[DnD] Kaprys Losu
: sobota, 7 kwietnia 2007, 15:30
Kilka słow na początek:
- prosiłbym o ok. jeden post na 48 godzin
- Mg ma zawsze rację (no dobra nie zawsze, ale się stara)
- piszcie w trzeciej osobie liczby pojedynczej
- postarajcie się nie zabijać siebie nawzajem
- posty nie muszą być długie, ale sensowne i rzeczowe
ewentualne pytania możecie słać na Pw
Drużyna:
Bloody (Bloody von Cruelus)
Tevery Best (Sarafan Swallowfast)
Drzewiec (Dalin Pieścimetal)
Alucard 666 (Rash'ail)
Płoniennołuski (Vitar Algir)
Turek (Agathum)
Zaczynamy
Amn, kraina kupców i złodziei. Każdego roku przybywają tu niezliczone rzesze podróżników chcących szybko zarobić trochę pieniędzy, nie zawsze w uczciwy sposób. Tylko nielicznym się to udaję, ale i tak zawsze znajdzie się kilku zapaleńców gotowych rzucić wszystko i podążyć na spotkanie wielkiej fortuny. Na miejscu okazuje się, że przeżyć w amnijskich miastach nie jest wcale tak łatwo. Na czarodziejów i zaklinaczy patrzy się tutaj ze wstrętem, a złodziejom ucina się dłoń. Korupcja i zepsucie jest tutaj na porządku dziennym, a bandy złodziei grasujące po lasach łupią nawet najbiedniejszych. Przy północnej granicy królestwa położone jest średniej wielkości miasto portowe Sihuz. Niczym nie różni się ono od typowych amnijskich metropolii, może z wyjątkiem tego, że straży jest tutaj mniej, a złodzieje bardziej bezczelni.
Bloody
Bloody wiele słyszał o bogactwach Amn. Przybył tu przed dwoma dniami podróżując z jedną z karawan kupieckich. Niziołek całkiem nieźle sobie radził. Z łatwością okradał zarówno miejscowych jak i przyjezdnych. Za pierwszy łup wykupił sobie całkiem przyjemny pokoik w gospodzie Rudy kocur. Trzeciego dnia pobytu w mieście mały złodziej posunął się jednak za daleko. Na targu zobaczył kapłana Bane’a przechadzającego się beztrosko pomiędzy stoiskami. Jednak bardziej niż sam kapłan zainteresowała go pokaźnych rozmiarów sakiewka, którą miał przymocowaną do pasa. Zręczny Niziołek bez problemu wykonał swoje zadanie. W środku znalazł kunsztownie wykonany pierścień, który postanowił sprzedać zaraz następnego dnia. Nie doczekał jednak tego. Na ów pierścień rzucone było bowiem proste zaklęcie lokalizujące. Strażnicy do spółki z okradzionym kapłanem odwiedzili Bloodiego w jego pokoju. Zaskoczony w półśnie Niziołek nie mógł stawić najmniejszego oporu. Mężczyźni zawlekli go do więzienia, gdzie teraz oczekuje na odcięcie prawej dłoni.
Sarafan Swallowfast
Półelf dotarł do Sihuz podczas jednej ze wędrówek. Miasto nie podobało mu się, na każdym kroku spotykał biednych, głodujących ludzi, a z drugiej strony odrzucał go przepych i bogactwo niektórych kupców. Sarafan chciał już opuszczać miasto, ale wychodząc wieczorem z karczmy rozsypał swoje rzeczy na ulicę. Było już ciemno więc użył prostego zaklęcia, które wytworzyło odrobinę światła tak, że mógł pozbierać swój ekwipunek. Magia w mieście jest niestety zakazana, a donosicieli wielu. Przy południowej bramie miasta Sarafan został aresztowany i wtrącony do okrytych złą sławą miejskich lochów.
Dalin
Krasnolud przybył tu pomóc swojemu staremu przyjacielowi, który zajmował się drobnym handlem. Popadł on w kłopoty finansowe i groziła mu nawet utrata głowy. Dalin na szczęście pożyczył mu dość pieniędzy, aby ten mógł spłacić swoich wierzycieli. Obaj krasnoludowi solidnie popili z tej okazji w Rudym Kocurze. Obaj też schlali się do nieprzytomności, a następnego dnia kapłan obudził się z okropnym bólem głowy w wilgotnym lochu. Nikt nie raczył wyjaśnić mu o co go oskarżono, nie miał też żadnej szansy na obronę.
Agathum
Po długiej wędrówce półork przekroczył wesoło próg Rudego Kocura licząc na mocne piwo i ciepłą strawę. Zakupił dzban złocistego trunku i wypił go niemal jednym łykiem. Czekał właśnie na piwo, gdy podszedł do niego niski mężczyzna wyglądem przypominający oprycha i powiedział. No, no, no po jakich to krzakach musiała się wałęsać twoja mamusia, żeby… ale nie dokończył gdyż potężny cios pięści złamał mu szczękę. Aguthum został wkrótce potem otoczony i obezwładniony przez straż miejską, która i tak dwa razy musiała wzywać posiłki, gdyż półork bez opamiętania niszczył wystrój karczmy. Poturbował też kilku strażników. Pobitego do nieprzytomności Agathuma wrzucono do lochów.
Rash'ail
Goszczący od dłuższego czasu w mieście, tropiciel poznał się już na ludziach tu żyjących. Starał się unikać ciemnych uliczek, nie dyskutować niepotrzebnie ze strażą, schodzić z drogi pomniejszym grupom szukającym zaczepki. Miał jednak pecha, gdy pewnego popołudnia przepychał się przez zatłoczony targ w kierunku Rudego Kocura, karczmy w której się zatrzymał, zaczepił niechcący łukiem o sakwę czarnoskórego kupca. Ten wszczął od razu alarm, jakoby Rash'ail próbował go okraść. Na nic zdały się tłumaczenia elfa i trafił on, zupełnie niewinny, do podziemnych lochów.
Vitar
Mnich chciał zakupić w Sihuz kilka kamieni szlachetnych, aby dalej doskonalić się w ich obróbce. Handel udał mu się doskonale, za stosunkowo niską cenę nabył dobrej jakości kamyki. Vitar nie znał jednak dużych miast. Wychowany w klasztorze nigdy nie nauczył się, że należy unikać ciemnych zaułków. Nie chcąc przepychać się przez zatłoczony targ, mężczyzna skręcił w boczną uliczkę, skrót pozwalający ominąć największe skupiska handlarzy. Tam został on napadnięty przez trójkę ludzi. Zręczny mnich nie miał trudności z przeciwstawieniem się napastnikom. Kilka celnie wymierzonych kopnięć i uderzeń załatwiło sprawę i Vitar mógł spokojnie pakować się i wracać do domu. Wtedy jednak stało się coś nieprawdopodobnego. Jeden z bandytów, w asyście czterech funkcjonariuszy straży, wtargnął do pokoju mnicha i oskarżył go o napaść i kradzież. Jak się później okazało był on znacznym członkiem gildii złodziei, a jak wiadomo straż siedzi u nich w kieszeni. Vitar został wtrącony do lochu, a jego dobra skonfiskowane.
Wszyscy wymienieni powyżej, z powodu przepełnienia więzienia zostali umieszczeni w jednej celi ciągnących się pod miastem lochów. W tym okropnym miejscy panuje obrzydliwy zaduch śmierci. Co chwila strażnicy wynoszą nieszczęśnika, który został zabity przez panujący tu upał, wilgoć, lub współtowarzyszy odsiadki. Więźniowie są tu bici, torturowani, a nieraz nawet zabijani bez powodu.
- prosiłbym o ok. jeden post na 48 godzin
- Mg ma zawsze rację (no dobra nie zawsze, ale się stara)
- piszcie w trzeciej osobie liczby pojedynczej
- postarajcie się nie zabijać siebie nawzajem
- posty nie muszą być długie, ale sensowne i rzeczowe
ewentualne pytania możecie słać na Pw
Drużyna:
Bloody (Bloody von Cruelus)
Tevery Best (Sarafan Swallowfast)
Drzewiec (Dalin Pieścimetal)
Alucard 666 (Rash'ail)
Płoniennołuski (Vitar Algir)
Turek (Agathum)
Zaczynamy
Amn, kraina kupców i złodziei. Każdego roku przybywają tu niezliczone rzesze podróżników chcących szybko zarobić trochę pieniędzy, nie zawsze w uczciwy sposób. Tylko nielicznym się to udaję, ale i tak zawsze znajdzie się kilku zapaleńców gotowych rzucić wszystko i podążyć na spotkanie wielkiej fortuny. Na miejscu okazuje się, że przeżyć w amnijskich miastach nie jest wcale tak łatwo. Na czarodziejów i zaklinaczy patrzy się tutaj ze wstrętem, a złodziejom ucina się dłoń. Korupcja i zepsucie jest tutaj na porządku dziennym, a bandy złodziei grasujące po lasach łupią nawet najbiedniejszych. Przy północnej granicy królestwa położone jest średniej wielkości miasto portowe Sihuz. Niczym nie różni się ono od typowych amnijskich metropolii, może z wyjątkiem tego, że straży jest tutaj mniej, a złodzieje bardziej bezczelni.
Bloody
Bloody wiele słyszał o bogactwach Amn. Przybył tu przed dwoma dniami podróżując z jedną z karawan kupieckich. Niziołek całkiem nieźle sobie radził. Z łatwością okradał zarówno miejscowych jak i przyjezdnych. Za pierwszy łup wykupił sobie całkiem przyjemny pokoik w gospodzie Rudy kocur. Trzeciego dnia pobytu w mieście mały złodziej posunął się jednak za daleko. Na targu zobaczył kapłana Bane’a przechadzającego się beztrosko pomiędzy stoiskami. Jednak bardziej niż sam kapłan zainteresowała go pokaźnych rozmiarów sakiewka, którą miał przymocowaną do pasa. Zręczny Niziołek bez problemu wykonał swoje zadanie. W środku znalazł kunsztownie wykonany pierścień, który postanowił sprzedać zaraz następnego dnia. Nie doczekał jednak tego. Na ów pierścień rzucone było bowiem proste zaklęcie lokalizujące. Strażnicy do spółki z okradzionym kapłanem odwiedzili Bloodiego w jego pokoju. Zaskoczony w półśnie Niziołek nie mógł stawić najmniejszego oporu. Mężczyźni zawlekli go do więzienia, gdzie teraz oczekuje na odcięcie prawej dłoni.
Sarafan Swallowfast
Półelf dotarł do Sihuz podczas jednej ze wędrówek. Miasto nie podobało mu się, na każdym kroku spotykał biednych, głodujących ludzi, a z drugiej strony odrzucał go przepych i bogactwo niektórych kupców. Sarafan chciał już opuszczać miasto, ale wychodząc wieczorem z karczmy rozsypał swoje rzeczy na ulicę. Było już ciemno więc użył prostego zaklęcia, które wytworzyło odrobinę światła tak, że mógł pozbierać swój ekwipunek. Magia w mieście jest niestety zakazana, a donosicieli wielu. Przy południowej bramie miasta Sarafan został aresztowany i wtrącony do okrytych złą sławą miejskich lochów.
Dalin
Krasnolud przybył tu pomóc swojemu staremu przyjacielowi, który zajmował się drobnym handlem. Popadł on w kłopoty finansowe i groziła mu nawet utrata głowy. Dalin na szczęście pożyczył mu dość pieniędzy, aby ten mógł spłacić swoich wierzycieli. Obaj krasnoludowi solidnie popili z tej okazji w Rudym Kocurze. Obaj też schlali się do nieprzytomności, a następnego dnia kapłan obudził się z okropnym bólem głowy w wilgotnym lochu. Nikt nie raczył wyjaśnić mu o co go oskarżono, nie miał też żadnej szansy na obronę.
Agathum
Po długiej wędrówce półork przekroczył wesoło próg Rudego Kocura licząc na mocne piwo i ciepłą strawę. Zakupił dzban złocistego trunku i wypił go niemal jednym łykiem. Czekał właśnie na piwo, gdy podszedł do niego niski mężczyzna wyglądem przypominający oprycha i powiedział. No, no, no po jakich to krzakach musiała się wałęsać twoja mamusia, żeby… ale nie dokończył gdyż potężny cios pięści złamał mu szczękę. Aguthum został wkrótce potem otoczony i obezwładniony przez straż miejską, która i tak dwa razy musiała wzywać posiłki, gdyż półork bez opamiętania niszczył wystrój karczmy. Poturbował też kilku strażników. Pobitego do nieprzytomności Agathuma wrzucono do lochów.
Rash'ail
Goszczący od dłuższego czasu w mieście, tropiciel poznał się już na ludziach tu żyjących. Starał się unikać ciemnych uliczek, nie dyskutować niepotrzebnie ze strażą, schodzić z drogi pomniejszym grupom szukającym zaczepki. Miał jednak pecha, gdy pewnego popołudnia przepychał się przez zatłoczony targ w kierunku Rudego Kocura, karczmy w której się zatrzymał, zaczepił niechcący łukiem o sakwę czarnoskórego kupca. Ten wszczął od razu alarm, jakoby Rash'ail próbował go okraść. Na nic zdały się tłumaczenia elfa i trafił on, zupełnie niewinny, do podziemnych lochów.
Vitar
Mnich chciał zakupić w Sihuz kilka kamieni szlachetnych, aby dalej doskonalić się w ich obróbce. Handel udał mu się doskonale, za stosunkowo niską cenę nabył dobrej jakości kamyki. Vitar nie znał jednak dużych miast. Wychowany w klasztorze nigdy nie nauczył się, że należy unikać ciemnych zaułków. Nie chcąc przepychać się przez zatłoczony targ, mężczyzna skręcił w boczną uliczkę, skrót pozwalający ominąć największe skupiska handlarzy. Tam został on napadnięty przez trójkę ludzi. Zręczny mnich nie miał trudności z przeciwstawieniem się napastnikom. Kilka celnie wymierzonych kopnięć i uderzeń załatwiło sprawę i Vitar mógł spokojnie pakować się i wracać do domu. Wtedy jednak stało się coś nieprawdopodobnego. Jeden z bandytów, w asyście czterech funkcjonariuszy straży, wtargnął do pokoju mnicha i oskarżył go o napaść i kradzież. Jak się później okazało był on znacznym członkiem gildii złodziei, a jak wiadomo straż siedzi u nich w kieszeni. Vitar został wtrącony do lochu, a jego dobra skonfiskowane.
Wszyscy wymienieni powyżej, z powodu przepełnienia więzienia zostali umieszczeni w jednej celi ciągnących się pod miastem lochów. W tym okropnym miejscy panuje obrzydliwy zaduch śmierci. Co chwila strażnicy wynoszą nieszczęśnika, który został zabity przez panujący tu upał, wilgoć, lub współtowarzyszy odsiadki. Więźniowie są tu bici, torturowani, a nieraz nawet zabijani bez powodu.