[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
„Panienki... Och małolaty. Gdyby nie to, że mam teraz ważniejsze sprawy, to zająłbym się wami we właściwy sposób”. Elfowi wyraźnie odpowiadało towarzystwo kobiet i widać było gołym okiem, że używał całej swojej woli, aby nie porwać już teraz jednej z nich do pokoju na górę. „Każdy ma swoje słabości”.
***
Pudełko się odezwało. Po długim czasie spędzonym na oczekiwaniu, wreszcie miało się zacząć. Ninerl zaproponowała solowe wyjście Miaulin.
- Może lepiej niech idą razem. Co ona mu powie? Ja za bardzo nie mogę wymyślić niczego. No chyba, że Miaulin faktycznie masz jakiś pomysł. Jeśli nie… Tu elf nasunął na głowę kaptur.
- Pamiętajcie, że cały czas mam was na oku. Jeden głupi ruch. Tylko jeden. Obiecuję, że nikomu tutaj nie spodoba się opcja przemiany w jeża. A moje strzały lecą prosto i celnie.W tym momencie na korytarzu rozległ się krzyk. Elf natychmiast zarzucił łuk na ramię. Dorasowi o mało oczy nie wypadły, gdy elficki oręż stopił się w mgnieniu oka z płaszczem. „Kurwa. Jeszcze tego mi tu brakowało” Gal wychylił delikatnie głowę za drzwi. Zobaczył tylko plecy uciekającej kobiety. Spojrzał na Miaulin i Dorasa.
-Róbcie, co macie robić. Po tych słowach natychmiast wyszedł z pokoju podążając na dół. „Trzeba się dowiedzieć, o co chodzi”.
„Panienki... Och małolaty. Gdyby nie to, że mam teraz ważniejsze sprawy, to zająłbym się wami we właściwy sposób”. Elfowi wyraźnie odpowiadało towarzystwo kobiet i widać było gołym okiem, że używał całej swojej woli, aby nie porwać już teraz jednej z nich do pokoju na górę. „Każdy ma swoje słabości”.
***
Pudełko się odezwało. Po długim czasie spędzonym na oczekiwaniu, wreszcie miało się zacząć. Ninerl zaproponowała solowe wyjście Miaulin.
- Może lepiej niech idą razem. Co ona mu powie? Ja za bardzo nie mogę wymyślić niczego. No chyba, że Miaulin faktycznie masz jakiś pomysł. Jeśli nie… Tu elf nasunął na głowę kaptur.
- Pamiętajcie, że cały czas mam was na oku. Jeden głupi ruch. Tylko jeden. Obiecuję, że nikomu tutaj nie spodoba się opcja przemiany w jeża. A moje strzały lecą prosto i celnie.W tym momencie na korytarzu rozległ się krzyk. Elf natychmiast zarzucił łuk na ramię. Dorasowi o mało oczy nie wypadły, gdy elficki oręż stopił się w mgnieniu oka z płaszczem. „Kurwa. Jeszcze tego mi tu brakowało” Gal wychylił delikatnie głowę za drzwi. Zobaczył tylko plecy uciekającej kobiety. Spojrzał na Miaulin i Dorasa.
-Róbcie, co macie robić. Po tych słowach natychmiast wyszedł z pokoju podążając na dół. „Trzeba się dowiedzieć, o co chodzi”.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel, Ravandil
Spotkaliście się obaj w połowie drogi na dół. Zeszliście, a raczej zbiegliście do głównej izby. Na dole panowało zamieszanie. Otoczona tłumem ciekawskich krzyczała coś dziewka służebna. Wokół niej stali gospodarze i obsługa gospody oraz mnich sigmarycki, brat Deodat, który wczoraj przyrządził rannym zioła.
- Demonog! Znaki! – krzyczała roztrzęsiona. - Ten elf co wczoraj przyjechał z nimi!
W zamieszaniu już prawie przepchnęliście się obok kłębowiska. Na widok Gala – opuchniętego z rozbitym łukiem brwiowym kilku bywalców zajazdu ryknęło śmiechem.
- To ten twój demon? – zawołał któryś trzymając się za brzuch. – Rzeczywiście straszny!
- To jego kompani! – wskazał na was brat Deodat. - Kompani demonologa! – Próbował zagrodzić wam drogę lecz Ravandil bezceremonialnie go odepchnął.
Brat Deodat, trzymając Miaulin za rękę, zwoławszy do pomocy kilku stajennych zagrodził wam drogę.
- Wiedziałem, żeście są złe nasienie – syknął do was. – Ludzie, to kompan czarnoksiężnika! Chaos, chaos w naszym zajeździe!
Korzystając z zamieszania Galavandrelowi i Miaulin udało się wyjść na zewnątrz. Na dziedzińcu fortu panował spokój. Śnieg zacinał po twarzach dwójki elfów i wiał nieprzyjemny północny wiatr. Galavandrel dobył łuku rozglądając się za Kevaronem, lecz pod faktorią handlową i wszędzie wokół było pusto. Strzelec stał z Miaulin wśród panującej zadymki śnieżnej i rozglądał się przez chwilę, kiedy skierowawszy wzrok w górę, na dachu dostrzegł jakieś poruszenie. Jakby cień zniknął za jego spadzistym załomem. Chwilę po tym do waszych uszu dotarł jakby krzyk, lecz nie byłeś tego do końca pewny.
- Dach !- krzyknęła nagle Miaulin. Szalejący wiatr niemal zagłuszał jej słowa.- Kevaron zhah pholor l' roft! Queelas! - rzuciła w eltharinie do Galavandrela i ruszyła z powrotem do budynku.
***
Tymczasem w zajeździe, otoczony pod barem Ravandil nie miał szans na podążenie za nimi a tym bardziej wyjście bocznym wyjściem. Dołączył do niego zdezorientowany i zdenerwowany Zinha. Przebywających w izbie kilku żołnierzy było również całkowicie zdezorientowanych. Nie wiedzieli czy podążyć za Miaulin i Galavandrelem czy ruszyć na górę. Ich sierżant, rozpoznawszy Ravandila jako jednego z towarzyszy Zinhy, ruszył mu w sukurs. Przepchał się przez tłum próbując się zorientować w sytuacji.
- Co się tu dzieje? Rozejść się! Ten elf jest pod opieką kapitana!
Goście gospody powstali aby mieć lepszy widok. Ze schodów zeszła zwabiona hałasem gospodarzowa. W całym tym zamieszaniu Ravandil dostrzegł, jak na piętro zajazdu wchodzi jakiś starszy, odziany w dziwne, czarne szaty mężczyzna.
Konrad
Krzyk najwyraźniej sprawił, że karczmarka odeszła bo usłyszeliście oddalające się kroki. Jedynym co pozostało w ciszy było daleka wichura i cichy oddech Diega. Tylko z dołu dobiegały przytłumione odgłosy jakiegoś gwaru i zamieszania. Świerkowe drzwi skutecznie oddzielały was od nich. W ciszy niemal nie zwróciliście uwagi na ciche tąpnięcie jakie dobiegło was z dachu. A może to był tylko wiatr...
Ciekawość jednak wzięła górę, i mimo wszystko postanowiłeś to sprawdzić. Otworzyłeś okno, w jednej chwili do pokoju wdarło się przeraźliwe zimno, wiatr i zbłąkane płatki śniegu. Wdrapałeś się powoli na dach. Przed sobą miałeś komin, z którego dobywały się kłęby białego dymu. Dach był lekko spadzisty. Jego szczyt znajdował się po lewej stronie komina, skąd opadał delikatnie w obie strony. Rozejrzałeś się w ciemnościach, wyciągnąłeś miecz, i wolno stąpając po czarnych jak smoła dachówkach ruszyłeś w stronę dymiącego komina.
Werner
Wierzchowiec stał spokojnie i nie uciekł, gdy przydusiłeś chłopaka przy akompaniamencie beczenia owiec.
- Litości, jestem tylko owczarzem! – wykrztusił. – Dostałem już koronę, od tego od konia. Umówiłem się z nim już w dzień, gdy paśliśmy stada na stoku. Dziś jest moja kolej pilnowania owiec na noc. Miałem przypilnować i zaczekać tutaj z jego koniem. On poszedł w stronę fortu, od dołu stoku. Nie wiem jak wejdzie bo brama jest zamknięta, ale miał ze sobą hak i linę... Miał się z kimś jeszcze spotkać, z jakimś facetem w dziwnych szatach... Wyglądał jak jakiś czarodziej czy coś...
Ninerl
Zostawiłaś Dorasa samego w izbie i wyjrzałaś przez okno. Wydawało Ci się jakby ktoś przed momentem chodził po dachu. Gzyms był szeroki, przynajmniej na tyle by postawić nań stopę. Mur zaś pełen dziur i wypustek. Powinnaś bez problemu okrążyć wieżę i dostać się na dach. Który był zresztą na tej samej kondygnacji. Zarzuciłaś łuk na plecy i wyszłaś na zewnątrz. Ostrożnie idąc po gzymsie okrążyłaś wieżę od zewnętrznej strony fortu. Za twoimi plecami powiewały na wietrze drzewa, sypał gęsty śnieg przesłaniając nieco widoczność. Gdy już byłaś tuż nad dachem dosłyszłaś jakby znajomy klekot pudełka. Dobiegał z izby, którą opuściłaś. Próbowałaś się cofnąć aby dosłyszeć lepiej i o mało nie straciłaś równowagi. Ratując się przed upadkiem zeskoczyłaś na dach.
Ninerl i Konrad
Dostrzegli się jednocześnie. Konrad miał szeroko otwarte oczy, jakby zobaczył ducha. Przez chwilę stali obydwoje nachyleni, by utrzymać równowagę na spadzistych, smoliście czarnych, pokrytych sadzą dachówkach. Wiatr łopotał szatą sigmaryty i rozwiewał włosy Ninerl. Obok nich biało dymił komin i sypał gęsty śnieg. Oczy chłopaka błyszczały w jego cieniu. Banitka podniosła się, odwróciła wzrok od Konrada i szeroko otworzyła oczy. Zza załomu dachu wyszedł Kevaron.
Boveńczyk podążył za jej wzrokiem, natrafił jednak tylko na komin. Przyśpieszając do przodu, w ciągu sekundy, która zdała się wiecznością, mógł tylko obserwować pojedynek dwojga łuczników. Ninerl niczym w zwolnionym tempie sięgnęła po łuk i strzały. Jednak Kevaron był szybszy. Lecz przede wszystkim trzymał łuk w ręce a ona na plecach. Elfka nie zważając na nierówne szanse nakładała już strzałę na cięciwę, gdy dostrzegła lecącą ku sobie strzałę przeciwnika. W ostatniej chwili, już wiedząc, że nie zdąży, zanurkowała w bok. Konrad wyszedł właśnie zza komina by zobaczyć jak dosięga ją pocisk. Strzała przecięła materiał i zagłębiła w biodro, na skraju miednicy. Dziewczyna upuściła łuk i strzałę, otworzyła szeroko oczy i usta. Dobył się z nich tylko słaby, stłumiony krzyk. Włosy zafalowały na wietrze. Równocześnie jej stopy poślizgnęły się na śliskich dachówkach. W mgnieniu oka Ninerl runęła w dół pochyłości zatrzymując się na gzymsie dachu.
Konrad patrzył jak Ninerl ze strzałą w lędźwiach, leci ku przepaści. Piętnaście metrów dalej widział Kevarona - wysokiego, potężnie zbudowanego mężczyznę, na szczycie dachu, z rozwianymi, czarnymi włosami, idącego ku nim i nakładającego kolejną strzałę. Zachwiał nim powiew wiatru. Musiał wybierać.
Spotkaliście się obaj w połowie drogi na dół. Zeszliście, a raczej zbiegliście do głównej izby. Na dole panowało zamieszanie. Otoczona tłumem ciekawskich krzyczała coś dziewka służebna. Wokół niej stali gospodarze i obsługa gospody oraz mnich sigmarycki, brat Deodat, który wczoraj przyrządził rannym zioła.
- Demonog! Znaki! – krzyczała roztrzęsiona. - Ten elf co wczoraj przyjechał z nimi!
W zamieszaniu już prawie przepchnęliście się obok kłębowiska. Na widok Gala – opuchniętego z rozbitym łukiem brwiowym kilku bywalców zajazdu ryknęło śmiechem.
- To ten twój demon? – zawołał któryś trzymając się za brzuch. – Rzeczywiście straszny!
- To jego kompani! – wskazał na was brat Deodat. - Kompani demonologa! – Próbował zagrodzić wam drogę lecz Ravandil bezceremonialnie go odepchnął.
Brat Deodat, trzymając Miaulin za rękę, zwoławszy do pomocy kilku stajennych zagrodził wam drogę.
- Wiedziałem, żeście są złe nasienie – syknął do was. – Ludzie, to kompan czarnoksiężnika! Chaos, chaos w naszym zajeździe!
Korzystając z zamieszania Galavandrelowi i Miaulin udało się wyjść na zewnątrz. Na dziedzińcu fortu panował spokój. Śnieg zacinał po twarzach dwójki elfów i wiał nieprzyjemny północny wiatr. Galavandrel dobył łuku rozglądając się za Kevaronem, lecz pod faktorią handlową i wszędzie wokół było pusto. Strzelec stał z Miaulin wśród panującej zadymki śnieżnej i rozglądał się przez chwilę, kiedy skierowawszy wzrok w górę, na dachu dostrzegł jakieś poruszenie. Jakby cień zniknął za jego spadzistym załomem. Chwilę po tym do waszych uszu dotarł jakby krzyk, lecz nie byłeś tego do końca pewny.
- Dach !- krzyknęła nagle Miaulin. Szalejący wiatr niemal zagłuszał jej słowa.- Kevaron zhah pholor l' roft! Queelas! - rzuciła w eltharinie do Galavandrela i ruszyła z powrotem do budynku.
***
Tymczasem w zajeździe, otoczony pod barem Ravandil nie miał szans na podążenie za nimi a tym bardziej wyjście bocznym wyjściem. Dołączył do niego zdezorientowany i zdenerwowany Zinha. Przebywających w izbie kilku żołnierzy było również całkowicie zdezorientowanych. Nie wiedzieli czy podążyć za Miaulin i Galavandrelem czy ruszyć na górę. Ich sierżant, rozpoznawszy Ravandila jako jednego z towarzyszy Zinhy, ruszył mu w sukurs. Przepchał się przez tłum próbując się zorientować w sytuacji.
- Co się tu dzieje? Rozejść się! Ten elf jest pod opieką kapitana!
Goście gospody powstali aby mieć lepszy widok. Ze schodów zeszła zwabiona hałasem gospodarzowa. W całym tym zamieszaniu Ravandil dostrzegł, jak na piętro zajazdu wchodzi jakiś starszy, odziany w dziwne, czarne szaty mężczyzna.
Konrad
Krzyk najwyraźniej sprawił, że karczmarka odeszła bo usłyszeliście oddalające się kroki. Jedynym co pozostało w ciszy było daleka wichura i cichy oddech Diega. Tylko z dołu dobiegały przytłumione odgłosy jakiegoś gwaru i zamieszania. Świerkowe drzwi skutecznie oddzielały was od nich. W ciszy niemal nie zwróciliście uwagi na ciche tąpnięcie jakie dobiegło was z dachu. A może to był tylko wiatr...
Ciekawość jednak wzięła górę, i mimo wszystko postanowiłeś to sprawdzić. Otworzyłeś okno, w jednej chwili do pokoju wdarło się przeraźliwe zimno, wiatr i zbłąkane płatki śniegu. Wdrapałeś się powoli na dach. Przed sobą miałeś komin, z którego dobywały się kłęby białego dymu. Dach był lekko spadzisty. Jego szczyt znajdował się po lewej stronie komina, skąd opadał delikatnie w obie strony. Rozejrzałeś się w ciemnościach, wyciągnąłeś miecz, i wolno stąpając po czarnych jak smoła dachówkach ruszyłeś w stronę dymiącego komina.
Werner
Wierzchowiec stał spokojnie i nie uciekł, gdy przydusiłeś chłopaka przy akompaniamencie beczenia owiec.
- Litości, jestem tylko owczarzem! – wykrztusił. – Dostałem już koronę, od tego od konia. Umówiłem się z nim już w dzień, gdy paśliśmy stada na stoku. Dziś jest moja kolej pilnowania owiec na noc. Miałem przypilnować i zaczekać tutaj z jego koniem. On poszedł w stronę fortu, od dołu stoku. Nie wiem jak wejdzie bo brama jest zamknięta, ale miał ze sobą hak i linę... Miał się z kimś jeszcze spotkać, z jakimś facetem w dziwnych szatach... Wyglądał jak jakiś czarodziej czy coś...
Ninerl
Zostawiłaś Dorasa samego w izbie i wyjrzałaś przez okno. Wydawało Ci się jakby ktoś przed momentem chodził po dachu. Gzyms był szeroki, przynajmniej na tyle by postawić nań stopę. Mur zaś pełen dziur i wypustek. Powinnaś bez problemu okrążyć wieżę i dostać się na dach. Który był zresztą na tej samej kondygnacji. Zarzuciłaś łuk na plecy i wyszłaś na zewnątrz. Ostrożnie idąc po gzymsie okrążyłaś wieżę od zewnętrznej strony fortu. Za twoimi plecami powiewały na wietrze drzewa, sypał gęsty śnieg przesłaniając nieco widoczność. Gdy już byłaś tuż nad dachem dosłyszłaś jakby znajomy klekot pudełka. Dobiegał z izby, którą opuściłaś. Próbowałaś się cofnąć aby dosłyszeć lepiej i o mało nie straciłaś równowagi. Ratując się przed upadkiem zeskoczyłaś na dach.
Ninerl i Konrad
Dostrzegli się jednocześnie. Konrad miał szeroko otwarte oczy, jakby zobaczył ducha. Przez chwilę stali obydwoje nachyleni, by utrzymać równowagę na spadzistych, smoliście czarnych, pokrytych sadzą dachówkach. Wiatr łopotał szatą sigmaryty i rozwiewał włosy Ninerl. Obok nich biało dymił komin i sypał gęsty śnieg. Oczy chłopaka błyszczały w jego cieniu. Banitka podniosła się, odwróciła wzrok od Konrada i szeroko otworzyła oczy. Zza załomu dachu wyszedł Kevaron.
Boveńczyk podążył za jej wzrokiem, natrafił jednak tylko na komin. Przyśpieszając do przodu, w ciągu sekundy, która zdała się wiecznością, mógł tylko obserwować pojedynek dwojga łuczników. Ninerl niczym w zwolnionym tempie sięgnęła po łuk i strzały. Jednak Kevaron był szybszy. Lecz przede wszystkim trzymał łuk w ręce a ona na plecach. Elfka nie zważając na nierówne szanse nakładała już strzałę na cięciwę, gdy dostrzegła lecącą ku sobie strzałę przeciwnika. W ostatniej chwili, już wiedząc, że nie zdąży, zanurkowała w bok. Konrad wyszedł właśnie zza komina by zobaczyć jak dosięga ją pocisk. Strzała przecięła materiał i zagłębiła w biodro, na skraju miednicy. Dziewczyna upuściła łuk i strzałę, otworzyła szeroko oczy i usta. Dobył się z nich tylko słaby, stłumiony krzyk. Włosy zafalowały na wietrze. Równocześnie jej stopy poślizgnęły się na śliskich dachówkach. W mgnieniu oka Ninerl runęła w dół pochyłości zatrzymując się na gzymsie dachu.
Konrad patrzył jak Ninerl ze strzałą w lędźwiach, leci ku przepaści. Piętnaście metrów dalej widział Kevarona - wysokiego, potężnie zbudowanego mężczyznę, na szczycie dachu, z rozwianymi, czarnymi włosami, idącego ku nim i nakładającego kolejną strzałę. Zachwiał nim powiew wiatru. Musiał wybierać.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Nie było powodu, aby nie wierzyć chłopakowi. Zwolnił uścisk i powstał, szturchając koronę, którą na niego rzucił.
- Bierz, twoje. Tylko cicho siedź i już cię tu nie ma, byle dalej. I tam, w drugą stronę, nie do fortu, nie chcę cię tu widzieć. Koń tu postoi.
Najemnik obejrzał konia zabójcy, jednocześnie zastanawiając się co dalej zrobić. Opodal Diega znajdowała się masa obrońców, a z ich uzbrojeniem i wiedzą na temat zamiarów i zdolności zabójcy powinni go położyć trupem z dystansu, karmiąc strzałami. Druga sprawa, że chłopak powiedział coś o drugim mężczyźnie, więc Kevaron nie mógł być sam. Dziwne szaty o których wspomniał mogły świadczyć o tym, że mógł to być jakiś mag albo czarownik. Możliwe że ten sam który namalował pentagram na strychu południowej wieży i wprowadził Ravandila, Ninerl i Konrada w tak dziwny stan. Ale to były jedynie przypuszczenia. Jeśli okażą się prawdą, to reszta drużyny może mieć problemy.
Najemnik zaklął szpetnie i ruszył w kierunku zajazdu. Śnieg miło ciął go po twarzy - Wern uwielbiał taką pogodę i nie zwracał nawet uwagi na przeszywający wiatr. Grube, białe wilcze futro zapewniało dobrą ochronę. Zmarszczył brwi i niesiony zapałem do walki w jednej chwili dobył miecz i przyspieszył kroku prowadząc Gevaudana za uzdę.
Nie było powodu, aby nie wierzyć chłopakowi. Zwolnił uścisk i powstał, szturchając koronę, którą na niego rzucił.
- Bierz, twoje. Tylko cicho siedź i już cię tu nie ma, byle dalej. I tam, w drugą stronę, nie do fortu, nie chcę cię tu widzieć. Koń tu postoi.
Najemnik obejrzał konia zabójcy, jednocześnie zastanawiając się co dalej zrobić. Opodal Diega znajdowała się masa obrońców, a z ich uzbrojeniem i wiedzą na temat zamiarów i zdolności zabójcy powinni go położyć trupem z dystansu, karmiąc strzałami. Druga sprawa, że chłopak powiedział coś o drugim mężczyźnie, więc Kevaron nie mógł być sam. Dziwne szaty o których wspomniał mogły świadczyć o tym, że mógł to być jakiś mag albo czarownik. Możliwe że ten sam który namalował pentagram na strychu południowej wieży i wprowadził Ravandila, Ninerl i Konrada w tak dziwny stan. Ale to były jedynie przypuszczenia. Jeśli okażą się prawdą, to reszta drużyny może mieć problemy.
Najemnik zaklął szpetnie i ruszył w kierunku zajazdu. Śnieg miło ciął go po twarzy - Wern uwielbiał taką pogodę i nie zwracał nawet uwagi na przeszywający wiatr. Grube, białe wilcze futro zapewniało dobrą ochronę. Zmarszczył brwi i niesiony zapałem do walki w jednej chwili dobył miecz i przyspieszył kroku prowadząc Gevaudana za uzdę.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Elf nie zwracał uwagi na tłum. Ludzie w karczmie najwyraźniej ubzdurali sobie jakieś głupoty. Nie było na to czasu w tej chwili. „Kevaron, to priorytet”. Gal i Miaulin wyszli z karczmy. Chłodny wiatr owiewał twarz elfa, na policzkach szybko pojawiły się rumieńce. Na szczęście płaszcz był ciepły i dawał całkiem dobrą ochronę. Strzelec zaczął przeczesywać teren wzrokiem, ale pomimo usilnych starań, nie mógł dostrzec Kevarona. Na szczęście, co dwie pary elfickich oczu, to nie jedna. Miaulin zauważyła Kevarona na dachu i ruszyła z powrotem do karczmy. Szybciej, niż można było zauważyć, Gal chwycił ją za przedramię. Elfka spojrzała na strzelca. Jego wyraz twarzy był bardzo wymowny. Ciemnozielone oczy płonęły, twarz była skupiona jak nigdy. Elf szybko wchodził w bitewny trans.
- Poinformuj o Kevaronie Zinhę, Ravandila i Ninerl, a następnie zamknijcie się w naszym pokoju. Nie mieszaj się do tego. Nie zbliżaj się do pokoju Diega. Pojęłaś?
Nie zważając nawet na jej odpowiedź, zdjął z pleców łuk i założył nań strzałę. „Teraz sobie postrzelamy do kominiarzy. Chodź tu, ty prosiaku chędożony”. Ze spokojem na twarzy elf zaczął ostrożnie obchodzić budynek. Wypatrywał Kevarona na dachu, jednocześnie, co jakiś czas sprawdzając teren wokół siebie.
Elf nie zwracał uwagi na tłum. Ludzie w karczmie najwyraźniej ubzdurali sobie jakieś głupoty. Nie było na to czasu w tej chwili. „Kevaron, to priorytet”. Gal i Miaulin wyszli z karczmy. Chłodny wiatr owiewał twarz elfa, na policzkach szybko pojawiły się rumieńce. Na szczęście płaszcz był ciepły i dawał całkiem dobrą ochronę. Strzelec zaczął przeczesywać teren wzrokiem, ale pomimo usilnych starań, nie mógł dostrzec Kevarona. Na szczęście, co dwie pary elfickich oczu, to nie jedna. Miaulin zauważyła Kevarona na dachu i ruszyła z powrotem do karczmy. Szybciej, niż można było zauważyć, Gal chwycił ją za przedramię. Elfka spojrzała na strzelca. Jego wyraz twarzy był bardzo wymowny. Ciemnozielone oczy płonęły, twarz była skupiona jak nigdy. Elf szybko wchodził w bitewny trans.
- Poinformuj o Kevaronie Zinhę, Ravandila i Ninerl, a następnie zamknijcie się w naszym pokoju. Nie mieszaj się do tego. Nie zbliżaj się do pokoju Diega. Pojęłaś?
Nie zważając nawet na jej odpowiedź, zdjął z pleców łuk i założył nań strzałę. „Teraz sobie postrzelamy do kominiarzy. Chodź tu, ty prosiaku chędożony”. Ze spokojem na twarzy elf zaczął ostrożnie obchodzić budynek. Wypatrywał Kevarona na dachu, jednocześnie, co jakiś czas sprawdzając teren wokół siebie.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
W pośpiechu udał się na dół, a połowie drogi natykając się na Galavandrela. Oboje zbiegli na dół, gdzie powoli zaczęło się robić zamieszanie. Dziewka krzyczała cała roztrzęsiona. "Zamknij się wreszcie" pomyślał elf. "Pora opuścić towarzystwo". Podczas przepychania się do wyjścia brat Deodat zagrodził mu drogę, ale zdrowa ręka była na tyle silna, by go odepchnąć. Jednak tłum gęstniał w i w końcu uparty braciszek z grupką mężczyzn zagrodzili mu drogę. Ravandil nieco skonfudowany rozejrzał się. Najwyraźniej Galavadrel i Miaulin zdołali się wymknąć... Jemu już raczej się to nie uda.
Wkrótce Ravandil, jak zresztą można było się spodziewać, został otoczony. Po chwili nie wiadomo skąd pojawił się Zinha, widocznie zaskoczony i zdezorientowany nie mniej od elfa. Sytuacja wyglądała by krucho, gdyby z pomocą nie przyszedł im sierżant. -Uff- westchnął cicho z wyraźną ulgą. Kątem oka jeszcze dostrzegł jeszcze, jak na górę wchodzi jakiś starszy, podejrzanie ubrany mężczyzna. Modelowy wręcz kultysta albo inny czarnoksiężnik.
Gdy gwar trochę ucichnął Ravandil zwrócił się do sierżanta -Dobrze, że pan się zjawił... Ci ludzie ubzdurali sobie, że jestem jakimś demonologiem albo kto wie czym... Jakiś dowcipniś wymalował mi pentagram koło łóżka, kiedy spałem.- elf zawiesił na chwilę głos i spojrzał w oczy sierżantowi -W tej gospodzie dzieją się dziwne rzeczy, już widzieliśmy wcześniej coś podobnego... A czy wyglądam na demonologa? Nie wydaje mi się, więc może niech ci ludzie rozejdą się do swoich zajęć- spojrzał badawczo na rozmówcę. Chciał mieć tych ludzi z głowy, ten miłośnik czarnych szat wydał się bardzo intrygujący...
W pośpiechu udał się na dół, a połowie drogi natykając się na Galavandrela. Oboje zbiegli na dół, gdzie powoli zaczęło się robić zamieszanie. Dziewka krzyczała cała roztrzęsiona. "Zamknij się wreszcie" pomyślał elf. "Pora opuścić towarzystwo". Podczas przepychania się do wyjścia brat Deodat zagrodził mu drogę, ale zdrowa ręka była na tyle silna, by go odepchnąć. Jednak tłum gęstniał w i w końcu uparty braciszek z grupką mężczyzn zagrodzili mu drogę. Ravandil nieco skonfudowany rozejrzał się. Najwyraźniej Galavadrel i Miaulin zdołali się wymknąć... Jemu już raczej się to nie uda.
Wkrótce Ravandil, jak zresztą można było się spodziewać, został otoczony. Po chwili nie wiadomo skąd pojawił się Zinha, widocznie zaskoczony i zdezorientowany nie mniej od elfa. Sytuacja wyglądała by krucho, gdyby z pomocą nie przyszedł im sierżant. -Uff- westchnął cicho z wyraźną ulgą. Kątem oka jeszcze dostrzegł jeszcze, jak na górę wchodzi jakiś starszy, podejrzanie ubrany mężczyzna. Modelowy wręcz kultysta albo inny czarnoksiężnik.
Gdy gwar trochę ucichnął Ravandil zwrócił się do sierżanta -Dobrze, że pan się zjawił... Ci ludzie ubzdurali sobie, że jestem jakimś demonologiem albo kto wie czym... Jakiś dowcipniś wymalował mi pentagram koło łóżka, kiedy spałem.- elf zawiesił na chwilę głos i spojrzał w oczy sierżantowi -W tej gospodzie dzieją się dziwne rzeczy, już widzieliśmy wcześniej coś podobnego... A czy wyglądam na demonologa? Nie wydaje mi się, więc może niech ci ludzie rozejdą się do swoich zajęć- spojrzał badawczo na rozmówcę. Chciał mieć tych ludzi z głowy, ten miłośnik czarnych szat wydał się bardzo intrygujący...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Cała sytuacja na dachu zdarzyła się zdecydowanie za szybko jak na osłabione zmysły akolity. Strzeleczki pojedynek Ninerl i Kevarona trwał zaledwie sekundę, kilka następnych Konrad musiał poświęcić na ocenę całego tego bałaganu, podjęcie decyzji co zrobić dalej. A nie była ona łatwa.
Z jednej strony Kevaron: cel numer jeden dzisiejszej nocy. Był teraz na wyciągnięcie ręki. Tyle tylko, że śliskie dachówki i pogoda skutecznie utrudniały tą prozaiczną czynność. Jakby tego było mało trzeba jeszcze dodać fakt, że zabójca był znacznie lepszym szermierzem, co już raz udowodnił aż za dobrze, zbyt wyraźnie. Nie powiedziane z kolei, że on chce w ogóle walczyć. Może od razu wskoczy do pokoju z Diegiem, by wykonać swój cel, co będzie błachostką, jeśli będą tam tylko Ludovic i kobiety. Jedynym sposobem na powstrzymanie go była właśnie walka.
Z drugiej strony Ninerl, zwisająca obecnie z gzymsu. Akolicie zawsze wydawała się dość lekką osobą, więc tak szybko spaść nie powinna. Z kolei nawet jakby nawet ją uratował, ignorując Kevarona, nie powiedziane, że ona już nie żyje. Wtedy cały plan by wziął w łeb, cała ochrona Diega poszłaby na marne.
Naprawdę, zbyt duża odpowiedzialność ciążyła teraz na akolicie. Zbyt wiele ryzykował, a za ryzykiem właśnie nie za bardzo przepadał. Ostatecznie sprawę rozwiązał w następujący sposób...
ZłODZIEJ!!! MORDERCA!!! NA POMOC, LUDZIE!!! - darł się na cały głos, mimo wiatru, który pewnie zagłuszał dość sporo. Miał jednak nadzieję, że chociaż Ludovic usłyszał wołanie. I że zrobi cokolwiek. Konrad z kolei z mieczem w dłoni zmierzał ostrożnie ku Kevaronowi, jednak na tyle szybko, by ten nie zdążył oddać strzału.
MASZ PEWIEN DłUG GNOJKU! PRZYSZłA PORA GO SPłACIć! - wykrzyczał do niego, jednocześnie rozpoczynając swój najtrudniejszy pojedynek w życiu. Sigmarze chroń, byle tylko nie ostatni!
Cała sytuacja na dachu zdarzyła się zdecydowanie za szybko jak na osłabione zmysły akolity. Strzeleczki pojedynek Ninerl i Kevarona trwał zaledwie sekundę, kilka następnych Konrad musiał poświęcić na ocenę całego tego bałaganu, podjęcie decyzji co zrobić dalej. A nie była ona łatwa.
Z jednej strony Kevaron: cel numer jeden dzisiejszej nocy. Był teraz na wyciągnięcie ręki. Tyle tylko, że śliskie dachówki i pogoda skutecznie utrudniały tą prozaiczną czynność. Jakby tego było mało trzeba jeszcze dodać fakt, że zabójca był znacznie lepszym szermierzem, co już raz udowodnił aż za dobrze, zbyt wyraźnie. Nie powiedziane z kolei, że on chce w ogóle walczyć. Może od razu wskoczy do pokoju z Diegiem, by wykonać swój cel, co będzie błachostką, jeśli będą tam tylko Ludovic i kobiety. Jedynym sposobem na powstrzymanie go była właśnie walka.
Z drugiej strony Ninerl, zwisająca obecnie z gzymsu. Akolicie zawsze wydawała się dość lekką osobą, więc tak szybko spaść nie powinna. Z kolei nawet jakby nawet ją uratował, ignorując Kevarona, nie powiedziane, że ona już nie żyje. Wtedy cały plan by wziął w łeb, cała ochrona Diega poszłaby na marne.
Naprawdę, zbyt duża odpowiedzialność ciążyła teraz na akolicie. Zbyt wiele ryzykował, a za ryzykiem właśnie nie za bardzo przepadał. Ostatecznie sprawę rozwiązał w następujący sposób...
ZłODZIEJ!!! MORDERCA!!! NA POMOC, LUDZIE!!! - darł się na cały głos, mimo wiatru, który pewnie zagłuszał dość sporo. Miał jednak nadzieję, że chociaż Ludovic usłyszał wołanie. I że zrobi cokolwiek. Konrad z kolei z mieczem w dłoni zmierzał ostrożnie ku Kevaronowi, jednak na tyle szybko, by ten nie zdążył oddać strzału.
MASZ PEWIEN DłUG GNOJKU! PRZYSZłA PORA GO SPłACIć! - wykrzyczał do niego, jednocześnie rozpoczynając swój najtrudniejszy pojedynek w życiu. Sigmarze chroń, byle tylko nie ostatni!
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Ninerl czekała cierpliwie, gdy nagle wydało się jej, że ktoś chodzi po dachu. "Niech to szlag! Zapomnieliśmy o dachach".
Zwróciła sie do kupca:
- Panie Doras, proponuję, by pan tu chwilę poczekał. Prosze nie dotykać pudełka- dodała z naciskiem w głosie. - Zaraz wracam.- wyszła przez okno. "Jeśli chce nas zdradzić , to może zrobić to teraz. Może nawet go przyłapię, gdy już sprawdzę ten dach".
Śnieg i mrok nie ułatwiał zadania. Ninerl, cicho klnąc pod nosem, szła powoli po gzymsie, starajac się nie spać. Nagle coś przykuło jej uwagę. Dźwięk był znajomy i dobiegał z izby Dorasa. "Aha." uśmiechnęła się do siebie. "No to teraz uważaj, kupczyku".
Postawiła źle nogę i pośliźnęła się. Noga zapulsowała bólem. Udało się jej zeskoczyc na dach. Przez chwilę trzymała się mocno dachu i czuła jak serce niemal wali jej po żebrach. Cała aż się spociła z nerwów. "Ale by było. Gdybym spadła. Brr" wzdrygnęła się. Rozejrzała się w około- gdzie jej właściciel tej pary stóp, które chyba przemierzały dach?
Ku swojemu zdumieniu dostrzegła Konrada.
- Co tu robisz? Czemu nie pilnujesz Diega?- powiedziała, starajac się zagłuszyć wiatr. Podniosła się na nogi.
Zanim Konrad zdążył jej coś odpowiedzieć, Ninerl coś tknęło. Odwróciła się i ku swojemu zdumieniu ujrzała ... bandytę. Pierwszą jej myślą było zdjęcie łuku z pleców i wymierzenie w człowieka. Ku swojemu przerażeniu spotrzegła, że on już ma go w rękach i już naciąga cięciwę.
- Konradzie, uważaj! Ma łuk- zdążyła powiedzieć, gdy zauważyła lecącą strzałę. Rzuciła się w bok, przez chwilę mając nadzieję, że się jej uda. Nie udało się... Strzął ze świstem wbiła się w jej ciało. Ninerl zawyła z bólu, upuszczając łuk. Ból rozgorzał jak ogień, odruchowo chwyciła za bok. Nagle rozjechały się jej stopy i zaczęła spadać. Obijając się o dachówki, jęcząc przy kazdym uderzeniu, zatrzymała się na gzymsie. Jedną ręką kurczowo chwyciła się dachu.
Uderzenie zaparło jej dech. Z oczu dziewczyny pociekły łzy- była całkowicie bezradna. Stłumiła szloch i zastygła w bezruchu.
Palce dłoni, zacisnietej na strzale zrobiły się mokre. Zraniona noga kłuła, a bok niemal płonął. Czuła wilgoć na policzkach. "Umieram" pomyślała. "Umieram. Sama... Sama... Sama." Przy każdym słowie zimne krople ściekały jej po twarzy. Zaczynało się jej robić zimno...
Przerażenie, muskając lodowatymi palcami umysł, zaczynało mrozić ją w środku...
"Ravandil... Ravandil.. proszę..." słowa mignęły w jej umyśle...
Ninerl czekała cierpliwie, gdy nagle wydało się jej, że ktoś chodzi po dachu. "Niech to szlag! Zapomnieliśmy o dachach".
Zwróciła sie do kupca:
- Panie Doras, proponuję, by pan tu chwilę poczekał. Prosze nie dotykać pudełka- dodała z naciskiem w głosie. - Zaraz wracam.- wyszła przez okno. "Jeśli chce nas zdradzić , to może zrobić to teraz. Może nawet go przyłapię, gdy już sprawdzę ten dach".
Śnieg i mrok nie ułatwiał zadania. Ninerl, cicho klnąc pod nosem, szła powoli po gzymsie, starajac się nie spać. Nagle coś przykuło jej uwagę. Dźwięk był znajomy i dobiegał z izby Dorasa. "Aha." uśmiechnęła się do siebie. "No to teraz uważaj, kupczyku".
Postawiła źle nogę i pośliźnęła się. Noga zapulsowała bólem. Udało się jej zeskoczyc na dach. Przez chwilę trzymała się mocno dachu i czuła jak serce niemal wali jej po żebrach. Cała aż się spociła z nerwów. "Ale by było. Gdybym spadła. Brr" wzdrygnęła się. Rozejrzała się w około- gdzie jej właściciel tej pary stóp, które chyba przemierzały dach?
Ku swojemu zdumieniu dostrzegła Konrada.
- Co tu robisz? Czemu nie pilnujesz Diega?- powiedziała, starajac się zagłuszyć wiatr. Podniosła się na nogi.
Zanim Konrad zdążył jej coś odpowiedzieć, Ninerl coś tknęło. Odwróciła się i ku swojemu zdumieniu ujrzała ... bandytę. Pierwszą jej myślą było zdjęcie łuku z pleców i wymierzenie w człowieka. Ku swojemu przerażeniu spotrzegła, że on już ma go w rękach i już naciąga cięciwę.
- Konradzie, uważaj! Ma łuk- zdążyła powiedzieć, gdy zauważyła lecącą strzałę. Rzuciła się w bok, przez chwilę mając nadzieję, że się jej uda. Nie udało się... Strzął ze świstem wbiła się w jej ciało. Ninerl zawyła z bólu, upuszczając łuk. Ból rozgorzał jak ogień, odruchowo chwyciła za bok. Nagle rozjechały się jej stopy i zaczęła spadać. Obijając się o dachówki, jęcząc przy kazdym uderzeniu, zatrzymała się na gzymsie. Jedną ręką kurczowo chwyciła się dachu.
Uderzenie zaparło jej dech. Z oczu dziewczyny pociekły łzy- była całkowicie bezradna. Stłumiła szloch i zastygła w bezruchu.
Palce dłoni, zacisnietej na strzale zrobiły się mokre. Zraniona noga kłuła, a bok niemal płonął. Czuła wilgoć na policzkach. "Umieram" pomyślała. "Umieram. Sama... Sama... Sama." Przy każdym słowie zimne krople ściekały jej po twarzy. Zaczynało się jej robić zimno...
Przerażenie, muskając lodowatymi palcami umysł, zaczynało mrozić ją w środku...
"Ravandil... Ravandil.. proszę..." słowa mignęły w jej umyśle...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl, Konrad
Banitka leciała ku mrocznej przepaści. Z biodra, nasączając szatę czerwienią, sterczały pióra strzały. Ninerl runęła na krawędź dachu, łamiąc przy upadku drzewce. Gdy spadała, poruszony w ranie grot rozlał się po ciele paraliżującym bólem. Lecz błyskawiczny refleks i lata szkolenia zrobiły swoje. W ostatniej chwili dziewczyna wydobyła zza pasa nóż i ze wszystkich sił wbiła go między dachówki. Trafiła cudem, wszystko działo się błyskawicznie. Ostrze weszło głęboko między blachy. Trzymając się kurczowo, modliła się gorąco aby nie puściło. Szarpnęło nią gdy zawisła na nożu. Odbiła się od ściany zajazdu, gdy jej łuk i strzały spadały na dół. Naprężona ręka pulsowała bólem. To się nazywa postawić sprawy na ostrzu noża.
W dole kołysała się ciemność, ziemia i ból. Śnieg zacinał nieprzyjemnie.
Przez krótki moment, kiedy przeszyła ją fala bólu, Ninerl myślała, że spadnie. Jednak odbiła się od ściany i zamachnęła drugą ręką, chwytając oburącz rękojeść. Mając teraz oczy na poziomie dachu widziała pojedynek między Kevaronem a Konradem.
Wołań Konrada nikt nie usłyszał. Wiatr był tak silny że zagłuszał dosłownie wszystko. Miało to też swoje dobre strony. Wystrzelona przez Kevarona strzała zeszła z toru i rykoszetując od muru wieży przeleciała obok Ninerl. Nagły podmuch wiatru zachwiał złoczyńcą a ten puścił łuk szorując po spadziźnie, pchany ku krawędzi. Chwycił się wreszcie dachówek i zawisł na gzymsie. Łuk stoczył się z dachu.
Porwane wiatrem odleciały też poluzowane dachówki, niczym stado zrywających się do lotu ptaków. Kilka z nich, te za którymi zaklinował się nóż Ninerl zaczęła się poruszać, obsypując elfkę chmurą niesionej przez wiatr sadzy i śniegu. Dziewczyna próbowała się podciągnąć, znaleźć jakiś inny punkt oparcia, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. Poza tym z zimna powoli nie czuła dłoni. Na szczęście chłopak nie zapomniał o niej. Widząc że Kevaron jest chwilowo unieruchomiony Konrad podbiegł do krawędzi i chwycił Ninerl za dłonie. I tu pojawił się problem. Kolejny podmuch wiatru zachwiał akolitą. Banitka robiła co mogła szukając i odpychając się od dziur w ścianie nogami, lecz oboje byli bardziej niż sukcesu bliscy upadku. Boveńczyk kurczowo trzymając siebie i dziewczynę jedną ręką próbował ją podciągnąć jednak noga ześlizgnęła mu się z dachówki i trzymając Ninerl za dłoń oboje runęli z dachu. Spadł i Kevaron próbujący wgramolić się z powrotem na spadzisty dach. Cała trójka upadła na zostawiony przez kogoś na tyłach gospody wóz przykryty jakąś plandeką. Co na nim było, nie mogliście rozstrzygnąć, w każdym razie wylądowaliście dość miękko. Ninerl leżąc na Konradzie oddychała ciężko i probowała z niego zejść, kilka metrów dalej oszołomiony Kevaron podnosił się na równe nogi. Nagle usłyszeli kobiecy okrzyk:
- Hej! Kevaron!
Tuż za bandytą stała Miaulin. Kevaron złorzecząc coś pod nosem zmierzał ku podnoszącym się z trudem Konradowi i Ninerl z dobytym mieczem. Rozproszony okrzykiem elfki zatrzymał się i odwrócił. Szybko niczym błyskawica rzucił się w jej kierunku. Zobaczywszy zabójcę Oka tuż obok siebie Miaulin zerwała się do ucieczki lecz Kevaron chwycił ją za dłoń.
- Zdrajczyni! – wysyczał spod rozwianych włosów, dobywając miecza. – Poderżnę ci gardło a potem twemu ukochanemu!
Jednym susem dopadł do niej i błyskawicznym ruchem wykręcił jej dłoń. Drugą dłonią chwycił i brutalnie pociągnął ją za włosy. Miaulin krzyknęła i zamilkła w przerażeniu gdy miecz zabójcy znalazł się przy jej szyi.
Konrad pomógł Ninerl wstać. Oboje byli wykończeni, banitka krwawiła coraz mocniej. Miecz akolity leżał dwa metry od wozu na który spadli. Nagle ich uwagę zwrócił hałas z drugiej strony gospody, z pomiędzy wież. Zza załomu budynku ukazała wam się znana postać. Był to Galavandrel. Z zasępieniem na twarzy patrzył w stronę zabójcy. W dłoni dzierżył naciągnięty łuk, wymierzony wprost w Kevarona.
- Rzuć broń elfie!! – krzyknął przez wiatr Kevaron. – bo poderżnę jej gardło! – jego miecz musnął ją, kalecząc lekko w szyję. – I ty łysy nie próbuj żadnych sztuczek! - warknął do Konrada. - Zabierajcie się stąd, ale już. Liczę do pięciu...raz!
Galavandrel
Miaulin obdarowała cię nieprzyjemnym spojrzeniem, z którego wywnioskowałeś, że nie zamierza cię słuchać. Wbiegłeś więc do głównej sali by poinformować swych towarzyszy o odkryciu. Tłum zdążył się uspokoić. Dostrzegłeś przy barze Ravandila z Zinhą.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu! – krzyknąłeś do nich i pobiegłeś na schody.
- Idę z tobą – zawołał wąsaty rycerz.
- Sprawdzę co z Diegiem – powiedział Ravandil. - jakiś podejrzany typ się tu kręcił.
Skoczyliście na schody. Zinha w pewnym momencie chwycił cię za ramię. Chciał coś powiedzieć jednak nagle dostrzegliście jak ktoś lub coś przeleciało za zamkniętym oknem i zwaliło się na ziemię za gospodą.
- Idź tam Galavandrel! – krzyknął rycerz. - Spróbuję sprawdzić to od drugiej strony!
Wypadliście obaj z karczmy i rozdzieliliście się. Jak poparzony pobiegłeś za gospodę. Biegnąc jak szaleniec wyłożyłeś sie przy okazji na śniegu dwa razy. Zakląłeś szpetnie. Dopiero teraz dostrzegłeś że zgubiłeś z oczu Miaulin. Nie było to jednak teraz ważne, za gospodą mogli znajdować się twoi przyjaciele i nie było chwili do stracenia. Akurat gdy wychodziłeś zza załomu karczmy dosłyszałeś krzyk Miaulin, ale budynek zasłaniał ci wszystko. Ruszyłeś przed siebie z załadowanym łukiem. Wichura hulała, śnieg nieprzyjemnie zacinał. Wychodząc na otwartą przestrzeń dostrzegłeś Kevarona.
Stał jakieś dziesięć metrów od ciebie trzymając miecz na gardle Miaulin.
- Rzuć broń elfie!! – krzyknął przez wiatr Kevaron. – bo poderżnę jej gardło! – jego miecz musnął ją, kalecząc lekko w szyję. – I ty łysy nie próbuj żadnych sztuczek! - warknął do Konrada. - Zabierajcie się stąd, ale już. Liczę do pięciu...raz!
Konrad klęczał przy jakimś wozie, niemal po drugiej stronie budynku. Obok niego leżała Ninerl, bez swego łuku, ze strzałą sterczącą z biodra. Kevaron szarpnął Miaulin za włosy i szepnął jej coś do ucha.
- Zabierać się stąd, ale już!!! – zawołał do was. - Liczę do pięciu...raz!
Ravandil
Gdy tłum nieco się uspokoił wystąpieniem sierżanta, stanęliście z rycerzem przy barze i o czymś rozmawialiście po cichu. Nagle do sali wpadł Galavandrel.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu!
- Idę z tobą – zawołał rycerz.
- Sprawdzę co z Diegiem. – powiedziałeś. - jakiś podejrzany typ się tu kręcił...
Skoczyliście na schody. Nagle dostrzegliście jak ktoś lub coś przeleciało za zamkniętym oknem i zwaliło się na ziemię za gospodą. Zinha i Galavandrel zmienili plany. Miast biec na dach zbiegali już na dół do wyjścia z gospody. Początkowo zastanawiałeś sie nawet czy im nie towarzyszyć, w końcu jednak ruszyłeś w kierunku pokoju Diega pchany jakimś dziwnym przeczuciem. Gdy byłeś na piętrze, tuż przed drzwiami pokoju w którym znajdował się ranny szlachcic dostrzegłeś podejrzanego mężczyznę w czarnych szatach. Jego prawa dłoń pulsowała dziwnym światłem, kątem oka zobaczyłeś że używając jej prawie całkowicie stopił żelazną klamkę u drzwi księcia. Odwrócił się akurat w momencie w którym pojawiłeś się na piętrze.
- Odejdź, jeśli ci życie miłe. Nie ty jesteś celem, a ja nie dam ci drugiej szansy, elfie... - mruknął i spojrzał na ciebie zimno cedząc pod nosem jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa.
Był wysoki i dość dobrze zbudowany. Idealnie przystrzyżona kozia bródka współgrała z jego siwymi, długimi włosami. Czarne oczy miał zimne jak lód. Na twoje oko mógł mieć nie więcej niż pięćdziesiąt lat.
Werner
Pastuch przyjął koronę i ukłoniwszy się, pośpiesznie oddalając schował za pazuchę. Może trzeci raz w życiu miał w ręku naraz dwie korony. A niech ci nieznajomi się pozabijają, pomyślał znikając w mroku nocy. Ruszyłeś z powrotem w kierunku gospody. Śnieg i wiatr stawały się coraz bardziej nieprzyjemne. Przyspieszyłeś kroku niesiony dziwnym przeczuciem wpatrując się w rozświetloną śniegiem noc. Będąc kilkanaście metrów od karczmy poprzez kołyszące się korony drzew dostrzegłeś jakiś ruch na dachu zajazdu. Chwilę potem trzy postacie runęły z niego za gospodę. Moment potem widziałeś z daleka Galavandrela który pędził co sił na tyły karczmy. Bez wątpienia coś się działo!
Banitka leciała ku mrocznej przepaści. Z biodra, nasączając szatę czerwienią, sterczały pióra strzały. Ninerl runęła na krawędź dachu, łamiąc przy upadku drzewce. Gdy spadała, poruszony w ranie grot rozlał się po ciele paraliżującym bólem. Lecz błyskawiczny refleks i lata szkolenia zrobiły swoje. W ostatniej chwili dziewczyna wydobyła zza pasa nóż i ze wszystkich sił wbiła go między dachówki. Trafiła cudem, wszystko działo się błyskawicznie. Ostrze weszło głęboko między blachy. Trzymając się kurczowo, modliła się gorąco aby nie puściło. Szarpnęło nią gdy zawisła na nożu. Odbiła się od ściany zajazdu, gdy jej łuk i strzały spadały na dół. Naprężona ręka pulsowała bólem. To się nazywa postawić sprawy na ostrzu noża.
W dole kołysała się ciemność, ziemia i ból. Śnieg zacinał nieprzyjemnie.
Przez krótki moment, kiedy przeszyła ją fala bólu, Ninerl myślała, że spadnie. Jednak odbiła się od ściany i zamachnęła drugą ręką, chwytając oburącz rękojeść. Mając teraz oczy na poziomie dachu widziała pojedynek między Kevaronem a Konradem.
Wołań Konrada nikt nie usłyszał. Wiatr był tak silny że zagłuszał dosłownie wszystko. Miało to też swoje dobre strony. Wystrzelona przez Kevarona strzała zeszła z toru i rykoszetując od muru wieży przeleciała obok Ninerl. Nagły podmuch wiatru zachwiał złoczyńcą a ten puścił łuk szorując po spadziźnie, pchany ku krawędzi. Chwycił się wreszcie dachówek i zawisł na gzymsie. Łuk stoczył się z dachu.
Porwane wiatrem odleciały też poluzowane dachówki, niczym stado zrywających się do lotu ptaków. Kilka z nich, te za którymi zaklinował się nóż Ninerl zaczęła się poruszać, obsypując elfkę chmurą niesionej przez wiatr sadzy i śniegu. Dziewczyna próbowała się podciągnąć, znaleźć jakiś inny punkt oparcia, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. Poza tym z zimna powoli nie czuła dłoni. Na szczęście chłopak nie zapomniał o niej. Widząc że Kevaron jest chwilowo unieruchomiony Konrad podbiegł do krawędzi i chwycił Ninerl za dłonie. I tu pojawił się problem. Kolejny podmuch wiatru zachwiał akolitą. Banitka robiła co mogła szukając i odpychając się od dziur w ścianie nogami, lecz oboje byli bardziej niż sukcesu bliscy upadku. Boveńczyk kurczowo trzymając siebie i dziewczynę jedną ręką próbował ją podciągnąć jednak noga ześlizgnęła mu się z dachówki i trzymając Ninerl za dłoń oboje runęli z dachu. Spadł i Kevaron próbujący wgramolić się z powrotem na spadzisty dach. Cała trójka upadła na zostawiony przez kogoś na tyłach gospody wóz przykryty jakąś plandeką. Co na nim było, nie mogliście rozstrzygnąć, w każdym razie wylądowaliście dość miękko. Ninerl leżąc na Konradzie oddychała ciężko i probowała z niego zejść, kilka metrów dalej oszołomiony Kevaron podnosił się na równe nogi. Nagle usłyszeli kobiecy okrzyk:
- Hej! Kevaron!
Tuż za bandytą stała Miaulin. Kevaron złorzecząc coś pod nosem zmierzał ku podnoszącym się z trudem Konradowi i Ninerl z dobytym mieczem. Rozproszony okrzykiem elfki zatrzymał się i odwrócił. Szybko niczym błyskawica rzucił się w jej kierunku. Zobaczywszy zabójcę Oka tuż obok siebie Miaulin zerwała się do ucieczki lecz Kevaron chwycił ją za dłoń.
- Zdrajczyni! – wysyczał spod rozwianych włosów, dobywając miecza. – Poderżnę ci gardło a potem twemu ukochanemu!
Jednym susem dopadł do niej i błyskawicznym ruchem wykręcił jej dłoń. Drugą dłonią chwycił i brutalnie pociągnął ją za włosy. Miaulin krzyknęła i zamilkła w przerażeniu gdy miecz zabójcy znalazł się przy jej szyi.
Konrad pomógł Ninerl wstać. Oboje byli wykończeni, banitka krwawiła coraz mocniej. Miecz akolity leżał dwa metry od wozu na który spadli. Nagle ich uwagę zwrócił hałas z drugiej strony gospody, z pomiędzy wież. Zza załomu budynku ukazała wam się znana postać. Był to Galavandrel. Z zasępieniem na twarzy patrzył w stronę zabójcy. W dłoni dzierżył naciągnięty łuk, wymierzony wprost w Kevarona.
- Rzuć broń elfie!! – krzyknął przez wiatr Kevaron. – bo poderżnę jej gardło! – jego miecz musnął ją, kalecząc lekko w szyję. – I ty łysy nie próbuj żadnych sztuczek! - warknął do Konrada. - Zabierajcie się stąd, ale już. Liczę do pięciu...raz!
Galavandrel
Miaulin obdarowała cię nieprzyjemnym spojrzeniem, z którego wywnioskowałeś, że nie zamierza cię słuchać. Wbiegłeś więc do głównej sali by poinformować swych towarzyszy o odkryciu. Tłum zdążył się uspokoić. Dostrzegłeś przy barze Ravandila z Zinhą.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu! – krzyknąłeś do nich i pobiegłeś na schody.
- Idę z tobą – zawołał wąsaty rycerz.
- Sprawdzę co z Diegiem – powiedział Ravandil. - jakiś podejrzany typ się tu kręcił.
Skoczyliście na schody. Zinha w pewnym momencie chwycił cię za ramię. Chciał coś powiedzieć jednak nagle dostrzegliście jak ktoś lub coś przeleciało za zamkniętym oknem i zwaliło się na ziemię za gospodą.
- Idź tam Galavandrel! – krzyknął rycerz. - Spróbuję sprawdzić to od drugiej strony!
Wypadliście obaj z karczmy i rozdzieliliście się. Jak poparzony pobiegłeś za gospodę. Biegnąc jak szaleniec wyłożyłeś sie przy okazji na śniegu dwa razy. Zakląłeś szpetnie. Dopiero teraz dostrzegłeś że zgubiłeś z oczu Miaulin. Nie było to jednak teraz ważne, za gospodą mogli znajdować się twoi przyjaciele i nie było chwili do stracenia. Akurat gdy wychodziłeś zza załomu karczmy dosłyszałeś krzyk Miaulin, ale budynek zasłaniał ci wszystko. Ruszyłeś przed siebie z załadowanym łukiem. Wichura hulała, śnieg nieprzyjemnie zacinał. Wychodząc na otwartą przestrzeń dostrzegłeś Kevarona.
Stał jakieś dziesięć metrów od ciebie trzymając miecz na gardle Miaulin.
- Rzuć broń elfie!! – krzyknął przez wiatr Kevaron. – bo poderżnę jej gardło! – jego miecz musnął ją, kalecząc lekko w szyję. – I ty łysy nie próbuj żadnych sztuczek! - warknął do Konrada. - Zabierajcie się stąd, ale już. Liczę do pięciu...raz!
Konrad klęczał przy jakimś wozie, niemal po drugiej stronie budynku. Obok niego leżała Ninerl, bez swego łuku, ze strzałą sterczącą z biodra. Kevaron szarpnął Miaulin za włosy i szepnął jej coś do ucha.
- Zabierać się stąd, ale już!!! – zawołał do was. - Liczę do pięciu...raz!
Ravandil
Gdy tłum nieco się uspokoił wystąpieniem sierżanta, stanęliście z rycerzem przy barze i o czymś rozmawialiście po cichu. Nagle do sali wpadł Galavandrel.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu!
- Idę z tobą – zawołał rycerz.
- Sprawdzę co z Diegiem. – powiedziałeś. - jakiś podejrzany typ się tu kręcił...
Skoczyliście na schody. Nagle dostrzegliście jak ktoś lub coś przeleciało za zamkniętym oknem i zwaliło się na ziemię za gospodą. Zinha i Galavandrel zmienili plany. Miast biec na dach zbiegali już na dół do wyjścia z gospody. Początkowo zastanawiałeś sie nawet czy im nie towarzyszyć, w końcu jednak ruszyłeś w kierunku pokoju Diega pchany jakimś dziwnym przeczuciem. Gdy byłeś na piętrze, tuż przed drzwiami pokoju w którym znajdował się ranny szlachcic dostrzegłeś podejrzanego mężczyznę w czarnych szatach. Jego prawa dłoń pulsowała dziwnym światłem, kątem oka zobaczyłeś że używając jej prawie całkowicie stopił żelazną klamkę u drzwi księcia. Odwrócił się akurat w momencie w którym pojawiłeś się na piętrze.
- Odejdź, jeśli ci życie miłe. Nie ty jesteś celem, a ja nie dam ci drugiej szansy, elfie... - mruknął i spojrzał na ciebie zimno cedząc pod nosem jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa.
Był wysoki i dość dobrze zbudowany. Idealnie przystrzyżona kozia bródka współgrała z jego siwymi, długimi włosami. Czarne oczy miał zimne jak lód. Na twoje oko mógł mieć nie więcej niż pięćdziesiąt lat.
Werner
Pastuch przyjął koronę i ukłoniwszy się, pośpiesznie oddalając schował za pazuchę. Może trzeci raz w życiu miał w ręku naraz dwie korony. A niech ci nieznajomi się pozabijają, pomyślał znikając w mroku nocy. Ruszyłeś z powrotem w kierunku gospody. Śnieg i wiatr stawały się coraz bardziej nieprzyjemne. Przyspieszyłeś kroku niesiony dziwnym przeczuciem wpatrując się w rozświetloną śniegiem noc. Będąc kilkanaście metrów od karczmy poprzez kołyszące się korony drzew dostrzegłeś jakiś ruch na dachu zajazdu. Chwilę potem trzy postacie runęły z niego za gospodę. Moment potem widziałeś z daleka Galavandrela który pędził co sił na tyły karczmy. Bez wątpienia coś się działo!
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
„Co za uparta gówniara”. Słowo gówniara śmiesznie brzmiało w tym kontekście, gdyż Miaulin była prawdopodobnie starsza od Gala, ale jej zachowanie przypominało zachowanie szesnastoletniej dworskiej panienki. Strzelec musiał dać znać towarzyszom w środku. Ravandil pomknął na górę, a Zinha zauważył jakieś spadające z dachu przedmioty, osoby? „Kevaron” ta myśl natychmiast przemknęła przez umysł elfa. Wybiegli z Zinhą na dziedziniec i rozdzielili się. Elf ruszył biegiem za gospodę. Dwie wywrotki nie spowolniły go znacząco. Jego krew pulsowała w żyłach szybciej niż zwykle. Adrenalina podniosła się do poziomu, jakiego dawno elf nie doświadczył. Jedna myśl. Jeden cel.
„-KEVARON!” Krzyk Miaulin zaalarmował Gala. Załadował łuk i ruszył przed siebie. Widok, który ujrzał nie był zachęcający. Ninerl i Konrad leżący na ziemi, prawie bezradni. Miaulin obezwładniona z mieczem przy gardle. „Gdzie do cholery jest Zinha. Miał obejść gospodę od drugiej strony. Muszę zyskać na czasie”.
-GÓWNO, A NIE RZUĆ BROŃ! MYŚLISZ, ŻE TY TU USTALASZ ZASADY? ZABIJESZ JĄ A JA ZABIJĘ CIEBIE, TAK JAK TWOJEGO TOWARZYSZA. MYŚLISZ, ŻE NIE TRAFIĘ Z DZIESIĘCIU METRÓW? ODŁÓŻ MIECZ, A POZWOLĘ CI ODEJŚĆ!
Elf miał nadzieję, że osobnik, o którym wspominał Ravandil, nie jest wspólnikiem Kevarona, ale jeśli jest, to czemu by go nie wykorzystać. „Mam nadzieję, że połknie ten blef”.
Jeśli Zinha nie pojawi się przez dłuższy czas, Galavandrel błyskawicznie odrzuca łuk, następnie zamaszystym ruchem nogą rzuca trochę śniegu w stronę twarzy Kevarona, i szarżuje wyciągając miecz. Mimo to, elf stara się wyczekać Kevarona, tak długo, jak to możliwe, najlepiej aż do przybycia Zinhy.
„Co za uparta gówniara”. Słowo gówniara śmiesznie brzmiało w tym kontekście, gdyż Miaulin była prawdopodobnie starsza od Gala, ale jej zachowanie przypominało zachowanie szesnastoletniej dworskiej panienki. Strzelec musiał dać znać towarzyszom w środku. Ravandil pomknął na górę, a Zinha zauważył jakieś spadające z dachu przedmioty, osoby? „Kevaron” ta myśl natychmiast przemknęła przez umysł elfa. Wybiegli z Zinhą na dziedziniec i rozdzielili się. Elf ruszył biegiem za gospodę. Dwie wywrotki nie spowolniły go znacząco. Jego krew pulsowała w żyłach szybciej niż zwykle. Adrenalina podniosła się do poziomu, jakiego dawno elf nie doświadczył. Jedna myśl. Jeden cel.
„-KEVARON!” Krzyk Miaulin zaalarmował Gala. Załadował łuk i ruszył przed siebie. Widok, który ujrzał nie był zachęcający. Ninerl i Konrad leżący na ziemi, prawie bezradni. Miaulin obezwładniona z mieczem przy gardle. „Gdzie do cholery jest Zinha. Miał obejść gospodę od drugiej strony. Muszę zyskać na czasie”.
-GÓWNO, A NIE RZUĆ BROŃ! MYŚLISZ, ŻE TY TU USTALASZ ZASADY? ZABIJESZ JĄ A JA ZABIJĘ CIEBIE, TAK JAK TWOJEGO TOWARZYSZA. MYŚLISZ, ŻE NIE TRAFIĘ Z DZIESIĘCIU METRÓW? ODŁÓŻ MIECZ, A POZWOLĘ CI ODEJŚĆ!
Elf miał nadzieję, że osobnik, o którym wspominał Ravandil, nie jest wspólnikiem Kevarona, ale jeśli jest, to czemu by go nie wykorzystać. „Mam nadzieję, że połknie ten blef”.
Jeśli Zinha nie pojawi się przez dłuższy czas, Galavandrel błyskawicznie odrzuca łuk, następnie zamaszystym ruchem nogą rzuca trochę śniegu w stronę twarzy Kevarona, i szarżuje wyciągając miecz. Mimo to, elf stara się wyczekać Kevarona, tak długo, jak to możliwe, najlepiej aż do przybycia Zinhy.
Ostatnio zmieniony czwartek, 20 września 2007, 22:26 przez EmDżej, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Gdy sytuacja nieco się uspokoiła, do sali z hukiem wpadł Galavandrel.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu!
- Idę z tobą – zawołał Zinha.
- Sprawdzę co z Diegiem. – powiedział nieco zaskoczony Ravandil- jakiś podejrzany typ się tu kręcił... Zaopiekujcie się Kevaronem tak, jak sobie na to zasłużył
Elf wahał się przez chwilę. Poczuł, że sytuacja staje się nieco przytłaczająca. Ninerl i Konrada już dawno stracił z oczu. Miał tylko nadzieję, że nie stanie się im nic złego... Cóż, ostatnio coraz częściej musiał żyć nadzieją.
Elf skoczył z resztą na schody, w momencie gdy coś... ktoś (?) przeleciał przed oknem i runął na ziemię. "Co to było" pomyślał Ravandil, a po jego plecach przebiegł zimny dreszcz. Galavadrel i Zinha popędzili co sił ku drzwiom, natomiast zwiadowca ruszył powoli po schodach w górę. Może to dziwne, ale czasami są takie sytuacje, że po prostu czuje się, że trzeba coś zrobić. Coś powiedzieć, gdzieś iść... Tak było teraz. Kilka razy Ravandil już zdał się na instynkt i nie żałował. Czy tak będzie tym razem?
W końcu przed drzwiami zobaczył go. Wysoki, dość dobrze zbudowany, z siwymi, długimi włosami. Na oko góra pięćdziesiąt lat... Ravandil spojrzał na jego prawą dłoń... Pulsowała dziwnym światłem, a ten mężczyzna jak gdyby nigdy nic stopił nią ciężką, żelazną klamkę. Elf przez chwilę stał jak wryty. Takich sztuczek się nie spodziewał. Wtedy jednak nieznajomy odwrócił się i powiedział:
- Odejdź, jeśli ci życie miłe. Nie ty jesteś celem, a ja nie dam ci drugiej szansy, elfie...- dodając jeszcze kilka niezrozumiałych słów. Ravandil spojrzał na niego badawczo. W końcu uspokoił się , wziął głęboki oddech i obojętnym głosem odpowiedział.
-Kim jesteś? Mogę się tylko domyślać... Czego tu chcesz? Czego chcesz od Diego, czego chcesz... od nas?- Spojrzał wyczekująco. Zdał sobie sprawę, że jest w nieciekawym położeniu. Prawa rękała go bolała, mogł próbować walczyć lewą... Tyle, że miał do czynienia z magiem... Czyżby to był ten mag, o którym mówił Zinha? Najgorsze było to, że ciężko było grać na czas. Nie wiedział, co się dzieje z resztą drużyny, nie mógł liczyć teraz na pomoc, bo być może i oni jej potrzebują. Wszystko było w jego rękach. Jego całym światem był teraz ten mały korytarz.
Lewa ręka ukradkiem powędrowała w stronę rękojeści noża. Nie, teraz nie można się wycofać.
Gdy sytuacja nieco się uspokoiła, do sali z hukiem wpadł Galavandrel.
- Dach, Kevaron jest chyba na dachu!
- Idę z tobą – zawołał Zinha.
- Sprawdzę co z Diegiem. – powiedział nieco zaskoczony Ravandil- jakiś podejrzany typ się tu kręcił... Zaopiekujcie się Kevaronem tak, jak sobie na to zasłużył
Elf wahał się przez chwilę. Poczuł, że sytuacja staje się nieco przytłaczająca. Ninerl i Konrada już dawno stracił z oczu. Miał tylko nadzieję, że nie stanie się im nic złego... Cóż, ostatnio coraz częściej musiał żyć nadzieją.
Elf skoczył z resztą na schody, w momencie gdy coś... ktoś (?) przeleciał przed oknem i runął na ziemię. "Co to było" pomyślał Ravandil, a po jego plecach przebiegł zimny dreszcz. Galavadrel i Zinha popędzili co sił ku drzwiom, natomiast zwiadowca ruszył powoli po schodach w górę. Może to dziwne, ale czasami są takie sytuacje, że po prostu czuje się, że trzeba coś zrobić. Coś powiedzieć, gdzieś iść... Tak było teraz. Kilka razy Ravandil już zdał się na instynkt i nie żałował. Czy tak będzie tym razem?
W końcu przed drzwiami zobaczył go. Wysoki, dość dobrze zbudowany, z siwymi, długimi włosami. Na oko góra pięćdziesiąt lat... Ravandil spojrzał na jego prawą dłoń... Pulsowała dziwnym światłem, a ten mężczyzna jak gdyby nigdy nic stopił nią ciężką, żelazną klamkę. Elf przez chwilę stał jak wryty. Takich sztuczek się nie spodziewał. Wtedy jednak nieznajomy odwrócił się i powiedział:
- Odejdź, jeśli ci życie miłe. Nie ty jesteś celem, a ja nie dam ci drugiej szansy, elfie...- dodając jeszcze kilka niezrozumiałych słów. Ravandil spojrzał na niego badawczo. W końcu uspokoił się , wziął głęboki oddech i obojętnym głosem odpowiedział.
-Kim jesteś? Mogę się tylko domyślać... Czego tu chcesz? Czego chcesz od Diego, czego chcesz... od nas?- Spojrzał wyczekująco. Zdał sobie sprawę, że jest w nieciekawym położeniu. Prawa rękała go bolała, mogł próbować walczyć lewą... Tyle, że miał do czynienia z magiem... Czyżby to był ten mag, o którym mówił Zinha? Najgorsze było to, że ciężko było grać na czas. Nie wiedział, co się dzieje z resztą drużyny, nie mógł liczyć teraz na pomoc, bo być może i oni jej potrzebują. Wszystko było w jego rękach. Jego całym światem był teraz ten mały korytarz.
Lewa ręka ukradkiem powędrowała w stronę rękojeści noża. Nie, teraz nie można się wycofać.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
To naprawdę dziwna sprawa, że w panteonie Starego Świata nie ma żadnego bóstwa szczęścia, czystego, losowego fartu. Jest co prawda Ranald, który niejako odpowiada tej roli, jednak nie do końca o to chodzi. Akolita podziękował by właśnie takiemu nieśmiertelnemu, który podstawił wóz pod spadające pupy jego i elfki.
Trochę się jeszcze gramolił na wozie. Szybko jednak nabrał tempa, gdy zauważył coraz bledszą, nawet w tym śniegu, i coraz bardziej śniętą, odpływającą twarz Ninerl. Ranę na boku ocenił na co najmniej krytyczną. Spojrzał wrogim spojrzeniem na Kevarona. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, z zabójcy została by chyba właśnie mokra czerwona plama i jelita rozciągnięte na cały fort wzdłuż i wszerz.
Nie do końca wiedział co ma teraz robić, ale było to uczucie aż nadto znajome. W końcu kilka chwil wcześniej, tam na dachu, czuł się tak samo. Galavandrel zaczął negocjacje z Kevaronem, choć bardziej przypominało to zwykłą paplaninę bez ładu i składu, by zyskać na czasie. Co najgorsze, zaczął ryzykować życiem Miaulin, osoby, która posiadała wiedzę grupie bardzo potrzebną.
NIE PRZYSZEDłEś TU ANI PO NAS, ANI PO NIą! DOBRZE WIEMY, żE ZALEżY CI TYLKO NA DIEGU! NIE MAMY PODSTAW BY CI UFAć! SKąD WIEMY CZY JEJ NIE ZABIJESZ JAK ZNIKNIEMY CI Z OCZU? WYPUść Ją, A MY ZNIKNIEMY! JEśLI MIAULIN PADNIE, JESTEś TRUPEM śMIECIU! - darł się do niego przez wiatr. Szata Sigmaryty trzepotała na wietrze niczym flaga, płatki śniegu odbijały się, wręcz roztrzaskiwały się o jego łysinę. Akolita wychylił się lekko w bok, ugiął delikatnie nogi. Gdyby przyszło co do czego, wystarczy tylko jeden sus w odpowiednia stronę, by sięgnąć miecza.
To naprawdę dziwna sprawa, że w panteonie Starego Świata nie ma żadnego bóstwa szczęścia, czystego, losowego fartu. Jest co prawda Ranald, który niejako odpowiada tej roli, jednak nie do końca o to chodzi. Akolita podziękował by właśnie takiemu nieśmiertelnemu, który podstawił wóz pod spadające pupy jego i elfki.
Trochę się jeszcze gramolił na wozie. Szybko jednak nabrał tempa, gdy zauważył coraz bledszą, nawet w tym śniegu, i coraz bardziej śniętą, odpływającą twarz Ninerl. Ranę na boku ocenił na co najmniej krytyczną. Spojrzał wrogim spojrzeniem na Kevarona. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, z zabójcy została by chyba właśnie mokra czerwona plama i jelita rozciągnięte na cały fort wzdłuż i wszerz.
Nie do końca wiedział co ma teraz robić, ale było to uczucie aż nadto znajome. W końcu kilka chwil wcześniej, tam na dachu, czuł się tak samo. Galavandrel zaczął negocjacje z Kevaronem, choć bardziej przypominało to zwykłą paplaninę bez ładu i składu, by zyskać na czasie. Co najgorsze, zaczął ryzykować życiem Miaulin, osoby, która posiadała wiedzę grupie bardzo potrzebną.
NIE PRZYSZEDłEś TU ANI PO NAS, ANI PO NIą! DOBRZE WIEMY, żE ZALEżY CI TYLKO NA DIEGU! NIE MAMY PODSTAW BY CI UFAć! SKąD WIEMY CZY JEJ NIE ZABIJESZ JAK ZNIKNIEMY CI Z OCZU? WYPUść Ją, A MY ZNIKNIEMY! JEśLI MIAULIN PADNIE, JESTEś TRUPEM śMIECIU! - darł się do niego przez wiatr. Szata Sigmaryty trzepotała na wietrze niczym flaga, płatki śniegu odbijały się, wręcz roztrzaskiwały się o jego łysinę. Akolita wychylił się lekko w bok, ugiął delikatnie nogi. Gdyby przyszło co do czego, wystarczy tylko jeden sus w odpowiednia stronę, by sięgnąć miecza.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Ledwie trzymała się dachu. Bok bolał coraz bardziej, a ubranie nasiąkało krwią. Półprzytomna, wiedziała, że długo nie wytrzyma. Dachówki zaczynały podejrzanie trzeszczeć.
Za chwilę pojawił się Konrad i chwycił ją za ręce. Starał się ją podciągnąc, ale śliski dach uniemożliwił mu realizację czynu. Ninerl słyszała, jak noga Konrada zaszurała i nagle zsunęli się, prosto w dół.
"Spadamy!"-coś zawrzeszczało w umyśle elfki.
Spadli na coś miękkiego. Rozległ się głuchy stłumiony odgłos i jęk Ninerl. Ciało Konrada nieco zamortyzowało uderzenie, ale i tak mało nie zemdlała z bólu.
Rana wybuchła bólem, który paradoksalnie otrzeźwił dziewczynę. Z trudem podniosła się i niemal upadła na ziemię. Konrad ją podtrzymał, a dziewczyna chwyciła plandekę.
-Już dobrze... puść mnie- wystękała.
W tym momencie dziewczyna usłyszała okrzyk swojej siostry.
- Mmiaulin.. uciekaj!- udało się jej wydać bardziej skrzek i pisk z gardła niż normalny głos. Kurczowo trzymając się wozu, pomagając sobie wolna dłonią, zębami wyrywała pas materiału z tuniki. "Muszę założyć jakokolwiek opatrunek, inaczej mogę się wykrwawić" szarpała nici, tłumiąc panikę. Obwiązała ranę, najszybciej jak się tylko dało. Grot na razie musiał zostać w miejscu zranienia- chwilowo nieco tamował krwotok.
Wątpiła, by to jakoś pomogło, ale może da jej trochę cennego czasu. Dotarł do niej krzyk bandyty i spojrzała w tamtą stronę.
Kevaron właśnie trzymał miecz przy szyji Miaulin. Ninerl czuła jak zalewa ją fala wściekłości, spotęgowana bólem. Rzuciła szybkie spojrzenia tu i tam, i dostrzegła miecz Konrada. "Nigdy... nigdy nie pozwolę, by ktoś skrzywdził moją rodzinę" pomyślała, posykując z bólu.
Za chwilę pojawił się Galavandrel. Niestety, to niewiele dało- nadal to zbójca był panem sytuacji.
"Muszę coś zrobić. Muszę.... teraz" myślała, czepiając się wozu i pełznąc w stonę miecza. Dłonie zdrętwiały jej z zimna i przypominały teraz białe, marmurowe twory, poznaczone krwawymi plamami, a nie normalne ciało. Wiedziała, co to oznacza- jeśli niedługo nie otrzyma pomocy, to będzie koniec...
Musiała doatać się do miecza- może starczy jej jeszcze sił, by coś z nim zrobić.
"A później...a później mi będzie wszystko jedno..." stwierdziła zimno.
Ledwie trzymała się dachu. Bok bolał coraz bardziej, a ubranie nasiąkało krwią. Półprzytomna, wiedziała, że długo nie wytrzyma. Dachówki zaczynały podejrzanie trzeszczeć.
Za chwilę pojawił się Konrad i chwycił ją za ręce. Starał się ją podciągnąc, ale śliski dach uniemożliwił mu realizację czynu. Ninerl słyszała, jak noga Konrada zaszurała i nagle zsunęli się, prosto w dół.
"Spadamy!"-coś zawrzeszczało w umyśle elfki.
Spadli na coś miękkiego. Rozległ się głuchy stłumiony odgłos i jęk Ninerl. Ciało Konrada nieco zamortyzowało uderzenie, ale i tak mało nie zemdlała z bólu.
Rana wybuchła bólem, który paradoksalnie otrzeźwił dziewczynę. Z trudem podniosła się i niemal upadła na ziemię. Konrad ją podtrzymał, a dziewczyna chwyciła plandekę.
-Już dobrze... puść mnie- wystękała.
W tym momencie dziewczyna usłyszała okrzyk swojej siostry.
- Mmiaulin.. uciekaj!- udało się jej wydać bardziej skrzek i pisk z gardła niż normalny głos. Kurczowo trzymając się wozu, pomagając sobie wolna dłonią, zębami wyrywała pas materiału z tuniki. "Muszę założyć jakokolwiek opatrunek, inaczej mogę się wykrwawić" szarpała nici, tłumiąc panikę. Obwiązała ranę, najszybciej jak się tylko dało. Grot na razie musiał zostać w miejscu zranienia- chwilowo nieco tamował krwotok.
Wątpiła, by to jakoś pomogło, ale może da jej trochę cennego czasu. Dotarł do niej krzyk bandyty i spojrzała w tamtą stronę.
Kevaron właśnie trzymał miecz przy szyji Miaulin. Ninerl czuła jak zalewa ją fala wściekłości, spotęgowana bólem. Rzuciła szybkie spojrzenia tu i tam, i dostrzegła miecz Konrada. "Nigdy... nigdy nie pozwolę, by ktoś skrzywdził moją rodzinę" pomyślała, posykując z bólu.
Za chwilę pojawił się Galavandrel. Niestety, to niewiele dało- nadal to zbójca był panem sytuacji.
"Muszę coś zrobić. Muszę.... teraz" myślała, czepiając się wozu i pełznąc w stonę miecza. Dłonie zdrętwiały jej z zimna i przypominały teraz białe, marmurowe twory, poznaczone krwawymi plamami, a nie normalne ciało. Wiedziała, co to oznacza- jeśli niedługo nie otrzyma pomocy, to będzie koniec...
Musiała doatać się do miecza- może starczy jej jeszcze sił, by coś z nim zrobić.
"A później...a później mi będzie wszystko jedno..." stwierdziła zimno.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
EmDżej, kopnąć śnieg na 10 metrów? W twarz Kevarona? Bez przesady, stary, ta akcja nie ma szans powodzenia ![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Ninerl, Galavandrel, Konrad, Broch
Chwilę trwało nim na wielkim, pokrytym śniegiem placu za gospodą pojawił się Zinha. Widząc całą sytuację, z mieczem uniesionym do góry, powiedział do Kevarona.
- Tylko spokojnie, nie rób jej krzywdy... Zrobimy co każesz...
Widząc że rycerz chwilowo zajął Kevarona, Galavandrel postanowił wypuścić strzałę. Zabójca dostrzegł ten ruch. W momencie wystrzału Kevaron uniósł w zamaszystym ruchu łokieć gdy jego ostrze zbliżało się do gardła elfki. Uważny obserwator mógłby zauważyć, że Gal nie celuje w niemal zasłoniętą przez Miaulin głowę Kevarona, lecz właśnie w ów odsłonięty łokieć zabójcy. Pocisk w ułamku sekundy przemierzył odległość i eksplodując krwawą mgiełką przeszył ramię... Miaulin. Równocześnie Kevaron, który się zachwiał pod wpływem trafienia zakładniczki i jednoczesnego rzucenia się i uderzenia jej łokciem, przejechał krzywo mieczem po jej gardle. Z szyi elfki buchnęła fontanna krwi. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i rozchyliła w niemym krzyku usta gdy zabójca ją puszczał. W eksplozji przerażenia i bólu widziała Galavandrela stojącego z wyciągniętym łukiem jak posąg, krzyczącego coś Konrada i Ninerl. Bezwładnie zatoczyła się, jęknęła cicho i padła na ziemię.
Wszystko działo się zbyt szybko, by ktokolwiek zdołał zareagować. Miaulin leżała w kałuży krwi. Kevaron warknął coś pod nosem i ruszył na Galavandrela, jednocześnie lewą ręką szukając czegoś w odzieniu. Galavandrel czekał z wymierzonym łukiem. Cóż było lepszego niż podpuścić wroga na trzy metry i palnąć mu w łeb? dil Vallor dopiero w chwili gdy gwiaździste ostrze leciało ku niemu zorientował się co tamten trzymał w dłoni. Stalowa gwiazda wymierzona pewnie między oczy wbiła mu się w policzek. Elf wrzasnął wyrywając sobie zębate ostrze z twarzy. Następnie, starając się przemóc ból, widząc zbliżającego się wroga, wypuścił strzałę. Strzała ponownie trafiła, tym razem właściwy cel. W lewy bark. Chlusnęła krew. Kevaron zachwiał się, zatrzymał nagle z opuszczoną głową. Z pod burzy włosów szeptał jakieś słowa. Wreszcie podniósł twarz, z której biło szaleństwo.
- Hashashin! – Powiedział.
I ruszył naprzód. Galavandrel zadrżał pod wpływem tych słów. Plując krwią z dziury w policzku odrzucił łuk i sięgnął po miecz.
Elf skoczył na zabójcę. Stopy niepewnie stąpały po śliskim śniegu. Ostrza zatańczyły w mroku. Tamten był szybki, walczył jedną ręką, w szermierczej pozycji odwrócony bokiem. Galavandrel zamachnął się mieczem, trafiła na miecz przeciwnika. Ostrza przejechały po sobie krzesząc snop iskier. Doskoczył z boku Konrad, który dobył swego miecza mierząc nim we wroga. Przeciwnik odskoczył od Gala inatarł na akolitę z takimi impetem że wytrącił po chwili broń z jego ręki i z rozpędu walnął w nos chłopaka rękojeścią miecza. Boveńczyk zalał się posoką i nakrył nogami. Kevaron usłyszał świst i uchylił się w ostatniej chwili. Ostry miecz Galavandrela uciął mu kosmyk włosów. Sparował jeszcze jeden cios i przeszedł do ofensywy. Strzelec bronił się balansując na śliskiej nawierzchni. W pewnym momencie chciał przejść do kontrataku i nie zdążył z zasłoną. Kevaron zachwiał się na śniegu i to uratowało życie elfa. Wroga klinga tylko nieznacznie zagłębiła się w ciało i zjechała po żebrach. dil Vallor za plecami poczuł masywną ścianę gospody. Kevaron wyszarpnął broń do ciosu, który Gal sparował, wiedząc już, że następnego nie da rady. Miecz wroga uniósł się nad nim...by zatrzymać się na ostrzu wielkiego miecza Brocha.
- Spierdalaj łachu! – zakrzyknął najemnik. Middenlandczyk zablokował cios wymierzony w elfa jednocześnie uderzając zabójcę głową. – Wszystko w porządku? – zwrócił się do ocalonego.
Popchnięty Kevaron zachwiał się i przyklęknął na jedno kolano. Przez jego twarz przeszedł spazm. Zdaje się, że zaczął odczuwać ranę od strzały. Wtedy natarł Zinha. Zabójca niezdarnie parował szybkie ciosy ostrza wykutego nad Czarną Zatoką. W końcu kopnął w brzuch rycerza, który padł na ziemię. Kevaron zacisnął zęby, zmierzył wzrokiem tzrech przeciwników i zasyczał:
- Jeszcze się policzymy!
Następnie odwrócił się i zerwał do biegu. Galavandrel przełknął krew z policzka i piekący ból w boku po czym wraz z Brochem ruszył za nim. Cisnął jeszcze, niecelnie, wyjętym z buta nożem. Zabójca kopnął w biegu podnoszącego się Konrada, dotarł do drewnianego płotu okalającego gospodę i przeskoczył.
W tym samym momencie usłyszeliście huk wybijanej szyby na piętrze i po chwili dostrzegliście jak wypada z niej Ravandil wprost na ten sam wóz z plandeką na którym wcześniej wylądowali Ninerl i Konrad. Stoczył się z niego na ziemię. Podnosił się z trudem, z jego głowy płynęła strużka krwi.
Kevarona nie było widać. Dopiero po chwili dostrzegliście go, jak gramolił się do położonych kawałek dalej zarośli.
Równocześnie usłyszeliście jakiś hałas z tyłu. Na tył zajazdu wpadło kilka osób, w tym żołnierze garnizonu z kuszami, gospodarz z garłaczem i znany wam już mnich sigmarycki. Sądząc po wrzawie z tyłu czekało jeszcze kilkunastu ludzi.
Ravandil
- Nie czuję potrzeby by ci się z czegokolwiek tłumaczyć, elfie... Nie wykorzystałeś swojej szansy...
Mężczyzna uśmiechnął się ponuro po czym machnął ręką. W mgnieniu oka poczułeś jak twoje ciało staje się bezwładne i nie słucha poleceń umysłu. Siwy rzucił tobą wprost w okno znajdujące się za twoimi plecami. Nie mogłeś nic zrobić, opór nie miał sensu. Czułeś się jak szmaciana lalka którą ktoś postanowił rzucić w kąt. Tylko że w twoim przypadku nie kąt był miejscem docelowym wycieczki. Z rumorem uderzyłeś w okno wybijajac szybę i wypadłeś na zewnątrz wprost na jakiś wóz przykryty plandeką pozostawiony z tyłu zajazdu. Odbiłeś się miękko od niego po czym runąłeś na pokrytą śniegiem i zmarzliną ziemię. Byłeś lekko zamroczony, widziałeś jak z rany na głowie spływa delikatna czerwona strużka kontrastująca z bielą śniegu. Uniosłeś wzrok - nieopodal leżał Konrad, kilka kroków ciebie Ninerl chwytała niezdarnie za miecz - z jej krwawiącego boku wystawała pozostałość po strzale, a wielki, czarnowłosy mężczyzna przeskakiwał właśnie za płot gospody zmierzając w pobliskie zarośla.
Wszyscy
Chwilę potem usłyszeliście potężny huk. Spojrzeliście za siebie i w miejscu gdzie na piętrze znajdował się pokój Diega dostrzegliście teraz wielką, wybitą w ścianie dziurę. W jednej chwili, pod wpływem uderzenia, wraz z oszroniałymi deskami wypadł stamtąd mężczyzna, który przed chwilą wyrzucił przez okno Ravandila. Zatoczył się kilka razy po ziemi lądując kilka metrów od broczącej krwią Miaulin. Z jego wargi płynęła krew. Nie wiedzieliście chwilowo o co chodzi, jednak po chwili w miejscu gdzie znajdowała się wyrwa na piętrze pojawiła się... Elissa. Stary podniósł się na równe nogi patrząc na dziewczynę.
-Mocno mnie poturbowałaś, dziwko! - warknął otrzepując czarne szaty ze szronu.
Kobieta Brocha skoczyła z piętra, jednak nie spadła ciężko na ziemię jak się spodziewaliście. Niesiona jakby wiatrem wylądowała miękko tuż obok Konrada, który z rozbitym nosem podnosił się już z ziemi. Widząc wasze zdziwienie, uśmiechnęła się ciepło i rzekła:
- Naprawdę nazywam się Elissa Ivanović i jestem mistrzynią magii Tradycji Lodu. Pozostałe wyjaśnienia później... - Broch migiem rozpoznał w jej głosie ukrywany dotąd kislevski akcent. Chwilę potem w jej dłoni jakby znikąd pojawił się lodowy kostur. Spojrzała ponuro na siwego. - Wreszcie się spotykamy, Jonasie Eigler. Ten fort będzie twoim grobem! - mówiła zimno, jak nigdy dotąd.
- To się jeszcze okaże, lodowa dziwko! - czarnoskiężnik wstał z trudem na równe nogi po czym wymamrotał coś pod nosem. - Poczujcie gniew Tzeentcha!!
Nagle z obu jego dłoni wystrzeliły dwie błękitno-pomarańczowe kule ognia, które z niesamowiytą szybkością zbliżały się do Konrada, Ninerl i stojącej obok Elissy. Czarodziejka machnęła kosturem po czym przed trójką pojawiła się znikąd wysoka na dwa metry ściana lodu, która przyjęła na siebie uderzenie kul rozsypując się w drobny mak.
- Nie rozśmieszaj mnie – rzuciła, uśmiechając się chłodno. Śnieg i wiatr przybrały na sile, jednak Elissa zdawała się w ogóle tego nie odczuwać. Stary dyszał jakby wychędożył z dziesięć dziwek, widać zaklęcie trochę go zmęczyło.- Wreszcie odpowiesz za śmierć mojej siostry, śmieciu!
Wypowiedziała pod nosem kilka niezrozumiałych dla was słów i z palców lewej dłoni wystrzeliło pięć dużych, naładowanych błękitną energią magicznych sopli. Czarnoksiężnik na szybko wypowiedział zaklęcie, lecz magiczna tarcza jaką udało mu się wokół siebie stworzyć, ochroniła go zaledwie połowicznie. Jeden z sopli wbił się w bark mężczyzny odrzucając go w tył, buchnęła krew. Stary padł na ziemię, Elissa zbierała siły, Miaulin leżała w kałuży krwi, Kevaron znikał w zaroślach. Nie było czasu do stracenia, musieliście działać szybko.
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Ninerl, Galavandrel, Konrad, Broch
Chwilę trwało nim na wielkim, pokrytym śniegiem placu za gospodą pojawił się Zinha. Widząc całą sytuację, z mieczem uniesionym do góry, powiedział do Kevarona.
- Tylko spokojnie, nie rób jej krzywdy... Zrobimy co każesz...
Widząc że rycerz chwilowo zajął Kevarona, Galavandrel postanowił wypuścić strzałę. Zabójca dostrzegł ten ruch. W momencie wystrzału Kevaron uniósł w zamaszystym ruchu łokieć gdy jego ostrze zbliżało się do gardła elfki. Uważny obserwator mógłby zauważyć, że Gal nie celuje w niemal zasłoniętą przez Miaulin głowę Kevarona, lecz właśnie w ów odsłonięty łokieć zabójcy. Pocisk w ułamku sekundy przemierzył odległość i eksplodując krwawą mgiełką przeszył ramię... Miaulin. Równocześnie Kevaron, który się zachwiał pod wpływem trafienia zakładniczki i jednoczesnego rzucenia się i uderzenia jej łokciem, przejechał krzywo mieczem po jej gardle. Z szyi elfki buchnęła fontanna krwi. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i rozchyliła w niemym krzyku usta gdy zabójca ją puszczał. W eksplozji przerażenia i bólu widziała Galavandrela stojącego z wyciągniętym łukiem jak posąg, krzyczącego coś Konrada i Ninerl. Bezwładnie zatoczyła się, jęknęła cicho i padła na ziemię.
Wszystko działo się zbyt szybko, by ktokolwiek zdołał zareagować. Miaulin leżała w kałuży krwi. Kevaron warknął coś pod nosem i ruszył na Galavandrela, jednocześnie lewą ręką szukając czegoś w odzieniu. Galavandrel czekał z wymierzonym łukiem. Cóż było lepszego niż podpuścić wroga na trzy metry i palnąć mu w łeb? dil Vallor dopiero w chwili gdy gwiaździste ostrze leciało ku niemu zorientował się co tamten trzymał w dłoni. Stalowa gwiazda wymierzona pewnie między oczy wbiła mu się w policzek. Elf wrzasnął wyrywając sobie zębate ostrze z twarzy. Następnie, starając się przemóc ból, widząc zbliżającego się wroga, wypuścił strzałę. Strzała ponownie trafiła, tym razem właściwy cel. W lewy bark. Chlusnęła krew. Kevaron zachwiał się, zatrzymał nagle z opuszczoną głową. Z pod burzy włosów szeptał jakieś słowa. Wreszcie podniósł twarz, z której biło szaleństwo.
- Hashashin! – Powiedział.
I ruszył naprzód. Galavandrel zadrżał pod wpływem tych słów. Plując krwią z dziury w policzku odrzucił łuk i sięgnął po miecz.
Elf skoczył na zabójcę. Stopy niepewnie stąpały po śliskim śniegu. Ostrza zatańczyły w mroku. Tamten był szybki, walczył jedną ręką, w szermierczej pozycji odwrócony bokiem. Galavandrel zamachnął się mieczem, trafiła na miecz przeciwnika. Ostrza przejechały po sobie krzesząc snop iskier. Doskoczył z boku Konrad, który dobył swego miecza mierząc nim we wroga. Przeciwnik odskoczył od Gala inatarł na akolitę z takimi impetem że wytrącił po chwili broń z jego ręki i z rozpędu walnął w nos chłopaka rękojeścią miecza. Boveńczyk zalał się posoką i nakrył nogami. Kevaron usłyszał świst i uchylił się w ostatniej chwili. Ostry miecz Galavandrela uciął mu kosmyk włosów. Sparował jeszcze jeden cios i przeszedł do ofensywy. Strzelec bronił się balansując na śliskiej nawierzchni. W pewnym momencie chciał przejść do kontrataku i nie zdążył z zasłoną. Kevaron zachwiał się na śniegu i to uratowało życie elfa. Wroga klinga tylko nieznacznie zagłębiła się w ciało i zjechała po żebrach. dil Vallor za plecami poczuł masywną ścianę gospody. Kevaron wyszarpnął broń do ciosu, który Gal sparował, wiedząc już, że następnego nie da rady. Miecz wroga uniósł się nad nim...by zatrzymać się na ostrzu wielkiego miecza Brocha.
- Spierdalaj łachu! – zakrzyknął najemnik. Middenlandczyk zablokował cios wymierzony w elfa jednocześnie uderzając zabójcę głową. – Wszystko w porządku? – zwrócił się do ocalonego.
Popchnięty Kevaron zachwiał się i przyklęknął na jedno kolano. Przez jego twarz przeszedł spazm. Zdaje się, że zaczął odczuwać ranę od strzały. Wtedy natarł Zinha. Zabójca niezdarnie parował szybkie ciosy ostrza wykutego nad Czarną Zatoką. W końcu kopnął w brzuch rycerza, który padł na ziemię. Kevaron zacisnął zęby, zmierzył wzrokiem tzrech przeciwników i zasyczał:
- Jeszcze się policzymy!
Następnie odwrócił się i zerwał do biegu. Galavandrel przełknął krew z policzka i piekący ból w boku po czym wraz z Brochem ruszył za nim. Cisnął jeszcze, niecelnie, wyjętym z buta nożem. Zabójca kopnął w biegu podnoszącego się Konrada, dotarł do drewnianego płotu okalającego gospodę i przeskoczył.
W tym samym momencie usłyszeliście huk wybijanej szyby na piętrze i po chwili dostrzegliście jak wypada z niej Ravandil wprost na ten sam wóz z plandeką na którym wcześniej wylądowali Ninerl i Konrad. Stoczył się z niego na ziemię. Podnosił się z trudem, z jego głowy płynęła strużka krwi.
Kevarona nie było widać. Dopiero po chwili dostrzegliście go, jak gramolił się do położonych kawałek dalej zarośli.
Równocześnie usłyszeliście jakiś hałas z tyłu. Na tył zajazdu wpadło kilka osób, w tym żołnierze garnizonu z kuszami, gospodarz z garłaczem i znany wam już mnich sigmarycki. Sądząc po wrzawie z tyłu czekało jeszcze kilkunastu ludzi.
Ravandil
- Nie czuję potrzeby by ci się z czegokolwiek tłumaczyć, elfie... Nie wykorzystałeś swojej szansy...
Mężczyzna uśmiechnął się ponuro po czym machnął ręką. W mgnieniu oka poczułeś jak twoje ciało staje się bezwładne i nie słucha poleceń umysłu. Siwy rzucił tobą wprost w okno znajdujące się za twoimi plecami. Nie mogłeś nic zrobić, opór nie miał sensu. Czułeś się jak szmaciana lalka którą ktoś postanowił rzucić w kąt. Tylko że w twoim przypadku nie kąt był miejscem docelowym wycieczki. Z rumorem uderzyłeś w okno wybijajac szybę i wypadłeś na zewnątrz wprost na jakiś wóz przykryty plandeką pozostawiony z tyłu zajazdu. Odbiłeś się miękko od niego po czym runąłeś na pokrytą śniegiem i zmarzliną ziemię. Byłeś lekko zamroczony, widziałeś jak z rany na głowie spływa delikatna czerwona strużka kontrastująca z bielą śniegu. Uniosłeś wzrok - nieopodal leżał Konrad, kilka kroków ciebie Ninerl chwytała niezdarnie za miecz - z jej krwawiącego boku wystawała pozostałość po strzale, a wielki, czarnowłosy mężczyzna przeskakiwał właśnie za płot gospody zmierzając w pobliskie zarośla.
Wszyscy
Chwilę potem usłyszeliście potężny huk. Spojrzeliście za siebie i w miejscu gdzie na piętrze znajdował się pokój Diega dostrzegliście teraz wielką, wybitą w ścianie dziurę. W jednej chwili, pod wpływem uderzenia, wraz z oszroniałymi deskami wypadł stamtąd mężczyzna, który przed chwilą wyrzucił przez okno Ravandila. Zatoczył się kilka razy po ziemi lądując kilka metrów od broczącej krwią Miaulin. Z jego wargi płynęła krew. Nie wiedzieliście chwilowo o co chodzi, jednak po chwili w miejscu gdzie znajdowała się wyrwa na piętrze pojawiła się... Elissa. Stary podniósł się na równe nogi patrząc na dziewczynę.
-Mocno mnie poturbowałaś, dziwko! - warknął otrzepując czarne szaty ze szronu.
Kobieta Brocha skoczyła z piętra, jednak nie spadła ciężko na ziemię jak się spodziewaliście. Niesiona jakby wiatrem wylądowała miękko tuż obok Konrada, który z rozbitym nosem podnosił się już z ziemi. Widząc wasze zdziwienie, uśmiechnęła się ciepło i rzekła:
- Naprawdę nazywam się Elissa Ivanović i jestem mistrzynią magii Tradycji Lodu. Pozostałe wyjaśnienia później... - Broch migiem rozpoznał w jej głosie ukrywany dotąd kislevski akcent. Chwilę potem w jej dłoni jakby znikąd pojawił się lodowy kostur. Spojrzała ponuro na siwego. - Wreszcie się spotykamy, Jonasie Eigler. Ten fort będzie twoim grobem! - mówiła zimno, jak nigdy dotąd.
- To się jeszcze okaże, lodowa dziwko! - czarnoskiężnik wstał z trudem na równe nogi po czym wymamrotał coś pod nosem. - Poczujcie gniew Tzeentcha!!
Nagle z obu jego dłoni wystrzeliły dwie błękitno-pomarańczowe kule ognia, które z niesamowiytą szybkością zbliżały się do Konrada, Ninerl i stojącej obok Elissy. Czarodziejka machnęła kosturem po czym przed trójką pojawiła się znikąd wysoka na dwa metry ściana lodu, która przyjęła na siebie uderzenie kul rozsypując się w drobny mak.
- Nie rozśmieszaj mnie – rzuciła, uśmiechając się chłodno. Śnieg i wiatr przybrały na sile, jednak Elissa zdawała się w ogóle tego nie odczuwać. Stary dyszał jakby wychędożył z dziesięć dziwek, widać zaklęcie trochę go zmęczyło.- Wreszcie odpowiesz za śmierć mojej siostry, śmieciu!
Wypowiedziała pod nosem kilka niezrozumiałych dla was słów i z palców lewej dłoni wystrzeliło pięć dużych, naładowanych błękitną energią magicznych sopli. Czarnoksiężnik na szybko wypowiedział zaklęcie, lecz magiczna tarcza jaką udało mu się wokół siebie stworzyć, ochroniła go zaledwie połowicznie. Jeden z sopli wbił się w bark mężczyzny odrzucając go w tył, buchnęła krew. Stary padł na ziemię, Elissa zbierała siły, Miaulin leżała w kałuży krwi, Kevaron znikał w zaroślach. Nie było czasu do stracenia, musieliście działać szybko.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Najemnik w porę pojawił się na polu walki i sparował ostrze zmierzające ku szyi Galavandrela, ratując w ten sposób towarzysza. Spytał czy wszystko z nim w porządku po czym ruszył za uciekającym Kevaronem. Gdy usłyszał potężny huk dochodzący od strony zajazdu odwrócił głowę. Najpierw zobaczył leżącego obok Ninerl Ravandila, a potem jakiegoś siwego faceta. No i wreszcie ją... Elissę. Gdy powiedziała kim jest, najemnik doznał wewnętrznego szoku. Co prawda od pewnego czasu podejrzewał ją o inne talenty, lecz nie sądził że ta dziewka jest Czarodziejką Lodu! Na Ulryka! Cały obraz tej dziewczyny jaki do tej pory stworzył w swoim umyśle najemnik runął jak domek z kart. Nie wiedział, czy ma się na nią gniewać za to że nie powiedziała mu kim jest naprawdę, czy po walce podziękować za pomoc. Setki myśli przebiegały mu przez głowę i dla żadnego z pytań nie potrafił znaleźć chwilowo odpowiedzi. Dla obserwatorów wahanie olbrzyma nie trwało nawet ułamka sekundy, nie znać było po nim wewnętrznej walki, którą stoczył przed chwilą z samym sobą. W końcu wziął się w garść.
- Konrad, spróbuj dostać się do Miaulin i sprawdź co z nią! Jeśli jeszcze żyje spróbuj zatamować krwawienie! Ravandil, zajmij się Ninerl, potrzebuje tego! I, na Ulryka, wyślijcie tego siwego chaosytę tam gdzie jego miejsce ! - warknął najemnik. „Później sobie porozmawiamy, Kochanie”, pomyślał patrząc na czarodziejkę. - Ja, Gal i Zinha idziemy za Kevaronem. Tym razem nie ujdzie żywy!
Broch spojrzał na krwawiącego Galavandrela.
- Dasz radę ruszyć w pościg za tym sukinsynem? Ostro się z tobą obszedł...
Mimo iż podróżowali ze sobą dość krótko, Broch znał determinację kompana i wiedział że odpowiedź może być tylko jedna. Skinął głową na Zinhę, podniósł miecz do góry i ruszył biegiem za uciekającym zabójcą. Bitewny szał coraz bardziej w nim wzbierał gdy z gracją i szybkością przeskoczył płot gospody kierując się w stronę zarośli.
Najemnik w porę pojawił się na polu walki i sparował ostrze zmierzające ku szyi Galavandrela, ratując w ten sposób towarzysza. Spytał czy wszystko z nim w porządku po czym ruszył za uciekającym Kevaronem. Gdy usłyszał potężny huk dochodzący od strony zajazdu odwrócił głowę. Najpierw zobaczył leżącego obok Ninerl Ravandila, a potem jakiegoś siwego faceta. No i wreszcie ją... Elissę. Gdy powiedziała kim jest, najemnik doznał wewnętrznego szoku. Co prawda od pewnego czasu podejrzewał ją o inne talenty, lecz nie sądził że ta dziewka jest Czarodziejką Lodu! Na Ulryka! Cały obraz tej dziewczyny jaki do tej pory stworzył w swoim umyśle najemnik runął jak domek z kart. Nie wiedział, czy ma się na nią gniewać za to że nie powiedziała mu kim jest naprawdę, czy po walce podziękować za pomoc. Setki myśli przebiegały mu przez głowę i dla żadnego z pytań nie potrafił znaleźć chwilowo odpowiedzi. Dla obserwatorów wahanie olbrzyma nie trwało nawet ułamka sekundy, nie znać było po nim wewnętrznej walki, którą stoczył przed chwilą z samym sobą. W końcu wziął się w garść.
- Konrad, spróbuj dostać się do Miaulin i sprawdź co z nią! Jeśli jeszcze żyje spróbuj zatamować krwawienie! Ravandil, zajmij się Ninerl, potrzebuje tego! I, na Ulryka, wyślijcie tego siwego chaosytę tam gdzie jego miejsce ! - warknął najemnik. „Później sobie porozmawiamy, Kochanie”, pomyślał patrząc na czarodziejkę. - Ja, Gal i Zinha idziemy za Kevaronem. Tym razem nie ujdzie żywy!
Broch spojrzał na krwawiącego Galavandrela.
- Dasz radę ruszyć w pościg za tym sukinsynem? Ostro się z tobą obszedł...
Mimo iż podróżowali ze sobą dość krótko, Broch znał determinację kompana i wiedział że odpowiedź może być tylko jedna. Skinął głową na Zinhę, podniósł miecz do góry i ruszył biegiem za uciekającym zabójcą. Bitewny szał coraz bardziej w nim wzbierał gdy z gracją i szybkością przeskoczył płot gospody kierując się w stronę zarośli.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Sytuacja była napięta do granic możliwości. Kevaron i Galavandrel w milczeniu patrzyli się na siebie stojąc naprzeciw. Żaden nie chciał odpuścić, żaden nie mógł odpuścić. Sytuacja patowa. Po chwili na placu pojawił się Zinha. „Cholera jasna. Czemu ci rycerze są zawsze tacy honorowi? Nie mógł go po prostu skasować od tyłu?” Zinha zmarnował przewagę zaskoczenia, ale odwrócił na chwilę uwagę Kevarona. Na tyle, aby Gal zdążył przymierzyć i strzelić. Precyzyjnie mierzona strzała pomknęła w kierunku łokcia zabójcy. Ten jednak zorientował się i w ostatniej chwili przesunął się nieznacznie. Strzała trafiła w ramię Miaulin, elfka zatoczyła się do tyłu i uderzyła Kevarona łokciem. Zabójca pod wpływem uderzenia również stracił na chwilę równowagę, nie na tyle jednak, aby nie zdążyć poderżnąć gardła Miaulin. Młoda dziewczyna upadła na ziemię w kałuży krwi.
-MIAULIN!!!! RATUJCIE JĄ! BŁAGAM! Krzyk Gala był głośniejszy niż wiatr. Można było odnieść wrażenie, że był głośniejszy niż wodogrzmoty, obok których drużyna niedawno wędrowała. Krzyk przerażenia, złości, poczucia winy. „Co ja zrobiłem? Co ja powiem Ninerl? Jaki ja jestem głupi”. W głowie strzelca zakotłował się tuzin myśli i wspomnień. Powoli, zaczęło go ogarniać uczucie rozpaczy. „Nie teraz. Kurwa, nie teraz. Masz coś do zrobienia”. Elf spojrzał na szarżującego Kevarona. Wymierzył łuk i mruknął pod nosem.
-Już nie żyjesz śmieciu. Galavandrel chciał podpuścić zabójcę na jak najbliższą odległość.
Swój błąd uświadomił sobie w momencie, gdy stalowa gwiazda wbiła się w jego policzek. Walcząc z bólem wyrwał ją i posłał strzałę, która trafiła Kevarona w bark. „Jeden jeden”. Mimo poważnej rany, zabójca zatrzymał się tylko na chwilę, Mruknął coś pod nosem i ruszył na strzelca. Gal odrzucił łuk i dobył miecza. Ostrza wojowników złączyły się w śmiertelnym tańcu. Elf nie był mistrzem szermierki, zdecydowanie lepiej radził sobie na dystans, mimo to potrafił władać mieczem całkiem dobrze. Dwójka walczyła ze sobą na śliskim śniegu. Obaj wiedzieli, że w tej walce, pierwszy błąd może być tym ostatnim. Po chwili do walczących dołączył Konrad, jednak Kevaron szybko rozbroił akolitę i wyeliminował go z dalszej walki. Elf o mało co nie skróciłby zabójcy o głowę, ale ten w ostatniej chwili odchylił się tracąc zaledwie kosmyk włosów. Po chwili Kevaron przejął inicjatywę, w szaleńczych atakach nacierając na strzelca. Gal z trudem parował wszystkie ciosy. W pewnym momencie przy próbie kontrataku odsłonił się za bardzo, co natychmiast wykorzystał zabójca. Na szczęście śliski grunt uratował elfa przed śmiercią. Miecz wroga, zagłębił się tylko nieznacznie w ciało elfa, jednak cios ten zdecydowanie przechylił szalę zwycięstwa na korzyść Kevarona. Na szczęście w porę pojawił się Werner. Najemnik sparował cios zabójcy, który prawdopodobnie rozpłatałby czaszkę Gala.
-W porządku. Bywało gorzej. Odpowiedział. W tym momencie do walki włączył się Zinha. „Nareszcie”. Elf chciał podziękować najemnikowi jeszcze raz, ale huk z tyłu rozproszył jego uwagę. Ravandil wyleciał przez okno. Kevaron uciekał, jacyś ludzie zbierali się na tyłach zajazdu. Jakby tego było mało po chwili ściana z tyłu eksplodowała i kolejna osoba tym razem jakiś siwy starzec wyleciał na podwórze. Zaraz potem pojawiła się Elissa. „Mag lodu? Osz ty… Zaskakujesz, dziewczyno”. Chaos był absolutny. Na szczęście Broch zachował odrobinę zimnej krwi i szybko porozdzielał zadania, po czym spojrzał na Gala.
„- Dasz radę ruszyć w pościg za tym sukinsynem? Ostro się z tobą obszedł...”. Dla elfa to pytanie było najlepszą motywacją. Rana na twarzy piekła, ale nie była poważna. Cięcie na klatce piersiowej również nie było zbyt głębokie. Elf powoli podniósł głowę i spojrzał na najemnika. Jego spojrzenie było zabijające. Przymrużone oczy płonęły ogniem nienawiści. Wyraz twarzy elfa dawał jasno do zrozumienia, co ten ma zamiar uczynić.
- Ten skurwysyn, jest mój. Galavandrel naciągnął kaptur na głowę i ruszył za Brochem. Adrenalina pozwalała mu zapomnieć o bólu. Szybkimi susami podążył w pościg za zabójcą. Przeskoczył płot i zdjął łuk z pleców. „Zabiję cię ty gnoju. Zabiję. ZABIJĘ!!!” Biegnąc, elf myślał o Miaulin. O tym jak szafował jej życiem. O tym jak znów musiał podjąć trudną decyzję. Czy właściwą? O tym dopiero miał się przekonać.
Sytuacja była napięta do granic możliwości. Kevaron i Galavandrel w milczeniu patrzyli się na siebie stojąc naprzeciw. Żaden nie chciał odpuścić, żaden nie mógł odpuścić. Sytuacja patowa. Po chwili na placu pojawił się Zinha. „Cholera jasna. Czemu ci rycerze są zawsze tacy honorowi? Nie mógł go po prostu skasować od tyłu?” Zinha zmarnował przewagę zaskoczenia, ale odwrócił na chwilę uwagę Kevarona. Na tyle, aby Gal zdążył przymierzyć i strzelić. Precyzyjnie mierzona strzała pomknęła w kierunku łokcia zabójcy. Ten jednak zorientował się i w ostatniej chwili przesunął się nieznacznie. Strzała trafiła w ramię Miaulin, elfka zatoczyła się do tyłu i uderzyła Kevarona łokciem. Zabójca pod wpływem uderzenia również stracił na chwilę równowagę, nie na tyle jednak, aby nie zdążyć poderżnąć gardła Miaulin. Młoda dziewczyna upadła na ziemię w kałuży krwi.
-MIAULIN!!!! RATUJCIE JĄ! BŁAGAM! Krzyk Gala był głośniejszy niż wiatr. Można było odnieść wrażenie, że był głośniejszy niż wodogrzmoty, obok których drużyna niedawno wędrowała. Krzyk przerażenia, złości, poczucia winy. „Co ja zrobiłem? Co ja powiem Ninerl? Jaki ja jestem głupi”. W głowie strzelca zakotłował się tuzin myśli i wspomnień. Powoli, zaczęło go ogarniać uczucie rozpaczy. „Nie teraz. Kurwa, nie teraz. Masz coś do zrobienia”. Elf spojrzał na szarżującego Kevarona. Wymierzył łuk i mruknął pod nosem.
-Już nie żyjesz śmieciu. Galavandrel chciał podpuścić zabójcę na jak najbliższą odległość.
Swój błąd uświadomił sobie w momencie, gdy stalowa gwiazda wbiła się w jego policzek. Walcząc z bólem wyrwał ją i posłał strzałę, która trafiła Kevarona w bark. „Jeden jeden”. Mimo poważnej rany, zabójca zatrzymał się tylko na chwilę, Mruknął coś pod nosem i ruszył na strzelca. Gal odrzucił łuk i dobył miecza. Ostrza wojowników złączyły się w śmiertelnym tańcu. Elf nie był mistrzem szermierki, zdecydowanie lepiej radził sobie na dystans, mimo to potrafił władać mieczem całkiem dobrze. Dwójka walczyła ze sobą na śliskim śniegu. Obaj wiedzieli, że w tej walce, pierwszy błąd może być tym ostatnim. Po chwili do walczących dołączył Konrad, jednak Kevaron szybko rozbroił akolitę i wyeliminował go z dalszej walki. Elf o mało co nie skróciłby zabójcy o głowę, ale ten w ostatniej chwili odchylił się tracąc zaledwie kosmyk włosów. Po chwili Kevaron przejął inicjatywę, w szaleńczych atakach nacierając na strzelca. Gal z trudem parował wszystkie ciosy. W pewnym momencie przy próbie kontrataku odsłonił się za bardzo, co natychmiast wykorzystał zabójca. Na szczęście śliski grunt uratował elfa przed śmiercią. Miecz wroga, zagłębił się tylko nieznacznie w ciało elfa, jednak cios ten zdecydowanie przechylił szalę zwycięstwa na korzyść Kevarona. Na szczęście w porę pojawił się Werner. Najemnik sparował cios zabójcy, który prawdopodobnie rozpłatałby czaszkę Gala.
-W porządku. Bywało gorzej. Odpowiedział. W tym momencie do walki włączył się Zinha. „Nareszcie”. Elf chciał podziękować najemnikowi jeszcze raz, ale huk z tyłu rozproszył jego uwagę. Ravandil wyleciał przez okno. Kevaron uciekał, jacyś ludzie zbierali się na tyłach zajazdu. Jakby tego było mało po chwili ściana z tyłu eksplodowała i kolejna osoba tym razem jakiś siwy starzec wyleciał na podwórze. Zaraz potem pojawiła się Elissa. „Mag lodu? Osz ty… Zaskakujesz, dziewczyno”. Chaos był absolutny. Na szczęście Broch zachował odrobinę zimnej krwi i szybko porozdzielał zadania, po czym spojrzał na Gala.
„- Dasz radę ruszyć w pościg za tym sukinsynem? Ostro się z tobą obszedł...”. Dla elfa to pytanie było najlepszą motywacją. Rana na twarzy piekła, ale nie była poważna. Cięcie na klatce piersiowej również nie było zbyt głębokie. Elf powoli podniósł głowę i spojrzał na najemnika. Jego spojrzenie było zabijające. Przymrużone oczy płonęły ogniem nienawiści. Wyraz twarzy elfa dawał jasno do zrozumienia, co ten ma zamiar uczynić.
- Ten skurwysyn, jest mój. Galavandrel naciągnął kaptur na głowę i ruszył za Brochem. Adrenalina pozwalała mu zapomnieć o bólu. Szybkimi susami podążył w pościg za zabójcą. Przeskoczył płot i zdjął łuk z pleców. „Zabiję cię ty gnoju. Zabiję. ZABIJĘ!!!” Biegnąc, elf myślał o Miaulin. O tym jak szafował jej życiem. O tym jak znów musiał podjąć trudną decyzję. Czy właściwą? O tym dopiero miał się przekonać.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Wszystko potoczyło się za szybko.. Zjawił się Zinha, Galavandrel wystrzelił i trafił Miaulin, a Kevaron przejechał ostrzem po jej gardle.
Ninerl zawyła z frustracji i wściekłosci. Puściła miecz. Adrenalina zalała jej żyły, a dziewczyna zerwała się jednym ruchem i nie zawracając uwagi na rany, rzuciła się do leżącej siostry. Teraz nic sie nie liczyło poza nią.
"Może uda mi się powstrzymać krwotok" myślała, przyklękając.
Rozległ się huk, który chwilowo rozproszył jej uwagę. Okno rozpadło się w kawałki i wyleciał z niego Ravandil. Ninerl wytrzeszczyła oczy, ale zaraz potem zajęła się siostrę. Rwała właśnie swoją tunikę na strzępy, zupełnie ignorując fale bólu, zalewające jej ciało. "Muszę zrobić opaskę uciskową. Może powstrzyma krwotok" myślała, bandażując ranę, by powstrzymac wypływ krwi. Dla pewności ścisnęła brzegi rany palcami. Na bandażu pojawiły się czerwone plamy.
- Ravandil! Pomóż mi!- wrzasnęła, najgłośniej jak się da, mało nie mdlejąc, gdy grot się poruszył w ranie. Zacisnęła zęby i jakoś oprzytomniała. Dosłownie chwilę potem, z dziury wypadł jakiś mężczyzna, a za nim pojawiła się Elissa. Jej słowa zdumiały dziewczynę. "No, proszę" pomyślała. Zaraz potem skoncentrowała się wyłącznie na Miaulin.
- Znajdziemy go, obiecuję- powiedziała, starajac się nie dygotać. - Walcz, walcz! - mówiła cokolwiek, byle siostra nie straciła przytomności. Była nieco otępiała do ran i zimna. "Może dobrze, że jest zimno" myślała, ściskajac brzegi rany, razme z bandażem "Spowolnia to przepływ krwi." Z niezwykłą ostrością uświadomiła sobie, że właśnie jej siostra za kilka chwil może się osunąć w niebyt. W oczach Ninerl pojawiły się łzy. "Nie teraz, cholera, nie teraz" zamrugała oczami, by widzieć dokładniej...
Wszystko potoczyło się za szybko.. Zjawił się Zinha, Galavandrel wystrzelił i trafił Miaulin, a Kevaron przejechał ostrzem po jej gardle.
Ninerl zawyła z frustracji i wściekłosci. Puściła miecz. Adrenalina zalała jej żyły, a dziewczyna zerwała się jednym ruchem i nie zawracając uwagi na rany, rzuciła się do leżącej siostry. Teraz nic sie nie liczyło poza nią.
"Może uda mi się powstrzymać krwotok" myślała, przyklękając.
Rozległ się huk, który chwilowo rozproszył jej uwagę. Okno rozpadło się w kawałki i wyleciał z niego Ravandil. Ninerl wytrzeszczyła oczy, ale zaraz potem zajęła się siostrę. Rwała właśnie swoją tunikę na strzępy, zupełnie ignorując fale bólu, zalewające jej ciało. "Muszę zrobić opaskę uciskową. Może powstrzyma krwotok" myślała, bandażując ranę, by powstrzymac wypływ krwi. Dla pewności ścisnęła brzegi rany palcami. Na bandażu pojawiły się czerwone plamy.
- Ravandil! Pomóż mi!- wrzasnęła, najgłośniej jak się da, mało nie mdlejąc, gdy grot się poruszył w ranie. Zacisnęła zęby i jakoś oprzytomniała. Dosłownie chwilę potem, z dziury wypadł jakiś mężczyzna, a za nim pojawiła się Elissa. Jej słowa zdumiały dziewczynę. "No, proszę" pomyślała. Zaraz potem skoncentrowała się wyłącznie na Miaulin.
- Znajdziemy go, obiecuję- powiedziała, starajac się nie dygotać. - Walcz, walcz! - mówiła cokolwiek, byle siostra nie straciła przytomności. Była nieco otępiała do ran i zimna. "Może dobrze, że jest zimno" myślała, ściskajac brzegi rany, razme z bandażem "Spowolnia to przepływ krwi." Z niezwykłą ostrością uświadomiła sobie, że właśnie jej siostra za kilka chwil może się osunąć w niebyt. W oczach Ninerl pojawiły się łzy. "Nie teraz, cholera, nie teraz" zamrugała oczami, by widzieć dokładniej...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Elf zacisnął zęby, by nie dać poznać, że jest zdenerwowany. Nieznajomy zwrócił się do niego słowami - Nie czuję potrzeby by ci się z czegokolwiek tłumaczyć, elfie... Nie wykorzystałeś swojej szansy...-. Potem mężczyzna machnął ręką i... no właśnie. Ravandil poczuł się dziwnie, jednocześnie bardzo lekko, a z drugiej strony czuł się skrępowany. Wiedział, że żaden opór wobec magii nie ma sensu. Następnie mag zamachnął się i elf z hukiem wyleciał przez okno. Przez te kilka chwil lotu nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Ściany korytarza mignęły mu przed oczami, a potem tylko czuł, jak odbija się od czegoś miękkiego, a następnie pada na już nie tak miękką ziemię.
Ravandil powoli podniósł się z ziemi. Był nieco oszołomiony, widział cieknącą mu po głowie strużkę krwi. Jednak to było nic przy tym, co zobaczył obok... Czego jak czego, ale leżącego nieopodal Konrada i oddalonej o kilka kroków rannej Ninerl się nie spodziewał. Jakby tego było mało jakiś wielki facet przeskakiwał płot i zniknął w zaroślach. Elf zerwał się na nogi i skoczył ku towarzyszom. Ninerl po kilku chwilach skoczyła do Miaulin, leżącej z poderżniętym gardłem... Nie, nie tak to wszystko miało pójść.
To, co się działo potem, już maksymalnie zadziwiło elfa. Z lekkim niedowierzaniem przyglądał się walce Elissy i maga. "Mistrzyni magii Tradycji Lodu? Coś takiego..." pomyślał elf. Przemknęło mu też na myśl, że Konradowi ulży, że kobieta nie jest powiązana z Chaosem... Co wcale nie oznacza, że w pełni ją zaakceptuje. Po wszystkim spojrzał na Brocha. Ten szybko rozdzielił zadania i ruszył w pościg za Kevaronem. Ravandil zdjął płaszcz, po czym podszedł do Ninerl i zarzucił go na ramiona elfki. Następnie zwrócił się do Elissy Zajmij się Miaulin, ty jedna możesz jej pomóc.... Elf wziął dygocącą Ninerl pod rękę i usiadł z nią na ławce lub czymś innych, co nadawało się do siedzenia. Ironią losu byłoby przeziębić się przy opatrywaniu rany. Ravandil położył rękę na ramieniu elfki Nie martw się, wszystko będzie dobrze, zobaczysz... I Miaulin się jeszcze z tego wyliże... Elissa zajmowała się już nie takimi ranami, tylko spokojnie... Konrad też zna się na pomocy rannym "Znowu to <<spokojnie>>... Ciężko tu mówić o spokoju... A co JA bym zrobił, gdyby tu leżał mój brat lub siostra?" przemknęło mu przez myśl.
Ravandil z zamyślonym wyrazem twarzy poszperał po kieszeniach, licząc, że uda mu się znaleźć cokolwiek na chociaż prowizoryczny opatrunek.
Jeśli Ravandil widzi, że jest w stanie poradzić sobie z tą strzałą, to próbuje ją wyciągnąć. Jeśli nie, to albo prosi o pomoc Elissę, albo (jeśli zdrowie Ninerl pozwala) próbuje ją przetransportować w jakieś bardziej sprzyjające medycynie miejsce![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Elf zacisnął zęby, by nie dać poznać, że jest zdenerwowany. Nieznajomy zwrócił się do niego słowami - Nie czuję potrzeby by ci się z czegokolwiek tłumaczyć, elfie... Nie wykorzystałeś swojej szansy...-. Potem mężczyzna machnął ręką i... no właśnie. Ravandil poczuł się dziwnie, jednocześnie bardzo lekko, a z drugiej strony czuł się skrępowany. Wiedział, że żaden opór wobec magii nie ma sensu. Następnie mag zamachnął się i elf z hukiem wyleciał przez okno. Przez te kilka chwil lotu nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Ściany korytarza mignęły mu przed oczami, a potem tylko czuł, jak odbija się od czegoś miękkiego, a następnie pada na już nie tak miękką ziemię.
Ravandil powoli podniósł się z ziemi. Był nieco oszołomiony, widział cieknącą mu po głowie strużkę krwi. Jednak to było nic przy tym, co zobaczył obok... Czego jak czego, ale leżącego nieopodal Konrada i oddalonej o kilka kroków rannej Ninerl się nie spodziewał. Jakby tego było mało jakiś wielki facet przeskakiwał płot i zniknął w zaroślach. Elf zerwał się na nogi i skoczył ku towarzyszom. Ninerl po kilku chwilach skoczyła do Miaulin, leżącej z poderżniętym gardłem... Nie, nie tak to wszystko miało pójść.
To, co się działo potem, już maksymalnie zadziwiło elfa. Z lekkim niedowierzaniem przyglądał się walce Elissy i maga. "Mistrzyni magii Tradycji Lodu? Coś takiego..." pomyślał elf. Przemknęło mu też na myśl, że Konradowi ulży, że kobieta nie jest powiązana z Chaosem... Co wcale nie oznacza, że w pełni ją zaakceptuje. Po wszystkim spojrzał na Brocha. Ten szybko rozdzielił zadania i ruszył w pościg za Kevaronem. Ravandil zdjął płaszcz, po czym podszedł do Ninerl i zarzucił go na ramiona elfki. Następnie zwrócił się do Elissy Zajmij się Miaulin, ty jedna możesz jej pomóc.... Elf wziął dygocącą Ninerl pod rękę i usiadł z nią na ławce lub czymś innych, co nadawało się do siedzenia. Ironią losu byłoby przeziębić się przy opatrywaniu rany. Ravandil położył rękę na ramieniu elfki Nie martw się, wszystko będzie dobrze, zobaczysz... I Miaulin się jeszcze z tego wyliże... Elissa zajmowała się już nie takimi ranami, tylko spokojnie... Konrad też zna się na pomocy rannym "Znowu to <<spokojnie>>... Ciężko tu mówić o spokoju... A co JA bym zrobił, gdyby tu leżał mój brat lub siostra?" przemknęło mu przez myśl.
Ravandil z zamyślonym wyrazem twarzy poszperał po kieszeniach, licząc, że uda mu się znaleźć cokolwiek na chociaż prowizoryczny opatrunek.
Jeśli Ravandil widzi, że jest w stanie poradzić sobie z tą strzałą, to próbuje ją wyciągnąć. Jeśli nie, to albo prosi o pomoc Elissę, albo (jeśli zdrowie Ninerl pozwala) próbuje ją przetransportować w jakieś bardziej sprzyjające medycynie miejsce
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)