co do tego nie było - wystarczy wspomnieć chwile, kiedy to tamten stwór go używał. Przypatrzył się przez chwilę runom na nim wyrytym. Nie zrozumiał z nich nic a nic, toteż do Wernera się udał, który był dla niego ekspertem w sprawach uzbrojenia.
Przyjacielu, powiedz mi, co to jest na tym ostrzu, i czy aby niebezpieczne nie jest?
Po całej podróży, którą to umilała mu na przemian ukochana lub rozmowa z Wernerem (której to często elementem były śmiechy na cały pochód i ukradkowe spojrzenia w kierunku czy to kobiet, czy drużynowej pary elfów), w końcu trafili do jakiejś wioski. Akolitę zdziwiło, że nie ma w niej chociaż karczmy. Przyzwyczajony do takowej nawet na największym zadupiu w Imperium, teraz przez chwilę stał zaskoczony.
Nadszedł późny wieczór, a wraz z nim jakieś ludowe święto. Dobrze, że któraś z biegających dziewek nie przyczepiła się do Konrada. Ciężko byłoby tłumaczyć się potem Julii. Przemówienie staruchy zdziwiło go nie mniej, jak fakt braku zajazdu, zaobserwowany przed kilkoma godzinami. Nie wierzący zbytnio w takie zabobony wyrwał się do przodu.
W porządku, ja chętnie posłucham co masz do powiedzenia... Jakakolwiek by to opowieść nie była! - wygłosił dziarsko. Kawałek entuzjazmu mu co prawda przeszedł, gdy zauważył minę Diega, ale nie zraził się i odważnym krokiem ruszył za wieszczką.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik rozmawiając z halflingiem, dopiero po dłuższej chwili dostrzegł białego wilka - i zamarł w bezruchu niczym posąg, wielka postać w uszkodzonym i powyginanym, pokrwawionym pancerzu.
Widział już kiedyś tego wilka. Takich rzeczy się nie zapomina.
Nie klękał, jak żołnierze. Zamiast tego uniósł w górę miecz w niemym salucie.

Kiedy wilk zniknął, rzucił jeszcze do reszty:

- To był posłaniec Ulryka. On pomaga tylko tym, którzy sami potrafią i chcą sobie pomóc. I tylko wtedy, gdy czynią to szczerze. - wyjaśnił.

Chwilę po opatrzeniu przez Elissę, najemnik buszował już po pobojowisku, zajmując się zarówno "dogaszaniem" go sprawnymi ciosami miecza, jak i dość sprawnym, bo popartym niemałym doświadczeniem poszukiwaniem łupów. Oprócz należnej części monet i klejnotów, które przypadły mu w udziale, powiększając stan finansów, który jak się szybko okazało, nigdy do tej pory nie był lepszy (trzeba przyznać, że podróż z Diego kalkulowała się pod tym względem wyśmienicie) przy trupach znalazł całą masę drobiazgów, z których część zachował, a większość wyrzucił jako goblińskie śmiecie. Oprócz tego w stosie zdobycznego oręża znalazł kolejną - trzecią już w trakcie tej niedługiej, lecz pełnej przygód podróży - tarczę. Niestety wybór był tu niewielki, szczególnie że lwia części uzbrojenia była mocno poharatana, lub - co gorsza - były to wytwory zielonoskórych, w tym imitujące wschodnie kałkany koślawe produkty goblińskiej 'tekniki', zbyt słabe jak na potrzeby najemnika. W końcu znalazł coś, co mogłoby się nadać - była to niewielka tarcza, w której Wern natychmiast rozpoznał kislevską kopijniczą paiżę, wykonaną z metalu i mało zardzewiałą. Może nie było to coś, co świetnie pasowało do rynsztunku wielkoluda, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma - z tą właśnie filozoficzną myślą wojownik przywłaszczył sobie tarczę, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji zamieni ją na coś bardziej adekwatnego. Swoją drogą ciekawe, jaki szlak bojowy przeszła ta tarcza z dalekiej, mroźnej ojczyzny aż tutaj...

Oprócz tego udało mu się znaleźć masę różnych rzeczy, które osobie nieobeznanej musiały kojarzyć się wyłącznie z klekoczącym złomem oraz kilkoma narzędziami - tymczasem wielce uradowany najemnik widział w tym stosie śmieci niezły zestaw płatnerski oraz sporo części pancerza, które posłużą do naprawienia jego własnej zbroi - o ile uda się znaleźć wprawnego kowala, który mu w tym pomoże.

Na koniec Broch spokojnie ruszył pomagać swojej kobiecie przy rannych.

Przy okazji wojownik zdał sobie sprawę z kolejnej niecodziennej cechy ich kompanii - procent osób piśmiennych wśród nich był nadzwyczajnie duży, w porównaniu do reszty społeczności, z której się wywodzili. Może matka miała rację, że kiedyś wszyscy, nawet parobcy, będą musieli nauczyć się czytać i pisać, aby móc żyć i pracować, bo mądrość ludzi przekroczy możliwości przekazu ustnego? - Werner zadumał się ponownie, wspominając i tęskniąc za mądrą Karin.

***

Gdy wrócili do reszty, Broch kazał sobie dokładnie opowiedzieć przebieg całego zdarzenia z duchem, dopytując się o szczegóły, uważnie i z podziwem oglądał runiczny miecz, który pokazał mu Konrad. W końcu klepnął go przyjacielsko w plecy, co miało być wyrazem serdecznych gratulacji:
- Teraz tylko byle szybciej zobaczyć cię w akcji z tym cudeńkiem, Konradzie! Piękna rzecz! A może byśmy poszermowali troszkę na miecze, co myślisz, hę? Taki mały sparing... Tylko w akcji da się zobaczyć ile broń warta, sama uroda to do wiszenia na ścianie, ale to na starość. Jak dożyjemy, rzecz jasna, starości, hehehe... - na pytanie przyjaciela odparł: - Widywałem podobne runy na mieczach Rycerzy Białego Wilka. Ale takie cudeńka nosili tylko najznakomitsi wojownicy... Będzie ci dobrze służył.

Jakiś czas Wern spędził na boku, z Elissą, rozmawiali o czymś dość długo. Obserwujący mogli się zorientować, że jednym z tematów są łupy zdobyte na Kulawcu.

***

W wiosce najemnik miał zamiar się bawić i miał zamiar bawić się wraz z Elissą. Czuł, że dziewczyna widzi ostatnio zbyt wiele krwi, z pewnością zbyt wiele jak dla niej. Miał mocne postanowienie, że pomoże jej chociaż przez chwilę, choć o części trapiących ją zmartwień zapomnieć. Jak nigdy wcześniej chciał zobaczyć uśmiech w jej oczach, chociaż na moment. Było to dla niego niezmiernie ważne, ważna była dla niego Ona.

Podeszła jednak wiedźma, a po jej słowach ustawiła się do niej kolejka chętnych. I Wern był ciekawy i chciał zapytać - oczywiście o swoje dalsze losy, choć z przymrużeniem oka traktował tego typu wróżby - musiał jednak poczekać, wszak starucha rozdwoić się nie mogła (przynajmniej Werner tak przypuszczał, chociaż słyszał kiedyś i o takich przypadkach...).

Poza tym zdawało mu się, że dobrze by było, gdyby porozmawiała z czarownicą jego towarzyszka, co jej zresztą powiedział. Elissa poważnie skinęła głową, z błyskiem w oczach. Wissenfrau... Lodowa Czarodziejka... najemnik poczuł dreszcz na karku. Niech porozmawiają na osobności, nie na jego to uszy, tego był pewny, na magii się nie znał.

Czekając na Elissę, wciąż z zamiarem porwania jej w tany, gdy tylko sam zamieni słowo ze staruchą, postanowił czymś wypełnić czas - zakąsił udźcem barana, popił wina, grzecznie, acz stanowczo odrzucił awanse jakiejś podochoconej trunkami dziewki (uczciwość każe przyznać, że hojnie przez naturę obdarzonej) po czym zaczął się rozglądać, czy przypadkiem nie ma gdzieś jakiejś awantury, w której mógłby się rozerwać. W końcu impreza bez dania komuś w pysk, to drętwa impreza, jak to mawiać zwykł Dragar.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

„Ulryk”. Elf widząc białego wilka od razu wiedział skąd on się tu wziął. To nie mógł być przypadek. Widząc salutującego najemnika, a następnie słysząc jego słowa Gal jeszcze utwierdził się w tym przekonaniu. „To była dobra bitwa”. Następnie strzelec musiał zająć się przykrym obowiązkiem pomocy w amputacji. Na pewno nie było to nic przyjemnego, ale niestety taka była konieczność. Najprzyjemniejszą czynnością tego dnia było opuszczanie pobojowiska. Cieszyły znalezione monety, cieszyło to, że całą kompania żyje i może poruszać się o własnych siłach. „Ciekawe, co u reszty?”
-Bywaj Fernando.
Elf jeszcze krzyknął na pożegnanie Estalijczykowi.

***

Gdy towarzysze dołączyli do reszty, elf zdjął ze Stryczka swoje trzy koce i dał je odbitym jeńcom jednocześnie zabierając swój płaszcz. Butelka wódki była pusta, więc nie było już co brać, ale Gal nie specjalnie przepadał za wódką, więc nawet go to specjalnie nie dotknęło.
Z podziwem i zainteresowaniem, wysłuchał opowieści Konrada.
- Spisałeś się Konradzie. No i nagroda też godna prawdziwego wojownika. Galavandrel uśmiechnął się do akolity.
Wreszcie pod wieczór drużyna dotarła do osady. Wieś nie podobała się elfowi od początku. Była jakaś… dziwna, inna? Stara baba, która zmieniła „nastrój” zabawy też miała w sobie coś dziwnego. Wszystkie jednak problemy Galavandrela odeszły na bok, gdy przysiadła się do niego ta młoda dziewka. Trzeba jej było oddać, że była całkiem ładna, no i nie za wysoka, czyli taka jak elf najbardziej lubił. Tytoń, ziele fajkowe i kobiety to były trzy największe słabości Gala, a teraz akurat nadarzała się świetna okazja, aby zaspokoić jedną z nich. Elf ocenił swój stan. Bok i ręka bolały porządnie, ale nie na, tyle aby nie oddać się zabawie. Co prawda sam wolał przejmować inicjatywę w kontaktach z kobietami, ale ta konkretna była taka słodka, że…
-Chodźmy stąd. Podniósł się i zniknął z dziewką za pobliską stodołą.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Daj spokój, Wern... Dawno nie byłem tak poobijany, potrzebował bym chyba jeszcze raz tyle czasu na ogarnięcie się, ile spędziliśmy w Lloin... A sprawdzić ostrze sprawdzimy, jak nie w małym sparringu, to pewnie na jakimś plugastwie, co to siłą rzeczy pewnie spotkamy... - spojrzał z poważną miną po najemniku - Haha! Dobrze, przyznam się! Tak naprawdę nie chcę Cię po prostu za mocno poobijać! Po co potem biedaczka, Elissa, ma znowu przykładać swoje dłonie do Twojego rozbitego nosa, hm? - dodał zuchwale, zabrzmiało jakby był pewny swoich możliwości, choć w rzeczywistości wiedział, że szczególnie wysokich szans w ewentualnym zwarciu z najemnikiem nie ma szans.
A co do starości: zamierzamy jej dożyć, co nie? Gdzieś w spokojnym miejscu najlepiej, o ile takie gdziekolwiek w tym przeklętym świecie istnieje... W ogóle... Oprócz tamtego wieczora w zajeździe, myślałeś, tak nieco dłużej, poważniej, nad ewentualnym końcem tego błąkania się po świecie? A jeśli tak, to co niby chciałbyś robić, jeśli nie wojować za pieniądze? - spytał przyjaciela. Nie wiedzieć czemu, zebrało mu się nagle na taką szczerą, poważną rozmowę o życiu. I zanosiło się na to, że to dopiero wstęp do niej...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Na zuchwałe słowa Konrada odnośnie ewntualnego sparingu Broch uśmiechnął się szeroko i poklepał przyjaciela wielką łapą po plecach. Niewielu było ludzi, którzy mogli sobie pozwolić na takie żarty, Konrad należał do tego wąskiego grona. Ostatnio zresztą jakoś niewiele ze sobą rozmawiali a że teraz była po temu wyśmienita okazja, najemnik sięgnął do plecaka wyciągając z niego butelkę wina i dwa gliniane kubki.
- To od Amosa, jeszcze z Bogenhafen. Zachowałem ją na specjalne okazje hehe... - wskazał na butelkę. - Dobre winko prosto z winnic Averheim.
Broch z wielką wprawą polał szybko czerwony trunek do kubków, jednocześnie słuchając przyjaciela z wielką uwagą. Słysząc że rozmowa schodzi na poważne tory, wziął kilka łyków delektując się wybornym smakiem napoju i odrzekł:
- Myślałem trochę ostatnio o tym wszystkim. Chyba rzeczywiście się starzeję, Konradzie, bo kiedyś nawet bym się nie zastanawiał nad takimi sprawami, w końcu walka i podróże to mój żywioł. Ale teraz jest jeszcze Elissa. Nie sądziłem że jeszcze kogoś uda mi się pokochać, że jeszcze ktoś pokocha mnie... Przez to wiele się zmieniło, za dużo mogę stracić. Znów stracić. A tego nie chcę. Dawniej, po tym co wydarzyło się w Tilei nieważne było niebezpieczeństwo bo ryzykowałem własnym życiem, zresztą, był wtedy czas że chciałem umrzeć, pamiętasz chyba naszą rozmowę w Bogen odnośnie Krissy, prawda? - Broch patrzył zimnym wzrokiem w jakiś niewidoczny punkt w oddali. - Odnośnie dalszych planów, to, jeśli uda mi się dożyć końca rozgrywki Diega z własnym bratem i Okiem, wciąż mam zamiar wrócić na stare śmieci i kupić jakąś karczmę w Middenheim gdy to wszystko się skończy. Ale tylko po to, by mieć gdzie i do kogo wracać, mam nadzieję, że Elissa będzie chciała zostać "panią interesu" hehe. Będę chyba musiał z nią o tym porozmawiać. A z wojaczki nie zrezygnuję, po ostatniej potyczce jestem tego pewien, toż to moje życie! Poza tym sam Ulryk chyba by mnie przeklął gdybym skończył z tym, w czym jestem najlepszy hehe...
Mimo chwilowego powrotu do bolesnych wydarzeń z przeszłości, Brocha nie opuszczał dobry nastrój.
- A wy z Julią jakie macie plany, przyjacielu? Wracacie do Boven, czy może jedziecie ze mną do Middenheim? Mam tam sporo kontaktów, więc na pewno mielibyście się gdzie zatrzymać. A za zarobione u Diega pieniądze mógłbyś urządzić sobie tam życie. I jak z tym twoim kapłaństwem? Chyba nie da rady pogodzić Julii z Sigmarem, co? hehehe! - najemnik roześmiał się. Czekając na odpowiedź opróżnił kubek i polał drugą kolejkę sobie i Konradowi.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Gdy najemnik pacnął go swoją niedźwiedzią łapą po plecach, Konrad poczuł jak wewnętrzne organy przesuwają się o kilka centymetrów w kierunku żeber. Siląc się na nieokazywanie tego chwilowego bólu, zamilknął przez chwilę, powstrzymując kaszel i tym samym pozwalając Wernerowi kontynuować swoją wypowiedź.
Ekhm... na razie ustaliliśmy, że sami po Imperium błąkać się nie będziemy. Chcieliśmy nawet wrócić do Boven, ale to kawał drogi stąd. Na dodatek zupełnie nie wiem, jak w mojej rodzinnej wiosce sprawy się mają... Głupek ze mnie, mogłem popytać jak jeszcze byliśmy w Imperium, tutaj to chyba nikt nie będzie nawet kojarzył, co to Ostland... A gdy już skończymy całą sprawę z Diegiem... Cóż, chyba znowu będę skazany na Ciebie. Widzisz, Middenheim zawsze zobaczyć chciałem, o zamieszkaniu tam nawet nie marzyłem. Teraz taka okazja stoi przede mną na wyciągnięcie ręki. Tak myślałem... Można by wykupić większy budynek. Część zagospodarowałbyś na gospodę, część na mieszkanie dla naszej czwórki, a część na drobny zakład medyczny, dla mnie. Oczywiście przedsięwzięcie byłoby wspólne, oboje byśmy swój wkład w całą sprawę włożyli. Co o tym sądzisz?
Chwilę później Werner wkroczył na, najprawdopodobniej, sens całej tej rozmowy.
Widzisz przyjacielu... Sigmar jest dla mnie ważny. Ale mając do wyboru, jego albo Julię, wybór zdaje mi sie oczywisty. Chyba się zmieniam pod jej wpływem. Już nie szarżuje jak opętany na każdego zwierzoczłeka, teraz będę myślał przez nieco dłuższą chwilę, zanim sie orężem zamachnę. Na uwadze przede wszystkim będę miał jej dobro, dopiero potem Imperium. To nie jest nagła utrata wiary, o nie! To po prostu zmiana priorytetów w życiu... Wydaje mi się, że słuszna zmiana...
Konrad starał się nadążać za tempem najemnika, ale gdy on opróżnił dopiero pół czarki, Werner wlał już w siebie całą. Spojrzał po trunku i chwilę potem opróżnił resztę jednym haustem.
Polej... Ale nie przesadzajmy... Różnie mogą zareagować... - wskazał na obie omawiane przed chwilą kobiety za nimi. Chwilę potem gromki śmiech dwóch mężczyzn rozległ się na kawałek traktu.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Po dłuższych obserwacjach obu mężczyzn trzeba było przyznać że obaj potrzebowali tej rozmowy, zwłaszcza że ostatnie wydarzenia nie pozwoliły ani akolicie, ani najemnikowi na dłuższą konwersację we własnym towarzystwie. Tym razem, korzystając z chwili postoju w tej dziwnej wiosce, postanowili nadrobić zaległości i całkiem nieźle im szło, zupełnie jak za starych dobrych czasów. Wern wziął kilka łyków wina i gdy Konrad skończył, powiedział:
- A więc postanowione! Wracacie ze mną i Elissą do Middenheim. Pomysł z wykupieniem większego budynku jest bardzo dobry, a twój plan z dwoma biznesami w jednym miejscu może się sprawdzić. Myślę że sztabki złota które dostaliśmy od Diega wystarczą na zakup jakiegoś w miarę solidnego budynku i załatwienie innych spraw z tym związanych.
Chwilę później Konrad wspomniał o Julii.
- Prawidłowe podejście do sprawy. O tym samym prawiłem ci w Lloin – skoro ją kochasz wybór jest prosty i jednoznaczny. Ja na twoim miejscu zrobiłbym dokładnie tak samo. Wiadomo, obaj wierzymy w swoich bogów, ale to jest Stary Świat i nasze życie... i tylko od nas zależy jak je przeżyjemy. A mamy na to tylko jedną szansę, dlatego nie żałuj niczego, zwłaszcza że Julia odnalazła się cała i zdrowa po tak długim czasie. Szkoda, że nie wszyscy mają tyle szczęścia co ty, przyjacielu. - Broch zamyślił się na chwilę przywołując we wspomnieniach Krissę. Ale tylko na chwilę. Dostrzegł również złoty krążek na palcu akolity. - No, wreszcie obrączka wróciła tam gdzie jej miejsce hehe – uśmiechnął się szeroko kończąc trunek. Nalał jeszcze po kolejce, jednak tym razem nie była ona przeznaczona dla akolity i najemnika. - Chodźmy do naszych kobiet, za chwilę skłonne stwierdzić że je zaniedbujemy hehehe... Mam nadzieję, że Julia napije się wina?
Broch zebrał się powoli, po czym wraz z przyjacielem ruszył w kierunku Julii i Elissy wręczając im po kubku rozgrzewającego napoju. Tak jak postanowił wcześniej miał również zamiar porwać w tany pannę Ivanović.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Gdy pary młodzieńców i dziewcząt znikły już razem w mroku (istotą obyczaju miało być, że przynajmniej w teorii nie widać kto z kim idzie) ci, którzy nie chcieli pieprzyć się po krzakach znów rozpalili ogniska. Górale kontynuowali biesiadę. Śpiewali pieśni o górach i ku czci Taala i Rhyi, grali na piszczałkach, tańczyli skocznie wokół ogni. Po chwili dołączyli do nich Zinha wraz z Ninerl. Część ustawiła się w kolejce do wiedźmy. Wychodzili z radością bądź płaczem, zdenerwowani lub obojętni.


Konrad

Po rozmowie z Wernerem udałeś się do wiedźmy. Wnętrze chaty staruchy było pogrążone w półmroku, na pieńku przy stole płonęła jedna, iście wielka świeca. Wosk z niej skapywał do glinianej misy. Izba była strasznie zagracona. Wszędzie zawieszone były zwierzęce skóry, garnki, koraliki, amulety i mnóstwo innych szpargałów. Przy legowisku stało koło od wozu. Po podłodze łaził kot. Nie czarny lecz rudy. Cuchnęło moczem i rybami.
Starucha siedziała za stołem.
W blasku świecy jej fizjonomia była iście przerażająca. Splątane włosy, narośl na oku, ocean zmarszczek i bezzębne usta. Przed stołem stał stołek dla klientów. Wiedźma przed zadaniem pytania nie odzywała się ni słowem. A gdy pytający skończył czerpała chochlą wosk i przelała w misę na stole. Spoglądała długo w zastygające kształty. I odpowiadała.

- Będziesz walczył z tym, z czym nie chciałbyś walczyć, stracisz to, czego nie chcesz już stracić. - skończywszy przepowiednię dla ciebie, wyciągnęła dłoń po zapłatę.


Ravandil

- Głupie pieprzenie – rzucił pod nosem książe odpowiadając na twoje pytanie. - Wywróżyła mi że umrę od miecza osoby w której żyłach płynie ta sama krew co w moich. Szalona starucha... - powtórzył znów Diego. Zobaczyłeś jednak zasępienie na jego twarzy, jakby wciąż myślał o tym, co powiedziała wróżka. - Mój brat nigdy mnie nie pokona... Nie wierzę w takie głupoty, sami jesteśmy panami swego losu i sam decydujemy o życiu. A Ty jak sądzisz Ravandilu? Wierzysz, że coś nami kieruje?

Diego przeczesał swe kruczoczarne włosy, rozlał wino do szklanek, po czym stuknęliście naczyniami:

- Za zdrowie i powodzenie naszej misji! - powiedział radośnie Molachijczyk i przechylił do dna. Po chwili dodał: - Nie myślałeś może o pozostaniu w Księstwach Granicznych? Jeśli uda nam się odzyskać tron przydałby mi się na dworze taki zwiadowca jak ty. Przemyśl to, przyjacielu. Jeśli się zgodzisz, nie zabraknie ci niczego, nigdy nie zapomnę jak żeście mi się przysłużyli. - widząc że wodzisz wzrokiem za Ninerl którą przed momentem porwał do tańca Zinha, książe szturchnął cię w bok i uśmiechnął się. - Między wami coś jest, tak? Miłość to piękne uczucie... Moja bella została w Księstwach, pod czujnym okiem moich zaufanych ludzi. Tęsknię za nią bardzo... Cóż, a wam życzę szczęścia i gromadki dzieci... - książe uśmiechnął się szeroko odsłaniając białe, równe zęby. Marszcząc brwi spojrzał w pusty kubek, a potem na ciebie. - Polać jeszcze? Dzisiaj mam ochotę odreagować trudy podróży w dobrym towarzystwie...


Galavandrel

- Aaaaah! Aaah! Aaaaaaaah! – krzyczała dziewka gdy jej pośladki uderzały miarowo o twoje uda. Robiliście to w jednej ze stodół – było trochę zimno, ale nie zawracałeś sobie głowy pierdołami, wpatrzony w skaczące piersi Flory. Nie przejmowałeś się również że odgłosy waszych uciech są doskonale słyszalne – obok inni chłopi również oddawali się zabawom z przypadkowymi kobietami. Nie obchodziło cię w tej chwili zupełnie co się dzieje z kompanami z drużyny. Niech Chaos pochłonie cały Stary Świat byle zostawił tę stodołę! To była twoja noc. Flora była trzecią, którą wziąłeś w obroty tego wieczoru i nie zamierzałeś na tym kończyć. Trzaba było przyznać że miałeś w sobie moc i dziewczyny wydawanymi jękami jedynie to potwierdzały.
- Tu jesteś! – kobiecy głos dobiegł cię w najmniej odpowiednim momencie. – Flora, , wynocha! Kto ci jeść daje, dziewucho! Do domu raz!!!.
Dziewczyna musiała bać się tej kobiety jak ognia bo mimo twoich protestów okryła się czym miała pod ręką i szybko wybiegła ze stodoły. Nim zdążyłeś zareagować, kobieta siadła obok ciebie w póki co zapiętej koszuli. Kiedy spojrzała na ciebie jej mina z gniewniej zmieniła się w słodziutką jak karmel w batonikach sprzedawanych w Krainie Zgromadzenia.
- Dziewczynki... – powiedziała – może i nie brak im entuzjazmu ale co one wiedzą. Wszystkich sztuczek uczyły się ode mnie. Kiedyś miaszkałam w Havnorze nad Czarną Zatoką. Żebyś wiedział panie co tam potriafiono zrobić z mężczyzną. Wyniosłam stamtąd cenne nauki.
Westchnęła gdy przerażony cofnąłeś się na siano zapinając spodnie. Kobieta kiedyś pewnie była niebrzydka. Przypominała ci obrazy pewnego malarza z Jałowej Krainy, który malował podobne nimfy. Rudens, Rubens, zapomniałeś jak mu było. O tak, kobieta może nie była jeszcze stara, za to z pewnością miała aż zanadto czym oddychać i na czym usiąść. Zadrżałeś przed chwilą kiedy obejmą cię jej mocarne ramiona.
- Och błagam słodki panie! – jęknęła. – Tylko jeden raz, nie mam tu nikogo. Kiedyś mymi kochankami byli przystojni baronowie, piękni poeci. Nic mi już nie zostało. Wszystko w wiosce za darmo. Jadło, dziewczęta, i... – ku twojemu zdziwnieniu włożyła ci w dłoń pękatą sakiewkę.


Werner

Elissa rzeczywiście rozpogodziła się. Napiła się wina i na jej twarz wstąpił rumieniec. A w oczach zagościł uśmiech.

- W Kislevie... - powiedziała – lubiłam podobne zabawy. Lubiłam bardzo muzykę. I tańczyć – roześmiała się cicho i sprzedała ci kuksańca. – A ty, wielkoludzie? – spytała. - Tańczyłeś kiedyś?

Gdy przyszła starucha i zaproponowałeś by Elissa poszła do niej za ciebie, zastanawiała się długo.

- Chciałabym... – rzekła w końcu – chciałabym też zadać jej pytanie. Każdy powinien spytać o to, co leży mu na sercu. Jeśli możesz więc...spytaj. To nic wielkiego. Trzeba tylko jak najjaśniej...zadać pytanie – wyraźnie brakowało jej słów - Ja...też spróbuję się czegoś dowiedzieć, jeśli mi się uda... Ale każdy ma tylko jedno pytanie.

Patrzyła na ciebie i zdałeś sobie sprawę, że prosi cię. Że pyta o pozwolenie.


Ninerl

Pokonane draby padły na ziemię. Jeden, zwijając się z bólu wyjęczał jeszcze:
- Dziiiiwaaa...

Wróciłaś do drużyny. Noga o dziwo przestała boleć, ale do dziwnych reakcji swojego ciała na odniesione obrażenia zdążyłaś się już przyzwyczaić po dziwnej nocy w Lloin. Regeneracja ugryzienia snotlinga nie trwała zbyt długo co zaskoczyło nawet ciebie. Zinha podszedł po chwili do ciebie i wyciągnął dłoń.

- Młody to już nie jestem, ale i nie tak stary. A tancerzem, nie chwaląc się, byłem wcale niezłym. Zatańczymy więc panienko Ninerl?

Jako że noga przestała boleć, zgodziłaś się. Podążył z tobą ku grajkom i tańczącym. Górale zrobili wam miejsce i po chwili tańczyliście w rytm okrzyków i skocznej muzyki. Dużo było w tym tańcu podskoków i okręcania. Pary mijały się, zmieniając partnerami. Brodaty góral odbił cię Zinhy a rycerza zabrała niemłoda już góralka. Po kilku wymianach znowu się spotkaliście. Świat wokół wirował. Potknęłaś się na pieńku, lecz rycerz w porę cię złapał. Po chwili grajkowie zmienili melodię i teraz wszyscy trzymając się pod pachy, śpiewając piosenkę o niedźwiedziu tańczyli wokół ogniska. Koło kręciło się. Co jakiś czas ktoś się wyłączał, skakał przez ogień i zajmował miejsce po drugiej stronie. Góral w niedźwiedziej skórze biegał wewnątrz koła próbując łapać biegnących. Gdy złapał pannę kradł jej pocałunek a mężczyznom dawał płazem topora po tyłku. Kiedy pieśń się skończyła Zinha odszedł na bok. Zadyszany i czerwony na twarzy uśmiechał się jednak. Skinąwszy głową przyjął bukłak wina od stojącego obok górala.

- Litości! – zaśmiał się gdy podeszłaś. – Poddaję się, to bardziej męczące niż walka. Jednak nie na moje lata takie hulanki. Ach... - łapał oddech.

Podał ci wino i spojrzał w stronę chaty staruchy.

- A ty? – zapytał. – Nie idziesz po przepowiednię? Ja mam awersję do wszelkiej maści wróżek, odkąd jedna wywróżyła mi...śmierć syna w bitwie.

Spoglądając w ogień, zamilkł na dłuższą chwilę. Po czym rzekł cicho:

- Czasem lepiej nie znać przyszłości.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Może lubi, może nie... Różny miała stosunek do alkoholu, naprawdę różny. Zresztą, wiesz jak to jest, fochy, kaprysy kobiece toczą ze sobą nieustanną batalię o to, który będzie najbardziej szokujący, wręcz osłabiający. Myślę jednak, że na te od Amosa skusi się, oj skusi! - zakończył szowinistycznym akcentem rozmowę z Wernerem. Nawet ślepy, głuchy i Bogowie wiedzą jak jeszcze upośledzony człowiek poczułby, że akolicie zrobiło się jakby lżej na sercu, po tych kilkudziesięciu wymienionych zdaniach, mądrościach.

Widok, jak i zapachy w pomieszczeniu staruchy mogłyby u co bardziej wrażliwych wywrócić żołądek na drugą stronę, ale nie u akolity. Już po samej walce ze stworem w śmierdzącej, pełnej szlamu komorze ludzki zmysł powonienia przechodzi niesamowitą metamorfozę, a to przecież nie pierwsza taka sytuacja w życiu Konrada. Dalej pewny siebie usiadł na stołku przed staruchą i wysłuchał, co ma do powiedzenia.
Jak na flegmatyka przystało, pierw zastanowił się chwilę nad jej słowami. Chwilę później jakiś nieopisany grymas wkradł się na jego twarz. Dalej jednak siedział spokojnie.
Tak jak mówiłaś, przysługuje mi jedno pytanie. Oczywiście z tego przywileju zamierzam skorzystać. Dopiero po odpowiedzi ta moneta - Konrad pomachał jej przed niezarośniętym okiem złotą koroną - ... będzie Twoja. Pytanie brzmi: kiedy Imperium, jego mieszkańcy, a przy okazji wszyscy moi bliscy, będziemy mogli czuć się bezpieczni, pozbawieni strachu przed Mrocznymi Potęgami? - wyrecytował twardo, chłodno wręcz swoje pytanie. Dobrze wiedział, że jest ono zbyt trudne dla staruchy. Odpowiedzi na nie nikt nie zna. Nie mniej był ciekawy, jak babucha wybrnie z tej trudnej sytuacji.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Kobieto! Wojaka pytasz czy tańczył?! - roześmiał się serdecznie Wern. - Tylko wróć od tej czarownicy, kiedy już odpowie na twoje pytanie, Elisso, a pokażę ci jak się tańcuje po wojskowemu! - pochylił się do niej i rzekł już poważniej, patrząc w oczy. - Idź do niej i pytaj o to, co leży ci na sercu. Ja też pójdę - ze swoją sprawą.

Pójście do wiedźmy w zasadzie sprowadzało się do pytania o losy czekające go w Księstwach Granicznych. Jeżeli zaś wiedźma zgodziłaby się - za dodatkową opłatą, ma się rozumieć - powiedzieć mu coś więcej o zdobycznym amulecie - to tym lepiej.

Z tym jednak musiał poczekać na swoją kolej. Ponieważ nie wyglądało na to, żeby ktoś miał ochotę na bitki, podochocony alkoholem postanowił nauczyć miejscowych, a być może także chętnych z drużyny, norskiego Tańca Kręgu, którego nauczył go dawno temu jego przyjaciel z Norski Niklas Svensson. Nie było wielkich problemów ze znalezieniem chętnych, gdy zaczął pokrzykiwać i ze śmiechem przekonywać, że to niebywała okazja poznać norską egzotykę, co już z powodu kompletnego niezrozumienia słowa "egzotyka" stało się dla podpitych i rozweselonych górali ciekawe - a ludzie to wszak ciekawskie niezmiernie stworzenia, szczególnie zaś w dziedzinie zabawy.

Jako nauczyciel musiał wejść w rolę prowadzącego śpiewającego balladę, do rytmu której tancerze będą wykonywać kroki. Donośny głos najemnika nie był z pewnością piękny, jednak gdy zaczął śpiewać, wydawało się, że idealnie pasuje do słów ludu, z którego pieśń się wywodziła. Bez trudu także udało mu się nauczyć większość zabawowiczów refrenu, tak, żeby potrafili włączać się w odpowiednim momencie.

Śpiewał w tempie pięć szóstych, a podstawowe kroki tańca - zgodnie z nazwą wykonywanego w kręgu - były bardzo proste: krok w lewo lewą nogą, za nią prawa, następny krok w lewo lewą nogą, uderzenie prawą stopą w lewą stopę, następnie lewą - w prawą i powtórka. Tancerze chwytają się za ręcę w specyficzny sposób - tak, aby każdy trzymał w dłoni kciuk sąsiada, podczas gdy sąsiad trzyma jego kciuk... Broch zaczął śpiewać:

Vilja de hoyra kvedet mitt
Og vilja de ordi tru
Om han Olav Tryggvason
Skal songen her seg snu!

[refren]:
Dansen glyme i halli
Sa danse me me do i ring
Galde ride Noregsmenn
Til Hildar ting!

Kongen let seg ei snekkje byggja
bort tho den slette sand
Ormen den lange det storste skipet
Som bygdest i Noregs land.

[refren]

Skipet det bygdest i Noregs land
Utav dei beste emnom
Sytte alner og fire til
Var kj len imellom stemnon!

[refren]

Kongen uti hogsaetet sit
Talar til sine drenger
No skal me sigla den salte sjo
Det heve eg tenkt sa lenge!

[refren]

Bere no da dei herkledi fram
Dei brynjor og blanke sverdi
Sa leggja me sidan fra landet ut
Sa gyeva me oss tha ferdi.

[refren]

Vundo dei opp sine silk-eh-sail
Vinden a taka i fanget
Og sa er det sagt at kongen sjolov
Han styrde Ormen lange!


a kiedy dostrzegł, że wszyscy złapali już ideę i ze śmiechem zaczęli pląsać, rozbił krąg i na czele korowodu, mając za sobą resztę, zaczął prowadzić sznur tancerzy tak, żeby przechodził między ogniskami, następnie pod wzniesionymi rękami stanowiących część wydłużającego się sznura, plącząc i wciąż ni to śpiewając, ni to skandując - w pewnym momencie obecni muzykanci doskonale wyczuwający rytm zaczęli akompaniować śpiewowi wielkiego najemnika tak udanie, że poczuł się przez chwile niemal jak w towarzystwie starych kompanów z mroźnej krainy... Zaplątywanie korowodu trwało i niezmiernie podobało się szczególnie młodym, bo wkrótce okazało się, że niemal nikt nie może się już swobodnie ruszyć, za to sporo tancerzy i tancerek znajduje się bardzo, bardzo blisko siebie - taka zresztą była idea "zaplatania" sznura i gdy swego czasu Wern przebywał w Norsce, Taniec Kręgu był zwykle świetną okazją do rozpoczynania flirtów. Podobnie w trakcie przechodzenia tuż obok siebie nie raz i nie dwa zdarzyło się, że jakiś młodzieniec skradł całusa piszczącej (z zadowolenia raczej) tancereczce - zabawy i hałasu było przy tym co niemiara.

W końcu nejemnik ze śmiechem odłączył się od kręgu, krzycząc, że jeżeli będą chcieli, nauczy ich jak wykonuje się Taniec Pocałunków, co spotkało się ze znacznym aplauzem - jednak od razu zastrzegł, że uczyni to później, gdy napije się i podje trochę... a także, dodał już w myślach, gdy będzie miał okazję porozmawiać z wiedźmą, oraz będzie miał przy sobie Elissę.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Spojrzał na wyraźnie zasępionego Diego. Jego słowa w pełni uzasadniały jego zatroskanie. "Od miecza osoby w której żyłach płynie ta sama krew" elf powtórzył w myślach. -A Ty jak sądzisz Ravandilu? Wierzysz, że coś nami kieruje?-
zapytał na końcu szlachcic. Ravandil zamyślił się.-Nie wiem, co o tym sądzić. Jak się pewnie domyślasz, dość sceptycznie podchodzę do mistycznych zagadnień... Ale kto wie? Może jest coś takiego, tam gdzieś poza naszym wymiarem, co kieruje naszymi losami? Może jakaś opatrzność zmieniła już tor lotu kilku strzał, które leciały we mnie? Może... Ja się skupiam na tym co jest dzisiaj, co będzie jutro... Może taka moja elfia natura- elf spojrzał w niebo i zamyślił się.

Na toast Molachijczyka elf wychylił połowę zawartości kubka. Diego kontynuował. -Nie wiem, co będę potem robił... Nie wiem, co będę robił następnego dnia. Ciężko mi będzie się osiedlić, nie przywykłem do zbyt długiego pozostawania w miejscu, takie życie. Zresztą, jeszcze jestem młody, teoretycznie tyle rzeczy jest do zrobienia... Ale kto wie? Czas pokaże- Ravandil zerknął ukradkiem na Ninerl tańczącą z Zinhą. -Poza tym to nie zależy tylko ode mnie... Czy między nami coś jest? Tak, coś jest na pewno... Dojrzewa z czasem, elfy nie muszą się śpieszyć... Wszystko przed nami- powiedział elf i zamyślił się. Czasem po prostu lubił posiedzieć i pomyśleć... A było o czym. Dopił zawartość swojego kubka i niemym skinieniem głowy dał Diegu znać, by dolał mu wina. W tej chwili przemknęło mu nawet przez myśl, czy by nie iść do wróżki. "Nie... Sam będę kształtował swój los..." pomyślał i westchnął cicho.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Podbiegła, nieco kulejąc do ogniska. Z trudem łapała oddech. Nie bardzo wiedziała, co nią tak wstrząsnęło. Może dlatego, że niczego takiego nie przewidywała. Przecież powinna była się spodziewać czegoś takiego. To byli tylko ludzie...
Musiała jakoś pozbyć się nadmiaru adrenaliny. Akurat podszedł do niej Zinha. Zgodziła się, nie myśląc zbyt jasno. Taniec trwał, a dziewczynie wracała zimna krew. Na szczęście te pląsy były bardzo proste i dobrze, bo nigdy nie lubiła skomplikowanych figur.
Widząc, że rycerzowi zaczyna brakować tchu, zwolniła i stanęła.
-Nie ma za co- odpowiedziała machinalnie.
-Wróżka?Nie... zresztą po co? Bym podświadomie dążyła do spełnienia przepowiedni? Zresztą podobno da się przewiedzieć, tylko kilka miesięcy naprzód-dodała.- Przyszłość ma tysiące wersji, a ty z pośród nich wybierasz codziennie tylko jedną. Nawet nie zauważając...- zamilkła nagle. Coś ją tknęło.
Gdzie jest Miaulin? Musiała się upewnić, że z siostrą wszystko jest w porządku. Ona była jeszcze łatwiejszym łupem niż banitka.
-Przepraszam, na chwilę- powiedziała i podeszła do ogniska. Zauważyła siostrę, wpatrującą się w żarzące węgielki.
Dotknęła jej ramienia:
-Wszystko w porządku?- poczekała chwilę i dodała:
-Nie kręć się za bardzo po chaszczach. Na mnie jacyś już mieli ochotę- skrzywiła się.- Ludzie są tacy.. nieokrzesani. Mogą byc niebezpieczni, a ty nadal jesteś ranna.- umilkła. Siostra nie odpowiedziała.
-Nie przeszkadzam ci w takim razie- Ninerl podniosła się i odeszła. Usiadła obok tropiciela i Diega.
-Dajcie mi cokolwiek do picia. Byle nie wino...- pociągnęła łyk i skrzywiła się. Odstawiła butelkę na bok.
- Cholera jasna, nawet odejść tutaj na chwilę nie można. Te ich wioski są równie niebezpieczne jak szlak.- parsknęła, mówiąc w eltharinie.-Już dwóch pocięłam. Ciekawe, ilu jeszcze będę musiała-dodała ponuro. Splotła dłonie i przez chwilę milczała.
Potem westchnęła i przytuliła się do Ravandila.
-Nie przeszkadzajcie sobie. Rozmawiajcie dalej-dodała cicho w wspólnym.- Później tylko chciałabym popatrzeć na gwiazdy- szepnęła w ojczystej mowie do elfa.-Ale nie spieszy mi się...- uśmiechnęła się do siebie. Te gwiazdy zrobiły się przez atmosferę tej nocy, bardzo dwuznaczną wzmianką...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

Dawno już Gal nie miał takiej zabawy jak tej nocy. Trzeba było przyznać tym dziewkom, że wiedziały co i jak, a Flora była jak na razie najlepsza. Wszystko było piękne i przyjemne, dopóki nie wmieszała się w to ta stara. „Osz ty, babo. Wyczucia sytuacji to ty za pęsa nawet nie masz”. Gdy zaczęła się przymilać elf już wiedział o co jej może chodzić, ale niestety wkładając mu w łapę sakiewkę, posunęła się za daleko. Co innego nie okazywać sobie samemu szacunku bzykając się z małolatami po stodołach, a co innego, gdy jakaś nieznajoma kobita chce ci płacić za szybki numerek. „A co ja? Kurwa jakaś jestem, żebyś mi pieniądze dawała?”. Elf poderwał się na równe nogi. Tłumiąc w sobie emocje i kontrolując się, aby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo ubrał się, zabrał cały ekwipunek i bez słowa wyszedł ze stodoły. Siadł w pobliżu jednego z ognisk i odpalił nabitą naprędce fajkę.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Konrad

Starucha zrobiła kwaśną minę i przeszyła cię na wskroś swoim zimnym wzorkiem, tak, że aż poczułeś się nieswojo. Jej rudy kot chodził ci między nogami łasząc się do ciebie. Od smrodu panującego w jej chacie zaczynało robić ci się niedobrze.
- Chciałeś się dowiedzieć co mam do powiedzenia na temat twojej osoby więc się dowiedziałeś. Na inne pytania nie odpowiadam. A teraz sio mi z chaty, bo inni czekają. I nie zapomnij... - wiedźma wyciągnęła dłoń po pieniądze. - ...bo rzucę na ciebie urok i sraczka albo inne paskudztwo nie opuści cię aż do Molachii albo i dalej jak się zdenerwuję.
Raczej nie wierzyłeś w takie rzeczy ale dla świętego spokoju wysupłałeś w końcu z sakiewki kilka monet i wręczyłeś wróżce. Wyszedłeś z chałupy na świeże, zimne powietrze. Zabawa trwała w najlepsze – ludzie tańczyli wokół ogniska jakiś dziwny taniec, którego uczył ich Broch gdy znikałeś w chacie wiedźmy. Wśród wieśniaków wypatrzyłeś Werna, Elissę i własną żonę i dołączyłeś do nich. Julia wtulając się w Ciebie spytała:
- I co ci powiedziała ta staruszka, Kochanie? Mam nadzieję, że nic złego? - splotła swoją dłoń z twoją, po czym powiedziała pół- głosem. - Mam nadzieję, że dzisiaj powtórzymy to, co robiliśmy ostatniej nocy, skarbie... – puściła oczko i pocałowała cię namiętnie. Wiedziałeś dobrze, o co jej chodzi.


Ninerl

Miaulin popatrzyła na ciebie i uśmiechnęła się serdecznie. Najwyraźniej ucieszył ją twój widok. Gdy skończyłaś mówić, wyszeptała kładąc swoją dłoń na twojej:
- Wszystko dobrze, Ninerl... - rana wciąż nie pozwalała mówić jej normalnie. - Nie martw się o mnie, mam swojego anioła stróża – siostra uśmiechnęła się szeroko i odwróciła głowę. Spojrzałaś w kierunku w którym patrzyła i ujrzałaś siedzącego kilka metrów za wami Ludovica z garłaczem na kolanach. Widząc że obie patrzycie na niego uniósł kubek wina i uśmiechnął się do was. Miaulin pozdrowiła go gestem. Po chwili spojrzała na ciebie. - Ludovic nie odstępuje mnie na krok odkąd pojawiliśmy się w wiosce, więc możesz być spokojna i iść do Ravandila, zresztą, nie jestem dziś raczej w nastroju do rozmowy, cały czas myślę o Yavandirze. Dziękuję ci jeszcze raz za wszystko. - rzekła ściskając mocniej twoją dłoń. Gdy chciałaś już odejść, rzuciła jeszcze: - Gdy już wrócę do sił nauczysz mnie strzelać z łuku, Ninerl? Poproszę też Wernera o lekcje fechtunku, chcę w przyszłości umieć sama się bronić, by nie dopuścić do takiej sytuacji jak w Lloin... - im więcej mówiła, tym trudniej było jej wypowiadać słowa.


Wszyscy


Zabawa trwała w najlepsze. Lało się wino. Nocną ciszę wypełniała muzyka i Taniec Kręgu jaki zaprezentował miejscowym Werner. Tej nocy mogliście wreszcie poczuć że zyjecie, zostawić choć chwilowo problemy za sobą i oddać sie przyjemnościom. Ravandil pijąc i jedząc baraninę dykutował o czymś z Diegiem, chwilę później dołączyła do nich Ninerl wtulając się w elfa. Zwiadowca objął ją mocno przyciskając do swej piersi. Nieopodal Werner tańczył z Elisą, Konrad i Julia rozmawiali o czymś co chwila wybuchając śmiechem. Zinha pił z Galavandrelem który jakiś nieswój wrócił ze stodoły (sam tylko wiedział czemu), jednak po kilku kubkach wina humor elfowi powrócił. Ludovic przysiadł się do Miaulin i rozmawiali oboje o czymś długo. Kilku podpitych wieśniaczków łypało na elfkę rubasznym wzrokiem, jednak garłacz leżący pod ręką starego sługi skutecznie hamował ich zapędy. W końcu lane litrami wino i trudy podróży dały o sobie znać i postanowiliście udać się na spoczynek. Nocowaliście w chatach wynajętych za grosze przez górali, podczas gdy oni bawili się przy ognisku do wczesnych godzin rannych.

Rankiem Galavandrel obudził się z bolącą głową. Rany na ramieniu i boku piekły niesamowicie, w ogóle czuł się jakby zaraz miał wybierać się do Domu Morra. Strzelec zebrał się jednak w sobie i szybko znalazł się w miejscu gdzie szykowała się do drogi reszta kompanii. Wyruszał z wami też Gucio Brandywine i dwóch ocalałych z jego karawany. Górale wyglądający na hale odprowadzali was nieufnymi spojrzeniami gdy opuszczaliście osadę.

Cały dzień wędrowaliście przez góry. Śnieg sypał tak gęsto jakby ktoś rozpruł nad całą krainą puchowe poduszki. Nie było jednak mrozu, chociaż niska temperatura dawała się we znaki. Obok pokrytej śniegiem drogi szumiał strumień, wraz z kolejnymi dopływami zamieniający się z wolna w rzekę. Konrad miał posępny humor w związku z tym że Julia nabawiła się ostatniej nocy jakiejś infekcji – gorączkowała i miała wyraźne objawy przeziębienia. Ravandil jechał przodem i jak zwykle rozmawiał o czymś z Ninerl w eltharinie. Po elfach widać było że miło spędzili minioną noc we własnym towarzystwie. Broch i Elissa sunęli obok wozu również żywo konwersując. Pochód zamykali Galavandrel i Zinha - obaj "leczyli się" wodą z bukłaka po wczorajszej wizycie we wsi. Miaulin jechała na wozie, przy niej siedział Ludovic. Od świtu do zmierzchu napotkaliście ledwo jedną karawanę. Noc zastała was, razem z nimi, w przeznaczonej dla wędrowców drewnianej wiacie. Przez otwór w dachu ulatywał dym z ogniska. Skwierczały smażone nad ogniem pieczywo i kiełbaski. Ludovic siedząc przy ogniu opowiadał o historii i geografii Księstw Granicznych.

- No to opuściliśmy Imperium – z wyraźną ulgą rzekł Zinha rankiem. – Można to chyba zachować na pamiątkę – z uśmiechem ukazał wysłany za wami list gończy.

W południe minęliście pierwszą, zapuszczoną wioskę a pod wieczór stanęliście w zamku Martell, granicznej warowni Królestwa Dolganii. Rzeczka wzdłuż której podróżowaliście łączyła się tu z drugą a w ich widłach wnosiły się szare mury i wieże. Po blankach przechadzali się łucznicy w żółtych tunikach i niedźwiedzich skórach. Pod zamkiem rozłożyła się spora, licząca kilkaset dusz osada. Flisacy spławiali stąd powiązane w tratwy drewno w dół rzeki. Była tu nawet karczma i spory zajazd, standardem jednak nie przewyższający stodoły w Granicy. Nad rzeką znajdował się też plac targowy i Ludovic dowiadywał się o ceny. Jednak towarzyszący mu Gucio Brandywine powiedział, że lepsze ceny dostanie w Akendorfie, głównym mieście prowincji, cztery dni drogi na południe. W małej zbrojowni na głównym placu zakupiliście trzy kołczany średniej jakości strzał (po 15 sztuk w każdym) i dwa kołczany bełtów (po 10 sztuk). Werner, zagadnięty w czasie drogi przez Miaulin o lekcje fechtunku, sprawił jej dobrej jakości miecz gilesowki i pochwę do rzeczonego wyrzucając gdzieś jej mizerną szabelkę.W sumie wszystko wyniosło was 36 koron.

Następnego dnia w południe zatrzymaliście się na popas we wsi Mellin, gdzie mieszkający tam siostrzeniec wysłannika Orbena przekazał wam wiadomość. Nadwornego maga Molachii mieliście znaleźć w zaszytej w głuszy wiosce trzy dni drogi od głównego traktu. Na wschód odchodziła stąd Srebrna Droga wiodąca do Karaz a Karak, i dalej, do starożytnych, zajętych od stuleci przez gobliny kopalń Gundbadu i Srebrnej Włóczni. Trakt na południe, do Akendorfu, był bardzo nierówny. Góry ustąpiły miejsca pokrytym lasem wzgórzom.

Na kolejną noc rozbiliście obozowisko nad rzeką. Księstwa Graniczne nie różniły się na razie zbytnio od Imperium. Owszem, niemal wszystkie osady były tu ufortyfikowane, a domy i ludzie biedniejsi. Ale w wielu z nich wznosiły się świątynie Sigmara (w Mellin wznosiła się nawet kaplice poświęcone Ulrykowi i Myrmidii) a z lokalną mową Dolgańczyków mieszał się reikspiel lub averski. Tutejsi ludzie byli w dużej części kolonistami lub potomkami kolonistów. Jedno co się nie zmieniło to pogoda. Śnieg, mimo iż mniej intensywnie, sypał niemal bez przerwy, przez co wierzchowce i muły poruszały się wolniej.

Diego niemal już ozdrowiał i ostatniego dnia przesiadł się na konia. Również Miaulin czuła się dużo lepiej, w znacznej mierze dzięki opiece Elissy, jej magii i eliksirów. Siedziała wciąż na wozie, lecz mogła już swobodnie poruszać się i mówić. Bok Konrada zabliźnił się i o zmierzchu skrzyżowali z Brochem ostrza. Runiczny miecz boveńczyka był doskonale wyważony, i zadziwiająco ostry jak na wiek leżenia pod ziemią. Najemnik doszedł nawet do wniosku, że dzięki niemu Konrad porusza się jakoś szybciej niż zwykle i potrzebował dłuższej chwili by w końcu wytrącić miecz z ręki akolity. Wern wypróbował też z pomocą Elissy medalion zdobyty na orczym wodzu. Ciśnięte przez czarodziejkę w położony na ziemi przedmiot magiczne sople weszły weń i znikły. Jedynym śladem były przebiegające przez amulet przez kilka sekund wyładowania elektryczne. Połaskotały one middenlandczyka gdy wziął przedmiot do ręki. Miaulin natomiast, pod czujnym okiem Ninerl uczyła się strzelać z łuku na zmianę z lekcjami fechtunku pod okiem surowego nauczyciela Brocha, który na każdym kroku wytykał jej błędy to w postawie, to w obronie czy ataku. Elfka była jednak pojętną (a przede wszystkim ambitną) uczennicą i szybko łapała o co chodzi tak siostrze, jak i najemnikowi, korygując błędy.

Dzień póżniej zapuściliście się na skąpane w bieli niewielkie wzgórza. Ołowiane chmury wisiały nisko zwiastując śnieżycę, prócz tego wiał mroźny, przeszywający na wskroś wiatr. Julia czuła się już nieco lepiej, głównie dzięki tajemniczym specyfikom Elissy podawanym regularnie co kilka godzin, choć wciąż była osłabiona. W międzyczasie pożegnaliście Augustusa Brandywine'a, który wraz z ocalałymi ze swej karawny (i najętymi w Martell dwoma ochroniarzami) odbił od was na rozstaju dróg do Mortensholm. Pokonując kolejne kilometry rozległego, jedynie gdzieniegdzie usłanego pojedynczymi sosenkami terenu, w pewnym momencie dostrzegliście kilkaset metrów przed sobą jakąś postać wyłaniającą się zza zaśnieżonego wzgórza. Z tej odległości nie mogliście stwierdzić kim jest. Tajemniczy osobnik był wierzchem i przez kilka chwil stał na środku traktu nieruchomo niczym posąg. Nie mieliście wątpliwości że przygląda się wam.

- To nie koń. - stwierdził jadący z przodu Ravandil. - Ktokolwiek to jest, dosiada wilka.

Zinha i Diego popatrzyli po sobie, następnie rycerz skierował swój wzrok na was:

- Jak myślicie, kolejne kłopoty? Co robimy?

Nim zdążyliście odpowiedzieć, lub choćby podjechać bliżej, postać zawróciła i zniknęła w mgnieniu oka za wzgórzem. Pewnym było, że nawet przy największych chęciach nie bylibyście w stanie jej dogonić.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Po upojnej nocy spędzonej z Elissą w jednej z chat czuł się jak młody bóg. Z samego rana wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego ciało w dobrej formie, następnie umył się, wyekwipował i dołączył do pozostałych. Przez całą podróż jechał w pobliżu czarodziejki, od czasu do czasu rozmawiając z nią, przeważnie po słowiańsku (tak, by dziewczyna choć chwilowo mogła porozmawiać z kimś w swym ojczystym języku) i o różnych sprawach, przeważnie związanych z poznawaniem tego co lubi, czym się kieruje, jakie wartości są dla niej ważne itd. Nie zwracał również uwagi na krajobrazy, a opowieści Ludovica na temat historii Księstw Granicznych i geografii słuchał jednym uchem.

Dzień wcześniej Miaulin poprosiła go o lekcje fechtunku i najemnik postanowił jej pomóc. W Martell zakupił dla niej nawet dobrze wykonany gilesowski miecz, zwłaszcza że na tym zadupiu kosztował połowę tego, co w Imperium.
- Jeśli chcesz nauczyć się walczyć, najpierw zaczniemy od broni. Nie możesz korzystać z tego gówna – wskazał na jej szablę. - Trzeba się będzie tego pozbyć.
Jak postanowił, tak zrobił. Na kolejnym popasie rozpoczął naukę wraz z elfką.

Najemnik i dziewczyna stali już kilka minut z nagimi mieczami na zboczu. Wielki wojownik uczynił kolejny wypad i po raz kolejny wytrącił jej broń.

- Musisz tak trzymać gardę – powiedział pokazując. – Masz silne ramiona, to duży atut. Nie musisz atakować całym ciałem, lecisz cała do przodu i wystawiasz się w ten sposób na atak – chwycił jej rękę i pokierował jej ruchem. - Potem uderzasz od lewej i robisz młyńca. - pokazał jej, cały czas kierując jej ruchami. - Jeszcze raz, Miaulin...
Tym razem było nieco lepiej, choć po chwili gilesowski miecz znów wylądował w śniegu. Z każdą chwilą jednak, gdy najemnik tłumaczył jej techniki obrony, przejścia do kontry i ataku, Miaulin słuchała go uważnie i wprowadzała w życie jego uwagi. Na treningu spędzili niemal czterdzieści minut.

To była nasza pierwsza lekcja. Jesteś szybka, lecz brak ci techniki i obycia z bronią. Ale będzie z ciebie wojownik, widzę to... – spojrzał jej w oczy. – Od tej pory na każdym popasie czterdziestominutowy trening bez żadnych forów. Jeśli będziesz słuchać i wykonywać to co mówię, w niedługim czasie będziesz w stanie wyrządzić komuś krzywdę. – najemnik uśmiechnął się szeroko i położył dłoń na jej raminiu. Dyszała ciężko. - Jeśli będę widział szybkie postępy, możliwe że nauczę cię przechodzenia z jednej techniki na drugą, np. z klasycznej na estalijską szermierczą - to bardzo niewygodne i ogłupiające dla przeciwnika, ale i wymagające dużych umiejętności. Na dziś wystarczy, chodźmy do reszty.

Gdy po sytym posiłku ruszyli w dalszą podróż i wśród ośnieżonych wzgórz dostrzegli postać na wilku (przynajmniej tak zrelacjonował to jadący przodem Ravandil, a najemnik wiedział że elf nie myli się w takich kwestiach), Broch wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał spokojnie wilczy jeździec, mruknął ponuro:

- Zwiadowca hobgoblinów... - zmarszczył brwi. - Nie mam wątpliwości, tylko oni poruszają się na wilkach na takim terenie. Nie ma sensu ruszać za nim w pościg, i tak go nie dogonimy. Pewnie zawiadomi kompanów o naszej obecności.

Najemnik przejechał dłonią po trzydniowym zaroście i rzekł najzupełniej spokojnie:
- Skoro był na zwiadzie można się spodziewać ataku w najbliższym czasie, oni tak działają. Muły i wozy niech jadą kilka metrów za naszą zbrojną piątką, trzeba ochraniać towar i tych, co nie walczą. Miejcie uszy i oczy otwarte. I broń w gotowości. - Broch szybkim ruchem dobył swego wielkiego miecza, poprawił również tarczę. - Elissa, w razie czego sformuj dla nas jakąś magiczną zasłonę, może być potrzebna, elfy najpierw z dystansu, potem w zwarciu...Konrad i ja - wiadomo co...
Klepnął piętami boki konia po czym ruszył powoli naprzód przyglądając się okolicy spod zmrużonych oczu.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Jakieś pierdoły Kotek, widzisz, nawet nie zapamiętałem! Pieniążki chciała po prostu, a że ja je mam, a ona nie, to co mi szkodzi te parę monet jej rzucić? - skłamał Julii, albo mówiąc delikatniej, minął się nieco z prawdą. Czy powtórzymy? Hmm... Musiałbym się zastanowić... - zrobił minę, jakby poważnie się zastanawiał nad czymś, niczym mędrzec czy Mistrz Kolegium Złota. Chwilę potem znacząco się uśmiechnął do niej, a następnie gwałtownym ruchem położył ją na ziemię i przykrył obu kocem.

Opowieści Ludovica wysłuchał bardzo uważnie, jak zwykle zresztą. Ten facet miał w sobie swoisty talent gawędziarza, nawet z nudnych faktów historycznych czy geograficznych potrafił wykreować powieść, której niejeden pisarz altdorfski by się nie powstydził. Kto wie, może Ludovic w rzeczywistości jest pisarzem? Nigdy wszak nie mówił zbyt wiele o sobie, albo zwyczajnie Konradowi musiała umknąć gdzieś wzmianka, na temat jego przeszłości.

Hej Wernerze! Widzę, żeś się za treningi zabrał! Ja tylko przypominam, że wśród moich bagaży nadal znajduje się ten młot dwuręczny, którym bardzo chętnie zamachnąłbym się! Najlepiej teraz... - zawołał do najemnika z drugiego końca obozu, tuż po skończonym "teście" nowego miecza akolity.

Pani... - zwrócił się do Elissy, która właśnie skończyła smarować Julię - Od dłuższego czasu zbieram się z tym pytaniem do Ciebie, właśnie chyba mam okazję... Co to za maści? Robione z jakichś ziół tylko i wyłącznie, czy trzeba jeszcze tej... Twojej... mocy? - spytał się się czarodziejki, ostatnie kilka słów dukając, jakby nie mógł znaleźć lepszych. Biorąc pod uwagę plany jego i Wernera, recepta na takie maści może okazać się żyłą złota, gdy życie tej dwójki stanie się nieco bardziej ustatkowane.

Dobrze, czyli znowu kłopot mamy. Tyle tylko, że nie wiem jak wielki, dlatego poproszę o jak najobszerniejszą odpowiedź na pytanie, co to są te hobgobliny? W Imperium o takowych nie słyszałem, a na pewno już nie widziałem... Sugerując z nazwy, jest to jakiś pokrewny gatunek od naszych rodzimych goblinów, ale mimo wszystko wolałbym wiedzieć co nieco na temat tych, jak domniemam, szkodników - zwrócił się niby do wszystkich, choć dobrze wiedział, że zadowolą go tylko referaty Wernera lub Molachijczyków.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Gdy Ninerl przysiadła się do niego przy ognisku, Ravandil objął elfkę ramieniem i przytulił ją mocno, po czym pocałował w policzek. Na wzmiankę o gwiazdach odpowiedział -Pewnie, przyda się trochę ciszy... A dzisiaj nawet niebo jakby nam sprzyja- po czym spojrzał w niebo i uśmiechnął się. Gwiazdy nieśmiało przebijało się przez chmury, dobrze, że w tym momencie nie padało.

W końcu wieś położyła się spać... A przynajmniej jej część. Fascynująca zdawała się zdolność górali do balowania przez absurdalnie długi czas. Gdy reszta udała się na spoczynek, Ravandil siadł razem z Ninerl z dala od bawiących się górali, by spełnić jej prośbę. Z dala od ogniska było dużo chłodniej, ale sama obecność elfki sprawiała, że nie zważał na zimną aurę. Pocałował ją czule i szepnął -Ładna dzisiaj noc... Chociaż trzeba trochę wysilić wzrok, by między chmurami znaleźć gwiazdy... Szkoda tylko, że jutro znów pewnie będzie padać...-

***

Kolejne dni pokazały, że elf się nie mylił. Gęsto padający śnieg dość znacząco obniżał komfort podróży, choć na szczęście nie było też większych zamieci. Ravandil nie miał zbyt wiele do roboty. Umilał sobie czas rozmowami z Ninerl, a także obserwowaniem, jak elfka uczy swoją siostrę strzelania z łuku. Na początku wyglądało to dosyć niezdarnie, ale Ninerl robiła co mogła, a i również Ravandil dorzucił kilka cennych porad. Miaulin zrobiła pewne postępy - może elfy zdolności łucznicze mają po prostu we krwi? Opowieści Ludovica słuchał z zainteresowaniem. Część z tych informacji znał, a przynajmniej kiedyś obiły mu się o uszy. Po Imperium krąży przecież mnóstwo legend, plotek czy lokalnych "znawców"...

W końcu pożegnali Augusta i ruszyli w swoim stałym składzie. Nawet mimo tego ten dzień nie różnił by się niczym od poprzednich, ale... Ravandil coś dostrzegł. Jakąś postać, trudną do zidentyfikowania z tej odległości. Nieznajomy jechał wierzchem, ale nawet z tej odległości było widać, że to nie konny - To nie koń. - stwierdził - Ktokolwiek to jest, dosiada wilka. "No ładnie, jeszcze tego nam brakowało..." przemknęło mu przez myśl. Na słowa Zinhy i Brocha elf zasępił się. -Mam nadzieję, że te całe hobgobliny nie mają w zwyczaju rzucać się na każdego spotkanego wędrowca... A tym bardziej na zbrojną grupę-. Cóż, taki urok tych stron - każdy może się na ciebie rzucić, nawet inny człowiek...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany