[DnD] Szukam MG - Przygoda pt. Wieża Cieni

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:


Marina
Przez caly czas dziewczyna stoi pod sciana (nie opierajac sie o nia) z wyjatkowo niezadowolona mina. Na wszelkie proby Gustawa zachecajace ja do skorzystania z krzesla odpowiada wyjatkowo stanowczo i jadowicie jak na siebie:
- Chyba raczysz sobie zartowac, moj drogi! Mam siedziec na tym syfie!? Konczcie szybciej i wychodzimy, nie wytrzymam tu ani chwili dluzej!!!!! <zaczyna wpadac w histerie>
Bardka dyskretnie spojrzala na podloge, po chwili sprawdzila podeszwy swych butow... Syf... *Czy ktos wprowadzal do tej karczmy zwierzeta?* - przemknelo jej przez mysl. *Bogowie, widzicie i nie grzmicie?!*
- Nie!
Ja juz tu dluzej nie wytrzymam! Wychodze, Gustawie. Poczekam na Was na dworze, wole juz ten upal, niz smrod tego pomieszczenia...
By podkreslic swa wypowiedz, Marina zmarszczyla znaczaco glos i otrzepujac swa szate skierowala sie do wyjscia. Obejrzala sie jeszcze z niemal szlacheckim obrzydzeniem na karczmarza i robiac "phi!" odwrocila sie do drzwi. Zatrzymala sie na chwile i zwrocila do towarzyszy z nadzieja w glosie:
- Idziemy od razu na ten turniej, prawda? Nikt sie nie rozmyslil?
Przez caly czas dziewczyna stoi pod sciana (nie opierajac sie o nia) z wyjatkowo niezadowolona mina. Na wszelkie proby Gustawa zachecajace ja do skorzystania z krzesla odpowiada wyjatkowo stanowczo i jadowicie jak na siebie:
- Chyba raczysz sobie zartowac, moj drogi! Mam siedziec na tym syfie!? Konczcie szybciej i wychodzimy, nie wytrzymam tu ani chwili dluzej!!!!! <zaczyna wpadac w histerie>

Bardka dyskretnie spojrzala na podloge, po chwili sprawdzila podeszwy swych butow... Syf... *Czy ktos wprowadzal do tej karczmy zwierzeta?* - przemknelo jej przez mysl. *Bogowie, widzicie i nie grzmicie?!*
- Nie!

By podkreslic swa wypowiedz, Marina zmarszczyla znaczaco glos i otrzepujac swa szate skierowala sie do wyjscia. Obejrzala sie jeszcze z niemal szlacheckim obrzydzeniem na karczmarza i robiac "phi!" odwrocila sie do drzwi. Zatrzymala sie na chwile i zwrocila do towarzyszy z nadzieja w glosie:
- Idziemy od razu na ten turniej, prawda? Nikt sie nie rozmyslil?

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Vincent
Z lekkim rozbawienie.
- Kobiety, potrafia byc gorsze nawet od tego "piwa." <podniosl kufel> Zdrowie!
Powiedziawszy to, przystawil kufel do ust, przechylil wypijawszy jego zawartosc do dna, po czym postawil go na stul, otarl usta rekawem i z entuzjazmem powiedzial:
- To jak chlopaki? Idziemy? Bo siedziec tutaj przy tym sikaczu raczej sie nie oplaca. Cos czuje ze w tej posiadlosc czeka na nas prawdziwe piwo. No i zle jest miec marudzaca kobiete nad glowami. Naprawde Ci wspolczuje Gustawie.
Vincent wyciagnal sakiewke i po chwili grzebania wyciagnal zlota monete.
- To jak, idziemy?
Z lekkim rozbawienie.
- Kobiety, potrafia byc gorsze nawet od tego "piwa." <podniosl kufel> Zdrowie!
Powiedziawszy to, przystawil kufel do ust, przechylil wypijawszy jego zawartosc do dna, po czym postawil go na stul, otarl usta rekawem i z entuzjazmem powiedzial:
- To jak chlopaki? Idziemy? Bo siedziec tutaj przy tym sikaczu raczej sie nie oplaca. Cos czuje ze w tej posiadlosc czeka na nas prawdziwe piwo. No i zle jest miec marudzaca kobiete nad glowami. Naprawde Ci wspolczuje Gustawie.
Vincent wyciagnal sakiewke i po chwili grzebania wyciagnal zlota monete.
- To jak, idziemy?

- BLACKs
- Tawerniany Cygan
- Posty: 3040
- Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30
[Kloner]
- Nie mamy tu jedzenia dla awanturników. Sio stąd! Jesteś z tymi niewdzięcznikami, którzy nawet za piwo nie chcą zapłacić i tu wybrzydzają! Idź już stąd nie chcę cię widzieć! - krzyczy karczmarz. Chyba nie da ci żadnej strawy. Wychodzisz z karczmy wkurzony słowami wieśniaka. *Darmowe zakwaterowanie i posiłki podczas turnieju łuczniczego mogą być kuszące. Nie ma się co łaszczyć nad jakimś psim żarciem, gdy można zasmakować szlacheckich potraw. Lepiej czym prędzej wybrać się do zamku na Moonrock* - myślisz.
[Cała drużyna]
Postanowiliście z wielką chęcią opuścić karczmę i całe te zadupie. Vincent orientuje się w tych terenach i wie, gdzie jest zamek Moonrock, dlatego nie musicie się pytać żadnego wieśniaka o drogę. Idziecie przez brudne uliczki wioski spoglądając na niedomytych chłopów i ich brzydkie żony. Wieśniacy z was szydzą, wytykając palcami niziołka i drowa. Jednocześnie unikają gniewnych spojrzeń mrocznego elfa, w końcu chyba nikt nie chciałby zostać zabity przez istoty, którymi się straszy wiejskie dzieci.
Skierowaliście się na północ. Vincent zauważył, że tym odcinkiem traktu jechało wiele wozów i koni. Droga po której idziecie jest otoczona lasem. Z lewej strony dochodzą dziwne odgłosy. Widocznie ktoś urządza sobie polowanie. Zak z ciekawości podchodzi do krzewów, z których wyłania się ogromny wilk. Drow w ostatniej chwili uniknął szarży, a raczej ucieczki wilka przed młodym rycerzem dosiadającym wspaniałego, karego wierzchowca. Słońce odbija się od płyt zbroi młodzieńca. Rycerz z okrzykiem bojowym, bez chwili wahania szarżuje na zdezorientowanego przez drużynę wilka! I wtedy... Spada z konia. Zaknafein odnajduje się w sytuacji, błyskawicznie wyciąga z pochwy długi, zdobiony przez pajęcze wzory miecz i tnie wilka w bebech, dobijając go uderzeniem rękojeści drugiego, krótszego miecza w żuchwę. Wilk zginął zanim jeszcze upadł na ziemię. Jesteście pełni podziwu dla szybkości i refleksu drowa. Może być przydatnym wojownikiem w drużynie.
Rycerz mimo podrapań, siniaków i ugryzień wywołanych efektownym wejściem zrywa się na nogi w niezwykle jowialny sposób. Młodzieniec mówi: "Dziękuje wam za uratowanie mnie od niechybnej zguby w paszczy tej bestii z Dziewięciu Piekieł! Jestem rycerz Willbert Thundersword, szlachecki syn hrabii Wendella Thundersworda!" Po swojej kwiecistej przemowie poprawia sobie fryzurę czekając aż się przedstawicie.
- Nie mamy tu jedzenia dla awanturników. Sio stąd! Jesteś z tymi niewdzięcznikami, którzy nawet za piwo nie chcą zapłacić i tu wybrzydzają! Idź już stąd nie chcę cię widzieć! - krzyczy karczmarz. Chyba nie da ci żadnej strawy. Wychodzisz z karczmy wkurzony słowami wieśniaka. *Darmowe zakwaterowanie i posiłki podczas turnieju łuczniczego mogą być kuszące. Nie ma się co łaszczyć nad jakimś psim żarciem, gdy można zasmakować szlacheckich potraw. Lepiej czym prędzej wybrać się do zamku na Moonrock* - myślisz.
[Cała drużyna]
Postanowiliście z wielką chęcią opuścić karczmę i całe te zadupie. Vincent orientuje się w tych terenach i wie, gdzie jest zamek Moonrock, dlatego nie musicie się pytać żadnego wieśniaka o drogę. Idziecie przez brudne uliczki wioski spoglądając na niedomytych chłopów i ich brzydkie żony. Wieśniacy z was szydzą, wytykając palcami niziołka i drowa. Jednocześnie unikają gniewnych spojrzeń mrocznego elfa, w końcu chyba nikt nie chciałby zostać zabity przez istoty, którymi się straszy wiejskie dzieci.
Skierowaliście się na północ. Vincent zauważył, że tym odcinkiem traktu jechało wiele wozów i koni. Droga po której idziecie jest otoczona lasem. Z lewej strony dochodzą dziwne odgłosy. Widocznie ktoś urządza sobie polowanie. Zak z ciekawości podchodzi do krzewów, z których wyłania się ogromny wilk. Drow w ostatniej chwili uniknął szarży, a raczej ucieczki wilka przed młodym rycerzem dosiadającym wspaniałego, karego wierzchowca. Słońce odbija się od płyt zbroi młodzieńca. Rycerz z okrzykiem bojowym, bez chwili wahania szarżuje na zdezorientowanego przez drużynę wilka! I wtedy... Spada z konia. Zaknafein odnajduje się w sytuacji, błyskawicznie wyciąga z pochwy długi, zdobiony przez pajęcze wzory miecz i tnie wilka w bebech, dobijając go uderzeniem rękojeści drugiego, krótszego miecza w żuchwę. Wilk zginął zanim jeszcze upadł na ziemię. Jesteście pełni podziwu dla szybkości i refleksu drowa. Może być przydatnym wojownikiem w drużynie.
Rycerz mimo podrapań, siniaków i ugryzień wywołanych efektownym wejściem zrywa się na nogi w niezwykle jowialny sposób. Młodzieniec mówi: "Dziękuje wam za uratowanie mnie od niechybnej zguby w paszczy tej bestii z Dziewięciu Piekieł! Jestem rycerz Willbert Thundersword, szlachecki syn hrabii Wendella Thundersworda!" Po swojej kwiecistej przemowie poprawia sobie fryzurę czekając aż się przedstawicie.

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Gustaw
Z podziwem patrzy na mrocznego elfa. *Cholera, dobry jest.* Po chwili jednak zwraca uwagę na rycerzyka w ślniącej (kiedyś bo teraz jest utytłana w ziemi) zbroi. Z powątpieniem patrzy na młodego paniczyka. *Taa, i to takie bawidamki jak on uważają się za prawdziwych wojowników. Ooo, stała się rzecz straszna, chyba uszkodził sobie fryzurkę. Bogowie miejcie litość.* Jednak najemnik przyzwyczajony do robienia dobrej miny do złej gry uśmiecha się uprzejmie i zwraca się do paniczyka.
- Witaj, rycerzu. Jestem Gustaw, jak widzisz jestem wojownikiem, a raczej najemnikiem jeśli można tak powiedzieć. Ta wspaniała istota którą tu widzisz obok mnie to moja ukochana Marina, bardka. Ten wspaniały wojownik który powalił wilka to Zaknafein. jest jak widzidz mrocznym elfem, ale bardzo dobry z niego towarzysz. I od razu uprzedzam że każda ujma która jego dotknie, dotknie także każdego z nas. Następnie przedstawiam Ci Vincenta, najlepszego łucznika jakiego znam (zawsze można troszkę podkolorować) i niziołka Randala.
Po skończonej prezentacji Gustaw wyciąga prawicę do bawidamka. W końcu jeśli to jest syn hrabiego Thundersword'a to trzeba by mu troszkę się przypochlebić.
- Widzę, że los był szczęśliwy także dla nas, że postawił Cię na naszej drodze. Właśnie zmierzamy do włości twego ojca, żeby się zapisać na turniej łuczniczy. Bylibyśmy zaszczyceni gdybyś nam towarzyszył w drodze.
Gustaw był z siebie dumny, jednak dłuższa znajomośc z bardką zaowocowała także znacznym wzbogaceniem jego języka. Zresztą jak często Gustaw może wygłaszac tak długie zdania? I prawdę mówiąc to było szczególne szczęście, że uratowali życie temu pajacowi. Byc może teraz każdy z nich dsotanie wikt i opierunek na czas turnieju. Właściwie to noclegiem dla siebie się najemnik nie przejmował, ale co innego nocleg dla Mariny. Coś się nagle zrobiła nie w humorze. *Ech te baby, wytrzymać z nimi nie można, ale bez nich jeszcze gorzej.*
Z podziwem patrzy na mrocznego elfa. *Cholera, dobry jest.* Po chwili jednak zwraca uwagę na rycerzyka w ślniącej (kiedyś bo teraz jest utytłana w ziemi) zbroi. Z powątpieniem patrzy na młodego paniczyka. *Taa, i to takie bawidamki jak on uważają się za prawdziwych wojowników. Ooo, stała się rzecz straszna, chyba uszkodził sobie fryzurkę. Bogowie miejcie litość.* Jednak najemnik przyzwyczajony do robienia dobrej miny do złej gry uśmiecha się uprzejmie i zwraca się do paniczyka.
- Witaj, rycerzu. Jestem Gustaw, jak widzisz jestem wojownikiem, a raczej najemnikiem jeśli można tak powiedzieć. Ta wspaniała istota którą tu widzisz obok mnie to moja ukochana Marina, bardka. Ten wspaniały wojownik który powalił wilka to Zaknafein. jest jak widzidz mrocznym elfem, ale bardzo dobry z niego towarzysz. I od razu uprzedzam że każda ujma która jego dotknie, dotknie także każdego z nas. Następnie przedstawiam Ci Vincenta, najlepszego łucznika jakiego znam (zawsze można troszkę podkolorować) i niziołka Randala.
Po skończonej prezentacji Gustaw wyciąga prawicę do bawidamka. W końcu jeśli to jest syn hrabiego Thundersword'a to trzeba by mu troszkę się przypochlebić.
- Widzę, że los był szczęśliwy także dla nas, że postawił Cię na naszej drodze. Właśnie zmierzamy do włości twego ojca, żeby się zapisać na turniej łuczniczy. Bylibyśmy zaszczyceni gdybyś nam towarzyszył w drodze.
Gustaw był z siebie dumny, jednak dłuższa znajomośc z bardką zaowocowała także znacznym wzbogaceniem jego języka. Zresztą jak często Gustaw może wygłaszac tak długie zdania? I prawdę mówiąc to było szczególne szczęście, że uratowali życie temu pajacowi. Byc może teraz każdy z nich dsotanie wikt i opierunek na czas turnieju. Właściwie to noclegiem dla siebie się najemnik nie przejmował, ale co innego nocleg dla Mariny. Coś się nagle zrobiła nie w humorze. *Ech te baby, wytrzymać z nimi nie można, ale bez nich jeszcze gorzej.*
Ostatnio zmieniony niedziela, 11 grudnia 2005, 14:31 przez fds, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Zaknafein
Do rycerzyka, z rękami skrzyżowanymi na piersi:
- Jestem Zaknafein z... z Nikąd. A o twoim Ojcu nie słyszałem rivvil, gdzie znajdują się ziemie szlachetnego rodu Thunderswordów?
Aha, na przyszłość nie radzę ci nazywać zwierząt łownych bestiami z dziewięciu piekieł, gdyż zapewne nigdy stworów z 9 piekieł nie widziałeś na swoje piękne szlacheckie oczy i życzę ci abyś nigdy nie musiał ich widzieć, gdyż w ich przypadku rycerska duma nie wystarcza...
Mina Zaka zrzedła, na myśl o stworach z 9 piekieł, z którymi prawdopodobnie miał niemiłe doświadczenia w przeszłości. Opatulił się ciaśniej swoim płaszczem i pogrążył się we wspomnieniach, mrucząc coś pod nosem, w jezyku Drowów
(jaka jest pora dnia?)
Do rycerzyka, z rękami skrzyżowanymi na piersi:
- Jestem Zaknafein z... z Nikąd. A o twoim Ojcu nie słyszałem rivvil, gdzie znajdują się ziemie szlachetnego rodu Thunderswordów?
Aha, na przyszłość nie radzę ci nazywać zwierząt łownych bestiami z dziewięciu piekieł, gdyż zapewne nigdy stworów z 9 piekieł nie widziałeś na swoje piękne szlacheckie oczy i życzę ci abyś nigdy nie musiał ich widzieć, gdyż w ich przypadku rycerska duma nie wystarcza...
Mina Zaka zrzedła, na myśl o stworach z 9 piekieł, z którymi prawdopodobnie miał niemiłe doświadczenia w przeszłości. Opatulił się ciaśniej swoim płaszczem i pogrążył się we wspomnieniach, mrucząc coś pod nosem, w jezyku Drowów
(jaka jest pora dnia?)

- BLACKs
- Tawerniany Cygan
- Posty: 3040
- Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30
Rycerz zdjął rękawicę i podał Gustawowi dłoń do uścisku, wykonując lekki ukłon. Spojrzał na drowa, po czym znów na najemnika.
- Jestem zaszczycony szlachetny panie, że mogę poznać twoich kompanów - mówi do Gustawa. - Bądź pozdrowiona pani Marino - mówi młodzieniec wykonując kolejny pokłon w stronę bardki. - Oczywiście Gustawie nikogo nie chcę obrażać. Jestem pełen podziwu dla zdolności mrocznego elfa. Ziemie mojego rodu leżą niedaleko, jeśli idziecie na turniej, pozwólcie, że ja, Willbert Thundersword będę wam towarzyszyć - Will wchodzi na swojego rumaka.
Słyszycie szelesty dobiegające z tych samych krzewów. Z tego samego miejsca, z którego wybiegł wilk i szlachcic wybiega pisarczyk. Wybiega to złe określenie. Zostaje wciągnięty przez pięciu masywnych wojowników odzianych w kolczugi. Za nimi wychodzi łowczy.
- Panie, czy nic się tobie nie stało? - pytają się rycerza.
- Jakby mogło mi się coś stać! Przecież jestem rycerzem z szlachetnego rodu Thunderswordów! Jestem Willbert Thundersword! Żadna bestia mnie nie pokona! To jest mój orszak szlachetni panie i panowie. Teraz możemy udać się razem na ziemie mojego ojca.
Cały orszak odetchnął z ulgą na wieść o tym, że młodzieńcowi nic się nie stało. Wszyscy razem ruszyliście dalej wzdłuż traktu.
- Jestem zaszczycony szlachetny panie, że mogę poznać twoich kompanów - mówi do Gustawa. - Bądź pozdrowiona pani Marino - mówi młodzieniec wykonując kolejny pokłon w stronę bardki. - Oczywiście Gustawie nikogo nie chcę obrażać. Jestem pełen podziwu dla zdolności mrocznego elfa. Ziemie mojego rodu leżą niedaleko, jeśli idziecie na turniej, pozwólcie, że ja, Willbert Thundersword będę wam towarzyszyć - Will wchodzi na swojego rumaka.
Słyszycie szelesty dobiegające z tych samych krzewów. Z tego samego miejsca, z którego wybiegł wilk i szlachcic wybiega pisarczyk. Wybiega to złe określenie. Zostaje wciągnięty przez pięciu masywnych wojowników odzianych w kolczugi. Za nimi wychodzi łowczy.
- Panie, czy nic się tobie nie stało? - pytają się rycerza.
- Jakby mogło mi się coś stać! Przecież jestem rycerzem z szlachetnego rodu Thunderswordów! Jestem Willbert Thundersword! Żadna bestia mnie nie pokona! To jest mój orszak szlachetni panie i panowie. Teraz możemy udać się razem na ziemie mojego ojca.
Cały orszak odetchnął z ulgą na wieść o tym, że młodzieńcowi nic się nie stało. Wszyscy razem ruszyliście dalej wzdłuż traktu.

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:



Marina
Mogloby sie wydawac, iz po pobycie w karczmowej spelunie bardce poprawi sie humor na widok szlachcica i jego dobrych manier. Coz, kazdy kto sie tego spodziewal badz w swej naiwnosci na to liczyl, nawet nie wiedzial, jak bardzo sie pomylil... Marina na widok teatralnych gestow, oblesnie falszywych usmieszkow, zadufanej pozy i wszystkiego tego, co mlodego idiote i maminsynka czyni szlachcicem...
...skrzywila sie jeszcze bardziej, skrzyzowala rece na jedrnych piersiach (ale o takich szczegolach to tylko Gustawowi wiadomo
) i zaczela delikatnie tupac swa zgrabna stopka. Zmierzyla mlodego panicza zniecheconym wzrokiem.
- To okropne, zeby zabijac tak dla zabawy biednych mieszkanow lasu... Prawda, Gustawie? Biedny psiaczek... <spojrzala ze smutkiem i litoscia na zwloki wilka... na wylewajaca sie krew i walajace na drodze wnetrznosci>
Momentalnie jej ogorzala od slonca twarz przybrala kolor kredowej sciany, cialo sie lekko zatrzeslo i pewnie bylaby zemdlala, ale kilka glebokich wdechow i ukrycie twarzy w ramionach ukochanego uratowalo ja przed upadkiem.
- Gustawie... to okropne... - cicho zaszlochala. - Chodzmy stad szybko...
Poprosila go cicho poczym dodala jeszcze ciszej, tak ze moglby to jedynie uslyszec Gustaw i moze Zak:
- Co za banda nadetych bufonow... Zeby zabijac takie sliczne stworzenia dla rozrywki...
Mogloby sie wydawac, iz po pobycie w karczmowej spelunie bardce poprawi sie humor na widok szlachcica i jego dobrych manier. Coz, kazdy kto sie tego spodziewal badz w swej naiwnosci na to liczyl, nawet nie wiedzial, jak bardzo sie pomylil... Marina na widok teatralnych gestow, oblesnie falszywych usmieszkow, zadufanej pozy i wszystkiego tego, co mlodego idiote i maminsynka czyni szlachcicem...
...skrzywila sie jeszcze bardziej, skrzyzowala rece na jedrnych piersiach (ale o takich szczegolach to tylko Gustawowi wiadomo

- To okropne, zeby zabijac tak dla zabawy biednych mieszkanow lasu... Prawda, Gustawie? Biedny psiaczek... <spojrzala ze smutkiem i litoscia na zwloki wilka... na wylewajaca sie krew i walajace na drodze wnetrznosci>
Momentalnie jej ogorzala od slonca twarz przybrala kolor kredowej sciany, cialo sie lekko zatrzeslo i pewnie bylaby zemdlala, ale kilka glebokich wdechow i ukrycie twarzy w ramionach ukochanego uratowalo ja przed upadkiem.
- Gustawie... to okropne... - cicho zaszlochala. - Chodzmy stad szybko...
Poprosila go cicho poczym dodala jeszcze ciszej, tak ze moglby to jedynie uslyszec Gustaw i moze Zak:
- Co za banda nadetych bufonow... Zeby zabijac takie sliczne stworzenia dla rozrywki...

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Zaknafein
Podchodzi do Mariny i szepcze
- Po prawdzie to ja jestem nadętym bufonem, Darthiless, ja zabiłem to stworzenie...
Po czym jego mina zaczęła prezentować jego humor, jeszcze paskudniejszy niż przed chwilą.
Jego zręczne palce i ciemnoniebieskie oczy powędrowały w stronę kuszy, aby sprawdzić czy bełt jest właściwie naciągnięty, wygląda to bardzo sztucznie i domyślacie się, że po prostu chciał odwrócić wzrok, nie patrzeć w tym momencie na towarzyszy.
poza sesją; Jaka jest pora dnia(nocy?)
Podchodzi do Mariny i szepcze
- Po prawdzie to ja jestem nadętym bufonem, Darthiless, ja zabiłem to stworzenie...
Po czym jego mina zaczęła prezentować jego humor, jeszcze paskudniejszy niż przed chwilą.
Jego zręczne palce i ciemnoniebieskie oczy powędrowały w stronę kuszy, aby sprawdzić czy bełt jest właściwie naciągnięty, wygląda to bardzo sztucznie i domyślacie się, że po prostu chciał odwrócić wzrok, nie patrzeć w tym momencie na towarzyszy.
poza sesją; Jaka jest pora dnia(nocy?)

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Gustaw
Może i najemnik miał inne zdanie co do polowania na wilki ale po reakcji Mariny jego upodobania dokonały drastycznego zwrotu. Właściwie to trzeba przyznać, że jednak najemnik nie uznawał grupowych polowań. Co to za wykazanie męstwa jeśli się idzie całą hałastrą na jednego wilka?
Jednak Gustaw dopuszczał możliwość samotnego pójścia na polowanie, w celu wykazania się ... do teraz. Wielcy medycy i filozofowie określają stan w jakim znajduje się aktualnie Gustaw jako "jak ona ładnie pluje". Innymi słowy Gostaw ma zarówno klapki na oczach jak i zapchane uszy. Słyszy tylko to co chce
. Tak więc zamiast spokojnie zapytać się bardki "O co Ci do cholery chodzi?", Gustaw zmienil natychmiast przekonania i zaczął nielubic synka hrabiego. Natychmiast też objął delikatnie Marinę. I w ten sposób ją odprowadzając ruszył za mamisynkiem do posiadłości jego ojca. Przez cały czas czule szeptał do Mariny.
- No kochanie, już dobrze. Te bufony dostaną kiedyś nauczkę za to. To zwykłe prostaki. Chodźmy stąd. Dojdziemy na miejsce i sobie odpoczniemy. Też uważam że zabijanie dla rozrywki jest wstrętne.
Cudem się stało, że przez całą drogę ani razu Gustaw nie wspomniał jak mu jest do diabła gorąco, i to że musi tulić bardkę do siebie wcale mu w tym nie pomaga. Ale czego się nie robi dla milości ... ?
Od czasu do czasu rzucał zrozpaczone spojrzenie kompanom z drużyny.
Może i najemnik miał inne zdanie co do polowania na wilki ale po reakcji Mariny jego upodobania dokonały drastycznego zwrotu. Właściwie to trzeba przyznać, że jednak najemnik nie uznawał grupowych polowań. Co to za wykazanie męstwa jeśli się idzie całą hałastrą na jednego wilka?


- No kochanie, już dobrze. Te bufony dostaną kiedyś nauczkę za to. To zwykłe prostaki. Chodźmy stąd. Dojdziemy na miejsce i sobie odpoczniemy. Też uważam że zabijanie dla rozrywki jest wstrętne.
Cudem się stało, że przez całą drogę ani razu Gustaw nie wspomniał jak mu jest do diabła gorąco, i to że musi tulić bardkę do siebie wcale mu w tym nie pomaga. Ale czego się nie robi dla milości ... ?
Od czasu do czasu rzucał zrozpaczone spojrzenie kompanom z drużyny.

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Vincent
Spjzal na wilka i nie spuszczal z niego wzroku przez dluzsza chwile. Cos go wyraznie uklulo, gdy zobaczyl zwierze szatkowane na kawalki przez drowa. Po chwili ktora mogla sie niektorym wydac wiecznoscia odwrocil sie do ksiecia.
- Witaj - rzekl spokojnie - jak juz wiesz zwa mnie Vincent. Do uslug - mowiac to, poklonil sie lekko - od kiedy to poluje sie na wilki? Bo o ile sie nie myle nie naleza one do standardowej zwierzyny lowieckiej. Czyzbyscie mieli z nimi jakies klopoty (stawiajac nacisk na to slowo)?
Spjzal na wilka i nie spuszczal z niego wzroku przez dluzsza chwile. Cos go wyraznie uklulo, gdy zobaczyl zwierze szatkowane na kawalki przez drowa. Po chwili ktora mogla sie niektorym wydac wiecznoscia odwrocil sie do ksiecia.
- Witaj - rzekl spokojnie - jak juz wiesz zwa mnie Vincent. Do uslug - mowiac to, poklonil sie lekko - od kiedy to poluje sie na wilki? Bo o ile sie nie myle nie naleza one do standardowej zwierzyny lowieckiej. Czyzbyscie mieli z nimi jakies klopoty (stawiajac nacisk na to slowo)?
