[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Szare komórki szybciutko przekazywały impulsy neuronowe pod pokryciem twardej czaszki Kociaka.
Grupa.
Grupa podąża za liderem.
Potrzebna jest więc demonstracja siły na liderze.

Tłuczek zniknął za paskiem od spodni, Kociak opuścił też miecz, jakby przygotowując się do wycofania.

I nagle skoczył w stronę lidera. Samca alfa, można wręcz powiedzieć, posługując się terminologią biologiczą.

Torba z RDX uderzyła o ziemię.

Świst powietrza wokół katany obwieścił cios. Miecz trzymany oburącz, laserowo ostrzony, polerowany przez Kociaka codziennie...
...Świat stanął na głowie, przeleciało mu przez głowę, to że przestałem czyścić broń jest na to kolejnym cholernym dowodem...
...uderzył w pistolet.
Nie chciał nikogo ranić bez potrzeby, a bić się zbyt dobrze nie umiał... Ale jak się ich pozbawi tego co dla nich najważniejsze, tego co czyni ich groźnymi, a przy okazji pozbawi się ich przywódcy, to powinni się rozpierzchnąć.

Powinni...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Gówno mnie obchodzi czyim waflem jesteś! - warknął Ravnos. - Lepiej spójrzcie tam, głąby - wskazał palcem przed siebie, poza zieloną grupę "Kainitów".

Nagle w grupę gangsterów uderzył bardzo silny snop światła. Po ułamku sekundy noc rozdarł donośny warkot silnika samochodowego. Gdy "Kainici" odwrócili się, przerażeni dostrzegli rozpędzony samochód terenowy z furią nacierający wprost na nich.

Korzystając z wywołanego zamieszania, Dieter złapał jednego z punków. Kolano w kręgosłup na wysokości nerek, lewe ramię przytrzymuje korpus, podczas gdy prawe beznamiętnie łamie kark.

Tonące w konwulsjach truchło bezwładnie pada z hukiem na chodnik.

Następnie kilka szybkich ciosów w bardziej odsłonięte miejsca, podcięcia, unik, blok. Niemal mechanicznie, niczym sokowirówka, Ravnos zagłębia się w tłum "Kainitów", posyłając raz po raz któregoś na deski.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wampir kucnął na ziemi, jednocześnie wyciągając nóż z wewnętrznej kieszeni marynarki. Ciął szybko grzbiet dłoni, rysując na ziemi pentagram. Już podczas tworzenia pierwszych kresek zaczął wpadać w trans, mrucząc przy tym niezrozumiałe dla postronnych słowa.
Erwan usłyszał w głowie szaleńczy śmiech demona. A może swój?
Postać Tremere zaczynała znikać, po chwili przeistaczając się w obłok mgły, który poszybował w stronę "Kainitów". Z dymu wyłoniła się twarz i ręka, ale w żadnym stopniu nie przypominały one Erwana - raczej jego wewnętrznego towarzysza. W dłoni pojawił się nóż, który zaczął siać zamęt w szeregach drzewolubów.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Dieter wypluwa swoje słowa. Rzuca się w grupę gangsterów, z Kociakiem biegnącym tuż obok niego. Malkavianin szybkim machnięciem pozbawia lidera broni, wywołując grymas paniki i zdziwienia na jego twarzy.
Wtedy uderza Dieter.
Pierwszy z bandytów krzyczy, raz zmylony iluzją, drugi gdy Ravnos dokonuje na nim mordu.
Reszta spogląda się na grupę z przerażeniem, lecz jakby kierowani jakimiś wyższymi intencjami, postanawiają odwzajemnić atak.
Taniec śmierci się rozpoczyna…

… gdy widmo dwóch połączonych istot, demona Azazu i czarnoksiężnika Erwana Jonesa wkracza do walki, niosąc ze sobą echa udręczonych dusz.
Nóż zbrukany krwią Tremera lata w powietrzu, tnąc po gardłach spanikowany tłum. Ich ofiara, przerażona dziwami które widzi, zakrywa sobie głowę rękoma… i krzyczy w panice.

Jeden wymierzony cios, za nim następuje cięcie. Drugi wymierzony cios, a za nim demoniczny śmiech i kolejne cięcie. Widmo krwi i zniszczenia wiruje między śmiertelnikami, rozpraszając ich… prosto pod zimne jak lód ręce Dietera.
I jego równie zimne sumienie.
Kociak ponownie słyszy bębny. Prymitywna rzeź, urządzona przez prymitywnych łowców. Kły, pazury i czarna magia występują przeciwko mięśniom i sile śmiertelnika.
Jack, razem z dwoma towarzyszami przygląda się scenie, czując jak Bestia wierzga się w nim, uderzając wściekle o bramy swego więzienia. Coś w jego duszy wrzeszczy teraz wściekle… a gdy się uwolni, rozpęta piekło.

Czemu? Bo tej rzezi można było uniknąć.
Gdy padł trzeci z ludzi, zaś dwóch pozostałych trzymało się za pokrwawione ręce i ranione korpusy, reszta rzuciła się do ucieczki… nie spoglądając nawet na swoją dawną ofiarę. Nawoływali tylko do siebie rozpaczliwie, ratując własne życia.

Trzy martwe ciała… jedno z strumykiem krwi cieknącym z gardła, po niespodziewanym ciosie nożem, drugie zaś ze złamanym karkiem. Trzecie zaś… zaraz!
Trzecia postać wciąż oddychała.
Dieter podszedł do niego… zaraz przy wampirze znalazła się reszta Spokrewnionych.
Na ziemi leżał biały mężczyzna, ubrany w znajomą pikowaną kurtkę i czarne skórzane spodnie. Zielone włosy zostały zalane wodą z kałuży w której spoczęły.
Człowiek otworzył usta… po czym wypluł krew. Dieter uśmiechnął się do niego okrutnie, po czym otworzył dłoń, pokazując mężczyźnie jej zawartość.
Jego dwa złote zęby.

Starzec którego „ocalili” wciąż leżał na ziemi, trzęsąc się i mrucząc coś do siebie. W oddali dało się słyszeć przerażone krzyki ich niedawnych przeciwników…
„Diabły!”
„Potwory!”
„Ratunku!”
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Pierdolnięci debile! Po co było ich zabijać?! Nie dość już trupów pozostawiliśmy za sobą?! - Kociak był wyraźnie wściekły. Schował miecz to tuby, zamknął ją gwałtownym ruchem, zarzucił na plecy torbę z RDX. Pochylił się nad zabitym - tym ze skręconym karkiem - i ruszył dalej w mrok. Mimo wszystkiego co widział już ten staruch, lepiej żeby nie oglądał jak wampir będzie się pożywiał... Gdy Kociak był pewien, że nikt żywy go nie widzi, wypił nieco krwi z powoli stygnącego już trupa. Tylko tyle, żeby uzupełnić własne braki, nic więcej.

Był *wściekły*.

I miał ochotę wysadzić coś w powietrze.

Wrócił z mrocznego kącika, patrząc wilkiem na Dietera i... tego, który był Erwanem. Cholernie dawno temu był Erwanem. Demonów nie można kontrolować. Nigdy i nikt nie dał jeszcze rady kontrolować demona. Erwan nie będzie pierwszy.

- Idziemy. A jak jeszcze raz spróbujecie zabić kogoś bez potrzeby, to komuś zrobię coś złego, z góry ostrzegam!
Zaczekał aż wszyscy ruszą dalej, i sięgnął do kieszeni. Splunął na ziemię. Portfel został w płaszczu który zabrał mu tamtem pieprznięty doktorek. Niech to cholera.
- Spróbuj ich przeszukać, starcze, pewnie któryś będzie miał kasę. Policja cię nie znajdzie jeśli szybko się stąd ulotnisz, więc lepiej się spiesz. I nie zaglądaj do centrum w najbliższym czasie.
Kociak podniósł pistolet lidera. Sprawdził czy nadaje się do użytku, schował go pod kurtkę i ruszył dalej...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wąpierz powrócił do pentagramu, przybierając swą poprzednią postać... czy aby na pewno? Upadł na kolana, zginając się w wymiotnym odruchu.
*Podobało się?* - spytał Azazu.
*Pieprz się.* - usłyszał w odpowiedzi demon. Skwitował to jedynie wybuchem szaleńczego śmiechu.
Erwan wstał, chwiejąc się na nogach. Czuł jakby ubytek w 'duszy'. Miał wrażenie, że to widać również na zewnątrz i nie będzie w stanie zbyt długo ukrywać tego faktu. Tak jak Ursyliusz.
-Niech ktoś zapyta o klub. - wycedził resztką sił. - Może... wiedzą.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos zignorował pogróżki Malkava. Właśnie kończył spijać krew ze swojej ofiary. Odrzucił ciało, posyłając je kopniakiem parę metrów dalej. Otrzepał się, poprawił ubiór. Podszedł do dziadka, podniósł go za fraki na wysokość twarzy.

- Szukam pewnego klubu, w którym organizowane są ciekawe walki bokserskie. Z moich informacji wynika, że to gdzieś niedaleko. Liczę, że pomożesz mi w zamian za uratowanie twojego żałosnego tyłka... - syknął śmiertelnikowi w twarz.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Starzec nie mówił nic przez chwilę. Przez dłuższy moment wpatrywał się w kły wampira.
Tymczasem Dieter coraz bardziej się niecierpliwił. Chłód, smród i to gówniane miejsce. Miał ochotę zabijać, bez celu i bez powodu. Chciał by tamci gangsta zostali by walczyć. Chciał czuć ciepło ich krwi, spływającej mu do gardła… chciał wydzierać z nich krzyki i błagania o litość.
Ale teraz stał tutaj, z tym starym pijaczyną. Puścił go. Nie chciał by zarazki tego brudasa przeszły na jego.
- T-tak… tu parę ulic dalej, jest k-klub. P-policja trzyma się z dala, a miejscowi n-n-nie rozmawiają głośno o tym miejscu…
Przerwał zdanie, łapiąc oddech. Dieter mógł przysiąc że słyszał uderzenia jego serca.
I wtedy, zupełnie niespodziewanie, mężczyzna rzucił się do ucieczki. Lecz zanim odbiegł, spojrzał się z gniewem w oczy wampira, rzucając pośpiesznie:
- Czyściec!


We got a fucked up reason to live!
Who really gives a fuck?
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!
I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!
We're gonna wake it up!

You gotta get it straight!
We're gonna give it up!
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!

I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!
We're gonna wake it up!


Mocarne dudnienie basów było czuć już na zewnątrz. Gdy zbliżaliście się do „Czyśćca” zauważyliście grupę ludzi stojących przed wejściem, śmiejących się i rozmawiających głośno.
Inna scena. Ludzie zdają się unikać tamtej części chodnika. Zauważacie dwóch policjantów, dochodzących do pobliskiej latarni, lecz zaraz zawracających.
Inna scena. „Mamo, mamo!” krzyczy jakaś dziewczynka. Jest ubrana w czerwoną kurtkę i małą, czarną sukienkę. Wygląda na zaledwie dziesięć lat.
Jej matka, pulchna kobieta z dwoma siatkami, z troskami wymalowanymi na jej twarzy, podbiega do dziewczynki… bez słowa odciągając od grupy ludzi, szczerzących swe zęby do małej.
- Więc to tu…
Jack uważnie rozgląda się po okolicy. Jego zmysły przekazują mu ostrzeżenie o niebezpieczeństwie.
Ktoś stoi w tamtym cieniu.
Okoliczne budynki wyglądają na stare, zmęczone swoim wiekiem. Tynk odpada ze ścian, widać grafitti które je pokrywa, oraz styl charakterystyczny dla lat sześćdziesiątych, dwudziestego wieku.
Ale „Czyściec” jest inny. Budynek stoi w samym centrum tej oldskulowej ulicy, od razu rzucając się w oczy. Cóż, pod latarnią zawsze najciemniej… a co dziwne, pod miejscowymi latarniami nie stoją żadne latarniane panienki. Widać noc jest za zimna.
Albo wszystkie są w środku…

Wampiry w końcu ruszają do przodu, przebiegając między przejeżdżającymi samochodami. Zbliżają się do dwupiętrowego budynku, przypominającego blok z czarnego kamienia. Żadnych okien, żadnych drzwi prócz frontowych… cóż, tylnie też pewnie są, ale takie wrażenie odnosi każdy kto tędy przechodzi.
Grupa ludzi ubranych w zielone kurtki szczerzy zęby do wampirów. Jednak kątem oka Jack dostrzega, jak jeden zaczął coś gwałtownie szeptać do drugiego, spoglądając się na grupę.
Zbliżają się do drzwi… dudnienie czuć już na waszych językach, zaś zielone światło przebijające się przez szpary we wrotach „Czyśćca”… zaprasza do środka.

I am the burden of my everything,
And of its scar.
I'll be reborn in hatred,
Feeling I can't love no more.

I had to suffer…
I cannot wait for more…
No loving and no praying!
All my hate is for the taking!

Wrota się rozwierają, wkraczacie do środka. Z początku nie widzicie nic prócz jasnych, zielonych świateł. Wasze nozdrza wypełnia silny zapach dymu… spoglądacie w bok, a tam przy oświetlonych zielonym światłem stolikach, ludzie piją, palą i śmieją się. Widzicie grupę kobiet, wśród których jedna trzyma papierosa i gada energicznie z inną, podczas gdy jej koleżanka trzyma nos przy stoliku.
Dieter uśmiecha się, przeczuwając już gdzie się znaleźli.
Kawałek dalej grupa pakerów, jeden nie noszący nic na swoim torsie, siłuje się po kolei na ręce.
Idą dalej, w kierunku ciemności. Głośna muzyka całkowicie zagłusza wszystkie inne dźwięki, tak że trzeba krzyczeć do ucha jeśli chce się coś powiedzieć. Zmieszane zapachy dymu, perfum i potu unoszą się w powietrzu, kojąc i integrując się z ciepłem wytwarzanym przez te wszystkie ciała w jedną, wybuchową całość.
Grunt pod wami się opuszcza… czujecie że schodzicie w dół.
I niczym wielkie olśnienie, na równi z rykiem roztańczonych mas, ciemność wokół się rozprasza.

Zielone promienie, migające, wprowadzające w trans. Dym unoszący się na podłodze, niczym mgła w środku nocy. Masy tańczących ludzi, wyginających swe ciała jak najszybciej, najagresywniej tylko potrafią. DJ unoszący obydwie ręce, na co masy reagują zwierzęcym rykiem.
I znowu obrazy „Piekła”.
Zeszliście kawałek w dół. Przed wami wyrósł wielki parkiet, oświetlany zielonymi lampami, który przypominał teraz olbrzymią istotę, wrzeszczącą i wyginającą się co chwila.
Na lewo od was, przy ścianie znowu stały stoliki, oraz tłum ludzi skupiony wokół baru (oświetlonego dla odmiany na żółto). Wszystkie stoliki były zajęte, na żadnym nie brakowało miejsca. Bar był oblegany, ledwo można było dostrzec ubranego w zielony garnitur barmana, biegającego pośpiesznie od jednego klienta do drugiego. Pot płynął mu po twarzy, zaś płyny po kielichach jego klientów.
Zapowiadała się gorąca noc.

We got a fucked up reason to live!
Who really gives a fuck?
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!
I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!
We're gonna wake it up!

You gotta get it straight!
We're gonna give it up!
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!

I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!
We're gonna wake it up!


Kociak klepnął Dietera w ramię, wskazując na prawo. Zamiast stolików, stały tam luźno zielone kanapy, okupowane przez równie luźno rozłożonych osobników. Od razu można było dostrzec że byle kto tam wstępu nie miał.
Z daleka można było dostrzec kilku ludzi, zebranych przed jedną z kanap. Ta w przeciwieństwie do innych, które były zajęte przez dwie, czy trzy osoby… ta była przeznaczona dla jednej, choć była największa i wyróżniała się jakością wśród innych.
No i tym, że obok stało trzech facetów, z czego dwóch w garniturach. Zresztą nie raz już widzieliście podobnych „facetów w czerni”.
To zielone miejsce wypoczynku znajdowało się w pewnej odległości od reszty klubu, można powiedzieć też że na lekkim podwyższeniu, jeśli oczy was nie zawodziły.

I am the falling of my happiness,
It is no more.
Stop loving,
I'm still hating,
Till I can not hate no more.

I've had to suffer…
I cannot wait for more…
No loving and no praying!
All my hate is for the taking!

I'm, I'm filthy…
Wasted piece of shit.
I am disgusting!
Take me away…


Już schodzili, już mieli tam ruszyć, kierowani przez nieodparty instynkt.
Ale tłum znowu ryknął. I gdy podnieśli wzrok, zauważyli że nie tłum z parkietu… lecz z wielkiego ringu, znajdującego się nad nimi.
Gdy staliście w połowie drogi w dół, mogliście dostrzec kawałek drugiego piętra przed wami, zasłaniany żelazną kratą. Przez kilka sekund słyszeliście wściekłe nawoływanie, wzmacniane waleniem o kraty.
„Zabij! Zabij! Zabij!”
Erwan odruchowo przełknął ślinę, po czym zacisnął pięści. Dieter spojrzał się nerwowo w górę, lecz kątem oka obserwował Kociaka.
Michael stał z tyłu, kawałek za Jackiem, przypatrując się z fascynacją roztańczonemu tłumowi.
Tymczasem oczy Gangrela wędrowały po sali, szukając jakichkolwiek członków ochrony. W końcu spoczęły na dole, w miejscu gdzie można było ostatecznie przejść do baru, na parkiet, do loży ważniaków, albo na schody na drugie piętro. Tam też dostrzegł dwójkę łysych typków, ubranych w czarne marynarki, pod którymi można było dostrzec zielone koszule.
Bramkarze.

We got a fucked up reason to live!
Who really gives a fuck?
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!
I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!
We're gonna wake it up!

You gotta get it straight!
We're gonna give it up!
We're gonna wake up hate!
We're gonna fuck you up!

I wanna break everything!
I wanna make it sting!
We're gonna wake up hate!

We're gonna wake it up!


To miejsce przytłaczało. Zagłuszająca muzyka, wszechobecny dym, zwierzęce ryki i tłum spoconych ciał, wijących się beztrosko w rytm zagłuszającej muzyki. Gdzieś tutaj znajdował się spokrewniony, dla którego przebyli drogę z Nowego Jorku, aż do samego upadłego Chicago.
Którykolwiek to był – Beckett czy choćby Raztargujev.
Erwana ogarniał niepokój, gdy przed oczyma wiły mu się czerwone macki, zaś reszta zmysłów była zagłuszona. Gdyby doszło tu do rzezi podobnej z tej z „Piekła”, nie byłby w stanie odróżniać celów. Zresztą, czy to ważne?
Dieter zaś nagle zamilkł, wsłuchany w odgłosy dobiegające z drugiego piętra.

Kociak miał inne problemy. Musiał myśleć za ich wszystkich, jak ukryć ich ekwipunek (w tym strzelbę Jacka) tak żeby pozwolono im przejść dalej…

Łowy się rozpoczęły.
Ostatnio zmieniony czwartek, 26 kwietnia 2007, 21:54 przez Seth, łącznie zmieniany 1 raz.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Złapał Dietera i Erwana za karki i przygiął tak, żeby ich uszy były na wysokości jego ust.
- Plan jest taki! - wrzasnął - Dieter tworzy iluzję, taką żeby choć jeden z tych frajerów odszedł na moment na bok, a wtedy Erwan Dominuje drugiego, a my przechodzimy przez nikogo nie niepokojeni! Jasne?! - krzyczał im do uszu, żeby słyszeli co Kociak chce im przekazać.

Rozglądał się po tym cholernym klubie, zastanawiając się czy warto w ogóle się starać... Przecież to i tak się nie uda. Tak wiele razy się nie udawało... Tak samo jak wcześniej, kiedy jeszcze żył. Większość rzeczy których się podjął, natychmiast się nie udawało. Pozostałe sypały się po kilku chwilach, minutach, dniach. Pewnie tym razem też się coś spieprzy.

Ale to jeszcze nie jest wystarczający powód, żeby nie próbować.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Gangrel nie miał nic przeciwko planowi Kociak, póki nie mówi od rzeczy i nie zrzuca całej winy, także za swoje błędy na nich jest gotów brać go za równoprawnego kompana. Jack podszedł do niego, poklepał po ramieniu, po czym starając się nie zwracać na siebie uwagi zdjął tubę Kociaka; po czym ukrył w niej swojego shootguna. W tej właśnie chwili pochwalał decyzje zakupu S.P.A.S-a, jego poręczność i niezbyt wielkie rozmiary były teraz błogosławieństwem.
- Kociak, spróbujesz dotknąć go a osobiście wsadzę ci lufę w d*** i pociągnę za spust...- DeCroy uśmiechnął się do niego w swój zwyczajowy sposób, biorąc groźbę jako żart dość niskich lotów.

Po chwili podszedł do Dieter'a i powiedział półgłosem, będąc blisko niego był pewien że jego głos nie zostanie przygłuszony przez muzykę ani nie zostanie pochwycony przez innych.
- Do roboty Ravnosie...- rzucił poważnie.- Miej "oko" na naszego nieobliczalnego przyjaciela; gospodarza bestii gorszego pokroju niż my... Ja postaram się żeby Kociak nie użył nierozważnie tego co przyszykował...
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos skinął głową wpierw słowom Kociaka, potem Jacka. Rzucił okiem na smutnego mięśniaka w garniturze, stojącego obok kanapy.
Zmrużył oczy, zagryzł wargę i niemo wymówił kilka prastarych słów.

Naraz w pobliżu "strzeżonego" miejsca zjawiła się postać młodego, pijanego mężczyzny. Nie wyróżniał się szczególnie spośród innych gości "Czyśćca": wytarte niebieskie dżinsy, rozpinana grafitowa bluza z kapturem, sportowe obuwie i czarno-czerwona czapka głęboko zsunięta na czoło, spod której łypały groźne ślepia. Chłopak dwudziestokilkuletni, lekko ogorzała, pokryta trzydniowym zarostem twarz. Chwiejnym krokiem przeciskał się między sofami, głośno pokrzykując i gniewnie gestykulując prawą pięścią, podczas gdy lewą dłoń zaciskał na nieopróżnionej butelce whisky. Zatrzymał się w odległości kilku kroków od garniturowego twardziela, grożąc mu pięścią. Patrzył na goryla wyzywająco, pociągnął łyk z butelki i splunął "smutnemu" pod nogi. Kiedy tamten z początku nie reagował, awanturnik wbił w niego nienawistne spojrzenie, wykrzyczał wiązankę niecenzuralnych słów i sięgnął prawą dłonią pod bluzę, wyraźnie dając do zrozumienia, że zamierza coś stamtąd wyciągnąć...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wampir podążał jak cień Dietera. Wiedział, że dzięki temu mało osób zwróci na niego uwagę. Czerwone kontury wyostrzyły się i nie miał z tym większych problemów.
Mężczyzna w czarnym garniturze podszedł do drugiego ochroniarza, gdy jego towarzysz zaczął odgrywać swoją rolę.
-Przepraszam, czy my się nie znamy? - zapytał przyjaźnie, lecz stanowczo. Zaczął używać Dominacji. - Wydaje mi się, że chodziliśmy razem do szkoły. Przy okazji, mógłbyś coś dla mnie zrobić? Dobrze... Moi znajomi i ja muszą przejść niezauważeni... Przepuścisz nas i zapomnisz, że istniejemy.
Erwan uśmiechnął się pod nosem i machnął ręką na Kociaka i Jacka.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

W momencie gdy Erwan podszedł do jednego z karków, drugi momentalnie rzucił się na widmo. Twór Dietera jakby uśmiechnął się z satysfakcją, po czym uciekł w tłum, a ochroniarz podążył za nim.
Jego kolega pewnie by pobiegł z nim. Gdyby nie melodyjny głos wampira, który zniewolił jego wolę.
Gdy pan Jones skończył mówić, mężczyzna odwrócił głowę w inną stronę, zaś na krótką chwilę jego ciało znieruchomiało. Chwila wystarczyła by piątka spokrewnionych przeszła przez ten punkt kontrolny, nim więzy Dominacji zniknęły.

Parę kroków dalej przystanęli. Potężne, basowe brzmienie gitary i energicznie powtarzane słowa. Tłum skaczący i wijący się w rytm tej muzyki. Dym unoszący się na poziomie ich nóg, oraz zielone światła błyskające gdzieniegdzie, przypominając uderzenia błyskawic.
Gdzieś pośród tego tłumu chodził ochroniarz, trzymając w ręku radio i mówiąc do niego coś bardzo szybko. Dieter zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił… ochrona może zacząć szukać podejrzanych osób, najpewniej w stanie nietrzeźwym, posiadających broń.
Punkty pierwszy i ostatni na nieszczęście do nich pasowały.

Czas płynął jakby wolniej… dziesiątki twarzy przed oczyma, migające zielone światło.
I świadomość że *on* gdzieś tam jest.
Twarze dresiarzy, punków, dziwek, czy zwykłych klubowiczów… wszystkie spocone, wykrzywione i pokryte na przemian ciemnością i zielonymi promieniami. Przeróżnie ubrani ludzie, manifestujący swoją „inność” na parkiecie. Wszyscy ukrywali swoją szarość pod kilogramami tapety, warstwami dziwacznych ubrań i niecodziennymi fryzurami.
A oni – Spokrewnieni – musieli działać szybko… i bezbłędnie.

„Nienawidzę tego miejsca.”
Usłyszał w głowie Erwan, wysyczane i przepełnione goryczą.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Tamten gnój mówił coś o walkach w których nagrodą jest wampir! - wywrzeszczał Kociak. - Najłatwiej byłoby wkręcić naszego kochanego Dieterka w te walki i pozwolić mu prawie uczciwie zwyciężyć. - dodał.

Rozglądał się po pomieszczeniu. Nienawidził pracować w takich miejscach. Bawić się, owszem, ale pracować nigdy. I ten chory, zielony kolor... Znów mu przypominał stare, dobre czasy.
A Kociak nienawidził wspominać starych dobrych czasów.

Bo w takim właśnie klubie poznał kiedyś Betty.
To znaczy, znał ją już wcześniej. Ale prawie z nią nie rozmawiał, tylko czasem zamienił zdanie czy dwa gdzieś na korytarzu uczelni. Razem trafili na "oczko" wspólnej koleżanki. Jeden taniec, drugi, trzeci. Wolna piosenka, dłonie lądują na jej biodrach. Ona obejmuje Kociaka za szyję. Zielone światło unika jego twarzy, ocalając biedaczkę przed tym strasznym widokiem.
Na parkiecie mija pół godziny, cała godzina, a światło wciąż unika jego twarzy. Wreszcie schodzą, siadają przy stoliku. Tam jest już jaśniej. Ona patrzy na jego twarz...
Nigdy nie zapomniał tej miny. Miny która mówiła cholernie wyraźnie, choć tylko przez mgnienie oka: "Cholera, czemu musiałam trafić akurat na takiego brzydala?"
Nigdy więcej nie miała takiej miny. Była szczęśliwa, Kociak dawał z siebie naprawdę wiele by tak było.
Ale nigdy nie zapomniał tego pierwszego spotkania.

- Więc jak będzie? - wrzasnął.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos z satysfakcją obserwował oddalającego się goryla. Prędzej czy później "kark" zorientuje się, że coś jest nie w porządku, ale tak czy inaczej koteria zyskała swobodny dostęp do VIP-a. Zachowanie drugiego ochroniarza zdradziło efekt interwencji Erwana, co dodatkowo ucieszyło Iluzjonistę.

- Kociak, a może raczej: trenerze - Dieter pochylił się nad uchem Malkava - Krótka piłka, podział ról. Wystawiasz mnie jako swojego zawodnika, zrobisz parę zakładów. Ja będę figurantem, zabawię nieco publikę, starając się wypaść jak najlepiej. W tym czasie wy rozejrzyjcie się za celem naszych poszukiwań. Niepokoi mnie jednak przeczucie Jacka. Miejcie oczy dookoła głowy. Ja niestety będę miał ręce, dosłownie, pełne roboty.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

*W końcu w czymś się zgadzamy. Im szybciej chcesz stąd wyjść, tym bardziej postaraj się mi pomóc.* - przekazał Erwan do Azazu.
-Nie szukajcie mnie, gdyby było trzeba, pojawię się. - powiedział do towarzyszy z paskudnym uśmiechem na twarzy. Po chwili wmieszał się w tłum, szukając jakiegoś przejścia dla ochrony, gdzie mógłby zniknąć niezauważony. Nagle ujrzał...

-Pamiętaj, że prawdziwą władzę dzierżą ci, którzy pozostają w cieniu. - powiedział Ursyliusz. Młodszy wampir skinął głową, zapamiętując wiedzę. Kąt pomieszczenia, w którym się znajdowali faktycznie był ukryty dla postronnych. Niedługo potem zaczął się taniec.

Gdy Tremere się otrząsnął, wcale nie był pewien, czy podobne zdarzenie kiedykolwiek miało miejsce.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

You fell away...
What more can I say?
The feeling's evolved,
I won't let it out.
I can't replace,
Your screaming face.
Feeling the sickness inside!


„Och, nie zrozum mnie źle. Bardzo lubię takie tłumy ludzi… tyle ciała, tyle energii.”
Tymczasem Erwan zaczął przeciskać się między tłumem spoconych ciał, starając się wymacać drogę na drugą stronę. Gdzieś z tyłu widniały zamazane sylwetki jego kompanów.
„Boję się o *twoje* istnienie.”

Why won't you die!?
Your blood and mine!
We'll be fine...
Then your body will be mine!


Seksowna kobieta, ubrana w obcisłe, czarne spodnie z lateksu. Nosiła na sobie oprócz tego jedynie dżinsowy wycinek, ledwo opinający jej piersi. Jasne włosy opadały wdzięcznie na ramiona… zaś z pod agresywnego, gotyckiego makijażu, lśniła para zielonych oczu. Niejeden mężczyzna oddał by życie, za smak czarnej szminki na jej ustach. Kusząco przygryzała wargi, gdy jakikolwiek samiec znajdował się w jej pobliżu, wyginając ciało w rytm zagłuszającej muzyki.
Pot spływał po jej ciele, jej własny, oraz pobliskich ludzi.
„Ci wszyscy ludzie… to my teraz powinniśmy być na ich miejscu, nieprawdaż?”
Erwan szedł powoli, uderzając co chwila o spocone ciała. Nozdrza wypełniły zapachy przeróżnych perfum, sprawiając że wampirowi zakręciło się lekko w głowie. Szedł dalej, wyciągając swoje kościste palce, gotowe rozpoznać nowy teren. Tymczasem czerwone płomyki tańczyły mu przed oczyma.

So many words...
Can't describe my face.
This feeling's evolved,
So soon to break out!
I can't relate,
To a happy state...
Feeling the blood run inside!


Zielone promienie padały co chwila na postać nieznajomego. Zielone światło odbijało się w jego ciemnych okularach, ukazując na mgnienie oka to, co kryło się za nimi. Czuł na sobie spojrzenia innych, niektóre wyrażające zainteresowanie, inne pogardę.
Niektórzy chcieli wciągnąć go do swojego tańca, ocierając się o niego kusząco ciałami. Inni zatrzymywali się na chwilę, tylko po to by pchnąć go dalej.
„A zresztą… czemu by nie?”
Seksowna laska wiła się niedaleko, nie przeczuwając, że oto zbliża się istota, o której słyszała tylko w bajkach oraz na koncertach.
Erwan czuł jak jego ręka zaczyna drżeć. Zielone kolory zaczęły zlewać się w całość z muzyką, ograniczoną teraz do silnych uderzeń.
Uderzeń serca.

Why won't you die!?
Your blood and mine!
We'll be fine...
Then your body will be mine!


Teraz nie było już nic, poza czerwienią, przez którą prześwitała chora zieleń… i dziki głód, jakiego nigdy wcześniej nie czuł.
Białe palce sięgnęły ku jej twarzy, drżąc… przypominając odnóża pająka, zbliżającego się do muchy. Ona przymrużyła oczy, przygryzła wargi… piersi zaczęły unosić się i opadać, jej serce biło szybko. Jej ciało zaczęło się poruszać wolniej, bardziej skupiała się na tych ruchach.
Jęknęła cicho, nie zdając sobie sprawy co się dzieje. Kropelka krwi upadła na jej dekolt, wprost z małej rany… rozciętej przez szponiaste paznokcie Jonesa.
Ludzie wokół zdawali się nie zwracać na to uwagi. Wampir wiedział, że nawet gdyby upadła i zaczęła wrzeszczeć, reszta uznałaby że się po prostu naćpała. Głos w jego głowie odezwał się ponownie, gdy drugą ręką – wciąż drżącą – sięgał ku jej twarzy, obejmując ją po chwili od tyłu, niczym starą kochankę. Muzyka i dziwny urok wampira zdawał się ją uspokajać…
„Teraz odpowiemy sobie na zasadnicze pytanie. Czy ci na nich zależy?”

Michael podszedł kawałek do przodu, stając zaraz przy Jacku. Byli teraz niczym tajemna sekta, spiskująca przeciwko panu tego miejsca. Udając że słucha, tak naprawdę wodził wzrokiem po Czyśćcu, szukając tego, o czym tylko on wiedział.
- Powraca syn marnotrawny…
Odezwał się w końcu, wskazując w kierunku baru. Spokrewnieni nauczyli się już nie ignorować słów ich uzdrowiciela, lecz zawsze być w gotowości gdy coś przewiduje. I rzeczywiście, gdy odwrócili spojrzenia w kierunku obleganego barku, rozświetlanego przez żółte lampy, zauważyli znajomą postać.

Josh, ich niedawny pomocnik, stał pod ścianą, paląc cygaro. Z ciemności widać było żar spalanego tytoniu… oraz dwójkę, przeraźliwie jasnych ślepi. Mimo że ktoś inny mógł tego nie dostrzec, oni byli pewni że to on.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Zablokowany