[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Thorgroth
Krasnolud spojrzał w oczy rozbójnikowi gdy ten próbował mu poderżnąć gardło jego własnym toporem, leząc kopnął w krocze człowieka i z trudem podniósł się na ziemię, rozbójnik nadal nie puszczał topora, Thorgroth zacisnął mocniej lewą dłoń na stylisku topora i sięgnął do kieszeni spodni po rzecz przydatną w takich chwilach gdy trzeba było uderzyć znacznie mocniej, na szczęście nie zgubił tej przydatnej rzeczy, gdy skakał do wody, dłoń szybko trafiła na kastet a palce wskoczyły w „obrączki”.
Thorgroth wyrżnął pięścią z kastetem w podbródek człowieka, ten zachwiał się ale mimo siły uderzenia nie puścił styliska broni, najemnik ponownie podniósł rękę aby znowu uderzyć i ogłuszyć człowieka.
- Twardy z ciebie sk******n!- krzyknął uderzając.
Twarz rozbójnika znowu nawiązała bliższy kontakt z pięścią i kastetem krasnoluda.
Krasnolud spojrzał w oczy rozbójnikowi gdy ten próbował mu poderżnąć gardło jego własnym toporem, leząc kopnął w krocze człowieka i z trudem podniósł się na ziemię, rozbójnik nadal nie puszczał topora, Thorgroth zacisnął mocniej lewą dłoń na stylisku topora i sięgnął do kieszeni spodni po rzecz przydatną w takich chwilach gdy trzeba było uderzyć znacznie mocniej, na szczęście nie zgubił tej przydatnej rzeczy, gdy skakał do wody, dłoń szybko trafiła na kastet a palce wskoczyły w „obrączki”.
Thorgroth wyrżnął pięścią z kastetem w podbródek człowieka, ten zachwiał się ale mimo siły uderzenia nie puścił styliska broni, najemnik ponownie podniósł rękę aby znowu uderzyć i ogłuszyć człowieka.
- Twardy z ciebie sk******n!- krzyknął uderzając.
Twarz rozbójnika znowu nawiązała bliższy kontakt z pięścią i kastetem krasnoluda.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Elf siadł znudzony na trawie. Sytuacja wydawała się cokolwiek... dziwna. W każdym razie nie lubił siedzieć bezczynnie, a w tym wypadku nie miał innego wyjścia. Nieobecność reszty drużyny zaczęła się niepokojąco przeciągać. "Co tam się do licha dzieje?" -przemknęło Ravandilowi przez myśl.
Z rozbawieniem spojrzał na Snagę. Góral wił się jak w ukropie ze strachu o własną skórę. I dobrze, niektórzy twierdzą że strach jest najlepszym motywatorem w przesłuchaniach. Za to widok ogrów był mniej zabawny. Widok rozkrajanego konia był bez wątpienia jednym z najpaskudniejszych, jakie elf miał okazje widzieć. Szczęście, że Zinha dość szybko wyprawił tę bandę w poszukiwaniu reszty drużyny. Korzyść podwójna - może znajdzie się Broch i spółka, a na razie mają z głowy uciążliwe towarzystwo wielkoludów.
Elf przeciągnął się nieznacznie i ułożył na trawie. Czuł się paskudnie. Sam niezdatny do walki, musiał czekać na rozwój wydarzeń. Do uszu dobiegły mu słowa Elissy o Diegu. "O tak, nie tylko jemu potrzebny jest lekarz" -pomyślał. Ogólnie to wszystko prezentowało się niezbyt ciekawie. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze wyjdą na swoje. Tymczasem Ravandil zmrużył oczy i rozkoszując się czystym powietrzem zapadł w półsen.
Elf siadł znudzony na trawie. Sytuacja wydawała się cokolwiek... dziwna. W każdym razie nie lubił siedzieć bezczynnie, a w tym wypadku nie miał innego wyjścia. Nieobecność reszty drużyny zaczęła się niepokojąco przeciągać. "Co tam się do licha dzieje?" -przemknęło Ravandilowi przez myśl.
Z rozbawieniem spojrzał na Snagę. Góral wił się jak w ukropie ze strachu o własną skórę. I dobrze, niektórzy twierdzą że strach jest najlepszym motywatorem w przesłuchaniach. Za to widok ogrów był mniej zabawny. Widok rozkrajanego konia był bez wątpienia jednym z najpaskudniejszych, jakie elf miał okazje widzieć. Szczęście, że Zinha dość szybko wyprawił tę bandę w poszukiwaniu reszty drużyny. Korzyść podwójna - może znajdzie się Broch i spółka, a na razie mają z głowy uciążliwe towarzystwo wielkoludów.
Elf przeciągnął się nieznacznie i ułożył na trawie. Czuł się paskudnie. Sam niezdatny do walki, musiał czekać na rozwój wydarzeń. Do uszu dobiegły mu słowa Elissy o Diegu. "O tak, nie tylko jemu potrzebny jest lekarz" -pomyślał. Ogólnie to wszystko prezentowało się niezbyt ciekawie. Pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze wyjdą na swoje. Tymczasem Ravandil zmrużył oczy i rozkoszując się czystym powietrzem zapadł w półsen.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Galavandrel zaniepokoił się nieco, gdy policzył osiodłane konie. Coś tu wyraźnie się nie zgadzało. Takie niejasności, mogły tylko napytać większej biedy. Po przeszukaniu bandytów, i zabraniu koni oraz ogłuszonego człowieka, elf ostrożnie skierował się do miejsca, gdzie zostawił Thorgrotha. Co jakiś czas rozglądał się, aby upewnić się czy nikt go nie śledzi, nie obserwuje. „Czasami ta moja mania prześladowcza, naprawdę mnie denerwuje”.
Po dotarciu do rzeki i ujrzeniu walki, a właściwie groteski rozgrywającej się na drugim brzegu, elf mimowolnie się uśmiechnął. Popatrzyłby sobie chętnie na tą parodię walki, ale gdy jego kompan znalazł się pod bandytą i w dodatku z ostrzem przystawionym do szyi, trzeba było zareagować. Szybko przeprawił się na drugi brzeg ciągnąc konia za uzdę, a następnie dobył miecza, skierował się w stronę walczących. Dobył miecza, kopnął bandytę w głowę, a następnie kopnął topór, aby znalazł się poza jego zasięgiem.
- Wydaje mi się, że nie chcesz tego kontynuować. Czy nie mówiłem ci, że jeśli spróbujesz jakiś sztuczek to będę musiał cię uszkodzić? I zobacz, do czego mnie zmuszasz. Ja naprawdę nie lubię, gdy ktoś próbuje sobie ze mną pogrywać, a tym bardziej, gdy próbuje okaleczyć któregoś z moich kompanów.
Całe „przemówienie” wygłosił swoim niskim chłodnym głosem i cały czas świdrował wzrokiem napastnika. Nie miał zamiaru robić mu krzywdy, ale nie chciał też żadnych trupów ani rannych wśród swoich, a jak wiadomo, strach może być niezłą motywacją. Spojrzał na bandytę spod kaptura oczekując na odpowiedź.
Jeśli wszystko poszło po jego myśli, skrępował go na powrót, a następnie obu oprychów przywiązał do drzewa. Thorgroth nie wyglądał najlepiej, ale elf nie mógł raczej mu pomóc. Trzeba było poczekać, aż wrócą do reszty. Przez chwilę Galavandrel zastanawiał cię nawet, czy nie wracać już teraz, w tej chwili. ”W końcu Broch i Konrad na pewno sobie poradzą”. Przez głowę przemknęła mu również myśl, aby udać się za nimi, ale ta opcja odpadała, ze względu na „dobytek i towarzyszy”, których trzeba było przypilnować. Stwierdziwszy, że nie ma co kombinować, Elf podszedł do krasnoluda, pomógł mu wstać a następnie podeszli razem do drzewa ( w pobliże tamtego, do którego przywiązał oprychów) i usadzili się w cieniu. Konie przywiązane niedaleko poparskiwały radośnie, a elf nabił fajkę i podał krasnoludowi.
-Palisz?
„Ten tytoń powinien się mu spodobać”, Cały czas rozglądał się dookoła, szukając jakichkolwiek ruchów w oddali. Jeden dodatkowy koń, dawał mu sporo do myślenia, a elf nie lubił niespodzianek. Zdjął łuk z ramienia, wyjął kilka strzał z kołczanu i położył kolo siebie.
Galavandrel zaniepokoił się nieco, gdy policzył osiodłane konie. Coś tu wyraźnie się nie zgadzało. Takie niejasności, mogły tylko napytać większej biedy. Po przeszukaniu bandytów, i zabraniu koni oraz ogłuszonego człowieka, elf ostrożnie skierował się do miejsca, gdzie zostawił Thorgrotha. Co jakiś czas rozglądał się, aby upewnić się czy nikt go nie śledzi, nie obserwuje. „Czasami ta moja mania prześladowcza, naprawdę mnie denerwuje”.
Po dotarciu do rzeki i ujrzeniu walki, a właściwie groteski rozgrywającej się na drugim brzegu, elf mimowolnie się uśmiechnął. Popatrzyłby sobie chętnie na tą parodię walki, ale gdy jego kompan znalazł się pod bandytą i w dodatku z ostrzem przystawionym do szyi, trzeba było zareagować. Szybko przeprawił się na drugi brzeg ciągnąc konia za uzdę, a następnie dobył miecza, skierował się w stronę walczących. Dobył miecza, kopnął bandytę w głowę, a następnie kopnął topór, aby znalazł się poza jego zasięgiem.
- Wydaje mi się, że nie chcesz tego kontynuować. Czy nie mówiłem ci, że jeśli spróbujesz jakiś sztuczek to będę musiał cię uszkodzić? I zobacz, do czego mnie zmuszasz. Ja naprawdę nie lubię, gdy ktoś próbuje sobie ze mną pogrywać, a tym bardziej, gdy próbuje okaleczyć któregoś z moich kompanów.
Całe „przemówienie” wygłosił swoim niskim chłodnym głosem i cały czas świdrował wzrokiem napastnika. Nie miał zamiaru robić mu krzywdy, ale nie chciał też żadnych trupów ani rannych wśród swoich, a jak wiadomo, strach może być niezłą motywacją. Spojrzał na bandytę spod kaptura oczekując na odpowiedź.
Jeśli wszystko poszło po jego myśli, skrępował go na powrót, a następnie obu oprychów przywiązał do drzewa. Thorgroth nie wyglądał najlepiej, ale elf nie mógł raczej mu pomóc. Trzeba było poczekać, aż wrócą do reszty. Przez chwilę Galavandrel zastanawiał cię nawet, czy nie wracać już teraz, w tej chwili. ”W końcu Broch i Konrad na pewno sobie poradzą”. Przez głowę przemknęła mu również myśl, aby udać się za nimi, ale ta opcja odpadała, ze względu na „dobytek i towarzyszy”, których trzeba było przypilnować. Stwierdziwszy, że nie ma co kombinować, Elf podszedł do krasnoluda, pomógł mu wstać a następnie podeszli razem do drzewa ( w pobliże tamtego, do którego przywiązał oprychów) i usadzili się w cieniu. Konie przywiązane niedaleko poparskiwały radośnie, a elf nabił fajkę i podał krasnoludowi.
-Palisz?
„Ten tytoń powinien się mu spodobać”, Cały czas rozglądał się dookoła, szukając jakichkolwiek ruchów w oddali. Jeden dodatkowy koń, dawał mu sporo do myślenia, a elf nie lubił niespodzianek. Zdjął łuk z ramienia, wyjął kilka strzał z kołczanu i położył kolo siebie.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Przez moment za wesoło nie było. Gdy mag wyciągnął kostur, a krasnolud okazał się być prawdziwym narwańcem... Dość powiedzieć, że z bandy kretynów zrobiła się groźna banda kretynów. Na szczęście był to tylko przejściowy stan. Żałosne próby wtargnięcia do umysłu Wernera musiały co nieco zdezorientować pewną siebie grupkę dzieciaczków. A ogry stanowiła wręcz wisienkę na tym i tak już dużym "torcie zaskoczenia".
Dobrze misiu-pysiu, wystarczy tego babci srania, manier, w ogóle tego kabaretu. ONI MAJą ZłOTO, MNóSTWO ZłOTA! - ostatnie zdanie krzyknął w kierunku ogrów, jednocześnie wskazując odpowiednim gestem, by zaatakowali.
Jak przystało na Konrada, jako pierwszy rzucił się (z już podniesionym oczywiście mieczem) w kierunku tłustego czarodzieja. Może kontakt z Elisse trochę zmienił jego stosunek do Magii, ale nie na tyle, by akolita nie mógł sobie pozwolić na ruszenie z rykiem w kierunku (zapewne już) czarującego. Starał się sprawę zakończyć jednym cięciem, tak już mu to w krew weszło, poza tym w kolejce jeszcze czekał szyjący z łuku elf. Gdzieś głęboko w myślach chciał przytulić teraz Julię, która pewnie martwi się jak obłąkana, ale póki co nie dał się tym rozmyślaniom opanować. W końcu jest robota...
Oj coś mi ciężko szło napisanie tego posta, dobrze że sesja już wróciła, bo kto wie, może w ogóle oduczył bym się grać
Przez moment za wesoło nie było. Gdy mag wyciągnął kostur, a krasnolud okazał się być prawdziwym narwańcem... Dość powiedzieć, że z bandy kretynów zrobiła się groźna banda kretynów. Na szczęście był to tylko przejściowy stan. Żałosne próby wtargnięcia do umysłu Wernera musiały co nieco zdezorientować pewną siebie grupkę dzieciaczków. A ogry stanowiła wręcz wisienkę na tym i tak już dużym "torcie zaskoczenia".
Dobrze misiu-pysiu, wystarczy tego babci srania, manier, w ogóle tego kabaretu. ONI MAJą ZłOTO, MNóSTWO ZłOTA! - ostatnie zdanie krzyknął w kierunku ogrów, jednocześnie wskazując odpowiednim gestem, by zaatakowali.
Jak przystało na Konrada, jako pierwszy rzucił się (z już podniesionym oczywiście mieczem) w kierunku tłustego czarodzieja. Może kontakt z Elisse trochę zmienił jego stosunek do Magii, ale nie na tyle, by akolita nie mógł sobie pozwolić na ruszenie z rykiem w kierunku (zapewne już) czarującego. Starał się sprawę zakończyć jednym cięciem, tak już mu to w krew weszło, poza tym w kolejce jeszcze czekał szyjący z łuku elf. Gdzieś głęboko w myślach chciał przytulić teraz Julię, która pewnie martwi się jak obłąkana, ale póki co nie dał się tym rozmyślaniom opanować. W końcu jest robota...
Oj coś mi ciężko szło napisanie tego posta, dobrze że sesja już wróciła, bo kto wie, może w ogóle oduczył bym się grać

Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Powstrzymała uśmiech na widok Snagi. "Ale lepiej niech mówi, co ma w końcu do stracenia..." pomyślała. Rzuciła dyskretne spojrzenie na siostrę. Na razie nie sprawiała kłopotów.
- Nie lubię torturować, ale...- zawiesiła głos.- Ten tu rycerz nie ma miłosierdzia w sercu. Z trudem hamowaliśmy jego gniew-dodała z poważną miną, mając nadzieję, że jeniec przestraszy się jeszcze bardziej. Starała się przybrać nieco życzliwy wyraz twarzy i spojrzała na jeńca.
- Ale przeciwnik Chaosu z niego wielki- dodała ciszej.- Ci, którzy wam zapłacili z straszliwymi bogami trzymali. Czarnoksiężnicy i zbóje, sami widzieliśmy.- powiedziała, chcąc by jej słowa trafiły do prostego umysłu człowieka.- Klęli się na bezbożny znak, tfu- splunęła, z odrazą.- Strach takich znać...
Wygłosiwszy swą przemowę, zamilkła.
Za chwilę wróciły ogry. Nie dogoniły ludzi, co nie było dziwne.
Przemowa starego ogra też nie była dziwna. "Bo, po prawdzie co na takim człowieczku mięsa. Dobry wół to co innego, ale weź tu woła..." pomyślała.
Słowa Elissy zaniepokoiły dziewczynę. Kupiec coś wspomniał o liście gończym, a Ninerl skrzywiła się nieco.
-Faktycznie nie mamy. Miejmy nadzieję, że mają dobrego medyka, które nie uśmierci nam pacjenta.- westchnęła, pochmurniejąc.
Co wy, kurcze znac nie dajecie, ze sesja się zaczęła
? Pogryzę, jak nic pogryzę
za karę, rzecz jasna
Powstrzymała uśmiech na widok Snagi. "Ale lepiej niech mówi, co ma w końcu do stracenia..." pomyślała. Rzuciła dyskretne spojrzenie na siostrę. Na razie nie sprawiała kłopotów.
- Nie lubię torturować, ale...- zawiesiła głos.- Ten tu rycerz nie ma miłosierdzia w sercu. Z trudem hamowaliśmy jego gniew-dodała z poważną miną, mając nadzieję, że jeniec przestraszy się jeszcze bardziej. Starała się przybrać nieco życzliwy wyraz twarzy i spojrzała na jeńca.
- Ale przeciwnik Chaosu z niego wielki- dodała ciszej.- Ci, którzy wam zapłacili z straszliwymi bogami trzymali. Czarnoksiężnicy i zbóje, sami widzieliśmy.- powiedziała, chcąc by jej słowa trafiły do prostego umysłu człowieka.- Klęli się na bezbożny znak, tfu- splunęła, z odrazą.- Strach takich znać...
Wygłosiwszy swą przemowę, zamilkła.
Za chwilę wróciły ogry. Nie dogoniły ludzi, co nie było dziwne.
Przemowa starego ogra też nie była dziwna. "Bo, po prawdzie co na takim człowieczku mięsa. Dobry wół to co innego, ale weź tu woła..." pomyślała.
Słowa Elissy zaniepokoiły dziewczynę. Kupiec coś wspomniał o liście gończym, a Ninerl skrzywiła się nieco.
-Faktycznie nie mamy. Miejmy nadzieję, że mają dobrego medyka, które nie uśmierci nam pacjenta.- westchnęła, pochmurniejąc.
Co wy, kurcze znac nie dajecie, ze sesja się zaczęła



Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Broch, Konrad
Gdy awanturnicy zagapili się na ogry, middenlandczyk zabrał się do roboty. Kołyszącego się od nieudanego ataku psychicznego maga skrócił o głowę nim ten zdążył w ogóle zrozumieć co się dzieje. Potem jednak nie było już tak różowo - by dosiegnąć krasnoluda Werner musiał obrócić wierzchowca i nie wzbudzając podejrzeń przybliżyć go o parę kroków. Jakkolwiek wpatrzony w ogry khazad nie był jełopem, a jeśli nawet to chyba najmniejszym z barwnej grupki. Dostrzegł ten ruch i w ostatniej chwili odskoczywszy przyjął na drzewce topora mający go ogłuszyć wrogi cios obuchem. W chwili gdy najemnik zamierzał się na krasnoluda, elf już nakładał strzałę na cięciwę. Wypuszczona przebiła w porę nadstawioną tarczę i wytraciwszy nieco impet na warstwie drewna i skóry zraniła dzierżące tarczę przedramie. Najemnik związany walką z krasnoludem nie mógł rzucić się na łucznika. Kolejny celny pocisk przebił pierś biednego, uginającego się pod ciężarem jeźdzca, konia. Wyrzucony z siodła, przy akompaniamencie kwiku wierzchowca, Werner rąbnął z impetem o ziemię. W ostatniej chwili nadstawił cudem utrzymaną tarczę parując nią ostrze khazadzkiego topora. Elf nakładał zaś kolejną strzałę.
Dostrzegłszy atak middenlandczyka rycerz zaklął wściekle i rzucił się na Konrada. Ranny akolita sparował kilka ciosów i nie zamierzał walczyć z paladynem – rana dawała o sobie znać i każdy ruch sprawiał ból. Uchylił się i zrobił to co nakazywał zdrowy rozsądek: rzucił się w stronę nadbiegających ogrów.
Bełt z wałowej kuszy zabił na miejscu rycerskiego rumaka. Pyszałkowaty blondasek, gubiąc hełm z pióropuszem runął na ziemię wśród huku zbroi. Dwóch ogrów dopadło do niego, maczugami robiąc miazgę z mężnego rycerza razem z jego blachami. Z miejsca gdzie ginął tryskała krew, wylatywały fragmenty zbroi, flaków i jeszcze przez chwilę dobiegały nieludzkie wrzaski miażdzonego.
Na odsiecz Brochowi przyszedł sam Bodrag, cięciem topora skracając khazada o głowę. Reszta ogrów pognała za czmychającym na łeb na szyję elfem. Nie miał jednak większych szans na ucieczkę przed ogrami. Z przydrożnych zarośli zaczęły dobiegać wysokie krzyki kastrowanego długoucha. Chwilę później zaczęto rzucać nim jak piłką, nie przejmując się zbytnio kiedy upadał na ziemię. Straty po stronie ogrów wyniosły jednego rannego strzałą.
Tak kończyła swój żywot drużyna poszukiwaczy przygód Kewina Błękitnookiego: Lothermiel z Lasu, czarodziej Gilmananos i Iri Rudobrody, najęta przez bank Magyaronich w celu odzyskania averheimskiego złota.
Ravandil, Ninerl
- Nie mamy wyjścia, musimy ruszać do fortu, Diego długo nie wytrzyma w takim stanie – rzekł Zinha patrząc na bladego szlachcica. Istotnie, Diego wyglądał teraz niczym żywy trup. - Werner i reszta na pewno sobie poradzą i dołączą do nas niebawem. Ravandilu, zostaniesz tutaj i poczekasz na pozostałych, spotkamy się w Lloin... Jako zwiadowca odnajdziesz nasze ślady migiem. W razie gdyby pozostali nie wracali do wieczora wyruszysz sam...
- Zostaję z Ravandilem... – wtrąciła nagle Julia. - Już raz straciłam męża, nie pozwolę by nas ponownie rozdzielono. - niezwykłą determinację widać było na jej twarzy.
- Niech i tak będzie... - Zinha skinął jej głową, po czym spojrzał na Ninerl - Panienka Ninerl jedzie z nami, tutaj i tak do na nic się zda a dobry łucznik może nam się przydać po drodze....
Chwilę później stary rycerz z zatroskaną miną zabrał się wraz z pozostałymi za przygotowania do drogi.
Thorgroth i Galavandrel
Obydwaj jeńcy zostali ogłuszeni, związani i opatrzeni aby się nie wykrwawili. Kto jak kto ale Galavandrel miał wprawę w tym zakresie. Próbując wstać krasnolud kaszlnął i splunął krwią na ziemię. Była to reakcja na obrażenia wewnętrzne. Towarzyszył jej, wywołany wyczerpaniem niewielki krwotok z nosa. Skok do wody i wbicie się z impetem w taflę wody - to wszystko pochłonęło resztki sił Thorgrotha. W głowie czuł jakby walenie młotem. Charchnął jeszcze krwią i śliną po czym podniósł się chwiejnie. Z trudem zdołał wypowiedzieć kilka zdań. Siedzieliście obaj pod drzewem, odpoczywając nieco po tych kilku ciężkich chwilach jakie przeżyliście tego dnia w górach. Galavandrel oddawał się paleniu tytoniu, a Thorgroth regenerował siły.
Wówczas od drogi nadeszła piątka ogrów. Nie były to jednak te same, które ścigały z wami zabójców. Wraz z nimi był Targan, zastępca Bodraga. Gdy powiedzieliście im gdzie poszedł wódz, ruszyły prędko jego śladem. Wy zaś po krótkim odpoczynku przerzuciliście jeńców przez grzbiety koni i skierowaliście się w stronę miejsca zasadzki, gdzie miała czekać reszta. Galavandrel prowadził zwierzęta za uzdy zaś Thorgroth jęcząc półleżał w siodle. Po dwóch minutach ukazał wam się kamienny trakt. Nie było tu jednak nikogo prócz Ravandila, żony Konrada - Julii i związanego herszta górali leżącego przy drodze. Były tu też wasze konie: kuc Thorgrotha i „Stryczek” Gala. Zwiadowca właśnie wracał z krótkiego rekonesansu okolicy. Dowiedzieliście się od niego, że reszta, w tym piątka ogrów załadowała Diega na wóz znajomego kupca i ruszyła przodem do fortu Lloin, niecały dzień drogi stąd. Ponoć na miejscu miał być medyk. Rana księcia była dość poważna i każda minuta mogła się liczyć. Wyruszyli ledwie pięć minut temu, powinni więc być teraz gdzieś w zamykającym dolinę wąwozie. Snaga, herszt zbójców, prosił o uwolnienie obiecując, że dopadnie resztę zabójców. Ravandil pobieżnie streścił wam jego zeznania, z których wynikało, że góral nic nie wiedział o zdrajcy – mieli zabić wszystkich, którzy jechali z Diegiem. A rozbójnicy sami zostali zdradzeni i Snaga teraz z nienawiścią patrzył na waszych jeńców, gotów chyba ich rozszarpać wzrokiem.
Ninerl
Ruszyliście zostawiając Ravandila w towarzystwie herszta górali i Julii. Razem z wami szła czwórka ogrów. Zostawialiście za sobą Wodogrzmoty Ghalmaraz. Miejsce gdzie dwa i pół tysiąca lat temu Sigmar stoczył decydującą dla losów ludzkości bitwę a dzisiaj wy stoczyliście własną. Jechaliście konno. Tylko Ludovic, który stracił wierzchowca siedział na wozie obok Diega. Ci z was, którzy znali się na ranach wiedzieli, że rana księcia nie wygląda dobrze. Potwierdzała to Adhele.
- Do fortu Lloin będzie wozem jakieś dziesięć godzin drogi – gdy zostawiliście za sobą huk wodospadu powiedział Uwe Schreyvvogl. – Począwszy od tego wąwozu to jest najwyższy fragment przełęczy. Droga stromo wspina się pod górę a potem schodząc w dół okrąża najwyższy szczyt w okolicy, zwany Czatyrdahem. Po drugiej stronie pasma strumienie spływają już w stronę Księstw Granicznych. Otwiera się tam szeroka dolina której pilnuje fort Lloin, będący naszym celem.
Ravandil
Pozostali odjechali zostawiając cię samego na drodze. No, prawie samego: leżał tu wciąż związany herszt zbójców, a towarzystwa dotrzymywała ci małomówna Julia, żona akolity. Po krótkim rekonesansie okolicy z którego wróciłeś przywitał cię zdenerwowany głos Snagi
- Co ze mną zrobicie panie? Puście mie a chopców znajde, dorwiem tych charakterników co waszego pana ranili i życie z nich wydusim. Zdradźców nienawidzem.
W tym momencie zarośla zaszeleściły i od strony Wodogrzmotów ukazały się trzy konie, niewysokie w kłębie południowce. Prowadził je za uzdę Galavandrel. Na grzbiecie pierwszego z koni leżał plując krwią półprzytomny Thorgroth. Z dwóch pozostałych zwisali dwaj jeńcy: ogłuszeni, związani i ranni lecz opatrzeni zabójcy. Opowiedziałeś im o zeznaniach Snagi i o tym, że reszta odjechała przodem do fortu Lloin. W zamian dowiedziałeś się, że szef zabójców uciekł i ścigają go wraz z ogrami Konrad i Werner.
Gdy awanturnicy zagapili się na ogry, middenlandczyk zabrał się do roboty. Kołyszącego się od nieudanego ataku psychicznego maga skrócił o głowę nim ten zdążył w ogóle zrozumieć co się dzieje. Potem jednak nie było już tak różowo - by dosiegnąć krasnoluda Werner musiał obrócić wierzchowca i nie wzbudzając podejrzeń przybliżyć go o parę kroków. Jakkolwiek wpatrzony w ogry khazad nie był jełopem, a jeśli nawet to chyba najmniejszym z barwnej grupki. Dostrzegł ten ruch i w ostatniej chwili odskoczywszy przyjął na drzewce topora mający go ogłuszyć wrogi cios obuchem. W chwili gdy najemnik zamierzał się na krasnoluda, elf już nakładał strzałę na cięciwę. Wypuszczona przebiła w porę nadstawioną tarczę i wytraciwszy nieco impet na warstwie drewna i skóry zraniła dzierżące tarczę przedramie. Najemnik związany walką z krasnoludem nie mógł rzucić się na łucznika. Kolejny celny pocisk przebił pierś biednego, uginającego się pod ciężarem jeźdzca, konia. Wyrzucony z siodła, przy akompaniamencie kwiku wierzchowca, Werner rąbnął z impetem o ziemię. W ostatniej chwili nadstawił cudem utrzymaną tarczę parując nią ostrze khazadzkiego topora. Elf nakładał zaś kolejną strzałę.
Dostrzegłszy atak middenlandczyka rycerz zaklął wściekle i rzucił się na Konrada. Ranny akolita sparował kilka ciosów i nie zamierzał walczyć z paladynem – rana dawała o sobie znać i każdy ruch sprawiał ból. Uchylił się i zrobił to co nakazywał zdrowy rozsądek: rzucił się w stronę nadbiegających ogrów.
Bełt z wałowej kuszy zabił na miejscu rycerskiego rumaka. Pyszałkowaty blondasek, gubiąc hełm z pióropuszem runął na ziemię wśród huku zbroi. Dwóch ogrów dopadło do niego, maczugami robiąc miazgę z mężnego rycerza razem z jego blachami. Z miejsca gdzie ginął tryskała krew, wylatywały fragmenty zbroi, flaków i jeszcze przez chwilę dobiegały nieludzkie wrzaski miażdzonego.
Na odsiecz Brochowi przyszedł sam Bodrag, cięciem topora skracając khazada o głowę. Reszta ogrów pognała za czmychającym na łeb na szyję elfem. Nie miał jednak większych szans na ucieczkę przed ogrami. Z przydrożnych zarośli zaczęły dobiegać wysokie krzyki kastrowanego długoucha. Chwilę później zaczęto rzucać nim jak piłką, nie przejmując się zbytnio kiedy upadał na ziemię. Straty po stronie ogrów wyniosły jednego rannego strzałą.
Tak kończyła swój żywot drużyna poszukiwaczy przygód Kewina Błękitnookiego: Lothermiel z Lasu, czarodziej Gilmananos i Iri Rudobrody, najęta przez bank Magyaronich w celu odzyskania averheimskiego złota.
Ravandil, Ninerl
- Nie mamy wyjścia, musimy ruszać do fortu, Diego długo nie wytrzyma w takim stanie – rzekł Zinha patrząc na bladego szlachcica. Istotnie, Diego wyglądał teraz niczym żywy trup. - Werner i reszta na pewno sobie poradzą i dołączą do nas niebawem. Ravandilu, zostaniesz tutaj i poczekasz na pozostałych, spotkamy się w Lloin... Jako zwiadowca odnajdziesz nasze ślady migiem. W razie gdyby pozostali nie wracali do wieczora wyruszysz sam...
- Zostaję z Ravandilem... – wtrąciła nagle Julia. - Już raz straciłam męża, nie pozwolę by nas ponownie rozdzielono. - niezwykłą determinację widać było na jej twarzy.
- Niech i tak będzie... - Zinha skinął jej głową, po czym spojrzał na Ninerl - Panienka Ninerl jedzie z nami, tutaj i tak do na nic się zda a dobry łucznik może nam się przydać po drodze....
Chwilę później stary rycerz z zatroskaną miną zabrał się wraz z pozostałymi za przygotowania do drogi.
Thorgroth i Galavandrel
Obydwaj jeńcy zostali ogłuszeni, związani i opatrzeni aby się nie wykrwawili. Kto jak kto ale Galavandrel miał wprawę w tym zakresie. Próbując wstać krasnolud kaszlnął i splunął krwią na ziemię. Była to reakcja na obrażenia wewnętrzne. Towarzyszył jej, wywołany wyczerpaniem niewielki krwotok z nosa. Skok do wody i wbicie się z impetem w taflę wody - to wszystko pochłonęło resztki sił Thorgrotha. W głowie czuł jakby walenie młotem. Charchnął jeszcze krwią i śliną po czym podniósł się chwiejnie. Z trudem zdołał wypowiedzieć kilka zdań. Siedzieliście obaj pod drzewem, odpoczywając nieco po tych kilku ciężkich chwilach jakie przeżyliście tego dnia w górach. Galavandrel oddawał się paleniu tytoniu, a Thorgroth regenerował siły.
Wówczas od drogi nadeszła piątka ogrów. Nie były to jednak te same, które ścigały z wami zabójców. Wraz z nimi był Targan, zastępca Bodraga. Gdy powiedzieliście im gdzie poszedł wódz, ruszyły prędko jego śladem. Wy zaś po krótkim odpoczynku przerzuciliście jeńców przez grzbiety koni i skierowaliście się w stronę miejsca zasadzki, gdzie miała czekać reszta. Galavandrel prowadził zwierzęta za uzdy zaś Thorgroth jęcząc półleżał w siodle. Po dwóch minutach ukazał wam się kamienny trakt. Nie było tu jednak nikogo prócz Ravandila, żony Konrada - Julii i związanego herszta górali leżącego przy drodze. Były tu też wasze konie: kuc Thorgrotha i „Stryczek” Gala. Zwiadowca właśnie wracał z krótkiego rekonesansu okolicy. Dowiedzieliście się od niego, że reszta, w tym piątka ogrów załadowała Diega na wóz znajomego kupca i ruszyła przodem do fortu Lloin, niecały dzień drogi stąd. Ponoć na miejscu miał być medyk. Rana księcia była dość poważna i każda minuta mogła się liczyć. Wyruszyli ledwie pięć minut temu, powinni więc być teraz gdzieś w zamykającym dolinę wąwozie. Snaga, herszt zbójców, prosił o uwolnienie obiecując, że dopadnie resztę zabójców. Ravandil pobieżnie streścił wam jego zeznania, z których wynikało, że góral nic nie wiedział o zdrajcy – mieli zabić wszystkich, którzy jechali z Diegiem. A rozbójnicy sami zostali zdradzeni i Snaga teraz z nienawiścią patrzył na waszych jeńców, gotów chyba ich rozszarpać wzrokiem.
Ninerl
Ruszyliście zostawiając Ravandila w towarzystwie herszta górali i Julii. Razem z wami szła czwórka ogrów. Zostawialiście za sobą Wodogrzmoty Ghalmaraz. Miejsce gdzie dwa i pół tysiąca lat temu Sigmar stoczył decydującą dla losów ludzkości bitwę a dzisiaj wy stoczyliście własną. Jechaliście konno. Tylko Ludovic, który stracił wierzchowca siedział na wozie obok Diega. Ci z was, którzy znali się na ranach wiedzieli, że rana księcia nie wygląda dobrze. Potwierdzała to Adhele.
- Do fortu Lloin będzie wozem jakieś dziesięć godzin drogi – gdy zostawiliście za sobą huk wodospadu powiedział Uwe Schreyvvogl. – Począwszy od tego wąwozu to jest najwyższy fragment przełęczy. Droga stromo wspina się pod górę a potem schodząc w dół okrąża najwyższy szczyt w okolicy, zwany Czatyrdahem. Po drugiej stronie pasma strumienie spływają już w stronę Księstw Granicznych. Otwiera się tam szeroka dolina której pilnuje fort Lloin, będący naszym celem.
Ravandil
Pozostali odjechali zostawiając cię samego na drodze. No, prawie samego: leżał tu wciąż związany herszt zbójców, a towarzystwa dotrzymywała ci małomówna Julia, żona akolity. Po krótkim rekonesansie okolicy z którego wróciłeś przywitał cię zdenerwowany głos Snagi
- Co ze mną zrobicie panie? Puście mie a chopców znajde, dorwiem tych charakterników co waszego pana ranili i życie z nich wydusim. Zdradźców nienawidzem.
W tym momencie zarośla zaszeleściły i od strony Wodogrzmotów ukazały się trzy konie, niewysokie w kłębie południowce. Prowadził je za uzdę Galavandrel. Na grzbiecie pierwszego z koni leżał plując krwią półprzytomny Thorgroth. Z dwóch pozostałych zwisali dwaj jeńcy: ogłuszeni, związani i ranni lecz opatrzeni zabójcy. Opowiedziałeś im o zeznaniach Snagi i o tym, że reszta odjechała przodem do fortu Lloin. W zamian dowiedziałeś się, że szef zabójców uciekł i ścigają go wraz z ogrami Konrad i Werner.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
- K*rwa!! - skwitował chrapliwym okrzykiem najemnik, opierając o ziemię tarczę i miecz, a następnie pomagając sobie zębami zawiązał na lewym przedramieniu prowizoryczną opaskę z ubrania jednego z poległych.
Zabójca uciekł, rzeź, której teraz tak chciał uniknąć i tak się rozegrała, ech... starzejesz się, Wern, ot co.
- Kapitanie! Świetna robota! - krzyknął w stronę Bodraga, następnie wskazał na końskie trupy - Trzeba zabrać mięso, każ swoim się tym zająć!
Poluzował nieco rzemienie kirysu, a następnie zabrał się za przeszukiwanie poległych awanturników.
Ciekawe, czy mieli jakieś konie poza tym rycerzem, wartoby to sprawdzić.
- Sprzątamy tu i wracamy do naszych! - szerokim gestem ramienia najemnik wskazał pobojowisko, następnie ruszając w stronę Konrada z lekko tylko skwaszoną miną. - Nic tu po nas. W porządku z tym? - kiwnął głową, wskazując ranę towarzysza.
- K*rwa!! - skwitował chrapliwym okrzykiem najemnik, opierając o ziemię tarczę i miecz, a następnie pomagając sobie zębami zawiązał na lewym przedramieniu prowizoryczną opaskę z ubrania jednego z poległych.
Zabójca uciekł, rzeź, której teraz tak chciał uniknąć i tak się rozegrała, ech... starzejesz się, Wern, ot co.
- Kapitanie! Świetna robota! - krzyknął w stronę Bodraga, następnie wskazał na końskie trupy - Trzeba zabrać mięso, każ swoim się tym zająć!
Poluzował nieco rzemienie kirysu, a następnie zabrał się za przeszukiwanie poległych awanturników.
Ciekawe, czy mieli jakieś konie poza tym rycerzem, wartoby to sprawdzić.
- Sprzątamy tu i wracamy do naszych! - szerokim gestem ramienia najemnik wskazał pobojowisko, następnie ruszając w stronę Konrada z lekko tylko skwaszoną miną. - Nic tu po nas. W porządku z tym? - kiwnął głową, wskazując ranę towarzysza.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
-No cóż, jeżeli jest taka potrzeba to jedźcie... Myślę, że dam sobie radę. Tylko uważajcie na siebie, tutaj nigdzie nie można czuć się bezpiecznie- elf odpowiedział na słowa Zinhy. Pozostawało mieć nadzieję, że nic tutaj Ravandila nie napadnie, bo jego zdolności bojowe były hmm... ograniczone.
Przygotowania do drogi poszły dosyć sprawnie. Ravandil pożegnał resztę w kilku słowach i został sam. No, prawie sam. Miał do towarzystwa Julię, bardzo zmartwioną, co się dzieje z jej mężem i Snagę. Elf rozejrzał się po okolicy. Niestety nic ciekawego nie znalazł, ani śladu towarzyszy. Na szczęście wrogów w pobliżu też nie było. Natomiast Snaga wydawał się już mocno poddenerwowany. Ravandil zmarszczył brwi i wysłuchał górala. Był mu nawet skłonny uwierzyć, bo mówią, że prości ludzie są najbardziej honorowi. Jednak w obecnej sytuacji wolał trzymać jeńca przy sobie. Nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż od strony zarośli nagle wyłonili się Galavandrel i Thorgroth, a wraz z nimi dwóch jeńców. Wszyscy poza elfem nie wyglądali zbyt ciekawie. Ravandil ucieszył się z ich przybycia. Zdał im pokrótce relację z tego, co się działo w obozie i spytał, co z Brochem i Konradem. Na pewno Julia też chciałaby to wiedzieć. -Ech, mam nadzieję, że się nie zagalopują w tym pościgu... Niedługo trzeba będzie ruszać. A jestem pewny, że Werner i Konrad chętnie wysłuchaliby, co ma do powiedzenia ten typek- elf westchnął pokazując nieznacznie na związanego górala.
Niezbyt miłe jest położenie rannego zwiadowcy. Zamiast walczyć, musi siedzieć w obozie i pilnować jeńca, jednocześnie czekając na powrót reszty kompanii. "Oby szybko wrócili..." pomyślał i spojrzał na Julię. Zdawał sobie sprawę, że upływający czas z pewnością nie działa dobrze na jej nerwy.
-No cóż, jeżeli jest taka potrzeba to jedźcie... Myślę, że dam sobie radę. Tylko uważajcie na siebie, tutaj nigdzie nie można czuć się bezpiecznie- elf odpowiedział na słowa Zinhy. Pozostawało mieć nadzieję, że nic tutaj Ravandila nie napadnie, bo jego zdolności bojowe były hmm... ograniczone.
Przygotowania do drogi poszły dosyć sprawnie. Ravandil pożegnał resztę w kilku słowach i został sam. No, prawie sam. Miał do towarzystwa Julię, bardzo zmartwioną, co się dzieje z jej mężem i Snagę. Elf rozejrzał się po okolicy. Niestety nic ciekawego nie znalazł, ani śladu towarzyszy. Na szczęście wrogów w pobliżu też nie było. Natomiast Snaga wydawał się już mocno poddenerwowany. Ravandil zmarszczył brwi i wysłuchał górala. Był mu nawet skłonny uwierzyć, bo mówią, że prości ludzie są najbardziej honorowi. Jednak w obecnej sytuacji wolał trzymać jeńca przy sobie. Nie zdążył nic odpowiedzieć, gdyż od strony zarośli nagle wyłonili się Galavandrel i Thorgroth, a wraz z nimi dwóch jeńców. Wszyscy poza elfem nie wyglądali zbyt ciekawie. Ravandil ucieszył się z ich przybycia. Zdał im pokrótce relację z tego, co się działo w obozie i spytał, co z Brochem i Konradem. Na pewno Julia też chciałaby to wiedzieć. -Ech, mam nadzieję, że się nie zagalopują w tym pościgu... Niedługo trzeba będzie ruszać. A jestem pewny, że Werner i Konrad chętnie wysłuchaliby, co ma do powiedzenia ten typek- elf westchnął pokazując nieznacznie na związanego górala.
Niezbyt miłe jest położenie rannego zwiadowcy. Zamiast walczyć, musi siedzieć w obozie i pilnować jeńca, jednocześnie czekając na powrót reszty kompanii. "Oby szybko wrócili..." pomyślał i spojrzał na Julię. Zdawał sobie sprawę, że upływający czas z pewnością nie działa dobrze na jej nerwy.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Gdy tylko elf wyszedł z zarośli zaniepokoił się, nie widząc nikogo, poza Ravandilem Julią i jednym z rozbójników. Zaraz jednak zwiadowca wyjaśnił mu jak się sprawy mają. Galavandrel zostawiwszy konie, przeniósł ogłuszonych wciąż bandytów kilka metrów dalej. Widząc nieciekawą minę pojmanego rozbójnika, łatwo było odczytać jego uczucia i zamiary, co do tej dwójki. Następnie elf przygotował ze swoich koców zaimprowizowane posłanie, na którym ułożył się Thorgroth. Galavandrel podał krasnoludowi butelkę wina.
-Jeśli masz ochotę, to się nie krępuj. „Nie ma co. Niezły wariat z niego. Skakać z takiej wysokości”, uśmiech mimowolnie nasunął się na twarz elfa.
Po wykonaniu tych wszystkich czynności, podszedł do Ravandila i odciągnął go trochę na bok.
-Myślę, że powinniśmy poczekać na Konrada i Wernera. Dwie grupy ogrów są z nimi, więc wydaje mi się, że powinni cało i bezpiecznie wrócić. Pytanie tylko kiedy. Tych dwóch patałachów przesłuchamy później, jak się wybudzą. Jak tam twoja rana?
Gdy tylko elf wyszedł z zarośli zaniepokoił się, nie widząc nikogo, poza Ravandilem Julią i jednym z rozbójników. Zaraz jednak zwiadowca wyjaśnił mu jak się sprawy mają. Galavandrel zostawiwszy konie, przeniósł ogłuszonych wciąż bandytów kilka metrów dalej. Widząc nieciekawą minę pojmanego rozbójnika, łatwo było odczytać jego uczucia i zamiary, co do tej dwójki. Następnie elf przygotował ze swoich koców zaimprowizowane posłanie, na którym ułożył się Thorgroth. Galavandrel podał krasnoludowi butelkę wina.
-Jeśli masz ochotę, to się nie krępuj. „Nie ma co. Niezły wariat z niego. Skakać z takiej wysokości”, uśmiech mimowolnie nasunął się na twarz elfa.
Po wykonaniu tych wszystkich czynności, podszedł do Ravandila i odciągnął go trochę na bok.
-Myślę, że powinniśmy poczekać na Konrada i Wernera. Dwie grupy ogrów są z nimi, więc wydaje mi się, że powinni cało i bezpiecznie wrócić. Pytanie tylko kiedy. Tych dwóch patałachów przesłuchamy później, jak się wybudzą. Jak tam twoja rana?
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Thorgroth
-Palisz?- spytał elf.
- Nie, poza tym nawet nie mam siły i na to, sam widziałeś, gdybym był chociaż w połowie sprawny ten człowiek padłby na ziemie zanim zaczął by już myśleć o ucieczce.- odpowiedział i przymknął oczy aby się na chwile zdrzemnąć.
Tak sen to było to czego mu trzeba było, szczególnie teraz, krasnolud jednak długo nie pospał, trzeba było ruszyć dalej, ale cóż zawsze to lepiej nieco się przespać nawet tak krótki czas.
Podczas jazdy krasnolud ledwo się trzymał w siodle, ale jednak jakoś dał rade przejechać ten krótki odcinek bez żadnego upadku.
- Dzięki.- podziękował Galavandrelowi gdy ten przygotował mu posłanie.- Tego mi trzeba było.- powiedział kładąc się.- Powiem ci szczerze, jestem pozytywnie zaskoczony, podróżuje w towarzystwie trzech elfów i do tej pory z żadnym się nie pokłóciłem, ba nawet mi pomagacie...- krasnolud nie dokończył, ziewnął i po prostu zasnął jak kłoda.
-Palisz?- spytał elf.
- Nie, poza tym nawet nie mam siły i na to, sam widziałeś, gdybym był chociaż w połowie sprawny ten człowiek padłby na ziemie zanim zaczął by już myśleć o ucieczce.- odpowiedział i przymknął oczy aby się na chwile zdrzemnąć.
Tak sen to było to czego mu trzeba było, szczególnie teraz, krasnolud jednak długo nie pospał, trzeba było ruszyć dalej, ale cóż zawsze to lepiej nieco się przespać nawet tak krótki czas.
Podczas jazdy krasnolud ledwo się trzymał w siodle, ale jednak jakoś dał rade przejechać ten krótki odcinek bez żadnego upadku.
- Dzięki.- podziękował Galavandrelowi gdy ten przygotował mu posłanie.- Tego mi trzeba było.- powiedział kładąc się.- Powiem ci szczerze, jestem pozytywnie zaskoczony, podróżuje w towarzystwie trzech elfów i do tej pory z żadnym się nie pokłóciłem, ba nawet mi pomagacie...- krasnolud nie dokończył, ziewnął i po prostu zasnął jak kłoda.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Do wesela się zagoi! - rzucił żartem do najemnika pytającego o krwawiące ramię.
Ostatnimi czasy akolita w ogóle w niemal każdej sytuacji, potrafi rzucić jakimś dowcipem, śmieszną sentencję. Powodu takiego stanu rzeczy próżno szukać daleko - właśnie stoi z kilometr od Konrada i niepotrzebnie martwi się.
Wiesz Wernerze, niesamowity jesteś... Potrafisz myśleć jak Twój przeciwnik, wiedziałem o tym, ale dotychczas myślałem, że ta reguła odnosi się tylko do cywilizowanych ras... A teraz tak patrzę i stwierdzam, że Ty potrafisz myśleć nawet jak ogr! Czy jak przyjdzie nam kiedyś walczyć ze smokiem, tęż będziesz potrafił "wczuć się" w niego? - powiedział do najemnika pół żartem pół serio. Gdy uzyskał odpowiedź, nagle zmienił temat.
Wiesz, żal mi ich... Najgorsze jest to, że w pewnym momencie zobaczyłem w nich nas samych! Może my też kiedyś wyglądaliśmy tak samo, jak dzieci co dopiero wyruszyły na szlak, tyle tylko, że mieliśmy szczęście i nie spotkaliśmy takiej grupy jak oni? Tylko przez głupie szczęście! Wiem, może to głupia refleksja, ale jakoś tak sama mi do głowy przyszła i podzielić się nią z kimś chciałem... A że Ty jesteś pod ręką... Pogoń ich trochę, aż się boję pomyśleć co Julia teraz przeżywa... No i oczywiście jak mocno nakrzyczy na mnie, za te swoje nerwy... - uśmiechnął się na zakończenie, jakby chciał dodać A niech sobie krzyczy!
Do wesela się zagoi! - rzucił żartem do najemnika pytającego o krwawiące ramię.
Ostatnimi czasy akolita w ogóle w niemal każdej sytuacji, potrafi rzucić jakimś dowcipem, śmieszną sentencję. Powodu takiego stanu rzeczy próżno szukać daleko - właśnie stoi z kilometr od Konrada i niepotrzebnie martwi się.
Wiesz Wernerze, niesamowity jesteś... Potrafisz myśleć jak Twój przeciwnik, wiedziałem o tym, ale dotychczas myślałem, że ta reguła odnosi się tylko do cywilizowanych ras... A teraz tak patrzę i stwierdzam, że Ty potrafisz myśleć nawet jak ogr! Czy jak przyjdzie nam kiedyś walczyć ze smokiem, tęż będziesz potrafił "wczuć się" w niego? - powiedział do najemnika pół żartem pół serio. Gdy uzyskał odpowiedź, nagle zmienił temat.
Wiesz, żal mi ich... Najgorsze jest to, że w pewnym momencie zobaczyłem w nich nas samych! Może my też kiedyś wyglądaliśmy tak samo, jak dzieci co dopiero wyruszyły na szlak, tyle tylko, że mieliśmy szczęście i nie spotkaliśmy takiej grupy jak oni? Tylko przez głupie szczęście! Wiem, może to głupia refleksja, ale jakoś tak sama mi do głowy przyszła i podzielić się nią z kimś chciałem... A że Ty jesteś pod ręką... Pogoń ich trochę, aż się boję pomyśleć co Julia teraz przeżywa... No i oczywiście jak mocno nakrzyczy na mnie, za te swoje nerwy... - uśmiechnął się na zakończenie, jakby chciał dodać A niech sobie krzyczy!
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
- No to ruszamy- powiedziała, uśmiechając się niewesoło. Trąciła nogą Vadatha i koń ruszył.
- Kto jedzie pierwszy? Może ty, Zinha, chyba jesteś w najlepszym stanie i dwa ogry.- dodała.- Później moge być ja, wóz, Miaulin, i znowu ogry. Co ty na to? I tak będziemy się wlec - westchnęła.
"Ciekawe skąd się tu wziął kupiec? Jakoś nie wygląda mi na odważnego człowieka. No, ale cóz to jego sprawa..." myślała.
Po chwili odwróciła się w stronę siostry i zawołała: - Miaulin! Pilnuj tyłów! Jakby się coś zaczynało dziać, to daj znać.
Podjechała nieco bliżej Zinhy i powiedziała cicho:- Miejmy nadzieję, że wytrzyma... Idioci z nas, powinniśmy przebrać kogoś z naszej drużyny za Diega, a go zostawić w bezpiecznym miejscu. Nie byłoby teraz kłopotu. Zastanawia mnie też kupiec- szepnęła tak cicho by usłyszał ją tylko rycerz. - Niby skąd tu się wziął i w dodatku sam? W tych okolicach, wątpię, handlarze byli chętnie podróżować samotnie. - chwilę jechała obok człowieka, czekając na jego odpowiedź.
- No to ruszamy- powiedziała, uśmiechając się niewesoło. Trąciła nogą Vadatha i koń ruszył.
- Kto jedzie pierwszy? Może ty, Zinha, chyba jesteś w najlepszym stanie i dwa ogry.- dodała.- Później moge być ja, wóz, Miaulin, i znowu ogry. Co ty na to? I tak będziemy się wlec - westchnęła.
"Ciekawe skąd się tu wziął kupiec? Jakoś nie wygląda mi na odważnego człowieka. No, ale cóz to jego sprawa..." myślała.
Po chwili odwróciła się w stronę siostry i zawołała: - Miaulin! Pilnuj tyłów! Jakby się coś zaczynało dziać, to daj znać.
Podjechała nieco bliżej Zinhy i powiedziała cicho:- Miejmy nadzieję, że wytrzyma... Idioci z nas, powinniśmy przebrać kogoś z naszej drużyny za Diega, a go zostawić w bezpiecznym miejscu. Nie byłoby teraz kłopotu. Zastanawia mnie też kupiec- szepnęła tak cicho by usłyszał ją tylko rycerz. - Niby skąd tu się wziął i w dodatku sam? W tych okolicach, wątpię, handlarze byli chętnie podróżować samotnie. - chwilę jechała obok człowieka, czekając na jego odpowiedź.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad i Broch
Rzucany jak piłka elf spadł i już się nie poruszył. Z zarośli przestały dobiegać jego okrzyki. Trójka poszukiwaczy przygód zginęła w ciągu kilku minut pod ciosami olbrzymów. Starcie, krótkie przecież, uświadomiło wam jak potężne są ogry wobec zaskoczonego przeciwnika. Z chełpliwego rycerza została krwawa miazga. Niezbyt precyzyjnie, z kawałkiem barku, obcięta głowa krasnoluda wpatrywała się w Wernera. Sakiewki oberżnęły im już przedsiębiorcze ogry, również broń i zbroja pokonanych nie nadawały się do użytku. Za to w tobołku maga znaleźliście księgę z zaklęciami oraz wydany na was list gończy z marnymi dość podobiznami.
Ogry nie zajęły się krojeniem niefortunnych awanturników lecz koni. Wszystkożerne olbrzymy preferowały chyba koninę i jadły ludzi tylko kiedy nie było nic innego pod ręką. Szczęśliwie dla was bitwa, obfitująca w straty wśród wierzchowców dostarczyła im bardzo dużo pożywienia. Kiedy skończyli, zarzucili mięso na plecy a dwóch udało się jeszcze nad strumień, tam gdzie dopadliście zabójców i gdzie leżały jeszcze dwa konie. Wyruszyliście za nimi w stronę Dziurawej Skały. Pięć minut później obydwaj dotarliście do miejsca zasadzki.
Na miejscu znaleźliście własne konie: Gevaduana Brocha
i Konradowego czarnego rumaka. Thorgroth siedział na ziemi, zbierając siły. Półprzytomny, krztusząc się i plując co jakiś czas krwią wpatrywał się w poczynania Ravandila, aż w końcu zasnął. Elf przesłuchiwał właśnie dwóch, dostarczonych przez Galavandrelka i khazada jeńców. Dowiedzieliście się od niego, że reszta, w tym piątka ogrów, załadowała Diega na wóz znajomego kupca, Uwe Schreyvogla (co ten tu robił!?) i ruszyła przodem do fortu Lloin, niecały dzień drogi stąd. Ponoć na miejscu miał być medyk. Rana księcia była dość poważna i każda minuta mogła się liczyć. Wyruszyli kwadrans temu, powinni więc być teraz gdzieś w zamykającym dolinę wąwozie.
Herszt rozbójników imieniem Snaga, leżał związany obok drogi i prosił o uwolnienie obiecując, że dopadnie resztę zabójców. Ravandil pobieżnie streścił wam jego zeznania, z których wynikało, że góral nic nie wiedział o zdrajcy – mieli zabić wszystkich, którzy jechali z Diegiem. A rozbójnicy sami zostali zdradzeni i Snaga teraz z nienawiścią patrzył na waszych jeńców, gotów chyba ich rozszarpać wzrokiem. Ponadto Galavandrel znalazł między skałami jeszcze trzy konie zabójców. Wierzchowców łącznie było dziewięć i wszystkie osiodłane a według górala i waszych obliczeń zabójców było ośmiu. Po cichu by jeniec nie usłyszał middenlandczyk zawiadomił Ravandila u ucieczce szefa zabójców. Konrad jęknął zsiadając z konia i własnymi siłami, czekając na nadejście pomocy próbował zatamować krwawienie.
Przesłuchanie dwóch jeńców szło dość opornie. Starszy, wąsaty południowiec, okazał się fanatykiem i nie zdradził nic Ravandilowi. Leżał teraz za krzewami, związany i zakneblowany, straszliwie, choć niegroźnie dla życia miał pociętą twarz. Drugi, młodszy, też smagły lecz gładko ogolony już zaczynał sypać. Niełatwo jednak było stwierdzić czy łga czy mówi prawdę.
- Dziewiąty koń - wyjęczał – był dla elfki, która jest z nami. Taka młoda, rozpieszczona... Wiem, kim jesteś... Zwiadowca z drużyny dowodzonej przez tego dryblasa – wskazał na Brocha uśmiechając sie szeroko. Widać nie dbał o własne życie.
Ravandil, Galavandrel, Thorgroth, Broch, Konrad
Khazad usiadł na ziemi zbierając siły. Półprzytomny, krztusząc się i plując co jakiś czas krwią wpatrywał się w poczynania Ravandila, który w końcu z braku lepszego zajęcia postanowił przesłuchac jeńców, aż w końcu zasnął. Dwóch mężczyzn, ściągniętych obecnie z koni było południowcami. Smagła cera i ciemne włosy zdradzały ich pochodzenie. Obydwaj niscy, żylaści, byli mieszkańcami Księstw Granicznych. Jeden starszy, koło trzydziestki, z krótkim wąsem, mimo wielu obrażeń rzucał harde spojrzenia. Drugi, młodszy, gładko ogolony, miał opatrzony bark po trafieniu strzałą elfa. Wyglądało na to, że obaj jeńcy byli „zdobyczami” Galavandrela.
Od razu Ravandil stwierdził, że nie będzie lekko. Starszego z zabójców nie wzruszył dotyk noża przy gardle. Na wszelkie pytania i mające zmusić do mówienia cięcia nożem Ravandila, odpowiadał splunięciem w twarz przesłuchującemu. To był prawdziwy fanatyk, nie wzruszony na to co mówił do niego zwiadowca. Cały czas bełkotał coś we własnej mowie i elf doszedł w końcu do wniosku, że są to jakieś modlitwy do któregoś z bogów.
Zostawił fanatyka i podszedł do młodszego jeńca. Ten samymi odgłosami był mocno wystraszony. Początkowo również się stawiał. Starczyło jednak kilka cięć noży by spuścił nieco z tonu. Nie miał oczywiście nadziei na przeżycie. Widać jednak było, że nie jest mu obojętny rodzaj śmierci. Mimo to również był dzielny a podbudowywał go przykład kolegi. Arab znał się może na kaleczeniu lecz śledczym był średnim i zadając pytania szybko się zdradził, że od tamtego nic nie wie.
- Dziewiąty koń - wyjęczał – był dla elfki, która jest z nami. Taka młoda, rozpieszczona... Wiem, kim jesteś elfie... Zwiadowca z drużyny dowodzonej przez tego dryblasa – wskazał na Brocha uśmiechając sie szeroko. Widać nie dbał o własne życie.
Przesłuchanie przerwali właśnie Werner i Konrad. Ten drugi był ranny w bok i mocno krwawił. Niemal w tej samej chwili w objęcia rzuciła mu się Julia przylegając do niego i mocno całując. Konrad syknął z bólu a Julia zwolniła nieco uścisk.
- Przepraszam kochanie... - spojrzała mu prosto w oczy a chwilę później na ranę. - Chodź, usiądźmy tam – wskazała na niewysoką skałę nieopodal. - spróbuję to jakoś opatrzyć, przynajmniej do czasu gdy nie zobaczymy się z Elissą... Strasznie krwawi – Julia skrzywiła się choć z tym grymasem wyglądała jeszcze śliczniej, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy akolity. - Bardzo cię boli, skarbie?? Dobrze że już wróciłeś...
Broch, oprócz delikatnej rany na ramieniu nie odniósł większych obrażeń. Za nim gramoliły się ogry, jeszcze okrawając z mięsa padłe w walce konie. Po cichu by jeniec nie usłyszał middenlandczyk zawiadomił Rava i Gala (Thorgroth spał) że w dość skomplikowanych okolicznościach (cesarscy gońcy, poszukiwacze przygód, czego tam nie było?) szef zabójców (to on tak poharatał Konrada) niestety uciekł.
Ninerl
Zinha wysłuchawszy Twojej propozycji, skinął twierdząco głową i po chwili przestawiliście szyk w ten, który zaproponowałaś przed momentem - Zinha, dwa ogry, Ty, wóz z Diegiem, Ludoviciem i Elissą, Miaulin, Schreyvogl i ogry. Dziwne natomiast wydało Ci się zachowanie Twojej siostry – niemal przez cały czas od momentu ataku nie odezwała się słowem i widać było, że nad czymś intensywnie się zastanawia, bo musiałaś drugi raz wydać jej polecenie nim wreszcie do niej dotarło.
- Już nie krzycz tyle Ninerl, przecież słyszę... – odparła cierpko posyłając ci gniewne spojrzenie. Zwolniła konia przesuwając sie na koniec pochodu.
W tym momencie zaczęłaś rozmawiać z Zinhą. Wąsaty rycerz spojrzał podejrzliwie na kupca, po chwili rzekł do Ciebie pół-szeptem:
- Istotnie, zastanawiająca kwestia panienko Ninerl... Czas i miejsce w którym kroczymy przez Góry nie sprzyja handlowi, ale do tej pory nie zastanawiałem się nad obecnością tego człowieka tym głębiej, bo ponoć to jakiś wasz znajomy. Cóż, trzeba go będzie mieć na oku, w dzisiejszych czasach nikomu nie można wierzyć do końca...
Wóz piął się mozolnie w górę wąwozem. Obok drogi płynęła leniwie maleńka strużka. Po obu stronach wznosiły się pionowe zbocza. Zinha korzystając z chwili, podjechał do wozu Schreyvogla. Słyszałaś całą rozmowę.
- Co tak właściwie pan tutaj robi, Herr Schreyvogl? - spytał rycerz.
- Długo by opowiadać... - gruby kupiec uśmiechnął się szeroko. - Ostatnio interesy słabo szły w Reiklandzie, więc postanowiłem szukać szczęścia na południu. Nie powiem, Graniczne Księstwa to miejsce dla lubiących ryzyko, a jeśli ryzyko ma przynieść fortunę, to ja w to wchodzę. Odważny człowiek może zbić tam niezły kapitał. Ale są i bogate nadmorskie miasta gdzie trzeba więcej pieniędzy lecz można żyć miło i przyjemnie. Klimat cieplutki, a kobitki że hoho…nie żeby z naszymi było coś nie tak – zmitygował się zezując na damską część drużyny i speszony dodał: – Coś mi się zdaje że przezimuję tam aż do wiosny...
Rzucany jak piłka elf spadł i już się nie poruszył. Z zarośli przestały dobiegać jego okrzyki. Trójka poszukiwaczy przygód zginęła w ciągu kilku minut pod ciosami olbrzymów. Starcie, krótkie przecież, uświadomiło wam jak potężne są ogry wobec zaskoczonego przeciwnika. Z chełpliwego rycerza została krwawa miazga. Niezbyt precyzyjnie, z kawałkiem barku, obcięta głowa krasnoluda wpatrywała się w Wernera. Sakiewki oberżnęły im już przedsiębiorcze ogry, również broń i zbroja pokonanych nie nadawały się do użytku. Za to w tobołku maga znaleźliście księgę z zaklęciami oraz wydany na was list gończy z marnymi dość podobiznami.
Ogry nie zajęły się krojeniem niefortunnych awanturników lecz koni. Wszystkożerne olbrzymy preferowały chyba koninę i jadły ludzi tylko kiedy nie było nic innego pod ręką. Szczęśliwie dla was bitwa, obfitująca w straty wśród wierzchowców dostarczyła im bardzo dużo pożywienia. Kiedy skończyli, zarzucili mięso na plecy a dwóch udało się jeszcze nad strumień, tam gdzie dopadliście zabójców i gdzie leżały jeszcze dwa konie. Wyruszyliście za nimi w stronę Dziurawej Skały. Pięć minut później obydwaj dotarliście do miejsca zasadzki.
Na miejscu znaleźliście własne konie: Gevaduana Brocha
i Konradowego czarnego rumaka. Thorgroth siedział na ziemi, zbierając siły. Półprzytomny, krztusząc się i plując co jakiś czas krwią wpatrywał się w poczynania Ravandila, aż w końcu zasnął. Elf przesłuchiwał właśnie dwóch, dostarczonych przez Galavandrelka i khazada jeńców. Dowiedzieliście się od niego, że reszta, w tym piątka ogrów, załadowała Diega na wóz znajomego kupca, Uwe Schreyvogla (co ten tu robił!?) i ruszyła przodem do fortu Lloin, niecały dzień drogi stąd. Ponoć na miejscu miał być medyk. Rana księcia była dość poważna i każda minuta mogła się liczyć. Wyruszyli kwadrans temu, powinni więc być teraz gdzieś w zamykającym dolinę wąwozie.
Herszt rozbójników imieniem Snaga, leżał związany obok drogi i prosił o uwolnienie obiecując, że dopadnie resztę zabójców. Ravandil pobieżnie streścił wam jego zeznania, z których wynikało, że góral nic nie wiedział o zdrajcy – mieli zabić wszystkich, którzy jechali z Diegiem. A rozbójnicy sami zostali zdradzeni i Snaga teraz z nienawiścią patrzył na waszych jeńców, gotów chyba ich rozszarpać wzrokiem. Ponadto Galavandrel znalazł między skałami jeszcze trzy konie zabójców. Wierzchowców łącznie było dziewięć i wszystkie osiodłane a według górala i waszych obliczeń zabójców było ośmiu. Po cichu by jeniec nie usłyszał middenlandczyk zawiadomił Ravandila u ucieczce szefa zabójców. Konrad jęknął zsiadając z konia i własnymi siłami, czekając na nadejście pomocy próbował zatamować krwawienie.
Przesłuchanie dwóch jeńców szło dość opornie. Starszy, wąsaty południowiec, okazał się fanatykiem i nie zdradził nic Ravandilowi. Leżał teraz za krzewami, związany i zakneblowany, straszliwie, choć niegroźnie dla życia miał pociętą twarz. Drugi, młodszy, też smagły lecz gładko ogolony już zaczynał sypać. Niełatwo jednak było stwierdzić czy łga czy mówi prawdę.
- Dziewiąty koń - wyjęczał – był dla elfki, która jest z nami. Taka młoda, rozpieszczona... Wiem, kim jesteś... Zwiadowca z drużyny dowodzonej przez tego dryblasa – wskazał na Brocha uśmiechając sie szeroko. Widać nie dbał o własne życie.
Ravandil, Galavandrel, Thorgroth, Broch, Konrad
Khazad usiadł na ziemi zbierając siły. Półprzytomny, krztusząc się i plując co jakiś czas krwią wpatrywał się w poczynania Ravandila, który w końcu z braku lepszego zajęcia postanowił przesłuchac jeńców, aż w końcu zasnął. Dwóch mężczyzn, ściągniętych obecnie z koni było południowcami. Smagła cera i ciemne włosy zdradzały ich pochodzenie. Obydwaj niscy, żylaści, byli mieszkańcami Księstw Granicznych. Jeden starszy, koło trzydziestki, z krótkim wąsem, mimo wielu obrażeń rzucał harde spojrzenia. Drugi, młodszy, gładko ogolony, miał opatrzony bark po trafieniu strzałą elfa. Wyglądało na to, że obaj jeńcy byli „zdobyczami” Galavandrela.
Od razu Ravandil stwierdził, że nie będzie lekko. Starszego z zabójców nie wzruszył dotyk noża przy gardle. Na wszelkie pytania i mające zmusić do mówienia cięcia nożem Ravandila, odpowiadał splunięciem w twarz przesłuchującemu. To był prawdziwy fanatyk, nie wzruszony na to co mówił do niego zwiadowca. Cały czas bełkotał coś we własnej mowie i elf doszedł w końcu do wniosku, że są to jakieś modlitwy do któregoś z bogów.
Zostawił fanatyka i podszedł do młodszego jeńca. Ten samymi odgłosami był mocno wystraszony. Początkowo również się stawiał. Starczyło jednak kilka cięć noży by spuścił nieco z tonu. Nie miał oczywiście nadziei na przeżycie. Widać jednak było, że nie jest mu obojętny rodzaj śmierci. Mimo to również był dzielny a podbudowywał go przykład kolegi. Arab znał się może na kaleczeniu lecz śledczym był średnim i zadając pytania szybko się zdradził, że od tamtego nic nie wie.
- Dziewiąty koń - wyjęczał – był dla elfki, która jest z nami. Taka młoda, rozpieszczona... Wiem, kim jesteś elfie... Zwiadowca z drużyny dowodzonej przez tego dryblasa – wskazał na Brocha uśmiechając sie szeroko. Widać nie dbał o własne życie.
Przesłuchanie przerwali właśnie Werner i Konrad. Ten drugi był ranny w bok i mocno krwawił. Niemal w tej samej chwili w objęcia rzuciła mu się Julia przylegając do niego i mocno całując. Konrad syknął z bólu a Julia zwolniła nieco uścisk.
- Przepraszam kochanie... - spojrzała mu prosto w oczy a chwilę później na ranę. - Chodź, usiądźmy tam – wskazała na niewysoką skałę nieopodal. - spróbuję to jakoś opatrzyć, przynajmniej do czasu gdy nie zobaczymy się z Elissą... Strasznie krwawi – Julia skrzywiła się choć z tym grymasem wyglądała jeszcze śliczniej, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy akolity. - Bardzo cię boli, skarbie?? Dobrze że już wróciłeś...
Broch, oprócz delikatnej rany na ramieniu nie odniósł większych obrażeń. Za nim gramoliły się ogry, jeszcze okrawając z mięsa padłe w walce konie. Po cichu by jeniec nie usłyszał middenlandczyk zawiadomił Rava i Gala (Thorgroth spał) że w dość skomplikowanych okolicznościach (cesarscy gońcy, poszukiwacze przygód, czego tam nie było?) szef zabójców (to on tak poharatał Konrada) niestety uciekł.
Ninerl
Zinha wysłuchawszy Twojej propozycji, skinął twierdząco głową i po chwili przestawiliście szyk w ten, który zaproponowałaś przed momentem - Zinha, dwa ogry, Ty, wóz z Diegiem, Ludoviciem i Elissą, Miaulin, Schreyvogl i ogry. Dziwne natomiast wydało Ci się zachowanie Twojej siostry – niemal przez cały czas od momentu ataku nie odezwała się słowem i widać było, że nad czymś intensywnie się zastanawia, bo musiałaś drugi raz wydać jej polecenie nim wreszcie do niej dotarło.
- Już nie krzycz tyle Ninerl, przecież słyszę... – odparła cierpko posyłając ci gniewne spojrzenie. Zwolniła konia przesuwając sie na koniec pochodu.
W tym momencie zaczęłaś rozmawiać z Zinhą. Wąsaty rycerz spojrzał podejrzliwie na kupca, po chwili rzekł do Ciebie pół-szeptem:
- Istotnie, zastanawiająca kwestia panienko Ninerl... Czas i miejsce w którym kroczymy przez Góry nie sprzyja handlowi, ale do tej pory nie zastanawiałem się nad obecnością tego człowieka tym głębiej, bo ponoć to jakiś wasz znajomy. Cóż, trzeba go będzie mieć na oku, w dzisiejszych czasach nikomu nie można wierzyć do końca...
Wóz piął się mozolnie w górę wąwozem. Obok drogi płynęła leniwie maleńka strużka. Po obu stronach wznosiły się pionowe zbocza. Zinha korzystając z chwili, podjechał do wozu Schreyvogla. Słyszałaś całą rozmowę.
- Co tak właściwie pan tutaj robi, Herr Schreyvogl? - spytał rycerz.
- Długo by opowiadać... - gruby kupiec uśmiechnął się szeroko. - Ostatnio interesy słabo szły w Reiklandzie, więc postanowiłem szukać szczęścia na południu. Nie powiem, Graniczne Księstwa to miejsce dla lubiących ryzyko, a jeśli ryzyko ma przynieść fortunę, to ja w to wchodzę. Odważny człowiek może zbić tam niezły kapitał. Ale są i bogate nadmorskie miasta gdzie trzeba więcej pieniędzy lecz można żyć miło i przyjemnie. Klimat cieplutki, a kobitki że hoho…nie żeby z naszymi było coś nie tak – zmitygował się zezując na damską część drużyny i speszony dodał: – Coś mi się zdaje że przezimuję tam aż do wiosny...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Słysząc słowa Konrada uśmiechnął się lekko.
- Módl się żebyśmy nigdy nie trafili smoka na swojej drodze, bo to będzie prawdopodobnie ostatnia rzecz jaką w życiu zobaczymy... - najemnik schował miecz do pochwy zawieszonej na plecach. - A co do tej bandy fircyków, to nie porównywał bym ich do nas, w końcu my stoimy a oni nie – to chyba coś znaczy... - posłał towarzyszowi chłodne spojrzenie.
Odnalazł wzrokiem Bodraga, po czym krzyknął do niego:
- Pora wracać Kapitanie!! Nasi czekają w wąwozie!!!
***
Kiedy wrócili do miejsca zasadzki okazało się, że większości już nie było. Został jedynie Galavandrel, przesłuchujący jeńców Ravandil i Throgroth, który postanowił uciąć sobie małą drzemkę. No i Julia, która tak serdecznie postanowiła przywitać Konrada, że chłopak aż się z bólu zagotował. Po tym jak Ravandil streścił wyniki przesłuchania, Broch zastanowił się. Nie wyglądało na to, by wśród grupy był zdrajca. Skoro górale mieli zabić wszystkich, to ten wolny koń nie był dla kogoś, kto podróżował z Diegiem. No, chyba że chcieli zabrać jego ciało, co było jednak dość wątpliwe. W świetle tych faktów historyjka o rozpieszczonej elfce przywoływała na myśl Miaulin, choć równie wątpliwe było by dziewczyna chciała śmierci swej siostry Ninerl. Choć i nie takie rzeczy widział w życiu Broch.
- Teraz ja się nim zajmę, Ravandilu... - rzucił do przyjaciela, a ten doskonale wiedział co to może oznaczać.
Broch skrzywił się złośliwie w parodii uśmiechu i poklepał lekko jeńca w policzek. Wielka góra mięśni pochyliła się nad nim i patrząc prosto w oczy rzucił szorstko:
- Masz pecha kochasiu. Już nie jesteś mi potrzebny. Dorwaliśmy twojego szefa. I wiesz co ? Wystarczyło, że ogry zjadły mu nogę na żywca, a wyśpiewał kto był ostatnim jeźdźcem. – najemnik wyciągnął zza pasa długi nóż myśliwski i podniósł go w górę celując w serce jeńca. – Liczę do trzech. Jak wymienisz to samo nazwisko co twój szef zginiesz szybko i bezboleśnie. Jak nie, to zjedzą cię ogry. Powoli, soląc dokładnie każdy kawałeczek twojego ciała. Wtedy będziesz błagał o śmierć a ona nie nadejdzie tak szybko...
Najemnik nawet nie mrugnął, nie okazał żadnych emocji podczas tego "przesłuchania". Miał nadzieję, że południowiec w końcu się złamie i zacznie sypać.
Słysząc słowa Konrada uśmiechnął się lekko.
- Módl się żebyśmy nigdy nie trafili smoka na swojej drodze, bo to będzie prawdopodobnie ostatnia rzecz jaką w życiu zobaczymy... - najemnik schował miecz do pochwy zawieszonej na plecach. - A co do tej bandy fircyków, to nie porównywał bym ich do nas, w końcu my stoimy a oni nie – to chyba coś znaczy... - posłał towarzyszowi chłodne spojrzenie.
Odnalazł wzrokiem Bodraga, po czym krzyknął do niego:
- Pora wracać Kapitanie!! Nasi czekają w wąwozie!!!
***
Kiedy wrócili do miejsca zasadzki okazało się, że większości już nie było. Został jedynie Galavandrel, przesłuchujący jeńców Ravandil i Throgroth, który postanowił uciąć sobie małą drzemkę. No i Julia, która tak serdecznie postanowiła przywitać Konrada, że chłopak aż się z bólu zagotował. Po tym jak Ravandil streścił wyniki przesłuchania, Broch zastanowił się. Nie wyglądało na to, by wśród grupy był zdrajca. Skoro górale mieli zabić wszystkich, to ten wolny koń nie był dla kogoś, kto podróżował z Diegiem. No, chyba że chcieli zabrać jego ciało, co było jednak dość wątpliwe. W świetle tych faktów historyjka o rozpieszczonej elfce przywoływała na myśl Miaulin, choć równie wątpliwe było by dziewczyna chciała śmierci swej siostry Ninerl. Choć i nie takie rzeczy widział w życiu Broch.
- Teraz ja się nim zajmę, Ravandilu... - rzucił do przyjaciela, a ten doskonale wiedział co to może oznaczać.
Broch skrzywił się złośliwie w parodii uśmiechu i poklepał lekko jeńca w policzek. Wielka góra mięśni pochyliła się nad nim i patrząc prosto w oczy rzucił szorstko:
- Masz pecha kochasiu. Już nie jesteś mi potrzebny. Dorwaliśmy twojego szefa. I wiesz co ? Wystarczyło, że ogry zjadły mu nogę na żywca, a wyśpiewał kto był ostatnim jeźdźcem. – najemnik wyciągnął zza pasa długi nóż myśliwski i podniósł go w górę celując w serce jeńca. – Liczę do trzech. Jak wymienisz to samo nazwisko co twój szef zginiesz szybko i bezboleśnie. Jak nie, to zjedzą cię ogry. Powoli, soląc dokładnie każdy kawałeczek twojego ciała. Wtedy będziesz błagał o śmierć a ona nie nadejdzie tak szybko...
Najemnik nawet nie mrugnął, nie okazał żadnych emocji podczas tego "przesłuchania". Miał nadzieję, że południowiec w końcu się złamie i zacznie sypać.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Elf przysłuchiwał się z zaciekawieniem rozmowie przyjaciela z bandytą. Ravandil chciał wyciągnąć od zabójców jakieś wiadomości, ale nie było to łatwe. Obraz rozpieszczonej elfki idealnie pasował do Miaulin, ale Galavandrel nie bardzo wierzył, żeby ta, była zdolna do takich działań jak pomoc w zabójstwie własnej siostry. Z drugiej strony, nie takie rzeczy elf już w życiu widział, więc należało być ostrożnym i do wszystkiego podejść z dystansem. W momencie, gdy chciał przesłuchać zabójcę na swój sposób, na polanę weszli Werner Konrad i Ogry. Po krótkiej wymianie wiadomości, gdy wszyscy podzielili się informacjami o swoich wcześniejszych poczynaniach, Broch podszedł do zabójcy i zaczął go przesłuchiwać po swojemu. Elf miał nadzieję, że najemnik nie zabije zabójcy od razu, sam chciał się nim jeszcze zająć, a blef o schwytaniu dowódcy, dawał na to spore szanse. W końcu poza tą dwójką i jednym rozbójnikiem, drużyna nie miała nic. Jeżeli po rozmowie z Brochem zabójca wciąż oddychał elf podszedł do niego, w ciasno zawiązanym płaszczu, kapturze na głowie, bez żadnej broni w ręce. Chwycił go za ubranie i bez słowa przytargał kilka metrów dalej od jego towarzysza, a następnie niezbyt delikatnie posadził go na ziemi plecami do tamtego. Usiadł na przeciwko, spojrzał w jego oczy, a następnie wyciągnął z torby fajkę z tytoniem i nie spuszczając wzroku z bandyty, zaczął ją nabijać wyraźnie się nie spiesząc. W czym jak w czym, ale w nabijaniu fajki „na ślepca” to elf był dobry. Następnie odpalił ją i chłodnym, niskim głosem, powoli i wyraźnie wymawiając każde słowo, rzekł:
- Uwierz mi koleś. Nie chcesz z nami zadzierać. Nie chcesz tego. Kiedy mój jeniec nie mówi mi tego co wie, robię się bardzo zły. Jeśli myślisz, że najgorsze, co może ci się przydarzyć, to skończenie jako przystawka w jadłospisie ogrów, to jesteś w błędzie. Jest z nami ktoś, kto zna się na leczeniu. Nie myśl, że po tym jak te olbrzymy zjedzą ci rączkę, umrzesz szybko. Będziemy cię utrzymywać przy życiu ile tylko się da. Widzę, że znasz niektórych z naszej drużyny i wiesz, do czego są zdolni. Dam ci teraz szansę. Podróżuję z nimi od niedawna, ale chyba mnie lubią, więc… Umowa jest taka. Powiesz mi, co chcę wiedzieć, a ja powstrzymam Ogry od zjedzenia cię. Kto wie… MOŻE nawet powstrzymam moich kolegów od powieszenia cię na jakimś przydrożnym drzewie. Zastanów się dobrze, czy opłaca ci się chronić tych, którzy i tak zostaną wkrótce zabici. A teraz moje pytania. Gdzie mieliście się spotkać z tą elfką, jak DOKŁADNIE ona wygląda, w jakim celu jak to powiedziałeś „jest z wami”?
Galavandrel doskonale zdawał sobie sprawę, ze swoich umiejętności aktorskich i tego, że gdy odpowiednio się zachowuje oraz przybierze właściwą pozę, to dla nieznajomych może naprawdę wyglądać jak zimny, bezlitosny zabójca. Nie miał zamiaru krzywdzić człowieka, tym bardzie pozwolić, żeby Ogry go zjadły, ale wiedział, że jeżeli odpowiednio go nie nastraszy, może się nic nie dowiedzieć.
Po rozmowie z bandytą (o ile w ogóle do niej doszło), Galavandrel podszedł do reszty drużyny. Po cichu, tak, aby żaden z bandytów nie słyszał powiedział:
-Może powinniśmy ruszać za naszymi? Głupio mi to mówić, ale może to Miaulin jest w to zamieszana, a w takim wypadku musimy ich jak najszybciej dogonić. Ninerl przecież o niczym nie wie, a chyba pierwsza powinna się dowiedzieć. Co o tym myślicie?
Elf przysłuchiwał się z zaciekawieniem rozmowie przyjaciela z bandytą. Ravandil chciał wyciągnąć od zabójców jakieś wiadomości, ale nie było to łatwe. Obraz rozpieszczonej elfki idealnie pasował do Miaulin, ale Galavandrel nie bardzo wierzył, żeby ta, była zdolna do takich działań jak pomoc w zabójstwie własnej siostry. Z drugiej strony, nie takie rzeczy elf już w życiu widział, więc należało być ostrożnym i do wszystkiego podejść z dystansem. W momencie, gdy chciał przesłuchać zabójcę na swój sposób, na polanę weszli Werner Konrad i Ogry. Po krótkiej wymianie wiadomości, gdy wszyscy podzielili się informacjami o swoich wcześniejszych poczynaniach, Broch podszedł do zabójcy i zaczął go przesłuchiwać po swojemu. Elf miał nadzieję, że najemnik nie zabije zabójcy od razu, sam chciał się nim jeszcze zająć, a blef o schwytaniu dowódcy, dawał na to spore szanse. W końcu poza tą dwójką i jednym rozbójnikiem, drużyna nie miała nic. Jeżeli po rozmowie z Brochem zabójca wciąż oddychał elf podszedł do niego, w ciasno zawiązanym płaszczu, kapturze na głowie, bez żadnej broni w ręce. Chwycił go za ubranie i bez słowa przytargał kilka metrów dalej od jego towarzysza, a następnie niezbyt delikatnie posadził go na ziemi plecami do tamtego. Usiadł na przeciwko, spojrzał w jego oczy, a następnie wyciągnął z torby fajkę z tytoniem i nie spuszczając wzroku z bandyty, zaczął ją nabijać wyraźnie się nie spiesząc. W czym jak w czym, ale w nabijaniu fajki „na ślepca” to elf był dobry. Następnie odpalił ją i chłodnym, niskim głosem, powoli i wyraźnie wymawiając każde słowo, rzekł:
- Uwierz mi koleś. Nie chcesz z nami zadzierać. Nie chcesz tego. Kiedy mój jeniec nie mówi mi tego co wie, robię się bardzo zły. Jeśli myślisz, że najgorsze, co może ci się przydarzyć, to skończenie jako przystawka w jadłospisie ogrów, to jesteś w błędzie. Jest z nami ktoś, kto zna się na leczeniu. Nie myśl, że po tym jak te olbrzymy zjedzą ci rączkę, umrzesz szybko. Będziemy cię utrzymywać przy życiu ile tylko się da. Widzę, że znasz niektórych z naszej drużyny i wiesz, do czego są zdolni. Dam ci teraz szansę. Podróżuję z nimi od niedawna, ale chyba mnie lubią, więc… Umowa jest taka. Powiesz mi, co chcę wiedzieć, a ja powstrzymam Ogry od zjedzenia cię. Kto wie… MOŻE nawet powstrzymam moich kolegów od powieszenia cię na jakimś przydrożnym drzewie. Zastanów się dobrze, czy opłaca ci się chronić tych, którzy i tak zostaną wkrótce zabici. A teraz moje pytania. Gdzie mieliście się spotkać z tą elfką, jak DOKŁADNIE ona wygląda, w jakim celu jak to powiedziałeś „jest z wami”?
Galavandrel doskonale zdawał sobie sprawę, ze swoich umiejętności aktorskich i tego, że gdy odpowiednio się zachowuje oraz przybierze właściwą pozę, to dla nieznajomych może naprawdę wyglądać jak zimny, bezlitosny zabójca. Nie miał zamiaru krzywdzić człowieka, tym bardzie pozwolić, żeby Ogry go zjadły, ale wiedział, że jeżeli odpowiednio go nie nastraszy, może się nic nie dowiedzieć.
Po rozmowie z bandytą (o ile w ogóle do niej doszło), Galavandrel podszedł do reszty drużyny. Po cichu, tak, aby żaden z bandytów nie słyszał powiedział:
-Może powinniśmy ruszać za naszymi? Głupio mi to mówić, ale może to Miaulin jest w to zamieszana, a w takim wypadku musimy ich jak najszybciej dogonić. Ninerl przecież o niczym nie wie, a chyba pierwsza powinna się dowiedzieć. Co o tym myślicie?
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Z uśmiechem powitał powrót Konrada i Wernera. -Dobrze, że jesteście... Uwierzcie, nie ma nic gorszego niż bezczynne czekanie- Streścił im pobieżnie wszystko, co się do tej pory wydarzyło i zabrał się za przesłuchiwanie jeńców. Nie miał w tym zbytniego doświadczenia, ale znał kilka skutecznych sposobów.
Przesłuchanie zaczął od starszego z nich, wąsatego południowca. Elf wyciągnął nóż myśliwski i niedbale bawił się nim w prawej ręce -Będziesz mówił po dobroci, czy będziemy inaczej rozmawiać?- Nic. Nie pomogło nawet przyłożenie noża do gardła... Parę "ostrzegawczych" cięć też nie. Harda sztuka. Na takiego fanatyka to i rozciąganie końmi nie pomoże. Elf zirytował się nie na żarty. Splunął jeńcowi siarczyście w twarz i krzyknął do Brocha. -Wydaje mi się, że bardzo chciałby z tobą porozmawiać... A szkoda, bo myślałem że będzie po dobroci... Już mi go żal- Wiedział, że te słowa nie ruszą starego fanatyka, ale na pewno zadziałają na młodszego z jeńców. I nie mylił się. Sypał jak z nut. Co prawda troche się stawiał na początku, ale tym razem udało mu się rozwiązać język za pomocą lśniącego ostrza.
Wzmianka o rozpieszczonej elfce podziałała na wszystkich zebranych. Skojarzenie z Miaulin było oczywiste. Ale Ravandil nie widział w tym sensu. Po co miała by to robić? Co jej zaszkodził Diego? I czy wydała by wyrok śmierci na siostrę? To wszystko do siebie nie pasowało. Chociaż nie takie rzeczy już się widziało.
Po słowach "wiem kim jesteś elfie..." i szerokim uśmiechu jeńca w Ravandilu zawrzało. Syknął do niego przez zęby -Hardy jesteś... Ale masz pecha, ja cię tylko przesłuchuję... Uwierz mi, po tym co mają do zaoferowania najemnik i kapłan twoim marzeniem będzie, bym teraz po prostu wbił ci nóż w brzuch- Po czym z całej siły uderzył go pięścią w brzuch. Wstał i rzucił niby niedbale, a jednak tak, żeby jeńcy słyszeli do Brocha -Pozdrów ich ode mnie, gdy będą robić w gacie ze strachu-
Galavandrel dołączył do Brocha. Teraz naprawdę jeńcy mieli pecha. Ravandil nie miał w zwyczaju brutalnych metod, był spośród drużyny chyba najspokojnieszy. Ale teraz nie ma żartów.
Elf rozejrzał się po obozie. Julia zajęła się Konradem, Thorgroth spał poważnie ranny, a reszta przesłuchiwała. Na ogry wolał nie patrzeć, kto wie co sobie pomyślą Probował ogarnąć całą sytuację. Istnieje prawdopodobnieństwo, że Miaulin zdradziła, szef uciekł i mają do dyspozycji trzech jeńców... Nieciekawie. Tym bardziej poparł słowa Galavandrela.
-I tak dosyć czasu tu straciliśmy... A jeśli to faktycznie Miaulin, to ciągle nie możemy czuć się bezpieczni. Szczególnie, że ich szef jest na wolności... Tylko trzeba coś zrobić z tymi pajacami- tu elf wskazał na jeńców -Chyba nie są nam zbytnio potrzebni...-
Z uśmiechem powitał powrót Konrada i Wernera. -Dobrze, że jesteście... Uwierzcie, nie ma nic gorszego niż bezczynne czekanie- Streścił im pobieżnie wszystko, co się do tej pory wydarzyło i zabrał się za przesłuchiwanie jeńców. Nie miał w tym zbytniego doświadczenia, ale znał kilka skutecznych sposobów.
Przesłuchanie zaczął od starszego z nich, wąsatego południowca. Elf wyciągnął nóż myśliwski i niedbale bawił się nim w prawej ręce -Będziesz mówił po dobroci, czy będziemy inaczej rozmawiać?- Nic. Nie pomogło nawet przyłożenie noża do gardła... Parę "ostrzegawczych" cięć też nie. Harda sztuka. Na takiego fanatyka to i rozciąganie końmi nie pomoże. Elf zirytował się nie na żarty. Splunął jeńcowi siarczyście w twarz i krzyknął do Brocha. -Wydaje mi się, że bardzo chciałby z tobą porozmawiać... A szkoda, bo myślałem że będzie po dobroci... Już mi go żal- Wiedział, że te słowa nie ruszą starego fanatyka, ale na pewno zadziałają na młodszego z jeńców. I nie mylił się. Sypał jak z nut. Co prawda troche się stawiał na początku, ale tym razem udało mu się rozwiązać język za pomocą lśniącego ostrza.
Wzmianka o rozpieszczonej elfce podziałała na wszystkich zebranych. Skojarzenie z Miaulin było oczywiste. Ale Ravandil nie widział w tym sensu. Po co miała by to robić? Co jej zaszkodził Diego? I czy wydała by wyrok śmierci na siostrę? To wszystko do siebie nie pasowało. Chociaż nie takie rzeczy już się widziało.
Po słowach "wiem kim jesteś elfie..." i szerokim uśmiechu jeńca w Ravandilu zawrzało. Syknął do niego przez zęby -Hardy jesteś... Ale masz pecha, ja cię tylko przesłuchuję... Uwierz mi, po tym co mają do zaoferowania najemnik i kapłan twoim marzeniem będzie, bym teraz po prostu wbił ci nóż w brzuch- Po czym z całej siły uderzył go pięścią w brzuch. Wstał i rzucił niby niedbale, a jednak tak, żeby jeńcy słyszeli do Brocha -Pozdrów ich ode mnie, gdy będą robić w gacie ze strachu-
Galavandrel dołączył do Brocha. Teraz naprawdę jeńcy mieli pecha. Ravandil nie miał w zwyczaju brutalnych metod, był spośród drużyny chyba najspokojnieszy. Ale teraz nie ma żartów.
Elf rozejrzał się po obozie. Julia zajęła się Konradem, Thorgroth spał poważnie ranny, a reszta przesłuchiwała. Na ogry wolał nie patrzeć, kto wie co sobie pomyślą Probował ogarnąć całą sytuację. Istnieje prawdopodobnieństwo, że Miaulin zdradziła, szef uciekł i mają do dyspozycji trzech jeńców... Nieciekawie. Tym bardziej poparł słowa Galavandrela.
-I tak dosyć czasu tu straciliśmy... A jeśli to faktycznie Miaulin, to ciągle nie możemy czuć się bezpieczni. Szczególnie, że ich szef jest na wolności... Tylko trzeba coś zrobić z tymi pajacami- tu elf wskazał na jeńców -Chyba nie są nam zbytnio potrzebni...-

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Błogi uśmiech pojawił się na twarzy akolity w tym samym momencie, w którym zobaczył sylwetkę Ravandila jako pierwszego. Kolejne postacie miarowo go powiększały, a przy Julii ten sympatyczny wyraz twarzy był ogromny. Gdy go uściskała starał się nie pozbywać go, ale niestety ból był silniejszy.
Boli, ale to nie pierwszy raz... Bardziej mnie bolało, o, tutaj... - wskazał na serce - ... gdy musiałem biegać tam z tym żelastwem w ręce i jednocześnie martwić się o Ciebie, mój aniołku. Nie patrz na nich, wiem, że to co robią może się zdawać okrutne - akolita mówił o grupie dokonującej przesłuchania - ale tu chodzi o nasze życie, o Twoje życie przede wszystkim... A tylko tak możemy je zachować jak najdłużej - powiedział, momentami przez zaciśnięte zęby, szczególnie w momentach, gdy ukochana zwiększała uścisk na ranę.
Gwałtownie się obrócił, słysząc "rozpieszczona elfka". Jedyną taką w pobliżu była właśnie Miaulin.
Sama słyszysz najdroższa... Właśnie się dowiadujemy, że w naszej grupie jest zdrajca... Teraz pomyśl, że śpisz w nocy i że przy niej jest to być może Twój najdłuższy sen...
Konrad starał się wytłumaczyć jej całą sytuację, widząc grymas na jej ślicznej buźce, gdy patrzała na scenę przesłuchania. W pewnym momencie chciał klepnąć się w czoło po swojej własnej wzmiance o zamachu na życie ukochanej.
Przepraszam, mogłem sobie darować to zdanie... - powiedział cichutko i odpowiednim gestem zaprosił Julię do przytulenia się do niego. Zaproszenie oczywiście zostało przyjęte.
Błogi uśmiech pojawił się na twarzy akolity w tym samym momencie, w którym zobaczył sylwetkę Ravandila jako pierwszego. Kolejne postacie miarowo go powiększały, a przy Julii ten sympatyczny wyraz twarzy był ogromny. Gdy go uściskała starał się nie pozbywać go, ale niestety ból był silniejszy.
Boli, ale to nie pierwszy raz... Bardziej mnie bolało, o, tutaj... - wskazał na serce - ... gdy musiałem biegać tam z tym żelastwem w ręce i jednocześnie martwić się o Ciebie, mój aniołku. Nie patrz na nich, wiem, że to co robią może się zdawać okrutne - akolita mówił o grupie dokonującej przesłuchania - ale tu chodzi o nasze życie, o Twoje życie przede wszystkim... A tylko tak możemy je zachować jak najdłużej - powiedział, momentami przez zaciśnięte zęby, szczególnie w momentach, gdy ukochana zwiększała uścisk na ranę.
Gwałtownie się obrócił, słysząc "rozpieszczona elfka". Jedyną taką w pobliżu była właśnie Miaulin.
Sama słyszysz najdroższa... Właśnie się dowiadujemy, że w naszej grupie jest zdrajca... Teraz pomyśl, że śpisz w nocy i że przy niej jest to być może Twój najdłuższy sen...
Konrad starał się wytłumaczyć jej całą sytuację, widząc grymas na jej ślicznej buźce, gdy patrzała na scenę przesłuchania. W pewnym momencie chciał klepnąć się w czoło po swojej własnej wzmiance o zamachu na życie ukochanej.
Przepraszam, mogłem sobie darować to zdanie... - powiedział cichutko i odpowiednim gestem zaprosił Julię do przytulenia się do niego. Zaproszenie oczywiście zostało przyjęte.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
