Strona 1 z 5

[WFRP] Zew.

: sobota, 26 kwietnia 2008, 22:03
autor: bob4s
więc tak, kilka kwestii wartych przypomnienia:

blebleble - tak piszemy, co postać robi w danym momencie, chyba logiczne, że w trzeciej osobie czasu przeszłego ;-)
-blebleble- - tak piszemy, co postać mówi
blebleble - tak sprawy poza sesją

system czysto opisowy, na zasadzie - im większy/sensowniejszy post, tym postać dłużej przeżyje (mhm, to Werner kiedyś umarł -,-').

W sesji udział biorą:

Ojciec Mróz - Alv Grimmson
Kloner - Wąż
Serge - Werner Broch
Esmeralda - Heidi Walbrecht
Artos - Bardin Fres


------------------------------------

Brionne, stare portowe miasto dawno nie pamiętało takiej ulewy. Deszcz zwalał się z niebios, a potężne pioruny i grzmoty, co uderzenie serca rozświetlały całe niebo, ukazując ciemne, i mroczne chmury. Po głównej drodze, owego miasta wiła się kilkułokciowa rzeka, porywając wszystkie lekkie przedmioty, i wpływając z nimi do zimnego, i trzaskającego morza. Jedynym suchym miejscem, wydawała się być 'Gospoda pod Szczurem', prowadzona przez starego, i ledwo widzącego człowieka. W środku było całkiem przytulnie, pod ścianą stało dwóch ludzi, grających na gitarach. Melodia spokojna i wolno płynąca odprężała i wyciszała. Siwy mężczyzna, z pomarszczoną twarzą stał za ladą i wycierał kufel z grubego szkła. Po całej, dość sporej sali siedziało w rozsypce wielu ludzi. Na samym środku spał człowiek - Chrodegang Dagneau, znany całemu miastu z swej miłości do alkoholu. Niski, brzydki, z wybitymi zębami i wielką blizną na łysej głowie. Kolejną charakterystyczną osobą był spokojny, masywny krasnolud w kącie sali. Pił już dziesiąty kufel bretońskiego piwa, o czym świadczyło dziewięć pustych kufli na jego stoliku, a po każdym łyku krzywił się, jakby miał za chwile pocałować orka. O stół miał oparty swój obosieczny topór wojenny. Obok leżał wysoki mężczyzna. Pod prawym okiem miał ogromną śliwę, a zaraz koło głowy - dwa zęby. Widocznie podpadł spokojnemu z pozoru krasnoludowi. Nagle drzwi trzasnęły i otwarły się z hukiem, do oberży wpadł brunet, dość wysoki i masywny. Wszystkie oczy klientów karczmy spojrzały na niego. W rękach trzymał zakrwawiony miecz, z którego posoka swobodnie padała na podłogę. Z długich, ciemnych włosów ciekła strużka krwi spadając na prawe oko. Jego kolczuga była zniszczona, przecięta na wysokości klatki piersiowej, trzema długimi krechami. Mężczyzna był zmęczony, ledwo chwytał oddech. Otworzył ledwo usta i wyszeptał: -Pomocy.. niech ktoś mi pomoże.. mój brat..- urwał nagle i spojrzał za siebie. Deszcz walił jak oszalały przez otwarte drzwi karczmy. Popatrzał swymi ciemnymi, wielkimi oczami na krasnoluda -Zwierzołaki.. szybko- zdążył tylko wyszeptać. Nagle runął na ziemię. Po oberży rozniósł się głuchy trzask mężczyzny o dębowe deski. Kolczuga zabrzmiała, a miecz bezwładnie uderzył o dechy. Dopiero teraz wszyscy dostrzegli, że owy mężczyzna ma całkiem zniszczoną kolczugę z tyłu, rozerwaną, jakby przez potężny cios jakiegoś bardzo silnego zwierza.

Wszystkie ślepia, były skupione na jednym punkcie - leżącemu na ziemi człekowi, w rosnącej z uderzenia serca na uderzenie serca kałuży krwii dookoła niego. Krasnolud, siedzący w rogu sali wstał chwiejnym krokiem, łapiąc za swe przedłużenie ręki, z bardzo szeroką i ostrą głowicą. Dwoje oczu krasnoluda, świeciło pod wpływem wypitych piw, jak dwie magiczne latarnie. -Zwie.. zwiee- zaciągnał krótkonogi i padł pijany na ziemię, uderzając głową w deski. Guz na jego głowie rósł szybciej, niż grzyby po deszczu. Przez otwarte drzwi oberży wdarł się piekielny ryk jakiegoś zwierzęcia. Głos był donośny i gruby, tylko coś piekielnie wielkiego i piekielnie ciężkiego mogło wydać aż tak przerażający ryk. Karczmiarz spojrzał mętnym wzrokiem, na oboje leżacych na ziemii mężczyzn. -Idioci- sapnął -to już nie pierwszy raz- burknął, jakby w ogóle nie przejął się tym, że po mieście biega, jakaś wielka bestia i morduje ludzi. Deszcz wlewał się do środka, a pioruny wrzucały wiele światła do ciasnej i śmierdzącej oberży. Coś nagle przemknęło przed otwartymi drzwiami karczmy, coś co napewno nie weszło by przez małe i ciasne futryny. W cieniu miasta, było zauważalne że łokieć owej isoty, przemknął tuż ,przy górnej futrynie.

Fajnie by było, jakby teraz każdy z was opisał swoją postać z wyglądu

Re: [WFRP] Zew.

: niedziela, 27 kwietnia 2008, 15:54
autor: Ojciec Mróz
W najciemniejszym kącie oberży siedział samotny krasnolud, łysy, z niekształtnym urzetowym tatuażem na lewej skroni i bez lewego ucha. Ubrany w starą, połataną skórzaną kurtę z ponaszywanymi na niej tu i ówdzie kawałkami blach pochodzących z różnych, zdekompletowanych pancerzy, pod którą lśniły ogniwa naoliwionej kolczugi. Gdy unosił do ust kufel z ale (jeden z wielkiej baterii stojącej przed nim na blacie) można było zauważyć, że brakuje mu małego palca u prawej dłoni. Długą, rudą brodę zaczesaną miał w dwa warkocze opadające luźno w dół. W te warkocze powplatane miał różne śmieci, kawałki szmat, amulety i kilka kości pochodzących ewidentnie z palców jakichś istot. Jego twarz - pobrużdżona siecią głębokich zmarszczek - przecięta była krótką, szeroką blizną, biegnącą za prawym okiem w stronę ucha. W chwili gdy umierający mężczyzna wpadł do oberży krasnolud zwrócił na niego zblazowane spojrzenie, wciąż popijając podłe ale z kufla. Po chwili oderwał usta od naczynia, otarł je rękawem i głośno beknął. Poły długiej, skórzanej kurty rozsunęły się i można było zauważyć, że do specjalnej uprzęży krzyżującej się na jego piersi umocowane były dwa sztylety, zwrócone rękojeściami lekko w dół, tak, żeby móc wydobyć je jednym, szybkim ruchem. Za krasnoludem stał oparty o ścianę wielgachny, kowalski młot, noszący ślady licznych uderzeń i wielu napraw. Na stole leżał jeszcze niewielki toporek, którego rękojeść kończyła się pętlą, zakładaną zapewne na nadgarstek. W maleńkich olstrach, biegnących wzdłuż całej długości jednego z pasów krzyżujących się na jego piersi umieszczone były ciemne, grube cygara. Krasnolud wydobył jedno z nich, odgryzł końcówkę, przypalił od stojącej na stole świecy, zaciągnął się głęboko, zakasłał i splunął flegmą.
- Cholerni oszuści - burknął patrząc krytycznie na trzymane w ręku cygaro - to nie jest prawdziwy czarny tytoń ...

Re: [WFRP] Zew.

: niedziela, 27 kwietnia 2008, 19:36
autor: Serge
Werner Broch

Broch siedział przy narożnym stole pod oknem tuż obok wejścia. Nie można było przeoczyć masywnej sylwetki najemnika o kwadratowym torsie, lśniących bielą włosach i szerokiej blizny na prawym policzku, znaczącej twarz mordercy o niebieskich oczach, w których tliła się zimna iskra szaleństwa. Był niezwykle wysoki, dużo wyższy niż przeciętny wysoki mężczyzna. Wszystko emanowało masywnością, budzącą strach siłą, której nic się nie oprze. Miecz o starannie wykonanej głowni przedstawiającej symbol Ulryka, zwykle zawieszony na plecach najemnika, spoczywał teraz oparty o ścianę, tuż obok wypchanej torby podróżnej. Mężczyzna miał na sobie płaszcz z białego, wilczego futra, a pod spodem lekką kolczugę i kirys. Obcisłe skórzane spodnie koloru miedzi rozszerzały sie u dołu, okrywając wysokie buty. W pochwie u pasa wisiał ciężki nóż. Najemnik był mężczyzną w sile wieku.

Broch opuścił Akwitanię nie mając przed sobą określonego celu. Chciał się po prostu znaleźć jak najdalej od miasta, w którym ostatnio zmierzył się wraz ze swym najlepszym przyjacielem Konradem z bandą skavenów. Przekroczył granicę księstwa i znalazł się na ziemiach Brionne, podczas gdy Konrad wyruszył w drogę powrotną do Imperium. Najemnik nie był z natury spokojny. Nie ograniczał się do myślenia o jednym mieście i lądach znanych ludziom. Fakt, że podróżował sam, bez większych zabezpieczeń, nasuwało przypuszczenia, iż posiada coś więcej prócz dwóch garści koron, szybkiego konia i ostrego miecza. Nie żałował sławy, którą posiadał w niektórych kręgach. Wydawała mu się strzałą bez ostrza. Właśnie to ostrze miał cały czas ze sobą.

Ponurym wzrokiem wodził po sylwetkach przy sąsiednich stołach starając sie nie przyglądać zbyt nachalnie towarzyszącym mu obok. Rzecz jasna obojętność była pozorna - po prostu zdążył już sobie ich wszystkich obejrzeć wcześniej. Zaiste, ciekawa zbieranina.
Nieco zdziwił się faktem, że nie ujrzał żadnego ze swoich dawnych licznych wojennych kompanów; zwykle zawsze kogoś spotykał w takich karczmach jak ta... z drugiej strony jednak, prowincja była przecież duża i traktów różnych w niej dostatek...

Raz czy dwa mrużył oczy i jakby nasłuchiwał odgłosów ze stajni, ale deszcz zagłuszał wszystko. Chyba nie do końca ufał chłopcu stajennemu, zresztą pierwszą rzeczą jaką uczynił po przyjeździe było rozjuczenie i oporządzenie swego potężnego wierzchowca zacnej krwi. Całkowicie samodzielnie - ciężko powiedzieć, czy powodowała nim troska o zwierzę, czy też skąpił stajennemu drobnej monety.

Podniósł wzrok na karczmarza. Widzieli się już kiedyś, Wern był w tej karczmie parę lat temu.

- Gospodarzu! - zwołał gromkim, nieco ochrypłym głosem. - Rosołu, chleba i tej zaiste wyśmienitej kaszy twojej żony - skrzywił się brzydko - I trochę tych szczyn, które tu nazywacie piwem. - uśmiechnął się krzywo.

Zamierzał tu zanocować, podróż w taką pogodę nie była najlepszym rozwiązaniem. Gdy w sali pojawił się ten ranny, który chwilę potem padł na podłogę, Broch nawet nie podniósł się z miejsca. Tyle już podobnych rzeczy widywał w życiu, że wiedział, że i tak za chwilę ktokolwiek ruszy mu 'z pomocą'. I nie mylił się, jakiś khazad poszedł zbadać co z tym nieszczęśnikiem. W międzyczasie Broch usłyszał jakiś dziwny wrzask i coś przemknęło przed otwartymi drzwiami karczmy. Jakaś sporych rozmiarów bestia, tak mu się przynajmniej zdawało.

„Pobyt w tym mieście chyba nie będzie straconym czasem”, pomyślał oczekując na zamówione jadło. Na razie nie zabierał głosu, czekając na to, co mają do powiedzenia w tej sprawie inni.

Re: [WFRP] Zew.

: niedziela, 27 kwietnia 2008, 20:14
autor: Esmeralda
Obrazek

Heidi Walbrecht

Deszczowy wieczór na szlaku... Cóż, nie byłoby w tym dla młodej zwiadowczyni nic nowego, ale taka perspektywa zdecydowanie jej nie cieszyła. Dlatego też nawet żałośnie skromne ostatnimi czasy fundusze nie przekonały jej, że warto zrezygnować z odwiedzin w suchej, przytulnej karczmie w Brionne.

Nie tylko ona wpadł zresztą na ten pomysł. Towarzystwo było, co najmniej, barwne. Kilku krasnoludów, ten potężnie zbudowany siwy wielkolud. Nieczęsto trafia się na tak wyraziste postaci, a siwy wyglądał na takiego co na niejednej wojnie walczył. Heidi oderwała w końcu wzrok od tajemniczego mężczyzny z blizną i pociągnęła piwa, żałując, że nie zamówiła czegoś mocniejszego - nawet, jeśli nie było jej na to stać...

Goście zgromadzeni w sali patrząc w kierunku stolika zajmowanego przez zwiadowczynię, mogli dostrzec dość wysoką, szczupłą kobietę o delikatnych rysach twarzy i ciemnych blond włosach. Na plecach nosiła miecz gilesowski i kołczan pełen strzał, który stał oparty teraz o ścianę. Arkan i pięknie wykonany łuk refleksyjny wiszące zwykle przy jej rumaku Rozalien, teraz leżały na stole. Heidi ubrana była w skórznię, brązowe spodnie i długie, wojskowe buty. Całości dopełniał hebanowy płaszcz zarzucony na kaftan.

Po chwili pojawiło się coś, co zrazu potraktowała jako pożądaną dystrakcję - zakrwawiony mężczyzna wpadający do karczmy nie należy do codziennych widoków... Ale jego słowa miały dla dziewczyny dodatkowe znaczenie. Zerwała się z siedziska podbiegając do rannego,jednak chyba już było dla niego za późno. Gdy pojawił się ten wrzask, wzdrygnęła się nieznacznie, dziękując Sigmarowi za ten ciepły kąt; choć zapewne i tu nie było by bezpiecznie gdyby to coś, co urządziło tak tego mężczyznę wpadło do środka. Wracając na miejsce spojrzała na karczmarza.

- Nie pierwszy raz? - spytała. - Zwierzoludzie atakują Brionne? Jakoś nie mijałam żadnych gdy tutaj zmierzałam z Bordyleaux. Możesz powiedzieć coś więcej, gospodarzu? I każ uprzątnąć któremuś ze swoich służących ciało tego mężczyzny.

Heidi rozsiadła się wygodnie przy stoliku, choć już nie czuła się tak rozluźniona jak jeszcze kilka chwil wcześniej. Coś tutaj było bardzo nie tak i zamierzała się dowiedzieć co... a kto wie, może jeszcze uda się na tym zarobić trochę grosza.

Re: [WFRP] Zew.

: niedziela, 27 kwietnia 2008, 22:52
autor: Artos
Bardin Fres

Głowa krasnoluda wychyliła się spod wielkiego tomiska jakie to miała przed sobą i przez już dłuższą chwilę studiowała. Odsłonięty kawałek twarzy nadal jednak skrywany przez gęsty niczym mgła poranna nie okazywał zbyt wielu uczuć. Spokojny wzrok rozglądał się po pomieszczeniu. Wzrok oczywiście, a może i niestety dla spoglądającego padł nagle na leżącego obok pijanego krasnoluda, który był jego najbliższym sąsiadem. W jego spokojnych oczach dostrzec można było delikatną nutę pożałowania zamoczoną w jakby nieprzeniknionej głębi bezduszności wobec losu jego rodaka. Wzrok jednak nie zabawił długo na tym osobnik, lecz szybko znowu schował się pod księgą, jak gdyby miał lepsze rzeczy do robienia, aniżeli zastanawianie się nad całą tą sytuacją.

Nagle jednak wpadł mężczyzna. Zmasakrowany i coś mamroczący. To zdarzenie oderwało już całkiem uwagę od lektury, która z delikatnym hukiem została przymknięta po uprzednim założeniu zakładki w odpowiednie miejsce. Tym razem można już było dostrzec umęczoną twarz, lekko zaniedbanego krasnoluda. Niewiele zaniedbanego z powodu swych długich kruczoczarnych włosów, prostych niczym u rasowego konia, lecz zaniedbanych. Co pewien czas można było dostrzec iż jakiś włos dawno już porządnego czesania nie widział przez co sterczał sobie obojętnie w sobie tylko znanym kierunku. Brodę miał jednak wzorcowo zadbaną. Długie, bardzo starannie plecione na niej warkocze robiły wielkie wrażenie. Komponowały się idealnie między sobą, przez co jego wygląd był dostojniejszy. Szkoda tylko, że włosy marnowały te długie godziny spędzone na starannym dbaniu o resztę zarostu.
Bardin wstał i schował swą księgę do plecaka podróżnego przyglądając się nadal otoczeniu, tak jakby się rozglądał tak, jakby szukał jeszcze czegoś co mógł w tamtym miejscu zostawić. Niczego jednak nie widząc dopił swe piwo na stojąco, po czym sięgnął masywną dłonią do skórzanego płaszcza zza którego widać było normalne mieszczańskie ubranie. Grzebał w nim niemiłosiernie długo. Raz zajrzał do jednej kieszeni, zaraz potem do drugiej, by zahaczyć za chwilę o trzecią i czwartą, która z powrotem zaprowadziła go do drugiej, skąd to wyciągnął mieszek z tytoniem i nową fajkę. Usiadł spokojnie i zaczął oczyszczać właśnie wypaloną z resztek popiołu specjalną malutką łyżeczką. Po tej czynności usłyszał głos niewiasty dopytującej się o całe zajście, przez co nie przerywając swych prac wsłuchiwał się uważnie w jej słowa.

„Ciekawe czemu mnie to zainteresuje? Przecież i tak jutro będę musiał ruszać dalej, w kierunku domu. Tyle jest jeszcze spraw do załatwienia, a czasu tak mało...”

Pomyślał krasnolud drapiąc się po głowie i rozpalając kolejną fajkę, z której dym ponownie zaczął okrywać jego postać. Nie przestał się jednak wsłuchiwać w dalszy bieg rozmowy.

Re: [WFRP] Zew.

: poniedziałek, 28 kwietnia 2008, 08:42
autor: Kloner
Wąż

Mężczyzna siedział w jednym z zacienionych miejsc w tej karczmie, przed nim stał kufel z wodą, a obok niego talerz z jedzeniem. Od czasu do czasu, kiedy tylko nie był zajęty obserwowaniem ludzi w karczmie, jadł swój posiłek, po czym znów wracał do swojego zajęcia. Był dość dziwnym gościem. Cały ubrany był w czarną zbroję skórzaną, na którą miał założony również czarny płaszcz z kapturem, który nawet w karczmie miał zaciągnięty na głowę, z pod którego było widać tylko jego oczy, które cały czas przyglądały się sali. Na rękach miał bez palczaste skórzane rękawiczki.

Re: [WFRP] Zew.

: poniedziałek, 28 kwietnia 2008, 13:25
autor: bob4s
-Nie mam żony- burknął obojętnie karczmiarz -Kaszy też nie ma, skończyła się popołudniu- dodał spoglądając dwoma, błękitnymi jak niebo ślepiami na masywnego najemnika. -Rosół, chleb i piwo, a nie szczyny, tylko to jest od kilku tygodni. Chcesz? Trzy korony się należą- dodał. Spojrzał na ciało pijanego krasnoluda i rannego człowieka, którym nikt się w prawdzie nie przejął. Odwrócił sięi uderzył dwa razy w drewniane drzwi za nim, po chwili wyszły z nich dwie postacie. Dwóch wysokich i masywnych ludzi, uderzająco podobnych do siebie. Różniło ich tylko to, że jeden z nich miał twarz przeciętą długą pionową blizną, a drugi - poziomą. -Hugo, Gui - zajmijcie się tymi na ziemi. Dwóch wysokich mężczyzn skinęło głową odbierając pozytywnie rozkaz. Posturą przypominali wysokiego, masywnego najemnika, który burczał coś o kaszy. Ten z pionową blizną, chwycił jednorącz leżacego krasnoluda i przewiesił go sobie przez bark, drugi z gracją podniósł ranne ciało drugiego mężczyzny. Oboje ruszyli w stronę pomieszczenia z którego wyszli. Odziwo, nikt nie przejął się w częsći szczyrbatym mężczyzną leżacym na ziemii.

-Tak, nie pierwszy- powiedział karczmiarz w stronę pięknej łuczniczki -Już wiele razy zdarzały się podobne sytuacje. Nikt nie chce walczyć z tymi bestiami, jeżeli już ktoś taki się znajdzie, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach i nikt nie znajduje ciała, doprawdy dzwina sytuacja. A! I dzieje się to zawsze, jak pada taki deszcz jak dziś- dodał karczmiarz i spojrzał we wciąż otwarte drzwi. Właśnie przestało padać. -Wyglądacie na takich, którzy lubią przygody. U burmistrza jest nagroda za każdy łeb zwierzoludzia. Po dwadzieścia koron, za głowę.- burknął z zawiścią w oczach.

Najdziwniejsza była całkowita obojętność wszystkich ludzi. Dwoje khazadów siedzących w jednej oberży, nawet nie zainteresowało się leżącym bratem, z olbrzymim guzem, niczym burak. Prawie nikt nie przejął się olbrzymim zwierzoludziem biegającym swobodnie jak sarenka po ulicach miasta. Cała ta sytuacja wydawała się być dość niesympatyczna.

Re: [WFRP] Zew.

: poniedziałek, 28 kwietnia 2008, 15:09
autor: Serge
Broch i Heidi

- To wlej sobie w rzyć te szczyny! - warknął Broch wyraźnie niepocieszony perspektywą wydania takiej gotówki. - Trzy korony za piwo, rosół i chleb? Za trzy korony to takie żarło chodzi w najlepszych lokalach Middenheim, a ten mi na taki nie wygląda. - uśmiechnął się kwaśno, po czym sięgnął do torby by po chwili wyciągnąć z niej butelkę gorzałki i miedziany kubek. Nalał do pełna przezroczysty trunek po czym pociągnął do dna. - Twoje zdrowie, gospodarzu!

- Nie gorączkuj się tak olbrzymie. - Heidi zabrała swoje rzeczy i podeszła do stolika zajmowanego przez siwego. Uśmiechnęła się delikatnie.

- A ty kto, żeby mówić mi co mam robić? - najemnik wpatrywał się w delikatną dziewczynę swymi błękitno-lodowatymi oczyma.
- Heidi Walbrecht, zwiadowczyni Ostlandzkiej armii Imperium. Mogę się przysiąść? - spytała nieco zniżonym głosem.
- Ostlandzkiej powiadasz... - mężczyzna na chwilę zawiesił głos i jakby wrócił myślami do przeszłości. W końcu kontynuował. - Werner Broch, kiedyś dowódca najemnej kompanii 'Nocne Wilki', obecnie pan samego siebie. - nogą odsunął jej krzesełko wskazując na nie wzrokiem. - Siadaj i mów mi po prostu Broch, jak wszyscy to robią. - wojownik wyciągnął z torby jeszcze jeden kubek i nalał dziewczynie do pełna. - Uważaj, krasnoludzka, pij powoli.

Dziewczyna usiadła przy stole i skinienem głowy podziękowała za trunek. Wzięła łyk i skrzywiła się nieco, a łzy napłynęły jej do oczu. Najemnik parsknął gromkim śmiechem.
- Mówiłem uważaj...

Alkohol oferowany przez Brocha był naprawdę mocny. Nawet w wojsku nie piła takiej berbeli, choć Stary Franz lubił częstować spirytusem. Odchrząknęła, wzięła głęboki wdech po czym powiedziała:
- Dobre... Przynajmniej lepsze niż to piwo – spojrzała na prawie pusty kufel, który przyniosła z sobą do stolika najemnika. Spojrzała na Brocha, z bliska wyglądał jeszcze potężniej, poza tym odnosiła dziwne wrażenie że może czuć się przy nim bezpieczna. A to było ważne w dzisiejszych czasach. - Gdzie zmierzasz, Broch? Jesteś przejazdem w Brionne, czy masz jakieś plany odnośnie tego miasta?

- Jeszcze przed chwilą miałem zamiar tutaj przenocować i udać się z rana w kierunku Miragliano, do Tilei. Ale po tym co się wydarzyło przed chwilą, chyba zostanę i zobaczę czy da się zarobić te dwadzieścia koron od głowy, o których mówił karczmarz. Ciebie interesują te pieniądze?

To było raczej pytanie retoryczne, najemnik nie wierzył że nie. Jego korony interesowały raczej średnio, ważniejsza była perspektywa nowego wyzwania, które to miasto mogło zaoferować. Walka była żywiołem rosłego najemnika, miał nadzieję, że i tutaj nie będzie się nudził.

Cieszył się natomiast z towarzystwa przy stole. Heidi na pierwszy rzut oka zdawała się sympatyczną, może trochę wątłą panienką, ale gilesa i łuku raczej nie nosiła na pokaz. Mogła być całkiem dobrym kompanem do rozmów i do flaszki. Przynajmniej na dzisiejszą noc, bo ta zapowiadała się na długą.

- Nie powiem, ostatnio nie jest u mnie najlepiej z pieniędzmi. Wiesz jak to jest ze zwiadowcami, dzisiaj tu, jutro tam, a coś trzeba jeść. – wzięła kolejny delikatny łyk krasnoludzkiej wódki. Trunek już zaczynał ją rozgrzewać. - Dlatego z chęcią odwiedziłabym jutro burmistrza i dowiedziała się, w jaki sposób można zarobić te pieniądze. Może udamy się tam razem skoro mamy po drodze? - uśmiechnęła się odsłaniając swoje małe, białe ząbki.

- Dlaczego nie. - rzucił ponuro Broch osuszając kubek. Rozejrzał się bystro po sali, po czym znów chwycił za butelkę. Jednym okiem łypnął na zawartość naczynka Heidi, jednak dziewczyna nie zdążyła wypić nawet połowy. A dla najemnika była to dopiero rozgrzewka. - Jeśli to zwierzoludzie, to może być niebezpiecznie. Mam nadzieję, że wiesz w co się pakujesz...

- Nie jeden raz byłam w niebezpieczeństwie i jakoś sobie radziłam. - odparła dziewczyna nieco mocniejszym tonem. - Potrafię o siebie zadbać, więc nie masz się co martwić.
- Nie martwię się, po prostu cię ostrzegam. - powiedział zimno najemnik. - Widziałaś co to 'coś' zrobiło z tym facetem co go tych dwóch sprzątnęło przed chwilą. Może być gorąco...
- Zdaję sobie z tego sprawę, nie traktuj mnie jak dziecka. - Heidi szybko dopiła wódkę i rąbnęła kubkiem w stół, tak, że aż siedzący przy sąsiednich stolikach obejrzeli się na nią. - W razie czego mogę chyba na ciebie liczyć, jeśli mamy razem zarobić te pieniądze? - uśmiechnęła się oczekując jego reakcji.

- Skoro mamy razem je zarobić, ty ochraniasz moje plecy, ja twoje, chyba tego cię nauczyli w armii? – Broch dolał jej trunku, a następnie stuknęli się kubkami. - Zdrowie!

- Owszem, możesz na mnie liczyć – Heidi uśmiechnęła się. - Zamówiłbyś mi coś do jedzenia? Prawdę mówiąc umieram z głodu, a nie mam czym zapłacić.

Przez chwilę Broch miał zamiar spytać czy wygląda na siostrę Shallyiankę, ale dziewczyna była sympatyczna i nie zamierzał odmówić jej posiłku, zwłaszcza że miał trochę złotych Karlów-Franzów przy sobie.

- Gospodarzu!! - warknął. - Jajecznicę z pięciu jaj i pół bochenka chleba dla tej panienki. Byle szybko! Dla mnie tę kaszę, niech już stracę... - rozejrzał się po sali. Jego wzrok utkwił przez chwilę w dwóch khazadach i podejrzanie wyglądającym mężczyźnie. - Jutro rano wybieram się do burmistrza w związku z nagrodą za ubicie zwierzoludzi. Ktoś chce się przyłączyć?! - warknął chrapliwie przez salę czekając na jakąś odpowiedź.

Post napisany wspólnie z Esmeraldą na GG.

Re: [WFRP] Zew.

: poniedziałek, 28 kwietnia 2008, 17:02
autor: Artos
Bardin Fres

Pykając swą fajkę słuchał kolejnych słów z wytworzonej rozmowy pomyślał

„Dwadzieścia koron za zwierza... a to Ci ciekawe...”

Słuchał powoli nadal rozgrywającej się akcji. Widział jak jedna panna zbliża się do wrzaskliwego najemnika, który to raczej nie wydał mu się najprzyjemniejszym kompanem – zbyt nieokrzesany, a szkoda, gdyż mógłby się przydać w ewentualnym pojmaniu kilku zwierzoludzi.
Pykał nadal swą fajkę. Pykał ją powoli, lecz namiętnie, nie śpieszył się z nią. Miał na to w końcu cały wieczór, a i przegrzanie fajki nie byłoby najmilszą rzeczą jaka mogła go spotkać w tych jakże dalekich od domu stronach. Wsłuchał się w rozmowę tamtej dwójki, z której co prawda udało się zrozumieć i dosłyszeć tylko połowę, lecz to wystarczało na razie.

- Widziałaś co to 'coś' zrobiło z tym facetem co go tych dwóch sprzątnęło przed chwilą. Może być gorąco...

Po zasłyszeniu tych słów Bardin wstał i spojrzał jeszcze raz na rodaka leżącego nieprzytomnie. Coś mu mówiło, iż lepiej będzie chociażby posadzić go na ławie i tak też uczynił. Chwycił za koszulę i powoli i delikatnie pomógł mu się doprowadzić do chociaż jako takiego ładu lub co bardziej trafne prawidłowego ułożenia ciała w tym przybytku.

- Jak dojdziesz do siebie bracie, to się razem napijemy

Powiedział bez uczuciowo klepiąc go po ramieniu. Szybko jednak nawet nie czekając na odpowiedź odwrócił się chwytając swe rzeczy i podszedł do rozmawiającej pary, od której słychać było głośne zawołanie:

- Jutro rano wybieram się do burmistrza w związku z nagrodą za ubicie zwierzoludzi. Ktoś chce się przyłączyć?!

Spojrzał Bardin zabójczym spojrzeniem w stronę krzykacza i stając tuż przy stoliku odparł jakby od niechcenia wyjmując fajkę z ust wymachując nią koło głowy spokojnie.

- Skoro chcesz ubić takie zwierze nie wystarczą tylko mięśnie chłopcze. Przydałoby się to choć trochę przemyśleć, a nie biec w kierunki ich otwartych paszczy i ostrych pazurów jeśli wiesz co mam na myśli.

Spokojnie rozejrzał się niby od niechcenia po pomieszczeniu spoglądając co się stało z postawionym przezeń krasnoludem, by po chwili ponownie zwrócić swój wzrok w kierunku Broch'a i jego towarzyszki.

- Jeżeli jednak nie gardzisz mieczem i rozumem, to możemy współpracować.

Ukłonił się damie, by po chwili wyciągnąć w stronę Broch'a dłoń.

- Bardin Fres, inżynier. Dajcie mi trochę czasu i materiału, a stworzę dowolną machinę.

Re: [WFRP] Zew.

: poniedziałek, 28 kwietnia 2008, 17:48
autor: Serge
Werner Broch

- Skoro chcesz ubić takie zwierze nie wystarczą tylko mięśnie chłopcze. Przydałoby się to choć trochę przemyśleć, a nie biec w kierunki ich otwartych paszczy i ostrych pazurów jeśli wiesz co mam na myśli.

- Z niejedną bestią już w życiu walczyłem, jedna potężna zostawiła mi nawet pamiątkę. – Broch wskazał palcem szeroką bliznę przecinającą prawą cześć czoła, aż do podbródka. Uśmiechnął się przy tym ponuro. - Jeśli walczyłeś podczas 'Burzy Chaosu' to wiesz o jakich bestiach prawię. I nie oceniaj książki po okładce, Bardinie. Niech nie zwiedzie cię ma postura – w walce jestem drapieżny i szybki niczym kot, ale to na razie słowa – Ulryk da a przejdą w czyny. I rad żem, mości khazadzie że przyłączasz się do nas. Wiele bitew stoczyłem ramię w ramię z twoimi pobratymcami i jedno wiem na pewno – honoru i serca do walki nigdy wam nie brakuje. Przysiądź się więc i skosztuj tego krasnoludzkiego spirytusu, prosto od mojego przyjaciela Krunga z Karak Azgal. - najemnik uścisnął mocno dłoń khazada.

Broch od zawsze cenił i szanował starą rasę za jej waleczność i nie tylko. Przedstawił Heidi i siebie, po czym poprosił gospodarza o szklanicę i nalał inżynierowi do pełna. Wieczór w towarzystwie długobrodego i tej intrygującej pięknej kobiety zapowiadał się iście wspaniale.

Re: [WFRP] Zew.

: środa, 30 kwietnia 2008, 08:40
autor: bob4s
Z racji tego, że Ojcu Mrozowi, chyba tepsa całkowicie zniszczyła dostęp do internetu, a Kloner pisał, że nie ma go od 1-5 maja, ale jakos od dwóch dni nie odpisuje, przemilczę teraz jego postać, a potem poprowadzę..

-Jeżeli nie chcesz, to nie musisz jeść- burknął karczmiarz, i zaczął porządkować kufle na swej ladzie, dokładnie je wycierając. Na ponowne zawłołanie o kaszę, zareagował nieco oschlej -Problemy ze słuchem? A może wielki najemnik nie rozumie prostych słów? I trzeba do niego mówić jak do orka? Posłuchać Ty mnie - dodał karczmiarz, gestykulując przy swej wypowiedzi -Kasza nie ma. Brak! Skończyć się się dziś w południe, najemnik rozumieć?- dodał z szerokim uśmiechem, niebieskie oczka błysły, a na świat wyszły żółte, przegniłe zęby karczmiarza. -Jeśteś chyba już pijany wielkoludzie, może noc na izbie trzeźwych Ci pomoże?- dodał, już z mniejszym uśmiechem. -A co do tej szklanicy to proszę bardzo- powiedział karczmiarz i podał jedną, według życzenia najemnika-Dobrze, że krasnoludy mają mocniejsze głowy od ludzi- burknął, i odwrócił się w stronę swej lady.

Do stolika podszedł mały człowieczek. Śmierdział. Był troszke wyższy od Bardina, jednak ze trzy razy szczuplejszy. Na wychudziałym ciele ledwo wisiała jego brązowa, pocerowana szata. Jego twarz była cała w zmarszczkach, kłab siwego włosa zawijał się na głowie, a zielone, wyłupiaste oczy, spoglądały na piękną dziewczynę. -Pani, chcecie iść zabić zwierzoludzi? Mogę wam o nich opowiedzieć, nazywam się Atzwig, Gustaw Atzwig. Pochodzę co prawda z Imperium, ale całe swe życie przeżyłem tutaj, w Brionne. Wiem dużo o zwierzołakach, więcej niż niejeden łowca czarownik, czy krasnoludzki zabójca... Za kufel pysznego piwa, z chęcią się z wami podzielę.- rzekł pijaczyna.

Ekhm. Artos, pisałem wcześniej, że dwóch osiłków zabrało ciało krasnoluda i tego rannego na zaplecze oberży, a Ty dalej chcesz go podnosić i kłaść na ławie :P

Ludzie z oberży zaczęli już pomału wychodzić, robiło się późno, Została was tylko garstka - dwoje krasnoludów, barman, pijaczyna, wielki najemnik, śliczna łuczniczka oraz zakapturzony mężczyzna siedzący w kącie sali. Jeden z bliźniaków robiących 'porządki pod szczurem', usiadł na krześle niedaleko wejścia, na jego twarzy malowało się zmęczenie, oczy praktycznie same uciekały w dół. Karczmiarz zaczął wycierać stoliki, przy których już nikt nie siedział. Robił to z niebywałą precyzją, dosunął krzesła po czym usiadł koło wielkiego ochroniarza. Odpalił swą fajkę i delektował się wciąganym, i wydychanym dymem.

Re: [WFRP] Zew.

: środa, 30 kwietnia 2008, 13:23
autor: Ojciec Mróz
Alv Grimmson
Łysy krasnolud ocknął się z drzemki, w jaką zapadł oparłszy się czołem o blat zabrudzonego stołu. Rozejrzał się nieprzytomnie po sali i wymamrotał:

- Co tu się dzieje do jasnej cholery? Gdzie się wszyscy podziali? Karczmarzu, jeszcze piwa!

Przetarł dłonią zaspaną twarz, rozsiadł się wygodniej na krześle i dokładniej przyjrzał osobom zgromadzonym w karczmie, poświęcając nieco uwagi jedynie krągłościom łuczniczki siedzącej kilka stolików dalej. Poza nią zainteresował go jeszcze jedynie zaczytany w grubej księdze krasnolud, widok na tyle niecodzienny, że zdołał wywołać leciutki cień zdziwienia w cynicznym najemniku. Otaksował spokojnie nieco przytępawą postać ogromnego człowieka, który wykłócał się z grubym karczmarzem o miskę jakiejś kaszy. Wykrzywił twarz w pogardliwym uśmieszku.

"Ludzie są jednak dziwni" - pomyślał - "mówi się takiemu, że nie ma i nie będzie, a ten z uporem wartym lepszej sprawy będzie darł mordę i nie ustąpi "

Dopiero pojawienie się szczurowatego człowieczka poruszyło zmysły krasnoluda, wytrenowane przez długie lata służby złotym monetom. Mimo, że człeczyna wyglądał na wyjątkowego biedaka coś w głowie krasnoluda zabrzęczało ostrzegawczo. Już w chwili gdy chudzielec odezwał się piskliwym głosikiem najemnik wiedział, że to co ma do powiedzenia może przynieść zysk. A zysk był tym, czego wojownik potrzebował, od dawna pozostawał bez pana i żołdu, sakiewka powoli zaczynała świecić dnem i każdy zarobek był dobry. Wstał od stolika, przeciągnął się, beknął, puścił siarczystego bąka i zebrał leżący na stoliku ekwipunek. Podszedł do stolika zajmowanego przez parę wojowników, podsłuchując to co miał im do powiedzenia chudy człowieczek ...

Re: [WFRP] Zew.

: środa, 30 kwietnia 2008, 15:12
autor: Serge
Werner Broch

- To mówże głośniej że nie ma, a nie bełkocz pod nosem jak pijany. Albo podejdź do mojego stolika jak do mnie mówisz. - warknął Broch. - Niech będzie więc rosół, tylko dużą michę. I pośpiesz się z zamówieniem dla mojej towarzyszki. A o moją trzeźwość się martwić nie musisz, jak na razie wszystko z nią w porządku. - rzucił z sardonicznym uśmiechem unosząc pełną szklanicę do góry i opróżniając ją równie szybko. Chwilę potem spojrzal na Heidi i rzekł. - W wielu karczmach Bretonii już bywałem ale tutaj mają chyba najgorszą obsługę z możliwych. Jutro planuję zmienić gospodę; ten gospodarz mnie wkurza i jeszcze bym mu krzywdę zrobił, a tego nie chcę gdy interesy czekają...

Spojrzał na Bardina.

- Co słychać wśród waszych, Bardinie? Wiele klanów poległo podczas 'Burzy Chaosu', sporo żeście się nawalczyli z orczymi sukami na wschodzie. Jak to teraz wygląda? Skąd właściwie pochodzisz?

Broch rozłożył się wygodnie na krześle, oczekując zamówionej strawy, od czasu do czasu rozmawiając o czymś z Heidi i Bardinem. O wielu rzeczach rozmyślał, zastanawiał się także czy Konrad ma na trakcie ciekawsze zajęcia niż siedzenie w jakiejś drugorzędnej (jeśli nie trzecio) knajpie i oglądanie brzydkiej mordy pokracznego gospodarza. Na szczęście była też alternatywa w postaci pięknej i delikatnej zwiadowczyni siedzącej po prawicy olbrzymiego najemnika. To na niej większość czasu Wern koncentrował wzrok.

Z rozmyślań wyrwało go pojawienie się przy stoliku chudego człowieczka, który coś tam prawił o zwierzoludziach. Jako że pytanie nie było skierowane bezpośrednio do niego, Broch polał Bardinowi kolejkę oczekując na to co odpowie tyczkowatemu Heidi. Kątem oka obserwował też khazada który przed momentem pojawił się przy stoliku, chwilę po chudym człowieczku.

Re: [WFRP] Zew.

: środa, 30 kwietnia 2008, 17:54
autor: Esmeralda
Heidi

Gdy Broch chciał nalać jej kolejną szklankę mocnego trunku odmówiła grzecznie – już raz przekonała się co znaczy picie alkoholu na pusty niemal żołądek i był to o jeden raz za dużo. Na razie czekała na zamówioną przez mężczyznę jajecznicę wdając się z nim od czasu do czasu w interesującą rozmowę. Wyglądało na to, że z pozoru nieokrzesany najemnik jest inteligentnym wojem. Na uwagę o lokalu, Heidi odparła.

- Rzeczywiście, ta karczma pozostawia wiele do życzenia. Ja również nie zamierzam zabawić tutaj dłużej niż jedną noc. Mam nadzieję, że przynajmniej pokoje mają czyste i wolne od robactwa. - skrzywila się nieco patrząc w dziwnie błękitne oczy Brocha.

Gdy pojawił się chudy mężczyzna, spojrzała na niego najpierw nieco podejrzliwie, a gdy skończył mówić, uśmiechnęła się delikatnie i powiedziała.

- Heidi Walbrecht, miło mi pana poznać. – rodzice zawsze mówili jej, że trzeba być kulturalnym wobec innych, gdy i oni są kulturalni wobec ciebie. - Proszę, niech pan usiądzie i powie nam co wie na temat tych... zwierzoludzi. Gospodarzu, kufel piwa dla tego pana. - wskazała na Atzwiga, a następnie spojrzała na najemnika. - Broch, zapłacisz, prawda? - zrobiła przy tym najsłodsze spojrzenie jakie tylko umiała, jednocześnie czekając na to, co ma im do powiedzenia tajemniczy mężczyzna.

Re: [WFRP] Zew.

: piątek, 2 maja 2008, 13:55
autor: Artos
Bardin

- Karad Mozul
Powiedział stłumionym głosem khazad. Mina mu spoważniała znacząco.
- Jest to jedna z wielu pomniejszych twierdz pomiędzy Karak-Kardin a Zhufbar.
Wstrzymał na chwile oddech i z wolna kontynuował swą opowieść
- To niebezpieczne okolice, szczególnie w dzisiejszych czasach, w których to ponownie nasilają się ataki tych zielonych poczwar. Jednak przeszło już od pół roku nie byłem w rodzinnych stronach, więc nawet nie wiem, czy mam dokąd wracać.
Zamilkł na chwilę. Zapatrzony był gdzieś w głąb korytarza, lecz nagle wybuchł niczym petarda z potokiem słów, które tak bardzo szybko wypowiadał, że trudno było go zrozumieć.
-Ale jak tak teraz o tym myślę, to chyba mam pomysł co mogłoby się nam przydać! Jeśli uda się zdobyć tylko trochę stali St10, trochę nitów i St20 to uda nam się stworzyć to samo co pod Karak-Norn. Ale to tylko zależy od tego gdzie rozegra się bitwa. Jeżeli w mieście i dostaniemy pozwolenie na użycie infrastruktury miejskiej to stworzenie łatwej linii obronno-zaczepnej będzie dziecinną igraszką...
Wypowiedział jeszcze wiele niezrozumiałych słów, tak jakby był w transie i zaraz, w następnej chwili zamilkł na kilka sekund, by spojrzeć na siedzącą parę i na nowo przybyłych do stolika.
- Przy odrobinie szczęścia może wszyscy przeżyjemy i zdobędziemy chwałę na tych terenach. Pytanie tylko jak się zachowują nasi przeciwnicy, jaka jest ich agresywność, co ile atakują i w jakich rejonach... Trzeba będzie o wszystko dokładnie wypytać. Im więcej się dowiemy, tym to łatwiejsze będzie do wykonania zadanie.
W końcu usiadł przy stoliku.
- Co wy o tym sądzicie?
Spojrzał się na Gustawa.
- A więc o nam o nich opowiesz towarzyszu i czego żądasz w zamian? Pewnie udziału w zysku.
Zaśmiał się przyjemnie i ponownie począł pykać swą fajkę, która prawie że już mu zgasła.

Re: [WFRP] Zew.

: sobota, 3 maja 2008, 11:13
autor: bob4s
Karczmiarz parsknął śmiechem -O tak, wielki najemniku. Noga Ci się poślizgnie i zawsze zwalasz, że ktoś podłożył Ci mydło. Rosół jest, jajecznicę zaraz zrobię. Dwie korony to będzie kosztowało- rzekł karczmiarz i oddalił się w stronę lady, chyba nie słyszał tego co powiedział Broch na końcu.

Gospodarz zaraz po zawołaniu Heidi, przyniósł kufel złotego piwa, z bujną pianą na swym szczycie.
-Więc- rzekł mężczyzna, zatapiając se usta w złotym trunku -Ze zwierzoludziami jest tu naprawdę dziwnie, krasnoludzie - rzekł do Khazadzkiego Inżyniera -Zapory na murach nic nie dadzą. Każda brama jest na noc obstawiona uzbrojonymi po zęby żołnierzami, nawet mysz się nie prześlizgnie.. Chodzą też plotki o jakimś podziemnym tunelu, którym się te ścierwa przedostają tutaj.. Ale to niemożliwe, oglądałem wielokrotnie plany miasta i nie było na nich narzuconych żadnych tunelów..- dodał chudy człowieczek i znów skosztował piwa -Wyśmienite- powiedział w stronę Heidi i uśmiechnął się- Druga sprawa jest taka, że te zwierzoludzie zawsze atakują gdy pada mocny, gęsty i strasznie zimny deszcz. Ostatnio zdarza się tak, że leje co drugi dzień. I tak już od dobrego miesiąca. Raz widziałem jednego - rzekł i zamyślił się -Wielki jak dwakrość Ty krasnoludzie - rzekł i spojrzał w stronę krasnoluda stojącego ukradkiem koło stolika- Jak uderzył mego przyjaciela.. to tylko kości i głowa poleciały na mokrą posadzkę miasta.- rzekł i dopił piwo do końca. -Chcecie jeszcze coś wiedzieć, od biednego Gustawa?

Jeden z ochroniarzy spał jak małe dziecko, ze swoim grubaśnym paluchem w gębie. Przez okiennice zaczęły się wkradać pierwsze, nieśmiałe promienie słońca, wiatr delikatnie świszczał, a przez otwarte drzwi oberży do uszu wpadała przyjemnie nucona melodia ptaków. Wszyscy czuliście sen na oczach. Oberżysta podał wszystkie dania i gdzieś znikł, zastąpił go owiele młodszy mężczyzna, z niemalże identycznymi rysami twarzy. Usiadł za ladą i spoglądał przez otwarte drzwi tęsknym wzrokiem.

Narazie Węża nie ma wśród nas. jak wróci z majówki to dołaczy do drużyny

Re: [WFRP] Zew.

: sobota, 3 maja 2008, 14:53
autor: Ojciec Mróz
- Kości i głowa. Sraty pierdziaty - zamruczał cicho Alv - resztę pewnie zabrały leśne wróżki i zrobiły zapasy na zimę

Po czym normalnym już głosem odezwał się do chudego mężczyzny

- To jak to jest, żeś widział tego stwora i przeżyłeś? Powiadasz, że zabił twego przyjaciela, stałeś na tyle blisko, żeby go sobie dokładnie obejrzeć, a mimo to nic ci nie zrobił? Coś mi tu nie gra, człeczyno. Śmierdzi bardziej niż onuce Ulvgrima po tygodniowej wędrówce po bagnach. Poza tym ta teoria z deszczowymi zwierzołakami jest równie prawdopodobna jak to, że Wielki Mag Imperialny wpadnie tu zaraz walnąć kufelek czy dwa tych kocich sików, które nazywają tu piwem. Coś kręcisz, drogi Gustawie, coś kombinujesz. I to, że zjawiasz się akuratnie po ataku jednego z tych stworów cały w uśmiechach i z piękną opowieścią też wydaje się być nieco zastanawiającym. Ciekawym czego nam nie mówisz szczurku, co tam taisz w tej swojej maleńkiej główce.

Krasnolud wyjął z kieszonki kolejne wielkie, ciemne cygaro i zapalił je. Mocno pociągnął i wypuścił chmurę gęstego dymu. Śmierdziało trochę jak tlące się stare szmaty, a trochę jak końska kupa.

- No i co odpowiesz, człeczyno?