11 Ulriczeit (październik) 2522 Anno Sigmari
- Niech to szlag. - syknął bosman Luque, estalijczyk o wydatnym brzuchu i wielkich, krzaczastych brawiach. - Orki zablokowały Barak Varr, nie będziemy mogli przybić do brzegu.
Wy z całą pewnością chcieliście wylądować. Dwa miesiące w tej pływającej po morzu trumnie, w której nawet krasnolud musiał pod pokładem schylać głową, doprowadzały was już na skraj szaleństwa.
Barak Varr było krasnoludzkim portem wybudowanym na wysokim urwisku, najbardziej wysuniętym na wschód od Czarnej Zatoki – zakrzywionego pazura wody wdzierającej się głęboko w dzikie tereny na południu Gór Czarnych i Imperium. Zarówno port, jak i miasto mieściły się we wnętrzu jaskini tak wysokiej, że pod jej sklepieniem mogły manewrować i dokować przy zatłoczonych przystaniach najwyższe okręty. Po obu stronach wejścia strzegły piętnastometrowe posągi krasnoludzkich wojowników, stojące na potężnych, kamiennych dziobach statków. Przysadzista, solidna latarnia wznosiła się po prawej stronie, na końcu skalistego cypla. Podobno jej płomień był widoczny z ponad dwudziestu mil.
Jednakże cuda architektury przy wejściu do Barak Varr zasłaniała wam horda koźlich synów – orków, a widok ograniczała gęstwina połatanych żagli, masztów, topornych sztandarów i powieszonych ciał. Zapora wydawała się nie do przebycia. Pływająca barykada z przechwyconych i powiązanych ze sobą okrętów, statków kupieckich, tratw, barek i galer rozciągała się niemal na milę, tworząc przed portem lekko zakrzywiony łuk. Z wielu pokładów unosił się dym, wokół chlupała woda, kołysząc wydętymi ciałami i pływającym śmieciem.
- Widzicie? - odezwał się kapitan Laslande, bretoński kupiec o ekstrawagancko długim wąsie, na którego statek zamustrowaliście w Imperium. - Wygląda na to, że wykorzystywali do budowy każdą zdobycz i każdy przechwycony statek, który próbował tędy przepłynąć. A ja muszę wylądować. Mam do sprzedania całą ładownie przypraw z Indu i chcę podjąć krasnoludzką stal dla Bretonii. Jeśli tego nie uczynię, wyprawa przyniesie straty.
- Kapitanie! - zawołał obserwator z bocianiego gniazda. - Statki za nami.
Laslande wraz z wami odwrócił się i spojrzał ponad relingiem rufy. Z niewielkiej bocznej jaskini wypłynęły dwa małe kutry i tileański okręt wojenny. Pędziły w waszą stronę pod pełnymi żaglami. Drewniane zdobienia zdarto i zastąpiono taranami, katapultami oraz trebuszami. Zdobiącą dziób głowę pięknej kobiety zastąpiono czaszką trolla, a z bukszprytu zwisały, powieszone za szyje, gnijące ciała. Wzdłuż relingu stały orki, gardłowo rycząc bitewne zawołania; wokół nich skakały i skrzeczały gobliny.
Laslande syknął przez zęby.
- Zastawiły pułapkę, nieprawdaż? Chcą nas wziąć w kleszcze. Jak rak. Teraz nie mamy wyboru – odwrócił się, omiótł wzrokiem pływającą barierę, a potem, wołając do swojego pilota wskazał kierunek. - Dwa stopnie na sterburtę, Luque. Prosto w tratwy! Andreoli! Żagle staw!
Podążyliście za spojrzeniem Laslande'a. Sternik obrócił kołem, a bosman wysłał ludzi na maszty, aby rozwinęli więcej żaglowego płótna. Cztery prowizoryczne tratwy, załadowane zagrabionymi beczkami i skrzyniami, unosiły się, luźno związane ze sobą, między pokiereszowanym okrętem Imperium i na wpół spaloną estalijską galerą. Na obu statkach tłoczyły się orki i gobliny, krzycząc i wymachując bronią w stronę statku Laslande'a. Żagle kupieckiego brygu, wypełniając się wiatrem strzeliły jak pistoletowa salwa i statek nabrał prędkości.
- Na stanowiska! - zawołał Laslande. - Przygotować się do odparcia abordażu! Uważać na bosaki!
Zielonoskórzy przeskakiwali nad burtami okrętu i galery, biegnąc po tratwach do miejsca, w którym zamierzał przebić blokadę kupiecki statek. Tak jak przewidział kapitan, połowa z nich wymachiwała nad głową hakami i bosakami. Spojrzeliście do tyłu. Kutry i okręt wojenny zbliżały się; gdyby kupcowi udało się pokonać barykadę, zdołalibyście uciec prześladowcom. Jeśli natomiast zostaniecie schwytani...
- Na Panią, nie! - jęknął Laslande.
Odwróciliście się. Wzdłuż burt imperialnego okrętu wojennego otwierały się kwadratowe luki, przez które wysuwały się czarne lufy dział.
- Rozerwą nas na strzępy. - powiedział kapitan.
- Ale.. ale to są orki – odparł gruby bosman. - Orki nie potrafią celować z dział.
- Czy z takiej odległości w ogóle muszą celować, Luque? - Laslande wzruszył ramionami i spojrzał ironicznie na swego bosmana.
- Nie możemy ich ostrzelać, kapitanie? Zanim oni ostrzelają nas? - bosman nie odpuszczał.
- Zgłupiałeś, Luque? - Laslande popukał się kilka razy palcem wskazującym po czole. Po chwili wskazał na kilka katapult stanowiących jedyną artylerię okrętu. - To za cholerę nie poradzi sobie z imperialną dębiną.
Reine Celeste szybko zbliżała się do blokady. Było już zbyt późno, aby spróbować zwrotu na burtę. Czuliście już zapach zielonoskórych, zwierzęcy smród brudu zmieszanego z wonią śmieci, potu, odchodów i śmierci. Dostrzegaliście kolczyki błyszczące w ich poszarpanych uszach i wiedzieliście okrutne symbole wymalowane krwią na tarczach i poobijanych pancerzach.
- Jakieś pomysły, madame and monsieur? - Laslande spojrzał po was pytająco. Wydawało się że kapitan nie ma już żadnej dobrej koncepcji w zanadrzu.
W pierwszym poście standardowo opiszcie swoich bohaterów i ew. nawiążcie jakiś dialog. Podróżujecie ze sobą dwa miesiące więc 'troszkę' się znacie, aczkolwiek jak bardzo, to już ustalcie między sobą. Miłej i przyjemnej gry życzę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)