[WFRP] Lekkość ducha

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

[WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Ardel »

Więc trza będzie zacząć...
Mam nadzieję, że wszystko gładko pójdzie, będzie pięknie, cudownie i Chaotycznie. A tak na serio, to w końcu mam czas! I jestem z tego powodu cholernie szczęśliwy.

Marie i Ninerl
Podróżowałyście we dwie poznawszy się podczas walki z zwierzoczłekami. Wasi poprzedni towarzysze zginęli, przeciwników było zbyt wielu. Walka była uciążliwa. Uznałyście, ż lepiej będzie jeśli będziecie podróżować wspólnie - będzie bezpieczniej. I może milej.
Byłyście bardzo zmęczone. A teraz już minęły dwa dni marszu. Cały czas padało. Wyczekiwałyście upragnionej wioski. Jakiegokolwiek ciepłego jedzenia i suchego łóżka.
Zmierzałyście w stronę Zamościa. Marie - chciała dojechać do swoich znajomych w mieście i zająć się tym co lubiła najbardziej.
Ninerl - jej dziwna i kręta ścieżka życia zaprowadziła ją w te strony.

Gdy zaczęło zmierzchać postanowiłyście się się zatrzymać i rozbić jakiś prymitywny, byleby suchy, obóz. Lecz w oddali zauważyłyście światło płonącego ogniska i jakiś śmieszne gardłowe głosy. Postacie krzątające się koło ognia były krępej postury i raczej niegroźne. Przypominały krasnoludów. Nie zauważyli was.


Hurad i Gimbrin
Podróżując w malutkiej kompanii liczącej aż dwie osoby, zmierzaliście w stronę Zamościa. Liczyoliście dokładnie dni.
Był 15 marca. Pada od dwóch dni. Dwóch dni, które całe czas maszerujecie. Wspaniała pogoda. Pada! Ulewy! Modlicie się do Grungniego, by w końcu znaleźć jakąś wioskę. Karczmę? cokolwiek. Cała droga pokryta błotem. Za niedługo matka ziemia zamieni i was w błoto.
Pod wieczór postanowiliście nie zwracać uwagi na pogodę. Rozpaliliście wielkie ognisko. Wyjęliście resztki wina i piwa ze swoich toreb i zaczęliście pić. Zdało wam się po jakimś czasie, że widzicie dwie sylwetki na skraju widzenia, na drodze. Ale uznaliście to za jakąś delirkę i bawiliście się dalej, nie zwracając uwagi na deszcz, ani na chłód. Rozgrzewał was "napój bogów".




Bardzo was proszę, byście opisali dla reszty wygląd swojej postaci w pierwszym poście. A tak właściwie to "let's freestyle!"
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Esmeralda »

Obrazek

Marie


Szlachcianka przeklinała paskudną pogodę, przeklinała też swoją klacz, która w ferworze walki z plugawym Chaosem uciekła nie wiadomo dokąd. Dlatego też Marie musiała teraz podróżować o własnych siłach w towarzystwie elfki, która też wydawała się niezbyt szczęśliwa z powodu panującej aury. Dziewczyna źle znosiła tę podróż – była zmęczona, zmarznięta i zirytowana; że też jej, przedstawicielce szlachetnie urodzonych przychodzi tułać się po jakichś podejrzanych traktach w taką pluchę. To wicehrabinie po prostu nie przystoi.

Wcześniej podziękowała swej nowej towarzyszce za pomoc w walce ze zwierzoludźmi, teraz praktycznie nie odzywała się słowem. Chyba była zbyt zdenerwowana całą tą sytuacją. Jedyne o czym myślała to jakiś ciepły kąt i strawa. W końcu, gdy mrok zaczął otulać swym całunem całą krainę postanowiły rozbić jakiś obóz. Szukając odpowiedniego miejsca dostrzegły światło ogniska i jakieś dwie małe postaci. Szlachciance wyglądali na krasnoludów i raczej nie bardzo przejmowali się niesprzyjającą pogodą. Spojrzała na Ninerl.

- Wygląda na to, że nie my jedne zamierzamy nocować w tej dziczy. Oni przynajmniej rozpalili już ognisko. Wybieram się tam, idziesz ze mną?

Poprawiła plecak, przetarła mokrą twarz i ruszyła w kierunku płonącego ogniska. Gdy w końcu dotarła na miejsce oczom dwóch nieco zdziwionych khazadów ukazała się wysoka, zgrabna czarnowłosa dziewczyna o pięknym obliczu. Odziana była w bogaty szlachecki strój z dwoma gryfami w herbie wyszystym na lewej piersi szkarłatnej szaty. Utrzymane w czarnej tonacji zamszowe obcisłe spodnie wpuszczone miała w wysokie brunatne buty do konnej jazdy.Zza wysokiego pasa wystawały rękojeści dwóch pistoletów, po obu stronach bioder kobiety wisiała szpada i lewak. Szlachcianka na pierwszy rzut oka mogła mieć nie więcej niż trzydzieści wiosen. Popatrzyła po twarzach krasnoludów, a następnie ukłoniła się dworsko.

- Wicehrabina Marie Engelhardt. Czy szlachetni wojowie pozwolą przysiąść się dwóm damom do szanownego towarzystwa?

Piękna dziewczyna wciąż pozostawała zgięta w dworskim ukłonie, spoglądając spod długich za ramiona falowanych czarnych włosów wprost na swoich rozmówców. Gdy tamci się zgodzili, usiadła tuż przy ognisku i spojrzała na khazadów.

- Mają panowie coś na rozgrzanie? Bo już nam się skończyło wino z Averheim. A słyszałam że krasnoludzki spirytus rozgrzewa najlepiej – uśmiechnęła się szeroko odkrywając białe ząbki.

Chwilę później sięgnęła do swego plecaka wyciągając ostatnią kanapkę zakupioną przed dwoma dniami w jakiejś karczmie na trakcie.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Serge »

Obrazek

Gimbrin

- Mówię ci, kuzynie, to elfy stoją za wszystkim. Pragną śmierci krasnoludów, bo to my stoimy im na drodze do zapanowania nad światem. Nie chciałbyś leżeć martwy z jedną z tych podstępnych, postrzelonych tyczek. - dobry humor nie opuszczał khazada nawet w taką pogodę.

Od dobrej godziny Hurad i Gimbrin prowadzili ciekawą dyskusję na temat elfów, świata, Chaosu i twierdzy z których się wywodzili. O ile początkowo tarczownik przeklinał padający deszcz, ta teraz, pod wpływem rozmowy z pobratymcem zupełnie o nim zapomniał i nawet się rozpogodził. Zresztą, był przedstawicielem starej rasy i nie takie warunki przyjmował na miękko.

Poprawił solidną, dębową tarczę z dużym guzem na środku, zawieszoną teraz na plecach, pomacał topór zatknięty za szerokim pasem i rozejrzał się dokoła. Wypadałoby się gdzieś zatrzymać na noc. Znaleźli z Huradem odpowiednie miejsce na jakiejś polanie i rozpalili ognisko. Ogrzewając się, Gimbrin sięgnął do wnętrza swego skórzanego rukzaka i wyjął prostą fajkę z glinianym podłużnym cybuchem. Nabił ją ulubionym tytoniem zawiniętym szczelnie w kilka warstw materiału i zaczął pykać. W międzyczasie wyjął flaszkę khazadzkiej gorzałki i rozlał do glinianych kubków sobie i Huradowi. Wtedy pojawiła się ta ludzka niewiasta. Wiedział że ktoś się zbliża; od paru dobrych chwil wyczuli z pobratymcem że nie są na polanie sami.

- Gimbrin Ranulffsson. – mruknął, gdy tamta skończyła mówić. - Cóż wicehrabina robi o tej porze na takim zadupiu z tak... osobliwą towarzyszką? – Gimbrin zawiesił wzrok na elfce która pojawiła się zaraz za szlachcianką i roześmiał się gromko.- Siadajcie jeśli chcecie, miejsca wszak pod dostatkiem. Gorzała dla ciebie, panienko też się znajdzie. – khazad uśmiechnął się delikatnie spod grubych wąsisk. Co chwila zerkał też podejrzliwie na elfkę która zawitała do ich małego obozu.

Szlachcianka zmierzyła wzrokiem obu krasnoludów. A było co obserwować. Gimbrin był potężnie zbudowanym khazadem o średniej długości rudych włosach i krzaczastych brwiach tego samego koloru. Długą brodę zaplecioną miał w dwa grube warkocze spięte na końcówkach złotymi obręczami. Szerokie, umięśnione ramiona ukryte były w płaszczu z kapturem, pod którym widać było solidną kolczugę. Nosił wygodne, nieco szerokie brązowe skórzane portki i wysokie wojskowe buty. Obok wielkiego topora krasnoluda leżał prosty hełm z kołnierzem.

Czekając na odpowiedź powrócił do pykania fajki i uważnego obserwowania pobliskich krzaków. Odruchowo położył wielką dłoń na rękojeści swego topora. Chciał być gotowy jak jakaś paskuda wyskoczy z lasu. Oprócz Hurada przy ognisku nie było innej osoby, której mógłby zaufać, więc jak zwykle postanowił mieć samemu na wszystko oko. W szczególności na paskudy wyskakujące z lasów. I na tą długouchą paskudę.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
denis
Marynarz
Marynarz
Posty: 155
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
Numer GG: 1728710

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: denis »

Obrazek


Hurad nie zwykł narzekać na to co przynosi mu los .
Zresztą psioczenie na pogodę jeszcze bardziej ( o ile to możliwe ) popsuło by mu humor. Z zasady nie był osobą radosna czy nawet wesoła a deszcz, błoto i brak perspektywy na ciepłą strawę wrzucało w odległy kat nawet te reszki wesołości . Krasnolud siedział w milczeniu co jakiś czas krzywo zerkając na towarzysza. Nie to żeby go o coś obwiniał czy nawet żywił jakiekolwiek złe uczucia... po prostu był jedynym obiektem na którym można było się skupić . Na szczęście udało im się rozpalić ogień na tyle duży, ze nie gasł od mżącej ze ze wszystkich stron wody ( czasami wydawało się ze pada nie tylko z góry , ale i boku ) .

„Taaa „ odpowiedział towarzyszowi ( nie to żeby była to jakas zacheta do dalszego monologu , jednak najwyraźniej została tak odebrana – towarzystwo gadatliwego krasnoluda nie było mu niemiłe, jednak lubił o tym myslec jako o probie kapłańskiej cierpliwości ) jednocześnie wyciskając resztki piwa ze skórzanego bukłaka.
Wypiwszy resztkę obtarł brodę i odrzucił zbędny ( bo pusty ) przedmiot w okolice skórzanego worka .
Powoli nie spiesząc się wygodniej oparł się o pień drzewa.

Trwał tak dłuższą chwile ,wsłuchując się w słowa towarzysza. Nigdy nie rozumiał czemu niektórzy z jego rodu tak nie znoszą elfów, to tak jakby nie lubic kalekich albo lekko chorych na umyśle. Gdy już wydawało się ze gorzej być nie może, to woda cienkim strumykiem wdarła sie pod zbroje powodowała niemiłe uczucie chłodu,
W momencie gdy resztki piwa tudzież innego napitku zniknęły w krasnoludzkich gardzielach naraz usłyszeli :
Wicehrabina Marie Engelhardt. Czy szlachetni wojowie pozwolą przysiąść się dwóm damom do szanownego towarzystwa? khazad powoli odwrócił głowę w stronę zastępczej hrabiny ( bo jakże inaczej można było wytłumaczyć tytuł „vice”.) Spod zaciągniętego kaptura z którego ( właśnie niestety pod zbroje ) spływały cieniuteńkie strużki deszczu spojrzał niechętnie na przybyłe kobiety. Kobieta wyginała się w dziwaczny sposób jakby błotnista droga i wilgoć mocno połamały je w krzyżu .
Na szczęście kurtuazyjne obowiązki przejął Gimbrin.
Pierwsze co mu przyszło do głowy to przepędzić niechciane kaleki od ognia ... jednak najwyraźniej wygląd zastępczej hrabiny zmiękczył krasnoludzkie serce i kiwnął potakująco głową. „A niech se siedzą „ pomyślał kwaśno „ ale jak zaczną świergolić „ (chodziło mu głownie o elfkę, choć i połamana mogła domagać się jakieś kuracji ! ) „to wynocha !” – uspokajał w myślach swoją niechęć do obcych. Nie to żeby miał cos do ludzi czy elfów, po prostu obcy kojarzyli mu się z wypijaniem cennego śpirytusu i okrzykami trwogi na widok zielonoskórych .

Mają panowie coś na rozgrzanie? Bo już nam się skończyło wino z Averheim. A słyszałam że krasnoludzki spirytus rozgrzewa najlepiej – „Oho zaczęło się „ znikome resztki humoru opuściły krasnoludzkiego kapłana .Skrzywił się jeszcze bardziej . Westchnął ciężko , tak jak tylko ciężko może westchnąć krasnolud gdy musi podzielić się resztka swego skarbu (i to z obcymi ). Jednak dziwne wygibasy kobiety , oczywisty znak ze coś jej dolega spowodowały ze sięgnął za pazuchę po niewielka , metalowa buteleczkę. Otworzył ja i zerknął do środka . „Nie ma , skończyło się „ powiedział niemal z wyrzutem .
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Obrazek
Padał deszcz. Zimny deszcz. Zupełnie jak w Nagarythe.
Ninerl uśmiechnęła się do siebie, wspominając sosnowe lasy. Po chwili jej uśmiech zniknął tak szybko, jak szybko się pojawił.
Tutaj wszystko było inne, nawet powietrze pachniało inaczej.
Szkoda, że nie ma już konia. Ludzie-bestie zabili jej wierzchowca, dobrze, że bagaż okazał się cały.
Szła równym krokiem za tą ludzką kobietą. Tamta wydawała się dość gadatliwa, chociaż teraz milczała. Była też młoda, ale Ninerl nie wiedziała ile ma lat. Ludzie szybko umierali. Może ma dajmy na to, pięćdziesiąt? Albo czterdzieści.
Owinęła się dokładnie czarnym płaszczem. Ciemne spodnie i kaptur na głowie sprawiały, że Ninerl delikatnie wtapiała się w cienie. Całe szczęście, że jej hełm był przykryty kapturem. Nie osłaniał uszu i to czasami było dość uciążliwe. Ale musiała móc słyszeć wszystko wyraźnie.
Poprawiła szelkę worka na ramieniu.
- Wybieram- powiedziała spokojnie. Chusta osłaniająca jej nos i brodę, nieco stłumiła słowo.Nadal czasami nie rozumiała wszystkich słów ludzkiego języka.
Postacie przy ogniskach.... było coś w nich dziwnego. Takie małe, ale barczyste. Długobrodzi.
Ninerl nie była specjalnie tym uradowana. Nadal pamiętała historię o koronie Caledora II.
Ale to było kiedyś, nie ma na razie się czym przejmować.
Jeden z nich spojrzał na Ninerl. Odpowiedziała mu spokojnym wzrokiem.
Podeszła do ogniska i złożyła dłonie w geście powitania.
- Ninerl Tar Vatherain an Anlec- przedstawiła się zwięźle. Zdjęła worek i położyła na ziemi.
Odwinęła płaszcz, spod którego ukazała się granatowa tunika, skórzany pas i cięższy od miecza, który zwisał przy prawym boku dziewczyny. Zsunęła kołczan i łuk z pleców. Łuk był refleksyjny i zrobiony chyba z jakiegoś ciemnego drewna, okuty stalą. Czarny kołczan dopełniał kompletu.
Ninerl ostrożnie umieściła łuk na worku i sama przysiadła na nim. Zsunęła skórzane rękawice, wygładzając fioletowy rękaw. Wyciągnęła jasne dłonie w stronę ognia. Za moment roztarła je.
Zsunęła kaptur i chustę i zdjęła hełm. Oczom zebranych ukazała się twarz należąca do młodej elfki. Jasna skóra, pełne usta, duże, szaroniebieskie oczy i spięte w koński ogon brązowoszare włosy dopełniały widoku.
Dziewczyna odgarnęła kosmyk włosów za szpiczaste ucho i poszperała przy jednej z sakw.
Zastanawiała się co dalej. Może dzielenie się alkoholem należało do tutejszych zwyczajów? Może i tak...
Wydobyła butelkę z ziołową nalewką. Co prawda, używała jej jako lekarstwa na bóle brzucha i biegunkę, ale napić się ot tak, można.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Ardel »

Obrazek
Tak wygląda Ninerl :P źle obrazek wkleiłaś

Wszyscy
Rozmawialiście ze sobą przez jakiś czas, rozgrzewając się trunkami krasnoludów. Robiło się coraz chłodniej. W końcu postanowiliście się położyć. Khazadzi dorzucili do ognia, by deszcz go nie ugasił. Marie położyła się spać bez słowa. Gimbrin zasnął zmorzony napitkami. Ninerl położyła się lecz spała "z jednym okiem otwartym". Hurad po krótkiej modlitwie również padł jak rażony piorunem. Mocno wypici zapomnieliście postawić wart. Lecz w sumie i tak nie było to potrzebne.
Obudziło was zimno, chłód przejmujący do kości. Bolały was stawy. Ognisko wygasło. Pierwsze wasze spostrzeżenie na temat pięknego świata wyglądało mniej więcej tak:
"Znów przeklęty deszcz!"
Błoto było bardzo uciążliwe. Prędko zjedliście jakieś śniadanie i postanowiliście wyruszyć wspólnie - w kupie siła.

Szliście przez kilka godzin, które bardzo was wyczerpały. Krasnoludy chciały maszerować dalej, lecz Marie nie miała siły. A oni, ku własnemu zdziwieniu zatrzymali się i posłuchali jej. Po mniej więcej godzinnym odpoczynku ruszyliście dalej. Las wciąż wyglądał jak wodospad liści i wody, a droga niczym morze błota. Pogrążyliście się w ponurym milczeniu i maszerowaliście dalej.

Z zamyślenia wyrwała was dość dziwna sytuacja. Zauważyliście na drodze wielką chmarę jadowicie zielonych żab. Skakały i skrzeczały przeraźliwie. "Tłum" wychodził z lasu i wchodził w niego po drugiej stroni drogi. Wydało wam się to bardzo dziwne. Nie wiedzieliście co zrobić...

A teraz kruciutki suplement pieniężny:
Marie: 6zk
Ninerl: 15zk
Gimbrin: 3zk 5sz 9p
Hurad: 1zk 10sz 11p


EDIT:
jakby co, to pisać do mnie pw, gg, lub w rekrutacji ;)
denis
Marynarz
Marynarz
Posty: 155
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
Numer GG: 1728710

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: denis »

Obrazek



Hurad nie odzywał się specjalnie przez cały wieczór .
Nie wyraził swojej opinii na temat pogody gdy się obudził. Był dumnym ze swojej krzepy krasnoludem i nie zwykł narzekać na takie drobnostki jak ból w krzyżu czy zimno.
Nawet nie pisnął słówkiem ( a na usta cisnęło mu się sporo kąśliwych uwag na temat tego ze słabowite panienki powinny siedzieć w domu ) gdy hrabina zażądała postoju . Ot kolejna zawada na drodze , prawie jak zwalony pień czy błoto . W sumie to w głębi ducha cieszył się z chwili odpoczynku , jemu nie przystało prosić o chwile wytchnienia . Musiał niemal wbrew sobie przyznać ze towarzystwo kobiet ( niestety nie krasnoludzkich ) miało swoje małe, ( BARDZO MAŁE ) plusy.

Szli i szli a deszcz pluskał , pluskał , kapał i kapał... krasnolud coraz bardziej zagłebiał się w swoje mysli . Mimo wszystko ( co zapewne gdyby się nad tym zastanowił zdziwiło by go nieco ) ufał w elfie zmysły ( wszak do czegoś te długie uszy chyba służą ). Wiec szedł to w cichości ducha modląc się o siłę to wspominając ( i martwiąc się jednocześnie ) rodzinny dom .
Szedł i szedł .. ( kapłańska zaduma jest o wiele głębsza niż zwyczajnych krasnoludów , zapewne dlatego nie zwrócił uwagi na dumy pochód żabiego rodu . ) aż w pewnym momencie cos mu się przykleiło do buta .
Niemiły uszom odgłos jakby krowa wdepnęła w swój własny placek .. albo co.
Wyrwany z rozmyślań krasnolud odruchowo sięgnął po topór a następnie ze zdziwieniem stwierdził ze przed nim człapie cała rzeka zielonego paskudztwa.

Naraz cały żabi tłumek rozbiegł się... ale najwyraźniej zielona zawsze jest wredne ( na wzór gobilinów ) albo mściwe ( na wzór orków ). Małe paskudztwo skakało we wszystkie strony tak ze Hurad mało nie dostał oczopląsu. Co gorsza , wstrętnie zielona gromadka okazała się nie tylko liczna ale i na swój sposób niebezpieczna. Których z wstrętnych żabiookich stworów splunął na niego.
Zapewne krasnolud rzucił by się na to COS gdyby ...
No właśnie cokolwiek zaczęło spływać po twarzy krasnoluda nie było samym błotem ...
W ciągu ułamka sekundy jego ciało zaczęło sztywnieć.
"O żesz ty psia jucho " Wydusił z siebie z trudem
Pierwszą jego myślą było to ze umiera.
Z trudem zapanował nad panika ( i tak by to nic nie dało – bo zesztywniał cały i żaden ruch nie był możliwy )
Z naiwnością patrzył na zielone stworki które znikały w trawie i krzakach .
Druga myśl ( już o wiele bardziej spokojna ) była tak ze musi cos zrobić by nie stać się pośmiewiskiem. Wszak przebywał w towarzystwie elfa i człowieka. Sprężył się z całych sił by pokonać ogarniającą go słabość.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund... a jednak dla Hurada było jak wieczność.
Twarz paliła go żywym ogniem... ale nawet nie jęknął .
Na szczęście paraliż powoli ustępował i po chwili krasnolud z trudem ( ale jednak się ruszając )wycierał swoje podkute bucisko o trawę. Rozklapciana żaba niechętnie opuszczała jego podeszwę.

Powoli odwrócił się do pozostałych wzruszając ramionami.
Ten gest miał wyglądać tak by poinformować resztę „nic się nie stało „ albo „idziemy dalej „.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Serge »

Gimbrin

Tarczownik obudził się rankiem w niezbyt dobrym nastroju. Nie było to nawet spowodowane zimnem, czy niewygodnym miejscem do spania, co faktem że skończyła się gorzała. Z niezbyt miłym grymasem na twarzy stwierdził, że opróżnili całą flaszkę, a nie ma nic gorszego niż krasnolud na trakcie bez flaszki dobrego spirytusu. Zebrał się w końcu i w pełnym rynsztunku ruszył za pozostałymi rozglądając się uważnie po okolicy nieco przymrużonymi oczami. Deszczem się już zupełnie nie przejmował, a po tych kilku godzinach marszu ludzka kobieta zaczęła mieć dosyć. „Ech ci ludzie, jak zawsze słabowici i mało wytrzymali”, pomyślał i pokręcił głową.

Chwilę postoju wykorzystał na polerowaniu swej broni, jednocześnie łypiąc podejrzliwie na elfkę, która z nimi podróżowała. Niewiele później trafili na jakąś kompanie zielonych żabek przeprawiającą się z jednej strony lasu na drugą. Widząc co robi Hurad, Gimbrin stanął oparłszy się o swój topór i znów pokręcił głową wznosząc wzrok ku niebiosom. Spojrzał na niewiasty po czym rzekł:

- Jeśli chcecie, dołączcie do 'walki' Hurada z żabkami. Ja poczekam aż te małe gówienka przejdą na drugą stronę i potem ruszę w dalszą drogę.


Jak postanowił, tak zrobił. Rozsiadł się pod najbliższym drzewem, wyjął fajkę i zaczął z niej pykać, jednocześnie obserwując pozostałych towarzyszy i skrzeczące żabki. Jedno było pewne – Gimbrina gówno one interesowały, co zresztą zademonstrował przed momentem. Gdy płazy skryły się w lesie zebrał się i ruszył w dalszą drogę błotnistym traktem.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Wstała rano, stwierdzając, że nadal pada. Było jej nieco chłodno, ale w marszu i po śniadaniu zrobi się jej ciepło.
Przez następne parę godzin, maszerowali w deszczu. Ninerl szła, cały czas nasłuchując.
Przechadzka nie była zła, najważniejsze, że nie padał śnieg. A do deszczu od dawna przywykła, klimat Nagarythe nie był łagodny.
Raptem szlachcianka oświadczyła, że nie idzie dalej i musi odpocząć przez chwilę.
- Już się zatrzymujemy?- z ust zdziwionej Ninerl wyrwało się pytanie. Dla niej, przyzwyczajonej do forsownych marszów, w każdych warunkach i bez koni, a czasami na lichym prowiancie,tak nagły postój był czymś dziwnym. Zwłaszcza, że po długobrodych nie widać było zmęczenia.

Wkrótce ruszyli dalej. Ninerl marsz sprawiał sporo cichej radości, wolny, swobodny krok i żadnego pośpiechu, tylko ruch naprzód i słuchanie głosu drzew i zwierząt. Rozkoszowała się szumem deszczu i zapachem świeżego powietrza. Takich wrażeń nie należało psuć słowami. Zresztą inni jak widać, nie zamierzali zakłócać miłej ciszy.
Za moment usłyszała jakieś skrzeki. Jaskrawo zielony strumień żab wylewał się z lasu i przekraczał ścieżkę.
Ninerl przyjrzała się im z zainteresowaniem. Dziwny kolor. Może są jadowite?
Nie zamierzała sprawdzać. Drugi krasnolud się nie zatrzymał i coś zaplaskało. Chyba rozdeptał jedno zwierzę. A potem zaczął wycierac twarz, dziwnie się krzywiąc.
Zamierzała się, go zapytać o powód, ale zrezygnowała. A może uzna to za obrazę?
Ten pierwszy długobrody odpalił fajkę i zatrzymał się.
Zrobiła to samo, zwierzęta niech przejdą.
- Mogą być... mogą być- próbowała odnaleźć odpowiednie słowo w tym szorstkim języku- Z jadem. Dziwny kolor.- dodała po chwili- Czerwone, niebieskie, czarne widziałam, ale takich nie. - zamilkła i rozejrzała się wokoło.
W końcu płazy przeszły i można było ruszyć dalej...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
denis
Marynarz
Marynarz
Posty: 155
Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
Numer GG: 1728710

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: denis »

Hurad


- Mogą być... mogą być- próbowała odnaleźć odpowiednie słowo w tym szorstkim języku- Z jadem. Dziwny kolor.- dodała po chwili- Czerwone, niebieskie, czarne widziałam, ale takich nie. – Na wszystkie czarty chaosu , elfka a ma racje – pomyślał Hurad i niemal wbrew sobie spojrzał z uznaniem na Ninerl .
„Były „ - wyrzucił z siebie lekko oskarżycielskim tonem , w końcu znalazł się ktoś na kogo można było przelac zdenerwowanie ostatnich chwil
„Jadowite jak cholera „ - dodał nieco łagodniej - " Gimbrin rusz tyłek , do karczmy jeszcze daleko" nie mógł zrozumieć nałogu jego współziomków ... a fajka w takim miejscu i w takich warunkach była już zupełnie dziwaczne .
Esmeralda
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: piątek, 8 września 2006, 10:06
Numer GG: 0
Lokalizacja: Arcana Hereticae

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Esmeralda »

Marie

Szlachcianka znów przeklinała w duchu. Deszcz, deszcz, deszcz i błotnisty trakt. Nie była przygotowana na takie warunki, przynajmniej nie na piechotę. Głupia Arya musiała uciec – „Pieprzone zwierzę”, zaklęła w myślach. Po kilku godzinach marszu Marie nie wytrzymała.

- Musimy chwilę odpocząć, padam z nóg – widziała jak jeden długobrody kiwa znacząco głową, a elfka zadaje pytanie podsycone sarkazmem.
- No co, jestem tylko kobietą. Nigdy wcześniej nie pokonywałam takich tras pieszo... - mruknęła siadając pod drzewem. To chyba nie był dobry pomysł że opuściła zamek ojca i teraz zaczynała zdawać sobie z tego sprawę.

Po niespełna godzinie ruszyli w dalszą podróż. Marie nawet nie 'podziwiała' widoków tylko utkwionym gdzieś w oddali wzrokiem wypatrywała jakiejś karczmy. Ale karczmy nie było. Zamiast niej na drodze pojawiła się chmara zielonych żabek, które przeprawiały się z jednej strony drogi na drugą. Jeden z krasnoludów przekonał się że nie były nastawione zbyt przyjaźnie do intruzów. Popatrzyła na kompanów, powiedziała w końcu.

- Gimbrin ma rację, nie ma sensu przeprawiać się teraz. Poczekamy aż sobie przejdą. - jej było to nawet na rękę, kolejny odpoczynek. Przycupnęła sobie przy jednym z drzew niedaleko rudobrodego obserwując całe zajście. Nie była w zbyt dobrym nastroju; miała nadzieję, że znajdą w końcu jakiś ciepły i suchy kąt.
"Wymagajcie od siebie więcej, nawet jeśli inni nie wymagają". Jan Paweł II

Obrazek
Ardel
Kok
Kok
Posty: 1015
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
Numer GG: 8570942
Lokalizacja: Shadar Logoth

Re: [WFRP] Lekkość ducha

Post autor: Ardel »

Wszyscy
Ruszyliście dalej, Hurad z początku niepewnym krokiem. Błoto, błoto, błoto...
Pod wieczór, gdy myśleliście już o tym, by się zatrzymać elfka dojrzała w oddali delikatne światło. Ruszyliście w tamtą stronę. Powoli waszym oczom ukazywała się maleńka wioska. Otoczona była kręgiem płonących pochodni. Nim jednak tam doszliście z lasu wyszedł do was wcześniej nie zauważony człowiek.
Spod długiego płaszcza wystawała mu koszulka kolcza. Przy pasie nosił miecz oraz sztylet. Na plecach miał tarczę. Na twarzy miał małą bliznę, którą zauważyły jedynie bystre oczy elfki. Miał pewne ruchy i poruszał się z pewną gracją. Gdybyście mogli dojrzeć dokładniej miecz, to pewnie miałby strasznie wytartą rękojeść.
-Witajcie! Kephen stoi dla was otworem! - prawie krzyczał. Zdziwił was ten widok na tyle, że nie reagowaliście w żaden sposób - Jam jest sir Buhelt! Lecz zanim wejdziecie do mej wioski, ktoś z was musi stanąć ze mną do pojedynku. Wytrącenie broni lub pierwsza krew! Wybierajcie!
Zaczął lustrować was wzrokiem szaleńca. Widać było, że naprawdę mówi poważnie. Przetarł oczy rękawicą ze skóry, lecz po chwili woda znów zaczęła spływać mu po twarzy. Czule pogładził rękojeść kciukiem i czekał.

EDIT!!
ze względu na zaistniałą sytuację proszę o zdeklarowanie osób grających. Najwyżej się sesję zamknie
Zablokowany