[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Drakon rozwalił się w saunie. Dawno już nie kosztował takiego relaksu i trunków. Od kiedy pamiętał, zawsze szukał, pracował, doskonalił się, robił wszystko by być najlepszym. Zapomniał już co to odpoczynek... Rozkoszował się tą chwilą...
Drakon rozwalił się w saunie. Dawno już nie kosztował takiego relaksu i trunków. Od kiedy pamiętał, zawsze szukał, pracował, doskonalił się, robił wszystko by być najlepszym. Zapomniał już co to odpoczynek... Rozkoszował się tą chwilą...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Kobieta pozwoliła sobie na rozbawiony, ale ciepły uśmiech.
"Twój miecz, a nie schizofrenia, durniu" warknął głos. "Nie chcesz mojej pomocy do gnij w papierowym worku na głowie tak długo jak chcesz" syknął nieprzyjaźnie
"To może od dziś dostaniesz na imię Schizofrenia, jakieś takim mądry żeby gadać, a się nie przedstawić?"
Głos parsknął pogardliwie. "Jestem jedyną rzeczą mutującą twoje ciało. Przyjmowałeś jakieś inne mutageny? Nie sadzę. Byłbyś demonem do tej pory gdyby nie ja, wiesz o tym? Piekło pożera każdego przybysza" odparł oręż. "Wiec jak, chcesz dostać nowa skórę, czy wolisz papier toaletowy?"
"Nawet od cholery, jak sam twierdzisz, chyba że twoim zdaniem przemiana w demona to nie mutacja. Ale dobra, nieważne." Lou westchnął ciężko "Wiesz, ciekawe jestem jak miałaby ta nowa skóra wyglądać, bo jak mam mieć na głowie krabi tyłek, to wolę zostać przy papierze..."
"Nieco blada karnacja, elastyczna i żywa skóra" odparł spokojnie już oręż.
"Przeczucie mi mówi żeby ci nie ufać, ale ta ślicznotka obok tak na mnie spogląda, że zaryzykuję... Tylko mnie nie oszukaj, bo się będziesz nazywał Yygdrassil!"
"Nazywam sie Shreth, miło że pytasz" odparł oręż Yang poczuł łaskotanie pod skórą. Za chwilę wierzchnia warstwa stwardniałą i zaczęła odpadać, by ustąpić miejsca nowej skórze. Delikatniejszej i bardziej elastycznej.. no i wyglądającej jak skóra, a nie papierowa maska.
Kobieta uniosła brwi. -No... Niezła sztuczka, tak o wiele lepiej- dotknęła jego policzka i uszczypnęła uśmiechając się półgębkiem. -Ruszajmy- poleciła.
- Tak... Czasem zadziwiam sam siebie. Nie może się wprawdzie równać z twoją, ale sądzę że na początek mi wystarczy. - odpowiedział kobiecie. "Shreth? A mogę ci wymyślić jakieś inne? Bo ja już bym wolał chyba nazywać się Yygdrassil... Ale mimo wszystko, dzięki. Pewnie nie robisz tego za darmo, ale pewnie też nie przyznasz się za co." powiedział z kolei do miecza.
-Chodź, chodź, pochlebco. Mamy długą drogę przed sobą, chyba wiem, dokąd powinniśmy iść i jak- skinęła na niego ręka.
"Jestem symbiontem, nie pasożytem i robiłem to WŁASNYM kosztem, jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć" syknął miecz oburzony zachowaniem szermierza. 'Jestem w twojej krwi i zależy mi by ona krążyła przez całe ciało, a nie stała w miejscu"
Szermierz wstał i ruszył za kobietą. - Jak można nie prawić pochlebstw, widząc taką piękność? Przerasta to moje możliwości. - powiedział, idąc wciąż pół kroku za nią. "Powinienem teraz spojrzeć na ciebie z podziwem, ale nie mam ochoty upuszczać sobie krwi bez koniecznej potrzeby. Ale to miło, że i w piekle można znaleźć kogoś chętnego do współpracy. Pewnie powinien teraz jeść dużo szpinaku, co? On ponoć dobrze działa na krew."
-Dobra, już wystarczy- powiedziała kobieta. Yang widział czerwone końcówki uszu.. zarumieniła się, ale byłą plecami do szermierza...
"Lepiej czerwone wino, przerobię te procenty na moc dla siebie. Nie jesteś w stanie się upić od kiedy mnie masz, wiesz?" odparł oręż.
Szermierz uśmiechnął się lekko. Nie spodziewał się że jego słowa wywołają aż taki efekt... Ale to i dobrze. - Skoro tak sądzisz... Postaram się powstrzymać - stwierdził wesoło. "Popatrz, popatrz, masz więcej zalet niż myślałem, ba! więcej nawet niż miałem nadzieję. Coś czuję, że jednak się polubimy..."
"Wreszcie zrozumiał" westchnął miecz. "Bywam złośliwy i cyniczny, ale jestem symbiontem-demonem w końcu, nie?" rzucił, jakby sam nie był pewien.
Podróż trwała cały dzień. Kobieta szła przed Yangiem twardo i dopiero na wieczór przysiadła. –Postój... dalej nie pójdę- powiedziała, wskazując nieco jeszcze odległe mury miasta. Wyciągnęła z plecaka jakieś pakunki, rzuciła zaklęcie i z bezkształtnych brył powstało... jedzenie. Dwa udka z kurczaka, bochenek chleba, kilka pomidorów, kawał sera, kawał szynki.
-Tyle mamy na dziś i jutro, więc z rozwagą... chyba, ze masz pieniądze, to kupimy coś na miejscu- skinęła głową na mury i zaczęła masować obolałe nogi. –Przesadziłam- syknęła. –Ale chciałam spędzić tę noc w normalnym łożu- westchnęła i rozglądnęła się, jakby szukając takowego gdzieś w okolicy. Powoli sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego koc. –Masz na czym spać/- zapytała.
Arilyn Faerith:
-Nie. Wiesz, jak działają pryzmaty?- zapytał Zargatar. Wiedział, że ona wiedziała. –To są pryzmaty, które oddzielają moc od esencji. Innymi słowy na delikwenta trzymającego pryzmat polałaby się cała gama energii. Po umagicznieniu na konkretny element dostanie wyłącznie na przykład... moc ognia- wyjaśnił zarim.
-Gdzieś tam jest spory metalowy stelaż z wielkim czerwonym klejnotem. Usuń klejnot, najlepiej ciskając w wir, a potem na jego miejsce wstaw pryzmat. Dźwignia po prawej uruchamia przepływ przez statyw i napełni osobę na podeście odpowiednią mocą- dodał. –Chcesz jeszcze o coś zapytać/- założył ręce za plecami, patrząc na elfkę. Teraz dla odmiany jego oczy były puste. Chyba ze względu na rozmówczynię.
Nadir:
Pomogło... bogowie jak bardzo pomogło. Gdy tylko wyszedł z sauny w samym tylko ręczniku dookoła bioder, został wzięty pod ramie przez jakąś niewiele od niego niższą kobietę o miedzianych włosach upiętych w kok.
Zaraz potem został wprowadzony do sporego pokoju, gdzie była kozetka. Kobieta poprosiła, by położył się na brzuchu... w cenę wliczony jest masaż.
Nadir nie wiedział, skąd kobieta bierze tyle siły, ale jego ciało było jakby dwakroć elastyczniejsze, gdy stamtąd wyszedł. Poszedł do pokoju i padł na łóżko... a jeszcze została mu do zaliczenia kolacja...
"Twój miecz, a nie schizofrenia, durniu" warknął głos. "Nie chcesz mojej pomocy do gnij w papierowym worku na głowie tak długo jak chcesz" syknął nieprzyjaźnie
"To może od dziś dostaniesz na imię Schizofrenia, jakieś takim mądry żeby gadać, a się nie przedstawić?"
Głos parsknął pogardliwie. "Jestem jedyną rzeczą mutującą twoje ciało. Przyjmowałeś jakieś inne mutageny? Nie sadzę. Byłbyś demonem do tej pory gdyby nie ja, wiesz o tym? Piekło pożera każdego przybysza" odparł oręż. "Wiec jak, chcesz dostać nowa skórę, czy wolisz papier toaletowy?"
"Nawet od cholery, jak sam twierdzisz, chyba że twoim zdaniem przemiana w demona to nie mutacja. Ale dobra, nieważne." Lou westchnął ciężko "Wiesz, ciekawe jestem jak miałaby ta nowa skóra wyglądać, bo jak mam mieć na głowie krabi tyłek, to wolę zostać przy papierze..."
"Nieco blada karnacja, elastyczna i żywa skóra" odparł spokojnie już oręż.
"Przeczucie mi mówi żeby ci nie ufać, ale ta ślicznotka obok tak na mnie spogląda, że zaryzykuję... Tylko mnie nie oszukaj, bo się będziesz nazywał Yygdrassil!"
"Nazywam sie Shreth, miło że pytasz" odparł oręż Yang poczuł łaskotanie pod skórą. Za chwilę wierzchnia warstwa stwardniałą i zaczęła odpadać, by ustąpić miejsca nowej skórze. Delikatniejszej i bardziej elastycznej.. no i wyglądającej jak skóra, a nie papierowa maska.
Kobieta uniosła brwi. -No... Niezła sztuczka, tak o wiele lepiej- dotknęła jego policzka i uszczypnęła uśmiechając się półgębkiem. -Ruszajmy- poleciła.
- Tak... Czasem zadziwiam sam siebie. Nie może się wprawdzie równać z twoją, ale sądzę że na początek mi wystarczy. - odpowiedział kobiecie. "Shreth? A mogę ci wymyślić jakieś inne? Bo ja już bym wolał chyba nazywać się Yygdrassil... Ale mimo wszystko, dzięki. Pewnie nie robisz tego za darmo, ale pewnie też nie przyznasz się za co." powiedział z kolei do miecza.
-Chodź, chodź, pochlebco. Mamy długą drogę przed sobą, chyba wiem, dokąd powinniśmy iść i jak- skinęła na niego ręka.
"Jestem symbiontem, nie pasożytem i robiłem to WŁASNYM kosztem, jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć" syknął miecz oburzony zachowaniem szermierza. 'Jestem w twojej krwi i zależy mi by ona krążyła przez całe ciało, a nie stała w miejscu"
Szermierz wstał i ruszył za kobietą. - Jak można nie prawić pochlebstw, widząc taką piękność? Przerasta to moje możliwości. - powiedział, idąc wciąż pół kroku za nią. "Powinienem teraz spojrzeć na ciebie z podziwem, ale nie mam ochoty upuszczać sobie krwi bez koniecznej potrzeby. Ale to miło, że i w piekle można znaleźć kogoś chętnego do współpracy. Pewnie powinien teraz jeść dużo szpinaku, co? On ponoć dobrze działa na krew."
-Dobra, już wystarczy- powiedziała kobieta. Yang widział czerwone końcówki uszu.. zarumieniła się, ale byłą plecami do szermierza...
"Lepiej czerwone wino, przerobię te procenty na moc dla siebie. Nie jesteś w stanie się upić od kiedy mnie masz, wiesz?" odparł oręż.
Szermierz uśmiechnął się lekko. Nie spodziewał się że jego słowa wywołają aż taki efekt... Ale to i dobrze. - Skoro tak sądzisz... Postaram się powstrzymać - stwierdził wesoło. "Popatrz, popatrz, masz więcej zalet niż myślałem, ba! więcej nawet niż miałem nadzieję. Coś czuję, że jednak się polubimy..."
"Wreszcie zrozumiał" westchnął miecz. "Bywam złośliwy i cyniczny, ale jestem symbiontem-demonem w końcu, nie?" rzucił, jakby sam nie był pewien.
Podróż trwała cały dzień. Kobieta szła przed Yangiem twardo i dopiero na wieczór przysiadła. –Postój... dalej nie pójdę- powiedziała, wskazując nieco jeszcze odległe mury miasta. Wyciągnęła z plecaka jakieś pakunki, rzuciła zaklęcie i z bezkształtnych brył powstało... jedzenie. Dwa udka z kurczaka, bochenek chleba, kilka pomidorów, kawał sera, kawał szynki.
-Tyle mamy na dziś i jutro, więc z rozwagą... chyba, ze masz pieniądze, to kupimy coś na miejscu- skinęła głową na mury i zaczęła masować obolałe nogi. –Przesadziłam- syknęła. –Ale chciałam spędzić tę noc w normalnym łożu- westchnęła i rozglądnęła się, jakby szukając takowego gdzieś w okolicy. Powoli sięgnęła do plecaka i wyciągnęła z niego koc. –Masz na czym spać/- zapytała.
Arilyn Faerith:
-Nie. Wiesz, jak działają pryzmaty?- zapytał Zargatar. Wiedział, że ona wiedziała. –To są pryzmaty, które oddzielają moc od esencji. Innymi słowy na delikwenta trzymającego pryzmat polałaby się cała gama energii. Po umagicznieniu na konkretny element dostanie wyłącznie na przykład... moc ognia- wyjaśnił zarim.
-Gdzieś tam jest spory metalowy stelaż z wielkim czerwonym klejnotem. Usuń klejnot, najlepiej ciskając w wir, a potem na jego miejsce wstaw pryzmat. Dźwignia po prawej uruchamia przepływ przez statyw i napełni osobę na podeście odpowiednią mocą- dodał. –Chcesz jeszcze o coś zapytać/- założył ręce za plecami, patrząc na elfkę. Teraz dla odmiany jego oczy były puste. Chyba ze względu na rozmówczynię.
Nadir:
Pomogło... bogowie jak bardzo pomogło. Gdy tylko wyszedł z sauny w samym tylko ręczniku dookoła bioder, został wzięty pod ramie przez jakąś niewiele od niego niższą kobietę o miedzianych włosach upiętych w kok.
Zaraz potem został wprowadzony do sporego pokoju, gdzie była kozetka. Kobieta poprosiła, by położył się na brzuchu... w cenę wliczony jest masaż.
Nadir nie wiedział, skąd kobieta bierze tyle siły, ale jego ciało było jakby dwakroć elastyczniejsze, gdy stamtąd wyszedł. Poszedł do pokoju i padł na łóżko... a jeszcze została mu do zaliczenia kolacja...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou
Yang zastanowił się przez chwilę, obliczając szanse, ale zauważył, że wzrok kobiety padł na karimatę, wystającą zza jego pleców. Szanse zmalały do zera.
- W sumie to mam - stwierdził, ściągając plecionkę z ryżowej trawy i rozwijając ją na ziemi. - Mam też trochę pieniędzy, jakiś zdobyczny klejnocik, kilka kawałków zbroi na sprzedaż... Będzie za co żyć. A jak nawet i nie, to załatwimy skądś pieniądze - usiadł na karimacie i zabrał się do jedzenia. - Ciekawi mnie, jak długo byłem tam pod ziemią... No, ale mniejsza z tym. Zostałem rozdzielony ze swoją drużyną, i byłoby mi miło, gdybym ją odnalazł, bo jestem winien dług wdzięczności tym, którzy mnie uwolnili. Ale nie mam pojęcia, jak ich znaleźć ani gdzie są...
Yang zastanowił się przez chwilę, obliczając szanse, ale zauważył, że wzrok kobiety padł na karimatę, wystającą zza jego pleców. Szanse zmalały do zera.
- W sumie to mam - stwierdził, ściągając plecionkę z ryżowej trawy i rozwijając ją na ziemi. - Mam też trochę pieniędzy, jakiś zdobyczny klejnocik, kilka kawałków zbroi na sprzedaż... Będzie za co żyć. A jak nawet i nie, to załatwimy skądś pieniądze - usiadł na karimacie i zabrał się do jedzenia. - Ciekawi mnie, jak długo byłem tam pod ziemią... No, ale mniejsza z tym. Zostałem rozdzielony ze swoją drużyną, i byłoby mi miło, gdybym ją odnalazł, bo jestem winien dług wdzięczności tym, którzy mnie uwolnili. Ale nie mam pojęcia, jak ich znaleźć ani gdzie są...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Widząc, że wszyscy oprócz niego i Ugurtha powychodzili z saun, sam zaczął się do tego przymierzać. Po saunie udał się na masaż, a następnie przebrał się i udał się na kolację. Jadł przede wszystkim potrawy niespotykane na jego rodzinnym kontynencie. Jadł sporo, ale bez przesady, wiedział, że na pewno będą mieli coś ważnego do zrobienia, więc wolał chodzić a nie się toczyć, więc i również wino podawane do kolacji pił z umiarem. Potem poszedł do swojego pokoju...
Widząc, że wszyscy oprócz niego i Ugurtha powychodzili z saun, sam zaczął się do tego przymierzać. Po saunie udał się na masaż, a następnie przebrał się i udał się na kolację. Jadł przede wszystkim potrawy niespotykane na jego rodzinnym kontynencie. Jadł sporo, ale bez przesady, wiedział, że na pewno będą mieli coś ważnego do zrobienia, więc wolał chodzić a nie się toczyć, więc i również wino podawane do kolacji pił z umiarem. Potem poszedł do swojego pokoju...
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Eltharond
- A więc musimy pozbyć się Mistraela? Więc jak mawiają żołnierze: Tak jest! Powiedz tylko gdzie go szukać, a szybko straci głowę... i resztę ciała... - stwierdził
- O ile będzie co po nim zbierać to donieść Ci jakieś dowody jego śmierci? - zapytał
Był gotów na wszystko. Nieudana misja była dla niego gorsza niż śmierć, dlatego chciał zrobić co tylko jest w jego mocy, by nie zawieść po raz kolejny. Kierowały nim dwie rzeczy... Duma i chęć zagarnięcia nowych mocy.
- A więc musimy pozbyć się Mistraela? Więc jak mawiają żołnierze: Tak jest! Powiedz tylko gdzie go szukać, a szybko straci głowę... i resztę ciała... - stwierdził
- O ile będzie co po nim zbierać to donieść Ci jakieś dowody jego śmierci? - zapytał
Był gotów na wszystko. Nieudana misja była dla niego gorsza niż śmierć, dlatego chciał zrobić co tylko jest w jego mocy, by nie zawieść po raz kolejny. Kierowały nim dwie rzeczy... Duma i chęć zagarnięcia nowych mocy.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Nadir
Leżał na łożu dobrą chwilę. Odprężył się tak bardzo, że gdy próbował wstać musiał mocno wytężyć umysł by zmusić mięśnie do napięcia się. Wstał i ubrał się w świeże rzeczy. Pachniały mydłem. Pomyślał o dniach, gdy nie było demonów, a jego życie płynęło na doskonaleniu się. A teraz... Drakon poprawił pas i przeszedł do jadalni. Siadł za stołem i rozejrzał się po pomieszczeniu...
Leżał na łożu dobrą chwilę. Odprężył się tak bardzo, że gdy próbował wstać musiał mocno wytężyć umysł by zmusić mięśnie do napięcia się. Wstał i ubrał się w świeże rzeczy. Pachniały mydłem. Pomyślał o dniach, gdy nie było demonów, a jego życie płynęło na doskonaleniu się. A teraz... Drakon poprawił pas i przeszedł do jadalni. Siadł za stołem i rozejrzał się po pomieszczeniu...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Słuchała słów Zargatara, ale w tym mętliku niewiele mogła wyłowić przydatnych treści. Jak zawsze zasypał ją również wiedzą niepotrzebną, która tylko wprowadzała zamęt. W pewej chwili przestała go słuchać układając sobie w głowie to co powiedział wcześniej i wywalając z tego natłoku zbędne informacje. Z tego też powodu na jej twarzy pojawił się lekko nieobecny wyraz twarzy... Taki jak zwykle pojawiał się na twarzy Silbern, gdy Darkning starał się przetłumaczyć jej coś co jej nie interesowało lub co było dla niej niepojęte...
- Aaaa! Kumam! - ucieszyła się i podskoczyła z radości. - Jubiler przygotuje pryzmaty, by konkretną tylko energię izolowały dla każdego - klasnęła w dłonie i mało nie rzuciła się zarimowi na szyję. Opamiętała się przypominając sobie, że zetknięcie z ciałem zarima może być nieprzyjemne i bolesne.
- Wybacz, nie uściskam cię - bąknęła przepraszająco. - Nie póki jesteś w tej postaci - palcem wskazała okolice jego głowy. Poza tym faktem, że kontakt z zarimem jest nieprzyjemny, ona nie miała oporów przed rozmawianiem z nimi. Czy do odzywania się do nich jak do kolegów z podwórka... Pewne cechy zostały z poprzednigo wcielenia...
EDIT: Ugurth... Płacisz ze swoich... Arilyn na takie coś się nie zgodzi, żeby kasę wydawać
To porządna dziewczyna!
No chyba, że Zargatar Cię wspomoże...
EDIT2: Cytat: "-Noo... idźcie do "Smoczego Tchnienia". To karczma z sauną. Można się tam odprężyć. jak odzyskaliście 1 artefakt to siewam należy- zaśmiał się i podał elfce parę srebrnych monet. -ja stawiam- dodał." to obejmowało tylko karczmę z sauną, a nie dziewki z burdelu... Arilyn tego się trzyma. Nie mamy wydać całej kasy. Musimy jeszcze zająć się pryzmatami...
Słuchała słów Zargatara, ale w tym mętliku niewiele mogła wyłowić przydatnych treści. Jak zawsze zasypał ją również wiedzą niepotrzebną, która tylko wprowadzała zamęt. W pewej chwili przestała go słuchać układając sobie w głowie to co powiedział wcześniej i wywalając z tego natłoku zbędne informacje. Z tego też powodu na jej twarzy pojawił się lekko nieobecny wyraz twarzy... Taki jak zwykle pojawiał się na twarzy Silbern, gdy Darkning starał się przetłumaczyć jej coś co jej nie interesowało lub co było dla niej niepojęte...
- Aaaa! Kumam! - ucieszyła się i podskoczyła z radości. - Jubiler przygotuje pryzmaty, by konkretną tylko energię izolowały dla każdego - klasnęła w dłonie i mało nie rzuciła się zarimowi na szyję. Opamiętała się przypominając sobie, że zetknięcie z ciałem zarima może być nieprzyjemne i bolesne.
- Wybacz, nie uściskam cię - bąknęła przepraszająco. - Nie póki jesteś w tej postaci - palcem wskazała okolice jego głowy. Poza tym faktem, że kontakt z zarimem jest nieprzyjemny, ona nie miała oporów przed rozmawianiem z nimi. Czy do odzywania się do nich jak do kolegów z podwórka... Pewne cechy zostały z poprzednigo wcielenia...
EDIT: Ugurth... Płacisz ze swoich... Arilyn na takie coś się nie zgodzi, żeby kasę wydawać


EDIT2: Cytat: "-Noo... idźcie do "Smoczego Tchnienia". To karczma z sauną. Można się tam odprężyć. jak odzyskaliście 1 artefakt to siewam należy- zaśmiał się i podał elfce parę srebrnych monet. -ja stawiam- dodał." to obejmowało tylko karczmę z sauną, a nie dziewki z burdelu... Arilyn tego się trzyma. Nie mamy wydać całej kasy. Musimy jeszcze zająć się pryzmatami...
Ostatnio zmieniony czwartek, 30 sierpnia 2007, 01:37 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 3 razy.

-
- Majtek
- Posty: 118
- Rejestracja: czwartek, 3 sierpnia 2006, 12:01
- Lokalizacja: wrocek
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Ugurth po wyjściu ostatniego towarzysza i po wypiciu beczułki wstał wyszedł ubrał się i poszedł do karczmy. Tam po rozmowie z barmanem zorientował się gdzie jest dom jakiejś kurtyzany w mieście miał ochotkę poszaleć kazał przygotować pokój i wnieść do niego sporego dzika pieczonego. Już chciał iść po czym pomyślał iż poco on ma iść skoro może kogoś posłać wrócił do barmana i polecił aby ktoś po nią pobiegł po czym sam poszedł do pokoju i zaczął jeść w oczekiwaniu.
Mr.Z mam nadzieje że kasy wystarczy
ww mieliśmy mieć na co chcemy więc nie widzę w czym problem zresztą każdy odpoczywa jak lubi a Ugurth tak lubi ;]



-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou:
-Więc jutro zajmiemy się szukaniem twojej ekipy, ale wpierw dotrzyjmy do miasta i wyśpijmy się jak porządni ludzie, bo to tu jest jakąś kpiną- stwierdziła kobieta, kładąc się na spoczynek. –Chyba nam tu nic nie grozi, co?- rozglądnęła się po pustkowiu, od którego niejako oddzielała ich sterta kamieni.
Kilka szurnięć i kobieta zagrzebała się w swoim posłaniu. –Dobranoc- rzuciła jeszcze.
Eltharond:
-Może od razu odrąb sobie głowę?- zaproponowała demonica. –Mistrael to jeden z Czterech wybranych przez władcę piekła Bethrezena na generała. Zmiecie ciebie twój garnizon w kilka sekund- skrzywiła się. –Skup się na zadaniu!- nakazała.
Ariln Faerith:
Zargatar skinął głową. –Bez urazy, ale uważam takowe gesty za zbędne. Pomagam wam wypełnić zadanie. Standard wśród nas- powiedział i pożegnał się gestem, by po chwili zniknąć elfce z oczu za pierwszym lepszym zakrętem.
Nadir:
Był tam suto zastawiony stół szwedzki, masa krzeseł, z ego połowa zajęta. Byli tu wszyscy goście.. trwał cowieczorny bankiet... Nadir otrzymał talerz i sztućce.. o ile to talerzem można było nazwać. Przypominał raczej porcelanowa tacę...
Do wyboru miał kilkanaście rodzajów mięsiwa, w tym pieczenie, potrawki i sosy z każdego typu mięsa jaki był w stanie wymyślić.. nie licząc istot rozumnych, pieczywo od bułek po ciemny chleb, owoce i warzywa, jakich jeszcze nie dane mu było zobaczyć...
Ugurth:
Okazało się, że na kurtyzanę pieniędzy mało... trzeba by było skądś wysupłać dodatkowe... bo dama zawsze się znajdzie. Jest ich parę, dom schadzek nie jest szczególnie odległy.. w zasadzie trzy przecznice od zajazdu. Ugurth widział nawet czerwoną lampę z okna swego pokoju.
-Więc jutro zajmiemy się szukaniem twojej ekipy, ale wpierw dotrzyjmy do miasta i wyśpijmy się jak porządni ludzie, bo to tu jest jakąś kpiną- stwierdziła kobieta, kładąc się na spoczynek. –Chyba nam tu nic nie grozi, co?- rozglądnęła się po pustkowiu, od którego niejako oddzielała ich sterta kamieni.
Kilka szurnięć i kobieta zagrzebała się w swoim posłaniu. –Dobranoc- rzuciła jeszcze.
Eltharond:
-Może od razu odrąb sobie głowę?- zaproponowała demonica. –Mistrael to jeden z Czterech wybranych przez władcę piekła Bethrezena na generała. Zmiecie ciebie twój garnizon w kilka sekund- skrzywiła się. –Skup się na zadaniu!- nakazała.
Ariln Faerith:
Zargatar skinął głową. –Bez urazy, ale uważam takowe gesty za zbędne. Pomagam wam wypełnić zadanie. Standard wśród nas- powiedział i pożegnał się gestem, by po chwili zniknąć elfce z oczu za pierwszym lepszym zakrętem.
Nadir:
Był tam suto zastawiony stół szwedzki, masa krzeseł, z ego połowa zajęta. Byli tu wszyscy goście.. trwał cowieczorny bankiet... Nadir otrzymał talerz i sztućce.. o ile to talerzem można było nazwać. Przypominał raczej porcelanowa tacę...
Do wyboru miał kilkanaście rodzajów mięsiwa, w tym pieczenie, potrawki i sosy z każdego typu mięsa jaki był w stanie wymyślić.. nie licząc istot rozumnych, pieczywo od bułek po ciemny chleb, owoce i warzywa, jakich jeszcze nie dane mu było zobaczyć...
Ugurth:
Okazało się, że na kurtyzanę pieniędzy mało... trzeba by było skądś wysupłać dodatkowe... bo dama zawsze się znajdzie. Jest ich parę, dom schadzek nie jest szczególnie odległy.. w zasadzie trzy przecznice od zajazdu. Ugurth widział nawet czerwoną lampę z okna swego pokoju.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Elfka pomachała Zargatarowi ręką na pożegnanie. Na twarzy miała zabawny uśmiech.
- Sztywniak - skomentowała zarima wracając się do środka przybytku, by coś zjeść. Była przeraźliwie głodna po tym całym lataniu tu i tam. Po drodze zaczepiła Nadira
- Jak znajdziesz któregoś z naszych przekaż, że mają sie do mnie zgłosić niebawem. Znam sposób na zwiększenie waszych mocy. To będzie poważne wsparcie w naszej walce - uśmiechnęła się i po przyjacielsku klepnęła go w ramię. Przy okazji skoro już tu była zwinęła pierwszy lepszy talerz i wzięła sobie coś na chybił-trafił ze stołów byle tego było dużo i było pożywne. Do tego coś do picia... Napchała się jakby przez ostatnie pół roku nie widziała obiadu siedząc spokojnie na krześle w kąciku z prawą nogą opartą o siedzisko drugiego krzesła. o zgięte prawe kolano opierała sobie talerz. W końcu zdrzemnęła się w tej pozycji z głowa odchyloną w tył i talerzem trzymanym w niebezpiecznie rozluźniającej się dłoni. Odpoczynek był jej potrzebny...
Znając Zetha mógł zapomnieć. Tym bardziej, że nie widzę tu na ten temat żadnej wzmianki...
Elfka pomachała Zargatarowi ręką na pożegnanie. Na twarzy miała zabawny uśmiech.
- Sztywniak - skomentowała zarima wracając się do środka przybytku, by coś zjeść. Była przeraźliwie głodna po tym całym lataniu tu i tam. Po drodze zaczepiła Nadira
- Jak znajdziesz któregoś z naszych przekaż, że mają sie do mnie zgłosić niebawem. Znam sposób na zwiększenie waszych mocy. To będzie poważne wsparcie w naszej walce - uśmiechnęła się i po przyjacielsku klepnęła go w ramię. Przy okazji skoro już tu była zwinęła pierwszy lepszy talerz i wzięła sobie coś na chybił-trafił ze stołów byle tego było dużo i było pożywne. Do tego coś do picia... Napchała się jakby przez ostatnie pół roku nie widziała obiadu siedząc spokojnie na krześle w kąciku z prawą nogą opartą o siedzisko drugiego krzesła. o zgięte prawe kolano opierała sobie talerz. W końcu zdrzemnęła się w tej pozycji z głowa odchyloną w tył i talerzem trzymanym w niebezpiecznie rozluźniającej się dłoni. Odpoczynek był jej potrzebny...
Znając Zetha mógł zapomnieć. Tym bardziej, że nie widzę tu na ten temat żadnej wzmianki...

-
- Majtek
- Posty: 118
- Rejestracja: czwartek, 3 sierpnia 2006, 12:01
- Lokalizacja: wrocek
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Już miał iść wykombinować skądś tu by kasę znaleźć gdy napatoczył się na Arilyn widząc że śpi wrócił do pokoju i też uciął sobie dżemkęcałkowicie zapominając o burdelu.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
mam napisać, że śnią mu się kolorowe baranki po ilości spożytego alkoholu?
Ariln Faerith:
Erytryn nie bez wysiłku podniósł śpiącą elfkę i odstawił do jej pokoju, kręcąc głową z politowaniem... Torosar został przy drzwiach. Nie musiał spać...
Arilyn Faerith, Ugurth, Nadir, Velius:
Wszyscy spotkali się na dole, gdy zabrzmiał dźwięk dzwonka, który zapowiadał śniadanie. Było skromniejsze, ale nie mniej wystawne niż kolacja dnia poprzedniego, tyle tylko, ze tu w ogóle nie było alkoholu. Było mleko, płatki śniadaniowe w kilku smakach, jaja w wielu formach, szynki, pieczywo każdego możliwego rodzaju, soki owocowe, aromatyczny czarny napój zwany kawą, sery białe i żółte oraz kiełbasy. Do tego masa warzyw i owoców. Można było zrobić kanapki na drogę.
Ariln Faerith:
Erytryn nie bez wysiłku podniósł śpiącą elfkę i odstawił do jej pokoju, kręcąc głową z politowaniem... Torosar został przy drzwiach. Nie musiał spać...
Arilyn Faerith, Ugurth, Nadir, Velius:
Wszyscy spotkali się na dole, gdy zabrzmiał dźwięk dzwonka, który zapowiadał śniadanie. Było skromniejsze, ale nie mniej wystawne niż kolacja dnia poprzedniego, tyle tylko, ze tu w ogóle nie było alkoholu. Było mleko, płatki śniadaniowe w kilku smakach, jaja w wielu formach, szynki, pieczywo każdego możliwego rodzaju, soki owocowe, aromatyczny czarny napój zwany kawą, sery białe i żółte oraz kiełbasy. Do tego masa warzyw i owoców. Można było zrobić kanapki na drogę.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Yang Lou
- Dobranoc - odpowiedział, wyciągając się na swojej macie. Patrzył w niebo.
Po chwili po niebie przeleciał wielki, biały ptak, wyraźnie odcinając się od ciemności.
Spadał.
Gruchnął o ziemię, kawałek dalej, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Zaraz za nim leciały trzy ptaki czarne. Wylądowały koło miejsca, w którym spadł.
Osiem wilków szło od strony miasta do ich posłań...
Szermierz niespokojnie przewrócił się na posłaniu. Złe sny dręczyły go kilka godzin, co chwila był w nich pożerany bądź przynajmniej atakowany...
Aż wreszcie rojaśniło się na niebie. Właściwie, nie tylko tam.
Wszystko zlało się w jednolite, białe tło. Na tym tle siedziała na krześle Iseris, cała w skaleczeniach i stłuczeniach. Ran było mnóstwo, pokrywały ją całą, ale były malutkie; miała na sobie tylko bieliznę.
Lou ukląkł przed nią i zaczął całować jej rany, a one znikały, jedna po drugiej. Zaczął od stóp i piął się w górę... Nagle jego twarz zaczęła robić się gorąca.
Otwarł oczy. Słońce dopiero co wstało, ale już świeciło mu w twarz. Usiadł na posłaniu. Był cokolwiek zmęczony, nie spał chyba od dawna, a zestaw hormonów trzymający go dotąd na nogach zaczął się ulatniać. To miejsce było zbyt spokojne żeby adrenalina trzymała go w ciągłym działaniu.
Czekał aż obudzi się jego towarzyszka.
- Dobranoc - odpowiedział, wyciągając się na swojej macie. Patrzył w niebo.
Po chwili po niebie przeleciał wielki, biały ptak, wyraźnie odcinając się od ciemności.
Spadał.
Gruchnął o ziemię, kawałek dalej, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Zaraz za nim leciały trzy ptaki czarne. Wylądowały koło miejsca, w którym spadł.
Osiem wilków szło od strony miasta do ich posłań...
Szermierz niespokojnie przewrócił się na posłaniu. Złe sny dręczyły go kilka godzin, co chwila był w nich pożerany bądź przynajmniej atakowany...
Aż wreszcie rojaśniło się na niebie. Właściwie, nie tylko tam.
Wszystko zlało się w jednolite, białe tło. Na tym tle siedziała na krześle Iseris, cała w skaleczeniach i stłuczeniach. Ran było mnóstwo, pokrywały ją całą, ale były malutkie; miała na sobie tylko bieliznę.
Lou ukląkł przed nią i zaczął całować jej rany, a one znikały, jedna po drugiej. Zaczął od stóp i piął się w górę... Nagle jego twarz zaczęła robić się gorąca.
Otwarł oczy. Słońce dopiero co wstało, ale już świeciło mu w twarz. Usiadł na posłaniu. Był cokolwiek zmęczony, nie spał chyba od dawna, a zestaw hormonów trzymający go dotąd na nogach zaczął się ulatniać. To miejsce było zbyt spokojne żeby adrenalina trzymała go w ciągłym działaniu.
Czekał aż obudzi się jego towarzyszka.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Dziewczyna przebudziła się zdziwiona. Nie potrafiła wyjaśnić w jaki sposób znalazła się w łóżku w tym pokoju. Pamiętała talerz, twarde krzesło... Ale nic więcej... Wygramoliła się z łóżka i pozbierała swój sprzęt. Znów była nieziemsko głodna więc rozespana zeszła na dół. Z trudem sobie przypomniała, że to już drugi dzień misji, na którą wysłała ją Darkantropia. Wypełzając wręcz z pokoju z miną zdezorientowaną i zaspaną rozejrzała się za jakąś znajomą twarzą.
Znalazła Torosara idącego przez korytarz.
- O! Jak sie spało? - zagadnął nieumarły.
Zagubiona mina mogła dobitnie świadczyć o tym, że elfka nie jest tego pewna na 100%. Popatrzyla na droge, ktora przebyla wlasnie i na te, ktora miala przed soba.
- Nie wiem... - baknęła
- Hm? - nieumarły spojrzał na Arilyn zastygając w bezruchu. - A! Erytryn cie przeniósł do pokoju, gdy zasnęłaś na krześle. Przez troske o twoje gnaty z tego co rozumiem. Miałbyś niezły ból kręgosłupa po takiej nocy - stwierdził.
- No i byś nieco zmarzła. Było w nocy zimnawo... Musiałem ściagać szron z pancerza... - mruknął rycerz.
- Hmm... Acha... - odparla dziewczyna. Przynajmniej uzyskala pewność, ze nie lunatykuje... A w kazdym razie nie zdarzylo sie to dzisiaj.
- Acha... - dodala i na nowo podjela marsz na sniadanie. Zaspana i glodna gotowa była wziąć pierwsze co nawinie sie pod reke i będzie jadalne...
Była na dole druga. Erytryn popijał kawę i spoglądał przez okno.
- O! Arilyn... Mam złe wieści - powiedział, wstając.
- Złe? - elfka musiała się obudzić do końca. Minęła chwilka nim udało jej się przestawić na myślenie dzienne. Przecierając oczy i usuwając z nich resztki sennej mgiełki skinęła na towarzysza.
- Mów. Co się stało?
- Nigdzie nie ma Achamira - mistyk się skrzywił. - Dodatkowo Zargatar powiedział mi, ze słyszal część waszej rozmowy - westchnął. - Jeszcze wczoraj opuscił miasto. Nie mam pojęcia gdzie mógł się udać…
- Że co? Jak to? Przecież był z nami cały czas - Arilyn dobudziła się gwałtownie. Wyraz senności zniknął z jej twarzy, za to pojawił się niepokoj i nerwowe podniecenie.
- Sprawdź kamień teleportacyny - zaproponował Torosar.
- Ten do Darkkeep czy ten do platformy przy filarze? - spytala elfka.
- Ten drugi - Erytryn zorientował sie o co chodzi.
Obiekt był na miejcu, ale miał dziwny ślad po prawej stronie...
- C... Co sie stalo? - elfka obejrzala kamien
Mistyk przyjrzał sie kamieniowi.
- Skopiował współrzędne.. możliwe, ze już tam jest - stwierdził i spojrzła na elfkę. Torosar westchnła.
- Czyli po śniadaniu idziemy zobaczyć ile z niego zostało?- zapytał.
Elfka zadrzala z mina, ktora ciezko bylo zidentyfikowac. Schowala kamien do kieszeni.
- Odebralo mi apetyt - mruknela pod nosem
- Czekajmy aż reszta tu zejdzie - mruknął Torosar.
- Powiemy im jak się posilą, ale każemy się spieszyć. Zrobie trochę kanapek na drogę - zaoferował sie Erytryn. - Napij się czegokolwiek chociaż - powiedział do Arilyn. Torosar zaś wrócił na miejsce przy drzwiach.
- Wody... Zwykłej wody... - mruknęła dziewczyna. Drgnęła raz jeszcze - Pojdę załatwić teraz te pryzmaty u jubilera... I tak nie mam co tutaj teraz robić - powiedziała zapominając o tej wodzie o której sekundę wcześniej wspomniała
Erytryn skinął głową, biorąc sie za robienie kanapek.
- A woda? - zapytał jeszcze.
- Jaka woda? - spytała elfka obracajac sie do mistyka. Była już w połowie drogi do opuszczenia pomieszczenia i wyjscia na zewnatrz...
- Ta której chciałaś sie napić - mruknął mistyk. - Wiesz co? Masz tu herbatę - podał jej kubek. - Tylko nie zostaw gdzieś kubka, wróć z nim tutaj, dobrze? -
Elfka westchnęła z roztargnieniem, wzięła od mistyka kubek z herbata i wyszła z nim na zewnatrz, by udac sie do tego nieszczesnego jubilera.
Jubiler nie mieścił się daleko. Krasnolud właśnie otwierał sklep. Zaczepił szyld na dwóch hakach podczepionych do metalowej lagi i powoli zaczał schodzić z rozkładanej drabinki, bez której nie sięgnąłby do wbitej trzy metry nad ziemią lagi.
- Dzien dobry - przywitala sie dziewczyna stojac kolo drabinki z kubkiem herbaty w dloni i patrząc na krasnoluda.
- Witam, pani ma do mnie jakiś interes? - zapytał jubiler, składając drabinke w trzy i biorąc pod pachę.
- Tak. przyszłam w sprawie pryzmatow... Chodzi o to by przepuszczaly tylko jeden rodzaj energii, a nie wszystkie na raz - wyjasnila prosto z mostu
- Hm? Pokaz mi jeden pryzmacie, a pogadamy - powiedział krasnolud, otwierajac drzwi.
- Proszę - wykonał zapraszajacy gest w strone wnętrza sklepu
Elfka weszla do wnetrza, odstawila kubek z herbata i wygrzebala pryzmaty z ekwipunku. Podala jeden krasnoludowi tak jak sobie tego zazyczyl.
Krasnolud ogladał chwilę pryzmat.
- Dobra, da sie załatwić. Na co mam go ukierunkować? - zpaytał.
- Kazdy z prymatow na jeden rodzaj energii... Tylko... Gapa jestem, bo nie spytalam ile pryzmatow na jaka energie - powiedziala z rozbrajajaco zagubiona mina.
- Jeden na pewno na moc ziemi, ale nie pamietam jak pozostale - powiedziala z przepraszajaca mina. - Czy nie bedzie problemu jesli to tutaj zostawie i pojde spytac? - zadala pytanie
Krasnolud zabrał jeden pryzmat. - To ja ten ukształtuje już na ziemię , a resztę weź ze soba, panienko, dobrze? - zapytał.
- No dobrze. Niedługo wrócę - powiedziała elfka i pozegnala sie na razie z usmiechem po czym wrocila do gospody. Oczywiscie kubek z herbata stal gdzie go zostawila... Poszla szukac Erytryna. On powinien sie lepiej orientowac dla kogo jaka moc... Pamietala tylko ze Ugurth korzystal z mocy ziemi. Ale w pewnej chwili zdala sobie sprawe z tego, ze i tego nie jest pewna
- Diabli... - zaklela wchodzac do gospody
- Hmm? - Erytryn spojrzał na nia i westchnął. - Wracaj do jubilera po herbatę. Raz-dwa - mruknął.
- Jaka herbate? - spytala elfka zupelnie juz zdezorientowana. Pokrecila glowa i zamachala rekami. – Słuchaj, niewazne. Przypomnij mi na jakie moce trzeba przekalibrowac te pryzmaty. Znaczy Ugurth chyba z mocy ziemi korzysta, nie? - spytala. - Nie pamietam kto mial jaka, a przeciez musze cos powiedziec temu krasnoludowi - dodala szybko
- Zapytaj ich! - zaproponował Torosar. - A co dostalas ode mnie jak wychodziłaś? - zapytał Erytryn.
Na twarzy elfki odmalowalo sie wielkie zdziwienie. Potem zmienilo sie w zamyslenie, gdy starala sie przypomniec sobie o co moze chodzic Erytrynowi.
- Wielkie nieba! - uderzyla sie otwarta dlonia w czolo i potykajac sie wybiegla na zewnatrz trzaskajac przy tym nieumyslnie drzwiami. Wpadla do jubilera rozgladajac sie po pomieszczeniu
- Przepraszam. Zapomnialam o herbacie mojego przyjaciela - rzucila, chwycila kubek i wybiegla, by wrocic do mistyka juz z kubkiem i udreczona jego zawartoscia
- No - mruknał Erytyn. - A teraz siadaj i zjedz kanapkę. Czekamy aż oni wstaną i powiedzą jaką mocą chcą dysponować - powiedzial mistyk, podajac elfce kanapkę z szynką, serem i jajkiem.
Elfce cos niemrawo szlo jedzenie. W polowie kanapki porzucila ja i jedzonko pozostalo bezpanskie... Za to dziewczyna wygladala jakby usiadla na tluczonym szkle. Wiercila sie i nie mogla sie doczekac az wreszcie sie wszyscy obudza i racza wyjasnic jakiez to moce ich interesuja...
Dziewczyna przebudziła się zdziwiona. Nie potrafiła wyjaśnić w jaki sposób znalazła się w łóżku w tym pokoju. Pamiętała talerz, twarde krzesło... Ale nic więcej... Wygramoliła się z łóżka i pozbierała swój sprzęt. Znów była nieziemsko głodna więc rozespana zeszła na dół. Z trudem sobie przypomniała, że to już drugi dzień misji, na którą wysłała ją Darkantropia. Wypełzając wręcz z pokoju z miną zdezorientowaną i zaspaną rozejrzała się za jakąś znajomą twarzą.
Znalazła Torosara idącego przez korytarz.
- O! Jak sie spało? - zagadnął nieumarły.
Zagubiona mina mogła dobitnie świadczyć o tym, że elfka nie jest tego pewna na 100%. Popatrzyla na droge, ktora przebyla wlasnie i na te, ktora miala przed soba.
- Nie wiem... - baknęła
- Hm? - nieumarły spojrzał na Arilyn zastygając w bezruchu. - A! Erytryn cie przeniósł do pokoju, gdy zasnęłaś na krześle. Przez troske o twoje gnaty z tego co rozumiem. Miałbyś niezły ból kręgosłupa po takiej nocy - stwierdził.
- No i byś nieco zmarzła. Było w nocy zimnawo... Musiałem ściagać szron z pancerza... - mruknął rycerz.
- Hmm... Acha... - odparla dziewczyna. Przynajmniej uzyskala pewność, ze nie lunatykuje... A w kazdym razie nie zdarzylo sie to dzisiaj.
- Acha... - dodala i na nowo podjela marsz na sniadanie. Zaspana i glodna gotowa była wziąć pierwsze co nawinie sie pod reke i będzie jadalne...
Była na dole druga. Erytryn popijał kawę i spoglądał przez okno.
- O! Arilyn... Mam złe wieści - powiedział, wstając.
- Złe? - elfka musiała się obudzić do końca. Minęła chwilka nim udało jej się przestawić na myślenie dzienne. Przecierając oczy i usuwając z nich resztki sennej mgiełki skinęła na towarzysza.
- Mów. Co się stało?
- Nigdzie nie ma Achamira - mistyk się skrzywił. - Dodatkowo Zargatar powiedział mi, ze słyszal część waszej rozmowy - westchnął. - Jeszcze wczoraj opuscił miasto. Nie mam pojęcia gdzie mógł się udać…
- Że co? Jak to? Przecież był z nami cały czas - Arilyn dobudziła się gwałtownie. Wyraz senności zniknął z jej twarzy, za to pojawił się niepokoj i nerwowe podniecenie.
- Sprawdź kamień teleportacyny - zaproponował Torosar.
- Ten do Darkkeep czy ten do platformy przy filarze? - spytala elfka.
- Ten drugi - Erytryn zorientował sie o co chodzi.
Obiekt był na miejcu, ale miał dziwny ślad po prawej stronie...
- C... Co sie stalo? - elfka obejrzala kamien
Mistyk przyjrzał sie kamieniowi.
- Skopiował współrzędne.. możliwe, ze już tam jest - stwierdził i spojrzła na elfkę. Torosar westchnła.
- Czyli po śniadaniu idziemy zobaczyć ile z niego zostało?- zapytał.
Elfka zadrzala z mina, ktora ciezko bylo zidentyfikowac. Schowala kamien do kieszeni.
- Odebralo mi apetyt - mruknela pod nosem
- Czekajmy aż reszta tu zejdzie - mruknął Torosar.
- Powiemy im jak się posilą, ale każemy się spieszyć. Zrobie trochę kanapek na drogę - zaoferował sie Erytryn. - Napij się czegokolwiek chociaż - powiedział do Arilyn. Torosar zaś wrócił na miejsce przy drzwiach.
- Wody... Zwykłej wody... - mruknęła dziewczyna. Drgnęła raz jeszcze - Pojdę załatwić teraz te pryzmaty u jubilera... I tak nie mam co tutaj teraz robić - powiedziała zapominając o tej wodzie o której sekundę wcześniej wspomniała
Erytryn skinął głową, biorąc sie za robienie kanapek.
- A woda? - zapytał jeszcze.
- Jaka woda? - spytała elfka obracajac sie do mistyka. Była już w połowie drogi do opuszczenia pomieszczenia i wyjscia na zewnatrz...
- Ta której chciałaś sie napić - mruknął mistyk. - Wiesz co? Masz tu herbatę - podał jej kubek. - Tylko nie zostaw gdzieś kubka, wróć z nim tutaj, dobrze? -
Elfka westchnęła z roztargnieniem, wzięła od mistyka kubek z herbata i wyszła z nim na zewnatrz, by udac sie do tego nieszczesnego jubilera.
Jubiler nie mieścił się daleko. Krasnolud właśnie otwierał sklep. Zaczepił szyld na dwóch hakach podczepionych do metalowej lagi i powoli zaczał schodzić z rozkładanej drabinki, bez której nie sięgnąłby do wbitej trzy metry nad ziemią lagi.
- Dzien dobry - przywitala sie dziewczyna stojac kolo drabinki z kubkiem herbaty w dloni i patrząc na krasnoluda.
- Witam, pani ma do mnie jakiś interes? - zapytał jubiler, składając drabinke w trzy i biorąc pod pachę.
- Tak. przyszłam w sprawie pryzmatow... Chodzi o to by przepuszczaly tylko jeden rodzaj energii, a nie wszystkie na raz - wyjasnila prosto z mostu
- Hm? Pokaz mi jeden pryzmacie, a pogadamy - powiedział krasnolud, otwierajac drzwi.
- Proszę - wykonał zapraszajacy gest w strone wnętrza sklepu
Elfka weszla do wnetrza, odstawila kubek z herbata i wygrzebala pryzmaty z ekwipunku. Podala jeden krasnoludowi tak jak sobie tego zazyczyl.
Krasnolud ogladał chwilę pryzmat.
- Dobra, da sie załatwić. Na co mam go ukierunkować? - zpaytał.
- Kazdy z prymatow na jeden rodzaj energii... Tylko... Gapa jestem, bo nie spytalam ile pryzmatow na jaka energie - powiedziala z rozbrajajaco zagubiona mina.
- Jeden na pewno na moc ziemi, ale nie pamietam jak pozostale - powiedziala z przepraszajaca mina. - Czy nie bedzie problemu jesli to tutaj zostawie i pojde spytac? - zadala pytanie
Krasnolud zabrał jeden pryzmat. - To ja ten ukształtuje już na ziemię , a resztę weź ze soba, panienko, dobrze? - zapytał.
- No dobrze. Niedługo wrócę - powiedziała elfka i pozegnala sie na razie z usmiechem po czym wrocila do gospody. Oczywiscie kubek z herbata stal gdzie go zostawila... Poszla szukac Erytryna. On powinien sie lepiej orientowac dla kogo jaka moc... Pamietala tylko ze Ugurth korzystal z mocy ziemi. Ale w pewnej chwili zdala sobie sprawe z tego, ze i tego nie jest pewna
- Diabli... - zaklela wchodzac do gospody
- Hmm? - Erytryn spojrzał na nia i westchnął. - Wracaj do jubilera po herbatę. Raz-dwa - mruknął.
- Jaka herbate? - spytala elfka zupelnie juz zdezorientowana. Pokrecila glowa i zamachala rekami. – Słuchaj, niewazne. Przypomnij mi na jakie moce trzeba przekalibrowac te pryzmaty. Znaczy Ugurth chyba z mocy ziemi korzysta, nie? - spytala. - Nie pamietam kto mial jaka, a przeciez musze cos powiedziec temu krasnoludowi - dodala szybko
- Zapytaj ich! - zaproponował Torosar. - A co dostalas ode mnie jak wychodziłaś? - zapytał Erytryn.
Na twarzy elfki odmalowalo sie wielkie zdziwienie. Potem zmienilo sie w zamyslenie, gdy starala sie przypomniec sobie o co moze chodzic Erytrynowi.
- Wielkie nieba! - uderzyla sie otwarta dlonia w czolo i potykajac sie wybiegla na zewnatrz trzaskajac przy tym nieumyslnie drzwiami. Wpadla do jubilera rozgladajac sie po pomieszczeniu
- Przepraszam. Zapomnialam o herbacie mojego przyjaciela - rzucila, chwycila kubek i wybiegla, by wrocic do mistyka juz z kubkiem i udreczona jego zawartoscia
- No - mruknał Erytyn. - A teraz siadaj i zjedz kanapkę. Czekamy aż oni wstaną i powiedzą jaką mocą chcą dysponować - powiedzial mistyk, podajac elfce kanapkę z szynką, serem i jajkiem.
Elfce cos niemrawo szlo jedzenie. W polowie kanapki porzucila ja i jedzonko pozostalo bezpanskie... Za to dziewczyna wygladala jakby usiadla na tluczonym szkle. Wiercila sie i nie mogla sie doczekac az wreszcie sie wszyscy obudza i racza wyjasnic jakiez to moce ich interesuja...

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Był ranek, obudził go dźwięk jakiejś rozmowy... Był jednak zbyt śpiący by wstać. Przewrócił się na bok i zdrzemnął jeszcze przez jakiś czas. W końcu jednak stwierdził, że należałoby wstać. Wygramolił się z łóżka ospale, ziewając co chwilę. Pamiętał, że poprzedniego dnia wypił trochę, ale nie miał kaca, zawsze miał mocną głowę, ale mimo wszystko wstawało mu się trochę ciężej niż zazwyczaj. Gdy ubrał się wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Tam ujrzał Erytryna, Torosara i trochę bardziej poddenerwowaną niż zwykle Arilyn.
-A wy to tak specjalnie czekacie na mnie czy tylko tak wam się nudzi? - zapytał się żartobliwie widząc że wzrok przebywających na dole kompanów skupił się na nim gdy schodził na dół. Gdy Arilyn zapytała się go, na jaką moc ukierunkować pryzmat dla niego, z dumą wskazał na emblemat Magów Thirel który znajdował się na jego ubraniu, które było czymś w rodzaju stroju oficjalnego, gdyż miał tylko to i swój pancerz (którego nie zakładał na razie, bo raczej nie spodziewał się ataku ze strony kanapek w bufecie) gdyż miała być to krótka misja... Pokazując na ten emblemat dodał tylko:
-Woda, cóż innego mógłby wybrać mag wody? A teraz wybaczcie, udam się do bufetu zjeść porządne śniadanie...
Na śniadaniu próbował wszystkiego po trochu, popijał zaś kawą, gdyż nadal był odrobinę śpiący. Zrobił sobie kilka kanapek na drogę upychając je tymczasowo po kieszeniach swojego ubrania. Następnie wrócił do reszty dowiedzieć się co planują dzisiaj robić.
Był ranek, obudził go dźwięk jakiejś rozmowy... Był jednak zbyt śpiący by wstać. Przewrócił się na bok i zdrzemnął jeszcze przez jakiś czas. W końcu jednak stwierdził, że należałoby wstać. Wygramolił się z łóżka ospale, ziewając co chwilę. Pamiętał, że poprzedniego dnia wypił trochę, ale nie miał kaca, zawsze miał mocną głowę, ale mimo wszystko wstawało mu się trochę ciężej niż zazwyczaj. Gdy ubrał się wyszedł z pokoju i zszedł na dół. Tam ujrzał Erytryna, Torosara i trochę bardziej poddenerwowaną niż zwykle Arilyn.
-A wy to tak specjalnie czekacie na mnie czy tylko tak wam się nudzi? - zapytał się żartobliwie widząc że wzrok przebywających na dole kompanów skupił się na nim gdy schodził na dół. Gdy Arilyn zapytała się go, na jaką moc ukierunkować pryzmat dla niego, z dumą wskazał na emblemat Magów Thirel który znajdował się na jego ubraniu, które było czymś w rodzaju stroju oficjalnego, gdyż miał tylko to i swój pancerz (którego nie zakładał na razie, bo raczej nie spodziewał się ataku ze strony kanapek w bufecie) gdyż miała być to krótka misja... Pokazując na ten emblemat dodał tylko:
-Woda, cóż innego mógłby wybrać mag wody? A teraz wybaczcie, udam się do bufetu zjeść porządne śniadanie...
Na śniadaniu próbował wszystkiego po trochu, popijał zaś kawą, gdyż nadal był odrobinę śpiący. Zrobił sobie kilka kanapek na drogę upychając je tymczasowo po kieszeniach swojego ubrania. Następnie wrócił do reszty dowiedzieć się co planują dzisiaj robić.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Dziewczyna odczuła częściową ulgę słuchając słów Veliusa. No to już jedno ma. Pojęcia nie miała czy bedzie się zgadzać moc Ugurtha, ale ten jeszcze nie wstał. Po chwilowym odprężeniu znów przyszedł czas nerwowego oczekiwania. Arilyn zrobiła się trochę nieznośna. Przez cały czas bębniła palcami po stole i rozglądała się nerwowo po sali. W pewnym momencie zupełnie odruchowo duszkiem wypiła cały kubek stojącej przed nią zimnej już herbaty. Potem nastąpiła powtórka z nerwowego bębnienia. Na pytania odpowiadała półsłówkami lub nieuważnym kiwaniem głową. Dziwnym sposobem też ze stołu zaczęły znikać takie rzeczy jak kawa czy herbata lub dowolny inny płyn służący do picia, bez wzgledu na to do kogo należał i co to było. Elfka była na tyle roztargniona, że nie zauważała, że kogoś pozbawia napoju...
Dziewczyna odczuła częściową ulgę słuchając słów Veliusa. No to już jedno ma. Pojęcia nie miała czy bedzie się zgadzać moc Ugurtha, ale ten jeszcze nie wstał. Po chwilowym odprężeniu znów przyszedł czas nerwowego oczekiwania. Arilyn zrobiła się trochę nieznośna. Przez cały czas bębniła palcami po stole i rozglądała się nerwowo po sali. W pewnym momencie zupełnie odruchowo duszkiem wypiła cały kubek stojącej przed nią zimnej już herbaty. Potem nastąpiła powtórka z nerwowego bębnienia. Na pytania odpowiadała półsłówkami lub nieuważnym kiwaniem głową. Dziwnym sposobem też ze stołu zaczęły znikać takie rzeczy jak kawa czy herbata lub dowolny inny płyn służący do picia, bez wzgledu na to do kogo należał i co to było. Elfka była na tyle roztargniona, że nie zauważała, że kogoś pozbawia napoju...
