[Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

*No to jestem* - pomyślał Conn. Okolica wcale nie taka tragiczna, jak można by oczekiwać po byłej nauczycielce, czy tam opiekunce, czy tam czymkolwiek była. Te stare domy, mają swój urok. Mężczyzna był pewien, że lekko rozpadająca się już kamienica, w Umbrze płonie jasnym i silnym duchem. Już dawno zauważył, że stare domy, te których każda piędź była w jakiś sposób hołubiona przez mieszkańców, nieważne czy nienawidzili czy kochali, żyły jeszcze długo po rozbiórce. Nie to co te nowoczesne biurowce, nawet jak to to będzie 20 lat stało, to ciężko będzie odnaleźć jego odbicie w duchowym świecie. Jak na Manhattan okolica była całkiem spokojna, taka mała enklawa w środku miasta. *Pewnie czynsze w tej kamienicy są dwa razy wyższe, niż w normalnym domu na obrzeżach. Ludzie są głupcami.* Mimo pozornego spokoju, średnio się Connowi tutaj podobało. Już nie raz, jego instynkt potrafił go ustrzec przed pułapkami. I tym razem, czując spojrzenia niewidzialnych oczu na sobie, wilkołak węszył niebezpieczeństwo. Nie wiedział, czy wwiercające się w niego oczy, patrzyły życzliwie, ciekawie a może nienawistnie. To było mimo wszystko mniej interesujące niż to, że nie było powodu do takiej obserwacji. Wyjaśnienia są dwa. Albo ktoś się spodziewał wizyty i każda nowa twarz na osiedlu jest podejrzana, albo ktoś czekał konkretnie na niego, na garou dokładniej rzecz mówiąc. Z dwojga złego, lepiej jakby go wzięli za człowieka. Jaką rolę wtedy najlepiej przybrać? Chyba najlepiej będzie zagrać prywatnego detektywa. Skoro moja obecność tutaj i tak nie będzie niezauważona, to może taki mały blef zmyli przeciwnika?

Podjąwszy tę decyzję Conn, skierował swe kroki wpierw do pobliskiego sklepu. Jakby było lato czy coś, to kupiłby kwiaty, lecz w takim wypadku chyba wystarczą jakieś ciasteczka, może z wiórkami kokosowymi albo z nadzieniem pomarańczowym. Po chwili namysłu postanowił też kupić małą flaszeczkę jakiejś whiskey. Nigdy nie wiadomo, czy stara nie jest alkoholiczką, a wtedy może będzie potrzebny dodatkowy argument. Conn skrzywił się na samą myśl o tym - *Czasem ludzie są tacy słabi ...*

W sklepie mężczyzna postanowił zaopatrzyć się też w zapas czekolady dla watahy. *Lena, odkąd jesteśmy w mieście, miewa humory. Trzeba jakoś ją ułagodzić, zanim zacznie rzucać telefonami komórkowymi o ściany. Niby tak nie lubi techniki, niby na nią warczy i uważa za zło, a jak zobaczy czekoladę, bądź co bądź z fabryki, to jej ślina na podłogę cieknie. A właśnie podłoga. Kupię drugą, to dam Ninie, może przestanie się dąsać za to małe, wczorajsze faux pas. W zasadzie jak się zastanowić to kupię każdemu po tabliczce, bo jeszcze zaczną sobie wyrywać. Czasem zachowują się jak dzieci, jak dzieci. O to jest myśl. I paczkę cukierków dla dzieciarni, rzucę gdzieś w kąt, to się ode mnie odczepią a i tak będę "kochanym wujkiem".* Ostatnia myśl szczególnie radowała mężczyznę. Może trzeba będzie dzieciakom poopowiadać coś? Jakąś bajkę albo opowieść? I przyjdą poprosić o nią wtedy "dobrego wujcia" a nie Lenę ... Tak, Connowi się cały ten pomysł coraz bardziej podobał.

Po zaopatrzeniu się w pobliskim sklepie w niezbędne materiały, wilkołak ruszył odwiedzić byłą dyrektorkę Melanie Dayne. Postanowił się wpierw przedstawić jako prywatny detektyw. W końcu jakiś były wychowanej jej placówki mógłby na przykład szukać swych korzeni. Albo rodzice, po latach, chcą odszukać dziecko które porzucili. O to dobra śpiewka, rodzice pragnący odkręcić popełniony błąd. Gdy Conn wchodził na starą klatkę schodową, wilk w jego wnętrzu zawarczał niespokojnie. Mężczyzna pragnął, aby zimny dreszcz jaki przebiegł mu chwile wcześniej po plecach był spowodowany jedynie pogodą.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

Gdy rozbrzmiał dzwonek telefonu zgodnie z przewidywaniami zirytowana Lena udała się w stronę łazienki. Trzymała się z daleka od tych irytujących odgłosów, które przyprawiały ją o ból głowy i psuły nastrój. Z zadowoleniem jednakże przywitała wiadomość, że wstępnie zaakceptowano ich zgłoszenia. Poprawiło to Lenie humor na tyle, że przez czas potrzebny na powtórzenie wszystkiego, podzielenie grupy i dotarcie na miejsca nie wyraziła żadnej niepochlebnej uwagi na żaden temat.
Gdy zjawili się przed siedzibą organizacji dziewczyna rozejrzała się tam z zaciekawieniem. Rzuciła okiem to w jedna, to w druga stronę, chcąc się rozeznać co się dzieje i jak się sprawy mają. Wszak jeśli okaże się, że przyjdzie im tu walczyć, to dobrze by było wiedzieć w jakich warunkach. Gdy przez jej watahę przepchnął się jakiś młodzieniec rozpychając się niczym hipopotam w bajorze warknęła pod nosem kilka niezbyt przyjemnie brzmiących epitetów pod jego adresem. Ruszyła znów naprzód. Pojawienie się w drzwiach tej kobiety trochę wytrąciło ją z równowagi. Była chociaż zadowolona, że przyjdzie im rozmawiać z kobietą, a nie jakimś nadętym facetem, z którym nie idzie znaleźć wspólnego języka.
Chwilkę trwało nim zaskoczona Lena przypomniała sobie słowa swojej mentorki. Cóż… Człowiek to nie wilk. Ludzie mieli pełno dziwnych rytuałów, które odprawiali zawsze, gdy dochodziło do pierwszego spotkania, i które nazywali uprzejmością. Lena dawno zauważyła, że ludzie po prostu nie potrafią się przyznać do tego, że są tak bardzo podobni do zwierząt. Jej obserwacje pozwoliły jej dojść do wniosku, że w tej materii ludzie niewiele różnią się od zwierząt. To co nazywali uprzejmym powitaniem było swego rodzaju formą upewnienia się co do prawdziwych intencji spotkanej osoby. Często były dla niej śmieszne, innym razem dziwne, ale skoro skuteczne…
Uśmiechnęła się pokazując zęby. Wyszło to nieco sztucznie, bo Wsłuchująca Się W Wiatr nie zwykła do tej pory symulować swoich emocji. U ludzi była to jednakże oznaka życzliwości, należało więc chociaż spróbować się tą życzliwością wykazać… Chociaż czemu ona się dziwi? Przy tak tępych zębach roślinożerców… A, szkoda gadać…
- Dzień dobry. Nazywam się Lena Horne – przedstawiając się podała kobiecie dłoń.
- Bardzo się cieszę, że wstępnie zaakceptowano nasze zgłoszenia. Z przyjemnością porozmawiamy teraz na temat szczegółów dalszej współpracy – powiedziała oficjalnie i szczerze, patrząc wprost na swoją rozmówczynię. Tutaj nie było potrzeby kłamać, bo o ile teraz wszystko pójdzie dobrze, to później będzie zdecydowanie łatwiej. Skoro ta tylko wskazała wnętrze budynku Lena obróciła się w jego stronę i ruszyła przodem. Zachowała przy tym czujność. Była przecież wilkiem alfą wkraczającym na nowy teren. Była odpowiedzialna za bezpieczeństwo swojej watahy musiała więc zachować ostrożność. Jej kroki były pewne choć stąpała lekko i mimo ciężkich, wojskowych butów starała się nie hałasować. Starała się zwrócić uwagę na jak najwięcej szczegółów otoczenia oraz osób, które potencjalnie minęła po drodze, żałując przy tym, że w ludzkiej postaci ma tak żałośnie słaby węch. Stanęła w końcu dając tym samym znać wataże, że droga jest bezpieczna. W każdym razie na tym odcinku… Ponieważ nie znała budynku i nie wiedziała dokąd ma się skierować do wspomnianego biura poczekała, aż rzeczona Jane Waist zaprowadzi jej wesołą gromadkę w odpowiednie miejsce. Teraz trzeba było wykazać się cierpliwością. Zadanie było ważne i młoda Furia chciała je wykonać jak najlepiej. Przy okazji za żadne skarby nie chciała powielać błędnego według jej oceny sposoby myślenia Conna. Miała nadzieję, że Nina i jej obycie z ludźmi tu i teraz się przydadzą.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

Wiadomość o przyjęciu Dżet skwitował uśmiechem. Pierwszy pozytyw. Kolejnym uśmiechem skwitował pogodę na zewnątrz tak inną od tej, do której przywykł za szczeniaka. Uwielbiał zimę od kiedy ją poznał. Taka „miłość od pierwszego wejrzenia”. Obserwował parę, która ulatniała się z ust towarzyszy i zdradzała tempo ich oddechu. Wpatrywał się w milczące twarze i zastanawiał się jakim torem pędzą ich myśli. Czuł, jak śnieg rozbija się na jego twarzy, rozpuszcza, ścieka po policzkach i skapuje gdzieś za kołnierz, łaskocząc.
I tak całą drogę.
na miejscu dobry humor naruszył mu jakiś gość... cóż, nie do każdego można wymagać dobrego wychowania. Szczególnie w takiej dzielnicy.
Dłoń powędrowała do portfela. Głęboko schowany dalej tam siedział. banknoty w środku zaszeleściły. Dżet odetchnął.
W milczeniu skinął głowa na powitanie, jakim uraczyła ich kobieta z LTS. Pozostawił mówienie alfie. Teraz przerywanie jej mogłoby się skończyć tragicznie, ale też nie było po co. Mówią pewniej i dokładniej, miała lepsza wymowę, a Dżetowi zdarzało się bełkotać.
W milczeniu tez udał się za alfa do środka. Na razie po prostu słuchał i patrzył. Na mówienie przyjdzie czas... później.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Ninerl »

Nina "Ninerl"
Wiadomośco przyjęciu jej nie zdziwiła, a raczej tempo z jakim odpowiedzieli. "Ciekawe, czemu tak szybko" pomyślała "Czyżby było naprawdę ochotników?". Oczywiście, podała fałszywe nazwiska- ostrożności nigdy nie za wiele.
Bez trudu przekonała Kaśkę, by ta pożyczyła jej farbę. Białe włosy bardzo dobrze przyjęły barwnik- miały teraz płowy kolor. Była ciekawa, co na to Chodzący-po-Lodzie. Pouczyła go jak ma włożyć szkła- wybrała brązowe, bo łatwiej powinny zamaskowac barwę oczu niż niebieskie.
- Szkła kontaktowe... to takie małe jakby połówki hmm, no nie wiem kuli? Zrobione z miękkiego materiału, trochę jakby plastik. Nakłada się na źrenicę- podsunęła Lenie pod nos jedno. - Normalnie są przezroczyste, ale to jest brązowe. Zaraz zobaczysz jak się je wkłada. Po włożeniu są niewidoczne, chyba, że ktoś wie na co ma patrzeć. Służą do tego samego, co okulary i są wygodniejsze. Wielu ludzi je nosi.-wyjaśniła.
Kiedy Chodzący-po-Lodzie uporał się wreszcie z wkładaniem szkieł kontaktowych i kiedy Ninerl stwierdziła, że wyschły mu włosy, wyjęła podkłady, pudry i korektory. Udało się bladej skórze nadać trochę koloru i wyglądało to całkiem naturalnie. Pomalowała jego twarz, szyję i dłonie. Wyglądał teraz jak blady, brązowooki i jasnowłosy człowiek.
- No i proszę. Może nadal się wyróżnia, ale zdecydowanie mniej- powiedziała, zadowolona z siebie.
Szybko przebrała się w odpowiednie ciuchy- miała w końcu wyglądać, tak by łatwo było jej zaufać.
Wreszcie dotarli na miejsce. Jakiś człowiek potrącił dziewczynę, a ta "niechcący" przyłożyła mu łokciem. "Kretyn" pomyślała, parskając w duchu.
Chwilę później w drzwiach pojawiła się młoda kobieta. "Czas na drobną manipulację" zachichotał nieco złośliwie głos w głowie Ninerl. Uśmiechnęła się do siebie, rozpoznając draederen.
"Tak" odpowiedziała. "Może uda się ją do czegoś wykorzystać" pomyślała Ninerl-draederen na widok kobiety. Szybko rozważyła
rozmaite możliwości. Zadowolona, przystąpiła do odgrywania teatrzyku.
- Witaj. Miło cię poznać- uśmiechnęła się ciepło do Jane. - Jestem Nina Roschnowsky.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

Po dokonaniu zakupów, Conn pożegnał się ze sprzedawcą i ruszył w stronę kamienicy. Śnieg sypał jak oszalały: wilkołak nie mógł dostrzec śladów swoich własnych butów, mimo że w sklepie spędził raptem pięć minut. Wziął głębszy oddech, posyłając w górę kłąb pary. Rozejrzał się wokół siebie; dziwne uczucie - niepokoju? - narastało w nim z każdym krokiem przybliżającym go do budynku, w którym mieszkała Melanie.

* * *

Wataha, w odpowiedzi na zaproszenie uśmiechniętej kobiety, wkroczyła do środka. Cała czwórka zachowała czujność, jednak w duchu każdy z nich cieszył się, że przynajmniej na kilka chwil zazna ciepła pokojowej temperatury; uporczywy mróz przeszkadzał nawet takiemu sympatykowi białego puchu, jak Dżet.
Jane Waist uprzejmie ścisnęła dłoń Lenie, Ninie i Dżetowi, wciąż epatując przyjemnym uśmiechem. Chodzący-Po-Lodzie tylko skinął jej głową, nie podając ręki z obawy, by nałożony na skórę podkład nie pozostawił śladów na dłoniach kobiety. Co prawda Waist zdawała się nie przywiązywać dużej wagi do wyglądu zewnętrznego: jej ubiór był nijaki, na twarzy nie nosiła ani grama makijażu, a towarzyszył jej zapach rumiankowego mydła; jednak metys postanowił nie kusić losu. Poza tym nie trzeba było dodawać, że czuł się conajmniej dziwnie, chodząc wymalowany jak gejsza.

* * *

Młody Fianna kroczył ostrożnie w stronę budynku, ściskając pod pachą torbę z zakupami. Okolica zdawała się być tak samo senna jak przed kwadransem, kiedy zawitał tu po raz pierwszy. Jedyną różnicą był z wolna zamazujący się czarny placek na białej tafli chodnika, ślad po niedawno zaparkowanym samochodzie.
Conn podszedł do ciężkich drewnianych drzwi. Spojrzał na rozpiskę przy domofonie.

Melanie Dayne, nr 7, III piętro.

Toporne drzwi głośno zaskrzypiały. Po ich otwarciu na klatkę schodową wpłynęła fala śniegu, a nagłe uderzenie powietrza na chwilę odebrało Connowi oddech.
Wilkołakowi przemknęło przez myśl, że ktoś musiał zostawić uchylone drzwi na dach, co spowodowało silny przeciąg. Z oględzin frontu budynku pamiętał, że okna wybiegające z klatki schodowej były wszystkie zamknięte.

* * *

Biuro zajmowało stosunkowo niewielką powierzchnię. Białe ściany, gdzieniegdzie przyozdobione certyfikatami i dyplomami w złotych ramkach, plakatami, zdjęciami, okna, bury dywan, duże brązowe biurko, kilka foteli i kanapy dla gości.

- Proszę, usiądźcie - odparła Jane, wskazując miejsca na dwóch wąskich kanapach. Sama stanęła za swoim biurkiem, porządkując plik dokumentów. Wzięła kilka kartek do ręki.
- Zatem jesteście zainteresowani współpracą z naszą organizacją - powiedziała, przeglądając uważnie papiery. - Widzę, że wasze referencje mówią same za siebie, a osiągnięcia, jak na swój wiek, macie całkiem pokaźne.
Słowa kobiety bardzo zdziwiły watahę, jedynie Nina uśmiechnęła się triumfalnie. Jej cyber-znajomy z Sieci, znany pod pseudonimem Kaktus, najwyraźniej wywiązał się ze swojej części umowy. Uzgodnili ostatniej nocy, że on sfinguje referencje dla niej i jej znajomych, tymczasem Nina zrewanżuje się grafiką komputerową.

* * *

Klatka schodowa niczym nie wyróżniała się od podobnych sobie w starych kamienicach. W powietrzu unosił się zapach butwiejącego drewna, wilgotnych murów, wymieszany z lekko wyczuwalną piwniczną wonią. Na każdym piętrze znajdowały się trzy mieszkania, w górę prowadziły skrzypiące, wyżłobione na krawędziach schody. Biegły przy ścianach, tworząc pośrodku studnię, przez którą można było dostrzec sklepienie. Od parteru dzieliło je jakieś 12-15 metrów.
Conn zadarł głowę do góry. Istotnie, na najwyższym piętrze znajdowały się drzwi wyjściowe na dach. Lecz zdawały się być zamknięte na głucho, co Fianna stwierdził, wspinając się powoli po schodach.
Więc skąd ten przeciąg?
Niepokój w Connie narastał z każdą sekundą.
Bestia siedząca w sercu nerwowo zapukała w szybkę.

* * *
- Dobrze, pani Roschnowsky - odpowiedziała Jane, niemal łamiąc sobie język.
Kobieta odłożyła dokumenty i zasiadła do komputera. Wataha spojrzała po sobie. Nie spodziewali się, że spotkanie przebiegnie w takiej atmosferze, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z podobnymi organizacjami. Lena musiała docenić zdolności negocjacyjne koleżanki z watahy. Pomimo ambicji była przekonana, że jej wilcze dziedzictwo i uprzedzenia do technologicznych zdobyczy ludzkości mogły tylko niepotrzebnie skomplikować całą rozmowę.
Nina natomiast nie kryła zadowolenia z siebie.
Chodzący-Po-Lodzie niecierpliwie łypał oczami zza kolorowych szkieł.
Dżet przymknął powieki. Kiedy je na powrót otworzył, ujrzał ciemny pokój posplatany cieniutkimi błyszczącymi pajęczynami, po których spacerowały malutkie pajączki - drobne iskry, przenoszące cyfrowe dane. Spoglądał teraz oczami Askan Shana na *inny* pokój, drugą stronę lustra, penumbralne odbicie pomieszczenia. "Ani śladu emanacji Żmija, nie licząc twojego towarzysza" - w głowie teurga rozbrzmiały słowa widmowego przyjaciela. Dżet podziękował i powrócił zmysłami do świata rzeczywistego.

* * *

Krok za krokiem, powoli, ostrożnie. Conn ważył każdy ruch, systematycznie wspinając się po upiornie skrzypiących schodach. Dźwięk był tak niemiły, że wilkołakowi zdawało się, iż będzie ostatnią osobą, która postawiła na nich stopę, a one same runą w ciemną przepaść, w odmęty płynnej lawy.
Fianna otrząsnął się. Niespodziewana wizja nawiedziła jego umysł. Mężczyzna doświadczał podobnych wrażeń już kilkakrotnie wcześniej i zazwyczaj nie wróżyły nic dobrego. Przypomniał sobie, jak podczas Rytuału Przejścia Mistrz Ceremonii, jego przewodnik, wytłumaczył Connowi, że duchy przodków są silnie związane z osobą młodego ahrouna i starają się uchronić go przed niebezpieczeństwem.
Mroźny podmuch wiatru nasilał się w miarę jak Fianna zmierzał coraz wyżej. Minął pierwsze piętro i troje ciemnych drzwi, prowadzących do trzej różnych mieszkań.
Spojrzał w górę. Tak, teraz był pewien - wyjście na dach było zamknięte na głucho. Wobec tego źródłem przeciągu musiało być coś innego.
I ta myśl najbardziej zaniepokoiła Irlandczyka.

Mimo wszystko przyspieszył kroku.

* * *

- Gotowe.
Jane odeszła od komputera, wyciągając z drukarki kilka kartek zadrukowanego papieru. Podeszła do siedzących na kanapach interesantów.
- Proszę - zwróciła się do każdego z osobna, wręczając ciepłe jeszcze kartki. Wilkołaki przyjrzały im się uważnie. - To deklaracje współpracy z organizacją Let Them Shine w ramach wolontariatu. Złóżcie na nich swoje podpisy.
Wataha rzuciła po sobie ukradkowe spojrzenie, wyczekująco spoglądając na Czarną Furię.
"W końcu po to tu przybyliśmy. Niech się stanie. " - pomyślała Lena i delikatnie skinęła głową, dając pozostałym sygnał do podpisania dokumentu.

* * *

Conn nie wchodził po schodach.

Biegł po nich, wiedziony złym przeczuciem. Torbę z zakupami ścisnął mocniej, by mu nie wypadła.

Drugie piętro. I podobny widok, nawet kolor drzwi zbliżony. Jedyna różnica ograniczała się do innej numeracji i wzorów wycieraczek, pedantycznie ułożonych przed wejściem do mieszkania.
Fianna biegł, pokonując jednym krokiem kilka schodów na raz. Mroźny powiew przybierał na sile.

Trzecie piętro.

Conn spostrzegł "siódemkę" jeszcze zanim wbiegł na piętro.

Podejrzenia sprawdziły się.

Drzwi do mieszkania Melanie Dayne były otwarte, to stąd dobywał się nieznośny chłód.

Fianna zwolnił tempo, nasłuchując odgłosów dochodzących ze środka. Słyszał rozmowy, przynajmniej dwóch osób. Chyba kłóciły się ze sobą.
Chłopak zagryzł nerwowo wargę, a wolną dłoń zacisnął w pięść. Nie bardzo wiedział jak w tej sytuacji zareagować. Obawiał się wkroczyć do mieszkania bez uprzedzenia, by nie pogorszyć sytuacji.
Lepiej działać ostrożnie.
Tak chciał rozsądek, choć zdenerwowana Bestia domagała się szybkiej reakcji.

"Nie ma na co czekać!" - pomyślał ahroun i skierował się do wejścia.
Nagle rozmowy urwały się... i rozległ się dżingiel reklamowy.
"Ale ze mnie dureń!" - skrzywił się wściekły Fianna. - "To tylko telewizor."

* * *

- Dziękuję wam, moi drodzy - uśmiechnęła się Jane, odbierając deklaracje współpracy od całej watahy. Rzuciła na nie okiem, po czym schowała do niebieskiej teczki i ułożyła na biurku.
Chodzący-Po-Lodzie zaklinał w duchu, by kobieta nie dostrzegła różowej plamki na papierze, jaką zostawił rozpływający się pod działaniem potu podkład kosmetyczny z jego kciuka.
Jane podeszła do szafki, stojącej w rogu pokoju, i wyciągnęła coś z szuflady.
- Proszę, to dla was - rzekła, podając wilkołakom zafoliowane ciemnoniebieskie koszulki z żółtym logo "Let Them Shine". - Noście je, kiedy będziecie działać z ramienia organizacji. Nasz znak rozpoznawalny jest wśród wielu instytucji, gdyż współpracujemy z nimi od wielu lat. Nie zdarzyło się jeszcze, by ktokolwiek był niezadowolony z działań naszych wolontariuszy.
Wataha odebrała zafoliowaną odzież. Rozmiary były dopasowane do ich sylwetek, choć Chodzący-Po-Lodzie obawiał się, że na jego potężną posturę koszulka może okazać się za ciasna.
- I jeszcze to - wręczyła nowym wolontariuszom przypinane plakietki z wydrukowanymi imionami. Były takie same jak te, które podali na formularzach zgłoszeniowych. - To identyfikatory. Nie zapominajcie ich nosić ze sobą. Na odwrocie każdego z nich znajdziecie najważniejsze telefony kontaktowe.

* * *

Conn poprawił kołnierz i stanął w progu mieszkania. Zastukał w drzwi kilkakrotnie.
- Halo, pani Dayne! - zawołał, oczekując odpowiedzi. W telewizji kobiecy głos zachwalał wydajność pewnego płynu do mycia naczyń. - Pani Dayne, można?
Za swoimi plecami usłyszał szmer. Odwrócił się błyskawicznie.
Nie dostrzegł nikogo, lecz za drzwiami "dziewiątki", mieszkania na przeciwko, ktoś się poruszył. Wizjer zamigotał.

Kobieta rozentuzjazmowana płynem ustąpiła anemicznemu mężczyźnie, skarżącemu się na uciążliwy katar.

Poza jego irytującym głosem nikt więcej nie dawał znaku życia. Conn dostrzegł na dywanie w wąskim przedpokoju kilka grubych płatków topniejącego śniegu, najprawdopodobniej nawianego z pomieszczenia po prawej stronie.
Zdecydował się wejść, choć bardzo, bardzo ostrożnie. Chrobotanie spod "dziewiątki" doprowadzało go do pasji.

Conn znalazł się w ciemnym korytarzyku, zwieńczonym białymi, lekko uchylonymi drzwiami. W środku paliło się światło i dobiegał stamtąd odgłos cieknącej z kranu wody.
"Łazienka. Może ona jest w środku?" - zastanowił się, choć nie za bardzo dowierzał tej opcji.

Zrobił kilka kroków wprzód...

...kiedy usłyszał z prawej strony donośny metaliczny odgłos. Skojarzył mu się z gięciem blachy.

Niepokój sięgnął szczytu. Bestia waliła pięściami w rozszalałe serce ahrouna. Oddech przyspieszył, teraz przypominając sapanie wielkiego parowozu.

Mężczyzna upuścił torbę z zakupami i zajrzał do pomieszczenia po prawej.

Bestia zawyła donośnie, rozrywając kaganiec na strzępy.

Na kuchennej posadzce, pośród przewróconych taboretów, rozrzuconych garnków i sztućców oraz kawałków potłuczonych naczyń leżała starsza kobieta. Jej oczy były szeroko rozwarte, niemal wybałuszone, a z szerokiej rany na szyi z wolna wypływała stygnąca krew, leniwie barwiąc srebrnobiałą terakotę.
Ciało leżało pod otwartym oknem, zza którego dobywał się lodowaty chłód, napędzając do mieszkania ciekawskich płatków śniegu.

Conn złapał się za głowę. Ciemna, niewysoka postać z nożem w zębach porzucała ciało na podłogę i wymykała się przez uchylone okno...

Wizja trwała ułamek sekundy, po którym Conn podbiegł do okna. Po drugiej stronie znajdowały się schody przeciwpożarowe. Ahroun słyszał pośpieszne kroki kogoś zbiegającego po nich w dół.

Metal zaskrzypiał złowieszczo.

* * *

- Z mojej strony to już wszystko, kochani. Spotkajcie się z Angel Pierce, ona odpowiada za koordynację pracy naszych wolontariuszy w King's Lead. Znajdziecie ją na miejscu. - Twarz Jane promieniowała uśmiechem. Lena i Nina podziękowały ciepło. Chodzący-Po-Lodzie skinął kurtuazyjnie głową. Jedynie Dżet był czymś zafrapowany.

"Coś jest nie tak. Niedźwiedź jest czymś bardzo zaniepokojony" - teurg usłyszał przed chwilą w głowie słowa Askan Shana.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: BlindKitty »

Chodzący-Po-Lodzie

Przypatrzył się koszulce. Ciuchy rzadko na niego pasowały, bo długie treningi na nabudowały wprawdzie na nim zbyt wielu mięśni, ale za to sprawiły, że miał niezwykle szerokie ramiona. W efekcie koszulki albo były za ciasne w ramionach, albo za duże na chudy, lecz żylasty korpus. Chociaż spodnie pasowały, bo wprawdzie był bardzo szczupły, ale potężne umięśnienie brzucha sprawiało że dolna połowa garderoby zeń nie spadała.
Spojrzał krzywo na Ninę. Więcej nie da się tak pomalować. Nie dość że czuł się jak pokryty tynkiem, to jeszcze brudził wszystko dookoła. Nie lepiej było mu założyć rękawiczki, jak zawsze? Całe życie chodził w rękawiczkach, a w zimie człowiek w rękawiczkach nie jest niczym niezwykłym, prawda?
Szkła, szkła... Okulary słoneczne też nie są takie znów dziwne, słońce strasznie odbija się od śniegu i razi, prawda? Każdy narciarz o tym wie, dlatego gogle narciarskie na ogół są przyciemniane. Kierowcy też noszą w zimie okulary przeciwsłoneczne. A poza tym, i tak jest łatwy do zapamiętania, nawet z brązowymi oczami.

Ale nic nie powiedział. Następnym razem spróbuje wysunąć pomysł. Może abuela go za to nie zabije, a on z taką tapetą na dłoniach i twarzy więcej chodził nie bedzie.

Spojrzał na Dżeta. Wyglądał jak schizofrenik, do którego właśnie przemiawa Głos.
- Masz nam coś do powiedzenia? - rzucił do Dżeta.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

Furia wybuchła w sercu mężczyzny. Paląc członki, pobudzając mięśnie, elektryzując nerwy. Nawet się nie zastanawiając wilkołak przybrał formę Glabro. Czuł jak gruba kurtka, którą miał na sobie napięła się na jego nowym ciele. Jednym zwinnym susem wskoczył na parapet okna i zeskoczył z niego na klatkę schodową. Nie wiedział, czy zardzewiałe schody wytrzymają jego ciężar, lecz to nie było istotne. Zabójca zabił informatora, zabił krewniaka. Uczynił na raz trzy rzeczy za które należała mu się śmierć. Zabił człowieka z którym miał się Conn spotkać, zabił osobę, w której posiadaniu były cenne informacje i przelał krew Krewniaka. Zapłatą za to będzie krzyk pełen agonii jaki wyda, gdy wpadnie w łapy Conna. W tej chwili ten co uciekał nie był już zwykłym zabójca, był zwierzyną. Wilkołak najszybciej jak potrafił runął w dół schodów.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

Młoda Furia szybko zauważyła, że metys coś za bardzo się kręci. Chyba niesfojo się czuł z tym wszystkim. Podzielała jego zdanie na ten temat, bo sama też nie dałaby się tak urządzić. Chyba jednak nastepnym razem weźmie się okulary przeciwsłoneczne. Najwyżej wytłumaczą, że ma migrenę...
Z uprzejmym uśmiechem słuchała kolejnych słów ich rozmówczyni większość spraw technicznych z radością zostawiając na głowie Niny. Ona lepiej radziła sobie, gdy chodziło o technologię. Lena nie zamierzala tego ukrywać, bo też nie leżało to w jej naturze. Alfa na wspomnienie o referencjach aż uśmiechnęła się pod nosem. Z dwóch powodów. Po pierwsze cieszyła się, że tak dobrze poszło załatwianie tej sprawy, a po drugie dumna była, że ma wataże tak kompetentną osobę jak Nina. W wielu kwestiach się nie zgadzały. Tego nie dało się uniknąć. Ale każda była dobra w czymś innym i Lena bez żalu pozwalała się wykazywać towarzyszce w jej dziedzinach. To samo tyczyło się reszty watahy. Po to byli razem. By się wzajemnie uzupełniać. Wspólnota zapewniała przetrwanie. Lena miała to zakodowane w genach.
Z cichym, uprzejmym podziękowaniem przyjęła swoją koszulkę i plakietkę. Na słowo "telefon" skrzywiła się nieznacznie. Trochę to wyglądało jakby miała zaraz kichnąć. Poszło gładko więc darowała sobie komantarze. Zapamiętała do kogo mają się zgłosić i z uśmiechem na twarzy pożegnała się zabierając stamtąd watahę.
Już na zewnątrz odezwała się.
- Poszło nadspodziewanie dobrze - uśmiechnęła się do Niny.
- Żaden mężczyzna nie wywiązałby się tak dobrze ze swego zadania. Niejedna kobieta miałaby trudności - pochwaliła dziewczynę.
- Musisz nam tylko powiedzieć mniej więcej jakie to "referencje i osiągnięcia" byśmy podejrzeń nie wzbudzali - spojrzała na metysa.
- On strasznie się wierci i wygląda jakby połknął kilka szyszek. Nie ufam tym szkłom... Okulary jakoś wytłumaczymy. Jak będzie je nosił to może przestanie się wiercić - rzuciła jakby mówiła o niegrzecznym piesku lub sprawiającym problemy dziecku.
- Te... Barwniki... Też można by ograniczyć. Pachną nieciekawie - mruknęła dając do zrozumienia, że Chodzący Po Lodzie mocno cuchnie kosmetykami. Nie lubiła tego zapachu.
Też zwróciła uwagę na Dżeta, drugiego lupusa w ekipie. Co to za zrządzenie losu, że jeden lupus był alfą, a drugi omegą... Minę miał w tej chwili nietęgą.
- Dżet, stało się coś? Jeśli to coś ważnego to mów od razu - powiedziała poważnie.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

"Aha... postaraj się wywiedzieć co może być nie tak, chociaż w ogólnym zarysie. Będę uważał-
Wilkołak wzdrygnął się nie na głos przyjaciela, na głos kogoś z normalnego świata. Wpierw był to metys. Chodzący-po-lodzie... cienkim lodzie, jeśli ktoś zapytałby Dżeta. Potem odezwała się alfa.
- Em... - Dżet wyrwał się z odgrywanego od dłuższej chwili zamyślenia i potrząsnął głową. Może są obserwowani? Może... diabli, szkoda, że ich totem nie może być precyzyjniejszy. -Coś jest nie tak- stwierdził, ale cicho. Trzeba jakiegoś bezpieczniejszego terenu... no i Conna nie było... cholera, Conn. "Czy to cos związanego z naszym nieobecnym w tym momencie raptusem?" zapytał, tymczasem znów rzucił okiem za obecnością Wija.
-Trzeba skontaktować się z Connem- stwierdził szybko. Przymknął oczy spróbował skontaktować się z nieobecnym towarzyszem poprzez totem, chciał by przekazał pytanie "Czy wszystko poszło jak należy?"
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

W ułamku sekundy ciało Fianna wygięło się w bolesnym skurczu. Skóra zafalowała, dopasowując się do puchnących węzłów mięśni. Z opuszek trysnęła krew, kiedy paznokcie wydłużyły się kilkakrotnie, zaostrzając krawędzie. Podobnie z kłami, które rosnąc rozorały delikatne dziąsła. Usta wilkołaka wypełniła słona krew, jeszcze bardziej napędzając serce Bestii.
Jednakże w sekundę później otwarte rany samoistnie poczęły się zasklepiać, by zaraz całkowicie zniknąć.
Odzież natomiast nie wytrzymała zmiany wielkości, pękając gdzieniegdzie w szwach.
Glabro rzucił się przez okno, lądując na sfatygowanych schodach przeciwpożarowych.

Żelastwo jęknęło żałośnie.

Conn widział swoją ofiarę, niewysokiego człowieka w czarnej kurtce, z kapturem nasuniętym na głowie. Zbiegał w pośpiechu ze schodów, omal nie poślizgnąwszy się na mokrym śniegu. Był na wysokości pierwszego piętra, dwie kondygnacje niżej od Conna.

Wilkołak skupił się na swoim celu. Nie zamierzał odpuścić, pragnął dopaść mordercę w swoje szpony, by wymierzyć mu sprawiedliwość. Na swój sposób, oczywiście.

"Krwi!" - zawyła Bestia, drapiąc szponami rozgorączkowane serce ahrouna.

Uciekinier był zaledwie trzy metry nad ziemią, kiedy Conn mijał drugie piętro.

Stare, nadgryzione bezlitosnym zębem czasu schody ponownie zaskrzypiały.
Nie, tym razem rozdarły się wniebogłosy.
W ich obłąkańczy ryk wkomponował się nieprzyjemny, wzbudzający dreszcze trzask, za którym podążyły niekontrolowane wibracje.

Misterna stalowa konstrukcja zaczęła odrywać się od ściany. Zmęczone, wyziębione mury ustąpiły i wypuściły ze swoich spróchniałych objęć przerdzewiały metal, anemicznie sypiąc na pożegnanie tynkiem.
Klatka schodowa ukłoniła się przysypanej śniegiem ziemi, uprzedzając chodnik przed nieoczekiwanym przybyciem.
Żelastwo z głośnym hukiem runęło w dół, wzniecając przy tym tumany białego puchu.
Wilkołak instynktownie obrócił się i skoczył w bok, wczepiając się pazurami w ścianę sąsiedniego budynku. Przez chmurę śniegu dostrzegł, jak ciemna postać przekoziołkowała po ziemi i została przez kogoś wciągnięta do samochodu.

"TEGO samochodu" - przemknęło przez myśl Conna. Na raz przypomniał sobie puste miejsce przed kamienicą, na którym stał zaparkowany stary chevrolet, a którego już nie było, gdy Fianna wyszedł z zakupami.

Pazury w formie glabro, mimo iż pokaźnej długości, wciąż były jednak za krótkie i za kruche, by utrzymać ciało przerośniętego człowieka. Śliskie od śniegu i mrozu ściany nie stawiały żadnego oporu i wilkołak, z bólem pękających paznokci, zaczął zsuwać się w dół. Szczęśliwie wylądował w grubej zaspie mokrego puchu, kilkadziesiąt centymetrów od zwalonych schodów.
Odzyskał równowagę i spojrzał w stronę samochodu.
Niestety, pojazd w międzyczasie zdążył już opuścić uliczkę.

"Jasna cholera!" - zaklął Fianna, posyłając kontener ze śmieciami kilka metrów przed siebie.

* * *

Minęło już południe, kiedy wataha opuściła budynek YMCA. Na zewnątrz przywitał ich niemiły powiew mroźnego, szczypiącego w nos wiatru, któremu wtórował szalony taniec płatków śniegu.

"Niedźwiedź nie może się z Connem skontaktować. Prawdopodobnie Fianna ma jakieś kłopoty" - głos Askan Shana przywołał grymas zaniepokojenia na twarzy teurga. Pozostali stali wpatrzeni w Dżeta z niecierpliwością.
- Conn... - strapiła się Lena. - To o niego chodzi, prawda?
Teurg posmutniał.
- Co jest z nim, Dżet? Na gniew Matki, co z nim? - Furia pochwyciła lupusa za kurtkę i potrząsnęła nim energicznie jak skarbonką, z której wysypuje się drobne monety.
Chodzący-Po-Lodzie dostrzegł, że żaluzje w oknie biura Jane Waist nieznacznie się poruszyły.
- Lena... - wystękał teurg, przeszywając alfę błagalnym spojrzeniem. - Nie mam pojęcia, co dokładnie zaszło, ale prawdopodobnie Conn wpadł w tarapaty. Tą informację przekazał mi Niedźwiedź.

Nina westchnęła cicho.
- Chodźmy stąd - rzekła, rozglądając się niespokojnie wokół siebie. Ich zachowanie pośrodku uczęszczanej ulicy zaczęło wzbudzać niezdrowe zainteresowanie. - To nieodpowiednie miejsce na podobne sceny, lepiej znajdźmy jakieś inne.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

*NIE! DO JASNEJ CHOLERY, NIE!* Wściekłość Conna aż z niego promieniowała. Zwierzyna mu uciekła, zabójca starej Dayne uciekł. Tak po prostu. *Zachciało mi się cholera zrobić zakupy, żeby to powaliło. Jakbym od razu poszedł na górę, to bym zdążył dorwać tego drania.* Myśli mężczyzny były niewesołe. Pokpił sprawę, i to po całości. Wiedział na kim się skupi gniew alfy. Nie to, żeby nie miała racji, ale nic przyjemnego być zaszczekanym przez Czarną Furię. Jednak samo to, że zabójca Dayne uciekł, nie było wcale najgorsze. Gorzej z tym hałasem jaki urządzili. Lada moment może zjawić się policja. A on jak głupi zostawił w środku mieszkania zakupy. No może niecałe, flaszkę ciągle ma za pazuchą. Jednak nie sądził, żeby wiele osób kupowało w ciągu ostatniej godziny taką ilość słodyczy jak on. Znajdą je w mieszkaniu i długo nie będzie trzeba czekać, aż powiążą to z jego rysopisem. Ktoś z pewnością powie, że wysiadał z taksówki, przedsiębiorstwo taksówkowe poda im kurs i zanim się obejrzy wokół mieszkania Niny będą szwendać się policjanci. Tylko tego im brakowało, żeby mieć jeszcze ludzką policję na karku. Trzeba będzie coś wykombinować i to w miarę szybko. Jest co prawda szansa, że jeszcze nikt nie wezwał policji. Albo, że gliniarze nie będą się śpieszyć z przyjazdem. Conn dobrze znał opieszałość zarówno służb porządku publicznego jak i niechęć z jaką ludzie się z nimi zadawali. To nie jest najlepsza okolica. Conn czuł, że ma jeszcze szansę. Może by zdążył wejść do mieszkania, zamknąć drzwi i zabrać zakupy. W tym momencie wilkołakowi przypomniały się ciche odgłosy zza drzwi sąsiada. *No tak. Chwała Gai za wścibskich sąsiadów.* Możliwe, że ten człowiek widział zabójcę. Otwarte drzwi oznaczają, że przez nie wszedł, a nie przez okno. Możliwe też, że w drzwiach rozpoczęła się walka. *Zdecydowanie muszę go przepytać.*

Stojąc w cieniu między budynkami, Conn głęboko oddychał i czekał, aż zagoją się na nim wszelkie zadrapania i małe ranki. No i przy okazji czekał, aż pełne śniegu, zimowe powietrze, ostudzi jego złość. Teraz czas będzie działać rozważnie i z głową. Mały błąd może kosztować spotkanie z policją, a tego wilkołak nie chciał. *Szkoda, że Dayne zginęła. Bardzo prawdopodobne jest, że wiedziała kogo szukamy. O właśnie, to mi przypomina o tym cieciu. Jak on się nazywał? Tomas Brown? Nieważne, będą wiedzieć o kogo chodzi.* Mężczyzna czuł, że musi ostrzec watahę. Postarał się uspokoić oddech i wsłuchać w wiatr. Po chwili poczuł obecność u swego boku niedźwiedzia ... *A właściwie to czemu jeszcze nie nadaliśmy mu jakiegoś imienia?* - przemknęło przez głowę Fianna.
- Niedźwiedziu - jakoś zawsze Conn wolał zwracać się do duchów na głos, sam nie wiedział dlaczego, ale wydawało mu się to bardziej naturalne. - Niedźwiedziu, mam prośbę do Ciebie. Przekaż Lenie krótką wiadomość. - Poczekał, aż usłyszy potwierdzający pomruk ducha watahy.
- Przekaż jej, że Dayne nie żyje, trzeba chronić Browna i niech uważają na bordowego chevroleta. Nie jestem pewien rocznika, ale mniej więcej pierwsza połowa lat dziewiędziesiątych. Okres między zamieszkami w LA w sprawie Rodneya Kinga a zamachami w tokijskim metrze. .... a i opis samochodu powtórz Ninie - dodał, przypominając sobie o daltonizmie Leny i jej wiedzy o samochodach.

*No to przynajmniej jedna sprawa załatwiona.* - pomyślał. Wataha jest uprzedzona i zdążą wypytać Browna. Teraz trzeba zebrać tu jak najwięcej danych ... albo zwiewać jak najszybciej. Conn, ciągle nie mógł się zdecydować, które ryzyko jest większe, pozostania na miejscu, czy zostawienia zakupów. Na spokojnie zaczął się przemieniać na powrót w homida. Przy okazji starał się wyłowić odległe dźwięki nadjeżdżających syren. Ryzyko było duże. Conn ciągle sie wahał. Nie mógł stać tak w nieskończoność. Jeśli nie słyszy syren, to musi polec już tylko na własnej intuicji.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Ninerl »

Nina-"Ninerl"
Gdy zniknęli z pola widzenia osób z budynku, Ninerl powiedziała:
- Wpadł w tarapaty? Jakoś mnie to nie dziwi, mimo wszystko. No, ale żarty na bok. Myslicie, że tamci już wiedzą o tej kobiecie? Bo to mi przyszło na myśl .
Szła, po zaśnieżonym chodniku, zastanawiając się nad słowami Dżeta. "Jeśli już wiedzą, to pewnie my sobie z nią nie pogadamy. Bo niby z jakiej innej przyczyny Conn miałby problem?"
Odezwała się nie za głośno:- Co do waszych referencji... to Lena była pdobno instruktorką na obozach przetrwania- rzuciła uśmieszek alfie. - Z kolei Conn, a wiem, że studiował, działał w organizacji studenckiej. Dżet... to było trudno coś wymyślić. Ponieważ opisałam ciebie jako spokojnego, miłego człowieka, to zostałeś wolontariuszem pomagającym w przedszkolu i jakiejś tam świetlicy dla małolatów. Moje możemy pominąć. - machnęła ręką. - W każdym razie dzięki za słowa uznania, Leno.- zadowlona, uśmiechnęła się szeroko.
- Co robimy? Jedziemy do Conna? - zapytała się spokojnym tonem. - Zanim zdecydujemy, ja poszukam telefonu tej kobiety.- powiedziała oglądając identyfikator. "Przydałoby się zadzwonić i uprzedzić, że bedziemy. To zawsze robi dobre wrażenie" myślała. "I najlepiej zrobić już teraz. Mam nadzieję, że Lena szybko zdecyduje co robimy. "czytała dalej numery telefonów na plakietce. "Jest niepewna swojego przywództwa." zaszeptał jej głos draederen "Bardzo niepewna, czasami nie wie, co robić. Wiesz, co to znaczy". Ninerl pomyślała za chwilę: "Wiem, ale ja wolę być w cieniu. Lepiej kimś kierować z cienia, nieprawdaż? Wtedy nie na ciebie spada odpowiedzialność."
Draederen po chwili przyznała jej rację. "Tak jest. Tylko wtedy nie jesteś pierwsza, ale to za duże ryzyko. Tak, lepiej uderzac z cienia". Zastanawiała się dalej co z Connem. Wzmianka o problemach się jej bardzo nie podobała. Zdecydowanie....
Czuła niepokój. Po chwili wyczuła myślokształt swojego ducha. Pół-materialny kruk istniejący w innej rzeczywistośc, której obraz widziała swoim wewnetrznym wzrokiem. I mózgiem oczywiście.
Adareneth posłała zadowolonie i radość- jako powitanie. Nie mówiła wprost do niego, słowa były zbyt nieokreślone.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

Puściła kurtkę Dżeta warknąwszy na niego niezadowolona za jego oszczędność w słowach. Czasem trzeba było powiedzieć więcej słów naraz niż potrafił z siebie wydobyć Dżet. Lena nie oddałaby pod jego opiekę swoich szczeniąt. Szybko wlazłyby mu na głowę i jej już nie udałoby się ich wychować tak jak trzeba.
Gardłowy pomruk, który z siebie wydała był dla Dżeta jak najbardziej czytelny. W normalnych warunkach, w dziczy już leżałby z odsłoniętym gardłem skamląc o litość.
Poprowadziła watahę kawałek dalej i nie pozwoliła się zatrzymać towarzyszom, mimo faktu, że Nina coś tam bąknęła o numerze telefonu. To ona zdobyła informacje o dwóch osobach potencjalnie mogących pomóc im w poszukiwaniu chłopaka. Jeśli Nina mogła... I to za pomocą urządzenia Żmija... To z całą pewnością mogli tego dokonać również poplecznicy Żmija! Lena była wręcz przekonana, że potencjalne kłopoty Conna, o których mówił Dżet, wynikają z tego właśnie faktu. Warknęła coś pod nosem niezrozumiale. Na koniec odezwała się stanowczo do całej watahy. Mówiła niezbyt głośno, ale wystarczająco, by wszyscy obecni członkowie watahy ją słyszeli.
- Nie jedziemy do Conna. Jeśli teraz ma kłopoty to i tak nie zdołamy mu pomóc, bo to daleko i nie dotrzemy na czas. My mamy swoją część zadania, z której musimy się wywiązać. Poza tym jeśli teraz zawrócimy to zwrócimy na siebie zbyt wielką uwagę. Teraz jesteśmy wolontariuszami i musimy grać swoją rolę. Potem dowiemy się co u Conna - w jej głosie czuć było pewność i ostre postanowienie. Sprzeczanie się z nią mogło zakończyć się nieprzyjemnie... Możliwe, że nawet bójką. Świadczyło o tym jej ostre, przenikliwe spojrzenie. W tej chwili trochę żałowała, że nie posłała z Connem jeszcze kogoś. Cóż... Trudno. Stało się i tego nie da się zmienić.
- Zachowujcie się naturalnie. Dżet, postaraj się mówić pełnymi zdaniami, Chodzący Po Lodzie… No… Ty się nie odzywaj – rzuciła na koniec, nie mając pojęcia co miałaby mu polecić zrobić. Był duży, silny i brzydki… I śmierdział Żmijem. Lepiej żeby się nie odzywał.
- Nina, prowadź do sierocińca. Załatwmy jak najszybciej wszystko – rzuciła.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

Omega poprawił kurtkę i dopiął zamek. Westchnął. Totem przekazał mu tyle i dokładnie tyle. Czemu jego furia nie spróbuje podnieść za fraki?
Powstrzymał parsknięcie śmiechu, bo wyobraził sobie taka scenkę.
Ruszył za resztą przez mróz i w padającym ciągle śniegu. Zamilkł zupełnie, woląc się w ogóle nie odzywać. Nad bandą dzieciaków chyba potrafiłby zapanować, wiec nie ma problemu. Ciekawił się ogólnie pracy w wolontariacie. Myśli błądziły i teurg na krótki czas pozwolił sobie na zamyślenie. Zaraz potem powrócił do sprawdzania terenu. na Żmija trzeba uważać. Skoro dopadł i potarmosił Conna, to ich może też już namierzył. A jeśli namierzył, to warto było by widzieć gdzie się czai....
Dziwnym trafem nerwy ominęły tym razem Dżeta. Nie martwił się o Conna. Nie ze go nie lubił, czy nie smuciłby się, gdyby coś było nie tak, ale w głowie zostało mu jedno stwierdzenie „Conn sobie poradzi”. Ten gość... no... on był chyba niezniszczalny. Przecież nie raz narażał się na szwank i jakoś dalej żył... Nie mogło mu się nic przydarzyć i basta. Co najwyżej coś spaprał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: BlindKitty »

Chodzący-Po-Lodzie

Ustawił się, swoim zwyczajem, krok za pozostałymi. Z tej pozycji wciąż słyszał co mówili, nie wchodził im w drogę, a w razie ataku od tyłu, tak przecież charkterystycznego dla sług Żmija, będzie stanowił pierwszą linię obrony, może nawet ratując w ten sposób czyjeś życie.
Nie odzywaj się... Tak jakby miał zamiar. Rzadko którego dnia bywał tak gadalitwy jak dziś, kiedy to wypowiedział pełne zdanie. Ale cóż, niech wydaje polecenia. Miał wrażenie, że ich alfa jest nieprzyzwyczajona do władania, więc trzeba wypełniać jej polecenia natychmiast i bez szemrania. Jak poczuje władzę, to się do niej skuteczniej przyzwyczai. Więc niech ją czuje...

Szedł niespiesznie. Oni zawsze się tak wlekli, idąc... Niekiedy miał wrażnie, że on chodzi szybciej, niż oni biegają. Parę razy miał nawet ochotę to sprawdzić, ale za każdym razem stwierdzał, że nie warto chyba ryzykować. Więc dalej szedł powoli, noga za nogą, żeby ich nie dogonić i nie wyprzedzić. Cały czas trzymał dystans, i cały czas nasłuchiwał czy nie w pobliżu nikogo kto chciałby im zaszkodzić.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

- Melanie Dayne nie żyje... Conn jest w jednym kawałku. I zwróćmy uwagę na bordowego kilkunastoletniego chevroleta - wyszeptał Dżet, zanim słowa Niedźwiedzia rozbrzmiały w umysłach pozostałych członków watahy.
Lena skrzywiła się. Wykonują misję - w zasadzie rekonesans - raptem od kilku godzin, a już tracą cenny kontakt. Stracili źródło informacji, które mogło ułatwić im podjęcie konkretnych decyzji, opracować szczegółowy plan. Które mogło przybliżyć obraz życia w sierocińcu i, być może, nawet sylwetkę obiektu ich poszukiwań.
Wilczyca kipiała wściekłością. Tak bolesna strata bezpośrednio rzutowała na jej reputację w szczepie jako dowodzącego watahą. Jej ambicja, wewnętrzne pragnienie wykazania się i udowodnienia wyższości wilka nad człowiekiem zostały poważnie zranione.
"Cóż, trzeba wziąć się w garść i wyciągnąć z tego wnioski. Ważne, że Connowi nic złego się nie stało. Z kim musiał się zmierzyć, skoro nawet jemu nie udało się powstrzymać mordercy?" - pomyślała Lena, starając się uspokoić złość.

W tym samym czasie Nina wybrała numer telefonu do Angel Pierce, uprzedzając ją o przybyciu nowych pracowników. Rozmówczyni, jak się okazało, została już o tym poinformowana przez Waist i życzliwie oznajmiła, że oczekuje ich na miejscu.
Z planu Manhattanu wyczytali, że od budynku King's Lead dzieli ich zaledwie kilka przecznic, niecałe pół godziny umiarkowanie szybkim krokiem.
Lub niecałe dziesięć - tempem Chodzącego-Po-Lodzie i Dżeta.

* * *

Conn doprowadził swój wygląd do używalności, na powrót przybierając naturalną, ludzką postać. Ból od potłuczeń błyskawicznie ustępował, a po otarciach i siniakach nie pozostało śladu. Jedynie jego ubranie było w gorszej kondycji: nadwerężone w szwach, przybrudzone, gdzieniegdzie przetarte. I nieprzyjemnie mokre.
Tak jak się obawiał, w oddali odezwały się odgłosy policyjnych syren. Niby nic nadzwyczajnego, w końcu policyjne interwencje w Nowym Jorku wrosły w krajobraz miasta, stając się jego przyziemną codziennością.
Tym razem jednak policja jechała tutaj w konkretnym celu, z czego Fianna doskonale zdawał sobie sprawę.
Targany dylematem, czy wrócić na miejsce zbrodni i zatrzeć ślady swojej obecności czy też zniknąć stąd, unikając konfrontacji ze stróżami prawa, zdecydował się na drugie rozwiązanie. Przede wszystkim hałas zaalarmował niemal wszystkich mieszkańców budynku, czyli około dwóch setek ludzi. Z tego powodu mieszkanie pani Dayne mogło być obserwowane i pojawiając się tam tylko skierowałby na siebie wszelkie podejrzenia. Łatwiej będzie się tłumaczyć podczas ewentualnego przesłuchania niż zostać złapanym na gorącym uczynku.
"Ubranie. Wypadałoby je zmienić, zbytnio rzuca się w oczy." - pomyślał, znikając pospiesznie w gęstej zabudowie miasta i labiryncie mniejszych i większych uliczek.

* * *

Po dwóch kwadransach wataha przybyła na miejsce. Ich oczom ukazał się majestatyczny, choć nieco budzący grozę czteropiętrowy, dwuskrzydłowy budynek z czerwonej cegły. Ponad spadzistym dachem, krytym zmurszałą dachówką, przysypaną lepkim śniegiem, wznosiły się dwie prostokątne baszty. Budowla i przylegający do niej ogród otoczone były wysokim metalowym ogrodzeniem, na które składały się ceglane kolumny połączone postawionymi na sztorc zaostrzonymi prętami. Do wewnątrz prowadziła masywna brama w kształcie łuku, za którą rozpościerał się brukowany chodnik. Urywał się nagle przed wielkimi hebanowymi drzwiami z żelaznymi okuciami.
Okna budynku były zakratowane. Za kilkoma z nich można było dostrzec twarze dzieci.
- Toż to bardziej przypomina więzienie niż dom dziecka... - wyszeptała Nina, a reszta niemo przytaknęła.
O tej porze roku, w środku zimy, King's Lead wyglądał wyjątkowo posępnie. Brudnobiały ogród, zwiędłe rabatki, nagie rachityczne drzewa i wyschnięte pędy bluszczu przymarznięte do czerwonych ścian nie nastrajały optymistycznie. Nawet dość ruchliwa okolica - niewysokie bloki z rzędem różnokolorowych sklepów na parterze, średniej wielkości kino na skrzyżowaniu ulic, korowód samochodów, machinalnie przemierzających jezdnię - podkreślała odmienność architektoniczną sierocińca, który otaczała ledwo wyczuwalna, lecz niepokojąca aura tajemniczości.
Przed ogrodzeniem stało kilka zaparkowanych samochodów. Wiedzeni ostrzeżeniem upewnili się, że wśród nich nie ma rzeczonego bordowego chevroleta. Za to dostrzegli ciemnoniebieskiego forda z logo Let Them Shine.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Ninerl »

Nina "Ninerl
Angel już się ich spodziewała. Ninerl była nieco zaskoczona- to jakoś działo się za szybko. "Może jest w tym jakiś haczyk" zastanawiała się "To mi się nie podoba, trzeba będzie mieć uszy i oczy otwarte."
Wzmianka o nieżyjącej Krewniaczce, nie zaskoczyła jej tak bardzo jak myślała. "Samo słowo o kłopotach Conna od razu mi to nasunęło na myśl". "Ten drugi już pewnie nie żyje" zaszeptała draederen "Niekompetentna jesteś. Trzeba było do razu nawiązać z nim kontakt. " Ninerl odparła "Trudno. Może jakoś się obejdziemy bez jego pomocy. " "Tracisz czujnośc, niedobrze. Nigdy nie możemy jej stracić" dodała z naciskiem srebrnowłosa "Myśl jak oni, postaraj się. Wiem, że potrafimy to zrobić." Dziewczyna westchnęła, zamyślając się na chwilę. "Będę musiała w domu usiąść i pomysleć nad ich motywami oraz sposobami. Trzeba będzie zrobić listę. A w ogóle od kiedy my wiemy o tym wybrańcu?" zastanowiła się. Musiała się tego dowiedzieć, jak również czegoś na temat tych nieokreślonych sił wroga. Nazwiska, postacie, organizacje- to były potrzebne informacje. Dziwiła się, czemu Jordan nie powiedział o takich szczegółach. Najistotniejszych- były jak szkielet z nici, na których pająk pleci pajęczynę. A co ona mogła upleśc? Na razie nic...
Denerwował ją trochę Chodzący-po-Lodzie za jej plecami. Nie znosiła, gdy ktoś szedł za nią z tyłu. "Za łatwo się podrzyna gardła" skomentowała draederen. Co chwila rzucała na niego spojrzenie kątem oka. Adareneth był w pobliżu i czuła się jakoś mniej nieswojo.
Dotarli w końcu do sierocińca. Ninerl zmarszczyła brwi na jego widok. "Co to za miejsce? W tym mają się wychowywać dzieciaki? Tu jest za dużo duchów, czuję to przez skórę. Jak w Warszawie."- czasami miała takie wrażenia, szczególnie w miejscach pamięci. Starych budynkach. Katowniach-więzieniach. Świątyniach. I na cmentarzach oczywiście. Co prawda, nastrój ten miał zawsze inne odcienie w zależności od wydarzeń dziejących się w danym miejscu. Na cmentarzu był to ogólne uczucie spokoju, czasami smutku. W świątyniach inaczej. I tak dalej...
"Zatruwają umysły" odezwała się kapłanka. "Dzieci są na to szczególnie wrażliwe, pozwalają sobie wiedzieć więcej niż dorośli. Nie pobłogosławiono i oczyszczono tego miejsca."
- Gotycka atmosfera- powiedziała uśmiechając się z ironią. - Tylko mi brakuje przystojnego wampira, nastoletnich Gotek i księżyca w pełni.- parsknęła do siebie.
Za chwilę odebrała wyraźnie uczucie niezadowolenia i niepokoju od kruka. "Muszę na to spojrzeć inaczej. Dosłownie na parę sekund " zdecydowała. Adareneth krążył dookoła niej, mając widać nadzieję, że ochroni w razie czego swoją żywą przyjaciółkę. Odetchnęła głębiej, w jej głowie rozbrzmiała spokojna, przeszywająca muzyka i spojrzała. Świat sie nieco rozmył, ale jednoczesnie widziała pasma różnokolorowej energii, wirujące i skupiające się w niektórych miejscach. Niektóre prawie tworzyły kształty...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Zablokowany