[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Słuchał przerażonego człowieka i niemal fizycznie czuł, jak opuszcza go gorąca furia, powoli zastępowana przez znużenie, zmęczenie, otępienie. Starał się zapamiętywać słowa tamtego, ale coraz ciężej mu to przychodziło. Nie widział w nim tego, kogo chciał zobaczyć - złoczyńcy, sługi Chaosu, opętanego szaleństwem i nienawiścią. Zamiast tego miał przed sobą wystraszonego, słabego człowieka, jakich setki i tysiące chodziło po ziemi, zainteresowanych swoimi małymi sprawami, zyskiem, interesami. Dziwne uczucie. To z pewnością zmęczenie.
- Głupiec - burknął tylko w charakterze komentarza, gdy tamten kończył swój przestraszony wywód. - Komu w Havnorze miałeś o nas donieść ? Jeśli miałeś się do nas przyłączyć, niech tak będzie, ale swoich najemników odeślesz. Teraz my będziemy twoją ochroną. Pozwolimy ci odejść dopiero w Havnorze.
Wielkolud rozejrzał się po sali, po czym skierował spojrzenie na kupca, po czym dodał cicho.
- Wiesz jaka jest kara za uczestniczenie w kultach oddających cześć zakazanym bogom, człowieku? Szybka śmierć przy tym to nie lada przysługa. - ciężki wzrok spoczął na kupcu, a najemnik kontynuował - Ten kult jest związany z Chaosem. A imperialni łowcy czarownic nie przejmują się granicami. To w razie, gdybyś miał chętkę na prowadzenie spokojnego życia, gdybyś nam umknął. Oczywiście, marne na to szanse, bo nie będziemy się cackać, gdybyś okazał się nieuczciwy. Jedziesz z nami i będziesz grzeczny. Umowa stoi?
Słuchał przerażonego człowieka i niemal fizycznie czuł, jak opuszcza go gorąca furia, powoli zastępowana przez znużenie, zmęczenie, otępienie. Starał się zapamiętywać słowa tamtego, ale coraz ciężej mu to przychodziło. Nie widział w nim tego, kogo chciał zobaczyć - złoczyńcy, sługi Chaosu, opętanego szaleństwem i nienawiścią. Zamiast tego miał przed sobą wystraszonego, słabego człowieka, jakich setki i tysiące chodziło po ziemi, zainteresowanych swoimi małymi sprawami, zyskiem, interesami. Dziwne uczucie. To z pewnością zmęczenie.
- Głupiec - burknął tylko w charakterze komentarza, gdy tamten kończył swój przestraszony wywód. - Komu w Havnorze miałeś o nas donieść ? Jeśli miałeś się do nas przyłączyć, niech tak będzie, ale swoich najemników odeślesz. Teraz my będziemy twoją ochroną. Pozwolimy ci odejść dopiero w Havnorze.
Wielkolud rozejrzał się po sali, po czym skierował spojrzenie na kupca, po czym dodał cicho.
- Wiesz jaka jest kara za uczestniczenie w kultach oddających cześć zakazanym bogom, człowieku? Szybka śmierć przy tym to nie lada przysługa. - ciężki wzrok spoczął na kupcu, a najemnik kontynuował - Ten kult jest związany z Chaosem. A imperialni łowcy czarownic nie przejmują się granicami. To w razie, gdybyś miał chętkę na prowadzenie spokojnego życia, gdybyś nam umknął. Oczywiście, marne na to szanse, bo nie będziemy się cackać, gdybyś okazał się nieuczciwy. Jedziesz z nami i będziesz grzeczny. Umowa stoi?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
-Jak chcesz- szepnął do Konrada, po czym przeszli przez drzwi. Nie stawiały oporu. Ale wtedy Ravandil poczuł coś, czego nie powinien poczuć - uderzenie wiatru i zobaczył zimne pustkowie, zamiast, tak jak się spodziewał, mrocznego korytarza. Elf stanął jak wryty, wciąż nerwowo trzymając klamkę, gdy niespodziewanie pokój zaczął się zapadać... Zapadać? Na to wyglądało. "Co do ..." zdążył jeszcze pomyśleć Ravandil nim oszołomiło go uderzenie o ziemię... A przynajmniej coś na kształt uderzenia. To raczej wina tego kosza na plecach... Zaraz, do cholery, jakiego kosza? I co to za sznury? O co chodzi? Pytania mnożyły się z każdą chwilą...
Elf odruchowo odskoczył, gdy zobaczył te patyczakowatą pokrakę. Chciał chwycić za miecz, ale... Jego już tam nie było. Za to Ravandil gromko zagulgotał. Zaczynał rozumieć... Teraz on i Konrad wyglądają jak... coś. -K-Konrad?- niepewnie zapytał elf. Odpowiedział mu nieznany dźwięk, ale zrozumiał akolitę. Jednak za cholerę nie rozumiał, co się tutaj działo. Z zamyślenia wyrwał go głos nieznajomego, również wyglądającego jak potwór. Jednak on wydawał się taki bardziej pewny, jakby wiedział o co chodzi... Elf przysiągłby, że słyszał coś o Julii, ale perspektywa zostania patyczakiem na dłuższy czas nieco go przytłoczyła. Ruszyli po stoku. Nie wiadomo nawet, w jakim celu. Elf zawołał Ninerl, ale odpowiedział mu tylko smutny powiew wiatru. "To nie może być prawda... Co się dzieje? Co nas czeka? Co czeka Ninerl? To nie wygląda jak zły sen... To wygląda jak jeszcze gorsza rzeczywistość"
-O co tu chodzi?- zapytał niepewnie nieznajomego stwora.
-Jak chcesz- szepnął do Konrada, po czym przeszli przez drzwi. Nie stawiały oporu. Ale wtedy Ravandil poczuł coś, czego nie powinien poczuć - uderzenie wiatru i zobaczył zimne pustkowie, zamiast, tak jak się spodziewał, mrocznego korytarza. Elf stanął jak wryty, wciąż nerwowo trzymając klamkę, gdy niespodziewanie pokój zaczął się zapadać... Zapadać? Na to wyglądało. "Co do ..." zdążył jeszcze pomyśleć Ravandil nim oszołomiło go uderzenie o ziemię... A przynajmniej coś na kształt uderzenia. To raczej wina tego kosza na plecach... Zaraz, do cholery, jakiego kosza? I co to za sznury? O co chodzi? Pytania mnożyły się z każdą chwilą...
Elf odruchowo odskoczył, gdy zobaczył te patyczakowatą pokrakę. Chciał chwycić za miecz, ale... Jego już tam nie było. Za to Ravandil gromko zagulgotał. Zaczynał rozumieć... Teraz on i Konrad wyglądają jak... coś. -K-Konrad?- niepewnie zapytał elf. Odpowiedział mu nieznany dźwięk, ale zrozumiał akolitę. Jednak za cholerę nie rozumiał, co się tutaj działo. Z zamyślenia wyrwał go głos nieznajomego, również wyglądającego jak potwór. Jednak on wydawał się taki bardziej pewny, jakby wiedział o co chodzi... Elf przysiągłby, że słyszał coś o Julii, ale perspektywa zostania patyczakiem na dłuższy czas nieco go przytłoczyła. Ruszyli po stoku. Nie wiadomo nawet, w jakim celu. Elf zawołał Ninerl, ale odpowiedział mu tylko smutny powiew wiatru. "To nie może być prawda... Co się dzieje? Co nas czeka? Co czeka Ninerl? To nie wygląda jak zły sen... To wygląda jak jeszcze gorsza rzeczywistość"
-O co tu chodzi?- zapytał niepewnie nieznajomego stwora.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Udało się jej uderzyć tamtą w nos i przez chwilę Ninerl miała szansę. Jedną rękę trzymającą nóż, wyszarpnęła z uścisku tamtej i by pozbyc się nieskutecznego oręża, wbiła przeciwniczce w ciało, nie dbała o to dokładnie gdzie. Jednocześnie drugą, blokującą ostrze, chwyciła za nóż, starając się nie rozciąć bardzo sobie skóry i pociągnęła. Wolna dłonią chwyciła srebrny symbol swojego klanu, zrywając łańcuszek i próbowała wbić przeciwniczce w któreśkolwiek oko. Całe szczęście, że symbol miał ostre końce. "Jeśli to nie podziała, to już nie wiem co" zdążyła pomyśleć "Jeśli czegoś szybko nie zrobię, to za kilka chwil zemdleję z ran i upływu krwi."
Udało się jej uderzyć tamtą w nos i przez chwilę Ninerl miała szansę. Jedną rękę trzymającą nóż, wyszarpnęła z uścisku tamtej i by pozbyc się nieskutecznego oręża, wbiła przeciwniczce w ciało, nie dbała o to dokładnie gdzie. Jednocześnie drugą, blokującą ostrze, chwyciła za nóż, starając się nie rozciąć bardzo sobie skóry i pociągnęła. Wolna dłonią chwyciła srebrny symbol swojego klanu, zrywając łańcuszek i próbowała wbić przeciwniczce w któreśkolwiek oko. Całe szczęście, że symbol miał ostre końce. "Jeśli to nie podziała, to już nie wiem co" zdążyła pomyśleć "Jeśli czegoś szybko nie zrobię, to za kilka chwil zemdleję z ran i upływu krwi."
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ugh... Nie tykam się już w takim razie Twoich obowiązków
Twoja wersja jest co najmniej inna niż ta z mojego postu 
Konrad z Boven
Nie ma chyba terminu znanego w jakimkolwiek języku Starego Świata, które jednym słowem opisywałaby stan, odczucia Konrada w tej potwornej chwili. Wybuchowa mieszanka przerażenia (patrząc na samego siebie!), złości (stał się zakałą wszelkiego życia, czymś, co do tej pory wybijał bezlitośnie), wstydu (Sigmar pewnie nie może na niego patrzeć teraz), a to tylko najważniejsze uczucia. Skarcił samego siebie w myślach, za to, że nie posłuchał ukochanej. "Nie otwieraj! Nie otwieraj!" powtarzała, a on jak na głupiego mężczyznę przystało nie posłuchał, uniósł się odwagą. Odwagą, która teraz zniknęła tak szybko, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Na wzmiankę trzeciego potwora o Julii chciał się już rzucić na niego swoim zwyczajowym sposobem: z mieczem w dłoni, rykiem na ustach. Ani jednego, ani drugiego nie miał, z czego po raz drugi już zdał sobie nagle sprawę. Ledwo co wstał i zaczął chodzić na swoich nowych, patyczkowatych nogach. Jeśli cokolwiek będzie pamiętał z tej nocy, będzie to wspomnienie koszmarniejsze, niż pamiętna upiorna noc w Boven podczas Burzy Chaosu.
Zawsze znajdę jakiś sposób by zabić, więc masz raptem chwilę, by wyjaśnić mi co się tu dzieje... kundlu! - wybulgotał w swoim nowym języku. Po ostatnich słowach chciał porządnie splunąć na ziemię, ale zdał sobie sprawę, że jego nowe "ja" nie pozwala mu na to pod względem anatomicznym. Pozostało tylko iść razem pod górę...


Konrad z Boven
Nie ma chyba terminu znanego w jakimkolwiek języku Starego Świata, które jednym słowem opisywałaby stan, odczucia Konrada w tej potwornej chwili. Wybuchowa mieszanka przerażenia (patrząc na samego siebie!), złości (stał się zakałą wszelkiego życia, czymś, co do tej pory wybijał bezlitośnie), wstydu (Sigmar pewnie nie może na niego patrzeć teraz), a to tylko najważniejsze uczucia. Skarcił samego siebie w myślach, za to, że nie posłuchał ukochanej. "Nie otwieraj! Nie otwieraj!" powtarzała, a on jak na głupiego mężczyznę przystało nie posłuchał, uniósł się odwagą. Odwagą, która teraz zniknęła tak szybko, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Na wzmiankę trzeciego potwora o Julii chciał się już rzucić na niego swoim zwyczajowym sposobem: z mieczem w dłoni, rykiem na ustach. Ani jednego, ani drugiego nie miał, z czego po raz drugi już zdał sobie nagle sprawę. Ledwo co wstał i zaczął chodzić na swoich nowych, patyczkowatych nogach. Jeśli cokolwiek będzie pamiętał z tej nocy, będzie to wspomnienie koszmarniejsze, niż pamiętna upiorna noc w Boven podczas Burzy Chaosu.
Zawsze znajdę jakiś sposób by zabić, więc masz raptem chwilę, by wyjaśnić mi co się tu dzieje... kundlu! - wybulgotał w swoim nowym języku. Po ostatnich słowach chciał porządnie splunąć na ziemię, ale zdał sobie sprawę, że jego nowe "ja" nie pozwala mu na to pod względem anatomicznym. Pozostało tylko iść razem pod górę...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Elf słuchał skupiony zeznań kupca. Nie były one zbytnio zaskakujące, tym bardziej, że obserwując wcześniejsze zachowanie człowieka, jego strach i niepewne ruchy, można było się domyśleć, że jest on raczej prostym człowiekiem, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. „Dlaczego to właśnie ludzie są tak niesamowicie podatni na wpływy zewnętrzne? Na chęć łatwego zysku. Zawsze wybierają to, co łatwe, a nie to, co właściwe”. Ten tutaj, najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego celu istnienia „Złocistego Oka”. „Na jego szczęście” – pomyślał elf i zamyślił się przez chwilę. Obserwując zachowanie Wernera i słuchając jego wypowiedzi, można było odnieść wrażenie, że i on myśli podobnie. Najemnik spuścił nieco z tonu, a jego początkowa złość chyba przeminęła. Galavandrel spojrzał na Dorasa. Jego strach można było wyczuć węchem. Elf postanowił nie zmieniać tonu rozmowy. „Jeśli ten człowiek będzie się bał, łatwiej nam z nim pójdzie. I nie będzie (miejmy nadzieję) próbował żadnych głupich sztuczek”.
- Po pierwsze, nie „tego pana księcia” tylko prawowitego władcę Molachii. Człowieku, nie masz nawet pojęcia, w jaką kabałę się wpakowałeś. Na chaosytę mi nie wyglądasz i powiedzmy, że to może ci uratować tyłek. Jeśli spiszesz się dobrze, to kto wie… może nawet pomożemy ci się wyplątać z tego gówna, które nazywasz „Złocistym Okiem”. A co do historii mojego sztyletu… To arabska robota. Nazywa się „Haszan Ben Jasladen”, co w tłumaczeniu może znaczyć, „Ten, który leci w plecy idiotów, na tyle głupich, aby spróbować ucieczki, lub innych głupich sztuczek”. Mam nadzieję, że zrozumiałeś ten subtelny przekaz. Ty będziesz miły, to i ja będę miły. Jak tylko załatwimy swoje sprawy tutaj, ruszamy do Havnoru.
Gal spojrzał na Brocha. Miał już wielką ochotę się położyć, tym bardziej, że tez dzień był dość wyczerpujący.
Elf słuchał skupiony zeznań kupca. Nie były one zbytnio zaskakujące, tym bardziej, że obserwując wcześniejsze zachowanie człowieka, jego strach i niepewne ruchy, można było się domyśleć, że jest on raczej prostym człowiekiem, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. „Dlaczego to właśnie ludzie są tak niesamowicie podatni na wpływy zewnętrzne? Na chęć łatwego zysku. Zawsze wybierają to, co łatwe, a nie to, co właściwe”. Ten tutaj, najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego celu istnienia „Złocistego Oka”. „Na jego szczęście” – pomyślał elf i zamyślił się przez chwilę. Obserwując zachowanie Wernera i słuchając jego wypowiedzi, można było odnieść wrażenie, że i on myśli podobnie. Najemnik spuścił nieco z tonu, a jego początkowa złość chyba przeminęła. Galavandrel spojrzał na Dorasa. Jego strach można było wyczuć węchem. Elf postanowił nie zmieniać tonu rozmowy. „Jeśli ten człowiek będzie się bał, łatwiej nam z nim pójdzie. I nie będzie (miejmy nadzieję) próbował żadnych głupich sztuczek”.
- Po pierwsze, nie „tego pana księcia” tylko prawowitego władcę Molachii. Człowieku, nie masz nawet pojęcia, w jaką kabałę się wpakowałeś. Na chaosytę mi nie wyglądasz i powiedzmy, że to może ci uratować tyłek. Jeśli spiszesz się dobrze, to kto wie… może nawet pomożemy ci się wyplątać z tego gówna, które nazywasz „Złocistym Okiem”. A co do historii mojego sztyletu… To arabska robota. Nazywa się „Haszan Ben Jasladen”, co w tłumaczeniu może znaczyć, „Ten, który leci w plecy idiotów, na tyle głupich, aby spróbować ucieczki, lub innych głupich sztuczek”. Mam nadzieję, że zrozumiałeś ten subtelny przekaz. Ty będziesz miły, to i ja będę miły. Jak tylko załatwimy swoje sprawy tutaj, ruszamy do Havnoru.
Gal spojrzał na Brocha. Miał już wielką ochotę się położyć, tym bardziej, że tez dzień był dość wyczerpujący.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Broch i Galavandrel
Gruby kupiec odetchnął z ulgą gdy elf i człowiek wielkodusznie darowali mu życie. Po chwili jednak znów zadrżał.
- Zakazanym bogom? – niemal skurczył się w sobie. – Nie wiedziałem, przysięgam na kości mojej matki – miedzianoskórą dłonią uczynił przed twarzą znak Vereny, używany przy składaniu przysiąg. Wierzono, że bogini słyszy wówczas wszystko i karze krzywoprzysiężcę. – Na spotkaniach mówiono o postępie, o matce ziemi i panu stworzenia, nie wiem co to znaczy, w Granicznych Księstwach są setki bogów. Złociste Oko robi wiele dobrego, co mogłoby mieć wspólnego z Chaosem? Poza tym Chaos jest w Imperium i za nim, nie ma go na południe od Czarnych Gór, to wszyscy wiedzą. Ale wierzę wam łaskawi panowie, oczywiście – znów struchlał pod spojrzeniem Galavandrela. – Kevaron powiedział, żebym w Havnorze doniósł...mojemu bratu, który dłużej jest w Oku a on przekaże dalej – zdał sobie sprawę co powiedział i spojrzał na was błagalnym wzrokiem. – Nie krzywdźcie go dobrzy panowie, to uczciwy człowiek, codziennie chodzi do świątyni Taala, Myrmydii, Shallyi i Vereny ... - nieoczekiwanie zanurkował pod stół i zaczął płakać całując wasze stopy. Zwracało to uwagę gości więc najemnik wyciągnął go za kołnierz a Gal ofuknął i spoliczkował. Grubas zgubił swą czerwoną czapeczkę i teraz szukał jej pod stołem.
- Weź się w garść – syknął strzelec. – To jak, jedziemy razem?
Znalazłszy czapkę Doras przykrył ulizane dwa kosmyki włosów. Drugą dłonią ocierał łzy.
- Nie śmiem odmówić – wziąwszy się w garść odrzekł kupiec na „propozycję” wspólnej podróży. – Ale jeśli odprawię najemników będę musiał im zapłacić za resztę podróży. Nie starczy mi pieniędzy dla was. Poza tym kiedy wieść się rozejdzie ich kompania straci honor. Nie zechcą odejść. I trzech z nich jest zarazem woźnicami. I jedzie ze mną jeszcze mój młody bratanek, jeden stary woźnica i wierny sługa. Ich nie mogę odprawić.
Konrad i Ravandil
Tutaj nie było bogów. Pustkowie było zimne i pozbawione ich opieki.
Przynajmniej tych, których wyznawaliście.
Przynajmniej tutaj gdzie byliście.
Złamane wzgórze zdawało się was osłaniać przed czymś. Przed wszechobecnym wzrokiem bogów, przez których nigdy nie chcielibyście zostać ujrzeni...ani sami ich ujrzeć.
Trzeci słysząc słowa Konrada spojrzał tylko i zabulgotał:
- Nie jesteś w stanie nic mi tutaj zrobić więc nie strasz więcej...
Na pytanie Ravandila demon odparł:
- Nie wiecie, że dusza wędruje podczas snu? Mag dysponujący odpowiednią mocą może ją przywołać a nawet wcielić w inne ciało, jak mnie wcielono w Julię. Nie cieszcie się zbytnio, dusze są tak samo śmiertelne jak ciała. Tu zaś z pewnością są istoty mogące sprawić, że w waszych ciałach nigdy się nie obudzicie... – Trzeci, zamknięty swego czasu w ciele stwora demon Julii, wolno wspinał się na górę. – Nie martwcie się, ten kto nas tu wysłał nie ma mocy większej ode mnie. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby go namierzyć - przerwał, bo byliście już u szczytu wzgórza.
Gdy doszliście na wierzchołek wasze owadzie oczy poraziło światło. Przed wami rozciągał się oszałamiający widok. Dwie mile od was, oblegany przez wielką armię, na bezkresnym pustkowiu wznosił się mur otaczający największe miasto jakie w życiu widzieliście. Tyle, że miasta nie było. Za murem bieliło się jak okiem sięgnąć to samo pustkowie, tak daleko, że nie było widać drugiej nitki muru. Na nieboskłonie, wiele mil za murem, może o dzień drogi, wznosiła się oślepiająca budowla. Wyrastając z horyzontu sięgała połowy nieba, ciemnego na jej tle. Biorąc pod uwagę odległość musiała mieć wiele mil wysokości. Świetliste koło wyrastało z ziemi na kształt podkowy. Budowla była bramą. Prześwitywało przez nią takie samo niebo jak wokół niej, ale w jej dole zdawał się płonąć ogień. Nawet nie odważyliście się spytać ile setek metrów musiał mieć bijący na taką wysokość płomień.
W powietrzu unosiły się setki latających stworów. Na chwilę ogarnął was cień. Nad murem, na tle Bramy, wolno, majestatycznie, przemieszczał się smok. Światło bramy było jedyną rzeczą rzucającą cienie. Na jednolitym niebie nie było widać księżyców ni słońca.
Konrad przypomniał sobie że Werner raz opowiadał, że na dalekiej północy, za brzegami Norski, nieraz pół roku nie wschodzi słońce. Jeśli tu była ta Długa Noc, to olbrzymia Brama była jedynym, upiornym źródłem światła dla tej krainy.
Brama Chaosu
Oderwaliście wzrok od bramy i przenieśliście na oblegającą mur armię. Dopiero zorientowaliście się, że wcale nikt nie walczy. Owszem, tysiące punkcików przemieszczały się, pojedyńczo i grupami, lecz nie była to bitwa ale budowa. Nie przypominało to zorganizowanej pracy. Raczej rój owadów, olbrzymie mrowisko, w którym każda mrowka zna swoje zadanie. Gigantyczne zwierzęta, z wieżyczkami na grzbietach, ciągnęły kamienne bloki. Do otwartej bramy, tej w murze, mikroskopijnej przy Bramie za nim ciągnęły zwarte kolumny. Na prawo od niej z muru wyrastał zamek. Nagle zdaliście sobie sprawę, że umocnienia nie są skierowane na zewnątrz ale wewnątrz, do Bramy. Że nie mają jej bronić przed atakiem z zewnątrz, a wręcz odwrotnie – zewnętrza przed tym co ją opuści.
- Budują drugi mur – odezwał się Trzeci. Nie wydawał się tak jak wy, wstrząśnięty widokiem. Gorzki uśmiech, jeśli tak dało by się opisać grymas na twarzy stwora, mówił, że demon widział już kiedyś to miejsce. Wpatrzony w Bramę stał obok was. – A dalej chyba kolejny. Nie dajcie się zwieść odległości. Pierwszy ma sto stóp wysokości. Jest zrobiony ze spaczenia. Jakbyście nie wiedzieli to te kamyki, które nieśliśmy. Tak blisko Bramy zwykły kamień ożywa i zaczyna się wić i kąsać. Tylko silne zaklęcia chronią załogę przed permanentną mutacją.
Nie wszystkie z zastępów uczestniczyły w budowie. Tysiące były rozbite nieskładnymi obozami wzdłuż linii umocnień, na milę od muru. Na lewo kilkaset stworzeń, którym nawet nie śmieliście nadać nazwy, ćwiczyło walkę w niezrozumiałym szyku. Naprzeciw bramy kłusował oddział jeźdzców. Po prawej jechała stępa kolumna wojowników Chaosu. Nad oddziałami, obozami i na wieżach muru wznosiły się dziesiątki sztandarów, znaki i proporce, jednak z tej odległości nie mogliście ich rozpoznać.
- Tzeentch, Nurgle, Slaanesh... – Trzeci albo miał sokoli wzrok albo go nie potrzebował. Pokiwał z głową parodią uśmiechu. - Wszyscy wzorowo współpracujący. A na cytadeli proporzec Khorne’a. Szykują się do bitwy. A bitwa jest już blisko – mówił od niechcenia, z odcieniem wyższości w głosie, jakby tłumaczył coś dzieciom. – Zbliża się koniunkcja i wiatry magii są coraz silniejsze. Silniejsze niż były przed dwustu laty. Pamiętacie może? Wy nazwaliście to Inwazją Chaosu. Zdradzę wam mały sekret. To nie była inwazja tylko ucieczka. Ucieczka przed tym co wyszło z Bramy...
Ninerl
Cios czołem rozbił przeciwniczce nos. Z dziurek pociekła krew zaraz zmieszawszy się ze śliną, spływającą z między oczu. Tamta zatoczyła się do tyłu. Jej dłoń puściła twój nadgarstek. Lecz ty nie zrobiłaś tego samego. Otworzywszy oczy, wciąż trzymając rękę dzierżącą kościany sztylet, machnęłaś srebrnym symbolem swego klanu wbijając go wprost w prawe oko sobowtórki. Pełny bólu krzyk Tamtej był muzyką dla twoich uszu. Obryzgała cię krew. Znów. I jeszcze raz. Wbijałaś symbol na oślep. Jedno z cięć ostrą końcówką rozcięło jej piersi na całej długości.
- Znikaj!
W ataku furii wbijałaś i wyjmowałaś ostrze raz po raz. Przebiłaś jej policzek. Z dziury siknęła krew. Kolejny cios zsunął się po czaszce, obdzierając trochę skóry z bujnymi włosami
Uniosłać ramię do śmiertelnego ciosu gdy czyjaś silna dłoń schwyciła twój nadrastek. Obróciłaś głowę.
- Witaj Ninerl... – jakiś mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. Piękne złote loki spływały mu na plecy.
Nagle na ścianach pojawiły się twarze. Rodziny, przyjaciół z dzieciństwa.
- Musisz zginąć! - mówiło puste i bez wyrazu oblicze ojca.
- Tak mi przykro dziecko... – zatroskana twarz Niniane.
Nagłe ukłucie zimna gdy kościany sztylet wbił się w twoje ciało.
- Będziesz mną. Przyjmiesz dar. I jestem tu po to, by to przyśpieszyć - zakrwawiona, z dziurą w policzku, twarz Tamtej pojawiła się przed tobą. Widziałaś jak jej rany zabliźniają się w jednej chwili.
Ból obracanego ostrza we własnych wnętrznościach.
- Muszę tylko zabić cię teraz. Nie będzie już ciebie. A rano, gdy się obudzisz, to ja będę żyła.
Zapadająca ciemność okryła całunem twoją świadomość, gdy ostrze szarpnęło w górę.
Ninerl proszę o nie postowanie (szczegóły w PW)
Gruby kupiec odetchnął z ulgą gdy elf i człowiek wielkodusznie darowali mu życie. Po chwili jednak znów zadrżał.
- Zakazanym bogom? – niemal skurczył się w sobie. – Nie wiedziałem, przysięgam na kości mojej matki – miedzianoskórą dłonią uczynił przed twarzą znak Vereny, używany przy składaniu przysiąg. Wierzono, że bogini słyszy wówczas wszystko i karze krzywoprzysiężcę. – Na spotkaniach mówiono o postępie, o matce ziemi i panu stworzenia, nie wiem co to znaczy, w Granicznych Księstwach są setki bogów. Złociste Oko robi wiele dobrego, co mogłoby mieć wspólnego z Chaosem? Poza tym Chaos jest w Imperium i za nim, nie ma go na południe od Czarnych Gór, to wszyscy wiedzą. Ale wierzę wam łaskawi panowie, oczywiście – znów struchlał pod spojrzeniem Galavandrela. – Kevaron powiedział, żebym w Havnorze doniósł...mojemu bratu, który dłużej jest w Oku a on przekaże dalej – zdał sobie sprawę co powiedział i spojrzał na was błagalnym wzrokiem. – Nie krzywdźcie go dobrzy panowie, to uczciwy człowiek, codziennie chodzi do świątyni Taala, Myrmydii, Shallyi i Vereny ... - nieoczekiwanie zanurkował pod stół i zaczął płakać całując wasze stopy. Zwracało to uwagę gości więc najemnik wyciągnął go za kołnierz a Gal ofuknął i spoliczkował. Grubas zgubił swą czerwoną czapeczkę i teraz szukał jej pod stołem.
- Weź się w garść – syknął strzelec. – To jak, jedziemy razem?
Znalazłszy czapkę Doras przykrył ulizane dwa kosmyki włosów. Drugą dłonią ocierał łzy.
- Nie śmiem odmówić – wziąwszy się w garść odrzekł kupiec na „propozycję” wspólnej podróży. – Ale jeśli odprawię najemników będę musiał im zapłacić za resztę podróży. Nie starczy mi pieniędzy dla was. Poza tym kiedy wieść się rozejdzie ich kompania straci honor. Nie zechcą odejść. I trzech z nich jest zarazem woźnicami. I jedzie ze mną jeszcze mój młody bratanek, jeden stary woźnica i wierny sługa. Ich nie mogę odprawić.
Konrad i Ravandil
Tutaj nie było bogów. Pustkowie było zimne i pozbawione ich opieki.
Przynajmniej tych, których wyznawaliście.
Przynajmniej tutaj gdzie byliście.
Złamane wzgórze zdawało się was osłaniać przed czymś. Przed wszechobecnym wzrokiem bogów, przez których nigdy nie chcielibyście zostać ujrzeni...ani sami ich ujrzeć.
Trzeci słysząc słowa Konrada spojrzał tylko i zabulgotał:
- Nie jesteś w stanie nic mi tutaj zrobić więc nie strasz więcej...
Na pytanie Ravandila demon odparł:
- Nie wiecie, że dusza wędruje podczas snu? Mag dysponujący odpowiednią mocą może ją przywołać a nawet wcielić w inne ciało, jak mnie wcielono w Julię. Nie cieszcie się zbytnio, dusze są tak samo śmiertelne jak ciała. Tu zaś z pewnością są istoty mogące sprawić, że w waszych ciałach nigdy się nie obudzicie... – Trzeci, zamknięty swego czasu w ciele stwora demon Julii, wolno wspinał się na górę. – Nie martwcie się, ten kto nas tu wysłał nie ma mocy większej ode mnie. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby go namierzyć - przerwał, bo byliście już u szczytu wzgórza.
Gdy doszliście na wierzchołek wasze owadzie oczy poraziło światło. Przed wami rozciągał się oszałamiający widok. Dwie mile od was, oblegany przez wielką armię, na bezkresnym pustkowiu wznosił się mur otaczający największe miasto jakie w życiu widzieliście. Tyle, że miasta nie było. Za murem bieliło się jak okiem sięgnąć to samo pustkowie, tak daleko, że nie było widać drugiej nitki muru. Na nieboskłonie, wiele mil za murem, może o dzień drogi, wznosiła się oślepiająca budowla. Wyrastając z horyzontu sięgała połowy nieba, ciemnego na jej tle. Biorąc pod uwagę odległość musiała mieć wiele mil wysokości. Świetliste koło wyrastało z ziemi na kształt podkowy. Budowla była bramą. Prześwitywało przez nią takie samo niebo jak wokół niej, ale w jej dole zdawał się płonąć ogień. Nawet nie odważyliście się spytać ile setek metrów musiał mieć bijący na taką wysokość płomień.
W powietrzu unosiły się setki latających stworów. Na chwilę ogarnął was cień. Nad murem, na tle Bramy, wolno, majestatycznie, przemieszczał się smok. Światło bramy było jedyną rzeczą rzucającą cienie. Na jednolitym niebie nie było widać księżyców ni słońca.
Konrad przypomniał sobie że Werner raz opowiadał, że na dalekiej północy, za brzegami Norski, nieraz pół roku nie wschodzi słońce. Jeśli tu była ta Długa Noc, to olbrzymia Brama była jedynym, upiornym źródłem światła dla tej krainy.
Brama Chaosu
Oderwaliście wzrok od bramy i przenieśliście na oblegającą mur armię. Dopiero zorientowaliście się, że wcale nikt nie walczy. Owszem, tysiące punkcików przemieszczały się, pojedyńczo i grupami, lecz nie była to bitwa ale budowa. Nie przypominało to zorganizowanej pracy. Raczej rój owadów, olbrzymie mrowisko, w którym każda mrowka zna swoje zadanie. Gigantyczne zwierzęta, z wieżyczkami na grzbietach, ciągnęły kamienne bloki. Do otwartej bramy, tej w murze, mikroskopijnej przy Bramie za nim ciągnęły zwarte kolumny. Na prawo od niej z muru wyrastał zamek. Nagle zdaliście sobie sprawę, że umocnienia nie są skierowane na zewnątrz ale wewnątrz, do Bramy. Że nie mają jej bronić przed atakiem z zewnątrz, a wręcz odwrotnie – zewnętrza przed tym co ją opuści.
- Budują drugi mur – odezwał się Trzeci. Nie wydawał się tak jak wy, wstrząśnięty widokiem. Gorzki uśmiech, jeśli tak dało by się opisać grymas na twarzy stwora, mówił, że demon widział już kiedyś to miejsce. Wpatrzony w Bramę stał obok was. – A dalej chyba kolejny. Nie dajcie się zwieść odległości. Pierwszy ma sto stóp wysokości. Jest zrobiony ze spaczenia. Jakbyście nie wiedzieli to te kamyki, które nieśliśmy. Tak blisko Bramy zwykły kamień ożywa i zaczyna się wić i kąsać. Tylko silne zaklęcia chronią załogę przed permanentną mutacją.
Nie wszystkie z zastępów uczestniczyły w budowie. Tysiące były rozbite nieskładnymi obozami wzdłuż linii umocnień, na milę od muru. Na lewo kilkaset stworzeń, którym nawet nie śmieliście nadać nazwy, ćwiczyło walkę w niezrozumiałym szyku. Naprzeciw bramy kłusował oddział jeźdzców. Po prawej jechała stępa kolumna wojowników Chaosu. Nad oddziałami, obozami i na wieżach muru wznosiły się dziesiątki sztandarów, znaki i proporce, jednak z tej odległości nie mogliście ich rozpoznać.
- Tzeentch, Nurgle, Slaanesh... – Trzeci albo miał sokoli wzrok albo go nie potrzebował. Pokiwał z głową parodią uśmiechu. - Wszyscy wzorowo współpracujący. A na cytadeli proporzec Khorne’a. Szykują się do bitwy. A bitwa jest już blisko – mówił od niechcenia, z odcieniem wyższości w głosie, jakby tłumaczył coś dzieciom. – Zbliża się koniunkcja i wiatry magii są coraz silniejsze. Silniejsze niż były przed dwustu laty. Pamiętacie może? Wy nazwaliście to Inwazją Chaosu. Zdradzę wam mały sekret. To nie była inwazja tylko ucieczka. Ucieczka przed tym co wyszło z Bramy...
Ninerl
Cios czołem rozbił przeciwniczce nos. Z dziurek pociekła krew zaraz zmieszawszy się ze śliną, spływającą z między oczu. Tamta zatoczyła się do tyłu. Jej dłoń puściła twój nadgarstek. Lecz ty nie zrobiłaś tego samego. Otworzywszy oczy, wciąż trzymając rękę dzierżącą kościany sztylet, machnęłaś srebrnym symbolem swego klanu wbijając go wprost w prawe oko sobowtórki. Pełny bólu krzyk Tamtej był muzyką dla twoich uszu. Obryzgała cię krew. Znów. I jeszcze raz. Wbijałaś symbol na oślep. Jedno z cięć ostrą końcówką rozcięło jej piersi na całej długości.
- Znikaj!
W ataku furii wbijałaś i wyjmowałaś ostrze raz po raz. Przebiłaś jej policzek. Z dziury siknęła krew. Kolejny cios zsunął się po czaszce, obdzierając trochę skóry z bujnymi włosami
Uniosłać ramię do śmiertelnego ciosu gdy czyjaś silna dłoń schwyciła twój nadrastek. Obróciłaś głowę.
- Witaj Ninerl... – jakiś mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie. Piękne złote loki spływały mu na plecy.
Nagle na ścianach pojawiły się twarze. Rodziny, przyjaciół z dzieciństwa.
- Musisz zginąć! - mówiło puste i bez wyrazu oblicze ojca.
- Tak mi przykro dziecko... – zatroskana twarz Niniane.
Nagłe ukłucie zimna gdy kościany sztylet wbił się w twoje ciało.
- Będziesz mną. Przyjmiesz dar. I jestem tu po to, by to przyśpieszyć - zakrwawiona, z dziurą w policzku, twarz Tamtej pojawiła się przed tobą. Widziałaś jak jej rany zabliźniają się w jednej chwili.
Ból obracanego ostrza we własnych wnętrznościach.
- Muszę tylko zabić cię teraz. Nie będzie już ciebie. A rano, gdy się obudzisz, to ja będę żyła.
Zapadająca ciemność okryła całunem twoją świadomość, gdy ostrze szarpnęło w górę.
Ninerl proszę o nie postowanie (szczegóły w PW)
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Po raz kolejny kupiec zaskoczył Gala swoimi nietypowymi reakcjami.
-Bratanek, woźnica i sługa mogą jechać z nami. Najemników odprawisz, to nie podlega dyskusji. Jaką wymówkę wymyślisz, to już nie nasz problem. Co do pieniędzy, to nimi się nie przejmuj. My ich nie potrzebujemy. Ewentualnie możesz zapłacić nieco więcej najemnikom, gdyby byli oporni. I nigdy więcej nie próbuj całować moich stóp. – Tu elf znów zamyślił się na chwilę.
- To czy twój brat jest uczciwym człekiem, jeszcze się okaże, ale jeśli jest tak jak mówisz, to nic mu nie grozi. Wszystko zależy od niego. Jak już powiedziałem wyruszymy jak tylko załatwimy nasze sprawy. Teraz sugeruję udać się na spoczynek. Wszystkim nam jest on potrzebny. Elf spojrzał na Brocha czekając na to, co powie najemnik. Był już naprawdę zmęczony i miał wielką ochotę dać odpocząć zmęczonym kościom i poobijanym mięśniom.
Po raz kolejny kupiec zaskoczył Gala swoimi nietypowymi reakcjami.
-Bratanek, woźnica i sługa mogą jechać z nami. Najemników odprawisz, to nie podlega dyskusji. Jaką wymówkę wymyślisz, to już nie nasz problem. Co do pieniędzy, to nimi się nie przejmuj. My ich nie potrzebujemy. Ewentualnie możesz zapłacić nieco więcej najemnikom, gdyby byli oporni. I nigdy więcej nie próbuj całować moich stóp. – Tu elf znów zamyślił się na chwilę.
- To czy twój brat jest uczciwym człekiem, jeszcze się okaże, ale jeśli jest tak jak mówisz, to nic mu nie grozi. Wszystko zależy od niego. Jak już powiedziałem wyruszymy jak tylko załatwimy nasze sprawy. Teraz sugeruję udać się na spoczynek. Wszystkim nam jest on potrzebny. Elf spojrzał na Brocha czekając na to, co powie najemnik. Był już naprawdę zmęczony i miał wielką ochotę dać odpocząć zmęczonym kościom i poobijanym mięśniom.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Najemnik przymknął zmęczone oczy i pociągnął kolejny łyk alkoholu, by się uspokoić. Spojrzał na elfa i stwierdził z sarkazmem:
- Jednak prościej było by go zabić.
Przeniósł wzrok na kupca, a w jego spojrzeniu zabłysł gniew.
- Co ty mi tu pieprzysz? – rzucił szorstko. - Od tej pory my stanowimy twoją ochronę, zrozumiano! Chyba, że coś przed nami ukrywasz? Czy ktoś z twoich ludzi jest wprowadzony w sprawę? Ile wie twój bratanek ?
Broch nieufnie przyjrzał się rozmówcy, chwile potem spojrzał na Galavandrela.
- Pora iść spać, jutro kolejny ciężki dzień przed nami...
Broch walczył jak mógł z objawami zmęczenia, ale czuł że z każdą mijającą chwilą staje się coraz bardziej senny. Spojrzał ponuro na kupca, po czym rzekł:
- Tylko bez sztuczek, bo inaczej to załatwimy...
Wstał od stołu wraz z Galem, po czym obaj skierowali się na górę. Rozbitą podczas burdy wargą zupełnie przestał się przejmować, zresztą, nie było czym. Broch miał teraz wielką ochotę znów poczuć obok siebie ciepłe, pachnące ciało Elissy.
Najemnik przymknął zmęczone oczy i pociągnął kolejny łyk alkoholu, by się uspokoić. Spojrzał na elfa i stwierdził z sarkazmem:
- Jednak prościej było by go zabić.
Przeniósł wzrok na kupca, a w jego spojrzeniu zabłysł gniew.
- Co ty mi tu pieprzysz? – rzucił szorstko. - Od tej pory my stanowimy twoją ochronę, zrozumiano! Chyba, że coś przed nami ukrywasz? Czy ktoś z twoich ludzi jest wprowadzony w sprawę? Ile wie twój bratanek ?
Broch nieufnie przyjrzał się rozmówcy, chwile potem spojrzał na Galavandrela.
- Pora iść spać, jutro kolejny ciężki dzień przed nami...
Broch walczył jak mógł z objawami zmęczenia, ale czuł że z każdą mijającą chwilą staje się coraz bardziej senny. Spojrzał ponuro na kupca, po czym rzekł:
- Tylko bez sztuczek, bo inaczej to załatwimy...
Wstał od stołu wraz z Galem, po czym obaj skierowali się na górę. Rozbitą podczas burdy wargą zupełnie przestał się przejmować, zresztą, nie było czym. Broch miał teraz wielką ochotę znów poczuć obok siebie ciepłe, pachnące ciało Elissy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Ravandil szedł, a może raczej pełzał w zamyśleniu, z trudem wspinając się na wzgórze. Jednak dwie nogi były zdecydowanie najlepszym środkiem lokomocji. Elf (choć elfem był aktualnie tylko duszą) wysłuchał uważnie Trzeciego. Przyjął to z lekkim zdumieniem, a w każdym razie było lekkie w kontekście bycia patyczakiem. Ogólnie to wszystko wyglądało jak zły sen... I było, jak wynika ze słów demona, pewnym rodzajem snu. Ravandil nie wiedział, co myśleć, bo zawsze uczono go, by posługiwał się rozumem, a teraz ciężko było to wszystko ogarnąć zmysłami.
Jego słabe oczy poraziło światło Bramy. Był to widok imponujący, coś jak zachód słońca ale dużo intensywniejsze. Wokoło paradowała zgraja rozmaitych stworów, w tym nawet smok. Spojrzał na demona. Ten niewzruszony kontynuował swoją przemowę. -Budują?- zagulgotał cicho Ravandil. Ostatnie słowa zrobiły na nim piorunujące wrażenie. -Jak to ucieczka? Przed czym uciekali? Co tak w ogóle jest za tą bramą i co ma z tym wspólnego jakaś cholerna koniunkcja?-
Ravandil szedł, a może raczej pełzał w zamyśleniu, z trudem wspinając się na wzgórze. Jednak dwie nogi były zdecydowanie najlepszym środkiem lokomocji. Elf (choć elfem był aktualnie tylko duszą) wysłuchał uważnie Trzeciego. Przyjął to z lekkim zdumieniem, a w każdym razie było lekkie w kontekście bycia patyczakiem. Ogólnie to wszystko wyglądało jak zły sen... I było, jak wynika ze słów demona, pewnym rodzajem snu. Ravandil nie wiedział, co myśleć, bo zawsze uczono go, by posługiwał się rozumem, a teraz ciężko było to wszystko ogarnąć zmysłami.
Jego słabe oczy poraziło światło Bramy. Był to widok imponujący, coś jak zachód słońca ale dużo intensywniejsze. Wokoło paradowała zgraja rozmaitych stworów, w tym nawet smok. Spojrzał na demona. Ten niewzruszony kontynuował swoją przemowę. -Budują?- zagulgotał cicho Ravandil. Ostatnie słowa zrobiły na nim piorunujące wrażenie. -Jak to ucieczka? Przed czym uciekali? Co tak w ogóle jest za tą bramą i co ma z tym wspólnego jakaś cholerna koniunkcja?-

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Jeśli z Twojej plugawej mordy padnie jeszcze raz jej imię, wierz mi, znajdę sposób by Cię zabić, choćby mi to miało zająć nie wiadomo ile czasu... - wybulgotał ponownie. Gdyby porozumiewał się normalnym narządem, swoim ludzkim językiem, cała wypowiedź miała by bardzo chłodny, wręcz grożący ton. Obecne warunki jednak nie pozwalały na taką elokwencję. Nawet jako taki stwór nie stracił ducha dawnego Konrada - cały czas wierny Sigmarowi, gotowy pozbyć się jego sług przy najbliższej okazji.
Wyrażaj się jaśniej, bo ma już dość tych enigmatycznych odpo... - urwał nagle, gdy jego oczy dojrzały ten spektakularny widok. I znowu: gdyby miał teraz normalne ciało, jego szczęka pewnie znajdowała by się właśnie tuż przy ziemii.
Na Sigmara! Chociaż.. to chyba nie jest dobre przekleństwo... Czy my w ogóle jesteśmy jeszcze w Starym Świecie?! Czy Bogowie zdają sobie sprawę z istnienia tej przeklętej krainy?! Co to w ogóle jest?! Jaka ucieczka znowu?! Zaatakowaliście Imperium, tak jak przystało, jak zdążyliście nas wszystkich przyzwyczaić! I innej wersji nie ma! Przed czym niby mogły uciekać demony?! - mnożył pytania jedno za drugim, jednocześnie ogarniając wzrokiem wszystko wokół.
Jeśli z Twojej plugawej mordy padnie jeszcze raz jej imię, wierz mi, znajdę sposób by Cię zabić, choćby mi to miało zająć nie wiadomo ile czasu... - wybulgotał ponownie. Gdyby porozumiewał się normalnym narządem, swoim ludzkim językiem, cała wypowiedź miała by bardzo chłodny, wręcz grożący ton. Obecne warunki jednak nie pozwalały na taką elokwencję. Nawet jako taki stwór nie stracił ducha dawnego Konrada - cały czas wierny Sigmarowi, gotowy pozbyć się jego sług przy najbliższej okazji.
Wyrażaj się jaśniej, bo ma już dość tych enigmatycznych odpo... - urwał nagle, gdy jego oczy dojrzały ten spektakularny widok. I znowu: gdyby miał teraz normalne ciało, jego szczęka pewnie znajdowała by się właśnie tuż przy ziemii.
Na Sigmara! Chociaż.. to chyba nie jest dobre przekleństwo... Czy my w ogóle jesteśmy jeszcze w Starym Świecie?! Czy Bogowie zdają sobie sprawę z istnienia tej przeklętej krainy?! Co to w ogóle jest?! Jaka ucieczka znowu?! Zaatakowaliście Imperium, tak jak przystało, jak zdążyliście nas wszystkich przyzwyczaić! I innej wersji nie ma! Przed czym niby mogły uciekać demony?! - mnożył pytania jedno za drugim, jednocześnie ogarniając wzrokiem wszystko wokół.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner i Galavandrel:
- Kevaron zwrócił się tylko do mnie – odrzekł Doras. - Mój bratanek nic nie wie, ani żaden z moich ludzi. Postaram się przekonań najemników. Ale zróbmy to jutro, mam nadzieję, że wasi towarzysze was wspomogą. Może trzeba będzie użyć mocniejszych argumentów. Chyba, że znajdziecie kogoś kto ich tu zatrudni.
Kilka chwil później opróżniliście cały gąsiorek wina i skierowaliście się na górę. Kupiec z południa już przy zdemaskowaniu był lekko wstawiony i zasnął na stoliku mocno chrapiąc. Broch szarpnął go do góry po czym zaniósł do pokoju w którym nocowali i przywiązał lewą dłoń kupca do nogi łóżka. Tak na wszelki wypadek gdyby południowiec chciał uciekać.
Konrad i Ravandil
Skrzydlate stwory krążące nad bramą skupiły się nagle niczym chmara ptaków. Kilka z nich odłączyło się od kłębowiska i wyrwało w waszą stronę. Jakby nie słysząc zadawanych, chaotycznie poskładanych pytań elfa i człowieka, Trzeci zaczął:
- Nie czas teraz na wyjaśnienia. To sługa Pana Przemian, jest gdzieś w zajeździe. Wysłał nas tutaj dobrze wiedząc, że potraktują nas jak szpiegów – wskazał na nadlatujące postacie. – Ktoś z tej hordy już wykrył zaklęcie. Odeślę nas stąd ale to wy musicie rozprawić się z pomiotem Tzeentcha. Słuchaj mnie akolito bo mamy mało czasu – owadzie oczy spojrzały na boveńczyka. – Prawda jest taka, że byłem w ciele twej Julii bezradny. Miała za silną wolę by mi się poddać a do tego z każdym dniem popadała w szaleństwo. Pomnijcie jak chciała udusić waszego księcia. Ledwo ją kontrolowałem. Pochodzę stamtąd – wskazał na horyzont – zza Bramy. Moje ziemskie ciało zostało zniszczone tysiące lat temu. Ona była mym jedynym domem. Wiesz kto mnie w nią wcielił, akolito? - gdy demon mówił, powoli czuliście jak opuszczacie wasze pokraczne ciała - To Magrivius Ank Neires, pozdrów go ode mnie gdy już spotkacie się twarzą w twarz...
***
- Więc mówił, że przysyła go Orben Szalony? – Powtórzył Zinha spoglądając na Ravandila. – I pytał o zdrowie Diega?
- Tak było – odrzekł elf. - Śmierdziało mi to zasadzką.
- Dobrze się sprawiłeś – rycerz zważył trzymany w ręku przedmiot. – Ale to pierścień Orbena. Wykuty niegdyś dla dziada Diega, Diega I. Podarował go czarownikowi stary książę Michel. Oczywiście to niczego nie dowodzi. Orben może nie żyć lub pierścień mu skradziono. Jednak zaryzykujemy, Ravandilu. Jeśli spotkasz tego człowieka przyprowadź go do mnie. Ludovic, bądź cały czas przy Diego.
Stary sługa skinął głową na potwierdzenie, niemal niewidocznie w mroku korytarza.
*
Korytarz był zimny i pusty. Banitka zadrżała przyciskając do ciała nocną koszulę. Przedramiona pokrywała gęsia skórka.
Obudziła się z krzykiem, cała zlana potem. Zza okna izby odpowiedział jej krzyk nocnego ptaka. W pokoju spali kupiec z pomocnikiem oraz Werner z dziewczyną, i jeszcze jakiś człowiek. Gruby południowiec w kolorowych szatach. Lewą dłoń miał przywiązaną do łoża. Najemnik chrapał obejmując Elissę. Na stole stały puste kubki. Kiedy wróci spyta co to wszystko znaczy. Ninerl wyszła na korytarz.
Było jej niedobrze i kręciło się w głowie. Ściany wirowały nakładając na siebie. Ogień w kominku dogasał. Przeszła parę kroków korytarzem i zwymiotowała do kominka.
Nie pamiętała jak znalazła się z powrotem w łóżku.
- Kevaron zwrócił się tylko do mnie – odrzekł Doras. - Mój bratanek nic nie wie, ani żaden z moich ludzi. Postaram się przekonań najemników. Ale zróbmy to jutro, mam nadzieję, że wasi towarzysze was wspomogą. Może trzeba będzie użyć mocniejszych argumentów. Chyba, że znajdziecie kogoś kto ich tu zatrudni.
Kilka chwil później opróżniliście cały gąsiorek wina i skierowaliście się na górę. Kupiec z południa już przy zdemaskowaniu był lekko wstawiony i zasnął na stoliku mocno chrapiąc. Broch szarpnął go do góry po czym zaniósł do pokoju w którym nocowali i przywiązał lewą dłoń kupca do nogi łóżka. Tak na wszelki wypadek gdyby południowiec chciał uciekać.
Konrad i Ravandil
Skrzydlate stwory krążące nad bramą skupiły się nagle niczym chmara ptaków. Kilka z nich odłączyło się od kłębowiska i wyrwało w waszą stronę. Jakby nie słysząc zadawanych, chaotycznie poskładanych pytań elfa i człowieka, Trzeci zaczął:
- Nie czas teraz na wyjaśnienia. To sługa Pana Przemian, jest gdzieś w zajeździe. Wysłał nas tutaj dobrze wiedząc, że potraktują nas jak szpiegów – wskazał na nadlatujące postacie. – Ktoś z tej hordy już wykrył zaklęcie. Odeślę nas stąd ale to wy musicie rozprawić się z pomiotem Tzeentcha. Słuchaj mnie akolito bo mamy mało czasu – owadzie oczy spojrzały na boveńczyka. – Prawda jest taka, że byłem w ciele twej Julii bezradny. Miała za silną wolę by mi się poddać a do tego z każdym dniem popadała w szaleństwo. Pomnijcie jak chciała udusić waszego księcia. Ledwo ją kontrolowałem. Pochodzę stamtąd – wskazał na horyzont – zza Bramy. Moje ziemskie ciało zostało zniszczone tysiące lat temu. Ona była mym jedynym domem. Wiesz kto mnie w nią wcielił, akolito? - gdy demon mówił, powoli czuliście jak opuszczacie wasze pokraczne ciała - To Magrivius Ank Neires, pozdrów go ode mnie gdy już spotkacie się twarzą w twarz...
***
- Więc mówił, że przysyła go Orben Szalony? – Powtórzył Zinha spoglądając na Ravandila. – I pytał o zdrowie Diega?
- Tak było – odrzekł elf. - Śmierdziało mi to zasadzką.
- Dobrze się sprawiłeś – rycerz zważył trzymany w ręku przedmiot. – Ale to pierścień Orbena. Wykuty niegdyś dla dziada Diega, Diega I. Podarował go czarownikowi stary książę Michel. Oczywiście to niczego nie dowodzi. Orben może nie żyć lub pierścień mu skradziono. Jednak zaryzykujemy, Ravandilu. Jeśli spotkasz tego człowieka przyprowadź go do mnie. Ludovic, bądź cały czas przy Diego.
Stary sługa skinął głową na potwierdzenie, niemal niewidocznie w mroku korytarza.
*
Korytarz był zimny i pusty. Banitka zadrżała przyciskając do ciała nocną koszulę. Przedramiona pokrywała gęsia skórka.
Obudziła się z krzykiem, cała zlana potem. Zza okna izby odpowiedział jej krzyk nocnego ptaka. W pokoju spali kupiec z pomocnikiem oraz Werner z dziewczyną, i jeszcze jakiś człowiek. Gruby południowiec w kolorowych szatach. Lewą dłoń miał przywiązaną do łoża. Najemnik chrapał obejmując Elissę. Na stole stały puste kubki. Kiedy wróci spyta co to wszystko znaczy. Ninerl wyszła na korytarz.
Było jej niedobrze i kręciło się w głowie. Ściany wirowały nakładając na siebie. Ogień w kominku dogasał. Przeszła parę kroków korytarzem i zwymiotowała do kominka.
Nie pamiętała jak znalazła się z powrotem w łóżku.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Noc umarła
Nastał dzień
Słońce wzeszło nad góry
Wraz spłynęły
Czerwienią
Grube fortu Lloin mury
***
Poranek był chłodny i wietrzny. Jeszcze przed południem rozpętała się wichura przeganiając po niebie coraz liczniejsze chmury. Zaczęło w końcu padać, najpierw deszcz, potem śnieg z deszczem. W Lloin szczekały psy i rżały konie. Brzęczały dzwoneczki rozwieszone w niewiadomym celu przez mnichów na murach klasztoru. Spaliście do późna zmęczeni minionym dniem a niektórzy i nocą. Rankiem, wszyscy - zeszliście doglądnąć wierzchowców i na śniadanie, prócz Diega, przy którym czuwał Ludovic, . Część z was zdobiły opatrunki. Konrad opleciony bandażem pod zabarwioną krwią koszulą usiadł ciężko na ławie – nie wyglądał zbyt dobrze, tak samo jak i Ravandil. Obaj byli bladzi i patrzyli tylko po sobie nie odzywając się. Prawa dłoń elfa była sina, obrzęknięta, spuchnięta do dwukrotnych rozmiarów. Lewa dłoń Zinhy była usztywniona deską, owinięta bandażem. Ninerl była jeszcze bardziej blada niż akolita i zwiadowca. Jej skóra miała odcień bieli. Drastycznie na jej tle odcinała się czerwień ust. Elissa milczała siedząc obok Brocha. Julia jadła apatycznie. Werner miał rozciętą wargę, która po nocy trochę zsiniała a Galavandrel miał rozcięty łuk brwiowy.
Najemnikowi i strzelcowi towarzyszył obcy człowiek, wyglądający na skacowanego. Odziany w barwne jedwabie, o miedzianej skórze południowca, nalanej twarzy i z cienkim, czarnym wąsem. Po grubym, nakrytym małą i wysoką, czerwoną czapeczką czole spływał mu pot. Cała trójka rozprawiała przez dłuższy czas konspiracyjnie na boku z Zinhą. Rycerz poparł wąs mówiąc:
- Dobrze, zróbcie co umyśliliście.
Po chwili, jakby za pozwoleniem Zinhy podszedł do południowca krótko obcięty młodzieniec, może w wieku Konrada, o równie ciemnej karnacji. Zamienili kilka słów, z których dosłyszeliście z ust grubego:
- Nie dzisiaj. Pilnuj swego nosa.
I młody człowiek odszedł z miną obrażonego na cały świat. Jak to młodzi ludzie.
Stary rycerz zjadłwszy niewiele wstał od stołu mówiąc:
- Idę doglądnąć Diega. Nie wyruszymy dzisiaj. Może najwcześniej jutro. Musimy się naradzić. Wszyscy. Za pół godziny u jego łoża.
Odszedł, pozdrawiając jeszcze Uwe Schreyvogla.
Kupiec przyzwyczaił się już chyba nie zadawać pytań i niczemu nie dziwić. Może zaś wiedział więcej niż się zdawało? Skinął porozumiewawczo rycerzowi. W jego podróżnej torbie zabłysła na chwilę sztabka. Razem ze swym sługą Glombem pałaszował raźno owsiankę.
- Pożegnać mi panie i panów wypada – rzekł w końcu. – Rozmówiłem się z dowódcą garnizonu, pismo z Twierdzy Eger dałem. Wracam do kapitana von Schlieffena zameldować, że przełęcz wolna. Życie mi wszak ocalił. Kto wie, może na służbę waszego księcia pójdzie, ofertę mam mu przekazać. Może się jeszcze spotkamy. Do Imperium nie wracam, tam teraz wojna. Patrol ruszył do Wodogrzmotów potwierdzić to żeście potłukli tą bandę górali, winno być bezpiecznie.
- Glombie, szykuj wóz! - Uwe wstał zakładając kapelusz. Tyczkowaty pomocnik poczłapał do wozowni. Schreyvogl zwrócił się jeszcze do najemnika:
- Panie Broch. Kapitan niechybnie rad będzie z wieści, że żyjecie. Ocaliłeś mu życie tak jak i on moje. Przekazać mu coś od waści?
Kupiec nie zmienił się zbytnio co do wyglądu. Wciąż rumiany i jowialny. Czarne bokobrody kontrastowały komicznie z zielonym strojem. Wciąż gadatliwy i wylewny. Jednak zmienił się od ostatniego spotkania. Ciężko już było w nim odlaleźć tą śmieszną mieszankę, strachu i chciwości, cech, które go charakteryzowały za poprzednim razem. Zastąpiły je powaga i pewna doza odwagi. Nawet kiedy się śmiał w jego oczach można było wyczytać coś przeciwnego. To samo widniało w oczach was wszystkich. Zostawialiście za sobą Averland targany wojną, podobnie jak Schreyvogl. Zostawialiście krew a na ciałach rany. Zmęczone ciała i zmęczone dusze. Potrzebowaliście...odpoczynku?
Jeden dzień.
Tak dużo...i tak mało.
Gdy siedzieliście wszyscy przy stole wąsaty rycerz spojrzał na Miaulin po czym rzekł:
- Jesteś wolna. - W pewnych granicach rzecz jasna. Nadal podróżujesz z nami. Ale nie będziemy cię ciągle pilnować. Pomożemy ci uwolnić twego ukochanego. Zaryzykuję i zaufam ci elfko. W zamian oczekuję współpracy - wąsaty rycerz rozejrzał się po korytarzu. - Ty jako jedyna znałaś Kevarona, tego, który nam uciekł. W twoim interesie jest aby nie dotarł przed nami do Havnoru. Pomyśl jak można to osiągnąć. I przypomnij sobie jak działa to pudełko - wskazał na magiczny komunikator. - To może się nam przydać.
- Działa dokładnie tak samo, jak mówiłam za pierwszym razem - odszczekała rycerzowi wściekle. - Pudełko uruchamia się po wypowiedzeniu zaklęcia, a działa w promieniu kilku mil. Im dalej, tym słabszy sygnał.
Miaulin spojrzała na Zinhę wzrokiem, który starał się dzielnie zatuszować niepewność, jaka kryła się we wnętrzu elfki na myśl o pytaniu, czemu nie podała hasła.
- Skoro zatem mogę już swobodnie poruszać rączkami, to czy nie będzie to zbyt wiele, jeśli poproszę o zwrot chociażby sakiewki? Miałam w niej kilka niezwykle cennych dla mnie koron. No i oświećcie mnie jeszcze, jeśli łaska, w jaki sposób chcecie wyprzedzić Kevarona, skoro lada moment i jeszcze urządzicie sobie w tym forcie piknik!? - podniosła głos, ale zaraz, najwidoczniej tego żałując, dodała w ramach rekompensaty:
- Jasne, rozumiem, że nasz kochany książę musi sobie wylizać rany, ale czy wszyscy musimy tu gnić, podczas gdy Kevaron spokojnie sobie wraca? Któryś chyba nie mógł połamać się na tyle, żeby nie utrzymać się w siodle - wykrzywiła kwaśno usta. - Co mi z tego, że to mój interes, skoro sama pojechać przecież nie mogę...
Miaulin spojrzała w końcu na Ninerl:
- A tobie co się stało siostro? Jakaś strasznie blada dziś jesteś? Czyżby upojna noc z Ravandilem tak cię zmęczyła?
Konrad i Ravandil:
Zbudziliście się w swych łóżkach. Próbowaliście odnaleźć jakikolwiek ślad wydarzeń poprzedniej nocy, lecz wszystko było dokładnie w miejscu gdzie to zostawiliście. Julia była całkowicie przytomna ale nie odpowiadała na żadne słowa. Przytuliła jedynie mocno Konrada, jakby to miał być ostatni taki uścisk. Zeszła na dół i zjadła patrząc pusto w przestrzeń. Podobnie jak po bitwie o wioskę. Wydarzenia minionej nocy były tak realne. Choć pewnie to był zwykły sen. Tylko ten dziwny zapach w powietrzu...
Ninerl
Zbudziłaś się w zmiętej pościeli. Ślady krwi zaschnięte na poduszce.
Czy czujesz złość kiedy widzisz jaka jesteś blada?
Czy czujesz nienawiść...bez kierunku?
Woda z balii obmywa oczy.
Odbicie w lustrze w łaźni, swoje a zarazem obce. Po chwili znika. Już wszystko jest w porządku. To był tylko sen... Dziwny sen...
Nastał dzień
Słońce wzeszło nad góry
Wraz spłynęły
Czerwienią
Grube fortu Lloin mury
***
Poranek był chłodny i wietrzny. Jeszcze przed południem rozpętała się wichura przeganiając po niebie coraz liczniejsze chmury. Zaczęło w końcu padać, najpierw deszcz, potem śnieg z deszczem. W Lloin szczekały psy i rżały konie. Brzęczały dzwoneczki rozwieszone w niewiadomym celu przez mnichów na murach klasztoru. Spaliście do późna zmęczeni minionym dniem a niektórzy i nocą. Rankiem, wszyscy - zeszliście doglądnąć wierzchowców i na śniadanie, prócz Diega, przy którym czuwał Ludovic, . Część z was zdobiły opatrunki. Konrad opleciony bandażem pod zabarwioną krwią koszulą usiadł ciężko na ławie – nie wyglądał zbyt dobrze, tak samo jak i Ravandil. Obaj byli bladzi i patrzyli tylko po sobie nie odzywając się. Prawa dłoń elfa była sina, obrzęknięta, spuchnięta do dwukrotnych rozmiarów. Lewa dłoń Zinhy była usztywniona deską, owinięta bandażem. Ninerl była jeszcze bardziej blada niż akolita i zwiadowca. Jej skóra miała odcień bieli. Drastycznie na jej tle odcinała się czerwień ust. Elissa milczała siedząc obok Brocha. Julia jadła apatycznie. Werner miał rozciętą wargę, która po nocy trochę zsiniała a Galavandrel miał rozcięty łuk brwiowy.
Najemnikowi i strzelcowi towarzyszył obcy człowiek, wyglądający na skacowanego. Odziany w barwne jedwabie, o miedzianej skórze południowca, nalanej twarzy i z cienkim, czarnym wąsem. Po grubym, nakrytym małą i wysoką, czerwoną czapeczką czole spływał mu pot. Cała trójka rozprawiała przez dłuższy czas konspiracyjnie na boku z Zinhą. Rycerz poparł wąs mówiąc:
- Dobrze, zróbcie co umyśliliście.
Po chwili, jakby za pozwoleniem Zinhy podszedł do południowca krótko obcięty młodzieniec, może w wieku Konrada, o równie ciemnej karnacji. Zamienili kilka słów, z których dosłyszeliście z ust grubego:
- Nie dzisiaj. Pilnuj swego nosa.
I młody człowiek odszedł z miną obrażonego na cały świat. Jak to młodzi ludzie.
Stary rycerz zjadłwszy niewiele wstał od stołu mówiąc:
- Idę doglądnąć Diega. Nie wyruszymy dzisiaj. Może najwcześniej jutro. Musimy się naradzić. Wszyscy. Za pół godziny u jego łoża.
Odszedł, pozdrawiając jeszcze Uwe Schreyvogla.
Kupiec przyzwyczaił się już chyba nie zadawać pytań i niczemu nie dziwić. Może zaś wiedział więcej niż się zdawało? Skinął porozumiewawczo rycerzowi. W jego podróżnej torbie zabłysła na chwilę sztabka. Razem ze swym sługą Glombem pałaszował raźno owsiankę.
- Pożegnać mi panie i panów wypada – rzekł w końcu. – Rozmówiłem się z dowódcą garnizonu, pismo z Twierdzy Eger dałem. Wracam do kapitana von Schlieffena zameldować, że przełęcz wolna. Życie mi wszak ocalił. Kto wie, może na służbę waszego księcia pójdzie, ofertę mam mu przekazać. Może się jeszcze spotkamy. Do Imperium nie wracam, tam teraz wojna. Patrol ruszył do Wodogrzmotów potwierdzić to żeście potłukli tą bandę górali, winno być bezpiecznie.
- Glombie, szykuj wóz! - Uwe wstał zakładając kapelusz. Tyczkowaty pomocnik poczłapał do wozowni. Schreyvogl zwrócił się jeszcze do najemnika:
- Panie Broch. Kapitan niechybnie rad będzie z wieści, że żyjecie. Ocaliłeś mu życie tak jak i on moje. Przekazać mu coś od waści?
Kupiec nie zmienił się zbytnio co do wyglądu. Wciąż rumiany i jowialny. Czarne bokobrody kontrastowały komicznie z zielonym strojem. Wciąż gadatliwy i wylewny. Jednak zmienił się od ostatniego spotkania. Ciężko już było w nim odlaleźć tą śmieszną mieszankę, strachu i chciwości, cech, które go charakteryzowały za poprzednim razem. Zastąpiły je powaga i pewna doza odwagi. Nawet kiedy się śmiał w jego oczach można było wyczytać coś przeciwnego. To samo widniało w oczach was wszystkich. Zostawialiście za sobą Averland targany wojną, podobnie jak Schreyvogl. Zostawialiście krew a na ciałach rany. Zmęczone ciała i zmęczone dusze. Potrzebowaliście...odpoczynku?
Jeden dzień.
Tak dużo...i tak mało.
Gdy siedzieliście wszyscy przy stole wąsaty rycerz spojrzał na Miaulin po czym rzekł:
- Jesteś wolna. - W pewnych granicach rzecz jasna. Nadal podróżujesz z nami. Ale nie będziemy cię ciągle pilnować. Pomożemy ci uwolnić twego ukochanego. Zaryzykuję i zaufam ci elfko. W zamian oczekuję współpracy - wąsaty rycerz rozejrzał się po korytarzu. - Ty jako jedyna znałaś Kevarona, tego, który nam uciekł. W twoim interesie jest aby nie dotarł przed nami do Havnoru. Pomyśl jak można to osiągnąć. I przypomnij sobie jak działa to pudełko - wskazał na magiczny komunikator. - To może się nam przydać.
- Działa dokładnie tak samo, jak mówiłam za pierwszym razem - odszczekała rycerzowi wściekle. - Pudełko uruchamia się po wypowiedzeniu zaklęcia, a działa w promieniu kilku mil. Im dalej, tym słabszy sygnał.
Miaulin spojrzała na Zinhę wzrokiem, który starał się dzielnie zatuszować niepewność, jaka kryła się we wnętrzu elfki na myśl o pytaniu, czemu nie podała hasła.
- Skoro zatem mogę już swobodnie poruszać rączkami, to czy nie będzie to zbyt wiele, jeśli poproszę o zwrot chociażby sakiewki? Miałam w niej kilka niezwykle cennych dla mnie koron. No i oświećcie mnie jeszcze, jeśli łaska, w jaki sposób chcecie wyprzedzić Kevarona, skoro lada moment i jeszcze urządzicie sobie w tym forcie piknik!? - podniosła głos, ale zaraz, najwidoczniej tego żałując, dodała w ramach rekompensaty:
- Jasne, rozumiem, że nasz kochany książę musi sobie wylizać rany, ale czy wszyscy musimy tu gnić, podczas gdy Kevaron spokojnie sobie wraca? Któryś chyba nie mógł połamać się na tyle, żeby nie utrzymać się w siodle - wykrzywiła kwaśno usta. - Co mi z tego, że to mój interes, skoro sama pojechać przecież nie mogę...
Miaulin spojrzała w końcu na Ninerl:
- A tobie co się stało siostro? Jakaś strasznie blada dziś jesteś? Czyżby upojna noc z Ravandilem tak cię zmęczyła?
Konrad i Ravandil:
Zbudziliście się w swych łóżkach. Próbowaliście odnaleźć jakikolwiek ślad wydarzeń poprzedniej nocy, lecz wszystko było dokładnie w miejscu gdzie to zostawiliście. Julia była całkowicie przytomna ale nie odpowiadała na żadne słowa. Przytuliła jedynie mocno Konrada, jakby to miał być ostatni taki uścisk. Zeszła na dół i zjadła patrząc pusto w przestrzeń. Podobnie jak po bitwie o wioskę. Wydarzenia minionej nocy były tak realne. Choć pewnie to był zwykły sen. Tylko ten dziwny zapach w powietrzu...
Ninerl
Zbudziłaś się w zmiętej pościeli. Ślady krwi zaschnięte na poduszce.
Czy czujesz złość kiedy widzisz jaka jesteś blada?
Czy czujesz nienawiść...bez kierunku?
Woda z balii obmywa oczy.
Odbicie w lustrze w łaźni, swoje a zarazem obce. Po chwili znika. Już wszystko jest w porządku. To był tylko sen... Dziwny sen...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Wern mimo widocznych pamiątek po wczorajszej bójce nie sprawiał wrażenia wyczerpanego, kiedy pochłaniał potrójne śniadanie, siedząc w sali oberży obok Elissy, również spożywającej poranny posiłek. Jednak co pewien czas zerkał na zgromadzonych w sali i nawet jego uwadze nie mogła umknąć widoczna słaba kondycja i niskie morale kompanii. To były ciężkie dni, musiał to przyznać, odpoczynek im się należał.
Zdusił w sobie chęć do protestów, gdy Zinha zarządził dłuższy postój, mimo że sam czuł palący przymus dalszej podróży... jednak po przemyśleniu sprawy i ogarnięciu wzrokiem podupadłej na duchu i jakby przygaszonej kompanii, musiał przyznać mu rację.
Zresztą z poleceniami zwierzchnika się nie dyskutuje wobec publiczności, ewentualne wątpliwości zgłasza się w takich razach na osobności, zatem Wern milczał i nie dał po sobie poznać żadnych wątpliwości, czy rozterek, po prostu skinąwszy głową, na znak, że przyjmuje do wiadomości.
Zmierzył groźnym wzrokiem zdybanego agenta kultystów, zupełnie profilaktycznie i w sumie bez powodu, przeżuwając energicznie słuchał, co dzieje się wokoło, z pozoru nie poświęcajac otoczeniu większej uwagi. Machnął na pożegnanie Schreyvoglowi, gdy tamten zadał pytanie o von Schlieffena, odrzekł:
- Jestem żołnierzem, panie Schreyvogl, robiłem co należy do żołnierza. A przekaż... przekaż jeno pozdrowienia i rzeknij, że czuję w kościach, że jeszcze będziem walczyć pod jednym sztandarem. Bywaj... mistrzu kupiecki. Uważaj, niebezpieczne teraz paranie się handlem...
W dziwny jakiś sposób wypowiedziane były te ostatnie słowa, w zmrużonych oczach najemnika zatańczyły tajemnicze iskierki, niby wesołości, ale dziwnie kontrastujące z poważną twarzą middenlandczyka. Twarzą, na której w jednej chwili, przez moment, odbiło się podobne zmęczenie, jak i na pozostałych, uświadomił sobie bowiem, że zupełnie niepostrzeżenie wpadł w świat, którego serdecznie nie znosił i się obawiał, świat intryg, agentów, szpiegów i podstępów... To nie był jego świat, ale nie było jak się cofnąć, już nie.
Zawiesił na chwilę wzrok na bladej Ninerl, pochylił się nad Elissą i wyszeptał jej na ucho kilka słów, wskazując elfkę wzrokiem... blada, wymioty, symptomy aż nazbyt znane i z jednym się kojarzące, cholera...Czyżby?? Ale nie, przecież Ninerl i Ravandil chyba ze sobą nie spali. A zresztą, kto ich wie. Ech, z babami zawsze ten sam problem.
Wstawał, zamierzając skierować się do wyjścia, aby opłukać się przy studni i rozruszać trochę, kiedy do jego uszu dotarły słowa Maulin, którą Zinha wspaniołomyślnie - i według Wernera pochopnie - obdarował swobodą... i zamarł w pół ruchu.
Bardzo, bardzo powoli odwrócił głowę w stronę perorującej ze zjadliwym wyrazem twarzy elfki i krew w nim zawrzała, zaś gdy wymawiała słowa nasz kochany książę musi sobie wylizać rany zwyczajnie szlag go trafił.
- Miej pysk na zamku! - syknął wściekle - Diego prawie leży tam przez ciebie więc waż słowa! Będziesz robić, co mówi ci Zinha, teraz przy nim komenda... i bacz na słowa. Bacz...
Twarz najemnika wykrzywiła furia, a nozdrza rozwierały się spazmatycznie, jakby ledwie trzymał nerwy na wodzy, by nie uczynić czegoś znacznie gorszego. Powiódł jeszcze wściekłym spojrzeniem po zgromadzonych, po czym odwrócił się na pięcie i - kopiąc jakieś stojące na drodze krzesło - opuścił karczmę, trzaskając drzwiami.
Udał się do studni na podwórzu, gdzie zdjąwszy koszulę opłukał się cały, parskając i uspokajając nerwy. Odetchnął głęboko kilka razy, zastanawiajac się, co zrobić z tak niemiło rozpoczętym dniem. Po krótkim namyśle stwierdził, że poczeka, aż Elissa skończy sprawy z Ninerl i udadzą się razem gdzieś na ubocze, z dala od tego całego zgiełku i szumu.
Tymczasem ruszył do stajni, aby wyszczotkować oba wierzchowce i sprawdzić, czy nic im nie brakuje.
Wern mimo widocznych pamiątek po wczorajszej bójce nie sprawiał wrażenia wyczerpanego, kiedy pochłaniał potrójne śniadanie, siedząc w sali oberży obok Elissy, również spożywającej poranny posiłek. Jednak co pewien czas zerkał na zgromadzonych w sali i nawet jego uwadze nie mogła umknąć widoczna słaba kondycja i niskie morale kompanii. To były ciężkie dni, musiał to przyznać, odpoczynek im się należał.
Zdusił w sobie chęć do protestów, gdy Zinha zarządził dłuższy postój, mimo że sam czuł palący przymus dalszej podróży... jednak po przemyśleniu sprawy i ogarnięciu wzrokiem podupadłej na duchu i jakby przygaszonej kompanii, musiał przyznać mu rację.
Zresztą z poleceniami zwierzchnika się nie dyskutuje wobec publiczności, ewentualne wątpliwości zgłasza się w takich razach na osobności, zatem Wern milczał i nie dał po sobie poznać żadnych wątpliwości, czy rozterek, po prostu skinąwszy głową, na znak, że przyjmuje do wiadomości.
Zmierzył groźnym wzrokiem zdybanego agenta kultystów, zupełnie profilaktycznie i w sumie bez powodu, przeżuwając energicznie słuchał, co dzieje się wokoło, z pozoru nie poświęcajac otoczeniu większej uwagi. Machnął na pożegnanie Schreyvoglowi, gdy tamten zadał pytanie o von Schlieffena, odrzekł:
- Jestem żołnierzem, panie Schreyvogl, robiłem co należy do żołnierza. A przekaż... przekaż jeno pozdrowienia i rzeknij, że czuję w kościach, że jeszcze będziem walczyć pod jednym sztandarem. Bywaj... mistrzu kupiecki. Uważaj, niebezpieczne teraz paranie się handlem...
W dziwny jakiś sposób wypowiedziane były te ostatnie słowa, w zmrużonych oczach najemnika zatańczyły tajemnicze iskierki, niby wesołości, ale dziwnie kontrastujące z poważną twarzą middenlandczyka. Twarzą, na której w jednej chwili, przez moment, odbiło się podobne zmęczenie, jak i na pozostałych, uświadomił sobie bowiem, że zupełnie niepostrzeżenie wpadł w świat, którego serdecznie nie znosił i się obawiał, świat intryg, agentów, szpiegów i podstępów... To nie był jego świat, ale nie było jak się cofnąć, już nie.
Zawiesił na chwilę wzrok na bladej Ninerl, pochylił się nad Elissą i wyszeptał jej na ucho kilka słów, wskazując elfkę wzrokiem... blada, wymioty, symptomy aż nazbyt znane i z jednym się kojarzące, cholera...Czyżby?? Ale nie, przecież Ninerl i Ravandil chyba ze sobą nie spali. A zresztą, kto ich wie. Ech, z babami zawsze ten sam problem.
Wstawał, zamierzając skierować się do wyjścia, aby opłukać się przy studni i rozruszać trochę, kiedy do jego uszu dotarły słowa Maulin, którą Zinha wspaniołomyślnie - i według Wernera pochopnie - obdarował swobodą... i zamarł w pół ruchu.
Bardzo, bardzo powoli odwrócił głowę w stronę perorującej ze zjadliwym wyrazem twarzy elfki i krew w nim zawrzała, zaś gdy wymawiała słowa nasz kochany książę musi sobie wylizać rany zwyczajnie szlag go trafił.
- Miej pysk na zamku! - syknął wściekle - Diego prawie leży tam przez ciebie więc waż słowa! Będziesz robić, co mówi ci Zinha, teraz przy nim komenda... i bacz na słowa. Bacz...
Twarz najemnika wykrzywiła furia, a nozdrza rozwierały się spazmatycznie, jakby ledwie trzymał nerwy na wodzy, by nie uczynić czegoś znacznie gorszego. Powiódł jeszcze wściekłym spojrzeniem po zgromadzonych, po czym odwrócił się na pięcie i - kopiąc jakieś stojące na drodze krzesło - opuścił karczmę, trzaskając drzwiami.
Udał się do studni na podwórzu, gdzie zdjąwszy koszulę opłukał się cały, parskając i uspokajając nerwy. Odetchnął głęboko kilka razy, zastanawiajac się, co zrobić z tak niemiło rozpoczętym dniem. Po krótkim namyśle stwierdził, że poczeka, aż Elissa skończy sprawy z Ninerl i udadzą się razem gdzieś na ubocze, z dala od tego całego zgiełku i szumu.
Tymczasem ruszył do stajni, aby wyszczotkować oba wierzchowce i sprawdzić, czy nic im nie brakuje.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Obudziła się dygocąc tak, że przez chwilę nie była stanie się ruszyć z miejsca.
Po chwili oddychajac głęboko, podniosła się i popatrzyła na pościel.
Widok plam krwi był zaskakujący. "To nie był sen" stwierdziła, obejmując się ramionami, czując jak strach jeży jej włosy. Przez chwilę przypominała sobie zdarzenia z nocy. "Czyli coś..opętało mnie? Ale na razie jakoś mogę mysleć i chodzić. A może ktoś coś rzucil na mnie?" sama myśl to tym była tak okropna, że dziewczyna z trudem powstrzymała wymioty. Powlokła się do łaźni. Spojrzała w lustro.
To był zły pomysł. Coś na pewno było nie tak...
Niepokoił ją kolor skóry i ust. "Tak nie powinno byc" pomyślała "Jeśli mam byc blada, to usta powinnam miec sine".
Przypomniała sobie tamtą i zadrżała. Była niemal pewna, że ten meżczyzna w jakiś sposób coś zrobił... "Może ona czeka w moim umysle" przyjrzała się podejrzliwie odbiciu. "Tak, to by miało sens. Taki pasożyt. Trzeba coś z tym zrobić. Tylko co?" zastanowiła się.
Dźwięk dzwonów klasztoru nasunął jej pewien pomysł. Tylko najpierw musi porozmawiać z Ravandilem. Konradem też. A może najpierw z akolitą?
Zeszła, utykając na śniadanie. Ale nie tknęła ani kęsa. Wypiła tylko wodę. "Jeśli trzeba będzie, to zagłodzę nas obydwie." syknęła w głąb swojego umysłu. "Będziemy umierać długo, mogę cię zapewnić.I będzie sporo naszej krwi. Podobno ją lubisz"
Tropiciel tez wyglądał jakoś.. tak blado? A jego ręka, jak zauważyła dziewczyna była spuchnięta. Bardziej niż wczoraj...
"To wszystko jest zbyt dziwne" myślała.
Uwagę siostry pominęła milczeniem. Po posiłku wstała i poprosiła na stronę Ravandila i Konrada. Nadal nieco dygocąc i szczekając zębami, opowiedziała im wszystko to, co zdarzyło się w nocy. Nie pominęła żadnych szczegółów.
- Co o tym myślicie? Były ślady krwi na poduszce, a nie powinno ich tam być- skończyła. - Czy jestem... opętana? Czy jeszcze coś innego? Chcę iśc do klasztoru, potrzebuję porady. Myślę, że kapłani powinni cokolwiek wiedziec. Albo i nie...- dodała cicho. Wyjęła długi nóż i podała elfowi: - Ravandilu, gdyby coś z mną było... nie tak- zawahała się na chwilę. -To masz mi natychmiast poderżnąć gardło- dodała z determinacja w głosie. - W razie czego, nie wiem czy sama będę to w stanie zrobić, a nie pozwolę, by ktoś mną... rządził -w głosie dziewczyny zabrzmiała stal. Spojrzała na akolitę- Konradzie, mogę ci zaufać? W razie czego, pamiętaj, potraktuj mnie po prostu jak hmm, wytwór Chaosu. Nie wahajcie się ani przez chwilę. Nie będę miec do was żalu. -dodała cicho, patrząc elfowi w oczy. Przesunęła dłonią po twarzy:
-Wiecie co mnie jeszcze uderzyło? Kolor ust... jeśli byłabym tak blada, to usta miałabym sine, sino fioletowe. A nie czerwone-powiedziała z naciskiem w głosie.- Muszę poszukac jakiegoś czarodzieja.I to jak najszybciej.
Obudziła się dygocąc tak, że przez chwilę nie była stanie się ruszyć z miejsca.
Po chwili oddychajac głęboko, podniosła się i popatrzyła na pościel.
Widok plam krwi był zaskakujący. "To nie był sen" stwierdziła, obejmując się ramionami, czując jak strach jeży jej włosy. Przez chwilę przypominała sobie zdarzenia z nocy. "Czyli coś..opętało mnie? Ale na razie jakoś mogę mysleć i chodzić. A może ktoś coś rzucil na mnie?" sama myśl to tym była tak okropna, że dziewczyna z trudem powstrzymała wymioty. Powlokła się do łaźni. Spojrzała w lustro.
To był zły pomysł. Coś na pewno było nie tak...
Niepokoił ją kolor skóry i ust. "Tak nie powinno byc" pomyślała "Jeśli mam byc blada, to usta powinnam miec sine".
Przypomniała sobie tamtą i zadrżała. Była niemal pewna, że ten meżczyzna w jakiś sposób coś zrobił... "Może ona czeka w moim umysle" przyjrzała się podejrzliwie odbiciu. "Tak, to by miało sens. Taki pasożyt. Trzeba coś z tym zrobić. Tylko co?" zastanowiła się.
Dźwięk dzwonów klasztoru nasunął jej pewien pomysł. Tylko najpierw musi porozmawiać z Ravandilem. Konradem też. A może najpierw z akolitą?
Zeszła, utykając na śniadanie. Ale nie tknęła ani kęsa. Wypiła tylko wodę. "Jeśli trzeba będzie, to zagłodzę nas obydwie." syknęła w głąb swojego umysłu. "Będziemy umierać długo, mogę cię zapewnić.I będzie sporo naszej krwi. Podobno ją lubisz"
Tropiciel tez wyglądał jakoś.. tak blado? A jego ręka, jak zauważyła dziewczyna była spuchnięta. Bardziej niż wczoraj...
"To wszystko jest zbyt dziwne" myślała.
Uwagę siostry pominęła milczeniem. Po posiłku wstała i poprosiła na stronę Ravandila i Konrada. Nadal nieco dygocąc i szczekając zębami, opowiedziała im wszystko to, co zdarzyło się w nocy. Nie pominęła żadnych szczegółów.
- Co o tym myślicie? Były ślady krwi na poduszce, a nie powinno ich tam być- skończyła. - Czy jestem... opętana? Czy jeszcze coś innego? Chcę iśc do klasztoru, potrzebuję porady. Myślę, że kapłani powinni cokolwiek wiedziec. Albo i nie...- dodała cicho. Wyjęła długi nóż i podała elfowi: - Ravandilu, gdyby coś z mną było... nie tak- zawahała się na chwilę. -To masz mi natychmiast poderżnąć gardło- dodała z determinacja w głosie. - W razie czego, nie wiem czy sama będę to w stanie zrobić, a nie pozwolę, by ktoś mną... rządził -w głosie dziewczyny zabrzmiała stal. Spojrzała na akolitę- Konradzie, mogę ci zaufać? W razie czego, pamiętaj, potraktuj mnie po prostu jak hmm, wytwór Chaosu. Nie wahajcie się ani przez chwilę. Nie będę miec do was żalu. -dodała cicho, patrząc elfowi w oczy. Przesunęła dłonią po twarzy:
-Wiecie co mnie jeszcze uderzyło? Kolor ust... jeśli byłabym tak blada, to usta miałabym sine, sino fioletowe. A nie czerwone-powiedziała z naciskiem w głosie.- Muszę poszukac jakiegoś czarodzieja.I to jak najszybciej.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Zmarszczył brwi (a przynajmniej to, co miał za miast nich) i spojrzał z ukosa na trzeciego. Wyglądało na to, że ta cała sytuacja w tych krainach jest bardzo skomplikowana... Twierdził, że jest zza Bramy, a tymczasem wszyscy naokoło się fortyfikują? Co jak co, ale Trzeci nie wyglądał jakoś specjalnie groźnie. Był brzydki, owszem, ale nie bardziej od reszty towarzystwa. Potem ich towarzysz zwrócił się Konrada. Ravandila zaciekawiły nie tyle słowa o Julii, co imię jakiegoś mężczyzny... Może to dziwne, ale poczuł ulgę, że ich wróg (a przynajmniej jeden z wrogów) ma imię. A to, co ma imię nie jest takie straszne. Ciekawe, czy Konrad wiedział, kto to jest...
***
Elf obudził się i z miejsca poczuł się niedobrze. Wspomnienia zeszłej nocy były takie realne... Nic się nie zmieniło, był w swoim ciele, ale coś było nie tak. Dziwny zapach unosił się w powietrzu. Ravandil zwlókł się z łóżka i przeciągnął ospale. Nie spodziewał się, że będzie wyspany, nie po takiej nocy. W końcu nie co dzień w trakcie snu staje się paskudnym potworem? Spojrzał w lustro. Nie było źle - nieco blada twarz i przekrwione oczy wyglądały na typowe oznaki niedospania. Martwiła go tylko ręka - spuchła i wyglądała na dużo większą niż zwykle. Czym prędzej zorganizował miskę z wodą i umył się. Liczył, że może to go trochę orzeźwi...
Zszedł na dół na śniadanie. Usiadł i spojrzał milcząco na Konrada. Nie wyglądał za dobrze, ostatnia noc także na nim odcisnęła swoje piętno. Werner i Galavandrel też mieli kilka ran. Jednak najgorzej wyglądała Ninerl. Była przeraźliwie blada, a do tego miała dziwnie czerwone usta. Widać noc też nie była dla niej łaskawa.
Elf siedział przy stole, powoli przeżuwając z trudem każdy kęs, i niespecjalnie przejmując się tym, co się działo wokoło. Nawet pożegnanie Schreyvogla niespecjalnie go ruszyło. Słowa Miaulin, coś o "upojnej nocy" normalnie wywołałyby u niego złość, ale zignorował Miaulin, zresztą Ninerl uczyniła to samo.
Po posiłku Ninerl poprosiła na stronę Konrada i jego. Ravandil wysłuchał elfki uważnie, a od jej słów niemal zjeżyły mu się włosy na głowie. -Ta noc była... taka dziwna. Demony miały w tym swój udział, kto wie co z tego będzie- odparł, a wtedy Ninerl wyciągnęła nóż. Jej słowa były dla niego szokiem. Spojrzał na nią smutnymi oczami, pełnym zrozumenia wzrokiem. Jednocześnie te same oczy mówiły "Nie mogę Ci tego obiecać, nie wiem czy będę w stanie!". Nie był w stanie nic powiedzieć. Patrzył tylko w skupieniu na Ninerl. Dopiero jak skończyła mówić odezwał się -Im szybciej tym lepiej... A jeśli jakiś demon będzie chciał cię opętać, to niech się najpierw zmierzy ze mną- uśmiechnął się nieznacznie, maskując ból opuchniętej ręki -Zresztą nam wszystkim przyda się rada czarodzieja... Nasłuchałem się mądrości to dobrze by było wiedzieć, co te poczwary kombinują w tych swoich demonicznych zaświatach-. Wziął Ninerl w objęcia i szepnął jej na ucho -Nie martw się, żadne wampiry i demony nam nie straszne- nie musiał tego mówić, Ninerl była silną kobietą -I nikt nikomu nie będzie podrzynał gardła-
Zmarszczył brwi (a przynajmniej to, co miał za miast nich) i spojrzał z ukosa na trzeciego. Wyglądało na to, że ta cała sytuacja w tych krainach jest bardzo skomplikowana... Twierdził, że jest zza Bramy, a tymczasem wszyscy naokoło się fortyfikują? Co jak co, ale Trzeci nie wyglądał jakoś specjalnie groźnie. Był brzydki, owszem, ale nie bardziej od reszty towarzystwa. Potem ich towarzysz zwrócił się Konrada. Ravandila zaciekawiły nie tyle słowa o Julii, co imię jakiegoś mężczyzny... Może to dziwne, ale poczuł ulgę, że ich wróg (a przynajmniej jeden z wrogów) ma imię. A to, co ma imię nie jest takie straszne. Ciekawe, czy Konrad wiedział, kto to jest...
***
Elf obudził się i z miejsca poczuł się niedobrze. Wspomnienia zeszłej nocy były takie realne... Nic się nie zmieniło, był w swoim ciele, ale coś było nie tak. Dziwny zapach unosił się w powietrzu. Ravandil zwlókł się z łóżka i przeciągnął ospale. Nie spodziewał się, że będzie wyspany, nie po takiej nocy. W końcu nie co dzień w trakcie snu staje się paskudnym potworem? Spojrzał w lustro. Nie było źle - nieco blada twarz i przekrwione oczy wyglądały na typowe oznaki niedospania. Martwiła go tylko ręka - spuchła i wyglądała na dużo większą niż zwykle. Czym prędzej zorganizował miskę z wodą i umył się. Liczył, że może to go trochę orzeźwi...
Zszedł na dół na śniadanie. Usiadł i spojrzał milcząco na Konrada. Nie wyglądał za dobrze, ostatnia noc także na nim odcisnęła swoje piętno. Werner i Galavandrel też mieli kilka ran. Jednak najgorzej wyglądała Ninerl. Była przeraźliwie blada, a do tego miała dziwnie czerwone usta. Widać noc też nie była dla niej łaskawa.
Elf siedział przy stole, powoli przeżuwając z trudem każdy kęs, i niespecjalnie przejmując się tym, co się działo wokoło. Nawet pożegnanie Schreyvogla niespecjalnie go ruszyło. Słowa Miaulin, coś o "upojnej nocy" normalnie wywołałyby u niego złość, ale zignorował Miaulin, zresztą Ninerl uczyniła to samo.
Po posiłku Ninerl poprosiła na stronę Konrada i jego. Ravandil wysłuchał elfki uważnie, a od jej słów niemal zjeżyły mu się włosy na głowie. -Ta noc była... taka dziwna. Demony miały w tym swój udział, kto wie co z tego będzie- odparł, a wtedy Ninerl wyciągnęła nóż. Jej słowa były dla niego szokiem. Spojrzał na nią smutnymi oczami, pełnym zrozumenia wzrokiem. Jednocześnie te same oczy mówiły "Nie mogę Ci tego obiecać, nie wiem czy będę w stanie!". Nie był w stanie nic powiedzieć. Patrzył tylko w skupieniu na Ninerl. Dopiero jak skończyła mówić odezwał się -Im szybciej tym lepiej... A jeśli jakiś demon będzie chciał cię opętać, to niech się najpierw zmierzy ze mną- uśmiechnął się nieznacznie, maskując ból opuchniętej ręki -Zresztą nam wszystkim przyda się rada czarodzieja... Nasłuchałem się mądrości to dobrze by było wiedzieć, co te poczwary kombinują w tych swoich demonicznych zaświatach-. Wziął Ninerl w objęcia i szepnął jej na ucho -Nie martw się, żadne wampiry i demony nam nie straszne- nie musiał tego mówić, Ninerl była silną kobietą -I nikt nikomu nie będzie podrzynał gardła-

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Powieki otwarły się momentalnie. Źrenice jeszcze przez przez chwilę obserwowały drewniany sufit pokoju. Ciepłe ciało Julii i mocny uścisk nastąpiły chwilę później, przyśpieszając nieco powrót świadomości, umiejętności odbierania bodźców z zewnątrz. Podniósł się pomału, spojrzał beznamiętnie na ukochaną. Jak na złość, ta zauważyła to spojrzenie.
- Coś się stało? - spytała
Nie nic, nie wyspałem się chyba... - swoje kłamstwo skwitował delikatnym uśmiechem, nieco wymuszonym.
Poranna toaleta niemal zmusiła go do spojrzenia w lustro. Pomacał swoje ciało, sprawdzając czy przypadkiem to nie jakaś iluzja i dalej jest tamtym patyczkowatym stworem. Dzięki Sigmarowi, nie był!
Poczekał, aż zostanie z Ravandilem gdzieś na osobności. Pamiętał, że w jego śnie i on występował. Wzrok elfa mówił zamiast jego ust: nie tylko on miał dzisiaj dziwną noc.
Ravandilu... Ekhm... Czy Ty też? W nocy... Byłeś jakby gdzie indziej? - spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, bowiem momentalnie przeszkodziła im Ninerl ze swoją opowieścią. Wysłuchał jej spokojnie.
Cóż... Nie pomyśl sobie, że Cię teraz ignoruje, o nie! Ale po prostu pokuszę się o stwierdzenie, że to był tylko zły sen... Dość realny, ale tylko sen... Fakt faktem jesteś trochę blada, ale może to tylko przemęczenie. Czuję jednak pewność w Twoim głosie. Nie zakładam, że nie masz racji. Ale na razie żadnych znanych mi symptomów opętania u Ciebie nie widzę... Najprostszą próbą potwierdzenia mojej tezy będzie ten mały test... - wygłosił półgłosem (w końcu nie cała oberża musi to słyszeć), po chwili wyciągnął spod szaty oba symbole Obrońcy Imperium. Pomachał nimi najpierw przed oczyma Ninerl, później delikatnie przykładał do odsłoniętych części jej ciała. Wyczekiwał jakichkolwiek reakcji, tych nieoczekiwanych w szczególności.
Powieki otwarły się momentalnie. Źrenice jeszcze przez przez chwilę obserwowały drewniany sufit pokoju. Ciepłe ciało Julii i mocny uścisk nastąpiły chwilę później, przyśpieszając nieco powrót świadomości, umiejętności odbierania bodźców z zewnątrz. Podniósł się pomału, spojrzał beznamiętnie na ukochaną. Jak na złość, ta zauważyła to spojrzenie.
- Coś się stało? - spytała
Nie nic, nie wyspałem się chyba... - swoje kłamstwo skwitował delikatnym uśmiechem, nieco wymuszonym.
Poranna toaleta niemal zmusiła go do spojrzenia w lustro. Pomacał swoje ciało, sprawdzając czy przypadkiem to nie jakaś iluzja i dalej jest tamtym patyczkowatym stworem. Dzięki Sigmarowi, nie był!
Poczekał, aż zostanie z Ravandilem gdzieś na osobności. Pamiętał, że w jego śnie i on występował. Wzrok elfa mówił zamiast jego ust: nie tylko on miał dzisiaj dziwną noc.
Ravandilu... Ekhm... Czy Ty też? W nocy... Byłeś jakby gdzie indziej? - spytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, bowiem momentalnie przeszkodziła im Ninerl ze swoją opowieścią. Wysłuchał jej spokojnie.
Cóż... Nie pomyśl sobie, że Cię teraz ignoruje, o nie! Ale po prostu pokuszę się o stwierdzenie, że to był tylko zły sen... Dość realny, ale tylko sen... Fakt faktem jesteś trochę blada, ale może to tylko przemęczenie. Czuję jednak pewność w Twoim głosie. Nie zakładam, że nie masz racji. Ale na razie żadnych znanych mi symptomów opętania u Ciebie nie widzę... Najprostszą próbą potwierdzenia mojej tezy będzie ten mały test... - wygłosił półgłosem (w końcu nie cała oberża musi to słyszeć), po chwili wyciągnął spod szaty oba symbole Obrońcy Imperium. Pomachał nimi najpierw przed oczyma Ninerl, później delikatnie przykładał do odsłoniętych części jej ciała. Wyczekiwał jakichkolwiek reakcji, tych nieoczekiwanych w szczególności.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Gal obudził się wcześnie. Rozcięty łuk brwiowy i dziura po wybitym zębie dawały o sobie znać. Elf wstał obmył się szybko wodą, którą przyniósł mu jeden ze służących, a następnie udał się do stajni. „Koń zawsze na pierwszym miejscu. Oj, ostatnio cię zaniedbywałem przyjacielu”. Elf stanął koło stryczka i oporządzając go, ciągle mówił do niego w eltharinie.
- Czasami mam wrażenie, że ty wszystko rozumiesz przyjacielu. Koń zaparskał radośnie, jakby na potwierdzenie tych słów. Gdy tylko Galavandrel skończył w stajni, udał się do jadalni, gdzie siedziała już reszta drużyny. Elf przyjrzał się towarzyszom, jego wzrok zatrzymał się dłużej na Ninerl, Ravandilu i Konradzie. Cała trójka wyglądała jakoś dziwnie, blado, nieswojo. „Eee, to pewnie ta podróż”. Elf zabrał się do jedzenia. Z zapałem maniaka zaczął pochłaniać kolejne porcje jajecznicy z kiełbasą. Przez cały posiłek nie odzywał się do nikogo. Sprawiał wrażenie zamyślonego, pochłoniętego swoimi zmartwieniami. Na słowa Zinhy o spotkaniu za pół godziny, przytaknął tylko głową. Perspektywa spędzenia jeszcze co najmniej jednej nocy w tym miejscu, nie podobała mu się za bardzo, ale miała też swoje dobre strony. „Przynajmniej odpoczniemy trochę”. W międzyczasie Miaulin, w swoim bezpardonowym stylu, dorzuciła swoje trzy pęsy do toczącej się przy stole konwersacji, co bardzo zdenerwowało Brocha, który kopiąc krzesło wyszedł z gospody. Elf myślał nawet przez chwilę, czy nie pójść za nim i nie pogadać przez chwilę, w końcu po ostatniej bójce znaleźli chyba z najemnikiem wspólny język. Zdecydowawszy, że ten jednak wolałby zostać sam w tej chwili, Gal przesiadł się kilka stolików dalej, aby nie przeszkadzać towarzyszom, a następnie nabił fajkę i paląc powoli tytoń, oddał się kontemplacji.
Gal obudził się wcześnie. Rozcięty łuk brwiowy i dziura po wybitym zębie dawały o sobie znać. Elf wstał obmył się szybko wodą, którą przyniósł mu jeden ze służących, a następnie udał się do stajni. „Koń zawsze na pierwszym miejscu. Oj, ostatnio cię zaniedbywałem przyjacielu”. Elf stanął koło stryczka i oporządzając go, ciągle mówił do niego w eltharinie.
- Czasami mam wrażenie, że ty wszystko rozumiesz przyjacielu. Koń zaparskał radośnie, jakby na potwierdzenie tych słów. Gdy tylko Galavandrel skończył w stajni, udał się do jadalni, gdzie siedziała już reszta drużyny. Elf przyjrzał się towarzyszom, jego wzrok zatrzymał się dłużej na Ninerl, Ravandilu i Konradzie. Cała trójka wyglądała jakoś dziwnie, blado, nieswojo. „Eee, to pewnie ta podróż”. Elf zabrał się do jedzenia. Z zapałem maniaka zaczął pochłaniać kolejne porcje jajecznicy z kiełbasą. Przez cały posiłek nie odzywał się do nikogo. Sprawiał wrażenie zamyślonego, pochłoniętego swoimi zmartwieniami. Na słowa Zinhy o spotkaniu za pół godziny, przytaknął tylko głową. Perspektywa spędzenia jeszcze co najmniej jednej nocy w tym miejscu, nie podobała mu się za bardzo, ale miała też swoje dobre strony. „Przynajmniej odpoczniemy trochę”. W międzyczasie Miaulin, w swoim bezpardonowym stylu, dorzuciła swoje trzy pęsy do toczącej się przy stole konwersacji, co bardzo zdenerwowało Brocha, który kopiąc krzesło wyszedł z gospody. Elf myślał nawet przez chwilę, czy nie pójść za nim i nie pogadać przez chwilę, w końcu po ostatniej bójce znaleźli chyba z najemnikiem wspólny język. Zdecydowawszy, że ten jednak wolałby zostać sam w tej chwili, Gal przesiadł się kilka stolików dalej, aby nie przeszkadzać towarzyszom, a następnie nabił fajkę i paląc powoli tytoń, oddał się kontemplacji.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 

