[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik spojrzał na Konrada. Słysząc jego słowa jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
- Żadnych jeńców, żadnej litości! - mruknął powtarzając słowa, które wpajał swoim ludziom z oddziału podczas każdej większej potyczki, czy w Tilei, czy w Zleanii czy gdziekolwiek przyszło im walczyć. - Albo my ich, albo oni nas...Prosta filozofia i jakże skuteczna - uśmiechnął się zimno.
Poczekał aż elfy uderzą ze swych łuków, po czym (jeśli udało się zdjąć kuszników) wraz z Konradem i Anthonym zszedł ze wzgórza i nieco pochylony skierował się w kierunku obozowiska z mieczem gotowym do ataku. Jeśli mężczyzna przy ognisku wciąż tam był, próbował zajść go od tyłu i skręcić kark.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Przystając na propozycję Brocha, Ravandil i Ninerl przygotowali swe łuki. Kilka chwil wystarczyło, by znaleźli dogodną sytuację do strzału. Dwóch wartowników z kuszami nie miało akurat ze sobą kontaktu wzrokowego, znajdowali się po przeciwległych stronach obozu, idealnie na linii strzału obu elfów.
Głuchy odgłos puszczonej cięciwy i dwie zabójcze strzały przecinały powietrze by po chwili z niesłychaną precyzją odnaleźć swych adresatów. Ravandil trafił prosto w szyję – jego przeciwnik zakołysał się lekko po czym runął na trawę, strzała Ninerl znajdowała się obecnie w oku mężczyzny, który leżał już na ziemi, a jego ciałem targały konwulsje. Całość wykonana została szybko i skutecznie.

Broch, Konrad i Anthony zeszli ze wzgórza i skierowali się w kierunku obozu, chwilę zajęło im dojście do jednego z namiotów, zza którego mieli idealną widoczność na mężczyznę przy ognisku. Konrad i Anthony zostali przyczajeni za namiotem, podczas gdy najemnik powoli kierował się ku oprychowi z zamiarem pozbawienia go życia. Nagle z namiotu na przeciw wyszło trzech ubranych w skórzane tuniki mężczyzn z mieczami przy pasach. Na początku byli zaskoczeni, jednak po chwili, któryś z nich, widać najtrzeźwiej myślący podniósł alarm.
- Wyłazić, mamy intruza w obozie!!!! - krzyczał.
Nie musieliście długo czekać. Chwilę później Brocha otaczało na oko jakichś dwunastu-trznastu mężczyzn z mieczami uniesionymi do góry. Nie mieli na sobie żadnego opancerzenia, niektórzy byli nawet pół nadzy, widać odpoczywali po udanej akcji na powóz. Po chwili z okrzykami na ustach ruszyli na najemnika.


Gwoli jasności:
Ninerl, Ravandil - na wzgórzu
Konrad, Anthony - schowani za jednym z namiotów
Broch - w centrum zainteresowania :D
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik przeklął w myślach. Plan szybkiej pacyfikacji obozu wziął w łeb. Miał teraz przed sobą grupę sfrustrowanych amatorów z mieczami drących gęby, których jedynym celem było pozbawić go życia. Wątły zamiar. Miał też pewność, że Konrad i Anthony wypadną za chwilę zza namiotu odwracając choć na chwilę uwagę tych tępaków co da mu pole do działania.
Patrząc po wyglądzie przeciwników i tym jak byli przygotowani, nie wyglądali Brochowi na profesjonalistów. Nie byli przygotowani na widok który zastali a to oznaczało brak skoordynowania i zapewne chaos przy najmniejszej przewadze Brocha, Konrada i Anthony'ego. Najemnik liczył również na Ninerl i Ravandila – miał nadzieję, że zdejmą tylu matołów ilu się da, resztę zostawiając im.
- No chodźcie, skur**syny! Za chwilę będziecie hasać radośnie po łąkach Morra! - warknął zachrypłym głosem.
Broch wycofał się kilka kroków, unosząc miecz do góry. Nie zamierzał jednak uciekać. Przyjął jedynie pozycję do wyprowadzenia kombinowanego ataku na najbliższych bandziorów, którzy się do niego zbliżą. Werner nie uważał, by w ich szeregach znalazł się szermierz dysponujący choćby w połowie takimi umiejętnościami jak on, choć atakując w grupie mogli być dość skuteczni, w końcu dwunastu chłopa naraz to dużo, za dużo nawet dla obytego z wojaczką Brocha.
Nie czuł strachu. Zbyt wiele podobnych starć przeżył i nie z takimi przeciwnikami, by czuć teraz cokolwiek innego oprócz totalnej złości i furii jaka w nim narastała. "Krwi....", to była jedyna myśl jaka kotłowała się teraz w jego głowie. Za chwilę te kmioty poznają co znaczy wejść Brochowi w drogę, dostaną solidną lekcję. Najemnik wiedział dobrze że akolita i myśliwy zaraz dołączą do jatki, która właśnie miała nastąpić i wspomogą go w działaniach, liczył jednak że może uda mu się ubić z pięciu oprychów. Może wtedy poczuł by jakieś zadowolenie z całej sytuacji.
Wyostrzył zmysły i zmarszczył brwi obserwując każdy najmniejszy ruch adwersarzy. Gdy przeciwnicy byli już przy nim, próbował zrobić unik a następnie wyprowadzić cios. Nie przypadkowy – taki, który przy pierwszym podejściu wyprawi oponentów na tamten świat.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: SebaSamurai »

Anthony

Krzyk najemnika wyrwał Anthonego z lekkieo odrętwienia spowodowanego podkradaniem się do obozu. Dokładnie zrozumiał o co chodziło Brochowi. Było to wezwanie dla niego i sigmaryty, aby wsparli go w walce.
- Go! Go! Go! - krzyknął do Konrada i wyciągając z kołczanu trzy strzały i krótki łuk, obiegł namiot tak, aby znaleźć się za plecami bandytów. Kiedy wypadł zza namiotu stanął pewnie na lekko ugiętych. Włosy ciasno spięte w koński ogon nie przeszkadzały mu w celowaniu, a rękawica łucznicza na prawej dłoni pewnie trzymała napiętą cięciwę przy policzku. Surehand natychmiast ocenił sytuację. Znajdował się w bezpiecznej dla siebie odległości, co pozwalało mu posłać około 5 strzał zanim najbliższy niego bandyta mógłby go zaatakować.
"No siwowłosy... zobaczymy na ile cię stać.." pomyślał i wybrał cele nieco oddalone od Brocha zostawiajac dla jego miecza czterech najbliższych oprychów.
Pierwsza strzała pomknęła pewnie do celu, a zaraz po niej druga i kolejna. Pewniak strzelał celnie. Strzelał by zabić.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl wstrzymała oddech, ale zaraz się rozluźniła- strzała trafiła prosto w cel. Zaraz potem najemnik zaszarżował prosto w tę grupkę, która się nagle pojawiła. Ninerl szybko, ale ostrożnie się przemieściła bliżej,, by móc trochę zmniejszyć ich liczbę . Uważała by nie trafić towarzyszy. Nagle wrogów pojawiło się jeszcze więcej, na szybki rzut oka kilkunastu. Nadal zamierzała prowadzić ostrzał, nie miała po co się pchac na dół, przynajmniej na razie "Po co mam się niepotrzebnie narażać, skoro tu więcej pomogę" pomyślała, celując do jednego z drabów. Posłała strzałę i czekała na efekt. Starała się strzlać w miejsca newralgiczne, a zadanie dodatkowo jej ułatwiał fakt, że kretyni byli bez zbroji, a niektórzy nawet nadzy. Nie wyobrażała sobie, żeby mogli tak zaskoczyć obozowisko elfów, nawet jej ziomków, mniej obeznanych z lasem i ogólnie lądem." Ci tutaj już się tego nie nauczą" pomyślała, uśmiechając się do siebie nieprzyjemnie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil odczuł dużą satysfakcję, gdy zobaczył jak perfekcyjnie wypuszczona strzała dosięgła szyi jednego z kuszników. Dokładnie o to mu chodziło. Znów nie spudłował. Przeczuwał jednak, że to nie może się skończyć w tak prosty sposób. Na tyle znał życie, mimo młodego wieku, że miał prawo tak sądzić. Najemnik ruszył w stronę obozu. "Odważny jest, kto wie co go tam czeka... Ale może na nas liczyć". Spojrzał ukradkiem na Ninerl. "Świetny strzał... Jestem pod wrażeniem. Mało kobiet może pochwalić się takim umiejętnościami". Trzeba przyznać, że nie zdziwił go widok sporej ilości bandytów, która wyległa z namiotów. Zastanowiło go raczej to, że byli kompletnie nie przygotowani do walki - bez zbroi, a nawet niektórzy bez ubrań. "Widać myśleli, że tych trzech wystarczy do skutecznego pilnowania obozu. Mniejsza o to, tu się nie ma co zastanawiać.". Wiedział, że trzeba działać. Zdawał sobie sprawę z umiejętności bojowych Wernera, ale tutaj szykowała się mimo wszystko nieco trudniejsza przeprawa. Poprawił swoje ułożenie. Przesunął się odrobinkę, by go nie było dobrze widać z obozu, a jednocześnie miał odpowiednią możliwość strzału. Zawsze tak robił, bo wiedział, że lepiej za wcześnie nie ujawniać swojej pozycji. Dobry łucznik to sprytny łucznik. "Ci prawie nadzy będą łatwym celem". Poprawił kołczan. Musi mieć dobry dostęp do strzał. Wziął jedną i napiął łuk. Celował w okolice głowy. "Lepiej nie marnować strzał". Wstrzymał na chwilę oddech. "Zaczynamy zabawę". Puścił cięciwę i usłyszał przyjemny syk rozcinanego grotem strzały powietrza. Kontynuował ostrzał, by maksymalnie ułatwić zadania Brochowi.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Wyraz podziwu przyozdobił jego twarz w momencie, gdy oba cele elfów padły na ziemię, nie wydając nawet pisknięcia. Zdawało mu się, że gwolą ścisłości jest już tylko pozbycie się ostatniego wartownika, niestety, źle mu sie zdawało. Liczba wrogów dookoła wzrosła lawinowo od momentu, gdy w obozie rozbrzmiało słowo "Alarm!". Poprawił miecze w dłoni i ruszył na otaczających Wernera przeciwników (podziwiając przy okazji ich wspaniałą organizację, spryt, zapobiegliwość, wszak tylko ci naprawdę rozgarnięci sypiają w leśnym obozie półnadzy, gdy zaledwie kilka godzin temu obrabowali powóz. Geniusze zbrodni po prostu, już nawet sam Konrad byłby lepszym bandytą niż oni). Na początku nie chciał urządzać w obozie masakry, ale jego przyjaciel, mimo że doświadczony w walce, właśnie znajdował się w niebezpieczeństwie. Podbiegł jak najszybciej do najbliższego atakującego i nim ten zdołał zdać sobie sprawę z tego, że "ich jest dwóch!", wykonał pchnięcie. Następnie zaatakował kolejnego przeciwnika, i kolejnego. Za priorytet zawsze ustalał tych opancerzonych. Miał nadzieję, że któraś ze strzał reszty kompanów nie dosięgnie pechowym przypadkiem jego...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Strzały wypuszczone przez Ninerl i Ravandila, które miały osłaniać Brocha, spełniły swoje zadanie. Kilku przeciwników zbliżających się do najemnika runęło na ziemię pod ich gradem, dokładnie w momencie, gdy middenlandczyk starł się z pierwsza falą.

Trudno było nazwać metodę walki Brocha finezyjną. Najemnik poruszał się między swoimi przeciwnikami niczym urodzony zabójca, nie siląc się na wyrafinowanie. Precyzja jego oszczędnych, morderczych uderzeń była zniewalająca. Pierwszego z nacierających niemal rozplatał na pół, by chwilę potem odciąć drugiemu rękę i poprawić w brzuch. Cios trzeciego sparował natychmiast wyprowadzając szybkie uderzenie rozłupujące czaszkę. Czwarty po chwili skończył z ostrzem najemnika przeszywającym jego szyję na wylot. Broch był w tym momencie jak ramię boga wojny, śmierci i zniszczenia. Wycierał właśnie okrwawioną twarz gdy zobaczył, że w jego kierunku zmierza kolejnych trzech. Gdy dobiegali było ich już jedynie dwóch, gdyż strzała któregoś z elfów dopadła celu zatrzymując się w plecach mężczyzny. Kątem oka dojrzał jedynie, że za plecami ma przyjaciela, na którego szarżuje dwóch przeciwników.

Walka ułożyła się korzystnie dla Konrada. Stał obecnie plecami do Brocha i mógł być pewny o własne tyłý. Pierwszego z nadbiegających przeciwników poczęstował szybkim cięciem przez twarz. Trysnęła krew obryzgując twarz i szaty akolity, nie po raz pierwszy zresztą. Krzyk kolejnego dobiegł z boku. Umiejętne sparowanie ciosu i przejście do kontrataku. Sigmaryta natarł tak agresywnie, że jego oponent zatoczył się i wpadł wprost do ogniska na środku obozu. W jednej chwili stał się żywą pochodnią. Wrzeszcząc jak oszalały podniósł się na równe nogi i uciekł gdzieś w głąb obozu przewracając przy okazji kilku swoich kompanów. Trzeci wylądował na ziemi z odrąbaną ręką, w momencie gdy akolita zrobił udany unik i wyprowadził cios. Czwarty runął pod strzałą, ale przez kogo była wypuszczona, tego Konrad nie był w stanie wywnioskować i nawet nie miał czasu by o tym myśleć. W momencie gdy się odwracał, kolejnych dwóch napastników ruszyło na niego. Jeden z mieczem, drugi dzierżył olbrzymi topór dwuręczny.

Nagle Broch i Konrad zdali sobie sprawę, że na polu walki przybywa kolejnych wrogów. Kątem oka dostrzegli jak z namiotów wychodzą na nich następni gotowi pozbawić ich życia. Co chwilę widzieli również jak mijały ich kolejne strzały wypuszczone ze wzgórza - wsparcie Ninerl i Ravandila. Niektóre dochodziły celu, inne mijały go dosłownie o centymetry, wynikało to zapewne ze zmęczenia ciągłym ostrzałem dwójki elfów. Akolita i najemnik równiez odczuwali powoli trudy potyczki i pot pojawił się na ich zaciętych, pokrwawionych twarzach.

Anthony posłał dwie strzały w kierunku nie osłoniętych oprychów zaangażowanych w walkę, które zwaliły ich z nóg. Nie zdołał trzeciej, gdyż dostrzegło go dwóch innych napastników, którzy ruszyli pewnie na albiończyka. Reakcja Pewniaka była zbyt wolna. Nim zdołał cokolwiek zrobić ostrze jednego z oponentów zniknęło w brzuchu Surehanda. Zanim upadł na ziemię, drugi rzopłatał mu czaszkę.

Ninerl i Ravandil obserwując sytuację ze wzgórza, słyszeli jedynie odgłos krzyżowanej ze sobą stali a także okrzyki bitewne i jęki konających.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: SebaSamurai »

Czy ktoś zna się na pierwszej pomocy? Potrzebuje dobrego chirurga... To się da naprawic... na pewno... zreszta, to tylko drasnięcie :P rana powierzchowna.
Ok - przepraszam, że nie dałem rady pisac ostatnimi czasy ale niestety - siła wyższa, a swoją drogą tempo sesji jst bardzo wysokie.
No nic... a kto umarł, ten nie żyje... Dzięki za grę.
Pozdrawiam i powodzenia.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

- W IMIĘ ULRYKA!!!!!! - przeraźliwy, niemal fanatyczny okrzyk wydobył się z gradła Brocha.
Najemnik nie zamierzał zwlaniać tempa i nie czekał aż przeciwnicy dobiegną do niego. Poszarżował ku nim z furią w oczach i okrzykiem bojowym na ustach. Był w swoim żywiole, rozdając ciosy i niosąc ze sobą śmierć, jak za dawnych dobrych czasów. Nie liczył się z tym że w końcu może zostać ranny, pałał taką nienawiścią i żądzą mordu, że myślał jedynie o zabijaniu. Pierwszego z przeciwników próbował uderzyć swym ostrzem w szyję, jednocześnie wykonując obrót i nacierając z góry na drugiegio z nich. Gdy udało mu się ich zabić, popatrzył czy Konrad aby nie potrzebuje pomocy - jeśli tak, ruszył ku niemu atakując błyskawicznie przeciwnika akolity. Niedźwiedzi ryk dobiegał z gardła najemnika, roznosząc się po całym obozie i zwiastując jedno. Śmierć.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil starał się jak mógł, by eliminować przeciwników nadbiegających w stronę Brocha. Wypuszczał strzałę za strzałą, z satysfakcją stwierdzając, że osiągają swój cel. Trzeba przyznać, że trochę go to zmęczyło, bo kilka razy lekko drgnęła mu ręka, przez co strzała zaledwie o kilka centymetrów minęła Konrad. "Ale to nic... Muszę się bardziej skupić". Zastanowiło go, jak to możliwe, że mimo walki przeciwników wciąż przybywa. "Przecież oni się tam nie rozmnażają" - westchnął w duchu. Mimo zaangażowania w ostrzał, kątem oka dostrzegł, że w stronę Albiończyka dobiegło kilku drabów. Ostrze w brzuchu i zdruzgotana czaszka zakończyły starcie, zanim myśliwy zdążył strzelić. Elfa to trochę ukłuło. "Mówiłem... Dobry strzelec to sprytny strzelec. Łucznik nie ma szans w walce bezpośredniej, jeśli nie jest na tyle szybki, by wyciągnąć miecz i próbować się bronić. Niech mu ziemia lekką będzie... I niech go strzeże bóstwo w które wierzył... Jeśli w coś wierzył". Uderzyło go trochę, że nie zamienił z Anthonym żadnego słowa. Może też dlatego nie podszedł do tego zbyt emocjonalnie, choć trzeba powiedzieć, że nie przyjął tego obojętnie. Wiedział, że teraz musi zrobić wszystko, co w jego mocy, by uchronić od tego losu jego pozostałych towarzyszy. Jeszcze wiele strzał znajdzie sobie właściwe miejsce w ciałach bandytów...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl klęła pod nosem widząc, że napastnicy jakoś wcale nie zamierzają się wykruszyć, bądź uciec. Również celowanie nie było proste, gdyż co jakiś czas w polu ostrzału migał Werner i kapłan. Cedziła wyrazy przez zęby- trzeba było jakoś rozładować stres. Gdy skończył jej się zapas w eltharinie , to przeszła na ludzki. Później zamilkła, koncentrując się całkowicie na walce. Strzała, napięta cięciwa, krótkie mierzenie i strzał- to było prawie pozabawione zastanawiania się, niemal instynktowne. Błogosławiła długie godziny, spędzane na strzelnicy. Napastnicy teraz byli traktowani jak mięso do upolowanie, jak bawół lub jeleń. Na wyrzuty sumienia przyjdzie czas poźniej. Po iluś chwilach, które dla Ninerl były jak długie godziny, jak czas, którego nie ma, raptem coś ją tknęło i zauważyła niepokojąco duża ilość napastników, leżącego myśliwego i jeszcze żywych dwóch towarzyszy. "Musimy się wycofać" pomyślała" Jest ich za dużo, nie damy rady. Trzeba się jakoś przegrupować. Myśliwy już chyba nie żyje-" Ninerl zrobiło się go żal, ale nie czas teraz na rozmyślania " Przesadziliśmy. Może lepiej byłoby sprowadzić jakieś wsparcie. Albo chociaż dokonać akcji dywersyjnej po zmroku, po prostu wykraść te dokumenty. A teraz z tego nici. Będzie dobrze, jeśli wyjdziemy cało." Zamierzała dać sygnał do odwrotu, tylko czy: po pierwsze ktoś go usłyszy, a po drugie nie zaalarmuje prześladowców? "Dam na razie znać tropicielowi" zdecydowała.
-Ravandil! -krzyknęła niezbyt głośno - Czas zmiatać z tego miejsca. I to szybko!- miała nadzieję, że tropiciel ją usłyszy. Napstnicy, z powodu zgiełku nie powinni...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Walka układała się po jego myśli, może z wyjątkiem kolejnej krwi na szatach, ale do tego akolita zdążył się już przyzwyczaić. Jego szaty NIGDY nie zostają czyste po potyczce. Sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Ryk Wernera jeszcze bardziej zapalił go do walki, chociaż wolałby, aby zamiast "Ulryka" było "Sigmara". Nic nie stało na przeszkodzie, by i on wrzasnął jakieś hasło, tak więc chwilę później po całym polu bitwy, a pewnie i jeszcze dalej, rozniosło się donośne: ZA SIGMARA I JEGO IMPERIUM!!!. To chyba uzmysłowiło bandytom, że ta dwójka bynajmniej nie ma zamiaru uciekać, poddawać się, ani ginąć z ich rąk.
Konrad widząc, że nadbiega dwóch dość dobrze uzbrojonych przeciwników, przygotował się do uniku. Miał nadzieję, że wróg wykona potężny cios, nie trafi w akolitę, a ten z kolei wykorzysta moment w korym napastnik podnosi swoją ciężką masywną broń. Oczywiście pozostaje jeszcze drugi bandyta, na którego chciał zastosować ten sam sposób, mimo mizernych szans jego powodzenia. Nie przejmował się tym, szermierzem jest dość dobrym. W całym tym zgiełku nie zauważył nawet śmierci Anthony'ego. Nim wrogowie zdążyli podbiec, rzucił jeszcze szybko do Brocha:
Ani się waż pomagać mi, bo nie ręczę za siebie!
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Broch z okrzykiem bojowym na ustach skoczył do przodu na nadbiegających przeciwników. Natarł na nich z takim zaangażowaniem, że po chwili obaj leżeli martwi na ziemi w strudze krwi. Ich głowy potoczyły się po mokrej od krwi trawie.

Konrad w tym samym momencie sparował cios miecznika z którym walczył i uskoczył przed spadającym toporem kolejnego z przeciwników. Uderzenie akolity zostało zatrzymane przez miecz i w tym momencie topornik gotował się do zadania ciosu. Akolita z ledwością uniknął morderczego uderzenia - ostrze topora jedynie świstnęło mu koło ucha i wbiło się w ziemię. Sigmaryta znów blokował ciosy miecznika, jednocześnie patrząc jak z boku stoi Broch, który zgodnie z życzeniem Konrada nie wtrącał się do walki. Topornik wyszarpnął swa broń i zmierzał ku kapłanowi, który w końcu zarzynał oprycha z mieczem. Szybki unik i ostrze miecza Konrada zniknęło między żebrami mężczyzny, który najpierw padł na kolana, a potem bez dechu na ziemię. Akolita ciężko dyszał, jednak zrobił co do niego należało.

Ostatnie elfie strzały kończyły dzieło maskary jaką spotkał obóz bandziorów. Kiedy ucichła pulsująca w głowach krew, okrzyki i jęki, Broch i Konrad rozejrzeli się wokół. Wszędzie leżały ciała, niektóre poznaczone strzałami, inne z odrąbanymi członkami. Polana spływała we krwi.

Widząc że sytuacja jest opanowana, Ninerl i Ravandil dołączyli do dwójki kompanów. Trzeci z nich, Anthony, leżał z roztrzaskaną głową niedaleko jednego z namiotów. Nie żył już od dłuższej chwili.

Pocieszaliście się jedynie tym, że bandyci mieli dużo gorzej. Jeśli żaden w tym bitewnym chaosie nie dał nogi, to śmiało można było powiedzieć, że wszyscy byli martwi. Elfy wykorzystały wszystkie swoje strzały i obecnie ich kołczany były puste, przysłużyły się jednak dobrze, cały czas osłaniając Brocha i Konrada.

Jęki i okrzyki ustały, ciszę przerywał jedynie wiejący z północy wiatr. Niebo powoli zaczynało płakać.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Broch przetarł spocone czoło przyglądając się pobojowisku jakie po sobie zostawili. Mimo iż pogoda popsuła się i zrobiło się chłodno, w żyłach najemnika wciąż pulsowała gorąca krew. Spojrzał na dyszącego akolitę.
- Chciałeś żebym się nie wtrącał, to się nie wtrącałem. – rzucił Broch uśmiechając się lekko, ale tylko oczami. - Dobra robota, Konradzie, chociaż żeś się napocił niemiłosiernie z tymi dwoma ostatnimi!
Najemnik rozejrzał się po obozie. Czuł pierwsze krople deszczu na twarzy.
-Trzeba przeszukać te namioty i poszukać kufra dziewczyny! - mruknął w końcu do reszty, wycierając okrwawiony miecz o jednego z leżących bandytów. - I sprawdźcie tę klatkę, sam żem ciekaw co się w niej znajduje...
Dopiero po pewnym czasie dojrzał martwego albiończyka. Nie zrobiło to jednak na nim większego wrażenia i nie przejął się tym zbytnio - nie znał go, właściwie nie rozmawiał z nim odkąd wyjechali z karczmy i obojętnie przeszedł obok jego śmierci.
- Trzeba go pochować - skinął głową na ciało Anthonyego. - Zajmę się tym...
Broch najpierw wykopał grób dla kompana (jeśli miał czym) a następnie zabrał się za przeszukanie obozu. Przede wszystkim zainteresowany był sakiewkami. Na drugim miejscu szukał jakichś innych przedstawiających wartość przedmiotów, w rodzaju biżuterii chociażby. Obejrzał sobie również broń bandytów. W pierwszej kolejności przywłaszczył sobie kuszę jednego z wartowników i zabrał kołczan bełtów (jeśli takowy był). Stwierdził, że broń dystansowa również mu się przyda, a tym w obozie i tak nie będzie już potrzebna. Przed dołączeniem do kompanów przeliczył znalezione monety (jeśli jakieś znalazł). Zabrał sobie czwartą część z nich, resztę miał zamiar oddać towarzyszom.
Następnie skierował się tam, gdzie znajdowała się klatka. Chciał obejrzeć jej zawartość.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Najpierw pozbierała i oczyściła strzały. Później zajęła się przeszukiwaniem, najpierw trupów, tych jeszcze nie ruszonych przez Wernera "Zawsze się pieniądze przdadzą, ale pewnie ich większość zostawili w namiotach". Ciężko rannych dobijała nożem. Miała nadzieję, że znajdą kogoś jeszcze w miarę żywego i pozwoli to im zasięgnąć informacji- "o ile ten ktoś zechce nam ich udzielić" pomyślała. Wiedziała co prawda, że tortury pomagają rozwiązać język, ale jakoś nie widziała siebie w roli kata.
Chwilę potem podeszła do klatki i obejrzała jej zawartość. Za moment ją zignorowała i weszła do pierwszego namiotu, by poszukać kufra i innych "interesujących przedmiotów". Powoli opuszczało ją napięcie i teraz nieco się jej trzęsły ze zmęczenia, ręce. "Muszę dzisiaj rozćwiczyć mięśnie, bo jutro będę sztywna" skrzywiła się na samą myśl. Serce powoli uspokoiło swój rytm i Ninerl poczuła się zmęczona i głodna. "Ale na odpoczynek, będzie czas za chwilę" postanowiła.
Była ciekawa czy znajdzie jakiś na przykład pisemny powód, dla którego ta banda obozowała tutaj. "Ale taki dobrymi najemnikami, to nie byli" prychnęła " Może ktoś nie chciał za dużo wydawać."
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil odetchnął z ulgą. "Już po wszystkim... Dawno czegoś takiego nie przeżyłem". Tu się nie mylił. Z racji swojego zawodu nieczęsto brał udział w regularnych potyczkach. Ostatnia, którą sobie przypominał to napad na karawanę kupców, z którą niegdyś podróżował. Banda rzezimieszków urządziła zasadzkę gdzieś na północny wschód od Middenheim. Na ich nieszczęście trafili na mocną obstawę. Nawet do dziś Ravandil przypomina sobie tamto pobojowisko. A nie był to przyjemny widok. Zszedł spokojnym krokiem do towarzyszy. Bez nadziei podszedł do Anthony'ego, ale chyba tylko po, żeby przekonać się, że na prawdę zginął. "Trudno, na wojnie takie rzeczy się zdarzają... Zaraz, na jakiej wojnie? Ech..." westchnął w myślach i zajął sie czymś praktyczniejszym. Ulżyło mu, że to Broch zajmie się pochówkiem. Pochodził trochę po obozie. W końcu jego kołczan świecił pustkami. A podróżowanie bez strzał to zdecydowanie nie jest dobry pomysł. W końcu w ciągu dwóch dni zabił tylu ludzi, ilu przez ostatni rok. Podniósł kilka strzał, które nadawały sie jeszcze do użytku. Złamane na nic się mu nie przydadzą. "Trochę się przeczyści i do miasta jakoś dojedziemy... I tak będę musiał uzupełnić pewne braki w ekwipunku". Rozejrzał się też wokół ciał. Wziął jeden z jednoręcznych mieczy, który nawet dobrze leżał mu w ręce. Było na nim trochę krwi, ale była to na pewno krew jego właściciela. Przetarł trochę miecz, wział pochwę i przywiązał sobie do pasa. "Miecz się przyda... A poprzedni mi się zniszczył. Zawsze to jakieś zabezpieczenie. Myślę, że zrobię z tej broni lepszy użytek niż ten tutaj". Przeszukał kieszenie kilku najbliższych bandytów w nadziei, że znajdzie trochę pieniędzy. Więcej gratów mu nie było potrzebne, a jakieś fundusze zawsze się przydadzą. Nie chciał już rozmyślać o masakrze. Nie patrząc się na poległych ruszył w stronę klatki. Ciekawiło go, co się tam znajduje. -No, co my tu mamy- powiedział podchodząc do klatki i zaglądając przez ramię Brochowi.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany