[WFRP] Burza Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

[WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Kilka zasad, które wszyscy znają na pamięć:

- piszemy w 3 osobie czasu przeszłego
- mysli w cudzysłowiu, zdania wypowiadane od myślnika i kursywą
- pogrubione imię postaci przed postem
- posty w miarę rozbudowane, choć bez przesady (nie chcę jedno linijkowych skrawków ani wypracowań na całą stronę ;))
- 1 post na 48 godzin to swoiste minimum, z mojej strony również możecie liczyć na częste update'y.

PORZUCONA WATAHA:

Markus Linderoth, sierżant 5. Kompanii Mieczników Wolfenburskich (Serge)
Aluthol Vileren, elficki strażnik dróg (Ravandil)
Ardel, myśliwy - zginął w bitwie z goblinami na trakcie wolfenburskim
Hubert von Kaulitzröden, przemądrzały rajtar (hyjek)
Nordin, krasnoludzki inżynier i obieżyświat - zginął podczas szturmu nieumarłych na wioskę niedaleko Wolfenburga
Ninerl Nerethin, elfia banitka (Ninerl)
Viroth, sadystyczny elf-zwadźca (Ant)
Rianneth, leśny duch - zginął podczas szturmu nieumarłych na wioskę niedaleko Wolfenburga
Li Mei, najemniczka (Megara)

Tyle tytułem wstępu. Życzę wszystkim miłej gry i dobrej zabawy. Gramy!

ROZDZIAŁ I: WRÓG U BRAM

Niels de Vries

Wysoki, barczysty człowiek w zaawansowanym już wieku stał przy jednym z okien twierdzy Wolfenburga. Wstający świt sprawiał, że promienie odbijały się od kirysu rycerza. Głowa szarego wilka wyrysowana na piersi szczerzyła kły. Jakby wiedziała co się zbliża. Niels westchnął głęboko, gdy drzwi do jego gabinetu uchyliły się i drobny, starszawy człowiek wszedł do środka. Złoty łańcuch na piersi tegoż wskazywał na pozycje kanclerza, jeśli w ogóle taka instytucja ostała się w tych ciężkich czasach. Niebieskie oczy de Vriesa, jaśniejące siłą, ale także zmęczeniem spoczęły na nowo przybyłym.

-Jakie wieści tym razem Henryku?
Starszec odchrząknął i skłonił się lekko. Dopiero wtedy zaczął mówić, drżącym i osłabionym przez długie życie głosem.
-Zwiadowcy meldują, że niewielkie patrole Archaona już docierają w te okolice. Mało ich jeszcze i nieliczne, ale zagrażają wioskom i trasportowanym zapasom. Najemnicy wysyłani są ciągle po nowe zapasy, część z nich nie wraca. Ale na wysyłanie większych oddziałów nas nie stać. Spichlerze i magazyny są już prawie zapełnione, okoliczna ludność kłębi się po karczmach i wszędzie tam gdzie można spać. Wzmacnienie murów wciąż trwa.

Niels kiwnął głową kanclerzowi. Nie musiał nic mówić, by ten oddalił się cicho. Wrócił powoli do okna, wiatr wiejący przez niezamknięte okno rozwiewał i splątywał mu posiwiałe włosy. Nie przejmował się jednak takimi szczegółami. Na jego głowie spoczęła obrona Wolfenburga, pierwszej twierdzy Imperium na drodze Chaosu. On jednak wiedział jak to będzie wyglądać. Zmówił już modlitwę do wszystkich znanych bogów Imperium, nic innego bowiem pomóc nie mogło.

Andreas Gelter

Był szczęśliwym człowiekiem. Tak stwierdził ostatnio, gdy Anna powiedziała mu, że jest w ciąży, a on ze zwykłego pomocnika w miejscowej kuźni awansował na najemnika. Lepiej będzie zarabiał na pewno, mimo że robota niebezpieczna. Tak mówili. Ale on w to nie wierzył, armie chaosu zbliżały się, ale i tu się zatrzymają! Cesarz na pewno przyśle posiłki, a Wolfenburg nigdy jeszcze nie ugiął się podczas inwazji. Tu się chaos zatrzyma i tu zostanie zniszczony!

Jechał teraz wraz ze swoją kompanią najemników ku jakiejś wiosce, kilkanaście kilometrów od miasta. Prosta sprawa, nawet oddalali się od tych całych armii. Mieli tylko zabrać ludzi i tyle jedzenia ile się dało i wrócić do miasta. Nawet nie zajmie im to całego dnia przecież. Spoglądając na ponurego, najwyraźniej doświadczonego wojownika, jadącego przed nim, zagadując wesoło.
-Spokojny dzionek nieprawdaż? Tak nas straszyli tym chaosem, ja tam nic nie wi...
Wojownik jedynie machnął ręką i syknął groźnie:
-Cisza! Coś się święci.
-A tam gadanie! Ja nic nie wiii... rhhhh...

Ostatnie słowa Andreasa przerwał świst strzał, wypadających z lasu. Jedna z nich trafiła młodego najemnika, przybijając mu szyje. Ostatnie co widział, spadając z konia i pogrążając się w ciemności to masa człekokształtnych, potwornych bestii wypadających z lasu i resztę kompani wyciągającej broń i ustawiającej się w szyku. Jego walka jednak już się skończyła...

Porzucona Wataha

- WATAHA!!- wyznaczony wam oficer, wyraźnie doświadczony wojownik i tak samo jak doświadczony paskudny z gęby, ryknął do zebranych przy nim najemników, krzycząc co najmniej kilka razy za głośno niż było potrzeba - Jestem Felix Hubschmann i będę wami dowodził. Moim zastępcą jest sierżant Markus Linderoth! - wskazał na ponurego wojownika, o długich do ramion czarnych włosach - Będziem teraz wszystko robili razem, od szczania do walki! Każde z was ma się słuchać dowódców bez szemrania, kłócić się możecie podczas postojów i w karczmach! Nie jesteśmy kurami domowymi tylko żołnierzami do jasnej cholery!! - kilku wyraźnie mało doświadczonych "najemników" zadrżało - Dobra, do rzeczy. Dali nam zadanie - mamy dotrzeć do wiochy, kilka godzin stąd. Zabrać ludzi i tyle żarcia ile damy rade. Dostaniemy konie, cztery wozy, woźniców i żarcie na dzień. Kto nie ma to dostanie i broń. Macie pół godziny na zebranie się do kupy, na spóźnialskich nie czekam. Rozejść się!!

Było was w sumie czternaście osób, nie licząc oficera. Niektórzy wydawali się jednak niedoświadczeni w boju, wręcz wyrwani ze swych zwykłych obowiązków. Najstarszy rangą i chyba najbardziej doświadczony był oczywiście Felix, który mimo wyglądu typowego bandziora wiedział raczej co robi. Oprócz was do kompanii zaciągnęło się jeszcze kilka osób. Nordin nie był jedynym krasnoludem w waszej ekipie. Był jeszcze drugi khazad. Ubrany w ciężką zbroje z dwuręcznym toporem na plecach. Mało mówił, poza tym, że na imię miał Hargin nie dowiedzieliście się wiele. Jedynie pocierał swą długą, rudą brodę i albo mruczał coś pod nosem albo pierdział. Dalej było już gorzej. Ilsa i Andreas, para ludzi w młodym wieku, ubranych po wieśniacku. Łuki w ich rękach wyglądały raczej śmiesznie, a oni sami przyznali się, że jeszcze nie tak dawno robili za prostych pasterzy. Dieter był człowiekiem przy tuszy. Zapakowany w świetnej jakości kolczugę, garnczkowy hełm, z mieczem przy boku i dziesięciostrzałową kuszą na plecach sprawiał wrażenie raczej... klauna. Ale uparł się, że dołączy do najemników. Był podobno synem bogatego kupca, jednak jego ojciec przepadł ostatnio bez wieści. Mimo doświadczenia Dietrich postanowił w pojedynkę rozprawić się z Chaosem. Następny, Pieter miał lekki miecz przy boku i kilka noży w pasie zawieszonym przez ramię. Postanowił wyrwać się z biedy, biedy, która wyraźnie odbijała się na jego schorowanej twarzy, pokrytej szczeciną, a brudne i pocerowane ubranie i jego zapach nie zachęcały do bliższego poznania. Jak sam mówił nie miał nic do stracenia. Martin, bardzo szczupły, blady na twarzy mężczyzna (niektórym wyglądający na chodzące zwłoki) w średnim wieku był medykiem Watahy. Słuchy chodziły że przywędrował do Wolfenburga z Averheim, gdzie był zamieszany w jakąś aferę z porywaczami zwłok. Ludzi znających się na leczeniu jednak potrzebowano w tych trudnych dniach, toteż nikt nie wnikał w szczegóły tej afery i czy medyk był winny czy nie. Ostatnia i jednocześnie chyba najprzyjemniejsza z całej kompani była Giselle. Ruda, młodziutka kobieta była wyjątkowo roześmiana i gadatliwa. Nie chciała się jednak przyznać co robiła przed dołączeniem do najemników, a przy niej zobaczyliście jedynie sztylet, ukryty zresztą w bucie.

Miasto wrzało. Tysiące uchodźców zebrało się w obrębie jego murów, szukając zajęcia, noclegu, lub po prostu pomagając jak tylko mogło. Przez ulice trzeba było się przeciskać, na murach setki ludzi pomagało przy wzmacnianiu ich. Co i rusz natrafiało się na patrole wojska a także na fanatyków wygłaszających swe chore teorie na temat końca świata. Kupcy rozkładali swe kramy gdzie popadło, próbując sprzedać choć trochę towaru zanim zacznie się oblężenie. Ceny żywności już teraz mocno poszły w górę, mimo tego w karczmach tłoczyło się mnóstwo ludzi, popijających piwo czy spożywających posiłek. Miejsca nie było prawie nigdzie.

Świt powoli wstawał nad stolicą Ostlandu. Ogromny, jakby wyczuwający co się święci Morrslieb właśnie zniknął za horyzontem, ustępując miejsca słońcu, przygrzewającemu dość solidnie w ten późno wiosenny dzień. Pieter oraz para pasterzy mruknęło coś o uzbrojeniu, udając się ku zbrojowni. Giselle natomiast, z charakterystycznym dla niej uśmiechem, ukazującym dołeczki w policzkach, zawołała wesoło.
-To jak?! Coś na rozruszanie kości przed wielką wyprawą szlachetnej kompani najemników idącej ratować świat? Tu niedaleko dobra karczma jest. Idziemy?
Jej perlisty śmiech został zagłuszony przez gwar ulicy, gdy otworzyła drzwi garnizonu wychodząc na zewnątrz. Hargina zachęcać nie trzeba było by podążył za nią. Jedynie Dietrich postanowił zostać w garnizonie, pogrążając się w swoich myślach. A jakie plany mieliście Wy?

Archaon

Wstający świt przyniósł kolejne dobre wieści. Archaon siedział na wielkim, czarnym koniu, spoglądając na południe, ku Ostalandowi i pierwszemu celowi jego armii - Wolfenburgowi. Jego myśli zakłócił zakuty w czarną zbroję wojownik, który podjechał do niego kłusem, kłaniając się jak najniżej mógł nie schodząc z konia.
-Panie! Nasze pierwsze zastępy docierają do Wolfenburga. Wszystko idzie zgodnie z planem. Złapaliśmy ludzkich zwiadowców, którzy mówią, że Wolfenburg nadal nieprzygotowany. Mało wojska, zwykli mieszkańcy będą bronić miasta! Zwycięstwo jest nasze Mistrzu, niech chwała będzie Tzeenchowi!

Archaon jedynie machnął ręką odprawiając posłańca. Powrócił do swych myśli. Marienburg... jak już zdobędą miasto Białego Wilka całe Imperium będzie stało otworem. Już niedługo... Chaos powraca na te ziemie, a on dostąpi potęgi u boku Tzeencha!


W pierwszym poście standardowo - opiszcie swoich bohaterów i ew. nawiążcie jakąś rozmowę.
Ostatnio zmieniony czwartek, 21 czerwca 2007, 15:13 przez Vibe, łącznie zmieniany 4 razy.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

Mężczyzna mógł mieć około trzydziestu lat. Spod długich do ramion czarnych włosów wyzierała twarz, którą wiele młodych i majętnych mieszczanek uznałoby za przystojną. Niebieskie oczy sierżanta przez większość czasu były "martwe", nie widać było w nich żadnych uczuć; jedynie czasem pojawiał się w nich błysk... nienawiści... szaleństwa... Jego odzienie nosiło ślady długiego użytkowania, wysokie lekko znoszone buty naciągnięte były na skórzane spodnie dobrej jakości. Spod znoszonego czarnego płaszcza, widać było blachy pogiętego miejscami napierśnika. Przez niego przewieszony był pas obciążony długim mieczem półtoraręcznym. Za pasem tkwiły zatknięte dwa pistolety. Przy czarnym wierzchowcu Markusa wisiała wypchana torba podróżna, kusza wraz z kołczanem bełtów i lekka drewniana tarcza jazdy.
Popatrzył po zebranych. Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Mam nadzieję, że nie rozsieką nas przy pierwszej okazji... – padło z jego ust mało pokrzepiające, ale prawdziwe.
Kompania? Czym tu w ogóle dowodzić? Banda na szybko skrzykniętych kmieciów, zniewieściałych mieszczan, dwóch krasnoludów, paru elfów i kilku parszywych apaszów, jeszcze wczoraj srających w kąt jakiegoś wilgotnego lochu. Istna, psia mać, sielanka!
„Niech to szlag”, pomyślał Markus i dał temu spokój. Połowa z nich, jeśli nie więcej, wyciągnie kulasy w pierwszej potyczce, druga, ta mądrzejsza, spieprzy w las i przy sporej dozie szczęścia dotrze na południe, po czym zaszyje się w mieście pokroju Nuln lub Middenheim.
Nie tak to miało wyglądać, nie tak. De Vries twierdził (gwoli ścisłości - twierdzili tak namaszczeni przez niego żołnierze pokroju Hubschmann'a), jakoby dla żadnego żołdaka nie miało zabraknąć złota, jakoby sakiewki miały się wypełnić, brzuchy napchać, a honor i duma spęcznieć niby pozostawiony w wodzie groszek. Jasne. I przeklinał tego idiotę co go oddelegował z 5. Kompanii Mieczników do służby w drużynie co ją jakiś mądry nazwał „Porzuconą Watahą”. Zobaczymy jaka z nich wataha jak w bój pójdą. „Sigmarze, w jakież gówno ja się wpakowałem!”
Zerknął na oddalającą się w stronę karczmy hałastrę, wsłuchał w wesołe rozmówki i psioczenia co bardziej "wprawionych w boju".
Sięgnął do sakiewki wyjmując z niej dwie złote korony. „Trzeba coś zjeść. Kto wie, może to ostatni posiłek w życiu”.
- Idziecie? - rzucił do nowych towarzyszy broni.
Po czym skierował się do karczmy o której wspomniała Giselle.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Dziewczyna była szczupła i niezbyt wysoka, ot taka nieco powyżej średniego wzrostu. Trudno było określic jej wiek, wyglądała na ludzkie 19. Długie, ciemno blond włosy, skręcały się w pojedyńcze loki, sięgając połowy pleców. Kilka pasmek splecione było w mały warkoczyk, opadający na jej prawe ucho. Miała szaroniebieskie oczy i dość jasną skórę.
Ubrana była w nieco podniszczone ciemnoszare ubranie, długi czarny płaszcz, wysokie, cięzkie, skórzane buty. Spod wierzchniej tuniki, przebłyskiwał fiolet spodniej i drobne ogniwka kolczugi. Na szyji miała srebrny wisiorek, przedstawiała jakiś skomplikowany symbol.
Na plecach wisiał typowy, elficki łuk z ciemnego drewna, pasujący do niego kołczan, pełen strzał z czerwonymi lotkami. Przy pasie miała jednoręczny miecz i jeszcze dość długi sztylet. Obydwa ostrza wyglądały na dobrej jakości rzemiosło elfów.
Obejrzała dokładnie nowych "towarzyszy". Co ją u licha podkusiło, żeby się zaciągać? A co gorsze, czemu zachciało się jej odwiedzić akurat Wolfenburg?
Całe szczęście, że nie była jedynym długowiecznym w oddziale. To ludzkie określenie zawsze bardzo ją śmieszyło.
Jakiś, paskudnie wyglądający człowiek, przedstawił się jako ich nowy dowódca. Wskazał ludzkiego wojownika, jako swojego zastępcę. Nastepnie dalej, wrzeszcząc, ciągnął swoją mowę. Ninerl nie rozumiała, czemu tak krzyczy. "Przecież chyba wszyscy słyszą" skrzywiła się. Na wzmiankę o kłótniach, uniosła brwi. Ona nie zamierzała się kłócić. A zwłaszcza teraz. "Chociaż ludzi są dziwni" pomyślała "Więc on może to mówi, tak na wszelki wypadek."
Broń miała swoją, wierzchowca też.
Wataha jak skonstantowała Ninerl, była wielorasowa.
Ona i jej pobratymcy, dwa krasnoludy, a reszta to ludzie. Od jednego z nich zamierzała się trzymać z daleka. "Mogłby się umyć" pomyślała "Może trzeba mu to uświadomić? Skoro już tak cuchnie, to wolę nie myśleć jaki odór będzie wydzielał za parę tygodni. Przywabi do nas zwierzołaki samym zapachem".
Ta młoda, ludzka kobieta coś wspomniała o karczmie. "Czemu nie" pomyślała Ninerl "W końcu trzeba jakoś poznać tych ludzi, skoro mam z nimi współpracować".
Na "szlachetną kompanię najemników" parsknęła śmiechem. Dziewczyna była naprawdę zabawna.
- Czemu nie...- odparła na pytanie człowieka. Wyszła za nowymi towarzyszami w stronę karczmy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Po jaką cholerę ten idiota drze tego ryja? - mruknął do siebie Hubert, odpoczywając właśnie w pozycji stojącej od siodła swojego konia.
Średniego wzrostu mężczyzna o dumnej twarzy zdradzającej arystokratyczne pochodzenie przyglądał się właśnie pozostałej załodze "watahy". Jego krótkie, czarne włosy idealnie współgrały z zarostem, jeszcze ciemniejszym, pod względem koloru porównywalnym do smoły. Był dość przystojny - nie jedna kobieta dała się już skusić jego zielonym oczom, nienagannej, prostej sylwetce (skutek częstej jazdy na koniu) i absolutnym brakiem jakiejkolwiek blizny. Wszystkiego dopełniał jego młody wiek - 19 lat czyniło go prawdopodobnie najmłodszym członkiem kompanii. Najmłodszym bynajmniej nie oznaczało w tym przypadku najmniej doświadczonym czy odważnym, co zresztą zamierzał w najbliższym czasie udowodnić. Ubrany był w mundur "Porzuconej Watahy". Na klatce piersiowej miał dziwny kaftan ze specjalnymi przegrodami na dwie pary pistoletów. Przy jednym i drugim boku zwisała szpada i lewak.
Usłyszawszy propozycję pójścia do knajpy nie protestował. Jego wzrok od razu przykuła elfka, Ninerl się chyba nazywała, o ile dobrze pamiętał. Tradycyjnie chciał już podejść i ropocząć swój opanowany już niemal do perfekcji rytuał flirtu, jednak jakiś wewnętrzny głos powiedział mu: Stary, to elfka jest, skoro zaczniesz z nią, to równie dobrze mógłbyś podrywać krasnoludzice. Grymas na twarzy pojawił mu się na tą niesmaczną myśl. Wiele wskazywało na to, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy nie tylko nie będzie czasu na podryw, ale i odpowiednich osób...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol Vileren

Wraz z oddziałem najemników z "Porzuconej Watahy" wjechała do osady dość dziwna postać. Wysoka, szczupła, na czarnym dostojnym rumaku. Nawet z daleka nietrudno było rozpoznać smagłą elfią sylwetkę. Tajemnicza postać ubrana była w czarny płaszcz, niemal przesłaniający cały korpus, a na głowie w świetle słońca lśnił szyszak, spod którego wyglądały długie, białe włosy. Wprawne oko było w stanie dostrzec wizerunek gryfa na piersi elfa, a także zdobna rękojeść miecza przypasanego do boku. Na plecach wisiała kusza, nieczęsty widok u przedstawicieli tej rasy. Było jeszcze coś, co budziło niepokój na widok tej osoby... Oczy. Jasnozielone, przenikliwe spojrzenie omiatało co i raz otoczenie drogi, czasem z zamyśleniem spoglądał w niebo. Postać wyglądała dość młodo jak na elfa, około 40-50 lat. Wrażenie psuła nieco zmęczona twarz i wyraźna blizna na czole, na pewno pamiątka jakiegoś nieprzyjemnego zajścia. Ów nieznajomy nazywał się Aluthol. Aluthol Vileren. Elf z Laurelorn, jeden z przedstawicieli dumnego rodu leśnych elfów. Jak trafił do "Porzuconej Watahy"? Można powiedzieć, że przypadkiem. Wraz z oddziałem elfich jeźdźców przemierzał szlak w kierunku Wolfenburga. Na skutek złego dowódctwa i kłótni oddział rozpadł się. Wydawało sie to dziwne, a zarazem smutne, że duma wzięła górę. Ale Aluthol nie miał zamiaru rezygnować. Całe życie szkolił sie w walce mieczem, szermierce i posługiwaniu się kuszą, i po prostu nie mógł się teraz wycofać. Kompania najemników wydała mu się przyjazna. Garstka ludzi, paru krasnoludów. Dobrze, że nie było niziołków. Niespecjalnie za nimi przepadał, tylko plątały się pod nogami. Tylko dowódca wydawał mu się nieco niesympatyczny, w każdym razie zbyt przemądrzały miejscami. Przez takich jak on spadła wartość bojowa niejednego oddziału. Jednak wydawało się, że Felix wie co robi i Aluthol postanowił mu zaufać. Wiedział, że kompanie najemników rządzą się innymi prawami niż regularne oddziały. W milczeniu dotrzymywał kroku oddziałowi. Niespecjalnie miał ochoty na pogaduszki. Wolał być skupiony przez cały czas. Ale podczas postoju pozwolił sobie na chwilę wytchnienia. Zsiadł z konia i ruszył w kierunku karczmy. Zamierzał coś zjeść, niezbyt dużo, ale na pewno nie miał zamiaru pić czegokolwiek oprócz wody. Znać było twarde wojskowe wychowanie, jakie zafundował mu ojciec i rada wojskowa. Ale nie żałował tego. Czuł, że w jego obowiązku jest wziąć udział w walce z Chaosem. To siedzi gdzieś głęboko w sercu... Na razie wolał się zrelaksować, wczuć się w klimat kompanii, póki mają chwilę wytchnienia. Potem nie będzie czasu na rozmowę, a tym bardziej o relaksie będzie można zapomnieć...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

Niewątpliwie najwyższy w całej 5 Kompanii Mieczników był pewien elf. Był bardzo chudy, jednakże to podkreślało jego dość wytrenowane mięśnie. Posiadał długie srebrne włosy. Wśród nich majaczyło kilkanaście cienkich warkoczy, które służyły raczej do powstrzymywania pozostałych włosów od lecenia przed kruczoczarne oczy, niż do ozdoby. Był ubrany w ciemne zwiewne ubrania. Z pancerzy miał na sobie tylko skórzaną kurtę, również ciemną. Jego uzbrojenie stanowił dziwny w swej budowie długi miecz. Jego ostrze miało mnóstwo wcięć i kolców. Rękojeść była tylko minimalnie osłonięta. Jego tarcza była szara. Na niej widniał czerwony smok. Przy pasie miał lewak. Z nad cholewy porządnie wykonanego, aczkolwiek trochę schodzonego buta było widać tylko kawałek rękojeści, pewnie jakiegoś sztyletu.
Przez całe przemówienie mierzył wzrokiem całą ekipę najemników starając się ocenić ich umiejętności bojowe. Krzyk sierżanta sprawiał, że u elfa pojawił się na twarzy ironiczny uśmiech. Ten natychmiastowo się powiększył gdy ktoś coś wspomniał o karczmie.
"Ktoś tu jednak myśli" stwierdził.
- Czas na ostatnie chwile zabawy - powiedział pod nosem i ruszył powoli w kierunku niewątpliwie jednego z bardziej ciekawych budynków miasta.
Awatar użytkownika
BLACKs
Tawerniany Cygan
Tawerniany Cygan
Posty: 3040
Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: BLACKs »

Nordin
"Każda okazja jest dobra, by zwiedzić kawał Starego Świata."

Tak, tak, tak... Tak mawiał jego ojciec. Tak mawiał jego brat. Tak mawiał Okazor i Alnin, pod których okiem studiował inżynierię. Do tego typowego dla krasnoludów - obieżyświatów przysłowia powinno się dodać jeszcze mały, acz dla Nordina bardzo znaczący przypisek:

(...), lecz lepiej z niej zrezygnuj, jeśli podróżujesz z drzącym mordę człekiem!"

Toć do jasnej cholery! Jak można tak się drzeć... Wyższy od drugiego brodacza Nordin skwasił się, jakby wypił szczochy zamiast miodu. Mimo wzrostu, był chudszy i mniej barczysty od swojego towarzysza. Zamiast ciężkiej zbroi miał na sobie zwykłą skórzaną kurtkę i brązowe ubrania podróżne, mocno zdarte wieloma podróżami, które odbył... Jego topór był o wiele mniejszy od harginowskiego, lecz pięknie zdobiony rodowymi symbolami. Za pasem Nordin miał to, co odróżniało go od reszty Porzuconej Watahy - dwa pistolety, naturalnie khazadzkiej roboty. Gładził się lewą, czteropalcą ręką po brodzie.

- To może być nasze ostatnie, wspólne chlańsko. Następnym razem przy kuflu spotkamy się w zaświatach, Ha! - Nordin burknął jeszcze coś niezrozumiałego pod nosem i niemalże pierwszy wbiegł do karczmy, jakby wyczuwał dobry trunek na kilometr.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

W karczmie

Ani Ilsa i Andreas, ani Dieter czy Pieter nie dotrzymali wam towarzystwa. Dwójka pasterzy zresztą wykręciła w inną stronę tuż przed karczmą. Siedzieliście więc w szóstkę, popijając ciężko zdobyte przy szynku piwo; niektorzy z was spożywali ostatni przed wyjazdem posiłek. No, może prócz Giselle, która niknęła co chwile w tłumie, wracając z uśmiechem. Nawet postawiła wam kolejkę, ale skąd miałą pieniądze, nie chcieliście wiedzieć. Hargin wypiwszy kilka głębszych odzyskał nawet rezon i jadaczka mu się prawie nie zamykała. Pierdnął soczyście przy stole który zajmowaliście, a na gębie pojawił mu się szeroki uśmiech.
- Najemniki z tej kompaniji rzadne, prawda bracie? - szturchnął lekko siedzącego obok Nordina. - Toż nas wybiją od razu jak każdy będzi sobie. Walczył ja już z *tfu* chaosem i zmutowanymi skurwielami. Miękkie to bydło, strachem się posługuje tylko. Toż ja wam mówie, pójdziem na takich w szyku to ich rozniesiem! Tylko trzeba tych chłopków co podołonczali na wozach trzymać, coby nie pouciekali, rabanu nie porobili i nie przeszkadzali! Ot pokażem ścierwom!
Skończywszy przemowę nieokrzesany krasnolud przechylił wielki kufel jeczmiennego piwa do dna i beknął gromko. Pół godziny minęło jednak szybko, więc zebrawszy się ruszyliście ku koszarom.

Porzucona Wataha

Wozy, wraz z woźnicami, stały już przed budynkiem, gdy do niego dotarliście. Przyprowadzili również wasze konie, na które niektórzy wsiedli całkiem niezgrabnie. Pasterze tu przodowali. . Na zwierze nie wsiadł natomiast w ogóle Hargin, który jedynie chwycił kusze podaną przez sierżanta i usiadł na koźle, obok woźnicy pierwszego z wozów. Nordin z lekkością i pewnym obyciem wsiadł na przysadzistego kuca. Oficer sprawdzając czy wszystko jest jak należy, ryknął do was:

- Ma być porządek! Markus, powiedz im jak mają stać i co do cholery robić, gdy zobaczą przeciwnika. Niech mi który tu k**wa spróbuje spieprzać! Zbijamy się w kupe i bronimy, nie robić mi tu samotnych wypadów i nie gonić jak przeciwnik zwiewa. Zrozumiano??!! No. Jazda!

Hubschmann, chwiejnym nieco krokiem, najwyraźniej spędzał aktywnie te pół godziny, podszedł do swojego konia i zwinnie wskoczył na siodło. Ruszyliście przed siebie, przebijając się przez tłum i dość szybko wyjeżdzając południową bramą. Wprawne oko Hargina szybko oceniło ten obiekt jako "rozpadające się gówno", gdy mijaliście pracujących jak w ukropie ludzi. Ale nawet dla was zauważalne były rysy i pęknięcia na murach. To nie wróżyło niczego dobrego.

Trakt był jednak dobrze utrzymany i w blasku słońca wjechaliście w południowy las. Słyszeliście uwagi pasterzy, którzy rozmawiając ze sobą cicho wspominali jak w tym lesie ginęli ludzie. Nawet w czasach pokoju. Konie wyczuwając zdenerwowanie tej dwójki parskały niespokojnie. Reszta jednak jechała równym tempem, nawet pogrążony w myślach Dieter czy obładowany każdą możliwą chyba bronią Pieter. Ten najwyraźniej próbował skorzystać z hojności władz i wybrał sobie broń. Tyle ile był w stanie unieść.

Markus

Gdy zagłębiliście się w lesie podjechała do ciebie Giselle, uśmiechając się promiennie, w swoim stylu.
- Hej! wojowniku. Zawsze takiś mrukliwy? Życie jest jedno, trzeba się bawić i śmiać póki można, za chwile możesz już nieżyć jak to mówią.
Dziewczyna roześmiała się cicho, podjeżdzając jeszcze bliżej ciebie. Na koniu jeździć umiała, ale nie to interesowało cię najbardziej. Jej zgrabne kształty przyodziane w lekką skórę, uwypuklone przy tym znacząco, kusiły i budziły pożądanie. A także coś, co uśpione było w tobie chyba od zawsze. Cóż, czasy się zmieniają...

Viroth

Niedługo po wyjeździe, twój miecz najwyraźniej przykuł uwage oficera. Biorąc cię najwyraźniej za zwykłego mieszczucha, a zwykły mieszczuch takiego miecza według niego mieć chyba nie powinien, odezwał się szorstko.
-Te! A skądżeś takie cacko wyciągnął co? Szlachcica jakiego na szlaku ograbiłeś i miecz mu zabrałeś?
Dowódca roześmiał się głośno i zatoczył na siodle, ledwo utrzymując równowage. Zauważyłeś, że przy boku ma manierke, z której co jakiś czas pociąga. Czarno widziałeś waszą przyszłość pod jego dowództwem w takim stanie...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

Ruszył tuż za oficerem. Zmrużonymi lekko oczyma, w pełni skoncentrowany wodził wzrokiem z jednej strony szlaku na drugą przyglądając się terenom wokół traktu. Na razie nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa, ale w dzisiejszych czasach niczego nie można być pewnym. Po chwili zauważył podjeżdżającą dziewczynę. Linderoth milczał przez chwilę, spoglądając na nią. Prześliznął wzrokiem po tym i owym, nie siląc się na subtelność. Widoki spodobało mu się. Pełne piersi, ładna buzia i figura. Jak dawno już nie miał kobiety? Nie, nie jakiejś dziwki, która za pieniądze była gotowa zrobić wszystko, ale prawdziwej kobiety z krwi i kości która stroiłaby miny, wykłócała się o pierdoły, przymilała i rzucała we wściekłości wszystkim, co wpadło jej w dłoń? Bardzo dawno. A co tam.
Uśmiechnął się w końcu ledwo zauważalnie, jakby nieco kpiąco.
- Na zabawy i korzystanie z życia przyjdzie czas jak to wszystko się skończy. A teraz racz wybaczyć, słonko - mam pracę do wykonania. Przyjdzie czas i miejsce, to w cieple paleniska, przy jadle i napitkach pogawędzimy.
Przystopował konia, pozwalając dziewczynie i pozostałym wozom wyprzedzić się, klepnął wierzchowca po szyi. W końcu, gdy kozioł na którym siedział woźnica zrównał się z jego rumakiem, rzucił twardo, świdrując go spojrzeniem:
- Nadstaw uszu i słuchaj - w razie czego, jakby jaka jatka była, wozy w try miga w kwadrat mi ustawić i pod żadnym pozorem nie ruszać! Konie, jak sposobność będzie, wyprzęgnąć i luzem puścić, bo mogą w walce spłoszyć i ponieść. Ty sam z kozła i tą kuszą, com ją za tobą widział szyć ile wlezie. Zrozumiano?
Gdy woźnica pokiwał głową, sierżant ruszył w kierunku pozostałych wozów i powtórzył całą przemowę. Wiedział, że są o wiele za wolne by próbować ucieczki w razie czego, tak więc pozostawało albo je porzucić (jeśli puste), albo bronić do upadłego (jeśli pełne), przy czym termin "do upadłego" miał dosyć płynne granice. Luzem puszczone konie z reguły nie uciekały daleko, więc istniały duże szanse, że się odnajdą. Natomiast spłoszone zwierzęta, uwiązane do wozów, lub, co gorsza, zamknięte wewnątrz kwadratu mogły narobić więcej szkód niż ewentualni napastnicy.
Uporawszy się z tym, zrównał się z Hubschmannem i zagadnął go odnośnie swojego pomysłu. Od oficera jechało straszliwie wódą. Paskudnej jakości, jak fachowo ocenił Linderoth. Felix był już w stanie, w którym z wolna wszystko było mu obojętne, a to źle wróżyło ich zdrowiu. "I znowu wszystko na mojej głowie", pomyślał i spojrzał krytycznie na dowódcę.
Otrzymawszy zgodę, podjechał do elfa o białych włosach; chyba Aluthol się nazywał.
- Szybki on? - skinął głową na rumaka na którym poruszał się elf i nie czekając na odpowiedź, dodał - Widać że tak. Pojedziesz przodem, na zwiad. Czego wypatrywać, to już sam dobrze wiesz. Jakby co - nie strzelaj, nie szarżuj, tylko wracaj do nas. Ciężko by było, nie dało się - wrzeszcz. I na Sigmara, nie forsuj dalej niż trzysta, trzysta pięćdziesiąt metrów w przód. Rozumiesz? Wykonać!
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Zarówno w karczmie, podczas, jakże wykwintnej, bogatej w wszelakiej maści środki stylistyczne przemowy, jak i wtedy, gdy padł kolejny ryk, tym razem lekko podpitego oficera, trochę się zirytował. Za kogo oni go mają? Za jakiegoś chłopa, co to miecz widział tylko przy pasie straży miejskiej, nie mając takiego czegoś w ręku nigdy? To, że był młody, wcale nie oznaczało, że nidoświadczony. Prawdopodobnie wiedział więcej na temat taktyki, manewrów bitewnych, pozycji i czego tam jeszcze więcej, niż 75 procent całej tej chołoty. Wolał na razie zatrzymać te przemyślenia dla siebie, w myśl zasady "mądrzejszy ustępuje głupszemu". Jak dojdzie co do czego to i tak będzie wiedział co robić, za długo był na tej cholernej służbie, by niczego się nie nauczyć. Popatrzał na dźwigającego chyba z pół miejskiej zbrojowni Pietera. Gdyby nie to, że nie wypada, to zanurzył by teraz głowę w rękach i prawdopodobnie zaczął krzyczeć z jakimi idiotami on musi się zadawać. Na chwilę obecną jednak przejechał koło chłopaka mówiąc: Żal mi dupę ściska..., niby sam do siebie, a jednak na tyle głośno, że nie było szans by Pieter tego nie usłyszał.
Kolejnym ciekawym widokiem była Giselle rozmawiająca z sierżantem. Hubert od razu zwrócił uwagę na wzrok Marcus, na to jak patrzy na dziewczynę, a właściwie na te jej dwie wypukłości na klatce piersiowej. Chłopak idealnie znał ten sposób patrzenia, sam często taki stosował. W najbliższym czasie jednak przejdzie solidny odwyk od tego.
Żeś sobie chłopie damę wyrwał, nie ma co, istna Pani Jeziora z Bretonii - mruknął pod nosem, po raz kolejny już dzisiaj sam do siebie.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol Vileren

W karczmie siadł nieco z boku reszty kompanii, bo nie miał specjalnie ochoty znajdować się w samym centrum krzyku i innych hałasów. Wydawały mu się strasznie męczące, coś jak gdyby do cichego Laurelorn wpadła nagle złożona z tysiąca trębaczy. Zdecydowanie, spokój był jedną z rzeczy, którą cenił najbardziej. Ale trudno. Jadł w spokoju posiłek, ale coraz bardziej zaczynał go irytować przesadnie rozgadany Hargin. "Powinni wysłać go na wojska Chaosu... Zagadałby ich chyba na śmierć". Elf nie skupiał się raczej, na tym co mówi krasnolud, dolatywało do niego może co drugie słowo, ale to wystarczyło, by mieć jakiekolwiek pojęcie o jego kulturze. Zresztą pierdnięcie stanowiło najlepszy przykład bogatego wachlarza zachowań krasnoluda. "Prostak" pomyślał elf i począł przygotowywać się do drogi. Sprawdził, czy ma wszystko, dopił swoją wodę i czekał. W końcu wyszli wszyscy na drogę, konie były już gotowe, więc Aluthol wskoczył zwinnie na swojego wierzchowca. Inni nie poradzili sobie tak łatwo z tym jakże tytanicznym zadaniem. Widać płynne procenty skutecznie zaczęły im krążyć po głowie. Wtedy przyszedł Felix. Widać było, że nie zmarnował wolnego czasu i miał w czubie nawet bardziej niż inni. "Świetnie, pijany dowódca... Oby nie zaprowadził nas prosto w objęcia Tzeencha albo jakiejś innej zarazy". Cała sytuacja nie napawała optymizmem, bo pijana kompania najemników to nie było coś, czego mógł bać się jakikolwiek lepiej zorganizowany oddział wroga. W każdym razie ruszyli, przy czym elf miał nadzieję, że tym razem jeszcze nikogo nie napotkają. W trakcie drogie podjechał do niego Marcus... chyba tak.
-Jest szybki jak cholera, jeśli chcesz wiedzieć. Dobra, pojadę, ale bądźcie gotowi na ewentualną interwencję- Niezbyt był przekonany do tego pomysłu, w końcu nie był zwiadowcą. Spojrzał na konia "No, Fenir, teraz od ciebie dużo zależy". Wyjechał trochę przed resztę drużyny, nie dalej niż na jakieś 150 m. Zniżył nieco swoją sylwetkę, cały czas trzymał konia w gotowości. Musiał być ostrożny, bo błąd w takiej sytuacji mógł go drogo kosztować...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

Elf siedział w karczmie niemalże bez słowa. Przez cały pobyt tam wypił tylko jeden, za to dość sążny, kielich wina. Nie śpieszył się. Gdy krasnolud się upił, głową Virotha zawładnęło pytanie co on tu właściwie robi. Wyszedł gdy tylko Hardin rozpoczął swoją przemowę. Pospacerował sobie po mieście i wrócił przed karczmę jeszcze zanim wyszli. Po krótkiej chwili przeszedł się z grupą do koszar.
Gdy oficer się odezwał Viroth był pogrążony w myślach, ale w połowie zdania został wybity z transu. Miał ochotę zrzucić go z konia, ale wiedział czym to się może skończyć. Wolał nie ryzykować.
- Drogi panie... Gdyby szlachcic chciałby sobie kupić takie cacko musiałby sporo sprzedać, a i tak nie wiadomo czy by starczyłoby mu chodź na klingę. A ja go w karty nie wygrałem. Na taki pracuje się całymi latami. Ale cóż... Jako zwadźca można się nieźle dorobić. Zresztą po za nim nie mam prawie nic. Za to proszę spojrzeć. - powiedział w odpowiedzi
Wyciągnął miecz z pochwy. Klinga odbiła się w słońcu. Była dokładnie wypolerowana. Viroth polerował ją jeszcze tuż przed odprawą.
- Piękna broń. Nieprawdaż? - bardziej stwierdził niż zapytał, po czym schował ponownie broń.
- Nie radzę wypijać tego wszystkiego zbyt szybko. - powiedział widząc, że oficer popija co chwilę z manierki
- W końcu nie wiadomo kiedy następnym razem się napijemy. Po za tym w walce psuje refleks i umiejętności. Więc radzę oszczędzać - stwierdził po czym przeprosił oficera i podjechał do Huberta
- Nie sądzisz, że ta nasza kompania to bardziej pomyłka niż cokolwiek innego? - spytał z ironicznym uśmiechem
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Zanim odpowiedział na pytanie elfa, dokładnie mu się przyjrzał. Wcześniej nie zwrócił na niego uwagi, może dlatego, że wolał pomarudzić pod nosem. Hubert nie był rasistą, ale nie przepadał szczególnie za istotami z innej rasy niż ludzkiej. Nie wiadomo skąd się to u niego wzięło, może to znowu wina tej szlacheckiej dumy... Tym razem postanowił jednak odstawić uprzedzenia na półkę, bowiem srebrnowłosy elf mówił całkiem mądre rzeczy.
Widzę, że nie tylko ja tutaj marudzę na te całe pospólstwo, co to najemnikami się zwie... Żal mi moich słów na opisanie tej chołoty, jak na razie najważniejszym dla mnie celem jest odrobić ostatnie miesiące w służbie i wracać do domu, choćby się Imperium waliło i paliło. Pozostałym mogę tylko życzyć, by w porę oprzytomnieli i zmienili zawód. Jednak nie zrobię tego na głos. Czemu? Spójrz na niego - wskazał delikatnie głową na Pietera - Chłopak ma ambicje na pokonanie Mrocznych Bóstw chyba... Nie chce mu ich odbierać
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

Elf ujrzał w Hubercie kogoś z kim można porozmawiać normalnie, gdyż wie co mówi, a przy tym dobrze prawi. Rzadko w tych czasach można było spotkać kogoś takiego. Jedni od zawsze gadali od rzeczy, drudzy nie potrafili porozmawiać na jakimkolwiek poziomie, inni może i normalnie gadali, ale w nich często pojawiała się blokada. Nie chcieli mówić tego, co nie wypada. Woleli to zachować dla siebie, albo nawet zapomnieć, by tylko się nie skompromitować przed kimś. Jeszcze inni postradali zmysły i w ogóle nie dało z nimi zamienić słowa. A przybyło takich wielu, gdy rozpoczęła się wojna z chaosem. Hubert walił prosto z mostu. Viroth lubił takie osoby, a chłopak sprawiał przynajmniej takie wrażenie.
- Zobaczymy co się stanie, gdy dojdzie do starcia. Pewnie połowie tej zbieraniny ostudzą się wielkie zapędy. Zwieją, zginą w walce, albo podczas ucieczki. Chociaż ten Pieter jest zdeterminowany. Może się przełamie i przeżyje jakikolwiek atak. Reszcie chłopstwa nie wróżę tego, chyba że zdołają zwiać, a wtedy marny ich los. A tak w ogóle Viroth jestem. - powiedział z lekkim szyderczym uśmieszkiem na twarzy, podając rękę Hubertowi.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Wypiła zaledwie pół kufla, zwykle i tak nie lubiannego piwa, teraz jakoś nie mogła dopić. Krasnolud była naprawdę irytujący- nie wychowany, jednym słowem prostak. Ninerl rzuciła coś na temat konia i wyszła szybciej od reszty.
Odetchnęła. "Jak ja zniose tego śmierdziela" pomyślała "Nie dośc, że człowiek cuchnie, to jeszcze ten kwiatkami nie pachnie. Na Lileath, dobrze, że mnie nikt z krewniaków nie widzi." Weszła do stajni i osiodłała konia.
Vadath parsknął na powitanie. Był kary, bez żadnych odmian. Dodatkowo, wyróżniała go biała twardówka, taka jak u ludzi. Przez to wyglądał nieco demonicznie.
Na miejscu zbiórki stawiła się nieco wcześniej.
Zauważyła kapitana? Chyba kapitana, zmierzająceog w tę stronę. Nigdy nie była pewna, jak to jest z ludzką hierarchią w wojsku. Za chwilę pojawiła się reszta, w tym jego zastępca. Kapitan jak zwykle wydarł się na dobry początek. "Wspaniale" pomyślała "Po prostu wspaniale".
W końcu ruszyli. Ninerl przemieściła się w pobliże swojego pobratymca, jak on się zwał? Viroth chyba.
Tu obok jechał główny dowódca. Rzucił jakąś uwagę o mieczu elfa i niemal spadł z siodła. Ninerl podejrzewała, że solidnie się zaprawił przed wyjazdem. Jej podejrzenia potwierdziła manierka, z której co jakiś czas pociągał.
Skrzywiła się- "Niech to cholera! Czemu się nam trafił taki zapijaczony kretyn! Jest tak denerwujący jak zwierzołaki". Była zdegustowana i miała ochotę parę razy przyłożyc dowódcy. A najlepiej spuścic mu lanie, by szybko wytrzeźwiał. "A jeszcze lepiej go zdegradować lub pozbyć się go" uśmiechnęła się złośliwie. "Ten Lun, nie Linderoth wygląda na normalnego. Czemu on nie jest naszym dowódcą?" pomyślała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Aluthol

Ruszyłeś na zwiad, trzymając się w dość niewielkiej odległości od wozów. Las wydawał się cichy i spokojny... właśnie za cichy i za spokojny. Ptaków nie słychać było prawie wcale, o reszcie nawet nie wspominając. W końcu, za kolejnym zakrętem, ujrzałeś makabryczny widok. Na szerokości całej drogi leżały ciała goblinów i ludzi. Większość zielonych zginęła w jednym miejscu, tam też leżało dwóch ludzi. Dwóch kolejnych padło wzdłuż drogi. Goblinów zaś martwych było aż kilkadziesiąt. Badając rany ludzi, dojrzałeś, że ci przy większej grupie zielonych zmarli od cięć i ran kłutych, a pozostali dwaj mieli rany po strzałach, wyrwanych brutalnie. Zdziwił cię fakt, że w okolicy nie znalazłeś nawet jednej złamanej strzały, nie mówiąc już o jakimś ostrzu. Była tylko masa krwi i trupy. I coś bardzo niedaleko, co wyczułeś wręcz podświadomie. Lekkie drgnięcia liści, ciche, oddalające się kroki na poszyciu. Gobliny jeszcze nie odeszły z tego miejsca najwyraźniej, ruszyłeś więc szybko do reszty.

Porzucona Wataha

Aluthol oddalił się a wy wlekliście się po kiepskim w tej okolicy trakcie. Cisza lasu nie dawała wam spokoju, a pasterze zaczęli nawet głośno szeptać o duchach. Po niedługim czasie Hargin głośnym warknięciem kazał zatrzymać wozy. Do jadącego już w jego stronę oficera jedynie warknął cicho:

-Zielone ścierwo! Idą tu, czuję ich! - w jednej chwili złapał za swój wielki topór bojowy.


Balrog


Obrazek

Wielki, ubrany w czarną zbroje płytową ork, przyglądał się ze wzgórza pobliskiemu lasowi. Jego oddział już zagłębił się w jego ostępy. Zaczynały napływać też pierwsze wieści. Lepiej być nie mogło, plan był wykonywany idealnie. Mały goblin, stojący, a wręcz skulony tuż przy wodzu, kierując wzrok w ziemie odezwał się drżącym głosem:

-Pppp-panie! O-otrzymałem wi-wieści, że ludzie nie-niezdążyli opuścić wiosek! Ciągle zz-zabierają stamtąd żywność i l-ludzi!
-Dobrze. - głos orka był gardłowy i władczy - Wytępić! Co do osobnika!
-Tt-ak panie!

Goblin oddalił się a Balrog powrócił do rozmyślań. Jego armia była źle wyszkolona i prawie nie miała uzbrojenia. Kończyło się też żarcie. Ale te wioski... posiadały i żarcie i broń, zwłaszcza że do ich obrony i ewakuacji były posyłane takie małe oddziały beznadziejnie wyszkolonych najemników. Taak, wszystko ukłądało się doskonale...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

- Niech to szlag!- warknął do siebie samego Linderoth i rozejrzał się nerwowo wokół. Nawet nie myślał wątpić w słowa khazada - skoro twierdził, że są tu zieloni, to być tu musieli. W wywąchiwaniu goblinów krasnoludy lepsze były od najlepszych ogarów.
Rozejrzał się wokół. Szeroki trakt otoczony gęsto drzewami, słońce przebijające się przez korony oblepione liśćmi. I paskudne perspektywy. Powrót nie wchodził w grę - mieli dostarczyć żywność i ludzi, bez tego nie było co pokazywać się w twierdzy. Poza tym - nie ma żarcia, nie ma żołdu.
- Gdzie jest Aluthol?! - rzucił nerwowo do oficera – Chyba niemożliwe żeby go już dopadli... - chwilę potem skierował słowa do całej kompanii. - Wozy w czworobok, jakem mówił! Ej, Hubert! Viroth! - z konia i pomóżcie tym tam zwierzęta wyprzęgać!
Markus wpadał z wolna w swój rytm. Nie czuł bynajmniej zadowolenia, czy radości ze względu na zbliżającą się walkę. Raczej strach. Dużo strachu i podniecenia, które buchały w odpowiedzi na zalewającą żyły adrenalinę. Czyli to, co zwykle. Nie rozumiał tych skretyniałych wierszokletów, trubadurów, którzy śpiewali o mężach "co strachu nie znają, jeno zapach krwi i smak twardej stali". Idioci. Strach był naturalną reakcją ciała na niebezpieczeństwo, pomagał zmobilizować siły, wyostrzał zmysły i przyspieszał refleks. To panika, paraliżująca ciało i umysł była wrogiem, nie strach.
- Szybko, szybko! Za chwilę może być gorąco! - wołał na tyle głośno i mocno, by wszyscy usłyszeli i nie śmieli dyskutować, a jednocześnie na tyle cicho, że by nie zdradzić pozycji - Zostawcie miecze i topory, łapać mi za kusze, pistolety, łuki i wszystko, co ciska! Potem za wozy!
Przyglądał się, jak ludzie uwijają się przy ustawianiu obronnego szyku, jednocześnie rozmawiając cicho z Hubschamnnem, który ledwo co trzymał się w siodle i strzelając spojrzeniem po trakcie i otaczającym go lesie. Wypatrywał strażnika dróg - miał nadzieję, że przyniesie jakieś cenne informacje. W międzyczasie załadował swoje dwa pistolety, by były gotowe do użycia.
- Wiesz, jak daleko są? - rzucił do Hargina.
Gdy białowłosy wypadł zza zakrętu, poganiając konia jak szalony, Markus wiedział już, że nie jest dobrze.
- Jakie wieści? - spytał, gdy elf podjechał do niego. Wysłuchał strażnika dróg i klepnął go w ramię, jakby miało to oznaczać "Dobra robota".
- Dobrze szyjesz? - odwrócił po chwili głowę w kierunku Ninerl i wskazał wzrokiem na łuk. - Bo dobrych łuczników nam teraz trzeba.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany