[Neuroshima] S.N.A.F.U.

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

[Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Alucard »

Na początku nieco spraw organizacyjnych, później wstęp.

*PUNKT A-Zasady
1-MG ma zawsze rację
2-MG ma zawsze rację
3-Patrz zasady 1 i 2

*PUNKT 2- Osoby
Osoby.

Grają Deep:
Imię: Mike
Nazwisko: Strange
Przydomek: Brzydal
Wiek: 34
Pochodzenie: Południowa Hegemonia (Urodzony morderca)
Profesja: Gladiator (Nie do zdarcia)

Tevery
-IMIĘ: George
-NAZWISKO: Best
-PRZYDOMEK: "Tevery"
-WIEK: Urodzony w 2025... teraz to jest od 25 do 35 lat, zależnie od tego, jaki kalendarz zastosujemy. Obiektywnie: 30.
-POCHODZENIE: Texas
-CECHA WYNIKAJĄCA Z POCHODZENIA (JEDNA): Zdrowa Okolica
PROFESJA: Medyk
-CECHA WYNIKAJĄCA Z PROFESJI (JEDNA): Sanitariusz polowy (jakoś tak to się zwało)

Kavairashii
-IMIĘ
Shina
-NAZWISKO
McBlack
-PRZYDOMEK
Marvel
-WIEK
26
-POCHODZENIE
Nowy Orlean
-CECHA WYNIKAJĄCA Z POCHODZENIA (JEDNA)
Grande Cojones
-PROFESJA
Łowca niewolników
-CECHA WYNIKAJACA Z PROFESJI (JEDNA)
Dobry sprzęt

Wilczy Głód
Imię, nazwisko, przydomek: Robin „Dziadek” Carver ( Dziadek mówią na niego złośliwi; woli żeby do niego mówić „Panie Carver”)
Wiek: 52 lata
Pochodzenie i cecha: Miami - Walkabout
Profesja i cecha: Najemnik – Powiedz co

Ravandil
Imię: Martin
Nazwisko: Stevens
Ksywa: "Szperacz", „Wąż” (ta druga częściej)
Pochodzenie: Miami/ cecha: "Ja już swoje odchorowałem"
Profesja: Łowca /cecha: Nieugięty
Wiek 35

PUNKT C- Posty
Tak piszemy poza sesją
-Tak piszemy ci mówimy
*Tak piszemy co myślimy*

Prosze o min. jednego posta dziennie. Ze swej strony odwdzięczę się tym samym.

PUNKT D
Historia. Zaczynamy grę

Teksas.
Nareszcie jasna cholera teksas. Zdrowe żarcie z niezmutowanych krów, jakies tam warzywka... Kurwa, nie pamiętacie kiedy ostatni raz jedliście warzywka. Tymi zasranymi starymi konserwami juz po prostu rzygacie. W momencie, gdy każdy z was osobno wjeżdżał do miasta na jego twarzy malował się uśmiech. Nareszcie chwila wytchnienia, nareszcie wczasy, nareszcie... w czasie tych przemysleń uśmiech powoli się zmniejszał. Teksas sie zmienił... Mamy rok 2062.

MIKE
Brzydal przekroczył brame miasta pieszo. Rozejrzał się niepewnie dookoła. Nielubił miast. Miał z nimi stycznośc od kiedy pamiętał, ale zawsze czuł sie nieswojo pośród otaczającego go tlumu.Na wszelkio wypadek wyciągnął nóż i schował go w rękawie. Jego plan był prosty. Wpaść, zarobic na walkach i spadac zanim komus nie spodoba się, że brzycal ciągle wygrywa. Co ciekawe ulice świecily pustkami. Brzydala to szczerze zdziwilo, bo w każdym większym mieście ludzie wręcz wypełzali na ulice (no, chyba, że w Detroit, ale to nie dziwne. Kto by chciał byc rozjechany przez naćpanych gówniarzy).
“Dobra... jedno piwo w barze i idziemy szukac fuchy”- pomyślał po czym skierował się do czegoś, co wyglądało jak przedwojenny Saloon. Rozsiadł sie wygodnie i krzyknął
-Jedno piwo, barman. Tylko szybko bo mam tu interesy.
Taaa... Teksańskie piwo. Nie dane było Ci go jednak wypić. W momencie kiedy już przechylales kufel w kierunku ust usłyszaleś wrzask ludzi. Wyjrzałeś szybko przez okno i zobaczyłeś niesamowity widok. Do miasta wbiegła kobieta w czerwonej sukni z nimowlakiem na rękach. W jej oczach zobaczyłeś przerażenie. Przerazenie większe niż u ludzi ktorych zabijał na arenach. Dopiero po chwili Mike zdał sobie sprawę, że dziewczyna ubrana była na biało. Za czerwonawy odcień sukienki odpowiedzialna była posoka, która spływała z kawałku mięsa z kończynami ktory ta tuliłas do piersi. Tuż za bramą potknęła sie i upadła na ziemię. Kilka metrów czołgala sie po czym dała za wygraną. Leżała umazana krwia na ziemi i krzyczala pomocy. Ze zdziwieniem brzydal zauważył, że jedyną osobą, która w ogóle ZAREAGOWAŁA w jakikolwiek sposób jest tutejszy wyglądający na sanitariusza. Medyk wybiegł na zewnątrz, wyrwał kobiecie płat mięsa z ramion i chciał odrzucic na bok, ale po chwili spojrzał na niego jeszcze raz i odsunał jakby w geście przerażenia... zwymiotowal. Brzydal podbiegł do niego a zainteresowany tłum zaczał wyglądac przez okna.
-... Idą tu-rzekla kobieta i zaczęł dziko wrzeszczeć. Nagle ucichła. Nic już więcej nie powiedziała.

TEVERY BEST
-Pieeerdoleee...-Jęknął medyk pijąc kolejnego, Bóg wie którego browara.
-Mówieeee Ci...eee... że juusz to pierdole.. Za duszo śmieerci wydziałem i jusz mam to w dupieee.-Stękal płaczliwym tonem
-Tak, tak-przytakiwał barman któremu za kilkanaście piw dałeś zapalarkę Zippo i całkiem niezłą lornetkę-Tak, tak, oczywiście...
-Tyyylko tyy mnie rozumisz.Tyyylko ty mnie słuchaszsz. Choodź ty stary pryyku
Gościu dał się niechętnie przytulic i nalał Ci kolejnego.
-Ostatni chłopie. Na więcej juz nie licz. Zarzygasz mi cały blat i kto to posprząta...
-Jaaaak nie, to nieee...- Stęknął tevery i usiadł przy osobnym stoliku. Rozglądal sie półprzytomnie po sali i nagle zauważyl wchodzącego olbrzyma.
“ale gościa rozjebało w barach”-pomyślał i opadł bezwładnie na stoł... Mineł 15 minut gdy się obudził. Był nawalony w sztok, ale faza totalnego obezwladnienia ciała juz przeszła. Teraz tylko mylily mu sie kolory i kształty tak dziwnie wirowały. Chwycił sie za głowę. Wszystko było takie posrane. Czemu kurwa zawsze wszystko sie musi komplikowac. Jeszcze 3 dni temu myslał, że matk tej dziewczynki przezyje ospę... przeżyła... nazajutrz rozszarpały ja mutanty na pustyni okalającej miasto.
“Nienawidze czeriweni”-pomyślał. Sam nie wiedział kiedy cos w nim pękło. A pękało czasami. Miał wtedy 2 dni marazmu a potem wracal do roboty.
Nagle usłyszał dziky wrzask. Odruchowo chwyciłes torbe z medykamentami i wybiegl na zewnątrz. Za nim ruszył olbrzym. Medyk nie miał pojęcia jak udalo mu sie utrzymac na nogach. Pomoc Boża? Intuicja? Podbiegł do kobiety. TO ona krzyczała. Miała cała okrwawiona odzież. W dłoniach trzymala ochłap mięsa.
“Idiotka”-pomyślał Tevery-”pewnie wracała z nim z polowania i chciała uciec przed globnymi mutkami. Trzeba było im zostawić żarcie... jakby mieli mało krów”
Lekarz wyrwał z jej ramion mięsiwo i chcial odrzucić, ale cos go zatrzymało. Kobieta sopojrzała na niego tak błagalnie, gdy wział od niej pozywienie. Zmusił się, by popatrzć na ochlap jeszcze raz. Mrugnął.
“Kurwa... to ma ręce i nogi... to ma... twarz? Jezu!”-Pomyślał i zakreciło mu sie w głowie. Wyciągnał dlonie jakby chciał od siebie oddalić to okrutnie okaleczone niemowle. Zwymiotował. Rzadko mu się to zdarzało. Za dużo wypił. Poczuł jak ciemnieje mu przed oczami. Usłyszał jeszcze jak przez mgłę warkot samochodu i krzyk kobiety, Gdy się otrząsnął juz nie żyla. Miał szczęście. Przegapił moment zgonu.

SHINA & ROBIN CARVER
-No wiesz... zlecenia i takie tam. Czasami robie tu, czasem tam. Zależy gdzie człowiek apoślą. Mowią: zrób to, zrob tamto, zlikwiduj tego, a ochroń tamtego i jakos interes sie toczy. Swoją drogą... niezły wóz-Robin zagadywał piękną młoda kobiete jak mogl. Nie powiem, zrobiła na nim potężne wrażenie. Mało gdzie w tym zasranym miejscu jakim była ziemia mozna było spotkać całkiem sobie facetkę. Carver jeszcze raz popatrzył się na jej kształtne piersi, uśmiechnał sam do siebie i juz na stałe wmontował sie w krajobraz przed nimi
-Taaa... rozumiem. Najemnik... w sumie to was rozumiem. Krąży w ręku złoty pieniądz, co nie?- Shina odpowiadała krótko i rzeczowo. Dobrze wiedziała, że koleś ślini sie na jej widok, ale postanowiła póki co mu tego nie wypominać. Podjeżdżali juz pod bramy Teksasu i Shina postanowiła jak najszybciej pozbyc się podróżnego. Podjedzie, wysadzi go, po czym zajedzie na drugi koniec miasta aby sie pożywić, napić, dokupic zapasów wraz z paliwem a potem pojechać w dal. Byle daleko od tego kolesia. Może nie bala sie go, ale odczuwala w jego towarzystwie pewien dyskomfort. Pod ta powłoka śliniącego sie starucha kryl sie naprawdę niebezpieczny człowiek. Przejechali przez wejście i zobaczyloi na ulicy maly tłum ludzi. Starszy zmarszczył czoło i spojrzał zdziwiony na ludzi
-Co do...-Niedokończył, bo nagle przed samochód wyskoczył jakis czubrk chcac go zatrzymać. Zapewne myślał, że przyjezdni staranuja tłum. Co za idiota. Shina bardziej odruchowo niż swiadomie natychmiastowo skręcila. Samochód przywalił w jakis dom i wbił sie w jego drewnianą ścianę. Spod maski poszedł dym. Jedyne, co było słychać to muzyczka Pink Floydów lecąca z głośników samochodowego radiaq. Tłum zamarł i sie rozstapił. Oczom Shiny i najemnika ukazal się przerażający widok. Okrwawiony trup kobiety tulacy obdarte ze skóry dziecko. Tłum zebrany wokól milczal. Jedynym kto coś mówił był wędrowny kaznodzieja. Normalnie by go nie wpuszczono do miasta, ale na widok takiej zbrodni tutejszemu sędziemu zmięko serce. Gdy tylko zauważył przyjezdnych poprawił obrzyna przy boku i powiedział
-Wyglądacie na obeznanych w swym fachu... dam co chcecie... tylko pomóżcie dorwać tego skórwiela co to zrobił...
Popatrzyliście znacząco po sobie

WĄŻ
21... Tak... 21 zębów mutków to niemalo. Szeryf obiecał za 7 różnych zębów paczkę naboi... całkiem calkiem. Martin żył na pustyni. Ona była jego domem i stała sie jego przekleństwem. Stevens nie mógl sie wyspać, nie mógł odpoczać... nic nie mógł. Każdy cholerny dzień był wyzwaniem. Teraz wracał na chwile do miasta aby wymienic trofea na cenna amunicje. Zabił w tym tygodniu 4 mutki... nieźle. Z tych 4 wyrwał zęby i niektóre tak oszlifował, aby wyglądały jak wyciagnięte z innej maszkary. Reszta kłów poczodziła albo ze ścierwa, albo zostala po prostu znaleziona w piasku, a o to nie było co ciekwae trudno.
“Banda idiotów. Sa tak zaślepieni swoja nienawiścia do innokrwistych, ze sa gotowi tracić byleby ktoś tylko ubił jakies monstrum”. Prawie im sie to udalo. Teren wokoło miasta był niemal czysty. Dzień chylił sie ku końcowi gdy stevens dotarł do bramy miasta. Nie przepadał za nimi. Za dużo tłumu, za duzo kłopotów. Pierwsze co go uderzyło to niesamowita cisza. Później juz z oddali zauwazył znaczna grupkę ludzi. Podszedł szybkim krokiem i to co zobaczył, po przecisnięciu sie przez masę ludzi zmroziło w jego zyłach krew.
“Jakie bydle by sie odważyło...”-pomyślał. Zacisnął mocniej kły w dłoni. Po raz pierwszy zapałał czysta nienawiścią do wszystkich mutków. Podszedł szybkim i zdecydowanym krokiem do szeryfa, wręczył mu trofea i nic nie mówiąc wyciągnał tetetkę. Przeładował. Jeden nabój zostawił w dłoni. Kucnął przy zwlokach. Od razu uderzył go przeraźliwy smrod, ale wąż nic sobie z tego nie robił. Włożył nabój do dłoni matki i zacisnął ją. Cichy nic nie znaczący hołd. Po chwili namysłu zrobił to samo z dłonia niemowlaka. Ludzie nic nie odpowiedzieli. Szanowali go tutaj. Stevens rozejrzał się wokoło i zauważył Shinę wraz z najemnikiem. Chwile potem zwrócił uwage na potężnie zbudowanego mężczyznę podtrzymującego medyka. Chyba sanitariusz byl nabzdryngolony. Stevens w momencie zrozumiał o co chodzi. Wstał, wyprostował sie dumnie i podszedł do szeryfa wyciągając M1.
-Kiedy śrutobranie?
Szeryf sie uśmiechnał pod wąsem
-Uslyszysz synu...

I tutaj zaczyna się zabawa. Macie pełna swobodę.
Jeden post dziennie MINIMALNIE
odwdzięcze się tym samym.
Salvete i niech moc będzie z wami.

Sorry za literówki, ale spieszylem sie z przepisywaniem ;)
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Ravandil »

Martin

Pieprzona pustynia... Najgorsze miejsce na Ziemi, jakie można sobie wyobrazić. Mimo to była jego domem. Żył tu niemal 20 lat i wiedział o niej wszystko... A przynajmniej tak mu się wydawało. Można powiedzieć, że trafił z deszczu pod rynnę - z cuchnących bagien trafił na pustkowia. Ale odpowiadało mu to życie. Z dala od tych wszystkich kretynów, a zawsze była okazja, by coś zarobić. Tak było i tym razem.
Do miasta wszedł wysoki, na oko 45-letni mężczyzna. Tak naprawdę był 10 lat młodszy, ale to ta cholerna siwizna dodaje mu powagi... Powagi? Haha. W każdym razie facet był wysoki i dobrze zbudowany, choć na kulturystę nie wyglądał. Nieco zużyte ubranie i karabin M1 przewieszony przez ramię tłumaczyły skąd przyszedł. Bystre oczy szybko ogarnęły co się dzieje w mieście. Było cicho... Tak cicho, że usłyszałby pierdnięcie komara. Jedyne co się rzucało w oczy to grupka ludzi, najwyraźniej znalazła sobie jakąś atrakcję. Mężczyzna żwawym krokiem ruszył ku tej grupce. Pewnie by zapalił w tym momencie, gdyby tylko palił. I tak, jak sądził, miał w płucach tyle piachu, że można by z tego zrobić małą babkę.
Nazywał się Martin Stevens. Dla przyjaciół "Wąż"... Zaraz, jakich przyjaciół. Dla współpracowników, i to zaufanych. We współczesnym świecie nie ma przyjaciół. Ludzie skaczą jeden drugiemu do gardła. Pewnym krokiem wszedł do miasta ściskając w ręce kilka kłów wyszarpanych różnym bestiom. Niby miały być różne, ale kilka przeróbek a i tak się nikt nie pozna. W razie czego zmyśli się coś na poczekaniu.
Przedarł się przez grupkę ludzi. Widok nie był zbyt ciekawy. Zabite matka i dziecko... Mało tego, że zabite, to jeszcze zmasakrowane. -K***A- zaklął cicho i zwrócił się do szeryfa -Co tu się stało, do cholery?- szeryf milczał. Martin wziął należność za robotę, pochylił się i wsadził po jednym naboju w dłoń zabitych. Gówno znaczący gest, ale niech przynajmniej mają honor po śmierci. Wstał, wyprostował sie dumnie i podszedł do szeryfa wyciągając M1.
-Kiedy śrutobranie?
Szeryf sie uśmiechnał pod wąsem
-Uslyszysz synu...
Taa, dużo mu to daje. Na razie trzeba tu zrobić porządek. Szczęknął mechanizem Garanda i podniósł broń pionowo do góry. To zawsze robi wrażenie. -Dobra, przykro mi, ale koniec widowiska. No, chyba że chcecie iść na to bydlę w pierwszym szeregu- to powinno podziałać. -Rozejść się, tu nie ma nic do oglądania. Ja i szeryf się tym zajmiemy, a ci, którzy nie mają zamiaru pomóc to zmiatać stąd-
Cały Martin. Szorstki w obejściu, czasem wręcz nieco chamski. Niby zawsze uchodził za małomównego, ale to się zmieniło. Czasem po prostu trzeba wydrzeć ryja, by osiągnąć zamierzony efekt. Stevens spojrzał na ziemię. Widok był na tyle paskudny, że brzydził się nawet splunąć. Dzisiejszy dzień na pewno będzie pełny atrakcji...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Wilczy Głód »

Robin Carver

*No po prostu pięknie...* Robin rozmasowywał tył głowy. Przy tym uderzeniu nabił sobie wilekiego guza. Spojrzał gniewnie na Shinę i już miał powiedzieć coś o tych "babach za kierownicą," ale powstrzymał się. *Naprawdę niezła laska. Prowadzi słabo, ale tyłek ma niezły. Chociaż, trochę szkoda wozu...* pomyślał tylko zamiast wrzeszczeć. Otworzył drzwi samochodu i wygramolił się na zewnątrz, zabierając przy okazji swoje rzeczy. W sumie niewiele tego było - tyle, że mieściło się w kieszeniach munduru U.S. Army. No może oprócz kałacha przewieszonego przez prawe ramię, ale mniejsza z tym... Carver przejechał wzrokiem po zebranych mieszkańcach. Zatrzymał się chwilę przy kałuży krwi na środku zbiegowiska. Ale tylko na chwilę. Usłyszał głos:
-Wyglądacie na obeznanych w swym fachu... dam co chcecie... tylko pomóżcie dorwać tego skurwiela co to zrobił...
Uśmiechnął się lekko do siebie. Nieczęsto udawało mu się znaleźć robotę tak szybko. Spojrzał na Shinę. Odwrócił się do rozmówcy.
-Jeśli o mnie chodzi to mam tylko jedno pytanie: ile dajesz?
Wygądało na to, że koleś się zgodzi na każdą cenę jaką mu zaproponuje. Zapowiadało się dobrze. Ale nagle odezwał się ktoś inny. Stał na srodku. Właśnie skończył odstawiać cyrk z nabojami i zaczął "przemawiać." *Konkretny koleś, nie ma co...* Carver stał chwilę w miejscu. Czekał aż ludzie się rozejdą. *Zobaczymy kto tutaj ma jaja...*
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Deep
Chorąży
Chorąży
Posty: 3712
Rejestracja: niedziela, 10 września 2006, 10:31
Lokalizacja: Wro

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Deep »

Mike "Brzydal" Strange

Gladiator podszedł bliżej do kobiety. Spojrzał na posokę, na płaty mięsa po czym jak gdyby od niechcenia zarzucił sobie młot na ramię. Widział umierających ludzi codziennie. Czemu miałby się przejmować jakąś kobietą z dzieckiem? Dla niego nie było różnicy pomiędzy kobietą czy dzieckiem. I tych i tych widywał na arenach. Podszedł więc do medyka i szturchnął go czubkiem ciężkiego buta.
- Panie felczer. Robota czeka - Szturchnął go raz jeszcze, tym razem mocniej. Jednak i to nie skutkowało. Przyłożył mu lekko (przynajmniej w jego mniemaniu) w policzek po czym zwrócił się do kobiety:
- Żyjesz?
Nie czekając na reakcję rozejrzał się dookoła. Splunął w bok.
- Jest tu jakiś inny medyk? - ryknął. - Ten tutaj chyba nie nadaje się do pracy - dodał nieco ciszej. Jakoś nie mógł się po prostu odwrócić od tej kobiety i jakby nigdy nic pójść do baru. *Dlaczego?* - spytał zam siebie. Nachylił się jeszcze raz i dokładniej przyjrzał się leżącej kobiecie. Odłożył młot na bok.
- Kto idzie? - zapytał w końcu.
.
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Tevery Best »

George "Tevery" Best
Przytomność umysłu powoli wracała do skołatanej głowy "prawie - jak - Mesjasza - naszych - czasów". Tak go ktoś kiedyś określił. W zasadzie nie pamiętał już dlaczego. Zobaczył nad sobą wielkiego pakera. Wyglądał prawie jak mutant, ale Tevery szybko załapał, że to Hegemoniec. Rozpoznawał ich na kilometr. Odkąd ustrzelili Piotra, byli dla niego jak choinka w lipcu: wyróżniali się z tła.
- Panie felczer. Robota czeka.
Odburknął w odpowiedzi coś niezrozumiałego.
- Żyjesz?
Olbrzym z młotem kowalskim - bo George widział już także młot, a i rysy twarzy zebranych - wydarł się na zgromadzonych. W skacowanej głowie lekarza odbiło się to tysiąckrotnie głośniej, niż u pozostałych, a mimo to nie mógł rozróżnić słów. Słuch nie działał jeszcze tak, jak powinien. Kac jest o tyle dziwnym objawem, że przypomina efekt wybuchu granatu. Lekarza znali we wsi już względnie dobrze, także z powodu jego zamiłowania do zalewania się w trupa od czasu do czasu. Nie był to może alkoholizm, ale zrządzeniem losu zawsze, kiedy ktoś go potrzebował, leżał zalany pod stołem. On też znał już niektórych. Najlepiej, oczywiście, barmana Teda... A tego wysokiego Hegemońca nie znał. Przyjezdny, znaczy się.
Wstał i usiadł na schodach do baru. W zasadzie już był półtrzeźwy. Z naciskiem na "pół". Tak czy owak, usiadł na schodach i zaczął rozglądać się wokół. Najpierw spostrzegł leżącą z boku butelkę po whisky. Wziął ją w rękę i przyjrzał się jej. Była brudna, zakurzona i niehigieniczna w każdym calu. Jak każda wyrzucona butelka. Tą wyrzucili, bo odpadło denko... Rozwalił ją o poręcz schodów i schował twarz w dłoniach.
-To wszystko przez to moje cholerne pijaństwo... Ku*wa, mam już chyba cztery krzyżyki na karku, a jak nie, to za parę latek będę miał... I nadal nie mogę rzucić tego świństwa. Ku*wa...
Powoli wracała mu zdolność sensownego myślenia. Rozejrzał się po zgromadzonych. Dziwnie niewielu patrzyło na niego. To nawet dobrze, znaczy to, że nie wszyscy uznają to za jego winę. Wstał i podszedł do ciała.
-Dobra. Kto wie, kim ona była? Trzeba zawiadomić rodzinę, słyszycie? Sprawą odstrzelenia tyłków sprawcom zajmiecie się jutro... Jak już wytrzeźwieję. Och... Załatwcie im grabarza i sprawdźcie wyznanie, słyszycie? Musimy się dowiedzieć, czy chcieliby księdza na pogrzeb... Jeśli uda się wam znaleźć księdza. A teraz idźcie do domów... Nie ma tu nic, nad czym warto dłużej się zastanawiać. I co się gapicie? Jestem pijany, to prawda, ale nadal jestem, ku*wa, lekarzem! Widzę chyba, kiedy kogoś trzeba do folii pakować, nie?
Spojrzał znowu na zgromadzonych. Kilku z nich kombinowało coś z szeryfem, a ten duży też coś tam gadał. Jak dwa i dwa cztery, omawiają wypad. Przyjezdni... Z wyjątkiem jednego. Martin Stevens, łowca z pustyni. W zasadzie też przyjezdny... Ale on tu chociaż kiedyś był. Całkiem ciekawa ekipa, pomijając nudny motłoch z miasteczka. Laska rodem z rajdu Detroit - Moloch, stary wojskowy, Hegemoniec z młotkiem i pustynny wyga, zawodowo wygrzebujący rzeczy z piachu... Albo trzewi poprzednich właścicieli. A, i jeszcze on. Zalany w sztok felczer z zadupia. W końcu nie mógł pozwolić, żeby go to ominęło. Ktoś właśnie pomógł mu rzucić picie. Trzeba się odwdzięczyć.

Na szczęście amunicja kaliber 0.44 magnum osiąga ostatnio przyzwoitą cenę.
Ostatnio zmieniony sobota, 25 sierpnia 2007, 11:08 przez Tevery Best, łącznie zmieniany 1 raz.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Kawairashii »

Shina

Dziewczyna wygramoliła się poprzez bagażnik, inne drogi wyjścia były okupowane. Ledwo, co przecisnęła swe krągłości o mały włos nie wyskakując ze skafandra naga. Rozłożyła się na ziemi masując kolana i pierś, mocno grzmotnęła, zdjęła kask i pokręciła głową, ukazując wszystkim swe falujące włosy. Niektóre włosy miały taką zdolność, inne nie, jej włosy przepięknie powiewały przy lekkim podmuchu wiatru, z ust pociekła jej kropla krwi, wytarła ją palcem, obejrzała, po czym wyssała ją z paznokcia, wpatrując się na nieopodal stojącego mężczyznę z otwartymi ustami świdrujący oczyma jej gorset.
Wzruszyła brwiami przewracając oczyma, po czym wstała otrzepując z kurzu żółty kombinezon.
Popatrzyła czy dookoła nie ma tego wariata, co chciał się jej pod koła władować.
*niech no znajdę tego skur****na, zapłaci mi za wszystkie zniszczenia oraz oczywiście postawi obiad*
Odwróciła się do Dziadka i wtrąciła swoje trzy grosze.
-A ile masz?
Shina rusza jedynie, jeśli ten odpowiada na Jej pytanie.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Alucard »

Szeryf spojrzal na młoda dziewczynę i na wojskowego pełnym niepewności wzrokiem. Z jednej strony walczyli za pieniądze i nie pytali o szczegoly. Z drugiej, gdyby jednak ktoś dał im więcej...
"Mutanty nie myślą... mutanty nie negocjują"-Przemkneło mu przez głowe.
-Jutro. zostancie w barze a jutro wieczorem powiem wam co i za ile
Nie czekając zbyt długo oddalil się. Na odchodnym tylko rzucił do Stevensa
-Nie zapomij, że na śrutobraniu jestes zawsze mile widziany. Płacimy dużo.-odszedł.
starszy najemnik i Shina popatrzyli się po sobie i wymownie unieśli brwi. Krąży w ręku złoty pieniadz... trochę sprzętu by nie zaszkodziło. Udali sie do baru i tam postanowili przeczekać dobę. Jakieś żarło, jakieś picie, nocleg a rankiem konkrety. Usadowili się wygodnie i zamówili po kilka piw. O samochód sie nie martwili. Szeryf na pewno go odcholuje do jakiejś stajni. Nikt go nie podpieprzy. Zreszta tu i tak bardziej cenia konie. Chwile później wszedł fleczer. Usiadł przy ladzie i juz miał zamówić cos do picia, gdy nagle na widok piwa u kibiety i wojskowego pozieleniał na twarzy. Wybełkotał coś co brzmiało jak "Podaj Ted... byle bez procentów" i zająl się własnymi przemyśleniami. Był pochmurny... zapewne rozwarzał kto i dlaczego mógł popełnic taka zbrodnię. Mutki... jasne. Ta cała tępa zgraja konserwatywnych teksańców posądziłaby je o brak deszczu. Gówno prawda. Mutki by ja zabiły. Nie puściły by jej tak... przecież nie miała się jak bronić. Tevery nic z tego nie rozumiał i to go przerażało najbardziej. Potężny hegemoniec obserwował ta całą dziwna zgraję niepewnym okiem. Byli conajmniej dziwni. Poprawił ustawienie dłoni na rękojeści młota. Teraz czuł się pewniej. Popijał taniego "łiskacza" i zastanawiał się nad wydarzeniami dnia dzisiejszego. Jak można było tak zmasakrowac ciało niemowlaka. Gdyby to był wróg to brzydal by nawet i rozumiał napastnika... ale niemowlę? Po chwili do salonu wszedl Stevens. Rozejrzał się po wnętrzu... sporo sie zmieniło przez te 3 tygodnie. Usiadł i skorzystał ze swej znaczącej (no... bez przesady) pozycji rasowego zabójcy mutków-zamwił piwo które oczywiście dostał za darmo. Myśli kłębiły się w jego głowie. Śrutobranie... świetnie, zawsze jakis grosz wpadnie, ale Stevens nie był taki pewny co do winy mutków. Jak umarło niemowlę-rzecz jasna, ale matka? Nie było śladów kuli, ran ciętych i kłutych, zlamań... To sie kupy nie trzymało. Oczywiście powiedzial o ty szeryfowi, ale ten tylko ponowi zproszenie na pogoń. No nic. Trzeba będzie pogadac z fleczerem na ten temat i zbadac ciało jeszcze raz. Ale nie teraz... zaraz miał być pogrzeb i panne zakopią. Można by to zrobić w nocy, kiedy nikt by nie patrzył. CO jak co ale zakłucanie spokoju zmarłych w Teksasie nie było zbyt mądre.
Po pogrzebie, na który zreszta nie poszliście, karczma opustoszala. Zostaliście tylko w piatkę wraz z Tedem. Ciekawe. Banda odszczepieńców w tym spokojnym miasteczku. Niespokojne duchy na łonie az do bólu cichej mieściny. Pewnie wszyscy juz spali.
Wciaż dręczyła was (nie wiadomo czemu) ta sprawa. W sumie może żadne z was nie widziało tortur niemowlecia... moze to te krzyki matki... może...
Dosyc gdybania... wypadaloby cos ze soba zrobić...
albo z tym...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Ravandil »

Martin Stevens

Tłum powoli się rozchodzi, można powiedzieć, że Martin osiągnął swój cel. Rozejrzał się, byli jeszcze pijany medyk i ta dwójka z rozbitego wozu. *Diabli ich wiedzą... Oni prędzej sami się zabiją, niż zrobią to mutki... A ten brzydal jest bezpieczny. Mutki chyba też mają jakieś poczucie estetyki*. Złośliwe myśli trzymały się Stevensa, zdecydowanie
-Yhy- mruknął na wzmiankę szeryfa o śrutobraniu. Kasa zawsze się przyda... Co prawda jest gówno warta na pustyni, ale od czasu do czasu trzeba było uzupełnić zapasy. Martin westchął i siadł na kawałku drewna niedaleko rozbitego samochodu. Westchnął ciężko. Z maszyny jego uszu doszła muzyka z samochodowego radia. Pink Floyd... Słyszał to już kiedyś. Jeszcze wtedy, w Miami. Płyty z połowy XXw. były wtedy naprawdę bezcenne. Ale Sam je miał... Zresztą, on miał wszystko. Płyty z muzyką, sprzęt, kobiety, pieniądze... Zresztą Martin robił u niego jak miał 11 lat. Robota kieszonkowca i drobnego złodzieja była dziecinnie prosta, gdy rabowało się ludzi stojących po kolanach w błocie. To były czasy... Teraz zajmował się poważniejszymi rzeczami. A przynajmniej nie kradnie w tak ordynarny sposób. Melodyjny głos wokalisty wibrował mu w głowie. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć nazwiska. Nieważne, grunt, że to przypominało mu młode lata...
*Sraty-taty* pomyślał wstając *Młode lata... Może i wyglądam staro, ale 35 lat to chyba nie jest dużo...* Z tą pocieszającą myślą wszedł do baru. Oni już tam siedzieli. Znaczy, ci ludzie z tłumu. Spojrzał z ukosa na "medyka" sączącego swój napój. *Takiemu nigdy mało*. Zamówił piwo. Dostał za darmo, na co odpowiedział nieco wymuszonym uśmiechem. Zaczął powoli pić. Nie opuszczały go rozmyślania o tym, co widział. Sprawa śmierdziała na kilometr... Oczywiście nie dosłownie, choć w sumie dosłownie też. Nie było dobrze. Diabli wiedzą, co się tu stało. Ta zbrodnia była zbyt okrutna... zbyt przemyślana? Mutki nie zostawiły by nic, ewentualnie sporo strzępów mięsa. Trudno coś myśleć w tej sytuacji. Szeryf też się tym guzik przejmuje... Najchętniej jakby mógł to rzuciłby się na mutki z granatem w zębach. Porządny człowiek z niego, ale szuka pretekstu do bicia mutantów.
Knajpa opustoszała. Zostali tylko oni, banda przybyszów... Martin podsunął się do "medyka" (wciąż nie mógł przekonać się do tego określenia) i szepnął
-Słuchaj, to ważna sprawa... Ta sprawa jest brudna jak cholera... Dlatego trzeba na trzeźwo zbadać zwłoki... Nie patrz tak na mnie, do cholery. Jesteś w pewnym sensie lekarzem, więc zobacz, od czego umarła ofiara. Dzięki temu możemy wszyscy uniknąć pakowania się w niezłe gówno... Mam nadzieję, że się rozumiemy?
Cóż, nadzieja umiera zawsze ostatnia...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Wilczy Głód »

Robin Carver

Zmarszczył brwi. Nie tak chciał to załatwić. Wolał wiedzieć jak najszybciej co trzeba zrobić (chociaż tego się raczej łatwo domyślić) i ile za to dostanie. No, ale jak nie to nie. Zdarzało mu się już trafiać na wybrednych pracodawców, ale to były grube ryby, a nie szeryf w jakimś, pożal się Boże, mieście. Robin skierował się do baru. Piwo było takie jak wszystko w dzisiejszych czasach. Żal się człowiekowi robi, jak sobie przypomni co się kiedyś piło i jadło... No, ale dosyć tych wspominków. Było, minęło. Trzeba wrócić do teraźniejszości i skupić się na robocie. Rozpoznanie to cześć jego pracy. Wbrew pozorom najemnicy to nie tylko spluwy do wynajęcia. Fakt, w końcu zawsze dochodzi do strzelaniny, ale jest jeszcze kupa roboty przed pociągnięciem za spust. No i oczywiście, żaden zawodowiec nie weźmie roboty, która śmierdzi na kilometr... chyba, że się wyjątkowo opłaca. Tak więc, teraz wszystko zależy od ceny.
Dziadek nie był stąd. Nie wiedział jeszcze co żyje w tych okolicach. Mutanci? No jasne, są teraz prawie wszędzie. Dzikie zwierzęta? Pewnie... Ludzie? Poza miastem? Może tylko jacyś postrzeleńcy jak...
W tym momencie do baru wszedł koleś, który wcześniej przemawiał. Ten z karabinem. *No właśnie... tacy jak on.* Carver odwrócił się do baru i sącząc piwo mówił w połowie do siedzącej nieopodal Shiny, a w połowie do siebie. Teraz był czas skoncentrowania się na robocie... Ta kobieta średnio pomagała w koncentracji, ale trudno...
-Szykuje się zajęcie... oczywiście będzie trzeba się użerać z mutantami... jesteśmy przecież w Teksasie. To mogły być mutki, ale wcale nie musiały... Zwierzęta? Nie... ludzie z pustyni? - spojrzał ukradkiem na Stevensa - Może... - zamyślił się chwilę *Co cię to obchodzi Carver?! Masz tylko zrobić co ci każą i tyle!*
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Tevery Best »

George "Tevery" Best
W zasadzie w życiu wędrownego felczera zachodzi wiele ważnych wydarzeń. Niekiedy udaje mu się uratować kogoś, kto płaci ekstra, dużo częściej zmierzyć się z własną bezradnością w obliczu ran, które ktoś ważny odniósł z powodu własnej głupoty. Potem są oczywiście także konsekwencje... To zdarzenie pozwoliło mu rzucić picie. Bo święcie wierzył, że mu się uda, a w tej sprawie wiara to podstawa. Ale to tylko pomniejszy problem tego trupa. Zrzucanie winy na mutantów bez niezaprzeczalnych dowodów jest głupotą. A chwilowo poszlaki są przeciwko tej wersji.
Usiadł przy stoliku i bąknął, żeby Ted zarzucił mu coś bez procentów, najlepiej kacobójczego. Barman znał dobre środki na kaca. Tymczasem lekarz zajął się kombinowaniem, co tak naprawdę mogło się stać. Mutanty nie puściłyby tej kobiety... Chyba, żeby w ramach szczególnego bestialstwa urządzić sobie "polowanko", ale większość mutantów z różnorakich powodów tego nie robiła. Jedne uważały się za zbyt wysoko postawione, żeby dokonywać takich prymitywnych czynów, inne były na to za głupie, inne nie chciały ryzykować odkrycia swojej kryjówki... Były też te przyjazne ludziom, choć to bardzo mały odsetek. Poza tym ta kobieta nie miała chyba jakichś szczególnych ran... Chyba. Best był zbyt pijany, żeby to dostrzec. Pogrążony w rozmyślaniach medyk nawet nie zauważył, gdy przysunął się do niego Stevens.
-Słuchaj, to ważna sprawa... Ta sprawa jest brudna jak cholera... Dlatego trzeba na trzeźwo zbadać zwłoki...
Felczer spojrzał na Martina spode łba. Może odrobinę, w każdym razie nie dlatego, żeby się z tym nie zgadzał. Po prostu był zmęczony... Niewyobrażalnie zmęczony.
-Nie patrz tak na mnie, do cholery. Jesteś w pewnym sensie lekarzem, więc zobacz, od czego umarła ofiara. Dzięki temu możemy wszyscy uniknąć pakowania się w niezłe gówno... Mam nadzieję, że się rozumiemy?
George uśmiechnął się krzywo. Zaczął mówić cicho, na tyle cicho, żeby tylko Martin go słyszał. Było nie było, tutaj nie lubią krojenia trupów.
- W gruncie rzeczy tak. Masz rację. Zwłoki trzeba zbadać. Nie jestem pewien, ale ta kobieta chyba nie była ranna, prawda? Wybacz, ale ja widziałem cały rządek zwłok. Dziecko było zmasakrowane... Chyba. Tak mi się zdaje. Ale matka umarła w zasadzie bez przyczyny... To może być jakiś wirus. Tak czy owak, trzeba zbadać truchło. I matki, i dziecka. Nawet, jeśli się okaże, że to mutasy, to przynajmniej będziemy wiedzieć, jakie klamki mają na stanie. Możemy spróbować to zrobić przed pogrzebem w pełnym majestacie prawa, ale... Wątpię, żeby nam się to udało. Rodzina pewnie będzie przeciw, ale kto wie? Jeżeli krewni nas poszczują psami, to możemy z tym jeszcze do szeryfa, ale on też się raczej nie zgodzi... Chyba, że go przekonamy. Tak czy owak, wystarczy nam chyba zgoda tylko jednej strony, ale na pewno narobimy sobie wrogów, z tym cholernym kaznodzieją na czele. Albo... - rzucił znaczące spojrzenie na Teda - albo wiesz co, pomówimy o tym jutro, jak wytrzeźwieję... OK?
Deep
Chorąży
Chorąży
Posty: 3712
Rejestracja: niedziela, 10 września 2006, 10:31
Lokalizacja: Wro

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Deep »

Mike "Brzydal" Strange

Gladiator siedział niepewnie przy stoliku w opustoszałym już barze. Rozejrzał się podejrzliwie. Nigdy nie był pewny czy nie wezmą go za mutanta a przecież tutaj w Texasie tępią ich z zamiłowania. W sumie jeśli maja porządnych medyków to powinni rozpoznać człowieka, nie? Sprawdził czy nóż jest schowany tam gdzie powinien (czyli za paskiem) i czy młot leży w zasięgu ręki. Dopił whiskey. W zasadzie miała w sobie dużo procentów ale co z tego? Mike prawie nigdy sie nie potrafił upić. Chyba, że miał wielkiego doła i kupę forsy. Matka z dzieckiem. Oboje nie żyją. Ta myśl ostatecznie zaprzątnęła umysł Brzydala. Oparł się o oparcie krzesła, które niebezpiecznie skrzypnęło pod jego ciężarem. Założył ręce na głowę i jął wpatrywać się w sufit. Dziwne te mutanty. Te, które on spotykał zazwyczaj nie pozwalały uciec ze swoją zdobyczą i żeby ja odbić trzeba było całe stado wysiec w pień. Spojrzał na Stevensa. *Pewnie jest jakimś znajomym szeryfa* - pomyślał Mike, gdy dostał piwo za darmo. Spoglądał na niego obojętnym wzrokiem. Przypatrywał się rozmowie z felczerem. Pewnie nawet gdyby słyszał tę rozmowę nic by z niej nie wywnioskował ani pewnie nie zrozumiał. *Ach te "profesjonalne" gatki...*
Postanowił, że nie robi pierwszego kroku. Coś się działo a on nie specjalnie miał ochotę na pościgi za mutasami. Lepiej rozejrzeć się za jakąś areną. Zamówił kolejnego "łiskacza", najlepiej jak najtańszego...
.
Alucard
Bosman
Bosman
Posty: 2349
Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
Numer GG: 9149904
Lokalizacja: Wrzosowiska...

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Alucard »

Wasz spokojny, acz przepełniony setkami ponurych rozważań i mrocznych rozmów przerwal krzyk
-Otoczyć miasto, stanąc przybramach. Wszyscy wyjsć na zewnątrz
Początkowo myśleliście, że to napad mutków. Rozkazy byłyby sensowne, gdyby nie ostatni z nich... wyjść z domów. A czemu t miało slużyć? Czemu mieszkańcy mielibybyć aż tacy głupi.
Ku waszemu zdziwieniu Ted-barman zbladł i poslusznie yudał się ku wyjściu. Człowiek żyjący na pustyni chwycił go za kołnierz i spytał "o co chodzi".
-Red alert -wystękal barman-Nie slyszalem go od 20 lat.
Tevery byl równiez wystraszony
-Pstatni taki alarm miał miejsce podczas ataku gangersow. Wybili pół wioski. O co teraz biega nie ma pojęcia
Posłusznie wstaliście i udaliście się do wyjścia. Tuż za framuga stało przyczajonych pięciu uzbrojonych chłopa. Od razu wzięli na muszkę Brzydala, dziewczynę i wojskowego. Tevery odpowiedział
-Piłem z nimi. TO nie oni... cokolwiek się stało...
Opuścili broń. Rozsunęli się i mogliście zobaczyć co się stało. Mloda kobieta z dzieckiem zakopana została za zabudowaniami. Po co oględziny zwłok, skoro wszystko szło na mutki. Do jej pilnowania powołano 4 zbrojnych. Teraz wszyscy oni leżeli w kałużach krwi. Ich twarz wyrażała... zdziwienie. Usta mieli otwarte a wargi pocharatane. Nic nie wskazywało na jakikolwiek atak oprocz wypelnionych krwia ust i dziury z tylu pleców gdzieś na wysokości lędźwi. Szeryf spojrzał na was.
-Mutasy?-Spojrzał na teverego
Ten przypatrzyl się zwłokom. Dziura na plecach sprawiala wrażenie wylotowej. Tylko gdzie wlotowa? Spojrzał ze strachem na usta
-Nie-Odpowiedział medyk.
-ciałoa nie ma a ślady sa świeze. Ruszycie w nocy? Zaplace ile mam. Na Boga, dam wszystko w tej zasranej wiosce... byle ma rodzina i moi bliźnie spali w spokoju.-spojrzał na was błagalnie szeryf. Gdy spojrzeliście na piach waszym oczom ukazaly się malutkie wkłucia jak po setkach igiel w ziemi i szeroki pas po którym szurowalo cialo
-Błagam
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Deep
Chorąży
Chorąży
Posty: 3712
Rejestracja: niedziela, 10 września 2006, 10:31
Lokalizacja: Wro

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Deep »

Mike "Brzydal" Strange

Mike podszedł powoli do zwłok. Nachylił się nad nimi. Nie zamierzał udawać, że oględziny zwłok dadzą mu informacje o napastniku. Spojrzał tylko czy mięli przy sobie dłoń i dokąd wędrowały ślady. Splunął w bok i zatarł ręce. Jest szansa zebrać kupę kasy. Więcej niż dostałby na arenie. Podniósł młot. Przerzucił go lekko z lewej ręki do prawej.
- Ja w to wchodzę. - Rzekł tylko. Poprawił spodnie i buty. Rzucił szybkim wzrokiem na nóż i schował go tak, aby nie przeszkadzał mu w ruchach. Przy takich okazjach lepiej sprawdzał się młot. Brzydal był cały szczęśliwy - dawno nikogo jeszcze nie poturbował. Zdawał sobie sprawę, że zanim wyruszy minie sporo czasu ale chciał, aby widzieli iż jest gotowy w każdej chwili.
- Kto idzie ze mną? - zapytał. Popatrzył po zebranych. Nie widział w nich dużo osób gotowych do walki. Ta dziewczyna może się nadać. Ten facet, który gadał z "medykiem". Może jeszce ktoś. No i medyk też by się przydał. Ale chyba nie ten upity? *Zobaczymy co Bozia da...*
.
Tevery Best
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1271
Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
Numer GG: 10455731
Lokalizacja: Radzymin

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Tevery Best »

George "Tevery" Best
Trochę go przestraszył ten nagły alert. Normalnie mieszkańcy mieściny nie zwoływali się w środku nocy tylko po to, żeby wyjść na zewnątrz... a wzmianka o gangersach tylko bardziej przestraszyła medyka. Na szczęście okazało się, że nie będzie tak źle... Cztery trupy? Nic, Tevery widział ich w swojej karierze wiele, wiele więcej... Za to niepokojące były rany na ich ciałach. Jakby coś im wskoczyło do gardeł i rozerwało ich od wewnątrz... Blech, nie chciał, żeby to była prawda. Zwłaszcza, że to samo mogłoby przydarzyć się jemu. To by było... Bolesne. Może jakieś zmutowane szczury? Albo, nie daj Boże, Nocny Łowca?
- Ruszycie w nocy? Zapłacę ile mam. Na Boga, dam wszystko w tej zasranej wiosce... byle ma rodzina i moi bliźni spali w spokoju... - to był głos szeryfa. Wyglądało na to, że jest autentycznie przerażony... Dlatego właśnie Best nie dzielił się z ludźmi swymi przypuszczeniami. Żeby nie wzbudzać paniki. Medyk wstał znad trupów.
Wielki Hegemoniec stwierdził, że idzie. "Idź, mendo, idź! To coś cię rozszarpie zanim się połapiesz!" - pomyślał George, ale szybko się otrząsnął z tych myśli. - Ja pójdę z tobą. - powiedział. - Będziecie potrzebować jakiegoś felczera. A ja już prawie jestem trzeźwy. Pójdę tylko po moje bambetle do baru...
Akurat w torbie miał sole trzeźwiące. Zawsze pomagały mu na kaca... I inne nieprzyjemne efekty. Tak, to dobry wynalazek, choć liczy sobie już jakieś dwa wieki z górką... Chyba. Ale czy to ważne?
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Kawairashii »

Shina

Dziewczę schowało do kabury swojego Lugera i wyjęło śrutówkę, nie zastanawiając się wiele poszła za śladami. Gdy nikt nie patrzy ta oddala się od grupy. Nie ma, co czekać aż któryś z tych dzieci pustyni, zgarnie nagrodę, dowie się, co jest odpowiedzialne za ów masowy mord, po czym o ile kierując się etyką zawodową, uzna iż nie da mu rady, wróci się po resztę hałastry, po czym zgarnie łup przed nimi.
Jeśli ślady kończąc się nie pozostawiają po sobie ich twórcy Shina rezygnuje i czeka do nocy, na wytyczoną godzinę. Dalej niż poza granice miasta Shina nie wybiera się bez swojego baggy.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Wilczy Głód »

Robin Carver

-Zapłacę ile mam. Na Boga, dam wszystko w tej zasranej wiosce...
*No to jesteśmy w domu. Wygląda na to, że nieźle się tu obłowię...*pomyślał Robin. Patrzył przez chwilę na tworzącą się właśnie "drużynę." Koleś z młotem nie wyglądał na inteligenta... a medyk? No medyk to medyk - bez niego dzisiaj ani rusz.
-Szeryfie, mam dla pana dobrą wiadomość: zajmę się tym. Teraz pana kłopoty się skończyły.Carver moje nazwisko... - powiedział Dziadek. Może trochę przegiął, ale w końcu reklama dźwignią handlu, nie? Reputacja w jego fachu to ważna rzecz. Klient musi wiedzieć kto mu właśnie ocalił dupsko.
Ale zdecydowanie nie podobało mu się, że to coś rozwaliło czterech uzbrojonych ludzi. Carver jest w końcu jeden... Zwrócił się teraz do medyka i mięśniaka.
- Macie szczęście chłopcy - idę z wami.
Ale polowanie w środku nocy to może nie być wcale taki dobry pomysł...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Neuroshima] S.N.A.F.U.

Post autor: Ravandil »

Martin

Wieczór mijał bardzo leniwie. Co prawda coś paskudnego wisiało w powietrzu, ale w sumie nie było źle. Szkoda tylko, że medyk znowu był pijany i guzik wyszło z potajemnego badania zwłok. *Może i dobrze... Kto wie o co ci ludzie by nas posądzili* przemknęło mu przez głowę i nieco ta myśl go zniesmaczyła

-K****- Martin zaklął cicho na wieść o alarmie -Co się tu do cholery dzieje?- Martin szybko wstał i wziął do rąk Garanda. Szczęknął mechanizm magazynka. Karabin był gotowy do strzału. Nie przejął się tymi facetami przy drzwiach, zresztą medyk coś im nagadał. Gorzej było na zewnątrz. Pal sześć, że matka z dzieckiem zostali zakopani. Ale tam leżało kilka kolejny ciach -Super, jeszcze więcej trupów- wyszeptał niby to do siebie Stevens i spojrzał na szeryfa. Był cały rostrzęsiony, już dawno go nie widział w takim stanie. Szybkie oględziny dokonane przez medyka wykazały, że to nie mutanty są winne tej masakrze *Taaa, ale na ile można wierzyć pijanemu medykowi?* Szeryf był zdesperowany. A to była okazja do zarobku. Zresztą kilka osób już się zgłosiło... Ten osiłek, prawie-emeryt, kobitka i medyk. Drużyna marzeń... *A ten koleś z młotem to wręcz urodzony przywódca* westchnął w myślach Martin. Szykuje się dużo pracy.

Martin ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. "Szeryfie, mam dla pana dobrą wiadomość: zajmę się tym. Teraz pana kłopoty się skończyły.Carver moje nazwisko..." *Chyba się za dużo filmów naoglądał... Jak nie będzie uważał to zginie dwa kroki za miastem.*. W myślach wyobraził sobie Carvera z wielką giwerą zabijającego całe grupy bandytów. Ciekawe. Może i było to złośliwe, ale jako myśliwy wiedział, że pokonanie byle przerośniętego jaszczura wymaga dużo sprytu i umiejętności. A to... COŚ rozwaliło czterech uzbrojonych facetów. Martin długo się nie namyślał.
-Wchodzę w to, szeryfie... Zresztą wiesz, że na mnie można liczyć... Ale też wiesz, czego mi potrzeba. Muszę mieć sporo naboi do pistoletu i karabinu. No i trochę bandaży... Szykuje się większe polowanie, chociaż jeszcze nie wiemy na co...-
Spojrzał na zebranych.
-Proponuję zacząć robotę z rana... No chyba że ktoś ma dar widzenia w ciemności... W nocy szanse na przeżycie są takie same jak na znalezienie igły w stogu siana. Zresztą, niektórzy potrzebują trochę odświeżenia- spojrzał z ukosa na medyka. Odszedł parę kroków i szepnął do szeryfa -Potrzebuję też miejsca do spania... Mam nadzieję, że da się coś zrobić?-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany