[D&D - Zapomniane Krainy] "Totalna Amnezja" ==> KAMPANIA!!!
: piątek, 6 lipca 2007, 15:21
Jest to moja pierwsza sesja PBF, więc proszę o wyrozumiałość. Jeśli macie jakieś sugestie, to walcie śmiało na PW albo gg – 3121444.
Parę podstawowych reguł:
Posty zaczynamy od imienia naszej postaci.
- To, co postać mówi piszemy od myślnika i kursywą
„To, co postać myśli, kursywą w cudzysłowie”
A tak wszystko poza sesją
Wszelkie nieobecności zgłaszajcie wcześniej
Preferuję pisanie w trzeciej osobie, ale jeśli wygodniej wam będzie w pierwszej, to luz. Uzgodnijcie między sobą ew.
Fajnie by było jakbyśmy wszyscy byli w miarę regularni, jeden post na 48 godz. to wg mnie minimum
Unikamy jednozdaniowych postów. Piszemy im więcej, tym lepiej. Od tego też zależy rozwój postaci.
Ok. Myślę, że to wszystko. Życzę wszystkim dobrej zabawy, mam nadzieję, że kampania wam się spodoba. GOOD LUCK.
Dramatis personae
Mekow - Kea
Turek - Gerrin Carmund
Blind Kitty - Dal-Makaz
Zorin - Tharivol
??? - ??? - (niespodzianka, zobaczycie później)
Totalna Amnezja - Proolog.
Dal-Makaz
Gdy wreszcie po wielu dniach wędrówki, doszedłeś do Beregostu – twojego ostatniego większego przystanku przed Wrotami Baldura, stwierdziłeś, że zatrzymasz się tu na kilka dni. W gospodzie „Wesoły Żongler” wynająłeś pokój i przez kilka dni zająłeś się kompletowaniem sprzętu i odpoczywaniem przed drogą do Wrót. W kuźni Taeroma Fuiruma poznałeś sympatycznego niziołka, który przedstawił się jako Gerrin Carmund. Ponieważ wasze drogi się pokrywały, stwierdziliście, że wyruszycie wspólnie, następnego dnia o świcie.
Gerrin Carmund
Sytuacja życiowa, z którą przyszło ci się zmierzyć, nie była łatwa. Nie tak wyobrażałeś sobie życie poszukiwacza przygód. Życie zmusiło cię do robienia wielu rzeczy, na które normalnie nie miałbyś ochoty. Trzeba było z tym skończyć. Zdecydowałeś się wyruszyć do Wrót Baldura – jednego z większych miast Zachodnich Ziem Centralnych. Może właśnie tam uda ci się odnaleźć życie, jakiego szukasz od dłuższego czasu. Nie wiesz czemu, ale wydawało ci się, że tym razem może się udać. Może to osoba tego małego krasnoludzkiego kapłana? Zdecydowanie było w nim coś dziwnego, tajemniczego. W jego towarzystwie nie powinieneś się nudzić. Po jednodniowym postoju w Beregoście i uzupełnieniu zapasów wyruszyliście wczesnym rankiem.
Tharivol
Było ci wszystko jedno. Gdzie zajdziesz, co się z tobą stanie, co będziesz robił. Twoim jedynym prawdziwym celem w życiu było przeżycie przygody. Prawdziwej przygody. Stwierdziłeś, że Wybrzeże mieczy, jest świetnym miejscem, aby jej poszukać. Po wielu dniach wędrówki, trafiłeś do „Pomocnej Dłoni” – gospody na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura. Tam planowałeś się zatrzymać jeden dzień, a następnie wyruszyć dalej. Siedziałeś sam, w kącie karczmy, nie starając się przyciągać niczyjej uwagi, ale jak się szybko okazało, kłopotów w Faerunie nie trzeba szukać. Znajdą cię same. Trójka najemników, zażądała od ciebie zwrotu 100 szt. zł., które rzekomo im ukradłeś. Oskarżenie było tym dziwniejsze, że przez całą noc siedziałeś po przeciwnej stronie sali, niż oni. Może gdybyś miał okazję, to faktycznie podwędziłbyś im sakiewki, ale okazji takowej nie miałeś. Nie mogłeś dać sobą pomiatać. Ich było trzech, a ty byłeś sam i mimo twoich sporych umiejętności w walce, mogło się to skończyć nieciekawie. Na szczęście, po twojej stronie stanęli dwaj inni goście gospody, krasnolud i niziołek. Najwyraźniej również zauważyli, że oskarżenia najemników są bezpodstawne. Po krótkiej wymianie zdań i argumentów (bardziej argumentów), najemników wyniosła z sali obsługa karczmy. Twoi nowi towarzysze, przedstawili się jako Dal-Makaz i Gerrin Carmund. Może nie do końca do ciebie pasowali, ale również zmierzali na północ, więc następnego ranka skoro świt, wspólnie wyruszyliście w drogę.
Gerrin Carmund, Dal-Makaz i Tharivol
Wyruszyliście z gospody zaraz po śniadaniu. Po kilku godzinach podróży, waszym oczom ukazał się bardzo niecodzienny widok. Na pniu obok traktu siedziała olbrzymka. Właściwie może to była półolbrzymka, bo jak na przedstawiciela swojej rasy, nie była wcale aż tak strasznie wysoka. Siedziała i zajadała smacznie śniadanie. Zgłupieliście. „Olbrzym w tych stronach?”. Nie wiedzieliście za bardzo co zrobić, ale pierwsze słowa, które wyszły z ust kobiety, zaskoczyły was jeszcze bardziej, niż sam jej widok.
-Macie miód?
Półolbrzymka przedstawiła się, jako Kea. Jej pogoda ducha urzekła was dość szybko. Trzeba przyznać była to niesamowita istota. Niezwykle miła i grzeczna, a do tego zachowywała się jak dziecko. Ona też zmierzała do Wrót Baldura i wspólnie zdecydowaliście, że pozostałą część drogi przemierzycie we trójkę.
Kea
Po załatwieniu swoich spraw w Beregoście, wyruszyłaś w dalszą drogę na północ. Nie niepokojona, przez żadne istoty (w końcu, kto o zdrowych zmysłach, chciałby zadzierać z kimś twojej postury?), pewnie zmierzałaś do Wrót Baldura. Po dwóch dniach podróży, minęłaś gospodę „Pomocna Dłoń”, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu, jednak nie zdążyłaś ujść zbyt daleko, gdyż ten cały męczący, gorący dzień dał ci się porządnie we znaki. Zadecydowawszy, że nie ma sensu wracać, rozbiłaś obóz na polanie w pobliżu traktu, a rankiem następnego dnia miałaś zamiar wyruszyć dalej. Noc była bardzo ciepła, więc wyspałaś się doskonale. Zwinęłaś obóz i stwierdziłaś, że zaraz po śniadaniu wyruszysz dalej. I wtedy właśnie, na trakcie pojawiły się trzy bardzo miłe maluchy. Człowiek, niziołek i krasnolud. Co prawda nie mieli miodu (jakaż szkoda), ale siedli chwilę z tobą i okazało się, że zmierzają podobnie jak ty na północ do Wrót Baldura. „No cóż, w czwórkę zawsze raźniej niż samemu” pomyślałaś i już po chwili wędrowaliście wspólnie.
Totalna Amnezja - Epizod pierwszy.
Było gorąco. Właściwie to nie. Dla wędrowców na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura było zdecydowanie ZA gorąco. Podobna pogoda utrzymywała się już od kilku dni, i powoli zaczynało to być męczące. Dobrze, że chociaż raz na jakiś czas powiał delikatny chłodny wiaterek, który mógł schłodzić czoła bohaterów. Ostatnimi czasy, na trakcie było bardzo niebezpiecznie. Bandyci napadali na karawany kupieckie oraz na samotnych wędrowców, dlatego też towarzystwo grupy, dawało każdemu pewne poczucie bezpieczeństwa, a poza tym wiadomo, w grupie zawsze raźniej. Ten dzień, miał być kolejnym spokojnym dniem na trakcie. Miał być. Rankiem, po zwinięciu obozu i krótkim posiłku wędrowcy wyruszyli w dalszą podróż. Po około trzech godzinach wędrówki, twarze całej czwórki rozpromieniły się, gdyż na horyzoncie ujrzeli las. Las oznaczał cień, a cień oznaczał wreszcie trochę odpoczynku od tego cholernego słońca. Trakt prowadził wędrowców pomiędzy drzewami, ale mimo to, szeroka ubita droga pozwalała na swobodne minięcie się dwóch wozów, czy na jazdę konną. Dookoła roznosił się cudowny zapach grzybów i ściółki leśnej. Wiatr smagał delikatnie swymi podmuchami drzewa, kołysząc liście, które prawie niezauważalnie tańczyły w rytm podmuchów. Subtelny szum, był niezwykle kojący dla uszu a cień dał wreszcie odrobinę wytchnienia zmęczonym wędrowcom. Dookoła ćwierkały ptaki, raz nawet wiewiórka przebiegła podróżnikom drogę, zatrzymawszy się na środku traktu badawczo na nich spojrzała, a następnie uciekła między drzewa. Tak, ten las zdecydowanie żył własnym życiem. Po kilkudziesięciu minutach leśnej wędrówki, gdy bohaterowie zbliżali się do zakrętu, usłyszeli hałas za plecami. Najprawdopodobniej zbliżał się do nich jeździec na koniu i zbliżał się bardzo szybko. Cała czwórka przystanęła w miejscu, w końcu nigdy nie wiadomo, co może wyniknąć ze spotkania z nieznajomym na trakcie. Po krótkiej chwili, jeździec pojawił się w ich polu widzenia. Był to wysoki, chudy mężczyzna. Jego czarne krótkie włosy, były bardzo starannie przystrzyżone. Miał na sobie bardzo kunsztownie zdobione czarne spodnie i koszulę. Do wierzchowca przywiązane były dwa bukłaki. Wędrowców uderzyła w oczy, powłóczysta, granatowa szata, którą mimo upału miał na sobie.
„Jak on może jechać tak ubrany? Pewnie już się ugotował od tej temperatury.” – ta myśl przemknęła przez głowy całej piątki. Gdy tylko jeździec zauważył bohaterów zwolnił nieco, tak jakby chciał im się lepiej przyjrzeć, a następnie spiął konia i znów ruszył galopem. Mijając ich, nawet na nich nie spojrzał, a jedynie przejechał obok i natychmiast zniknął za pobliskim zakrętem. Wyraźnie się spieszył. Wędrowcy ruszyli dalej, nie przejmując się zbytnio dziwnym jeźdźcem i wtedy wydarzenia potoczyły się w ekspresowym tempie. Koń nieznajomego, który zdążył odjechać już na kilkadziesiąt metrów został trafiony dwoma strzałami. Wierzchowiec stanął dęba zrzucając jeźdźca na ziemię a następnie runął na niego, przygniatając jego nogi swoim ciałem. W tym samym czasie z lasu wyłoniło się dwóch solidnej postury mężczyzn ubranych na czarno, w kapeluszach z szerokim rondem. U boków mieli przywiązane miecze. Jeździec nie próbował uwolnić swoich nóg spod ciała wierzchowca. Ba, nie ruszał się wcale. Najwyraźniej stracił przytomność. Napastnicy powoli zbliżali się do bezradnego człowieka najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że nie są jedynymi aktorami na scenie. Gdy jeden z nich poszedł do nieprzytomnego nieszczęśnika i zaczął czegoś przy nim szukać, z lasu wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Ubrani byli tak samo, przez ramiona mieli dodatkowo przewieszone łuki. Jeden z nich krzyknął do człowieka, który przeszukiwał jeźdźca.
-Aldeth! Zabieraj papier i zmywamy się stąd. Migiem!!!
Jedno było pewne. Jeśli wędrowcy chcieli pomóc nieznajomemu, to musieli zareagować natychmiast.
W pierwszym poście opiszcie swoją postać
Parę podstawowych reguł:
Posty zaczynamy od imienia naszej postaci.
- To, co postać mówi piszemy od myślnika i kursywą
„To, co postać myśli, kursywą w cudzysłowie”
A tak wszystko poza sesją
Wszelkie nieobecności zgłaszajcie wcześniej
Preferuję pisanie w trzeciej osobie, ale jeśli wygodniej wam będzie w pierwszej, to luz. Uzgodnijcie między sobą ew.
Fajnie by było jakbyśmy wszyscy byli w miarę regularni, jeden post na 48 godz. to wg mnie minimum
Unikamy jednozdaniowych postów. Piszemy im więcej, tym lepiej. Od tego też zależy rozwój postaci.
Ok. Myślę, że to wszystko. Życzę wszystkim dobrej zabawy, mam nadzieję, że kampania wam się spodoba. GOOD LUCK.
Dramatis personae
Mekow - Kea
Turek - Gerrin Carmund
Blind Kitty - Dal-Makaz
Zorin - Tharivol
??? - ??? - (niespodzianka, zobaczycie później)
Totalna Amnezja - Proolog.
Dal-Makaz
Gdy wreszcie po wielu dniach wędrówki, doszedłeś do Beregostu – twojego ostatniego większego przystanku przed Wrotami Baldura, stwierdziłeś, że zatrzymasz się tu na kilka dni. W gospodzie „Wesoły Żongler” wynająłeś pokój i przez kilka dni zająłeś się kompletowaniem sprzętu i odpoczywaniem przed drogą do Wrót. W kuźni Taeroma Fuiruma poznałeś sympatycznego niziołka, który przedstawił się jako Gerrin Carmund. Ponieważ wasze drogi się pokrywały, stwierdziliście, że wyruszycie wspólnie, następnego dnia o świcie.
Gerrin Carmund
Sytuacja życiowa, z którą przyszło ci się zmierzyć, nie była łatwa. Nie tak wyobrażałeś sobie życie poszukiwacza przygód. Życie zmusiło cię do robienia wielu rzeczy, na które normalnie nie miałbyś ochoty. Trzeba było z tym skończyć. Zdecydowałeś się wyruszyć do Wrót Baldura – jednego z większych miast Zachodnich Ziem Centralnych. Może właśnie tam uda ci się odnaleźć życie, jakiego szukasz od dłuższego czasu. Nie wiesz czemu, ale wydawało ci się, że tym razem może się udać. Może to osoba tego małego krasnoludzkiego kapłana? Zdecydowanie było w nim coś dziwnego, tajemniczego. W jego towarzystwie nie powinieneś się nudzić. Po jednodniowym postoju w Beregoście i uzupełnieniu zapasów wyruszyliście wczesnym rankiem.
Tharivol
Było ci wszystko jedno. Gdzie zajdziesz, co się z tobą stanie, co będziesz robił. Twoim jedynym prawdziwym celem w życiu było przeżycie przygody. Prawdziwej przygody. Stwierdziłeś, że Wybrzeże mieczy, jest świetnym miejscem, aby jej poszukać. Po wielu dniach wędrówki, trafiłeś do „Pomocnej Dłoni” – gospody na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura. Tam planowałeś się zatrzymać jeden dzień, a następnie wyruszyć dalej. Siedziałeś sam, w kącie karczmy, nie starając się przyciągać niczyjej uwagi, ale jak się szybko okazało, kłopotów w Faerunie nie trzeba szukać. Znajdą cię same. Trójka najemników, zażądała od ciebie zwrotu 100 szt. zł., które rzekomo im ukradłeś. Oskarżenie było tym dziwniejsze, że przez całą noc siedziałeś po przeciwnej stronie sali, niż oni. Może gdybyś miał okazję, to faktycznie podwędziłbyś im sakiewki, ale okazji takowej nie miałeś. Nie mogłeś dać sobą pomiatać. Ich było trzech, a ty byłeś sam i mimo twoich sporych umiejętności w walce, mogło się to skończyć nieciekawie. Na szczęście, po twojej stronie stanęli dwaj inni goście gospody, krasnolud i niziołek. Najwyraźniej również zauważyli, że oskarżenia najemników są bezpodstawne. Po krótkiej wymianie zdań i argumentów (bardziej argumentów), najemników wyniosła z sali obsługa karczmy. Twoi nowi towarzysze, przedstawili się jako Dal-Makaz i Gerrin Carmund. Może nie do końca do ciebie pasowali, ale również zmierzali na północ, więc następnego ranka skoro świt, wspólnie wyruszyliście w drogę.
Gerrin Carmund, Dal-Makaz i Tharivol
Wyruszyliście z gospody zaraz po śniadaniu. Po kilku godzinach podróży, waszym oczom ukazał się bardzo niecodzienny widok. Na pniu obok traktu siedziała olbrzymka. Właściwie może to była półolbrzymka, bo jak na przedstawiciela swojej rasy, nie była wcale aż tak strasznie wysoka. Siedziała i zajadała smacznie śniadanie. Zgłupieliście. „Olbrzym w tych stronach?”. Nie wiedzieliście za bardzo co zrobić, ale pierwsze słowa, które wyszły z ust kobiety, zaskoczyły was jeszcze bardziej, niż sam jej widok.
-Macie miód?
Półolbrzymka przedstawiła się, jako Kea. Jej pogoda ducha urzekła was dość szybko. Trzeba przyznać była to niesamowita istota. Niezwykle miła i grzeczna, a do tego zachowywała się jak dziecko. Ona też zmierzała do Wrót Baldura i wspólnie zdecydowaliście, że pozostałą część drogi przemierzycie we trójkę.
Kea
Po załatwieniu swoich spraw w Beregoście, wyruszyłaś w dalszą drogę na północ. Nie niepokojona, przez żadne istoty (w końcu, kto o zdrowych zmysłach, chciałby zadzierać z kimś twojej postury?), pewnie zmierzałaś do Wrót Baldura. Po dwóch dniach podróży, minęłaś gospodę „Pomocna Dłoń”, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu, jednak nie zdążyłaś ujść zbyt daleko, gdyż ten cały męczący, gorący dzień dał ci się porządnie we znaki. Zadecydowawszy, że nie ma sensu wracać, rozbiłaś obóz na polanie w pobliżu traktu, a rankiem następnego dnia miałaś zamiar wyruszyć dalej. Noc była bardzo ciepła, więc wyspałaś się doskonale. Zwinęłaś obóz i stwierdziłaś, że zaraz po śniadaniu wyruszysz dalej. I wtedy właśnie, na trakcie pojawiły się trzy bardzo miłe maluchy. Człowiek, niziołek i krasnolud. Co prawda nie mieli miodu (jakaż szkoda), ale siedli chwilę z tobą i okazało się, że zmierzają podobnie jak ty na północ do Wrót Baldura. „No cóż, w czwórkę zawsze raźniej niż samemu” pomyślałaś i już po chwili wędrowaliście wspólnie.
Totalna Amnezja - Epizod pierwszy.
Było gorąco. Właściwie to nie. Dla wędrowców na trakcie z Beregostu do Wrót Baldura było zdecydowanie ZA gorąco. Podobna pogoda utrzymywała się już od kilku dni, i powoli zaczynało to być męczące. Dobrze, że chociaż raz na jakiś czas powiał delikatny chłodny wiaterek, który mógł schłodzić czoła bohaterów. Ostatnimi czasy, na trakcie było bardzo niebezpiecznie. Bandyci napadali na karawany kupieckie oraz na samotnych wędrowców, dlatego też towarzystwo grupy, dawało każdemu pewne poczucie bezpieczeństwa, a poza tym wiadomo, w grupie zawsze raźniej. Ten dzień, miał być kolejnym spokojnym dniem na trakcie. Miał być. Rankiem, po zwinięciu obozu i krótkim posiłku wędrowcy wyruszyli w dalszą podróż. Po około trzech godzinach wędrówki, twarze całej czwórki rozpromieniły się, gdyż na horyzoncie ujrzeli las. Las oznaczał cień, a cień oznaczał wreszcie trochę odpoczynku od tego cholernego słońca. Trakt prowadził wędrowców pomiędzy drzewami, ale mimo to, szeroka ubita droga pozwalała na swobodne minięcie się dwóch wozów, czy na jazdę konną. Dookoła roznosił się cudowny zapach grzybów i ściółki leśnej. Wiatr smagał delikatnie swymi podmuchami drzewa, kołysząc liście, które prawie niezauważalnie tańczyły w rytm podmuchów. Subtelny szum, był niezwykle kojący dla uszu a cień dał wreszcie odrobinę wytchnienia zmęczonym wędrowcom. Dookoła ćwierkały ptaki, raz nawet wiewiórka przebiegła podróżnikom drogę, zatrzymawszy się na środku traktu badawczo na nich spojrzała, a następnie uciekła między drzewa. Tak, ten las zdecydowanie żył własnym życiem. Po kilkudziesięciu minutach leśnej wędrówki, gdy bohaterowie zbliżali się do zakrętu, usłyszeli hałas za plecami. Najprawdopodobniej zbliżał się do nich jeździec na koniu i zbliżał się bardzo szybko. Cała czwórka przystanęła w miejscu, w końcu nigdy nie wiadomo, co może wyniknąć ze spotkania z nieznajomym na trakcie. Po krótkiej chwili, jeździec pojawił się w ich polu widzenia. Był to wysoki, chudy mężczyzna. Jego czarne krótkie włosy, były bardzo starannie przystrzyżone. Miał na sobie bardzo kunsztownie zdobione czarne spodnie i koszulę. Do wierzchowca przywiązane były dwa bukłaki. Wędrowców uderzyła w oczy, powłóczysta, granatowa szata, którą mimo upału miał na sobie.
„Jak on może jechać tak ubrany? Pewnie już się ugotował od tej temperatury.” – ta myśl przemknęła przez głowy całej piątki. Gdy tylko jeździec zauważył bohaterów zwolnił nieco, tak jakby chciał im się lepiej przyjrzeć, a następnie spiął konia i znów ruszył galopem. Mijając ich, nawet na nich nie spojrzał, a jedynie przejechał obok i natychmiast zniknął za pobliskim zakrętem. Wyraźnie się spieszył. Wędrowcy ruszyli dalej, nie przejmując się zbytnio dziwnym jeźdźcem i wtedy wydarzenia potoczyły się w ekspresowym tempie. Koń nieznajomego, który zdążył odjechać już na kilkadziesiąt metrów został trafiony dwoma strzałami. Wierzchowiec stanął dęba zrzucając jeźdźca na ziemię a następnie runął na niego, przygniatając jego nogi swoim ciałem. W tym samym czasie z lasu wyłoniło się dwóch solidnej postury mężczyzn ubranych na czarno, w kapeluszach z szerokim rondem. U boków mieli przywiązane miecze. Jeździec nie próbował uwolnić swoich nóg spod ciała wierzchowca. Ba, nie ruszał się wcale. Najwyraźniej stracił przytomność. Napastnicy powoli zbliżali się do bezradnego człowieka najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że nie są jedynymi aktorami na scenie. Gdy jeden z nich poszedł do nieprzytomnego nieszczęśnika i zaczął czegoś przy nim szukać, z lasu wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Ubrani byli tak samo, przez ramiona mieli dodatkowo przewieszone łuki. Jeden z nich krzyknął do człowieka, który przeszukiwał jeźdźca.
-Aldeth! Zabieraj papier i zmywamy się stąd. Migiem!!!
Jedno było pewne. Jeśli wędrowcy chcieli pomóc nieznajomemu, to musieli zareagować natychmiast.
W pierwszym poście opiszcie swoją postać