
nie ma duzych liter i interpunkcji ale chcialem to na sesje dac to sie nei staralem o to a potem to tu dodalem. jutro moze poprawie bo nie ma gdzieniegdzie ą i ę

W mieście siedzieć nie zamierzałem
spakowałem więc wszystko co chciałem
i co mi potrzebne było
gdyby sie coś przytrafiło
złego w podroży
lecz gdy tak szedłem, czas mi sie dłużył
wnet widzę tunel, co biegnie wgłąb gór.
wspinać sie dziś nie chce, skala jak mur.
myślę: "odpocznę se trochę w grocie,
lepiej w niej niż w namiocie"
wiec wybieram tunelu drogę,
pamiętając wuja przestrogę,
ze złe bestie w jaskiniach mieszkają
i z rzadka w dobry humor wpadają.
nagle ryk,
staje w mig.
słucham co to.
nagle ryk powtórzono
jeszcze raz.
wyciągam miecz którym władam bez skaz.
i pre naprzód wgłąb groty.
"pewnie to płacz jakiejś cioty" -
pomyślałem.
raptem sie zatrzymałem.
"a jeśli to jakiś większy stwor?"
ściągnąłem z pleców wór
z wyposażeniem.
popatrzyłem za siebie ostatnim być może spojrzeniem.
sprawdzam skórę ćwiekowaną
i tarczę drewnianę
wszystko okej
bez wora mi lżej
walczyć łatwiej
zapalam pochodnie i trzymam razem z mieczem,
w razie czego ja wypuszczę i stwora mieczem posieczę.
i wtedy dwa ślepia w ciemnościach zobaczyłem
miecz i tarcze z rak wypuściłem.
w tunelu stal wielki troll z lukiem w reku.
Wnet do mnie strzela
jasna cholera
strzała juz do mnie dolecieć miała
wnet odwaga sie we mnie zebrała
szybko sie schyliłem
za miecz wraz z pochodnią chwyciłem
i odskoczyłem
do stwora podbiegłem i mieczem go przeszyłem
ranę pochodnią nadpaliłem
stwór zawył i z bólu padł na podłogę
a ja mu głowę masakruje jak tylko moge
oczy na ścianie, mózg na suficie
skończyłem robotę dopiero o świcie
noc nieprzespana, walczyłem do rana
i choć w większości walczyłem z martwym ciałem
to i tak bohaterem sie nazwałem
do snu sie ułożyłem
w nocy sie obudziłem
światło zapaliłem i ruszyłem dalej,
za dni dwa cale
doszedłem do dużego miasta
o nazwie Avarrastah
swe kroki do karczmy skierowałem
lecz do dyspozycji aż dwie mialem
"Złocisty kielich" oraz "pod trollem"
kielich raczej od trolla wole
wiec wchodzę do pierwszej tawerny.
a tam huk i szum cholerny
jednak wchodzi fajna kapela
i szybciutko mnie rozwesela
zamówiłem sobie kufel piwa
i odpoczywam.
wnet podchodzi krasnolud brodaty
co ma na sobie pijackie szmaty
i nagle sie do mnie odzywa:
"wyzywam cię na konkurs w piciu piwa"
głupcem bylem,
ze nie odmówiłem
bo jak debil sie zgodziłem
kufel, dwa, dziesięć wypiłem
i prawie glebę zaliczyłem
natomiast krasnolud stoi
i piwo sobie siorbie powoli
jeszcze trzy kufle i leżę
we śnie wierze
ze wygrałem
zresztą niczego więcej nie chciałem
budzę sie rano w trawie na dworze,
cholera jasna, tak być nie może.
wchodzę do karczmy, ta prawie pusta.
jest tylko stara kobieta tłusta
woła mnie
podchodzę
jej ciało cały widok zakrywa
a ona sama sie do mnie odzywa:
"oszukano cię wczoraj sieroto
krasnolud pil wodę barwiona na złoto,
gdy padłeś, porwał z banda twój worek
wszystkie sakwy, pieniądze i srebrny korek.
Zaraz potem uciekli z miasta"
myślę: "oszukała mnie banda i basta.
Nie uratuje mojego majątku i rodzinnego srebrnego korka
mojego dziedzictwa co nie wyjmowałem nigdy z worka."
bylem pogrążony
i wielce zasmucony
nie miałem sie gdzie podziać
i w co sie odziać
Dlatego nie ufam krasnoludom
To gnidy, co w życiu kierują sie ułudą.