[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad pomachał dwoma symbolami Sigmara przed oczyma Ninerl, chwilę później przykładając je do czoła i ust elfki jednak zupełnie nic się nie wydarzyło. Ninerl nie krzyczała, ani w nic się nie przemieniła. Wszystko było w porządku.
Kilka sekund później ze stajni wrócił Broch a siedząca obok Ninerl Elissa odezwała się nagle, mówiąc pół-szeptem, tak, by tylko zgromadzeni przy stole mogli usłyszeć:
- Ten zajazd cały kipi od mrocznej magii, czuję to... - powiedziała. - Jej odór przesyca budynek, płynie poprzez ściany. Wiatry magii szaleją, aura jest zmącona. W tej izbie znajduje się pozostałość czegoś, co działo się w nocy.
W pewnej chwili zamknęła oczy i jakby odpłynęła na moment skupiając się na czymś. Po chwili otworzyła je i rzekła.
- Ślady prowadzą do jednej z wież budowli. - spojrzała wtem na strzelca, który oddawał się paleniu tytoniu. - Pójdziesz ze mną to sprawdzić, Galavandrelu?
Elf skinął jedynie głową.
Galavandrel
Udałeś się wraz z Elissą do południowej, wyższej wieży zajazdu, tam, skąd, jak twierdziła dziewczyna spływał strumień złej magii. Ponad waszym poziomem znajdowały się tu jeszcze dwa piętra. Okna były małe i brudne - na strome schody z trudem dostawało się światło. Były tu małe, jedno i dwuosobowe pokoje. Ty nie czułeś zupełnie nic, jednak wiedźma stała się nieco nerwowa. Wspięliście się oboje na poddasze i staneliście przed właściwymi drzwiami. Prócz tego pokoju był tu tylko strych - rupieciarnia. Dobiegało z niego szuranie myszy. Zza drzwi, które mieliście przed sobą, dobiegała cisza.
- Nie daj się zwieść tej ciszy, Galavandrelu... - Elissa spojrzała na Ciebie swymi czarnymi oczyma. W jej spojrzeniu dostrzegłeś coś dziwnego, było inne niż zawsze. - Czuję poza nią, jakby ciągłe pulsowanie, dudnienie mrocznej energii. Tylko cienka warstwa drewna oddziela nas od niej.
Zrobiłeś krok do przodu i nacisnąłeś klamkę.
Drzwi ustąpiły z jękiem. Pokój był pusty. Elissa cofnęła się z początku, tak cuchnęło czarnoksięstwem. Przez otwarte, wychodzące na zewnątrz fortu, okno wlewało się światło poranka. Oświetlało poprzewracane, rozrzucone sprzęty, zgasłe, niedopalone świece. Ślady czerwonej farby na ścianach - rozmazane ochronne sigle. Namalowany nią na podłodze pentagram. Farba była w wielu miejscach jakby stopiona pod wpływem żaru. Wśród setek rozmazanych i nieczytelnych kształtów znaleźliście liczne znaki Tzeentcha. I sigle Sfery Snu. Wszystko co się tu zdarzyło miało miejsce w nocy, już wiele godzin temu. Mimo to odór złej magii jaką wyczuwała Elissa świadczył o sile użytych zaklęć. Lokator opuścił pomieszczenie. Podszedłeś do okna i dowiedziałeś się którędy. Zaczepiony o parapet był hak do wspinaczki. W dole, ku ziemi, ciągnęła się lina, niemal niewidoczna na tle szarego muru. Podążyłeś wzrokiem dalej, ku kępie drzew za fortem, stromym zboczom góry, dalekim dolinom i pasmom. Ten kto odprawiał w nocy te mroczne rytuały, mógł być już daleko. Wróciłeś na środek pokoju i wpatrzyłeś się w napis na ścianie, który przykuł uwagę Elissy na tyle, że ta stała nieruchomo jeszcze przez kilka sekund. Czerwona farba głosiła:
TO CO NADEJDZIE JEST GORSZE NIŻ TO Z CZYM WALCZYCIE
WSZYSCY
Fort i zajazd pustoszał. Większość podróżnych udała się w drogę. Ruszył patrol jeźdzców do Wodogrzmotów Ghalmaraz, ruszyli kupcy, pielgrzymi. Wyjechał gospodarz do jednej z sąsiednich wiosek po zaopatrzenie. Wraz z jedną z karawan ruszył Uwe Schreyvogl ze sługą Glombem. Długo dziedziniec pobrzmiewał trzaskaniem lejc, krzykami ludzi i rżeniem koni, odgłosami zaprzęgania wozów do drogi. Wszystko to w akompaniamencie wiatru i deszczu ze śniegiem, który wzmagał się z każdą chwilą. Wreszcie wszystko ucichło. Znudzone psy przestały szczekać. Pod murami fortu beczało stado owiec.
Zebraliście się wokół łoża Diega. Jedni zajęli krzesła, drudzy siedli na łożach. Niektórzy woleli stać. Werner mierzył wściekłym wzrokiem Miaulin. Okno było zamknięte, na zewnątrz hulał wiatr i deszcz ze śniegiem. Brakowało Ludovica, lecz Zinha rzekł by na niego nie czekać. Elissa siedziała na krześle w korytarzu, upewniając się że nikt was nie podsłucha. Pokój śmierdział ranami. Molachijski książę leżał nieprzytomny. Jego bark i ramię pokrywał świeży opatrunek.
- Teraz już widzicie czemu nie możemy dziś jechać - rzekł wąsaty rycerz. - Nie ma następnego zajazdu – rzucił do zebranych. - Pewnie dlatego ten zwie się ostatnim. Przed nami dwa dni drogi przez dzicz, aż do Księstw Granicznych. Nie mogę ryzykować życia Diega.
- Zostajemy, zatem musimy przygotować się na pobyt tutaj. Kevaron, sierżant zabójców Oka, wciąż jest na wolności. Nie dotarł tu wczoraj więc musiał nocować na trakcie. Możliwe, że teraz tu jedzie, lub jest gdzieś w okolicy. Nie możemy liczyć, że Snaga go dopadnie. Nie wiemy też co zrobi Kevaron. Przełęcz tu się rozszerza, nie przeszkodzimy mu gdy zechce minąć Lloin. Możemy próbować ale przypominam, że pod Wodogrzmotami stawił czoło Konradowi i Wernerowi a Konrada poharatał. Musielibyśmy wydzielić silną grupę i osłabić ochronę Diega.
- Nie muszę mówić co będzie jeśli ten zaprzaniec dotrze do Księstw przed nami. Będziemy mieć do czynienia z nową zasadzką, o której tym razem nie będziemy wiedzieć. I nie mamy już dwudziestu ogrów. I nie zapowiada się byśmy mogli znaleźć następne. Moglibyśmy zaczekać na Kompanię von Schlieffena i wziąć tu ją na służbę. Lecz nie mamy pewności co zrobi Siegfried, bo cesarski komendant Egeru pewnie złożył mu ofertę i już nie musi uciekać z Imperium.
- Jednym słowem - kontynuował rycerz - winniśmy skłonić tego Kevarona by spróbował naprawić błąd spod Wodogrzmotów. By spróbował zabić Diega w Lloin. Tutaj. Mamy wciąż magiczny komunikator - wyjął małe, ozdobne, miedziane pudełko. - Zaprzaniec nie wie, że zdekonspirowaliśmy Miaulin. Pudełko ma zasięg kilku mil, więc, jeśli odpowiedziałby, wiedzielibyśmy, że jest w okolicy.
- Panowie Broch i dil Vallor - Zinha wskazał na najemnika i strzelca. - schwytali wczoraj szpiega Oka. To ten człowiek, którego widzieliście przy śniadaniu. Zwie się Doras i jest zwykłym kupcem z Havnoru a w Oku tylko nowicjuszem. Podróżuje z bratankiem, młodym chłopakiem, sługą, woźnicą i kilkoma najemnikami. Twierdzi, żę pozostali nic nie wiedzą. Kevaron kazał mu czekać tu na niego i jego zabójców a kiedy przybędzie udzielić wszelkiej pomocy. Werner i Galavandrel chcą by towarzyszył nam do Havnoru a tam wskazał swoich zwierzchników. Nie jestem pewien tego pomysłu lecz przynajmniej na razie nie możemy go spuścić z oczu. A jego wozy przydadzą nam się póki nie dotrzemy do Księstw. Diego, jeśli jutro wyruszymy, nie utrzyma się w siodle. Jeśli Kevaron będzie przekonany, że może liczyć zarówno na grubasa jak i na Miaulin może nas odwiedzi.
- Musimy ułożyć plan zasadzki. I ustalić warty przy Diego. Co najmniej dwie osoby na raz: jedna pod drzwiami i jedna w środku. Nie będziemy mieli możliwości pilnować cały czas obydwojga: grubasa i Miaulin. Dlatego ją uwalniam - spojrzał znacząco na Wernera. - Musimy jej zaufać jeśli ma wprowadzić byłego szefa w zasadzkę.
- I ostatnia sprawa. Wieczorem jakiś obwieś przedstawił się Ravandilowi jako wysłannik Orbena Szalonego, maga naszego dworu. Pachniało zasadzką ale jednego szpiega Oka już wykryliśmy. "Wysłannik" miał również pierścień czarownika. Jeśli pamiętacie, to ten, który siedział wczoraj na werandzie, kiedy przyszliśmy.
- Więc jak? Czekam na propozycje... - zakręcił wąs i powiódł po was wzrokiem.
Kilka sekund później ze stajni wrócił Broch a siedząca obok Ninerl Elissa odezwała się nagle, mówiąc pół-szeptem, tak, by tylko zgromadzeni przy stole mogli usłyszeć:
- Ten zajazd cały kipi od mrocznej magii, czuję to... - powiedziała. - Jej odór przesyca budynek, płynie poprzez ściany. Wiatry magii szaleją, aura jest zmącona. W tej izbie znajduje się pozostałość czegoś, co działo się w nocy.
W pewnej chwili zamknęła oczy i jakby odpłynęła na moment skupiając się na czymś. Po chwili otworzyła je i rzekła.
- Ślady prowadzą do jednej z wież budowli. - spojrzała wtem na strzelca, który oddawał się paleniu tytoniu. - Pójdziesz ze mną to sprawdzić, Galavandrelu?
Elf skinął jedynie głową.
Galavandrel
Udałeś się wraz z Elissą do południowej, wyższej wieży zajazdu, tam, skąd, jak twierdziła dziewczyna spływał strumień złej magii. Ponad waszym poziomem znajdowały się tu jeszcze dwa piętra. Okna były małe i brudne - na strome schody z trudem dostawało się światło. Były tu małe, jedno i dwuosobowe pokoje. Ty nie czułeś zupełnie nic, jednak wiedźma stała się nieco nerwowa. Wspięliście się oboje na poddasze i staneliście przed właściwymi drzwiami. Prócz tego pokoju był tu tylko strych - rupieciarnia. Dobiegało z niego szuranie myszy. Zza drzwi, które mieliście przed sobą, dobiegała cisza.
- Nie daj się zwieść tej ciszy, Galavandrelu... - Elissa spojrzała na Ciebie swymi czarnymi oczyma. W jej spojrzeniu dostrzegłeś coś dziwnego, było inne niż zawsze. - Czuję poza nią, jakby ciągłe pulsowanie, dudnienie mrocznej energii. Tylko cienka warstwa drewna oddziela nas od niej.
Zrobiłeś krok do przodu i nacisnąłeś klamkę.
Drzwi ustąpiły z jękiem. Pokój był pusty. Elissa cofnęła się z początku, tak cuchnęło czarnoksięstwem. Przez otwarte, wychodzące na zewnątrz fortu, okno wlewało się światło poranka. Oświetlało poprzewracane, rozrzucone sprzęty, zgasłe, niedopalone świece. Ślady czerwonej farby na ścianach - rozmazane ochronne sigle. Namalowany nią na podłodze pentagram. Farba była w wielu miejscach jakby stopiona pod wpływem żaru. Wśród setek rozmazanych i nieczytelnych kształtów znaleźliście liczne znaki Tzeentcha. I sigle Sfery Snu. Wszystko co się tu zdarzyło miało miejsce w nocy, już wiele godzin temu. Mimo to odór złej magii jaką wyczuwała Elissa świadczył o sile użytych zaklęć. Lokator opuścił pomieszczenie. Podszedłeś do okna i dowiedziałeś się którędy. Zaczepiony o parapet był hak do wspinaczki. W dole, ku ziemi, ciągnęła się lina, niemal niewidoczna na tle szarego muru. Podążyłeś wzrokiem dalej, ku kępie drzew za fortem, stromym zboczom góry, dalekim dolinom i pasmom. Ten kto odprawiał w nocy te mroczne rytuały, mógł być już daleko. Wróciłeś na środek pokoju i wpatrzyłeś się w napis na ścianie, który przykuł uwagę Elissy na tyle, że ta stała nieruchomo jeszcze przez kilka sekund. Czerwona farba głosiła:
TO CO NADEJDZIE JEST GORSZE NIŻ TO Z CZYM WALCZYCIE
WSZYSCY
Fort i zajazd pustoszał. Większość podróżnych udała się w drogę. Ruszył patrol jeźdzców do Wodogrzmotów Ghalmaraz, ruszyli kupcy, pielgrzymi. Wyjechał gospodarz do jednej z sąsiednich wiosek po zaopatrzenie. Wraz z jedną z karawan ruszył Uwe Schreyvogl ze sługą Glombem. Długo dziedziniec pobrzmiewał trzaskaniem lejc, krzykami ludzi i rżeniem koni, odgłosami zaprzęgania wozów do drogi. Wszystko to w akompaniamencie wiatru i deszczu ze śniegiem, który wzmagał się z każdą chwilą. Wreszcie wszystko ucichło. Znudzone psy przestały szczekać. Pod murami fortu beczało stado owiec.
Zebraliście się wokół łoża Diega. Jedni zajęli krzesła, drudzy siedli na łożach. Niektórzy woleli stać. Werner mierzył wściekłym wzrokiem Miaulin. Okno było zamknięte, na zewnątrz hulał wiatr i deszcz ze śniegiem. Brakowało Ludovica, lecz Zinha rzekł by na niego nie czekać. Elissa siedziała na krześle w korytarzu, upewniając się że nikt was nie podsłucha. Pokój śmierdział ranami. Molachijski książę leżał nieprzytomny. Jego bark i ramię pokrywał świeży opatrunek.
- Teraz już widzicie czemu nie możemy dziś jechać - rzekł wąsaty rycerz. - Nie ma następnego zajazdu – rzucił do zebranych. - Pewnie dlatego ten zwie się ostatnim. Przed nami dwa dni drogi przez dzicz, aż do Księstw Granicznych. Nie mogę ryzykować życia Diega.
- Zostajemy, zatem musimy przygotować się na pobyt tutaj. Kevaron, sierżant zabójców Oka, wciąż jest na wolności. Nie dotarł tu wczoraj więc musiał nocować na trakcie. Możliwe, że teraz tu jedzie, lub jest gdzieś w okolicy. Nie możemy liczyć, że Snaga go dopadnie. Nie wiemy też co zrobi Kevaron. Przełęcz tu się rozszerza, nie przeszkodzimy mu gdy zechce minąć Lloin. Możemy próbować ale przypominam, że pod Wodogrzmotami stawił czoło Konradowi i Wernerowi a Konrada poharatał. Musielibyśmy wydzielić silną grupę i osłabić ochronę Diega.
- Nie muszę mówić co będzie jeśli ten zaprzaniec dotrze do Księstw przed nami. Będziemy mieć do czynienia z nową zasadzką, o której tym razem nie będziemy wiedzieć. I nie mamy już dwudziestu ogrów. I nie zapowiada się byśmy mogli znaleźć następne. Moglibyśmy zaczekać na Kompanię von Schlieffena i wziąć tu ją na służbę. Lecz nie mamy pewności co zrobi Siegfried, bo cesarski komendant Egeru pewnie złożył mu ofertę i już nie musi uciekać z Imperium.
- Jednym słowem - kontynuował rycerz - winniśmy skłonić tego Kevarona by spróbował naprawić błąd spod Wodogrzmotów. By spróbował zabić Diega w Lloin. Tutaj. Mamy wciąż magiczny komunikator - wyjął małe, ozdobne, miedziane pudełko. - Zaprzaniec nie wie, że zdekonspirowaliśmy Miaulin. Pudełko ma zasięg kilku mil, więc, jeśli odpowiedziałby, wiedzielibyśmy, że jest w okolicy.
- Panowie Broch i dil Vallor - Zinha wskazał na najemnika i strzelca. - schwytali wczoraj szpiega Oka. To ten człowiek, którego widzieliście przy śniadaniu. Zwie się Doras i jest zwykłym kupcem z Havnoru a w Oku tylko nowicjuszem. Podróżuje z bratankiem, młodym chłopakiem, sługą, woźnicą i kilkoma najemnikami. Twierdzi, żę pozostali nic nie wiedzą. Kevaron kazał mu czekać tu na niego i jego zabójców a kiedy przybędzie udzielić wszelkiej pomocy. Werner i Galavandrel chcą by towarzyszył nam do Havnoru a tam wskazał swoich zwierzchników. Nie jestem pewien tego pomysłu lecz przynajmniej na razie nie możemy go spuścić z oczu. A jego wozy przydadzą nam się póki nie dotrzemy do Księstw. Diego, jeśli jutro wyruszymy, nie utrzyma się w siodle. Jeśli Kevaron będzie przekonany, że może liczyć zarówno na grubasa jak i na Miaulin może nas odwiedzi.
- Musimy ułożyć plan zasadzki. I ustalić warty przy Diego. Co najmniej dwie osoby na raz: jedna pod drzwiami i jedna w środku. Nie będziemy mieli możliwości pilnować cały czas obydwojga: grubasa i Miaulin. Dlatego ją uwalniam - spojrzał znacząco na Wernera. - Musimy jej zaufać jeśli ma wprowadzić byłego szefa w zasadzkę.
- I ostatnia sprawa. Wieczorem jakiś obwieś przedstawił się Ravandilowi jako wysłannik Orbena Szalonego, maga naszego dworu. Pachniało zasadzką ale jednego szpiega Oka już wykryliśmy. "Wysłannik" miał również pierścień czarownika. Jeśli pamiętacie, to ten, który siedział wczoraj na werandzie, kiedy przyszliśmy.
- Więc jak? Czekam na propozycje... - zakręcił wąs i powiódł po was wzrokiem.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Najemnika nieco zaskoczyły słowa Elissy mówiące o mrocznej magii i szalejących wiatrach tejże w zajeździe. Do tej pory dziewczyna nie sprawiała wrażenia takiej, która się na tym zna i wyczuwa takie rzeczy, chociaż nie jednym już Werna zaskoczyła. Postanowił że porozmawia z nią o tym później.
***
Na zebraniu Broch siedział zasępiony co rusz rzucając Miaulin ponure spojrzenia, jednocześnie z wielką uwagą przysłuchiwał się słowom starego rycerza. Zinha dał się poznać jako osoba rozsądna i godna szacunku. Widząc że nikt nie kwapi się by zabrać głos, Broch w końcu postanowił się odezwać, by nadać dalszej rozmowie pewne ramy.
- Zanim użyjemy pudełka musimy ustalić co Miaulin ma powiedzieć. Jeśli wszyscy zgadzamy się by urządzić zasadzkę, to tylko pozostaje kwestia ustalenia jak. Miaulin może przy pomocy pudełka zwabić tu tego Kevarona i umówić się na spotkanie. Możemy tam spróbować go dopaść. To by nie narażało księcia. – najemnik patrzył prosto w oczy rycerza.
- Albo ukryć gdzieś Teodora, a za niego przebrać na przykład Ravandila. Reszta jak mówiłeś, rycerzu. W tym wypadku mamy przewagę jednego wojownika, zaskoczenia i Diego jest bezpieczny.
Middenlandczyk zmarszczył brwi i w końcu spojrzał po towarzyszach.
- Ostatnia wersja Zinhy zakłada, że przez jakiś czas ktoś z nas będzie walczył z Kevaronem sam. Miał szczęście gnojek, że się pojawiła ta banda z dupy wysranych poszukiwaczy przygód bo byśmy go tam sami z Konradem ubili... Jest jednak dobrym szermierzem i może zechcieć najpierw zdjąć strażnika przed drzwiami. Dlatego musi być ich co najmniej dwóch, by poszukał innej drogi wejścia. To z kolei wzmocni ewentualną odsiecz.
- Kolejna możliwość zakłada, że Dorasa musimy wypuścić, by Kevaron mógł do niego swobodnie dotrzeć nic nie podejrzewając. Trzeba kupca tylko odpowiednio zastraszyć, by nie wydał, że jest zdekonspirowany. Ja się tym zajmę. – przerwał spoglądając na Miaulin.
- I ostatnia z możliwości, moja ulubiona... trzeba go po prostu ubić. Jeśli się pojawi w zasięgu strzału to jest martwy. Niech tylko Miaulin go przywoła, a ten złapany potwierdzi jej wersję. Tamten może zginąć, straty zawsze są wpisane w każdą akcję. Ninerl i Galavandrel użyją łuków i po sprawie, szkoda że Ravandil ma jeszcze obolałe palce, kolejny strzelec by nam się przydał... To moje propozycje... Wybierajcie, chyba że macie lepsze pomysły...
Broch założył ręce i oczekiwał na reakcję towarzyszy, jednocześnie przypominając sobie rozkład pokoi w zajeździe. Na koniec wtrącił jeszcze.
- I co się do cholery działo w nocy? - spojrzał na Ninerl, Ravandila i Konrada. - Jesteście tacy bladzi jak byście wrócili z czeluści Chaosu...
Najemnika nieco zaskoczyły słowa Elissy mówiące o mrocznej magii i szalejących wiatrach tejże w zajeździe. Do tej pory dziewczyna nie sprawiała wrażenia takiej, która się na tym zna i wyczuwa takie rzeczy, chociaż nie jednym już Werna zaskoczyła. Postanowił że porozmawia z nią o tym później.
***
Na zebraniu Broch siedział zasępiony co rusz rzucając Miaulin ponure spojrzenia, jednocześnie z wielką uwagą przysłuchiwał się słowom starego rycerza. Zinha dał się poznać jako osoba rozsądna i godna szacunku. Widząc że nikt nie kwapi się by zabrać głos, Broch w końcu postanowił się odezwać, by nadać dalszej rozmowie pewne ramy.
- Zanim użyjemy pudełka musimy ustalić co Miaulin ma powiedzieć. Jeśli wszyscy zgadzamy się by urządzić zasadzkę, to tylko pozostaje kwestia ustalenia jak. Miaulin może przy pomocy pudełka zwabić tu tego Kevarona i umówić się na spotkanie. Możemy tam spróbować go dopaść. To by nie narażało księcia. – najemnik patrzył prosto w oczy rycerza.
- Albo ukryć gdzieś Teodora, a za niego przebrać na przykład Ravandila. Reszta jak mówiłeś, rycerzu. W tym wypadku mamy przewagę jednego wojownika, zaskoczenia i Diego jest bezpieczny.
Middenlandczyk zmarszczył brwi i w końcu spojrzał po towarzyszach.
- Ostatnia wersja Zinhy zakłada, że przez jakiś czas ktoś z nas będzie walczył z Kevaronem sam. Miał szczęście gnojek, że się pojawiła ta banda z dupy wysranych poszukiwaczy przygód bo byśmy go tam sami z Konradem ubili... Jest jednak dobrym szermierzem i może zechcieć najpierw zdjąć strażnika przed drzwiami. Dlatego musi być ich co najmniej dwóch, by poszukał innej drogi wejścia. To z kolei wzmocni ewentualną odsiecz.
- Kolejna możliwość zakłada, że Dorasa musimy wypuścić, by Kevaron mógł do niego swobodnie dotrzeć nic nie podejrzewając. Trzeba kupca tylko odpowiednio zastraszyć, by nie wydał, że jest zdekonspirowany. Ja się tym zajmę. – przerwał spoglądając na Miaulin.
- I ostatnia z możliwości, moja ulubiona... trzeba go po prostu ubić. Jeśli się pojawi w zasięgu strzału to jest martwy. Niech tylko Miaulin go przywoła, a ten złapany potwierdzi jej wersję. Tamten może zginąć, straty zawsze są wpisane w każdą akcję. Ninerl i Galavandrel użyją łuków i po sprawie, szkoda że Ravandil ma jeszcze obolałe palce, kolejny strzelec by nam się przydał... To moje propozycje... Wybierajcie, chyba że macie lepsze pomysły...
Broch założył ręce i oczekiwał na reakcję towarzyszy, jednocześnie przypominając sobie rozkład pokoi w zajeździe. Na koniec wtrącił jeszcze.
- I co się do cholery działo w nocy? - spojrzał na Ninerl, Ravandila i Konrada. - Jesteście tacy bladzi jak byście wrócili z czeluści Chaosu...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Elf był co najmniej zaskoczony propozycją Elissy. Spodziewał się, że ta będzie wolała poczekać na Brocha, w końcu to przy najemniku czuła się najbezpieczniej. Niemniej, udał się do wieży wraz z nią. Przekroczywszy próg pokoju, oczom elfa ukazał się okropny widok. „Chyba Elissa miała rację. Wydarzyło się tutaj coś bardzo złego”. Pentagram, sigle, Gal widział już wcześniej takie symbole. Dwukrotnie w swoim życiu miał okazję walczyć z demonologami, i za każdym razem były to walki niezwykle niebezpieczne. „Trzeba powiedzieć reszcie. I muszę się dowiedzieć, kto tutaj przebywał.” Elf zwinął i zabrał ze sobą linę z hakiem i przetrząsnął pokój jeszcze raz w poszukiwaniu śladów. Wtedy też zauważył napis na ścianie. „O kurwa”. Gęsia skórka wstąpiła na całe ciało Gala. Elf nie lubił takich mrocznych zagadek. Za bardzo zajeżdżało tutaj chaosem. Zdecydowanie za bardzo.
-Chodź Elisso. Wracamy. Trzeba powiedzieć reszcie. W drodze powrotnej elf sprawdził jeszcze rupieciarnię. „Co prawda przekopanie się przez wszystkie śmieci jest niemożliwe, ale chociaż pobieżnie się rozejrzę”. Po powrocie na dół, Gal podszedł do karczmarza.
-Jaśnie panie. Powiedz mi proszę, komu wynajmowałeś zeszłej nocy pokój na poddaszu południowej wieży?
***
Zanim elf udał się na naradę opisał dokładnie towarzyszom to, co znalazł w pokoju na górze.
- Myślę, że po naradzie wyjdę na chwilkę z gospody i przepatrzę teren. Może ten, kto był w tym pokoju, zostawił po sobie cokolwiek. – Uprzedzając protesty dodał jeszcze
- Nie mam zamiaru nigdzie się zapuszczać. Zbadam tylko teren w promieniu kilkuset metrów. Zawsze warto.
***
Na naradzie w pokoju Diega, elf przede wszystkim uważnie słuchał wszystkiego, co mieli do powiedzenia jego towarzysze.
- Myślę, że pomysł z ubiciem tego kmiota nie jest zły. Będziemy mieć przewagę zaskoczenia, a do tego prawdopodobnie przewagę liczebną. Tyle, że najprostsze rozwiązanie niekoniecznie musi być najlepsze. – Tu elf przestał mówić i na chwilę się zamyślił.
- Jeśli mielibyśmy pewność, że Kevaron będzie chciał zabić Diega sam, można by wykorzystać Miaulin jeszcze na inny sposób. Powiedziałaby mu, żeby zaatakował wtedy, kiedy ona będzie wartować przy pokoju. To zwiększyłoby jego pewność i próbowałby zapewne wejść do pokoju razem z elfką. Ja, jako że wysoki nie jestem mógłbym udawać śpiącego Diega, pod łóżkiem mogłaby schować się jeszcze jedna osoba. Pozostali, w pokoju naprzeciw, w oczekiwaniu na sygnał. Pojmany Kevaron, na pewno bardziej nam się przyda, niż martwy. – Widząc pełne rozczarowania spojrzenie Wernera, elf dodał
- Zawsze możemy go zabić później. – Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie szelmowski sposób i puścił oko do najemnika.
-Co do Dorasa, to myślę, że jego wypuszczenie jest niestety koniecznością. Nastraszymy go z Wernerem tak, że będzie się bał pierdnąć bez naszej wiedzy. – Elf znów zamyślił się na chwilę. Sprawiał wrażenie intensywnie nad czymś myślącego. W końcu zdjął z palca swój sygnet, na którym były wyryte jakieś znaki w eltharinie i rzekł
-Można by mu dać dla większego efektu mój sygnet na palec i wcisnąć mu kit, że możemy go dzięki niemu śledzić. Ma w sobie niewielką magię, której on nie będzie potrafił wykorzystać, ale gdyby miał jakiś sposób na wykrycie magii, to upewni się, że nie blefujemy.Elf nie miał zamiaru rozstawać się z sygnetem. Co prawda, prawdopodobnie już nigdy nie będzie miał okazji, aby go użyć, ale był on dla niego niezwykle ważną, sentymentalną wręcz pamiątką. „Dobro drużyny, ponad dobro własne. Tak zawsze mówił Clem.”
-Co do tego wysłannika, to nie ma sensu ryzykować, dając mu jakikolwiek dostęp do Diega. Zinha, Ludovic i ktoś z nas powinien pójść z nim porozmawiać. Tu elf usiadł na podłodze, oparł się o ścianę i spojrzał po towarzyszach, oczekując na to, jakie zdanie mają Ninerl Konrad i Ravandil.
- I tak bym to widział. Co wy myślicie?
***
Po naradzie Glavandrel, tak jak wcześniej mówił, udał się poza gospodę aby przepatrzeć teren. Zaczął od południowej wieży a następnie skierował się w stronę prawdopodobnej ucieczki tajemniczego osobnika. Cały czas zachowywał maksymalną ostrożność wypatrując wszystkiego, co mogłoby wydawać się podejrzane. Jeśli po ujściu kilkuset metrów nie znalazł niczego, wrócił do gospody.
Elf był co najmniej zaskoczony propozycją Elissy. Spodziewał się, że ta będzie wolała poczekać na Brocha, w końcu to przy najemniku czuła się najbezpieczniej. Niemniej, udał się do wieży wraz z nią. Przekroczywszy próg pokoju, oczom elfa ukazał się okropny widok. „Chyba Elissa miała rację. Wydarzyło się tutaj coś bardzo złego”. Pentagram, sigle, Gal widział już wcześniej takie symbole. Dwukrotnie w swoim życiu miał okazję walczyć z demonologami, i za każdym razem były to walki niezwykle niebezpieczne. „Trzeba powiedzieć reszcie. I muszę się dowiedzieć, kto tutaj przebywał.” Elf zwinął i zabrał ze sobą linę z hakiem i przetrząsnął pokój jeszcze raz w poszukiwaniu śladów. Wtedy też zauważył napis na ścianie. „O kurwa”. Gęsia skórka wstąpiła na całe ciało Gala. Elf nie lubił takich mrocznych zagadek. Za bardzo zajeżdżało tutaj chaosem. Zdecydowanie za bardzo.
-Chodź Elisso. Wracamy. Trzeba powiedzieć reszcie. W drodze powrotnej elf sprawdził jeszcze rupieciarnię. „Co prawda przekopanie się przez wszystkie śmieci jest niemożliwe, ale chociaż pobieżnie się rozejrzę”. Po powrocie na dół, Gal podszedł do karczmarza.
-Jaśnie panie. Powiedz mi proszę, komu wynajmowałeś zeszłej nocy pokój na poddaszu południowej wieży?
***
Zanim elf udał się na naradę opisał dokładnie towarzyszom to, co znalazł w pokoju na górze.
- Myślę, że po naradzie wyjdę na chwilkę z gospody i przepatrzę teren. Może ten, kto był w tym pokoju, zostawił po sobie cokolwiek. – Uprzedzając protesty dodał jeszcze
- Nie mam zamiaru nigdzie się zapuszczać. Zbadam tylko teren w promieniu kilkuset metrów. Zawsze warto.
***
Na naradzie w pokoju Diega, elf przede wszystkim uważnie słuchał wszystkiego, co mieli do powiedzenia jego towarzysze.
- Myślę, że pomysł z ubiciem tego kmiota nie jest zły. Będziemy mieć przewagę zaskoczenia, a do tego prawdopodobnie przewagę liczebną. Tyle, że najprostsze rozwiązanie niekoniecznie musi być najlepsze. – Tu elf przestał mówić i na chwilę się zamyślił.
- Jeśli mielibyśmy pewność, że Kevaron będzie chciał zabić Diega sam, można by wykorzystać Miaulin jeszcze na inny sposób. Powiedziałaby mu, żeby zaatakował wtedy, kiedy ona będzie wartować przy pokoju. To zwiększyłoby jego pewność i próbowałby zapewne wejść do pokoju razem z elfką. Ja, jako że wysoki nie jestem mógłbym udawać śpiącego Diega, pod łóżkiem mogłaby schować się jeszcze jedna osoba. Pozostali, w pokoju naprzeciw, w oczekiwaniu na sygnał. Pojmany Kevaron, na pewno bardziej nam się przyda, niż martwy. – Widząc pełne rozczarowania spojrzenie Wernera, elf dodał
- Zawsze możemy go zabić później. – Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie szelmowski sposób i puścił oko do najemnika.
-Co do Dorasa, to myślę, że jego wypuszczenie jest niestety koniecznością. Nastraszymy go z Wernerem tak, że będzie się bał pierdnąć bez naszej wiedzy. – Elf znów zamyślił się na chwilę. Sprawiał wrażenie intensywnie nad czymś myślącego. W końcu zdjął z palca swój sygnet, na którym były wyryte jakieś znaki w eltharinie i rzekł
-Można by mu dać dla większego efektu mój sygnet na palec i wcisnąć mu kit, że możemy go dzięki niemu śledzić. Ma w sobie niewielką magię, której on nie będzie potrafił wykorzystać, ale gdyby miał jakiś sposób na wykrycie magii, to upewni się, że nie blefujemy.Elf nie miał zamiaru rozstawać się z sygnetem. Co prawda, prawdopodobnie już nigdy nie będzie miał okazji, aby go użyć, ale był on dla niego niezwykle ważną, sentymentalną wręcz pamiątką. „Dobro drużyny, ponad dobro własne. Tak zawsze mówił Clem.”
-Co do tego wysłannika, to nie ma sensu ryzykować, dając mu jakikolwiek dostęp do Diega. Zinha, Ludovic i ktoś z nas powinien pójść z nim porozmawiać. Tu elf usiadł na podłodze, oparł się o ścianę i spojrzał po towarzyszach, oczekując na to, jakie zdanie mają Ninerl Konrad i Ravandil.
- I tak bym to widział. Co wy myślicie?
***
Po naradzie Glavandrel, tak jak wcześniej mówił, udał się poza gospodę aby przepatrzeć teren. Zaczął od południowej wieży a następnie skierował się w stronę prawdopodobnej ucieczki tajemniczego osobnika. Cały czas zachowywał maksymalną ostrożność wypatrując wszystkiego, co mogłoby wydawać się podejrzane. Jeśli po ujściu kilkuset metrów nie znalazł niczego, wrócił do gospody.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Spojrzał ponuro na Konrada, który odstawił swoją szopkę z symbolami Sigmara. Na szczęście "badanie" nic nie wykazało, bo w przeciwnym razie Ravandil nie wiedziałby, co robić. A w każdym razie nic dobrego. Potem usiadł na ławie, a kiedy wszyscy już byli wsłuchał się w to, co mówi Elissa. Na słowa o "mrocznej magii" elfa mimowolnie rozbolała głowa. Po prostu miał dość mroku, demonów i magii, przynajmniej na jakiś czas. "Coś takiego" pomyślał elf nieco z ironią, w końcu nie trzeba było być wiedźmą, żeby wiedzieć, że z tym budynkiem jest coś nie tak. Rzucił jeszcze okiem na wychodzącego wraz z Elissą Galavandrela, licząc, że nie wyskoczy na nich zza rogu jakiś demon. Teraz już nic nie wydawało się niemożliwe...
Potem przyszedł czas na naradę. Galavandrel zdał raport z tego, co widział, a nie było to nic dobrego. -Cóż, narobiliśmy sobie potężnych wrogów... A przynajmniej takich, którzy mogliby uchodzić za potężnych- Rzucił niedbale i poczłapał na górę. Ogólnie chodził jak struty... Najchętniej położyłby się i popatrzył w sufit, bo zasnąć nie miał ochoty, nie po ostatniej nocy.
Na górze wysłuchał uważnie Zinhy. Nie odezwał się słowem, bo raz, że nie miał pomysłów, a dwa że nie miał ochoty nic mówić. Potem przeniósł wzrok na Brocha, ten jak widać miał kilka koncepcji na akcję. W sumie to wszystko było mu nieco obojętne, wystarczyło mu, żeby ktoś go wcześniej uprzedził, co ma robić. Powiedział tylko nieco zniechęcony, kiedy Galavandrel skończył mówić -Przepraszam, ale radźcie sobie... Dajcie mi tylko znać, co mam potem robić... Aha, i nie przebierajcie mnie za nikogo, bo ostatnio nam to niespecjalnie wyszło- Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał po zebranych. Oparł się o ścianę i zwrócił się do Brocha. -Można tak powiedzieć, że wróciliśmy z czeluści Chaosu... Miałeś kiedyś taki realny sen, jednocześnie tak realny i tak niemożliwy? Na przykład na jedną noc stajesz się pomiotem Chaosu... I widzisz, że tego typu pomioty bronią się przed czymś innym. W każdym razie - widzieliśmy jakaś Bramę Chaosu, i wychodzi na to, że tam czai się coś gorszego, niż do tej pory widział cały świat... I słyszeliśmy nazwisko jakiegoś maga... Zaraz, zaraz jak on się zwał, Konradzie?-
Spojrzał ponuro na Konrada, który odstawił swoją szopkę z symbolami Sigmara. Na szczęście "badanie" nic nie wykazało, bo w przeciwnym razie Ravandil nie wiedziałby, co robić. A w każdym razie nic dobrego. Potem usiadł na ławie, a kiedy wszyscy już byli wsłuchał się w to, co mówi Elissa. Na słowa o "mrocznej magii" elfa mimowolnie rozbolała głowa. Po prostu miał dość mroku, demonów i magii, przynajmniej na jakiś czas. "Coś takiego" pomyślał elf nieco z ironią, w końcu nie trzeba było być wiedźmą, żeby wiedzieć, że z tym budynkiem jest coś nie tak. Rzucił jeszcze okiem na wychodzącego wraz z Elissą Galavandrela, licząc, że nie wyskoczy na nich zza rogu jakiś demon. Teraz już nic nie wydawało się niemożliwe...
Potem przyszedł czas na naradę. Galavandrel zdał raport z tego, co widział, a nie było to nic dobrego. -Cóż, narobiliśmy sobie potężnych wrogów... A przynajmniej takich, którzy mogliby uchodzić za potężnych- Rzucił niedbale i poczłapał na górę. Ogólnie chodził jak struty... Najchętniej położyłby się i popatrzył w sufit, bo zasnąć nie miał ochoty, nie po ostatniej nocy.
Na górze wysłuchał uważnie Zinhy. Nie odezwał się słowem, bo raz, że nie miał pomysłów, a dwa że nie miał ochoty nic mówić. Potem przeniósł wzrok na Brocha, ten jak widać miał kilka koncepcji na akcję. W sumie to wszystko było mu nieco obojętne, wystarczyło mu, żeby ktoś go wcześniej uprzedził, co ma robić. Powiedział tylko nieco zniechęcony, kiedy Galavandrel skończył mówić -Przepraszam, ale radźcie sobie... Dajcie mi tylko znać, co mam potem robić... Aha, i nie przebierajcie mnie za nikogo, bo ostatnio nam to niespecjalnie wyszło- Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał po zebranych. Oparł się o ścianę i zwrócił się do Brocha. -Można tak powiedzieć, że wróciliśmy z czeluści Chaosu... Miałeś kiedyś taki realny sen, jednocześnie tak realny i tak niemożliwy? Na przykład na jedną noc stajesz się pomiotem Chaosu... I widzisz, że tego typu pomioty bronią się przed czymś innym. W każdym razie - widzieliśmy jakaś Bramę Chaosu, i wychodzi na to, że tam czai się coś gorszego, niż do tej pory widział cały świat... I słyszeliśmy nazwisko jakiegoś maga... Zaraz, zaraz jak on się zwał, Konradzie?-
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Przez chwilę wtulała się w Ravandila, starając się uspokoić. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Jakoś prawie zawsze w jego towarzystwie czuła sie bezpiecznie. Nie wiedziała dlaczego...
"Weź się garść" pomyślała "Będzie lepiej, musi być lepiej."
Otworzyła oczy, spojrzała Ravandilowi prosto w oczy i powiedziała cicho:- Dziękuję, te tuin.
Puściła elfa i pozwoliła działać Konradowi. Po kilku minutach oczekiwania na jakiśkolwiek efekt, dodała: - Czyli jednak nic?- w głosie dziewczyny zabrzmiała z trudem skrywana ulga. Opadła na ławę koło Elissy. Słowa dziewczyny ją zaniepokoiły.
- Czarna magia? To by wyjaśniało, co się ze mną działo w nocy... Wszystko ci opowiem -dodała zdecydowanie . Poczekała aż Elissa wróci i opisała dokładnie przyciszonym głosem swój niby-sen. Nie pominęła żadnych szczegółów.
- No i co teraz? Ty, jako widząca Wiatry Magii i korzystająca z nich, przynajmniej coś wiesz...
Poczekała na odpowiedź dziewczyny.
------------------------------------------------------------------
Cała drużyna zgromadziła się w pokoju Diega. Ninerl usiadła jak najbliżej Ravandila- jego obecność działała na elfkę uspokajająco. Nadal się bała, ale strach przemienił się w lęk, skryty obecnie gdzieś głęboko. Wysłuchała starego rycerza. Siedziała i milczała. Człowiek powiedziała właścwie wszystko, co sama mogłaby stwierdzić. Chwilę potem głos zabrał Broch. Ninerl zasadniczo się z nim zgadzała, obserwowała siostrę, trochę dryfując myślami. Nagle przypomniała sobie tego mężczynę ze złotymi włosami. Zmroziła ją pewna myśl- właściwie jak wyglądał ukochany jej siostry? Elissa wspomniała coś o pokoju ze śladami rytuału. Co robiła Miaulin wczoraj wieczorem? Musiała koniecznie się dopytać swojej siostry o wygląd tego jej ukochanego. Może jako nieco ją sprowokuje i podrażni jej ciekawość, to dziewczyna się wygada. "Zawsze może kłamać" myślała wodząc oczami po ścianie "Ale to powinnam zauważyć. Zawsze wiedziałam, kiedy nie mówi prawdy, bądź nie mówi wszystkiego...". Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Brocha. Wzdrygnęła się i odpowiedziała cicho:-Miałam zły sen... prawdziwy koszmar. Ktoś mnie zabijał, moją osobowość i rozum również.- wzdrygnęła się odruchowo. Kątem oka, dyskretnie obserwowała reakcję siostry. "Jeśli to ona..." poczuła napływającą falę gniewu -"Ale nie sądzę. Chociaż nigdy nie wiadomo... Trzeba ja mieć na oku. Z drugiej strony może niesłusznie ją podejrzewam." Dziewczyna nagle zatęskniła za domem. W którym wszystko było pewne i rodzina była swego rodzaju tarczą i ochroną. Przynajmniej częściowo...
"No, nic, tęsknota mi w niczym nie pomoże" westchnęła cicho.
-Ja chwilowo nie mam żadnych zastrzeżeń. Zgadzam się na wsze pomysły. Teraz i tak nic nie wymyślę.- dodała.
Gdy skończyli ustalać plany i zamierzenia, Ninerl podeszła do siostry. Wspomniała coś, że musi się odprężyć i pogadać. Starała się wyglądać na zmartwioną i potrzebującą rozmowy, czyli tego, co każda kobieta rozumiała doskonale. Chociaż nie musiała udawać, naprawdę była w takim stanie. Zeszła na dół, razem z siostrą, wybrała oddzielny, mały stoliczek, zamówiła coś do picia i zaczęła rozmowę. Po ogólnikowych wzmiankach o tym i o tamtym, wspomniała coś na temat Ravandila, "zwierzyła" się częściowo ze swoich pragnień i problemów. Wysłuchała odpowiedzi siostry i delikatnie nakierowała rozmowę na jej ukochanego.
- Jaki on jest? -zapytała z ciekawością w głosie. - Jestem naprawde ciekawa, musi być kimś wyjątkowym, skoro udało mu się przyciągnąć na dłużej twoją uwagę. Powiedz chociaż, jak wygląda- poprosiła. - Ja nie mam co opisywać, a właściwie kogo... Zresztą nie muszę, sama widziałaś-machnęła dłonią. Była naprawdę ciekawa relacji siostry. Jeśli Miaulin się naprawdę zakochała, to było coś niespodziewanego. Wcześniej miewała tylko okresy zauroczenia tym czy tamtym mężczyzną lub chłopakiem, które zazwyczaj myliła z miłością. Zresztą siostry zawsze dzieliły się ze sobą opowieściami i większością szczegółów danych związków. To były takie charakterystyczne kobiece rozmowy...
Przez chwilę wtulała się w Ravandila, starając się uspokoić. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Jakoś prawie zawsze w jego towarzystwie czuła sie bezpiecznie. Nie wiedziała dlaczego...
"Weź się garść" pomyślała "Będzie lepiej, musi być lepiej."
Otworzyła oczy, spojrzała Ravandilowi prosto w oczy i powiedziała cicho:- Dziękuję, te tuin.
Puściła elfa i pozwoliła działać Konradowi. Po kilku minutach oczekiwania na jakiśkolwiek efekt, dodała: - Czyli jednak nic?- w głosie dziewczyny zabrzmiała z trudem skrywana ulga. Opadła na ławę koło Elissy. Słowa dziewczyny ją zaniepokoiły.
- Czarna magia? To by wyjaśniało, co się ze mną działo w nocy... Wszystko ci opowiem -dodała zdecydowanie . Poczekała aż Elissa wróci i opisała dokładnie przyciszonym głosem swój niby-sen. Nie pominęła żadnych szczegółów.
- No i co teraz? Ty, jako widząca Wiatry Magii i korzystająca z nich, przynajmniej coś wiesz...
Poczekała na odpowiedź dziewczyny.
------------------------------------------------------------------
Cała drużyna zgromadziła się w pokoju Diega. Ninerl usiadła jak najbliżej Ravandila- jego obecność działała na elfkę uspokajająco. Nadal się bała, ale strach przemienił się w lęk, skryty obecnie gdzieś głęboko. Wysłuchała starego rycerza. Siedziała i milczała. Człowiek powiedziała właścwie wszystko, co sama mogłaby stwierdzić. Chwilę potem głos zabrał Broch. Ninerl zasadniczo się z nim zgadzała, obserwowała siostrę, trochę dryfując myślami. Nagle przypomniała sobie tego mężczynę ze złotymi włosami. Zmroziła ją pewna myśl- właściwie jak wyglądał ukochany jej siostry? Elissa wspomniała coś o pokoju ze śladami rytuału. Co robiła Miaulin wczoraj wieczorem? Musiała koniecznie się dopytać swojej siostry o wygląd tego jej ukochanego. Może jako nieco ją sprowokuje i podrażni jej ciekawość, to dziewczyna się wygada. "Zawsze może kłamać" myślała wodząc oczami po ścianie "Ale to powinnam zauważyć. Zawsze wiedziałam, kiedy nie mówi prawdy, bądź nie mówi wszystkiego...". Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Brocha. Wzdrygnęła się i odpowiedziała cicho:-Miałam zły sen... prawdziwy koszmar. Ktoś mnie zabijał, moją osobowość i rozum również.- wzdrygnęła się odruchowo. Kątem oka, dyskretnie obserwowała reakcję siostry. "Jeśli to ona..." poczuła napływającą falę gniewu -"Ale nie sądzę. Chociaż nigdy nie wiadomo... Trzeba ja mieć na oku. Z drugiej strony może niesłusznie ją podejrzewam." Dziewczyna nagle zatęskniła za domem. W którym wszystko było pewne i rodzina była swego rodzaju tarczą i ochroną. Przynajmniej częściowo...
"No, nic, tęsknota mi w niczym nie pomoże" westchnęła cicho.
-Ja chwilowo nie mam żadnych zastrzeżeń. Zgadzam się na wsze pomysły. Teraz i tak nic nie wymyślę.- dodała.
Gdy skończyli ustalać plany i zamierzenia, Ninerl podeszła do siostry. Wspomniała coś, że musi się odprężyć i pogadać. Starała się wyglądać na zmartwioną i potrzebującą rozmowy, czyli tego, co każda kobieta rozumiała doskonale. Chociaż nie musiała udawać, naprawdę była w takim stanie. Zeszła na dół, razem z siostrą, wybrała oddzielny, mały stoliczek, zamówiła coś do picia i zaczęła rozmowę. Po ogólnikowych wzmiankach o tym i o tamtym, wspomniała coś na temat Ravandila, "zwierzyła" się częściowo ze swoich pragnień i problemów. Wysłuchała odpowiedzi siostry i delikatnie nakierowała rozmowę na jej ukochanego.
- Jaki on jest? -zapytała z ciekawością w głosie. - Jestem naprawde ciekawa, musi być kimś wyjątkowym, skoro udało mu się przyciągnąć na dłużej twoją uwagę. Powiedz chociaż, jak wygląda- poprosiła. - Ja nie mam co opisywać, a właściwie kogo... Zresztą nie muszę, sama widziałaś-machnęła dłonią. Była naprawdę ciekawa relacji siostry. Jeśli Miaulin się naprawdę zakochała, to było coś niespodziewanego. Wcześniej miewała tylko okresy zauroczenia tym czy tamtym mężczyzną lub chłopakiem, które zazwyczaj myliła z miłością. Zresztą siostry zawsze dzieliły się ze sobą opowieściami i większością szczegółów danych związków. To były takie charakterystyczne kobiece rozmowy...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Słuchał. Tylko i wyłącznie. Każdy przedstawiony plan wydawał mu się rozsądny, bo jakiegokolwiek własnego nie umiał wymyśleć. Nie po minionej nocy. Siedział gdzieś z tyłu, z zaciśniętymi pięściami. Nawet kiepski obserwator, ba! ślepy zauważyłby, że jest zły. Ale tylko to. W środku Konrada kłębił się jeszcze wstyd. Wstyd za to, że jako wyznawca Sigmara przez chwilę wyglądał jak jego największy wróg. W bardzo dziwnych sytuacjach akolita zawsze żartował, że Patron Imperium lubi grać z nim w jakąś bliżej niepojętą przez śmiertelnych grę, która polega właśnie na tym, że co jakiś czas dzieją się dookoła Konrada naprawdę dziwne rzeczy. Jednak ten nazbyt realny sen na pewno nie powstał z woli Sigmara. Chociaż... Może wręcz przeciwnie, Twórca Imperium postanowił akolitę ukarać w ten sposób! Tylko za co?! Za Julię?!
Nagle padło jakieś pytanie, Konrad starał się szybko rozeznać w jakie w odniesieniu do czego. To Ravandil pytał o nazwisko jakiegoś człowieka, jak już opowiedział wszystkim "przygodę" całej dwójki.
Magrivius Ank Neires. I nie jakąś Bramę Chaosu, tylko kwintesencję zła tego świata Ravandilu. - odpowiedział beznamiętnie. Chciał dodać coś jeszcze, choćby to, że rozmawiał z demonem, którego tydzień temu wygonił z ciała ukochanej. Spojrzał jednak po twarzach wszystkich wokół, którzy już teraz patrzyli na nich jak szaleńców.
Subtelnie zmienił temat:
A co do Diega: myślę tak samo jak Ravandil. Powiedzcie mi po prostu gdzie mam stanąć i co robić, a potem tylko czekajcie, aż ze swojego zadania wywiążę się najlepiej jak umiem.
Słuchał. Tylko i wyłącznie. Każdy przedstawiony plan wydawał mu się rozsądny, bo jakiegokolwiek własnego nie umiał wymyśleć. Nie po minionej nocy. Siedział gdzieś z tyłu, z zaciśniętymi pięściami. Nawet kiepski obserwator, ba! ślepy zauważyłby, że jest zły. Ale tylko to. W środku Konrada kłębił się jeszcze wstyd. Wstyd za to, że jako wyznawca Sigmara przez chwilę wyglądał jak jego największy wróg. W bardzo dziwnych sytuacjach akolita zawsze żartował, że Patron Imperium lubi grać z nim w jakąś bliżej niepojętą przez śmiertelnych grę, która polega właśnie na tym, że co jakiś czas dzieją się dookoła Konrada naprawdę dziwne rzeczy. Jednak ten nazbyt realny sen na pewno nie powstał z woli Sigmara. Chociaż... Może wręcz przeciwnie, Twórca Imperium postanowił akolitę ukarać w ten sposób! Tylko za co?! Za Julię?!
Nagle padło jakieś pytanie, Konrad starał się szybko rozeznać w jakie w odniesieniu do czego. To Ravandil pytał o nazwisko jakiegoś człowieka, jak już opowiedział wszystkim "przygodę" całej dwójki.
Magrivius Ank Neires. I nie jakąś Bramę Chaosu, tylko kwintesencję zła tego świata Ravandilu. - odpowiedział beznamiętnie. Chciał dodać coś jeszcze, choćby to, że rozmawiał z demonem, którego tydzień temu wygonił z ciała ukochanej. Spojrzał jednak po twarzach wszystkich wokół, którzy już teraz patrzyli na nich jak szaleńców.
Subtelnie zmienił temat:
A co do Diega: myślę tak samo jak Ravandil. Powiedzcie mi po prostu gdzie mam stanąć i co robić, a potem tylko czekajcie, aż ze swojego zadania wywiążę się najlepiej jak umiem.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Gdy zwróciłeś się z pytaniem do karczmarza o wynajem pokoju na poddaszu, ten nawet nie oderwał wzroku od czyszczonego właśnie wielkiego kufla, jakby zbierając myśli. Dopiero po chwili spojrzał na Ciebie dziwnie:
- Nikomu nie wynajmujemy poddasza w południowej wieży odkąd kopnęła tam w kalendarz jakaś starsza babunia parę miesięcy temu. Wie pan jak to ze starymi - nigdy nie wiadomo kiedy Morr taką wezwie. No i akurat musiał wezwać wtedy - położyła się wieczorem, a rano znaleźliśmy ją sztywną. Ten pokój wciąż śmierdzi mi za bardzo śmiercią by nocować tam gości, nawet łóżko po babce kazałem spalić. A dlaczego pytasz, panie? Czy coś się stało?
Po rozmówieniu się z karczmarzem ruszyłeś sprawdzić miejsce prawdopodobnej ucieczki tajemniczego osobnika. Spokojnie obszedłeś całą gospodę zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły, jednak nie odnalazłeś zupełnie żadnych śladów. Podobnie było z południową wieżą, najwyraźniej ktoś znał się na swej robocie i nie zostawił po sobie żadnego punktu zaczepienia. A może to była sprawka magii? Różne myśli przychodziły ci do głowy, te bardziej prawdopodobne, jak i mniej racjonalne. Pewnym było, że w karczmie działo się coś niedobrego zeszłej nocy i cokolwiek to było, zdołało udzielić się niektórym z drużyny. Spojrzałeś na wiszące nisko nad osadą ołowiane chmury z których siąpił deszcz ze śniegiem po czym skierowałeś się do karczmy by dołączyć do pozostałych.
Ninerl
Elissa wysłuchawszy Twojej opowieści zmarszczyła brwi i patrząc Ci w oczy powiedziała:
- Nie chciałam ci o tym wspominać, by cie nie martwić, ale skoro sama mi wszystko opowiedziałaś... - jakby powstrzymując się chwilowo od wypowiedzenia pewnych słów wiedźma po chwili kontynuowała. - Twoja osoba emanuje dużym skupieniem czarnej magii, jednak fizycznie i psychicznie wszystko wydaje sie być u Ciebie w porządku. Nie rozumiem tego... Mówisz, że widziałaś człowieka o długich włosach w swoim śnie, być może on jest tym kimś, kto wprowadził cię w taki stan. Czarnoksiężnicy potrafią robić takie rzeczy... To może mieć związek z naszym znaleziskiem w południowej wieży. Ktoś bez wątpienia odprawiał mroczne rytuały zeszłej nocy, tego jestem pewna... Nic więcej nie potrafię jednak powiedzieć, ten zajazd wywołuje u mnie dziwne uczucia...
Chwilę później rozstałyście się. Elissa podeszła do Brocha, a Ty ruszyłaś na zebranie. Po wywodzie Zinhy i pozostałych członków kompanii, postanowiłaś porozmawiać z siostrą. Na twoje pytanie spojrzała na Ciebie krytycznie i odrzekła zimno:
- A co cię to obchodzi, Ninerl... Do tej pory jakoś się mną nie przejmowałaś i traktowałaś jak powietrze, a teraz momentalnie chcesz wiedzieć jaki jest Yavandir... Z pewnością jest przystojniejszy i bystrzejszy niż twój Ravandil, o ile on rzeczywiście jest twój, bo chyba chłopak nie potrafi się zdecydować...
Uśmiechnęła się zimno po czym usiadła na krześle w kącie pokoju. W tym momencie zwrócił się do niej Zinha.
Wszyscy
Antonio Nelson Salcido znany wam bardziej jako Zinha, oparty o ścianę wysłuchiwał kolejnych opinii. Broch jak zwykle wyrzucił z siebie wachlarz możliwości potwierdzając swoje doświadczenie taktyczne, Galavandrel dołożył swoje trzy grosze i już było z czego wybierać.
- Ustrzelić drania to najlepszy pomysł - zwrócił się do was. - Ale trzeba go wpierw zwabić. Elfko - wręczył Miaulin pudełko - do dzieła. Powiesz mu, że część z nas nie żyje a reszta, w tym Diego, jest ranna. Powiesz, że skontaktowałaś się z Dorasem i że możecie ułatwić mu zbliżenie się do Diega.
Rycerz wyszedł na chwilę i wrócił wraz z wystraszonym, tłustym południowcem w czerwonej czapeczce, prowadzonym przez Ludovica. Stary sługa pewnie trzymał dłoń na rękojeści miecza, niczym zawodowy strażnik więzienny.
- Pan Doras prawie ograł mnie w szachy - powiedział.
- Panie i panowie - rzekł Zinha - oto pan Doras Tanasis - rycerz przeniósł wzrok na wprowadzonego: - Słuchaj kupcze - pochylił się nad nim - kiedy ona zacznie mówić do tego pudełka ty wtrącisz się i powiesz, że niczego nie podejrzewamy. Powtórz!
- Nieczego nie podejrzewamy - powtórzył kupiec.
- Nie, idioto! Ty mówisz, że my niczego nie podejrzewamy. Jeszcze raz!
- Niczego nie podejrzewają.
- Dobrze - sapnął Zinha. - Miaulin, jesteś gotowa? Do dzieła, reszta cisza!
- Verba manent. - powiedziała Miaulin otwierając pudełko.
Mosiężna klapka zdobna w roślinne wzory odchyliła się ukazując wnętrze. Pudełko było puste.
Przez chwilę nic się nie działo, po czym z wnętrza zaczął się dobywać przytłumiony dźwięk, jakby wycie wiatru i ze środka dobiegł lekki powiew. W tej samej chwili dno zniknęło ukazując pustkę. Kiedy patrzyło się do środka wyglądało to jakby się patrzyło w dół bezdennej studni. Wewnętrzne ścianki ciągnęły się w nieskończoność aby zniknąć w mroku. Na dnie była tylko ciemność. W jakiś sposób tworzyło tunel przestrzenny między dwoma miejscami umożliwiając przekazywanie i słyszenie dźwięku. Ciekawe czy dało by się przez nie przerzucić jakiś przedmiot?
Dziewczyna odczekała chwilkę i zaczęła mówić. Jej głos pobrzmiewał echem jakby wołała do studni.
- Kevaron, to ja - w głosie dziewczyny nie było słychać ani grama emocji. - Nie mam dużo czasu, więc będę się streszczać. Twoja cudowna banda patałachów odwaliła kawał kiepskiej roboty, ale co ja będę mówić, pewnie sam już o tym wiesz. Kilkoro z grupy padło na amen, ale po tej zasadzce zaczęli bardziej patrzeć, z czego żyją. Księżulo za to ledwo dycha i mało nie zdechł po drodze, a reszta też nie tryska zdrowiem. Znalazłam twojego grubego szpiega, Dorasa, więc... wiesz. Tamci niczego nie podejrzewają, a coś wątpię, żebyś chciał zmarnować taką okazję. Jesteśmy w forcie Lloin i trochę tu posiedzimy.
- Niczego nie podejrzewają! - wtrącił kretyńsko stremowany Doras zaraz po tym jak Miaulin powiedziała to samo.
Zinha przewrócił oczami i zaklął bezgłośnie.
Elfka skończyła mówić i chciała zamknąć pudełko lecz rycerz powstrzymał ją gestem. Przystawił bliżej ucho ale usłyszał tylko ciszę. Oraz daleki szum wiatru. Pochylonymi nad urządzeniem wąsami starego rycerza poruszał lekki powiew. W końcu wzruszył ramionami i skinął na Miaulin.
- Verba volant - powiedziała elfka. Odczekała chwilkę i zamknęła pudełko.
Galavandrel miał już coś powiedzieć, gdy urządzenie się odezwało. Zza wieka zaczęły dobiegać przytłumione dźwięki: szum, zgrzyty i urywane słowa, których jednak nie rozumieliście. Zinha błyskawicznie doskoczył i otworzył wieczko.
Z wnętrza dobiegał szum wiatru, silniejszy niż poprzednio. Pośród przeróżnych zgrzytów, trzasków, niektórzy dosłyszeli coś jak rżenie konia. Po chwili z głębi dobiegły słowa:
- ...obrze się spisałaś dziewko.
To był głos Kevarona. Zdeformowany i zniekształcony, ale poznała go Miaulin oraz Werner i Konrad, którzy słyszeli wykrzykiwane w swoją stronę wyzwiska podczas walki z zabójcą.
- Czekajcie na mnie po zmierzchu - skrzeczało pudełko - w izbie Dorasa, jeśli wciąż najmuje tą samą. Miej przy sobie komunikator. Jeśli dobrze się sprawisz w nagrodę będziesz mogła rozłożyć dla mnie nogi - z pudełka dobiegł skrzekliwy rechot - We...tz...i... - dalszą część stanowiły już tylko szumy i trzaski. Powiew wiatru ustał i znów miast studni ujrzeliście miedziane dno.
Pudełko więcej się nie odezwało.
- Diabelskie urządzenie - rzekł Zinha zamykając je. Przysiadł na łóżku i sapnął.
- Gdzie jest twoja izba? - zapytał Dorasa. Miedzianoskóry południowiec trząsł się całym grubym sobą, aż czerwona czapeczka podskakiwała mu na głowie, i jąkał ze strachu, może nieco przesadnie.
- N-na wieży, piętro wyżej - odrzekł - Najmuję ją wraz z bratankiem.
- Wieczorem wyprosisz go. Powiesz, że chcesz być sam na sam z kobietą, to zrozumie. Mój plan jest prosty - rycerz spojrzał po zgromadzonych - Doras z Miaulin zaczekają na Kevarona a kiedy się zjawi wskażą mu pokój, w którym leży Diego. W pokoju będzie czekał komitet powitalny. W drugim pokoju, gdzie faktycznie będzie leżał Diego, na wszelki wypadek będzie drugi komitet, który odetnie mu drogę. Diega zresztą można ukryć też w zupełnie innym miejscu.
Gdy zwróciłeś się z pytaniem do karczmarza o wynajem pokoju na poddaszu, ten nawet nie oderwał wzroku od czyszczonego właśnie wielkiego kufla, jakby zbierając myśli. Dopiero po chwili spojrzał na Ciebie dziwnie:
- Nikomu nie wynajmujemy poddasza w południowej wieży odkąd kopnęła tam w kalendarz jakaś starsza babunia parę miesięcy temu. Wie pan jak to ze starymi - nigdy nie wiadomo kiedy Morr taką wezwie. No i akurat musiał wezwać wtedy - położyła się wieczorem, a rano znaleźliśmy ją sztywną. Ten pokój wciąż śmierdzi mi za bardzo śmiercią by nocować tam gości, nawet łóżko po babce kazałem spalić. A dlaczego pytasz, panie? Czy coś się stało?
Po rozmówieniu się z karczmarzem ruszyłeś sprawdzić miejsce prawdopodobnej ucieczki tajemniczego osobnika. Spokojnie obszedłeś całą gospodę zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły, jednak nie odnalazłeś zupełnie żadnych śladów. Podobnie było z południową wieżą, najwyraźniej ktoś znał się na swej robocie i nie zostawił po sobie żadnego punktu zaczepienia. A może to była sprawka magii? Różne myśli przychodziły ci do głowy, te bardziej prawdopodobne, jak i mniej racjonalne. Pewnym było, że w karczmie działo się coś niedobrego zeszłej nocy i cokolwiek to było, zdołało udzielić się niektórym z drużyny. Spojrzałeś na wiszące nisko nad osadą ołowiane chmury z których siąpił deszcz ze śniegiem po czym skierowałeś się do karczmy by dołączyć do pozostałych.
Ninerl
Elissa wysłuchawszy Twojej opowieści zmarszczyła brwi i patrząc Ci w oczy powiedziała:
- Nie chciałam ci o tym wspominać, by cie nie martwić, ale skoro sama mi wszystko opowiedziałaś... - jakby powstrzymując się chwilowo od wypowiedzenia pewnych słów wiedźma po chwili kontynuowała. - Twoja osoba emanuje dużym skupieniem czarnej magii, jednak fizycznie i psychicznie wszystko wydaje sie być u Ciebie w porządku. Nie rozumiem tego... Mówisz, że widziałaś człowieka o długich włosach w swoim śnie, być może on jest tym kimś, kto wprowadził cię w taki stan. Czarnoksiężnicy potrafią robić takie rzeczy... To może mieć związek z naszym znaleziskiem w południowej wieży. Ktoś bez wątpienia odprawiał mroczne rytuały zeszłej nocy, tego jestem pewna... Nic więcej nie potrafię jednak powiedzieć, ten zajazd wywołuje u mnie dziwne uczucia...
Chwilę później rozstałyście się. Elissa podeszła do Brocha, a Ty ruszyłaś na zebranie. Po wywodzie Zinhy i pozostałych członków kompanii, postanowiłaś porozmawiać z siostrą. Na twoje pytanie spojrzała na Ciebie krytycznie i odrzekła zimno:
- A co cię to obchodzi, Ninerl... Do tej pory jakoś się mną nie przejmowałaś i traktowałaś jak powietrze, a teraz momentalnie chcesz wiedzieć jaki jest Yavandir... Z pewnością jest przystojniejszy i bystrzejszy niż twój Ravandil, o ile on rzeczywiście jest twój, bo chyba chłopak nie potrafi się zdecydować...
Uśmiechnęła się zimno po czym usiadła na krześle w kącie pokoju. W tym momencie zwrócił się do niej Zinha.
Wszyscy
Antonio Nelson Salcido znany wam bardziej jako Zinha, oparty o ścianę wysłuchiwał kolejnych opinii. Broch jak zwykle wyrzucił z siebie wachlarz możliwości potwierdzając swoje doświadczenie taktyczne, Galavandrel dołożył swoje trzy grosze i już było z czego wybierać.
- Ustrzelić drania to najlepszy pomysł - zwrócił się do was. - Ale trzeba go wpierw zwabić. Elfko - wręczył Miaulin pudełko - do dzieła. Powiesz mu, że część z nas nie żyje a reszta, w tym Diego, jest ranna. Powiesz, że skontaktowałaś się z Dorasem i że możecie ułatwić mu zbliżenie się do Diega.
Rycerz wyszedł na chwilę i wrócił wraz z wystraszonym, tłustym południowcem w czerwonej czapeczce, prowadzonym przez Ludovica. Stary sługa pewnie trzymał dłoń na rękojeści miecza, niczym zawodowy strażnik więzienny.
- Pan Doras prawie ograł mnie w szachy - powiedział.
- Panie i panowie - rzekł Zinha - oto pan Doras Tanasis - rycerz przeniósł wzrok na wprowadzonego: - Słuchaj kupcze - pochylił się nad nim - kiedy ona zacznie mówić do tego pudełka ty wtrącisz się i powiesz, że niczego nie podejrzewamy. Powtórz!
- Nieczego nie podejrzewamy - powtórzył kupiec.
- Nie, idioto! Ty mówisz, że my niczego nie podejrzewamy. Jeszcze raz!
- Niczego nie podejrzewają.
- Dobrze - sapnął Zinha. - Miaulin, jesteś gotowa? Do dzieła, reszta cisza!
- Verba manent. - powiedziała Miaulin otwierając pudełko.
Mosiężna klapka zdobna w roślinne wzory odchyliła się ukazując wnętrze. Pudełko było puste.
Przez chwilę nic się nie działo, po czym z wnętrza zaczął się dobywać przytłumiony dźwięk, jakby wycie wiatru i ze środka dobiegł lekki powiew. W tej samej chwili dno zniknęło ukazując pustkę. Kiedy patrzyło się do środka wyglądało to jakby się patrzyło w dół bezdennej studni. Wewnętrzne ścianki ciągnęły się w nieskończoność aby zniknąć w mroku. Na dnie była tylko ciemność. W jakiś sposób tworzyło tunel przestrzenny między dwoma miejscami umożliwiając przekazywanie i słyszenie dźwięku. Ciekawe czy dało by się przez nie przerzucić jakiś przedmiot?
Dziewczyna odczekała chwilkę i zaczęła mówić. Jej głos pobrzmiewał echem jakby wołała do studni.
- Kevaron, to ja - w głosie dziewczyny nie było słychać ani grama emocji. - Nie mam dużo czasu, więc będę się streszczać. Twoja cudowna banda patałachów odwaliła kawał kiepskiej roboty, ale co ja będę mówić, pewnie sam już o tym wiesz. Kilkoro z grupy padło na amen, ale po tej zasadzce zaczęli bardziej patrzeć, z czego żyją. Księżulo za to ledwo dycha i mało nie zdechł po drodze, a reszta też nie tryska zdrowiem. Znalazłam twojego grubego szpiega, Dorasa, więc... wiesz. Tamci niczego nie podejrzewają, a coś wątpię, żebyś chciał zmarnować taką okazję. Jesteśmy w forcie Lloin i trochę tu posiedzimy.
- Niczego nie podejrzewają! - wtrącił kretyńsko stremowany Doras zaraz po tym jak Miaulin powiedziała to samo.
Zinha przewrócił oczami i zaklął bezgłośnie.
Elfka skończyła mówić i chciała zamknąć pudełko lecz rycerz powstrzymał ją gestem. Przystawił bliżej ucho ale usłyszał tylko ciszę. Oraz daleki szum wiatru. Pochylonymi nad urządzeniem wąsami starego rycerza poruszał lekki powiew. W końcu wzruszył ramionami i skinął na Miaulin.
- Verba volant - powiedziała elfka. Odczekała chwilkę i zamknęła pudełko.
Galavandrel miał już coś powiedzieć, gdy urządzenie się odezwało. Zza wieka zaczęły dobiegać przytłumione dźwięki: szum, zgrzyty i urywane słowa, których jednak nie rozumieliście. Zinha błyskawicznie doskoczył i otworzył wieczko.
Z wnętrza dobiegał szum wiatru, silniejszy niż poprzednio. Pośród przeróżnych zgrzytów, trzasków, niektórzy dosłyszeli coś jak rżenie konia. Po chwili z głębi dobiegły słowa:
- ...obrze się spisałaś dziewko.
To był głos Kevarona. Zdeformowany i zniekształcony, ale poznała go Miaulin oraz Werner i Konrad, którzy słyszeli wykrzykiwane w swoją stronę wyzwiska podczas walki z zabójcą.
- Czekajcie na mnie po zmierzchu - skrzeczało pudełko - w izbie Dorasa, jeśli wciąż najmuje tą samą. Miej przy sobie komunikator. Jeśli dobrze się sprawisz w nagrodę będziesz mogła rozłożyć dla mnie nogi - z pudełka dobiegł skrzekliwy rechot - We...tz...i... - dalszą część stanowiły już tylko szumy i trzaski. Powiew wiatru ustał i znów miast studni ujrzeliście miedziane dno.
Pudełko więcej się nie odezwało.
- Diabelskie urządzenie - rzekł Zinha zamykając je. Przysiadł na łóżku i sapnął.
- Gdzie jest twoja izba? - zapytał Dorasa. Miedzianoskóry południowiec trząsł się całym grubym sobą, aż czerwona czapeczka podskakiwała mu na głowie, i jąkał ze strachu, może nieco przesadnie.
- N-na wieży, piętro wyżej - odrzekł - Najmuję ją wraz z bratankiem.
- Wieczorem wyprosisz go. Powiesz, że chcesz być sam na sam z kobietą, to zrozumie. Mój plan jest prosty - rycerz spojrzał po zgromadzonych - Doras z Miaulin zaczekają na Kevarona a kiedy się zjawi wskażą mu pokój, w którym leży Diego. W pokoju będzie czekał komitet powitalny. W drugim pokoju, gdzie faktycznie będzie leżał Diego, na wszelki wypadek będzie drugi komitet, który odetnie mu drogę. Diega zresztą można ukryć też w zupełnie innym miejscu.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Gdy Ravandil skończył mówić, Broch popatrzył na niego ze zrozumieniem:
- Wierz mi Ravandilu, miewałem koszmary tak realne jak rzeczywistość. I to, co się w nich działo na pewno by ci się nie spodobało... – sardoniczny grymas wykrzywił twarz najemnika. Wiedział co mówi. Wiele lat tułaczki i różnych, czasem na wskroś przerażających widoków odcisnęło swe piętno na psychice człowieka. - Ciesz się że taki sen zdarza ci się raz na jakiś czas, a nie noc w noc przez piętnaście lat... - uśmiechnął się zimno. - Odkąd jednak poznałem Elissę, koszmary ustąpiły, a ja się wysypiam. Dziwne, widać wiedźma posiada jeszcze inne talenty...
Usłyszawszy plugawe nazwisko z ust Konrada, najemnik zasępił się.
- Magrivius Ank Neires? Czy to nie o nim mówiła Miaulin w czasie naszego małego przesłuchania? Że jest przywódcą Oka? Cos mi się zdaje że wdepnęliśmy w gówno które dopiero zacznie śmierdzieć...
Gdy Miaulin uruchomiła zaklęciem magiczny przedmiot, Broch z kamienną twarzą przysłuchiwał się słowom Kevarona płynącym z pudełka. Gdy skończył, a Zinha zabrał głos, najemnik postanowił wejść w słowo rycerzowi.
- Nie można czekać na zabójcę, trzeba go zgnoić jak tylko pojawi się w zasięgu. Jakoś tu musi psi chwost wjechać, bramy fortu po zmierzchu się zamyka. Albo ma tu innego agenta, albo przyjedzie jeszcze przed zmierzchem. Przejadę się na Gevaudanie, muszę się rozruszać, zalegnę gdzieś opodal traktu, żeby mieć dobry widok na drogę i bramę. Jak tu wjedzie, to już nie wyjedzie. Zinha, rozmów się z dowódcą tutejszego garnizonu, przydało by się zyskać ich przychylność. Gdy przyjdzie co do czego mogą się przydać...
Twarz Wernera była zacięta, a głos zdecydowany. Dłoń błądziła gdzieś w okolicach rękojeści noża. Przypomniał sobie ścięcie z Kevaronem na trakcie i gniew powoli, ale systematycznie wzbierał w sercu middenlandczyka. Jakże chciałby teraz zobaczyć tego chaotyckiego zbira w zasięgu ręki...
Odwrócił się w końcu w stronę zwiadowcy:
- Ravandilu, twoja pomoc byłaby przydatna. Jeżeli z twoją ręką lepiej, przejedźmy się razem po okolicach, rozejrzyjmy w jaki sposób można przeniknąć do środka fortu. Którykolwiek plan będziemy wdrażać, do zmierzchu wiele czasu...
Gdy Ravandil skończył mówić, Broch popatrzył na niego ze zrozumieniem:
- Wierz mi Ravandilu, miewałem koszmary tak realne jak rzeczywistość. I to, co się w nich działo na pewno by ci się nie spodobało... – sardoniczny grymas wykrzywił twarz najemnika. Wiedział co mówi. Wiele lat tułaczki i różnych, czasem na wskroś przerażających widoków odcisnęło swe piętno na psychice człowieka. - Ciesz się że taki sen zdarza ci się raz na jakiś czas, a nie noc w noc przez piętnaście lat... - uśmiechnął się zimno. - Odkąd jednak poznałem Elissę, koszmary ustąpiły, a ja się wysypiam. Dziwne, widać wiedźma posiada jeszcze inne talenty...
Usłyszawszy plugawe nazwisko z ust Konrada, najemnik zasępił się.
- Magrivius Ank Neires? Czy to nie o nim mówiła Miaulin w czasie naszego małego przesłuchania? Że jest przywódcą Oka? Cos mi się zdaje że wdepnęliśmy w gówno które dopiero zacznie śmierdzieć...
Gdy Miaulin uruchomiła zaklęciem magiczny przedmiot, Broch z kamienną twarzą przysłuchiwał się słowom Kevarona płynącym z pudełka. Gdy skończył, a Zinha zabrał głos, najemnik postanowił wejść w słowo rycerzowi.
- Nie można czekać na zabójcę, trzeba go zgnoić jak tylko pojawi się w zasięgu. Jakoś tu musi psi chwost wjechać, bramy fortu po zmierzchu się zamyka. Albo ma tu innego agenta, albo przyjedzie jeszcze przed zmierzchem. Przejadę się na Gevaudanie, muszę się rozruszać, zalegnę gdzieś opodal traktu, żeby mieć dobry widok na drogę i bramę. Jak tu wjedzie, to już nie wyjedzie. Zinha, rozmów się z dowódcą tutejszego garnizonu, przydało by się zyskać ich przychylność. Gdy przyjdzie co do czego mogą się przydać...
Twarz Wernera była zacięta, a głos zdecydowany. Dłoń błądziła gdzieś w okolicach rękojeści noża. Przypomniał sobie ścięcie z Kevaronem na trakcie i gniew powoli, ale systematycznie wzbierał w sercu middenlandczyka. Jakże chciałby teraz zobaczyć tego chaotyckiego zbira w zasięgu ręki...
Odwrócił się w końcu w stronę zwiadowcy:
- Ravandilu, twoja pomoc byłaby przydatna. Jeżeli z twoją ręką lepiej, przejedźmy się razem po okolicach, rozejrzyjmy w jaki sposób można przeniknąć do środka fortu. Którykolwiek plan będziemy wdrażać, do zmierzchu wiele czasu...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Przyszła pora na użycie tego całego magicznego urządzenia, jakie targała ze sobą Miaulin. Po ustaleniu, co i jak, wcielono plan w życie. Ravandil oparł się o ścianę i spojrzał z ukosa na Miaulin. Miał nadzieję, że nie będzie próbować żadnych sztuczek... Liczył, że nie jest na tyle głupia. Podczas rozmowy nie mógł się nadziwić możliwościom magicznego pudełeczka. Elf podchodził z dystansem do magii, zresztą tak samo jak do Chaosu, i nie rozumiał, dlaczego ludzie tak fascynują się magią... I nie chciał wiedzieć. Ważne było, że fundamenty pod zasadzkę zostały wykonane. "Ha, teraz to element zaskoczenia jest po naszej stronie" - pomyślał z satysfakcją.
Spojrzał na Brocha. Ten jak zwykle miał swój pomysł, jak działać, i to znacznie różnił się od tego, co proponował Zinha. Nie zastanawiając się zbytnio słowami najemnika, tymi o talentach Elissy, zwrócił się do najemnika. -Jak chcesz, mały rekonesans nigdy nie zaszkodzi... Rękę mam dość mocno opuchniętą po tej nocy, ale jeśli nie mamy w planach nikogo atakować, to nie będzie problemu. W każdym razie nie warto tracić czasu, niezależnie od koncepcji działania-. Elf zamilkł i westchnął cicho. Miał nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych komplikacji. Mieli za dużo problemów na głowie, żeby przy zwiadzie wpadać w tarapaty.
Przyszła pora na użycie tego całego magicznego urządzenia, jakie targała ze sobą Miaulin. Po ustaleniu, co i jak, wcielono plan w życie. Ravandil oparł się o ścianę i spojrzał z ukosa na Miaulin. Miał nadzieję, że nie będzie próbować żadnych sztuczek... Liczył, że nie jest na tyle głupia. Podczas rozmowy nie mógł się nadziwić możliwościom magicznego pudełeczka. Elf podchodził z dystansem do magii, zresztą tak samo jak do Chaosu, i nie rozumiał, dlaczego ludzie tak fascynują się magią... I nie chciał wiedzieć. Ważne było, że fundamenty pod zasadzkę zostały wykonane. "Ha, teraz to element zaskoczenia jest po naszej stronie" - pomyślał z satysfakcją.
Spojrzał na Brocha. Ten jak zwykle miał swój pomysł, jak działać, i to znacznie różnił się od tego, co proponował Zinha. Nie zastanawiając się zbytnio słowami najemnika, tymi o talentach Elissy, zwrócił się do najemnika. -Jak chcesz, mały rekonesans nigdy nie zaszkodzi... Rękę mam dość mocno opuchniętą po tej nocy, ale jeśli nie mamy w planach nikogo atakować, to nie będzie problemu. W każdym razie nie warto tracić czasu, niezależnie od koncepcji działania-. Elf zamilkł i westchnął cicho. Miał nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych komplikacji. Mieli za dużo problemów na głowie, żeby przy zwiadzie wpadać w tarapaty.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Odpowiedź wiedźmy zaniepokoiła dziewczynę.
-Co to mogło być?- powiedziała, marszcząc brwi. -Może jakiś urok albo klątwa? Niepokoi mnie mój sobowtór. Może mam teraz..- zawahała się na moment, a po chwili dodała przyciszonym głosem: - jakiegoś przyczepionego niematerialnego pasożyta?
--------------------------------------------------------------------
Odpowiedź siostry wzbudziła pewne podejrzenia Ninerl. Maskując swoje zaskoczenie spokojną miną, powiedziała, przewracając oczyma:- Na bogów! To nawet nie mogę wiedzieć, jak wygląda? Podobno mamy go ratować, to chociaż pobieżny opis by się przydał... -Mój..- parsknęła.-Od kiedy Ravandil jest mój? Tylu innych na świecie...- wzruszyła ramionami. -Więc czym miałabym się przejmować. Tak, racja- uśmiechnęła się do siebie. - Czym ja właściwie się przejmuję? Baw się dobrze na naszym polowaniu- klepnęła siostrę po ramieniu.
Dziewczyna zacisnęła odruchowo pięści, słysząc wypowiedź Kevarona. " Zabiję jak nic. Szkoda, tylko, że może go spotkać szybka śmierć."
Przekaz bandyty się skończył i zaczął mówić Werner. Wymienił nazwisko tego przywódcy.
- Wspaniała organizacja- powiedziała z ironią Ninerl. -Wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Jadę z wami, muszę.. po prostu muszę wyjść na zewnątrz. Moja noga chyba wytrzyma, a Vadath powinien zażyć trochę ruchu. Poczekam na was na dole.- dodała.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Podeszła cicho do Elissy i szeptem dodała:- Jesteś w stanie stwierdzić czy moja siostra też jest.. skażona? Najlepiej jakoś tak, by się nie zorientowała. To dla mnie ważne-dodała proszącym tonem.- Mam pewne podejrzenia.
Poczekała na odpowiedź Elissy, oddaliła sie cicho korytarzem.
"Coś jest z nią nie tak.... od początku nie była sobą. "myślała, idąc "Ten ukochany" zastanowiła się " Może to jakaś podpucha. A jeśli ..."- po plecach przeszły jej ciarki "To ten ze snu? Ten mag? Albo jesli to ona umożliwiła odprawienie tego obrzędu? W końcu na jakiś czas znikła. A ta lina... dziwi mnie ta lina. Też mogła ją zawiesić... Muszę porozmawiać z Ravandilem i Brochem"zdecydowała, schodząc na dół.
Wyszła na dziedziniec. W stajni koń ucieszył się na jej widok. Był o dziwo, niezbyt brudny i rozpierała go energia. "O, muszę go zmęczyć. Inaczej za kilka dni, jak tu postoi, to będzie nie do opanowania." Założyła siodło i ogłowie i wyprowadziła Vadatha na podwórzec. Czekała na resztę.
------------------------------------------------------------------
- Chciałam z wami porozmawiać bez świadków. W gospodzie za dużo świadków i to magiczne urządzenie- uśmiechnęła się ponuro. Przez chwilę milczała, po czym mówiła dalej:
-Reakcje mojej siostry mnie przerażają. Zachowuje się tak, jak gdyby była kimś zupełnie innym. Rozumiem, że mogła się zmienić, ale nie aż tak! Nawet ludzie tak się nie zmieniają. Z mojej prawdziwej siostry ma tylko wygląd i imię. Jej historia jest prawdopodobna, ale coś mi mówi, że nie do końca. Tak samo ten ukochany.... nic o nim nie wiemy. Może to jakaś podpucha? Sam fakt, że jakoś mnie znalazła jest zastanawiający. Oto - ciągnęła dalej. - nagle nas spotyka. Myślę, że było to całkowicie zaplanowane spotkanie i że nadal odgrywa swoją rolę. Może nawet -ściszyła głos. -nie jest już sobą? Jak Julia albo przypomina mi się swój sen. Wiesz, Ravandilu ten sobowtór. Zastanawiam sie nawet, czy to nie ona - głos Ninerl nabrał twardego brzmienia.- powiesiła tę linę. Wczoraj przez pewien czas znikła. Podobno w celu pozyskania informacji. Mogła robić cokolwiek... przecież nikt jej nie pilnował. Wiesz, co mnie teraz uderzyło Wernerze?- zwróciła się do najemnika. - Nie umie się posługiwać bronią. Przez cały okres na szlaku musiałaby się nauczyć czegokolwiek. Zwłaszcza, że dotarła tak daleko. Inaczej dawno by leżała pod jakimś płotem. To jest dziwna nieścisłość. - dodała. -Nie wierzę, że ten jej rzekomy ukochany nie nauczyłby jej czegokolwiek. Podobno parali się złodziejstwem. Nie słyszałam o złodzieju, który nie ma pojęcia o jakiejkolwiek broni. A pamiętacie w co była ubrana, gdy ją zobaczyliśmy? W piękny, kosztowny strój, kompletnie nieprzydatny na szlaku. Ktoś po prostu postawił ją na naszej drodze. I steruje nią. Jak marionetką. Nadal. W taki spsób, że ona nawet może nie wiedzieć. Albo w ogóle Miaulin jako Miaulin już nie istnieje. I boję się- w głosie dziewczyny zabrzmiał strach. - że ten mój "sen" jest własnie takim wstępem. Dodatkowo Elissa powiedziała, że oplata mnie chmura czarnej magii.- ściągnęła wodze konia. Następnie opowiedziała najemnikowi swój koszmar. - Zdziwił mnie ten mężczyzna. Jakoś wcale nie byłabym zdziwiona, tym że on ma być "ukochanym"- dodała z grymasem na twarzy. - I będziemy kolejnymi pionkami. W jego intrydze. Wpadliśmy w sieć, a ja nie znam żadnej nici, oprócz kilku strzępków - dodała cicho.
- Boję się o nią- szepnęła. - i co mam zrobić? Jeśli kiedy kolwiek wrócę jeszcze do domu, to co powiem matce? Nawet nie wiem, czemu moja siostra tak nagle opuściła dom... To naprawdę dziwne...
Aa, Vibe... zapomniałam zapytac: czy ten złotowłosy ze snu- byłbym w stanie rozpoznać jego rasę? Człowiek, elf, cokolwiek innego...?
Odpowiedź wiedźmy zaniepokoiła dziewczynę.
-Co to mogło być?- powiedziała, marszcząc brwi. -Może jakiś urok albo klątwa? Niepokoi mnie mój sobowtór. Może mam teraz..- zawahała się na moment, a po chwili dodała przyciszonym głosem: - jakiegoś przyczepionego niematerialnego pasożyta?
--------------------------------------------------------------------
Odpowiedź siostry wzbudziła pewne podejrzenia Ninerl. Maskując swoje zaskoczenie spokojną miną, powiedziała, przewracając oczyma:- Na bogów! To nawet nie mogę wiedzieć, jak wygląda? Podobno mamy go ratować, to chociaż pobieżny opis by się przydał... -Mój..- parsknęła.-Od kiedy Ravandil jest mój? Tylu innych na świecie...- wzruszyła ramionami. -Więc czym miałabym się przejmować. Tak, racja- uśmiechnęła się do siebie. - Czym ja właściwie się przejmuję? Baw się dobrze na naszym polowaniu- klepnęła siostrę po ramieniu.
Dziewczyna zacisnęła odruchowo pięści, słysząc wypowiedź Kevarona. " Zabiję jak nic. Szkoda, tylko, że może go spotkać szybka śmierć."
Przekaz bandyty się skończył i zaczął mówić Werner. Wymienił nazwisko tego przywódcy.
- Wspaniała organizacja- powiedziała z ironią Ninerl. -Wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Jadę z wami, muszę.. po prostu muszę wyjść na zewnątrz. Moja noga chyba wytrzyma, a Vadath powinien zażyć trochę ruchu. Poczekam na was na dole.- dodała.
Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi. Podeszła cicho do Elissy i szeptem dodała:- Jesteś w stanie stwierdzić czy moja siostra też jest.. skażona? Najlepiej jakoś tak, by się nie zorientowała. To dla mnie ważne-dodała proszącym tonem.- Mam pewne podejrzenia.
Poczekała na odpowiedź Elissy, oddaliła sie cicho korytarzem.
"Coś jest z nią nie tak.... od początku nie była sobą. "myślała, idąc "Ten ukochany" zastanowiła się " Może to jakaś podpucha. A jeśli ..."- po plecach przeszły jej ciarki "To ten ze snu? Ten mag? Albo jesli to ona umożliwiła odprawienie tego obrzędu? W końcu na jakiś czas znikła. A ta lina... dziwi mnie ta lina. Też mogła ją zawiesić... Muszę porozmawiać z Ravandilem i Brochem"zdecydowała, schodząc na dół.
Wyszła na dziedziniec. W stajni koń ucieszył się na jej widok. Był o dziwo, niezbyt brudny i rozpierała go energia. "O, muszę go zmęczyć. Inaczej za kilka dni, jak tu postoi, to będzie nie do opanowania." Założyła siodło i ogłowie i wyprowadziła Vadatha na podwórzec. Czekała na resztę.
------------------------------------------------------------------
- Chciałam z wami porozmawiać bez świadków. W gospodzie za dużo świadków i to magiczne urządzenie- uśmiechnęła się ponuro. Przez chwilę milczała, po czym mówiła dalej:
-Reakcje mojej siostry mnie przerażają. Zachowuje się tak, jak gdyby była kimś zupełnie innym. Rozumiem, że mogła się zmienić, ale nie aż tak! Nawet ludzie tak się nie zmieniają. Z mojej prawdziwej siostry ma tylko wygląd i imię. Jej historia jest prawdopodobna, ale coś mi mówi, że nie do końca. Tak samo ten ukochany.... nic o nim nie wiemy. Może to jakaś podpucha? Sam fakt, że jakoś mnie znalazła jest zastanawiający. Oto - ciągnęła dalej. - nagle nas spotyka. Myślę, że było to całkowicie zaplanowane spotkanie i że nadal odgrywa swoją rolę. Może nawet -ściszyła głos. -nie jest już sobą? Jak Julia albo przypomina mi się swój sen. Wiesz, Ravandilu ten sobowtór. Zastanawiam sie nawet, czy to nie ona - głos Ninerl nabrał twardego brzmienia.- powiesiła tę linę. Wczoraj przez pewien czas znikła. Podobno w celu pozyskania informacji. Mogła robić cokolwiek... przecież nikt jej nie pilnował. Wiesz, co mnie teraz uderzyło Wernerze?- zwróciła się do najemnika. - Nie umie się posługiwać bronią. Przez cały okres na szlaku musiałaby się nauczyć czegokolwiek. Zwłaszcza, że dotarła tak daleko. Inaczej dawno by leżała pod jakimś płotem. To jest dziwna nieścisłość. - dodała. -Nie wierzę, że ten jej rzekomy ukochany nie nauczyłby jej czegokolwiek. Podobno parali się złodziejstwem. Nie słyszałam o złodzieju, który nie ma pojęcia o jakiejkolwiek broni. A pamiętacie w co była ubrana, gdy ją zobaczyliśmy? W piękny, kosztowny strój, kompletnie nieprzydatny na szlaku. Ktoś po prostu postawił ją na naszej drodze. I steruje nią. Jak marionetką. Nadal. W taki spsób, że ona nawet może nie wiedzieć. Albo w ogóle Miaulin jako Miaulin już nie istnieje. I boję się- w głosie dziewczyny zabrzmiał strach. - że ten mój "sen" jest własnie takim wstępem. Dodatkowo Elissa powiedziała, że oplata mnie chmura czarnej magii.- ściągnęła wodze konia. Następnie opowiedziała najemnikowi swój koszmar. - Zdziwił mnie ten mężczyzna. Jakoś wcale nie byłabym zdziwiona, tym że on ma być "ukochanym"- dodała z grymasem na twarzy. - I będziemy kolejnymi pionkami. W jego intrydze. Wpadliśmy w sieć, a ja nie znam żadnej nici, oprócz kilku strzępków - dodała cicho.
- Boję się o nią- szepnęła. - i co mam zrobić? Jeśli kiedy kolwiek wrócę jeszcze do domu, to co powiem matce? Nawet nie wiem, czemu moja siostra tak nagle opuściła dom... To naprawdę dziwne...
Aa, Vibe... zapomniałam zapytac: czy ten złotowłosy ze snu- byłbym w stanie rozpoznać jego rasę? Człowiek, elf, cokolwiek innego...?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
- Nic się nie stało. Tak pytam tylko. Elf szybko odwrócił się od karczmarza i ruszył na górę
***
„Dlaczego oni tak strasznie chcą go od razu zabijać? Otoczony przez sześć osób szybko straciłby ochotę do walki i można by wycisnąć z niego wiele ciekawych informacji”. Narada u Diega skończyła się i każdy zajął się własnymi sprawami. Ninerl, Werner i Ravandil zeszli na dół, reszta czekała jeszcze w pokoju. Do zmierzchu było jeszcze dużo czasu. „Dużo czasu na przygotowania i dopracowanie planu działania” Gal udał się do pokoju i zabrał się za czyszczenie broni. Miecza dawno nie używał, ale zawsze cenił sobie, gdy jego broń była lśniąca. „Trochę polerowania nie zaszkodzi”. Gdy skończył zabrał się za kołczan. Odwiązał go od uda i przerzucił kilka strzał z torby. Tych, które znalazł przy martwych bandytach w pobliżu dziurawej skały. Gdy kołczan był pełny, przywiązał go z powrotem, następnie zarzucił na siebie płaszcz i łuk, które stanowiły nierozłączny duet. Miecz schował do pochwy i udał się na dół. Zamówił butelkę najlepszego wina i nalał sobie niewielką ilość do pucharu. Siedząc przy stoliku, delektując się smakiem wina i aromatem palonego tytoniu, rozmyślał o ostatnich wydarzeniach.
- Nic się nie stało. Tak pytam tylko. Elf szybko odwrócił się od karczmarza i ruszył na górę
***
„Dlaczego oni tak strasznie chcą go od razu zabijać? Otoczony przez sześć osób szybko straciłby ochotę do walki i można by wycisnąć z niego wiele ciekawych informacji”. Narada u Diega skończyła się i każdy zajął się własnymi sprawami. Ninerl, Werner i Ravandil zeszli na dół, reszta czekała jeszcze w pokoju. Do zmierzchu było jeszcze dużo czasu. „Dużo czasu na przygotowania i dopracowanie planu działania” Gal udał się do pokoju i zabrał się za czyszczenie broni. Miecza dawno nie używał, ale zawsze cenił sobie, gdy jego broń była lśniąca. „Trochę polerowania nie zaszkodzi”. Gdy skończył zabrał się za kołczan. Odwiązał go od uda i przerzucił kilka strzał z torby. Tych, które znalazł przy martwych bandytach w pobliżu dziurawej skały. Gdy kołczan był pełny, przywiązał go z powrotem, następnie zarzucił na siebie płaszcz i łuk, które stanowiły nierozłączny duet. Miecz schował do pochwy i udał się na dół. Zamówił butelkę najlepszego wina i nalał sobie niewielką ilość do pucharu. Siedząc przy stoliku, delektując się smakiem wina i aromatem palonego tytoniu, rozmyślał o ostatnich wydarzeniach.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem ![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Yhm... widzę, że znowu przyjdzie nam się podzielić na grupy. Osobiście wolałbym być w tej, która zmierzy się z Kevaronem jako pierwsza. Mamy w dwójkę kilka nieuregulowanych do końca spraw, a ja bardzo nie lubię mieć długów. - spojrzał wymownie po swojej ranie na boku - Podejrzewam, że Broch z przyjemnością popilnował by całego tego procesu spłacania należności... - wygłosił spokojnie, nuta ironii brzmiała aż za dobrze w jego głosie.
Nie jestem jakimś wielkim taktykiem, ale proponuje podział na grupę stricte zbrojną i resztę. Do tej pierwszej należeć będą Werner, Zinha, ja. Jeśli wejdzie do pokoju, samemu naszej trójce nie da rady. Elfy i Ludovic zajmą pokój sąsiedni, a najlepiej jakiś naprzeciwko, jeśli jakiś jest, nie przyjrzałem się nawet... Gdy tylko usłyszą pierwszy szczęk oręża wpadają do środka i z proporcji trzy do jednego robi się siedem do jednego. Zakładając oczywiście, że ten gnojek przyjdzie tu sam. Julia i Elisse będą cały czas przy schowanym Diegu. Myślałem, żeby umieścić go w piwnicy, aczkolwiek to dopiero wstępna propozycja, nie do końca jeszcze przemyślana. - zakończył i popatrzał wyczekująco po członkach narady, jakby chciał powiedzieć "wszelkie komentarze mile widziane".
Spojrzał po swojej ranie na tułowiu. Jak bolała tak boli, może trochę mniej, ale przynajmniej się już nie babrze. Strup, o ile powstanie, na pewno nie będzie przyjemnym widokiem. "No Panie Kevaron... Też Ci porobię kilka ranek..." - pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie.
Yhm... widzę, że znowu przyjdzie nam się podzielić na grupy. Osobiście wolałbym być w tej, która zmierzy się z Kevaronem jako pierwsza. Mamy w dwójkę kilka nieuregulowanych do końca spraw, a ja bardzo nie lubię mieć długów. - spojrzał wymownie po swojej ranie na boku - Podejrzewam, że Broch z przyjemnością popilnował by całego tego procesu spłacania należności... - wygłosił spokojnie, nuta ironii brzmiała aż za dobrze w jego głosie.
Nie jestem jakimś wielkim taktykiem, ale proponuje podział na grupę stricte zbrojną i resztę. Do tej pierwszej należeć będą Werner, Zinha, ja. Jeśli wejdzie do pokoju, samemu naszej trójce nie da rady. Elfy i Ludovic zajmą pokój sąsiedni, a najlepiej jakiś naprzeciwko, jeśli jakiś jest, nie przyjrzałem się nawet... Gdy tylko usłyszą pierwszy szczęk oręża wpadają do środka i z proporcji trzy do jednego robi się siedem do jednego. Zakładając oczywiście, że ten gnojek przyjdzie tu sam. Julia i Elisse będą cały czas przy schowanym Diegu. Myślałem, żeby umieścić go w piwnicy, aczkolwiek to dopiero wstępna propozycja, nie do końca jeszcze przemyślana. - zakończył i popatrzał wyczekująco po członkach narady, jakby chciał powiedzieć "wszelkie komentarze mile widziane".
Spojrzał po swojej ranie na tułowiu. Jak bolała tak boli, może trochę mniej, ale przynajmniej się już nie babrze. Strup, o ile powstanie, na pewno nie będzie przyjemnym widokiem. "No Panie Kevaron... Też Ci porobię kilka ranek..." - pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
- Nie wiem co to mogło być, naprawdę nie wiem... - odparła Elissa. - Nie posiadam aż tak rozległej wiedzy na ten temat. Po prostu wyczuwam od ciebie „coś”, ale wszystko wydaje się być w porządku. Przynajmniej na razie...
Na pytanie odnośnie Miaulin, Elissa odparła:
- Nie wyczuwam od Twojej siostry niczego, co było by związane z tym odorem czarnej magii jaki unosił sie w izbie na dole... Wszystko chyba z nią w porządku, choć nie dysponuję taką mocą by stwierdzić to stu procentowo.
Rozmowa z Miaulin przybrała charakter burzliwej.
- Chcesz wiedzieć jak wygląda?! Wysoki, szczupły, długie blond włosy, głębokie niebieskie oczy... Wystarczy ci?! - twoja siostra mówiła podniesionym głosem. - Masz pobieżny opis, więc będziesz wiedzieć kogo RATOWAĆ... – ostatnie słowo było zaakcentowane zbyt mocno, byś nie zrozumiała ironii siostry. - A teraz daj mi spokój, mam trochę swoich spraw...
Wszyscy
Diego przewrócił się niespokojnie przez sen. Na zewnątrz, za oknem, wciąż szalała wichura, w dodatku zaczął sypać gęsty śnieg. Doras zniknął za drzwiami wyprowadzony przez Galavandrela. Elissa patrzyła w okno na tańczące za nim płatki śniegu i jakby uśmiechała się do siebie. Gdy poczuła na sobie wzrok Brocha rzuciła do niego:
- Wreszcie nadchodzi zima... Uwielbiam zimę... – jej oczy promieniały a twarz nabrała blasku.
Po chwili staliście wszyscy w okręgu.
- Cholera – Zinha wysłuchawszy waszych słów podrapał się po głowie – kiepski ze mnie intrygant. Już Werner zaplanowałby to lepiej ode mnie. Ten grubas na widok Kevarona zleje się w portki i migiem nas wyda. Dobra, zrobimy tak: Galavandrel i Ninerl zaczekają na zabójcę w izbie z Miaulin i Dorasem. Jeśli przybędzie spróbujcie go ustrzelić i wezwijcie posiłki. Pozostali będą w pobliżu. Ja będę na dole, wraz z Ravandilem, jeśli Kevaron zobaczy mnie tam, utwierdzi go to w przekonaniu, że niczego się nie spodziewamy. W razie czego odetniemy mu drogę ucieczki. Nie możemy wszak zostawić Diega bez opieki. Będzie strzegł go Konrad a wraz z nim zostanie Ludovic, Julia i Elissa. Werner, jak mówi, zaczai się z kuszą gdzieś w pobliżu fortu.
Narada zakończyła się i rozeszliście się do swoich spraw. Niedługo potem Zinha wrócił z rozmowy z komendantem Lloin. Garnizon fortu miał wystawić podwójne warty i zachować wzmożoną czujność. Żołnierze mieli wpuścić Kevarona i zostawić rozprawę z nim wam, ale i wspomóc was w razie potrzeby i niedopuścić by uciekł poza mury. Mieli też w razie czego otworzyć bramy dla Wernera. Middenlandczyk obszedł fort dookoła i stwierdził, że brama, prócz zamkniętej bocznej furty, jest jedynym wejściem do Lloin, lecz mury nie były wysokie i przy nieuwadze straży dałoby się na nie wdrapać. Mniej więcej w tym samym czasie Ravandil, Ninerl i Broch objechali konno okolice fortu ale prócz wiatru i sypiącego wciąż śniegu w dolinie nie znaleźli niczego. Jeśli były jakieś ślady, to sypiący z dużą intensywnością śnieg zdołał je już przykryć.
Ustaliliście więc warty przy Diego i przez długie sześć godzin czekaliście. Jeszcze dużo czasu dzieliło was od zmierzchu. Zjedliście kolejno posiłek w głównej sali – królowała baranina, pieczone sery i słodycze. Jedliście więc na potęgę, wiedząc że dla niektórych może to być ostatni posiłek w życiu, a jeśli nawet nie, to na pewno ostatni tak syty w drodze do Księstw Granicznych. Pogoda wciąż się pogarszała, nie dość że sypał śnieg to wiał zimny, północny wiatr. Wyglądało na to, że śnieżyca nie ustąpi przed zmrokiem.
Reszta dnia nijak nie chciała upłynąć spokojnie. Do zajazdu zaczęli napływać podróżni robiąc mnóstwo gwaru i hałasu, pytając o różne rzeczy i ciągle myląc pokoje. Pojawiło się również siedmiu żołnierzy z sierżantem, nieco zbyt uzbrojonych i spiętych jak na piwo po służbie. Przesiadywał przy barze także brat Deodat, mnich sigmarycki, który wczoraj przyrządził wam zioła. Przyglądał się podejrzliwie każdemu z waszej grupy, szczególnie Brochowi. Koniec końców powrócił patrol z nad Wodogrzmotów potwierdzając wasze zeznania o pobiciu bandy Snagi. To już spowodowało prawdziwą lawinę. Przybył sam kapitan, by osobiście wręczyć wam nagrodę. Wypadło po osiem koron na głowę. Z całego fortu zbiegali się ludzie aby wam pogratulować i zobaczyć na własne oczy. Dziewczyny rzucały się wam na ramiona a mężczyźni adorowali Miaulin. Żołnierze, bywalcy i goście zajazdu wznosili toasty na waszą cześć, stawiali przekąski i kolejki. Z trudem, tłumacząc się zmęczeniem i ranami, uciekliście od tego gwaru. Niebawem wszyscy udaliście się na swoje posterunki. Zbliżał się zmierzch a śnieg wciąż sypał.
Konrad
O zmierzchu postawiło was na nogi pukanie. Od prawie godziny, wraz z Elissą, Ludoviciem i Julią, czuwaliście przy Diego. Dobyłeś miecza lecz Twoje obawy rozwiał głos karczmarki.
- Panie Konradzie, z polecenia pana Zinhy przyniosłam wam ciasto i herbatę z dzikiej róży!
Chwilę po tym dobiegł was kobiecy krzyk. Nie karczmarki, lecz którejś z kurtyzan lub dziewcząt służebych, i odgłos zbiegania po schodach.
- Aaaaaaaaa! – niosło się z dołu gospody.
Galavandrel i Ninerl
Kupiec pocił się coraz bardziej. Od prawie godziny siedzieliście w izbie Dorasa oczekując Kevarona. Położony na wieży pokój był dosyć przestronny. Galavandrel zasiadł przy drzwiach z łukiem gotowym do oddania strzału. W najdalszym rogu pokoju czekała banitka z łukiem i gotową do nałożenia strzałą. Miaulin z Dorasem czekali przy oknie z magicznym pudełkiem. Gruby południowiec co i raz ocierał krople potu z czoła barwy miedzi. Długo nic się nie działo.
Nagle pudełko zabrzęczało, jak poprzednio u łoża Diega. Elfka otworzyła je błyskawicznie. Z wewnątrz dobiegł was głos a w jego tle śpiew wiatru. I dźwięki muzyki. Tej samej, którą słyszeliście z głównej sali poprzez ściany gospody.
- Jesteście tam? – zaskrzeczał Kevaron. – To złaźcie na dół i idźcie na dziedziniec fortu, naprzeciw zajazdu, pod faktorię handlową. Będę tam czekał.
Chwilę po tym jak skończył mówić ze schodów wieży dobiegł was kobiecy krzyk, długi i przeraźliwie głośny. Potem było jakby trzaśnięcie drzwiami piętro wyżej i kroki zbiegające na dół. Ktoś kto zbiegał zbiegał szybko bo z rozpędu rąbnął o wasze drzwi i poleciał dalej.
- Aaaaaaaaaaa! – kobiecy krzyk dobiegał teraz z dołu gospody.
Ravandil
Razem z Zinhą zszedłeś na dół. Powiedziałeś rycerzowi o tym co odkryli Galavandrel i Elissa. Stary wojownik pokiwał głową.
- To wyjaśnia wasze dziwne zachowanie – powiedział. - Jeśli ten czarnoksiężnik uciekł to chyba nie stanowi już zagrożenia. Zakładając że uciekł. Źle wyglądasz Ravandilu, zdrzemnij się może pół godziny...
Poparłeś rycerza i udałeś się na chwilowy odpoczynek. Palce prawej dłoni wciąż łupały i raczej nie sądziłeś byś mógł zasnąć przy takim bólu, jednak chciałeś choć chwilę poleżeć na łóżku – wydarzenia ostatnich dni czy nawet godzin nie działały na Ciebie zbyt budująco. W końcu jednak zapadłeś w sen.
Nagle zobaczyłeś nad sobą inną twarz. To była Ninerl. Jej sprężyste ciało wiło się nad twoim, błyszczące od potu. Banitka odrzuciła do tyłu włosy i pochyliła się nad tobą, oblizując wargi i przymrużając oczy. Szybkim ruchem zrzuciła z siebie tunikę i ujrzałeś przed sobą nagie piersi Ninerl. Twój organizm w naturalny sposób zareagował na ten widok. Dziewczyna dostrzegła to i uśmiechając przesunęła dłońmi w dół po twojej klatce piersiowej w kierunku krocza. Gdy otworzyła usta wysunął się z nich rozdwojony język, oczy stały się krwisto czerwone.
Obudziłeś się zlany potem.
W pewnym momencie zza drzwi dobiegł wysoki kobiecy głos połączony z pukaniem.
- Proszę pana – mówił – jest pan tam? Nie schodził pan na posiłek. Może przynieść jedzenie lub wodę do kąpieli? Czy zostaje pan na następną noc? Przybyli nowi goście i musimy przygotować pokoje. Czy wszystko w porządku?
Ujrzałeś dziewkę służebną. Chyba była to Yvette. Nie byłeś pewien, zresztą, nie obchodziło Cię to. Dziewczyna stała oszołomiona w drzwiach izby, z półmiskiem wody w dłoniach, wpatrzona w ciebie leżącego na łóżku, wokół którego rozpościerał się wymalowany czerwoną farbą pentagram. Dałbyś głowę że nie było go w momencie gdy przyszedłeś do pokoju. Wiedziałeś już co się zaraz stanie.
- Aaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – wydarła się upuszczając półmisek. Zerwałeś się by ją uciszyć lecz panna była młoda i zdrowa i już zbiegała na dół po schodach, po pięć stopni na raz. W dodatku w panice trzasnęła ci drzwiami przed nosem. Musiałeś spać długo bo za oknem było już ciemno. Śnieg wciąż sypał smagany silnym wiatrem.
- Aaaaaa! – jej krzyk dobiegał z dołu gospody.
Werner
Na pół godziny przed zmierzchem przyczaiłeś się w chatach targowiska, nieopodal fortu. Od Lloin oddzielało cię pasmo drzew i górskich krzewów idące w dół zbocza. Wichura pod wieczór wezbrała na sile, a śnieg skutecznie przesłaniał widoczność. Targowisko stanowiło zespół bud i wiatr w dole osłoniętym przed wiatrem i służyło poza dniami targowymi za nocną zagrodę dla owiec. Zaczaiłeś się razem z beczącymi wełniakami w budzie z widokiem na drogę i mury fortu. Załadowaną kuszę trzymałeś na kolanach.
Długo nic się nie działo. Siedziałeś i patrzyłeś jak śnieg sypie coraz intensywniej. Zapadła ciemność. Nagle dostrzegłeś postać schodzącą ku targowisku od głównej drogi. Prowadziła za uzdę wierzchowca. Schowałeś się za ścianą i nasłuchiwałeś kroków. Przyklęknąłeś i wymierzyłeś kuszę w stronę drzwi. Te, ze skrzypieniem otworzyły się. Stanął w nich jak wryty młody pastuch o skołtunionych blond włosach.
- P-przepraszam...n-nie zabijajcie – wyjąkał i zaczął się cofać.
Już miałeś go puścić kiedy przyjrzałeś się koniowi, stojącemu za nim. Zgrabny biały wałach, objuczony i osiodłany, zarżał i parsknął. Był to koń Kevarona.
- Nie wiem co to mogło być, naprawdę nie wiem... - odparła Elissa. - Nie posiadam aż tak rozległej wiedzy na ten temat. Po prostu wyczuwam od ciebie „coś”, ale wszystko wydaje się być w porządku. Przynajmniej na razie...
Na pytanie odnośnie Miaulin, Elissa odparła:
- Nie wyczuwam od Twojej siostry niczego, co było by związane z tym odorem czarnej magii jaki unosił sie w izbie na dole... Wszystko chyba z nią w porządku, choć nie dysponuję taką mocą by stwierdzić to stu procentowo.
Rozmowa z Miaulin przybrała charakter burzliwej.
- Chcesz wiedzieć jak wygląda?! Wysoki, szczupły, długie blond włosy, głębokie niebieskie oczy... Wystarczy ci?! - twoja siostra mówiła podniesionym głosem. - Masz pobieżny opis, więc będziesz wiedzieć kogo RATOWAĆ... – ostatnie słowo było zaakcentowane zbyt mocno, byś nie zrozumiała ironii siostry. - A teraz daj mi spokój, mam trochę swoich spraw...
Wszyscy
Diego przewrócił się niespokojnie przez sen. Na zewnątrz, za oknem, wciąż szalała wichura, w dodatku zaczął sypać gęsty śnieg. Doras zniknął za drzwiami wyprowadzony przez Galavandrela. Elissa patrzyła w okno na tańczące za nim płatki śniegu i jakby uśmiechała się do siebie. Gdy poczuła na sobie wzrok Brocha rzuciła do niego:
- Wreszcie nadchodzi zima... Uwielbiam zimę... – jej oczy promieniały a twarz nabrała blasku.
Po chwili staliście wszyscy w okręgu.
- Cholera – Zinha wysłuchawszy waszych słów podrapał się po głowie – kiepski ze mnie intrygant. Już Werner zaplanowałby to lepiej ode mnie. Ten grubas na widok Kevarona zleje się w portki i migiem nas wyda. Dobra, zrobimy tak: Galavandrel i Ninerl zaczekają na zabójcę w izbie z Miaulin i Dorasem. Jeśli przybędzie spróbujcie go ustrzelić i wezwijcie posiłki. Pozostali będą w pobliżu. Ja będę na dole, wraz z Ravandilem, jeśli Kevaron zobaczy mnie tam, utwierdzi go to w przekonaniu, że niczego się nie spodziewamy. W razie czego odetniemy mu drogę ucieczki. Nie możemy wszak zostawić Diega bez opieki. Będzie strzegł go Konrad a wraz z nim zostanie Ludovic, Julia i Elissa. Werner, jak mówi, zaczai się z kuszą gdzieś w pobliżu fortu.
Narada zakończyła się i rozeszliście się do swoich spraw. Niedługo potem Zinha wrócił z rozmowy z komendantem Lloin. Garnizon fortu miał wystawić podwójne warty i zachować wzmożoną czujność. Żołnierze mieli wpuścić Kevarona i zostawić rozprawę z nim wam, ale i wspomóc was w razie potrzeby i niedopuścić by uciekł poza mury. Mieli też w razie czego otworzyć bramy dla Wernera. Middenlandczyk obszedł fort dookoła i stwierdził, że brama, prócz zamkniętej bocznej furty, jest jedynym wejściem do Lloin, lecz mury nie były wysokie i przy nieuwadze straży dałoby się na nie wdrapać. Mniej więcej w tym samym czasie Ravandil, Ninerl i Broch objechali konno okolice fortu ale prócz wiatru i sypiącego wciąż śniegu w dolinie nie znaleźli niczego. Jeśli były jakieś ślady, to sypiący z dużą intensywnością śnieg zdołał je już przykryć.
Ustaliliście więc warty przy Diego i przez długie sześć godzin czekaliście. Jeszcze dużo czasu dzieliło was od zmierzchu. Zjedliście kolejno posiłek w głównej sali – królowała baranina, pieczone sery i słodycze. Jedliście więc na potęgę, wiedząc że dla niektórych może to być ostatni posiłek w życiu, a jeśli nawet nie, to na pewno ostatni tak syty w drodze do Księstw Granicznych. Pogoda wciąż się pogarszała, nie dość że sypał śnieg to wiał zimny, północny wiatr. Wyglądało na to, że śnieżyca nie ustąpi przed zmrokiem.
Reszta dnia nijak nie chciała upłynąć spokojnie. Do zajazdu zaczęli napływać podróżni robiąc mnóstwo gwaru i hałasu, pytając o różne rzeczy i ciągle myląc pokoje. Pojawiło się również siedmiu żołnierzy z sierżantem, nieco zbyt uzbrojonych i spiętych jak na piwo po służbie. Przesiadywał przy barze także brat Deodat, mnich sigmarycki, który wczoraj przyrządził wam zioła. Przyglądał się podejrzliwie każdemu z waszej grupy, szczególnie Brochowi. Koniec końców powrócił patrol z nad Wodogrzmotów potwierdzając wasze zeznania o pobiciu bandy Snagi. To już spowodowało prawdziwą lawinę. Przybył sam kapitan, by osobiście wręczyć wam nagrodę. Wypadło po osiem koron na głowę. Z całego fortu zbiegali się ludzie aby wam pogratulować i zobaczyć na własne oczy. Dziewczyny rzucały się wam na ramiona a mężczyźni adorowali Miaulin. Żołnierze, bywalcy i goście zajazdu wznosili toasty na waszą cześć, stawiali przekąski i kolejki. Z trudem, tłumacząc się zmęczeniem i ranami, uciekliście od tego gwaru. Niebawem wszyscy udaliście się na swoje posterunki. Zbliżał się zmierzch a śnieg wciąż sypał.
Konrad
O zmierzchu postawiło was na nogi pukanie. Od prawie godziny, wraz z Elissą, Ludoviciem i Julią, czuwaliście przy Diego. Dobyłeś miecza lecz Twoje obawy rozwiał głos karczmarki.
- Panie Konradzie, z polecenia pana Zinhy przyniosłam wam ciasto i herbatę z dzikiej róży!
Chwilę po tym dobiegł was kobiecy krzyk. Nie karczmarki, lecz którejś z kurtyzan lub dziewcząt służebych, i odgłos zbiegania po schodach.
- Aaaaaaaaa! – niosło się z dołu gospody.
Galavandrel i Ninerl
Kupiec pocił się coraz bardziej. Od prawie godziny siedzieliście w izbie Dorasa oczekując Kevarona. Położony na wieży pokój był dosyć przestronny. Galavandrel zasiadł przy drzwiach z łukiem gotowym do oddania strzału. W najdalszym rogu pokoju czekała banitka z łukiem i gotową do nałożenia strzałą. Miaulin z Dorasem czekali przy oknie z magicznym pudełkiem. Gruby południowiec co i raz ocierał krople potu z czoła barwy miedzi. Długo nic się nie działo.
Nagle pudełko zabrzęczało, jak poprzednio u łoża Diega. Elfka otworzyła je błyskawicznie. Z wewnątrz dobiegł was głos a w jego tle śpiew wiatru. I dźwięki muzyki. Tej samej, którą słyszeliście z głównej sali poprzez ściany gospody.
- Jesteście tam? – zaskrzeczał Kevaron. – To złaźcie na dół i idźcie na dziedziniec fortu, naprzeciw zajazdu, pod faktorię handlową. Będę tam czekał.
Chwilę po tym jak skończył mówić ze schodów wieży dobiegł was kobiecy krzyk, długi i przeraźliwie głośny. Potem było jakby trzaśnięcie drzwiami piętro wyżej i kroki zbiegające na dół. Ktoś kto zbiegał zbiegał szybko bo z rozpędu rąbnął o wasze drzwi i poleciał dalej.
- Aaaaaaaaaaa! – kobiecy krzyk dobiegał teraz z dołu gospody.
Ravandil
Razem z Zinhą zszedłeś na dół. Powiedziałeś rycerzowi o tym co odkryli Galavandrel i Elissa. Stary wojownik pokiwał głową.
- To wyjaśnia wasze dziwne zachowanie – powiedział. - Jeśli ten czarnoksiężnik uciekł to chyba nie stanowi już zagrożenia. Zakładając że uciekł. Źle wyglądasz Ravandilu, zdrzemnij się może pół godziny...
Poparłeś rycerza i udałeś się na chwilowy odpoczynek. Palce prawej dłoni wciąż łupały i raczej nie sądziłeś byś mógł zasnąć przy takim bólu, jednak chciałeś choć chwilę poleżeć na łóżku – wydarzenia ostatnich dni czy nawet godzin nie działały na Ciebie zbyt budująco. W końcu jednak zapadłeś w sen.
Nagle zobaczyłeś nad sobą inną twarz. To była Ninerl. Jej sprężyste ciało wiło się nad twoim, błyszczące od potu. Banitka odrzuciła do tyłu włosy i pochyliła się nad tobą, oblizując wargi i przymrużając oczy. Szybkim ruchem zrzuciła z siebie tunikę i ujrzałeś przed sobą nagie piersi Ninerl. Twój organizm w naturalny sposób zareagował na ten widok. Dziewczyna dostrzegła to i uśmiechając przesunęła dłońmi w dół po twojej klatce piersiowej w kierunku krocza. Gdy otworzyła usta wysunął się z nich rozdwojony język, oczy stały się krwisto czerwone.
Obudziłeś się zlany potem.
W pewnym momencie zza drzwi dobiegł wysoki kobiecy głos połączony z pukaniem.
- Proszę pana – mówił – jest pan tam? Nie schodził pan na posiłek. Może przynieść jedzenie lub wodę do kąpieli? Czy zostaje pan na następną noc? Przybyli nowi goście i musimy przygotować pokoje. Czy wszystko w porządku?
Ujrzałeś dziewkę służebną. Chyba była to Yvette. Nie byłeś pewien, zresztą, nie obchodziło Cię to. Dziewczyna stała oszołomiona w drzwiach izby, z półmiskiem wody w dłoniach, wpatrzona w ciebie leżącego na łóżku, wokół którego rozpościerał się wymalowany czerwoną farbą pentagram. Dałbyś głowę że nie było go w momencie gdy przyszedłeś do pokoju. Wiedziałeś już co się zaraz stanie.
- Aaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – wydarła się upuszczając półmisek. Zerwałeś się by ją uciszyć lecz panna była młoda i zdrowa i już zbiegała na dół po schodach, po pięć stopni na raz. W dodatku w panice trzasnęła ci drzwiami przed nosem. Musiałeś spać długo bo za oknem było już ciemno. Śnieg wciąż sypał smagany silnym wiatrem.
- Aaaaaa! – jej krzyk dobiegał z dołu gospody.
Werner
Na pół godziny przed zmierzchem przyczaiłeś się w chatach targowiska, nieopodal fortu. Od Lloin oddzielało cię pasmo drzew i górskich krzewów idące w dół zbocza. Wichura pod wieczór wezbrała na sile, a śnieg skutecznie przesłaniał widoczność. Targowisko stanowiło zespół bud i wiatr w dole osłoniętym przed wiatrem i służyło poza dniami targowymi za nocną zagrodę dla owiec. Zaczaiłeś się razem z beczącymi wełniakami w budzie z widokiem na drogę i mury fortu. Załadowaną kuszę trzymałeś na kolanach.
Długo nic się nie działo. Siedziałeś i patrzyłeś jak śnieg sypie coraz intensywniej. Zapadła ciemność. Nagle dostrzegłeś postać schodzącą ku targowisku od głównej drogi. Prowadziła za uzdę wierzchowca. Schowałeś się za ścianą i nasłuchiwałeś kroków. Przyklęknąłeś i wymierzyłeś kuszę w stronę drzwi. Te, ze skrzypieniem otworzyły się. Stanął w nich jak wryty młody pastuch o skołtunionych blond włosach.
- P-przepraszam...n-nie zabijajcie – wyjąkał i zaczął się cofać.
Już miałeś go puścić kiedy przyjrzałeś się koniowi, stojącemu za nim. Zgrabny biały wałach, objuczony i osiodłany, zarżał i parsknął. Był to koń Kevarona.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Najemnik sunął powoli na Gevaudanie w towarzystwie dwójki elfów i rozglądając się po dolince wysłuchał z zasępieniem na twarzy tego co miała do powiedzenia Ninerl. Spojrzał na nią i bez ceregieli rzucił:
- Nie ufam twojej siostrze od momentu jej spotkania. Pamiętacie gdy ustalaliśmy grupy przy Wododgrzmotach? Gdy zrobiła scenę wktórej machała mi szabelką przed nosem? Miaulin chciała iść w pierwszej, zbrojnej grupie, w której byłaś i Ty, Ninerl... Wiedząc o zasadzce wydaje mi się że chciała jakoś odwieść górali od ataku, choć oczywiście to tylko moje zdanie i moje przypuszczenia. Pewnie nie chciała by coś Ci się stało, nie mogła przecież wiedzieć że jesteś jedną z tych, którzy ochraniają księcia. Trzeba mieć ją na oku, nie wierzę by do końca grała z nami czysto. A co do broni, to myślę że to kolejna jej sztuczka - jeśli podróżowała ze złodziejem, musiał ją czegoś nauczyć. Sami wiecie jak niebezpieczne są szlaki, zwłaszcza w tych rejonach. Gdyby nie umiała walczyć, nie przeżyła by tu długo...
***
Nie było czasu na wyjaśnienia i przekonywania wystraszonego kmiotka, gotów jeszcze z wrzaskiem wziąć nogi za pas. Zanim tamten zdążył wyjść z oszołomienia, najemnik błyskawicznie odłożył kuszę i rzucił się w stronę chłopaka, chwytając go za szyję i usta, tłukąc o ścianę, a następnie przyduszając do klepiska. Koń parsknął tylko, niezadowolony z zamieszania, ale na szczęście nie spłoszony na tyle wydarzeniami wewnątrz budynku, żeby uciekać.
Broch nie zwolnił uchwytu, ogromną dłonią zamykając pastuchowi usta, palec drugiej zbliżył do ust i szepnął:
- Nie wrzeszcz, a nic ci nie zrobię. Ten koń... - wskazał na wierzchowca Kevarona - szukam jego właściciela. Zaraz cię puszczę i opowiesz mi wszystko, co wiesz, o tym koniu i jego jeźdźcu. Spróbuj wszcząć alarm, a pożałujesz.
Najemnik sięgnął za pazuchę i postanowił wesprzeć swoje racje dodatkowym argumentem, wyciągając zza pazuchy złotą monetę i podkładając pod nos chłopakowi.
- A jak pomożesz, to jeszcze zarobisz. Gdzie jest Kevaron? Kiedy i gdzie przekazał ci wierzchowca? Co nakazał z nim zrobić? Mów. - Wern zdjął dłoń z twarzy parobka, wyczuwając, że miał już nieco czasu, by wyjść z szoku, rzucił mu na pierś złotą monetę, jednak ciągle gotowy by wepchnąć rodzący się krzyk z powrotem do gardła, jeżeli tamten okaże się na tyle głupi by krzyczeć.
Najemnik sunął powoli na Gevaudanie w towarzystwie dwójki elfów i rozglądając się po dolince wysłuchał z zasępieniem na twarzy tego co miała do powiedzenia Ninerl. Spojrzał na nią i bez ceregieli rzucił:
- Nie ufam twojej siostrze od momentu jej spotkania. Pamiętacie gdy ustalaliśmy grupy przy Wododgrzmotach? Gdy zrobiła scenę wktórej machała mi szabelką przed nosem? Miaulin chciała iść w pierwszej, zbrojnej grupie, w której byłaś i Ty, Ninerl... Wiedząc o zasadzce wydaje mi się że chciała jakoś odwieść górali od ataku, choć oczywiście to tylko moje zdanie i moje przypuszczenia. Pewnie nie chciała by coś Ci się stało, nie mogła przecież wiedzieć że jesteś jedną z tych, którzy ochraniają księcia. Trzeba mieć ją na oku, nie wierzę by do końca grała z nami czysto. A co do broni, to myślę że to kolejna jej sztuczka - jeśli podróżowała ze złodziejem, musiał ją czegoś nauczyć. Sami wiecie jak niebezpieczne są szlaki, zwłaszcza w tych rejonach. Gdyby nie umiała walczyć, nie przeżyła by tu długo...
***
Nie było czasu na wyjaśnienia i przekonywania wystraszonego kmiotka, gotów jeszcze z wrzaskiem wziąć nogi za pas. Zanim tamten zdążył wyjść z oszołomienia, najemnik błyskawicznie odłożył kuszę i rzucił się w stronę chłopaka, chwytając go za szyję i usta, tłukąc o ścianę, a następnie przyduszając do klepiska. Koń parsknął tylko, niezadowolony z zamieszania, ale na szczęście nie spłoszony na tyle wydarzeniami wewnątrz budynku, żeby uciekać.
Broch nie zwolnił uchwytu, ogromną dłonią zamykając pastuchowi usta, palec drugiej zbliżył do ust i szepnął:
- Nie wrzeszcz, a nic ci nie zrobię. Ten koń... - wskazał na wierzchowca Kevarona - szukam jego właściciela. Zaraz cię puszczę i opowiesz mi wszystko, co wiesz, o tym koniu i jego jeźdźcu. Spróbuj wszcząć alarm, a pożałujesz.
Najemnik sięgnął za pazuchę i postanowił wesprzeć swoje racje dodatkowym argumentem, wyciągając zza pazuchy złotą monetę i podkładając pod nos chłopakowi.
- A jak pomożesz, to jeszcze zarobisz. Gdzie jest Kevaron? Kiedy i gdzie przekazał ci wierzchowca? Co nakazał z nim zrobić? Mów. - Wern zdjął dłoń z twarzy parobka, wyczuwając, że miał już nieco czasu, by wyjść z szoku, rzucił mu na pierś złotą monetę, jednak ciągle gotowy by wepchnąć rodzący się krzyk z powrotem do gardła, jeżeli tamten okaże się na tyle głupi by krzyczeć.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Spojrzał na pogodę za oknem. Śnieżek pruszył aż miło, bruk fortu już dawno był przykryty tym naturalnym, choć nieco zimnym i nieprzyjemnym na dłuższą metę puchem. Nie bał się pogody, przywykł do zim w Ostlandzie, znacznie ostrzejszych zim. Taki sypanie tutaj, tam było zaledwie mżawką.
Nie jedz tyle kochanie, bo Ci w boczki pójdzie... - powiedział do Julii, która właśnie kończyła już któryś z kolei kawałek ciasta. Po chwili, gdy zauważył jej minę na tą "subtelną" uwagę, uśmiechnął się, jakby chciał za pomocą tego uśmiechu powiedzieć: "Żartowałem przecież. Najpiękniejsza jesteś. Kocham Cię". Musiał się nim wyręczyć, gdyż usta sam miał zapchane najprzedniejszym jadłem.
Gdy wrócił patrol i oznajmił wszystkim, że banda Snagi naprawdę została pobita przez drużynę, rozpoczęła się biesiada na całego. Konrad był w o tyle dobrej sytuacji, że gdy przyszło mu uciekać od któryś gości czy zbytnio nachalnych panienek, wskazywał tylko na żonę siedzącą w pobliżu, mierzącą chłodnym wzrokiem kurtyzany, które nieco za blisko i za często pojawiały się koło jej męża.
Przyszła kolej wartowania, mniej radosna czynność, a na domiar złego niezbędna. W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi i głos karczmarki.
Zostaw Pani pod drzwiami, za chwilę weźmiemy. Sigmar zapłać za Twą uczynność! - zawołał do niej przez drzwi. Akolita obawiał się, że może to być pułapka, sprytna część planu Kevarona, mająca na celu wywabienie ich, oderwanie się od tego co najważniejsze w tej chwili: ochrony Diega.
Jakaś panienka wrzasnęła. Widząc podbiegającego już Ludovica powstrzymał go, wyciągając rękę.
My mamy swoje zadanie. Podzieliliśmy się właśnie po to, by nie wprowadzać chaosu w naszym planie. Siedzimy tu i pilnujemy Diega. Obchodzą nas chwilę obecną tylko Ci, którzy miną próg tego pokoju. - akolita rozejrzał się po pomieszczeniu, wyraźnie nad czymś myśląc - I niech to będzie tylko próg. Zasłonić okna, jak najszczelniej. Nie dość, że nikt tą drogą się tu nie wdostanie, to jeszcze będzie nam cieplej, wiać tak nie będzie... - wygłosił półgłosem.
Spojrzał na pogodę za oknem. Śnieżek pruszył aż miło, bruk fortu już dawno był przykryty tym naturalnym, choć nieco zimnym i nieprzyjemnym na dłuższą metę puchem. Nie bał się pogody, przywykł do zim w Ostlandzie, znacznie ostrzejszych zim. Taki sypanie tutaj, tam było zaledwie mżawką.
Nie jedz tyle kochanie, bo Ci w boczki pójdzie... - powiedział do Julii, która właśnie kończyła już któryś z kolei kawałek ciasta. Po chwili, gdy zauważył jej minę na tą "subtelną" uwagę, uśmiechnął się, jakby chciał za pomocą tego uśmiechu powiedzieć: "Żartowałem przecież. Najpiękniejsza jesteś. Kocham Cię". Musiał się nim wyręczyć, gdyż usta sam miał zapchane najprzedniejszym jadłem.
Gdy wrócił patrol i oznajmił wszystkim, że banda Snagi naprawdę została pobita przez drużynę, rozpoczęła się biesiada na całego. Konrad był w o tyle dobrej sytuacji, że gdy przyszło mu uciekać od któryś gości czy zbytnio nachalnych panienek, wskazywał tylko na żonę siedzącą w pobliżu, mierzącą chłodnym wzrokiem kurtyzany, które nieco za blisko i za często pojawiały się koło jej męża.
Przyszła kolej wartowania, mniej radosna czynność, a na domiar złego niezbędna. W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi i głos karczmarki.
Zostaw Pani pod drzwiami, za chwilę weźmiemy. Sigmar zapłać za Twą uczynność! - zawołał do niej przez drzwi. Akolita obawiał się, że może to być pułapka, sprytna część planu Kevarona, mająca na celu wywabienie ich, oderwanie się od tego co najważniejsze w tej chwili: ochrony Diega.
Jakaś panienka wrzasnęła. Widząc podbiegającego już Ludovica powstrzymał go, wyciągając rękę.
My mamy swoje zadanie. Podzieliliśmy się właśnie po to, by nie wprowadzać chaosu w naszym planie. Siedzimy tu i pilnujemy Diega. Obchodzą nas chwilę obecną tylko Ci, którzy miną próg tego pokoju. - akolita rozejrzał się po pomieszczeniu, wyraźnie nad czymś myśląc - I niech to będzie tylko próg. Zasłonić okna, jak najszczelniej. Nie dość, że nikt tą drogą się tu nie wdostanie, to jeszcze będzie nam cieplej, wiać tak nie będzie... - wygłosił półgłosem.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
- Dziewczyno, spokojnie!- Ninerl uniosła ręce. - Czemu się tak denerwujesz? Zupełnie tego nie rozumiem. Od kiedy to, nie mogę być ciekawa, jak wygląda mężczyzna mojej siostry... - dodała urażonym tonem.
------------------------------------------------------------------
Broch wysłuchał jej uważnie, a potem powiedział co o tym wszystkim myśli.
-Myślisz, że próbowała mnie chronić? Ale reaguje na mnie hmm, jakoś dziwnie. Zupełnie nie mogę się z nią porozumieć. Na dodatek ona tego wcale nie chce. Nienawidzę takich sytuacji, gdy ktoś mi bliski, coś przede mną ukrywa- dziewczyna zacisnęła usta.
--------------------------------------------------------------------
Razem z Galavandrelem, Miaulin i kupcem siedzieli i oczekiwali na bandytę. Ninerl zachowywała spokój, chociaż wewnątrz aż gotowała się z niecierpliwości. Czekanie było najgorsze.
Wreszcie czekanie się opłaciło. Jednak ten Kevaron z swoimi poleceniami mógł zrujnować cały plan. Ninerl zaklęła w duchu. Poczekała, aż siostra zamknie pudełko i właśnie zamierzała coś powiedzieć, gdy rozległ się krzyk kobiety.
-Niech to cholera! Co to było... No, mniejsza z tym. Mamy pracę do wykonania.- powiedziała półgłosem.-Co robimy? Miaulin może tylko ty pójdziesz na jego spotkanie, co? I jakoś go przekonasz, by wszedł do gospody. Galavandrel mógłby cię ubezpieczać. Co wy na to? - zapytała. - Pan, panie Doras powinien tu zostać- dodała z krzywym uśmiechem. -Nie chcemy w końcu, by stała się panu jakaś krzywda, nieprawdaż?- Ninerl uśmiechnęła się zimno.
Zwróciła się do siostry:- Może ten Kevaron uwierzy, że kupiec chciał zostać w gospodzie. Wymyśl jakiś prawdopodobny powód, zdaję się na twoję inwencję.
- Dziewczyno, spokojnie!- Ninerl uniosła ręce. - Czemu się tak denerwujesz? Zupełnie tego nie rozumiem. Od kiedy to, nie mogę być ciekawa, jak wygląda mężczyzna mojej siostry... - dodała urażonym tonem.
------------------------------------------------------------------
Broch wysłuchał jej uważnie, a potem powiedział co o tym wszystkim myśli.
-Myślisz, że próbowała mnie chronić? Ale reaguje na mnie hmm, jakoś dziwnie. Zupełnie nie mogę się z nią porozumieć. Na dodatek ona tego wcale nie chce. Nienawidzę takich sytuacji, gdy ktoś mi bliski, coś przede mną ukrywa- dziewczyna zacisnęła usta.
--------------------------------------------------------------------
Razem z Galavandrelem, Miaulin i kupcem siedzieli i oczekiwali na bandytę. Ninerl zachowywała spokój, chociaż wewnątrz aż gotowała się z niecierpliwości. Czekanie było najgorsze.
Wreszcie czekanie się opłaciło. Jednak ten Kevaron z swoimi poleceniami mógł zrujnować cały plan. Ninerl zaklęła w duchu. Poczekała, aż siostra zamknie pudełko i właśnie zamierzała coś powiedzieć, gdy rozległ się krzyk kobiety.
-Niech to cholera! Co to było... No, mniejsza z tym. Mamy pracę do wykonania.- powiedziała półgłosem.-Co robimy? Miaulin może tylko ty pójdziesz na jego spotkanie, co? I jakoś go przekonasz, by wszedł do gospody. Galavandrel mógłby cię ubezpieczać. Co wy na to? - zapytała. - Pan, panie Doras powinien tu zostać- dodała z krzywym uśmiechem. -Nie chcemy w końcu, by stała się panu jakaś krzywda, nieprawdaż?- Ninerl uśmiechnęła się zimno.
Zwróciła się do siostry:- Może ten Kevaron uwierzy, że kupiec chciał zostać w gospodzie. Wymyśl jakiś prawdopodobny powód, zdaję się na twoję inwencję.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Spojrzał w zamyśleniu przez okno. Śnieg... Przez to wszystko już niemal zapomniał, że istnieje coś takiego, jak zima. Na dworze szalał wiatr, a świat powoli znikał pod białym puchem. Widać było, że szykuje się załamanie pogody.
Potem Ravandil przeniósł wzrok na Zinhę, który przedstawiał szczegóły planu. Elf tylko skinął głową, gdy rycerz wymienił jego imię. Plan wydawał się dobry, ale wiadomo było, że to życie zweryfikuje te ambitne zamierzenia. Po naradzie wzięli się do roboty. Elf zszedł na dół i zajrzał do Farnotha. Widać wracał do normalnej sprawności, a to był sukces. Potem razem z Ninerl i Brochem zgodnie z wcześniejszym postanowieniem objechali fort. Jak można było się spodziewać, nic nie udało się znaleźć. Zresztą, nawet jeśli coś by było, to natura skutecznie pokrzyżowała im plany. Potem już było tylko nerwowe czekanie. "Umilane" staniem na warcie, szybkim posiłkiem, i tłumem NAPRAWDĘ nieznośnych ludzi. Stan Ravandila można było określić, że wypił o kilka kubków wina za dużo - był nieco słaby i rozdrażniony. W gospodzie panował nieprzyjemny gwar, co chwilę ktoś krzyczał, wchodził, wychodził, a potem na domiar złego rozniosła się wieść o rozgromieniu bandy Snagi. "Czemu ci ludzie, do cholery zawsze się tak podniecają cudzymi czynami? Nie mogą sami się wziąć do roboty?" - przemknęło mu przez myśl. Szczególnie rozbawił go widok kilku facetów podwalających się do Miaulin. "Ooo tak, niewątpliwie ma swoje zasługi... Gdyby nie ona, nie mielibyśmy okazji ich zabić".
Gdy przyszła odpowiednia pora, razem z Zinhą zszedł na dół. Powiedział mu po drodze o znalezisku Galavandrela i Elissy. Rycerz zareagował dość spokojnie, a przyokazji doradził Ravandilowi odpoczynek. -Może i masz rację... Każda chwila odpoczynku jest teraz bezcenna- . Elf położył się na łóżku. Prawa ręka dawała o sobie znać... Jednak przyszło w końcu to uczucie lekkości, powieki stały się ciężkie...
Ravandil zobaczył nad sobą Ninerl. Wiła się nad nim w ekstatycznym uniesieniu. Pochyliła się nad nim i sprawnym ruchem zrzuciła z siebie tunikę. Jej nagie piersi falowały tuż nad jego głową... Podniecenia przyszło szybko. Krew uderzyła do głowy... I nie tylko do głowy. I Ninerl to zauważyła, zeszła niżej, coraz niżej... I wtedy zobaczył to. Ninerl otworzyła usta, a z nich wysunął się rozdwojony język, a oczy nabrały koloru krwi...
Elf obudził się zlany potem. Siadł na łóżku i przetarł oczy rękami. Po chwili jednak zakręciło mu się w głowie i padł na plecy. "Co za sen... Coś jest nie tak, tylko pytanie z czym... lub z kim". Normalnie ten sen by go tak nie zastanowił. Mówi się, że sny są pewnym odbiciem ukrytych pragnień... Ale czy takich pragnień? Do tej pory potrafił kontrolować swoje emocje, a teraz zaczynał się bać własnej podświadomości.
-Wejdź proszę- powiedział słabym głosem do służki stojącej za drzwiami. I gdy weszła zobaczył ten błysk w jej oczach. Wydawała się czymś przerażona... I Ravandil po chwili zobaczył, dlaczego. Podłogę wokół łóżka "zdobił" czerwony pentagram. -Co do chole...- tyle zdążył powiedzieć, zanim cała gospoda wypełniła się krzykiem spanikowanej Yvette... Czy jak jej tam było. Elf zerwał się momentalnie, bo wiedział, że krzyk oznacza kłopoty. Jednak zdążył jedynie na spotkanie z solidnym drewnem drzwi. Elf zrezygnowany padł na łóżko i złapał się za głowę "No ładnie" pomyślał i spojrzał przez okno. Chyba "krótki" odpoczynek nieco się przedłużył. Na świecie było już ciemno, a śnieg sypał w najlepsze.
Ravandil zwlókł się z łóżka i niepewnie stanął na nogach. W głowie mu szumiało, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Na dole zaraz pewnie zrobi się wielki raban. Najchętniej pobiegłby teraz do reszty drużyny, ale wiedział, że to może zaszkodzić w realizacji planu... A być może ktoś chce żeby tak było? Widział zresztą oczami wyobraźni, jak zdaje gorączkową relację ze swojego snu "Wiecie, śnił mi się seks z Ninerl, ale okazała się potworem"... Brzmi jak spowiedź szaleńca. Jego twarz wykrzywił grymas bólu walczący o swoje miejsce z ironicznym uśmiechem. "Wszystko w swoim czasie, może jeszcze nie jestem opętany... A teraz do roboty". Ravandil coraz pewniejszym krokiem ruszył w stronę Zinhy, jedynej osoby, która może mu w tej chwili pomóc w jakiśkolwiek sposób.
Spojrzał w zamyśleniu przez okno. Śnieg... Przez to wszystko już niemal zapomniał, że istnieje coś takiego, jak zima. Na dworze szalał wiatr, a świat powoli znikał pod białym puchem. Widać było, że szykuje się załamanie pogody.
Potem Ravandil przeniósł wzrok na Zinhę, który przedstawiał szczegóły planu. Elf tylko skinął głową, gdy rycerz wymienił jego imię. Plan wydawał się dobry, ale wiadomo było, że to życie zweryfikuje te ambitne zamierzenia. Po naradzie wzięli się do roboty. Elf zszedł na dół i zajrzał do Farnotha. Widać wracał do normalnej sprawności, a to był sukces. Potem razem z Ninerl i Brochem zgodnie z wcześniejszym postanowieniem objechali fort. Jak można było się spodziewać, nic nie udało się znaleźć. Zresztą, nawet jeśli coś by było, to natura skutecznie pokrzyżowała im plany. Potem już było tylko nerwowe czekanie. "Umilane" staniem na warcie, szybkim posiłkiem, i tłumem NAPRAWDĘ nieznośnych ludzi. Stan Ravandila można było określić, że wypił o kilka kubków wina za dużo - był nieco słaby i rozdrażniony. W gospodzie panował nieprzyjemny gwar, co chwilę ktoś krzyczał, wchodził, wychodził, a potem na domiar złego rozniosła się wieść o rozgromieniu bandy Snagi. "Czemu ci ludzie, do cholery zawsze się tak podniecają cudzymi czynami? Nie mogą sami się wziąć do roboty?" - przemknęło mu przez myśl. Szczególnie rozbawił go widok kilku facetów podwalających się do Miaulin. "Ooo tak, niewątpliwie ma swoje zasługi... Gdyby nie ona, nie mielibyśmy okazji ich zabić".
Gdy przyszła odpowiednia pora, razem z Zinhą zszedł na dół. Powiedział mu po drodze o znalezisku Galavandrela i Elissy. Rycerz zareagował dość spokojnie, a przyokazji doradził Ravandilowi odpoczynek. -Może i masz rację... Każda chwila odpoczynku jest teraz bezcenna- . Elf położył się na łóżku. Prawa ręka dawała o sobie znać... Jednak przyszło w końcu to uczucie lekkości, powieki stały się ciężkie...
Ravandil zobaczył nad sobą Ninerl. Wiła się nad nim w ekstatycznym uniesieniu. Pochyliła się nad nim i sprawnym ruchem zrzuciła z siebie tunikę. Jej nagie piersi falowały tuż nad jego głową... Podniecenia przyszło szybko. Krew uderzyła do głowy... I nie tylko do głowy. I Ninerl to zauważyła, zeszła niżej, coraz niżej... I wtedy zobaczył to. Ninerl otworzyła usta, a z nich wysunął się rozdwojony język, a oczy nabrały koloru krwi...
Elf obudził się zlany potem. Siadł na łóżku i przetarł oczy rękami. Po chwili jednak zakręciło mu się w głowie i padł na plecy. "Co za sen... Coś jest nie tak, tylko pytanie z czym... lub z kim". Normalnie ten sen by go tak nie zastanowił. Mówi się, że sny są pewnym odbiciem ukrytych pragnień... Ale czy takich pragnień? Do tej pory potrafił kontrolować swoje emocje, a teraz zaczynał się bać własnej podświadomości.
-Wejdź proszę- powiedział słabym głosem do służki stojącej za drzwiami. I gdy weszła zobaczył ten błysk w jej oczach. Wydawała się czymś przerażona... I Ravandil po chwili zobaczył, dlaczego. Podłogę wokół łóżka "zdobił" czerwony pentagram. -Co do chole...- tyle zdążył powiedzieć, zanim cała gospoda wypełniła się krzykiem spanikowanej Yvette... Czy jak jej tam było. Elf zerwał się momentalnie, bo wiedział, że krzyk oznacza kłopoty. Jednak zdążył jedynie na spotkanie z solidnym drewnem drzwi. Elf zrezygnowany padł na łóżko i złapał się za głowę "No ładnie" pomyślał i spojrzał przez okno. Chyba "krótki" odpoczynek nieco się przedłużył. Na świecie było już ciemno, a śnieg sypał w najlepsze.
Ravandil zwlókł się z łóżka i niepewnie stanął na nogach. W głowie mu szumiało, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Na dole zaraz pewnie zrobi się wielki raban. Najchętniej pobiegłby teraz do reszty drużyny, ale wiedział, że to może zaszkodzić w realizacji planu... A być może ktoś chce żeby tak było? Widział zresztą oczami wyobraźni, jak zdaje gorączkową relację ze swojego snu "Wiecie, śnił mi się seks z Ninerl, ale okazała się potworem"... Brzmi jak spowiedź szaleńca. Jego twarz wykrzywił grymas bólu walczący o swoje miejsce z ironicznym uśmiechem. "Wszystko w swoim czasie, może jeszcze nie jestem opętany... A teraz do roboty". Ravandil coraz pewniejszym krokiem ruszył w stronę Zinhy, jedynej osoby, która może mu w tej chwili pomóc w jakiśkolwiek sposób.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)