[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos otrząsnął się z szoku, w jaki wprawiła go transformacja Tremere.

"Scheisse, Erwan, w co za gówno wdepnąłeś?"

Dieter obserwował zmagania potwora z... potworem. Wolał nie zbliżać się do piekielnej bestii, kiedy ta atakowała. Po niefortunnym manewrze, kiedy poczwara wbiła się w mur, a Aleksander rozpłynął w powietrzu, Ravnos drgnął, napinając ciało.

Kiedy Malkav ponownie zjawił się, Dieter zwrócił się w jego stronę. Z głośnym rykiem wyrwał kawałek metalowej rury z poręczy i stanął na przeciw Raztargujeva, ramię w ramię z Gangrelem.

Wzrokiem szukał Michaela i Becketta.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

1...
Wampir zaryczał (co bardziej przypominało skowyt) rzucając się w amoku na Aleksandra.
Byle tylko odepchnąć go od ściany...
2...
Zastanawiał się, jak mógł być tak nieostrożny. Całkowicie zapomniał się w swoim szaleństwie.
3...
Już prawie miał w rękach Malkavianina. Starał się odepchnąć go od pentagramu za wszelką cenę.
A potem?
4...
Chitynowy pancerz to nie był aż tak dobry pomysł.
Oczy.
Erwan ponownie zawył, tym razem z rozpaczy.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Erwan ryknął do nieba. Uniósł gwałtownie jedną z dłoni, szybkim ruchem głowy zrzucając swoje czarne okulary. Demon ryczał szaleńczo w jego głowie, sprawiając że dwa głosy – Jonesa i jego – nakładały się niczym przeklęty chór.
Nie myśląc wiele, wbił jeden ze szponów prosto w swoje prawe oko. Czuł jak jego ciało i silna wola słabną, jakby zasysane przez jakąś niepokonaną siłę.
Krople krwi i śliskie kawałki mięsa wylały się na szpony, wydzielając przy tym potworny smród. Ostatnimi siłami Erwan opuścił rękę, rycząc na całe gardło i malując na ziemi pentagram.
Nie widział nic. Żadnych kształtów, żadnych barw. Czuł jedynie ból, a umysł podpowiadał mu że będzie go więcej. Jedynie instynkt – a może desperackie podszepty demona? – kierował teraz jego ręką.
Drżał, sapał i cały czas malował kształt więzienia dla swojej duszy. Gdy po pierwszym razie nic się nie stało, wbił szpon w miejsce gdzie kiedyś było oko, i z przerażonym jękiem na ustach, powtarzał czynność.

Uczucie słabości nagle przeminęło. Nowe zajęło jego miejsce…
- Teraz to mnie wku*wiłeś…

Dieter wyrywa kawałek poręczy, doskakując błyskawicznie do Raztargujeva. Jack korzystając z sytuacji, rzuca się w tył, ku Kociakowi. A dokładniej ku jego tubie, z której z drżącymi rękoma, klnąc do siebie bez przerwy, wyciąga swoją broń.
Aleksander wyje ze śmiechu, widząc klęczącego w kałuży krwi Erwana.
- Głupcy! Już sama moja obecność doprowadza was do cierpienia!
Wyskakuje do przodu.
Strzał!
- KU*WA!
Potężny wybuch odrzuca Raztargujeva pod ścianę. Z jego brzucha leje się vitae. Wampir wściekłym wzrokiem obdarza stojącego dalej Jacka, wciąż celującego w niego ze strzelby.
Nie dając przeciwnikowi drugiej szansy, Aleks szybko skacze do góry! Wiatr bije mocno wasze twarze, gdy Malkavianin przeskakuje tuż nad waszymi głowami!
Cios!
Jack ryczy przeraźliwie, gdy miecz przebija mu ramię. Dieter szybko doskakuje, za nim podąża Erwan.
Ravnos uderza barierką w Aleksandra, lecz ten unika, wyszarpując jednocześnie ostrze z DeCroya. Erwan wykorzystuje ten moment, atakując połamanymi szponami wroga, kierując swój niszczący cios ku jego twarzy.
Głośne syknięcie jest słyszalne w całej okolicy, gdy pokruszone kawałki kości przecinają policzki szalonego Raztargujeva.

Czas nagle zdaje się płynąć wolniej. Syk wampira, spocone i zakrwawione ciała jego łowców. Przygotowuje się do skoku w tył, uginając już kolana. Dieter zamierza mu przeszkodzić, robi zamach swoją prowizoryczną bronią. Jednak cios zostaje sparowany ramieniem przeciwnika, a gdy ten skacze… przeciąga mieczem po twarzy Stiera.

Dieter zostaje odrzucony w tył. Przez moment nie czuje nic. Nie jest w stanie się poruszyć. Boi się że katana sięgnęła jego czaszki, być może nacinając też mózg. Nie udaje mu się utrzymać na nogach, upada. Metal brzdęka o ziemię, z ust wampira wylatuje cichy jęk.

Jack celuje ponownie! Erwan który wcześniej stał obok niego, zaczyna biec – rycząc przy tym jak opętany – w kierunku Raztargujeva. Ten znowu stoi luźno, tylko czekając na cios.
Ale Erwan nie popełni znowu tego samego błędu.
Wbiega prosto we wroga wyciągając szponiaste łapy, a gdy ten uskakuje w bok, Erwan wie już co robić. Z wiedzą że taki ruch nastąpi, wyciąga obydwie ręce w kierunku wroga, jednocześnie odbijając się od ziemi.
Aleksander unika kontry… ale na jego twarz przebija grymas zdziwienia.

Robi kilka salt do tyłu, unikając dwóch wściekłych strzałów Gangrela.
Znika.

- Teraz zabawa się dopiero zaczyna… muszę przyznać, wyjątkowo wkurzające z was insekty.
Erwan cofa się do tyłu, widząc jak Jack rozgląda się nerwowo wokół. Obydwaj rzucają szybkie spojrzenie Dieterowi, znajdującemu się w nie lepszym stanie niż Kociak. To nie tak miało być... strach zaczyna nasilać się w ich sercach. Zaraz po tym niespodziewanym napadzie przerażenia, wychodzi na jaw dzikie uczucie paniki. Nie jesteście już w stanie opanować emocji… Jack zaczyna cicho wyć do siebie, zaś na jego czole pojawia się krwawy pot.
- Jakieś ostatnie słowa, nim powieszę was na własnych kręgosłupach, wystawiając bezlitosnemu słońcu, pozwalając by kruki wyjadły wasze oczy?
Donośny rechot rozlega się nad wami.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Jack spojrzała na leżącego Malakavianina.

*Wstań, moje dziecie. Twój bóg cię wzywa.*

Kolejne spojrzenie w to samo miejsce.
Kociak już stoi na nogach i dobywa katany z otwartej tuby. Otrząsa się niczym mokry kot.
Otwiera torbę.

*Witaj, staruszku. Jak myślisz, komu by pomogli, gdybym poprosił ich o wsparcie?*

- Nawet parę ostatnich słów, stary pryku! - warknął psychotyk. Rozrzucił po okolicy kilka kłębków papieru toaletowego natartego RDX. - Chciałeś żebym ich zabił. - pistolet pojawia się w dłoni.

*Nie próbuj synu. On jest starszy, potężniejszy.*

- Chciałeś zmusić mnie do tego więzami krwi. - szczęk odbezpieczanego pistoletu. Kociak skupia się na tym, żeby znaleźć gdzieś inne dziecie swojego rozczłonkowanego boga. Nie wzrokiem, nie słuchem.
*Tym* zmysłem.

*Ależ ojcze, to ja mam słuszność, czyż nie?*

- Ale pokpiłeś sprawę, mój... - Kociak przybrał pogardliwy wyraz twarzy - stwórco. - wymówił z ironią. - Stworzyłeś dziecko, które nie odczuwa Więzi Krwi. - wycelował pistolet w jedną z kul papieru.

*Słuszność ma zwycięzca, młody. Tylko on.*

- I nasłałeś go na koterię, która stała się jego przyjaciółmi. - spojrzał w stronę, z której znajdował się Malkavianin...
...Nie. Z której znajdował się Ratzargujev. To śmieć, nie Malkavianin. - I w ten sposób umrzesz, staruchu. Nawet jeśli my umrzemy wraz z tobą.
Nagle wycelował w torbę. Starał się przypomnieć sobie czy w klubie zostali jacyś żywi ludzie.
Stratowani. Nie do końca żywi, ale pewnie jest w nich sporo krwi.
- Dieter, do klubu, napij się ze stratowanych i przynieś tu ze dwóch. Nam też przyda się trochę krwi.
Spojrzał w niebo, powoli ruszając mieczem.
- Nie. Nam się przyda zajebiście dużo krwi.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos podniósł się ociężale. Twarz potwornie piekła, strumień ciepłej krwi spływał po bladoszarym obliczu.

- Twoje słowa są balsamem dla moich uszu - wychrypiał, usłyszawszy patetyczny ton Kociaka, kiedy ten przemawiał do swojego ojca.

Tak czy inaczej lepiej zachować zdrowy dystans. Obrócił się przeciw Ojcu, więc dlaczego nie miałby zdradzić również nas, koterii?
Ach, zbyt wiele wątpliwości, zbyt wiele domysłów.

"Pomyślę o tym jutro."

Przetrwanie - pierwotny instynkt - odsunęło na dalszy plan towarzyskie rozterki Dietera. Jego ciało płonęło i domagało się świeżej krwi. Czas gonił, a Aleksandrowi należało stawić czoła w komplecie i pełni sił.

Ravnos otarł krew z twarzy. Lekko zataczając się wbiegł do klubu. Upewniwszy się, że nic mu z tej strony nie grozi, dopadł żyjącego jeszcze śmiertelnika i zatopił w jego ciele wygłodniałe kły.

"Napić się. Odzyskać siły. Odżyć. Pomóc."

Słowa-klucze układały się w głowie Dietera, kiedy łapczywie pochłaniał kolejną ofiarę.
Nasyciwszy głód i uleczywszy kontuzje, Ravnos zarzucił na ramię dwa z wolna stygnące ciała i wrócił do walczących.

Rzucił umierających na ziemię, nieopodal Kociaka. Podniósł kawał rury i stanął w pobliżu Błazna, gotów wspomóc go w pojedynku z Ojcem.

- Kociak - syknął. - Czy jest coś, czego twój staruszek obsesyjnie się boi?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Dieter zniknął.

Kociak czuł, jak w żyłach Malkava zaczyna płynąć... Niebezpieczna substancja. I wydostaje się na zewnątrz, przez skórę rozczłonkowanego boga, by oblać świat. Nie wróżyło to nic dobrego.

Miecz tworzył w powietrzu zawiły wzór, raz za razem, jak pędzelek na jedwabiu.

Ravnos nie wracał przez dłuższą chwilę. Pewnie pije, ale Kociakowi ten czas nadspodziewanie się dłużył.

Nienawidzę tych cholernych soczewek, po prostu nienawidzę!

Kroki za plecami.
Błyskawiczny obrót!
Dieter z dwoma ciałami.

Kociak schylił się do jednych zwłok.
- Znałem go przez cały kwadrans, więc nie wiem o nim za dużo, niestety. - odparł Ravnosowi, po czym wgryzł się w szyję śmiertelnika, napełniając się krwią. Uważał, żeby nie pić więcej niż to potrzebne. Nawet jeśli byli martwi, należał się im szacunek.

Znów zaczął kreślić w powietrzu znak.

Nadszedł czas by wyłączyć myślenie.

Gdyby któryś z towarzyszy znał chiński, wiedziałby, co oznacza ten znak...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones i Azazu

Pora na walc.

Ze śmiercią.

Tylko trochę mniej finezyjny.

Ból powodował otępienie, ale nie było mocne dla dwóch umysłów. Jeden starał się zachować spokój, drugi przerażał swym chaosem.
Demon przez chwilę naprawdę się przeraził. Powrót do piekieł nie był dla niego urządzający. Ale i tak walczył z wampirem. Widocznie leżało to już w jego wewnętrznej naturze.
Pomimo wszystko jednak najważniejszy był teraz Aleksander.
Skupili się, próbując zlokalizować swój cel. Z drugiej strony pozostawali na tyle czujni, aby pilnować pentagramu.
Właśnie wpadł mu do głowy pewien pomysł. Zniknęły szpony, a wampir po prostu otwarł nieznacznie usta, wpadając w kolejny trans.
Nawet wprawny muzyk nie byłby w stanie usłyszeć dźwięków, które się z niego wydobywały.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Trójka wampirów stała w osłupieniu, spoglądając się na Maga Krwi. Gdy tak się mu przyglądali, mogli przysiąść że jego uszy wydłużyły się i zniekształciły… zupełnie jak u nietoperza.
Erwan zamknął usta. Stał przez chwilę skamieniały, nie poruszając nawet palcami.
Nagle uchyla się! W ostatniej chwili unika szybkiego ostrza, które o cale minęło jego plecy.
Skacze w bok, jak najdalej od zagrożenia.
Przynajmniej tak to wygląda, ponieważ gdy tylko Raztargujev szykuje się do ataku, Czarnoksiężnik zaskakuje go niespodziewaną ofensywą.
Niestety, nie zaskakuje na tyle by ten dał się zranić.
Krwiopijca wyskakuje w powietrze, unikając w locie szybkiego strzału Jacka. Gdy ląduje pośrodku grupy przeciwników, pierwszy cios wymierza ku Gangrelowi. Mocne kopnięcie w dolną część brzucha, lecz DeCroy trzyma się twardo. Dopiero potem dostrzega konsekwencję… zręcznym ruchem katany, Raztargujev wyrzuca jego strzelbę daleko w tył. Gdy to robi, następnym ruchem miecz zlatuje w dół, trafiając bezgłośnie w ciało.
Jack syczy głośno i odskakuje w tył, trzymając się za dłoń. Aleksander szczerzy kły w uśmiechu… następując swoim butem na palec wskazujący Gangrela, leżący na ziemi.

Nie tracąc okazji, Dieter rzuca się z wściekłym rykiem na Malkavianina! Za nim podąża ostrze Kociaka, które szybko odnajduje swoją drogę do swego ojca. Cios poręczą sprawia że Aleksander uchyla się w tył, unikając ciosu. Korzystając z tej szansy, jego dziecko wyprowadza szybkie pchnięcie… prosto w kolano.
Raztargujev ryczy i upada, a za nim ląduje mocny cios metalem. Nie mija sekunda, a szalony wampir odtacza się w bok, unikając drugiego ciosu Ravnosa.

Szybkim skokiem znowu staje na równych nogach. Z jego ust wypływa strużka krwi, oczy błyskają wściekle, a pięści ściskają się w nienawiści. Ostrze pragnie krwi, a jego właściciel… zamierza ją dostać.
Głośny, zwierzęcy ryk! Jack rzuca się w szale na swego wroga, za nim podąża reszta jego kompanów! Erwan sycząc głośno, Kociak wyciągając przed siebie miecz, oraz Dieter ściskając mocno twardy kawałek metalu.

Aleksander Raztargujev stoi w miejscu, czekając.

- GAAAAAAAAAAAAH!
Potworny ryk wampirów, oślepiające światło.

Alejka za „Czyśćcem” znika.
Zielonego światła nigdy nie było.
Teraz jest tylko ciemność… i głos.
- Jack… Jack… Jack DeCroy. Znam cię… *jestem* tobą.
Gangrel wychodzi z ciemności, w ręku trzyma swoją strzelbę. Patrzy beznamiętnie w mrok.
- Czy nigdy nie czułeś… nie czułeś że czegoś ci brak? Mogę ci to zwrócić…
Ciemność nagle załamuję się, lecz na ułamek sekundy. Po chwili znowu jest nieprzenikniona.
- … wystarczy że pójdziesz za moim głosem. Możesz też zostać tutaj, i czekać na śmierć.
Jack uśmiecha się gdy kończy wypowiadać te słowa. Czeka.

Ciemność. Jest tylko ciemność, nic innego. Żadnych głosów, żadnych uczuć i zapachów.
- Kleofasie! Kociaku!
Na środek wybiega Malkavianin. Wygląda na rozbawionego… jego twarz wykrzywia się w grymasie uśmiechu.
- Wokół świat jest ślepy, pozbawiony uczuć… i pasji.
Malk zaczyna się śmiać, ignorując wszelkie ograniczenia.
- … ale razem, możemy zwrócić światu pasję. Razem możemy obudzić świat!
Ciemność *porusza* się. Nagle przed Malkiem staje jego identyczny bliźniak. Lecz ten jest smutny, zgarbiony i zapatrzony w ziemię.
- Zacznij od siebie… wróć sobie sens życia!

Potworne dyszenie. Ciasnota i straszne uczucie duchoty. Drżenie rąk. Wokół jest tylko ciemność.
- Dieter… ach, Dieter! Moje dziecko!
Tym razem to nie głos mężczyzny, lecz głos kobiety rozlega się wokół. Do środka wchodzi kobieta, ubrana w obcisłą czerwoną sukienkę. Ma kruczoczarne włosy, spięte z tyłu w kuc… oraz parę chłodnych, niebieskich oczu.
- Dieterze! To ja, Simona! Czy nie poznajesz własnej matki, Dieterze!?
Kobieta krzyczała rozpaczliwie, niemalże płacząc.
- Wróć do mnie! Dieterze… błagam!

Cisza. Ciemność… jakby to była jakaś niespodzianka.
Ale coś jest inaczej, coś tu nie pasuje.
Z ciemności dobiega prychnięcie. Erwan ujawnia się… Erwan?
- Głupiec… trzeba było stać w miejscu. Ale nie ma tego złego…
Uśmiecha się. Jego *oczy* płoną czerwonym ogniem. Jego skóra jest zauważalnie jaśniejsza i przypomina bardziej ludzką.
- … co by na dobre nie wyszło. Wreszcie możemy pogadać twarzą w twarz.
Azazu.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Otwarł oczy szeroko.
Czuł płynącą moc i siłę.
Szaleństwo mogło opętać jego towarzyszy.
Ale jego własny demon nie miał zamiaru przyjmować kolejnych do i tak dostatecznie ciasnego, ludzkiego ciałka.

- Wiesz już, gdzie popełniłeś błąd, starcze? - rzucił Kociak w przestrzeń. - Powiem ci, bo możesz się nie domyśleć! - obrócił się, w mroku kreśląc jeszcze raz stary, chiński znak. - Wiesz co do znaczy? Nie wiesz, psubracie! I nie możesz wiedzieć!
Kolejne ruchy miecza. Ktoś coś mówi... Kto i co?
Kto?
- A ten znak znasz? Nie znasz! Przetłumaczę ci więc! - szybkie cięcia miecza w powietrzu, tym razem układające się w zrozumiałe litery.
Przeszłość.
Kociak staje w pozycji bojowej. Już wie kto mówi.
To mówi jedna dusza w tysiącu ciał.
Teraz tylko pytanie, co mówi?
Co?
- Więc *poznasz* teraz co czyni się z tym znakiem! - szybkie ruchy w powietrzu, znów znak 'przeszłość'. A potem szybkie kopnięcie w miejsce gdzie przed chwilą świstał miecz.
Wszystko pachnie... Betty?
Czy to mój umysł, czy jego?
I co mówi wielojedność?
- Przeszłość się niszczy! Przeszłość umiera! Tak samo umarła moja przeszłość, a wraz z nią moje imię! Dla ciebie i tobie podobnych byłem Kleofasem! - cięcie pionowe, z góry na dół, szybkie, mocne.
Skąd tu zapach Betty?
- A teraz, najpodlejszy z plugawych, szwędających się nocą cieni, wiedz, że jestem tylko Kociakiem! Aż Kociakiem! - półobrót, cięcie.
Jeszcze raz znak, ten sam co na początku.
Głos rozczłonkowanego boga.
*Zwyciężymy, ale nie za darmo.*
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Stos pokruszonych obrazów, i słońce tam pali,
I martwe drzewo nie daje schronienia, ulgi świerszcz,
Ni suchy kamień dźwięku wody. Cień
Jest tylko tam, pod czerwoną skałą
(Wejdź w ten cień pod czerwoną skałą).
Ja pokażę ci coś, co różni się tak samo
Od twego cienia, który rankiem podąża za tobą,
I od cienia, który wieczorem wstaje na twoje spotkanie.
Pokażę ci strach w garstce popiołu.


Otaczał go mrok (cień?), a jednak doskonale 'widział' swoją sylwetkę. Dotknął ręką skóry. Tak samo szorstka. A więc to iluzja i walka trwa dalej. Nie tylko w jego umyśle.
-Nie ma o czym rozmawiać. - uśmiechnął się, a właściwie wykrzywił twarz w grymasie parodiującym uśmiech. - Dopóki nie przestanie się lać krew.
Ponownie przestawił się na słuch. Tym razem jego uszy zdecydowanie bardziej przypominały nietoperza.
Zdawało mu się, że temperatura skoczyła. Pot wystąpił mu na czoło, jednak nie poczuł nic gdy próbował go zetrzeć. Kolejne złudzenie.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Poczucie pustki, niepowetowanej straty szarpnęło lodowatym sercem Ravnosa.

- Zaczekaj! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie... - rozpaczliwy krzyk odbijał się pustym echem wewnątrz umysłu Cygana.

Sięgnął ku Matce, usiłował dotknąć ją, choćby musnąć opuszkami palców.

- Wszystko, co do tej pory zyskałem - odeszło. Wszystko straciłem. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego muszę tułać się w poszukiwaniu własnego miejsca?

Ukrył pooraną bliznami twarz w dłoniach. Spod powiek wypłynęły krwawe łzy. Palce zakrzywiły się, formując krogulcze szpony. Wpiły się w skórę, rwąc ją na kawałki.
Dziki wrzask, mieszanina poczucia pustki, samotności, straty, żalu i nienawiści, opuścił gardziel coraz bardziej zdziczałego wampira.

Ravnos stał tak, z ociekającą krwią twarzą zwróconą ku górze. Zatęchłe powietrze pulsowało szaleńczym wrzaskiem, kreśląc weń smużką krwi opętańcze wzory.

- Dziecko, twoje miejsce jest tam, gdzie twój umysł zadecyduje, że ma ono być - Dieter nie wiedział, czy głos w jego głowie należał do Simony, czy do niego samego. - Jesteś Wędrowcem, Wiecznym Tułaczem, potrzeba zmian stanowi esencję twojego isntnienia.

- Ale ja nie potrzebuję zmian, pragnę jedynie odzyskać to, co straciłem - wyszeptał Ravnos.

- Nie powstrzymasz tego, jesteś niewolnikiem Cyklu Przemian. Lecz jednocześnie jesteś także ich strażnikiem i heroldem - odparł spokojnie głos. - Chaos jest źródłem, początkiem stworzenia i zarazem jego końcem. Twoje zadanie polega na odnalezieniu w nim celu, wydobyciu ze zmian ich sensu, esencji.

- Ale...

- Chaos to ocean możliwości. Tylko od ciebie zależy którą z nieskończonych możliwości obierzesz i w jaki sposób uformujesz swoją ścieżkę, w jaki sposób podporządkujesz sobie rzeczywistość.

- Ale...

- Powstań, Strażniku! Powstań, Heroldzie! Przed tobą wielkie wyzwanie, musisz dać z siebie wszystko, by jemu podołać.

Ciało Ravnosa przeszył spazm, kiedy w umyśle zmaterializowała się wizja.

Na kamiennym wzgórzu stała samotna postać. Blask księżyca rozświetlał ciemność nocy, odbijając się w jej srebrzystym pancerzu. Istota uniosła w górę ramię, topiąc w zimnym świetle ostrze ogromnego miecza. Powietrze przeszył triumfalny śmiech.

I jakież było zdziwienie wszystkich obecnych, kiedy w miejscu, gdzie przed momentem stał poobijany Dieter, teraz zjawiła się odziana w ciemnosrebrną zbroję postać, dzierżąca wielki dwuręczny miecz.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Erwan dotykał skóry… Erwana. Nie widział własnych rąk, lecz oto przed nim stała jego własna sylwetka. Był ślepy tylko fizycznie, owszem, ale nawet demoniczna moc nie pozwalała mu widzieć tak wyraźnie. I gdy tak dotykał własnych rąk, potężny impuls przeszedł jego myśli. Potężna siła paraliżowała go, trzymając przytwierdzonego do własnego ciała.
- Wysłuchasz mnie arogancki głupcze, bo inaczej znów poczujesz zew Otchłani.
Nie mógł się ruszyć, oderwać. Nie mógł nawet przemówić, czy zamknąć oczu. Nie mógł nigdzie uciec.
- Och, tak… czujesz to prawda? Jeśli ta powłoka zostanie zniszczona, jak myślisz… kto ze mną powróci do Piekła?
Emocje atakowały umysł Czarnoksiężnika, wyszarpując z niego wszelką wolę. Był teraz poddanym, zaś stojąca przed nim projekcja, była jego panem.
- Ten szalony wampir popełnił właśnie pewną omyłkę… myślał że jest jedyną istotą, która potrafi zdominować twój umysł, narzucając mu inny obraz rzeczywistości. Nie przewidział że tak długo jak nawiedzam twoją duszę, tak długo będę głosem prawdy i rozsądku w twojej głowie… I tak długo będziesz miał szansę przetrwać.
Potężny impuls który wcześniej przeszył myśli Jonesa, nagle rozpłynął się w nicość.
- Oto znak mej dobrej woli. Teraz rób dokładnie co ci powiem, a ostrze szaleńca nie wyśle cię na *tamten* świat. I nie mówię tu o Hadesie. Musisz wiedzieć że to co widzisz, jest jedynie fałszywą wizją, która ma cię poprowadzić ku twojej zagładzie… Nigdy nie ufaj swoim zmysłom, a *zwłaszcza* oczom.
Złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy Erwana, gdy ten mrugnął teatralnie.
- Walcz Jones! To co widzisz nie istnieje! Musisz uwierzyć że tak jest!
Tremere poczuł dokuczliwe mrowienie z tyłu głowy. Ostrze było cale od niego.

Wcześniej „smutny” Kociak, przeistoczył się w walecznego wojownika. Stojący przed nim wesołkowaty sobowtór skamieniał.
- Jeśli tego chcesz…
Wysyczał, jego ręka chwyciła tubę na mapy. Po chwili przed Malkiem błysnął jego własny miecz.
- … WTEDY JA ZNISZCZĘ TWOJĄ PRZESZŁOŚĆ!
Ciemność się wygina, zmienia. Zaraz opadnie całkowicie. Obydwaj niemalże tracą równowagę… Lecz czemu!?
Wesołkowaty Kociak syczy głośno, a jego miecz tnie ciemność wokół. Syczy i przeklina, machając mieczem.
I wtedy Kleofasa uderza rzeczywistość… Klinga tego drugiego uderza o inną klingę.
- Co do…
Czyje to słowa? Myśli napadają jego umysł, ciało zaczyna mrowieć i drżeć przepełnione energią. Czucie wraca mu do palców, zaczyna znowu odczuwać ciałem.
Kolejne starcie dwóch mieczy. Ale kto walczy?
Obrazy materializują się przed wampirem, odsłaniając mu Raztargujeva walczącego z…

- Pozdrowienia od Kapaneusa, Raztargujev.
Aleks paruje kolejny cios, lecz rozdarta na plecach marynarka pokazuje że wreszcie spotkał równego sobie.
- Ty przeklęty… Plugawy… Zdradziecki, Assamicki psie!

I tak jak iluzja się pojawiła, tak rozproszyła się momentalnie. Dieter widział twarz swojej stworzycielki… Lecz teraz ponownie utracił ją sprzed oczu. Teraz było inaczej, czuł to całą swoją duszą. I swoją krwią.
O tak, czuł w sobie potęgę całej swojej krwi.
*Całą* potęgę swojej krwi.

Stier szybko obrzucił miejsce potyczki wzrokiem, który teraz potężnie się wyostrzył. Nigdy jeszcze nie czuł w sobie takiej siły, która sprawiała że czuł się niemal bogiem.
Zauważył jak Jack powoli podnosi się, lecz dalej od innych, jakby podczas tego transu przeszedł kawałek.
„O cholera.”
DeCroy był tuż przy Raztargujevie.

Malkavianin – zajęty wcześniej walką – uskakuje w tył, tnąc w locie po ciele Gangrela. Ten ryczy głośno, wyginając głowę do góry. Aleksander wykorzystuje to. Tnie Jacka po gardle, po czym kopniakiem odsyła go pod ścianę.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Arggghhhh!!! - wrzasnął rozwścieczony, widząc jak Raztargujev poniewiera Gangrela.
- Ty potworze, zapłacisz za swoje zbrodnie!

Ravnos zacisnął dłoń na metalowej rurze. Zerwał się i ruszył na przeciwnika.

- Bestio! - krzyknął. Zbliżając się do Malkava, Dieter skoczył w powietrze, szykując się do ciosu pałką w głowę Aleksandra. Niespodziewanie wykonał nieznaczny gest dłonią w kierunku jego twarzy.

Silny błysk oślepiającego światła uderzył w oczy Raztargujeva. Trwało to około sekundy, lecz wystarczyło by na chwilę zachwiać jego pewnością siebie.

Tymczasem Ravnos, wbrew oczekiwaniom Malkava, nie oddał ciosu, lecz wylądował dwa metry przed nim. Przetoczył się w jego stronę po ziemi i wymierzył miażdżące uderzenie w staw kolanowy przeciwnika, z zamiarem powalenia go na ziemię. Albo przynajmniej załamania jego bojowej postawy.

"Zaskoczenie jest po mojej stronie. Reszta w rękach losu i pozostałych walczących."
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Kapaneus.
Obrazy z Piekła wracają, po raz kolejny. Taniec śmierci, krew na mieczu, krew na pistolecie, gdy pękające czaszki ochlapywały ręce.
Wracamy do rzeczywistości.

Kociak skacze do tyłu, szukając wzrokiem drugiego z ciał przyniesionych przez Dietera. Przyklęknij.
Zabij!
*Ojcze, pomóż.*
Wampir schyla się nad stratowanym. Zdaje się że nie żyje. Pije, jednocześnie zasklepiając rany. Ile tylko się da, ile tylko jest w człowieku.
*Nie masz wyboru, dziecię. Po coś obdarzono cię nie jednym, a dwoma błogosławieństwami.*
Zabij!

Ostatania, desperacka próba utrzymania się przy rozsądnym myśleniu i matematycznej logice. Betty, ona zawsze uspokajała.
Spacer brzegiem morza. Zachodzące słońce. Fale powoli rozbijają się o kamienie na plaży. Jest wciąż gorąco, paskudnie gorąco...
To przez niego.
Wszystko przez niego.

ZABIJ!

Kociak zrywa się z przerażającym błyskiem w oczach. Skacze na swojego ojca. Wznosi katanę do ciosu...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Grzmienie wojennych bębnów. Agresywne dźwięki fletu. Czarnoskóry wojownik wykonuje potężny zamach, zmuszając Rosjanina do skoku, inaczej straciłby swoje nogi.
Błysk!
Wampir syczy wściekle, lecz nie zdąża zasłonić oczu. Walka z silniejszym przeciwnikiem poświęciła całą jego uwagę, co teraz zaowocowało wielką pretensją do samego siebie. Nie docenił swoich ofiar.
Upada na ziemię, a ułamek sekundy później zmuszony jest do odturlania w bok. Assamickie ostrze śmiga mu obok ucha, lecz ten nie wygląda na wzruszonego.
Raztargujev znowu stoi! Groźnie syczy w kierunku Dietera, jednocześnie parując kolejny cios.

- Saahib...?
Dieter wreszcie spostrzegł oblicze niespodziewanego sojusznika. Tymczasem Assamita dźga oponenta w ramię! Ten wydaje głuchy okrzyk, po czym chowa wolną rękę do wnętrza marynarki!
- Wracaj do piachu, przeklęty głupcze!
Z wewnętrznej kieszeni Raztargujev wydobywa rewolwer. Jedną dłonią odpychając ostrze wroga, drugą oddaje strzał. Saahib wydobywa z siebie gardłowe chrząknięcie, gdy uderzenie odrzuca go w tył.

Szaleniec gwałtownie obraca się, bez wahania wyciągając w powietrze swoją broń.
Kociak.

- I widzisz, mój drogi Kleofasku, znów jestem górą! Ale nie bierz tego dosłownie słoneczko.
Nie mógł. Wisiał wbity w miecz Raztargujeva. Krwiopijca zaśmiał się okrutnie, opuszczając ostrze.
- Głupcy… Każdy z was. Nawet ten „Kain”! Myślał że pozwolę mu likwidować nasz rodzaj, byle tylko odwrócić wzrok starożytnych!
Śmiał się gdy to mówił. Wyglądało to jakby opowiadał właśnie bardzo dobry żart, który zdawał się bawić tylko jego.
- Chociaż teraz to i tak bez znaczenia.
Prychnął, przekręcając ostrze wewnątrz Kociaka, zmuszając go do niekontrolowanego ryknięcia. Wszyscy wokół zastygli, czy to ze zmęczenia, czy z szoku po czynie Malkavianina. Tymczasem Raztargujev zwrócił wzrok ku Erwanowi, stojącemu w bezruchu, wciąż tkwiącemu we własnym szaleństwie.
- Ja i Scott nieźle to odstawiliśmy… Sprawić by bezklanowy śmieć, wyrzutek społeczeństwa, *uwierzył* że jest kimś. Spójrzcie teraz na niego! Zbyt słaby by spostrzec rzeczywistość! Nie zasługuje by dziedziczyć krew Trzeciego!
Saahib wstał, ledwo trzymając się na nogach. Niedaleko dalej Dieter szykował się do ataku… Lecz to słowa Raztargujeva atakowały jego.
- Najpierw zniszczyłeś Samuela, teraz przyszedłeś po mnie!? A co z naszą wizją!? Mogliśmy *odbudować* ten świat…
Assamita splunął na ziemię własną krwią. Podpierał się na ramionach, a wąska strużka vitae płynęła mu po skroni.
- Nasza wizja jest martwa, synu Malkava. Znaki się wypełniają, czyż tego nie dostrzegasz!? Czyż nie słyszysz głosu?
Aleksander milczał, a jego oczy utkwiły w Saahibie. Pierwszy raz można było dostrzec w nich…
Żal.
- Nie, bracie. Nasze dni dobiegają końca. Zwierzęta, które trzymaliśmy na smyczy zerwały się, rzucając się swym panom do gardeł.

Kociak zaczął mamrotać, sięgając swoją dłonią ręki Aleksandra. Dieter spotkał jego udręczony wzrok. Co on próbował zrobić?

- Wabieni pokusą władzy oraz życia wiecznego, zerwaliśmy zakazany owoc… Miasto co nie śpi, jaskinia lwa, naszym nowym domem się stało.
Wampir stał teraz na równych nogach, trzymając swój miecz w luźnej pozycji. Jego oczy błyskały drapieżnie, odbijając w sobie światło księżyca.
- Ale, ale…
Raztargujev próbował przerwać, zaprotestować. Ale nie mógł.
- Nie ma już dla nas nadziei, znaki zaczęły się wypełniać. Bestie Księżycowe coraz częściej wchodzą na nasze tereny łowieckie, zamieniając je w pola bitew. Władcy chaotycznej energii, samozwańczy magowie, swymi samolubnymi czynami niszczą nasz świat. Upadli, odmieńcy, oraz prastarzy nieumarli… Wszyscy idą zgodnym krokiem, prosto ku zagładzie…
Malkavianin milczał przez moment, jakby czarnoskóry zabójca zatrząsł całym jego istnieniem.
Nagle jego pięści zacisnęły się w furii. Oczy błyskały groźnie, zaś słowa zamieniły się w agresywne syczenie.
- Nie będziesz mnie karmił więcej tymi proroctwami, zaślepiony kundlu! Jeśli chcesz, idź i oddaj się starożytnym! BO JA NIE ZAMIERZAM!

Mocarny uścisk zaciska się na ramieniu Raztargujeva, odwracając gwałtownie jego uwagę. Ten spogląda przerażony na Kociaka, widząc w odpowiedzi jedynie złośliwy uśmieszek swojego syna.
Lecz nic się nie dzieje. Skóra wampira marszczy się przez chwilę pod dotykiem Malka, lecz nie zachodzi żaden efekt mocy Zniekształcenia.
Aleks wyszczerza kły w groteskowym uśmiechu.
- Widzisz…? Już odbierają co do nich należy! W ogóle co ty chciałeś uczynić!? Anno, co on zamierzał? Haha!
Coś poszło nie tak! Kociak nagle spoważniał, czując jak ostrze jego Ojca wbija się w jego organy, przeszywając całe ciało potwornym, pulsującym bólem.

Niespodzianie szyby zaczynają trząść się i brzdękać głośno. Dziwne, ale ziemia zdawała się poruszyć.
- Hahaha! A teraz giń mój synu! Nie wywiązałeś się z naszej umowy… Ty śmierdzący, nic nie warty szczurze! Teraz cię –

Wielka eksplozja! Dwójka wampirów wylatuje w powietrze, zaś w okolicy słyszalny jest tylko wściekły ryk Raztargujeva! Kamienie rozbijają szyby w niedalekich oknach, zaś potężna masa ziemi pokrywa maskę limuzyny „Kaina”! Gdy dym opada, oczom wampirów ukazuje się…

- Na bogów!
I głośne, niezrozumiałe gulgotanie mu odpowiedziało. Ale oni *wiedzieli* co oznacza.
Bóg przybył.

Jako trzy, grube, dwudziesto metrowe macki zielonego cielska.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Krew. Najpierw potrzeba krwi.
- Dieter, przede wszystkim, trzymaj się poza zasięgiem tych cholernych macek!
Kociak wstaje. Rozgląda się.
*Uczciwa wymiana, dziecko.*
Dym, kurz, pył. Nic nie widać.
Niech to jasna cholera.
Może chociaż jego miecz? Nic z tego...
Jack.
- Saahib! - wrzask, potworny. - Jeśli jesteś choć trochę po naszej stronie, spróbuj znaleźć w tym burdelu Jacka i go stąd wyciągnąć!
*Jak myślisz, staruszku, uda się?*
- Dieter! Spieprzaj do limuzyny, chyba że zauważysz po drodze Jacka! Wtedy bierz go ze sobą! - oby słyszeli.
Pistolet pojawia się w prawej ręce Kociaka, katana wędruje do lewej.
Torba! Półtora kilograma niestabilnych, wybuchowych kryształków. To czego mi teraz potrzeba najbardziej.
Kociak błyskawicznie - jak na swój stan - dopada torby. Po chwili połowa RDX ląduje na ziemi, zawinięta w zdarty z wampira płaszcz.
A druga połowa wędruje wyrzucona w stronę macek. Przydało się to rzucanie młotem raz czy dwa na uniwerku.
- Wszyscy padnij! Natychmiast! - wrzeszczy Kociak, lądując na ziemi zanim torba spadnie. Śledzi jej lot. Niech tylko złapie ją któraś macka, a natychmiast gorący ołów przetnie powietrze...
Żadna pieprzona macka, z tego czy innego świata, nie przetrwa siedemdziesięciu pięciu deko RDX.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnosowi szczęka niemal opadła, kiedy *to* przybyło.
Jakby wszystkich problemów było mało, to jeszcze jakieś oślizgłe coś zaszczyciło ich swoją... istotą.
Szybka ocena sytuacji... i Dieter zerwał się na równe nogi. Plan Kociaka nie był wcale głupi. Co więcej, był genialny w swej prostocie:

- Wyp...dalamy! - wrzasnął Ravnos, kierując się biegiem do pojazdu. Pochylił głowę, starając się osłonić ją przed latającymi naokoło odłamkami.

"Jack! Do cholery, gdzieś tu jest..."

Brnąc przez tumany kurzu i pyłu, Dieter starał się wypatrzyć rannego Gangrela.
Szczęśliwie natknął się na niego w drodze do samochodu, nieomal potykając się o zmaltretowane ciało. Wziął Jacka na ręce i pobiegł do samochodu.
Usadowił towarzysza na siedzeniu, obok zmasakrowanego Kaina. Sam tymczasem udał się do szoferki.
Kluczyki, kluczyki...

"Są! Łowca wspaniałomyślnie zostawił je na miejscu..."

Ravnos usiadł za kółkiem, odpalił silnik zatrąbił kilkakrotnie, dając do zrozumienia, że transport czeka.

"Raztargujev!"

Do diabła, ten czubek nadal tam jest. Trudno, pewnie zechce uratować swój ruski tyłek. Zajmiemy się nim później.

Pozostało jeszcze zgarnąć Michaela i Becketta i odjechać jak najdalej stąd, do bezpiecznej kryjówki.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany