Oczywiście sam proponuję skorzystać z rzeczywistości, która daje nam najlepsze pomysły na rytuały.
Co do posta powyżej, chciałbym tylko dodać, że jeśli kogoś interesuje tematyka rytualizmu i obrzędowości proponuję wyposażyć się w "Antropologię Widowisk". Naprawdę dobre artykuły
Wracając do tematu:
Wyobraźcie sobie system władzy, który w swych założeniach nie ma sprawować kontroli nad poddanymi, opiekować się państwem, lecz budzić tego pozory - szczególnie za pomocą teatralnych gestów, ceremonii, a nawet wojen. To tak w skrócie, teraz trochę rozwinę.
Gracze znajdują się na małej wysepce. Na jej środku znajduje się pasmo górskie, przez co na stokach nie ma jak uprawiać gleby - życie kwitnie na wybrzeżu. Ze stoków tej wielkiej góry spływa kilka rzek, w róznych kierunkach, które dzielą wyspę na kilka części. Na każdej z nich znajduje się małe królestwo.
Zamki władców położone są w pobliżu wierzchołka góry. Królów niezbyt interesuje to, co dzieje się w niżej położonych wioskach i miasteczkach, które mają jedynie interesować się tym, co robią królowie i być wiernymi widzami (oczywiście podatki są zbierane, jednak każdy szanujący się władca pozostawia ich sprawę mnichom - chyba jedynej instytucji na wyspie, w której "nikt nie robi sobie jaj". Bez podtaków nie byłoby całego teatru władzu).
Władza na wyspie pochodzi od wielkiego bohatera, który uratował wyspę przed najeźdźcami. Bohater ten miał 4 synów. Podzielił terytorium pomiędzy nich. Pierworodny niewiele mu w heroiźmie ustępował, drugi syn niewiele ustępował pierwszemu, trzeci drugiemu i czwarty trzeciemu. Już widzimy, że postępuje stopniowa degradacja heroizmu. Teraz każdy z tych synów miał kolejnych 4 synów, wśród których pierworodny zawsze niewiele ustępował rodzicowi, a najmłodszy znacznie się różnił.
Oczywiście nie wszyscy synowie synów mogą mieć królestwa - aktualnie jest ich po prostu za wiele. Wyspa podzieliła się na 8 królestw (po dwóch pierwszych synów największych dynastii).
Jak widać młodsi synowie nie mieli zbytnich szans na dojście do władzy, szczególnie u tych bardziej płodnych władców. Dlatego wielu z nich trafiło do klasztorów lub zajęło się handlem w miastach.
Ci którzy pozostali toczą swoją grę.
Przypatrzmy się najszlachetniejszemu okręgowi: włada nim 13 potomek pierworodnych bohatera. Ma niestety tylko dwóch synów, jeden z nich dostanie władzę na pewno, więc nie przejmuje się niczym, jest stronnikiem ojca. Drugi chłopiec, jeśliby chciał znaleźć się na tronie, musiałby przejść dziwną drogę. Nie może ot tak po prostu zatruć brata.
Jak już pisałem zasada jest prosta, najwyżej w hierarchii stoi pierwszy syn itd.
Pierwszy syn pierworodnego syna bohatera stoi w hierarchii wyżej niż
pierwszy syn drugiego syna bohatera. Teoretycznie mógłby odebrać władzę od
drugiego syna bohatera. Ale to tylko teoria, bo żaden rodzic (też teoretycznie) nie odda władzy bratankowi przed swoim pierworodnym. Tak więc
pierwszy syn pierwszego syna bohatera musiałby usunąć
pierwszego syna drugiego syna bohatera. Władza stałaby przed nim otworem. Wyjaśnię to na liczbach.
BOHATER - 10
Pierwszy syn BOHATERA - 9.9
Drugi syn BOHATERA - 9.8
Trzeci syn BOHATERA - 9.7
Czwarty syn BOHATERA - 9.6
Pierwszy syn pierwszego syna BOHATERA - 9.8
Drugi syn pierwszego syna BOHATERA - 9.7
Trzeci syn pierwszego syna BOHATERA - 9.6
Czwarty syn pierwszego syna BOHATERA - 9.5
Pierwszy syn drugiego syna BOHATERA - 9.7
Drugi syn drugiego syna BOHATERA - 9.6
Trzeci syn drugiego syna BOHATERA - 9.5
Czwarty syn drugiego syna BOHATERA - 9.4
itd.
Jak widać z powyższego ułożenia
Drugi syn BOHATERA ma taki sam status jak
Pierwszy syn pierwszego syna BOHATERA. Gdyby chciał objąć władzę po ojcu i nie pozwolić zdobyć jej starszemu bratu mógłby wykorzystać nieczyste zagranie. Jako że jego status równy jest statusowi pierworodnego brata, może spróbować go usunąć. Wtedy automatycznie zyskuje miejsce w kolejce do tronu który musi oddać mu jego starszy brat. Oczywiście słowo "musi" nie oznacza wcale, że jest to działanie natychmiastowe. Tron oddaje się zwykle przy śmierci, a co byłby to za interes dla
Drugiego syna BOHATERA, gdyby musiał czekać na śmierć brata? Dlatego dawnymi czasy nie była to śmierć naturalna, lecz śmierć w pojedynkach (które i dzisiaj są w cenie, jednak nie kończą się śmiercią lecz degradacją przegranego na drabinie o jeden stopień w dół). Mógłby też posunąć się do innych środków - np. zabójstwa, chociaż musiałby doprowadzić do niego tak, by wszyscy wiedzieli o tym, że on to zrobił, lecz żeby nikt nie miał na to bezpośrednich dowodów.
Książęta na wyspie to nie drowy, więc nie zabijali się na potęgę, by sięgnąć po władzę najwyższą. Spowodowały to dwa czynniki. Pierwszym z nich jest niebezpieczeństwo bezpośrednich metod zmiany statusu. Narusza to zbytno samą drabinę społeczną, więc zmiany bezpośrednie są zwykle kontrolowane, na dodatek z kilku różnych królestw. Nie znalazł się jeszcze żaden ambitny książę gotów do ciągłego pięcia się po drabinie społecznej. Naraziłby swoje królestwo na realną wojnę.
Drugim czynnikiem jest postępująca z degeneracją - "deheroizacja". Spójrzmy z nowu na wartości przypisane kolejnym pokoleniom. Jak wyraźnie widać - spadają - i nie ma możliwości ich odbudowy wyżej (no chyba, że ponownie znalazłby się bohater, który zmiótłby najeźdźców i budował dynastię od zera). Władcy mają tego świadomość i starają się postępować coraz mniej "bohatersko". O ile "pierworodni" wciąż w jakimś stopniu ucieleśniają heroizm, dumę, wojowniczość, autorytet, o tyle ostatni synowie ostatnich synów w ostatnim pokoleniu, (o ile zostali jeszcze u władzy, a nie zmienili swej roli np. na mnichów), starają się być zupełnie inni - tchórzliwi, ulegli, strachliwi, budzący pośmiewisko.
I nawet jeśli tacy z natury nie są, system społeczny zmusza ich do grania takich. Chłopi i tak się nie zbuntują, ponieważ gospodarką zajmują się mnisi, którzy zawsze postępują tak samo.
Jak widać status narzuca książętom i dworowi odpowiednie wzorce zachowań. I dokładnie się tak zachowują, "jak im przystoi".
Ale każde zachowanie jest skrajnie eksponowane - dumny książę pierwszego panującego rodu pierworodnych będzie okazywał swoją pychę na prawo i lewo. Kiedy w liście adresowanym do niego znajdzie się mały błąd, już pośle gońców po całym królestwie, którzy ogłoszą wszem i wobec, że wypowiedział wojnę nadawcy listu. Będzie musiał zachować zawsze maksymalną powagę, raz na jakiś czas zainscenizuje scenę wielkiej bitwy. Na ulicy nie wygrozi obelgom pięścią, lecz natychmiast wyzwie na pojedynek każdego, kto spojrzy mu głębiej w oczy, (oczywiście książę nie jest taki głupi, by wyzywać silniejszego fizycznie od siebie, ma swoich wojowników, którzy walczą za niego).
Strachliwy książę z drugiej strony stworzy małe państwo policyjne. Wszyscy w wioskach i tak będą wiedzieć kto i co donosi, jednak nikt nie będzie się tym zbytnio przejmował. Taki tchórzliwy władca będzie z jednej strony raz wprowadzał reformy wojskowe i zwoływał armię w strachu przed sąsiadami, a raz wszystko rozwiązywał w przerażeniu przed przewrotem wojskowych.
Kiedy dostanie obraźliwy list, zacznie płaszczyć się przed nadawcą. Będzie wysyłał upominki książętą powyżej. A wraz z upominkami asasynów, (którzy zwykle są cichcem odsyłani z powrotem do tchórzliwego księcia wraz z dużą liczbą skarbów. Dumni książętą mają swoją dumę i po nakryciu zabójcy okazują tak zmaksymalizowaną łaskę. Sceptyk mógłby powiedzieć, że jest to forma utrzymania tchórzliwego księcia, który straciłby majątek na daniny, ale kto na tej wyspie jest sceptykiem?)
Oczywiście na wyspie jest 8 królestw. Więc łatwo wyobrazić sobie zachowania poszczególnych książąt - licząc od skrajności do skrajności. A jak wygląda sprawa z dworem? Dwór zwykle zachowuje się jak jego władca, jednak doprowadziłoby to do ruiny cały system sprawowania władzy.
Skoro jest 8 królestw coś musiało się stać z wieloma książętami, którzy wypadli z gry. Niektórzy z nich zostali mnichami, inni kupcami, a inni pozostali na dworze tworząc małe obozy.
Obóz nie daje właściwie nic (nie licząc utrzymania) oprócz sławy o którą toczy się gra. Najdziwniejsze na tej wyspie jest to, że w dobrym tonie jest sytuacja, kiedy to u odważnego księcia z najwyższym statusem, znajduje się przywódca obozu ze statusem najniższym wśród książąt. I odwrotnie.
Sytuacja nie wygląda nigdy tak jak w matematyce, więc z obozami bywa różnie. I często jest ich kilka u jednego władcy i zrzeszają kilkaset osób, które także podzielone są na grupki przewodzone przez jednostki, a w tych grupkach są jeszcze mniejsze grupki, itd.
Sytuację komplikują (albo stabilizują) kobiety, księżne. W wielu przypadkach to one pociągają za sznurki. Dlaczego? One także mają liczony status, w takiej samej kolejności jak synowie, jednak nie mogą sięgać po władzę. Wydawałoby się, że to sytuacja patowa, jednak prawo pozwala księżnej wybrać męża-księcia, niezależnie od jego statusu.
Królestwa są mniej więcej tak samo bogate, różnią się jedynie osobami władców. W takim wypadku często zdarza się, że kobieta wybiera sobie męża przystojnego, lecz z niższym statusem. Wtedy automatycznie podwyższa jego status do swojego (co może wprowadzić wielkie zamieszanie na całej wyspie).
Kobiety jednak nie muszą być wcale pięknymi księżniczkami, więc książe może im odmówić i zrezygnować ze "skoku" w statusie. Ale to zbyt kusząca propozycja dla władców. Jeśliby jednak żona przyłapała ich z kochanką i poinformowała o tym dwór, to zajęłaby jego miejsce, a on spadłby w drabinie poniżej statusu najmłodszego syna najmłodszego brata w danym pokoleniu.
Kobieta, po zajęciu stanowiska władcy mogłaby powtórnie wyjść za mąż, jednak jej mąż nie zyskiwałby w statusie nic. Stałaby się w jednej osobie "ojcem i matką", a jej dzieci zyskiwałby swój status normalnie.
Przykład:
Status księżnej - 8
Status księcia - 3
po małżeństwie ich status wyrównałby się do 8. Gdyby księżna została wdową, nic nie zmieniałoby to w jej statusie (oprócz tego, że mogłaby kontrolować dwór, obóz albo całe królestwo byłego męża). Jej dzieci kolejno miałaby status równy 7.9, 7.8, 7.7 itd. i normalnie mogłyby uczestniczyć w rozgrywkach politycznych.
Prawo nie działa w drugą stronę, więc kobieta z niższym statusem nie ma wpływu na mężczyznę w wyższym (nie obniża jego statusu), jednak jeśliby została wdową (oczywiście w bardzo dramatyczny sposób) zyskuje status męża.
-----
To wszystko jest bardzo zakręcone, jednak to nie koniec. Wyspa ma jedno święto, dzień w którym umarł bohater. W tym dniu wszyscy książęta udają się do jego grobu na szczycie góry i w kolejności jakiej wymaga od nich status oddają hołd zmarłemu.
Byłoby to całkiem normalne i niezbyt ekscytujące gdyby nie liczba książąt i wymagania obrzędu. Po pierwsze to cała masa ludzi, którzy muszą być ustawieni w odpowiedniej kolejności. Pojedynki wybuchają wtedy co rusz, ponieważ w dobrym tonie jest przynajmniej raz wyzwać kogoś do zapasów o pojedynek.
To nie wszystko, każdy z książąt jest OCENIANY za hołd oddany bohaterowi przez innych, co czasem może zwiększyć status, a czasami zmniejszyć (nie wiadomo jak to działa, ale jak większość osób bije owacje i wznosi okrzyki zachwytu, mnisi wiedzą, że trzeba status zwiększyć. Kiedy ludzie buczą występuje sytuacja odwrotna. Jednak zawsze musi być to głos większości).
Ten, kto w miarę zrozumiał stosunki panujące na wyspie potrafi wyobrazić sobie chaos w takiej sytuacji. Kilka tysięcy osób i każda stara się prześcignąć innych w oddawaniu hołdu. Chodzą legendy o książętach stojących na głowie przez tydzień, oddających ofiarę z tysiąca kurczaków, a byli nawet tacy, którzy zarzekali się, że ukradną księżyc - i udało im się! księżyc zniknął na kilka chwil z nieba).
Oczywiście status nie może być wyższy niż ten, który posiada osoba z najwyższą jego wartością.
Wszelkie formy ceremonii, (jak hołd na Górze), wymykają się uwarunkowaniom charakteru narzucanym przez miejsce w drabinie społecznej. Tchórzliwy książe może oddać hołd poprzez wyzwanie wszystkich innych po kolei na pojedynek, a jeden z odważniejszych może wyszywać na drutach szal opatulający całą górę,(oczywiście zrobi to przed ceremonią, a w jej czasie owinie szal wokół wierzchołka Góry!). Brzmi to groteskowo, jednak jest jak najbardziej poważne i prawdziwe.
Wielu książąt wymyśla święta, po to by móc pokazać się z jak największą pompą przed pozostałymi. Zawody są tutaj na porządku dziennym, liczy się pompa, oryginalność, ale także konsekwencja - święta służą postrzymaniu i podwyższeniu statusu i nie mogą zbytnio obciążać poddanych podatkami.
-----
Na koniec kilka hipotetycznych sytuacji, w których mogą znaleźć się gracze na tej wyspie:
1. W wyniku epidemii umierają wszyscy "odważni" władcy. Pozostają jedynie tchórze i degeneraci. Co czeka całą wyspę? (Gracze mogą być najemnikami któregoś z władających lub samymi książętami).
2. Zbliża się erupcja wulkanu. Jakiego wulkanu? Ano góra jest wulkanem! Gracze jako najemnicy będący na usługach raz jednej, raz innej frakcji będą musieli uczestniczyć w komedii, podczas której pojawi się tysiąc wytłumaczeń, dlaczego góra dymi, dziesiątki tysięcy ceremonii mających zapobiec wyciekom ognia z góry?)
3. Kiedy na wyspę trafią gracze, będzie w stanie wojny z przeważającymi siłami nieprzyjaciół. Gracze jako bohaterowie zapewne rozgromią wrogą armię i staną się herosami opiewanymi w pieśniach. Założą własne dynastie, a potem...
4. Gracze działają jako najemnicy wrogich wyspie sił, które starają się przyspieszyć anarchię wśród władców. Jako fałszywi książęta są wrzuceni w sam środek politycznych gierek...
5. Szalony książę zbiera wielką armię, odcina się od reszty wyspy i szykuje się do wydarcia władzy pozostałym. Szykuje się wojenna komedia. Na dodatek gracze w dziwny sposób budzą ducha zmarłej małżonki wielkiego BOHATERA, która zakochuje się w jednym z nich... a jak wiadomo, bohater rządził na wyspie sam!