[Forgotten Realms] Planobiegacze
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Feyra
Feyra przez dłuższą chwilę rozglądała się po pomieszczeniu. Pokój był dostatecznie duży, a rozmiary wanny i ustawione na jej brzegu wyposażenie przywołały lekki uśmiech na twarz Drowki. Szybko poczuła apetyczne zapachy i po zlokalizowaniu ich źródła, jej uśmiech nabrał już bardziej wyraźnych kształtów. Niestety zaraz potem ujrzała okna i witraż przedstawiający Irvine'a, wtedy jej dobry humor zniknął tak nagle jak się pojawił. Nie wiedziała o czym teraz myśleć, była zmęczona i głodna, ale myślała teraz o nim... Przypomniała sobie jak zginął, wsponiała ten wieczór kiedy się poznali. Jakiś pyłek wpadł Feyrze do oka i spowodował łzawienie. Właściwie to musiały to być dwa pyłki - po jednym do każdego oka. Przynajmniej tak Feyra sobie wmówiła, gdyż nie było w jej... stylu. Widok smoczego jaja trzymanego przez podobiznę elfa przypomniał jej o tym co jej po nim pozostało, była to skromna pociecha ale musiała wystarczyć. Mrugnęła kilka razy, aby jej to przeszło i podeszła do stołu. Chwyciła kiść winorośli i zjadła trochę.
Teraz musiała wypocząć - zaczęła od położenia torby na stoliku pod ścianą, a raczej pod dużym lustrem. Niestety jej widok ponownie źle się jej skojarzył - wszak dowiedziała się od sprzedawcy, kto zdobył smoczą skórę na jej zrobienie... No tak, jeszcze to - torba ze smoczej skóry w pałacu zamieszkanym przez smoki. Dobrze, że nie doszło do żadnych konfliktów. I do tego jeszcze smocze jajo - wyciągnęła je z torby i postawiła je bezpiecznie na fotelu. Choć może nie miało to większego sensu, pogłaskała je delikatnie. Wiedziała już, że smoki wiedzą o nim, ale wyglądało na to, że nie mają nic przeciwko - na jej szczęście.
Feyra postanowiła przyszykować się do snu. Chwyciła duży, zdobiony, złoty półmisek z owocami i jeden kubełek ze schładzaną butelką wina. Ustawiła je przy wannie - zajmie się nimi za chwilę, podczas kąpieli. Podeszła do stolika z lustrem, zdjęła z szyji medalion i położyła go na stoliku obok torby. Zaraz potem znalazły się tam dwa złote pierścienie i para złotych kolczyków. Łuk spoczął na ławie obok. Następnie Drowka ruszyła w stronę wanny zdejmując jednocześnie swoją skórzaną zbroję. Usiadła na krześle, aby zdjąć buty. Zauważyła wtedy czyste ubranie naszykowane dla niej na jutrzejszy dzień. Była z tego bardzo zadowolona. Zdjęła resztę ubrania i kładąc broń w zasięgu ręki weszła do wanny. Nie wiadomo co mogłaby zdziałać mieczem przeciwko ewentualnemu napastnikowi, który zapewne musiał by być smokiem, ale taki już miała, jej zdaniem dobry, nawyk - zawsze mieć ostrze pod ręką. Podczas dość długiej kąpieli Feyra podjadła nieco owoców, które popijała winem. Wypróbowała też większości naszykowanych dla niej rzeczy - szczotka z długą zaokrąglonyą, złotą rączką okazała się idealnie dopasowana do mysia pleców, zaś liczne olejki do kąpieli delikatnie pieściły jej skórę. Feyra czuła się bardzo dobrze, można nawet powiedzieć, że czuła się jak w domu.
Po trwającej może nawet godzinę kąpieli, Drowka wyszła z wanny i nałożyła na siebie jedwabną niebieską koszulkę, która była dla niej naszykowana. Koszulka była luźna, lekka a przy tym dość ciepła i delikatna - spodobała się Drowce. Długością sięgała do połowy jej ud i miała wygodne rękawy sięgające prawie do łokci.
Feyra wypróbowała jeszcze kilka perfum, ale dość szybko podeszła do stołu z jedzeniem - owoce to za mało. Ukroiła sobie dobry kilogram pieczonej dziczyzny i zjadła z paroma niedużymi kartoflami. Cały posiłek popijała winem. Gdyby nadal rozmyślała o tym co ją trapi pewnie wypiła by kilka butelek, a tak poprzestała na dwóch - a raczej czterech wypitych do połowy, bo skosztowała tego i tamtego rodzaju.
Chciała jeszcze poczytać książkę o pielęgnacji smoczych jaj, ale była już tak wyczerpana i zaspana, że nic by jej z tego nie wyszło.
Jeszcze raz umyła w wannie ręce i twarz - tak po jedzeniu. Była tak zaspana, że nie zwróciła uwagi na to, że woda nadal była gorąca. Weszła na łóżko - było ono bardzo miękkie i przestronne, czyli takie jekie lubiła. Zdjęła z siebie niebieską koszulkę i położyła ją na najbliższym meblu - jednym z krzeseł. Gdyby była w stanie myśleć zastanowiła by się nad telepatią smoków - wszak ich historię opisali na poduszkach leżących na łożu. Feyra przykryła się lekką i miękką, ale ciepłą kołderką i ułożyła się wygodnie wśród poduszek. Krótko potem zasnęła.
Feyra przez dłuższą chwilę rozglądała się po pomieszczeniu. Pokój był dostatecznie duży, a rozmiary wanny i ustawione na jej brzegu wyposażenie przywołały lekki uśmiech na twarz Drowki. Szybko poczuła apetyczne zapachy i po zlokalizowaniu ich źródła, jej uśmiech nabrał już bardziej wyraźnych kształtów. Niestety zaraz potem ujrzała okna i witraż przedstawiający Irvine'a, wtedy jej dobry humor zniknął tak nagle jak się pojawił. Nie wiedziała o czym teraz myśleć, była zmęczona i głodna, ale myślała teraz o nim... Przypomniała sobie jak zginął, wsponiała ten wieczór kiedy się poznali. Jakiś pyłek wpadł Feyrze do oka i spowodował łzawienie. Właściwie to musiały to być dwa pyłki - po jednym do każdego oka. Przynajmniej tak Feyra sobie wmówiła, gdyż nie było w jej... stylu. Widok smoczego jaja trzymanego przez podobiznę elfa przypomniał jej o tym co jej po nim pozostało, była to skromna pociecha ale musiała wystarczyć. Mrugnęła kilka razy, aby jej to przeszło i podeszła do stołu. Chwyciła kiść winorośli i zjadła trochę.
Teraz musiała wypocząć - zaczęła od położenia torby na stoliku pod ścianą, a raczej pod dużym lustrem. Niestety jej widok ponownie źle się jej skojarzył - wszak dowiedziała się od sprzedawcy, kto zdobył smoczą skórę na jej zrobienie... No tak, jeszcze to - torba ze smoczej skóry w pałacu zamieszkanym przez smoki. Dobrze, że nie doszło do żadnych konfliktów. I do tego jeszcze smocze jajo - wyciągnęła je z torby i postawiła je bezpiecznie na fotelu. Choć może nie miało to większego sensu, pogłaskała je delikatnie. Wiedziała już, że smoki wiedzą o nim, ale wyglądało na to, że nie mają nic przeciwko - na jej szczęście.
Feyra postanowiła przyszykować się do snu. Chwyciła duży, zdobiony, złoty półmisek z owocami i jeden kubełek ze schładzaną butelką wina. Ustawiła je przy wannie - zajmie się nimi za chwilę, podczas kąpieli. Podeszła do stolika z lustrem, zdjęła z szyji medalion i położyła go na stoliku obok torby. Zaraz potem znalazły się tam dwa złote pierścienie i para złotych kolczyków. Łuk spoczął na ławie obok. Następnie Drowka ruszyła w stronę wanny zdejmując jednocześnie swoją skórzaną zbroję. Usiadła na krześle, aby zdjąć buty. Zauważyła wtedy czyste ubranie naszykowane dla niej na jutrzejszy dzień. Była z tego bardzo zadowolona. Zdjęła resztę ubrania i kładąc broń w zasięgu ręki weszła do wanny. Nie wiadomo co mogłaby zdziałać mieczem przeciwko ewentualnemu napastnikowi, który zapewne musiał by być smokiem, ale taki już miała, jej zdaniem dobry, nawyk - zawsze mieć ostrze pod ręką. Podczas dość długiej kąpieli Feyra podjadła nieco owoców, które popijała winem. Wypróbowała też większości naszykowanych dla niej rzeczy - szczotka z długą zaokrąglonyą, złotą rączką okazała się idealnie dopasowana do mysia pleców, zaś liczne olejki do kąpieli delikatnie pieściły jej skórę. Feyra czuła się bardzo dobrze, można nawet powiedzieć, że czuła się jak w domu.
Po trwającej może nawet godzinę kąpieli, Drowka wyszła z wanny i nałożyła na siebie jedwabną niebieską koszulkę, która była dla niej naszykowana. Koszulka była luźna, lekka a przy tym dość ciepła i delikatna - spodobała się Drowce. Długością sięgała do połowy jej ud i miała wygodne rękawy sięgające prawie do łokci.
Feyra wypróbowała jeszcze kilka perfum, ale dość szybko podeszła do stołu z jedzeniem - owoce to za mało. Ukroiła sobie dobry kilogram pieczonej dziczyzny i zjadła z paroma niedużymi kartoflami. Cały posiłek popijała winem. Gdyby nadal rozmyślała o tym co ją trapi pewnie wypiła by kilka butelek, a tak poprzestała na dwóch - a raczej czterech wypitych do połowy, bo skosztowała tego i tamtego rodzaju.
Chciała jeszcze poczytać książkę o pielęgnacji smoczych jaj, ale była już tak wyczerpana i zaspana, że nic by jej z tego nie wyszło.
Jeszcze raz umyła w wannie ręce i twarz - tak po jedzeniu. Była tak zaspana, że nie zwróciła uwagi na to, że woda nadal była gorąca. Weszła na łóżko - było ono bardzo miękkie i przestronne, czyli takie jekie lubiła. Zdjęła z siebie niebieską koszulkę i położyła ją na najbliższym meblu - jednym z krzeseł. Gdyby była w stanie myśleć zastanowiła by się nad telepatią smoków - wszak ich historię opisali na poduszkach leżących na łożu. Feyra przykryła się lekką i miękką, ale ciepłą kołderką i ułożyła się wygodnie wśród poduszek. Krótko potem zasnęła.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
W przedsionku siedziała anielica. Przeczesywała palcami pióra. Czekała.
W końcu się doczekała. Anthar obudził się jako pierwszy, elfy zawsze spały krótko... Ale i tak wycieńczony psion spędził w łóżku co najmniej dziesięć godzin. Gdy tylko wyjrzał przez drzwi, zobaczył anielicę - tę samą co wcześniej na oknie - patrzącą mu w oczy. Okrągła buzia, taka jaka każdemu automatycznie kojarzy się ze słowem 'anielica'. Jaskrawozielone, śmiejące się oczy. Jasnoróżowe, pełne usta.
Wystartowała do lotu, posyłając mu buziaka. Odleciała w stronę słońca, zatrzaskując za sobą drzwi delikatnym pchnięciem alabastrowej nóżki.
Anthar zagryzł wargi. Dlaczego ona ucieka?
Stał tak jeszcze, kiedy z pokoju wyszedł Darkan. Przypomniało mu się, co miał jeszcze zrobić. Spojrzał w swoje odbicie na płycie pancerza. Faktycznie smoki miały rację. Jego oczy świeciły się na czerwono. Pokręcił głową, zastanawiając się, co to może oznaczać. Klepnął psiona w ramię.
- Śpi się w łóżku, nie w drzwiach - stwierdził, szczerząc zęby. Spojrzał na pozostałe pary drzwi. Powoli otwarły się drzwi do pokoju Feyry i stanęła w nich drowka, ubrana w nowe ciuchy. Jedwabną, czerwoną bluzkę z długimi, rozszerzającymi się na końcu rękawami i jasnobłękitne spodnie z mięciutkiej wełny. Czarne, skórzane kozaki dopełniały obrazu. Inni nie zwrócili na to uwagi, ale Feyra zauważyła, że rękawy przy szybkich machnięciach rękami - na przykład w czasie walki - ukrywały prawdziwe położenie dłoni, utrudniając przeciwnikowi parowanie.
- Witajcie. Widzę, że już się wyspaliście? - spytała nieco zmienionym głosem.
- Ja owszem, ale on chyba jeszcze przysypia - odparł Darkan.
Również na Sil nie musieli czekać długo. Także przebrana w nowe ciuchy i oglądająca sztylet, który w nocy znalazł się na stojaku na broń. Była do niego przyczepiona karteczka głosząca, że jest to prezent dla niej. Nóż prezentował się imponująco, wykonany z białego złota, z rękojeścią wysadzaną malutkimi rubinami, tworzącymi jakby wstęgę owijającą się wzdłuż niej. Nie wyglądał na użyteczny w walce, w końcu białe złoto to nie stal, zegnie się przy pierwszym ciosie. Ale był naprawdę ładny.
Kiedy zebrali się już we czwórkę, drzwi otworzyły się ponownie. Widać w nich było smoczy łeb.
- Bahamut was oczekuje. Proszę za mną.
Poszli za swoim wczorajszym przewodnikiem, przez szpaler srebrnych smoków. Teraz, wypoczęci i odświeżeni, pomyśleli że szpaler ten równie dobrze może przypomniać eskortę, wyraz szacunku, jak i mur odgradzający ich od tych kawałków twierdzy, w których nie byli już tak mile widziani. Ale kto mógł wiedzieć, jakie były smocze intencje? Po chwili stali już przed olbrzymimi drzwiami, wielkimi prawie jak brama przez którą wchodzili do zamku. Wykute były z adamantu.
Wrota rozwarły się przed nimi, ukazując wnętrze sali tronowej. Wysoka na sto metrów, długa na pięćset i szeroka na dwieście, cała wykonana ze złota, z adamantowymi inkustracjami i oknami z ogromnych brylantów, rzucających wszędzie tęczowe blaski. Podparta dwoma rzędami kolumn, prowadzącymi po czerwonym dywanie do platynowego boga-smoka.
Bahamuta.
Wyglądał imponująco. Był największym stworzeniem, jakie którekolwiek z nich kiedykolwiek widziało. Błyszczał jak wypolerowany. A kiedy mówił, każda głoska dźwięczała jak uderzenie srebrnego młota o platynowe kowadło.
- Co chcecie mi powiedzieć, zanim ja zacznę mówić? - zapytał z drugiego końca sali. - Ale na razie, podejdźcie tutaj!
W końcu się doczekała. Anthar obudził się jako pierwszy, elfy zawsze spały krótko... Ale i tak wycieńczony psion spędził w łóżku co najmniej dziesięć godzin. Gdy tylko wyjrzał przez drzwi, zobaczył anielicę - tę samą co wcześniej na oknie - patrzącą mu w oczy. Okrągła buzia, taka jaka każdemu automatycznie kojarzy się ze słowem 'anielica'. Jaskrawozielone, śmiejące się oczy. Jasnoróżowe, pełne usta.
Wystartowała do lotu, posyłając mu buziaka. Odleciała w stronę słońca, zatrzaskując za sobą drzwi delikatnym pchnięciem alabastrowej nóżki.
Anthar zagryzł wargi. Dlaczego ona ucieka?
Stał tak jeszcze, kiedy z pokoju wyszedł Darkan. Przypomniało mu się, co miał jeszcze zrobić. Spojrzał w swoje odbicie na płycie pancerza. Faktycznie smoki miały rację. Jego oczy świeciły się na czerwono. Pokręcił głową, zastanawiając się, co to może oznaczać. Klepnął psiona w ramię.
- Śpi się w łóżku, nie w drzwiach - stwierdził, szczerząc zęby. Spojrzał na pozostałe pary drzwi. Powoli otwarły się drzwi do pokoju Feyry i stanęła w nich drowka, ubrana w nowe ciuchy. Jedwabną, czerwoną bluzkę z długimi, rozszerzającymi się na końcu rękawami i jasnobłękitne spodnie z mięciutkiej wełny. Czarne, skórzane kozaki dopełniały obrazu. Inni nie zwrócili na to uwagi, ale Feyra zauważyła, że rękawy przy szybkich machnięciach rękami - na przykład w czasie walki - ukrywały prawdziwe położenie dłoni, utrudniając przeciwnikowi parowanie.
- Witajcie. Widzę, że już się wyspaliście? - spytała nieco zmienionym głosem.
- Ja owszem, ale on chyba jeszcze przysypia - odparł Darkan.
Również na Sil nie musieli czekać długo. Także przebrana w nowe ciuchy i oglądająca sztylet, który w nocy znalazł się na stojaku na broń. Była do niego przyczepiona karteczka głosząca, że jest to prezent dla niej. Nóż prezentował się imponująco, wykonany z białego złota, z rękojeścią wysadzaną malutkimi rubinami, tworzącymi jakby wstęgę owijającą się wzdłuż niej. Nie wyglądał na użyteczny w walce, w końcu białe złoto to nie stal, zegnie się przy pierwszym ciosie. Ale był naprawdę ładny.
Kiedy zebrali się już we czwórkę, drzwi otworzyły się ponownie. Widać w nich było smoczy łeb.
- Bahamut was oczekuje. Proszę za mną.
Poszli za swoim wczorajszym przewodnikiem, przez szpaler srebrnych smoków. Teraz, wypoczęci i odświeżeni, pomyśleli że szpaler ten równie dobrze może przypomniać eskortę, wyraz szacunku, jak i mur odgradzający ich od tych kawałków twierdzy, w których nie byli już tak mile widziani. Ale kto mógł wiedzieć, jakie były smocze intencje? Po chwili stali już przed olbrzymimi drzwiami, wielkimi prawie jak brama przez którą wchodzili do zamku. Wykute były z adamantu.
Wrota rozwarły się przed nimi, ukazując wnętrze sali tronowej. Wysoka na sto metrów, długa na pięćset i szeroka na dwieście, cała wykonana ze złota, z adamantowymi inkustracjami i oknami z ogromnych brylantów, rzucających wszędzie tęczowe blaski. Podparta dwoma rzędami kolumn, prowadzącymi po czerwonym dywanie do platynowego boga-smoka.
Bahamuta.
Wyglądał imponująco. Był największym stworzeniem, jakie którekolwiek z nich kiedykolwiek widziało. Błyszczał jak wypolerowany. A kiedy mówił, każda głoska dźwięczała jak uderzenie srebrnego młota o platynowe kowadło.
- Co chcecie mi powiedzieć, zanim ja zacznę mówić? - zapytał z drugiego końca sali. - Ale na razie, podejdźcie tutaj!
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Darkan:
Mężczyzna uciszył ciekawość i podszedł bliżej wielkiej istoty, wedle jej woli. Postanowił pozostawić Sil, lub Feyrze mówienie. One sobie z tym, lepiej radziły. Plus Sil byłą tu pozasferowcem i mogła wiedzieć czegoś, o czym Darkan nie miał pojęcia. Czarny strażnik wolał milczeć, niż walnąć gafę. Przyszli tu po błogosławieństwo... nie po jakieś pierdoły. Darkan czuł nieodpartą chęć odejścia z tego planu jak najszybciej. Skłonił się, nie zbyt nisko. Stał może przed bóstwem smoków, ale to nie było jego bóstwo, by bić mu jakieś specjalne pokłony.
Mężczyzna uciszył ciekawość i podszedł bliżej wielkiej istoty, wedle jej woli. Postanowił pozostawić Sil, lub Feyrze mówienie. One sobie z tym, lepiej radziły. Plus Sil byłą tu pozasferowcem i mogła wiedzieć czegoś, o czym Darkan nie miał pojęcia. Czarny strażnik wolał milczeć, niż walnąć gafę. Przyszli tu po błogosławieństwo... nie po jakieś pierdoły. Darkan czuł nieodpartą chęć odejścia z tego planu jak najszybciej. Skłonił się, nie zbyt nisko. Stał może przed bóstwem smoków, ale to nie było jego bóstwo, by bić mu jakieś specjalne pokłony.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Feyra
Po tak dobrze spędzonej nocy Drowka odzyskała pełnię sił. Musiała przyznać się do czegoś przed samą sobą - wypoczęła lepiej niż gdyby była u siebie. Ale trzeba podejść do tego odpowiednio - zarządzi zbudowanie większej wanny, skonstruuje kilka witraży ze szlachetnych kamieni, nawet schemat tej szczotki do pleców ma już w głowie - sama zrobi jej złoty odlew. Będzie mogła powiedzieć siostrze, że pomysły zaczerpnęła z miasta smoków. W ogóle będzie ciekawie jak jej to wszystko opowie - tyle się ostatnio działo.
Feyra była bardzo podniecona spotkaniem z Bahamutem, które lada moment miało mieć miejsce. Miała już do czynienia ze smokami, a rozmowy z władcami były dla niej nieomal codziennością, ale tym razem było inaczej. Miała spotkać się z władcą smoków - z pewnością będzie to dla niej niezapomniane spotkanie.
Kiedy weszli do sali tronowej, albo jej odpowiednika, zachwycona Feyra przez chwilę wpatrywała się w Bahamuta. Jego rozmiary były bardziej niż imponujące. Ta potęga, władza i zawsze towarzyszące im bogactwo, no ale ta potęga przede wszystkim, ją najbardziej podziwiała. Feyra zastanawiała się właśnie czy nie powinna uklęknąć przed nim, a nie tylko pokłonić się nisko, co właśnie robiła. Wiedziała, że On może tego od nich oczekiwać - jak ona, gdyby była na jego miejscu. Z dylematu wyciągnął ją... sam Bahamut, powiedział bowiem, aby podeszli bliżej.
Spytał, też co chcą mu powiedzieć zanim on zacznie mówić. Feyra szybko zoriętowała się o co chodzi.
"No tak. Znacie nasze myśli i dobrze wiecie po co tu przybyliśmy." - przemknęło jej przez myśli.
Feyra spojrzała na Bahamuta. Był kimś niezwykłym, wydawał się być trudnym do opisania cudem.
- Ja pragnę powiedzieć, że czuję się zaszczycona mogąc z tobą rozmawiać, o potężny Bahamucie. Zaś twoja gościnność i twoja twierdza godne są takich pochwał, że wprost brak mi słów. - powiedziała z szacunkiem w głosie i ... uśmiechem na twarzy.
Po tak dobrze spędzonej nocy Drowka odzyskała pełnię sił. Musiała przyznać się do czegoś przed samą sobą - wypoczęła lepiej niż gdyby była u siebie. Ale trzeba podejść do tego odpowiednio - zarządzi zbudowanie większej wanny, skonstruuje kilka witraży ze szlachetnych kamieni, nawet schemat tej szczotki do pleców ma już w głowie - sama zrobi jej złoty odlew. Będzie mogła powiedzieć siostrze, że pomysły zaczerpnęła z miasta smoków. W ogóle będzie ciekawie jak jej to wszystko opowie - tyle się ostatnio działo.
Feyra była bardzo podniecona spotkaniem z Bahamutem, które lada moment miało mieć miejsce. Miała już do czynienia ze smokami, a rozmowy z władcami były dla niej nieomal codziennością, ale tym razem było inaczej. Miała spotkać się z władcą smoków - z pewnością będzie to dla niej niezapomniane spotkanie.
Kiedy weszli do sali tronowej, albo jej odpowiednika, zachwycona Feyra przez chwilę wpatrywała się w Bahamuta. Jego rozmiary były bardziej niż imponujące. Ta potęga, władza i zawsze towarzyszące im bogactwo, no ale ta potęga przede wszystkim, ją najbardziej podziwiała. Feyra zastanawiała się właśnie czy nie powinna uklęknąć przed nim, a nie tylko pokłonić się nisko, co właśnie robiła. Wiedziała, że On może tego od nich oczekiwać - jak ona, gdyby była na jego miejscu. Z dylematu wyciągnął ją... sam Bahamut, powiedział bowiem, aby podeszli bliżej.
Spytał, też co chcą mu powiedzieć zanim on zacznie mówić. Feyra szybko zoriętowała się o co chodzi.
"No tak. Znacie nasze myśli i dobrze wiecie po co tu przybyliśmy." - przemknęło jej przez myśli.
Feyra spojrzała na Bahamuta. Był kimś niezwykłym, wydawał się być trudnym do opisania cudem.
- Ja pragnę powiedzieć, że czuję się zaszczycona mogąc z tobą rozmawiać, o potężny Bahamucie. Zaś twoja gościnność i twoja twierdza godne są takich pochwał, że wprost brak mi słów. - powiedziała z szacunkiem w głosie i ... uśmiechem na twarzy.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Silmathiel
Rano wstała wypoczęta i w pełni sił. Ubrała się w nowe, czyste ciuchy i jadła co zostało z wczorajszego posiłku. Potem przymocowała miecz na plecach i bardzo się zdziwiła widząc sztylet. Broń przecudnej urody. Jedynie ozdoba, ale za to jaka niezwykła...
- O w mordę... - wymsknęło jej się. Jeszcze ani razu w swoim życiu nie dostała niczego tak ot sobie. Nigdy w życiu - a liczyła sobie ponad 50 wiosen - nie zdarzyło jej się dostać prezentu. Dłuższą chwilę przygladała się broni. Siedziała na brzegu łóżka wpatrzona w sztylet. Coś w niej pękło. Nagle odezwała się jej elfia krew. Ta łagodniejsza częśc jej duszy, która od zawsze spragniona była życzliwości i nigdy sie z nią nie spotkała... Sil dopiero po chwili zdałą sobie sprawę z tego, że płacze. Bezgłośnie... Pociągnęła nosem i zakryła twarz dłońmi uspokajając się. Rozłożyła skrzydła na pełną szerokość. Cienka błona nietoperzowych skrzydeł rzuciła na nią swój blady cień. Poruszyła niespokojnie ogonem. Długa chwile siedziała zastanawiając się nad sobą. Pamiętała dobrze swoje zaangażowanie jeśli chodziło o wiarę w boga zemsty, Hoara. Demoniczna natura zawsze sklaniała ją do złośliowści w ramach zemsty na całym swiecie za nietolerancję i gotowość odrzucenia jej na margines społeczny... Ta delikatniejsza część jej natury zapragnęła oddać się w objęcia Sharess... Bogini kotów i przyjemności. Dlaczego? Może po to by w końcu poznać czym jest życie bez ciągłych ucieczek? Westchnęła zła na siebie, że się nad sobą roztkliwia. Jej oczy stały się czarne i głębokie jak studnie. Półdemonica wolała ukryć swoje uczucia dlatego nikt teraz nie będzie mógł odczytać jej myśli z jej spojrzenia. Doprowadziła się do porządku i wciąż ze sztyletem w dłoni wzniosła w powietrze po to by pokrótkim locie na rozgrzewkę opaść przy drzwiach i otworzywszy je przejść przez nie. Gdy towarzysze ją ujrzeli właśnie składała skrzydła. Sztylet przymocowała do swojego paska. Przesunęła po nim dłonią i ruszyła za wszystkimi. W pewnej chwili wzniosła sie nieznacznie w powietrze lecąc jakieś dwa, może trzy metry nad towarzyszami. Musiała rozruszać skrzydła, które zaczynały jej drętwieć od ciągłego przebywania na ziemi... Nie miała zamiaru latać gdzie indziej, bo choć to wszystko prezentowało się wspaniale i monumentalnie w niej budziło lekki niesmak. Chyba dlatego, że te przepych ją onieśmielał i krępował. Poza tym co może być ciekawego tam gdzie rządzą ścisłe prawa?
Gdy dotarli przed oblicze Bahamuta i odezwali się jej towarzysze zadarła głowę i wystąpiła parę kroków. Wysuneła się mocno naprzód przed towarzyszy. Patrzyła smoczemu bóstwu odważnie w oczy. Jej chaotyczna natura kazała jej okazać szacunek na swój sposób... Ogólnie zachowała się... Dość zuchwale, jakby miała do czynienia z wysoko postawionym znajomym, do którego zwykła zwracać się po imieniu zamiast stosować tytuły w stylu: "Wasza Wysokość"...
- Bahamucie, chcę tylko byś podziękował w moim imieniu temu, kto wykonał i podarował mi ten sztylet. Ten gest sprawił, że jest on dla mnie cenniejszy niż materiały, z którego go zrobiono - powiedziała wprost.
Rano wstała wypoczęta i w pełni sił. Ubrała się w nowe, czyste ciuchy i jadła co zostało z wczorajszego posiłku. Potem przymocowała miecz na plecach i bardzo się zdziwiła widząc sztylet. Broń przecudnej urody. Jedynie ozdoba, ale za to jaka niezwykła...
- O w mordę... - wymsknęło jej się. Jeszcze ani razu w swoim życiu nie dostała niczego tak ot sobie. Nigdy w życiu - a liczyła sobie ponad 50 wiosen - nie zdarzyło jej się dostać prezentu. Dłuższą chwilę przygladała się broni. Siedziała na brzegu łóżka wpatrzona w sztylet. Coś w niej pękło. Nagle odezwała się jej elfia krew. Ta łagodniejsza częśc jej duszy, która od zawsze spragniona była życzliwości i nigdy sie z nią nie spotkała... Sil dopiero po chwili zdałą sobie sprawę z tego, że płacze. Bezgłośnie... Pociągnęła nosem i zakryła twarz dłońmi uspokajając się. Rozłożyła skrzydła na pełną szerokość. Cienka błona nietoperzowych skrzydeł rzuciła na nią swój blady cień. Poruszyła niespokojnie ogonem. Długa chwile siedziała zastanawiając się nad sobą. Pamiętała dobrze swoje zaangażowanie jeśli chodziło o wiarę w boga zemsty, Hoara. Demoniczna natura zawsze sklaniała ją do złośliowści w ramach zemsty na całym swiecie za nietolerancję i gotowość odrzucenia jej na margines społeczny... Ta delikatniejsza część jej natury zapragnęła oddać się w objęcia Sharess... Bogini kotów i przyjemności. Dlaczego? Może po to by w końcu poznać czym jest życie bez ciągłych ucieczek? Westchnęła zła na siebie, że się nad sobą roztkliwia. Jej oczy stały się czarne i głębokie jak studnie. Półdemonica wolała ukryć swoje uczucia dlatego nikt teraz nie będzie mógł odczytać jej myśli z jej spojrzenia. Doprowadziła się do porządku i wciąż ze sztyletem w dłoni wzniosła w powietrze po to by pokrótkim locie na rozgrzewkę opaść przy drzwiach i otworzywszy je przejść przez nie. Gdy towarzysze ją ujrzeli właśnie składała skrzydła. Sztylet przymocowała do swojego paska. Przesunęła po nim dłonią i ruszyła za wszystkimi. W pewnej chwili wzniosła sie nieznacznie w powietrze lecąc jakieś dwa, może trzy metry nad towarzyszami. Musiała rozruszać skrzydła, które zaczynały jej drętwieć od ciągłego przebywania na ziemi... Nie miała zamiaru latać gdzie indziej, bo choć to wszystko prezentowało się wspaniale i monumentalnie w niej budziło lekki niesmak. Chyba dlatego, że te przepych ją onieśmielał i krępował. Poza tym co może być ciekawego tam gdzie rządzą ścisłe prawa?
Gdy dotarli przed oblicze Bahamuta i odezwali się jej towarzysze zadarła głowę i wystąpiła parę kroków. Wysuneła się mocno naprzód przed towarzyszy. Patrzyła smoczemu bóstwu odważnie w oczy. Jej chaotyczna natura kazała jej okazać szacunek na swój sposób... Ogólnie zachowała się... Dość zuchwale, jakby miała do czynienia z wysoko postawionym znajomym, do którego zwykła zwracać się po imieniu zamiast stosować tytuły w stylu: "Wasza Wysokość"...
- Bahamucie, chcę tylko byś podziękował w moim imieniu temu, kto wykonał i podarował mi ten sztylet. Ten gest sprawił, że jest on dla mnie cenniejszy niż materiały, z którego go zrobiono - powiedziała wprost.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Anthar
" Czemu ta anielica ucieka przede mną? O co tu chodzi? A może to po prostu najzwyklejszy żart młodych smoków, które upatrzyły sobie ofiarę kawału? Kto wie co tu jeszcze nas spotka? "
Później nadszedł czas na spotkanie z Bahamutem. Smoczy szpaler nie podobał mu się. Widział w nim jakąś niechęć bijącą od smoków.
Gdy weszli do sali tronowej usta elfa otworzyły się w podziwie. Był zaskoczony, że w tak bogatym mieście, będzie coś jeszcze bardziej bogatego niż to co już widział.
Psion stwierdził, że nie będzie nic mówił przed platynowym smokiem. Jedyne na czym się skupiał to anielica, która nim zawładnęła, mimo że widział ją zaledwie dwa razy.
Stało się tak jak myślał. Sil i Feyra powiedziały to co miały. A on i Darkan zupełnie nie są od gadania. Darkan jest typowym niszczycielem, a Anthar od małego nie lubił wiele gadać. Wolał eksperymentować i poznawać to co jeszcze nie poznane.
" Czemu ta anielica ucieka przede mną? O co tu chodzi? A może to po prostu najzwyklejszy żart młodych smoków, które upatrzyły sobie ofiarę kawału? Kto wie co tu jeszcze nas spotka? "
Później nadszedł czas na spotkanie z Bahamutem. Smoczy szpaler nie podobał mu się. Widział w nim jakąś niechęć bijącą od smoków.
Gdy weszli do sali tronowej usta elfa otworzyły się w podziwie. Był zaskoczony, że w tak bogatym mieście, będzie coś jeszcze bardziej bogatego niż to co już widział.
Psion stwierdził, że nie będzie nic mówił przed platynowym smokiem. Jedyne na czym się skupiał to anielica, która nim zawładnęła, mimo że widział ją zaledwie dwa razy.
Stało się tak jak myślał. Sil i Feyra powiedziały to co miały. A on i Darkan zupełnie nie są od gadania. Darkan jest typowym niszczycielem, a Anthar od małego nie lubił wiele gadać. Wolał eksperymentować i poznawać to co jeszcze nie poznane.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Ruszyliście w stronę Bahamuta. Podejście bliżej niego zajęło wam dłuższą chwilę, przez wzgląd na ogrom sali, z każdym krokiem jednak coraz bardziej ujawniała się jego rzeczywista wielkość. W końcu wyciągnął ku wam swoją głowę i oparł ją na posadzce, wykonując coś, co w zamierzeniu zapewne miało być uśmiechem. Ale metrowej długości kły nie nadały mu wesołości, co spostrzegł chyba, bo zaraz zamknął paszczę.
Wysłuchał waszych słów od początku do końca, cały czas ze skupieniem. Wpatrywał się w was jednym, gigantycznym okiem.
- Wiem już, po co tu przybyliście. Archonty Błogosławieństw już zostały tu wysłane. Stawią się na miejsce w ciągu kilku minut, sądzę jednak, że tymczasem zdążę złożyć wam... Propozycję. Każdemu z osobna. Jeśli spełnicie moją prośbę, otrzymacie nagrodę, której jednak znać przedtem nie będziecie. Prośbą moją będzie złożenie pewnej obietnicy. Feyro, ciebie prosiłbym o obietnicę, że wyrzekniesz się niewolnictwa. Nagroda z pewnością spodoba się nie tylko tobie, ale i temu na którego czekasz - stwierdził smok. Jego telepatyczny przekaz wciąż słyszeli wszyscy. - Czarny Strażniku, ciebie prosić będę o obietnicę, że nie będziesz zabijać bez potrzeby, nigdy więcej; wtedy tylko, kiedy okaże się to konieczne. W zamian i ciebie trudniej będzie zabić - gigant przeniósł wzrok pionowej źrenicy, wąskiej, a wciąż przecież wystarczająco szerokiej, żeby którekolwiek z nich, poza może Darkanem, przeszło przez nią jak przez szczelinę bez większych trudności, na Anthara - Ciebie, psionie, prosił będę o to, żebyś nie oszukiwał nikogo na pieniądze przy pomocy swoich mocy. Sądzę, że nagroda pozwoli ci się umocnić. A ciebie, Silmathiel, proszę tylko o to, żebyś obiecała pomagać każdemu rannemu, jakiego spotkasz na swojej drodze. A nagroda... Zapewniam, że nagroda będzie warta wysiłku.
Bahamut uniósł głowę i spojrzał na was z góry, w oczekiwaniu odpowiedzi.
- Jest tylko tak, albo nie. Nie ma negocjacji. Więc... Jak będzie?
Wysłuchał waszych słów od początku do końca, cały czas ze skupieniem. Wpatrywał się w was jednym, gigantycznym okiem.
- Wiem już, po co tu przybyliście. Archonty Błogosławieństw już zostały tu wysłane. Stawią się na miejsce w ciągu kilku minut, sądzę jednak, że tymczasem zdążę złożyć wam... Propozycję. Każdemu z osobna. Jeśli spełnicie moją prośbę, otrzymacie nagrodę, której jednak znać przedtem nie będziecie. Prośbą moją będzie złożenie pewnej obietnicy. Feyro, ciebie prosiłbym o obietnicę, że wyrzekniesz się niewolnictwa. Nagroda z pewnością spodoba się nie tylko tobie, ale i temu na którego czekasz - stwierdził smok. Jego telepatyczny przekaz wciąż słyszeli wszyscy. - Czarny Strażniku, ciebie prosić będę o obietnicę, że nie będziesz zabijać bez potrzeby, nigdy więcej; wtedy tylko, kiedy okaże się to konieczne. W zamian i ciebie trudniej będzie zabić - gigant przeniósł wzrok pionowej źrenicy, wąskiej, a wciąż przecież wystarczająco szerokiej, żeby którekolwiek z nich, poza może Darkanem, przeszło przez nią jak przez szczelinę bez większych trudności, na Anthara - Ciebie, psionie, prosił będę o to, żebyś nie oszukiwał nikogo na pieniądze przy pomocy swoich mocy. Sądzę, że nagroda pozwoli ci się umocnić. A ciebie, Silmathiel, proszę tylko o to, żebyś obiecała pomagać każdemu rannemu, jakiego spotkasz na swojej drodze. A nagroda... Zapewniam, że nagroda będzie warta wysiłku.
Bahamut uniósł głowę i spojrzał na was z góry, w oczekiwaniu odpowiedzi.
- Jest tylko tak, albo nie. Nie ma negocjacji. Więc... Jak będzie?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Anthar
Z każdym krokiem psion był coraz bardziej zadziwiony ogromem sali tronowej, która wydawać by się mogło, że im bardziej idzie się w głąb tym większa się staje.
"To miejsce jest na prawdę olbrzymie. W tej sali tronowej można by umieścić pewnie z połowę zamku, jak nie więcej. Pewnie nie jedna armia, by się tu zmieściła i nikt by nie narzekał na brak miejsca."
Widząc nieudolną próbę uśmiechnięcia się boga-smoka, elf uśmiechnął się pod nosem, mimo tego, że dreszcz przeszedł mu po plecach widząc jego kły.
"Miło z jego strony, że chociaż próbował. Co z tego że mu nie wyszło? Nie każdemu musi wyjść, coś co rzadko robi. W końcu liczą się dobre chęci. Nawet te nie udane."
Przeogromne oczy smoka zdawały widzieć coś więcej niż tylko czwórkę gości. Psionowi był niemal pewien, że Bahamut swoim wzrokiem lustruje ich dusze, a jakby tego było mało robi to bez najmniejszego trudu. Nie podobało mu się to. Na prawdę mu się to nie podobało.
Wysłuchał ze spokojem mowy platynowego smoka. Potem zaczął składać propozycje. Najpierw była oferta dla Feyry - wyrzeknięcie się niewolnictwa.
"Chyba się zgodzi. Dawno nie była u siebie i chyba zbyt szybko tam nie wróci. Nagroda, która spodoba się jej i temu na którego czeka to słowa, które niemal na pewno ją skłonią do obietnicy."
Następnie przyszła pora na propozycję dla Czarnego Strażnika- miał nie zabijać bez powodu.
"To Darkan będzie miał problem. To tak jakby miał złożyć obietnice, że przestanie oddychać, ale kto wie co czai się w umyśle tego niszczyciela.
Kolejna była oferta dla psiona - koniec z oszustwami pieniężnymi przez używanie swoich mocy.
"Nagroda, która pozwoli mi się umocnić? Cóż... To jest chyba warte skończenia z oszustwami. Nawet jak nie to i tak muszę jakoś zmienić swoje życie..."
Ostatnia była propozycja dla Silmathiel - pomoc każdemu napotkanemu rannemu
"To może być dla niej na prawdę trudne. To w końcu dzięki niej straciłem serce... Ale z kolei była wtedy przyparta do muru i nie miała wielkiego wyboru. Nie mam jej tego za złe. "
Spojrzenie Bahamuta patrzącego z góry, mimo życzliwości, którą się wykazywał wobec grupy podróżników, naprawdę mroziło krew w żyłach.
Srebrny elf przełknął ślinę, wziął wdech. Spojrzał na potężne stworzenie stojące przed nim. Wziął ponowny wdech. Tym razem o wiele głębszy.
- Tak! Obiecuję Bahamucie! Już nigdy więcej oszustw z pieniędzmi przy użyciu moich mocy. Już nigdy! - powiedział donośnie niemalże krzycząć
Z każdym krokiem psion był coraz bardziej zadziwiony ogromem sali tronowej, która wydawać by się mogło, że im bardziej idzie się w głąb tym większa się staje.
"To miejsce jest na prawdę olbrzymie. W tej sali tronowej można by umieścić pewnie z połowę zamku, jak nie więcej. Pewnie nie jedna armia, by się tu zmieściła i nikt by nie narzekał na brak miejsca."
Widząc nieudolną próbę uśmiechnięcia się boga-smoka, elf uśmiechnął się pod nosem, mimo tego, że dreszcz przeszedł mu po plecach widząc jego kły.
"Miło z jego strony, że chociaż próbował. Co z tego że mu nie wyszło? Nie każdemu musi wyjść, coś co rzadko robi. W końcu liczą się dobre chęci. Nawet te nie udane."
Przeogromne oczy smoka zdawały widzieć coś więcej niż tylko czwórkę gości. Psionowi był niemal pewien, że Bahamut swoim wzrokiem lustruje ich dusze, a jakby tego było mało robi to bez najmniejszego trudu. Nie podobało mu się to. Na prawdę mu się to nie podobało.
Wysłuchał ze spokojem mowy platynowego smoka. Potem zaczął składać propozycje. Najpierw była oferta dla Feyry - wyrzeknięcie się niewolnictwa.
"Chyba się zgodzi. Dawno nie była u siebie i chyba zbyt szybko tam nie wróci. Nagroda, która spodoba się jej i temu na którego czeka to słowa, które niemal na pewno ją skłonią do obietnicy."
Następnie przyszła pora na propozycję dla Czarnego Strażnika- miał nie zabijać bez powodu.
"To Darkan będzie miał problem. To tak jakby miał złożyć obietnice, że przestanie oddychać, ale kto wie co czai się w umyśle tego niszczyciela.
Kolejna była oferta dla psiona - koniec z oszustwami pieniężnymi przez używanie swoich mocy.
"Nagroda, która pozwoli mi się umocnić? Cóż... To jest chyba warte skończenia z oszustwami. Nawet jak nie to i tak muszę jakoś zmienić swoje życie..."
Ostatnia była propozycja dla Silmathiel - pomoc każdemu napotkanemu rannemu
"To może być dla niej na prawdę trudne. To w końcu dzięki niej straciłem serce... Ale z kolei była wtedy przyparta do muru i nie miała wielkiego wyboru. Nie mam jej tego za złe. "
Spojrzenie Bahamuta patrzącego z góry, mimo życzliwości, którą się wykazywał wobec grupy podróżników, naprawdę mroziło krew w żyłach.
Srebrny elf przełknął ślinę, wziął wdech. Spojrzał na potężne stworzenie stojące przed nim. Wziął ponowny wdech. Tym razem o wiele głębszy.
- Tak! Obiecuję Bahamucie! Już nigdy więcej oszustw z pieniędzmi przy użyciu moich mocy. Już nigdy! - powiedział donośnie niemalże krzycząć
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Darkan:
- Hrm... - czarny strażnik skrzywił się na chwilę. - niech będzie - warknął. I tak rzadko zarzało mu sie zabijać bez potrzeby. - Zgoda - rzucił głosniej. *ale lepiej, by to byłą jakaś konkretna premia* warknał na siebei w mysalch. Trzeba było najpierw zapytać, ale cóż...
To prawdopodobnie był koniec ich pobytu w tym swiecie, co w jakis sposób satysfakcjonowało Czarnego Strażnika.
- Hrm... - czarny strażnik skrzywił się na chwilę. - niech będzie - warknął. I tak rzadko zarzało mu sie zabijać bez potrzeby. - Zgoda - rzucił głosniej. *ale lepiej, by to byłą jakaś konkretna premia* warknał na siebei w mysalch. Trzeba było najpierw zapytać, ale cóż...
To prawdopodobnie był koniec ich pobytu w tym swiecie, co w jakis sposób satysfakcjonowało Czarnego Strażnika.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Silmathiel
Dziewczyna stojąc najbliżej smoczego bóstwa sprawiała jednocześnie wrażenie jakby najmniej ze wszystkich była onieśmielona. Patrzyła wprost w oczy smoka, gdy ten do niej przemawiał... Patrząc na potężną istotę, która mogła ją zmieść jedną myślą z powierzchni tego świata, zdawała się stawiać czoła wszystkim przeciwnościom jakie ją spotkały... Było coś wyzywającego w jej pozie... Coś co kazało wręcz sądzić, że ocierała się teraz o granicę bezczelności. Demoniczna krew wręcz w niej wrzała. Po dzisiejszym porannym ataku rozczulenia się nad sobą jej osobowość uległa gwałtownemu obróceniu o 180 stopni. Gdy padła prośba pod jej adresem zrobiła krok naprzód i skłoniwszy się teatralnie odpowiedziała:
- Jeśli ty, Władca Dobrych Smoków zdecydujesz sie zawierzyć demonicznej krwi i chaotycznej naturze moich przodków, jeśli zdecydujesz się działać wbrew wyznawanej przez mieszkańców tego planu zasadzie, by nigdy nie ufać plugawemu, demonicznemu pomiotowi, to nie ma przeciwskazań bym to obiecała. Wszak oboje postąpimy wbrew sobie. Ty mi zaufasz, a ja dotrzymam słowa. Pamietaj jednakże, że potraktuję twa prośbę dosłownie - odparła bezczelnie. Poruszyła przy tym ogonem i napięła mieśnie ramion tak, że drgnęły jej skrzydła. Niczym sukkub w swym żywiole obserwowała smoka czekając na reakcję. Testowanie cudzej cierpliwości szczególnie jeśli ten ktoś był miliony razy potężniejszy od niej tkwiło głęboko w jej demonicznym jestestwie...
Dziewczyna stojąc najbliżej smoczego bóstwa sprawiała jednocześnie wrażenie jakby najmniej ze wszystkich była onieśmielona. Patrzyła wprost w oczy smoka, gdy ten do niej przemawiał... Patrząc na potężną istotę, która mogła ją zmieść jedną myślą z powierzchni tego świata, zdawała się stawiać czoła wszystkim przeciwnościom jakie ją spotkały... Było coś wyzywającego w jej pozie... Coś co kazało wręcz sądzić, że ocierała się teraz o granicę bezczelności. Demoniczna krew wręcz w niej wrzała. Po dzisiejszym porannym ataku rozczulenia się nad sobą jej osobowość uległa gwałtownemu obróceniu o 180 stopni. Gdy padła prośba pod jej adresem zrobiła krok naprzód i skłoniwszy się teatralnie odpowiedziała:
- Jeśli ty, Władca Dobrych Smoków zdecydujesz sie zawierzyć demonicznej krwi i chaotycznej naturze moich przodków, jeśli zdecydujesz się działać wbrew wyznawanej przez mieszkańców tego planu zasadzie, by nigdy nie ufać plugawemu, demonicznemu pomiotowi, to nie ma przeciwskazań bym to obiecała. Wszak oboje postąpimy wbrew sobie. Ty mi zaufasz, a ja dotrzymam słowa. Pamietaj jednakże, że potraktuję twa prośbę dosłownie - odparła bezczelnie. Poruszyła przy tym ogonem i napięła mieśnie ramion tak, że drgnęły jej skrzydła. Niczym sukkub w swym żywiole obserwowała smoka czekając na reakcję. Testowanie cudzej cierpliwości szczególnie jeśli ten ktoś był miliony razy potężniejszy od niej tkwiło głęboko w jej demonicznym jestestwie...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Feyra
Wszyscy odpowiedzieli już Bahamutowi, jedynie Feyra wciąż milczała. Wpatrywała się w Smoka, zapewne w jakiś sposób rozmawiając z nim telepatycznie. Na twarzy Drowki - zwykle nie wyrażającej żadnych emocji - widać teraz było wyraźnie wachanie się, a nawet więcej - była to wewnętrzna walka z samą sobą.
Kiedy Drowaka usłyszała, czego Bahamut od niej oczekuje, zrobiło jej się bardzo dziwnie. Przestała na moment oddychać nie mogąc złapać tchu, jej żołądek zrobił fikołka i podskoczył do góry na miejsce serca, które zrobiło mu miejsce i przesunęło się wyżej, tkwiąc teraz w jej gardle - takie przynajmniej Feyra miała odczucie.
Pierwsze co odruchowo przemknęło jej przez myśli to "Nie", dopiero potem zaczęła jakoś panować nad myślami. Te jednak wirowały zbyt szybko, aby w pełni odzyskać kontrolę. Przez pierwsze dwie sekundy Feyra zaczęła szukać pewnych furtek w przysiędze. Ona obieca wyrzec się niewolników, ale jej siostra nie i tym sposobem niewolnicy nadal będą. Przemknęło jej coś, o tak zwanych chłopach - w wielu krainach nie są niewolnikami (oficjalnie, bo pańszczyzna jest) i mogłaby coś takiego wprowadzić nie narażając się na kpiny ze strony innych przedstawicieli Drowiej Arystokracji. Takie myśli odruchowo(!) zakołatały się w jej głowie. Najwidoczniej jednak Bahamut odebrał to telepatycznie, gdyż stwierdził, jakby w powietrze, nie adresując tego do nikogo:
"Jeśli oszukujesz, nie dziw się iż zostajesz oszukany".
Feyra zaczęła już panować nad swoimi myślami, a jej narządy powoli wracały już na swoje miejsca.
"Ależ ja wcale nie..." - Feyra natychmiast odpowiedziała w myślach.
Przyznała się jednak przed sobą, że istotnie szukała luki w przysiędze. Zazwyczaj jej myśli były wolne od opinii innych, więc myślała co chciała - i często nie były to przyjemne rzeczy.
Feyra w żadnym wypadku nie miała zamiaru oszukiwać Bahamuta - to był tylko odruch. Zastanowiła się:
"Uwolnić ponad 2000 niewolników!? Mniejsza o to ile kosztowali, ale kto ich zastąpi? Jak mamy utrzymać wydobycie z kopalni, jeśli nie będę mieć niewolników? A co z uprawami?"
Tak właściwie to Drowka od dawna chciała znaleźć jakiś sposób, aby obyć się bez niewolników, ale co z pracą zanim go znajdzie?
Potem jednak pomyślała o nagrodzie - "Nagroda z pewnością spodoba się nie tylko tobie, ale i temu na którego czekasz" - powiedział Bahamut. Na pewno chodziło o mu smoka, który się niedługo wykluje. No cóż, jeśli Bahamut twierdzi, że będą zadowoleni to na pewno coś w tym jest. A gdyby to ta nagroda umożliwiła jej podtrzymanie wydobycia? - wtedy niewolnicy byliby zbędni. Tylko co powie siostrze(?) - w sumie to także jej niewolnicy i kopalnie.
A zaraz, co właściwie miałaby zrobić? Udać się do domu i sprzedać wszystkich niewolników? - I tak do siebie wróci najwcześniej za miesiąc. No, może udać się tam zmieniając się w lecące na szybkim wietrze liście, ale i tak zajmie jej to tydzień a najpierw musi jeszcze zająć się zadaniem, które im powierzono. Poza tym raczej nie uda jej się podróżować tym sposobem mając smocze jajo - istniało ryzyko jego uszkodzenia.
Drowka odzyskała już panowanie nad sobą i mogła zacząć spokojnie myśleć nad... propozycją Bahamuta.
"Ale właściwie, to co dokładnie miałabym zrobić?! Sprzedać ich po powrocie i nie brać nowych?..." - pomyślała i zaraz potem usłyszała w swojej głowie wyraźną odpowiedź:
"Napiszesz wiadomość do siostry. Niech uwolni niewolników i zaproponuje im pracę, jak wolnym robotnikom, za uczciwe pieniądze. Większość zapewne zostanie, a gdy będzie ich brakowało, niech szuka innych robotników. Jeśli będzie im płacić, nie powinno być to trudne...".
Myśli w głowie Drowki ponownie zaczęły latać jak oszalałe. "Przemienić niewolników w robotników?!? Płacić im!?!" Nigdy nie wyobrażałaby sobie czegoś takiego. "To całkowicie wywróci nasze życie do góry nogami." - Drowka pomyślała także o swojej siostrze. "Co ona powie?... A jak zareagują inni przedstawiciele Drowiej Arystokracji?! Jeśli wybiją uwolnionych, a nas wraz z nimi!?! Mogli by to zrobić!" - pomyślała, bo jak to możliwe, że jedna z nich wyrzeka się władzy!?! Feyra obawiała się, że stanie się wyrzutkiem - niechcianym i nielubianym, a wręcz przeklinanym zdrajcą. "A jak zareaguje Vhaeraun!?!" - przemknęło jej przez myśli, choć chyba nie chciałaby tego wiedzieć.
Odpowiedzi Bahamuta jednak już nie usłyszała, najwidoczniej nadszedł czas podjęcia decyzji. Jak dla Feyry było to stanowczo za szybko - te dwie minuty trwały dla niej sekundę, choć jednocześnie całe wieki.
"Jest tylko tak, albo nie. Nie ma negocjacji." - powtórzyła w myślach to co powiedział Władca Smoków.
Feyra wzięła głęboki wdech. Pomyślała jeszcze o nagrodzie jaka ją czeka. Ją i jej smoka.
"Właśnie, przecież będę miała smoka! Irvine...Nunescou...Aurum..." - pocieszyła się.
Nagroda dla ich dwojga i własny smok może wystarczą, aby wrócić z podniesioną głową. Drowka zaczynała skłaniać się ku decyzji. Bahamut i wszyscy zgromadzeni nadal widzieli jej wahanie - a przecież Feyra nigdy się nie wahała. Rozważyła jeszcze jeden pozytywny aspekt nowej sytuacji:
"A tacy robotnicy na pewno się nie zbuntują, a przecież sama tego chcę. Jeśli przedstawię to jako przemyślane działanie za które dostanę coś wielkiego, to może nie będzie tak źle."
Drowka zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i wypuszczając powietrze lekko drżącym głosem powiedziała tylko:
- Zgadzam się.
Otworzyła oczy patrząc na Bahamuta.
"Naprawdę. Będzie to dla mnie ciężkie wyzwanie, ale zgadzam się." - potwierdziła swoje słowa myślami.
Wszyscy odpowiedzieli już Bahamutowi, jedynie Feyra wciąż milczała. Wpatrywała się w Smoka, zapewne w jakiś sposób rozmawiając z nim telepatycznie. Na twarzy Drowki - zwykle nie wyrażającej żadnych emocji - widać teraz było wyraźnie wachanie się, a nawet więcej - była to wewnętrzna walka z samą sobą.
Kiedy Drowaka usłyszała, czego Bahamut od niej oczekuje, zrobiło jej się bardzo dziwnie. Przestała na moment oddychać nie mogąc złapać tchu, jej żołądek zrobił fikołka i podskoczył do góry na miejsce serca, które zrobiło mu miejsce i przesunęło się wyżej, tkwiąc teraz w jej gardle - takie przynajmniej Feyra miała odczucie.
Pierwsze co odruchowo przemknęło jej przez myśli to "Nie", dopiero potem zaczęła jakoś panować nad myślami. Te jednak wirowały zbyt szybko, aby w pełni odzyskać kontrolę. Przez pierwsze dwie sekundy Feyra zaczęła szukać pewnych furtek w przysiędze. Ona obieca wyrzec się niewolników, ale jej siostra nie i tym sposobem niewolnicy nadal będą. Przemknęło jej coś, o tak zwanych chłopach - w wielu krainach nie są niewolnikami (oficjalnie, bo pańszczyzna jest) i mogłaby coś takiego wprowadzić nie narażając się na kpiny ze strony innych przedstawicieli Drowiej Arystokracji. Takie myśli odruchowo(!) zakołatały się w jej głowie. Najwidoczniej jednak Bahamut odebrał to telepatycznie, gdyż stwierdził, jakby w powietrze, nie adresując tego do nikogo:
"Jeśli oszukujesz, nie dziw się iż zostajesz oszukany".
Feyra zaczęła już panować nad swoimi myślami, a jej narządy powoli wracały już na swoje miejsca.
"Ależ ja wcale nie..." - Feyra natychmiast odpowiedziała w myślach.
Przyznała się jednak przed sobą, że istotnie szukała luki w przysiędze. Zazwyczaj jej myśli były wolne od opinii innych, więc myślała co chciała - i często nie były to przyjemne rzeczy.
Feyra w żadnym wypadku nie miała zamiaru oszukiwać Bahamuta - to był tylko odruch. Zastanowiła się:
"Uwolnić ponad 2000 niewolników!? Mniejsza o to ile kosztowali, ale kto ich zastąpi? Jak mamy utrzymać wydobycie z kopalni, jeśli nie będę mieć niewolników? A co z uprawami?"
Tak właściwie to Drowka od dawna chciała znaleźć jakiś sposób, aby obyć się bez niewolników, ale co z pracą zanim go znajdzie?
Potem jednak pomyślała o nagrodzie - "Nagroda z pewnością spodoba się nie tylko tobie, ale i temu na którego czekasz" - powiedział Bahamut. Na pewno chodziło o mu smoka, który się niedługo wykluje. No cóż, jeśli Bahamut twierdzi, że będą zadowoleni to na pewno coś w tym jest. A gdyby to ta nagroda umożliwiła jej podtrzymanie wydobycia? - wtedy niewolnicy byliby zbędni. Tylko co powie siostrze(?) - w sumie to także jej niewolnicy i kopalnie.
A zaraz, co właściwie miałaby zrobić? Udać się do domu i sprzedać wszystkich niewolników? - I tak do siebie wróci najwcześniej za miesiąc. No, może udać się tam zmieniając się w lecące na szybkim wietrze liście, ale i tak zajmie jej to tydzień a najpierw musi jeszcze zająć się zadaniem, które im powierzono. Poza tym raczej nie uda jej się podróżować tym sposobem mając smocze jajo - istniało ryzyko jego uszkodzenia.
Drowka odzyskała już panowanie nad sobą i mogła zacząć spokojnie myśleć nad... propozycją Bahamuta.
"Ale właściwie, to co dokładnie miałabym zrobić?! Sprzedać ich po powrocie i nie brać nowych?..." - pomyślała i zaraz potem usłyszała w swojej głowie wyraźną odpowiedź:
"Napiszesz wiadomość do siostry. Niech uwolni niewolników i zaproponuje im pracę, jak wolnym robotnikom, za uczciwe pieniądze. Większość zapewne zostanie, a gdy będzie ich brakowało, niech szuka innych robotników. Jeśli będzie im płacić, nie powinno być to trudne...".
Myśli w głowie Drowki ponownie zaczęły latać jak oszalałe. "Przemienić niewolników w robotników?!? Płacić im!?!" Nigdy nie wyobrażałaby sobie czegoś takiego. "To całkowicie wywróci nasze życie do góry nogami." - Drowka pomyślała także o swojej siostrze. "Co ona powie?... A jak zareagują inni przedstawiciele Drowiej Arystokracji?! Jeśli wybiją uwolnionych, a nas wraz z nimi!?! Mogli by to zrobić!" - pomyślała, bo jak to możliwe, że jedna z nich wyrzeka się władzy!?! Feyra obawiała się, że stanie się wyrzutkiem - niechcianym i nielubianym, a wręcz przeklinanym zdrajcą. "A jak zareaguje Vhaeraun!?!" - przemknęło jej przez myśli, choć chyba nie chciałaby tego wiedzieć.
Odpowiedzi Bahamuta jednak już nie usłyszała, najwidoczniej nadszedł czas podjęcia decyzji. Jak dla Feyry było to stanowczo za szybko - te dwie minuty trwały dla niej sekundę, choć jednocześnie całe wieki.
"Jest tylko tak, albo nie. Nie ma negocjacji." - powtórzyła w myślach to co powiedział Władca Smoków.
Feyra wzięła głęboki wdech. Pomyślała jeszcze o nagrodzie jaka ją czeka. Ją i jej smoka.
"Właśnie, przecież będę miała smoka! Irvine...Nunescou...Aurum..." - pocieszyła się.
Nagroda dla ich dwojga i własny smok może wystarczą, aby wrócić z podniesioną głową. Drowka zaczynała skłaniać się ku decyzji. Bahamut i wszyscy zgromadzeni nadal widzieli jej wahanie - a przecież Feyra nigdy się nie wahała. Rozważyła jeszcze jeden pozytywny aspekt nowej sytuacji:
"A tacy robotnicy na pewno się nie zbuntują, a przecież sama tego chcę. Jeśli przedstawię to jako przemyślane działanie za które dostanę coś wielkiego, to może nie będzie tak źle."
Drowka zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i wypuszczając powietrze lekko drżącym głosem powiedziała tylko:
- Zgadzam się.
Otworzyła oczy patrząc na Bahamuta.
"Naprawdę. Będzie to dla mnie ciężkie wyzwanie, ale zgadzam się." - potwierdziła swoje słowa myślami.
Ostatnio zmieniony środa, 12 grudnia 2007, 14:12 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Bahamut uniósł głowę i eksplodował śmiechem tak potężnym, że mógł zawalać całe jaskinie i obracać w pył miasta. A potem opuścił głowę i stanął, czy też bardziej położył się, oko w oko z Silmathiel. Źrenica prawie tak wielka jak ona przewiercała ją na wylot.
- A więc zgadzasz się? Dobrze. Wiedz tylko, że prośby mej nie musisz odczytywać dosłownie. Myślę że to co otrzymasz w zamian, zachęci cię, żeby spełniać tę prośbę tak, jak miała być spełniana. Chaotycznie - jego olbrzymia paszcza wykrzywiła się, jakby miała zamiar znów się uśmiechnąć, ale w porę się opamiętał i zrezygnował. - Ale to od ciebie zależy, co zrobisz z tą prośbą. Od was wszystkich. Ja daję wam szansę, jak ją wykorzystacie, to już nie jest mój problem. Pamiętajcie tylko, że może jeszcze kiedyś się spotkamy - uniósł głowę i popatrzył na nich z góry, obejmując wzrokiem całą czwórkę. - Feyro, nagroda dla ciebie w pełni ukaże się twoim oczom dopiero w przyszłości, być może dość odległej, ale już ta część którą otrzymasz teraz, powinna cię usatysfakcjonować.
W tym momencie Bahamut zionął ogniem, który objął drowkę. Ta otwarła usta, chcąc krzyknąć ze strachu na ułamek sekundy przed śmiercią, ale przekonała się, że płomienie są jedynie ciepłe, ale nie parzą. I zanim ktokolwiek zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, bóg-smok przestał ziać. A Feyra usłyszała pękanie skorupki. Szybko wyjęła jajo z torby, a z niego po chwili wykluło się małe, czarne smoczątko. Wyglądało, jakby miało złote okucia - pasma złotych łusek ciągnęły się po ogonie, łapach, łbie i szyi, pozostawiając tłów smoliście, błyszcząco czarny.
- Niezwykle rzadki okaz. Powiem więcej - jedyny taki na świecie. Krzyżówka smoka węglowego; nie czarnego, ale właśnie węglowego - ze złotym. Teraz będzie dorastał dużo szybciej, myślę że mój płomień pozwoli mu urosnąć o pół wieku w ciągu nadchodzących kilku tygodni. Mniej więcej rok dziennie - powiedział Bahamut, i zostawił Feyrę sam na sam ze swoim szczęściem.
Przeniósł wzrok na Darkana. Podniósł ogromną łapę, i wydłubał ze swojego pancerza jedną łuskę. Podał ją Czarnemu Strażnikowi, przykładając ją do jego zbroi.
Twardy pancerz jakby pochłonął łuskę, stając sie odrobinę bardziej lśniącym. Darkan poczuł, że nieco twardnieje, i staje się jakby nieco lżejszy. Pewnie teraz wygodniej będzie się nim posługiwać.
- Gdybyś się nad tym zastanawiał, to ten pancerz od teraz będzie również znakomicie chronił przed ogniem - smok, pamiętając już czego robić nie należy, przesłał wam jedynie telepatycznie dobry nastrój, który go ogarniał.
Kropla krwi, która wysączyła się w miejscu, gdzie brakowało teraz łuski, powoli rosła. Była teraz tak olbrzymia, że spokojnie mógł się w niej zmieścić cały człowiek. Albo elf, jak okazało się, gdy Bahamut podniósł pazurami Anthara - tak jak człowiek może podnieść paznokciami robaczka - i umoczył go w swojej krwi. Po chwili odstawił go na ziemię.
Czerwona jak dobre wino, prawie przejrzysta krew wsiąkała w ciało, opuszczając nawet odzienie psiona. W ciągu kilkunastu uderzeń serca, ten był już suchy.
- Ta krew da ci więcej sił, dzięki którym dłużej będziesz mógł używać twoich mocy. Pamiętaj jednak, że smocza krew ma swoją cenę. Jeśli kiedykolwiek wyczerpiesz swoje siły do cna i umrzesz, nie będzie już dla ciebie powrotu do świata żywych. Od teraz musisz bardziej uważać, co robisz.
Jako do ostatniej, zwrócił się do Silmathiel. A właściwie, tylko popatrzył w jej oczy.
Ona zaś poczuła, jak jej umysł wywraca się na nice. Świadomość tego kim jest, gdzie jest, a nawet tego że w ogóle jest, na moment zanikła w jej umyśle.
A potem, na jedno mgnienie oka, zrozumiała w pełni co się stało. Bo przez to jedno mgnienie oka, patrzyła ślepiami Bahamuta. Widziała własne ciało, w którym teraz rezydował bóg-smok. Widziała towarzyszy z drużyny, maleńkich jak ziarnka piasku.
Ale nade wszystko, czuła. Czuła każdy mięsień i każde ścięgno. Każdą kosteczkę, każdą łuskę. Każdy organ. I czuła magię płynąłącą przez jego żyły.
...
I nagle wszystko się skończyło. Półdemonica znów patrzyła własnymi oczami. Znów myślała własnym umysłem. Tylko że teraz.
- Tak, moja droga. Twoje niezwykłe zdolności, dzięki którym mogłaś pokrywać się smoczą łuską i ziać ogniem, teraz możesz wykorzystać w pełni. Przez moment byłaś mną. Po kawałku możesz to odzyskiwać. Myślę, że to godna nagroda za zobowiązanie, którego się podjęłaś.
W tym momencie tuż przed wami otwarły się dwa portale. Przez jeden wszedł anioł stworzony z wody, przez drugi anioł stworzony z ognia.
- A oto i są ci, na których czekaliśmy. Archonci błogosławieństw - stwierdził Bahamut.
Anioły zaś bez słów podeszły do każdego z was i złożyły swoje dłonie na waszych czołach. Jakieś błogie uczucie rozlało się po waszych ciałach... A oni weszli z powrotem w portale i odeszli bez słowa.
- Są mało spektakularni, prawda? Ale teraz wystarczy że jedno z was przeżyje, i będziecie mogli użyć ich błogosławieństwa, wtedy kiedy będzie potrzebne. Myślę, że macie już dość Celestii. Wręcz odważę się stwierdzić, że nie tylko się tego domyślam, ale to wiem. Tak więc, możecie już iść. A ty, Silmathiel... Gwarantuję że już niedługo będziesz mogła sama podziękować temu, kto dał ci ten sztylet. I myślę że będziesz zadowolona, że pozwoliłem ci zrobić to osobiście - powiedział, po czym otwarł portal. Widać było, że prowadzi wprost przed Kostnicę w Sigil.
- Żegnajcie, czy też może raczej... Do zobaczenia.
- A więc zgadzasz się? Dobrze. Wiedz tylko, że prośby mej nie musisz odczytywać dosłownie. Myślę że to co otrzymasz w zamian, zachęci cię, żeby spełniać tę prośbę tak, jak miała być spełniana. Chaotycznie - jego olbrzymia paszcza wykrzywiła się, jakby miała zamiar znów się uśmiechnąć, ale w porę się opamiętał i zrezygnował. - Ale to od ciebie zależy, co zrobisz z tą prośbą. Od was wszystkich. Ja daję wam szansę, jak ją wykorzystacie, to już nie jest mój problem. Pamiętajcie tylko, że może jeszcze kiedyś się spotkamy - uniósł głowę i popatrzył na nich z góry, obejmując wzrokiem całą czwórkę. - Feyro, nagroda dla ciebie w pełni ukaże się twoim oczom dopiero w przyszłości, być może dość odległej, ale już ta część którą otrzymasz teraz, powinna cię usatysfakcjonować.
W tym momencie Bahamut zionął ogniem, który objął drowkę. Ta otwarła usta, chcąc krzyknąć ze strachu na ułamek sekundy przed śmiercią, ale przekonała się, że płomienie są jedynie ciepłe, ale nie parzą. I zanim ktokolwiek zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, bóg-smok przestał ziać. A Feyra usłyszała pękanie skorupki. Szybko wyjęła jajo z torby, a z niego po chwili wykluło się małe, czarne smoczątko. Wyglądało, jakby miało złote okucia - pasma złotych łusek ciągnęły się po ogonie, łapach, łbie i szyi, pozostawiając tłów smoliście, błyszcząco czarny.
- Niezwykle rzadki okaz. Powiem więcej - jedyny taki na świecie. Krzyżówka smoka węglowego; nie czarnego, ale właśnie węglowego - ze złotym. Teraz będzie dorastał dużo szybciej, myślę że mój płomień pozwoli mu urosnąć o pół wieku w ciągu nadchodzących kilku tygodni. Mniej więcej rok dziennie - powiedział Bahamut, i zostawił Feyrę sam na sam ze swoim szczęściem.
Przeniósł wzrok na Darkana. Podniósł ogromną łapę, i wydłubał ze swojego pancerza jedną łuskę. Podał ją Czarnemu Strażnikowi, przykładając ją do jego zbroi.
Twardy pancerz jakby pochłonął łuskę, stając sie odrobinę bardziej lśniącym. Darkan poczuł, że nieco twardnieje, i staje się jakby nieco lżejszy. Pewnie teraz wygodniej będzie się nim posługiwać.
- Gdybyś się nad tym zastanawiał, to ten pancerz od teraz będzie również znakomicie chronił przed ogniem - smok, pamiętając już czego robić nie należy, przesłał wam jedynie telepatycznie dobry nastrój, który go ogarniał.
Kropla krwi, która wysączyła się w miejscu, gdzie brakowało teraz łuski, powoli rosła. Była teraz tak olbrzymia, że spokojnie mógł się w niej zmieścić cały człowiek. Albo elf, jak okazało się, gdy Bahamut podniósł pazurami Anthara - tak jak człowiek może podnieść paznokciami robaczka - i umoczył go w swojej krwi. Po chwili odstawił go na ziemię.
Czerwona jak dobre wino, prawie przejrzysta krew wsiąkała w ciało, opuszczając nawet odzienie psiona. W ciągu kilkunastu uderzeń serca, ten był już suchy.
- Ta krew da ci więcej sił, dzięki którym dłużej będziesz mógł używać twoich mocy. Pamiętaj jednak, że smocza krew ma swoją cenę. Jeśli kiedykolwiek wyczerpiesz swoje siły do cna i umrzesz, nie będzie już dla ciebie powrotu do świata żywych. Od teraz musisz bardziej uważać, co robisz.
Jako do ostatniej, zwrócił się do Silmathiel. A właściwie, tylko popatrzył w jej oczy.
Ona zaś poczuła, jak jej umysł wywraca się na nice. Świadomość tego kim jest, gdzie jest, a nawet tego że w ogóle jest, na moment zanikła w jej umyśle.
A potem, na jedno mgnienie oka, zrozumiała w pełni co się stało. Bo przez to jedno mgnienie oka, patrzyła ślepiami Bahamuta. Widziała własne ciało, w którym teraz rezydował bóg-smok. Widziała towarzyszy z drużyny, maleńkich jak ziarnka piasku.
Ale nade wszystko, czuła. Czuła każdy mięsień i każde ścięgno. Każdą kosteczkę, każdą łuskę. Każdy organ. I czuła magię płynąłącą przez jego żyły.
...
I nagle wszystko się skończyło. Półdemonica znów patrzyła własnymi oczami. Znów myślała własnym umysłem. Tylko że teraz.
- Tak, moja droga. Twoje niezwykłe zdolności, dzięki którym mogłaś pokrywać się smoczą łuską i ziać ogniem, teraz możesz wykorzystać w pełni. Przez moment byłaś mną. Po kawałku możesz to odzyskiwać. Myślę, że to godna nagroda za zobowiązanie, którego się podjęłaś.
W tym momencie tuż przed wami otwarły się dwa portale. Przez jeden wszedł anioł stworzony z wody, przez drugi anioł stworzony z ognia.
- A oto i są ci, na których czekaliśmy. Archonci błogosławieństw - stwierdził Bahamut.
Anioły zaś bez słów podeszły do każdego z was i złożyły swoje dłonie na waszych czołach. Jakieś błogie uczucie rozlało się po waszych ciałach... A oni weszli z powrotem w portale i odeszli bez słowa.
- Są mało spektakularni, prawda? Ale teraz wystarczy że jedno z was przeżyje, i będziecie mogli użyć ich błogosławieństwa, wtedy kiedy będzie potrzebne. Myślę, że macie już dość Celestii. Wręcz odważę się stwierdzić, że nie tylko się tego domyślam, ale to wiem. Tak więc, możecie już iść. A ty, Silmathiel... Gwarantuję że już niedługo będziesz mogła sama podziękować temu, kto dał ci ten sztylet. I myślę że będziesz zadowolona, że pozwoliłem ci zrobić to osobiście - powiedział, po czym otwarł portal. Widać było, że prowadzi wprost przed Kostnicę w Sigil.
- Żegnajcie, czy też może raczej... Do zobaczenia.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Darkan:
Czarny strażnik wykonał kilka ruchów, sprawdzając nowo nabyte możliwości ruchowe. O wiele lepiej... Ile lżej. A i odporność na ogień się przyda. Kłopot polegał na tym, że przysięga godzi w jego charakter. Cofnięcie w rozwoju do... pożalcie się bóstwa, paladyna. Darkan skrzywił się na samą myśl o kryjących się pod tym słowem ideałach, w imię których walczył, zabijał i modlił się żarliwie przez kilkanaście lat swego życia przed trafieniem do niewoli. Parsknał tylko pogardliwie i potrząsnął głową, opędzając się od wspomnień. Potem usłyszał "słowa na drogę" od bahamuta...
"Im później tym lepiej" stwierdził czarny strażnik, do czego zawtórował mu nekromanta. - Żegnaj Bahamucie. Chciałbym podziękować ci za ten dar, ale obawiam się, ze powiązane z nim komplikacje będą mi tak uciążliwe, że częstokroć będę przeklinał swój dzisiejszy wybór... więc raczej nie byłyby to szczere podziękowania, a tylko takie się liczą, czyż nie? - zapytał już na głos i z odrobina znudzenia w głosie czarny strażnik, po czym skłonił się - nie za nisko i - udał do portalu do Sigil. Wreszcie opuszczał to cholerne miejsce. Miał ochotę poczuć cos innego niż tą wyniosłą, wręcz śmierdzącą świętością atmosferę, nawet jeśli miałby trafić na dno rynsztoka.
Czarny strażnik wykonał kilka ruchów, sprawdzając nowo nabyte możliwości ruchowe. O wiele lepiej... Ile lżej. A i odporność na ogień się przyda. Kłopot polegał na tym, że przysięga godzi w jego charakter. Cofnięcie w rozwoju do... pożalcie się bóstwa, paladyna. Darkan skrzywił się na samą myśl o kryjących się pod tym słowem ideałach, w imię których walczył, zabijał i modlił się żarliwie przez kilkanaście lat swego życia przed trafieniem do niewoli. Parsknał tylko pogardliwie i potrząsnął głową, opędzając się od wspomnień. Potem usłyszał "słowa na drogę" od bahamuta...
"Im później tym lepiej" stwierdził czarny strażnik, do czego zawtórował mu nekromanta. - Żegnaj Bahamucie. Chciałbym podziękować ci za ten dar, ale obawiam się, ze powiązane z nim komplikacje będą mi tak uciążliwe, że częstokroć będę przeklinał swój dzisiejszy wybór... więc raczej nie byłyby to szczere podziękowania, a tylko takie się liczą, czyż nie? - zapytał już na głos i z odrobina znudzenia w głosie czarny strażnik, po czym skłonił się - nie za nisko i - udał do portalu do Sigil. Wreszcie opuszczał to cholerne miejsce. Miał ochotę poczuć cos innego niż tą wyniosłą, wręcz śmierdzącą świętością atmosferę, nawet jeśli miałby trafić na dno rynsztoka.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Silmathiel
Reakcja smoka na jej bezczelne zachowanie pozytywnie ją zakoczyła. Bahamut nie był nadętym głupcem. A fakt, że miał poczucie humoru sprawił, że półdemonica utwierdziła się w swoim postanowieniu spełnienia prośby smoczego bóstwa.
Sil drgnęła, gdy smok na nią spojrzał. Na króciutką chwilę poczuła, że zapada się zupełnie w niezmierzoną, pozbawiona jakiegokolwiek odczuwania ciemność. Zdążyła jeszcze poczynić spostrzeżenie, że nie jest to nieprzyjemne... Wręcz przeciwnie. To ją trochę przerażalo... Po ułamku sekundy wszystko sie skończyło. Ze zdumieniem czuła płynacą przez smocze ciało moc. Dla niej ta krótka chwilka trwajaca nie dłużej niż mrugnięcie okiem była wiecznością sama w sobie. Widziała siebie... Tam... Była zaledwie ziarnem piasku. Maleńką istotą, bez znaczenia w całym tym przeogromnym wszechświecie. Nim zdążyła zrobić wdech wróciła już do swojej powłoki. Czuła się dziwnie. Spojrzała na swoje dłonie, a słowa Bahamuta potwierdziły jej przypuszczenia. Zgieła palce ogladając je ze wszystkich stron. Na krótką chwilę zmieniła dłoń w smoczą łapę pokrytą lśniącą łuską. Czuła siłę. Wiedziała, że z czasem nauczy sie panować nad tym... To był zaiste potężny dar. Potężniejszy niż mogła to sobie wyobrazić. Teraz znała zasadę działania każdej komórki ciała najpotężniejszego ze smoków, tak jakby od zawsze było to jej ciało. Jej ogon poruszył się niespokojnie, gdy Sil zaśmiala się odchylajac przy tym głowe do tyłu. Dłoń na powrót przyjęła naturalny kształt. Sil odetchnęła. Już nie mogła się doczekać, by wypróbować swoje możliwości. Gdy anioły błogosławieństw się oddaliły w końcu cała banda mogła udać się z powrotem do Sigil. Półdemonica obejrzała się jeszcze na boga-smoka, gdy ten kierował do niej ostatnie słowa. Nawet nie wiedziała, kto zdecydował się jej ofiarować sztylet. Broń wyglądała przepięknie i sprawiała wrażenie bardzo cennej... A Sil nie miała w swoim życiu ani jednego bliskiego przyjaciela, który zdecydowałby się na tak prosty gest i podarował jej coś... Elfie serce od zawsze tęskniło za kimś bliskim... Demoniczna natura widząc niegościnność świata i niechęć innych istot do fey'ri kazała się dziewczynie wypiąć na wszelkie istnienie i w akcie buntu pokazać, że wcale jej nie zależy na akceptacji. A w nosie! W spojrzeniu, które na chwilę zatrzymała na smoczych źrenicach była nutka smutku i niepewności. Chyba nie chciała poznawać osobiście tego kogoś... A może po prostu się tego obawiała... Czuła, że intencje nie sa zbieżne z oczekiwaniami. Najwyraźniej nie chciała tego kogoś zawieść swoja osobą, a nie potrafiła odsunac od siebie potrzeby buntu. Lepiej niech zostanie tak jak jest...
Przeszła przez portal. Stojac przed Kostnicą, w mieście Sigil poruszyła ramionami poprawiajac ułozenie miecza na plecach. Zamruczała głęboko niczym kotka. Atmosfera miasta poprawiła jej nastrój. Tutaj wszyscy w pojęciu Pierwszosferowców byli wyrzutkami. Takimi jak ona... Albo bardziej. I jej to odpowiadało, chociaż tęskniła za otwartymi przestrzeniami swojego rodzinnego planu i za ciepłymi promieniami słońca.
- No dobra. To zdaje sie, ze możemy iść eraz pogadać z tymi nadętymi wazniakami - mruknęła mając na myśli Grabarzy. Swoją drogą paskudną sobie wybrali nazwę dla frakcji...
Reakcja smoka na jej bezczelne zachowanie pozytywnie ją zakoczyła. Bahamut nie był nadętym głupcem. A fakt, że miał poczucie humoru sprawił, że półdemonica utwierdziła się w swoim postanowieniu spełnienia prośby smoczego bóstwa.
Sil drgnęła, gdy smok na nią spojrzał. Na króciutką chwilę poczuła, że zapada się zupełnie w niezmierzoną, pozbawiona jakiegokolwiek odczuwania ciemność. Zdążyła jeszcze poczynić spostrzeżenie, że nie jest to nieprzyjemne... Wręcz przeciwnie. To ją trochę przerażalo... Po ułamku sekundy wszystko sie skończyło. Ze zdumieniem czuła płynacą przez smocze ciało moc. Dla niej ta krótka chwilka trwajaca nie dłużej niż mrugnięcie okiem była wiecznością sama w sobie. Widziała siebie... Tam... Była zaledwie ziarnem piasku. Maleńką istotą, bez znaczenia w całym tym przeogromnym wszechświecie. Nim zdążyła zrobić wdech wróciła już do swojej powłoki. Czuła się dziwnie. Spojrzała na swoje dłonie, a słowa Bahamuta potwierdziły jej przypuszczenia. Zgieła palce ogladając je ze wszystkich stron. Na krótką chwilę zmieniła dłoń w smoczą łapę pokrytą lśniącą łuską. Czuła siłę. Wiedziała, że z czasem nauczy sie panować nad tym... To był zaiste potężny dar. Potężniejszy niż mogła to sobie wyobrazić. Teraz znała zasadę działania każdej komórki ciała najpotężniejszego ze smoków, tak jakby od zawsze było to jej ciało. Jej ogon poruszył się niespokojnie, gdy Sil zaśmiala się odchylajac przy tym głowe do tyłu. Dłoń na powrót przyjęła naturalny kształt. Sil odetchnęła. Już nie mogła się doczekać, by wypróbować swoje możliwości. Gdy anioły błogosławieństw się oddaliły w końcu cała banda mogła udać się z powrotem do Sigil. Półdemonica obejrzała się jeszcze na boga-smoka, gdy ten kierował do niej ostatnie słowa. Nawet nie wiedziała, kto zdecydował się jej ofiarować sztylet. Broń wyglądała przepięknie i sprawiała wrażenie bardzo cennej... A Sil nie miała w swoim życiu ani jednego bliskiego przyjaciela, który zdecydowałby się na tak prosty gest i podarował jej coś... Elfie serce od zawsze tęskniło za kimś bliskim... Demoniczna natura widząc niegościnność świata i niechęć innych istot do fey'ri kazała się dziewczynie wypiąć na wszelkie istnienie i w akcie buntu pokazać, że wcale jej nie zależy na akceptacji. A w nosie! W spojrzeniu, które na chwilę zatrzymała na smoczych źrenicach była nutka smutku i niepewności. Chyba nie chciała poznawać osobiście tego kogoś... A może po prostu się tego obawiała... Czuła, że intencje nie sa zbieżne z oczekiwaniami. Najwyraźniej nie chciała tego kogoś zawieść swoja osobą, a nie potrafiła odsunac od siebie potrzeby buntu. Lepiej niech zostanie tak jak jest...
Przeszła przez portal. Stojac przed Kostnicą, w mieście Sigil poruszyła ramionami poprawiajac ułozenie miecza na plecach. Zamruczała głęboko niczym kotka. Atmosfera miasta poprawiła jej nastrój. Tutaj wszyscy w pojęciu Pierwszosferowców byli wyrzutkami. Takimi jak ona... Albo bardziej. I jej to odpowiadało, chociaż tęskniła za otwartymi przestrzeniami swojego rodzinnego planu i za ciepłymi promieniami słońca.
- No dobra. To zdaje sie, ze możemy iść eraz pogadać z tymi nadętymi wazniakami - mruknęła mając na myśli Grabarzy. Swoją drogą paskudną sobie wybrali nazwę dla frakcji...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Feyra
Bahamut powiedział Drowce, że jej nagroda w pełni ukaże się dopiero w przyszłości i to zapewne odległej. Feyra nie tego się spodziewała i trochę się zdziwiła. Na szczęście dla niej nie miała czasu nad tym rozmyślać, gdyż otrzymała pierwszą część nagrody, która pochłonęła całą jej uwagę.
Kiedy jej smoczątko się wykluwało była w euforii. Irvine mówił, że aby smok się wykluł, jajo musi być ogrzewane smoczym oddechem. Książka którą miała zapewne zawierała wiadomości jak coś takiego uzyskać samodzielnie. Wyglądało jednak na to, że większe znaczenie ma tutaj zawarta w oddechu magia. Feyra wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale gdyby została z tym zadaniem sama, smoczątko mogłoby się nie wykluć, albo nie być w pełni rozwinięte. A tak otrzymało chyba najlepszy z możliwych, dający mu życie, smoczy oddech. Feyra była tym wszystkim zachwycona do granic możliwości.
Wpatrywała się w swoje maleństwo. Jej własny smoczek. Feyra nie zdawała sobie z tego sprawy i zapewne nie przyznałaby się do tego nawet przed sobą, ale pokochała swoje dziecko z całego serca. Tak. Uznała smoczka za swoje dziecko.
'Jedyny taki na świecie. Krzyżówka smoka węglowego, ze złotym.' - te słowa zapamięta na zawsze. Tak jak te, że będzie dorastał dużo szybciej - a wszystko dzięki smoczemu oddechowi Bahamuta.
Nadszedł moment pożegnania - trochę zbyt szybko jak dla Feyry, chętnie by się tu zatrzymała na kilka dni. No cóż - mają ważne sprawy.
Zanim Feyra przeszła przez portal w jej umyśle - samo z siebie - pojawiło się pytanie: "Będzie dorastał rok dziennie. A co ze zdobywaniem wiedzy? Nauczy się tak szybko mówić, latać, ziać ogniem?". Feyra nie kierowała tego pytania do Bahamuta, powstało ono raczej podświadomie. Miała też nadzieję, że w książce jest rozdział o małych smoczątkach - ale nawet jeśli nie to i tak jest zbyt szczęśliwa, aby się tym przejmować.
Feyra była ciągle zapatrzona w swojego Irvine, którego teraz trzymała na rękach. Zabrakło jej słów, ale ze szczerym uśmiechem ukłoniła się Bahamutowi na pożegnanie. Zaraz potem przeszła przez portal.
Bahamut powiedział Drowce, że jej nagroda w pełni ukaże się dopiero w przyszłości i to zapewne odległej. Feyra nie tego się spodziewała i trochę się zdziwiła. Na szczęście dla niej nie miała czasu nad tym rozmyślać, gdyż otrzymała pierwszą część nagrody, która pochłonęła całą jej uwagę.
Kiedy jej smoczątko się wykluwało była w euforii. Irvine mówił, że aby smok się wykluł, jajo musi być ogrzewane smoczym oddechem. Książka którą miała zapewne zawierała wiadomości jak coś takiego uzyskać samodzielnie. Wyglądało jednak na to, że większe znaczenie ma tutaj zawarta w oddechu magia. Feyra wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale gdyby została z tym zadaniem sama, smoczątko mogłoby się nie wykluć, albo nie być w pełni rozwinięte. A tak otrzymało chyba najlepszy z możliwych, dający mu życie, smoczy oddech. Feyra była tym wszystkim zachwycona do granic możliwości.
Wpatrywała się w swoje maleństwo. Jej własny smoczek. Feyra nie zdawała sobie z tego sprawy i zapewne nie przyznałaby się do tego nawet przed sobą, ale pokochała swoje dziecko z całego serca. Tak. Uznała smoczka za swoje dziecko.
'Jedyny taki na świecie. Krzyżówka smoka węglowego, ze złotym.' - te słowa zapamięta na zawsze. Tak jak te, że będzie dorastał dużo szybciej - a wszystko dzięki smoczemu oddechowi Bahamuta.
Nadszedł moment pożegnania - trochę zbyt szybko jak dla Feyry, chętnie by się tu zatrzymała na kilka dni. No cóż - mają ważne sprawy.
Zanim Feyra przeszła przez portal w jej umyśle - samo z siebie - pojawiło się pytanie: "Będzie dorastał rok dziennie. A co ze zdobywaniem wiedzy? Nauczy się tak szybko mówić, latać, ziać ogniem?". Feyra nie kierowała tego pytania do Bahamuta, powstało ono raczej podświadomie. Miała też nadzieję, że w książce jest rozdział o małych smoczątkach - ale nawet jeśli nie to i tak jest zbyt szczęśliwa, aby się tym przejmować.
Feyra była ciągle zapatrzona w swojego Irvine, którego teraz trzymała na rękach. Zabrakło jej słów, ale ze szczerym uśmiechem ukłoniła się Bahamutowi na pożegnanie. Zaraz potem przeszła przez portal.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Anthar
"Znowu jakieś ryzyko... Zginę to będę potępiony na wieki... Co z tego? Już jestem potępiony! Przejście przez tamte plany było warte utraty serca na rzecz tamtego kolczastego. Teraz jak tam powrócę pewnie to co ze mnie zostanie będzie na tyle spaczone, że dostąpi wątpliwego zaszczytu spotkania ojca Sil. Póki co hulaj dusza! Teraz to nasza czwórka będzie w stanie podbijać całe państwa bez zatrzymywania się."
Ukłonił się Bahamutowi.
- Dziękuję za ten dar i za wszystko co dla nas zrobiłeś. Chyba na nas już pora. Żegnam cię o wielki Bahamucie!. - starał się mówić na tyle doniośle, by smok usłyszał jego słowa.
Odwrócił się i powędrował w kierunku wyjścia.
"W końcu można stąd odejść. Mam dość tych wszystkich smoków i ciągłego strachu o moje życie. Co z tego, że goszczą nas jak najznakomitsze postacie wszystkich światów i spełniają wszystkie nasze zachcianki, skoro oprócz siarki czuć w powietrzu też swoistą niechęć bijącą od tych wielkich gadów. Mam nadzieję, że przed powrotem zobaczę jeszcze raz tamtą anielicę, albo spełnią się moje marzenia i poznam ją bliżej..."
Twarz psiona zaczęła wydawać sie dziwnie zamyślona.
"Znowu jakieś ryzyko... Zginę to będę potępiony na wieki... Co z tego? Już jestem potępiony! Przejście przez tamte plany było warte utraty serca na rzecz tamtego kolczastego. Teraz jak tam powrócę pewnie to co ze mnie zostanie będzie na tyle spaczone, że dostąpi wątpliwego zaszczytu spotkania ojca Sil. Póki co hulaj dusza! Teraz to nasza czwórka będzie w stanie podbijać całe państwa bez zatrzymywania się."
Ukłonił się Bahamutowi.
- Dziękuję za ten dar i za wszystko co dla nas zrobiłeś. Chyba na nas już pora. Żegnam cię o wielki Bahamucie!. - starał się mówić na tyle doniośle, by smok usłyszał jego słowa.
Odwrócił się i powędrował w kierunku wyjścia.
"W końcu można stąd odejść. Mam dość tych wszystkich smoków i ciągłego strachu o moje życie. Co z tego, że goszczą nas jak najznakomitsze postacie wszystkich światów i spełniają wszystkie nasze zachcianki, skoro oprócz siarki czuć w powietrzu też swoistą niechęć bijącą od tych wielkich gadów. Mam nadzieję, że przed powrotem zobaczę jeszcze raz tamtą anielicę, albo spełnią się moje marzenia i poznam ją bliżej..."
Twarz psiona zaczęła wydawać sie dziwnie zamyślona.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Planobiegacze
Szarpnięcie w okolicach pępka. Dwie sekundy wśród niesamowitych, psychodelicznych kolorów Planu Astralnego pokonywanego z szaloną prędkością.
Gdy stanęliście na bruku Sigil, kręciło wam się w głowach. Po bokach mieliście rozwalające się rudery, sypiące kawałkami tynku i starych desek. Jakiś dabus uderzał młotkiem w jedną z nich. Ciężko było ocenić, czy naprawia ją, czy wyburza. Za waszymi plecami stał monument z jasnego granitu - Nagrobek Imion. A przed wami...
Kostnica była olbrzymia. Tak gigantyczna, że natychmiast przywodziła na myśl sale w pałacu Bahamuta. Oczywiście, była od nich wciąż wielokrotnie mniejsza, ale jak na standarty Klatki, naprawdę wielka. Wysoka jak dziesięć zwykłych domów, rozlewała się na powierzchni kilku mórg. Wyglądała jakby w ciągu tygodnia wzniosło ją pięćdziesiąt pokoleń budowniczych, z których każdy budował w swoim stylu i bez porozumienia z innymi. Wysoki ostrołuki sąsiadowały z bogatymi złoceniami. Niesymetryczne kawałki opierały się na starożytych, żłobkowanych kolumnach. Całość była tak bardzo nieharmoniczna, jak to tylko wyobrażalne. Na placu przewalał się tłum, jak zwykle w Ulu, ale wszyscy jakoś dziwnie boczyli się na Kostnicę.
Czekał już na was Miedzianooki. Jego oczy pozbawione były źrenic i białek - całe, calutkie miały kolor miedzi.
- Cieszę się, że znów was widzimy. Tutaj, w Mieście Drzwi, porozumieliśmy się z innymi frakcjami. Znów kilka różnych chce wam zlecić to samo, tak jak należało się spodziewać - popatrzył na was i uchwycił wasze spojrzenia. - A tak... Ta koniunkcja planów wciąż się nie skończyła, więc mamy potwornie dużo pracy. Zdaje się, że dziesiąta część populacji inteligentnych i obdarzonych duszą istot Wieloświata odejdzie w czasie jej trwania. A to oznacza, że Grabarze mają wiele grobów do wykopania. Zatrudniliśmy więc tych zombie, którzy znali się na budowlance, żeby tymczasowo powiększyć Kostnicę. Ale, na razie wejdźcie. Zaprowadzę was do sali, gdzie otrzymacie swoje nagrody. Pytajcie, jeśli chcecie czegoś się dowiedzieć - powiedział, po czym ruszył się w stronę bramy Kostnicy.
Gdy stanęliście na bruku Sigil, kręciło wam się w głowach. Po bokach mieliście rozwalające się rudery, sypiące kawałkami tynku i starych desek. Jakiś dabus uderzał młotkiem w jedną z nich. Ciężko było ocenić, czy naprawia ją, czy wyburza. Za waszymi plecami stał monument z jasnego granitu - Nagrobek Imion. A przed wami...
Kostnica była olbrzymia. Tak gigantyczna, że natychmiast przywodziła na myśl sale w pałacu Bahamuta. Oczywiście, była od nich wciąż wielokrotnie mniejsza, ale jak na standarty Klatki, naprawdę wielka. Wysoka jak dziesięć zwykłych domów, rozlewała się na powierzchni kilku mórg. Wyglądała jakby w ciągu tygodnia wzniosło ją pięćdziesiąt pokoleń budowniczych, z których każdy budował w swoim stylu i bez porozumienia z innymi. Wysoki ostrołuki sąsiadowały z bogatymi złoceniami. Niesymetryczne kawałki opierały się na starożytych, żłobkowanych kolumnach. Całość była tak bardzo nieharmoniczna, jak to tylko wyobrażalne. Na placu przewalał się tłum, jak zwykle w Ulu, ale wszyscy jakoś dziwnie boczyli się na Kostnicę.
Czekał już na was Miedzianooki. Jego oczy pozbawione były źrenic i białek - całe, calutkie miały kolor miedzi.
- Cieszę się, że znów was widzimy. Tutaj, w Mieście Drzwi, porozumieliśmy się z innymi frakcjami. Znów kilka różnych chce wam zlecić to samo, tak jak należało się spodziewać - popatrzył na was i uchwycił wasze spojrzenia. - A tak... Ta koniunkcja planów wciąż się nie skończyła, więc mamy potwornie dużo pracy. Zdaje się, że dziesiąta część populacji inteligentnych i obdarzonych duszą istot Wieloświata odejdzie w czasie jej trwania. A to oznacza, że Grabarze mają wiele grobów do wykopania. Zatrudniliśmy więc tych zombie, którzy znali się na budowlance, żeby tymczasowo powiększyć Kostnicę. Ale, na razie wejdźcie. Zaprowadzę was do sali, gdzie otrzymacie swoje nagrody. Pytajcie, jeśli chcecie czegoś się dowiedzieć - powiedział, po czym ruszył się w stronę bramy Kostnicy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)