[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
- Najlepiej sobie z tym poradzi chyba Thorgroth.- powiedziała. - Smoki.... trochę ich szkoda, chociaż biorąc pod uwage, że potrafią być okrutne i mają nas za nic, to czy naprawdę tak bardzo za nimi tęsknimy? Obalić Imperatora? To najgłupsze, co można by zrobić.- dodała. - Nie mam ochoty na kolejną ludzką wojnę domową lub inwazję Chaosu. Powiedzmy sobie szczerze, że w Starym Świecie, jak oni go określają, tylko ludzie są tak liczni, by móc na trochę chociaż, powstrzymać Mrocznych Bogów.- dodała. Zamyśliła się na chwilę, błądząc wzrokiem tu i tam. Za moment przyłapała siebie na zastanawianiu się nad wyglądem Ravandila bez koszuli. Nie zdziwiło ją to specjalnie, zawsze miała cień takich myśli, gdy widziała naprawdę przystojnego mężczyznę. Zastanawiło ją, że dopiero teraz pomyślała o tym. "Może byłam zbyt przerażona światem ludzi? Takim obcym i brutalnym. Widać się powoli przyzwyczajam do niego." Przyznała przed sobą uczciwie, że ostatni raz, kiedy się znalazła z mężczyzną w łóżku, był dawno.
"No, to już kwartał upłynie, odkąd się rozstałam z Markylionem." pomyślała. "Jak nic. Tyle miesięcy... Ale nadal to mój przyjaciel i całe szczęście". Po prostu coś miedzy nimi zniknęło, więc nie ciągnęli na siłę związku dalej. W końcu zostali dobrymi znajomymi i to Ninerl odpowiadało. Ostatnio, jak pamiętała przed wyjazdem, Markylion uczestniczył właśnie w wyprawie kupieckiej jednego z klanów. Była pewna, ze jej decyzja o wyjeździe specjalnie go nie zdziwiła.
"Dawno ze sobą rozmawialiśmy. Właściwie chętnie poradziłabym się jego albo Cirylien. Ale ona ostatnio nie miała dla mnie czasu." westchneła w duchu. Pozostawała jeszcze Miulin, ale ostatnio się tak dziwnie zachowywała, że Ninerl nie miała pewności, czy chce sie jej zwierzac z czegokolwiek. Pstryknęła palcami w zamyśleniu. W zachowaniu siostry uderzyło ją też to, że w ogóle nie zainteresowała się Galavandrelem, ani nawet Ravandilem. A to było dziwne... Miaulin zawsze lubiła przystojnych meżczyzn. A zwłaszcza ich uwodzić. Chociaż nie wchodziła nigdy w drogę siostrze, a ona jej. Ze swoich sukcesów i niepowodzeń zazwyczaj zdawała relację Ninerl. Ot, takie babskie rozmowy... "Zachowuje się jakby cofnęła się do okresu dzieciństwa. Jestem głupia, że nie spostrzegłam tego wcześniej. Tylko co zrobić? Zupełnie nie mam pomysłu." myślała." Może porozmawiam z Julią i Elissą? W końcu to zawsze ta sama płeć, mężczyźni są zbyt prostoduszni, by móc zrozumieć kobiety. "
Oderwał ją od rozmyślań głos górala. Wysłuchała jego wypowedzi, zauważając gest Julii.
- Julio, kim jest ten Kerovan? Twój hmm, .... przylepiec wspominał coś o Złocistym Oku. Tak jakby był wtajemniczony w jakiś plan. - wyjaśniła, czekając na odpowiedź kobiety.
- Najlepiej sobie z tym poradzi chyba Thorgroth.- powiedziała. - Smoki.... trochę ich szkoda, chociaż biorąc pod uwage, że potrafią być okrutne i mają nas za nic, to czy naprawdę tak bardzo za nimi tęsknimy? Obalić Imperatora? To najgłupsze, co można by zrobić.- dodała. - Nie mam ochoty na kolejną ludzką wojnę domową lub inwazję Chaosu. Powiedzmy sobie szczerze, że w Starym Świecie, jak oni go określają, tylko ludzie są tak liczni, by móc na trochę chociaż, powstrzymać Mrocznych Bogów.- dodała. Zamyśliła się na chwilę, błądząc wzrokiem tu i tam. Za moment przyłapała siebie na zastanawianiu się nad wyglądem Ravandila bez koszuli. Nie zdziwiło ją to specjalnie, zawsze miała cień takich myśli, gdy widziała naprawdę przystojnego mężczyznę. Zastanawiło ją, że dopiero teraz pomyślała o tym. "Może byłam zbyt przerażona światem ludzi? Takim obcym i brutalnym. Widać się powoli przyzwyczajam do niego." Przyznała przed sobą uczciwie, że ostatni raz, kiedy się znalazła z mężczyzną w łóżku, był dawno.
"No, to już kwartał upłynie, odkąd się rozstałam z Markylionem." pomyślała. "Jak nic. Tyle miesięcy... Ale nadal to mój przyjaciel i całe szczęście". Po prostu coś miedzy nimi zniknęło, więc nie ciągnęli na siłę związku dalej. W końcu zostali dobrymi znajomymi i to Ninerl odpowiadało. Ostatnio, jak pamiętała przed wyjazdem, Markylion uczestniczył właśnie w wyprawie kupieckiej jednego z klanów. Była pewna, ze jej decyzja o wyjeździe specjalnie go nie zdziwiła.
"Dawno ze sobą rozmawialiśmy. Właściwie chętnie poradziłabym się jego albo Cirylien. Ale ona ostatnio nie miała dla mnie czasu." westchneła w duchu. Pozostawała jeszcze Miulin, ale ostatnio się tak dziwnie zachowywała, że Ninerl nie miała pewności, czy chce sie jej zwierzac z czegokolwiek. Pstryknęła palcami w zamyśleniu. W zachowaniu siostry uderzyło ją też to, że w ogóle nie zainteresowała się Galavandrelem, ani nawet Ravandilem. A to było dziwne... Miaulin zawsze lubiła przystojnych meżczyzn. A zwłaszcza ich uwodzić. Chociaż nie wchodziła nigdy w drogę siostrze, a ona jej. Ze swoich sukcesów i niepowodzeń zazwyczaj zdawała relację Ninerl. Ot, takie babskie rozmowy... "Zachowuje się jakby cofnęła się do okresu dzieciństwa. Jestem głupia, że nie spostrzegłam tego wcześniej. Tylko co zrobić? Zupełnie nie mam pomysłu." myślała." Może porozmawiam z Julią i Elissą? W końcu to zawsze ta sama płeć, mężczyźni są zbyt prostoduszni, by móc zrozumieć kobiety. "
Oderwał ją od rozmyślań głos górala. Wysłuchała jego wypowedzi, zauważając gest Julii.
- Julio, kim jest ten Kerovan? Twój hmm, .... przylepiec wspominał coś o Złocistym Oku. Tak jakby był wtajemniczony w jakiś plan. - wyjaśniła, czekając na odpowiedź kobiety.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Galavandrel czuł się wreszcie jak za dawnych czasów. Okazja do walki u boku przyjaciól. Całą swą energię elf poświęcił teraz na walkę. Jeden cel, jedna myśl. "Pozbyć sie przeciwników, jednego zachować przy życiu". Broch walczył z jednym bandytą, kolejna dwójka przeprawiła się przez bród. Konrad poleciał za nimi. Elf rozejrzał się szybko i założył kolejną strzałę na cięciwę. Wypuścił ją w stronę jednego z uciekających, a następnie ruszył w pościg. "Konrad może potrzebować pomocy". Wtedy z wody wynurzył się Thorgroth oraz pojawiły sie ogry. "Świetnie, teraz już nie uciekniecie". Galavandrel przeprawił się przez bród i ruszył za Konradem. "Gdy akolita wda się w walkę wręcz, przyda mu się wsparcie"
-Konrad, Jak zostanie nam tylko jeden, to zajmij go walką wręcz, a ja postaram się go unieruchomić strzałem w nogę.
Sorry za brak posta wczoraj, ale net mi wariował strasznie.
Galavandrel czuł się wreszcie jak za dawnych czasów. Okazja do walki u boku przyjaciól. Całą swą energię elf poświęcił teraz na walkę. Jeden cel, jedna myśl. "Pozbyć sie przeciwników, jednego zachować przy życiu". Broch walczył z jednym bandytą, kolejna dwójka przeprawiła się przez bród. Konrad poleciał za nimi. Elf rozejrzał się szybko i założył kolejną strzałę na cięciwę. Wypuścił ją w stronę jednego z uciekających, a następnie ruszył w pościg. "Konrad może potrzebować pomocy". Wtedy z wody wynurzył się Thorgroth oraz pojawiły sie ogry. "Świetnie, teraz już nie uciekniecie". Galavandrel przeprawił się przez bród i ruszył za Konradem. "Gdy akolita wda się w walkę wręcz, przyda mu się wsparcie"
-Konrad, Jak zostanie nam tylko jeden, to zajmij go walką wręcz, a ja postaram się go unieruchomić strzałem w nogę.
Sorry za brak posta wczoraj, ale net mi wariował strasznie.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Broch, Konrad, Galavandrel, Thorgroth
- Chuje muje łajzo! – krzyknął Werner co rozproszyło zasypywanego ciosami zabójcę na tyle, żeby Konrad mógł wrazić mu miecz w udo. Po chwili jeździec został zmieciony z siodła równoczesnymi ciosami dwóch mieczy. Po lewej Bodrag odrąbał właśnie zamaszystym cięciem głowę obalonemu przeciwnikowi. Kolejnego ustrzelił Galavandrel. Przeszkody dla dalszego pościgu zostały usunięte lecz jeden z uciekających zniknął wam już z oczu a drugi był już po drugiej stronie strumienia. I ten by uciekł lecz oto brzegiem strumienia biegł Thorgroth, cały mokry, ktory pojawił się tutaj w widowiskowy sposób. Bełt wypuszczony z kuszy nie dotarł do celu – cięciwa była zbyt mokra by wypuścić pocisk po lini prostej i z odpowiednią siłą. Bełt zamiast w zabójcy utkwił w szyi konia. Zwierzę rzężąco zarżało, wierzgnęło i stanęło dęba zrzucając jeźdźca do wody. Koń upadł i tocząc krwawą pianę z pyska miotał się na brzegu. Oszołomiony zabójca próbował wygramolić się na brzeg lecz Konrad już był przy nim przybijając mieczem za ramię do mokrego piasku. Mężczyzna – południowiec jak pozostali – wrzasnął i próbował gołymi rękami wyszarpnąć ostrze. Konrad trzymał mocno więc oczywiście na próżno. Od Wodogrzmotów nadbiegła szóstka ogrów.
Za Dziurawą Skałą, na zboczu w stronę drogi którą przyjechaliście, zamajaczył między drzewami kaptur ostatniego uciekajacego zabójcy. Jeźdciec był już prawie sto metrów przed wami. Znając wasze szczęście i poświęcenie z jakim reszta wrogów osłaniała odwrót był to pewnie wódz zabójców. Niewielka była szansa aby go dogonić.
Ninerl, Ravandil
- Czy to ci nie wystarczy dziewucho? – spytał Zinha patrząc na Miaulin. Elfka, jak gdyby pozbawiona dalszych argumentów zmarszczyła brwi i odeszła na bok. – Mieli zabić nas wszystkich w tym także i mnie. Czy nadal uważasz, że jestem zdrajcą?
Gdy Ravandil ruszył powoli po jakąś gałąź odpowiednią do zrobienia laski dla Ninerl, elfka postanowila porozmawiać obok z Julią. Żona Konrada była nieco zaintrygowana imieniem jakie usłyszała.
- Znam to imię... Na pewno... - powiedziała. - Tylko nie mogę sobie przypomnieć kim jest ten Kevaron ani jak wygląda. W każdym razie na pewno juz się z nim spotkałam, czuję to... Może to było jeszcze przed moim opętaniem...
Kobieta usiadła na kamieniu patrząc w dal.
- Snaga, ty znasz dobrze tą przełęcz. - Zinha zwrócił się do jeńca - Czy słyszałeś aby ostatnio kręcili się w okolicy jacyś zielonoskórzy, orki czy inne paskudztwo?
- Widziałem wasze listy gończe – rzekł wstając nagle Uwe Schreyvogl. – Ale nie obawiajcie się. W forcie Lloin, który jest na waszej drodze, nie widziałem żadnego. Zresztą mają tam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. A więc to prawda, że obrobiliście bank w Averheim – złowiliście błysk w oku grubego kupca – a więc macie to złoto?
„Złoto” zaraz po „jedzeniu” było kolejnym słowem, które wzbudzało ciekawość ogrów. Nie powiedziały nic lecz Targan i pozostałe olbrzymy, wcześniej mocno znudzone długą konwersacją uważnie strzygły teraz małymi uszkami. Zwiadowca, który wrócił już wcześniej i poddawał małej obróbce swym nożem kawał solidnej gałęzi popatrzył wraz z resztą na mruczące cicho ogry.
- Chuje muje łajzo! – krzyknął Werner co rozproszyło zasypywanego ciosami zabójcę na tyle, żeby Konrad mógł wrazić mu miecz w udo. Po chwili jeździec został zmieciony z siodła równoczesnymi ciosami dwóch mieczy. Po lewej Bodrag odrąbał właśnie zamaszystym cięciem głowę obalonemu przeciwnikowi. Kolejnego ustrzelił Galavandrel. Przeszkody dla dalszego pościgu zostały usunięte lecz jeden z uciekających zniknął wam już z oczu a drugi był już po drugiej stronie strumienia. I ten by uciekł lecz oto brzegiem strumienia biegł Thorgroth, cały mokry, ktory pojawił się tutaj w widowiskowy sposób. Bełt wypuszczony z kuszy nie dotarł do celu – cięciwa była zbyt mokra by wypuścić pocisk po lini prostej i z odpowiednią siłą. Bełt zamiast w zabójcy utkwił w szyi konia. Zwierzę rzężąco zarżało, wierzgnęło i stanęło dęba zrzucając jeźdźca do wody. Koń upadł i tocząc krwawą pianę z pyska miotał się na brzegu. Oszołomiony zabójca próbował wygramolić się na brzeg lecz Konrad już był przy nim przybijając mieczem za ramię do mokrego piasku. Mężczyzna – południowiec jak pozostali – wrzasnął i próbował gołymi rękami wyszarpnąć ostrze. Konrad trzymał mocno więc oczywiście na próżno. Od Wodogrzmotów nadbiegła szóstka ogrów.
Za Dziurawą Skałą, na zboczu w stronę drogi którą przyjechaliście, zamajaczył między drzewami kaptur ostatniego uciekajacego zabójcy. Jeźdciec był już prawie sto metrów przed wami. Znając wasze szczęście i poświęcenie z jakim reszta wrogów osłaniała odwrót był to pewnie wódz zabójców. Niewielka była szansa aby go dogonić.
Ninerl, Ravandil
- Czy to ci nie wystarczy dziewucho? – spytał Zinha patrząc na Miaulin. Elfka, jak gdyby pozbawiona dalszych argumentów zmarszczyła brwi i odeszła na bok. – Mieli zabić nas wszystkich w tym także i mnie. Czy nadal uważasz, że jestem zdrajcą?
Gdy Ravandil ruszył powoli po jakąś gałąź odpowiednią do zrobienia laski dla Ninerl, elfka postanowila porozmawiać obok z Julią. Żona Konrada była nieco zaintrygowana imieniem jakie usłyszała.
- Znam to imię... Na pewno... - powiedziała. - Tylko nie mogę sobie przypomnieć kim jest ten Kevaron ani jak wygląda. W każdym razie na pewno juz się z nim spotkałam, czuję to... Może to było jeszcze przed moim opętaniem...
Kobieta usiadła na kamieniu patrząc w dal.
- Snaga, ty znasz dobrze tą przełęcz. - Zinha zwrócił się do jeńca - Czy słyszałeś aby ostatnio kręcili się w okolicy jacyś zielonoskórzy, orki czy inne paskudztwo?
- Widziałem wasze listy gończe – rzekł wstając nagle Uwe Schreyvogl. – Ale nie obawiajcie się. W forcie Lloin, który jest na waszej drodze, nie widziałem żadnego. Zresztą mają tam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. A więc to prawda, że obrobiliście bank w Averheim – złowiliście błysk w oku grubego kupca – a więc macie to złoto?
„Złoto” zaraz po „jedzeniu” było kolejnym słowem, które wzbudzało ciekawość ogrów. Nie powiedziały nic lecz Targan i pozostałe olbrzymy, wcześniej mocno znudzone długą konwersacją uważnie strzygły teraz małymi uszkami. Zwiadowca, który wrócił już wcześniej i poddawał małej obróbce swym nożem kawał solidnej gałęzi popatrzył wraz z resztą na mruczące cicho ogry.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Z gardła najemnika wydobył się nieartykułowany, wściekły warkot, kiedy przeciwnik został strącony z konia nawałą ciosów jego i Konrada. Jakaś część jego jaźni rejestrowała co się dzieje wokół, oceniała sytuację, gdy dostrzegł przyszpilającego do ziemi kolejnego wroga Konrada. Jednak przede wszystkim rwał się do pogoni, już ściskał kolanami boki zdobycznego wierzchowca, już podrywał go do biegu.
Najemnik nie dbał o swoje szanse, nie tracił czasu na kalkulacje możliwości dogonienia uciekającego wroga, po prostu ruszył przed siebie, rycząc przeraźliwie jak wściekły niedźwiedź. Już w biegu ubroczonym posoką mieczem odcinał paski przytroczonej do siodła zabójcy sakwy, pozbywając się zbędnego ciężaru.
- Konrad, za mną! Galavandrel, Thorgroth, zajmijcei się tym rannym!!!! - warknął.
Już za moment pęd konia był zbyt duży, by móc powodować nim bezpiecznie jedynie nogami, to nie był jego Gevaudan, Wern chwycił wodze. Bojowy topór wystarczy mu w walce, choć w tej chwili, w bitewnym uniesieniu czuł się tak, jakby mógł rozszarpać człowieka gołymi rękami...
Pędził za umykającym zabójcą, ale na obcym rumaku i przy wadze Brocha dogonienie go graniczyło z cudem, nawet przy wysokich umiejętnościach jeździeckich. Przez pierwsze kilka sekund zupełnie o to nie dbał, upojony pogonią, ale już po chwili zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Co robić?!
Odsadził się znacznie od reszty, mając przed oczami jedynie sylwetkę galopującego przeciwnika.
Pochylił się w siodle i wydarł najgłośniej jak umiał:
- TY POŁUDNIOWA K**WO!!! ZOŁZO CHEDOŻONA!!! SRAM NA ZŁOCISTE OKO, PIEPRZONY TCHÓRZU!!! ZŁOCISTE OKO MASZ JAK CI SIE ROŻEN W RZYĆ WRAZI!!! DUPOLIZIE W RYJ TRZASKANY PRZEZ STADO TROLLI!!! WRACAJ I WALCZ JAK MĘŻCZYZNA!!!! DZIWKA OBOZOWA MA WIĘCEJ HONORU!!!!!!
Jechał śladem wroga i ryczał najgłośniej jak pozwalały mu na to płuca wszystkie obelgi jakie kiedykolwiek słyszał przy obozowych ogniskach pod adresem uciekiniera, ale przede wszystkim jego chorej, wypaczonej religii. Jak wielkim tamten był fanatykiem? czy puszczą mu nerwy i czy odważy się spróbować ukarać bluźniercę? Może ośmieli go fakt, że od reszty niedoszłych ofiar dzielila ich już znaczna odległość...
Z gardła najemnika wydobył się nieartykułowany, wściekły warkot, kiedy przeciwnik został strącony z konia nawałą ciosów jego i Konrada. Jakaś część jego jaźni rejestrowała co się dzieje wokół, oceniała sytuację, gdy dostrzegł przyszpilającego do ziemi kolejnego wroga Konrada. Jednak przede wszystkim rwał się do pogoni, już ściskał kolanami boki zdobycznego wierzchowca, już podrywał go do biegu.
Najemnik nie dbał o swoje szanse, nie tracił czasu na kalkulacje możliwości dogonienia uciekającego wroga, po prostu ruszył przed siebie, rycząc przeraźliwie jak wściekły niedźwiedź. Już w biegu ubroczonym posoką mieczem odcinał paski przytroczonej do siodła zabójcy sakwy, pozbywając się zbędnego ciężaru.
- Konrad, za mną! Galavandrel, Thorgroth, zajmijcei się tym rannym!!!! - warknął.
Już za moment pęd konia był zbyt duży, by móc powodować nim bezpiecznie jedynie nogami, to nie był jego Gevaudan, Wern chwycił wodze. Bojowy topór wystarczy mu w walce, choć w tej chwili, w bitewnym uniesieniu czuł się tak, jakby mógł rozszarpać człowieka gołymi rękami...
Pędził za umykającym zabójcą, ale na obcym rumaku i przy wadze Brocha dogonienie go graniczyło z cudem, nawet przy wysokich umiejętnościach jeździeckich. Przez pierwsze kilka sekund zupełnie o to nie dbał, upojony pogonią, ale już po chwili zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Co robić?!
Odsadził się znacznie od reszty, mając przed oczami jedynie sylwetkę galopującego przeciwnika.
Pochylił się w siodle i wydarł najgłośniej jak umiał:
- TY POŁUDNIOWA K**WO!!! ZOŁZO CHEDOŻONA!!! SRAM NA ZŁOCISTE OKO, PIEPRZONY TCHÓRZU!!! ZŁOCISTE OKO MASZ JAK CI SIE ROŻEN W RZYĆ WRAZI!!! DUPOLIZIE W RYJ TRZASKANY PRZEZ STADO TROLLI!!! WRACAJ I WALCZ JAK MĘŻCZYZNA!!!! DZIWKA OBOZOWA MA WIĘCEJ HONORU!!!!!!
Jechał śladem wroga i ryczał najgłośniej jak pozwalały mu na to płuca wszystkie obelgi jakie kiedykolwiek słyszał przy obozowych ogniskach pod adresem uciekiniera, ale przede wszystkim jego chorej, wypaczonej religii. Jak wielkim tamten był fanatykiem? czy puszczą mu nerwy i czy odważy się spróbować ukarać bluźniercę? Może ośmieli go fakt, że od reszty niedoszłych ofiar dzielila ich już znaczna odległość...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
-Może i są na tyle liczni, by powstrzymać Mrocznych Bogów, ale są na tyle zepsuci i zajęci sobą, że ich liczebność nie ma wielkiego znaczenia... Ale nie powinniśmy się nad tym teraz zastanawiać, są przyjemniejsze rzeczy do roboty- elf westchnął cicho, po czym powiedział szeptem do Ninerl -Zaraz wrócę... poszukam jakiejś odpowiedniej dla ciebie gałęzi- Wstał powoli, uważając na zraniony bok i nieśpiesznie udał się pomiędzy okoliczne drzewa, a nuż znajdzie tam coś nadającego się na laskę. Nie miał pojęcia, jak bardzo wytrzymałe są te drzewa, na drewnie nigdy się specjalnie nie znał, ale wydawało mu się, że jeśli Ninerl nie będzie używać tej laski do walki, to nie powinna się szybko złamać. W tym momencie wyobraził sobie, jak elfka stojąc na jednej nodze okłada jakiegoś draba kijem. Zaraz się jednak opamiętał. "Zdecydowanie, coś się ze mną dzieje... Za dużo dziwnych myśli chodzi mi po głowie". W końcu znalazł coś, co po odpowiedniej obróbce mogłoby się nadać. Długi kij, w miarę prosty i nie za cienki. Ravandil chwycił swoją "zdobycz" i z bezkrwawego polowania wrócił do reszty. Usiadł wygodnie na ziemi, wyjął nóż i przystąpił do strugania. Sam był ciekawe, co z tego wyjdzie, jednak nadzwyczajnego efektu artystycznego się nie spodziewał. Ninerl zajęta była konwersacją z Julią i Elissą, nawet nie próbował im przeszkadzać, bo ich sprawach, jak się spodziewał, nie miał najmniejszego pojęcia. Zaniepokoiła go tylko wzmianka kupca o złocie. Nie powinien tego wypowiadać przy ograch... Ich mózgi są na tyle małe, że aktywują się tylko na pewne słowa-klucze, a "złoto" było jednym z nich. "Niedobrze... To może oznaczać kłopoty. Teraz ogry mogą nas zabić, licząc że za jednym zamachem zdobędą jedzenie i złoto - rzeczy, które są im najbliższe w życiu". Nic jednak nie mówiąc, jakby nie słysząc wypowiedzi Schreyvogla, zajął się oczyszczaniem gałęzi z kory.
-Może i są na tyle liczni, by powstrzymać Mrocznych Bogów, ale są na tyle zepsuci i zajęci sobą, że ich liczebność nie ma wielkiego znaczenia... Ale nie powinniśmy się nad tym teraz zastanawiać, są przyjemniejsze rzeczy do roboty- elf westchnął cicho, po czym powiedział szeptem do Ninerl -Zaraz wrócę... poszukam jakiejś odpowiedniej dla ciebie gałęzi- Wstał powoli, uważając na zraniony bok i nieśpiesznie udał się pomiędzy okoliczne drzewa, a nuż znajdzie tam coś nadającego się na laskę. Nie miał pojęcia, jak bardzo wytrzymałe są te drzewa, na drewnie nigdy się specjalnie nie znał, ale wydawało mu się, że jeśli Ninerl nie będzie używać tej laski do walki, to nie powinna się szybko złamać. W tym momencie wyobraził sobie, jak elfka stojąc na jednej nodze okłada jakiegoś draba kijem. Zaraz się jednak opamiętał. "Zdecydowanie, coś się ze mną dzieje... Za dużo dziwnych myśli chodzi mi po głowie". W końcu znalazł coś, co po odpowiedniej obróbce mogłoby się nadać. Długi kij, w miarę prosty i nie za cienki. Ravandil chwycił swoją "zdobycz" i z bezkrwawego polowania wrócił do reszty. Usiadł wygodnie na ziemi, wyjął nóż i przystąpił do strugania. Sam był ciekawe, co z tego wyjdzie, jednak nadzwyczajnego efektu artystycznego się nie spodziewał. Ninerl zajęta była konwersacją z Julią i Elissą, nawet nie próbował im przeszkadzać, bo ich sprawach, jak się spodziewał, nie miał najmniejszego pojęcia. Zaniepokoiła go tylko wzmianka kupca o złocie. Nie powinien tego wypowiadać przy ograch... Ich mózgi są na tyle małe, że aktywują się tylko na pewne słowa-klucze, a "złoto" było jednym z nich. "Niedobrze... To może oznaczać kłopoty. Teraz ogry mogą nas zabić, licząc że za jednym zamachem zdobędą jedzenie i złoto - rzeczy, które są im najbliższe w życiu". Nic jednak nie mówiąc, jakby nie słysząc wypowiedzi Schreyvogla, zajął się oczyszczaniem gałęzi z kory.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Wysłuchała Julii, po czym odpowiedziała: - No, cóż, trudno. Może reszta złapie jakiś język. .
Siedziała, czekając na innych iodpoczywając. "Gdzie oni są?" pomyślała "Mam nadzieję, ze wszystko poszło dobrze".
Zinha coś wspominał o goblinach. Wtrącił sie kupiec, mówiąc o pobliskim forcie i w dodatku wspomniał o napadzie na bank.
"Cholera. "pomyślała dziewczyna "Czemu ten głupi plociuch o tym wspominał. Trzeba będzie odegrac teatr."
- Żeby to była prawda- burknęła. - Dużo bym dała, by była to prawda. Jak zwykle, gdy się nie może znaleźć złodzieji, to szuka się kozłów ofiarnych. Mieliśmy się spotkać pod bankiem, a tak pechowo wypadło, że akurat właśnie wtedy bandyci zaplanowali skok, a w dodatku wzięli nas za zakładników. - dodała z niezadowoloną miną.- Obsługa próbowała się bronić, był chaso i zamieszanie. Nam udało się wyrwac z pod hmm, kontroli rabusiów i ich zaatakowaliśmy. Zresztą było takie rozprzężenie, że chwilami musiałam bardzo uważać, by nie uszkodzić kogoś z obsługi. Ale oni biegali tu i tam, tylko ten gruby krasnolud jakoś walczył. Niestety- przełknęła ślinę. jeden z tych spanikowanych idiotów wpadł na mnie, a ja akurat się zamierzałam mieczem na bandytę. Tamten uchylił się, a ostrzem dostał w ramię któryś z tych liczykrupów, który właśnie się podnosił z podłogi. Rana nie była wielka, no ale sam wiesz- zwróciła się do Uwe. - jak to jest. Oczywiście uznali, że by działamy z bandytami, a ponieważ tamci się szybko ulotnili, to na nas spadła wina. Cóż, powiem, że nie spieszyło mi się do konfrontacji z mistrzem małodobrym, nawet jeśli mieli nas tylko przesłuchać.- westchnęła. - Nie rozumiem, czemu wy ludzie preferujecie takie tortury. Przecież mozna uzyskać inaczej informacje.
Miała nadzieje, że kupiec łyknie bajeczkę. Pewnym problemem mogło byc wyjaśnienie mułów, ale Ninerl zdecydowała, że w razie czego powie, że były to ostatnie pieniądze Diega, jakie ulokowali. Rzecz jasna, w nadzieji na większe zyski.
Wysłuchała Julii, po czym odpowiedziała: - No, cóż, trudno. Może reszta złapie jakiś język. .
Siedziała, czekając na innych iodpoczywając. "Gdzie oni są?" pomyślała "Mam nadzieję, ze wszystko poszło dobrze".
Zinha coś wspominał o goblinach. Wtrącił sie kupiec, mówiąc o pobliskim forcie i w dodatku wspomniał o napadzie na bank.
"Cholera. "pomyślała dziewczyna "Czemu ten głupi plociuch o tym wspominał. Trzeba będzie odegrac teatr."
- Żeby to była prawda- burknęła. - Dużo bym dała, by była to prawda. Jak zwykle, gdy się nie może znaleźć złodzieji, to szuka się kozłów ofiarnych. Mieliśmy się spotkać pod bankiem, a tak pechowo wypadło, że akurat właśnie wtedy bandyci zaplanowali skok, a w dodatku wzięli nas za zakładników. - dodała z niezadowoloną miną.- Obsługa próbowała się bronić, był chaso i zamieszanie. Nam udało się wyrwac z pod hmm, kontroli rabusiów i ich zaatakowaliśmy. Zresztą było takie rozprzężenie, że chwilami musiałam bardzo uważać, by nie uszkodzić kogoś z obsługi. Ale oni biegali tu i tam, tylko ten gruby krasnolud jakoś walczył. Niestety- przełknęła ślinę. jeden z tych spanikowanych idiotów wpadł na mnie, a ja akurat się zamierzałam mieczem na bandytę. Tamten uchylił się, a ostrzem dostał w ramię któryś z tych liczykrupów, który właśnie się podnosił z podłogi. Rana nie była wielka, no ale sam wiesz- zwróciła się do Uwe. - jak to jest. Oczywiście uznali, że by działamy z bandytami, a ponieważ tamci się szybko ulotnili, to na nas spadła wina. Cóż, powiem, że nie spieszyło mi się do konfrontacji z mistrzem małodobrym, nawet jeśli mieli nas tylko przesłuchać.- westchnęła. - Nie rozumiem, czemu wy ludzie preferujecie takie tortury. Przecież mozna uzyskać inaczej informacje.
Miała nadzieje, że kupiec łyknie bajeczkę. Pewnym problemem mogło byc wyjaśnienie mułów, ale Ninerl zdecydowała, że w razie czego powie, że były to ostatnie pieniądze Diega, jakie ulokowali. Rzecz jasna, w nadzieji na większe zyski.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
To był koniec. Nieziemskim wręcz wysiłkiem dogonił niedobitki bandytów, rozprawił, a i nawet dodatkowego jeńca udało mu się zdobyć! Akolita sapał z wysiłku, jednocześnie przytrzymując ostrze, by złapany nie uciekł. Iw tedy stało się coś, czego w sumie powinien się spodziewać. Opętany zabójczą żądzą, żądzą krwi, najemnik ruszył w pościg za ostatnim uciekającym, majaczącym gdzieś na granicach widnokręgu domniemanym przywódcą całego zamachu.
Akolita przez chwilę stał osłupiały na rozkaz Wernera, przez chwilę chciał nawet spytać, czy olbrzym przypadkiem nie żartuje, ale widząc wzrok zdeterminowanego najemnika, wiedział już, że to pytanie jest zbędne, bezcelowe.
Najemnik był już kilkadziesiąt metrów przed nim, Konrad starał się nadążać za nim, ale oczywistym było, że nie ma szans na zwycięstwo w tym atletycznym zmaganiu, "sprinterskim maratonie" można by rzec. Siłą rzeczy stracił na chwilę Brocha z oczu. Na szczęście na niedługo - ryk najemnika, pełna różnorakich przekleństw wypowiedź dotarła chyba nawet do samych Wodogrzmotów, grupy Ninerl i Ravandila, a być może nawet do najbliższych orków w górach, jako specyficzne ostrzeżenie. Skierował się w stronę usłyszanego okrzyku, mając nadzieję, że cały ten bieg nie był naderemno, że rzekomy przywódca skończy albo martwy, albo w ich rękach.
To był koniec. Nieziemskim wręcz wysiłkiem dogonił niedobitki bandytów, rozprawił, a i nawet dodatkowego jeńca udało mu się zdobyć! Akolita sapał z wysiłku, jednocześnie przytrzymując ostrze, by złapany nie uciekł. Iw tedy stało się coś, czego w sumie powinien się spodziewać. Opętany zabójczą żądzą, żądzą krwi, najemnik ruszył w pościg za ostatnim uciekającym, majaczącym gdzieś na granicach widnokręgu domniemanym przywódcą całego zamachu.
Akolita przez chwilę stał osłupiały na rozkaz Wernera, przez chwilę chciał nawet spytać, czy olbrzym przypadkiem nie żartuje, ale widząc wzrok zdeterminowanego najemnika, wiedział już, że to pytanie jest zbędne, bezcelowe.
Najemnik był już kilkadziesiąt metrów przed nim, Konrad starał się nadążać za nim, ale oczywistym było, że nie ma szans na zwycięstwo w tym atletycznym zmaganiu, "sprinterskim maratonie" można by rzec. Siłą rzeczy stracił na chwilę Brocha z oczu. Na szczęście na niedługo - ryk najemnika, pełna różnorakich przekleństw wypowiedź dotarła chyba nawet do samych Wodogrzmotów, grupy Ninerl i Ravandila, a być może nawet do najbliższych orków w górach, jako specyficzne ostrzeżenie. Skierował się w stronę usłyszanego okrzyku, mając nadzieję, że cały ten bieg nie był naderemno, że rzekomy przywódca skończy albo martwy, albo w ich rękach.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Galavandrel ocenił krajobraz po bitwie. "W sumie nie jest tak źle, uciekł tylko jeden, i mamy jednego żywego". Podszedł do Konrada - Świetna walka. Dzięki za uratowanie tyłka po raz drugi. Elf wyraźnie pałał optymizmem. Spojrzał na bandytę, którego Konrad obezwładnił.
-Myślę, że powinniśmy się zbierać do drogi, musimy dołączyć do reszty. Poczekajmy chwilę na Wernera, zobaczymy z czym wróci, ale jak tak na niego patrzyłem, to nie zazdroszczę temu co uciekł. Elf uśmiechnął się, a następnie płynnym ruchem zarzucił łuk na plecy. Ułamek sekundy później łuku już nie było. Rozmył się z powietrzem. Widząc zdziwioną minę Konrada, Galavandrel tylko puścił mu oko i zaczął szukać strzał. Trzeba było uzupełnić zapasy, a tu jeszcze kilka może się nadawać do użytku. Następnie przeszukał ciała martwych, szukając pieniędzy, broni i może jakiejś wskazówki, która mogłaby im odpowiedzieć na dręczące ich głowy pytania.
Galavandrel ocenił krajobraz po bitwie. "W sumie nie jest tak źle, uciekł tylko jeden, i mamy jednego żywego". Podszedł do Konrada - Świetna walka. Dzięki za uratowanie tyłka po raz drugi. Elf wyraźnie pałał optymizmem. Spojrzał na bandytę, którego Konrad obezwładnił.
-Myślę, że powinniśmy się zbierać do drogi, musimy dołączyć do reszty. Poczekajmy chwilę na Wernera, zobaczymy z czym wróci, ale jak tak na niego patrzyłem, to nie zazdroszczę temu co uciekł. Elf uśmiechnął się, a następnie płynnym ruchem zarzucił łuk na plecy. Ułamek sekundy później łuku już nie było. Rozmył się z powietrzem. Widząc zdziwioną minę Konrada, Galavandrel tylko puścił mu oko i zaczął szukać strzał. Trzeba było uzupełnić zapasy, a tu jeszcze kilka może się nadawać do użytku. Następnie przeszukał ciała martwych, szukając pieniędzy, broni i może jakiejś wskazówki, która mogłaby im odpowiedzieć na dręczące ich głowy pytania.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel:
Ranny jeniec tylko przez chwilę próbował się wyrywać, gdy szukałeś strzał. Uderzony przez ciebie zaniechał oporu i padł plując krwią na ziemię. Miałeś właśnie wlec go w stronę drogi gdy zauważyłeś, że Thorgroth padł nieprzytomny na ziemię, najwyraźniej dał mu się we znaki skok z piętnastu metrów. Po ciele krasnoluda przebiegła wiewiórka, na niebie zaczęły krążyć sępy zastanawiając się chyba czy ich posiłek nie wzbogaci się o jeszcze jedno danie. Stanął obok ciebie Bodrag, kapitan ogrów z cesarskim patentem. Zbryzgany krwią olbrzym z irokezem na głowie trzymał w dłoni skalp zdjęty z jednego z wrogów.
- Ty walczyć jak ogr – powiedział z uznaniem. – Tam – wskazał na skały po drugiej stronie strumienia gdzie Werner i Konrad ścigali zabójców. – Leżeć jeszcze jeden, ogłuszony. Z krasnoludem wszystko w porządku? Ty zająć się nim, on twój kompan, a kompanów nie zostawiać... - rzekł jeszcze, po czym krzyknął na swoich i wszyscy pobiegli za middenlandczykiem i akolitą.
Pierwszy sęp nieśmiało przysiadł na pobojowisku i zaczął skubać martwego zabójcę. Po drugiej stronie strumienia leżały trzy ciała, tym jedno odarte za skalpu przez Bodraga. Leżał tam również koń z karkiem skręconym przez ogra. Po twojej stronie leżał trup konia, którego Thorgroth trafił w szyję bełtem.
Broch i Konrad:
Mijając po lewej Dziurawą skałę pędziliście w górę zbocza. Po chwili wypadliście z zarośli na drogę, którą dziś przyjechaliście. Ścigany pędził nią, pochylony nad łbem konia, jakieś sto metrów przed wami. Wówczas Werner zaczął krzyczeć. Głos miał bardzo donośny, jak na dowódcę najemników przystało. Szum wodospadu był już daleko. Wiązanka, jaką Wern puścił w stronę człowieka wytrąciłaby z równowagi każdego, a tym bardziej fanatycznego kultystę. Ścigany szarpnął konia za lejce i w miejscu zawrócił. W rękach dostrzegliście krótki miecz i małą, okrągłą tarczę. Powodował koniem nogami tak jak na Gevaudanie potrafił to Broch. Zrównaliście się chcąc zetrzeć z nim jednocześnie. Rozpędzał się wściekle jadąc wam na spotkanie. Z głowy spadł mu kaptur ukazując długie, proste, czarne włosy. Wjechał między was zderzając się ostrzem z ostrzem Werna, przyjmując na tarczę cios Konrada. Rozminęliście się i zawracaliście konie do kolejnego starcia. Krnąbne, zdobyczne wierzchowce dawały się wam powodować z trudem. Mały południowy konik uginał się pod ciężarem kolczugi i kirysu Brocha. Zabójca zawrócił pierwszy i skoczył na akolitę oddzielając się nim od Wernera. Przez kilkanaście sekund miało walczyć ze sobą tylko dwóch ludzi. Przeciwnik zmierzył spojrzeniem Konrada. W całym wyglądzie południowca było coś paskudnego. Czy były to długie, strasznie przetłuszczone włosy, czy chuda pociągła twarz między nimi? A może zimne, obleśne spojrzenie? Szczupły, lecz żylasty, władał bronią na tyle dobrze, że Konrad został po chwili sprowadzony do defensywy. Odbiwszy szybki cios, raz i drugi, próbował kontrować lecz nadział się na jego tarczę. Przeciwnik odepchnął tarczą jego miecz i nie posiadający tarczy akolita mógł tylko patrzeć na ostrze zmierzające ku jego piersi. W oststaniej chwili odchylił się jak najbardziej w prawo i miecz, miast w serce, zaglębił się w boku. Konrad czył wyraźnie że ostrze przeszło przez mięso. Boveńczyk krzyknął gdy tamten wyszarpnął miecz a świat na powrót przyśpieszył. Przeciwnik już starł się z atakującym Brochem.
- Ścierwo! – krzyknął gdy miecz najemnika utkwił w jego tarczy a miecz zabójcy w tarczy Wernera. – Zginiece tutaj i nic nie zyskacie... - syknął.
W tym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Na trakcie przez wami, od strony przeciwnej niż Wodogrzmoty ukazali się jacyś ludzie. Droga wychodziła zza zakrętu góra sto metrów przed wami więc widzieliście dosyć dobrze. Zbrojnych było czterech: rycerz na białym rumaku, z rozwianym blond włosem, elf w płaszczu i z długim łukiem, grubawy typ z bródką, odziany podobnie do Abbie z którą swego czasu podróżowaliście oraz krasnolud z toporem i rudą brodą. Cała czwórka była w pozycjach bojowych, widać ostrzeżona przez wasze okrzyki. Równocześnie od strony Wodogrzmotów wylazło na drogę siedem zdyszanych ogrów Bodraga. Biegnąca między wysoką kosodrzewiną droga skręcała tak, że jedna i grupa widziała tylko was a nie siebie nawzajem. Wasz przeciwnik dostrzegł dziwną grupę i tnąc z góry Brocha zauważył ogry.
- A więc za mało, dwóch na jednego! – syknął parując kontrę Wernera i słaby cios, zaciskającego z bólu zęby Konrada. - Śmieci! Aye Sagetai! Meliście szczęście, że nie chodzi mi o was! Jeszcze się spotkamy, przyjaciele...
To rzekłwszy odskoczył od was i pomknął ku dziwnej grupce krzycząc:
- Z drogi! Z drogi! Cesarski goniec!
Tamci zdziwieni rozstąpili się przepuszczając go dalej. Po czym zaczęli się wam przyglądać.
- Zaraz…czy to nie oni? – usłyszeliście wymianę zdań.
- Jasne, cholera, że oni.
Elf nałożył strzałę na cięciwę. Blondwłosy rycerz sięgnął po hełm i wymierzył w was mieczem.
- Jakem Kewin Błękitnooki, stójcie złoczyńcy! – zakrzyknął śpiewnym głosem. – Oddajcie złoto, któreście zrabowali bankowi Magyaronich albo dosięgnie was sprawiedliwość a wymierzy ją ta drużyna poszukiwaczy przygód: Iri Rudobrody, czarodziej Gilmananos i Lothermiel z Lasu!
Rycerz zatrzasnął przyłbicę a na potwierdzenie jego słów cała czwórka ruszyła w waszą stronę.
Ninerl, Ravandil
Ogry najwyraźniej uwierzyły słowom Ninerl i, mimo iż wciąż pomrukiwały niespokojnie i łypały na was swymi oczami, zajęły się własnymi sprawami. Targan, zastępca Bodraga wciąż wpatrywał się w zwiazanego górala. W końcu spytał:
- Czy on być posiłek??
Słyszący to Snaga, spytany o zielonoskórych spojrzał na Zinhę.
- Zieloni kręcom się zawsze i wszendzie – odparł herszt górali. – W wienkszości tam gdzie my czyli po południowej stronie. Ale i tu mogła zapuścić się jakaś banda. Zielonoskórzy jako i my stale obserwują przełęcz, widzom kędy przechodzi wojsko, to i widzom kiedy odeszło. Ale my tempimy ścierwo jako i straż górska, napadamy karawanę to nie zabijamy, chyba że nie chcom po dobroci. Nie dawajcie ogrom dobrego człowieka… Proszę...
Uwe Schreyvogl wzruszył ramionami.
- Do fortu Lloin stąd niecały dzień drogi – rzucił sam z siebie. - Miałem jechać do kapitana von Schlieffena, zameldować o negocjacjach ale z wojskiem wszystko już załatwione więc mogę nadłożyć dla panicza Diega dwa dzionki. Rozumiem że jedziemy razem? - sojrzał na was. - I gdzie do cholery podziewa się Broch i reszta??
Ranny jeniec tylko przez chwilę próbował się wyrywać, gdy szukałeś strzał. Uderzony przez ciebie zaniechał oporu i padł plując krwią na ziemię. Miałeś właśnie wlec go w stronę drogi gdy zauważyłeś, że Thorgroth padł nieprzytomny na ziemię, najwyraźniej dał mu się we znaki skok z piętnastu metrów. Po ciele krasnoluda przebiegła wiewiórka, na niebie zaczęły krążyć sępy zastanawiając się chyba czy ich posiłek nie wzbogaci się o jeszcze jedno danie. Stanął obok ciebie Bodrag, kapitan ogrów z cesarskim patentem. Zbryzgany krwią olbrzym z irokezem na głowie trzymał w dłoni skalp zdjęty z jednego z wrogów.
- Ty walczyć jak ogr – powiedział z uznaniem. – Tam – wskazał na skały po drugiej stronie strumienia gdzie Werner i Konrad ścigali zabójców. – Leżeć jeszcze jeden, ogłuszony. Z krasnoludem wszystko w porządku? Ty zająć się nim, on twój kompan, a kompanów nie zostawiać... - rzekł jeszcze, po czym krzyknął na swoich i wszyscy pobiegli za middenlandczykiem i akolitą.
Pierwszy sęp nieśmiało przysiadł na pobojowisku i zaczął skubać martwego zabójcę. Po drugiej stronie strumienia leżały trzy ciała, tym jedno odarte za skalpu przez Bodraga. Leżał tam również koń z karkiem skręconym przez ogra. Po twojej stronie leżał trup konia, którego Thorgroth trafił w szyję bełtem.
Broch i Konrad:
Mijając po lewej Dziurawą skałę pędziliście w górę zbocza. Po chwili wypadliście z zarośli na drogę, którą dziś przyjechaliście. Ścigany pędził nią, pochylony nad łbem konia, jakieś sto metrów przed wami. Wówczas Werner zaczął krzyczeć. Głos miał bardzo donośny, jak na dowódcę najemników przystało. Szum wodospadu był już daleko. Wiązanka, jaką Wern puścił w stronę człowieka wytrąciłaby z równowagi każdego, a tym bardziej fanatycznego kultystę. Ścigany szarpnął konia za lejce i w miejscu zawrócił. W rękach dostrzegliście krótki miecz i małą, okrągłą tarczę. Powodował koniem nogami tak jak na Gevaudanie potrafił to Broch. Zrównaliście się chcąc zetrzeć z nim jednocześnie. Rozpędzał się wściekle jadąc wam na spotkanie. Z głowy spadł mu kaptur ukazując długie, proste, czarne włosy. Wjechał między was zderzając się ostrzem z ostrzem Werna, przyjmując na tarczę cios Konrada. Rozminęliście się i zawracaliście konie do kolejnego starcia. Krnąbne, zdobyczne wierzchowce dawały się wam powodować z trudem. Mały południowy konik uginał się pod ciężarem kolczugi i kirysu Brocha. Zabójca zawrócił pierwszy i skoczył na akolitę oddzielając się nim od Wernera. Przez kilkanaście sekund miało walczyć ze sobą tylko dwóch ludzi. Przeciwnik zmierzył spojrzeniem Konrada. W całym wyglądzie południowca było coś paskudnego. Czy były to długie, strasznie przetłuszczone włosy, czy chuda pociągła twarz między nimi? A może zimne, obleśne spojrzenie? Szczupły, lecz żylasty, władał bronią na tyle dobrze, że Konrad został po chwili sprowadzony do defensywy. Odbiwszy szybki cios, raz i drugi, próbował kontrować lecz nadział się na jego tarczę. Przeciwnik odepchnął tarczą jego miecz i nie posiadający tarczy akolita mógł tylko patrzeć na ostrze zmierzające ku jego piersi. W oststaniej chwili odchylił się jak najbardziej w prawo i miecz, miast w serce, zaglębił się w boku. Konrad czył wyraźnie że ostrze przeszło przez mięso. Boveńczyk krzyknął gdy tamten wyszarpnął miecz a świat na powrót przyśpieszył. Przeciwnik już starł się z atakującym Brochem.
- Ścierwo! – krzyknął gdy miecz najemnika utkwił w jego tarczy a miecz zabójcy w tarczy Wernera. – Zginiece tutaj i nic nie zyskacie... - syknął.
W tym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Na trakcie przez wami, od strony przeciwnej niż Wodogrzmoty ukazali się jacyś ludzie. Droga wychodziła zza zakrętu góra sto metrów przed wami więc widzieliście dosyć dobrze. Zbrojnych było czterech: rycerz na białym rumaku, z rozwianym blond włosem, elf w płaszczu i z długim łukiem, grubawy typ z bródką, odziany podobnie do Abbie z którą swego czasu podróżowaliście oraz krasnolud z toporem i rudą brodą. Cała czwórka była w pozycjach bojowych, widać ostrzeżona przez wasze okrzyki. Równocześnie od strony Wodogrzmotów wylazło na drogę siedem zdyszanych ogrów Bodraga. Biegnąca między wysoką kosodrzewiną droga skręcała tak, że jedna i grupa widziała tylko was a nie siebie nawzajem. Wasz przeciwnik dostrzegł dziwną grupę i tnąc z góry Brocha zauważył ogry.
- A więc za mało, dwóch na jednego! – syknął parując kontrę Wernera i słaby cios, zaciskającego z bólu zęby Konrada. - Śmieci! Aye Sagetai! Meliście szczęście, że nie chodzi mi o was! Jeszcze się spotkamy, przyjaciele...
To rzekłwszy odskoczył od was i pomknął ku dziwnej grupce krzycząc:
- Z drogi! Z drogi! Cesarski goniec!
Tamci zdziwieni rozstąpili się przepuszczając go dalej. Po czym zaczęli się wam przyglądać.
- Zaraz…czy to nie oni? – usłyszeliście wymianę zdań.
- Jasne, cholera, że oni.
Elf nałożył strzałę na cięciwę. Blondwłosy rycerz sięgnął po hełm i wymierzył w was mieczem.
- Jakem Kewin Błękitnooki, stójcie złoczyńcy! – zakrzyknął śpiewnym głosem. – Oddajcie złoto, któreście zrabowali bankowi Magyaronich albo dosięgnie was sprawiedliwość a wymierzy ją ta drużyna poszukiwaczy przygód: Iri Rudobrody, czarodziej Gilmananos i Lothermiel z Lasu!
Rycerz zatrzasnął przyłbicę a na potwierdzenie jego słów cała czwórka ruszyła w waszą stronę.
Ninerl, Ravandil
Ogry najwyraźniej uwierzyły słowom Ninerl i, mimo iż wciąż pomrukiwały niespokojnie i łypały na was swymi oczami, zajęły się własnymi sprawami. Targan, zastępca Bodraga wciąż wpatrywał się w zwiazanego górala. W końcu spytał:
- Czy on być posiłek??
Słyszący to Snaga, spytany o zielonoskórych spojrzał na Zinhę.
- Zieloni kręcom się zawsze i wszendzie – odparł herszt górali. – W wienkszości tam gdzie my czyli po południowej stronie. Ale i tu mogła zapuścić się jakaś banda. Zielonoskórzy jako i my stale obserwują przełęcz, widzom kędy przechodzi wojsko, to i widzom kiedy odeszło. Ale my tempimy ścierwo jako i straż górska, napadamy karawanę to nie zabijamy, chyba że nie chcom po dobroci. Nie dawajcie ogrom dobrego człowieka… Proszę...
Uwe Schreyvogl wzruszył ramionami.
- Do fortu Lloin stąd niecały dzień drogi – rzucił sam z siebie. - Miałem jechać do kapitana von Schlieffena, zameldować o negocjacjach ale z wojskiem wszystko już załatwione więc mogę nadłożyć dla panicza Diega dwa dzionki. Rozumiem że jedziemy razem? - sojrzał na was. - I gdzie do cholery podziewa się Broch i reszta??
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Broch miał ogromną ochotę zakląć siarczyście lub rzucić kolejną wiązankę w kierunku świeżo objawionych kretynów, ale nie było na to czasu, a rozum podpowiedział, że nie byłoby to też dobrą taktyką. Najwyraźniej trafił na jakichś praworządnych do wyrzygu awanturników, nie mial bowiem wątpliwości, że w przeciwnym razie Lo-długouch z lasu już by strzelał, a rycerzyk dałby sobie spokój z wezwaniem do poddania się. Zresztą jak ktoś bierze sobie za przydomek "niebieskooki" to może być albo jakimś chędożonym świątynnym paladynem, albo sadomitą. Jeszcze zanim pompatyczny blondasek dokończył prezentację swoich kolegów-też-z-pewnością-idiotów rzekł szybko do ranionego Konrada.
- Za mnie i zatrzymaj ogry, przyjacielu!
Nie potrzebowali tu rzezi. Broch zasłonił się tarczą, jednocześnie wbijając w miękką ziemię miecz, tak by był pod ręką gdyby coś się szykowało. Uniósł pustą dłoń w powietrze, na znak że nie ma wrogich zamiarów, ale nie bardzo ufa palcom łucznika. Koń postąpił kilka kroków w przód, aby pozbawiony ochrony Konrad nie mógł stać się celem strzał.
- To nie był cesarski kurier idioto!!! - warknął. - Tylko CHAOSYTA! WIE GDZIE JEST ZŁOTO!!! Wiesz kto to chaosyta, kretynie???!!! - wydarł się głośno, machając za uciekającym zabójcą.
Zachowanie tych debili wskazywało, że nie są zwykłymi rzezimieszkami. Najemnik modlił się do Ulryka, żeby spróbowali zatrzymać tamtego choćby na wszelki wypadek. Przecież nie mogli mieć pewności, że nie jest częścią szajki, która obrobiła bank, a teraz czmycha po awanturze przy podziale łupów. Wern tak właśnie postrzegałby zaistniałą sytuację. Sam bez broni w ręku i nie próbując uciekać nie stanowił dla nich zagrożenia, oddając się głośno i donośnie w niewolę rycerza. "Może powinienem rzucić broń, lepiej by dotarło... ale to, kurwa, rodzinny oręż, fortele mają swoje granice" - pomyślał.
Nie to żeby rozumiał te rycerskie zwyczaje, oddawał się różnym pasowanym w niewolę kilka razy, na różnych polach bitew. Zawsze to moment na wytchnienie, a przede wszystkim okazja, żeby triumfującego i dumnego z siebie przeciwnika palnąć w łeb kiedy najmniej się spodziewa. Jakoś najczęściej po bitwie to Werner miał jeńca.
Rycerze to idioci, ot co. Jednak w obcym kraju trzeba dostosować się do zwyczajów, jak mu zawsze powtarzała matka. To i się dostosowywał...
Broch miał ogromną ochotę zakląć siarczyście lub rzucić kolejną wiązankę w kierunku świeżo objawionych kretynów, ale nie było na to czasu, a rozum podpowiedział, że nie byłoby to też dobrą taktyką. Najwyraźniej trafił na jakichś praworządnych do wyrzygu awanturników, nie mial bowiem wątpliwości, że w przeciwnym razie Lo-długouch z lasu już by strzelał, a rycerzyk dałby sobie spokój z wezwaniem do poddania się. Zresztą jak ktoś bierze sobie za przydomek "niebieskooki" to może być albo jakimś chędożonym świątynnym paladynem, albo sadomitą. Jeszcze zanim pompatyczny blondasek dokończył prezentację swoich kolegów-też-z-pewnością-idiotów rzekł szybko do ranionego Konrada.
- Za mnie i zatrzymaj ogry, przyjacielu!
Nie potrzebowali tu rzezi. Broch zasłonił się tarczą, jednocześnie wbijając w miękką ziemię miecz, tak by był pod ręką gdyby coś się szykowało. Uniósł pustą dłoń w powietrze, na znak że nie ma wrogich zamiarów, ale nie bardzo ufa palcom łucznika. Koń postąpił kilka kroków w przód, aby pozbawiony ochrony Konrad nie mógł stać się celem strzał.
- To nie był cesarski kurier idioto!!! - warknął. - Tylko CHAOSYTA! WIE GDZIE JEST ZŁOTO!!! Wiesz kto to chaosyta, kretynie???!!! - wydarł się głośno, machając za uciekającym zabójcą.
Zachowanie tych debili wskazywało, że nie są zwykłymi rzezimieszkami. Najemnik modlił się do Ulryka, żeby spróbowali zatrzymać tamtego choćby na wszelki wypadek. Przecież nie mogli mieć pewności, że nie jest częścią szajki, która obrobiła bank, a teraz czmycha po awanturze przy podziale łupów. Wern tak właśnie postrzegałby zaistniałą sytuację. Sam bez broni w ręku i nie próbując uciekać nie stanowił dla nich zagrożenia, oddając się głośno i donośnie w niewolę rycerza. "Może powinienem rzucić broń, lepiej by dotarło... ale to, kurwa, rodzinny oręż, fortele mają swoje granice" - pomyślał.
Nie to żeby rozumiał te rycerskie zwyczaje, oddawał się różnym pasowanym w niewolę kilka razy, na różnych polach bitew. Zawsze to moment na wytchnienie, a przede wszystkim okazja, żeby triumfującego i dumnego z siebie przeciwnika palnąć w łeb kiedy najmniej się spodziewa. Jakoś najczęściej po bitwie to Werner miał jeńca.
Rycerze to idioci, ot co. Jednak w obcym kraju trzeba dostosować się do zwyczajów, jak mu zawsze powtarzała matka. To i się dostosowywał...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Nie mógł się nadziwić sile perswazji Ninerl. Praktycznie w każdej sytuacji potrafiła zasypać daną osobę lawiną słów i postawić na swoim. W tej sytuacji Ravandil i Ninerl wyglądali jak ogień i woda, przy czym to Ninerl była ogniem. Co prawda ogry dalej łypały na nich małymi oczkami i patrzyły gniewnym wzrokiem, z cicha pomrukując, ale najwyraźniej informacja podana przez Ninerl powoli znajdywała mózg.
Ravandil w skupieniu pracował nad laską. Kawał drewna zaczynał powoli coś przypominać, może nie było to arcydzieło, ale jakąś wartość użytkową powinno mieć. Elf chwycił swoje "dzieło" i podszedł do Ninerl -Mam nadzieję, że ci się spodoba... Jak coś, zawsze można trochę przerobić... A może wyryć dedykację?- elf zachichotał -Kiedyś to będzie warte majątek dla kolekcjonerów rupieci- Ravandil uśmiechnął się, czekając, co odpowie elfka.
Puścił mimo uszu pojękiwania Snagi. Nie było sensu podejmować decyzji, zresztą Broch chętnie poznałby się z jeńcem. Dlatego ku własnemu rozczarowaniu ogry na razie nikogo nie pożrą... A zresztą właśnie, gdzie się podziewał Broch. Jego nieobecność zaczynała się nieprzyjemnie dłużyć. Zresztą nie tylko jego, ale całej reszty drużyny. Już nawet Schreyvogl zaczął się niecierpliwić, choć w jego przypadku to nie było wcale nic nowego
Nie mógł się nadziwić sile perswazji Ninerl. Praktycznie w każdej sytuacji potrafiła zasypać daną osobę lawiną słów i postawić na swoim. W tej sytuacji Ravandil i Ninerl wyglądali jak ogień i woda, przy czym to Ninerl była ogniem. Co prawda ogry dalej łypały na nich małymi oczkami i patrzyły gniewnym wzrokiem, z cicha pomrukując, ale najwyraźniej informacja podana przez Ninerl powoli znajdywała mózg.
Ravandil w skupieniu pracował nad laską. Kawał drewna zaczynał powoli coś przypominać, może nie było to arcydzieło, ale jakąś wartość użytkową powinno mieć. Elf chwycił swoje "dzieło" i podszedł do Ninerl -Mam nadzieję, że ci się spodoba... Jak coś, zawsze można trochę przerobić... A może wyryć dedykację?- elf zachichotał -Kiedyś to będzie warte majątek dla kolekcjonerów rupieci- Ravandil uśmiechnął się, czekając, co odpowie elfka.
Puścił mimo uszu pojękiwania Snagi. Nie było sensu podejmować decyzji, zresztą Broch chętnie poznałby się z jeńcem. Dlatego ku własnemu rozczarowaniu ogry na razie nikogo nie pożrą... A zresztą właśnie, gdzie się podziewał Broch. Jego nieobecność zaczynała się nieprzyjemnie dłużyć. Zresztą nie tylko jego, ale całej reszty drużyny. Już nawet Schreyvogl zaczął się niecierpliwić, choć w jego przypadku to nie było wcale nic nowego

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Ogry na szczęście jej uwierzyły. Kupiec chyba też. "Ale by było" pomyślała. "Gdyby mi nie wyszło". Zresztą, od zawsze potrafiła konstruować przekonujące historyjki. Nie nabierała się na nie tylko matka, Vanellen i Miaulin. Resztę zazwyczaj udawało się jej przekonać.
Podszedł Ravandil, trzymając coś na kształt kostura.
Ninerl odpowiedziała, śmiejąc sie: - Koniecznie. I wyryj jakiś głupawy napis, taki jakich zazwyczaj używają bardowie. Czas ją wypróbować- podniosła się powoli i chwyciła laskę. Miała nadzieję, że wytwór Ravandila wytrzyma jej ciężar.
- Ciekawe co oni tam jeszcze robią?- powiedziała z zastanowieniem w głosie. - Ktoś powinien pójśc i sprawdzic, ale nie wdawać się w walkę. Tylko kto byłby w stanie iśc na zwiad? Ktoś jest chętny? - zwróciła się do reszty.
Ogry na szczęście jej uwierzyły. Kupiec chyba też. "Ale by było" pomyślała. "Gdyby mi nie wyszło". Zresztą, od zawsze potrafiła konstruować przekonujące historyjki. Nie nabierała się na nie tylko matka, Vanellen i Miaulin. Resztę zazwyczaj udawało się jej przekonać.
Podszedł Ravandil, trzymając coś na kształt kostura.
Ninerl odpowiedziała, śmiejąc sie: - Koniecznie. I wyryj jakiś głupawy napis, taki jakich zazwyczaj używają bardowie. Czas ją wypróbować- podniosła się powoli i chwyciła laskę. Miała nadzieję, że wytwór Ravandila wytrzyma jej ciężar.
- Ciekawe co oni tam jeszcze robią?- powiedziała z zastanowieniem w głosie. - Ktoś powinien pójśc i sprawdzic, ale nie wdawać się w walkę. Tylko kto byłby w stanie iśc na zwiad? Ktoś jest chętny? - zwróciła się do reszty.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
„Chyba nie za bardzo się przyglądałeś. Już dawno nie posłałem tylu strzał w powietrze” pomyślał elf, ale na słowa kapitana ogrów, tylko skłonił głowę i odpowiedział – Świetna robota kapitanie. Ty i twoja kompania zaliczyliście świetną bitwę. Chciał jeszcze dodać „Ty walczyć jak elf”, ale nie wiedział czy to nie obraziłoby tego mięśniaka, więc uśmiechnął się tylko pod nosem. Wtedy też zauważył padającego krasnoluda. Szybko zarzucił na głowę kaptur, podszedł do jeńca i chłodnym niskim głosem powiedział, –Jeśli ruszysz się, choć na centymetr, to moja strzała znajdzie się w twoim oku. Mam nadzieję, że rozumiesz powagę tej sytuacji. Przeciągnął go z dala od wody, aby się nie zachłysnął i szybko podbiegł do Thorgrotha. Chwycił krasnoluda za ramiona i wyciągnął na brzeg. – Te! Broda! Żyjesz? Humor nie opuszczał Galavandrela nawet na moment, i chyba sam elf nie wiedział dlaczego. Może to wreszcie okazja do bitwy, sprawiła, że elf poczuł się jak za dawnych lat. Znowu chciało mu się śmiać i żyć, choć może to nie była akurat odpowiednia okazja do żartów. Uchylił jedną powiekę krasnoluda i na otwartą gałkę oczną wylał kilka kropel wody.. „To powinno go ocucić. Przeszukam tych głupków później”. Co jakiś czas, elf zerkał na jeńca, a także spoglądał w kierunku, w którym podążyli jego kompani.
„Chyba nie za bardzo się przyglądałeś. Już dawno nie posłałem tylu strzał w powietrze” pomyślał elf, ale na słowa kapitana ogrów, tylko skłonił głowę i odpowiedział – Świetna robota kapitanie. Ty i twoja kompania zaliczyliście świetną bitwę. Chciał jeszcze dodać „Ty walczyć jak elf”, ale nie wiedział czy to nie obraziłoby tego mięśniaka, więc uśmiechnął się tylko pod nosem. Wtedy też zauważył padającego krasnoluda. Szybko zarzucił na głowę kaptur, podszedł do jeńca i chłodnym niskim głosem powiedział, –Jeśli ruszysz się, choć na centymetr, to moja strzała znajdzie się w twoim oku. Mam nadzieję, że rozumiesz powagę tej sytuacji. Przeciągnął go z dala od wody, aby się nie zachłysnął i szybko podbiegł do Thorgrotha. Chwycił krasnoluda za ramiona i wyciągnął na brzeg. – Te! Broda! Żyjesz? Humor nie opuszczał Galavandrela nawet na moment, i chyba sam elf nie wiedział dlaczego. Może to wreszcie okazja do bitwy, sprawiła, że elf poczuł się jak za dawnych lat. Znowu chciało mu się śmiać i żyć, choć może to nie była akurat odpowiednia okazja do żartów. Uchylił jedną powiekę krasnoluda i na otwartą gałkę oczną wylał kilka kropel wody.. „To powinno go ocucić. Przeszukam tych głupków później”. Co jakiś czas, elf zerkał na jeńca, a także spoglądał w kierunku, w którym podążyli jego kompani.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Syknął z bólu, gdy ostrze zamachowca wbiło się w jego bok. Jeszcze przed chwilą zapowiadało się na to, że wyjdzie z całego wydarzenia bez szwanku, nie zdenerwuje zbytnio Julii. Niestety, taki jest właśnie Stary Świat - całkowicie nieprzewidywalny, tylko idioci żyją w nim z nadziejami. Po ucieczce napastnika trzymał się za bok, ale ani trochę nie hamowało to narastającej w nim wściekłości w kierunku "grupy bohaterów od siedmiu boleści".
Kurwa trzymajcie mnie bo za chwilę całą czwórkę gołymi rękoma rozszarpie!.
Widząc, że nawet Werner zachowuje jako-taki spokój, sam też się uspokoił, powstrzymując gestem ręki maszerujące w stronę "bohaterów" ogry.
Pozwolę tylko dodać od siebie, że Sigmar osobiście pokarze was za głupotę, gdy zrobicie co innego, niż ruszenie w pogoń za uciekającym.
Grupka wyraźnie irytowała akolitę, ale jakby się głębiej zastanowić... Ich drużyna być może też tak kiedyś wyglądała. Tak, to znaczy jak banda chłopców i dziewczynek, którzy dopiero co opuścili wsie/miasta, bo "na trakcie jest tak super!". Choć akolita nigdy o swojej wędrówce tak nie myślał, wiedział, że w niektórych kręgach tak mógł być postrzegany.
Syknął z bólu, gdy ostrze zamachowca wbiło się w jego bok. Jeszcze przed chwilą zapowiadało się na to, że wyjdzie z całego wydarzenia bez szwanku, nie zdenerwuje zbytnio Julii. Niestety, taki jest właśnie Stary Świat - całkowicie nieprzewidywalny, tylko idioci żyją w nim z nadziejami. Po ucieczce napastnika trzymał się za bok, ale ani trochę nie hamowało to narastającej w nim wściekłości w kierunku "grupy bohaterów od siedmiu boleści".
Kurwa trzymajcie mnie bo za chwilę całą czwórkę gołymi rękoma rozszarpie!.
Widząc, że nawet Werner zachowuje jako-taki spokój, sam też się uspokoił, powstrzymując gestem ręki maszerujące w stronę "bohaterów" ogry.
Pozwolę tylko dodać od siebie, że Sigmar osobiście pokarze was za głupotę, gdy zrobicie co innego, niż ruszenie w pogoń za uciekającym.
Grupka wyraźnie irytowała akolitę, ale jakby się głębiej zastanowić... Ich drużyna być może też tak kiedyś wyglądała. Tak, to znaczy jak banda chłopców i dziewczynek, którzy dopiero co opuścili wsie/miasta, bo "na trakcie jest tak super!". Choć akolita nigdy o swojej wędrówce tak nie myślał, wiedział, że w niektórych kręgach tak mógł być postrzegany.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Thorgroth
Krasnolud zachwiał się na nogach, wypuścił z dłoni miecz i padł na ziemię.
Nagle poczuł jak ktoś go ciągnie.
- Te! Broda! Żyjesz?- dobiegło do niego jak przez mgłę.
Krasnolud mruknął coś niewyraźnie, co najwyraźniej było znakiem że jeszcze chyba żyje.
Nagle elf wlał kilka kropel wody pod powiekę krasnoluda.
Thorgroth oprzytomniał i zerwał się z nóg ale po chwili usiadł, za długo ustać nie mógł, był po prostu zbyt poobijany.
- Myślałem że w szerokim świecie jest bezpieczniej niż w kopalni.- mruknął i usiadł.
Sorry że krótko ale więcej nie dam rady wyskrobać( przynajmniej na razie)
Krasnolud zachwiał się na nogach, wypuścił z dłoni miecz i padł na ziemię.
Nagle poczuł jak ktoś go ciągnie.
- Te! Broda! Żyjesz?- dobiegło do niego jak przez mgłę.
Krasnolud mruknął coś niewyraźnie, co najwyraźniej było znakiem że jeszcze chyba żyje.
Nagle elf wlał kilka kropel wody pod powiekę krasnoluda.
Thorgroth oprzytomniał i zerwał się z nóg ale po chwili usiadł, za długo ustać nie mógł, był po prostu zbyt poobijany.
- Myślałem że w szerokim świecie jest bezpieczniej niż w kopalni.- mruknął i usiadł.
Sorry że krótko ale więcej nie dam rady wyskrobać( przynajmniej na razie)
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Broch i Konrad
Kapitulacja Brocha zdziwiła mocno awanturników, nie spodziewali się chyba tego. Nie zamierzali jednak wcale ścigać wodza zabójców. Ten minął ich zresztą i pędząc na koniu zniknął za zakrętem drogi. Obejrzawszy się tylko za nim, poszukiwacze przygód ruszyli w stronę najemnika. Poddanie się okazało się być kiepskim pomysłem. Werner został w mig otoczony, blondwłosy rycerz zajechał mu tyły. Musiał być mile połechtany tym widokiem kapitulującego przed nim zakutego w stal olbrzyma.
- Rzuć wszelką broń! – krzyknął tryumfalnie. – Znijdź z rumaka. Jakem Kewin Błękitnooki przyjmuję twój pardon!
- Chuja nie pardon – rudobrody krasnolud gniewnie chwycił za uzdę konia middenlandczyka. – Na ziemię dryblasie.
Sytuacja nie była ciekawa. Elf i czarodziej (wszystko wskazywało, że grubas w luźnych szatach jest magiem) nie odzywali się. Stanęli obok, długouch z łukiem gotowym do strzału a mag (profesja potwierdziła się gdy wyjął ozdobiony znakami kostur) pewnie też mógł w każdej chwili sklecić jakiś czar. W rzeczy samej zaczął coś mamrotać i Broch poczuł nagle jakby uderzenie w głowie. Mag najwyraźniej próbował wejść do umysłu najemnika - Gdzie jest złoto? - słyszał natrętne, wtłaczające się obce myśli. Werner czuł wrogą ingerencję. Czarodziej nie mógł jednak wiedzieć że najemnik jest odporny na tego typu sztuczki i po chwili odparł psychiczny atak że grubemu aż zakręciło się w głowie. Zatoczył się jak pijany i omal nie przewrócił, próbując coś zrozumieć. Przez to wszystko Werner słyszał, jakby zza ściany, wołanie Konrada do ogrów Bodraga.
- Ty! – blondwłosy rycerz wycelował miecz w Konrada. – Ku komu głos unosisz? Azaliż ku kompanom swym złoczyńcom wszetecznym? Mów a bieżaj tutaj i ręce na znak poddania ku niebiosom unieś.
Konrad nie odpowiedział, wciąż trzymając się za ranę i z trudem utrzymając równowagę
- Skończ przemowy zakuta pało! - ryknął doprowadzony do pasji krasnolud, nie spuszczający Brocha z topora i oka. - I idź zobacz kogo wołał!
Rycerz jak niesmaczny, mając na oku Konrada, podążył w stronę zakrętu. Kiedy dojechał zarył w ziemię kopytami i odsłonił przyłbicę.
- Na kości mego papy – wydukał.
- Co tam, co tam jest? – wrzeszczał czerwony ze złości krasnolud.
- O…ogry.
- Co?
- Ogry!
- k**wa – krasnolud puścił wodze Wernera i pobiegł do zakrętu.
- Osz, k**wa – powiedział gdy dobiegł.
Obydwaj patrzyli na siódemkę ogrów Bodraga, zatrzymaną okrzykami Konrada.
Olbrzymy stały niepewne co robić, chwyciły mocniej broń i ryknęły tylko groźnie na widok rycerza z krasnoludem. Poszukiwacze przygód gotując się, nie wiadomo: do walki czy do ucieczki, spoglądali to na patrzące pytająco na ogry, to na was.
Galavandrel i Thorgroth
Krasnolud poczuł nagle chluśnięcie zimnej wody i zaklął szpetnie pod nosem. Lodowata woda ze strumienia ocuciła go na chwilę. Widział błędnym wzrokiem jak elf wlecze związanego jeńca każe mu go pilnować a następnie przeprawia się poprzez strumień i idzie gdzieś między skały. Jęknął z bólu i po chwili znów zapadł w ciemość.
Tymczasem Galavandrel pnąc się pod górę, dotarł w miejsce gdzie Konrad z Wernerem ścigali zabójców. Na ziemi leżał wprawnie ogłuszony (dobrze był widoczny ślad po płazie miecza na skroni) mężczyzna ze strzałą w ramieniu. Rozpoznał w nim tego, którego postrzelił w trakcie pościgu, przy wodospadzie, mierząc z dołu skały. Kawałek wyżej zauważył dwa splątane ciała: człowieka i ogra naszpikowanego strzałami. Przez szum wodospadu dosłyszał rżenie. Po kilku minutach wrócił z trzema zabłąkanymi między skałami białymi końmi, niewysokimi jak pozostałe zwierzęta z południa. Patrząc na zgrabne koniki elf uśmiechnął się. Sam nie wiedząc dlaczego Galavandrel zaczął liczyć. Zabójców było ośmiu. Pięciu dosiadło koni z czego jeden uciekł, dwa konie zginęły, jednego wziął Broch a jeden uciekł poczas walki – nie był to jednak żaden z tych, które znalazł, zapamiętał bowiem barwę. Koni było dziewięć! A i w sumie co z tego…ośmiu jeźdźców, jeden juczny, dodał w myślach po chwili. Przeszukał ciała znalazłszy w sakwach paręnaście złotych i kilkadziesiąt srebrnych południowych monet, sądząc po wadze jednak niewiele mniej wartych niż szyling czy korona. Przywłaszczył też sobie ładny, zapinany kołczan z doskonałymi strzałami. Ten należący do trupa przywalonego ogrem został niestety doszczętnie zgnieciony. Zaczął kombinować jak zwlec nieprzytomnego jeńca na dół, jednak coś go niepokoiło. Wszystkie konie były osiodłane! Przypomniał sobie dokładnie. Zabójców musiało być dziewięciu! Jeden z nich musiał się gdzieś kręcić…albo ktoś był z nimi. Elf uwiązał ogłuszonego jeńca za nogi do konia i sprowadził za uzdę wierzchowce wraz z ciągniętym po ziemi nieszczęśnikiem na dół.
Kiedy Galavandrel wrócił z trzema końmi i jeńcem, po drugiej stronie strumienia trwała walka. Choć walka to może za dużo powiedziane, przypominało bowiem raczej parodię. Dwie leżące postacie siłowały się ze sobą a widać było, że sił mają niewiele. W trakcie kwadransa kiedy jej nie było na pobojowisku wydarzyło się nieco. Związany jeniec po długich staraniach przeturlał się bliżej khazada. Nie zdołał bądź nie chciał go ugryźć lecz dotarłszy do nieprzytomnego ustawił się doń tyłem i zaczął ciąć więzy o topór wiszący u pasa Thorgrotha. Przeciął je w końcu i tryumfalnie sięgnął po broń lecz w tym momencie obudził sierżanta. Krasnolud był może lżej ranny lecz wyczerpany uderzeniem o taflę wody. Wykrzesawszy resztki sił uderzył wielką jak łopata pieścią mężczyznę, lecz zdało się to tylko na tyle, że teraz obaj trzymali oburącz rękojeść topora. Zbyt wyczerpani, żeby się podnieść (przy czym zabójca miał wciąż związane nogi) wymieniając kuksańce próbowali wydrzeć sobie broń. Zabójca przygniótł wyczerpanego krasnoluda i skierował ostrze niebezpiecznie ku jego szyi. Po szyi najemnika pociekła strużka krwi. W tej jednak chwili khazad korzystając ze swobody nóg kopnął oponenta w krocze. Topór zadrasnął z kolei zabójcę w czoło. Przewrócili się, jęcząc z bólem, i siłowali dalej nie puszczając broni.
Ninerl, Ravandil
- Nie ruszamy się stąd dopóki Broch i reszta nie wrócą... - rzucił Zinha patrząc na Ninerl. – Ty! - wskazał na Snagę. - Możliwe, że zdołasz wyciągnąć swoje życie z tej sytuacji, choć za to tylko że nas zaatakowałeś jesteśmy w prawie poderżnąć ci z miejsca gardło. Im więcej informacji nam podasz na temat ludzi którzy na nas polują, tym większe twe szanse na ocalenie głowy. Nie radziłbym więc zachowywać żadnych tajemnic, bo jeśli zacznę je z ciebie sam wyciągać, nie poprzestanę póki sam nie zaczniesz błagać bym cię dobił - uśmiechnął się ponuro. - Jeśli masz więc coś do dodania do tego, co już powiedziałeś, lepiej wyjaw to nie pytany - zakończył, powracając do rzeczywistości.
Snaga spojrzał z trwogą w oczach na rycerza, po czym powiedział:
- Tamci charakterniki byli osobliwe. Mus zwiedzieli się, że w okolicy grasujemy, przyjechali i poczęli wołać, to wyszlim. Dwieście koron nam dawali, pięćdziesiąt z góry zapłacili. Jam myślał, że kamraty z niech będą, porządne rezuny, do bitki i do wypitki ale oni nic. Ponure takie, mrukliwe, coś mierżącego w niech było. Myślem ja, że bogów to oni nie szanowali. Wtedy jech pół dnia widzielim a potem obozowalim pół mili od siebie to siem ich wiela nie naoglądał. W jech obozie to był ja raz, i wtedy zobaczyłem dwóch nowych to myślę, że było ośmiu.
Kiedy mówił na stoku po drugiej stronie strumienia zauważyliście cztery schodzące powoli ogry. Musiały to być te, które ścigały górali. Skoro zbliżyły się dostrzegliście, że nie prowadzą, żadnego jeńca, ani nie niosą skalpów jak było w ogrzym zwyczaju.
- My nie dogonić – zameldował jeden Targanowi, zdyszany. – Ludziki szybko biegać po górach.
Stary ogr skinął mu głową krojąc właśnie zabitego konia Teodora.
- Czemu wszystkie ludziki myśleć, że my lubić je jeść? – Targan uniósł łapska do góry w teatralnym geście. Reszta ogrów zaśmiała się chrapliwie. - Wcale nie być największy przysmak ogry. Smakować trochę jak kurczak. Wołowina dużo lepsza. My wiedzieć, że wy nie lubić jak was jeść więc jeść was tylko jak nie ma nic innego.
Zinha, widząc sposobność wykorzystania ogrów do sprawdzenia co dzieje się z resztą kompanii, zagaił do Targana.
- Dość długo już naszych nie ma, a i kapitana Bodraga nie widać – sprawdzicie co z nimi? Sami byśmy to zrobili ale ranni jesteśmy i nie ma jak...
- My zobaczyć co się tam dzieje – rzekł Targan. Wydał kilka rozkazów i po chwili piątka ogrów udała się śladem pościgu, w głąb doliny.
Murdo wraz Uwe i jego pomocnikiem przenieśli księcia na wóz kupca. Diego w przesiąkniętym krwią kaftanie, z obandażowanym barkiem spał obok przebitej strzałą kolczugi.
- Nie wiem kiedy odzyska przytomność – rzekła obmywając w strumieniu ręce z krwi Elissa. – Lecz wiem, że potrzebny mu będzie medyk. Nie jestem chirurgiem. Potrafię opatrzyć ranę i zadbać aby nie wdało się zakażenie ale nie umiem jej dobrze zaszyć. Jeśli się otworzy może być kiepsko.
- W forcie Lloin jest medyk – powiedział sapiąc Uwe Schreyvogl. – I jak mówiłem listy gończe chyba tam nie dotarły. Choć głowy nie dam. - spojrzał na rannego, bladego księcia po czym dodał. - Ale chyba wyboru nie macie...
Kapitulacja Brocha zdziwiła mocno awanturników, nie spodziewali się chyba tego. Nie zamierzali jednak wcale ścigać wodza zabójców. Ten minął ich zresztą i pędząc na koniu zniknął za zakrętem drogi. Obejrzawszy się tylko za nim, poszukiwacze przygód ruszyli w stronę najemnika. Poddanie się okazało się być kiepskim pomysłem. Werner został w mig otoczony, blondwłosy rycerz zajechał mu tyły. Musiał być mile połechtany tym widokiem kapitulującego przed nim zakutego w stal olbrzyma.
- Rzuć wszelką broń! – krzyknął tryumfalnie. – Znijdź z rumaka. Jakem Kewin Błękitnooki przyjmuję twój pardon!
- Chuja nie pardon – rudobrody krasnolud gniewnie chwycił za uzdę konia middenlandczyka. – Na ziemię dryblasie.
Sytuacja nie była ciekawa. Elf i czarodziej (wszystko wskazywało, że grubas w luźnych szatach jest magiem) nie odzywali się. Stanęli obok, długouch z łukiem gotowym do strzału a mag (profesja potwierdziła się gdy wyjął ozdobiony znakami kostur) pewnie też mógł w każdej chwili sklecić jakiś czar. W rzeczy samej zaczął coś mamrotać i Broch poczuł nagle jakby uderzenie w głowie. Mag najwyraźniej próbował wejść do umysłu najemnika - Gdzie jest złoto? - słyszał natrętne, wtłaczające się obce myśli. Werner czuł wrogą ingerencję. Czarodziej nie mógł jednak wiedzieć że najemnik jest odporny na tego typu sztuczki i po chwili odparł psychiczny atak że grubemu aż zakręciło się w głowie. Zatoczył się jak pijany i omal nie przewrócił, próbując coś zrozumieć. Przez to wszystko Werner słyszał, jakby zza ściany, wołanie Konrada do ogrów Bodraga.
- Ty! – blondwłosy rycerz wycelował miecz w Konrada. – Ku komu głos unosisz? Azaliż ku kompanom swym złoczyńcom wszetecznym? Mów a bieżaj tutaj i ręce na znak poddania ku niebiosom unieś.
Konrad nie odpowiedział, wciąż trzymając się za ranę i z trudem utrzymając równowagę
- Skończ przemowy zakuta pało! - ryknął doprowadzony do pasji krasnolud, nie spuszczający Brocha z topora i oka. - I idź zobacz kogo wołał!
Rycerz jak niesmaczny, mając na oku Konrada, podążył w stronę zakrętu. Kiedy dojechał zarył w ziemię kopytami i odsłonił przyłbicę.
- Na kości mego papy – wydukał.
- Co tam, co tam jest? – wrzeszczał czerwony ze złości krasnolud.
- O…ogry.
- Co?
- Ogry!
- k**wa – krasnolud puścił wodze Wernera i pobiegł do zakrętu.
- Osz, k**wa – powiedział gdy dobiegł.
Obydwaj patrzyli na siódemkę ogrów Bodraga, zatrzymaną okrzykami Konrada.
Olbrzymy stały niepewne co robić, chwyciły mocniej broń i ryknęły tylko groźnie na widok rycerza z krasnoludem. Poszukiwacze przygód gotując się, nie wiadomo: do walki czy do ucieczki, spoglądali to na patrzące pytająco na ogry, to na was.
Galavandrel i Thorgroth
Krasnolud poczuł nagle chluśnięcie zimnej wody i zaklął szpetnie pod nosem. Lodowata woda ze strumienia ocuciła go na chwilę. Widział błędnym wzrokiem jak elf wlecze związanego jeńca każe mu go pilnować a następnie przeprawia się poprzez strumień i idzie gdzieś między skały. Jęknął z bólu i po chwili znów zapadł w ciemość.
Tymczasem Galavandrel pnąc się pod górę, dotarł w miejsce gdzie Konrad z Wernerem ścigali zabójców. Na ziemi leżał wprawnie ogłuszony (dobrze był widoczny ślad po płazie miecza na skroni) mężczyzna ze strzałą w ramieniu. Rozpoznał w nim tego, którego postrzelił w trakcie pościgu, przy wodospadzie, mierząc z dołu skały. Kawałek wyżej zauważył dwa splątane ciała: człowieka i ogra naszpikowanego strzałami. Przez szum wodospadu dosłyszał rżenie. Po kilku minutach wrócił z trzema zabłąkanymi między skałami białymi końmi, niewysokimi jak pozostałe zwierzęta z południa. Patrząc na zgrabne koniki elf uśmiechnął się. Sam nie wiedząc dlaczego Galavandrel zaczął liczyć. Zabójców było ośmiu. Pięciu dosiadło koni z czego jeden uciekł, dwa konie zginęły, jednego wziął Broch a jeden uciekł poczas walki – nie był to jednak żaden z tych, które znalazł, zapamiętał bowiem barwę. Koni było dziewięć! A i w sumie co z tego…ośmiu jeźdźców, jeden juczny, dodał w myślach po chwili. Przeszukał ciała znalazłszy w sakwach paręnaście złotych i kilkadziesiąt srebrnych południowych monet, sądząc po wadze jednak niewiele mniej wartych niż szyling czy korona. Przywłaszczył też sobie ładny, zapinany kołczan z doskonałymi strzałami. Ten należący do trupa przywalonego ogrem został niestety doszczętnie zgnieciony. Zaczął kombinować jak zwlec nieprzytomnego jeńca na dół, jednak coś go niepokoiło. Wszystkie konie były osiodłane! Przypomniał sobie dokładnie. Zabójców musiało być dziewięciu! Jeden z nich musiał się gdzieś kręcić…albo ktoś był z nimi. Elf uwiązał ogłuszonego jeńca za nogi do konia i sprowadził za uzdę wierzchowce wraz z ciągniętym po ziemi nieszczęśnikiem na dół.
Kiedy Galavandrel wrócił z trzema końmi i jeńcem, po drugiej stronie strumienia trwała walka. Choć walka to może za dużo powiedziane, przypominało bowiem raczej parodię. Dwie leżące postacie siłowały się ze sobą a widać było, że sił mają niewiele. W trakcie kwadransa kiedy jej nie było na pobojowisku wydarzyło się nieco. Związany jeniec po długich staraniach przeturlał się bliżej khazada. Nie zdołał bądź nie chciał go ugryźć lecz dotarłszy do nieprzytomnego ustawił się doń tyłem i zaczął ciąć więzy o topór wiszący u pasa Thorgrotha. Przeciął je w końcu i tryumfalnie sięgnął po broń lecz w tym momencie obudził sierżanta. Krasnolud był może lżej ranny lecz wyczerpany uderzeniem o taflę wody. Wykrzesawszy resztki sił uderzył wielką jak łopata pieścią mężczyznę, lecz zdało się to tylko na tyle, że teraz obaj trzymali oburącz rękojeść topora. Zbyt wyczerpani, żeby się podnieść (przy czym zabójca miał wciąż związane nogi) wymieniając kuksańce próbowali wydrzeć sobie broń. Zabójca przygniótł wyczerpanego krasnoluda i skierował ostrze niebezpiecznie ku jego szyi. Po szyi najemnika pociekła strużka krwi. W tej jednak chwili khazad korzystając ze swobody nóg kopnął oponenta w krocze. Topór zadrasnął z kolei zabójcę w czoło. Przewrócili się, jęcząc z bólem, i siłowali dalej nie puszczając broni.
Ninerl, Ravandil
- Nie ruszamy się stąd dopóki Broch i reszta nie wrócą... - rzucił Zinha patrząc na Ninerl. – Ty! - wskazał na Snagę. - Możliwe, że zdołasz wyciągnąć swoje życie z tej sytuacji, choć za to tylko że nas zaatakowałeś jesteśmy w prawie poderżnąć ci z miejsca gardło. Im więcej informacji nam podasz na temat ludzi którzy na nas polują, tym większe twe szanse na ocalenie głowy. Nie radziłbym więc zachowywać żadnych tajemnic, bo jeśli zacznę je z ciebie sam wyciągać, nie poprzestanę póki sam nie zaczniesz błagać bym cię dobił - uśmiechnął się ponuro. - Jeśli masz więc coś do dodania do tego, co już powiedziałeś, lepiej wyjaw to nie pytany - zakończył, powracając do rzeczywistości.
Snaga spojrzał z trwogą w oczach na rycerza, po czym powiedział:
- Tamci charakterniki byli osobliwe. Mus zwiedzieli się, że w okolicy grasujemy, przyjechali i poczęli wołać, to wyszlim. Dwieście koron nam dawali, pięćdziesiąt z góry zapłacili. Jam myślał, że kamraty z niech będą, porządne rezuny, do bitki i do wypitki ale oni nic. Ponure takie, mrukliwe, coś mierżącego w niech było. Myślem ja, że bogów to oni nie szanowali. Wtedy jech pół dnia widzielim a potem obozowalim pół mili od siebie to siem ich wiela nie naoglądał. W jech obozie to był ja raz, i wtedy zobaczyłem dwóch nowych to myślę, że było ośmiu.
Kiedy mówił na stoku po drugiej stronie strumienia zauważyliście cztery schodzące powoli ogry. Musiały to być te, które ścigały górali. Skoro zbliżyły się dostrzegliście, że nie prowadzą, żadnego jeńca, ani nie niosą skalpów jak było w ogrzym zwyczaju.
- My nie dogonić – zameldował jeden Targanowi, zdyszany. – Ludziki szybko biegać po górach.
Stary ogr skinął mu głową krojąc właśnie zabitego konia Teodora.
- Czemu wszystkie ludziki myśleć, że my lubić je jeść? – Targan uniósł łapska do góry w teatralnym geście. Reszta ogrów zaśmiała się chrapliwie. - Wcale nie być największy przysmak ogry. Smakować trochę jak kurczak. Wołowina dużo lepsza. My wiedzieć, że wy nie lubić jak was jeść więc jeść was tylko jak nie ma nic innego.
Zinha, widząc sposobność wykorzystania ogrów do sprawdzenia co dzieje się z resztą kompanii, zagaił do Targana.
- Dość długo już naszych nie ma, a i kapitana Bodraga nie widać – sprawdzicie co z nimi? Sami byśmy to zrobili ale ranni jesteśmy i nie ma jak...
- My zobaczyć co się tam dzieje – rzekł Targan. Wydał kilka rozkazów i po chwili piątka ogrów udała się śladem pościgu, w głąb doliny.
Murdo wraz Uwe i jego pomocnikiem przenieśli księcia na wóz kupca. Diego w przesiąkniętym krwią kaftanie, z obandażowanym barkiem spał obok przebitej strzałą kolczugi.
- Nie wiem kiedy odzyska przytomność – rzekła obmywając w strumieniu ręce z krwi Elissa. – Lecz wiem, że potrzebny mu będzie medyk. Nie jestem chirurgiem. Potrafię opatrzyć ranę i zadbać aby nie wdało się zakażenie ale nie umiem jej dobrze zaszyć. Jeśli się otworzy może być kiepsko.
- W forcie Lloin jest medyk – powiedział sapiąc Uwe Schreyvogl. – I jak mówiłem listy gończe chyba tam nie dotarły. Choć głowy nie dam. - spojrzał na rannego, bladego księcia po czym dodał. - Ale chyba wyboru nie macie...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Nie zatrzymali się żeby dorwać cholernego zabójcę. Zamiast tego postanowili wziąć do niewoli poddających się przeciwników. Diagnoza była słuszna. Banda kretynów.
Werner zmarszczył brwi i zaczął mruczeć jakieś obelgi pod nosem, gdy grubas, który od początku wyglądał najemnikowi na maga zaczął swoje sztuczki. Niestety, przeliczył się mocno - nie takie magiczne ataki Broch odpierał już w swoim życiu bez uszczerbku na zdrowiu. Gdy tylko czarodziej zatoczył się chwiejnie, middenlandczyk wypatrzył wreszcie swoją szansę. W jednej chwili chwycił za miecz i malowniczym łukiem trafił grubasa prosto w łeb.
Wielki najemnik celowo zachwiał się w siodle, przerzucając ciężar ciała na odpowiednią stronę, z mieczem uniesionym w górę. Gdy krasnolud wrócił, koń stał już ustawiony w dobrej pozycji.
- No chodź, sku*wielu, zobaczymy coś wart!! - warknął przeraźliwie.
„Jakaż szkoda, że nie mam pod siodłem Gevaudana”, pomyślał przelotnie, cały czas zasłaniając się tarczą przed elfem. Konrad, mimo że ranny, zajmie się resztą. Ogry wraz z nim.
Nie zatrzymali się żeby dorwać cholernego zabójcę. Zamiast tego postanowili wziąć do niewoli poddających się przeciwników. Diagnoza była słuszna. Banda kretynów.
Werner zmarszczył brwi i zaczął mruczeć jakieś obelgi pod nosem, gdy grubas, który od początku wyglądał najemnikowi na maga zaczął swoje sztuczki. Niestety, przeliczył się mocno - nie takie magiczne ataki Broch odpierał już w swoim życiu bez uszczerbku na zdrowiu. Gdy tylko czarodziej zatoczył się chwiejnie, middenlandczyk wypatrzył wreszcie swoją szansę. W jednej chwili chwycił za miecz i malowniczym łukiem trafił grubasa prosto w łeb.
Wielki najemnik celowo zachwiał się w siodle, przerzucając ciężar ciała na odpowiednią stronę, z mieczem uniesionym w górę. Gdy krasnolud wrócił, koń stał już ustawiony w dobrej pozycji.
- No chodź, sku*wielu, zobaczymy coś wart!! - warknął przeraźliwie.
„Jakaż szkoda, że nie mam pod siodłem Gevaudana”, pomyślał przelotnie, cały czas zasłaniając się tarczą przed elfem. Konrad, mimo że ranny, zajmie się resztą. Ogry wraz z nim.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
