[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Turek
Marynarz
Marynarz
Posty: 195
Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
Numer GG: 9601340

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Turek »

Thorgroth
Thorgroth podziwiał majestat wodogrzmotów gdy jego uwagę zwrócił koń bez jeźdźca, wierzchowiec wydawał się jakby znajomy.
Krasnolud przyjrzał się uważniej.
- Ku**a.- zaklął pod nosem gdy zorientował się czyj to koń.
Coś musiało pójść nie tak, a przecież nie było słychać rogu, krasnolud nie miał zamiaru dłużej czekać, jego towarzysze mogli mieć kłopoty.
Thorgroth wziął topór do ręki i powiedział do Targana.
- Dobra, idziemy. Starajcie się iść jak najostrożniej.- krasnolud przejechał palcem po ostrzu topora, był ostry jak zwykle.
Ogry ożywiły się nieco na wieść o tym że ruszają.
- Idziemy.- powiedział a w jego głosie dało się wyczuć determinacje.
Gdyby jego dłonie nie były skryte w skórzanych rękawicach było by widać jego pobielałe kostki.
Krasnolud poprowadził ogrów drogą którą przybiegł spłoszony wierzchowiec…
W oddali zdawało mu się że słyszy okrzyki i rozpoznał słowa „Ulryk” i „Śmierć”, teraz był pewien że coś na pewno jest nie tak.
- Szybko.- powiedział do ogrów.- Ale na tyle abym mógł was dogonić.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

"Cholera jasna. Przez ten szum, nie słychać nawet własnych słów. Mam nadzieję, że ten róg Zinhy jest głośny, bo inaczej może być ciężko". W głowie elfa kotłowała się niezliczona ilość pytań. Do tego brak jakiegokolwiek towaru na wozie, co najmniej podwajał ich ilość. Naturalna nieufność Galavandrela, do wszystkich nieznajomych, wzięła nad nim górę. Może słusznie, może nie. Tego nawet sam elf nie wiedział. Próbował znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji. „Znają się. Cholera ich wie, może to przypadek, że ich tu spotkaliśmy, a może nie. Co robić, co robić…?”. Nagle elfowi do głowy wpadł pewien pomysł. Może niezbyt mądry, ale było to chyba jedyne wyjście. Szybko zdjął plecak z pleców, wyciągnął bandaż, hubkę z krzesiwem i butelkę oliwy. Następnie sięgnął do kołczanu i wyciągnął strzałę. Grot strzały owinął bandażem i nasączył oliwą. Następnie schował buteleczkę z powrotem do plecaka. Szybko podszedł do ogrzego kapitana i ruchem ręki poprosił go, aby odeszli na kilka kroków, a następnie, aby ten nachylił się nieco. Elf był niski i nie miał raczej szans powiedzieć mu czegokolwiek do ucha w normalnej pozycji. Zaczął mówić tak głośno, jak było trzeba, aby tylko kapitan go usłyszał, ewentualnie zaczął krzyczeć.
-Kapitanie. Ten wodospad zagłusza wszystko dookoła. Możemy nie usłyszeć stąd rogu, który jest sygnałem do ataku. Musimy zmienić pozycję. Ruszamy do wejścia do wąwozu. Gdy już będziemy bliżej, ja pójdę na zwiad. Jeśli tylko usłyszycie dźwięk rogu lub zobaczycie na niebie płonącą strzałę, - to mówiąc pokazał strzałę, którą wcześniej przygotował.- ruszajcie do ataku. Tych dwóch, biorę ze sobą.Grupa ruszyła do wejścia do wąwozu. Gdy znaleźli się już bliżej, Galavandrel skinął ręką, aby się zatrzymali. Nie było potrzeby wychodzić w samo centrum doliny. „Cholerna mgła. Nic nie widać”. Ruchem ręki przywołał do siebie kupca i jego sługę.
-Jeśli cokolwiek zauważycie, machajcie ręką. Utrzymujemy stały kontakt wzrokowy. Z przygotowaną do odpalenia strzałą w dłoni wychylił się z wąwozu i zaczął uważnie posuwać się naprzód wyglądając przyjaciół. Uwe szedł po jego lewej stronie w odległości około 10 metrów. Glomb w takiej samej odległości po prawej. Oczy Galavandrela próbowały przebić się przez gęstą mgłę i dostrzec cokolwiek. Huk wodospadu zagłuszał wszystko dookoła i elf zaczynał utwierdzać się w przekonaniu, że róg mógłby się nie przebić przez ten tumult i wyruszenie na zwiad było dobrym pomysłem. Co jakiś czas zerkał na dwóch towarzyszy upewniając się, że nie stracił z nimi kontaktu. Mimo wszystko jego nieufność, podpowiadała mu, że mogą nie być do końca tym, za kogo się podają.
Ostatnio zmieniony piątek, 20 lipca 2007, 10:30 przez EmDżej, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Akolita przywyknął do niewesołych sytuacji podczas walki. Ta teraz była jedną z najgorszych jakie można sobie wyobrazić, choć sam akolita jak na razie ucierpiał najmniej w porównaniu do całej reszty drużyny. Przez chwilę nawet pomyślał, by nie atakować napastników, w końcu zatrzymali się, jakby chcieli porozmawiać. Jednak Werner rzucił się w swoim szale. A skoro najemnik walczy, Konradowi tym bardziej wypadało.
Po raz kolejny nie chciał ryzykować ataku z końskiego siodła, ledwo co jeździć umiał, a co dopiero szarżę przeprowadzić. Ruszył biegiem z mieczem w ręku na najbliższego niestratowanego przez konie przeciwnika. Stara się nie wdawać w jakieś dłuższe walki, aby nie zostać otoczonym. Z racji najlepszego stanu zdrowia role się odwróciły - teraz on co jakiś czas zerka na Brocha, czy aby na pewno sobie radzi. W razie konieczności rusza z odsieczą przyjacielowi.
Tak jak zawsze do niedźwiedziego ryku najemnika, który wzywał Ulryka dołączał wrzask akolity wzywającego Sigmara, tak teraz było inaczej. Akolita walczył w całkowitym milczeniu, absolutnie skupiając się na tym co robi. Wynikała to z pewnej silnej motywacji - Julii. Musi jak najszybciej i w jak najlepszym stanie wrócić do niej. Na razie jednak, była to bardzo odległa perspektywa...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Broch, Konrad, Ravandil:

Najemnik nie myśląc wiele zaszarżował na przeciwników. Pierwszego z górali Gevaudan powalił i wklepał kopytami w błoto przy strumieniu, błysnęła włócznia prowadząc za czubkiem warkocz jasnoczerwonej krwi z szyi kolejnego rozbójnika. Broch zamachnął się jeszcze raz przed sobą szeroko, zmuszając dwóch następnych do odskoku... Byle dać towarzyszom czas na pozbieranie się. Gevaudan ruszył znowu, jakieś ostrze słabo ciśniętego oszczepu ześliznąło się po kirysie, najemnik zaklął i pchnął kolejnego przeciwnika w pierś. Włócznia furkotała w powietrzu, rzucając wszędzie wokół krwawe bryzgi a Broch posługiwał się tą bronią w iście niesamowitym stylu. Nagle głos rogu zabrzmiał przeciągle w całej dolinie. Ravandil, który dopadł do niego jako pierwszy, dął w niego z całej siły. Dźwięk nagle się urwał gdy kolejny kamień z procy wybił elfowi palce lewej dłoni - z posługiwania się łukiem nici. Szarża nadbiegających Ninerl i Konrada chwilowo powstrzymała górali. Jeden został ścięty przez elfkę, drugiego do Morra wysłał akolita. Trzeci zwijał się tuż obok odciętej przez banitkę własnej ręki. Broch rozpędził wierzchowca i ruszył między rozbójników. Gevaudan wpadł w spieniony strumień. Górale rzeczywiście nie myśleli wpadać pod ostrze ryczącego jeźdzca i kopyta równie wielkiego konia i uskakiwali w wodę. Kilku pozbierawszy się wyszło na wasz brzeg lecz tam rozprawili się z nimi Ninerl i Konrad. Rozbójnicy chyba zorientowali się w końcu że walczą sami, wystawieni przez sojuszników.

- Zdrada! Zdrada! – zaczęli krzyczeć.

W tym momencie nadjechał Galavandrel, szyjąc z łuku do zbójców. Jego strzała powaliła jednego z górali który właśnie zamierzał się na Ninerl. Równocześnie od drugiej strony wyłonił się z mgły galopujący na swym kucu Thorgroth a za nim biegnąca z rykiem ósemka ogrów.

- Odwrót! – ryknął, przekrzykując huk wodospadu, wyglądający na przywódcę muskularny zbójca, parujący niezdarnie mocarne ciosy Brocha.

Górale straciwszy połowę ludzi, siekani przez was po plecach zwiewali na drugą stronę strumienia. Od strony Wodogrzmotów ukazała się nieco zdezorientowana dziesiątka ogrów „pitana” Bodraga. Ludovic i Zinha wyciągnęli wreszcie Diega spod zabitego wierzchowca. Molachijczyk z przebitym strzałą barkiem kaszlnął i jęknął ułożony na ziemi:

- Cholera…jasna…

Spowite mgłą zarośla po lewej nie dawały znaku życia. Zabójcy musieli się ulotnić jednak nie mogli być daleko, minęła bowiem może minuta.

Galavandrel

Pokonałeś ponownie mostek pod Wodogrzmotami gdy przez huk wodospadu przebił się śpiew rogu. Ledwo dosłyszałeś go w tym huku, w wąwozie nie mieli szansy go usłyszeć. Poderwałeś konia i pognałeś w stronę wąwozu. Złapawszy oddech krzyknąłeś na ogry:

- Róg! Zagrali w róg!

Następnie zawróciłeś konia i pognałeś przed ogrami w dół doliny. Po półminucie galopu z gęstej mgły wyłoniło się pole bitwy. Walczący i ginący ludzie nie byli dla ciebie nowym widokiem. Na drodze leżał martwy wierzchowiec szlachcica spod którego wąsaty rycerz i stary sługa starali się wydobyć rannego strzałą w bark Diega. Broch, Konrad i Ninerl walczyli przy strumieniu z jakimiś ludźmi. Odziani w wełniane koszule, futra i skóry przeciwnicy nie pozostawiali wątpliwości co do swej profesji. Zarośnięci, brodaci, zbrojni w toporki, proce i tarcze górscy rozbójnicy krzyczęli coś i zaczęli uciekać z powrotem przez strumień. Posłałeś strzałę w jednego, który zamierzał się na elfkę i podjechałeś bliżej. Z naprzeciwka nadjeżdzał właśnie Thorgroth z ósemką ogrów, a za sobą słyszałeś już tupot dzięsięciu ogrów Bodraga.

Thorgroth


Spiąłęś do galopu swego kuca i pognałeś po drodze mijając skałę po prawej. Po chwili dobiegł cię dźwięk rogu. Chwyciłeś za topór. Wodospad znikł ci z oczu. Obejrzałeś się: ogry biegły za tobą. Dolina była upstrzona karłowatymi świerkami i iglastymi krzewami, tonęła w szarości skał. Przejechałeś dwukrotnie, ostrożnie po drewnianej kładce spieniony strumień. Po chwili wjechałeś w coraz gęstszy obłok mgły. Przez mgłę nie widziałeś niczego prócz biegnącego obok drogi strumienia i fragmentów zbocza po obu stronach. Po lewej mignął ci w pędzie jakiś kamienny obelisk. Tylko po narastającym huku wodospadu mogłeś wnioskować, że jesteś coraz bliżej. Nagle z mgły wyłoniło się pole bitwy. A raczej już pobojowisko. Na drodze leżał martwy wierzchowiec szlachcica spod którego wąsaty rycerz i stary sługa starali się wydobyć rannego strzałą w bark Diega. Broch, Konrad i Ninerl walczyli przy strumieniu z jakimiś ludźmi. Odziani w wełniane koszule, futra i skóry przeciwnicy nie pozostawiali wątpliwości co do swej profesji. Zarośnięci, brodaci, zbrojni w toporki, proce i tarcze górscy rozbójnicy krzyczęli coś i na twój widok zaczęli uciekać spowrotem przez strumień. Z naprzeciwka nadjechał Galavandrel - elf szył z łuku do uciekających górali. Za nią na drodze ukazało się, nieco zdezorientowanych mgłą i końcem walki dziesięć ogrów Bodraga.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Jakims cudem zabiła jednego z górali, udało się jej odciąć dłoń drugiemu . Vadath dreptał, rżąc przenikliwie. Jednak dał sobą kierowac.
Ninerl prawie nie czuła już łydki. Od czasu do czasu miała wrażenie, że ktoś wbija jej w nogę dużą szpilkę. Strzała musiała się wbić akurat tam, gdzie nogi nie okrywała już gruba skórzana cholewa buta.
Sciągnęła wodze i Vadath podszedł do strumienia. Kilku górali własnie z niego wychodziło. Ninerl podjechała do jednego- udało się jej przeciąć połowę szyji człowieka. Ranny zaryczał, potem zabulogotał i osunął się na ziemię, rozpaczliwie zaciskając dłonie na ranie. Drugiemu wbiła ostrze prosto w oczy. Za chwilę wyszarpnęła je z rany i było właściwie już po wszystkim. Kątem oka widziała jak Konrad dobija właśnie jakiegoś górala. Inny leżał na brzegu strumienia. Zawróciła konia i spojrzała na pole bitwy. Słyszała wczesniej dźwięk rogu- Ravandilowi jak słychac, udało się go znaleźć. Zza młgy wyłonił się Galavandrel, Ninerl ledwie go zauważyła. Gdzies w oddali słyszała tętent kopyt i odgłosy maszerującego oddziału. "Ogry" przemknęło jej przez myśl.
Broch walczył z resztą napastników- wyglądał na całego. Rzuciła okiem do tyłu- Molachijczycy zajmowali sie właśnie odciąganiem konia, by wydobyć Diega.
Ravandil...gdzie jest Ravandil? Zalała ją fala niepokoju. Musi go znaleźć, teraz, natychmiast. Kierując się zapamiętanym głosem rogu, pojechała w tamtym kierunku.
- Ravandil!- zawołała ochrypłym głosem.- Żyjesz?
Podjechała do elfa. Żył, tylko Ninerl zauważyła dziwnie bezwładnie wyglądającą jego lewą rękę.
- Co się stało? Nie zsiądę z konia, przepraszam, ale nie mogę. Trafili mnie w łydkę-wyjaśniła. Pochyliła się, ledwie powstrzymując łzy bólu i wyciągnęła do elfa rękę- Wsiadaj, te tuin.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Chwała Ulrykowi, rozbójnicy zachowali się dokładnie tak, jak najemnik tego oczekiwał, zaczęli pierzchać. Warcząc, trzasnął stojącego przed nim wielkiego bandziora, ale ten nad wyraz zwinnie wykonał unik, odbił kolejny cios. Najemnik nie spodziewał się tak zaciekłego oporu ze strony bandyty, zasypywał tamtego ciosami nie dając mu okazji do ataku, ale i nie czyniąc poważnej krzywdy. Gdyby pozostali zbóje postanowili zostać i walczyć, mogłoby być niewesoło. Nagle z mgły, zza pleców przeciwnika wyłonił się Konrad i błyskawicznie skracając dystans grzmotnął tamtego swym mieczem. Rozbójnik wywrócił oczami i padł bez życia, a wściekły middenlandczyk wyprowadził potężne pchnięcie prosto w odsłoniętą szyję...
Widząc że górale uciekają ruszył stępa z powrotem w kierunku ścieżki, mijając Konrada z ociekającym krwią mieczem. Zobaczywszy, że Thorgroth komenderuje ogrami stojąc w pobliżu rannego księcia, uznał, że trzeba wykorzystać każdą chwilę. Omiótł wzrokiem pobojowisko, zaciskając mocno szczęki na widok rannego szlachcica. Ravandil i Ninerl również nie byli w dobre formie - zwiadowca miał najprawdopodoniej wybite palce a w lewej łydce banitki najemnik dostrzegł resztki strzały. Spojrzał na nich i rzucił:
- Poczekajcie tutaj na Elissę, powinna coś zaradzić na wasze rany...
Zsiadł z konia, zmieniwszy zakrwawioną włócznię na miecz, ruszył truchtem, pochylony, osłonięty tarczą za przeczesującymi krzaki ogrami.
- OBŁAWA! TYRALIERĄ! ŻYWCEM BRAĆ! - "w miarę możliwości", dodał w duchu. I nie więcej jak jednego. Machnął w stronę zdezorientowanej grupy Bodraga. - Dalej! Bodrag rozwiń szyk, nikt nie może się przemknąć! RUSZAĆ SIE! - wrzasnął wściekle Werner, a widząc że akolita ucierpiał najmniej, rzucił do niego. - Konrad!! Za mną!! Pokażemy tym sukinsynom jak się walczy....
Zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Zmrużone oczy bystro wypatrywały zabójców zza poszczerbionej krawędzi tarczy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Dobrze, że Julia tego nie widzi... Tej masakry... której po części ja jestem sprawcą... - myślał akolita, gdy kolejni przeciwnicy lądowali u jego stóp, najczęściej z wyraźną raną cięta na ciele. Te całe miesiące wędrówek i walk zrobiły swoje: akolita wyszedł ze starcia bez żadnego uszczerbku na zdrowiu.
I bez rozkazu najemnika, Konrad rzuciłby się w pogoń ze uciekinierami. Plan nie do końca wypalił, przynajmniej tak akolicie się zdawało, więc trzeba postarać się zdobyć najwięcej ile się da. W tym przypadku chodziło o przywódcę zasadzki, który ujawnił się, gdy nakazywał swoim podwładnym odwrót.
Po drodze Konradowi przemknęła przez głowę myśl, aby ruszyć w pogoń na swoim wierzchowcu. Postanowił jednak, że nie spróbuje tego - było to zbyt ryzykowne. Bardzo wredną ironią byłoby, gdyby skręcił kark spadając z konia, a nie podczas walki.
Zamiast wskakiwania na konia, rzucił do pobliskich ogrów:
TAM! TAM! Wasz posiłek wam ucieka! - i wskazał w kierunku ucieczki górali. Wydawało mu się, że to najlepsza motywacja dla zgrai wielkoludów, aby pomogli dopaść uciekających.
Broch w swoim szalu krzyknął dziwne słowo, "tyraliera". Konrad "umilał" sobie bieg za napastnikami rozmyślaniami na temat co może znaczyć to wyrażenie. Kolejna rzecz, której będzie musiał dowiedzieć się od najemnika...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavandrel

Strzała posłana przez Galavandrela, przebiła gardło mężczyzny akurat w momencie, gdy zamierzał się na Ninerl. „Dzięki niech będą Liadrielowi, że ruszyliśmy się z tego wąwozu”. Galavandrel zauważył Brocha i Konrada pędzących za napastnikami. Ninerl wciąż na koniu podjechała do leżącego na ziemi Ravandila, oboje nie wyglądali za dobrze. Elf podjechał do nich.
-Przy wejściu do wąwozu jest Miaulin, Julia, Elissa i muły. Spotkaliśmy jakichś waszych znajomych. My z ogrami zajmiemy się pościgiem, wy jedźcie szybko do wąwozu. Nie powinienem ich zostawiać samych. Później wszystko wyjaśnię.
To powiedziawszy, Galavandrel spiął konia i tak szybko, na ile pozwalały mu jego ograniczone umiejętności jeździeckie pognał w stronę Brocha i Konrada. Z łukiem w ręku wypatrywał celów. „Dobrze, że zdążyliśmy”.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Dopadł do rogu najszybciej jak tylko mógł. Wciąż nie mogąc porządnie złapać oddechu przyłożył instrument do ust i zadął, ile tylko miał sił w płucach. Ku jego zaskoczeniu, poszło mu to dość sprawnie (chodź widział może raz lub dwa, jak to się robi) i po chwili brzmienie rogu wypełniło okolicę... Przyjemny dla ucha dźwięk przerwała nagła fala bólu. Kamień wyrzucony z procy trafił go w lewą dłoń. Jedyne, co było słychać, to brzęk pomieszany z trzaskiem zwichniętych palców. "No ładnie" - tylko tyle zdążył pomyśleć Ravandil, po czym upuścił róg. Poczuł się gorzej. Zmęczenie, pogruchotane żebra i palce dawały o sobie znać. Jednak sił dodawało mu zadowolenie, że udało się zadąć w intrument i wezwać pomoc. Jego uszu doszły przeciągłe krzyki "Zdrada! Zdrada!". Najwyraźniej zamachowcy wystawili swoich najemników w pole. W oddali majaczyły mu sylwetki ogrów pod wodzą Bordraga. "Chyba wygraliśmy...". Elf osunął się wyczerpany na ziemię. Spojrzał na Brocha. Ten próbował zagonić ogry do pościgu za uciekającymi góralami. Ravandil nawet jakby chciał, nie byłby w stanie ich teraz ścigać. Po chwili podjechała do niego Ninerl. Pewna myśl przemknęła mu przez głowę. "Farnoth..." Jego koń leżał przeszyty strzałą tuż obok wierzchowca Diega. Wyglądało na najgorsze. Elfowi mimowolnie po policzku spłynęła łza. Nie mógł mu teraz pomóc.
-Żyję jakoś...- powiedział, po czym chwycił prawą ręką dłoń Ninerl, i już nawet nie skrywając bólu wdrapał sie na jej wierzchowca -Wybacz moją nieporadność, ale spotkanie z kamieniami nie należy do najprzyjemniejszych- Po chwili podbiegł do nich Galavandrel i kazał jechać do wąwozu. Ravandil szepnął do Ninerl ze słabym uśmiechem -Chyba i tak nie byłbym w stanie zrobić nic więcej... Teraz wygląda na to, że jestem pozbawiony nawet konia- pokazał głową na kotłowaninę końskich ciał. Ravandil by nie spaść z konia lewą ręką objął nieznacznie Ninerl w talii, prawą natomiast położył jej na ramieniu. -Przynajmniej żyjemy...- powiedział jeszcze słabym głosem do elfki.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Wybaczam-dodała słabym głosem. - Proszę, tylko uważaj na moją łydkę, o ile będziesz w stanie. Szkoda wiernego towarzysza- dodał cicho.- To był piękny rumak.
Za chwilę podejchał do nich Galavandrel. Powiedział coś o znajomych. Ninerl poczuła ukłucie niepokoju. "Jacy znajomi? Skąd i tutaj? To może pułapka" pomyślała.
- Ravandilu, zmień ręce. Nie utrzymasz się inaczej.- dodała.
Chwilę poczekała i spięła konia. Zmęczony Vadath ruszył kłusem.
Noga rozbolała dziewczynę niemiłośiernie. Ledwie widziała drogę przez łzy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Konrad zaszedł od tyłu herszta bandy który nie zdążył się jeszcze wycofać i z którym walczył teraz Broch. Wódz rozbójników wprawnie ogłuszony runął w mokrą ziemię na skraju strumienia. Pierzchający w górę zbocza zbójcy zauważywszy, że wzięto do niewoli ich szefa już zawracali pragnąc w desperackiej szarży go odbić.

- Sna-ga! Sna-ga! – Krzyczeli.

Po chwili jednak przestali i zawrócili widząc czwórkę ogrów posłaną w pościg za nimi przez Thorgrotha. Niebawem też, ścigani przez olbrzymy, zniknęli wśród skał i zarośli. Mgła rozwiewała się powoli. Dwukrotnie trafiony z procy zwiadowca ciężko oddychał i nie mógł ruszać palcami lewej dłoni. Ninerl nie mogła chodzić. Gdy słaby wiatr rozwiał ostatnie obłoki ukazał wam się ponownie (a po raz pierwszy tym, którzy go jeszcze nie widzieli) gigantyczny wodospad. Chcąc nie chcąc musieliście zadrzeć głowy. Stumetrowy Wodogrzmot górował nad doliną, rzucając cień na większość przełęczy. To w jego stronę pognali teraz Werner i Konrad z dziesiątką ogrów Bodraga. Chwile później dołączył do nich Galavandrel.

Broch, Konrad, Galavandrel:

Ruszyliście wraz dziesiątką ogrów Bodraga między skały i zarośla. Ogry nie na należały do tchórzliwych: z rykiem wyprzedziły ostrożnie posuwającego się do przodu Konrada. Werner, idący z długim mieczem krzyczał coś o tyralierze. Trudno powiedzieć czy ogry znały choć to słowo, lecz Bodrag nie od parady miał patent kapitana. Nieartykułowanymi warknięciami kazał swym podkomendnym rozwinąć szyk. Mgła rozwiała się i widzieliście dość dobrze. Wspinając się między karłowatymi świerkami i kępami kosodrzewiny, nie tracąc się z oczu, nie dostrzegliście śladu wrogów. Huk wodospadu narastał zagłuszając niemal wszystko. Dopiero gdy przed wami wyrosła wysoka na piętnaście metrów skała zauważyliście wspinające się na nią sylwetki. Złożona jakby z kilku płaskich, nakładających się na siebie płyt skała tworzyła podstawę wodospadu. Po prawej wytryskiwał z niej z hukiem i impetem dolny Wodogrzmot, po lewej układała się w coś w rodzaju olbrzymich schodów. Tamtędy właśnie wspinali się wrogowie. Naliczyliście sześć umundurowanych szaro sylwetek, zakapturzonych, z łukami na plecach. Trzy już były na szczycie, trzy kolejne też dość wysoko. Trzy z towarzyszących wam ogrów uniosło do strzału wałowe kusze, zwykle używane podczas oblegania fortyfikacji. Jeden z pocisków dosłownie zmiótł jedną z postaci rzucając nią gdzieś poza zasięg waszego wzroku.

- Waaaaaarggghhh! – ryknął Bodrag i wskazał ręką skałę, co miało chyba znaczyć „naprzód”.

Trzymaliście się blisko siebie. Już kamienisty „las” za wami był wymagającym terenem do marszu, teraz nie było lepiej.

Ninerl, Ravandil, Thorgroth:

Niedługo po tym jak Konrad, Broch wraz dziesiątką ogrów zniknęli w zaroślach po lewej, z góry przełęczy wróciła reszta pierwszej grupy. A nawet nieoczekiwanie wzmocniona. Za prowadzącymi muły Elissą, Miaulin, Julią i dwoma towarzyszącymi im ogrami jechał wóz zaprzężony w dwa konie. Na wozie zaś jechały dwie postacie. Ninerl i Ravandil mocno zdziwieni, od razu je poznali. Wozem powoził niski grubawy człowieczek w zielonym kapeluszu. Spod ronda wystawały czarne bokobrody oraz tłuste lecz bystre oblicze. Kupiecki strój był nakryty podróżnym płaszczem. Z tyłu siedział sianowłosy tyczkowaty pachoł, na pierwsze skojarzenie przywodzący wioskowego głupka. Za grupą Galavandrela jechał na swym wozie Uwe Schreyvogl, kupiec z Altdorfu, z pomocnikiem Glombem. Nie przedstawiał się i nie zadawał zbędnych pytań. Skinął tylko głową na powitanie i zeskoczywszy z zatrzymanego wozu skoczył wraz z Elissą pomagać rannym. Miaulin widząc że siostra została ranna, podbiegła do Ninerl i próbowała jej jakoś pomóc. W tym samym czasie Galavandrel ruszył za najemnikiem i akolitą i po kilku chwilach dołączył do nich.

- A niech mnie, co tutaj się stało? – spytał cicho kupiec.

Po chwili Schreyvogl uwijał się rozpalając ogień i przynosząc wodę Elissie. Gdy Molachijczycy z pomocą Thorgrotha ułożyli Diega na kocu obok drogi, dziewczyna przyklękła obok niego.

- Trzeba wyjąć strzałę – oceniła. – Bądźcie dzielni jaśnie panie. Woda się musi zagotować.

Następnie Elissa podeszła do Ravandila, który zaciskając zęby z bólu usiadł na skraju drogi. Spojrzała na wybite palce dłoni elfa, i na olbrzymi krwawiący siniak na jego boku.

- Musze nastawić palce, Ravandilu. Będzie bolało... - rzuciła patrząc zwiadowcy prosto w oczy. Elf dobrze o tym wiedział.

Czarnowłosa nastawiła palce Ravandila przy okazji mamrocząc pod nosem swoje formuły w nieznanym wam języku i chwilę później opatrzyła krwawy, wielki siniak na boku elfa. Potem zajęła się Ninerl, również uprzedzając ją o bólu towarzyszącym wyciągnięciu resztki strzały z łydki. Następnie użyła swoich maści by rany szybciej się goiły. Na samym końcu zajęła się ratowaniem Farnotha – wyszarpnęła strzałę z boku rumaka i dzięki swoim sztuczkom, szeptanym po cichu dziwnym słowom i maściom, Elissa stwierdziła że wierzchowiec będzie żył, choć nie można go dosiadać dopóki rana się nie zabliźni.

Widząc że nigdzie nie ma Konrada, Julia podbiegła do Ninerl i ze łzami w oczach spytała:
- Gdzie jest Konrad? Gdzie mój mąż? Tylko nie mów że nie przeżył...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Na widok postaci wspinających się po skałach zaklął długo i siarczyście. Popatrzył na biegnące przodem ogry, na zdążającego nieopodal Konrada i Galavandrela nadgiegającego z tyłu, zaklął raz jeszcze, wspominając przypiętą do siodła Gevaudana kuszę. Właściwie tylko elf mógł walczyć na odległość.
- Jeśli nam się wymkną, wszystko na marne! Konrad, musimy ich dopaść! Galavandrel, wal do tych sukinsynów ile wlezie!!! I spróbuj zostawić paru żywych...
To rzekłszy pobiegł szybko w ślad za ogrami, zerkając cały czas na sylwetki wrógów, gotów w razie potrzeby osłaniać się tarczą przed pociskami. Gorzej będzie na trudnych odcinkach, przy skałach. Broch zacisnął zęby i zmarszczył brwi. Kolejny ciekawy sprawdzian dla jego nadszarpniętej ostatnio kondycji.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl przetarła oczy, ale nadal nie bardzo mogła uwierzyć w to co widzi. "Co kupiec tu robi" zastanowiła się. "Mniejsza z tym" pomyślała "Później się pozastanawiam".
Pomogli jej zejśc z konia, właściwe po prostu Elissa i Uwe ją ściągnęli z grzbietu Vadatha. Ninerl jęknęła z bólu.
Zaraz podbiegła do niej Miaulin z lękiem wypisanym na twarzy. Dotknęła zranionej łydki.
- Miulin, zostaw. Trzeba to dobrze wyjąć, jesli źle to zrobisz jeszcze bardziej uszkodzisz mi mięśnie- odezwała się do siostry.
Chwilę potem Elissa wyciągnęła grot. Ninerl cieszyła się, że przygryzła rękawicę i zdusiła krzyk w gardle. Wypluła ośliniony kawałek skóry i powiedziała:
- No to przez najbliższe dni jestem unieruchomiona.
Za chwilę podbiegła do niej Julia i zasypała pytaniami.
- Uspokój się. Konrad jest na razie zdrowy i cały. Ścigają wraz z Brochem resztki górali. - odpowiedziała słabym głosem.
Ninerl z trudem podniosła się do siadu. Nie chciała leżeć, przynajmniej nie teraz.
- Daj mi wody- poprosiła siostrę. Pociągnęła łyk.
- Co z dłonią Ravandila, Elisso?- zapytała się dziewczyny. - Na ile czasu będzie unieruchomiona?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
EmDżej
Marynarz
Marynarz
Posty: 151
Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
Numer GG: 3121444

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: EmDżej »

Galavndrel

W ciemnozielonych oczach elfa zapalił się ogień. Błyskawicznym ruchem wyciągnął z kołczanu strzałę i posłał ją w stronę jednego z uciekających ludzi. Następnie wyciągnął drugą. „Zobaczymy frajerzy. Im dłużej uciekacie, tym bardziej jesteście zmęczeni. Tym wolniej się poruszacie i tym łatwiej was trafić”. To pomyślawszy, ze strzałą w jednej ręce i z łukiem w drugiej, udał się za Brochem i Konradem.

Ok. Jeśli wrogowie znajdują się w bliskim zasięgu łuku, Galavandrel oddaje strzał mierzony w nogę. Jeśli nie, to stara się skrócić dystans lub strzela normalnie. Robi wszystko, aby nie stracić przeciwników z oczu.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem :-)
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Z trudem opanowując ból ruszył razem z również nie za dobrze wyglądającą Ninerl. Wcześniej zgodnie z prośbą elfki zmienił ręcę, ale mimo to wcale nie było mu łatwiej się utrzymać. Gdy dotarli do reszty grupy, jego oczom ukazał się zaskakujący widok. Na wozie siedziały dwie postacie. Wydały się elfowi dziwne znajome... Wytężył umysł i przypomniał sobie. "Przecież to ten kupiec, którego eskortowaliśmy do Bogenhafen... Sre... Scherv... Nieważne...". Wolał sobie teraz nie zaprzątać tym głowy. Udało mu się jakoś zejść z konia i siadł na skraju drogi. Nie sądził, że dwie głupie rany po kamieniach wytrzelonych z procy mogą tak boleć... A bolało prawie jakby wbił mu nóż w brzuch.
Wszyscy krzątali się, byle tylko pomóc w miarę sprawnie szybko rannym. Na pierwszy ogień poszedł Diego, z którym było najgorzej, bo spora strzała tkwiła w jego barku. Potem Elissa zajęła się opatrywaniem zwiadowcy. -Teraz trochę bólu więcej nie zrobi mi różnicy- szepnął w odpowiedzi na jej słowa i mocno zacisnął zęby. Fala bólu przeszła począwszy od palców aż do samego barku. Ale na razie było po wszystkim. Następnie Elissa zajęła się jego bokiem, o tyle dobrze, że ten zabieg nie wymagał nastawiania niczego. Potem uzdrowicielka zajęła się Ninerl, która miała zranioną nogę, a na końcu zabrała się do Farnotha. Po raz kolejny swoimi tajemnymi sposobami opatrzyła jego ranę. "Teraz wygląda na to, że spora większość naszej drużyny zawdzięcza tej kobiecie życie... A Konrad chciał jej zrobić krzywdę...". Elissa stwierdziła, że Farnoth będzie żył. Elf gdyby tylko mógł, skoczyłby do góry ze szczęścia. Słabym głosem powiedział do czarnowłosej -Dziękuję... Krucho by z nami było, gdyby nie twoja pomoc-
Osłabienie powoli brało górę. Elf położył się wygodnie na trawie. Trzeba chwilę odpocząć, choć teraz podróż i tak stanie się trudniejsza...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Na widok kolejnej gromadki napastników, powiedział, niczym Broch w swoim najlepszym stanie podczas jakiegokolwiek pojedynku:
Namnożyło się trochę tych sukinsynów! Bez mgły nie są tacy mocni!
Po cichu policzył sylwetki, po chwili musiał powtórzyć tą procedurę, bowiem rozproszył go strzał ogra. Właśnie, ogra...
Biegnijmy pierwsi, skoro Ci ludzie, mieszkańcy gór mają problemy z wdrapywaniem się tam, to my na pewno. Ale nasza trójka to najmniejszy problem: wyobraź sobie jak to będzie z ogrami... - powiedział do cichu do Wernera, a następnie ruszył w kierunku przeciwników.
Gdyby Ci przypadkiem oddali w kierunku wspinających się salwę, akolita stara się chować za skałami, być jak najmniejszym celem w miarę możliwości.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Broch, Konrad, Galavandrel:

Kiedy wraz z ogrami zaczęliście się wspinać w górę skały zabójcy byli już na szczycie. Prędko poleciały na was strzały. Łucznicy szybko wzięli na cel najemnika. Po chwili, jedna po drugiej, dwie strzały wbiły się w tarczę Brocha, tak że ten zachwiał się i omal nie runął do tyłu. Kolejna strzała zraniła w ramię ogra, za którego plecami krył się chwilowo Konrad. Olbrzym tylko zawył i z rykiem wyszarpnął ją łąmiąc pocisk. Jedna ze strzał utkwiła w solidnej skórzni Bodraga. Ogółem słabe pociski nie stanowiły dla ogrów większego zagrożenia. Tylko jeden miał pecha – trafiony w oko z urwanym jękiem stoczył się w dół zbocza. Łucznicy wszak strzelali a wspinając się powoli, byliście doskonałym celem. Nagle jednak jakaś strzała śmignęła obok nich, zaraz potem druga ugodziła w ramię napinającego cięciwę zabójcę. Sugerując się lotem pocisków spojrzeliście na dół. Galavandrel słał strzałę po strzale przyklęknąwszy za krzewem. Zabójcy widząc was i zdawszy sobie sprawę że ich strzały niewielkie robią na ograch wrażenie, chwycili rannego towarzysza i podali tyły. Na jakieś dwadzieścia sekund nim dotarliście na górę zniknęli wam z oczu. Gdy wspięliście się na szczyt skały twarze owiała wam wilgotna bryza. Znajdowaliście się na wysokości między pierwszą a drugą kaskadą. Wodospad był tak blisko i huczał tak niepomiernie, że trzeba było krzyczeć rozmówcy do ucha żeby cokolwiek usłyszeć. Na mokrej skale leżał zbryzgany krwią zabójca trafiony z wałowej kuszy. Ostatni z pozostałych przeskakiwał właśnie rwący w ciasnej rozpadlinie strumień. Wody Ghalmaraza rozdzielały się u podstawy górnego Wodogrzmotu. Jeden strumień spływał niższym, lecz szerszym i równie potężnym wodospadem na prawo od was, Drugi przebijał się przed wami, między skałą na której staliście a niemal pionową ścianą zbocza doliny. Na lewo jednak ściana odstępowała nieco robiąc miejsce dla płaskiego rumowiska. Tam właśnie, między głazami, przeskoczywszy strumień, pognali zabójcy. W pięciu, prowadząc rannego, biegli ku skałom. Wybiegło im na spotkanie jeszcze dwóch, odzianych tak samo, na szaro, w kapturach. Między głazami poniżej dostrzegliście uwiązanie konie. Galavandrel wystrzelił z naładowanego przed chwilą łuku, pocisk jednak chybił, znikając gdzieś w skałach. Bodrag ryknął i dwa ogry nabrawszy rozpędu skoczyły przez strumień. Rwący potok, pędzący szeroką na pięć metrów szczeliną między skałami, pięć metrów poniżej waszych stóp musiał był głęboki. Jeden ogr wylądował po drugiej stronie, drugi zaś przywaliwszy w skałę poleciał w odmęty i raz tonąc, raz się wynurzając, odbijając się od kamiennych brzegów, popłynął wraz z prądem. Po chwili zniknął spłynąłwszy w dół wodospadu. Stojąc na krawędzi skalnej półki zauważyliście, że można zejść nad sam brzeg spienionej rozpadliny i przeskoczyć znacznie łatwiej stamtąd, co zabierało jednak więcej czasu - tak musieli przebyć strumień zabójcy. Jednak zejście było za wąskie dla ogrów, olbrzymy musiały skakać z góry.

Ninerl, Ravandil, Thorgroth


Słysząc pytanie Ninerl, Elissa odparła:

- Będę używać swoich maści i formuł by palce Ravandila wróciły jak najszybciej do dawnego stanu ale co najmniej tydzień nie będzie mógł nic robić lewą dłonią. Ty też powinnaś już niedługo wrócić do formy choc na razie musisz oszczędzać lewą stopę.

Chwilę później odezwała się Miaulin, rozjuszona tym, że jej siostra została ranna.
- Nie widzicie że ktoś was najwyraźniej zdradził? Bo skąd napastnicy wiedzieli gdzie się na was zasadzić?? Wydaje mi się że to on... - wskazała palcem na Zinhę. - Słyszałam jak Diego mówił że jego brat rządzi Molachią bezprawnie i chce usunąć brata a gdybyście byli rycerzami co by was skusiło? Czy nie wdzięczność króla Molachii za pomoc w usunięciu konkurenta? Zdrajcy nie atakują na oślep. Czekają na dogodną okazję. Radze wam zabierzcie mu broń!

Oskarżenie Miaulin oburzyło Zinhę, przestraszyło Elissę i Julię, zaniepokoiło Uwe z pomocnikiem, zdumiało Diega i zaciekawiło ogry. Targan wydał nieartykułowany rozkaz i dwóch ogrów chwyciło zaskoczonego Zinhę pozbawiając go broni.

- Oszalałaś elfko!? – krzyknął wąsaty rycerz. – Znam Diega od szesnastu lat! Od małego uczyłem szermierki tego chłopca i byłem jego ochroniarzem!

- Diego mówi prawdę Miaulin. – powstał chwytając za broń stary Ludovic. – Oddałby życie za Diega, to całkiem bez sensu!

- Zinha by mnie nie zdradził…nie…Zinha…- wydukał półprzytomnie ranny książę, któremu wystraszona Elissa właśnie miała wyjmować strzałę.

- Albo on być zdradziec albo nie! – ryknął Targan wskazując na wyrywającego się rycerza. – Jak być zdradziec, zdradziec trzeba zjeść. By się upewnić najpierw zjeść mu rączkę to wszystko wyśpiewa.

Pechowo Broch, który jako jedyny z was miał u ogrów jakiś autorytet był nieobecny a sytuacja nie przedstawiała się ciekawie. Po raz kolejny Miaulin przekroczyła granicę, oskarżając rycerza nie mając żadnych dowodów. Krzyki obudziły związanego herszta rozbójników. Brodaty góral rozglądał się wokół z przerażeniem. Ogry coraz bardziej się niecieprliwiły. Musieliście szybko interweniować.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Zablokowany