[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Wreszcie napięcie się rozładowało. Plan był ustalony, Miaulin przestała histeryzować i w ogóle wszyscy zajęli się własnymi sprawami. Ravandil jeszcze raz starał poukładać sobie w myślach plan, żeby w spodziewanym zamieszaniu nie stracić głowy. W sumie plan był z gatunku takich, które powinny się udać, szczególnie, że mają do pomocy ogry jako główną siłę uderzeniową. Zaniepokoiły go tylko słowa Diega, o tym, że w wysokich górach nie będzie za bardzo na co polować. Niby prawda znana na całym świecie, ale elfowi zmroziło to na chwilę krew w żyłach. Wolał nie wiedzieć, jak zachowują się głodne ogry... Oby tylko te muły uchowały się do rozstania z tymi bestiami, bo jak nie to ten cały towar będą chyba nieść na własnych plecach.
Nad przełęczą zapanowała całkowita ciemność, rozświetlana blaskiem budzącego się ze snu księżyca. Gdzie nie gdzie zza chmur nieśmiało wyglądały gwiazdy. Innymi słowami szykowała się pogodna noc. Każdy zajął się własnymi sprawami, niczym na wędrownym obozie przetrwania rekrutów. Wszyscy wypoczywają i się dobrze bawią, a gdzieś nad nimi wisi wizja wojny i śmierci... Ravandil uciął sobie pogawędkę z Galavandrelem, po czym rozłożył się na niewielkiej pochyłości terenu i spojrzał w niebo. Chmury snujące się po niebie działają tak usypiająco...
Po kilku minutach podniósł się i rozejrzał się po obozie. Wstał i podszedł do Ninerl, która wcześniej rozmawiała ze swoją siostrą
-Może przejdziemy się tutaj po okolicy? Już niemal zapomniałem przez te parę dni, jak wygląda zwykły spacer... I przydałoby się trochę świeżego powietrza, bo obecność tych ogrów to uniemożliwia... Może to dziwnie wygląda, ale ostatnio tylko nocą jest okazja, by rozprostować nieco kości...- Urwał i z trudem powstrzymał napływający rumieniec. Zaskoczyło go, że poczuł się jak dzieciak, który tłumaczy się z tego, że chce iść na spacer...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

„Hehe. To się nazywa umiejętność rozmawiania z kobietami” Galavandrelowi uśmiech sam cisnął się na usta. Plan był ustalony, Miaulin się uspokoiła. „Może jeszcze wyjdzie na ludzi… ups, na elfów”. Wszyscy w obozie zajmowali się już własnymi sprawami, a do Galavandrela dotarło, że wciąż jeszcze nie poznał się z łysym człowiekiem i jego partnerką. Podszedł do nich (o ile tylko nie byli zbyt zajęci sobą), zrzucił kaptur z głowy i powiedział
-Wędrujemy już razem kilka dni, a nie mieliśmy okazji się poznać, a ja dodatkowo nie miałem okazji podziękować za uratowanie życia. Mam na imię Galavandrel. Wyciągnął rękę do człowieka.
Następnie elf siadł przy ognisku i z torby wyciągnął swoją fajkę. Nabił ją niewielką ilością tytoniu, odpalił i podszedł do Diega..
-Książe, mogę cię prosić na słówko? Gdy odeszli na bezpieczną odległość, Galavandrel upewnił się, że nikt ich nie słucha i rzekł
-Mam dwie sprawy. Pierwsza. Przez dość długi czas zajmowałem wraz z przyjaciółmi, rozbijaniem różnych grup przestępczych, czy rozbójniczych. Zdaję sobie sprawę, że ci, którzy nas zaatakują, mogą być dalece bardziej niebezpieczni, ale wydaje mi się, że jest prawdopodobny jeden scenariusz. Bardzo często, dowódcy takich ekip nie idą w pierwszej linii ataku, a trzymają się raczej z boku. Jeśli wasza grupa zostanie zaatakowana, a Ogry z mojej przyjdą wam z pomocą, kobiety będą względnie bezpieczne, a walka raczej rozstrzygnięta. W końcu, nie chce mi się wierzyć, aby ich grupa była w stanie przeciwstawić się takiej masie. W takim wypadku ja, od początku walki, mógłbym zająć się wypatrywaniem przywódcy napastników. Już moja w tym głowa, aby go znaleźć i zranić w taki sposób, aby pozostał żywy, ale nie mógł się za bardzo poruszać. Tu uśmiechnął się szelmowsko.
-Sprawa druga, jest nieco bardziej skomplikowana. Po walce, może się okazać, że ogrom za bardzo spodobało się nasze towarzystwo. A myślę, że nikt z nas nie ma ochoty karmić tych darmozjadów przez całą drogę. Gotowi są się do nas przykleić i wymagać coraz to nowych bitew i żarcia. Trzeba wymyślić jakiś plan awaryjny, jak się ich pozbyć. No i jest jeszcze scenariusz, że wcale nie zostaniemy zaatakowani. Wtedy dopiero się może narobić. Wybacz mi za ten potok pytań, ale lubię być przygotowany na każdą ewentualność. Co o tym myślisz Książe?
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Wysłuchała siostry. "A więc tak...mogłam się spodziewać, że takie coś powie."
Westchnęła:
-Niestety, jak się przekonałaś nie jest tak pięknie. W rzeczywistości jest brud, smród i krew.- dodała. -Sztuka kłamie- ktoś kiedyś tak powiedział i miał w nielicznych przypadkach rację. Ostatnio przecież mnie trochę pocięli. Niby nic, a jednak nadal pobolewa- odruchowo potarła ręką zraniony bok.- Co do fechtunku, to wszyscy cię pouczymy. Broch, ja i reszta. Ale nie będziemy łagodni- ostrzegła.- Musisz się szybko nauczyć machania bronią, by przeżyć.- wzruszyła ramionami.- I zapoznaj się wreszcie z resztą. Pogadaj z nimi. Bo te ostatnie komentarze raczej im nie przypadły do gustu. A zrażać sobie towarzyszy- nie jest to bezpieczne- skończyła. Usiadła i zaczęła przeglądać swoje strzały. To co dało się naprawić, naprawiła.
Za chwilę podszedł do niej Ravandil. Powiedział coś o spacerze. Ninerl mocniej zabiło serce i uśmiechnęła się w odpowiedzi:
- Wspaniały pomysł.- wstała. Miała wrażenie, że elf jest trochę... hm, zakłopotany? -To bardzo miłe z twojej strony.- dodała cicho. Zaraz, zaraz, czyżby czuła ciepło na policzkach? "Co jest" myślała "Zachowuję się jak nastoletnia smarkula. Ale mi głupio. Dobrze, że jest ciemno i niewiele widać".
- To gdzie idziemy?- spytała się, patrząc elfowi w oczy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

O dziwo, nawet nie przeszkadzało mu to, że Julia przebywa w pobliżu Elisse, a co dopiero jeszcze z nią rozmawia. Z miesiąc temu ta sytuacja byłaby nie do pomyślenia, absolutnie nierealna. Ostatnie wydarzenia sporo jednak w głowie akolity pozmieniały, choć tak naprawdę on sam nie wiedział jeszcze czy były to zmiany na lepsze, czy gorsze.
Po skończonym treningu, którego efektem była jak na razie umiejętność poprawnego trzymania tego kafarzyska, podszedł do niego Galavandrel. Przedstawił się, Konrad również. Gdy elf skończył rozmowę z Diego, przyszła kolej by i sam akolita rozmówił się z nowo poznanym.
Galavan... - próbował wybełkotać akolita, wymówienie imienia elfa sprawiało mu małą trudność - ...drelu. Nie znam Cię jeszcze za dobrze, ale wkrótce będziesz miał niepowtarzalną okazję, by udowodnić mi, coś za jeden. Nie żebym był nieufny w stosunku do Ciebie, po prostu taki mały test... na wszystko. Z racji tego, że będziesz w pierwszej grupie, tej "przynęcie", a w niej będzie również moja żona... - skinął głową na Julię - ...Twoim obowiązkiem jako głównego zbrojnego w tej ekipie będzie to, żeby ani jeden jej piękny, złoty, kręcony włosek nie opuścił głowy, zrozumiano? - ostatnie słowo zabrzmiało dość groźnie, niemal wyniośle, jakby to akolita z tej dwójki był kimś ważniejszym, ale tak naprawdę miało tylko wywołać w elfie poczucie odpowiedzialności. Na zakończenie Konrad poklepał znajomego po plecach i wrócił do ukochanej.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

-Hmm... Chyba nie mamy zbyt dużego pola manewru- powiedział, po czym rozejrzał się i parsknął śmiechem -To się nazywa ironia losu... Wokoło nas rozległe równiny, lasy i mnóstwo przestrzeni, a kto wie, co się czai za rogiem... Z jednej strony ogry, gdzieś w oddali ludzie, którzy czyhają na nasze życie, a lasach to kto wie...- przerwał na chwilę, wziął głęboki oddech i kontynuował -Może to mało zachęcająca wizja, ale warto się trochę rozprostować... Ale jakby spojrzeć na to z zupełnie innej strony, okolica rozświetlana blaskiem księżyca nie wydaje się taka przerażająca- uśmiechnął się, jednocześnie walcząc ze swoimi myślami - "Ech... Czemu ja tyle gadam? Kiedy trzeba to siedzę cicho, a tak paplam jak najęty..." -Ale co tu dużo mówić... Mały kontakt z naturą dobrze działa na nerwy i stres... Może chodźmy już lepiej, bo przez to moje gadanie zastanie nas dzień- zaśmiał się nieco nerwowo. Pomógł Ninerl wstać, po czym spacerowym krokiem ruszył przed siebie, oddalając się nieco od obozu.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Diego, odprowadzony przez Galavandrela na bok, wysłuchał co elf ma do powiedzenia, po czym odrzekł:

- Gdy dojdzie do walki nie wiem czy będzie czas by wypatrywac dowódcę, ale jeśli uda ci się dorwać go żywego będę wdzięczny. A co do ogrów to rozmyślamy o tym z Zinhą i Brochem od dłuższego czasu, jak na razie jednak niewiele ustaliliśmy. Pozostaje liczyć na to, że to co znajdą przy Wodogrzmotach usatysfakcjonuje ich na tyle, by dać nam spokój. Inaczej będzie problem, a o walce z nimi nawet nie myślę, bo nie mamy szans przeciwko dwudziestu ogrom. Coś się wymyśli...

Tymi mało pocieszającymi słowami szlachcic zostawił elfa samego ze sobą po czym ruszył w kierunku Bodraga. Na szczęście plan nie był na tyle skomplikowany, żeby ogry go nie zrozumiały. Przed drogą poświęciliście jeszcze jednego muła (ładunek przeładowaliście na juczne konie) i zrobiliście zbiórkę ze swoich racji żywnościowych. Napełniwszy żołądki olbrzymy aż rwały się do walki. Wyruszyliście jeszcze w nocy, w trzech grupach, aby dotrzeć na miejsce krótko po świcie. Czekaliście trochę czasu nim Ninerl i Ravandil wrócili z wieczornego spaceru i sądząc po ich humorach wyglądało na to że bardzoi miło spędzili z sobą czas. Pierwsza, mniej więcej na pół godziny przed pozostałymi, wyruszyła grupa Galavandrela. Elf jechał w towarzystwie istnego haremu: Elissy, Julii i Miaulin, która mrucząc coś pod nosem w końcu przystała na propozycję umieszczenia jej w pierwszej grupce. Grupa prowadziła pozostałe trzynaście mułów i trzy juczne konie. Była eskortowana przez dwanaście ogrów pod komendą samego kapitana Bodraga. W grupie środkowej, mającej stanowić przynętę jechało siedmiu jeźdzców: Diego, Zinha, Ludovic, Ninerl, Ravandil, Broch i Konrad. Kwadrans za nimi szedł Thorgroth z ośmioma ogrami pod dowództwem starego żylastego ogra Targana. Droga w szarówce przedświtu a potem w lekkiej porannej mgle odbywała się spokojnie. Kamienisty szlak piął się w górę wijąc między górami, nie rzadko całkiem stromo, wielokrotnie przecinając strumienie. Już w bladym świetle poranka wąski lecz rwący potok zwany niżej Reikiem rozdzielił się na dwa między którymi wspinała się droga. Wokoło wyrastały majestatyczne góry. Ich zbocza porastała kosodrzewina a wyżej już tylko kamieniste piargi. Niebo było jednostajnie szare, słońce kryło się za chmurami. Poranna mgła rozwiewała się wolno, otulając jeszcze kamienne szczyty gdy trzy godziny po świcie dotarliście do Wodorzmotów.

Nie raz trzeba się było wspinać lecz podróż odbywała się sprawnie. Jechaliście przełęczą, na której dwa i pół tysiąca lat temu rozegrała się bitwa, która zadecydowała o losach ludzkości. Gdzieś tu, może parę mil wcześniej lub dalej Sigmar Młotodzierżca wespół z krasnoludami rozgromił goblińskie hordy. Na jego pamięć wielkie wodospady, które być może były świadkami bitwy nazwano imieniem dzierżonego przez twórcę Imperium młota, będącego podarkiem od króla krasnoludów za ocalenie mu życia. Tą legendę znaliście wszyscy, od Brocha do Miaulin. Rozdzieleni, lecz wszyscy wspominający teraz tą historię, u żródeł największej rzeki Starego Świata, zbliżaliście się do Wodogrzmotów Ghalmaraz.


Galavandrel:

Jako pierwsi ujrzeliście Wodogrzmoty. Cały poranek ogry maszerowały raźno a wy doglądaliście tylko i pilnowaliście powiążanych sznurem, niosących ładunek mułów. Trzy godziny po świcie ujrzeliście po środku doliny olbrzymią skałę, jakby tarasującą przełęcz. Reik rozdzielony na dwa strumienie opływał ją z obu stron, droga zaś biegła po prawej. W kamiennej ścianie znajdowała się dziura, jakby okno u samego jej szczytu. Musiała to być owa Dziurawa Skała o której mówili Molachijczycy. W pewnym momencie jadąca przodem Elissa zawołała wskazując palcem na coś w oddali, po lewej od skały. Konie przestały tłuc kopytami o kamienie i waszych uszu dobiegł jednostajny szum, lejących się tysięcy metrów sześciennych wody. Za Dziurawą Skałą, w odległości jakichś czterystu metrów, pośród postrzępionych kamiennych szczytów ujrzeliście wodospad. Woda zdawała się wylewać wprost z mrocznej ściany gór będących zboczem doliny. Majestatyczny Wodogrzmot mógł być wysoki i na sto metrów, nie widzieliście bowiem podstawy.

Widok na Ghalmaraz:
http://img56.imageshack.us/my.php?image ... az12fx.jpg

Ruszyliście dalej mijając skałę po prawej, wodospad znikł wam z oczu. Dolina była upstrzona karłowatymi świerkami i iglastymi krzewami, tonęła w szarości skał i bladej zieleni. Przecięliście dwukrotnie po drewnianej kładce spieniony strumień i wtedy Wodogrzmoty ukazały się wam ponownie. Chcąc nie chcąc musieliście zadrzeć głowy, olbrzymi wodospad górował nad całą przełęczą rzucając cień na większość doliny. Jego szczyt tonął w chmurach wysokiej porannej mgły. Tony wody lały się w dół z olbrzymią siłą rozbijając o skały:

Wodogrzmoty w całej okazałości:
http://img56.imageshack.us/my.php?image ... raz9po.jpg

Po lewej stronie, obok drogi, wyłonił się z zarośli pięciometrowy obelisk. Obrośnięty mchem, w wielu miejscach pokruszony, przedstawiał różne sceny z bitwy o Przełęcz Czarnego Ognia. Wykuci w kamieniu wojownicy wznosili miecze przeciwko szkaradnym goblinom. Nad bitwą górowała postać z uniesionym wysoko młotem. Jego ręka i kawałek głowy odkruszyły się na skutek erozjii. Sceny podpisane były, w wielu miejscach nieczytelnym, runicznym pismem. Jedynie symbol młota u góry obelisku pozostał przez wieki nienaruszony.

Sceny z obelisku:
http://img56.imageshack.us/my.php?image=sigmar4wu.png
http://img56.imageshack.us/my.php?image=sig28za.png

Nastrój tajemniczości unosił się nad tym miejscem.

Jednostajny szum strumieni i wodospadu zamienił się w ogłuszający huk gdy podjechaliście bliżej. Mieliście nadzieję, że róg Zinhy jest naprawdę głośny. W tym hałasie nie usłyszelibyście lecącej ku wam strzały. Droga, którą jechaliście, biegła samym dnem doliny i była zewsząd doskonale widoczna. Za to usiane drzewami i kamieniami zbocza zapewniały tysiąc kryjówek. Z samej płaskiej, wysokiej na kilkanaście metrów skały, na lewo od podstawy wodospadu, mogło was obserwować równie dobrze zero lub setka par oczu. Przekroczyliście po chwiejnej kładce rwący, płynący w dół od wodospadu strumień i wpięliście się nieco ku zamknięciu doliny.

Huk wodospadu ścichł i oddalił się nieco. Strome, skaliste, upstrzone gdzieniegdzie krzewami zbocza zbiegały się ku sobie pozostawiając jedynie wąski wąwóz, którym biegła droga. Znajdowaliście się właśnie u wejścia do niego gdy z naprzeciwka dobiegł was turkot kół na ułożonej z kamiennych płyt drodze. Po chwili zza zakrętu, jakieś sto metrów przed wami ukazał się samotny wóz. Na wozie siedziały dwie postacie. Na widok ogrów woźnica zatrzymał pojazd i chyba szykował się by szybko zawrócić gdy wtem dostrzegł was oraz muły. Uspokojony obecnością zwierząt i ludzi ruszył niepewnie do przodu, choć drugi człowiek (bo wozem jechali ludzie) ciągle miał pod ręką kuszę. Kiedy zbliżyli się nieco okazało się, że wozem jadą starzy znajomi. A przynajmniej dla Elissy, gdyż Galavandrel, Julia i Miaulin widziały tefgo człowieka pierwszy raz w życiu. Wozem powoził niski grubawy człowieczek w zielonym kapeluszu. Spod ronda wystawały czarne bokobrody oraz jowialne lecz bystre oblicze. Kupiecki strój był nakryty podróżnym płaszczem. Z tyłu siedział sianowłosy tyczkowaty pachoł, na pierwsze skojarzenie przywodzący wioskowego głupka. W oczach obydwu widać było niepewność i narastające zdziwienie.

- Niech mnie piorun strzeli pani Elisso! – zakrzyknął grubas zatrzymując wóz. – Myślałem że kompania w której pani ostatnio podróżowała była dziwna... – omiótł spojrzeniem elfa, dwie kobiety i ogry. – Oddaję waści honor. - rzucił do ciebie. - Uwe Schreyvogl, kupiec z Altdorfu a to mój sługa i pomocnik Glomb – uchylił kapelusza ukazując lekką łysinę po czym wskazał na pachołka – Radem spotkać pani.... – skinął jadącej z Tobą dziewczynie Brocha. – Cóż tu robicie w tak barwnej kompanii? Gdzie Broch, Konrad, Ravandil i Ninerl, panicz Diego? - kupiec rzucił ci dziwne spojrzenie. Elissa najwyraźniej go znała, a on znał pozostałych, którzy jechali w innej grupie.


Broch, Konrad, Ravandil, Ninerl:


Podróż ze świadomością bycia przynętą nie była zbyt pocieszająca. Wspinaliście się wśród mgieł gdy Ludovic dla rozluźnienia zaczął opowiadać historię:

- Większość historyków umiejscawia bitwę o Przełęcz Czarnego Ognia właśnie gdzieś tu, koło Wodogrzmotów – mówił. - Zwyciężani przez Sigmara zielonoskórzy z terenów Imperium wezwali na pomoc swoich pobratymców ze Złych Ziem (ta nazwa obejmowała wówczas całe Graniczne Księstwa). Na północ ruszyła gigantyczna armia. Sigmar zajął pozycje na przełęczy, u wylotu wąwozu, i rozbijał hordy goblińskie kolejno wchodzące do bitwy. Nie były to jeszcze żelazne hufce Imperium lecz odziani w skóry wojownicy plemion, które miały je dopiero stworzyć. W końcu przewaga dała znać o sobie i ludzie zaczęli być spychani coraz bardziej w dół doliny.Wówczas przybyła odsiecz. Trzy dni wcześniej gobliny rozbiły oddział krasnoludów po wschodniej stronie przełęczy. Nie wiedziały wszak, że była to tylko przednia straż idącej Sigmarowi na pomoc armii krasnoludów pod królem Kurganem Żelaznobrodym. Krasnoludy uderzyły na tyły zielonoskórych, ludzie podjęli ostatnią szarżę. Wszystkie gobliny i orki wycięto. Niedługo potem powstało Imperium. To było dwa i pół tysiąca osiem lat temu. Dziś, chciałem zauważyć, mamy rok dwa tysiące pięścet siódmy.

Trzy godziny po świcie ujrzeliście na środku doliny olbrzymią skałę, jakby tarasującą przełęcz. Reik rozdzielony na dwa strumienie opływał ją z obu stron, droga zaś biegła po prawej. W kamiennej ścianie znajdowała się dziura, jakby okno u samego jej szczytu. Musiała to być owa Dziurawa Skała o której mówili Molachijczycy. W pewnym momencie jadący przodem Tahir krzyknął coś po arabsku wskazując palcem na coś w oddali, po lewej od skały. Konie przestały tłuc kopytami o kamienie i waszych uszu dobiegł jednostajny szum, lejących się tysięcy metrów sześciennych wody. Za Dziurawą Skałą, w odległości jakichś czterystu metrów, pośród postrzępionych kamiennych szczytów ujrzeliście wodospad. Woda zdawała się wylewać wprost z mrocznej ściany gór będących zboczem doliny. Majestatyczny Wodogrzmot mógł być wysoki i na sto metrów, nie widzieliście bowiem podstawy.

Wówczas to Ravandil, wytrawny zwiadowca, o cyzm nie raz się już przekonaliście nagle niemal zakrzyknął. Po chwili jednak zdusił okrzyk i syknął:

- Cicho! Tam na skale... – skinął lekko głową. – ...jest jakiś człowiek.

W istocie gdy spojrzeliście we wskazanym kierunku, w „oknie” Dziurawej Skały zobaczyliście sylwetkę. Człowiek po chwili zniknął pod drugiej stronie skały.

Widok na Ghalmaraz:
http://img56.imageshack.us/my.php?image ... az23ib.jpg


Thorgroth:


Wspinając się w górę przełęczy zdałeś sobie sprawę że musisz wyglądać dziwnie. Krasnolud prowadzący ósemkę ogrów…Ha! Doprawdy orszak! Targan, stary, żylasty ogr w pewnym momencie zrównał się z tobą.

- Kiedy być ta walka? Targan się powoli niecierpliwić! - spojrzałeś na ogra. Rzeczywiście wyraz jego twarzy zdradzał że powoli zaczyna się nudzić. Musiałeś improwizować.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Całą drogę Broch jechał skoncentrowany, zmrużonymi oczyma rozglądając się wokół. Był w pełnym bojowym rynsztunku, prawie cały lewy bok zasłaniając zdartą z zabitego w wiosce orka tarczą. Rozmyślał ponadto o wielu sprawach - o Middenheim, rodzinie, Krissie, nawet o ojcu z którym od bardzo dawna nie rozmawiał. Zastanawiał się również co u Elissy, liczył że Galavandrel dobrze się sprawi i będzie dbał o kobiety.

Rozmyślania przerwał mu dopiero syk Ravandila. Najemnik ostrożnie przejechał wzrokiem po całym krajobrazie, nie dając po sobię poznać, że interesuje go tylko jedno konkretne "okno" w skale. Taak, zobaczył sylwetkę człowieka, która niedługo potem znikła. Cóż, mysz wlazła w pułapkę.
- No to zaczęło się... - rzucił krótko patrząc po towarzyszach.
Nawet ucieszył się na moment. Tych kilka kolejnych trupów na jego drodze nie zrobi jakiejś większej różnicy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Zachichotała:
- Musiałbyś naprawdę dużo mówić. - chwyciła jego dłoń i wstała. Szła obok niego.
- Księżyc...- powiedziała zamyślonym tonem- Uwielbiam jego blask. Fale w jego świetle wyglądały jak rzeki płynnego srebra i pereł.- westchnęła cicho. Chwilę zamyśliła się nad słowami Ravandila.
- Mówisz o zagrożeniach. Ale przecież życie jest takie nieprzewidywalne, a przez to ciekawe, te tuin- dodała, śmiejąc się cicho.

--------------------------------------------------------------------
Następnego dnia ruszyli dalej. Ninerl pomachała Miaulin, mając nadzieję, ze dziewczyna będzie trzymała się dzielnie. "Ciekawe, czy ona zdaje sobie sprawę, że za parę godzin, ja mogę być trupem..." obserwowała niknącą sylwetkę siostry. Przeszedł ją dreszcz.
"My jako przynęta. Od spotkania z von Sturmem, mam takie wrażenie. Nasz drużyna jako przynęta." Potrząsnęła wodzami i Vadath ruszył.
Ale towarzysze byli obok, więc nie czuła się samotna. Jechali w końcu, jak w tym ludzkim przysłowiu, wszyscy na jednym wózku.
Magły otulały ziemię, Ninerl nie była specjalnie zadowolona z tego powodu. "Ale z drugiej strony trudniej nas wypatrzyć " pomyślała.
W końcu dotarli do owej skały. Rzeczywiście była dziurawa.
"Ciekawe, jak by to było stanąc w tej dziurze i obejrzeć całą dolinę. To musiałby być wspaniały widok." pomyślała, słuchając jednym uchem, opowiadającego o Wodogrzmotach Ludovica.
- Dwa i pół tysiąca lat...- mruknęła do siebie. - I pomyśleć, że niewiele wcześniej władaliśmy cześcią tych ziem.
Za chwilę ukazał się wodospad. Był wspaniały, nawet z tej odległości. "Cudowny" pomyślała dziewczyna z uśmiechem "Muszę go zobaczyć z bliska, kiedy to wszystko się skończy...".
Szepnęła do Ravandila:
-Piękny, prawda? Chciałabym obejrzeć go z bliska. - na twarzy dziewczyny malował się szczery zachwyt. Szum lecącej wody ją uspokajał. Poczuła się troche jak w domu. "Ninerl, weź się w graśc" otrząsnęła się "Potem się pozachwycasz".
Za chwilę potem elf szepnła coś o człowieku na skale. Ninerl powędrowała spojrzeniem i rzeczywiście... przez chwilę ktoś stał w Dziurze.
- Wystawili wartownika- szepnęła.- A więc pułapka się zamknęła...- dodała równie cicho i poprawiła sajdak.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

-Nie tylko nieprzewidywalne, ale także niepewne... Ale nie ma sobie czym zaprzątać głowy, w końcu wokoło nas tyle wspaniałych rzeczy...- szepnął do Ninerl. Spacer zdecydowanie poprawił mu humor i sprawił, że nabrał nieco sił.
--------------------------------------------------------------------
"Nieźle, jestem jedną z przynęt... Prawie jak za dawnych czasów... Ale wtedy w odwodzie był cały regiment wojska" - ta myśl krążyła mu uparcie po głowie, gdy zbliżali się do wodogrzmotów.
Opowieść Ludovica zrobiła na nim wrażenie. Widać było, że ten człowiek sporo wie o historii imperium. Ravandil znał ją tylko na wyrywki, w końcu nie specjalnie przykładał się do nauki historii, zresztą rodzice opowiadali mu te najbardziej znane fakty, sporo czasu poświęcając na hitorię i kulturę elfów. Wysłuchał z zainteresowaniem Ludovica, po czym w zamyśleniu ruszył dalej.
Gdy tylko ich oczom kazały się Wodogrzmoty, Ninerl szepnęła do niego parę słów na temat krajobrazu. Nie podnosząc głosu zwrócił się do elfki -Faktycznie, bardzo ładny... Chyba piękniejszego wodospadu jeszcze nie widziałem. Szkoda, że tak wspaniały krajobraz ma się stać miejscem rozlewu krwi... Gwarantuję Ci, że gdy tylko uporamy się z zamachowcami, zobaczymy sobie Wodogrzmoty z bliska...-
Ruszył na zwiad. Skała wyglądała raczej jednolicie, ale w pewnym momencie... Ktoś tam był. Sylwetka człowieka mignęła elfowi przed oczami. W pierwszym odruchu chciał krzyknąć, ale opanował nerwy i syknął do reszty - Cicho! Tam na skale... jest jakiś człowiek-. Po chwili tajemnicza postać zniknęła. Ale chyba nikt nie miał wątpliwości. Zaczęło się
Wrócił do reszty i powiedział -Ruszajmy powoli... Już wiedzą, że tu jesteśmy... Oby tylko pozostałe grupy nie zawiodły- Każda sekunda oczekiwania wydawała się całą wiecznością...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Turek
Marynarz
Marynarz
Posty: 195
Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
Numer GG: 9601340

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Turek »

Thorgroth
Krasnolud zgodził się poprowadzić grupę ośmiu ogrów choć wolał jednak być z resztą na przedzie, poza tym nie miał tez mimo tego że jest sierżantem zmysłu taktycznego i przyznawał się do tego otwarcie.
Po pewnym czasie stary żylasty ogr który nazywał się chyba Targan podszedł do krasnoluda i zapytał.
-Kiedy być ta walka? Targan się powoli niecierpliwić!- Thorgroth był nieprzygotowany na te pytanie, trudno trzeba było coś zaimprowizować.
Krasnolud chrząknął cos pod brodą i po chwili odpowiedział.
- Myślisz ze mi też chce się czekać niewiadomo ile, gdybym mógł pobiegł bym najszybciej jak się da do walki, ale musimy czekać, jeśli zaatakujemy za wcześnie wrogowie będą mogli uciec a jeśli poczekamy trochę to oni zajmą się walką a my wtedy wejdziemy i chyba nie musze tłumaczyć co z czego im zrobimy.- po czym dodał.- Powiedz swoim aby byli cierpliwi, opłaci się. Ponudzicie się chwilę a potem wkroczymy i zaatakujemy rozbijając przeciwników w drobny mak. Zaufaj mi. Jedyne co musimy zrobić to nie nawalić i uderzyć w odpowieniej chwili.- Krasnolud mówił powoli i wyraźnie aby Thorgan wszystko dokładnie usłyszał i zrozumiał.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

Galavandrel czuł się doskonale. Już dawno nie był w tak dobrym humorze. Dwanaście ogrów prowadzonych przez kapitana Bodraga szło na czele pochodu, za nimi muły i trzy kobiety. Na końcu maszerował samotnie elf, z kapturem zarzuconym na głowę i w milczeniu rozglądał się po okolicy. Zdecydowanie wolałby prowadzić swój oddział, ale, jako że był odpowiedzialny za kobiety zdecydował się mieć je ciągle na oku. „Byle tylko Miaulin nie wpadło do głowy nic głupiego”. Przed wyruszeniem w drogę, elf jeszcze raz upewnił się, co do szczegółów planu. Miał nadzieję, że napastnicy, pewni siebie i przekonani o przewadze zaskoczenia, zaatakują jedną grupą. Miał ochotę pomóc towarzyszom, ale w wypadku, gdyby jego grupa została w jakiś sposób zaatakowana lub odcięta, musiałby zająć się ochroną kobiet, a na to zbytniej ochoty nie miał. Zarówno cała dolina, dziurawa skała, jak i wodogrzmoty, wywarły na nim ogromne wrażenie. „Ach… Tam gdzie natura rządzi się swoimi prawami, świat jest o wiele piękniejszy”. Wszystko szło bez zarzutów, napastników nie było nigdzie widać, co raczej dziwne nie było, bo zapewne się pochowali. I nagle humor elfa gwałtownie się popsuł. Gdy zbliżali się do wejścia do wąwozu zamykającego dolinę natrafili na inną grupę. Galavandrel odruchowo złapał się za prawe ramię, ale gdy okazało się, że są to prawdopodobnie kupcy nieco się uspokoił. „Nie ufaj nikomu. Zawsze zachowuj czujność”. Wyszedł kilka kroków do przodu, za nim podążyły kobiety. Wtedy też gruby mężczyzna odezwał się na głos do Elissy, a następnie przedstawił się reszcie grupy. „Wygląda na to, że się znają. Dobrze, to nam nieco upraszcza sprawę. Będę musiał zamienić słówko z Elissą”. Podszedł kilka kroków, do wozu kupca a następnie niskim i nadzwyczaj spokojnym głosem powiedział:
-Witajcie Herr Schreyvogl. Mam na imię Galavandrel i odpowiadam za tą grupę. Z tego, co pan przed chwilą powiedział, wnioskuję, że znacie Ravandila, Ninerl i resztę. Dobrze. To sprawia, że może nie zaliczam was do moich przyjaciół, ale na pewno nie jesteście moimi wrogami. Dlatego też posłuchajcie mnie Herr Schreyvogl. W tej chwili towarzysze Elissy, o których wspomnieliście, są w wielkim niebezpieczeństwie. Dlatego musicie mi zaufać. Zawracajcie wasz wóz w kierunku wąwozu i chodźcie z nami. Gdy będziemy we w miarę bezpiecznym miejscu wszystko wam wyjaśnię, ale nie mogę wam pozwolić kontynuować wędrówki tym szlakiem. Po części ze względu na wasze własne bezpieczeństwo. I niech pana sługa się rozluźni i przestanie łypać na tą kuszę co chwilę. Nie jesteśmy bandytami, a gdybyśmy chcieli was ograbić już dawno byśmy to zrobili. Więc? Jak będzie?Jeżeli wszystko poszło po jego myśli, to ruszyli dalej i uszli kilkaset metrów, aż byli pewni, że nie są obserwowani, a następnie zatrzymali się na odpoczynek. Galavandrel podszedł najpierw do Bodraga.
-Kapitanie, bądźcie gotowi. W każdej chwili możemy otrzymać sygnał do ataku. Następnie podszedł do Elissy i gdy był pewny, że nikt ich nie słucha rzekł:
-Elisso. Proszę powiedz mi: skąd znasz tych ludzi, jak ich poznałaś, skąd znają oni resztę naszej kompanii. Od tego, czy można im ufać, jest uzależniona większość, naszych dalszych poczynań. My jesteśmy główną siłą uderzeniową i musimy być pewni za naszych towarzyszy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Masz rację- dotknęła dłonią jego włosów.- Piękny kolor. Kiedyś też chciałam mieć takie- dodała.- Żałuję czasami, ze nie jestem wilkiem i nie moge tak po prostu biec przez las, rozkoszując się biegiem ,wiatrem i siła własnych mięśni.- uśmiechneła się.
----------------------------------------------

-Trzymam cię za słowo- powiedziała cicho. Coś jej przyszło nagle na myśl i chwycila elfa za rękę.
- Gdyby coś mi się stało...- dodała. - Zaopiekujesz się moja siostrą? Proszę..- ścisnęła mocniej jego dłoń- Wystarczy mi tylko, by była bezpieczna.
Odetchnęła głebiej i spytała:
- To w jakim szyku jedziemy? - skierowała do pytanie do Brocha.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Kilkudniowy dobry humor opuścił akolitę w chwili rozdzielenia się na poszczególne grupki, a co za tym idzie - utracenie kontaktu z ukochaną. Teraz stał się ponownie starym, być może dobrym Konradem, któremu uśmiech na twarzy jest momentami rzeczą obcą.
Historię opowiedzianą przez Ludovica znał za dobrze, by słuchać jej po raz kolejny. Podczas pierwszych miesięcy nowicjatu nauka historii była prawdziwą zmorą, dla wtedy jeszcze młodego Konrada. A ojciec Hieronymus nie odpuszczał, tak dobrze to nie było. Nie mniej wspomnienie na temat tej wielkiej bitwy uzmysłowiło Konradowi (aż dziw, że dopiero teraz) w jak ważnym miejscu, ważnym w szczególności dla niego, właśnie się znajduje. Na Wodogrzmoty, dolinę, całą przełęcz patrzył teraz zupełnie inaczej. Można by zaryzykować stwierdzenie, że obcował w tej chwili z samym Sigmarem, a przynajmniej jego cząstką, którą w tym miejscu pozostawił.
Całe te sielankowe rozmyślania musiało tradycyjnie coś przerwać. Tym razem było to syknięcie Ravandila, który oczy to chyba orłu jakiemuś wybił i zamienił z własnymi. Ledwo majacząca w dziurze sylwetka ludzka oznaczała tylko jedno - po raz kolejny zaczęło się. Chleb powszedni dla tej drużyny...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Galavandrel:

Podjechawszy bliżej rzuciłeś okiem na wóz kupca. O dziwo zauważyłeś, że nie ma na nim żadnego towaru. Tylko Glomb, tyczkowaty pachołek, odłożywszy kuszę dłubał w nosie gapiąc się na ciebie dziwnie. Elissa podjechała do zakrętu wąwozu, który wił się jak wąż między prawie pionowymi zboczami. Obejrzała drogę do następnego zakrętu. Za kupcem nikt nie jechał.

- Może i z wami pojadę, panie. Tak chyba będzie najlepiej. Droga póki co jest bezpieczna, gdyby taka nie była bym nią nie jechał. Na zachód stąd są tereny kontrolowane przez krasnoludy z Karak-Hirn a na wschodzie subsydiowane przez Imperium wioski pobratymców waszej eskorty... – Uwe Schreyvogl wskazał na ogry.

Elissa nie odpowiedziała ci tymczasowo na pytanie, gdyż szum wodospadu zagłuszał wszystkie odgłosy. Róg Zinhy dotychczas nie zabrzmiał. Z wąwozu nie widzieliście drogi, którą miała nadjechać grupa przynęty. Zasłaniało ją zbocze oraz liczne krzewy i skały, którymi usiana była dolina.


Ninerl, Broch, Konrad, Ravandil:

- To tylko obserwator – powiedział Zinha spoglądając spod hełmu na skałę.

Postać więcej się nie pojawiła. Ruszyliście dalej mijając skałę po prawej, wodospad znikł wam z oczu. Okryci mgłą czuliście się względnie bezpieczni. Jedynie Diegowi, jak skrycie zauważyliście drżały nieco ręce. Graniczny książę jechał z pochmurną miną zaciskając pięści na uzdzie wierzchowca. Miał do tego prawo, to on wszak był celem ataku na który świadomie się nastawiał.

Dolina była upstrzona karłowatymi świerkami i iglastymi krzewami, tonęła w szarości skał. Przecięliście dwukrotnie po drewnianej kładce spieniony strumień. Przez mgłę nie widzieliście niczego prócz biegnącego obok drogi strumienia i fragmentów zbocza po obu stronach. Tylko po narastającym huku wodospadu mogliście wnioskować, że jesteście coraz bliżej.

Po lewej stronie, obok drogi, wyłonił się z mgły i zarośli pięciometrowy obelisk. Obrośnięty mchem, w wielu miejscach pokruszony, przedstawiał różne sceny z bitwy o Przełęcz Czarnego Ognia. Wykuci w kamieniu wojownicy wznosili miecze przeciwko szkaradnym goblinom. Nad bitwą górowała postać z uniesionym wysoko młotem. Jego ręka i kawałek głowy odkruszyły się na skutek erozjii. Sceny podpisane były, w wielu miejscach nieczytelnym, runicznym pismem. Jedynie symbol młota u góry obelisku pozostał przez wieki nienaruszony. Nastrój tajemniczości unosił się nad tym miejscem.

Usiane drzewami i kamieniami zbocza zapewniały tysiąc kryjówek. Droga, którą jechaliście, biegła samym dnem doliny i gdyby nie mgła byłaby zewsząd doskonale widoczna. Mgła obejmowała niemal cały obszar, byliście w niej widoczni jako zarysy konnych postaci.

W huku niewidocznego wodospadu nie usłyszeliście strzał jakie spadły na was z obu stron. Nie dostrzegliście też przeciwników póki nie podnieśli się z ukryć po obu stronach drogi. Napastnicy we mgle mieli chyba problem z rozpoznaniem Diega, który był ich celem. Toteż pociski poleciały na wszystkich. Ravandil omal nie spadł z konia ugodzony w bok kamieniem z procy. Pocisk nie był może śmiertelny ale cholernie bolesny kiedy się nie miało odpowiedniego pancerza. Zwiadowca zacisnął zęby i próbował opanować swego wystraszonego rumaka. Podobny pocisk grzmotnął Wernera w głowę, w połączeniu z hukiem wodospadu kompletnie ogłuszając middenlandczyka. Najemnik widział krzyczących towarzyszy i rżące konie, ale słyszał tylko dudnienie. Kolejna strzała drasnęła niegroźnie Konrada w lewe ramię. Koń Ludovica wierzgnął i upadł przeszyty strzałami. Stary sługa runął z siodła na ziemię pod kopyta innych wierzchowców. Inna strzała trafiła Ninerl w łydkę. Sprawny odwrót jaki planowaliście okazał się w praktyce trudniejszy do wykonania niż w teorii. Ranione wierzchowce wierzgały i stawały dęba kiedy próbowaliście je zawrócić. Skłębiona grupka jeźdzców, którą byliście, stanowiła cel doskonały. Gdyby nie mgła byłoby po was. Wnioskując po ilości pocisków strzelców musiało być kilkunastu. Dzięki mgle jednak przeciwnicy musieli posyłać strzały niemal na ślepo w zarysy postaci. Kolejna strzała utwiła we w porę nadstawionej tarczy Diega.

- Panie! – krzyknął Zinha ruszając w jego stronę i dając tym samym wrogom znak kto jest ich celem.

Kolejna strzała rykoszetowała od kolczugi księcia, następna przebiła ją wbijając się w bark. Diego krzyknął. Pociski przeciwników, jeden za drugim lecące z zarośli po lewej, zogniskowały się w wiązkę skierowaną ku Molachijczykowi. Zwinny stepowy konik Diega zarżał żałobnie przeszywany strzałami. W tym momencie Ravandil, który nie panował nad koniem, stanął na drodze strzałom. Jedna z nich trafiła w bok jego konia. Przez kilka sekund widzieliście zwiadowcę tańczącego na wierzgającym wierzchowcu. Po chwili obydwaj, książę i elf, zwalili się w huku razem z końmi na ziemię, pogłębiając panujący chaos. Do przywalonego koniem Diega doskoczył Zinha osłanianąc go tarczą. Rycerz uniósł w lewej ręce róg i nadymając policzki przyłożył doń usta. I w tym momencie wymierzona w leżącego Diega strzała przeszyła na wylot dłoń dzierzącą róg. Trysnęła krew, Zinha upuścił róg na ziemię.

Ten potoczył się po drodze i na waszych oczach kopnięty kopytem wierzchowca poleciał w stronę strumienia. Prosto pod nogi nadbiegających wrogów. Przeskakując po kamieniach przez płytki lecz rwący strumień od prawej strony biegło w waszą stronę kilka (naście?) postaci. Odziani w wełniane koszule, futra i skóry ludzie nie pozostawiali wątpliwości co do swojej profesji. Zarośnięci, brodaci, zbrojni w toporki, proce i tarcze górscy rozbójnicy nadbiegali ku wam z rykiem.

Od początku ataku minęło jakieś dwadzieścia sekund. Tyle potrzebował Ravandil, by opanowawszy konia i wytrzymawszy ból dobył łuku i wypuścił strzałę na oślep. Mgła jaka was otaczała w ciągu kilku sekund zgęstniała w niemal nieprzezroczystą mlecznobiałą zawiesinę. Pociski zza strumienia przestały dolatywać, w potoku zaś, odrzuciwszy proce i łuki, pojawili się wspomniani wyżej rozbójnicy. Ci jednak, a byli to z pewnością owi właściwi zabójcy, nie ruszyli do ataku. Czemu? Wespół z rozbójnikami mogli was teraz wykończyć, przynajmniej Diega…

Nie mieliście czasu zastanawiać się nad tym. Róg potoczył się pod nogi pierwszego wychodzącego ze strumienia górala. Z szybkiego odwrotu były nici. Trzech członków waszej grupy było w opałach. Konrad miał lekką ranę lewej ręki, Diego, ranny, leżał przywalony koniem. Zinha, mimo przebitej dłoni, wraz z Ludoviciem próbowali go wydostać, Ravandil powoli dochodził do siebie, tak jak i Broch. Ninerl dostała w łydkę i kulała na lewą nogę. Spłoszony wierzchowiec Zinhy biegł w dół doliny. Może choć on kogoś ostrzeże?


Thorgroth:

Targan i pozostałe ogry wysłuchały twoich słów. Nie łudziłeś się, że zrozumiały wszystko z twojej przemowy. Sędziwy Targan skinął ci głową.

- Dobra, poczekać. My, ogry często naparzać się między sobą – rzekł Targan - i nigdy się nie nudzić i płakać od byle guza. Zwykle nie bać się śmierci. Żaden jeden ogr nie umierać ze starości. Życie ogra to walczyć i w walce zginąć. Ja pójść za tobą w dobra walka niedługo i pokazać co jestemy warci... – kilka ogrów entuzjastycznie pokiwało głowami.

Po chwili jednak przerwaliście dysputę bowiem ukazało wam się przeddpole Wodogrzmotów. Było trzy godziny po świcie. Ujrzałeś po środku doliny olbrzymią skałę, jakby tarasującą przełęcz. Reik rozdzielony na dwa strumienie opływał ją z obu stron, droga zaś biegła po prawej. W kamiennej ścianie znajdowała się dziura, jakby okno u samego jej szczytu. Musiała to być owa Dziurawa Skała o której mówili Molachijczycy. Do twoich uszu dobiegł jednostajny szum, lejących się tysięcy metrów sześciennych wody. W oddali, po lewej od skały, w odległości jakichś czterystu metrów, pośród postrzępionych kamiennych szczytów ujrzałeś wodospad. Woda zdawała się wylewać wprost z mrocznej ściany gór będących zboczem doliny. Majestatyczny Wodogrzmot mógł być wysoki i na sto metrów, nie widziałeś stąd bowiem podstawy. W tym momencie na drodze ukazał się koń bez jeźdzca. Gdy podjechał bliżej poznałeś w nim wierzchowca Zinhy. Wiedziałeś już, że coś jest nie tak.
Ostatnio zmieniony czwartek, 19 lipca 2007, 16:30 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Od momentu gdy ujrzeli czujkę na skałach, najemnik jechał spięty i milczący. Z umiarkowanym zainteresowaniem słuchał tego co mówią towarzysze, jednak nie wdawał się w żadne dyskusje rozglądając się wokoło.
Huk wodospadu ogłuszał. Nagle...
BANGGG!!!
Najemnik zachwiał się w siodle, gdy w głowę z potężną siłą uderzył pocisk z procy. Najpierw pojawiła się ciemność a potem białe gwiazdki przed oczyma. Odruchowo zebrał wodze szamoczącego się rumaka, na szczęście Gevaudan był koniem bojowym, niełatwo było go spłoszyć. Po chwili middenlandczyk siedział w siodle trzymając się na grzbiecie wierzchowca i powodując nim jedynie nogami, lewa ręka uniosła tarczę, prawa sięgnęła po włócznię. Coś krzyczał, ale nie słyszał sam własnych słów, ciągle dzwoniło w uszach. Jeśli wyjdzie z tego cało, jutro nie będzie mógł ruszyć głową z bólu. Obrócił konia i kątem oka ujrzał rannego Zinhę i zagubiony róg.
Pięty dźgnęły opancerzone boki Gevaudana, gdy wielki najemnik ruszał w stronę sylwetek odartych zbójów zagrażających towarzyszom. Nie ma mowy o szybkiej ucieczce, trzeba się bić. Cały czas dzwoniło mu w uszach, ale słyszał już przynajmniej własne, niesamowicie donośne ryki, ledwo przebijające się przez dudnienie w jego głowie:
- Ninerl, Ravandil!! ŁUKI!!!!!!!!! Spróbujcie znaleźć róg!!!
Wsparcia strzałami, tego było potrzeba na znak dla odsieczy. Przydałoby się i wsparcie reszty towarzyszy, miał nadzieję, że któryś z kompanów znajdzie wytrącony z ręki rycerza róg. Nie zdążył wrzasnąć nic więcej. Już prawie widział przed sobą bydlęce oblicza najętych zbójów. Koń nabierał pędu. Zobaczymy, górale, czy uświadczyliście kiedyś walki z ciężkozbrojnym!
- KRWIIIIIII PSIE SYNY!!! - darł się najgłośniej jak umiał, starając się przekrzyczeć dudnienie we własnej głowie i huk wodospadu.
Nie mógł przesadzać, zaraz musiał wycofać Gevaudana, nie może pozwolić, aby opadli go ze wszystkich stron. Nie miał nawet czasu, żeby odwrócić się i przekonać co z resztą. Uznał, że nie ma czasu na zwroty, pognał konia prosto w nadbiegających, drąc się wniebogłosy. Góral góralem, jeśli mają choć trochę oleju w głowie, pierzchną spod kopyt olbrzymiego konia i włóczni siedzącego mu na grzbiecie rozwrzeszczanego demona! Byle przewrócić kilku i zrobić zamęt, poranić, nie dać się dosięgnąć, przejechać za nich i dopiero później nawrót. Nigdy nie poważyłby się na taki manewr wobec regularnego wojska, jednak ta banda nie potrafiła działać w jakimkolwiek szyku. Musi się udać.
- ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! ULRYYYYKKKK!
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ninerl chwyciła za jego dłoń i poprosiła o opiekę nad Miaulin. Zaskoczyło go to trochę, w końcu nie wydawał się sobie sam dobrym kandydatem na opiekuna. Ale szepnął do niej -Obiecuję... Choć to byłoby niełatwe zadanie, jak sądze... Ale nikomu się krzywda nie stanie, słyszysz? Nie dopuszczę do tego- Starał się wesprzeć Ninerl na duchu, siebie przy okazji też.
Ruszyli powoli przez wąwóz, uspokojeni, że to był tylko obserwator. Cała zabawa dopiero przed nimi... Widoki przy drodze robiły wrażenie. Wykuci w kamieniu wojownicy, nieczytelne pismo, zapewne opiewające ich doniosłe czyny... Czuć było unoszącego się w powietrzu ducha historii.
Zaczęło się. Nawet nie zorientowali się, kiedy padły pierwsze strzały. Jest jakaś prawda w powiedzeniu, że nawet jeśli coś jest oczywiste i przewidziane, nastanie tego jest wielką niespodzianką. Ravandil, który jechał na przedzie, poczuł tylko, jak nagle brakuje mu oddechu. Kamień wystrzelony najprawdopodobniej z procy ugodził go w bok, kto wie czy nie łamiąc któregoś z żeber. Farnoth, najwyraźniej wystraszony, zaczął wierzgać i teraz zwiadowca musiał walczyć w własnym bólem i przerażonym wierzchowcem. "Niech to szlag" pomyślał Ravandil. Czuł się kompletnie oszołomiony, nie wiedział co się dzieje z pozostałymi członkami drużyny. Usłyszał tylko krzyk najpierw Zinhy, a potem samego Diega. Działo się coś niedobrego. Koń poniósł go w stronę księcia, po czym został przebity strzałą. Farnoth oszalał. Ravandil próbował opanować jeszcze biedne zwierzę, ale na nic się to zdało i razem z Diegiem i rumakami padli na ziemię. Od tej pory ciężko było elfowi stwierdzić, co sie w ogóle dzieje. Widział tylko, że Zihna dopadł do Diega i dobył rogu. Strzała wytrąciła mu go jednak z ręki, po czym intrument z brzękiem potoczył się kilkanaście metrów dalej. "Wszystko stracone" - ta myśl przemknęła elfowi przez głowę. Chciał wiedzieć, co jest z Konradem, Brochem i Ninerl... Nie daruje sobie, jeśli któremuś z nich coś się stanie... Przezwyciężając ból wypuścił na oślep strzałę, jednak bez nadziei, że coś się tym uda zdziałać. Mgła stała się bardzo gęsta, zbóje przestali strzelać i ukazali się oczom drużyny. Elf rozejrzał się szybko. Z tego, co widział, wszyscy żyli, choć byli ranni. Mimowolnie poczuł pewną ulgę... W końcu obiecał Ninerl, że nikomu się nic nie stanie. Gdyby zginęła... Tego by chyba nie przeżył. Jednak zaskoczyła go inna rzecz. Czemu rozbójnicy stali nad nimi i wpatrywali się w nich w milczeniu? Przecież zabicie ich wszystkich było teraz niczym dziecięca igraszka. Drużyna nie miała możliwości obrony, zresztą tamci mieli przewagę liczebną. Można zaryzykować stwierdzenia, że gdyby Ravandil był bardziej religijny, zaczął by się teraz modlić o cud. Plan nie wypalił, nie udało się wezwać posiłków. Jedyna nadzieja, że pozostała część kompanii wyczuje, że coś jest nie tak...
Broch jednak rzucił się na nadbiegających górali. Podjął decyzję, będą walczyć i się nie poddadzą. Najemnik krzyknął do Ninerl i Ravandila. Nie było czasu do stracenia... To był ten moment. Elf dojrzał, gdzie potoczył się łuk Zinhy. Szybkim strzałem z łuku spróbował pozbyć się najbliższego górala stojącego przy instrumencie, po czym ile sił w nogach pobiegł po niego, dobywając miecz. Liczył, że zamęt, jaki zrobi Broch swoją szarżą, umożliwi odzyskanie rogu, co sprawiłoby, że Zinha mógłby wezwać posiłki. Elf najchętniej sam zadął by w róg, ale zreflektował się, że przecież nie ma o tym żadnego pojęcia... Pozostawało mieć nadzieję, że się uda. Jeden desperacki atak w końcu raz uratował mu już życie, wtedy, nocą w Averheim...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Pokiwała głową. "By nikt nie zginął... bez przesady, nie wymagam az tyle " pomyślała. "Ważne, by choć jedna osoba przeżyła, obojętnie która." Jechali dalej. Mgła niezbyt podobała się Ninerl, chociaż na pewno utrudni napastnikom atak. Atak... a jak ona, by zastawiła zasadzkę? "Łuki" pomyślała "Mnóstwo łuków". Dreszcz przebiegł jej po plecach. "Mam nadzieję, że będą chcieli schwytać nas żywcem. Inaczej wystrzelają nas jak kaczki".
Zbliżali się powoli do wodospadu. Huk spadającej wody był niemal ogłuszający. "Ja oni usłyszą róg Zinhy? " zdążyła się zastanowić Ninerl. Trzymała napięty łuk i rozglądała się dookoła.
Nagle jadący na przedzie Ravandil zachwiał się w siodle, a za chwilę potem spadł na nich deszcz strzał i pocisków. Ninerl miała właśnie strzelic, gdy poczuła jak coś przebija jej łydkę. Ból rozlał się palącą falą i jej strzała wbiła się w ziemię, zamiast polecieć na przeciwnika. W dodatku Vadath też chyba został trafiony, bo trzymając łuk i wodze, usłyszała wysokie jak pisk rżenie. Koń podskoczył, a Ninerl myślała, że zemdleje. Krzyknęła z bólu i starała się utrzymac w siodle. Zaciskając zęby, ściągnęła wodze. Udało się jej wepchnąc łuk w juki.
Koń całkowicie zdezorientowany, podskakiwał w miejscu. Fale bólu otrzeźwiły dziewczynę. Zaraz potem zobaczyła jak, najpierw Diego, a potem Ravandil znikają pod swoimi końmi.
-Ravandil, Diego !- krzyknęła, a właściwie zawyła.
Nie myślac wiele, kopnęła konia i szaprnęła wodzami. Vadath zakwiczał z bólu, ale ruszył na przód. Kątem oka zauważyła strzałę, tkwiącą w jego zadzie i kiwającą się przy każdym ruchu. "Nie jest głęboko wbita." pomyślała i zaraz potem, skręciła ciało do tyłu, prawie na oślep chwytając pióra. Następne co pamiętała, to strzała w jej dłoni. Potrząsnęła głową, miała przez chwilę wrażenie, że koń odetchnął głębiej. Ruszył nieco żwawiej, omijając i przeskakując leżace konie. Te niemarwo próbowały się podnieść. Dziewczyna jakimś cudem utrzymała się w siodle, gdy koń skakał.
Wreszcie wyraźnie zobaczyła napastników. Odzianie w skóry i brudni przypominali swych barbarzyńskich przodków.
Właśnie biegł ku nim Broch, rycząc jak ranny niedźwiedź i Ravandil. Vadath zwolnił i biegł kłusem teraz w ich stronę. Każdy podskok zapierał dziewczynie dech w piersiach, ledwie utrzymywała się w siodle. Kilkoma nieco chaotycznymi ruchami, jakoś udało się jej wyciągnąć miecz z pochwy. Koń zwolnił i zatrzymał się, stękając cicho.
Barbarzyńcy wciąz stali nieporuszeni. Ninerl przez chwilę, gdy była w stanie myśleć jasno, to zaskoczyło. "Chcą nas wziąc żywcem" przemknęło jej przez głowę. "Albo czekają na kogoś, by nas zabić...".
Nie zamierzała zsiadać z konia, nie byłaby w stanie. Korzystając z chwili spokoju, ułamała strzałę, zostawiając jej część w ranie. Później wyjmie się resztę, teraz nie mogła sobie pozwolić na krwotok i dalsze uszkodzenie mięśni. Miała tylko nadzieję, że kośc jest cała.
Podniosła się, oddychając chrapliwie i odrzuciła resztę pocisku.
Chwyciła pewniej miecz, potrząsneła wodzami i kopnęła konia jedną noga. Vadath zaparskał i przebierał nogami, ale nie ruszył się z miejsca. Był zbyt zdezorientowany, tym co się dzieje.
- Vadath, verh lim! Dratheb eth!- zawyła, kpiąc konia. Koń pisnął i ruszył naprzód.
Jesli naprawdę zginie, to będzie przynajmniej dobra śmierć.
Zamierzała wprowadzić trochę zamieszania w szeregi wroga. Koń szedł prosto w kierunku strumienia. Cały się spienił z strach i zdenerwowania...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Zablokowany