[Warhammer] Miasteczko Romagen

-
- Majtek
- Posty: 87
- Rejestracja: piątek, 16 grudnia 2005, 15:23
- Lokalizacja: Z Lwiej Skały
- Kontakt:


-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Elhix]
Zauważyłeś pewny siebie uśmieszek jaki wykwitł na ustach hrabiny. Ona już od dawna wiedziała, że się zgodzisz na ta propozycję. Podejrzewasz, że w jej głowie nawet nie zakwitła myśl o odmowie. Rozpieszczona szlachta ...
- Moja propozycja jest nadal aktualna. – ze zdziwieniem zauważasz, że głos hrabiny nadal jest młody i dźwięczny – A teraz może umilisz mi towarzystwo i coś zaśpiewasz? Przy okazji dostąpisz zaszczytu zjedzenia ze mną śniadania. I opowiesz mi wszystkie plotki o mnie jakie krążą po mieście.
Tylko lata grania i przebywania w towarzystwie tej rozpuszczonej szlachty, pozwoliły Ci zachować kamienną twarz i zamiast nagłym zrywem spojrzeć w twarz hrabiny, zrobiłeś to powoli i wydaje Ci się, że dostojnie. Twarz hrabiny jest przyobleczona w miły uśmieszek ale cały efekt psują oczy. Wpatrzone w Ciebie, wydają się wyłapywać każdy twój gest.
- Niedługo ma przybyć mój drugi gość. Pewien szlachcic. Jestem pewna, że on też będzie zainteresowany jakie posiadasz wiadomości o szlachcie z Romagen ...
[Haakon]
Karczmarz patrzy się na Ciebie jak na nowy rodzaj chodzącego mieszka z pieniędzmi. Jego zdziwiony wzrok mówi „To to jeszcze na dodatek gada?”. Po chwili karczmarz przeciera twarz ręką.
- Pokój? Pokój i to jeszcze czysty? Nie da rady. Jak chcesz to mogę Cię przekwaterować w stajni. Ej! Ty czarny, jak już ich gdzieś przenosisz to zwal ich wszystkich na kupę gdzieś w kącie! Dostaniesz za to piwo! A więc ... co ja takiego ... Wszystko inne jest zajęte. Ciężko mnie to mówić ale sprawdź u konkurencji. Może coś na obrzeżach miasta.
Następnie drapie się ręką po głowie. Widać to wypróbowany sposób na myślenie.
- Chcesz coś specjalnego do jedzenia? Miejscowy przysmak? Mam zaskoczyć twoje podniebienie? – częstotliwość drapania wzrosła – No dobra mam coś takiego. Duszone nerki cielęce. Z cytryną, pietruszką i śmietaną. Solidnie posypane pieprzem. Do tego sałatka warzywna z odrobiną octu. Jak może być to już każę kucharzowi przyrządzać.
[Morgoth]
Odpędziłeś chwiejących się ludzi, którzy próbowali jakoś zrobić sobie miejsce w karczmie. Z zadowoleniem usadowili się na zwolnionych miejscach. Po chwili słyszysz jak karczmarz wrzeszczy do Ciebie, żebyś zwalił ich gdzieś w kącie. Jak to zrobisz to masz od niego piwo. Zająłeś się więc zwalaniem pijaków na stertę. Jeden się przez chwile ruszał i protestował, ale ponieważ nikt akurat nie patrzył, to szybkie połączenie twojej pięści z jego twarzą, natychmiast go uspokoiło. Po skończonej robocie jesteś bogatszy o dokładnie trzy mieszki i dwa pierścionki. Dwa jakieś zwykłe, typowe, nie rzucające się w oczy i jeden z wyhaftowanym jakimś monogramem. I ten ostatni jest najcięższy.
- Pokoju jak już mówiłem, temu bardowi nie mam wolnego. Mogę was przenocować w stajni. A jeśli chodzi o coś do jedzenia, to mam dwie propozycje. Właśnie przygotowuję miejscowy przysmak czyli duszone nerki cielęce. Jeśli wolisz coś zwykłego i na szybko to mam pieczoną wołowinę i zupę rybną.
Przez cały czas jak mówił, nalewał Ci piwa do kufla. Akurat po skończonej przemowie podał Ci pienisty napój.
Poza sesją: Wcześniej ze sobą miałeś jakieś 6 sztuk złota i trochę miedziaków. Musisz sam sprawdzić co masz w tych mieszkach. I to tak żeby cię nie nakryli.
[Liv]
Starsza kobieta spanikowała, widziałaś to w jej oczach. W końcu jak często ktoś przychodzi Ci do domu i Ci grozi? Jednak lata które kobieta przeżyła w tym miasteczku nie poszły całkowicie na marne. Po chwili już widoczne było, że się zaczęła uspokajać. Słyszysz głos jakiegoś mężczyzny dobiegający ze środka budynku?
- Kto to jest? Kto przyszedł? To znowu ten skunks z naprzeciwka? Nic Ci już nie pożyczymy! Słyszysz! Nic Ci ... Ej Zaraz, a kto ty jesteś? Co robisz mojej żonie? Nie jesteś stad! Nie należysz do szlachty! Straż! Straż! Na pomoc! Straż!
[Gustav i Jergen]
Hrabina łaskawie skinęła wam głową.
- Jergenie czas leci. Zabieraj się do roboty. Jeszcze tylko dwie noce pełni przed nami.
Po tej dosyć władczej przemowie, hrabina zwróciła się do Gustava.
- Dziękuję, że tak szybko przyjechałeś Gustavie. Przykro mi, że musiałeś czekać tyle czasu, ale z pewnością uznasz, że Ci się to opłacało. Od początku jak Cię poznałam, widziałam płonącą w tobie żądzę większej mocy. Jestem pewna, że mogę sprawić, iż twoja siła wzrośnie. Ale tylko jeśli coś dla mnie zrobisz. Nie ma nic za darmo. Będziesz mieć do wykonania bardzo delikatne zadanie. Przynajmniej na początku będzie ono delikatne. Choć może się okazać, że twoje umiejętności będą bardzo przydatne. Nawet jeśli Ci się nie uda wykonać całego zadania, będziesz mieć moją wdzięczność. A musisz wiedzieć, że ja mam pod swoja kontrolą najlepszy z wywiadów w Imperium. Warto mnie mieć po swojej stronie. Jutro rano przybędzie tu pewien szlachcic. Od razu zaznaczam, że to on będzie dowodził całą akcją. A bezpośrednio nad nim jestem ja.
[Arthur Artois]
Gospodarz zauważył, że wstałeś dzisiaj wypoczęty i zadowolony. To był dla niego bardzo duży komplement. W końcu oznaczało to ze dobrze spełnił swój obowiązek.
- Śniadanie? I mleko? Zaraz coś wymyślimy. Ze mlekiem nie będzie problemu. Codziennie rano mamy świeżą dostawę. Na śniadanie proponuję coś lekkiego. Może grzanki z konfiturą? Sami ja robimy. A rzeczy, już wyprane zaraz przyniesiemy do pańskiego pokoju.
Dalsza rozmowa z gospodarzem została przerwana przez wtargnięcie jakiegoś krasnoluda, który podobnie jak cała jego rasa, bezceremonialnie przerwał i zaczął sam gadać.
[Thorgal]
Karczma jest solidnie zbudowana. Nie jest to jakieś szczególne sztuki czy architektury ale zawsze coś solidnego. Karczmarz spojrzał na Ciebie uważnie, zastanowił się chwilkę i na śniadanie przyniósł Ci duży talerz jajecznicy na boczku. Do tego grubą paję chleba i dzbanek piwa. Widać karczmarz gościł już u siebie innych przedstawicieli twojej rasy.
- Ratusz znajduje się w centrum Romagen. Tuż przy samym targu. Łatwo trafić. Ale jak masz coś poważnego do załatwienia to lepiej idź do jego zastępcy. Burmistrz to gruby pacan, potrafiący jedynie wchodzić w dupę szlachcie. A co do klucza to wszystko jedno. Zrób jak Ci wygodniej. Mamy tu zapasowy. Tylko powiedz jakbyś go zgubił, to wymienimy zamek w drzwiach.
Poza sesją:
Seto: Nie ma problemu, jeśli nikt się zgłosi na chętnego, żeby poprowadzić twoją postać, to przez czas twojej nieobecności będzie to NPC.
Zauważyłeś pewny siebie uśmieszek jaki wykwitł na ustach hrabiny. Ona już od dawna wiedziała, że się zgodzisz na ta propozycję. Podejrzewasz, że w jej głowie nawet nie zakwitła myśl o odmowie. Rozpieszczona szlachta ...
- Moja propozycja jest nadal aktualna. – ze zdziwieniem zauważasz, że głos hrabiny nadal jest młody i dźwięczny – A teraz może umilisz mi towarzystwo i coś zaśpiewasz? Przy okazji dostąpisz zaszczytu zjedzenia ze mną śniadania. I opowiesz mi wszystkie plotki o mnie jakie krążą po mieście.
Tylko lata grania i przebywania w towarzystwie tej rozpuszczonej szlachty, pozwoliły Ci zachować kamienną twarz i zamiast nagłym zrywem spojrzeć w twarz hrabiny, zrobiłeś to powoli i wydaje Ci się, że dostojnie. Twarz hrabiny jest przyobleczona w miły uśmieszek ale cały efekt psują oczy. Wpatrzone w Ciebie, wydają się wyłapywać każdy twój gest.
- Niedługo ma przybyć mój drugi gość. Pewien szlachcic. Jestem pewna, że on też będzie zainteresowany jakie posiadasz wiadomości o szlachcie z Romagen ...
[Haakon]
Karczmarz patrzy się na Ciebie jak na nowy rodzaj chodzącego mieszka z pieniędzmi. Jego zdziwiony wzrok mówi „To to jeszcze na dodatek gada?”. Po chwili karczmarz przeciera twarz ręką.
- Pokój? Pokój i to jeszcze czysty? Nie da rady. Jak chcesz to mogę Cię przekwaterować w stajni. Ej! Ty czarny, jak już ich gdzieś przenosisz to zwal ich wszystkich na kupę gdzieś w kącie! Dostaniesz za to piwo! A więc ... co ja takiego ... Wszystko inne jest zajęte. Ciężko mnie to mówić ale sprawdź u konkurencji. Może coś na obrzeżach miasta.
Następnie drapie się ręką po głowie. Widać to wypróbowany sposób na myślenie.
- Chcesz coś specjalnego do jedzenia? Miejscowy przysmak? Mam zaskoczyć twoje podniebienie? – częstotliwość drapania wzrosła – No dobra mam coś takiego. Duszone nerki cielęce. Z cytryną, pietruszką i śmietaną. Solidnie posypane pieprzem. Do tego sałatka warzywna z odrobiną octu. Jak może być to już każę kucharzowi przyrządzać.
[Morgoth]
Odpędziłeś chwiejących się ludzi, którzy próbowali jakoś zrobić sobie miejsce w karczmie. Z zadowoleniem usadowili się na zwolnionych miejscach. Po chwili słyszysz jak karczmarz wrzeszczy do Ciebie, żebyś zwalił ich gdzieś w kącie. Jak to zrobisz to masz od niego piwo. Zająłeś się więc zwalaniem pijaków na stertę. Jeden się przez chwile ruszał i protestował, ale ponieważ nikt akurat nie patrzył, to szybkie połączenie twojej pięści z jego twarzą, natychmiast go uspokoiło. Po skończonej robocie jesteś bogatszy o dokładnie trzy mieszki i dwa pierścionki. Dwa jakieś zwykłe, typowe, nie rzucające się w oczy i jeden z wyhaftowanym jakimś monogramem. I ten ostatni jest najcięższy.
- Pokoju jak już mówiłem, temu bardowi nie mam wolnego. Mogę was przenocować w stajni. A jeśli chodzi o coś do jedzenia, to mam dwie propozycje. Właśnie przygotowuję miejscowy przysmak czyli duszone nerki cielęce. Jeśli wolisz coś zwykłego i na szybko to mam pieczoną wołowinę i zupę rybną.
Przez cały czas jak mówił, nalewał Ci piwa do kufla. Akurat po skończonej przemowie podał Ci pienisty napój.
Poza sesją: Wcześniej ze sobą miałeś jakieś 6 sztuk złota i trochę miedziaków. Musisz sam sprawdzić co masz w tych mieszkach. I to tak żeby cię nie nakryli.
[Liv]
Starsza kobieta spanikowała, widziałaś to w jej oczach. W końcu jak często ktoś przychodzi Ci do domu i Ci grozi? Jednak lata które kobieta przeżyła w tym miasteczku nie poszły całkowicie na marne. Po chwili już widoczne było, że się zaczęła uspokajać. Słyszysz głos jakiegoś mężczyzny dobiegający ze środka budynku?
- Kto to jest? Kto przyszedł? To znowu ten skunks z naprzeciwka? Nic Ci już nie pożyczymy! Słyszysz! Nic Ci ... Ej Zaraz, a kto ty jesteś? Co robisz mojej żonie? Nie jesteś stad! Nie należysz do szlachty! Straż! Straż! Na pomoc! Straż!
[Gustav i Jergen]
Hrabina łaskawie skinęła wam głową.
- Jergenie czas leci. Zabieraj się do roboty. Jeszcze tylko dwie noce pełni przed nami.
Po tej dosyć władczej przemowie, hrabina zwróciła się do Gustava.
- Dziękuję, że tak szybko przyjechałeś Gustavie. Przykro mi, że musiałeś czekać tyle czasu, ale z pewnością uznasz, że Ci się to opłacało. Od początku jak Cię poznałam, widziałam płonącą w tobie żądzę większej mocy. Jestem pewna, że mogę sprawić, iż twoja siła wzrośnie. Ale tylko jeśli coś dla mnie zrobisz. Nie ma nic za darmo. Będziesz mieć do wykonania bardzo delikatne zadanie. Przynajmniej na początku będzie ono delikatne. Choć może się okazać, że twoje umiejętności będą bardzo przydatne. Nawet jeśli Ci się nie uda wykonać całego zadania, będziesz mieć moją wdzięczność. A musisz wiedzieć, że ja mam pod swoja kontrolą najlepszy z wywiadów w Imperium. Warto mnie mieć po swojej stronie. Jutro rano przybędzie tu pewien szlachcic. Od razu zaznaczam, że to on będzie dowodził całą akcją. A bezpośrednio nad nim jestem ja.
[Arthur Artois]
Gospodarz zauważył, że wstałeś dzisiaj wypoczęty i zadowolony. To był dla niego bardzo duży komplement. W końcu oznaczało to ze dobrze spełnił swój obowiązek.
- Śniadanie? I mleko? Zaraz coś wymyślimy. Ze mlekiem nie będzie problemu. Codziennie rano mamy świeżą dostawę. Na śniadanie proponuję coś lekkiego. Może grzanki z konfiturą? Sami ja robimy. A rzeczy, już wyprane zaraz przyniesiemy do pańskiego pokoju.
Dalsza rozmowa z gospodarzem została przerwana przez wtargnięcie jakiegoś krasnoluda, który podobnie jak cała jego rasa, bezceremonialnie przerwał i zaczął sam gadać.
[Thorgal]
Karczma jest solidnie zbudowana. Nie jest to jakieś szczególne sztuki czy architektury ale zawsze coś solidnego. Karczmarz spojrzał na Ciebie uważnie, zastanowił się chwilkę i na śniadanie przyniósł Ci duży talerz jajecznicy na boczku. Do tego grubą paję chleba i dzbanek piwa. Widać karczmarz gościł już u siebie innych przedstawicieli twojej rasy.
- Ratusz znajduje się w centrum Romagen. Tuż przy samym targu. Łatwo trafić. Ale jak masz coś poważnego do załatwienia to lepiej idź do jego zastępcy. Burmistrz to gruby pacan, potrafiący jedynie wchodzić w dupę szlachcie. A co do klucza to wszystko jedno. Zrób jak Ci wygodniej. Mamy tu zapasowy. Tylko powiedz jakbyś go zgubił, to wymienimy zamek w drzwiach.
Poza sesją:
Seto: Nie ma problemu, jeśli nikt się zgłosi na chętnego, żeby poprowadzić twoją postać, to przez czas twojej nieobecności będzie to NPC.
Ostatnio zmieniony wtorek, 3 stycznia 2006, 13:54 przez fds, łącznie zmieniany 1 raz.

Wertha
Przed najemniczka i jej synem malowalo sie pelne przepychu miasteczko. Reinhard spogladal na nie oczyma pelnymi chciwosci, zachwytu, zdziwienia i porzadania. Nieznacznie przyspieszyl kroku, juz nawet nie pamietal, ze matka nie zgodzila sie na zaden postoj i ze byl piekielnie zmeczony. Tak jak powiedziala, w ciagu niespelna dwoch godzin dotarli na miejsce wedrowki. Kon Werthy zarazal i chlopiec zwolnil kroku pochylajac nieco glowe przed kolejnym kuksancem.
- Co sie tak tobie spieszy? - spytala Wertha patrzac na syna z gory. Najemniczka trzymala sie w siodle prosto i dumnie, jakby caly dzien spedzony na grzbiecie czterokopytnego towarzysza nie robil na niej wrazenia. Coz, przed Reinhard'em nie mogla sobie pozwolic na rzadne uchybienia, ani marudzenie. Poza tym, spedzala juz w siodle znacznie wiecej czasu i gdyby nie to, iz bylo to "n" lat temu, moglaby rzec, ze do tego przywykla.
- Przepraszam... Ma... Wertho! - odparl mocno zaklopotany. Sposcil wzrok i staral sie nie patrzec matce w oczy ani w ogole na jej twarz. Zastanawial sie, czy on tez jest tak piekielnie brudny? Dyskretnie rzucil okiem na swe znoszone szaty. Coz, z nim bywalo juz gorzej, jednak jakims cudem spodnie Werthy nadawaly sie chyba tylko do spalenia. Lecz przez te dwa lata spedzone u jej boku nauczyl sie jednej niezmiennej madrosci zyciowej. Ze matka ich nie wyrzuci, wszak do tej pory tego nie zrobila i ze to on bedzie musial je uprac z tego calego kurzu i bogowie racza wiedziec czego jeszcze. Westchnal zrezygnowany i na chwile zmarkotnial, caly dobry humor prysnal w zetknieciu z twarda rzeczywistoscia...
Dotarli do bramy w milczeniu, co szczerze powiedziawszy uradowalo kobiete. Straznicy usmiechneli sie tylko na jej widok i krzykneli kilka malo przyzwoitych rzeczy, oczywiscie wszystko w granicy znajomosci i dobrego smaku
Reinhard zaskoczony taka reakcja na swa matka spogladal to na nia, to na gwizdzacych ze szczescia straznikow nie mogac sie nadziwic. Wertha usmiechajac sie pod nosem skierowala swego konia w strone jedynego dobrze znanego miejsca w tym calym balagane. Nie przypuszczala nawet, ze jakies durne swieto moze tak ludziom w glowie zamieszac! Ludziom? Ech, za duzo powiedziane, same kolorowe przyglupy plataly sie teraz pod kopytami. Bardowie. Az Wertha wstrzasnal dreszcz. Jak ona ich nienawidzila!
Reinhard patrzyl na te wszystkie cuda i dziwy z otwartymi ustami co chwila na kogos wpadajac. Bardowie! Jak on uwielbial spiew i tance! Jego dusza az wywijala fikolki ze szczescia. Takiego prezentu matka jeszcze nigdy w zyciu mu nie sprezentowala. Promienny usmiech zawital na jego twarzy i poszerzyl sie jeszcze bardziej, gdy dostrzegl, iz matka kieruje sie konkretnie w strone pewnej karczmy. A wiec nawet nie bedzie musial spac znowu w stajni! Z tego wszystkiego calkowiecie zapomnial o odciskach i malym kamyczku w bucie, ktory to juz od dluzszego czasu nieprzyjemnie go uciskal...
Najemniczka zeskoczyla z konia, podala lejce synowi i nakazala, by chwile na nia poczekal. Weszla do karczmy i rozejrzala sie zaciekawiona. Bill jak zawsze stal i czyscil jakas szklanke, ktora na jej widok wypuscil z rak... Karczmarz spojrzal sie na najemniczke zdumiony. I bynajmniej nie dziwilo go to, jak wiele sladow... podrozy... nosila na sobie i zostawiala na jego podlodze. Sama jej obecnosc w miescie w czasie swieta byla dla niego szokiem. Wszak kobieta zatrzymywala sie u niego juz tyle razy, ze zdazyl nieco poznac jej zwyczaje i swiatopoglad. Zwlaszcza dotyczacy bradow i magow.
Pomomo zdziwienia widok najemniczki otrzepujacej sie z kurzu w drzwiach przyniosl mu nieopisana ulge. Byla ona jedyna chyba osoba, ktora potrafila zapanowac nad porzadkiem u niego w karczmie. Zazwyczaj bylo to spokojne miejsce, jednak kiedys zawsze pojawia sie jakies indywiduum, ktore trzeba szybko uspokoic i uciszyc nim wyploszy wszystkich gosci. I w tym Wertha nie miala sobie rownych!
- Niebiosa mi ciebie sprowadzily! Jak to dobrze znow cie widziec! - zawolal karczmarz chwile po tym, jak szklanka rozbila sie w drobny mak na podlodze.
- Mnie tez jest ogromnie milo, Bill. Nadal moge liczyc na znizke? Widze, ze swiato szykuja tu pelna geba... <skrzywila sie nieco> Sluchaj, przyjechalam tu z Reinhard'em, moze kiedys ci wspominalam o tym chlopaku? Nie? No coz, to go zaraz poznasz... Co powiesz na maly uklad przyjacielu? Zaplace stara stawke za dzien, a ty wezmiesz go sobie do pomocy przy noszeniu wody i przy koniach. Wierz mi, jest silny i posluszny. W zasadzie moze spac w stajni, jesli to nie bedzie przeszkadzac. - stwierdzila kobieta i po chwili namyslu dodala - Wlasciwie to tak nawet bedzie lepiej, daj go na noc do staji. Wiec jak bedzie, Bill?
Przed najemniczka i jej synem malowalo sie pelne przepychu miasteczko. Reinhard spogladal na nie oczyma pelnymi chciwosci, zachwytu, zdziwienia i porzadania. Nieznacznie przyspieszyl kroku, juz nawet nie pamietal, ze matka nie zgodzila sie na zaden postoj i ze byl piekielnie zmeczony. Tak jak powiedziala, w ciagu niespelna dwoch godzin dotarli na miejsce wedrowki. Kon Werthy zarazal i chlopiec zwolnil kroku pochylajac nieco glowe przed kolejnym kuksancem.
- Co sie tak tobie spieszy? - spytala Wertha patrzac na syna z gory. Najemniczka trzymala sie w siodle prosto i dumnie, jakby caly dzien spedzony na grzbiecie czterokopytnego towarzysza nie robil na niej wrazenia. Coz, przed Reinhard'em nie mogla sobie pozwolic na rzadne uchybienia, ani marudzenie. Poza tym, spedzala juz w siodle znacznie wiecej czasu i gdyby nie to, iz bylo to "n" lat temu, moglaby rzec, ze do tego przywykla.
- Przepraszam... Ma... Wertho! - odparl mocno zaklopotany. Sposcil wzrok i staral sie nie patrzec matce w oczy ani w ogole na jej twarz. Zastanawial sie, czy on tez jest tak piekielnie brudny? Dyskretnie rzucil okiem na swe znoszone szaty. Coz, z nim bywalo juz gorzej, jednak jakims cudem spodnie Werthy nadawaly sie chyba tylko do spalenia. Lecz przez te dwa lata spedzone u jej boku nauczyl sie jednej niezmiennej madrosci zyciowej. Ze matka ich nie wyrzuci, wszak do tej pory tego nie zrobila i ze to on bedzie musial je uprac z tego calego kurzu i bogowie racza wiedziec czego jeszcze. Westchnal zrezygnowany i na chwile zmarkotnial, caly dobry humor prysnal w zetknieciu z twarda rzeczywistoscia...
Dotarli do bramy w milczeniu, co szczerze powiedziawszy uradowalo kobiete. Straznicy usmiechneli sie tylko na jej widok i krzykneli kilka malo przyzwoitych rzeczy, oczywiscie wszystko w granicy znajomosci i dobrego smaku

Reinhard patrzyl na te wszystkie cuda i dziwy z otwartymi ustami co chwila na kogos wpadajac. Bardowie! Jak on uwielbial spiew i tance! Jego dusza az wywijala fikolki ze szczescia. Takiego prezentu matka jeszcze nigdy w zyciu mu nie sprezentowala. Promienny usmiech zawital na jego twarzy i poszerzyl sie jeszcze bardziej, gdy dostrzegl, iz matka kieruje sie konkretnie w strone pewnej karczmy. A wiec nawet nie bedzie musial spac znowu w stajni! Z tego wszystkiego calkowiecie zapomnial o odciskach i malym kamyczku w bucie, ktory to juz od dluzszego czasu nieprzyjemnie go uciskal...
Najemniczka zeskoczyla z konia, podala lejce synowi i nakazala, by chwile na nia poczekal. Weszla do karczmy i rozejrzala sie zaciekawiona. Bill jak zawsze stal i czyscil jakas szklanke, ktora na jej widok wypuscil z rak... Karczmarz spojrzal sie na najemniczke zdumiony. I bynajmniej nie dziwilo go to, jak wiele sladow... podrozy... nosila na sobie i zostawiala na jego podlodze. Sama jej obecnosc w miescie w czasie swieta byla dla niego szokiem. Wszak kobieta zatrzymywala sie u niego juz tyle razy, ze zdazyl nieco poznac jej zwyczaje i swiatopoglad. Zwlaszcza dotyczacy bradow i magow.
Pomomo zdziwienia widok najemniczki otrzepujacej sie z kurzu w drzwiach przyniosl mu nieopisana ulge. Byla ona jedyna chyba osoba, ktora potrafila zapanowac nad porzadkiem u niego w karczmie. Zazwyczaj bylo to spokojne miejsce, jednak kiedys zawsze pojawia sie jakies indywiduum, ktore trzeba szybko uspokoic i uciszyc nim wyploszy wszystkich gosci. I w tym Wertha nie miala sobie rownych!
- Niebiosa mi ciebie sprowadzily! Jak to dobrze znow cie widziec! - zawolal karczmarz chwile po tym, jak szklanka rozbila sie w drobny mak na podlodze.
- Mnie tez jest ogromnie milo, Bill. Nadal moge liczyc na znizke? Widze, ze swiato szykuja tu pelna geba... <skrzywila sie nieco> Sluchaj, przyjechalam tu z Reinhard'em, moze kiedys ci wspominalam o tym chlopaku? Nie? No coz, to go zaraz poznasz... Co powiesz na maly uklad przyjacielu? Zaplace stara stawke za dzien, a ty wezmiesz go sobie do pomocy przy noszeniu wody i przy koniach. Wierz mi, jest silny i posluszny. W zasadzie moze spac w stajni, jesli to nie bedzie przeszkadzac. - stwierdzila kobieta i po chwili namyslu dodala - Wlasciwie to tak nawet bedzie lepiej, daj go na noc do staji. Wiec jak bedzie, Bill?

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth
-Już mam- zaśmiał się Morgoth. Nie wiem po co ci wrzątek, ale możemy się stuknąć kufel-kubek-/i]- dodał, po czym zwrócił się do karczmarza.
-Nerki mówisz?- zabójca się uśmiechał popijając piwo. -Chętnie, bardzo chetnie! Ile?
-Stajnia wystarcza. Na bezrybiu i rak ryba, hę Haakon?- szturchnął towarzysza, otrzymawszy odpowiedź od karczmarza.
-Już mam- zaśmiał się Morgoth. Nie wiem po co ci wrzątek, ale możemy się stuknąć kufel-kubek-/i]- dodał, po czym zwrócił się do karczmarza.
-Nerki mówisz?- zabójca się uśmiechał popijając piwo. -Chętnie, bardzo chetnie! Ile?
-Stajnia wystarcza. Na bezrybiu i rak ryba, hę Haakon?- szturchnął towarzysza, otrzymawszy odpowiedź od karczmarza.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Majtek
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29
Nadiel
Było już prawie całkiem ciemno, gdy opuszczali targowisko. Na uliczkach trochę zelżało. Gdzieniegdzie widać było cienie istot przemykających w migotliwym blasku pochodni rozwieszonych po każdej z ulic. Noc zbliżała się nieubłaganie.
-Sheo-kapłan zwrócił się do towarzyszki- chciałbym Cię prosić o jeszcze jedną przysługę. Noc już zapada, trzeba więc szukać schronienia. Weź więc te monety-mówiąc to podał jej sakiewkę z 8 zk- mam przeczucie, że w karczmie o której mówił ten prawy człowiek (U Billa
) znajdzie się jakieś dobre miejsce. Prosze Cię więc, abys poszła tam, zajeła się tym i czekała tam na mnie.
-Wierzę, że nie przypadkeim się spotkaliśmy i że moge Tobie zaufać-dodał po chwili-teraz jednak muszę pozostac chwilę w samotności.
Kapłan poszegnawszy sie słowami: Niech Rhya ma nad Tobą opiekę, odszedł powoli. Skręcił w kierunku cmentarza. Początek drogi był oświetlony, jednak dalsza jej część nikła w mroku, oświetlona bladym światłem księżyca. Mimo to kapłan dotarł na skraj cmentarza do niewielkiej kapliczki. Rozejrzał się dookoła. Nawet jeśli mieszka tu jakiś kapłan, z pewnością się już oddalił. Kapliczka była nieduża ot cztery kolumienki, dwie z marmura, dwie z bazaltu. Na nich wznosił się prosty, lekko spiczasty dach. Całośc tak jak nakazywała tradycja Morra pozbawiona była wyszukanych ozdób. Nadiel wyciągnął ze swej sakwy świece. Wszedł po kamiennych schodkach do jej wnętrza. Przystanął przed ołtarzykiem. Wokoło leżało kilka, może kilkanaście zapalonych świec. Niektóre wyrażnie nadpalające się, postawione jakiś czas temu, inne świeże, jakby ktoś zmarł ostatniej nocy. Wziąwszy do ręki jedną ze świec odpalił ją od innej i postawił przy ołtarzyku. Kapłan pochylił głowę i zaczynał szeptać słowa jakiejś znanej tylko sobie modlitwy.
-Władco snów...pośredniku...ukaż mi choć kroplę swych zamiarów...spraw bym zrozumiał... Zamilkł. Po chwili wziąwszy drugą ze świec odpalił ją i postawił obok pierwszej.
-Władco dusz, który powołujesz do siebie twych wyznawców...powierzam Ci nie swoje życie lecz mej przyjaciółki...tak wiele niebezpieczeństw przed nami...pozwól nam wypełnić jej i moje przeznaczenie. Swoje zaś życie z woli Rhyi składam w rękach bogów. Zamilkł. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w marmurową różę wyrzeźbioną na kamiennym ołtarzu.
W końcu wyruszył w podróż powrotną. Do miasta nie było daleko, totez poc chwili znowu chodizł po oświetlonych uliczkach. Błądził jakiś czas szukając wspomnianej karczmy i pytając się o nią dobrych ludzi.
Znalzłwszy wreszcie, wszedł i rozejrzał się po izbię szukając Shei.
Było już prawie całkiem ciemno, gdy opuszczali targowisko. Na uliczkach trochę zelżało. Gdzieniegdzie widać było cienie istot przemykających w migotliwym blasku pochodni rozwieszonych po każdej z ulic. Noc zbliżała się nieubłaganie.
-Sheo-kapłan zwrócił się do towarzyszki- chciałbym Cię prosić o jeszcze jedną przysługę. Noc już zapada, trzeba więc szukać schronienia. Weź więc te monety-mówiąc to podał jej sakiewkę z 8 zk- mam przeczucie, że w karczmie o której mówił ten prawy człowiek (U Billa

-Wierzę, że nie przypadkeim się spotkaliśmy i że moge Tobie zaufać-dodał po chwili-teraz jednak muszę pozostac chwilę w samotności.
Kapłan poszegnawszy sie słowami: Niech Rhya ma nad Tobą opiekę, odszedł powoli. Skręcił w kierunku cmentarza. Początek drogi był oświetlony, jednak dalsza jej część nikła w mroku, oświetlona bladym światłem księżyca. Mimo to kapłan dotarł na skraj cmentarza do niewielkiej kapliczki. Rozejrzał się dookoła. Nawet jeśli mieszka tu jakiś kapłan, z pewnością się już oddalił. Kapliczka była nieduża ot cztery kolumienki, dwie z marmura, dwie z bazaltu. Na nich wznosił się prosty, lekko spiczasty dach. Całośc tak jak nakazywała tradycja Morra pozbawiona była wyszukanych ozdób. Nadiel wyciągnął ze swej sakwy świece. Wszedł po kamiennych schodkach do jej wnętrza. Przystanął przed ołtarzykiem. Wokoło leżało kilka, może kilkanaście zapalonych świec. Niektóre wyrażnie nadpalające się, postawione jakiś czas temu, inne świeże, jakby ktoś zmarł ostatniej nocy. Wziąwszy do ręki jedną ze świec odpalił ją od innej i postawił przy ołtarzyku. Kapłan pochylił głowę i zaczynał szeptać słowa jakiejś znanej tylko sobie modlitwy.
-Władco snów...pośredniku...ukaż mi choć kroplę swych zamiarów...spraw bym zrozumiał... Zamilkł. Po chwili wziąwszy drugą ze świec odpalił ją i postawił obok pierwszej.
-Władco dusz, który powołujesz do siebie twych wyznawców...powierzam Ci nie swoje życie lecz mej przyjaciółki...tak wiele niebezpieczeństw przed nami...pozwól nam wypełnić jej i moje przeznaczenie. Swoje zaś życie z woli Rhyi składam w rękach bogów. Zamilkł. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w marmurową różę wyrzeźbioną na kamiennym ołtarzu.
W końcu wyruszył w podróż powrotną. Do miasta nie było daleko, totez poc chwili znowu chodizł po oświetlonych uliczkach. Błądził jakiś czas szukając wspomnianej karczmy i pytając się o nią dobrych ludzi.
Znalzłwszy wreszcie, wszedł i rozejrzał się po izbię szukając Shei.

- BLACKs
- Tawerniany Cygan
- Posty: 3040
- Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30
Gustav
- Nie mogłem się doczekać, by Ciebie ujrzeć. Twoja propozycja wydaje być się dobra, ale nie myśl, że możesz, a raczej potrafisz wykorzystać moją żądzę większej mocy. Mimo tego, że mój głód potęgi jest niezaspokojony od kilku tygodni, potrafię się opanować. Przyjmę Twoją propozycję, choć bardzo mnie zdziwiło to, że kontrolujesz wywiad. A możesz mi przybliżyć cele tego zadania?
- Nie mogłem się doczekać, by Ciebie ujrzeć. Twoja propozycja wydaje być się dobra, ale nie myśl, że możesz, a raczej potrafisz wykorzystać moją żądzę większej mocy. Mimo tego, że mój głód potęgi jest niezaspokojony od kilku tygodni, potrafię się opanować. Przyjmę Twoją propozycję, choć bardzo mnie zdziwiło to, że kontrolujesz wywiad. A możesz mi przybliżyć cele tego zadania?

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Arthur Artois
Arthur wyraznie zignorowal pojawienie sie krasnoluda. Jego obecnosc, tak samo jak jego zycie nic nie obchodzilo mlodzienca. Artois postanowil usiasc i czekac w spokoju na swoje sniadanie. Gdy mu je juz podano, jadl je powoli dokladnie przezuwajac kazdy kes. Na koncu popil wszystko mlekiem i starl wasy. Nastepnie wyciagnal sakiewke i odliczyl zaplate za posilek wraz z napiwkiem. Sume ta wreczyl jakiejs sluzce, po czym podziekowal i wstal. Skierowal sie do swojego pokoju. Gdy juz sie w nim znajdowal, usiadl na lozku i otwarl okno lezace nad nim okno. Oparl sie na parapecie i zamknal oczy, jakby liczac ze wiatr zacznie wiac w jego strone, on zas zlapie kilka ozezwiajacych wdechow. Gdy juz otworzyl oczy, wysypal na ow parapet cala zawartosc sakiewki i zaczal przeliczac jej zawartosc. Dziwnym jednak trafem owo liczenie zmienilo sie w zabawe monetami i rozmyslaniem na temat swojego miejsca tutaj. Zastanawial sie, czemu sie tutaj znalazl, co powinien teraz zrobic. W koncu podobalo mu sie tutaj, pojawialy sie mysli czy by tutaj nie zostac. W koncu tacy zyczliwi ludzie, zycie wydawalo sie takie spokojne. Poza tymi kilkoma, wiele innych mysli przeszlo mu przez glowe, monety zas leniwie turlaly sie i przewracaly, podskakiwaly i opadaly.
W koncu, po dluzszym czasie Arthur postanowil: pojdzie znalezc sobie jakas prace, potem zas zobaczy co sie bedzie dzialo. Ubral wiec buty, spial wlosy i udal sie do glownej sali gospody. Rozejzal sie za Billem. Ten niestety rozmawial z kilkoma goscmi. Kiedy ci sie ulotnilo, Arthur podszedl i zapytal sie o jakies miejsca, gdzie moglby znalezc zatrudnienie. Mial nadzieje, ze karczmarz i w tym mu pomoze.
Arthur wyraznie zignorowal pojawienie sie krasnoluda. Jego obecnosc, tak samo jak jego zycie nic nie obchodzilo mlodzienca. Artois postanowil usiasc i czekac w spokoju na swoje sniadanie. Gdy mu je juz podano, jadl je powoli dokladnie przezuwajac kazdy kes. Na koncu popil wszystko mlekiem i starl wasy. Nastepnie wyciagnal sakiewke i odliczyl zaplate za posilek wraz z napiwkiem. Sume ta wreczyl jakiejs sluzce, po czym podziekowal i wstal. Skierowal sie do swojego pokoju. Gdy juz sie w nim znajdowal, usiadl na lozku i otwarl okno lezace nad nim okno. Oparl sie na parapecie i zamknal oczy, jakby liczac ze wiatr zacznie wiac w jego strone, on zas zlapie kilka ozezwiajacych wdechow. Gdy juz otworzyl oczy, wysypal na ow parapet cala zawartosc sakiewki i zaczal przeliczac jej zawartosc. Dziwnym jednak trafem owo liczenie zmienilo sie w zabawe monetami i rozmyslaniem na temat swojego miejsca tutaj. Zastanawial sie, czemu sie tutaj znalazl, co powinien teraz zrobic. W koncu podobalo mu sie tutaj, pojawialy sie mysli czy by tutaj nie zostac. W koncu tacy zyczliwi ludzie, zycie wydawalo sie takie spokojne. Poza tymi kilkoma, wiele innych mysli przeszlo mu przez glowe, monety zas leniwie turlaly sie i przewracaly, podskakiwaly i opadaly.
W koncu, po dluzszym czasie Arthur postanowil: pojdzie znalezc sobie jakas prace, potem zas zobaczy co sie bedzie dzialo. Ubral wiec buty, spial wlosy i udal sie do glownej sali gospody. Rozejzal sie za Billem. Ten niestety rozmawial z kilkoma goscmi. Kiedy ci sie ulotnilo, Arthur podszedl i zapytal sie o jakies miejsca, gdzie moglby znalezc zatrudnienie. Mial nadzieje, ze karczmarz i w tym mu pomoze.
Ostatnio zmieniony wtorek, 3 stycznia 2006, 18:39 przez Craw, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Majtek
- Posty: 87
- Rejestracja: piątek, 16 grudnia 2005, 15:23
- Lokalizacja: Z Lwiej Skały
- Kontakt:
Shea
Gdy zapadła noc Nadiel poprosił Sheę, żeby znalazła karczmę "U Billa" i wynajęła w niej pokój. Dał jej też pieniądze. Shea zgodziła się i odeszła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie wie gdzie ma iść. Przez jakiś czas chodziła po mieście pytając o drogę aż w końcu znalazła karczmę. Wynajęł pokój i weszła do niego, żeby poczekać na Nadiela. Czekając jednak zasnęła.
Gdy zapadła noc Nadiel poprosił Sheę, żeby znalazła karczmę "U Billa" i wynajęła w niej pokój. Dał jej też pieniądze. Shea zgodziła się i odeszła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie wie gdzie ma iść. Przez jakiś czas chodziła po mieście pytając o drogę aż w końcu znalazła karczmę. Wynajęł pokój i weszła do niego, żeby poczekać na Nadiela. Czekając jednak zasnęła.
Ostatnio zmieniony środa, 4 stycznia 2006, 17:03 przez Mangelee, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Majtek
- Posty: 87
- Rejestracja: piątek, 16 grudnia 2005, 15:23
- Lokalizacja: Z Lwiej Skały
- Kontakt:
Shea
Gdy zapadła noc Nadiel poprosił Sheę, żeby znalazła karczmę "U Billa" i wynajęła w niej pokój. Dał jej też pieniądze. Shea zgodziła się i odeszła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie wie gdzie ma iść. Przez jakiś czas chodziła po mieście pytając o drogę aż w końcu znalazła karczmę. Wynajęł pokój i weszła do niego, żeby poczekać na Nadiela. Czekając jednak zasnęła.
Gdy zapadła noc Nadiel poprosił Sheę, żeby znalazła karczmę "U Billa" i wynajęła w niej pokój. Dał jej też pieniądze. Shea zgodziła się i odeszła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie wie gdzie ma iść. Przez jakiś czas chodziła po mieście pytając o drogę aż w końcu znalazła karczmę. Wynajęł pokój i weszła do niego, żeby poczekać na Nadiela. Czekając jednak zasnęła.


-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Wertha i Reinhard]
Karczmarz bardzo ucieszył się na twój widok. Nie ma to jak spotkać po latach starych dobrych przyjaciół. Wydaje Ci się, że teraz w jego karczmie jest jeszcze więcej ziół i innego zielska niż wcześniej. *Pewnie, żeby odgonić smród tych bardów.* - myślisz.
- Wertha w Romagen podczas Wielkiego Święta Winobrania! Nie do wiary! Toż to prawie cud! Witaj w mych skromnych progach. Oczywiście możesz liczyć na zniżkę. Zwłaszcza jeśli będziesz wpadać do mnie raz na jakiś czas i pomagać mi .. hmm ... sprzątać. To w końcu wybrałaś się na przejażdżkę z synem? Pokaż mi tego chłopaka, jeśli ma taki charakter jak ty to na pewno mnie się przyda.
Reinhard słysząc wołającą Cię matkę oddałeś lejce chłopakowi ze służby, przestałeś się gapić na kręcących się bardów i szybko udałeś się w do środka. Mężczyzna rozmawiający z matką przyjrzał Ci się dokładnie i rzekł.
- Ta, chłopak się nada. Z przyjemnością wezmę go od Ciebie w pieczę. Może rzeczywiście masz rację i na początek dam go do stajni. Większość pokoi jest już zajęta. Zobaczymy czy potrafi się dogadywać ze zwierzakami. Jak się sprawdzi to zobaczymy. I jeszcze jedno ... skoro chłopak będzie u mnie pracować to za niego nie płacisz. Nie wiem czy pamiętasz ale mam taką zasadę, pracownicy mają zapewniony dach nad głową i jeden obiad dziennie. Więc zaoszczędzisz trochę grosiwa. Kup se w końcu jakąś sukienkę. Ciągle mam nadzieję, że dożyję dnia w którym zobaczę Cię ubraną jak prawdziwa dama.
O przepraszam, ale widzę, że ktoś ma jeszcze do mnie jakąś sprawę.
[Haakon i Morgoth]
Karczmarz odebrał od was zamówienie na dwie porcje duszonych nerek, dwie sałatki warzywne i wrzątek.
- Skoro stajnia wam pasuje to wszystko w porządku. Jak skończycie to powiedzcie. Albo ja albo jakiś pomocnik was tam zaprowadzi. Za to wszystko płacicie złotą koronę. Za obu.
[Nadiel]
W karczmie nie zauważyłeś Shei. Albo tu nie trafiła albo już poszła spać. Poczułeś roznoszący się po karczmie miły zapach świeżych ziół, kwiatów i drzew. Co prawda poczułeś także woń potu i brudu, ale nie można mieć wszystkiego. Jak na miasto to i tak tu jest czysto. Nawet jeśli Shea poszła do innej karczmy to i tak można tu zostać przynajmniej przez jedną noc. W każdym bądź razie należy się zapytać karczmarza. Ten zapytany o Shee odpowiedział, że tak, jakiś czas temu opisana przez Ciebie osoba wynajęła pokój. Pierwsze piętro, na końcu korytarza. Poszedłeś tam ciekawy czy wynajęła też drugi dla Ciebie. W końcu jeśli tak, to karczmarz nie musiał o tym wiedzieć, że to właśnie ty byłeś tą druga osobą. Na pukanie do drzwi pokoju, nikt nie odpowiedział. Spróbowałeś jeszcze raz ale ciągle jedyną odpowiedzią była błoga cisza. Nacisnąłeś więc klamkę i ze zdziwieniem zauważyłeś, że drzwi są otwarte. Po wejściu do pokoju okazało się, że Shea śpi w pełnym ubraniu, rozwalona na łóżku. Na stole zauważasz jeden klucz do pokoju. Wygląda na to, że wynajęła jedynie jeden pokój. Na łóżku się razem zmieścicie, ale na pewno będziecie musieli się do siebie przytulić. Łóżko jest tylko jednoosobowe.
[Gustav]
Podczas twojej przemowy hrabina świdrowała Cię wzrokiem. Na koniec się lekko uśmiechnęła. Odniosłeś wrażenie, że uśmiech ten był bardziej skierowany do własnych myśli niż do Ciebie.
- Twoja napuszona i drętwa przemowa Gustavie pokazują, że dobrze wybrałam. Jesteś bardzo arogancki i pewny siebie. Dokładnie taki jakiego zapamiętałam. I dokładnie taki, jakiego potrzebuję. Cel zadania jest prosty, zwiększenie mojej władzy.
Tym razem uśmiech hrabiny wydał Ci się bardziej naturalny.
- Jednak nie czas i nie pora na wyjaśnianie sposobu realizacji tego zadania. Czekam na jeszcze jednego gościa, który przybędzie tu dopiero rano. Wtedy obaj dostaniecie ode mnie dokładną informację. A teraz malarzu! Zabieraj się do pracy. Noc jest jeszcze młoda. A ty Gustavie, rozgość się u mnie w domu.
[Arthur]
Podczas gdy karczmarz rozmawiał z jakąś kobietą, noszącą na plecach miecz, ty rozglądałeś się z nudów po karczmie. Oczywiście nie wypatrzyłeś nic ciekawego. Skoro tu się nic nie dzieje, zacząłeś się przysłuchiwać rozmowie karczmarza z nieznajomą. Tym razem dołączył do nich chłopak, mniej więcej w twoim wieku. Rozmowa chyba przeszła na jego temat.
„...będzie u mnie pracować to za niego nie płacisz. Nie wiem czy pamiętasz ale mam taką zasadę, pracownicy mają zapewniony dach nad głową i jeden obiad dziennie. Więc zaoszczędzisz trochę grosiwa. Kup se w końcu jakąś sukienkę. Ciągle mam nadzieję, że dożyję dnia w którym zobaczę Cię ubraną jak prawdziwa dama.
O przepraszam, ale widzę, że ktoś ma jeszcze do mnie jakąś sprawę.” Ze zdziwieniem zauważasz, że to Ciebie karczmarz miał na myśli. Słuchając gadaniny gospodarza, mimowolnie przysunąłeś się bliżej i zwróciłeś przez to na siebie jego uwagę.
- A witam. Czym mogę służyć tym razem? Praca? No w zasadzie w mieście jest praca. Zależy co chcesz robić. Możesz być służącym albo strażnikiem jakiejś szlachty. Ewentualnie jakiegoś bogatszego kupca. Jeśli dobrze walczysz to możesz być ochroniarzem jakiejś karawany. To już musisz się rozejrzeć albo zapytaj się tej tutaj Werthy, ona już tak pracowała. ... hmm ... w zasadzie to jest jeszcze jedna możliwość. Mam chyba dobry dzień na zatrudnianie ludzi. Ten tutaj chłopak to syn Werthy, będzie pewnie pracował przy zwierzakach w stajni i ogólnie do pomocy. Ale będę jeszcze, przynajmniej na czas Święta potrzebował gońca. Jeśli byłbyś zainteresowany to twoja praca polegałaby na lataniu po mieście i załatwianiu za mnie różnych spraw. Oraz czasem jakbyś nie miał akurat nic do roboty byś tutaj pomagał. Z mojej strony możesz oczekiwać jednego obiadu dziennie i darmowego dachu nad głową. Tyle że nie w tym pokoju co go aktualnie zajmujesz. Albo musiałbyś się przenieść niżej, do pomieszczeń dla pracowników albo kogoś bym Ci dorzucił albo musiałbyś dopłacać. To ostanie rozwiązanie chyba nie jest zbyt mądre bo cała pensja poszłaby Ci na pokój.
[Thorgal]
Wychodząc z karczmy zauważyłeś podjeżdżających pod nią na koniach parę ludzi. Starszą już najemniczkę z młodszym kilkunastoletnim chłopaczkiem. Ale nie zwróciłeś na nich większej uwagi. Zacząłeś więc kręcić się po mieście i oglądać mosty. Rozbudziły w tobie mieszane uczucia. Część wzbudziła w tobie jedynie śmiech i politowanie. Jednakże dwa z nich, najświeższej roboty były mistrzowsko wykonane. Łukowate podpory, ażurowe barierki. Mosty wydawały się bardziej unosić nad wodą niż w niej być zanurzonymi. Solidne konstrukcje. Później gdy siedziałeś nad brzegiem i oglądałeś sobie jedną z panoram miasta, podszedł do Ciebie niski, krępy mężczyzna. U pasa miał brzydko wyglądający topór.
- Czy należysz do gildii inżynierów? Wydawało mnie się, że zauważyłem tatuaż.
[Elhix]
Zastanawiając się ile tak naprawdę hrabina wie, zauważyłeś zbliżającą się grupkę. Jakiś szlachcic, krępy i paskudnie wyglądający topornik oraz lokaj który ich prowadzi. Czyżby to była ta oczekiwana przez hrabinę osoba? O co tu może chodzić? Po chwili widzisz jak za nimi idą dwie osoby. Jakiś ubrany w drogie szaty facet, z dziwnym tatuażem pod okiem i ten słynny malarz. Jak mu tam ... Jergen chyba. Po minie malarza wnioskujesz, że nie wie on za bardzo co tu jeszcze robi.
Poza sesją:
Oto małe kompendium wiedzy, kto jest gdzie i kiedy na stan bieżących postów.
Elhix, Apollinaire, - poranek dnia II, śniadanie u hrabiny
Thorgal, Albert – późny ranek dnia II, obrzeża miasta, przy mostach
Gustav, Jergen – wczesna noc dnia I, posiadłość hrabiny oraz
razem z Elhixem i Apollinaire - poranek dnia II, śniadanie u hrabiny
Nadiel, Shea – wczesna noc dnia I, U Bill’a
Arthur, Wertha, Reinhard – poranek dnia II, U bill’a
Morgoth, Haakon – wczesna noc dnia I, jakaś karczma w środku miasta
Liv – nie sprecyzowałaś w pierwszym poście, każdemu dawałem dowolność godziny przybycia do miasta, albo wczesna noc dnia I albo poranek dnia II, wybieraj, dom mieszkalny na obrzeżach miasta
To chyba wszyscy.
Jergen i Gustav mają chyba najgorsze zadanie bo są w dwóch czasach jednocześnie. Mam nadzieję, że to nie spowoduje u was jakiegoś rozdwojenia jaźni czy coś. Miałbym potem wyrzuty sumienia
Karczmarz bardzo ucieszył się na twój widok. Nie ma to jak spotkać po latach starych dobrych przyjaciół. Wydaje Ci się, że teraz w jego karczmie jest jeszcze więcej ziół i innego zielska niż wcześniej. *Pewnie, żeby odgonić smród tych bardów.* - myślisz.
- Wertha w Romagen podczas Wielkiego Święta Winobrania! Nie do wiary! Toż to prawie cud! Witaj w mych skromnych progach. Oczywiście możesz liczyć na zniżkę. Zwłaszcza jeśli będziesz wpadać do mnie raz na jakiś czas i pomagać mi .. hmm ... sprzątać. To w końcu wybrałaś się na przejażdżkę z synem? Pokaż mi tego chłopaka, jeśli ma taki charakter jak ty to na pewno mnie się przyda.
Reinhard słysząc wołającą Cię matkę oddałeś lejce chłopakowi ze służby, przestałeś się gapić na kręcących się bardów i szybko udałeś się w do środka. Mężczyzna rozmawiający z matką przyjrzał Ci się dokładnie i rzekł.
- Ta, chłopak się nada. Z przyjemnością wezmę go od Ciebie w pieczę. Może rzeczywiście masz rację i na początek dam go do stajni. Większość pokoi jest już zajęta. Zobaczymy czy potrafi się dogadywać ze zwierzakami. Jak się sprawdzi to zobaczymy. I jeszcze jedno ... skoro chłopak będzie u mnie pracować to za niego nie płacisz. Nie wiem czy pamiętasz ale mam taką zasadę, pracownicy mają zapewniony dach nad głową i jeden obiad dziennie. Więc zaoszczędzisz trochę grosiwa. Kup se w końcu jakąś sukienkę. Ciągle mam nadzieję, że dożyję dnia w którym zobaczę Cię ubraną jak prawdziwa dama.
O przepraszam, ale widzę, że ktoś ma jeszcze do mnie jakąś sprawę.
[Haakon i Morgoth]
Karczmarz odebrał od was zamówienie na dwie porcje duszonych nerek, dwie sałatki warzywne i wrzątek.
- Skoro stajnia wam pasuje to wszystko w porządku. Jak skończycie to powiedzcie. Albo ja albo jakiś pomocnik was tam zaprowadzi. Za to wszystko płacicie złotą koronę. Za obu.
[Nadiel]
W karczmie nie zauważyłeś Shei. Albo tu nie trafiła albo już poszła spać. Poczułeś roznoszący się po karczmie miły zapach świeżych ziół, kwiatów i drzew. Co prawda poczułeś także woń potu i brudu, ale nie można mieć wszystkiego. Jak na miasto to i tak tu jest czysto. Nawet jeśli Shea poszła do innej karczmy to i tak można tu zostać przynajmniej przez jedną noc. W każdym bądź razie należy się zapytać karczmarza. Ten zapytany o Shee odpowiedział, że tak, jakiś czas temu opisana przez Ciebie osoba wynajęła pokój. Pierwsze piętro, na końcu korytarza. Poszedłeś tam ciekawy czy wynajęła też drugi dla Ciebie. W końcu jeśli tak, to karczmarz nie musiał o tym wiedzieć, że to właśnie ty byłeś tą druga osobą. Na pukanie do drzwi pokoju, nikt nie odpowiedział. Spróbowałeś jeszcze raz ale ciągle jedyną odpowiedzią była błoga cisza. Nacisnąłeś więc klamkę i ze zdziwieniem zauważyłeś, że drzwi są otwarte. Po wejściu do pokoju okazało się, że Shea śpi w pełnym ubraniu, rozwalona na łóżku. Na stole zauważasz jeden klucz do pokoju. Wygląda na to, że wynajęła jedynie jeden pokój. Na łóżku się razem zmieścicie, ale na pewno będziecie musieli się do siebie przytulić. Łóżko jest tylko jednoosobowe.
[Gustav]
Podczas twojej przemowy hrabina świdrowała Cię wzrokiem. Na koniec się lekko uśmiechnęła. Odniosłeś wrażenie, że uśmiech ten był bardziej skierowany do własnych myśli niż do Ciebie.
- Twoja napuszona i drętwa przemowa Gustavie pokazują, że dobrze wybrałam. Jesteś bardzo arogancki i pewny siebie. Dokładnie taki jakiego zapamiętałam. I dokładnie taki, jakiego potrzebuję. Cel zadania jest prosty, zwiększenie mojej władzy.
Tym razem uśmiech hrabiny wydał Ci się bardziej naturalny.
- Jednak nie czas i nie pora na wyjaśnianie sposobu realizacji tego zadania. Czekam na jeszcze jednego gościa, który przybędzie tu dopiero rano. Wtedy obaj dostaniecie ode mnie dokładną informację. A teraz malarzu! Zabieraj się do pracy. Noc jest jeszcze młoda. A ty Gustavie, rozgość się u mnie w domu.
[Arthur]
Podczas gdy karczmarz rozmawiał z jakąś kobietą, noszącą na plecach miecz, ty rozglądałeś się z nudów po karczmie. Oczywiście nie wypatrzyłeś nic ciekawego. Skoro tu się nic nie dzieje, zacząłeś się przysłuchiwać rozmowie karczmarza z nieznajomą. Tym razem dołączył do nich chłopak, mniej więcej w twoim wieku. Rozmowa chyba przeszła na jego temat.
„...będzie u mnie pracować to za niego nie płacisz. Nie wiem czy pamiętasz ale mam taką zasadę, pracownicy mają zapewniony dach nad głową i jeden obiad dziennie. Więc zaoszczędzisz trochę grosiwa. Kup se w końcu jakąś sukienkę. Ciągle mam nadzieję, że dożyję dnia w którym zobaczę Cię ubraną jak prawdziwa dama.
O przepraszam, ale widzę, że ktoś ma jeszcze do mnie jakąś sprawę.” Ze zdziwieniem zauważasz, że to Ciebie karczmarz miał na myśli. Słuchając gadaniny gospodarza, mimowolnie przysunąłeś się bliżej i zwróciłeś przez to na siebie jego uwagę.
- A witam. Czym mogę służyć tym razem? Praca? No w zasadzie w mieście jest praca. Zależy co chcesz robić. Możesz być służącym albo strażnikiem jakiejś szlachty. Ewentualnie jakiegoś bogatszego kupca. Jeśli dobrze walczysz to możesz być ochroniarzem jakiejś karawany. To już musisz się rozejrzeć albo zapytaj się tej tutaj Werthy, ona już tak pracowała. ... hmm ... w zasadzie to jest jeszcze jedna możliwość. Mam chyba dobry dzień na zatrudnianie ludzi. Ten tutaj chłopak to syn Werthy, będzie pewnie pracował przy zwierzakach w stajni i ogólnie do pomocy. Ale będę jeszcze, przynajmniej na czas Święta potrzebował gońca. Jeśli byłbyś zainteresowany to twoja praca polegałaby na lataniu po mieście i załatwianiu za mnie różnych spraw. Oraz czasem jakbyś nie miał akurat nic do roboty byś tutaj pomagał. Z mojej strony możesz oczekiwać jednego obiadu dziennie i darmowego dachu nad głową. Tyle że nie w tym pokoju co go aktualnie zajmujesz. Albo musiałbyś się przenieść niżej, do pomieszczeń dla pracowników albo kogoś bym Ci dorzucił albo musiałbyś dopłacać. To ostanie rozwiązanie chyba nie jest zbyt mądre bo cała pensja poszłaby Ci na pokój.
[Thorgal]
Wychodząc z karczmy zauważyłeś podjeżdżających pod nią na koniach parę ludzi. Starszą już najemniczkę z młodszym kilkunastoletnim chłopaczkiem. Ale nie zwróciłeś na nich większej uwagi. Zacząłeś więc kręcić się po mieście i oglądać mosty. Rozbudziły w tobie mieszane uczucia. Część wzbudziła w tobie jedynie śmiech i politowanie. Jednakże dwa z nich, najświeższej roboty były mistrzowsko wykonane. Łukowate podpory, ażurowe barierki. Mosty wydawały się bardziej unosić nad wodą niż w niej być zanurzonymi. Solidne konstrukcje. Później gdy siedziałeś nad brzegiem i oglądałeś sobie jedną z panoram miasta, podszedł do Ciebie niski, krępy mężczyzna. U pasa miał brzydko wyglądający topór.
- Czy należysz do gildii inżynierów? Wydawało mnie się, że zauważyłem tatuaż.
[Elhix]
Zastanawiając się ile tak naprawdę hrabina wie, zauważyłeś zbliżającą się grupkę. Jakiś szlachcic, krępy i paskudnie wyglądający topornik oraz lokaj który ich prowadzi. Czyżby to była ta oczekiwana przez hrabinę osoba? O co tu może chodzić? Po chwili widzisz jak za nimi idą dwie osoby. Jakiś ubrany w drogie szaty facet, z dziwnym tatuażem pod okiem i ten słynny malarz. Jak mu tam ... Jergen chyba. Po minie malarza wnioskujesz, że nie wie on za bardzo co tu jeszcze robi.
Poza sesją:
Oto małe kompendium wiedzy, kto jest gdzie i kiedy na stan bieżących postów.
Elhix, Apollinaire, - poranek dnia II, śniadanie u hrabiny
Thorgal, Albert – późny ranek dnia II, obrzeża miasta, przy mostach
Gustav, Jergen – wczesna noc dnia I, posiadłość hrabiny oraz
razem z Elhixem i Apollinaire - poranek dnia II, śniadanie u hrabiny
Nadiel, Shea – wczesna noc dnia I, U Bill’a
Arthur, Wertha, Reinhard – poranek dnia II, U bill’a
Morgoth, Haakon – wczesna noc dnia I, jakaś karczma w środku miasta
Liv – nie sprecyzowałaś w pierwszym poście, każdemu dawałem dowolność godziny przybycia do miasta, albo wczesna noc dnia I albo poranek dnia II, wybieraj, dom mieszkalny na obrzeżach miasta
To chyba wszyscy.
Jergen i Gustav mają chyba najgorsze zadanie bo są w dwóch czasach jednocześnie. Mam nadzieję, że to nie spowoduje u was jakiegoś rozdwojenia jaźni czy coś. Miałbym potem wyrzuty sumienia

Ostatnio zmieniony środa, 4 stycznia 2006, 10:56 przez fds, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Haakon pogrzebał po kieszeniach. Chwilę mu zajęło zanim znalazł pieniądze. Wyjął jedną koronę, podał karczmarzowi. Następnie wyjął z torby mieszankę ziół, zwaną popularnie herbatą. Wsypał do wrzątku. Czekając aż przyrządzi się napój zaczął jeść danie. mmm dobre zamruczał. Chwilę potem herbata była gotowa. Upił kilka łyków, fusy zostawił na dnie razem z wypełniającym jeszcze do połowy kubek płynem.
Skoro zjedliśmy, chodźmy spać zwrócił się do Morgotha i wstał z ławy. Mości panie karczmarzu, uhu. Gdzie jest ten chłopak stajenny czy kto tam ma być?
Kiedy się zjawi idę za nim, sprawdzając wpierw czy nikt nie czai się na mnie za żadnymi drzwiami.
Haakon pogrzebał po kieszeniach. Chwilę mu zajęło zanim znalazł pieniądze. Wyjął jedną koronę, podał karczmarzowi. Następnie wyjął z torby mieszankę ziół, zwaną popularnie herbatą. Wsypał do wrzątku. Czekając aż przyrządzi się napój zaczął jeść danie. mmm dobre zamruczał. Chwilę potem herbata była gotowa. Upił kilka łyków, fusy zostawił na dnie razem z wypełniającym jeszcze do połowy kubek płynem.
Skoro zjedliśmy, chodźmy spać zwrócił się do Morgotha i wstał z ławy. Mości panie karczmarzu, uhu. Gdzie jest ten chłopak stajenny czy kto tam ma być?
Kiedy się zjawi idę za nim, sprawdzając wpierw czy nikt nie czai się na mnie za żadnymi drzwiami.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
Morgoth jadł i odezwał się dopiero jak skończył.-Wyborne- powiedział osuwajac się na oparcie krzesła. Spojżał na towarzysza. -Co to za naparek?- wskazał palcem na zaparzona herbatę. -Z resztą, nieważne, powiesz mi jutro.- przeciągnął się. -A, i następnym razem ja płacę za posiłek- dodał jeszcze, wstajac. Do stajni szedł za Haakonem, a gdy już doszli ułożył się na niszy na siano przy suficie tak, by był na niej zupełnie niewidoczny. -Jak coś to ja śpię raczej czujnie.. znaczy - jeszcze mnie nie okradziomo- zaśmiał się zajmując wygodną pozycję w sianie.
Morgoth jadł i odezwał się dopiero jak skończył.-Wyborne- powiedział osuwajac się na oparcie krzesła. Spojżał na towarzysza. -Co to za naparek?- wskazał palcem na zaparzona herbatę. -Z resztą, nieważne, powiesz mi jutro.- przeciągnął się. -A, i następnym razem ja płacę za posiłek- dodał jeszcze, wstajac. Do stajni szedł za Haakonem, a gdy już doszli ułożył się na niszy na siano przy suficie tak, by był na niej zupełnie niewidoczny. -Jak coś to ja śpię raczej czujnie.. znaczy - jeszcze mnie nie okradziomo- zaśmiał się zajmując wygodną pozycję w sianie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bombardier
- Posty: 622
- Rejestracja: wtorek, 4 października 2005, 15:21
