Drzewo miał już mocno w czubie. Poznałeś to po tym, że już piąty raz opowiada ci ten sam "świetny dowcip" i coraz trudniej go zrozumieć. W dodatku zaczął ci padać w ramiona. "Tylko ty mnie naprawdę rozumiesz Nikolaj!" Żenujące. Jak taki amator w ogóle dostał się do Azylu? Powoli zaczynałeś wątpić w istnienie obserwatora - skoro ten koleś to taki debil, to pewnie nie wpadł na to, że może mu być potrzebne wsparcie. No, ale pewnie szefostwo wysłało kogoś za nim... Zawsze czujny! Miałeś już dosyć tego cyrku. Uderzyłeś wiewióra w brzuch. Chyba trochę za mocno... zwalił się z krzesła i zwymiotował na podłogę. Z trudem mógł złapać oddech. Rozejrzałeś się nerwowo po sali i odetchnąłeś - kotka, która prawdopodobnie cię obserwowała nic nie zauważyła. W dodatku w barze robiło się jakieś zamieszanie... Wielki szczur przy wyjściu chyba o coś się zdenerwował. No pięknie...
Hyoshi
Co to w ogóle za miejsce? Jak ktokolwiek może tu przychodzić z własnej woli?! Takie myśli kotłowały ci się w głowie, kiedy wchodziłeś do Serowego Księżyca. Ale to było teraz nieważne. Ważna była ta dziwna kotka. Szybko usiadłeś przy stoliku w rogu - dokładnie na przeciwko wiewióra z dziwną czapką i jego pół - mechanicznego towarzysza. Ale to nie oni najbardziej przykuwali twoją uwagę. Bacznie obserwowałeś każdy jej ruch. Spojrzała na kreta przy barze, który w tej samej chwili zwymiotował. Przez chwilę wydawało ci się, że od kotki zaczęło bić jakieś światło, ale to pewnie przywidzenie... a jednak nie! Kiedy patrzyła skupiona na mysz i szczura - miejscowego "twardziela" - zauważyłeś to wyraźnie. Wisiorek. Bijący od niego blask. To na pewno nie jest żadna nowoczesna technika... to czysta magia. Czułeś to, tak samo jak przed barem, kiedy ona cię minęła. Ale wciąż nie mogłeś się pozbyć niepokojącego uczucia... Jednego byłeś pewien - taki talizman to nic dobrego...
Nastia
Wisiorek na szyi uniósł się lekko i zabłysnął ledwie widocznym, fioletowym światłem. Zmrużyłaś lekko oczy. To jest nudne... zwykły wieczór w zwykłym barze... co w tym ciekawego?! Ale to się zaraz zmieni... Kret siedzący nieopodal przy barze właśnie zwymiotował. I dobrze mu tak. No, ale pora na coś konkretnego, prawda? Zobaczymy ile jest w stanie wytrzymać wielki szczur siedzący przy wyjściu. Chyba jakiś miejscowy czempion - codziennie siłuje się na rękę z tymi, którzy chcą sprobować swoich sił. Wszyscy go znali... słynął głównie z wybuchowego - i to dosłownie, bo niektórzy mówili, że to jakiś spec od materiałów wybuchowych - temperamentu. Jakiś mały kret szedł do wyjścia. Przechodził właśnie obok... a "czempion" właśnie wygrywał walkę o większą stawkę. No nareszcie! Kret - nie wiedzieć czemu - władował się na "mistrza," szczur się "zdekoncentrował" i (jak to się mogło stać?!) przegrał. Chyba jest nieźle wkurzony. Zerwał się ze swojego krzesła.
Migrath
-Dobra panowie... do zobaczenia jutro. Ja spadam. - powiedziałeś i skierowałeś się w stronę wyjścia. Nie byłeś za dobry w karty... a poza tym Stan pewnie oszukiwał - dziś mało kto gra uczciwie w cokolwiek. Wychodząc rozejrzałeś się po barze. Przy barze stała atrakcyjna kotka... tj. może i atrakcyjna, ale zdecydowanie nie w twoim typie. Nie lubisz, kiedy kobieta rozrywa cię pazurami na strzępy, o nie... Ale coś dziwnego w niej było. Całe otoczenie było zamazane - wyraźnie widziałeś tylko ją. I fioletową poświatę dookoła. Co do... ?!
Nagle poczułeś uderzenie. Świat wrócił do swojej dawnej postaci - już wszystko było wyraźne. Nawet zbyt wyraźne... ogromny szczur, na którego musiałeś się nieopatrznie władować nie wyglądał na zadowolonego. Dyszał ciężko i patrzył na ciebie czerwonymi ślepiami jakby chciał cię rozerwać na strzępy. Wziął zamach i walnął pięścią. No, ale na szczęście, że tym razem twój instynkt samozachowawczy cię nie zawiódł. Jako mały cel, zdążyłeś się trochę odsunąć. Tylko tobą trochę rzuciło na stolik obok. Ale mysz, która siedziała za tobą poleciała na ścianę. To musiało bolec...
-KUUUUUU**AAAAAAAA - zawył wielkoszczur. Zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli w waszą stronę. Ale nagle ciszę przerwał inny dźwięk... Jakby... śpiew?!
Rutgier ( ok Szasza - wchodzisz, ale proszę zwróć uwagę na stan postaci przy odpisywaniu...

-JESZCZE PO KROPELCE, JESZCZE PO KROPELCE, PÓÓÓÓÓKI WINO JEST W BU-TEL-CE!
JESZCZE PO KROPELCE, JESZCZE PO KROPELCE, PÓÓÓÓÓKI WÓDKA JEST W BU-TEL-CE!!!
Ty i Gothfryd wlekliście się powoli opustoszałą ulicą Azylu. Podtrzymywaliście się wzajemnie, bo żaden z was nie dałby rady samodzielnie ustać... Wypiliście trochę i postanowiliście się zabawić. No a gdzie można się zabawić? Oczywiście w barze! Rzadko was wypuszczali poza kompleks... a już na pewno nie do baru.
-Ale teraz koniec z tym. Teddy dostanie za swoje! Nie będzie nam rozkazywał, tyran! Jesteśmy wolni! Możemy iść gdzie chcemy i kiedy chcemy!!! Dobrze mówię Gothfryd?!
Przyjaciel pokiwał głową... ale nie byłeś pewny czy zrobił to świadomie, czy po prostu zadziałała siła ciążenia. W każdym razie - idziecie się zabawić! W końcu dotarliście na miejsce. Oto Serowy Księżyc! Ocuciłeś przyjaciela na tyle na ile było to możliwe i wkroczyliście do baru...
-JESZCZE PO KROPELCE, JESZCZE PO KROPELCE, PÓÓÓÓÓKI WINO JEST W BU-TEL-CE!
JESZCZE PO KROPELCE...