[DC Titans] Targeted for Termination
: piątek, 10 listopada 2006, 21:19
Ode mnie:
Proszę o opisowe pisanie postów etc. Odpisujcie przynajmniej raz na 48 godzin, a jak już odpisujecie, to piszcie porządnie, bez ortów. Interpunkcję jeszcze wybaczę, bo sam czasem stawiam za dużo lub za mało przecinków ;p. Aha, wszyscy oczywiście wiecie jak pisać akcje, dialogi i sprawy 'pozasesyjne', więc nie będę o tym pisał. *Myśli piszcie pomiędzy gwiazdkami*, a <dialogi w innych językach niż angielski pomiędzy takimi nawiasami, których właśnie używam>. Na początku piszcie też imię, nazwisko i pseudo waszych postaci. Za nie stosowanie się do powyższych punktów, postacie czekają nieprzyjemności, a w ostateczności śmierć.
Gracze:
Jakub Adrian Zinter/Cień, postać Hey(a)!
Matthew Jioshi/Bardock, postać Sergiego
Michajił Tigrow/Nadir, postać Nadira
Adam Drewster/Epyon, postać Ra-Va
Ewa Rilwin/Perła, postać Mekowa
Gramy!
Epyon
San Francisco, USA, 03.09.2006 (niedziela), 17:21
Jesień. Szybko się ściemnia, a jutro znów będzie trzeba udać internatu w Los Angeles, więc pora wykorzystać wolny czas. Najlepiej na le parkour. Pożegnałeś się z rodzicami i wyszedłeś na dwór. Pobiegałeś przez dziesięć minut by się rozgrzać i przeskoczyłeś dla wprawy kilka murków. Dobra, czas na coś bardziej wymagającego. Doszedłeś na ulicę Izaaka Newtona i zauważyłeś jakąś starą, pięciopiętrową kamienicę. Szybko i zwinnie wdrapałeś się na kwadratowy daszek nam drzwiami wejściowymi, a z niego wskoczyłeś na zewnętrzny parapet. Po kolejnych kilkunastu minutach wspinaczki byłeś już na dachu. Spojrzałeś w kierunku zatoki, akurat zaczęło zachodzić słońce, którego promienie cię oślepiły. Odwróciłeś się i zobaczyłeś wysokiego (co najmniej dwa metry wzrostu) i potężnie zbudowanego człowieka w czarnej bluzie z kapturem głęboko nałożonym na głowę, wytartych jeansach i białych trampkach.
- Nieźle, Adam - stwierdził.
---
Cień
San Francisco, USA, 02.09.2006 (sobota), 11:39
Nastał nowy, piękny dzień! Ale nie dla ciebie, gdyż musiałeś wcześnie wstać by zdążyć na jedenastą do pizzerii Sorella, w której zmywasz głównie naczynia i czasem podłogę. Właśnie szorowałeś ścierką talerze na zapleczu, gdy twój szef Giorgio Prodi, rodowity Sycylijczyk krzyknął:
- Giacomo, ktoś do ciebie! Masz dziesięć minut. Presto, bambino! Presto!
Nie miałeś najmniejszego pomysłu kto to mógł być. Raczej nie matka lub wuj, w końcu też pracowali o tej porze. Nie zastanawiając się dłużej, wytarłeś ręce i podszedłeś do lady przy której stała wysoka (wyższa od ciebie o jakieś dziesięć centymetrów), kobieta o pięknej figurze, długich, kasztanowych włosach i zielonych oczach. Całych oczach, a nie tylko tęczówkach. Ubrana była w fioletową sukienkę, na stopach miała japonki. Patrzyła na ciebie uśmiechając się.
- Adrian? - spytała.
---
Nadir
Birmingham, Wielka Brytania, 03.09.2006 (niedziela), 12:11
Gdy rano się obudziłeś, byłeś w na tyle dobrym humorze, że postanowiłeś pójść na spacer. Przeszedłeś się ulicą Hursta, główną drogą przebiegającą przez Chinatown. Właściwie przez cały czas miałeś to dziwne uczucie, że ktoś cię obserwuje, ale jak się odwracałeś, to nie byłeś w stanie zauważyć nikogo, kto by cię obserwował, widać, że albo ktoś ma niezły refleks, albo popadasz w paranoję. Po godzinie szwendania się, kilka minut po południu, pogoda zaczęła się psuć, więc skierowałeś swe kroki w kierunku squatu. Wchodząc do opuszczonego budynku zamieniłeś parę słów o przygotowaniu się na zimę z Tomem i Jamesem, dwójką innych squatersów. W środku starej kamienicy nie było zbyt dużo miejsca ani wygód, ale, przynajmniej na razie, jest ciepło i sucho. Rozejrzałeś się zamyślony i stwierdziłeś, że coś ci tutaj nie pasuje... Nagle zdałeś sobie sprawę, że na parapecie siedzi kot, zwykły dachowiec jakich wiele. Znaczy, byłby zwykły, gdyby nie to, że jest zielony.
- Miau - powiedział kot patrząc na ciebie.
---
Perła
Nowy Jork, USA, 02.09.2006 (sobota), 01:23
Była świetna impreza. Właśnie, była. Policja zrobiła wjazd i zgarnęła dwójkę pieprzonych gnojów handlujących prochami. Prawdopodobnie klub zostanie zamknięty do czasu wyjaśnienia sprawy, gdyż ponoć mieli jakieś kontakty z właścicielami owego przybytku. Cóż, zawsze można znaleźć inne miejsce, ale chyba żadne nie miało takiej atmosfery. Trudno. Było jeszcze wcześnie, więc postanowiłaś dopilnować by jakaś para (wysoki, przystojny chłopak i ładna, ale oczywiście nie tak ładna jak ty, dziewczyna) bezpiecznie dotarła do domu. Szybko przeskakiwałaś z dachu na dach. Po chwili, obserwowana przez ciebie dwójka skręciła w poboczną uliczkę, a ty usłyszałaś krzyk dziewczyny. Nim dotarłaś na skraj dachu by zobaczyć co się dzieje, usłyszałaś drugi krzyk, wręcz wrzask, należący prawdopodobnie do dorosłego mężczyzny. Spojrzałaś na dół i początkowo nie mogłaś uwierzyć w to, co zobaczyłaś. Na dole, zielony (sic!) lew (SIC!) przygniatał do ziemi wyrywającego się, trzymającego nóż mężczyznę.
- Cześć, pogadamy? - spytał lew.
---
Bardock
San Francisco, USA, 02.09.2006 (sobota), 14:51
Po opuszczeniu szkoły, kupiłeś bilet i poleciałeś do San Francisco. Podróż trochę ci się dłużyła, ale w końcu dotarłeś do kraju matki. Wylądowaliście, wyszedłeś z samolotu i rozejrzałeś się po lotnisku. Pełno tu zwyczajnych kiosków, kilka sklepów, no i od cholery ludzi, wysocy i niscy, chudzi i grubi, czarni i biali. Z tłumu wyróżniał się wysoki (co najmniej dwa metry wzrostu) i potężnie zbudowany człowiek w czarnej bluzie z kapturem głęboko nałożonym na głowę, wytartych jeansach i białych trampkach. Także cię zauważył i podszedł do ciebie.
- Matt, tak? Pogadamy? - spytał.
Proszę o opisowe pisanie postów etc. Odpisujcie przynajmniej raz na 48 godzin, a jak już odpisujecie, to piszcie porządnie, bez ortów. Interpunkcję jeszcze wybaczę, bo sam czasem stawiam za dużo lub za mało przecinków ;p. Aha, wszyscy oczywiście wiecie jak pisać akcje, dialogi i sprawy 'pozasesyjne', więc nie będę o tym pisał. *Myśli piszcie pomiędzy gwiazdkami*, a <dialogi w innych językach niż angielski pomiędzy takimi nawiasami, których właśnie używam>. Na początku piszcie też imię, nazwisko i pseudo waszych postaci. Za nie stosowanie się do powyższych punktów, postacie czekają nieprzyjemności, a w ostateczności śmierć.
Gracze:
Jakub Adrian Zinter/Cień, postać Hey(a)!
Matthew Jioshi/Bardock, postać Sergiego
Michajił Tigrow/Nadir, postać Nadira
Adam Drewster/Epyon, postać Ra-Va
Ewa Rilwin/Perła, postać Mekowa
Gramy!
Epyon
San Francisco, USA, 03.09.2006 (niedziela), 17:21
Jesień. Szybko się ściemnia, a jutro znów będzie trzeba udać internatu w Los Angeles, więc pora wykorzystać wolny czas. Najlepiej na le parkour. Pożegnałeś się z rodzicami i wyszedłeś na dwór. Pobiegałeś przez dziesięć minut by się rozgrzać i przeskoczyłeś dla wprawy kilka murków. Dobra, czas na coś bardziej wymagającego. Doszedłeś na ulicę Izaaka Newtona i zauważyłeś jakąś starą, pięciopiętrową kamienicę. Szybko i zwinnie wdrapałeś się na kwadratowy daszek nam drzwiami wejściowymi, a z niego wskoczyłeś na zewnętrzny parapet. Po kolejnych kilkunastu minutach wspinaczki byłeś już na dachu. Spojrzałeś w kierunku zatoki, akurat zaczęło zachodzić słońce, którego promienie cię oślepiły. Odwróciłeś się i zobaczyłeś wysokiego (co najmniej dwa metry wzrostu) i potężnie zbudowanego człowieka w czarnej bluzie z kapturem głęboko nałożonym na głowę, wytartych jeansach i białych trampkach.
- Nieźle, Adam - stwierdził.
---
Cień
San Francisco, USA, 02.09.2006 (sobota), 11:39
Nastał nowy, piękny dzień! Ale nie dla ciebie, gdyż musiałeś wcześnie wstać by zdążyć na jedenastą do pizzerii Sorella, w której zmywasz głównie naczynia i czasem podłogę. Właśnie szorowałeś ścierką talerze na zapleczu, gdy twój szef Giorgio Prodi, rodowity Sycylijczyk krzyknął:
- Giacomo, ktoś do ciebie! Masz dziesięć minut. Presto, bambino! Presto!
Nie miałeś najmniejszego pomysłu kto to mógł być. Raczej nie matka lub wuj, w końcu też pracowali o tej porze. Nie zastanawiając się dłużej, wytarłeś ręce i podszedłeś do lady przy której stała wysoka (wyższa od ciebie o jakieś dziesięć centymetrów), kobieta o pięknej figurze, długich, kasztanowych włosach i zielonych oczach. Całych oczach, a nie tylko tęczówkach. Ubrana była w fioletową sukienkę, na stopach miała japonki. Patrzyła na ciebie uśmiechając się.
- Adrian? - spytała.
---
Nadir
Birmingham, Wielka Brytania, 03.09.2006 (niedziela), 12:11
Gdy rano się obudziłeś, byłeś w na tyle dobrym humorze, że postanowiłeś pójść na spacer. Przeszedłeś się ulicą Hursta, główną drogą przebiegającą przez Chinatown. Właściwie przez cały czas miałeś to dziwne uczucie, że ktoś cię obserwuje, ale jak się odwracałeś, to nie byłeś w stanie zauważyć nikogo, kto by cię obserwował, widać, że albo ktoś ma niezły refleks, albo popadasz w paranoję. Po godzinie szwendania się, kilka minut po południu, pogoda zaczęła się psuć, więc skierowałeś swe kroki w kierunku squatu. Wchodząc do opuszczonego budynku zamieniłeś parę słów o przygotowaniu się na zimę z Tomem i Jamesem, dwójką innych squatersów. W środku starej kamienicy nie było zbyt dużo miejsca ani wygód, ale, przynajmniej na razie, jest ciepło i sucho. Rozejrzałeś się zamyślony i stwierdziłeś, że coś ci tutaj nie pasuje... Nagle zdałeś sobie sprawę, że na parapecie siedzi kot, zwykły dachowiec jakich wiele. Znaczy, byłby zwykły, gdyby nie to, że jest zielony.
- Miau - powiedział kot patrząc na ciebie.
---
Perła
Nowy Jork, USA, 02.09.2006 (sobota), 01:23
Była świetna impreza. Właśnie, była. Policja zrobiła wjazd i zgarnęła dwójkę pieprzonych gnojów handlujących prochami. Prawdopodobnie klub zostanie zamknięty do czasu wyjaśnienia sprawy, gdyż ponoć mieli jakieś kontakty z właścicielami owego przybytku. Cóż, zawsze można znaleźć inne miejsce, ale chyba żadne nie miało takiej atmosfery. Trudno. Było jeszcze wcześnie, więc postanowiłaś dopilnować by jakaś para (wysoki, przystojny chłopak i ładna, ale oczywiście nie tak ładna jak ty, dziewczyna) bezpiecznie dotarła do domu. Szybko przeskakiwałaś z dachu na dach. Po chwili, obserwowana przez ciebie dwójka skręciła w poboczną uliczkę, a ty usłyszałaś krzyk dziewczyny. Nim dotarłaś na skraj dachu by zobaczyć co się dzieje, usłyszałaś drugi krzyk, wręcz wrzask, należący prawdopodobnie do dorosłego mężczyzny. Spojrzałaś na dół i początkowo nie mogłaś uwierzyć w to, co zobaczyłaś. Na dole, zielony (sic!) lew (SIC!) przygniatał do ziemi wyrywającego się, trzymającego nóż mężczyznę.
- Cześć, pogadamy? - spytał lew.
---
Bardock
San Francisco, USA, 02.09.2006 (sobota), 14:51
Po opuszczeniu szkoły, kupiłeś bilet i poleciałeś do San Francisco. Podróż trochę ci się dłużyła, ale w końcu dotarłeś do kraju matki. Wylądowaliście, wyszedłeś z samolotu i rozejrzałeś się po lotnisku. Pełno tu zwyczajnych kiosków, kilka sklepów, no i od cholery ludzi, wysocy i niscy, chudzi i grubi, czarni i biali. Z tłumu wyróżniał się wysoki (co najmniej dwa metry wzrostu) i potężnie zbudowany człowiek w czarnej bluzie z kapturem głęboko nałożonym na głowę, wytartych jeansach i białych trampkach. Także cię zauważył i podszedł do ciebie.
- Matt, tak? Pogadamy? - spytał.