[D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
[D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Jest to moja pierwsza sesja PBF, więc proszę o wyrozumiałość. Jeśli macie jakieś sugestie, to walcie śmiało na PW albo gg – 3121444.
Parę podstawowych reguł:
Posty zaczynamy od imienia naszej postaci.
- To, co postać mówi piszemy od myślnika i kursywą
„To, co postać myśli, kursywą w cudzysłowie”
A tak wszystko poza sesją
Wszelkie nieobecności zgłaszajcie wcześniej
Preferuję pisanie w trzeciej osobie, ale jeśli wygodniej wam będzie w pierwszej, to luz. Uzgodnijcie między sobą ew.
Fajnie by było jakbyśmy wszyscy byli w miarę regularni, jeden post na 48 godz. to wg mnie minimum
Unikamy jednozdaniowych postów. Piszemy im więcej, tym lepiej. Od tego też zależy rozwój postaci.
Ok. Myślę, że to wszystko. Życzę wszystkim dobrej zabawy, mam nadzieję, że kampania wam się spodoba. GOOD LUCK.
Dramatis personae
Mekow - Kea
Turek - Gerrin Carmund
Blind Kitty - Dal-Makaz
Zorin - Tharivol
??? - ??? - (niespodzianka, zobaczycie później)
Totalna Amnezja - Proolog.
Dal-Makaz
Gdy wreszcie po wielu dniach wędrówki, doszedłeś do Beregostu – twojego ostatniego większego przystanku przed Wrotami Baldura, stwierdziłeś, że zatrzymasz się tu na kilka dni. W gospodzie „Wesoły Żongler” wynająłeś pokój i przez kilka dni zająłeś się kompletowaniem sprzętu i odpoczywaniem przed drogą do Wrót. W kuźni Taeroma Fuiruma poznałeś sympatycznego niziołka, który przedstawił się jako Gerrin Carmund. Ponieważ wasze drogi się pokrywały, stwierdziliście, że wyruszycie wspólnie, następnego dnia o świcie.
Gerrin Carmund
Sytuacja życiowa, z którą przyszło ci się zmierzyć, nie była łatwa. Nie tak wyobrażałeś sobie życie poszukiwacza przygód. Życie zmusiło cię do robienia wielu rzeczy, na które normalnie nie miałbyś ochoty. Trzeba było z tym skończyć. Zdecydowałeś się wyruszyć do Wrót Baldura – jednego z większych miast Zachodnich Ziem Centralnych. Może właśnie tam uda ci się odnaleźć życie, jakiego szukasz od dłuższego czasu. Nie wiesz czemu, ale wydawało ci się, że tym razem może się udać. Może to osoba tego małego krasnoludzkiego kapłana? Zdecydowanie było w nim coś dziwnego, tajemniczego. W jego towarzystwie nie powinieneś się nudzić. Po jednodniowym postoju w Beregoście i uzupełnieniu zapasów wyruszyliście wczesnym rankiem.
Tharivol
Było ci wszystko jedno. Gdzie zajdziesz, co się z tobą stanie, co będziesz robił. Twoim jedynym prawdziwym celem w życiu było przeżycie przygody. Prawdziwej przygody. Stwierdziłeś, że Wybrzeże mieczy, jest świetnym miejscem, aby jej poszukać. Po wielu dniach wędrówki, trafiłeś do „Pomocnej Dłoni” – gospody na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura. Tam planowałeś się zatrzymać jeden dzień, a następnie wyruszyć dalej. Siedziałeś sam, w kącie karczmy, nie starając się przyciągać niczyjej uwagi, ale jak się szybko okazało, kłopotów w Faerunie nie trzeba szukać. Znajdą cię same. Trójka najemników, zażądała od ciebie zwrotu 100 szt. zł., które rzekomo im ukradłeś. Oskarżenie było tym dziwniejsze, że przez całą noc siedziałeś po przeciwnej stronie sali, niż oni. Może gdybyś miał okazję, to faktycznie podwędziłbyś im sakiewki, ale okazji takowej nie miałeś. Nie mogłeś dać sobą pomiatać. Ich było trzech, a ty byłeś sam i mimo twoich sporych umiejętności w walce, mogło się to skończyć nieciekawie. Na szczęście, po twojej stronie stanęli dwaj inni goście gospody, krasnolud i niziołek. Najwyraźniej również zauważyli, że oskarżenia najemników są bezpodstawne. Po krótkiej wymianie zdań i argumentów (bardziej argumentów), najemników wyniosła z sali obsługa karczmy. Twoi nowi towarzysze, przedstawili się jako Dal-Makaz i Gerrin Carmund. Może nie do końca do ciebie pasowali, ale również zmierzali na północ, więc następnego ranka skoro świt, wspólnie wyruszyliście w drogę.
Gerrin Carmund, Dal-Makaz i Tharivol
Wyruszyliście z gospody zaraz po śniadaniu. Po kilku godzinach podróży, waszym oczom ukazał się bardzo niecodzienny widok. Na pniu obok traktu siedziała olbrzymka. Właściwie może to była półolbrzymka, bo jak na przedstawiciela swojej rasy, nie była wcale aż tak strasznie wysoka. Siedziała i zajadała smacznie śniadanie. Zgłupieliście. „Olbrzym w tych stronach?”. Nie wiedzieliście za bardzo co zrobić, ale pierwsze słowa, które wyszły z ust kobiety, zaskoczyły was jeszcze bardziej, niż sam jej widok.
-Macie miód?
Półolbrzymka przedstawiła się, jako Kea. Jej pogoda ducha urzekła was dość szybko. Trzeba przyznać była to niesamowita istota. Niezwykle miła i grzeczna, a do tego zachowywała się jak dziecko. Ona też zmierzała do Wrót Baldura i wspólnie zdecydowaliście, że pozostałą część drogi przemierzycie we trójkę.
Kea
Po załatwieniu swoich spraw w Beregoście, wyruszyłaś w dalszą drogę na północ. Nie niepokojona, przez żadne istoty (w końcu, kto o zdrowych zmysłach, chciałby zadzierać z kimś twojej postury?), pewnie zmierzałaś do Wrót Baldura. Po dwóch dniach podróży, minęłaś gospodę „Pomocna Dłoń”, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu, jednak nie zdążyłaś ujść zbyt daleko, gdyż ten cały męczący, gorący dzień dał ci się porządnie we znaki. Zadecydowawszy, że nie ma sensu wracać, rozbiłaś obóz na polanie w pobliżu traktu, a rankiem następnego dnia miałaś zamiar wyruszyć dalej. Noc była bardzo ciepła, więc wyspałaś się doskonale. Zwinęłaś obóz i stwierdziłaś, że zaraz po śniadaniu wyruszysz dalej. I wtedy właśnie, na trakcie pojawiły się trzy bardzo miłe maluchy. Człowiek, niziołek i krasnolud. Co prawda nie mieli miodu (jakaż szkoda), ale siedli chwilę z tobą i okazało się, że zmierzają podobnie jak ty na północ do Wrót Baldura. „No cóż, w czwórkę zawsze raźniej niż samemu” pomyślałaś i już po chwili wędrowaliście wspólnie.
Totalna Amnezja - Epizod pierwszy.
Było gorąco. Właściwie to nie. Dla wędrowców na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura było zdecydowanie ZA gorąco. Podobna pogoda utrzymywała się już od kilku dni, i powoli zaczynało to być męczące. Dobrze, że chociaż raz na jakiś czas powiał delikatny chłodny wiaterek, który mógł schłodzić czoła bohaterów. Ostatnimi czasy, na trakcie było bardzo niebezpiecznie. Bandyci napadali na karawany kupieckie oraz na samotnych wędrowców, dlatego też towarzystwo grupy, dawało każdemu pewne poczucie bezpieczeństwa, a poza tym wiadomo, w grupie zawsze raźniej. Ten dzień, miał być kolejnym spokojnym dniem na trakcie. Miał być. Rankiem, po zwinięciu obozu i krótkim posiłku wędrowcy wyruszyli w dalszą podróż. Po około trzech godzinach wędrówki, twarze całej czwórki rozpromieniły się, gdyż na horyzoncie ujrzeli las. Las oznaczał cień, a cień oznaczał wreszcie trochę odpoczynku od tego cholernego słońca. Trakt prowadził wędrowców pomiędzy drzewami, ale mimo to, szeroka ubita droga pozwalała na swobodne minięcie się dwóch wozów, czy na jazdę konną. Dookoła roznosił się cudowny zapach grzybów i ściółki leśnej. Wiatr smagał delikatnie swymi podmuchami drzewa, kołysząc liście, które prawie niezauważalnie tańczyły w rytm podmuchów. Subtelny szum, był niezwykle kojący dla uszu a cień dał wreszcie odrobinę wytchnienia zmęczonym wędrowcom. Dookoła ćwierkały ptaki, raz nawet wiewiórka przebiegła podróżnikom drogę, zatrzymawszy się na środku traktu badawczo na nich spojrzała, a następnie uciekła między drzewa. Tak, ten las zdecydowanie żył własnym życiem. Po kilkudziesięciu minutach leśnej wędrówki, gdy bohaterowie zbliżali się do zakrętu, usłyszeli hałas za plecami. Najprawdopodobniej zbliżał się do nich jeździec na koniu i zbliżał się bardzo szybko. Cała czwórka przystanęła w miejscu, w końcu nigdy nie wiadomo, co może wyniknąć ze spotkania z nieznajomym na trakcie. Po krótkiej chwili, jeździec pojawił się w ich polu widzenia. Był to wysoki, chudy mężczyzna. Jego czarne krótkie włosy, były bardzo starannie przystrzyżone. Miał na sobie bardzo kunsztownie zdobione czarne spodnie i koszulę. Do wierzchowca przywiązane były dwa bukłaki. Wędrowców uderzyła w oczy, powłóczysta, granatowa szata, którą mimo upału miał na sobie.
„Jak on może jechać tak ubrany? Pewnie już się ugotował od tej temperatury.” – ta myśl przemknęła przez głowy całej piątki. Gdy tylko jeździec zauważył bohaterów zwolnił nieco, tak jakby chciał im się lepiej przyjrzeć, a następnie spiął konia i znów ruszył galopem. Mijając ich, nawet na nich nie spojrzał, a jedynie przejechał obok i natychmiast zniknął za pobliskim zakrętem. Wyraźnie się spieszył. Wędrowcy ruszyli dalej, nie przejmując się zbytnio dziwnym jeźdźcem i wtedy wydarzenia potoczyły się w ekspresowym tempie. Koń nieznajomego, który zdążył odjechać już na kilkadziesiąt metrów został trafiony dwoma strzałami. Wierzchowiec stanął dęba zrzucając jeźdźca na ziemię a następnie runął na niego, przygniatając jego nogi swoim ciałem. W tym samym czasie z lasu wyłoniło się dwóch solidnej postury mężczyzn ubranych na czarno, w kapeluszach z szerokim rondem. U boków mieli przywiązane miecze. Jeździec nie próbował uwolnić swoich nóg spod ciała wierzchowca. Ba, nie ruszał się wcale. Najwyraźniej stracił przytomność. Napastnicy powoli zbliżali się do bezradnego człowieka najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że nie są jedynymi aktorami na scenie. Gdy jeden z nich poszedł do nieprzytomnego nieszczęśnika i zaczął czegoś przy nim szukać, z lasu wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Ubrani byli tak samo, przez ramiona mieli dodatkowo przewieszone łuki. Jeden z nich krzyknął do człowieka, który przeszukiwał jeźdźca.
-Aldeth! Zabieraj papier i zmywamy się stąd. Migiem!!!
Jedno było pewne. Jeśli wędrowcy chcieli pomóc nieznajomemu, to musieli zareagować natychmiast.
W pierwszym poście opiszcie swoją postać
Parę podstawowych reguł:
Posty zaczynamy od imienia naszej postaci.
- To, co postać mówi piszemy od myślnika i kursywą
„To, co postać myśli, kursywą w cudzysłowie”
A tak wszystko poza sesją
Wszelkie nieobecności zgłaszajcie wcześniej
Preferuję pisanie w trzeciej osobie, ale jeśli wygodniej wam będzie w pierwszej, to luz. Uzgodnijcie między sobą ew.
Fajnie by było jakbyśmy wszyscy byli w miarę regularni, jeden post na 48 godz. to wg mnie minimum
Unikamy jednozdaniowych postów. Piszemy im więcej, tym lepiej. Od tego też zależy rozwój postaci.
Ok. Myślę, że to wszystko. Życzę wszystkim dobrej zabawy, mam nadzieję, że kampania wam się spodoba. GOOD LUCK.
Dramatis personae
Mekow - Kea
Turek - Gerrin Carmund
Blind Kitty - Dal-Makaz
Zorin - Tharivol
??? - ??? - (niespodzianka, zobaczycie później)
Totalna Amnezja - Proolog.
Dal-Makaz
Gdy wreszcie po wielu dniach wędrówki, doszedłeś do Beregostu – twojego ostatniego większego przystanku przed Wrotami Baldura, stwierdziłeś, że zatrzymasz się tu na kilka dni. W gospodzie „Wesoły Żongler” wynająłeś pokój i przez kilka dni zająłeś się kompletowaniem sprzętu i odpoczywaniem przed drogą do Wrót. W kuźni Taeroma Fuiruma poznałeś sympatycznego niziołka, który przedstawił się jako Gerrin Carmund. Ponieważ wasze drogi się pokrywały, stwierdziliście, że wyruszycie wspólnie, następnego dnia o świcie.
Gerrin Carmund
Sytuacja życiowa, z którą przyszło ci się zmierzyć, nie była łatwa. Nie tak wyobrażałeś sobie życie poszukiwacza przygód. Życie zmusiło cię do robienia wielu rzeczy, na które normalnie nie miałbyś ochoty. Trzeba było z tym skończyć. Zdecydowałeś się wyruszyć do Wrót Baldura – jednego z większych miast Zachodnich Ziem Centralnych. Może właśnie tam uda ci się odnaleźć życie, jakiego szukasz od dłuższego czasu. Nie wiesz czemu, ale wydawało ci się, że tym razem może się udać. Może to osoba tego małego krasnoludzkiego kapłana? Zdecydowanie było w nim coś dziwnego, tajemniczego. W jego towarzystwie nie powinieneś się nudzić. Po jednodniowym postoju w Beregoście i uzupełnieniu zapasów wyruszyliście wczesnym rankiem.
Tharivol
Było ci wszystko jedno. Gdzie zajdziesz, co się z tobą stanie, co będziesz robił. Twoim jedynym prawdziwym celem w życiu było przeżycie przygody. Prawdziwej przygody. Stwierdziłeś, że Wybrzeże mieczy, jest świetnym miejscem, aby jej poszukać. Po wielu dniach wędrówki, trafiłeś do „Pomocnej Dłoni” – gospody na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura. Tam planowałeś się zatrzymać jeden dzień, a następnie wyruszyć dalej. Siedziałeś sam, w kącie karczmy, nie starając się przyciągać niczyjej uwagi, ale jak się szybko okazało, kłopotów w Faerunie nie trzeba szukać. Znajdą cię same. Trójka najemników, zażądała od ciebie zwrotu 100 szt. zł., które rzekomo im ukradłeś. Oskarżenie było tym dziwniejsze, że przez całą noc siedziałeś po przeciwnej stronie sali, niż oni. Może gdybyś miał okazję, to faktycznie podwędziłbyś im sakiewki, ale okazji takowej nie miałeś. Nie mogłeś dać sobą pomiatać. Ich było trzech, a ty byłeś sam i mimo twoich sporych umiejętności w walce, mogło się to skończyć nieciekawie. Na szczęście, po twojej stronie stanęli dwaj inni goście gospody, krasnolud i niziołek. Najwyraźniej również zauważyli, że oskarżenia najemników są bezpodstawne. Po krótkiej wymianie zdań i argumentów (bardziej argumentów), najemników wyniosła z sali obsługa karczmy. Twoi nowi towarzysze, przedstawili się jako Dal-Makaz i Gerrin Carmund. Może nie do końca do ciebie pasowali, ale również zmierzali na północ, więc następnego ranka skoro świt, wspólnie wyruszyliście w drogę.
Gerrin Carmund, Dal-Makaz i Tharivol
Wyruszyliście z gospody zaraz po śniadaniu. Po kilku godzinach podróży, waszym oczom ukazał się bardzo niecodzienny widok. Na pniu obok traktu siedziała olbrzymka. Właściwie może to była półolbrzymka, bo jak na przedstawiciela swojej rasy, nie była wcale aż tak strasznie wysoka. Siedziała i zajadała smacznie śniadanie. Zgłupieliście. „Olbrzym w tych stronach?”. Nie wiedzieliście za bardzo co zrobić, ale pierwsze słowa, które wyszły z ust kobiety, zaskoczyły was jeszcze bardziej, niż sam jej widok.
-Macie miód?
Półolbrzymka przedstawiła się, jako Kea. Jej pogoda ducha urzekła was dość szybko. Trzeba przyznać była to niesamowita istota. Niezwykle miła i grzeczna, a do tego zachowywała się jak dziecko. Ona też zmierzała do Wrót Baldura i wspólnie zdecydowaliście, że pozostałą część drogi przemierzycie we trójkę.
Kea
Po załatwieniu swoich spraw w Beregoście, wyruszyłaś w dalszą drogę na północ. Nie niepokojona, przez żadne istoty (w końcu, kto o zdrowych zmysłach, chciałby zadzierać z kimś twojej postury?), pewnie zmierzałaś do Wrót Baldura. Po dwóch dniach podróży, minęłaś gospodę „Pomocna Dłoń”, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu, jednak nie zdążyłaś ujść zbyt daleko, gdyż ten cały męczący, gorący dzień dał ci się porządnie we znaki. Zadecydowawszy, że nie ma sensu wracać, rozbiłaś obóz na polanie w pobliżu traktu, a rankiem następnego dnia miałaś zamiar wyruszyć dalej. Noc była bardzo ciepła, więc wyspałaś się doskonale. Zwinęłaś obóz i stwierdziłaś, że zaraz po śniadaniu wyruszysz dalej. I wtedy właśnie, na trakcie pojawiły się trzy bardzo miłe maluchy. Człowiek, niziołek i krasnolud. Co prawda nie mieli miodu (jakaż szkoda), ale siedli chwilę z tobą i okazało się, że zmierzają podobnie jak ty na północ do Wrót Baldura. „No cóż, w czwórkę zawsze raźniej niż samemu” pomyślałaś i już po chwili wędrowaliście wspólnie.
Totalna Amnezja - Epizod pierwszy.
Było gorąco. Właściwie to nie. Dla wędrowców na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura było zdecydowanie ZA gorąco. Podobna pogoda utrzymywała się już od kilku dni, i powoli zaczynało to być męczące. Dobrze, że chociaż raz na jakiś czas powiał delikatny chłodny wiaterek, który mógł schłodzić czoła bohaterów. Ostatnimi czasy, na trakcie było bardzo niebezpiecznie. Bandyci napadali na karawany kupieckie oraz na samotnych wędrowców, dlatego też towarzystwo grupy, dawało każdemu pewne poczucie bezpieczeństwa, a poza tym wiadomo, w grupie zawsze raźniej. Ten dzień, miał być kolejnym spokojnym dniem na trakcie. Miał być. Rankiem, po zwinięciu obozu i krótkim posiłku wędrowcy wyruszyli w dalszą podróż. Po około trzech godzinach wędrówki, twarze całej czwórki rozpromieniły się, gdyż na horyzoncie ujrzeli las. Las oznaczał cień, a cień oznaczał wreszcie trochę odpoczynku od tego cholernego słońca. Trakt prowadził wędrowców pomiędzy drzewami, ale mimo to, szeroka ubita droga pozwalała na swobodne minięcie się dwóch wozów, czy na jazdę konną. Dookoła roznosił się cudowny zapach grzybów i ściółki leśnej. Wiatr smagał delikatnie swymi podmuchami drzewa, kołysząc liście, które prawie niezauważalnie tańczyły w rytm podmuchów. Subtelny szum, był niezwykle kojący dla uszu a cień dał wreszcie odrobinę wytchnienia zmęczonym wędrowcom. Dookoła ćwierkały ptaki, raz nawet wiewiórka przebiegła podróżnikom drogę, zatrzymawszy się na środku traktu badawczo na nich spojrzała, a następnie uciekła między drzewa. Tak, ten las zdecydowanie żył własnym życiem. Po kilkudziesięciu minutach leśnej wędrówki, gdy bohaterowie zbliżali się do zakrętu, usłyszeli hałas za plecami. Najprawdopodobniej zbliżał się do nich jeździec na koniu i zbliżał się bardzo szybko. Cała czwórka przystanęła w miejscu, w końcu nigdy nie wiadomo, co może wyniknąć ze spotkania z nieznajomym na trakcie. Po krótkiej chwili, jeździec pojawił się w ich polu widzenia. Był to wysoki, chudy mężczyzna. Jego czarne krótkie włosy, były bardzo starannie przystrzyżone. Miał na sobie bardzo kunsztownie zdobione czarne spodnie i koszulę. Do wierzchowca przywiązane były dwa bukłaki. Wędrowców uderzyła w oczy, powłóczysta, granatowa szata, którą mimo upału miał na sobie.
„Jak on może jechać tak ubrany? Pewnie już się ugotował od tej temperatury.” – ta myśl przemknęła przez głowy całej piątki. Gdy tylko jeździec zauważył bohaterów zwolnił nieco, tak jakby chciał im się lepiej przyjrzeć, a następnie spiął konia i znów ruszył galopem. Mijając ich, nawet na nich nie spojrzał, a jedynie przejechał obok i natychmiast zniknął za pobliskim zakrętem. Wyraźnie się spieszył. Wędrowcy ruszyli dalej, nie przejmując się zbytnio dziwnym jeźdźcem i wtedy wydarzenia potoczyły się w ekspresowym tempie. Koń nieznajomego, który zdążył odjechać już na kilkadziesiąt metrów został trafiony dwoma strzałami. Wierzchowiec stanął dęba zrzucając jeźdźca na ziemię a następnie runął na niego, przygniatając jego nogi swoim ciałem. W tym samym czasie z lasu wyłoniło się dwóch solidnej postury mężczyzn ubranych na czarno, w kapeluszach z szerokim rondem. U boków mieli przywiązane miecze. Jeździec nie próbował uwolnić swoich nóg spod ciała wierzchowca. Ba, nie ruszał się wcale. Najwyraźniej stracił przytomność. Napastnicy powoli zbliżali się do bezradnego człowieka najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że nie są jedynymi aktorami na scenie. Gdy jeden z nich poszedł do nieprzytomnego nieszczęśnika i zaczął czegoś przy nim szukać, z lasu wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Ubrani byli tak samo, przez ramiona mieli dodatkowo przewieszone łuki. Jeden z nich krzyknął do człowieka, który przeszukiwał jeźdźca.
-Aldeth! Zabieraj papier i zmywamy się stąd. Migiem!!!
Jedno było pewne. Jeśli wędrowcy chcieli pomóc nieznajomemu, to musieli zareagować natychmiast.
W pierwszym poście opiszcie swoją postać
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 9 lipca 2007, 16:55 przez EmDżej, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Tharivol ,,Księżycowy Szept"
Drogą obok olbrzymki szedł dość niski człowiek, mimo okropnego upały szedł w ciemno zielonym płaszczu i nie dawał po sobie znać że jest mu cholernie gorąco, szedł w płaszczu, ponieważ nie chciał aby jego tymczasowi towarzysze dowiedzieli się co jest pod nim, lecz kiedyś na pewno będą musieli. Tymczasowi ponieważ nie miał zamiaru towarzyszyć im zbyt długo. Jego twarz jest bardzo szpiczasta, niczym jak u elfów, długie brązowe włosy powiewały lekko na wiaterku, widać że nie były już dawno czesane. Ma małą brązową bródkę, która idealnie pasuje do jego czarnych tajemniczych oczu. Ma na sobie luźne skórzane spodnie, które w ogóle nie utrudniają mu poruszania się. Do takiej szelki przy płaszczu przypięty ma jakiś czarny worek, prawdopodobnie z resztą ekwipunku. Przez plecy na płaszczy przewieszony ma piękny miecz dwuostrzowy, który właśnie lśnił do słońca. Do uda przymocowany sznurkami ma kołczan z bełtami, lecz kuszy nie było widać.
Spoglądał z niechęcią na swych towarzyszy, słowem się prawie do nich nie odezwał, co miał już w zwyczaju szedł, szedł, szedł...byle przed siebie. W pewnym momencie usłyszał rżenie konia niemal od razu całe towarzystwo odwróciło się w stronę odgłosu, zauważył na koniu pewnego człowieka, na którego w ogóle nie zwrócił uwagi aby przynajmniej nie miał zamiaru, do czasu gdy podróżnego nie spotkał przykry incydent , nie miał zamiaru zabawić się z czarnymi zbójami do póki nie usłyszał o jakiś papierach, które od razu przykuły jego uwagę. Natychmiast wskoczył w las tak aby łotry go nie widziały i podszedł w ich kierunku parę kroków po czym wyciągnął spod płaszczu kuszę naładował i strzelił jeżeli było to możliwe w któregoś z łotrów najlepiej w tego, który miał brać jakieś papiery.Nie zwracał na razie uwagi na resztę jego kompani...
Drogą obok olbrzymki szedł dość niski człowiek, mimo okropnego upały szedł w ciemno zielonym płaszczu i nie dawał po sobie znać że jest mu cholernie gorąco, szedł w płaszczu, ponieważ nie chciał aby jego tymczasowi towarzysze dowiedzieli się co jest pod nim, lecz kiedyś na pewno będą musieli. Tymczasowi ponieważ nie miał zamiaru towarzyszyć im zbyt długo. Jego twarz jest bardzo szpiczasta, niczym jak u elfów, długie brązowe włosy powiewały lekko na wiaterku, widać że nie były już dawno czesane. Ma małą brązową bródkę, która idealnie pasuje do jego czarnych tajemniczych oczu. Ma na sobie luźne skórzane spodnie, które w ogóle nie utrudniają mu poruszania się. Do takiej szelki przy płaszczu przypięty ma jakiś czarny worek, prawdopodobnie z resztą ekwipunku. Przez plecy na płaszczy przewieszony ma piękny miecz dwuostrzowy, który właśnie lśnił do słońca. Do uda przymocowany sznurkami ma kołczan z bełtami, lecz kuszy nie było widać.
Spoglądał z niechęcią na swych towarzyszy, słowem się prawie do nich nie odezwał, co miał już w zwyczaju szedł, szedł, szedł...byle przed siebie. W pewnym momencie usłyszał rżenie konia niemal od razu całe towarzystwo odwróciło się w stronę odgłosu, zauważył na koniu pewnego człowieka, na którego w ogóle nie zwrócił uwagi aby przynajmniej nie miał zamiaru, do czasu gdy podróżnego nie spotkał przykry incydent , nie miał zamiaru zabawić się z czarnymi zbójami do póki nie usłyszał o jakiś papierach, które od razu przykuły jego uwagę. Natychmiast wskoczył w las tak aby łotry go nie widziały i podszedł w ich kierunku parę kroków po czym wyciągnął spod płaszczu kuszę naładował i strzelił jeżeli było to możliwe w któregoś z łotrów najlepiej w tego, który miał brać jakieś papiery.Nie zwracał na razie uwagi na resztę jego kompani...
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Gerrin Carmund
Gerrin nie wyglądał na typowego nizołka, absolutnie nie.
Był wyższy niż przeciętny niziołek- można by powiedzieć że dorównywał wzrostem wyższym gnomom.- nie był też gruby ale nie był jednak tak umięśniony jak jego kuzyna Friholda.
Niziołek jechał na silnym kucyku, przy pasie nosił odpowiedni do jego rozmiaru miecz a do siodła miał przytroczoną kusze i kołczan pełen bełtów o szarym upierzeniu.
Kapelusz z szerokim rondem osłaniał jego twarz przed palącym słońcem a ciemno czerwony płaszcz powiesił na siodle.
Niziołek spojrzał na nieznajomego pędzącego po trakcie.
-„ Pewnie jakiś goniec.”- pomyślał oglądając się za nim gdy ich mijał.
Nagle dwie strzały świsnęły i trafiły wierzchowca nieznajomego a z lasu wyskoczyli kolejni ludzie i prawdopodobnie nie mieli przyjaznych zamiarów.
-„Trzeba mu pomóc.”- przeszło mu prze myśl.
Niziołek sięgnął po kusze i szybkim wprawnym ruchem naciągnął cięciwę oraz umieścił na niej bełt.
Uderzył piętami w bok swego wierzchowca i popędził w kierunku nieprzytomnego jeźdźca oraz człowieka który go przeszukiwał.
Gdy był wystarczająco blisko oddał precyzyjny strzał w udo zbira aby ten nie mógł uciec.
Gerrin nie wyglądał na typowego nizołka, absolutnie nie.
Był wyższy niż przeciętny niziołek- można by powiedzieć że dorównywał wzrostem wyższym gnomom.- nie był też gruby ale nie był jednak tak umięśniony jak jego kuzyna Friholda.
Niziołek jechał na silnym kucyku, przy pasie nosił odpowiedni do jego rozmiaru miecz a do siodła miał przytroczoną kusze i kołczan pełen bełtów o szarym upierzeniu.
Kapelusz z szerokim rondem osłaniał jego twarz przed palącym słońcem a ciemno czerwony płaszcz powiesił na siodle.
Niziołek spojrzał na nieznajomego pędzącego po trakcie.
-„ Pewnie jakiś goniec.”- pomyślał oglądając się za nim gdy ich mijał.
Nagle dwie strzały świsnęły i trafiły wierzchowca nieznajomego a z lasu wyskoczyli kolejni ludzie i prawdopodobnie nie mieli przyjaznych zamiarów.
-„Trzeba mu pomóc.”- przeszło mu prze myśl.
Niziołek sięgnął po kusze i szybkim wprawnym ruchem naciągnął cięciwę oraz umieścił na niej bełt.
Uderzył piętami w bok swego wierzchowca i popędził w kierunku nieprzytomnego jeźdźca oraz człowieka który go przeszukiwał.
Gdy był wystarczająco blisko oddał precyzyjny strzał w udo zbira aby ten nie mógł uciec.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Dal-Makaz
Niski, szeroki w barach krasnolud, w paskowej zbroi i kapłańskiej szacie, w której pewnie było mu piekielnie gorąco - choć po prawdzie, i w tej zbroi pewnie i tak był już prawie ugotowany. Miał długie, blond włosy, zarzucone na plecy w dwóch grubych warkoczach. Broda zwisała poniżej pasa, też bardzo jasna. Miał błękitne oczy, które wyrażały absolutną, niezachwianą wiarę w swojego boga - Jergala, jak można było wywnioskować z emblematu na szacie.
Na plecach miał potężny, dwuręczny młot bojowy, z prostą, stalową głownią i trzonkiem okutym metalem.
Sprawiał wrażenie kogoś, kogo nie było w stanie powstrzymać coś tak eterycznego i nietrwałego jak dajmy na to, kamienny mur. Raczej na kogoś, komu trzeba postawić na drodze mur z adamantu. I to cholernie gruby.
A teraz maszerował, stukając podkutymi butami o glebę w bardzo wojskowym tempie, któremu bez trudu dorównywali niziołek jadący na kucyku i półolbrzymka, ale wyraźnie było zbyt prędkie dla człowieka, czym jednak kapłan zdawał się nie przejmować. Jeśli ktoś był zbyt słaby by dotrzymać mu kroku, mógł zostać w tyle. To nie on potrzebował ochrony na drodze, bo Jergal weźmie go do siebie, kiedy mu się zachce, niezależnie od tego ilu ludzi zechce stanąć mu na drodze.
Gdy koń ich mijał, nawet nie udawał że chce mu zejść z drogi. Mało który jeździec odważłby się zaryzkować zderzenie z prawie kwadratowym, potężnie umięśnionym krasnoludem.
Niziołek zajął się facetem od papierów. I dobrze, niech go ściągną. Kea nie wyglądała na specjalistkę od walki. Raczej na osóbkę, której sam wygląd wystarcza, żeby walki uniknąć.
- Kea! Jakby któryś próbował uciekać, złap go i przytrzymaj w miejscu! - krzyknął, ruszając biegiem... A właściwie, nieco szybszym marszem. Krasnoludy nie są stworzone do biegania, o nie... Ale za to miał dużo czasu żeby dobyć swojego młota.
A jeśli ci tchórze nie uciekną, zanim do niech dobiegnie, to nie zostanie z nich wiele!
Niski, szeroki w barach krasnolud, w paskowej zbroi i kapłańskiej szacie, w której pewnie było mu piekielnie gorąco - choć po prawdzie, i w tej zbroi pewnie i tak był już prawie ugotowany. Miał długie, blond włosy, zarzucone na plecy w dwóch grubych warkoczach. Broda zwisała poniżej pasa, też bardzo jasna. Miał błękitne oczy, które wyrażały absolutną, niezachwianą wiarę w swojego boga - Jergala, jak można było wywnioskować z emblematu na szacie.
Na plecach miał potężny, dwuręczny młot bojowy, z prostą, stalową głownią i trzonkiem okutym metalem.
Sprawiał wrażenie kogoś, kogo nie było w stanie powstrzymać coś tak eterycznego i nietrwałego jak dajmy na to, kamienny mur. Raczej na kogoś, komu trzeba postawić na drodze mur z adamantu. I to cholernie gruby.
A teraz maszerował, stukając podkutymi butami o glebę w bardzo wojskowym tempie, któremu bez trudu dorównywali niziołek jadący na kucyku i półolbrzymka, ale wyraźnie było zbyt prędkie dla człowieka, czym jednak kapłan zdawał się nie przejmować. Jeśli ktoś był zbyt słaby by dotrzymać mu kroku, mógł zostać w tyle. To nie on potrzebował ochrony na drodze, bo Jergal weźmie go do siebie, kiedy mu się zachce, niezależnie od tego ilu ludzi zechce stanąć mu na drodze.
Gdy koń ich mijał, nawet nie udawał że chce mu zejść z drogi. Mało który jeździec odważłby się zaryzkować zderzenie z prawie kwadratowym, potężnie umięśnionym krasnoludem.
Niziołek zajął się facetem od papierów. I dobrze, niech go ściągną. Kea nie wyglądała na specjalistkę od walki. Raczej na osóbkę, której sam wygląd wystarcza, żeby walki uniknąć.
- Kea! Jakby któryś próbował uciekać, złap go i przytrzymaj w miejscu! - krzyknął, ruszając biegiem... A właściwie, nieco szybszym marszem. Krasnoludy nie są stworzone do biegania, o nie... Ale za to miał dużo czasu żeby dobyć swojego młota.
A jeśli ci tchórze nie uciekną, zanim do niech dobiegnie, to nie zostanie z nich wiele!
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Kea
Drogą szła młoda, na oko kilkunastoletnia półolbrzymka. Miała ponad trzy metry wzrostu i tylko na pierwszy, nieudolny rzut oka mogła wyglądać groźnie - wystarczyło zamienić z nią kilka zdań, aby przekonać się, że jest niezwykle miłą osobą.
Miała łagodne rysy twarzy, dość długie ciemno-blond włosy, duże zielone oczy, a na nosku i policzkach pod oczami dawało się zauważyć troszkę delikatnych piegów. Zwykle jej twarz zdobił ciepły i szczery uśmiech.
Ubrana była w: Czarną mocną zbroje skórzaną - nawet nie taką złą, jak na obecny upał, gdyż nie zakrywała brzucha a zamiast ramion były tylko skórzane rzemienie (pod którymi dało się zauważyć jakieś czerwone tasiemki). Czarną skórzaną spódnicę, sięgającą jej do kolan - z dwiema dużymi kieszeniami po bokach (przy biodrach) i czarny skórzany pas. Miała też przy sobie dużą (jak dla niej to średnią) torbę na ramię, a na plecach przymocowany oburęczny miecz - choć widać było, że nie był zbytnio używany. W oczy rzucały się jej mocne skórzane buty nie do pary - prawy czarny i lewy zielono-żółty (być może ciężko jej było zdobyć buty, które byłyby do pary i odpowiednie dla jej rozmiaru). Były dość wysokie, zrobione z mocnej skóry i wiązane na silne sznurowadła. Nie były przewidziane na taki upał, a raczej na deszcz, czy nawet śnieg.
Choć spodobali się jej nowi towarzysze (zwłaszcza mały ludek - gdyby nie jechał na kucyku, sięgałby jej pewnie gdzieś do kolan), to upał sprawił, że zazwyczaj uśmiechnięta dziewczyna miała niespecjalnie zadowoloną minę. Na jej czole pojawiały się krople potu, a właściwie to cała czuła się nieświeżo. Dopiero kiedy doszli do lasu nieco się rozpromieniła. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze jakiegoś zbiornika wodnego, żeby móc się wykąpać.
Kiedy minął ich jeździec, nie zwróciła na niego specjalnej uwagi. Jednak gdy go napadnięto, musiała zareagować. Kea wiedziała, bardzo dobrze wiedziała, że nie wolno tak napadać na podróżników. Chciała im przeszkodzić, momentalnie odłożyła torbę na ziemię i ruszyła biegiem w kierunku napastników. Nie do końca wiedziała co chce zrobić, jak już do nich dobiegnie. Na szczęście Dal-Makaz jej to podpowiedział, dziewczyna postanowiła wykonać jego plan i złapać opryszków.
Edit: Dodano lepsze zdjęcie - kosztowało mnie ono pół dnia poszukiwań.
Drogą szła młoda, na oko kilkunastoletnia półolbrzymka. Miała ponad trzy metry wzrostu i tylko na pierwszy, nieudolny rzut oka mogła wyglądać groźnie - wystarczyło zamienić z nią kilka zdań, aby przekonać się, że jest niezwykle miłą osobą.
Miała łagodne rysy twarzy, dość długie ciemno-blond włosy, duże zielone oczy, a na nosku i policzkach pod oczami dawało się zauważyć troszkę delikatnych piegów. Zwykle jej twarz zdobił ciepły i szczery uśmiech.
Ubrana była w: Czarną mocną zbroje skórzaną - nawet nie taką złą, jak na obecny upał, gdyż nie zakrywała brzucha a zamiast ramion były tylko skórzane rzemienie (pod którymi dało się zauważyć jakieś czerwone tasiemki). Czarną skórzaną spódnicę, sięgającą jej do kolan - z dwiema dużymi kieszeniami po bokach (przy biodrach) i czarny skórzany pas. Miała też przy sobie dużą (jak dla niej to średnią) torbę na ramię, a na plecach przymocowany oburęczny miecz - choć widać było, że nie był zbytnio używany. W oczy rzucały się jej mocne skórzane buty nie do pary - prawy czarny i lewy zielono-żółty (być może ciężko jej było zdobyć buty, które byłyby do pary i odpowiednie dla jej rozmiaru). Były dość wysokie, zrobione z mocnej skóry i wiązane na silne sznurowadła. Nie były przewidziane na taki upał, a raczej na deszcz, czy nawet śnieg.
Choć spodobali się jej nowi towarzysze (zwłaszcza mały ludek - gdyby nie jechał na kucyku, sięgałby jej pewnie gdzieś do kolan), to upał sprawił, że zazwyczaj uśmiechnięta dziewczyna miała niespecjalnie zadowoloną minę. Na jej czole pojawiały się krople potu, a właściwie to cała czuła się nieświeżo. Dopiero kiedy doszli do lasu nieco się rozpromieniła. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze jakiegoś zbiornika wodnego, żeby móc się wykąpać.
Kiedy minął ich jeździec, nie zwróciła na niego specjalnej uwagi. Jednak gdy go napadnięto, musiała zareagować. Kea wiedziała, bardzo dobrze wiedziała, że nie wolno tak napadać na podróżników. Chciała im przeszkodzić, momentalnie odłożyła torbę na ziemię i ruszyła biegiem w kierunku napastników. Nie do końca wiedziała co chce zrobić, jak już do nich dobiegnie. Na szczęście Dal-Makaz jej to podpowiedział, dziewczyna postanowiła wykonać jego plan i złapać opryszków.
Edit: Dodano lepsze zdjęcie - kosztowało mnie ono pół dnia poszukiwań.
Ostatnio zmieniony niedziela, 8 lipca 2007, 12:56 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Wszyscy
Zanim Ktokolwiek zdążył zareagować Gerrin ruszył do przodu, zaraz po nim Tharivol zniknął za drzewami, cicho i bezszelestnie zbliżał się do bandytów. Niziołek w tym czasie zbliżył się na tyle blisko, że mógł oddać strzał. Przystanął na chwilę i przymierzył. Bełt zaświszczał w powietrzu i po chwili znajdował się już w nodze mężczyzny przeszukującego samotnego jeźdźca. Raniony napastnik zawył z bólu. Najwyraźniej strategia Gerrina przyniosła skutek, bo mężczyzna był unieruchomiony i nawet nie starał się dobyć miecza.
Pozostali bandyci, odwrócili się w stronę grupy. Jeden dobył miecza i zaszarżował na niziołka, dwaj pozostali zdjęli z pleców łuki i błyskawicznym ruchem założyli strzały. Tharivol, który pierwotnie mierzył do mężczyzny przeszukującego nieznajomego, po zauważeniu, że strzał Gerrina wyłączył go z walki raczej na dobre, zmienił cel i posłał strzałę do jednego z łuczników. Strzała trafiła prosto w głowę i już po chwili martwy bandyta osunął się na ziemię. Drugi łucznik w tym czasie wystrzelił w kierunku biegnącej olbrzymki. Strzała świsnęła tuż koło ucha, ani na trochę nie spowalniając kobiety, która w tej chwili znajdowała się już tylko kilka metrów przed nim.
Gerrin w międzyczasie odrzucił kuszę i dobył miecz, w końcu trzeba było jakoś sobie poradzić z szarżującym na niego człowiekiem. Zdążył wyciągnąć oręż akurat na czas, aby sparować pierwszą serię ciosów rozwścieczonego bandyty. Ubrany na czarno osobnik, sukcesywnie spychał niziołka do tyłu. W tym czasie z odsieczą nadbiegł (a właściwie nadszedł) Dal-Makaz. Z okrzykiem na ustach zaczął atakować człowieka, który walczył z Gerrinem. We dwójkę szybko zepchnęli go do defensywy. Mężczyzna zaczął koncentrować się wyłącznie na parowaniu ciosów, ale zdawał sobie już sprawę z tego, że tej walki nie wygra. W pewnym momencie, po kolejnym niesamowicie mocnym uderzeniu krasnoluda odsłonił się na tyle, że Gerrin szybkim pchnięciem, zatopił miecz w jego płucach.
Ostatni z bandytów widząc, że wszyscy jego towarzysze zostali wyłączeni z walki, odrzucił luk i prawą ręką chwycił za rękojeść miecza. Nie zdążył jednak wyciągnąć oręża, gdyż wpadła na niego Kea i chwyciła oburącz unieruchamiając mu ramiona. Potężny uścisk olbrzymki, był nie do rozerwania. Bandyta szamotał się chwilę, próbując się uwolnić, lecz szybko zdał sobie sprawę, że jego wysiłki są daremne. Spojrzał na Keę i uśmiechnął się złowieszczo.
-Masz pecha poczwaro! – Chwilę później z ust mężczyzny wypłynęła piana. Jego mięśnie zwiotczały, serce przestało bić. Był martwy.
Cała czwórka podróżników została na trakcie w towarzystwie nieprzytomnego wędrowca i na wpół martwego bandyty. Trakt Beregost – Wrota Baldura, po raz kolejny w ciągu ostatnich dni spłynął krwią.
Zanim Ktokolwiek zdążył zareagować Gerrin ruszył do przodu, zaraz po nim Tharivol zniknął za drzewami, cicho i bezszelestnie zbliżał się do bandytów. Niziołek w tym czasie zbliżył się na tyle blisko, że mógł oddać strzał. Przystanął na chwilę i przymierzył. Bełt zaświszczał w powietrzu i po chwili znajdował się już w nodze mężczyzny przeszukującego samotnego jeźdźca. Raniony napastnik zawył z bólu. Najwyraźniej strategia Gerrina przyniosła skutek, bo mężczyzna był unieruchomiony i nawet nie starał się dobyć miecza.
Pozostali bandyci, odwrócili się w stronę grupy. Jeden dobył miecza i zaszarżował na niziołka, dwaj pozostali zdjęli z pleców łuki i błyskawicznym ruchem założyli strzały. Tharivol, który pierwotnie mierzył do mężczyzny przeszukującego nieznajomego, po zauważeniu, że strzał Gerrina wyłączył go z walki raczej na dobre, zmienił cel i posłał strzałę do jednego z łuczników. Strzała trafiła prosto w głowę i już po chwili martwy bandyta osunął się na ziemię. Drugi łucznik w tym czasie wystrzelił w kierunku biegnącej olbrzymki. Strzała świsnęła tuż koło ucha, ani na trochę nie spowalniając kobiety, która w tej chwili znajdowała się już tylko kilka metrów przed nim.
Gerrin w międzyczasie odrzucił kuszę i dobył miecz, w końcu trzeba było jakoś sobie poradzić z szarżującym na niego człowiekiem. Zdążył wyciągnąć oręż akurat na czas, aby sparować pierwszą serię ciosów rozwścieczonego bandyty. Ubrany na czarno osobnik, sukcesywnie spychał niziołka do tyłu. W tym czasie z odsieczą nadbiegł (a właściwie nadszedł) Dal-Makaz. Z okrzykiem na ustach zaczął atakować człowieka, który walczył z Gerrinem. We dwójkę szybko zepchnęli go do defensywy. Mężczyzna zaczął koncentrować się wyłącznie na parowaniu ciosów, ale zdawał sobie już sprawę z tego, że tej walki nie wygra. W pewnym momencie, po kolejnym niesamowicie mocnym uderzeniu krasnoluda odsłonił się na tyle, że Gerrin szybkim pchnięciem, zatopił miecz w jego płucach.
Ostatni z bandytów widząc, że wszyscy jego towarzysze zostali wyłączeni z walki, odrzucił luk i prawą ręką chwycił za rękojeść miecza. Nie zdążył jednak wyciągnąć oręża, gdyż wpadła na niego Kea i chwyciła oburącz unieruchamiając mu ramiona. Potężny uścisk olbrzymki, był nie do rozerwania. Bandyta szamotał się chwilę, próbując się uwolnić, lecz szybko zdał sobie sprawę, że jego wysiłki są daremne. Spojrzał na Keę i uśmiechnął się złowieszczo.
-Masz pecha poczwaro! – Chwilę później z ust mężczyzny wypłynęła piana. Jego mięśnie zwiotczały, serce przestało bić. Był martwy.
Cała czwórka podróżników została na trakcie w towarzystwie nieprzytomnego wędrowca i na wpół martwego bandyty. Trakt Beregost – Wrota Baldura, po raz kolejny w ciągu ostatnich dni spłynął krwią.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Tharivol ,,Księżycowy Szept"
Krew, krew przeciwników Tharivola, który uwielbiał przelewać czyjąś krew nie ważne czyją ważne by była to krew. Od lat był szkolony w tym co teraz pokazał przebijając czaszkę bandyty na wylot, co mało kiedy mało miejsce. Wyszedł z traktu między czasie chowając kuszę na swoje miejsce, miał ochotę zamanipulować bandytą. Założył kaptur na głowę, nie zwracając większej uwagi na resztę podszedł do bandyty i pociskiem w nodze. Chwycił go za włosy mocno nimi szarpiąc i podnosząc jego głowę do góry, skuczał coś pod nosem lecz ,,Szept" jeszcze w życiu nikomu nie okazał współczucia i tym razem także nie miał zamiaru. Wyciągnął spod płaszczu kukri i gwałtownie przyłożył mu je do gardła tak że krew lekko puściła się z jego szyi.
- Masz dziesięć sekund aby powiedzieć.. Czemu jesteś takim sku***elem jak ja??? Czemu napadałeś tego łajdaka??? I o jakie papiery chodzi???- powiedział bez litości po czym zaczął liczyć - RAZ.... DWA....TRZY..............- i czekał na reakcję bandyty, jeżeli ten nic nie powiedział nim on skończył liczyć to poderżnął mu gardło....
Krew, krew przeciwników Tharivola, który uwielbiał przelewać czyjąś krew nie ważne czyją ważne by była to krew. Od lat był szkolony w tym co teraz pokazał przebijając czaszkę bandyty na wylot, co mało kiedy mało miejsce. Wyszedł z traktu między czasie chowając kuszę na swoje miejsce, miał ochotę zamanipulować bandytą. Założył kaptur na głowę, nie zwracając większej uwagi na resztę podszedł do bandyty i pociskiem w nodze. Chwycił go za włosy mocno nimi szarpiąc i podnosząc jego głowę do góry, skuczał coś pod nosem lecz ,,Szept" jeszcze w życiu nikomu nie okazał współczucia i tym razem także nie miał zamiaru. Wyciągnął spod płaszczu kukri i gwałtownie przyłożył mu je do gardła tak że krew lekko puściła się z jego szyi.
- Masz dziesięć sekund aby powiedzieć.. Czemu jesteś takim sku***elem jak ja??? Czemu napadałeś tego łajdaka??? I o jakie papiery chodzi???- powiedział bez litości po czym zaczął liczyć - RAZ.... DWA....TRZY..............- i czekał na reakcję bandyty, jeżeli ten nic nie powiedział nim on skończył liczyć to poderżnął mu gardło....
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Gerrin
Niziołek w samą porę dobył miecza, sparował cięcie i wyprowadził szybką ripostę.
Cios jednak nie sięgnął celu, ostrze nizołka trafiło na paradę, Gerrin zaczął cofać się do obrony.
Widać trafił na w miarę sprawnego szermierza, Gerrin nie wiedział ile jeszcze wytrzyma, na szczęście krasnolud przyszedł z pomocą.
Walka dwóch na jednego była jednak zbyt ciężka, może nie był to tak sprawny wojownik jak się wydawało na początku.
Nagle człowiek sparował potężny cios krasnoluda… i odsłonił się.
Takiej sytuacji się nie marnuje, niziołek wykonał szybki sztych.
Ostrze zagłębiło się w klatkę piersiową z nieprzyjemnym chrzęstem rany buchnęła obficie krew, człowiek padł na ziemię, wokół niego zaczęła rosnąć czerwona plama.
Niziołek zszedł z kuca i wytarł miecz o skraj płaszcza zabitego człowieka po czym wziął swego wierzchowca za uzdę i podszedł do nieprzytomnego człowieka.
Zaczął wyciągać człowieka spod martwego konia, może nizołki nie są zbyt sile ale są uparte, a Gerrin oprócz tego że był znacznie silniejszy od przeciętnego niziołka był równie uparty.
Carmund odciągnął człowieka na bok traktu i zaczął go cucić.
- Wstawaj.- powiedział lekko uderzając go w policzek.
To jednak nie skutkowało.
- Trudno.- powiedział zrezygnowany i uderzył go mocniej w twarz…
Na to musiał zareagować.
Niziołek w samą porę dobył miecza, sparował cięcie i wyprowadził szybką ripostę.
Cios jednak nie sięgnął celu, ostrze nizołka trafiło na paradę, Gerrin zaczął cofać się do obrony.
Widać trafił na w miarę sprawnego szermierza, Gerrin nie wiedział ile jeszcze wytrzyma, na szczęście krasnolud przyszedł z pomocą.
Walka dwóch na jednego była jednak zbyt ciężka, może nie był to tak sprawny wojownik jak się wydawało na początku.
Nagle człowiek sparował potężny cios krasnoluda… i odsłonił się.
Takiej sytuacji się nie marnuje, niziołek wykonał szybki sztych.
Ostrze zagłębiło się w klatkę piersiową z nieprzyjemnym chrzęstem rany buchnęła obficie krew, człowiek padł na ziemię, wokół niego zaczęła rosnąć czerwona plama.
Niziołek zszedł z kuca i wytarł miecz o skraj płaszcza zabitego człowieka po czym wziął swego wierzchowca za uzdę i podszedł do nieprzytomnego człowieka.
Zaczął wyciągać człowieka spod martwego konia, może nizołki nie są zbyt sile ale są uparte, a Gerrin oprócz tego że był znacznie silniejszy od przeciętnego niziołka był równie uparty.
Carmund odciągnął człowieka na bok traktu i zaczął go cucić.
- Wstawaj.- powiedział lekko uderzając go w policzek.
To jednak nie skutkowało.
- Trudno.- powiedział zrezygnowany i uderzył go mocniej w twarz…
Na to musiał zareagować.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Dal-Makaz
Zakręcił młotem w jednej ręce i zarzucił go na ramię.
- Sprawa załatwiona, jak mi się wydaje - mruknął, lewą ręką trzy razy czyniąc w powietrzu przekreślone koło, znak Jergala - maksymalnie uproszczoną czaszkę.
Spostrzegł, że niziołek zaczął coś kombinować z człowiekiem, najwyraźniej zamierzając połamać mu nogi próbą wyciągnięcia go spod konia. Przecież to zwierzę waży najmniej pół tysiąca funtów! A tego posłańca przecież Jergal jeszcze do siebie nie wzywa.
- Zaczekaj, Gerrin.
Wpiął młot w uprząż na plecach, mijając po drodze tego psychola próbującego poderżnąć gadło badycie. Trudno, widać Jergal już chce tego drania zapisać w Księdze Umarłych. Ukląkł przy człowieku, wsunął dłonie pod końskie truchło i z wysiłkiem nieco uniósł ciało do góry, pozwalając bezpiecznie wyciągnąć nieprzytomnego.
Teraz z kolei niziołek zaczął okładać go po twarzy.
- Spokojnie, spokojnie. Umiem leczyć, nie ma więc potrzeby tak go katować - powiedział, podchodząc i kładąc dłoń na posłańcu. Wymruczał pozdrowienie do Jergala, i Leczenie Lekkich Ran popłynęło przez jego gruzłowatą, żylastą dłoń do ciała człowieka. A potem sięgnął do manierki, podniósł powiekę i spuścił kroplę wody na odsłonięte oko, to działa o wiele skuteczniej niż bicie po twarzy.
Zakręcił młotem w jednej ręce i zarzucił go na ramię.
- Sprawa załatwiona, jak mi się wydaje - mruknął, lewą ręką trzy razy czyniąc w powietrzu przekreślone koło, znak Jergala - maksymalnie uproszczoną czaszkę.
Spostrzegł, że niziołek zaczął coś kombinować z człowiekiem, najwyraźniej zamierzając połamać mu nogi próbą wyciągnięcia go spod konia. Przecież to zwierzę waży najmniej pół tysiąca funtów! A tego posłańca przecież Jergal jeszcze do siebie nie wzywa.
- Zaczekaj, Gerrin.
Wpiął młot w uprząż na plecach, mijając po drodze tego psychola próbującego poderżnąć gadło badycie. Trudno, widać Jergal już chce tego drania zapisać w Księdze Umarłych. Ukląkł przy człowieku, wsunął dłonie pod końskie truchło i z wysiłkiem nieco uniósł ciało do góry, pozwalając bezpiecznie wyciągnąć nieprzytomnego.
Teraz z kolei niziołek zaczął okładać go po twarzy.
- Spokojnie, spokojnie. Umiem leczyć, nie ma więc potrzeby tak go katować - powiedział, podchodząc i kładąc dłoń na posłańcu. Wymruczał pozdrowienie do Jergala, i Leczenie Lekkich Ran popłynęło przez jego gruzłowatą, żylastą dłoń do ciała człowieka. A potem sięgnął do manierki, podniósł powiekę i spuścił kroplę wody na odsłonięte oko, to działa o wiele skuteczniej niż bicie po twarzy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Kea
Dziewczyna z przerażeniem wpatrywała się w trzymanego w rękach człowieka. Nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna był martwy.
"To ja go zabiłam... Ja nie chciałam... Zły człowiek, ale nie chciałam go zabijać... A niech cię, dlaczego zginąłeś!... Fuuuj!!"
Po chwili ze wstrętem odrzuciła martwe ciało na parę metrów. Nie wiedziała po co trzymała trupa tak długo - jeszcze przyśnią się jej jakieś koszmary.
Zobaczyła co robią inni. Pomogłaby tym zabawnym maluchom wyciągnąć napadniętego jeźdźca spod konia, ale poradzili sobie sami.
"Tacy mali, a mają siłe?" - półolbrzymka nie do końca wszystko zrozumiała.
Tak czy inaczej, może i jej pomoc okazała się to niepotrzebna, choć zapewne byłoby łatwiej.
Tharivol zajął się ocalałym napastnikiem. Jego poczynania uznała za drastyczne, ale mogły poskutkować. Posiadała pewną wiedzę o rozbójnikach i chciała pomóc. Postanowiła, że jeśli człowiek doliczy do ośmiu, a napastnik się nie odezwie, to ona powstrzyma rozlew krwi.
Dziewczyna z przerażeniem wpatrywała się w trzymanego w rękach człowieka. Nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna był martwy.
"To ja go zabiłam... Ja nie chciałam... Zły człowiek, ale nie chciałam go zabijać... A niech cię, dlaczego zginąłeś!... Fuuuj!!"
Po chwili ze wstrętem odrzuciła martwe ciało na parę metrów. Nie wiedziała po co trzymała trupa tak długo - jeszcze przyśnią się jej jakieś koszmary.
Zobaczyła co robią inni. Pomogłaby tym zabawnym maluchom wyciągnąć napadniętego jeźdźca spod konia, ale poradzili sobie sami.
"Tacy mali, a mają siłe?" - półolbrzymka nie do końca wszystko zrozumiała.
Tak czy inaczej, może i jej pomoc okazała się to niepotrzebna, choć zapewne byłoby łatwiej.
Tharivol zajął się ocalałym napastnikiem. Jego poczynania uznała za drastyczne, ale mogły poskutkować. Posiadała pewną wiedzę o rozbójnikach i chciała pomóc. Postanowiła, że jeśli człowiek doliczy do ośmiu, a napastnik się nie odezwie, to ona powstrzyma rozlew krwi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Wszyscy
Cała czwórka wędrowców wyszła z potyczki bez szwanku. Odgłosy bitwy: szczęk oręża oraz krzyki umierających ludzi najwyraźniej zwróciły uwagę mieszkańców lasu. Dookoła zapadła grobowa cisza, nawet wiatr, dotychczas poczynający sobie coraz śmielej z koronami drzew zaczął się uspokajać. Ranny mężczyzna leżał na brzuchu, w pobliżu martwego konia i nieprzytomnego jeźdźca. Najwyraźniej bełt Gerrina przeciął tętnicę udową, gdyż bandyta leżał teraz w kałuży krwi, która regularnie się powiększała. Tharivol podszedł do bladego jak mąka napastnika, przewrócił go na plecy, chwycił za włosy i przyłożył mu kukri do gardła. Na mężczyźnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Splunął krwią, a następnie spojrzał na niskiego wojownika i cichym, przerywanym głosem odezwał się do niego:
-Ty idioto…, nie masz nawet pojęcia, w jakie gówno wdepnęliście.[Zakasłał] Myślisz, że przestraszysz mnie tym nożykiem do warzyw. Nie boję się śmierci…, a z resztą, za sprawą twojego towarzysza, już jestem martwy. Zrób sobie przysługę, i wykop sobie grób.
Po tych słowach, rozgryzł coś, co znajdowało się w jego ustach, z których natychmiastowo wypłynęła biała piana. Po kilku sekundach, Tharivol trzymał już w ręku tylko wielki kawał martwego mięsa.
W międzyczasie Gerrin wraz z Dal-Makazem wydostali nieprzytomnego jeźdźca spod konia. Niziołek, w niezbyt subtelny sposób zaczął cucić nieznajomego. Zauważywszy to, krasnolud zaproponował, że on się tym zajmie. W końcu miał zdecydowanie większą wiedzę w dziedzinie leczenia. Dal-Makaz wypowiedział krótkie słowa inkantacji i natychmiast przez ciało jeźdźca przepłynęło trochę magicznej energii. Bez wątpienia uleczyło go to chociaż pobieżnie z ran, jakich doznał podczas upadku, jednak nie przywróciło mu to przytomności. Na szczęście niski kapłan, miał jeszcze inne sposoby. Jedną ręką wyciągnął manierkę, a drugą rozchylił delikatnie powiekę nieznajomego. Dwie krople skapnęły na odsłonięte oko. Wędrowiec delikatnie potrząsnął głową a następnie otworzył drugie oko. Spojrzał pustym wzrokiem na niziołka, następnie na krasnoluda, po czym podniósł się i usiadł na ziemi stękając jednocześnie i wyginając plecy do tyłu. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Najwyraźniej musiał się zdrowo poobijać, gdy spadł z wierzchowca. Przez chwilę rozglądał się po otoczeniu. Jego oczy spoczęły na martwym koniu, bandytach, następnie na olbrzymce przyglądającej się rozmowie jakiś dwóch mężczyzn, z których jeden był wyraźnie umierający, po czym znów na martwym rumaku. Sprawiał wrażenie cholernie zdezorientowanego. Po chwili spojrzał znów, na Gerrina i Dal-Makaza i spytał:
-Przepraszam was bardzo, ale czy możecie mi powiedzieć, co to za miejsce, co tu robią te wszystkie trupy, kim jesteście i najważniejsze, kim JA jestem i co ja tu do cholery robię?
Cała czwórka wędrowców wyszła z potyczki bez szwanku. Odgłosy bitwy: szczęk oręża oraz krzyki umierających ludzi najwyraźniej zwróciły uwagę mieszkańców lasu. Dookoła zapadła grobowa cisza, nawet wiatr, dotychczas poczynający sobie coraz śmielej z koronami drzew zaczął się uspokajać. Ranny mężczyzna leżał na brzuchu, w pobliżu martwego konia i nieprzytomnego jeźdźca. Najwyraźniej bełt Gerrina przeciął tętnicę udową, gdyż bandyta leżał teraz w kałuży krwi, która regularnie się powiększała. Tharivol podszedł do bladego jak mąka napastnika, przewrócił go na plecy, chwycił za włosy i przyłożył mu kukri do gardła. Na mężczyźnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Splunął krwią, a następnie spojrzał na niskiego wojownika i cichym, przerywanym głosem odezwał się do niego:
-Ty idioto…, nie masz nawet pojęcia, w jakie gówno wdepnęliście.[Zakasłał] Myślisz, że przestraszysz mnie tym nożykiem do warzyw. Nie boję się śmierci…, a z resztą, za sprawą twojego towarzysza, już jestem martwy. Zrób sobie przysługę, i wykop sobie grób.
Po tych słowach, rozgryzł coś, co znajdowało się w jego ustach, z których natychmiastowo wypłynęła biała piana. Po kilku sekundach, Tharivol trzymał już w ręku tylko wielki kawał martwego mięsa.
W międzyczasie Gerrin wraz z Dal-Makazem wydostali nieprzytomnego jeźdźca spod konia. Niziołek, w niezbyt subtelny sposób zaczął cucić nieznajomego. Zauważywszy to, krasnolud zaproponował, że on się tym zajmie. W końcu miał zdecydowanie większą wiedzę w dziedzinie leczenia. Dal-Makaz wypowiedział krótkie słowa inkantacji i natychmiast przez ciało jeźdźca przepłynęło trochę magicznej energii. Bez wątpienia uleczyło go to chociaż pobieżnie z ran, jakich doznał podczas upadku, jednak nie przywróciło mu to przytomności. Na szczęście niski kapłan, miał jeszcze inne sposoby. Jedną ręką wyciągnął manierkę, a drugą rozchylił delikatnie powiekę nieznajomego. Dwie krople skapnęły na odsłonięte oko. Wędrowiec delikatnie potrząsnął głową a następnie otworzył drugie oko. Spojrzał pustym wzrokiem na niziołka, następnie na krasnoluda, po czym podniósł się i usiadł na ziemi stękając jednocześnie i wyginając plecy do tyłu. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Najwyraźniej musiał się zdrowo poobijać, gdy spadł z wierzchowca. Przez chwilę rozglądał się po otoczeniu. Jego oczy spoczęły na martwym koniu, bandytach, następnie na olbrzymce przyglądającej się rozmowie jakiś dwóch mężczyzn, z których jeden był wyraźnie umierający, po czym znów na martwym rumaku. Sprawiał wrażenie cholernie zdezorientowanego. Po chwili spojrzał znów, na Gerrina i Dal-Makaza i spytał:
-Przepraszam was bardzo, ale czy możecie mi powiedzieć, co to za miejsce, co tu robią te wszystkie trupy, kim jesteście i najważniejsze, kim JA jestem i co ja tu do cholery robię?
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 9 lipca 2007, 15:01 przez EmDżej, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Tharivol ,,Księżycowy Szept"
,,Sku***syn nawet nie pozwolił się zabić, kto do jasnej cholery wymyślił te trucizny przez nie nie mogę się często oderwać od życia"- pomyślał człowiek na widok bandyty, który właśnie się otruł wcześniej go obrażając, na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia natychmiast odrzucił ciało na bok i zaczął przeszukiwać bandytę, następnie wstał i podszedł do wędrowca, krasnoluda i niziołka:
- Masz szczęście łajdaku, masz szczęście że spotkałeś nas, albo my spotkaliśmy Ciebie- powiedział ,,Szept" do człowieka odzyskującego przytomność i odłożył kukri na swoje miejsce , po czym dodał:
- Nie jestem dyplomatą, ale o to muszę spytać co chcieli od ciebie Ci łotry i kim ty jesteś i o jakie papiery im chodziło- spytał po czym spojrzał na konia.
,,Szkoda rumaka, przynajmniej dzięki niemu szybciej dotarł bym do tych Wrót Baldura, no ale cóż" - pomyślał po czym czekał na reakcję człowieka Tharivol.
,,Sku***syn nawet nie pozwolił się zabić, kto do jasnej cholery wymyślił te trucizny przez nie nie mogę się często oderwać od życia"- pomyślał człowiek na widok bandyty, który właśnie się otruł wcześniej go obrażając, na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia natychmiast odrzucił ciało na bok i zaczął przeszukiwać bandytę, następnie wstał i podszedł do wędrowca, krasnoluda i niziołka:
- Masz szczęście łajdaku, masz szczęście że spotkałeś nas, albo my spotkaliśmy Ciebie- powiedział ,,Szept" do człowieka odzyskującego przytomność i odłożył kukri na swoje miejsce , po czym dodał:
- Nie jestem dyplomatą, ale o to muszę spytać co chcieli od ciebie Ci łotry i kim ty jesteś i o jakie papiery im chodziło- spytał po czym spojrzał na konia.
,,Szkoda rumaka, przynajmniej dzięki niemu szybciej dotarł bym do tych Wrót Baldura, no ale cóż" - pomyślał po czym czekał na reakcję człowieka Tharivol.
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Wszyscy
Tharivol znalazł przy martwym mężczyźnie miecz długi, sztylet oraz sakiewkę z 12 szt. zł. Poza tym nic godnego uwagi. Po przeszukaniu bandyty podszedł do przytomnego już jeźdźca i zasypał go gradem pytań. Nieznajomy zdawał się być co najmniej zaskoczony. Na słowo „papiery”, zaczął błądzić rękami po całym ciele szukając czegokolwiek. Czegokolwiek, co dało by mu choć częściową odpowiedź na wszystkie pytania, które kotłowały się w jego i nie tylko jego głowie. Po chwili za pasem pod koszulą poczuł coś dziwnego. Natychmiast wyciągnął spod koszuli niewielką brązową tuleję i zaczął odkręcać jeden z końców, po czym wyciągnął dwa skrawki papieru i zaczął czytać jeden z nich. Gdy tylko skończył, podał go Tharivolowi
-No teraz przynajmniej wiem jak się nazywam.- rzekł.
Na pergaminie, który otrzymał Szept znajdowało się mię i nazwisko: Veric Yagan. W środku były w pośpiechu nakreślone następujące słowa:
-Vericu. Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, jak ważna misja została ci powierzona. Wszystko jest utrzymane w absolutnym sekrecie i poza naszą trójką nikt nie wie co wieziesz. W razie zagrożenia, mam nadzieję, że twoje wrodzone umiejętności magiczne, pomogą ci wybrnąć z większości kłopotów na jakie możesz natrafić. Jedź lekko i szybko. Dostarcz wiadomość, do Wrót Baldura. Adres znasz.
List ten niewiele wyjaśniał, ale prawdziwy mętlik mógł dopiero wprowadzić drugi skrawek papieru. Była to złożona na czworo kartka obszyta dookoła złotą nicią. Nie był zaadresowany do nikogo, nie posiadał żadnej pieczęci. Veric spojrzał na was pytającym wzrokiem, jakby potrzebował odpowiedzi na jeszcze nie postawione pytanie. Po chwili zastanowienia rzekł:
- Czy Wrota Bladura są daleko stąd? Jeśli zmierzacie w tamtym kierunku, to czy mógłbym choć chwilowo przyłączyć się do waszej drużyny? Muszę się tam dostać, aby dowiedzieć się czegokolwiek o mojej tożsamości, a także aby dostarczyć ten drugi list, choć nie bardzo wiem do kogo.
Chłopaki? Co z wami?
Nyano wchodzisz
Tharivol znalazł przy martwym mężczyźnie miecz długi, sztylet oraz sakiewkę z 12 szt. zł. Poza tym nic godnego uwagi. Po przeszukaniu bandyty podszedł do przytomnego już jeźdźca i zasypał go gradem pytań. Nieznajomy zdawał się być co najmniej zaskoczony. Na słowo „papiery”, zaczął błądzić rękami po całym ciele szukając czegokolwiek. Czegokolwiek, co dało by mu choć częściową odpowiedź na wszystkie pytania, które kotłowały się w jego i nie tylko jego głowie. Po chwili za pasem pod koszulą poczuł coś dziwnego. Natychmiast wyciągnął spod koszuli niewielką brązową tuleję i zaczął odkręcać jeden z końców, po czym wyciągnął dwa skrawki papieru i zaczął czytać jeden z nich. Gdy tylko skończył, podał go Tharivolowi
-No teraz przynajmniej wiem jak się nazywam.- rzekł.
Na pergaminie, który otrzymał Szept znajdowało się mię i nazwisko: Veric Yagan. W środku były w pośpiechu nakreślone następujące słowa:
-Vericu. Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, jak ważna misja została ci powierzona. Wszystko jest utrzymane w absolutnym sekrecie i poza naszą trójką nikt nie wie co wieziesz. W razie zagrożenia, mam nadzieję, że twoje wrodzone umiejętności magiczne, pomogą ci wybrnąć z większości kłopotów na jakie możesz natrafić. Jedź lekko i szybko. Dostarcz wiadomość, do Wrót Baldura. Adres znasz.
List ten niewiele wyjaśniał, ale prawdziwy mętlik mógł dopiero wprowadzić drugi skrawek papieru. Była to złożona na czworo kartka obszyta dookoła złotą nicią. Nie był zaadresowany do nikogo, nie posiadał żadnej pieczęci. Veric spojrzał na was pytającym wzrokiem, jakby potrzebował odpowiedzi na jeszcze nie postawione pytanie. Po chwili zastanowienia rzekł:
- Czy Wrota Bladura są daleko stąd? Jeśli zmierzacie w tamtym kierunku, to czy mógłbym choć chwilowo przyłączyć się do waszej drużyny? Muszę się tam dostać, aby dowiedzieć się czegokolwiek o mojej tożsamości, a także aby dostarczyć ten drugi list, choć nie bardzo wiem do kogo.
Chłopaki? Co z wami?
Nyano wchodzisz
Ostatnio zmieniony wtorek, 10 lipca 2007, 21:21 przez EmDżej, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Dal-Makaz
Uśmiechał się lekko, przysłuchując się rozmowie tego psychola, Tharivola, i gońca, czy też kuriera, posłańca, a może kogoś jeszcze innego.
I tu pojawiał się właśnie problem, taki że nawet on nie wiedział kim jest.
- Tak, idziemy do Wrót Baldura. Jeśli będziesz w stanie utrzymać tempo, możesz podróżować z nami. Jeśli nie, to spowolnimy je, żebyś jednak zdołał.
Przez moment kapłan zastanawiał się dlaczego to powiedział. Przecież nie powinien tak robić, ludzie robią się słabsi, gdy się im pomaga, podczas gdy mogliby poradzić sobie sami... Z drugiej strony, ten wyglądał jakby miał raczej sam tam nie dojść. No więc w razie czego, wspomożemy go.
- Skoro na razie i tak nie ma szans żebyśmy zdobyli więcej informacji, to może ruszajmy? - zaproponował, wskazując ruchem głowy kierunek do Wrót.
Uśmiechał się lekko, przysłuchując się rozmowie tego psychola, Tharivola, i gońca, czy też kuriera, posłańca, a może kogoś jeszcze innego.
I tu pojawiał się właśnie problem, taki że nawet on nie wiedział kim jest.
- Tak, idziemy do Wrót Baldura. Jeśli będziesz w stanie utrzymać tempo, możesz podróżować z nami. Jeśli nie, to spowolnimy je, żebyś jednak zdołał.
Przez moment kapłan zastanawiał się dlaczego to powiedział. Przecież nie powinien tak robić, ludzie robią się słabsi, gdy się im pomaga, podczas gdy mogliby poradzić sobie sami... Z drugiej strony, ten wyglądał jakby miał raczej sam tam nie dojść. No więc w razie czego, wspomożemy go.
- Skoro na razie i tak nie ma szans żebyśmy zdobyli więcej informacji, to może ruszajmy? - zaproponował, wskazując ruchem głowy kierunek do Wrót.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Mat
- Posty: 589
- Rejestracja: poniedziałek, 6 lutego 2006, 11:51
- Numer GG: 3030068
- Lokalizacja: Z ukrycia i cienia
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Veric Yagan
- Zgoda. Ruszajmy.
W zasadzie Veric nie bardzo czuł się na siłach, by od razu rozpocząć podróż. Co było oczywiste, z początku miał zamiar odpocząć i dojść do siebie, przynajmniej fizycznie. Niemniej jednak uwaga krasnoluda że mógłby nie dotrzymać im kroku okrutnie go zdenerowała.
I zmobilizowała.
Przeszedł kawałek chwiejnym krokiem. Wyglądało to jakby wypił zdecydowanie za dużo wina. Zatrzymał się. Mocno zamknął powieki i zmarszczył czoło jakby walczył z zawrotami głowy. Po kilku chwilach znów otworzył oczy i znów ruszył przed siebie. Tym razem poszło mu lepiej. Szedł względnie prosto i tylko nieznacznie wolniej niż przeciętny człowiek, co uznał za spory sukces. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku i obyło się bez złamań.
Uśmiechnął się mimo bólu, który sprawiał mu ruch i zwrócił się do Dal-Makaza.
- Nie. Myślę, że nie będzie potrzeby zwalniać.
Uważał, że miał szczęście trafiając na takich ludzi. Nie tylko go ocucili, ale i nie zadawali prawie żadnych pytań. Chociaż i tak na większość by nie znał odpowiedzi.
Nie zwalniając kroku, a przynajmniej starając się by tak było, Veric jeszcze raz przeczytał list. Nie znalazłszy w nim żadnej nowej wskazówki na powrót go schował.
- No, to teraz nikt poza waszą dwójką nie wie co wiozę. - Mruknął do siebie.
- Zgoda. Ruszajmy.
W zasadzie Veric nie bardzo czuł się na siłach, by od razu rozpocząć podróż. Co było oczywiste, z początku miał zamiar odpocząć i dojść do siebie, przynajmniej fizycznie. Niemniej jednak uwaga krasnoluda że mógłby nie dotrzymać im kroku okrutnie go zdenerowała.
I zmobilizowała.
Przeszedł kawałek chwiejnym krokiem. Wyglądało to jakby wypił zdecydowanie za dużo wina. Zatrzymał się. Mocno zamknął powieki i zmarszczył czoło jakby walczył z zawrotami głowy. Po kilku chwilach znów otworzył oczy i znów ruszył przed siebie. Tym razem poszło mu lepiej. Szedł względnie prosto i tylko nieznacznie wolniej niż przeciętny człowiek, co uznał za spory sukces. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku i obyło się bez złamań.
Uśmiechnął się mimo bólu, który sprawiał mu ruch i zwrócił się do Dal-Makaza.
- Nie. Myślę, że nie będzie potrzeby zwalniać.
Uważał, że miał szczęście trafiając na takich ludzi. Nie tylko go ocucili, ale i nie zadawali prawie żadnych pytań. Chociaż i tak na większość by nie znał odpowiedzi.
Nie zwalniając kroku, a przynajmniej starając się by tak było, Veric jeszcze raz przeczytał list. Nie znalazłszy w nim żadnej nowej wskazówki na powrót go schował.
- No, to teraz nikt poza waszą dwójką nie wie co wiozę. - Mruknął do siebie.
Bóg na Krzyżu był tylko kolejną religią, która uczyła że miłość i morderstwo są nierozłącznie związane - że w końcu Bóg zawsze pije krew
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Kea
Ku zadowoleniu dziewczyny ocalały rozbójnik zaczął mówić. Gdy powiedział, że wdepnęli w niezłe gówno, półolbrzymka zrobiła kwaśną minę. Bardzo lubiła swoje buty i nie chciała, aby te się tak brzydko ubrudziły. Wyłączyła się na chwilę i nie słuchała tego kto co mówił. Spojrzała na swoje stopy, czy czasem nie stoi w czymś paskudnym - na szczęście tak nie było. Oparła się o drzewo i sprawdziła, najpierw pierwszą a potem drugą, podeszwę butów.
"Ha! Ja tam w nic nie wdepnęłam." - pomyślała zadowolona.
Znowu zaczęła uważać i słuchać tego co mówią inni. Z całej rozmowy zapamiętała tyle, że mężczyzna nic nie pamięta. Zorientowała się, że napastnik już nie żył. No cóż, jedyna pociecha, że przegapiła moment gdy umierał - nie chciała tego oglądać.
- Pójdziesz z nami? Fajnie... Ja mam na imię Kea. - powiedziała uśmiechnięta.
Po chwili zrobiła nieco dziwną minę. Wcześniej zajęła się swoimi butami i teraz nie pamiętała imienia nowego znajomego. Poczuła się dość głupio i nieco się rumieniąc spytała:
- Przepraszam, ale zamyśliłam się, yyy jak masz na imię?
Mężczyzna spojrzał na pergamin.
- Wygląda na to, że Veric. - odpowiedział.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
"O rany. Nic nie pamiętać, nawet imienia. Ja bym chyba... O rany." - myśli półolbrzymki błądziły. Wystraszyła się, tego co by było, gdyby ona straciła pamięć.
Po chwili jednak już o tym nie myślała. Wszyscy zbierali się do dalszej drogi. Ona też chciała opuścić to przygnębiające miejsce, ale coś nie dawało jej spokoju.
- Poczekajcie. Tak ich tu zostawimy? - powiedziała w miarę spokojnie wskazując ręką (ale nie patrząc) na martwych napastników i konia.
Ku zadowoleniu dziewczyny ocalały rozbójnik zaczął mówić. Gdy powiedział, że wdepnęli w niezłe gówno, półolbrzymka zrobiła kwaśną minę. Bardzo lubiła swoje buty i nie chciała, aby te się tak brzydko ubrudziły. Wyłączyła się na chwilę i nie słuchała tego kto co mówił. Spojrzała na swoje stopy, czy czasem nie stoi w czymś paskudnym - na szczęście tak nie było. Oparła się o drzewo i sprawdziła, najpierw pierwszą a potem drugą, podeszwę butów.
"Ha! Ja tam w nic nie wdepnęłam." - pomyślała zadowolona.
Znowu zaczęła uważać i słuchać tego co mówią inni. Z całej rozmowy zapamiętała tyle, że mężczyzna nic nie pamięta. Zorientowała się, że napastnik już nie żył. No cóż, jedyna pociecha, że przegapiła moment gdy umierał - nie chciała tego oglądać.
- Pójdziesz z nami? Fajnie... Ja mam na imię Kea. - powiedziała uśmiechnięta.
Po chwili zrobiła nieco dziwną minę. Wcześniej zajęła się swoimi butami i teraz nie pamiętała imienia nowego znajomego. Poczuła się dość głupio i nieco się rumieniąc spytała:
- Przepraszam, ale zamyśliłam się, yyy jak masz na imię?
Mężczyzna spojrzał na pergamin.
- Wygląda na to, że Veric. - odpowiedział.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
"O rany. Nic nie pamiętać, nawet imienia. Ja bym chyba... O rany." - myśli półolbrzymki błądziły. Wystraszyła się, tego co by było, gdyby ona straciła pamięć.
Po chwili jednak już o tym nie myślała. Wszyscy zbierali się do dalszej drogi. Ona też chciała opuścić to przygnębiające miejsce, ale coś nie dawało jej spokoju.
- Poczekajcie. Tak ich tu zostawimy? - powiedziała w miarę spokojnie wskazując ręką (ale nie patrząc) na martwych napastników i konia.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
Dal-Makaz
- Zostawcie umarłym grzebanie ich umarłych... - stwierdził, ale potem popatrzył na półolbrzymkę i westchnął. - Dobrze, Kea, ale chyba nie mamy żadnego szpadla ani łopaty, prawda? Więc boję się, że może być ciężko ich pochować tak jak na to... nie zasłużyli. Ale możemy ułożyć ich na poboczu, może ktoś przechodząc tędy się tym zajmie? My nie damy rady, a wiadomość wygląda na pilną, więc powinniśmy się spieszyć - znów popatrzył w górę, na olbrzymkę. Podszedł do pierwszego ciała i złapał je za ręce. - Pomóż mi w takim razie przenieść ich na pobocze, dobrze?
- Zostawcie umarłym grzebanie ich umarłych... - stwierdził, ale potem popatrzył na półolbrzymkę i westchnął. - Dobrze, Kea, ale chyba nie mamy żadnego szpadla ani łopaty, prawda? Więc boję się, że może być ciężko ich pochować tak jak na to... nie zasłużyli. Ale możemy ułożyć ich na poboczu, może ktoś przechodząc tędy się tym zajmie? My nie damy rady, a wiadomość wygląda na pilną, więc powinniśmy się spieszyć - znów popatrzył w górę, na olbrzymkę. Podszedł do pierwszego ciała i złapał je za ręce. - Pomóż mi w takim razie przenieść ich na pobocze, dobrze?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.