DragonLance: Początek Legendy
: wtorek, 7 lipca 2009, 15:32
![Obrazek](http://www.krynnwoman.com/Images/Image-DragonlanceCompanions.jpg)
Lasem maszerowało dziewięciu względnie groźnie wyglądających wędrowców. Szli dość szybko przedzierając się przez zarośla, w większości paprocie i wysokie trawy. Od czasu do czasu zatrzymywali się by zbadać kierunek i ruszali dalej, przeskakując wyboje, przechodząc przez rykowiska, zagłębiając się coraz bardziej w dzicz. Drzewa spoglądały na nich z góry, czuli się mali w ich wspaniałym obliczu. Byli bezbronni wobec natury.
Nawet kender odczuwał coś na wzór strachu.
Szli.
![Obrazek](http://foto.recenzja.pl/foty/dzicz-94-42dd38bf422d288c61f420c52cdda749.jpeg)
Wkrótce wysokie paprocie ustąpiły miejsca typowemu wyobrażeniu lasu iglastego. Pojawiło się zasnute igliwiem podłoże, strzeliste, gęsto stojące sosny, cierniste zarośla, pokrzywy. Niebo zasnuło się chmurami, zaczęło siąpić. Chuderlawa postać w pelerynie zaniosła się cichym kaszlem, niska lekko zakasłała. Dwie panie idące gdzieś pośrodku pochodu wymieniały się jedynie sobie znanymi informacjami, wysoki mężczyzna milczał.
Wkrótce las zagęścił się. Pojawiły się trudne do sforsowania rowy, krzaczory i przede wszystkim komary. Gryzły one niemiłosiernie. Nieważne jak dużo zabili ich podróżnicy, ich liczba trwożliwie narastała.
![Obrazek](http://images4.fotosik.pl/50/dfe00fd312aa1b2fmed.jpg)
Półelf z wyglądu idący za nimi nie wyglądał na zmęczonego. Niska postać - a był nią kender - już bardziej wyglądał na zmożonego długą podróżą, lecz wciąż był skory do rozmów. Rycerz milczał.
Jak się to stało? Jak powstała drużyna? Dzieje o niej opowiadał dziadek codziennie, ba, nawet parę razy na dzień, jeśli przyjeżdżała do niego wnuczka. Dziadek siadał wówczas przy kominku, brał dziateczki na kolana i opowiadał. A czynił to bardzo pięknie.
***
To było... Daj mi się zastanowić, Lydio... Tak, czterdzieści osiem lat temu. Wówczas posłyszałem o owych bohaterach... którzy odmienili Legendę.
- O czym mówiła Legenda?
- Jak to o czym? - zdenerwował się dziadek - Powinnaś znać ją doskonale! To Legenda o Smoczej Lancy i o Dobrych Smokach, które odeszły od nas... dawno, dawno temu.
- Czy kiedyś powrócą?
- Smoki? Jestem tego przekonany jak jutrzejszego wschodu słońca, dziecko. Pytanie brzmi jednak: Czy będą to smoki ładu czy raczej...
- Zła - dokończyła szeptem dziewczynka - A co się stało w tej legendzie?
- Drużyna... Lancy, jak ją później nazwano... Pewnego razu spotkała się w gospodzie. Ostatnim Domu. Nie byli tam sami dobrzy bohaterowie... ale o tym przekonasz się w dalszej części Legendy. W gospodzie owej stało się oto tak:
***
Byli podróżnikami, wygnańcami i ściganymi skazańcami. Byli samotni, żądzy złota i klejnotów. Liczyła się dla nich przygoda, liczyli na łupy i walkę. I stało się tak że pewnego dnia ośmiu takich wygnańców spotkało się w gospodzie Ostatnim Domu w Solace. Z miejsca uznali że podróżować będą razem. W poszukiwaniu szczęścia, jakby rzekł stereotyp.
***
- Co to jest stereotyp?
- Nie przerywaj tylko słuchaj uważnie.
- Mhm...
***
A zatem ruszyli. Był wśród nich wysoki wojownik, była jaszczurza poczwara, był kender, czarodziej i półelf. Były dwie kobiety i mężczyzna o dwóch ostrzach. Rycerz Solamnijski.
Na początku wędrowali bez celu. Byli wysłannikami wiatru i jego jedynymi wcieleniami. Żyli tak jak chcieli. Mimo to byli sobi obcy. Bardzo obcy.
Tymczasem Korghar Vor De Mon siedział w swej wieży, otoczony posępnymi sługami i czekał. Jego wysłannicy, czterej mordercy w czarnych szatach, mieli przynieść mu pewien przedmiot skradziony niedawno przez mędrców z Haven. Był to bardzo ważny przedmiot. Vor De Mon drżał z gniewu który przepełniał go w stopniu równym z nienawiścią którą czuł do złodziei.
Czekał.
Ale nikt nie nadchodził, to też Władca Ciemności powstał idąc wolnym krokiem w stronę zwierciadła.
- Gdzie są? - zapytał zimnym, posępnym tonem.
Na powierzchni szkła, na krótką chwilę wykwitł obraz. Obraz mnicha w białej szacie biegnącego na oślep przez las otoczony mrokiem nocy. Ów mnich trzymał w dłoni zawiniątko. Własność Vor De Mona.
Zaryczał z bezsilnej złości i rąbnął czarną pięścią w zwierciadło, tłukąc je na miliony srebrzystych kawałków. Wrzasnął ponownie, jego głos odbił się od ścian jego zamczyska, rozbrzmiał po całym królestwie. Gruchnął grzmot, błysnęła błyskawica rozświetlając niebo zasnute ciężkimi, czarnymi chmurami, które widział zza gotyckich, wyposażonych w kraty okien. Lunął deszcz.
![Obrazek](http://home.flash.net/~brenfrow/dl/dl-logo.gif)
- Znów pada - powiedział posępnie kender. Tym razem rozpadało się na dobre; a na domiar złego zaczęła się burza.
Skulili się wokół niedużego ogniska w gąszczu. Czekali aż burza przejdzie bo nijak, nie mogli podróżować w takim stanie.
I wtedy, półelf, leżący najdalej ognia, coś usłyszał. Szmer i ciężki oddech. Coś biegło w ich stronę dudniąc buciorami i zachaczając o gałęzie. Walnął grzmot.
- DUUUUCH - wrzasnął kender.
W chaszczach stała zjawa - biała zjawa. Mnich w białej szacie, obecnie brudnej, trzymając w ręku dziwne zawiniątko.
- Gonią mie! - krzyknął trwożliwie. Wszedł w źródło światła i kender przekonał się że nie jest to zjawa, a mędrzec z Haven. - Błagam, pomóżcie mi!
Po chwili Saya trąciła mężczyznę z dwoma mieczami i nakazała mu nasłuchiwać. Ten rzucił to samo polecenie do półelfa który nieraz pokazał im swój świetny słuch. Podobnie uczyniła Wilga i jaszczur. Rycerz stał gdzieś z boku, w jego dłoni błyszczał miecz.
Po chwili usłyszeli szybkie kroki w deszczu i w chaszczach. Kroki czterech ludzi.
- Mordercy - jęknął mędrzec z Haven
opiszcie zachowania postaci w grupie, jak było przed tą akcją. Porozgrywajcie dialogi. Nie zapominać o opisach wyglądu. Potem zareagujcie na obecną sytuację. Pamiętajcie o zdrowym rozsądku. Co do ew ucieczki - nie ma sensu wiać pojedyńczo, drzewa, chaszcze i leszczyna są zbyt gęste.
Zeedytowałem posta, bo dołączył do nas rycerz odgrywany przez Siriona
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)