Jeden z pierwszych zgonów jakie zaliczyłem miał miejsce w Warhammerze opartym na scenariuszu do Zewa. Nasza drużyna wybrała się na przyjęcie organizowane przez plugawych kultystów, będące w rzeczywistości przykrywką dla rytuału daleko przekraczającego granice normalności. Mistrzyni ceremonni, przebrana za wykwintną damę uwiodła moją postać i w transowym tańcu obdarowała ją przklętym pocałunkiem, od którego bohater zaczął się gwałtownie rozszerzać, unosząc w powietrzu, niczym balon. Reszta drużyny ocknęła się i rozgoniła akolitów, jednak nie było sposobu, na przywrócenie mi normalnej formy. Przeszło godzinę debatowaliśmy poza sesją nad sposobem szybkiego odczarowania i postanowiliśmy sprawdzić, jak zadziała przebicie bohatera mieczem (o ile pamiętam wniosek był taki, że absurd może zwalczyć absurd). Po fakcie, towarzysze dostali po 3 punkty obłędu za malownicze rozniesienie mnie po całym pomieszczeniu.
W CP2020 byłem świadkiem ciekawej śmierci gliniarza, uważającego się za speca od wszystkiego. Kumpel miał całkiem silną i przygotowana niemalże na wszystko postać, jednak odgrywaniem zbyt często wchodził w paradę MG. W końcu zakradając się do pewnego kompleksu fabryk gliniarz nie zwrócił uwagi na to, że ogrodzenie jest pod napięciem. Chwycił siatkę by się po niej wspiąć i... MG zafundował drużynie około minutowy opis będący esencją gore - eksplodujące oczy, iskry strzelające z dłoni, agonalny wrzask połączony z szaleńczym miotaniem się płonącego ciała, itp. a wszystko zakończone spopieleniem.
Innym razem, także w CP wpadliśmy na trop agencji rozporwadzającej na czarnym rynku wyjątkowo skuteczny anabolik, znacznie podnoszący siłę i odporność na ból, mający jednak w efektach ubocznych wyjątkowo realistyczne i potworne halucynacje. Aby zdemaskować dilerów, postać jednego z graczy zdecydowała się zakupić towar. Jakoś tak się złożyło, że bohater musiał przyjąć dawkę w towarzystwie sprzedawców a gdy wyszedł na spotkanie drużynie dopadły go rezultaty brania pigułek. Miał wizję, w której zdał sobie sprawę, iż większość ludzi jest w rzeczywistości dobrze zamaskowanymi kosmitami i aby takowych ujawnić, trzeba rozerwać ludzki biokostium. Jeszcze tego samego wieczora zamordował kumpla z drużyny odrywając mu wszystkie kończyny, a następnie ruszył na miasto ratować świat przed inwazją. W specjalnym wydaniu wiadomości dowiedzieliśmy się, że nim i kilkoma innymi naćpanymi pechowcami zajeli się policyjni snajperzy.
I na koniec może niekoniecznie wygrzewowa, ale z pewnością malownicza śmierć. Mistrzowałem jednostrzałową sesję Neuro graczom, którzy zdecydowali się działać na froncie. Wszyscy byli żołnierzami, zaś ich misja polegała na dokładnym rozpoznaniu terenu, gdzie przypadkowo Moloch urządził sobie poligon do testowania nowych prototypów maszyn. Przyznam, że chłopcy nieźle sobie radzili i wykazali się dobrym zmysłem taktycznym, jednak na koniec przyszło im walczyć z mini fotrecą (przypominającą pajęczego mecha z Ghost In The Shell), której siła rażenia i ciągły ostrzał czyniły niezwykle śmiercionośną. Heroicznie zadecydowali, że muszą powstrzymać to cholerstwo zanim zostanie użyte w bitwie. Dwóch odwróciło uwagę maszyny, która skupiła ogień na śmiałkach. Ścieło ich po pierwszej serii, ale za to dali trzeciemu chwilę by ostatnim granatem cisnął między pancerz bestii. Trafił, a jako, że wróg miał w swych wnętrznościach mały reaktor atomowy, eskplozja uczyniła rdzeń niestabilnym i wkrótce temeratura w okolicy wzrosła o kilkaset stopni. Umierającym bohaterom dane było triumfalnie odejść w blasku chwały, zaś wybuch można było podziwiać z daleka i jeszcze wiele miesięcy później mówiono o tajemniczej eksplozji i patrolu, który udał się w owe tereny.
Malownicze zgony...
-
- Pomywacz
- Posty: 38
- Rejestracja: środa, 1 sierpnia 2007, 10:30
- Numer GG: 0
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 6
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 16:53
- Numer GG: 0
Re: Malownicze zgony...
Grałem postacią złą do szpiku kości.Reszta drużyny była nie lepsza.Miałem absurdalnie wysoki poziom doświadczenia[dziś dokładnie nie pamiętam ale koło 25-30].Na zlecenie jednej damy mieli my zdobyć artefakt zwiększający moc magiczną w ogromny sposób.W ruinach przeszli my przez piekło by to zdobyć.Po powrocie okazało się ze nasza klientka nie jest człowiekiem a WYJĄTKOWO mocnym nieumarłym.Do tego wymyśliła sobie ze zamiast płacisz nam może nas zabić.Choć nasze postacie były napakowanymi jednoosobowymi armiami to po dwóch starciach stało się jaśne ze nie mamy szans.Zdaje się ze MG chciał by oddali my towar i uciekli.Do dziś nie wiem co mi odbiło tego dnia,zdaje się ze przemówiła karma.Użyłem najsilniejszego czaru z zaznaczeniem ze poświęcam życie by maksymalnie zwiększyć siłę rażenia[miałem taką umieiętnośc] i do tego użyłem artefaktu.Eksplozja pochłoneła całe miasto,reszta drużyny i nas przeciwnik umarli na mieiscu.O dziwo reszta graczy nie była wściekła o swoje postacie ani MG o to ze przerwałem kampanie w połowie.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: Malownicze zgony...
Malownicze śmierci... No tak Kumpel gonił raz (Dzikie Pola) Szweda, konno. No i już prawie go dogania, łapie szable oburącz, wznosi ją do ciosu, uderza!
Trafia w łeb własnego konia, i to krytycznie, rozłupując czaszke na pół.
Ostatnio zaś prowadziłem sesję L5K, dwóch graczy (niezbyt doświadczonych) nocą idzie w kierunku podpalacza. Ronin siedział na koniu i strzelał strzałami zapalającymi w wioskę, w której siedzieli, no więc oni szybko biegną w jego kierunku... Nie pomyśliawszy że w nocy dwie sylwetki na tle płonącej wioski będą dość dobrze widoczne. Jaki efekt? Strzelam w losowo wybranego kumpla, trafiam, rzucam na obrażenia... Które stwierdzają że dostał o chyba 15 ran więcej niż wynosił próg śmierci Bywa i tak... Ale pozwoliłem mu przeżyć, tracąc oko. Był łucznikiem
Trafia w łeb własnego konia, i to krytycznie, rozłupując czaszke na pół.
Ostatnio zaś prowadziłem sesję L5K, dwóch graczy (niezbyt doświadczonych) nocą idzie w kierunku podpalacza. Ronin siedział na koniu i strzelał strzałami zapalającymi w wioskę, w której siedzieli, no więc oni szybko biegną w jego kierunku... Nie pomyśliawszy że w nocy dwie sylwetki na tle płonącej wioski będą dość dobrze widoczne. Jaki efekt? Strzelam w losowo wybranego kumpla, trafiam, rzucam na obrażenia... Które stwierdzają że dostał o chyba 15 ran więcej niż wynosił próg śmierci Bywa i tak... Ale pozwoliłem mu przeżyć, tracąc oko. Był łucznikiem
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Malownicze zgony...
Na moich sesjach, zgon zdarzył się tylko raz...
Otóż, zaprosiłem nowego gracza, będącego moim przyjacielem. Został kapłanem (w drużynie takowego nie było), więc dość ważną postacią w drużynie. Niestety, drugi gracz (grający mniej znaczącym paladynem) nie lubił tego pierwszego (dawne dzieje "spoza sesji").
Gdy zostali zaatakowani przez grupę gnolli, ten drugi, oczywiście zaatakował pierwszego, na co się nie zgodziłem, żeby świeży kapłan się nie obraził. W następnej turze paladyn popełnił samobójstwo, mając nadzieję że coś mu to da.
Dało mu jedynie tyle, ze więcej z nim nie gram.
Może nie zgon, ale na pewno malownizca jest czysta głupota owego gracza.
Otóż, zaprosiłem nowego gracza, będącego moim przyjacielem. Został kapłanem (w drużynie takowego nie było), więc dość ważną postacią w drużynie. Niestety, drugi gracz (grający mniej znaczącym paladynem) nie lubił tego pierwszego (dawne dzieje "spoza sesji").
Gdy zostali zaatakowani przez grupę gnolli, ten drugi, oczywiście zaatakował pierwszego, na co się nie zgodziłem, żeby świeży kapłan się nie obraził. W następnej turze paladyn popełnił samobójstwo, mając nadzieję że coś mu to da.
Dało mu jedynie tyle, ze więcej z nim nie gram.
Może nie zgon, ale na pewno malownizca jest czysta głupota owego gracza.
A d'yaebl aep arse!
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 8
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 18:35
- Numer GG: 7667046
Re: Malownicze zgony...
Na jednej z moich pierwszych sesji (ja MG).
Wszystko szło zgodnie z moim "uknutym" planem. Gracze wczuli się w rolę, wszystko było można powiedzieć "zapięte na ostatni guzik", nawet mnie się fajnie prowadziło ale i tak wolę grać . W każdym razie... drużyna była dwuosobowa (teraz jest 5ięcio). Paladyn - Człowiek, Elf - złodziej. "Przed śmiercią" paladyn udał się na arenę zarobić trochę grosza, przeżył ledwo. O jego wyglądzie można było powiedzieć "szpetny jak noc". Nikt w mieście nie chciał z nim rozmawiać, omijano go szerokim łukiem. W pewnym momencie, moje sumienie postanowiło dać mu szansę "odkupić" się. Napad na miasto... ok. 30 goblinów (małe miasteczko). 30 goblinów vs 15 ludzi z miasta (w tym moi gracze). Wszystko szło pomyślnie, paladyn stał się "liderem" i poprowadził bitwę. Podczas gdy zostało już tylko 5 pierzchnących goblinów, okazało się że Paladyn musi już iść. Nie było sensu grać z jednym graczem, więc postanowiłem ich uśmiercić. Śmierć elfa:
Elf: Podnoszę ręcę w górę w geście zwycięstwa.
Odsłonił się, dostał zatrutą strzałą w okolicach serca, zgon po kilku minutach.
Paladyn, strasznie zmachał się swoją umiejętnością "obrotowym cięciem". Cały czas jej używał, no i niestety... musiałem to jakoś skończyć i... broń wypadła mu z rąk, on sam pozostał bezbronny. Uciekający orkowie zdążyli przeszyć go strzałami.
IMO, śmierć może nie malownicza, ale wyjątkowo ta sesja strasznie mi się podobała, i myślę że "należy" upamiętnić śmierć swoich graczy ^^
Wszystko szło zgodnie z moim "uknutym" planem. Gracze wczuli się w rolę, wszystko było można powiedzieć "zapięte na ostatni guzik", nawet mnie się fajnie prowadziło ale i tak wolę grać . W każdym razie... drużyna była dwuosobowa (teraz jest 5ięcio). Paladyn - Człowiek, Elf - złodziej. "Przed śmiercią" paladyn udał się na arenę zarobić trochę grosza, przeżył ledwo. O jego wyglądzie można było powiedzieć "szpetny jak noc". Nikt w mieście nie chciał z nim rozmawiać, omijano go szerokim łukiem. W pewnym momencie, moje sumienie postanowiło dać mu szansę "odkupić" się. Napad na miasto... ok. 30 goblinów (małe miasteczko). 30 goblinów vs 15 ludzi z miasta (w tym moi gracze). Wszystko szło pomyślnie, paladyn stał się "liderem" i poprowadził bitwę. Podczas gdy zostało już tylko 5 pierzchnących goblinów, okazało się że Paladyn musi już iść. Nie było sensu grać z jednym graczem, więc postanowiłem ich uśmiercić. Śmierć elfa:
Elf: Podnoszę ręcę w górę w geście zwycięstwa.
Odsłonił się, dostał zatrutą strzałą w okolicach serca, zgon po kilku minutach.
Paladyn, strasznie zmachał się swoją umiejętnością "obrotowym cięciem". Cały czas jej używał, no i niestety... musiałem to jakoś skończyć i... broń wypadła mu z rąk, on sam pozostał bezbronny. Uciekający orkowie zdążyli przeszyć go strzałami.
IMO, śmierć może nie malownicza, ale wyjątkowo ta sesja strasznie mi się podobała, i myślę że "należy" upamiętnić śmierć swoich graczy ^^