[Forgotten Realms] Pierwsza drużyna

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

[Forgotten Realms] Pierwsza drużyna

Post autor: WinterWolf »

Posty w trzeciej osobie, każdy ma 75 sz.

Wasza drużyna wiele razem już przeszła choć wciąż nie udało się wam zawrzeć bliższych znajomości. Być może wynika to z tego, że nie do końca ufacie sobie nawzajem, ale jak to ktoś kiedyś powiedział lepiej mieć za plecami coś co już się zna.
Jesteście w drodze do Miasta Wspaniałości, do Waterdeep. Kończą wam się zapasy niezbędne do kontynuowania podróży, gdziekolwiek byście nie zmierzali. Uznaliście, że najlepiej będzie je uzupełnić w dużym, kosmopolitycznym mieście, gdzie piątka podróżnych nie będzie się bardzo rzucać w oczy (tym bardziej, że w drużynie jest liczebna przewaga Drowów). Dzień, w którym dotarliście do bram miasta był pochmurny choć ciepły. Jest środek wiosny, więc pogoda nie zawsze jeszcze dopisuje. Droga, którą tu przybyliście usiana była kałużami. Macie przemoczone buty i jesteści zmęczeni długą podróżą. W momencie, gdy straże przy bramie przepuściły was bez większych problemów odetchnęliście z ulgą. Tym razem nikt się was nie czepiał.

KURAIPrzemoczone buty irytują cię. Cieszysz się chociaż z tego, że słońce nie świeci ci w oczy, że pogoda jest dla ciebie dość łaskawa.

KAIRONGdy przekraczacie bramy miasta czujesz lekkie zaniepokojenie. Jeszcze nie wiesz z czego ono może wynikać, ale wszystkie twoje zmysły wręcz krzyczą do ciebie, że coś jest nie tak.

SHAMSHIELKonieczność pobytu w dużym mieście nie budzi twej radości ale cieszysz się, że teraz będziesz mógł trochę odpocząć

VIRANPierwszy raz przybywasz do tak dużego miasta. Budzi ono twą ciekawość. Aż się palisz do tego, by opisać wszystkie napływające do ciebie wrażenia.

SINAFAYUcieszyłaś się na myśl o odwiedzeniu ponownie karczmy "Smocze jaja". Ale tak jak i Kairona coś cię niepokoi...
Ostatnio zmieniony wtorek, 11 lipca 2006, 22:42 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Sabrae Xoraim
Bombardier
Bombardier
Posty: 700
Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
Numer GG: 9383879
Lokalizacja: Preczów :P
Kontakt:

Post autor: Sabrae Xoraim »

SiNafay:
- Nareszcie! Jakaś ciepła strawa i kawałek dachy nad głową. Brakowało mi tego. Do dziś czuję się niepewnie, kiedy nad głową nic nie mam... Chodźmy do zaprzyjaźnionej karczmy 'Smocze jaja' ;) Drowka uśmiechnęła się do towarzyszy i z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę rzeczonej karczmy. Już dawno się nauczyła, że zdenerwowanie najlepiej przykryć śmiechem. Czasem naprawdę pomaga, jednak teraz akurat nie poczuła się lepiej. Miała nadzieję, że chociaż towarzysze się rozchmurzą patrząc na jej, zpozoru, dobry humor.
Obrazek
(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Młoda dziewczyna pół krwi Drow’ów zwolniła na chwilę i ostentacyjnym krokiem ominęła kałużę. Miała już dość przemoczone buty, by ta jedna nie zrobiła różnicy, jednak chodziło o sam fakt i pozory. Przystanęła i opierając się jedną ręką o mur uniosła lekko nogę spoglądając na swoją zabłoconą podeszwę. Ciężkie westchnięcie wydobyło się wtedy z jej duszy, a niema rozpacz odmalowała na twarzy. Miała już dość tych butów, jakieś pechowe chyba były. Co chwila w nich gdzieś (bądź w coś) właziła. Skrzywiła się na tę myśl i w sumie nawet trochę ucieszyła, iż tym razem były tylko po prostu mokre i brudne od błota.
Spojrzała na swą towarzyszkę i uśmiechnęła się do niej lekko. Zdążyła już przywyknąć do jej nieustającego dobrego humoru i optymizmu, który mijał niczym przebita bańka mydlana, gdy tylko znajdowali się w stanie zagrożenia. Wtedy to stawała się panią bitewnego pola, władczynią dowodzącą swą armią. Kurai uśmiechnęła się krzywo na tę myśl, zawsze ją bawiła... Nie dawała sobą kierować, doskonale znała swe miejsce i umiejętności, dzięki temu wychodziła z opresji obronną ręką, a wpadała w tarapaty nadzwyczaj często.
Odrzuciła głowę do tyłu i jej długi warkocz ciemno rudych włosów zafalował niespokojnie na plecach. Sięgał dziewczynie aż za pas, był gruby i mocno zapleciony. Nieraz w czasie walki ktoś ją za niego łapał, dlatego od dłuższego czasu walczyła jedynie z dystansu. Rozejrzała się uważnie i poprawiła dopasowaną kamizelkę, którą nosiła zawsze rozpiętą. Uszyta z ciemnego materiału skrywała w sobie wiele skrytek i małych kieszonek, także kilka ostrzy do rzucania i broszę oddziału swego ojca, przypiętą jednak po wewnętrznej stronie. Koszulę pod nią miała jaśniejszą, jednak nie białą. Nie wiadomo było, czy od zawsze miała taki lekko brudnawy kolor kości słoniowej, czy z biegiem czasu taki przybrała. Była jednak wygodna i dobrze skrojona, nosiła na sobie parę śladów cerowania... Patrząc dalej w dół widać było nieco przybrudzone podróżą spodnie z ciemnozielonego materiału i wysokie buty, niemal całe pokryte błotem.
Będąc świadomą swego wyglądu skrzywiła się i odgarnęła kilka kosmyków z zakurzonego czoła. Marzyła jedynie o kąpieli i możliwości doprowadzenia się do jako takiego ładu. Wszyscy zdążyli już poznać ją od tej strony, gdy trzeba było, Kurai zdawała się być naprawdę bardzo praktyczną osobą, jednak gdy tylko przekraczała bramy miasta, od razu chciała wyglądać i prezentować się jak najlepiej. Niestety podróżowała po powierzchni od niedawna i nie nauczyła się jeszcze jak wychodzić z lasu w jednym, czystym kawałku...
- Więc prowadź... – powiedziała cicho zastanawiając się, czy ktokolwiek będzie miał coś przeciw. Szczerze lubiła wszystkich ze swojej... „drużyny”. W każdym razie na pewno szanowała zarówno Drow’a jak i Elfa.
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Kairon poznał życie w świecie ponad na tyle dobrze, by wiedzieć aby ufać sobie i swemu ostrzu a resztę traktować z dystansem.
*Trzymaj przyjaciół blisko siebie a wrogów jeszcze bliżej*
Ostatnie czasy jednak przyniosły zmiany o których nigdy nie sądził, że go spotkają. Już nie ważnym było dla Niego jak ich spotkał, po prostu stanęli na jego drodze życia i teraz trwał z nimi. Nie mógł jednak powiedzieć, by oddać chciał życie za któregokolwiek, bowiem każdy w jego oczach był jakoś zbrukany. Ot ta kapłanka drow'ia służąca tańczonej dziXXe, lepsze wprawie to niż Lolth, lecz nie tej drogi szukał, lub też ta druga rudowłosa kobieta, której krew, ciało i umysł poznaczone były feare. W końcu i sam w blachę zakuty elfi plugawca zwany niekiedy świętym wybawicielem no i chyba tylko ten człowiek co miał najmniej minusów w jego oczach. O tym jednak tak poza nim nie wiedział, bowiem skrywanie uczuć nad wyraz dobrze mu wychodziło i choć sam Kairon dobrze wiedział, iż wszystko to jeszcze z czasem się zmieni a jego myśli potoczą się innym nieznanym mu torem, na razie przyjął najodpowiedniejsza rolę dla siebie.
Teraz w tej chwili gdy zawitali do większego miasta, ba większego mało powiedziane, nie jeden z Lordów byłby gotów "powiesić za wory" każdego, jak mawiali chłopi nie raz jeden. Gdy wkroczyli w bramy a jego oczom ukazał się ogrom miasta a on sam ledwo słyszalnie wypowiedział.
- Tak Waterdeep miasto możliwości i łatwej śmierci. - Gdy takie myśli przez umysł mu przebiegły wspomniał domu swój Menzoberranzan zamyślił się chwilę co nie było mądrym lecz silniejszym od niego. Nawet nie dostrzegł gdy SiNafay minęła go i coś wyrzekła do reszty grupy. Kairon błądził teraz myślami po tunelach okalających miasto pajęczej dziXXi , mijał kolejne kramy na głównym bazarze, powoli zbliżał się do Narbondelu, który płonął w połowie jasnym światłem. I wtedy się ocknął akurat w momencie gdy Kurai cos mówiła. Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy i melodyjny, niski głos dał się słyszeć z jego ust.
- Choć pond kwartę swego życia w świecie ponad spędziłem wciąż nowym jestem na nim. Prowadź m'thain ...- A słowom tym towarzyszył uprzejmy gest dłoni zapraszający by SiNafay prowadziła.
Był rad że mają przewodnika, niemniej nie lubił dużych miast, skupisk ludzi i innych ras powierzchni. Dlatego też okryty swym piwafwi niemalże zawsze był tak jak i teraz włąsnie. Zasłaniając twarz tak by niepowołane oczy jego oblicza nie ujrzały i ni jeden włos jego z pod kaptura się nie wyłonił tak, by ukazać swą srebrzystą biel cudzym oczom. Wysoki był jak na mrocznego elfa, ba nawet jak na człowieka, bowiem mierżąc ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, znacznej szerokości barki i silne ręce zwracał niestety na siebie uwagę. Odzian zwykle był tak jak i teraz, nie wybrzydzał w strojach. Wojskowe ubranie barwy soczystej zieleni tylko lekko przybrudzone widać iż umiał zadbać i oto, ciemne niemalże czarnej barwy buty teraz solidnie ubłocone, których wykonanie zdradzało elficka rękę a i do tego na dłoniach niemalże wiecznie załozone ziemistej barwy rękawice. Na piersi mithrilowy napierśnik z naramiennikami, karwaszami i nagolennikami do kompletu. Wizerunek wojownika uzupełniał spoczywający w ciemniej skórzanej pochwie przewieszonej przez plecy miecz półtoraręczny, o który Kairon dbał równie mocno co o swoje życie. Co prawda nieliczni wiedzieli, iż ma on jeszcze gdzieniegdzie przy sobie kilka innych "zabawek", lecz tą wiedzę byle kto nie posiadł.
Sabrae Xoraim
Bombardier
Bombardier
Posty: 700
Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
Numer GG: 9383879
Lokalizacja: Preczów :P
Kontakt:

Post autor: Sabrae Xoraim »

SiNafay:
*Mrukliwy drow, jak zwykle pogrążył się w jakiś wspomnieniach, czy cos i pewnie nawet nie dosłyszał dokąd chcę ich zaprowadzić. Jest świetnym wojownikiem, ale towarzysz z niego żaden. Kurai bardziej przejmuje się swym wyglądem, niż żołądkiem. Ale lubię ją. Można z nią porozmawia, a i do grupy wiele wnosi, gdyż wiele umie. Zastanawia mnie ten człowiek, jest jakiś taki nieobecny ostatnio....* - Rozmyślając tak doszli przed niski budynek z widocznym szyldem 'Smocze jaja'
- Oto jesteśmy, wchodźmy. - Drowka otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia, w którym panował przyjemny półmrok, co dawało gościom nieco intymności, a także pozwalało dobrze się czuć istotom podziemnym. Zdjęła kaptur z głowy i zapraszającym gestem wskazała przyjaciołom ławę w rogu pomieszczenia, sama zaś podeszła do szynkwasu. Ucieszyła się widząc starego przyjaciela, duergara imieniem Grotagar.
- Witaj Grot! Dawno się nie widzieliśmy, co? Znalazłeś już żonkę? Nie? Szkoda. Słuchaj, mam prośbę, tam siedzą moi 'koledzy i koleżanki', chodź do nas, zamówimy jakieś jadło i napitki i posiedzisz z nami, co?
Obrazek
(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

Och!
- Chłopak głęboko westchnął, słuchając mrocznej elfki jednym uchem... Już strażnicy przy bramie, odziani w koszulki kolcze i posiadający pięknie rzeźbione, ciężkie kusze i wielkie, lśniące halabardy wzbudzili jego ciekawość, a widok zza bramy, widok wielkiego miasta przeszedł wszystkie jego oczekiwania. Mimo tego, że niebo było zachmurzone prosty chłopak aż palił się ze szczęścia i szczerze okazywał to towarzyszom podróży, ale także przechodniom. Jego wzrok przeskakiwał z dachu na dach, z jednego kramu na drugi, z jednej mieszczanki na drugą... "Nie, zapędziłem się..." Mina trochę mu zrzedła i przeskoczył oczami na towarzyszy. Przed każdym z osobna czuł paniczny strach, ale także uwielbienie i podziw. Był jedynym człowiekiem wśród elfów, z czego trzy wyglądały na mroczne... Słyszał o nich z opowieści babci, która słyszała od swojej babci o wielkiej bitwie z tymi stworzeniami. I wielkiej rzezi jaką rozpętały...
Mina mu skwaśniała, ale szybko odrzucił te myśli, sądząc, że te elfy nie są takie. Poza tym wśród nich był jeden elf białoskóry, który nie wyglądał tak strasznie...
Ale Viran nikogo nie mógł obdarzyć zaufaniem... Oni zabijali, mieli to we krwi, oni znali magię... Część z nich na pewno wierzyła w bogów... I co najważniejsze, byli elfami, istotami nieodgadnionymi swym zachowaniem dla człowieka, a co dopiero takiego młodzika.
Przyglądanie się drużynie nie mogło trwać wiecznie - miał już ku temu wiele okazji. Dlatego miasto znowu wciągnęło go w wir spojrzeń we wszystkie strony... Rozległ się krzyk dzieci, Viran szybko odwrócił się w tamtym kierunku i ujrzał... jedynie zabawę... Zabawę, którą on wręcz uwielbiał w dzieciństwie... polewanie dziewcząt wodą... Pomyślał, co by było, gdyby się teraz zebrał na taki figiel i wylał kubeł zimnej wody na którąś z kobiet - drowek. Mimowolnie szerzej się uśmiechnął, zadowolony ze swego pomysłu i znowu oczy rozjaśnił mu blask i dzikie ogniki. Chmury na chwilę odsłoniły słońce, kałuże odbijały to promienie słoneczne, to wzniosłe domy, o jakich widoku chłopakowi nawet się nie śniło, to zadyszanych mieszkańców wędrujących w przeróżnych kierunkach. Sam szybko spojrzał na swoje odbicie w jednej z kałuż. Ujrzał to, co zwykle oglądał w strumyku, twarz z żółtozielonymi, wręcz kocimi oczami. Przy następnej kałuży utkwiło znacznie więcej szczegółów - jego burza kruczoczarnych włosów, sięgających do uszu... Nerwowo je przygładził, chociaż była to walka z wiatrakami, bo po chwili kolejny raz odskoczyły na wszystkie strony. Zaraz po włosach odruchowo poprawił swoje ciuchy - które w porównaniu do ubrań ludzi w mieście były bardzo daleko w tyle. I spokojnie można by nazwać je szmatami. W tej chwili jednak, chłopak nie czuł się z tego powodu gorszy. Mimo wszystko, Viran był młodzieńcem z nieodpartym urokiem - może nie przystojnym, ale łatwo ukazywał swoją bogatą duszę i tym zjednywał sobie kiedyś serca koleżanek. On sam tego nie pragnąc rozkochiwał w sobie wiele dziewcząt...
Wśród miejskich kobiet mógł jednak budzić wyglądem jedynie politowanie. Na plecach nosił... wędzisko i kij nerwowo podrygiwał wraz z nierytmicznymi krokami chłopaka. U pasa, niedbale przewiązany dyndał krótki miecz, który lata chwały miał już wieki temu. A wielkie kieszenie w spodniach, wypchane nie wiadomo czym, wyglądały po prostu śmiesznie.
Kręgi pojawiające się na wodzie w kałuży świadczyły o tym, że chłopak znowu ją przeskoczył zamiast obejść... Radość wypełniała każdy jego krok. Uśmiechał się do starszych pań z koszami bielizny, machał do dzieci... Nie widział tutaj zepsucia i zła, dostrzegał jedynie okazję do zabawy. Grupa, nie zwracając na niego uwagi odeszła kawałek dalej, a on oczarowany miastem wchłaniał cały gwar ulicy, zapach tak odmienny od zapachu wsi. Odszedł kilka kroków za elfy i wesoło pogwizdując wyobrażał sobie wspaniałości jakie jeszcze na niego czekają...
Nagle trafili pod drzwi Tawerny. Chłopak przytrzymał drzwi kobietom, tak go przynajmniej uczono i sam na końcu wszedł do środka. To co ujrzał wewnątrz przewróciło jego wnętrznościami. Kilka krasnoludów z wielkimi toporzyskami, jacyś dziwnie poubierani ludzie, gnomy, niziołki... elfy... Wszyscy wyglądali heroicznie i wielce. Chłopak zmieszał się takim towarzystwem i jednym uchem wyławiał siarczyste przekleństwa od krasnoludów, a drugim opowieść wojownika przy jednym ze stołów, nerwowo przy tym zerkając, to w jedną, to w drugą stronę. Wystraszony takim gwarem stanął niedaleko Kurai, czując, że ona nie przejmuje się tak bardzo tym miejscem.

Będę sobie od razu prezentował stare wpisy do dziennika, by dać szerszy pogląd na myślenie bohatera ;)

Dziennik Wpis 8

Siedzę przy ognisku. Jego płomienie liżą chrust, który przed chwilą nazbierałem. O bogowie, gdybyście istnieli i widzieli jakie dziwy mi się przytrafiły tego dnia! Nie jestem już samotny na tej drodze, przynajmniej fizycznie, ale czy duchowo także, to się okaże. Tak, dzisiejszego dnia wiele się wydarzyło. Zostałem ocalony przez grupę elfów! Któż by w to uwierzył, że niecały tydzień po opuszczeniu domu, przytrafi mi się taka przygoda, chociaż prawie śmiertelna. Ostatnio pisałem, że mam zamiar wyruszyć na południe, nie traktem, lecz na przełaj, przez las. Jakżem napisał tak zrobiłem, ale w lesie zaskoczyła mnie grupa ohydnych stworzeń - małych, żółtych i zielonych potworków, podobnych do kanciastych dzieci. Miały wiele spiczastych ząbków, takie śmieszne, ostro zakończone uszy, prostokątne łby i małe, pochylone ciała. Bez żadnego ostrzeżenia zostałem zaatakowany przez Gobliny - jak powiedziała mi jedna z drowek nosząca imię Si'Nafay. Więc gobliny zaatakowały bez ostrzeżenia, a ja przyparty do drzewa, cudem wyciągając miecz, broniłem się zawzięcie...
Jąłem opadać z sił, kiedy to z lasu wyłoniły się kolejne istoty. Były to cztery elfy, w tym trzy takie czarne - chyba mrocznymi się zwą, lub drowami, jak mówił Shamshiel - biały elf. Więc na ich widok, przestraszyłem się i nie spodziewałem się, że są mi przyjaciółmi. Wstyd przyznać, ale z przerażenia krzyknąłem. Odwaga mnie jednak nie opuściła i zdecydowałem, że umrę z chwałą w duszy. Zaatakowałem gobliny, nie myśląc o konsekwencjach tego, że się odsłaniam. Wszystko szło dobrze, nawet jednego ciąłem... I kiedy usłyszałem jego krzyk - krzyk bólu, i ujrzałem jego brudnozieloną krew, serce we mnie zamarło. Skrzywdziłem żywą istotę! Ręka opadła mi w dół, zapomniałem o unikach. Krwiożercze bestyje natychmiast to wykorzystały i uderzyły pałką w łeb.
Widzisz, dzienniczku, zdaje się, że źle oceniłem te elfy. Musiały przepędzić gobliny i zabrać mnie... Rozmawiałem z elfką, Si'Nafay, jak Ci już pisałem i mówiła ona, że mogę zostać z nimi. Trochę się źle czuję, że nakłamałem ich, o stanie mej podróży, mówiąc elfce, że jestem sierotą...
Wstyd mi tego, ale zaufać się boję tym istotom...
Dzienniczku w głowie łupie, a ciepło ogniska takie przyjemne, wybacz mi na chwilę, że Cię odstawię i położę się... Na chwilę tylko...
Dziennik Wpis 9

Przepraszam, że zasnąłem, ale głowa mocno mnie bolała i nie miałem sił na pisanie. Już kilka dni podróżuję z elfami i wiem trochę więcej o ich bytowaniu. Przypomniały mi się też opowieści babci o potwornych i złych mrocznych elfach. Ale ja nie wierzę w ich zło, bo czemu mieliby mi pomóc? Już się do nich przywiązałem i znam nawet ich imiona - więc jest ze mną Pani Kurai - taka dziwna czarna elfka, z rudymi włosami. Według Si'Nafay w żyłach tej elfki płynie krew ludzi... Jam się nie znam, więc traktuję ją jako czarną. Jest jeszcze Shamshiel, z którym ledwo zamieniłem kilka słów. Widać, że i on nieufny. Jeszcze Si'Nafay, która najwięcej mi opowiada i zaznajamia ze światem i elfami, wierzę jej oczywiście. Do niej zwróciłbym się pierwej z każdym pytaniem mię frapującym. Najdziwniejszą osobą jest Kairon, nie rozumiem go w ogóle. Nie rozmawiałem z nim, lecz słuchałem jego zdawkowych słów. Nie wiem, czym on się zajmuje i jaką bronią włada, ale boję się go. W nim jest coś plugawego, takiego, co opisywała moja babcia. Będę na niego baczył, by krzywdy nikomu nie zrobił.
Krzywda? Dzienniczku zaprawdę już nie wiem, czym jest krzywda. Ja wzdrygam się na samą myśl o zabijaniu... A według Si'Nafay tak trzeba w tym świecie... Mam nadzieję, że przy kolejnej bitwie nie zawiodę towarzyszy, o ile walka będzie toczyć się o słuszną sprawę.
A jutro mamy być w Waterdeep, chyba jeszcze nie wspominałem. Bardzo się cieszę z tego powodu, bo słyszałem, że to miasto wspaniałości i zawsze chciałem zwiedzić takie miejsca. Na pewno napiszę Ci pierwsze wrażenia po przybyciu, kiedy zatrzymamy się w jakiejś Tawernie. A teraz żegnaj! Długa droga przede mną.
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf wszedł spokojnie do pomieszczenia, jego tarcza zaś spokojnie wybijała rytm jego kroków odbijając się od blachy na jego plecach. Co było oczywiste, w karczmie było dużo ciemniej niż na zewnątrz, zaś Shamshiel, nie wiedzieć czemu, zawsze wolał otwarte przestrzenie. Mimo to owo pomieszczenie miało jedną podstawową zaletę – można się tu było wysuszyć i całkiem porządnie najeść. Zresztą, wizyta w tak wielkim mieście jak Waterdeep była dużą odmianą w stosunku do poprzedniej części ich podróży, choć może dla Shamshiela odmiana była złym słowem. „Ciekawostka” – to słowo pasowało by o wiele lepiej do obecnej sytuacji, tym bardziej, jeżeli zważy się na towarzyszy Shamshiela. Pomijając ich wygląd czy zachowania, była to dla niego nowość, gdyż był on raczej przyzwyczajony do podróżowania w samotności, ewentualnie ze swoim opiekunem (to jednak było już dość dawno temu). Patrząc jednak z drugiej strony, wszyscy są dość zdystansowani, więc ich obecności nie czuje się aż tak bardzo. Shamshiel nie wiedział jeszcze, czy to plus, czy minus.
Głębokie westchnięcie dało się usłyszeć ze strony elfa. Był nieco zmęczony podróżą, więc miał ochotę odpocząć. Ciężar jaki miał na sobie pod postacią zbroi wciąż dawał o sobie znać i Shamshiel nie marzył o niczym innym, jak zrzucenie jej z siebie, po czym znów westchnął i spojrzał na elfkę, która kazała zwać ją Sinafay. Właśnie o czymś rozmawiała z gospodarzem tego przybytku, tak więc Shamshiel postanowił poczekać aż ona skończy. Rzucił tylko swój worek podróżny na ziemię, założył ręce i czekał.
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Twarz drow-a wykrzywił lekki uśmiech, lecz nikt nie mógł go dostrzec, bowiem wszystko kryło się w cieniu piwafwi szczelnie okrywające ciało mrocznego elfa. Gdy ruszyli w drogę szedł milcząc, nie było powodów do rozmowy, przynajmniej on ich nie widział. Przyglądał się uważnie za to wszystkiemu wokoło, architekturze, mieszkańcom zbrojnym. W pewnym momencie odwrócił się do podróżującego wraz z nim jak go wołali, Viran i spojrzał na niego bacznym wzorkiem. Nie powiedział nic, tylko spojrzenie mu posłał, bezwyrazowe, bez namiętne spojrzenie zielonych oczu, tylko tyle dostrzegł młody człowiek.
Po chwili byli na miejscu a gdy tylko znaleźli się w środku idąc za przykładem SiNafay pierwszy raz od długiego już czasu Kairon opuścił kaptur piwafwi. W szybkim ruchy sięgnął prawa ręką za tył głowy i wyswobodził z objęć magicznego płaszcza srebrzystobiały warkocz swych włosów. Potem wyszczerzył żeby w niepojętym dla większości uśmiechu odsłaniając lekko fioletowawe zęby i trwając z taką miną odchylił się na krześle do tyły zakładając ręce za głowę. Po chwili ziewnął przeciągle i począł w miarę dyskretnie rozglądać się po izbie w której teraz siedzą. Nie interesowało go to, iż kapłanka właśnie prawiła z gospodarzem, teraz myślał o tym raczej bo będzie dalej. Mimochodem spojrzał po reszcie zebranych, bowiem nie wszyscy mieli dość we łbie, by przestać sterczeć niczym trzęsąca się osika na wietrze i wygodnie usadzić swe tyłki. Kairon nie miał o dziwo większych problemu z wybraniem miejsca, rzec by można, iż miejsce samo się zrobiło, a to dlatego iż dwójka poprzednich właścicieli, niskich krótko ściętych rudowłosych karzełków szybko ulotniła się widząc jego spojrzenie. Cóż czasem tak właśnie działał na niektórych ten drow-i wojownik. Swój dobytek ułożył obok tak że nie sposób było by go stracić, sakwę dobrze miał ułożoną, siedział więc i czekał.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Gdy chłopiec stanął obok niej, położyła mu dłoń na ramieniu. Obrócił szybko głowę w jej stronę, a ona jedynie uśmiechnęła się do niego życzliwie.
- Spokojnie... - uspokoiła go i podprowadziła do stolika, który w tak wymyślny sposób zajął Kairon. Odsunęła chłopcu krzesło i niemal go na nim posadziła. Czuła jego strach i niepokój, martwiło ją to bardzo. Westchnęła i po chwili kolejne miejsca obok się zwolniły. Skrzywiła się na to lekko i stwierdziła:
- No tak...
Usiadła między Kairon'em a Viran'em i czekała, co uda się załatwić kapłance. Rozejrzała się po wszystkich zebranych i obdarowała otoczenie swym miłym uśmiechem. Spotkała się z typową reakcją. Jakiś krasnolud splunął, inni odwrócili się do niej... plecami. Westchnęła zrezygnowana i utkwiła zamyślone spojrzenie w oczach Drow'a. Jakże tęskniła za swym domem! Jeśli znajdzie dziś chwilę samotności, skontaktuje się z ojcem, tak bardzo jej go brakowało. Wyraźny smutek i tęsknota odmalowały się na pięknej twarzy Kurai, ona jakoś nigdy nie przejmowała się skrywaniem swych uczuć. Czuła, że takim zachowaniem sprowadza na siebie jedynie pogardę w oczach innych Drow'ów, ale "wina" leżała w jej wychowaniu. Całe skierowane było na życie w świecie ponad, gdzie należało wzbudzić sympatię i zaufanie ludzi oraz innych ras. Kobiecie z krwią elfów i Drow'ów przychodziło to z największym trudem, nie z jej winy oczywiście. Gardził nią cały świat...
Sabrae Xoraim
Bombardier
Bombardier
Posty: 700
Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
Numer GG: 9383879
Lokalizacja: Preczów :P
Kontakt:

Post autor: Sabrae Xoraim »

SiNafay:

Krasnolud ucieszony z wizyty dawnej znajomej podszedł do stolika i gestem przywołał swojego pomocnika. Drowka usiadła koło Kairona, a Krasnolud z brzegu. Viran widząc siadającego naprzeciw Duegara wyraźnie się przestraszył, na co Grotagar szczerze się zaśmiał unosząc swe krzaczaste białe brwi i zamiatając brodą stolik. - Spokojnie młody kolego - Powiedział coraz bardziej zmieszanemu człowiekowi, następnie zwrócił się do wszystkich. - Witam w moich skromnych progach towarzyszy i jakże piękną towarzyszkę mojej przyjaciółki. Jam jest Grotagar, a ten skromny przybytek zwie się Smocze jaja. Nie dziwie się, że właśnie tu was przyprowadziła, bo kiedy w jednej karczmie spotkają się elfy, drowy, krasnoludy i sporo mocnego napitku, o burdę niełatwo, a Wyście widzę zmęczeni podróżą. W tym przybytku chyba po raz pierwszy widzę elfa, o tam przy szynkwasie stoi. To wasz kolega? Lepiej niech tu przyjdzie, bo stali bywalcy zaraz się nim zajmą. - Tu wskazał na grópę duegarów siedzących przy ławie najbliżej szynkwasu. - Oni nietylko nie lubią elfów, do tego mają sporą przewagę, więc lepiej niech się zdecyduje: wychodzi albo siada. Wtem do stolika podszedł młody półdrow, miał wyraźnie ludzkie rysy, a jego drowie pochodzenie zdradzały krótkie białe włosy, czerwono-brązowe oczy i ciemna skóra. - Oto Iymril, pomaga mi w tym interesie. Proszę powiedzcie mu, jaka strawa Wam odpowiada i jaki napitek sobie życzycie. Do jedzenia mamy świeży chleb, kaszę, gulasz i kawałek pieczonego chyba dzika jeszcze się uchował. Z napitków polecam prawdziwe drowie wino z grzybów, trzymam je specjalnie na takie okazje jak ta. Chyba 3 butelki mi zostały. Poza tym mamy też czerwone wino, piwo i krasnoludzką gorzałkę. A dla młokosa cienkie wino, coby się nie upił. - Uśmiechnął się szczerze do Virtana. SiNafay zaśmiała się cicho i zwróciła do półdrowa - Poproszę kaszę z gulaszem i to drowie wino, którym tak się szczyci Grot. Kiwnął głową i skierował wzrok na kolejną osobę, oczekiwał zamówień.

Jak się nazywało to drowie wino z grzybów? Jutro rano wyjeżdżam na miesiąc, postaram się wpadać na tawernę, ale nie wiem czy będzie to możliwe. Mam nadzieję, że ktoś z Was, albo MG poprowadzi moją postać.
Obrazek
(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Widząc, iż jego towarzysze w miarę wygodnie się usadowili przy najbliższym stoliku, elf postanowił do nich dołączyć. Chwycił swój worek podróżny w lewą dłoń po czym, szurając nim po podłodze, podszedł do stolika i usiadł na najbliższym krześle. Puścił swój worek, po czym odgarnął kilka niesfornych kosmyków kruczoczarnych włosów ze swojego czoła. Gdy to robił, spostrzegł, że ludzie dziwnie się na niego patrzą. O co im chodziło - nie wiedział, gdyż był pewien, iż nie mogli się domyślać. Możliwe, że chodziło o jego towarzyszy, choć dla Shamshiela nic w nich nie było niezwykłe. Wprawdzie trójka elfów, z którymi podróżował różniła się kolorem skóry od przeciętnego elfa, jednak i on przecież miał ciemniejszą skórę. W ostateczności mogło chodzić o ich reputację, gdyż podobno im podobni są bardzo groźni. Tyle, że ludzie lubią przesadzać. W końcu niemożliwym jest, żeby tak dostojna rasa składała się tylko z krwiożerczych potworów. A nawet jeśli, ci tutaj byli inni. Senthil zareagował na to wszystko wzruszeniem ramion, po czym przypomniał sobie, że takie rzeczy zdarzały się już na trakcie. Ludzie błagający o litość, uciekający z ich drogi i tym podobne. A przecież było to całkowicie niepotrzebne, gdyż nie mieli czego się obawiać z ich strony. Cóż, nie warto było sobie tym głowy zaprzątać, przynajmniej nie teraz. W tym momencie liczył się tylko odpoczynek.
- Co myślicie o tym miejscu? – zagaił, by przerwać ciszę, panującej wśród jego kompanów od dłuższego czasu.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Elfka uśmiechnęła się do chłopaka, doskonale rozumiała, jakie brzemię dźwigał na sobie ten "mieszaniec krwi", fa'la zatoast. Postanowiła, że później trochę z nim porozmawiam, może będzie miał dla niej jakieś wskazówki. Pragnęła się szybko zadomowić wśród ludzi i elfów z powierzchni, jemu się to chyba udało. Sporo ich łączyło, zakładała, że z chęcią jej pomoże.
- Ja właściwie nie jestem głodna, coś małego i lekkiego poproszę, do tego zwykłe wino - powiedziała i wygodnie się rozsiadła. Na pytanie swego towarzysza, Elfa, odpowiedziała szybko i prawie bez namysłu:
- Mi się tu podoba, ussta abbil, Shamshiel.
Jeszcze raz spojrzała po zebranych i westchnęła. Była przed nią jeszcze długa droga, by przestali reagować na nią z pewnym obrzydzeniem. Jaka jej wina była w tym, jakich miała rodziców? Przecież nawet ich nie znała, nie prosiła się na ten świat. Zniesmaczenie przeszło przez jej twarz i na chwilę ten wyraz złagodniał.
"Jarlaxle" - pomyślała czule o swym opiekunie i dobry humor do niej wrócił w ciągu kilku sekund.
Odwróciła się do Shamshiel'a, bardzo go polubiła, chyba nawet najbardziej z całej drużyny. Zdawał się nie zwracać uwagi na jej wygląd i pochodzenie, a to sprawiało dziewczynie niewypowiedzianą radość. Co innego Kairon...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Wino grzybowe Drowów zwało się chyba pajęcza krew

Od czasu, gdy znaleźliście się w "Smoczych jajach" zdecydowanie poprawił wam się humor na myśl o ciepłej strawie i wypoczynku. Wiele dni na trakcie odcisnęło na was swoje piętno. Goście owego przybytku przedstawiali sobą doprawdy malowniczy widok. Krasnoludy, Drowy i Duergarowie. Doprawdy, Waterdeep jest Miastem Wspaniałości.

Kairon
Mimo jednak poprawy nastroju nadal czujesz się nieswojo. Masz wrażenie, że ktoś ci się przygląda. Pierwszy rzut oka na salę nie przynosi jednak odpowiedzi kto by to mógł być. Zaczyna cię to trochę irytować. Masz podejrzenia, że źródło twojej irytacji znajduje się na zewnątrz. Zerkasz w stronę małych nie przepuszczających zbyt wiele światła okienek.

Kurai
Dopiero teraz przypominasz sobie o przemoczonych butach. Na chwilę odwracasz swoją uwagę od sali i Shamshiela rozważając zmianę obuwia.

SiNafay
Czujesz się najpewniej z całej drużyny w tym miejscu. Trochę dziwi cię niepewność Virana dopóki nie przypminasz sobie, że ty kiedyś też przez to przechodziłaś.

Viran
Na chwilę zapominasz nawet o swoim dzienniku. Tak cię przytłacza to miejsce. Nie żeby ci się ono nie podobało. Po prostu jeszze nigdy nie wudziałeś takiej różnorodności ras na tak małej przestrzeni.

Shamshiel
To miejsce powoli zaczyna ci się podobać. Głównie dlatego, że tu jest sucho i można odpocząć. Twój żołądek domaga się swoich praw... Ile w końcu można jeść podróżne racje?

W pomieszczeniu panuje lekki zaduch. Na zewnątrz zaczyna padać deszcz. Z początku tylko kropi lecz w końcu przemienia się w wiosenną ulewę. Wszyscy, którzy chcieli rychło opuścić przybytek wyraźnie zniechęcili się do tego zamiaru. Parę osób usiadło z powrotem na swoje miejsca. Do sali wchodzi mężczyzna ubrany w czarny płaszcz. Swoim wejściem wzbudza pomruk niezadowolenia, gdyż otwierając drzwi wpuścił nieprzyjemny podmuch z dworu. Usiadł na drugim końcu sali i gdy tylko ktoś z się nim zainteresował zamówił piwo.
Ostatnio zmieniony środa, 12 lipca 2006, 22:38 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Usłyszawszy, jak mu głośno burczy w brzuchu, Shamshiel nieco się skrępował. Nie trwało to jednak długo – w końcu był wśród swoich towarzyszy i nie powinien wstydzić się takich rzeczy. Zresztą, z pewnością im też żołądek przyrósł do kręgosłupa. A przynajmniej tak myślał, dopóki nie usłyszał zamówienia Kurai... Zamówiła bardzo mało, co go zdziwiło. No ale kobiet chyba nigdy się nie zrozumie. Tak czy inaczej czas był złożyć zamówienie.
- Gulasz! powiedział – dużo gulaszu z chlebem i jakieś dobre piwo – tego mi trza.
Elf był zadowolony, że w końcu naje się do syta porządnym jedzeniem, gdyż jego „żelaznych porcji” nie można było nazwać ani sycącymi, ani tym bardziej smacznymi.
Wtem zaczął padać deszcz. W sumie dobrze się stało, gdyż miastu przyda się nieco orzeźwienia. Shamshiel lubił deszcz. Krople deszczu w swym samobójczym spadku dawały poczucie życia. Oczywiście, były tego także złe strony, jak choćby przemoczone ubrania, ale to tak naprawdę się nie liczyło. Liczyła się przyjemność czerpana z zetknięcia się z milionami kropel deszczu.
Myśląc o przemoczonych ubraniach, elf przypomniał sobie, że warto było by się przebrać (no i zrzucić to żelastwo – co mu do głowy przyszło, żeby cały czas to nosic?). Toteż z jego ust dało słyszeć się pytanie w stronę zarządcy tego przybytku.
- Gospodarzu, czy mógłbyś mi wskazać nasze kwatery, gdyż zakładam iż zostaniemy tu na noc. Chciałbym zmienić wdzianko na coś wygodniejszego.
Powiedziawszy to stuknął palcami o kirys swojej zbroi. Dało się słyszeć odgłos uderzenia w stal...
Sabrae Xoraim
Bombardier
Bombardier
Posty: 700
Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
Numer GG: 9383879
Lokalizacja: Preczów :P
Kontakt:

Post autor: Sabrae Xoraim »

Karczmarz:
- oczywiście, mam na poddaszu 2 izby, jedna pięcio-osobowa, w której już są dwa gnomy głębinowe i wspólna sala, najwięcej tam spało chyba 13 osób i tam będziecie potrzebować swojego śpiwora, mogę też udo\stępnić koc. Tam akurat chyba będzie tylko mój pomocnik po zamknięciu oraz jeden krasnolud. Myślę, że morzecie zamówić jadło, potem się rozpakować i wrócić na dół żeby zjeść. Więc?

SiNafay:
Dobra, chłopaki zamawiajcie i pójdziemy się rozpakować. A pójdziemy wszyscy razem do tej wspólnej izby? CZy wolicie inaczej? - Powiedziała kolegom, którzy jeszcze nie zamówili, a następnie zaczęła rozmowę z karczmarzem w jego ojczystym języku, widać było, że nie włada nim najzupełniej sprawnie i od czasu do czasu on ją poprawia, wtedy ona kilkukrotnie powtarza, by zapamiętać. Czasem wybuchają śmiechem, czasem rozmawiają najzupełniej poważnie. Kiedy wszyscy zamówią prowadzi ich do izbyprzez niskie drzwi w ścianie koło szynkwasu. Tam zostawia ekwipunek i przebiera sie w prostą szarą tunikę i lekkie buty. Następnie wraca by jeść i pić z przyjaciółmi.
Obrazek
(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Nie lubił gdy coś go śledzi, nie lubił czuć się oglądanym a to ze nie widział źródła oznaczać mogło magiczne śledzenie jego kroków, co nie jak mu było na rękę. Nie lubił walczyć z osobami parającymi się magią, a ta co go siedział najwidoczniej kimś tam być musiała, ale zaraz może to po prostu urojenia, wszak od dawna w dużym mieście nie był. Jakkolwiek by nie było drow-i wojownik postanowił zachować czujność, bo jej nigdy za wiele.
Wkrótce pojawili się i inni naokoło niego, Kairon bacznym wzrokiem odprowadził kroki Kurai, miała elfa w swych ruchach i to czarnego elfa. Nigdy nie udało mu się dłużej z nią porozmawiać, zwykle to było zdanie, dwa, nie więcej niż to koniecznie było potrzebne, ale to chyba była jego wina. Wina, ha drow nigdy nie jest winny wobec niższych ras, ale zaraz tak było tam, Ty jest inaczej tu musi nauczyć się żyć na nowo. Trzydzieści lat a on wciąż był dzieckiem w tych kwestiach.
SyNafy zaś to całkiem odmienna para, Ona byłą i jest mroczna córką, nie zależnie co sama powie. *Ona już umie żyć tu na powierzchni, a Ja się dopiero tego uczę. *
Nie odwracając wzroku z gości gospody rzekła do rudowłosej
- Ol 'udtila naut kampi'un uk udossta xanalress lu' gaer zhah mzild rivvil nindel darthirii ... – melodyjnym głosem słowa wyrzeczone szybko zanikły w tłumie innych odgłosów karczemnej izby. Dopiero po chwili spojrzenie swe skierował na rozmawiająca dwójkę starych znajomych, bo takimi najwyraźniej byli drow-ia kapłanka i gospodarz duergar.
- A czy qilovestualt tu dostanę, od lat go nie piłem, coś do strawy też by się przydało.






qilovestualt tak się zwie prawidłowo drow-ie wino, wyrabiane z sfermentownych grzybów, ale fakt jego inną nazwą jest pajęcza krew :D
Ostatnio zmieniony czwartek, 13 lipca 2006, 15:04 przez Kairon Askariotto, łącznie zmieniany 2 razy.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Gdy drzwi się otworzyły i podmuch chłodnego, wilgotnego powietrza wdarł się do sali, Elfka zadrżała z zimna. Poczuła wtedy, a raczej sobie przypomniała, że ma całkowicie przemoczone nogi. Wzdrygnęła się, czuła, że również nogawki spodni ma zmoczone. Odwróciła się w stronę paladyna i rzekła:
- Tak, przebrać się i wysuszyć, potem można zjeść... To całkiem dobry plan...
To mówiąc uśmiechnęła się. Kapłanka w tym czasie konwersowała z Krasnoludem i Kurai miała chwilę na zastanowienie się. W sumie nie przeszkadzało jej, żeby znów mieli spać razem, a obecność tego Elfa pół krwi także jej nie raziła. Jednak nie powiedziała nic, gdyż usłyszała słowa Kairon'a. Jak zwykle odezwał się bardzo cicho i przez chwilę nie była pewna, czy mówi do kogoś konkretnego, czy tylko do siebie. Uniosła zdziwiona brwi i odpowiedziała mu, mając nadzieję, że nie urazi go tym. Wszak była dla niego "craz, srow, fa'la zatoast", jak często było jej tłumaczone. Mimowolnie się wzdrygnęła.
- Ji, dos xun zhaun lu'oh ulu telanth, Usstan tlun gladare d'nindel...
Spojrzała wtedy na niego i uśmiechnęła się lekko, by wiedział, że nie chciała go w żaden sposób urazić swymi słowami. Nie liczyła jednak na jego zrozumienie, ani na zaczęcie rozmowy.
Zablokowany