[Świat Pasem] Łowcy Wad
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
[Świat Pasem] Łowcy Wad
witam w kolejnej i startującej z olbrzymim opóźnieniem sesji Świata Pasem. Powodem były kłopoty, jak to określiła sprawnie WW, netowo-rodzinne.
Będzie to typowy storrytelling, wiec gracze będą mieć sporą swobodę w poruszaniu się czy wykorzystywaniu mocy. Jeśli ktoś przesadzi, to dam mu znać, chociaż przy obecnie dobranych możliwościach o przesadę trudno – starałem się dokładnie określić co postać potrafi.
Kilka zasad:
-Odgrywamy postaci. Nie obrażamy się na gracza za to co powiedziała/zrobiła jego postać.
-Nie piszemy niczego „poza sesją”. Jak coś, to jest PW.
-Wszystko co postać –mówi- lub *myśli* piszemy pochylonym pismem, miedzy znakami, jakie właśnie zademonstrowałem
-Sesja będzie dość ciężka, ale pamiętamy, że na forum są młodsi ludzie. Czego oczy nie widzą, to co lotniejszy umysł dopowie – ufajmy tej zasadzie.
-Dłuższe posty mile widziane. Za treściwe i porządne wypowiedzi będę zmieniał, znaną niektórym z Pradawnych Władców Kostkę Zdarzeń.
Na początku pisania postów rzucam sześcienną kostką dla każdego gracza z osobna. Od wyniku zależy w jakim stopniu działania gracza wpłyną na świat i czy osiągnie swój cel. Im wyższy wynik tym lepszy efekt. Przy wysokiej premii do KZ zupełna porażka będzie niemożliwa, wiec warto się wysilić.
-Dialogi postaci prowadźcie przez gg, żebym nie dostał fali spamu.
-Update raz na trzy dni, chyba że wszyscy gracze odpiszą szybciej. Dłuższą niezapowiedzianą nieobecność będę kwitował spadkiem KZ
-Ludzie, którzy nie dostali swoich mocy niech dadzą znać, miałem lekką kabałę z netem i nie wiem które poszły, a które nie.
Milej zabawy i powodzenia, Łowcy!
Na lotnisku w stolicy Australii panował ruch.. jak co rano. Tłumy ludzi pędziły w rożne strony, miękki głos spikerki powtarzał przyloty i odloty, „poganiał” opieszałych pasażerów podając informacje o lotach, które za chwilkę opuszczą lotnisko lecąc gdzieś poza linię horyzontu...
Ludzie buli tym, co napędzało to miejsce jak woda napędza turbinę elektrowni. Przybyli witali się po długiej rozłące z ukochanymi lub rodziną. Inni szukali z obawą znajomych twarzy, sprawiając wrażenie zagubionych w tłumie. Jeszcze inni dobywali telefonów komórkowych, dzwoniąc pod umówione numery, a jakaś grupka dalej ustawiła się w dwuszeregu, jeden wystąpił otworzył mapę by sprawdzić drogę do celu.
Były też pożegnania, naburmuszone lub niedospane twarze, ludzie goniący jak wariaci z walizkami potrącający wszystkich po drodze.
Na lotnisku stalą również około 25-letnia para ludzi. Kobieta o średniej długości prostych, czarnych włosach, opadających na plecy. Czarne okulary zakrywały jej oczy, a na ustach gościła delikatna szara szminka., pełniąca jakby punkt pośredni w wyrazistości, pomiędzy delikatnymi liniami twarzy, a czarnym ubiorem i włosami, bo wiedzieć trzeba, ze postać owa odziana była w jedwabny czarny garnitur. O głowę niższa od stojącego koło niej niemal 2metrowego mężczyzny.
Mężczyzna z kolei był blondynem, którego długość włosów była nieco ponad średnią. Miał oczy głębokie i niebieskie jak morze. Jego dobroduszna twarz i uśmiech kontrastowały z powagą jego towarzyszki, i wyglądały dziwnie naturalnie, mimo, że jego szczęką można by łupać orzechy.
Bez wątpienia ta dwójka wyróżniała się z tłumu w grupie czekających... ale tylko dla paru przybyszów z różnych krańców świata. Wiedzieli, ze przybyli tu po to, by spotkać tą parę, i ze oni powiedzą co dalej...
Odstępy między lotami były mniejsze niż 10 minut. Widać ta para, lub organizacja, za którą stoję była w stanie to zaaranżować.
Wkrótce cala grupa siedziała w wynajętym busiku, który zawiózł ich do sporego hotelu. Pięciogwiazdkowego. Tam udali się do obszernego salonu. Kobieta skinęła na ochronę i ludzi e owi wyszli, zamykając za sobą drzwi. –Jesteście wszyscy na pewno zmęczenie podróżą, jednak najpierw powinniśmy się poznać. Mamy mało czasu, a jutro w południe już musimy być gotowi- powiedziała kobieta. Mężczyzna westchnął z lekko zrezygnowanym uśmiechem na twarzy. –Powiedzmy, że Visas jest ciekawa, jak wyglądają wszyscy wybrańcy. Wy, sądzę, też chcielibyście wiedzieć z kim przyjdzie wam pracować. Usiadźcie proszę- wskazał wygodne kanapy przy długim, owalnym stole. Z drzwi po prawej wyszła jeszcze druga, trochę mniej liczna grupka, za to drzwi po lewej otworzyły się i wyszła zza nich kobieta w wytwornej i bogato zdobionej sukni, a za nią szedł jakiś pomocnik, który jeszcze coś jej tłumaczył, pokazując na notatnik elektroniczny. Kobieta jeszcze okazywała jakieś zainteresowanie, obiektem tej gestykulacji i słowotoku, odpowiedział mu kilkoma słowami i odprawiła za drzwi, po czym zamknęła je za sobą.
Łącznie uzbierało się 12 łowców, nie wliczając w to samej gospodyni, która łowczynią też była.
-Jestem Visas i to ja nadałam sygnał, który was tu sprowadził. Jestem Wyrocznią- powiedziała, siadając na fotelu na końcu stołu. Była dość drobna kobietą, ale posiadającą klasę kobietą o przyjaznej twarzy i spojrzeniu oraz postawie wskazującej na to ze jest osobą bardzo żywą i skorą do działania.
-Jestem przedsiębiorcą. Posiadam kilka sieci odzieżowych i chemicznych, może nawet teraz nosicie rzeczy, które wyszły z moich fabryk- uśmiechnęła się, widząc małą metkę „Shen” przy ubraniu któregoś z gości. Wszyscy eleganci, czy luzacy ubierali się w Shen. Markowy produkt, który wytrzymywał każde pranie i tak dalej, zostawiając konkurencje daleko w tyle. Jakościowo i, choć w mniejszym stopniu, cenowo.
-Cóż, odziedziczyłam firmę i zarządzam nią od 10 lat. Sama mam już prawie 30- zachichotała. Nie wyglądała na więcej niż 20.
Tymczasem do pokoju wjechał barek, każdy dostał wedle życzenia oranżady, soku, herbaty lub kawy. Głodniejsi mogli porosić o jakiś ciepły posiłek, który też wkrótce został dostarczony.
-Hmm.. o czymś zapomniałam?- zastanowiła się. –No opowiedzcie o sobie, tylko po kolei proszę, nie przekrzykujmy się, chcę żeby była miłą atmosfera współpracy- powiedziała. Jej dłoń powędrowała po kieliszek z czerwonawym płynem. Chyba nie było ot jednak wino... ani tez żaden alkohol.
Będzie to typowy storrytelling, wiec gracze będą mieć sporą swobodę w poruszaniu się czy wykorzystywaniu mocy. Jeśli ktoś przesadzi, to dam mu znać, chociaż przy obecnie dobranych możliwościach o przesadę trudno – starałem się dokładnie określić co postać potrafi.
Kilka zasad:
-Odgrywamy postaci. Nie obrażamy się na gracza za to co powiedziała/zrobiła jego postać.
-Nie piszemy niczego „poza sesją”. Jak coś, to jest PW.
-Wszystko co postać –mówi- lub *myśli* piszemy pochylonym pismem, miedzy znakami, jakie właśnie zademonstrowałem
-Sesja będzie dość ciężka, ale pamiętamy, że na forum są młodsi ludzie. Czego oczy nie widzą, to co lotniejszy umysł dopowie – ufajmy tej zasadzie.
-Dłuższe posty mile widziane. Za treściwe i porządne wypowiedzi będę zmieniał, znaną niektórym z Pradawnych Władców Kostkę Zdarzeń.
Na początku pisania postów rzucam sześcienną kostką dla każdego gracza z osobna. Od wyniku zależy w jakim stopniu działania gracza wpłyną na świat i czy osiągnie swój cel. Im wyższy wynik tym lepszy efekt. Przy wysokiej premii do KZ zupełna porażka będzie niemożliwa, wiec warto się wysilić.
-Dialogi postaci prowadźcie przez gg, żebym nie dostał fali spamu.
-Update raz na trzy dni, chyba że wszyscy gracze odpiszą szybciej. Dłuższą niezapowiedzianą nieobecność będę kwitował spadkiem KZ
-Ludzie, którzy nie dostali swoich mocy niech dadzą znać, miałem lekką kabałę z netem i nie wiem które poszły, a które nie.
Milej zabawy i powodzenia, Łowcy!
Na lotnisku w stolicy Australii panował ruch.. jak co rano. Tłumy ludzi pędziły w rożne strony, miękki głos spikerki powtarzał przyloty i odloty, „poganiał” opieszałych pasażerów podając informacje o lotach, które za chwilkę opuszczą lotnisko lecąc gdzieś poza linię horyzontu...
Ludzie buli tym, co napędzało to miejsce jak woda napędza turbinę elektrowni. Przybyli witali się po długiej rozłące z ukochanymi lub rodziną. Inni szukali z obawą znajomych twarzy, sprawiając wrażenie zagubionych w tłumie. Jeszcze inni dobywali telefonów komórkowych, dzwoniąc pod umówione numery, a jakaś grupka dalej ustawiła się w dwuszeregu, jeden wystąpił otworzył mapę by sprawdzić drogę do celu.
Były też pożegnania, naburmuszone lub niedospane twarze, ludzie goniący jak wariaci z walizkami potrącający wszystkich po drodze.
Na lotnisku stalą również około 25-letnia para ludzi. Kobieta o średniej długości prostych, czarnych włosach, opadających na plecy. Czarne okulary zakrywały jej oczy, a na ustach gościła delikatna szara szminka., pełniąca jakby punkt pośredni w wyrazistości, pomiędzy delikatnymi liniami twarzy, a czarnym ubiorem i włosami, bo wiedzieć trzeba, ze postać owa odziana była w jedwabny czarny garnitur. O głowę niższa od stojącego koło niej niemal 2metrowego mężczyzny.
Mężczyzna z kolei był blondynem, którego długość włosów była nieco ponad średnią. Miał oczy głębokie i niebieskie jak morze. Jego dobroduszna twarz i uśmiech kontrastowały z powagą jego towarzyszki, i wyglądały dziwnie naturalnie, mimo, że jego szczęką można by łupać orzechy.
Bez wątpienia ta dwójka wyróżniała się z tłumu w grupie czekających... ale tylko dla paru przybyszów z różnych krańców świata. Wiedzieli, ze przybyli tu po to, by spotkać tą parę, i ze oni powiedzą co dalej...
Odstępy między lotami były mniejsze niż 10 minut. Widać ta para, lub organizacja, za którą stoję była w stanie to zaaranżować.
Wkrótce cala grupa siedziała w wynajętym busiku, który zawiózł ich do sporego hotelu. Pięciogwiazdkowego. Tam udali się do obszernego salonu. Kobieta skinęła na ochronę i ludzi e owi wyszli, zamykając za sobą drzwi. –Jesteście wszyscy na pewno zmęczenie podróżą, jednak najpierw powinniśmy się poznać. Mamy mało czasu, a jutro w południe już musimy być gotowi- powiedziała kobieta. Mężczyzna westchnął z lekko zrezygnowanym uśmiechem na twarzy. –Powiedzmy, że Visas jest ciekawa, jak wyglądają wszyscy wybrańcy. Wy, sądzę, też chcielibyście wiedzieć z kim przyjdzie wam pracować. Usiadźcie proszę- wskazał wygodne kanapy przy długim, owalnym stole. Z drzwi po prawej wyszła jeszcze druga, trochę mniej liczna grupka, za to drzwi po lewej otworzyły się i wyszła zza nich kobieta w wytwornej i bogato zdobionej sukni, a za nią szedł jakiś pomocnik, który jeszcze coś jej tłumaczył, pokazując na notatnik elektroniczny. Kobieta jeszcze okazywała jakieś zainteresowanie, obiektem tej gestykulacji i słowotoku, odpowiedział mu kilkoma słowami i odprawiła za drzwi, po czym zamknęła je za sobą.
Łącznie uzbierało się 12 łowców, nie wliczając w to samej gospodyni, która łowczynią też była.
-Jestem Visas i to ja nadałam sygnał, który was tu sprowadził. Jestem Wyrocznią- powiedziała, siadając na fotelu na końcu stołu. Była dość drobna kobietą, ale posiadającą klasę kobietą o przyjaznej twarzy i spojrzeniu oraz postawie wskazującej na to ze jest osobą bardzo żywą i skorą do działania.
-Jestem przedsiębiorcą. Posiadam kilka sieci odzieżowych i chemicznych, może nawet teraz nosicie rzeczy, które wyszły z moich fabryk- uśmiechnęła się, widząc małą metkę „Shen” przy ubraniu któregoś z gości. Wszyscy eleganci, czy luzacy ubierali się w Shen. Markowy produkt, który wytrzymywał każde pranie i tak dalej, zostawiając konkurencje daleko w tyle. Jakościowo i, choć w mniejszym stopniu, cenowo.
-Cóż, odziedziczyłam firmę i zarządzam nią od 10 lat. Sama mam już prawie 30- zachichotała. Nie wyglądała na więcej niż 20.
Tymczasem do pokoju wjechał barek, każdy dostał wedle życzenia oranżady, soku, herbaty lub kawy. Głodniejsi mogli porosić o jakiś ciepły posiłek, który też wkrótce został dostarczony.
-Hmm.. o czymś zapomniałam?- zastanowiła się. –No opowiedzcie o sobie, tylko po kolei proszę, nie przekrzykujmy się, chcę żeby była miłą atmosfera współpracy- powiedziała. Jej dłoń powędrowała po kieliszek z czerwonawym płynem. Chyba nie było ot jednak wino... ani tez żaden alkohol.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Charles Turnbull
Chaz wiedział że ta dziwna para na niego czekała. Nie wiedział tylko dlaczego, nie był pewien czemu tu przyjechał, wiedział że musiał, cały jego bagaż stanowiła średnia sportowa torba. Bez słowa pojechał z całą grupą do hotelu i usiadł na wskazanym miejscu splatając umięśnione ręce na piersi, spod rękawa koszulki widać było kawałek jakiegoś tatuażu.
Był tylko trochę niższy od blondyna który po nich przyjechał. Ubrany był w ciemnoczerwoną koszulkę z logo straży pożarnej San Francisco i numerem remizy, ciemne spodnie 'bojówki' i wygodne, mocne buty do trekkingu. Całości dopełniała granatowa chusta na pozbawionej włosów głowie i ciemne okulary. Dopiero kiedy ktoś się dobrze przyjrzał mógł zauważyć że w jego twarzy coś nie pasuje, Charles nie miał brwi. Kiedy wjechał barek poprosił o sok, napiłby się czegoś mocniejszego ale wolał zachować trzeźwość umysłu, tak na wszelki wypadek.
Spojrzał na zebranych i widząc że nikt nie kwapi się by zabrać głos westchnął i wstał. Kiedy zdjął okulary dało się zauważyć że jego białka są całe ciemnoczerwone, niedawno musiał go spotkać jakiś wypadek lub operacja i krew jeszcze nie zeszła.
- Nazywam się Charles Turnbull - jego głos był głęboki i spokojny, lekko zachrypnięty - Jestem strażakiem z San Francisco, mam 28 lat jeśli już wyciągamy dane osobowe i chciałbym się dowiedzieć co my tu wszyscy robimy? Ale w tym chyba nie jestem osamotniony...
Chaz wiedział że ta dziwna para na niego czekała. Nie wiedział tylko dlaczego, nie był pewien czemu tu przyjechał, wiedział że musiał, cały jego bagaż stanowiła średnia sportowa torba. Bez słowa pojechał z całą grupą do hotelu i usiadł na wskazanym miejscu splatając umięśnione ręce na piersi, spod rękawa koszulki widać było kawałek jakiegoś tatuażu.
Był tylko trochę niższy od blondyna który po nich przyjechał. Ubrany był w ciemnoczerwoną koszulkę z logo straży pożarnej San Francisco i numerem remizy, ciemne spodnie 'bojówki' i wygodne, mocne buty do trekkingu. Całości dopełniała granatowa chusta na pozbawionej włosów głowie i ciemne okulary. Dopiero kiedy ktoś się dobrze przyjrzał mógł zauważyć że w jego twarzy coś nie pasuje, Charles nie miał brwi. Kiedy wjechał barek poprosił o sok, napiłby się czegoś mocniejszego ale wolał zachować trzeźwość umysłu, tak na wszelki wypadek.
Spojrzał na zebranych i widząc że nikt nie kwapi się by zabrać głos westchnął i wstał. Kiedy zdjął okulary dało się zauważyć że jego białka są całe ciemnoczerwone, niedawno musiał go spotkać jakiś wypadek lub operacja i krew jeszcze nie zeszła.
- Nazywam się Charles Turnbull - jego głos był głęboki i spokojny, lekko zachrypnięty - Jestem strażakiem z San Francisco, mam 28 lat jeśli już wyciągamy dane osobowe i chciałbym się dowiedzieć co my tu wszyscy robimy? Ale w tym chyba nie jestem osamotniony...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
William MacKennet
Szkot siedział z rozłożonymi nogami, widać było jednak że długo to trenował, bo kilt zasłaniał wszystko, co miał zasłaniać. Długie, ogniście rude włosy, wysypywały się spod beretu. Tradycyjny, szkocki ubiór pasował do tradycyjnego, szkockiego wyglądu. Faceta średniego wzrostu, potężnie zbudowanego, z owłosionymi nogami. Wyglądał jakby hobbystycznie zajmował się przerzucaniem pali. Ołowanianych, a nie drewnianych.
- Jestem żołnierzem, a właściwie najemnikiem. Nie sądzę, żeby było we mnie coś jeszcze, o czym warto opowiadać, chyba że chcecie wiedzieć jaką bronią najchętniej się posługuję albo które afrykańskie kraje wyzwoliłem spod obcego panowania, lub którym obce panowanie narzuciłem. I nie liczcie na to że dowiecie się ile za to zarobiłem.
Szkot siedział z rozłożonymi nogami, widać było jednak że długo to trenował, bo kilt zasłaniał wszystko, co miał zasłaniać. Długie, ogniście rude włosy, wysypywały się spod beretu. Tradycyjny, szkocki ubiór pasował do tradycyjnego, szkockiego wyglądu. Faceta średniego wzrostu, potężnie zbudowanego, z owłosionymi nogami. Wyglądał jakby hobbystycznie zajmował się przerzucaniem pali. Ołowanianych, a nie drewnianych.
- Jestem żołnierzem, a właściwie najemnikiem. Nie sądzę, żeby było we mnie coś jeszcze, o czym warto opowiadać, chyba że chcecie wiedzieć jaką bronią najchętniej się posługuję albo które afrykańskie kraje wyzwoliłem spod obcego panowania, lub którym obce panowanie narzuciłem. I nie liczcie na to że dowiecie się ile za to zarobiłem.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Żylasty dryblas nie dorównywał może wzrostem olbrzymowi, który na nich czekał ale był nieco powyżej przeciętnej. Jakoś czuł że ta dwójka na niego czeka, zdziwił go tylko mały tłumek, który wokół nich powstał, byli chyba równie zdezorientowani co on. Wziął z taśmy swoją wysłużoną himalajke i zarzucił na plecy. Kilkadziesiąt minut później po przejażdżce busem wbił się do tego hotelu. Do tej pory widywał takie tylko kiedy zdarzyło mu się pomagać w organizowaniu jakiejś konferencji na wyższym szczeblu.
Podwinął rękawy koszuli, w całym kraju panował upał wiec nawet mimo klimatyzacji w pokoju było dosyć ciepło, zwłaszcza przy tylu osobach. Gdy przybyły napoje sięgnął bez wahania po wodę, w niej przynajmniej wiedział co jest... woda. Gdy rozejrzał się po zgromadzonych doszedł do wniosku że ci Szkoci mają jednak łeb. Jego szare spodnie, mimo że lekkie i przewiewne były niczym w porównaniu do kiltu. Jego brązowe oczy osadzone w nieco kanciastej twarzy przeleciały jeszcze raz po zgromadzonych. Ktoś już zadał nurtujące go również pytanie, co do diaska tutaj robią. Okazało się że Szkot jest najemnikiem a ten pierwszy, który się wyrwał Amerykańcem. No i kropka przyszła kolej na niego.
-Jak coś jestem Clark. Generalnie jestem etnologiem i bądźmy szczerzy, nie do końca wiem o co tu chodzi, ale miło mi was poznać. Co do tych państw, to bardziej wolałbym się dowiedzieć jak się nazywasz, niż w jakich wojnach walczyłeś. Pociągnął łyk wody żeby nieco zwilżyć gardło i zakończyć króciuteńki wstęp.
Żylasty dryblas nie dorównywał może wzrostem olbrzymowi, który na nich czekał ale był nieco powyżej przeciętnej. Jakoś czuł że ta dwójka na niego czeka, zdziwił go tylko mały tłumek, który wokół nich powstał, byli chyba równie zdezorientowani co on. Wziął z taśmy swoją wysłużoną himalajke i zarzucił na plecy. Kilkadziesiąt minut później po przejażdżce busem wbił się do tego hotelu. Do tej pory widywał takie tylko kiedy zdarzyło mu się pomagać w organizowaniu jakiejś konferencji na wyższym szczeblu.
Podwinął rękawy koszuli, w całym kraju panował upał wiec nawet mimo klimatyzacji w pokoju było dosyć ciepło, zwłaszcza przy tylu osobach. Gdy przybyły napoje sięgnął bez wahania po wodę, w niej przynajmniej wiedział co jest... woda. Gdy rozejrzał się po zgromadzonych doszedł do wniosku że ci Szkoci mają jednak łeb. Jego szare spodnie, mimo że lekkie i przewiewne były niczym w porównaniu do kiltu. Jego brązowe oczy osadzone w nieco kanciastej twarzy przeleciały jeszcze raz po zgromadzonych. Ktoś już zadał nurtujące go również pytanie, co do diaska tutaj robią. Okazało się że Szkot jest najemnikiem a ten pierwszy, który się wyrwał Amerykańcem. No i kropka przyszła kolej na niego.
-Jak coś jestem Clark. Generalnie jestem etnologiem i bądźmy szczerzy, nie do końca wiem o co tu chodzi, ale miło mi was poznać. Co do tych państw, to bardziej wolałbym się dowiedzieć jak się nazywasz, niż w jakich wojnach walczyłeś. Pociągnął łyk wody żeby nieco zwilżyć gardło i zakończyć króciuteńki wstęp.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 332
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Liam Devlin
Siedzący w fotelu mężczyzna przypatrwał się uważnie po koleji opowiadającym o sobie towarzyszom. Był ubrany nieco dziwnie całkowice na czarno i elegancko. Mimo upału i palącego słońca, miał na sobie czarne skórzane, doskonalne wypastowany buty, czarne spodnie i koszulę, na to jeszcze czarny płaszcz, a na głowie czarny kaszkiet, spod którego wywchodziły niesworne kosmyki rudych włosów i niewielka kitka z tyłu. Mimo że zdawał się byc ubrany dośc grubo jak na panujący klimat i porę roku, zdawało się że nie robi to na nim żadnego wrażenia, po skórze nie spływała ani jedna stróżka potu, a sam mężczyzna czuł się nad wyraz swobodnie. Miał tez bardzo bladą cerę, tak jakby nigdy nie poddawał jej działniu słońca. Gdy zdał sobie sprawę że nadeszła jego kolej zdjął czarne okulary spod których ukazały sie zielone przenikliwe oczy, oczy wyraźnie przekrwione i podkrążone. Po czym odezwał się Na imię mam Liam, wydaje się że nie prowadzicie kartotek więc nazwisko chyba nie jest wam niezbędne. Pochodzę z Irlandii, a dokładnie z Belfastu na ostatnie słowo uśmiechnął się wąsko. Przybywam tutaj w sprawach rodzinnych, nie mniej jednak o moim celu przybycia jest mi wiadomo tyle co o tym spotkaniu tutaj, moja starsza siostra nigdy nie była tajemnicza, jednak każdy czasem pragnie zmian, tym razem jak do mnie zadzwoniła była tak samo tajemnicza jak państwo usmiechnął się w stronę pary tak myślę że tyle na razie wystarczy z mojej strony, spowrotem zamieniam się w słuch wypowiedział te słowa i zwócił się w stronę następnej w kolejce osoby
Siedzący w fotelu mężczyzna przypatrwał się uważnie po koleji opowiadającym o sobie towarzyszom. Był ubrany nieco dziwnie całkowice na czarno i elegancko. Mimo upału i palącego słońca, miał na sobie czarne skórzane, doskonalne wypastowany buty, czarne spodnie i koszulę, na to jeszcze czarny płaszcz, a na głowie czarny kaszkiet, spod którego wywchodziły niesworne kosmyki rudych włosów i niewielka kitka z tyłu. Mimo że zdawał się byc ubrany dośc grubo jak na panujący klimat i porę roku, zdawało się że nie robi to na nim żadnego wrażenia, po skórze nie spływała ani jedna stróżka potu, a sam mężczyzna czuł się nad wyraz swobodnie. Miał tez bardzo bladą cerę, tak jakby nigdy nie poddawał jej działniu słońca. Gdy zdał sobie sprawę że nadeszła jego kolej zdjął czarne okulary spod których ukazały sie zielone przenikliwe oczy, oczy wyraźnie przekrwione i podkrążone. Po czym odezwał się Na imię mam Liam, wydaje się że nie prowadzicie kartotek więc nazwisko chyba nie jest wam niezbędne. Pochodzę z Irlandii, a dokładnie z Belfastu na ostatnie słowo uśmiechnął się wąsko. Przybywam tutaj w sprawach rodzinnych, nie mniej jednak o moim celu przybycia jest mi wiadomo tyle co o tym spotkaniu tutaj, moja starsza siostra nigdy nie była tajemnicza, jednak każdy czasem pragnie zmian, tym razem jak do mnie zadzwoniła była tak samo tajemnicza jak państwo usmiechnął się w stronę pary tak myślę że tyle na razie wystarczy z mojej strony, spowrotem zamieniam się w słuch wypowiedział te słowa i zwócił się w stronę następnej w kolejce osoby
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
Wiktor przybył do Australii przez tajemniczy głos, który odzywał się w jego głowie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a zawsze śmiał się z ludzi którzy twierdzili, że słyszą jakieś "głosy". Większość z nich, ba, z pewnością prawie wszyscy, to byli zwykli wariaci z urojeniami spowodowanymi kompleksami czy złymi wspomnieniami. Ale może był wśród nich ktoś kto doświadczył tego co on, a on go wyśmiał? A może wszyscy oni byli wariatami, a on teraz tak jak oni odchodził właśnie od zmysłów?
Gdy przyleciał jednak do miejsca swojej podświadomej podróży, te obawy go opuściły. Gdy tylko spostrzegł parę która ich potem tutaj dowiozła, wiedział, że to nie urojenia. A po rozmowie z nimi był już pewny, że to nie jest jakiś jego chory wymysł... Czekając na innych rozglądał się po lotnisku. Było dla niego ogromne, za ogromne, trochę go przytłaczało. Już Okręcie wydawało mu się wielkie, a co dopiero to lotnisko!
Na miejscu spokojnie szedł razem z resztą. Nie odzywał się zbyt wiele. Obserwował innych, zastanawiając się, czemu to akurat oni usłyszeli ten głos... Gdy zaproponowano mu coś do jedzenia ucieszył się, gdyż lot był długi a jedzenie serwowane w samolocie niezbyt obfite, a na dokupienie sobie czegoś po prostu nie było go stać - jak wiadomo w samolotach są kosmicznie wysokie ceny, a on do bogatych nie należał... Do picia wziął sok, chociaż najchętniej wypiłby coś mocniejszego, by nie rozmyślać o tym wszystkim, co się wydarzyło, a co wprawiło go w nastrój do głębokiej refleksji.
Na początku słuchał jak inni się przedstawiają. Nie chciał mówić pierwszy. Nigdy nie lubił wyrywać się pierwszy. Spokojnie słuchał i oczekiwał na "odpowiedni" moment. W końcu przemówił:
- Mam na imię Wiktor, pochodzę z Polski. Mam 27 lat, jeśli kogokolwiek to interesuje... Zawód? Nie nazwałbym go wymarzonym, ale lepiej być grabarzem, niż bezrobotnym... Co do całej tej sprawy, to nie wiem dokładnie o co chodzi, ale poczekam cierpliwie aż ktoś to dokładnie omówi, mi się nie śpieszy... - powiedział niskim tonem, niezbyt głośno. Rozsiadł się wygodnie słuchając kolejnych ludzi.
Wiktor przybył do Australii przez tajemniczy głos, który odzywał się w jego głowie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył, a zawsze śmiał się z ludzi którzy twierdzili, że słyszą jakieś "głosy". Większość z nich, ba, z pewnością prawie wszyscy, to byli zwykli wariaci z urojeniami spowodowanymi kompleksami czy złymi wspomnieniami. Ale może był wśród nich ktoś kto doświadczył tego co on, a on go wyśmiał? A może wszyscy oni byli wariatami, a on teraz tak jak oni odchodził właśnie od zmysłów?
Gdy przyleciał jednak do miejsca swojej podświadomej podróży, te obawy go opuściły. Gdy tylko spostrzegł parę która ich potem tutaj dowiozła, wiedział, że to nie urojenia. A po rozmowie z nimi był już pewny, że to nie jest jakiś jego chory wymysł... Czekając na innych rozglądał się po lotnisku. Było dla niego ogromne, za ogromne, trochę go przytłaczało. Już Okręcie wydawało mu się wielkie, a co dopiero to lotnisko!
Na miejscu spokojnie szedł razem z resztą. Nie odzywał się zbyt wiele. Obserwował innych, zastanawiając się, czemu to akurat oni usłyszeli ten głos... Gdy zaproponowano mu coś do jedzenia ucieszył się, gdyż lot był długi a jedzenie serwowane w samolocie niezbyt obfite, a na dokupienie sobie czegoś po prostu nie było go stać - jak wiadomo w samolotach są kosmicznie wysokie ceny, a on do bogatych nie należał... Do picia wziął sok, chociaż najchętniej wypiłby coś mocniejszego, by nie rozmyślać o tym wszystkim, co się wydarzyło, a co wprawiło go w nastrój do głębokiej refleksji.
Na początku słuchał jak inni się przedstawiają. Nie chciał mówić pierwszy. Nigdy nie lubił wyrywać się pierwszy. Spokojnie słuchał i oczekiwał na "odpowiedni" moment. W końcu przemówił:
- Mam na imię Wiktor, pochodzę z Polski. Mam 27 lat, jeśli kogokolwiek to interesuje... Zawód? Nie nazwałbym go wymarzonym, ale lepiej być grabarzem, niż bezrobotnym... Co do całej tej sprawy, to nie wiem dokładnie o co chodzi, ale poczekam cierpliwie aż ktoś to dokładnie omówi, mi się nie śpieszy... - powiedział niskim tonem, niezbyt głośno. Rozsiadł się wygodnie słuchając kolejnych ludzi.
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
-Faktycznie... imię to podstawa- Visas skinęła głową Clarkowi.
Okazało się, że obok nich siedzi jeszcze jedna milcząca osóbka, która najwyraźniej była zbyt nieśmiała by dobyć z siebie głos...a ta parka, która na nich czekała, to Katherine, była sekretarką w jakiejś agencji turystycznej we Francji, oraz mężczyzna zwany Armanto... a nazwiska idzie nie zapamiętać. Dość nietypowy Wenezuelczyk. Drobny przedsiębiorca.
Ponad to były jeszcze inne osoby.
-Fletcher Safford- przedstawił się spory, kościsty mężczyzna o krótkich brązowych włosach i śladzie po szwie na prawej ręce, odsłanianym przez kraciastą, sprana koszulę. jego dżinsy były w nieco lepszym stanie, a wielkie buciory z traktorami Miał nieco zakłopotaną minę, zmierzył wszystkich spojrzeniem czarnych oczu. -Drwal... trzydzieści siedem lat mam- powiedział spokojnym, bardzo niskim głosem. Spojrzał po wszystkich jeszcze raz. -Miło poznać- uśmiechnął się. Chyba miejsce w którym rozmawiali wprawiało go w zakłopotanie
-Abdul Habri- powiedział smukły człowiek w bieli, mocno opalony. -I jestem tu dlatego, ze ciekawi mnie jak nas wszystkich tu zwabiłaś- powiedział, patrząc ciekawie na ich gospodynię. Był dość ruchliwym człowiekiem w białym garniturze z porządnym neseserem... widać kasy mu nie brakuje.
-Milia Szerwova- przedstawiła się silna kobieta z bardzo ostrymi i smukłymi rysami twarzy i długimi czarnymi włosami. Była dość blada i ciepło działało jej na nerwy. W klimatyzowanej sali czuła się lepiej. -Rosjanka... a pracowałam w wielu zawodach- stwierdziła, chociaż na myśl intensywnie narzucał się tylko jeden... Kobieta nosiła spódniczkę po kolana i koszulkę z dużym dekoltem, bez ramion. Obie części garderoby czerwone i jaskrawe tak samo jak buty na niezbyt wysokim obcasie. Jej dobytek mieścił się w plecaku radem z wypraw na Himalaje.
-Amanda Greyhouse- powiedziała najmłodsza z towarzystwa, zapewne nastoletnia jeszcze dziewczyna. -Studentka biologii w Cambridge- dodała. Chyba przerwanie nauki było dla niej czymś nieciekawym. Musiała mieć dobre noty. Była zadbaną, dobrze i "właściwie jak na damę w swoim wieku" ubraną osobą, włosy przefarbowane z blond na jasny brąz. Musiała mieć bardzo konserwatywna matkę.
-Sidney. Sidney Kera. Australijczyk kolumbijskiego pochodzenia. Co można robić w Kolumbii?- zaśmiał się uśmiechnięty mężczyzna w koszulce "Hawajan" i krótkich spodenkach z lekkiego materiału. Roześmiane oczy szperały po pokoju, podziwiając. -Producent cygar- powiedział, widząc, ze parę osób go nie zrozumiało. Biorąc pod uwagę, że w Kolumbii panuje komunizm ten gość tutaj musiał być jakimś krętaczem, lub raczej przemytnikiem.
-Miło mi was wszystkich powitać- powiedziała kobieta z uśmiechem. -Wiem, ze odkryliście niedawno swe nowe i ciekawe zdolności... muszę wam powiedzieć, ze widzę ja jak na dłoni. Jesteście tu, nie dlatego, że was zwabiłam- spojrzała znacząco na araba. -Ale dlatego, że wiedzieliście, że poprzez energie przekazałam wam przesłanie, że tu jest pierwszy cel. Siłą którą zostaliście obdarowani pochodzi od pradawnych bóstw. Jeśli uznawaliście ją za coś obciążającego wiedzcie, że zostaliście wybrani do walki...- kobieta wstała i skinęła ręką na wszystkich. -Proszę za mną=- powiedziała, prowadząc ich przez pasaż do sali w której wisiały freski... kamienne freski zebrane z ich dawnego miejsca pobytu. całą sale osłaniały drzwi pancerne i zmyślny elektroniczny system, którego otwarcie zajęła kobiecie dobre pięć minut.
-Dewiacja, Nienawiść, Dekadencja i Podstęp. Poznajcie waszych wrogów. To są Cztery Wady- wskazała ruchem ręki freski. Wszystkie emanowały czymś... dziwnym... pewną pradawnością...
Przedstawiały kolejno istotę chudą i wykrzywioną jakby jakaś zabójczą chorobą, z oczyma jak małe perełki w pustych oczodołach. Świat wokół niej wyginał się i krzywił, jakby od fal spaczenia.
Druga postać przedstawiała olbrzyma o nadnaturalnej wielkich muskułach. Głowę zasłaniał kaptur i był jedynym poza podartymi spodniami z pasem ubraniem na istocie. Wokół niej stała armia ludzi niosących przerażającą broń i nienawiść w oczach.
Kolejny fresk przedstawiał kobietę. Ziszczenie męskich snów i fantazji. Stała pośrodku jakiejś orgii, unosząc kielich z winem.
Ostatni fresk przedstawiał kobietę o długich szponach, do których przymocowano linki, na których tańczyli ludzie... króle i posłowie...
-Nadeszły już kilka tygodni temu... miejmy nadzieję, że działają opieszale. Bóstwa nie mogły dać ludzkości wsparcie tak szybko... w końcu ich wiara upadła, trwają w półśnie- mówiła smutno Visas. obróciła się do swych gości. -Nie wiem jakie macie interesy, ale jeśli wy nie powstrzymacie tych istot, to nikt ich nie powstrzyma. Zmienią świat na swe podobieństwo, wypełniając koszmarem. Wy to sami odczujecie. Nic już nie będzie takie samo pod ich rządami- spoważniała. -Nie wiem, czy możecie sobie pozwolić na to by mi nie uwierzyć, ale nie posiadam nad wami żadnej władzy poza wieszczostwem, które możecie uznać, lub nie. Wiedzcie, że Wady będą polować na opieszałych i niepewnych łowców- ostrzegła. Stanęła naprzeciw grupie. -Więc jak? Włączycie się do krucjaty przeciw tym istotom, czy uznacie, że to "Nie wasza spawa", odwrócicie się i odejdziecie?- zapytała.
Okazało się, że obok nich siedzi jeszcze jedna milcząca osóbka, która najwyraźniej była zbyt nieśmiała by dobyć z siebie głos...a ta parka, która na nich czekała, to Katherine, była sekretarką w jakiejś agencji turystycznej we Francji, oraz mężczyzna zwany Armanto... a nazwiska idzie nie zapamiętać. Dość nietypowy Wenezuelczyk. Drobny przedsiębiorca.
Ponad to były jeszcze inne osoby.
-Fletcher Safford- przedstawił się spory, kościsty mężczyzna o krótkich brązowych włosach i śladzie po szwie na prawej ręce, odsłanianym przez kraciastą, sprana koszulę. jego dżinsy były w nieco lepszym stanie, a wielkie buciory z traktorami Miał nieco zakłopotaną minę, zmierzył wszystkich spojrzeniem czarnych oczu. -Drwal... trzydzieści siedem lat mam- powiedział spokojnym, bardzo niskim głosem. Spojrzał po wszystkich jeszcze raz. -Miło poznać- uśmiechnął się. Chyba miejsce w którym rozmawiali wprawiało go w zakłopotanie
-Abdul Habri- powiedział smukły człowiek w bieli, mocno opalony. -I jestem tu dlatego, ze ciekawi mnie jak nas wszystkich tu zwabiłaś- powiedział, patrząc ciekawie na ich gospodynię. Był dość ruchliwym człowiekiem w białym garniturze z porządnym neseserem... widać kasy mu nie brakuje.
-Milia Szerwova- przedstawiła się silna kobieta z bardzo ostrymi i smukłymi rysami twarzy i długimi czarnymi włosami. Była dość blada i ciepło działało jej na nerwy. W klimatyzowanej sali czuła się lepiej. -Rosjanka... a pracowałam w wielu zawodach- stwierdziła, chociaż na myśl intensywnie narzucał się tylko jeden... Kobieta nosiła spódniczkę po kolana i koszulkę z dużym dekoltem, bez ramion. Obie części garderoby czerwone i jaskrawe tak samo jak buty na niezbyt wysokim obcasie. Jej dobytek mieścił się w plecaku radem z wypraw na Himalaje.
-Amanda Greyhouse- powiedziała najmłodsza z towarzystwa, zapewne nastoletnia jeszcze dziewczyna. -Studentka biologii w Cambridge- dodała. Chyba przerwanie nauki było dla niej czymś nieciekawym. Musiała mieć dobre noty. Była zadbaną, dobrze i "właściwie jak na damę w swoim wieku" ubraną osobą, włosy przefarbowane z blond na jasny brąz. Musiała mieć bardzo konserwatywna matkę.
-Sidney. Sidney Kera. Australijczyk kolumbijskiego pochodzenia. Co można robić w Kolumbii?- zaśmiał się uśmiechnięty mężczyzna w koszulce "Hawajan" i krótkich spodenkach z lekkiego materiału. Roześmiane oczy szperały po pokoju, podziwiając. -Producent cygar- powiedział, widząc, ze parę osób go nie zrozumiało. Biorąc pod uwagę, że w Kolumbii panuje komunizm ten gość tutaj musiał być jakimś krętaczem, lub raczej przemytnikiem.
-Miło mi was wszystkich powitać- powiedziała kobieta z uśmiechem. -Wiem, ze odkryliście niedawno swe nowe i ciekawe zdolności... muszę wam powiedzieć, ze widzę ja jak na dłoni. Jesteście tu, nie dlatego, że was zwabiłam- spojrzała znacząco na araba. -Ale dlatego, że wiedzieliście, że poprzez energie przekazałam wam przesłanie, że tu jest pierwszy cel. Siłą którą zostaliście obdarowani pochodzi od pradawnych bóstw. Jeśli uznawaliście ją za coś obciążającego wiedzcie, że zostaliście wybrani do walki...- kobieta wstała i skinęła ręką na wszystkich. -Proszę za mną=- powiedziała, prowadząc ich przez pasaż do sali w której wisiały freski... kamienne freski zebrane z ich dawnego miejsca pobytu. całą sale osłaniały drzwi pancerne i zmyślny elektroniczny system, którego otwarcie zajęła kobiecie dobre pięć minut.
-Dewiacja, Nienawiść, Dekadencja i Podstęp. Poznajcie waszych wrogów. To są Cztery Wady- wskazała ruchem ręki freski. Wszystkie emanowały czymś... dziwnym... pewną pradawnością...
Przedstawiały kolejno istotę chudą i wykrzywioną jakby jakaś zabójczą chorobą, z oczyma jak małe perełki w pustych oczodołach. Świat wokół niej wyginał się i krzywił, jakby od fal spaczenia.
Druga postać przedstawiała olbrzyma o nadnaturalnej wielkich muskułach. Głowę zasłaniał kaptur i był jedynym poza podartymi spodniami z pasem ubraniem na istocie. Wokół niej stała armia ludzi niosących przerażającą broń i nienawiść w oczach.
Kolejny fresk przedstawiał kobietę. Ziszczenie męskich snów i fantazji. Stała pośrodku jakiejś orgii, unosząc kielich z winem.
Ostatni fresk przedstawiał kobietę o długich szponach, do których przymocowano linki, na których tańczyli ludzie... króle i posłowie...
-Nadeszły już kilka tygodni temu... miejmy nadzieję, że działają opieszale. Bóstwa nie mogły dać ludzkości wsparcie tak szybko... w końcu ich wiara upadła, trwają w półśnie- mówiła smutno Visas. obróciła się do swych gości. -Nie wiem jakie macie interesy, ale jeśli wy nie powstrzymacie tych istot, to nikt ich nie powstrzyma. Zmienią świat na swe podobieństwo, wypełniając koszmarem. Wy to sami odczujecie. Nic już nie będzie takie samo pod ich rządami- spoważniała. -Nie wiem, czy możecie sobie pozwolić na to by mi nie uwierzyć, ale nie posiadam nad wami żadnej władzy poza wieszczostwem, które możecie uznać, lub nie. Wiedzcie, że Wady będą polować na opieszałych i niepewnych łowców- ostrzegła. Stanęła naprzeciw grupie. -Więc jak? Włączycie się do krucjaty przeciw tym istotom, czy uznacie, że to "Nie wasza spawa", odwrócicie się i odejdziecie?- zapytała.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
Ja tam się zgadzam, w końcu nie leciałem tutaj żeby od razu wracać... - powiedział spokojnym tonem, po czy dodał uśmiechając się -Zresztą i tak nie mam na bilet powrotny... - Widząc złośliwy uśmiwszek Araba dodał - No co, nie każdy urodził się koło złóż ropy...
Ja tam się zgadzam, w końcu nie leciałem tutaj żeby od razu wracać... - powiedział spokojnym tonem, po czy dodał uśmiechając się -Zresztą i tak nie mam na bilet powrotny... - Widząc złośliwy uśmiwszek Araba dodał - No co, nie każdy urodził się koło złóż ropy...
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Musiał przetrawić to co powiedziała mu ta kobieta. Jeśli te moce.. no cóż musiał przyznać że ostatnio niektóre rytuały czy czary, nad którymi prowadził badania najzwyczajniej w świecie działały. Jeśli faktycznie ta moc pochodziła od jakichś bóstw i ludzie w dawnych czasach faktycznie a nich korzystali, być może że na co dzień. To miałby właśnie wyjaśnienie wielu fenomenów, często dość przerażających. Zaprzestał kontemplację wszystkich możliwych implikacji gdy został zaprowadzony do pomieszczenia rodem z muzeum albo jakiegoś skarbca bankowego. Nigdy nie widział na oczy tych fresków, ani nawet niczego co by je przypominało, to jak wykrzywiały rzeczywistość wokół siebie było niesamowite... i jednocześnie przerażające. Miał ochotę je zbadać, poznać ich historię, jak wpływały na kulturę, jak zwykle zboczenie zawodowe. Przejechał palcami po włosach, układał sobie liste pytań, miał ich sporawo.
-Po pierwsze skąd są te freski, po drugie, czemu my, jak wyglądają te wady. No i oczywiście ostatnie, skąd mamy wiedzieć że nie jesteś jedną z nich i nie chcesz na po prostu do czegoś wykorzystać?
Przy ostatnim pytaniu utkwił wzrok w kobiecie, czekał na jej odpowiedź. Nie wiedział do końca co mogłaby powiedzieć żeby udowodnić że nie jest jedną z tych całych wad. Nie do końca wiedział o co tu chodzi. Niemniej jednak postanowił wziąć udział w tym porojonym przedsięwzięciu. Nie mówił jeszcze tego głośno, chciał poznać decyzję innych no i oczywiście jakąś odpowiedź na swoje pytania.
Musiał przetrawić to co powiedziała mu ta kobieta. Jeśli te moce.. no cóż musiał przyznać że ostatnio niektóre rytuały czy czary, nad którymi prowadził badania najzwyczajniej w świecie działały. Jeśli faktycznie ta moc pochodziła od jakichś bóstw i ludzie w dawnych czasach faktycznie a nich korzystali, być może że na co dzień. To miałby właśnie wyjaśnienie wielu fenomenów, często dość przerażających. Zaprzestał kontemplację wszystkich możliwych implikacji gdy został zaprowadzony do pomieszczenia rodem z muzeum albo jakiegoś skarbca bankowego. Nigdy nie widział na oczy tych fresków, ani nawet niczego co by je przypominało, to jak wykrzywiały rzeczywistość wokół siebie było niesamowite... i jednocześnie przerażające. Miał ochotę je zbadać, poznać ich historię, jak wpływały na kulturę, jak zwykle zboczenie zawodowe. Przejechał palcami po włosach, układał sobie liste pytań, miał ich sporawo.
-Po pierwsze skąd są te freski, po drugie, czemu my, jak wyglądają te wady. No i oczywiście ostatnie, skąd mamy wiedzieć że nie jesteś jedną z nich i nie chcesz na po prostu do czegoś wykorzystać?
Przy ostatnim pytaniu utkwił wzrok w kobiecie, czekał na jej odpowiedź. Nie wiedział do końca co mogłaby powiedzieć żeby udowodnić że nie jest jedną z tych całych wad. Nie do końca wiedział o co tu chodzi. Niemniej jednak postanowił wziąć udział w tym porojonym przedsięwzięciu. Nie mówił jeszcze tego głośno, chciał poznać decyzję innych no i oczywiście jakąś odpowiedź na swoje pytania.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
William MacKennet
- No, wreszcie jakaś odmiana! - żelazny Szkot zatarł ręce. - Oczywiście że w to wchodzę.
Uśmiech wykwitł na twarzy najemnika wyglądającej, jakby go od co najmniej stulecia wypalano w piecu do wytopu stali - była twarda, o ostrych rysach, niewzruszona... No, to ostatnie tylko pozornie, jak właśnie się przekonali. Patrzył z podziwem na armię Nienawiści.
- Odkąd pobiłem prawie wszystkie rekordy Iwana Dolwicza i uniemożliwiłem mu paroma gramami ołowiu ich poprawienie, życie w Afryce zrobiło się nudne. Mam na koncie ośmiuset czterdziestu dwóch Murzynów, siedemdziesięciu trzech białych, równo dwa tuziny żółtych i jednego Indiańca, łącznie dziewięciuset czterdziestu zabitych. Myślę, że czas zapolować na coś sprawniejszego niż ludzie. I każdy kto przyłączy się do tego zbożnego dzieła, ma prawo mówić mi per Lis. Jeśli to kogoś interesuje, to na imię mam William; ale wojny które zwyciężyłem określają mnie lepiej niż nazwy które mi nadano. A nawet niż te które sam sobie nadałem - Szkot wyciągnął ręce ponad głowę. Jego ciało sprawiało wrażenie wykonanego ze stali, żelaza i duraluminium, a tylko powleczonego skórą. Nie było na nim ani grama tłuszczu, tylko mięśnie twarde jak tytan i żyły grube jak wiązki kabli. I sporo blizn.
Widać było po nim, że wojna wypaliła go nie gorzej niż hutniczy piec stal...
- No, wreszcie jakaś odmiana! - żelazny Szkot zatarł ręce. - Oczywiście że w to wchodzę.
Uśmiech wykwitł na twarzy najemnika wyglądającej, jakby go od co najmniej stulecia wypalano w piecu do wytopu stali - była twarda, o ostrych rysach, niewzruszona... No, to ostatnie tylko pozornie, jak właśnie się przekonali. Patrzył z podziwem na armię Nienawiści.
- Odkąd pobiłem prawie wszystkie rekordy Iwana Dolwicza i uniemożliwiłem mu paroma gramami ołowiu ich poprawienie, życie w Afryce zrobiło się nudne. Mam na koncie ośmiuset czterdziestu dwóch Murzynów, siedemdziesięciu trzech białych, równo dwa tuziny żółtych i jednego Indiańca, łącznie dziewięciuset czterdziestu zabitych. Myślę, że czas zapolować na coś sprawniejszego niż ludzie. I każdy kto przyłączy się do tego zbożnego dzieła, ma prawo mówić mi per Lis. Jeśli to kogoś interesuje, to na imię mam William; ale wojny które zwyciężyłem określają mnie lepiej niż nazwy które mi nadano. A nawet niż te które sam sobie nadałem - Szkot wyciągnął ręce ponad głowę. Jego ciało sprawiało wrażenie wykonanego ze stali, żelaza i duraluminium, a tylko powleczonego skórą. Nie było na nim ani grama tłuszczu, tylko mięśnie twarde jak tytan i żyły grube jak wiązki kabli. I sporo blizn.
Widać było po nim, że wojna wypaliła go nie gorzej niż hutniczy piec stal...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 332
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Liam Devlin
*więc to wszystko to jednak jakaś cała grubsza afera, cholera, faktycznie zaczynałem ostatnio odczuwac w moim ciele przepływa jakies tajemniczej i dziwnej energii, więc to ich sprawka, przygotowywali nas na nadchodzące wydarzenia* pomyślał sobie, przyjrzał się nowo poznanej kobiecie, całokształt miejsca w którym się znajdowali, wywierał na nim nieprzyjemne wrażenie a więc to tak wyglądają te całe "wady" silnie zaakcentował ostatnie słowo to znacyz miałem na myśli, czy wyglądają tak samo jak na rzeźbach czy to tylko takie ogólne uosobienie ich funckji jaką sprawują, chociaz pewnie to drugie, ale... myślisz że bylibyśmy w stanie je pokonać? obrzucił szybkim spojrzeniem pozostałych *tak oni tez napewno to wiedzą* w końcu dysponujemy jakimiś specjalnymi zdolnościami, inaczej nas byście nie wybrali, zresztą wiecie w ogóle coś więcej o tych wadach? mam na myśli kim są i gdzie są teraz? współpracują razem czy mają siebie za wrogów? no i czy my mamy działać grupą, czy każdy polują na taką jaka mu sie spodoba?, aha zapomniałbym o najważniejszym tak wchodzę w to całe bagno z tymi wadami, zresztą pewnie i tak nie przyjelibyście odmówienia zaśmiał się pocichu
*więc to wszystko to jednak jakaś cała grubsza afera, cholera, faktycznie zaczynałem ostatnio odczuwac w moim ciele przepływa jakies tajemniczej i dziwnej energii, więc to ich sprawka, przygotowywali nas na nadchodzące wydarzenia* pomyślał sobie, przyjrzał się nowo poznanej kobiecie, całokształt miejsca w którym się znajdowali, wywierał na nim nieprzyjemne wrażenie a więc to tak wyglądają te całe "wady" silnie zaakcentował ostatnie słowo to znacyz miałem na myśli, czy wyglądają tak samo jak na rzeźbach czy to tylko takie ogólne uosobienie ich funckji jaką sprawują, chociaz pewnie to drugie, ale... myślisz że bylibyśmy w stanie je pokonać? obrzucił szybkim spojrzeniem pozostałych *tak oni tez napewno to wiedzą* w końcu dysponujemy jakimiś specjalnymi zdolnościami, inaczej nas byście nie wybrali, zresztą wiecie w ogóle coś więcej o tych wadach? mam na myśli kim są i gdzie są teraz? współpracują razem czy mają siebie za wrogów? no i czy my mamy działać grupą, czy każdy polują na taką jaka mu sie spodoba?, aha zapomniałbym o najważniejszym tak wchodzę w to całe bagno z tymi wadami, zresztą pewnie i tak nie przyjelibyście odmówienia zaśmiał się pocichu
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Kobieta uśmiechnęła się do Clarka. -Dobre pytania, pozwól, że odpowiem kolejno- obróciła się, opierając o ścianę koło fresku Dekadencji, by wszyscy ją słyszeli.
-Freski pochodzą z wykopalisk położonych na najbardziej wysuniętym na południe miejscu w RPA. Ochrzciliśmy te wykopaliska "Entropion"- podeszła do jednej ze ścian i wpisała jakiś kod na malutkim cyferblacie. Ściana zgrzytnęła i przesunęła się w głąb. Po prawej w szklanej gablocie stało olbrzymie ostrze. Na boku miało napis "Entropion", który był dobrze widoczny pomimo licznych uszczerbków w starożytnej stali. W sali stały też inne wykopane eksponaty. Topory, pancerze, tarcze i tak dalej...
-Wy, ponieważ w waszych żyłach płynie, mocno rozrzedzona co prawda, krew pradawnych bohaterów. Nie możecie ich pamiętać, bo pokrewieństwo sięga zapewne około 700 pokoleń wstecz[/]- westchnęła.
Obróciła się do fresków. -To są manifestacje Wad. Tak wyglądały tysiące alt temu, tak wyglądać będą teraz... ale oczywiście mogą poruszać się niemal niezauważone w postaci ludzi- powiedziała.
-Ostatnie pytanie - nie byłabym w stanie nadać wam takiego silnego sygnału, gdybym nie była Wyrocznią. Dwa - jestem właścicielką potężnej korporacji, gdybym chciała was usunąć, umówiłabym spotkanie gdzieś indziej i wysadziła obiekt, zwalając winę na jakąś organizację separatystów. Trzy - Wady są jeszcze słabe i ukrywają się. Zbyt dużym ryzykiem byłoby takie zagranie- zakończyła.
Pominęła milczeniem uwagi szkota. Drwal poklepał rudego po ramieniu. -Służyłem w wojnie przed byciem drwalem, ostatnio czułem w sobie więcej wigoru i skóra mi się wygładziła....- rozglądnął się i zmieszał. Spojrzenia padające na niego mówiły "do rzeczy człowieku". -Też pójdę za wami- skinał głową.
Milia zdmuchnęła z czoła niesforny loczek. -To i ja się przydam. Sami faceci, nigdzie daleko nie zajdziecie- stwierdziła i puściła oko do Katherine, która w odpowiedzi uśmiechnęła się, szczerząc ząbki. -Nie bój się, też tam jadę- powiedziała. -No dooobra- westchnęła Amanda. -Pewnie się przydam- stwierdziła.
Arab machnął ręka. -A co mi szkodzi, wreszcie rozrywka- powiedział. -Wchodzę w to- Sydney zareagował bardziej żywiołowo. Klasnął w dłonie. -Będzie impreza i mnie miałoby na niej nie być? Sydneya? To co to a impreza? Skopmy parę frajerów!- zarechotał i klepnął w ramię Armanto, który uśmiechnął się dobrodusznie i skinął głową -Dobrze to słyszeć- powiedział.
Visas patrzyła lśniącymi oczyma jak kolejni ludzie zgadzają się na podjęcie wyzwania.
-Doskonale, wiec wkrótce zacznie się szkolenie- powiedziała. Spojrzała jeszcze na tych, którzy do tej pory nie zweryfikowali swego zdania na temat dołączenia się do krucjaty.
-Freski pochodzą z wykopalisk położonych na najbardziej wysuniętym na południe miejscu w RPA. Ochrzciliśmy te wykopaliska "Entropion"- podeszła do jednej ze ścian i wpisała jakiś kod na malutkim cyferblacie. Ściana zgrzytnęła i przesunęła się w głąb. Po prawej w szklanej gablocie stało olbrzymie ostrze. Na boku miało napis "Entropion", który był dobrze widoczny pomimo licznych uszczerbków w starożytnej stali. W sali stały też inne wykopane eksponaty. Topory, pancerze, tarcze i tak dalej...
-Wy, ponieważ w waszych żyłach płynie, mocno rozrzedzona co prawda, krew pradawnych bohaterów. Nie możecie ich pamiętać, bo pokrewieństwo sięga zapewne około 700 pokoleń wstecz[/]- westchnęła.
Obróciła się do fresków. -To są manifestacje Wad. Tak wyglądały tysiące alt temu, tak wyglądać będą teraz... ale oczywiście mogą poruszać się niemal niezauważone w postaci ludzi- powiedziała.
-Ostatnie pytanie - nie byłabym w stanie nadać wam takiego silnego sygnału, gdybym nie była Wyrocznią. Dwa - jestem właścicielką potężnej korporacji, gdybym chciała was usunąć, umówiłabym spotkanie gdzieś indziej i wysadziła obiekt, zwalając winę na jakąś organizację separatystów. Trzy - Wady są jeszcze słabe i ukrywają się. Zbyt dużym ryzykiem byłoby takie zagranie- zakończyła.
Pominęła milczeniem uwagi szkota. Drwal poklepał rudego po ramieniu. -Służyłem w wojnie przed byciem drwalem, ostatnio czułem w sobie więcej wigoru i skóra mi się wygładziła....- rozglądnął się i zmieszał. Spojrzenia padające na niego mówiły "do rzeczy człowieku". -Też pójdę za wami- skinał głową.
Milia zdmuchnęła z czoła niesforny loczek. -To i ja się przydam. Sami faceci, nigdzie daleko nie zajdziecie- stwierdziła i puściła oko do Katherine, która w odpowiedzi uśmiechnęła się, szczerząc ząbki. -Nie bój się, też tam jadę- powiedziała. -No dooobra- westchnęła Amanda. -Pewnie się przydam- stwierdziła.
Arab machnął ręka. -A co mi szkodzi, wreszcie rozrywka- powiedział. -Wchodzę w to- Sydney zareagował bardziej żywiołowo. Klasnął w dłonie. -Będzie impreza i mnie miałoby na niej nie być? Sydneya? To co to a impreza? Skopmy parę frajerów!- zarechotał i klepnął w ramię Armanto, który uśmiechnął się dobrodusznie i skinął głową -Dobrze to słyszeć- powiedział.
Visas patrzyła lśniącymi oczyma jak kolejni ludzie zgadzają się na podjęcie wyzwania.
-Doskonale, wiec wkrótce zacznie się szkolenie- powiedziała. Spojrzała jeszcze na tych, którzy do tej pory nie zweryfikowali swego zdania na temat dołączenia się do krucjaty.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Charles Turnbull
Chaz w ciszy wysłuchiwał słów Visas. Mimo że historia brzmiała niesamowicie, kiedy głębiej o tym myślał wszystko tworzyło jakąś sensowną całość. Jesteśmy my i są One, a jak widzę tylko jedna strona może zostać przy życiu - pomyślał. Przypomniał sobie też wypadek i to jak czuł się później. Zaczynał rozumieć co mówiono o jego dziadku *"miał rękę do ognia" mówili, może czuł coś podobnego jak on?* Lekko uśmiechnął się na opowieści szkota, podobał mu się jego upór, przypominał mu skąd pochodzi.
- Idę z wami, możecie na mnie liczyć... - powiedział widząc wyczekujące spojrzenie Wyroczni.
Uniósł głowę i spojrzał na freski. Wzrok jego przyciągnęła Dekadencja *To może być ciekawe* - przebiegło mu przez głowę, a na ustach pojawił się delikatny uśmieszek.
Chaz w ciszy wysłuchiwał słów Visas. Mimo że historia brzmiała niesamowicie, kiedy głębiej o tym myślał wszystko tworzyło jakąś sensowną całość. Jesteśmy my i są One, a jak widzę tylko jedna strona może zostać przy życiu - pomyślał. Przypomniał sobie też wypadek i to jak czuł się później. Zaczynał rozumieć co mówiono o jego dziadku *"miał rękę do ognia" mówili, może czuł coś podobnego jak on?* Lekko uśmiechnął się na opowieści szkota, podobał mu się jego upór, przypominał mu skąd pochodzi.
- Idę z wami, możecie na mnie liczyć... - powiedział widząc wyczekujące spojrzenie Wyroczni.
Uniósł głowę i spojrzał na freski. Wzrok jego przyciągnęła Dekadencja *To może być ciekawe* - przebiegło mu przez głowę, a na ustach pojawił się delikatny uśmieszek.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Miał umiarkowany zapał do całej sprawy. Nigdy nie słyszał o tych całych wykopaliskach Entropion, ale przecież w RPA wiele rzeczy dało się ukryć lub zrobić po cichu, nawet teraz. Wszedł za kobieta do pomieszczenia i zaczął przyglądać się eksponatom z zacięciem godnym pasjonata. Dopóki nie ruszyła go jedna myśl. Chwilę plątała mu się po głowie i w końcu zaczął kojarzyć słowa. Oderwał się na chwilę od pancerza, który oglądał.
-O jakim treningu mowa, jeśli można wiedzieć?
Zostawił jedno ucho nastawione na odpowiedź, ale całą resztę uwagi poświęcił wykopaliskom. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego, zastawiał się z którego okresu mogły pochodzić. Znalezisko samo w sobie było niebywałe. tylko skąd właścicielka koncernu odzieżowego mogła się interesować wykopaliskami? Zostawił sobie to pytanie chwilowo bez odpowiedzi.
Miał umiarkowany zapał do całej sprawy. Nigdy nie słyszał o tych całych wykopaliskach Entropion, ale przecież w RPA wiele rzeczy dało się ukryć lub zrobić po cichu, nawet teraz. Wszedł za kobieta do pomieszczenia i zaczął przyglądać się eksponatom z zacięciem godnym pasjonata. Dopóki nie ruszyła go jedna myśl. Chwilę plątała mu się po głowie i w końcu zaczął kojarzyć słowa. Oderwał się na chwilę od pancerza, który oglądał.
-O jakim treningu mowa, jeśli można wiedzieć?
Zostawił jedno ucho nastawione na odpowiedź, ale całą resztę uwagi poświęcił wykopaliskom. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego, zastawiał się z którego okresu mogły pochodzić. Znalezisko samo w sobie było niebywałe. tylko skąd właścicielka koncernu odzieżowego mogła się interesować wykopaliskami? Zostawił sobie to pytanie chwilowo bez odpowiedzi.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Hm... każdy z was posiadł moc- westchnęła Visas. -W kilka dni poznamy się na waszych umiejętnościach i ocenimy jaka mają wartość strategiczną. Nie możemy sobie pozwolić na brak koordynacji. Ponad to musimy wam dorobić właściwy sprzęt, prawda?- kobieta powiodła oczami po obecnych. -Ci, który nie chcą działać z nami niech odejdą- powiedziała smutno. -Ale uważajcie - wasze życia nie są bezpieczne na terenach, na których władzę maja Wady!- zastrzegła.
Dalej całą ekipą zajął się mężczyzna, którego Visas przedstawiła jako Sancheza. -Jest meksykaninem... i Witalitą. To rodzaj medyka. Pomoże wam odkryć wszystkie możliwości związane z waszą nową misją i powie na co uważać i o czym pamiętać. Jeśli macie jeszcze pytania do mnie to teraz macie czas. Później zajmie się wykrywaniem obecności Wad na terenie świata- westchnęła ponownie. -Nie będzie czasu na nic innego-
Sanchez odchrząknął. -Hm, tak- mruknął. Lub raczej do wszystkich dotarło, że mruknął. Używał telepatii. Nie wypowiadał ani słowa, ale wszyscy czuli siłę sugestii, która powodowała, że wszyscy obecni wiedzieli co mówił i jak mówił, nieważne od stopnia poznania języka jegomościa...
-Pokażę wam zaraz pokoje i miejsce ćwiczeń. Gdy tylko potwierdzicie swą gotowość zaczniemy trening i wprowadzę was w nowe realia- zamilkł na chwilkę. -No, to wyplujcie ostatnie pytania, bo czas nagli. W tydzień muszę z was zrobić wojowników, magów i kogo tam jeszcze, korzystających nie tylko z dotychczasowo nabytych zdolności- tu skinął głową na Irlandczyka. -Ale i z nowych- założył ręce za plecami. był nieco zdenerwowany. Widać nie bywało do tej pory, by tyle osób go słuchało...
Dalej całą ekipą zajął się mężczyzna, którego Visas przedstawiła jako Sancheza. -Jest meksykaninem... i Witalitą. To rodzaj medyka. Pomoże wam odkryć wszystkie możliwości związane z waszą nową misją i powie na co uważać i o czym pamiętać. Jeśli macie jeszcze pytania do mnie to teraz macie czas. Później zajmie się wykrywaniem obecności Wad na terenie świata- westchnęła ponownie. -Nie będzie czasu na nic innego-
Sanchez odchrząknął. -Hm, tak- mruknął. Lub raczej do wszystkich dotarło, że mruknął. Używał telepatii. Nie wypowiadał ani słowa, ale wszyscy czuli siłę sugestii, która powodowała, że wszyscy obecni wiedzieli co mówił i jak mówił, nieważne od stopnia poznania języka jegomościa...
-Pokażę wam zaraz pokoje i miejsce ćwiczeń. Gdy tylko potwierdzicie swą gotowość zaczniemy trening i wprowadzę was w nowe realia- zamilkł na chwilkę. -No, to wyplujcie ostatnie pytania, bo czas nagli. W tydzień muszę z was zrobić wojowników, magów i kogo tam jeszcze, korzystających nie tylko z dotychczasowo nabytych zdolności- tu skinął głową na Irlandczyka. -Ale i z nowych- założył ręce za plecami. był nieco zdenerwowany. Widać nie bywało do tej pory, by tyle osób go słuchało...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
Widząc, że nikt się o nic nie pyta nieśmiale się odezwał:
Ja mam pytanie, no w sumie dwa albo i trzy... Po pierwsze, jak chcesz pomagać nam rozwijać nasze zdolności, skoro sami nie do końca wiemy jakie moce posiadamy? No i jak chcesz lokalizować te wady? Na koniec takie pytanie co do tej telepatii, to działa tylko w jedną stronę? Czy my też jakoś tak możemy się z tobą porozumiewać? - zapytał się Meksykanina patrząc jednocześnie na miny obecnych tutaj upewniając się czy nie powiedział czegoś głupiego...
Zaczął też się zastanawiać, jakie to właściwie moce posiadł, oraz zgadywał kto z tutaj obecnych jakie posiada...
W spokoju czekał na odpowiedź i pytania innych.
Widząc, że nikt się o nic nie pyta nieśmiale się odezwał:
Ja mam pytanie, no w sumie dwa albo i trzy... Po pierwsze, jak chcesz pomagać nam rozwijać nasze zdolności, skoro sami nie do końca wiemy jakie moce posiadamy? No i jak chcesz lokalizować te wady? Na koniec takie pytanie co do tej telepatii, to działa tylko w jedną stronę? Czy my też jakoś tak możemy się z tobą porozumiewać? - zapytał się Meksykanina patrząc jednocześnie na miny obecnych tutaj upewniając się czy nie powiedział czegoś głupiego...
Zaczął też się zastanawiać, jakie to właściwie moce posiadł, oraz zgadywał kto z tutaj obecnych jakie posiada...
W spokoju czekał na odpowiedź i pytania innych.
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Był zafascynowany tutejszymi ekspozytami, ale kiedy wieszczka doszła do punktu o sprzęcie uniósł nieco głowę.
-O jakim sprzęcie mowa? I o jaki treningu? Dodał po chwili gdy dalszą przemowę podjął telepata. Był trochę niepewny co do tego, co to wszystko ma znaczyć i w co on się tak właściwie pakuje, jakieś wady, jacyś przodkowie. Jeśli jego przodkowie faktycznie kiedyś żyli w RPA lub tamtych okolicach, to musiało to być naprawdę szmat czasu temu. Zastanawiało go też, przy założeniu, że gdzieś się błąkali po Afryce, co ich podkusiło do przeniesienia się aż do mroźnej Kanady.
-Ech... niech będzie. Wchodzę w to. Gdybyś mógł to dopowiedz nam na te króciutkie pytania i pokaż te pokoje czy cokolwiek. - Był nieco zmęczony po podróży i pierwsze na liście jego rzeczy do zrobienia, po uzyskaniu odpowiedzi oczywiście, było jedzenie, prysznic i spanie. Na dodatek jeszcze te zabójcze temperatury. W takim miejscu człowiek po prostu mżył o zimnym prysznicu. Już chyba wiedział czemu przodkowie mogli zrezygnować z Afryki.
Był zafascynowany tutejszymi ekspozytami, ale kiedy wieszczka doszła do punktu o sprzęcie uniósł nieco głowę.
-O jakim sprzęcie mowa? I o jaki treningu? Dodał po chwili gdy dalszą przemowę podjął telepata. Był trochę niepewny co do tego, co to wszystko ma znaczyć i w co on się tak właściwie pakuje, jakieś wady, jacyś przodkowie. Jeśli jego przodkowie faktycznie kiedyś żyli w RPA lub tamtych okolicach, to musiało to być naprawdę szmat czasu temu. Zastanawiało go też, przy założeniu, że gdzieś się błąkali po Afryce, co ich podkusiło do przeniesienia się aż do mroźnej Kanady.
-Ech... niech będzie. Wchodzę w to. Gdybyś mógł to dopowiedz nam na te króciutkie pytania i pokaż te pokoje czy cokolwiek. - Był nieco zmęczony po podróży i pierwsze na liście jego rzeczy do zrobienia, po uzyskaniu odpowiedzi oczywiście, było jedzenie, prysznic i spanie. Na dodatek jeszcze te zabójcze temperatury. W takim miejscu człowiek po prostu mżył o zimnym prysznicu. Już chyba wiedział czemu przodkowie mogli zrezygnować z Afryki.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)