Słowik rozśpiewany wieści niusł na skrzydlach
z dalekich krain wieść zaklął w swych pieśniach
Tiu tiu tiuniviel
pochwycono mnie
w jego szatach biel
w moich piórach wieść...
po ramionach ciękich wiewiórka się wijąc
wtulona we włosach mówi coś szepcząc
drzewa szumią o mroku idącego ze wschodu
lecz nie z ziemi przeklętej pod władzą Balrogów
wspólny wróg sie rodzi zmierza ku północy
niebrak mu jwst siły i nie brak mu mocy.
Po nocy spędzonej na konsultacjach z towarzyszami postanowiłem podążyć z nimi przez góry, by tam spotkać się z przygodą, lecz tuż przed wyruszeniem powiedziałem do uwolnionego przeze mnie człowieka:
- Leć ty do tej rady i przekaż to co usłyszałeś, że ten którego szukasz był w górach o których ci opowiadałem i wspomógł tam mojego świętej pamięci zmarłego towarzysza. Wspomnij im również o tym jak udało mi się odbić twą osobę z rok goblinów. Me imię brzmi Herogar. Powtórz im to. A teraz leć, szkoda czasu w tak pilnej jak twoja sprawie.
Szepty życzliwie niesione przez ściany
Z nuceniem jej myśli miękko się zmywały
Dyktowane słowa
Spełniała rozmowa
Jak toast z pamięci jej jak z kart czytany.
Zasłuchaną w głosy, bardziej w śnie niż jawie
Wypłoszyło z oazy miłe łaskotanie
Ogon jej jak płomień
Ogrzał zimne dłonie
Ściany zagłuszyło ciepłe szczebiotanie.
Żywo powiadając, o czym mówią świerszcze
Skakała, śpiewała, cytowała wiersze
Wesołym pląsaniem
Wypełniała salę
Przynosząc stropionej chwile pogodniejsze.
Chmury powróciły kiedy do komnaty
Z listem poleconym posłaniec skrzydlaty
Wleciał. Oprócz śpiewu
Przyniósł ciernie krzewu
Pod postacią piórka barwy śnieżnej szaty.
Dłonią swą list lekki wietrzyk uniósł czule
Słowicza lotka, gdy spadła, była orlim piórem,
Co spisało zwinnie
Zaproszenie dziwne
Od Burego Mędrca słane z czarnych riun.
W towarzystwie miecza i rudej znajomej
Czekała na barda, by z nim ruszyć w drogę
Choć schowana w cieniu
Sprzyjać przeznaczeniu
W swej półobecności wspierać kroki słowem.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Zaknafein
Nadszedł czas wyruszyć w droge, Służba zbudziła cię wczesniej wyjedziesz w Nocy nie o swicie jak było w planach- Widocznie coś musiało uledz zmianą lub coś się wydażyło, ale skoro taka byla wola rady...
Udałeś się z obstawą do bramy Isengradu... Stanąłeś przed ciemnym lasem, i wyruszyłeś w drogę jak się wydawało samotną zrobiłeś kilka kroków gdy nagle poczuleś że ktoś idzie za tobą.
Ruszyły się gałęzie, drgnęły światłocienie
Lśniące blaszki liści w miękką przeszły zieleń
Z półmroku jak z tiulu bezszelestnym krokiem
Wyłoniła się postać wywołana wzrokiem.
Otulona płaszczem, skryta pod kapturem
Mniej była ciałem, bardziej leśnym duchem,
Na którego ramieniu, (wizytówka kniei)
Przysiadla wiewiórka jak na złość materii
Spod której jak ogon antycznego gada
Syczała na księżyc klinga trupioblada,
Grożąc swoim żądłem i bolesną raną
Każdemu, kto zechce naruszyć jej panią.
Pozbawiona dźwięku stała tak przez chwilę
Modląc się do echa, kontemplując ciszę
I przeszyła las gwizdem, a gwizdu wspomnienie
Zrodziło puls dziki jak kopyt tętnienie
Które narastając, miażdżąc bólem skronie
Z mgły leśniej jak z gliny ulepiły konie.
Dziękując za przybycie pocałunkiem żywym
Wyczesała wiatr dziki wplątany w ich grzywy
I szepnęła na uszko karemu kucowi
Prośbę, by grzbietem służył wędrowcowi.
Pozyskawszy milcząco jego zaufanie
Delikatnie dosiadła swojej klaczy białej
Lecz choć gesty życzliwe coś jednak surowo
Broniło Ci się zbliżyć, wypowiedzieć słowo.
Wzrokiem zapewniając, że będzie niedaleko
Wróciła do cienia tak jak wyszła z niego.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Mrok wieczorny juz zapada
cisza w lesie chalasuje
ptakom spiewac nie wypada
lęk przed lasem w sercu czujesz
ściulke mgła do snu uklada
chłod twą skore mocniej kłuje
cien drzew na mgle lekko spada
blask swój księżyc emituje
w swietle z drzewa lisc opada
w miejsce obok tam gdzie stoisz
las mistyczny teraz widzisz
niedostempny ,straszny, mroczny
las co kryje tajemnice
co i elfa zauroczy
Pod kopytem sciółka legła
las pozwala ci przejechać
w całym lesie mgła zapadła
która ma cię tu ochraniać
Przejeżdząjac posrud pni
ze spuszczoną głową nisko
drzewa lekko marszczą brwi
gdy przemykasz nich za blisko
Ostatnio zmieniony czwartek, 5 stycznia 2006, 02:15 przez Eglarest, łącznie zmieniany 1 raz.
Mgłą broniona niczym zbroją
Pragnę musnąć drzewo dłonią
Pozwól zbliżyć usta swoje
Ku korze nabrzmiałej sokiem
Potem szeptem tak jak liście
Wyspowiadać winy wszystkie
Tak by wraz z nerwowym rżeniem
Zyskać grzechów odpuszczenie.
Do pnia przytulając skronie
Czuć jak słońce w Tobie płonie
Obejmując Twe korzenie
Chcę usłyszeć ziemi drżenie,
I w koronie razem z wiatrem
Grać gałęźmi jak na 'arfie.
Oddalając się od czasu
Stać się jedną z części lasu
By do zgubionych wśród pni
Z dumą, godnie marszczyć brwi.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Między kolumnami pni
Nie serc milion - jedno brzmi
Tętent kopyt, lasu puls
Zgrany w jedność wydarł z płuc
Pieśń radosną co jak pąki
Porodziła kwiatów strąki.
Jak w świątyni kolumn, drzewa
Każde razem ze mną śpiewa
Chórem gromkim aż po świt
Wszystko płodzi jeden rytm
Dyktowany szeptem żył
Sok tłoczących zamiast krwi
Elfie łoże, ściółko miękka
Wiatr mruczankę gra w gałęziach
By pod dębem z światłocieniem
Znaleźć wieczne ukojenie
W zagubionym leśnym grobie
Czas zapomniał i o Tobie.
Wdzięcznie wkroczę w Wasze grono
Moja tarcza - Wam osłoną
Moja klinga - to Wasz miecz
Jedno bractwo setek serc.
Mgła na liściach się sperliła
Cienie przeszły lecz trwa siła.
Duchów bratnich ciepła moc
Wypędziła zimną noc.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Po drodze wiele razy próbował się odezwać, lecz milczał. Śpiewał tylko,zamiast mówić. Lecz w pewnym momencie w jego sercu zagościła dziwna, obca mu odwaga. Zapytał:
- Jeśli mogę spytać, to jak się nazywasz? Czy jak ja mam cię nazywać?
Gdy żegnała swą domenę
Na jej twarzy grały cienie
Z słońca blaskiem; na policzkach
Zabłyszczała perła śliczna
Popędzana wyciem wiatru.
Naciągnęła mocniej kaptur,
By nie zdradzić giętkiej trawie
Jak boleśnie duch jej krawi.
W ciszy szukając pociechy
Sztylet słowa pierś jej przeszył
Kiedy sen ją wrócił jawie
Spłoszony błahym pytaniem.
Nie kalając ust swych mową
W milczeniu skinęła głową
A następnie drżącą dłonią
Wskazała chmurę deszczową.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Człowiek, chowający wielką tajemnicę, osiodłał swego śnieżnobiałego konia. Niczym legendarny Gandalf- pomyślał - tylko że ja nie jestem Majarem.
Eragon wsiadł na wierzchowca. Czas ruszać w drogę. Na balroga. Tylko wezmę ze sobą gwardię Gondoru. Sam wojny nie wygram, a silni sojusznicy się przydadzą.
wraz z towarzyszami przeprawiasz sie właśnie przez góry gdy nagle widzisz coś iscie interesujacego w dole doliną idzie jaka karawana, po dokłądneijszym przyjzeniu się widzisz 6 krasnoludów, jak wnioskujerz handlaży byc moze wracaja z bree do samotnej góry.
- To okazja by trocę zarobić- szepnał jeden z oprychów.
Zaknafein
Gdy tylko Wyjechałeś z fargolandu koń twój porwał cię pełnym galopem przed siebie, Cieszysz sie ze to nie twoj Ko ktorego zostawiles w stajniach isengradu a kon niezwykły na którego grzbiecie nie odczuwasz takiego zmęczenia
Eragon, Ivor
Wyjechaliscie wschodnią brama wraz z gwardią Gondoru powracajacą do Minas Tirith, ale zapewnili ze odeskortuja was aż do Minas Ithiel. jedizecie połódniowo zachodnim skrajem Fargolandu.
Jechaliście juz dwa dni po stepach Rochanu to dopiero początek tego kraju a już widzicie zblizajace sie kłopoty. A mainowicie dość sporą grupę jeźdźców Rochanu któży zgrabnie sie do was zblizyli i ustawili w szyku bojowym do was.
jeden z żolneirzy szepnął ci na ucho
- to ze mają sztandary Rochanu nieznaczy koneicznie że są rochanczykami
Jeden z Rochańczyków przyzbrojony w ładną zbroję podjechal wraz z 6 osobową obstawą blizej was poczym zakrzyknął