Ku Władzy [storytelling]
: środa, 13 lutego 2008, 23:29
/proszę o odpisywanie co najmniej raz na trzy dni.
Miłej gry.
***
Ankara, Pokój Tajemnic w głównej siedzibie Imperatora
Nawet w bladym świetle kilku białych, czadzących świeczek można było ujrzeć groteskowe blizny na twarzy Imperatora. Gdy jego usta się wykrzywiły, Charles wiedział, że to uśmiech.
- Hiszpanie podjęli właściwe kroki... - chrapliwy głos, niemalże charkot drażnił uszy mężczyzny bardziej, niż cokolwiek. - O jednego mniej w tym europejskim związku faszystów.
Jesteś znacznie większym faszystą niż niejedna historyczna postać, Aspertine i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę..., przeszło przez myśl Charlesowi. Zaczął bujać się na swoim fotelu.
Imperator Aspertine milczał, nie zwracając na niego uwagi.
- Coś wisi w powietrzu - odezwał się nagle.
Promień jednej ze świec zamigotał lekko.
- Najpierw ten list, potem Deklaracja Jinamu, a teraz to powstanie... Czy ludzie już wiedzą?
- Nie, Najwyższy.
- Podejrzewam, że to tylko kwestia czasu. Ale... Coś wisi w powietrzu.
Głupi starzec. Powtarza się. Początek którejś ze starczych chorób?
- Wielu jest takich, którzy chcieliby zająć moje miejsce - stwierdził Imperator.
Owszem. Na przykład ja.
- Musieliśmy coś przeoczyć... Dlaczego wybuchła rewolta, skoro Macedończycy mają wszystko?
Oprócz wolności, głupcze...
- Co z irlandzkim Frontem?
- Zostali nakryci, Panie.
Upada. Tak jak upadły IGA i FLOTA. Tak jak upadnie Grupa Rio, MEX, Jacob i inne twoje pseudo-wyzwoleńcze masówki. Czy trzeba było tak bezgranicznie ufać Internetowi?
Charles nie mógł się powstrzymać od złośliwego uśmiechu. Imperator był zbyt zajęty rozmyśleniami, żeby to zauważyć, jednak mężczyzna szybko się opanował i dodał:
- Ale chyba są na tropie szpiega.
Aspertine pokiwał głową.
- Przeprowadzić ponowną obserwację terenów bałkańskich. Niech Sasza osobiście zajmie się każdym podejrzanym. Bez rozgłosu. Spokojnie, ale szybko.
Stało się to, na co Charles czekał od ponad godziny - dostał jasne i proste rozkazy. Wyszedł z pokoju.
Imperator złączył dłonie i zapatrzył się przed siebie.
- Coś wisi w powietrzu...
***
Spalony słońcem Bukareszt, bar w centrum miasta
Bridget: po udanej transakcji jesz spokojnie śniadanie w ciemniejszej części baru i szperasz w Internecie na laptopie.
Anton: kolejne miasto, kolejny pub. Leniwie przeglądasz poranną gazetę. Tytuł pierwszej strony głosi: "Macedońscy ekstremiści masakrują ludność cywilną".
Corey: czekasz na nowego klienta, który spóźnia się już pół godziny.
W pubie jest jasno i przyjemnie chłodno. Ludzie wokół rozmawiają z przejęciem o ostatnich wydarzeniach. Jakiś chłopiec gra na pianinie, lecz jego dźwięki nikną we wszechobecnym gwarze. W kącie, przy stoliku zagraconym medalionami i wisiorkami, ciemnowłosa kobieta wykłada karty z kolorowymi obrazkami mężczyźnie, który wyraźnie miałby ochotę na coś innego.
Nagle wróżka przerywa zajęcie i spogląda na drzwi. Po chwili w wejściu pojawiają się mężczyzna i kobieta rozglądający się po całym pubie. Kilka osób siedzących przy najbliższych stolikach milknie. Wprawne oko może zauważyć małe wybrzuszenia u ludzi w okolicach bioder. Mężczyzna zostaje przy drzwiach, podczas gdy kobieta podchodzi do baru i pyta o coś barmana, powiewając długimi, kruczoczarnymi włosami. Wróżka zaczęła się pospiesznie pakować, jednocześnie odganiając natrętnego amanta.
Czarnowłosa najwyraźniej nie dostała zadowalającej odpowiedzi, bo nachmurzyła się i pokręciła głową. Omiotła wzrokiem całe pomieszczenie. Nagle zwróciła uwagę na Bridget z laptopem. Podeszła do niej.
- Cześć, złotko - miała nieprzyjemnie piskliwy głos. - To twój sprzęcik?
Bridget: zauważasz nieśmiertelnik na szyi kobiety.
Anton: mężczyzna kogoś ci przypomina.
Corey: adorator wróżki omal nie wylał twojego piwa, potrącając twój stolik. Był kompletnie zalany.
Wszyscy: większość ekwipunku macie w swoich pojazdach/hotelu/pokoju nad pubem/przy sobie - zależy gdzie go zostawiliście.
Sophie
Szybko wpychała cały towar do torby. Kolejnym siarczystym przekleństwem obdarzyła zarówno swojego zalotnika, jak i kilka kart, które spadły jej pod stolik. Kiedy się po nie schyliła, pijaczyna prawie na nią wlazł. Z całej siły przysunęła mu pięścią w brzuch, a ten wpadł na stolik Coreya. Rzuciwszy krótkie 'przepraszam' i zostawiwszy część mniej wartościowych rzeczy, ruszyła ku wyjściu.

***
Ankara, Pokój Tajemnic w głównej siedzibie Imperatora
Nawet w bladym świetle kilku białych, czadzących świeczek można było ujrzeć groteskowe blizny na twarzy Imperatora. Gdy jego usta się wykrzywiły, Charles wiedział, że to uśmiech.
- Hiszpanie podjęli właściwe kroki... - chrapliwy głos, niemalże charkot drażnił uszy mężczyzny bardziej, niż cokolwiek. - O jednego mniej w tym europejskim związku faszystów.
Jesteś znacznie większym faszystą niż niejedna historyczna postać, Aspertine i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę..., przeszło przez myśl Charlesowi. Zaczął bujać się na swoim fotelu.
Imperator Aspertine milczał, nie zwracając na niego uwagi.
- Coś wisi w powietrzu - odezwał się nagle.
Promień jednej ze świec zamigotał lekko.
- Najpierw ten list, potem Deklaracja Jinamu, a teraz to powstanie... Czy ludzie już wiedzą?
- Nie, Najwyższy.
- Podejrzewam, że to tylko kwestia czasu. Ale... Coś wisi w powietrzu.
Głupi starzec. Powtarza się. Początek którejś ze starczych chorób?
- Wielu jest takich, którzy chcieliby zająć moje miejsce - stwierdził Imperator.
Owszem. Na przykład ja.
- Musieliśmy coś przeoczyć... Dlaczego wybuchła rewolta, skoro Macedończycy mają wszystko?
Oprócz wolności, głupcze...
- Co z irlandzkim Frontem?
- Zostali nakryci, Panie.
Upada. Tak jak upadły IGA i FLOTA. Tak jak upadnie Grupa Rio, MEX, Jacob i inne twoje pseudo-wyzwoleńcze masówki. Czy trzeba było tak bezgranicznie ufać Internetowi?
Charles nie mógł się powstrzymać od złośliwego uśmiechu. Imperator był zbyt zajęty rozmyśleniami, żeby to zauważyć, jednak mężczyzna szybko się opanował i dodał:
- Ale chyba są na tropie szpiega.
Aspertine pokiwał głową.
- Przeprowadzić ponowną obserwację terenów bałkańskich. Niech Sasza osobiście zajmie się każdym podejrzanym. Bez rozgłosu. Spokojnie, ale szybko.
Stało się to, na co Charles czekał od ponad godziny - dostał jasne i proste rozkazy. Wyszedł z pokoju.
Imperator złączył dłonie i zapatrzył się przed siebie.
- Coś wisi w powietrzu...
***
Spalony słońcem Bukareszt, bar w centrum miasta
Bridget: po udanej transakcji jesz spokojnie śniadanie w ciemniejszej części baru i szperasz w Internecie na laptopie.
Anton: kolejne miasto, kolejny pub. Leniwie przeglądasz poranną gazetę. Tytuł pierwszej strony głosi: "Macedońscy ekstremiści masakrują ludność cywilną".
Corey: czekasz na nowego klienta, który spóźnia się już pół godziny.
W pubie jest jasno i przyjemnie chłodno. Ludzie wokół rozmawiają z przejęciem o ostatnich wydarzeniach. Jakiś chłopiec gra na pianinie, lecz jego dźwięki nikną we wszechobecnym gwarze. W kącie, przy stoliku zagraconym medalionami i wisiorkami, ciemnowłosa kobieta wykłada karty z kolorowymi obrazkami mężczyźnie, który wyraźnie miałby ochotę na coś innego.
Nagle wróżka przerywa zajęcie i spogląda na drzwi. Po chwili w wejściu pojawiają się mężczyzna i kobieta rozglądający się po całym pubie. Kilka osób siedzących przy najbliższych stolikach milknie. Wprawne oko może zauważyć małe wybrzuszenia u ludzi w okolicach bioder. Mężczyzna zostaje przy drzwiach, podczas gdy kobieta podchodzi do baru i pyta o coś barmana, powiewając długimi, kruczoczarnymi włosami. Wróżka zaczęła się pospiesznie pakować, jednocześnie odganiając natrętnego amanta.
Czarnowłosa najwyraźniej nie dostała zadowalającej odpowiedzi, bo nachmurzyła się i pokręciła głową. Omiotła wzrokiem całe pomieszczenie. Nagle zwróciła uwagę na Bridget z laptopem. Podeszła do niej.
- Cześć, złotko - miała nieprzyjemnie piskliwy głos. - To twój sprzęcik?
Bridget: zauważasz nieśmiertelnik na szyi kobiety.
Anton: mężczyzna kogoś ci przypomina.
Corey: adorator wróżki omal nie wylał twojego piwa, potrącając twój stolik. Był kompletnie zalany.
Wszyscy: większość ekwipunku macie w swoich pojazdach/hotelu/pokoju nad pubem/przy sobie - zależy gdzie go zostawiliście.
Sophie
Szybko wpychała cały towar do torby. Kolejnym siarczystym przekleństwem obdarzyła zarówno swojego zalotnika, jak i kilka kart, które spadły jej pod stolik. Kiedy się po nie schyliła, pijaczyna prawie na nią wlazł. Z całej siły przysunęła mu pięścią w brzuch, a ten wpadł na stolik Coreya. Rzuciwszy krótkie 'przepraszam' i zostawiwszy część mniej wartościowych rzeczy, ruszyła ku wyjściu.