[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Bardzo dobrze, że mimo uwolnienia Julii z opętania, nosze zrobione dla niej dalej się ostały. Biedaczka leżała nieprzytomna dalej, choć jej słodka, kochana mina nie zmieniła się ani trochę. Przez całą drogę akolita patrzył na nią rozmarzonym wzrokiem. Ostatnio był to widok dość częsty, ale to przecież nie jego wina, że jego ukochana znalazła się, a teraz na dodatek jest całkowicie zdrowa. I cała dla Konrada...
Tradycyjnie jednak, coś akolicie zawsze musi przerwać jakąkolwiek chwilę zadumy, pogrążenia się w wyobraźni, marzeniach. Jak nie kolejny szał dziewczyny, to pojawienie się znajomych strażników z odciętą głową elfa i informacją o zasadzce... Tym razem bogowie wymyślili sobie spotkanie drużyny z ekipą wygłodniałych ogrów. Zaiste, albo Najwyżsi się nudzą, albo mają wyjątkowo osobliwe poczucie humoru...
Nie widzieć czemu, Konradowi mimo nieciekawych okoliczności tego spotkania zebrało się na nadzwyczaj dobry humor.
Oho! Gadający ogr! I to jeszcze z odznaką kapitana! Nie wiem gdzie Matka Natura znalazła partnera na spłodzenie takiego ewenementu... - mruknął, a potem zaśmiał się sam ze swojego żartu z (być może) innymi towarzyszami.
Hej, spójrzcie! Nawet Werner musi siedzieć na koniu aby patrzeć mu w oczy!
Nagle z klatki za ogrami padły słowa w innym języku, Konrad podejrzewał, że w elfickim. Co dziwne nie zainteresował się faktem, że więźniowie mogą chcieć pomocy. Przypomniał sobie, że już dawno miał prosić drużynowy, długouchy duet o naukę ich ojczystego języka, a Brocha o szkolenie w zakresie posługiwania się większymi brońmi, jak chociażby zakupiony młot. Wygląda na to, że to wszystko znowu będzie musiało poczekać. O ile wcześniej znowu nie wypadnie akolicie z głowy...
Bardzo dobrze, że mimo uwolnienia Julii z opętania, nosze zrobione dla niej dalej się ostały. Biedaczka leżała nieprzytomna dalej, choć jej słodka, kochana mina nie zmieniła się ani trochę. Przez całą drogę akolita patrzył na nią rozmarzonym wzrokiem. Ostatnio był to widok dość częsty, ale to przecież nie jego wina, że jego ukochana znalazła się, a teraz na dodatek jest całkowicie zdrowa. I cała dla Konrada...
Tradycyjnie jednak, coś akolicie zawsze musi przerwać jakąkolwiek chwilę zadumy, pogrążenia się w wyobraźni, marzeniach. Jak nie kolejny szał dziewczyny, to pojawienie się znajomych strażników z odciętą głową elfa i informacją o zasadzce... Tym razem bogowie wymyślili sobie spotkanie drużyny z ekipą wygłodniałych ogrów. Zaiste, albo Najwyżsi się nudzą, albo mają wyjątkowo osobliwe poczucie humoru...
Nie widzieć czemu, Konradowi mimo nieciekawych okoliczności tego spotkania zebrało się na nadzwyczaj dobry humor.
Oho! Gadający ogr! I to jeszcze z odznaką kapitana! Nie wiem gdzie Matka Natura znalazła partnera na spłodzenie takiego ewenementu... - mruknął, a potem zaśmiał się sam ze swojego żartu z (być może) innymi towarzyszami.
Hej, spójrzcie! Nawet Werner musi siedzieć na koniu aby patrzeć mu w oczy!
Nagle z klatki za ogrami padły słowa w innym języku, Konrad podejrzewał, że w elfickim. Co dziwne nie zainteresował się faktem, że więźniowie mogą chcieć pomocy. Przypomniał sobie, że już dawno miał prosić drużynowy, długouchy duet o naukę ich ojczystego języka, a Brocha o szkolenie w zakresie posługiwania się większymi brońmi, jak chociażby zakupiony młot. Wygląda na to, że to wszystko znowu będzie musiało poczekać. O ile wcześniej znowu nie wypadnie akolicie z głowy...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Noc minęła spokojnie, nie licząc figli najemnika z uzdrowicielką. Ponieważ wszyscy zgodzili się co do dalszej drogi, ruszyli pierwszym szlakiem.
Po kilku godzinach jazdy, wreszcie na horyzoncie zamajaczyły góry.
Kawalkada ominęła twierdzę, strzegącą przełęczy.
"Może wreszcie nam się uda" pomyślała dziewczyna.
Niestety, za chwilę dośc sielski nastrój został gwałtownie przerwany.
Ryk niemal ogłuszył dziewczynę i na dodatek pojawił się niedźwiedź. Konie jakoś wytrzymały, ale na nerwy mułów tego było już za dużo. Ninerl cieszyła się, że nie ma przywiązanych ich do siodła. "Ale by było" pomyślała "A tak musimy je tylko złapać, a ja nie mam połamanych nóg." myślała, popędzając konia. Muły wkrótce zostały złapane przez Diego.
Chwilę potem znaleźli się na skraju polany.
Na ruszcie piekł się koń, a wokół niego siedziały ogry, mnóstwo ogórów. Co najgorsze, sama ich liczebność była problemem. Na dodatek miałycoś na kształt mundurów. Równiez stojąca obok balista nie napawała patrzących entuzjazmem. Ninerl przełknęła ślinę. "No to ładnie.... ale jeszcze nas nie zaatakowali. Więc może tego nie zrobią". Powiodła dalej wzrokiem po prowizorycznym obozowisku. Wśród bagaży leżały dwa elfy. Zaraz, zaraz....Ninerl zamrugała oczami. Czyżby wzork jej się mącił? Leżąca elfka wyglądała dziwnie znajomo. Chwilę potem krzyknęła, a Ninerl rozpoznała ten głos natychmiast. "Niech to cholera! Co ta głupia smarkula tu robi" była wściekła i jenoczesnie oniemiała ze zdumienia. "Pewnie znowu probują mnie zmusić do powrotu" warknęła w myślach "O nie, nie ze mną takie numery. Trzeba ją uwolnić" ściskała wodze tak silnie, aż czuła przez skórę paznokcie wbijające się w skórę. Ravandil rzucił jakąś uwagę.
Odpowiedziała wściekłym szeptem: - Wcale nie mamy ze soba za dużo wspólnego, jeszcze się przekonasz. Głupia smarkula. Niech ją tylko dorwę w swoje ręce.- warknęła cicho.
"Ninerl, opanuj się" pomyślała. "Gniew na razie ci się nie przyda". Obserwowała działania Wernera- miała nadzieję, że najemnik wie co robi i to zadziała.
Usłyszała słowa krasnoluda.
-Niestety, tak- parsknęła.
Ninerl miała grobową minę. Zagryzała wargi i ściskała wodze, by nie rzucić się na któregos z tych wielkich idiotów. Pod maską spokoju, kłębiła się w niej burza uczuć. Wściekłość, gniew, lęk i niezadowolenie. Czekała, a Vadath wyczuwający jej napięcie, drobił niespokojnie w miejscu.
Vibe, siostra Ninerl ma brązowe włosy, nie jasny blond. W dodatku ciemnobrązowe. I takie same oczy. Włosy przycięte do szczęki. Jasną skórę. Wyślę Ci jej krótki opis.
Noc minęła spokojnie, nie licząc figli najemnika z uzdrowicielką. Ponieważ wszyscy zgodzili się co do dalszej drogi, ruszyli pierwszym szlakiem.
Po kilku godzinach jazdy, wreszcie na horyzoncie zamajaczyły góry.
Kawalkada ominęła twierdzę, strzegącą przełęczy.
"Może wreszcie nam się uda" pomyślała dziewczyna.
Niestety, za chwilę dośc sielski nastrój został gwałtownie przerwany.
Ryk niemal ogłuszył dziewczynę i na dodatek pojawił się niedźwiedź. Konie jakoś wytrzymały, ale na nerwy mułów tego było już za dużo. Ninerl cieszyła się, że nie ma przywiązanych ich do siodła. "Ale by było" pomyślała "A tak musimy je tylko złapać, a ja nie mam połamanych nóg." myślała, popędzając konia. Muły wkrótce zostały złapane przez Diego.
Chwilę potem znaleźli się na skraju polany.
Na ruszcie piekł się koń, a wokół niego siedziały ogry, mnóstwo ogórów. Co najgorsze, sama ich liczebność była problemem. Na dodatek miałycoś na kształt mundurów. Równiez stojąca obok balista nie napawała patrzących entuzjazmem. Ninerl przełknęła ślinę. "No to ładnie.... ale jeszcze nas nie zaatakowali. Więc może tego nie zrobią". Powiodła dalej wzrokiem po prowizorycznym obozowisku. Wśród bagaży leżały dwa elfy. Zaraz, zaraz....Ninerl zamrugała oczami. Czyżby wzork jej się mącił? Leżąca elfka wyglądała dziwnie znajomo. Chwilę potem krzyknęła, a Ninerl rozpoznała ten głos natychmiast. "Niech to cholera! Co ta głupia smarkula tu robi" była wściekła i jenoczesnie oniemiała ze zdumienia. "Pewnie znowu probują mnie zmusić do powrotu" warknęła w myślach "O nie, nie ze mną takie numery. Trzeba ją uwolnić" ściskała wodze tak silnie, aż czuła przez skórę paznokcie wbijające się w skórę. Ravandil rzucił jakąś uwagę.
Odpowiedziała wściekłym szeptem: - Wcale nie mamy ze soba za dużo wspólnego, jeszcze się przekonasz. Głupia smarkula. Niech ją tylko dorwę w swoje ręce.- warknęła cicho.
"Ninerl, opanuj się" pomyślała. "Gniew na razie ci się nie przyda". Obserwowała działania Wernera- miała nadzieję, że najemnik wie co robi i to zadziała.
Usłyszała słowa krasnoluda.
-Niestety, tak- parsknęła.
Ninerl miała grobową minę. Zagryzała wargi i ściskała wodze, by nie rzucić się na któregos z tych wielkich idiotów. Pod maską spokoju, kłębiła się w niej burza uczuć. Wściekłość, gniew, lęk i niezadowolenie. Czekała, a Vadath wyczuwający jej napięcie, drobił niespokojnie w miejscu.
Vibe, siostra Ninerl ma brązowe włosy, nie jasny blond. W dodatku ciemnobrązowe. I takie same oczy. Włosy przycięte do szczęki. Jasną skórę. Wyślę Ci jej krótki opis.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ogry, kiedy wjechaliście na polanę, powstały z bronią w ręku, na potencjalne zagrożenie. Kiedy Konrad rzucił swoją uwagę odnośnie tej olbrzymiej rasy rozległ się głośny pomruk. Kapitan Bodrag niepewnie zbliżył się do czarnego rumaka akolity a koń przestraszony zaczął rżeć i wierzgać tak, że Konrad stracił nieco na powadze. Wtedy podjechał Werner mówiąc niewiele, za to częstując spirytusem. Kapitan Bodrag wziął od najemnika manierkę i wydoił jednym łykiem. Otworzył po tym gębę i lekko się wzdrygnął jakby się przeliczył, po chwili jednak przełknął i beknął donośnie. Bęknięcie wywołało w ograch głośny entuzjazm. Bodrag poklepał przyjaźnie Brocha po ramieniu, od tego klepania middenlandczyk omal nie spadł z siodła.
- Ty być duży jak na ludzika – wyszczerzył zęby patrząc na Brocha.
W międzyczasie Werenr zauważył, że dyplom oficerski wielkiego ogra jest prawdziwy – było na nim napisane „Bodrag” a u dołu widniała pieczęć cesarska.
Cesarska a nie książęca.
Wtedy Ravandil zaczął rozmawiać z Ninerl a leżąca przy ognisku kobieta nieśmiało wzywała pomocy. Nic bardziej nie wkurzało ogrów jak zbyt dużo słów, których nie mogli zrozumieć. Kapitan Bodrag nie był wyjątkiem.
- Nie wszystkie naraz!!! – zaryczał a jego ochrypły głos poniósł się echem po całym wzgórzu.
- My czekać tu na orki – powiedział patrząc na Brocha. – Jak cysorski pukownik kazał. Ale orki nie przychodzić. On mówił że przybyć posiłki i posiłki przybyć ale zaraz uciekli, i tylko ją i jej konia zostawić – wskazał na związaną kobietę. – A potem my złapać jego - skinął głową na leżącego elfa. - My nie chcieć już słurzyć cysarz – w oddziale zabrzmiały głosy aprobaty, walenie toporami o tarcze - Ksionze być dobry, przysłać posiłki i złoto – Bodrag po raz kolejny wskazał na kobietę oraz wyciągnął zza pazuchy wypchaną sakiewkę. – Reszta posiłki zanim uciec też mówić o bitwa. Wy nam dać złoto i jeść i zaprowadzić do ta bitwa co oni mówić. My puścić kobieta i faceta – Bodrag podał rękę Brochowi, mimo że nie mieliście pojęcia o czym mówi olbrzym. Mała ręka najemnika utonęła w ogromnym łapsku ogra. Ogr miażdzył mu dłoń w uścisku. - Umowa stać, kto ją złamać, temu my złamać kości.
„Kapitan” kilkoma chrząknięciami rozkazał rozwiązać kobietę i elfa, dwóch ogrów wykonało polecenie.
- Jak wy nas nie zaprowadzić do bitwa to my was połamać i zjeść. - rzekł z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Ninerl, wszystko wyjaśniliśmy sobie na PW. Miaulin będzie musiała pozostać blondynką
- Ty być duży jak na ludzika – wyszczerzył zęby patrząc na Brocha.
W międzyczasie Werenr zauważył, że dyplom oficerski wielkiego ogra jest prawdziwy – było na nim napisane „Bodrag” a u dołu widniała pieczęć cesarska.
Cesarska a nie książęca.
Wtedy Ravandil zaczął rozmawiać z Ninerl a leżąca przy ognisku kobieta nieśmiało wzywała pomocy. Nic bardziej nie wkurzało ogrów jak zbyt dużo słów, których nie mogli zrozumieć. Kapitan Bodrag nie był wyjątkiem.
- Nie wszystkie naraz!!! – zaryczał a jego ochrypły głos poniósł się echem po całym wzgórzu.
- My czekać tu na orki – powiedział patrząc na Brocha. – Jak cysorski pukownik kazał. Ale orki nie przychodzić. On mówił że przybyć posiłki i posiłki przybyć ale zaraz uciekli, i tylko ją i jej konia zostawić – wskazał na związaną kobietę. – A potem my złapać jego - skinął głową na leżącego elfa. - My nie chcieć już słurzyć cysarz – w oddziale zabrzmiały głosy aprobaty, walenie toporami o tarcze - Ksionze być dobry, przysłać posiłki i złoto – Bodrag po raz kolejny wskazał na kobietę oraz wyciągnął zza pazuchy wypchaną sakiewkę. – Reszta posiłki zanim uciec też mówić o bitwa. Wy nam dać złoto i jeść i zaprowadzić do ta bitwa co oni mówić. My puścić kobieta i faceta – Bodrag podał rękę Brochowi, mimo że nie mieliście pojęcia o czym mówi olbrzym. Mała ręka najemnika utonęła w ogromnym łapsku ogra. Ogr miażdzył mu dłoń w uścisku. - Umowa stać, kto ją złamać, temu my złamać kości.
„Kapitan” kilkoma chrząknięciami rozkazał rozwiązać kobietę i elfa, dwóch ogrów wykonało polecenie.
- Jak wy nas nie zaprowadzić do bitwa to my was połamać i zjeść. - rzekł z dziwnym uśmiechem na twarzy.
Ninerl, wszystko wyjaśniliśmy sobie na PW. Miaulin będzie musiała pozostać blondynką

My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Uśmiechnął się krzywo do poklepującego go ogra i rozruszał lekko uściśniętą przed momentem dłoń. Ma krzepę, jak to ogr. Najemnik nie miał pojęcia o jakiej bitwie mówi Bodrag, ale po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że można by wykorzystać ogry do własnych celów i skoro chcą mieć bitwę, to im ją dać.
- Słyszałem, że wrogi oddział koło Wodogrzmotów stacjonuje. Jedzenie, walka, zabawa. Dużo posiłków, kapitanie. Bardzo dużo.
Problem będzie dopiero wtedy, gdy zamachowcy się przestraszą i w ogóle nie zaatakują, czym niby nakarmią wtedy tych bydlaków? Taki koń to dla nich ledwie przystawka. Nie podobało mu się to, no ale odwrotu nie było. Poza tym jak ryzykować to na całego. Najwyżej później się coś wymyśli.
Miał nadzieję, że złoto Diega i zdobyczne konie ich przeciwników na obiad przekonają ogry do współpracy.
Następnie wskazał na leżącą kobietę i elfa z obojętną miną.
- Jeńcy?
Uśmiechnął się krzywo do poklepującego go ogra i rozruszał lekko uściśniętą przed momentem dłoń. Ma krzepę, jak to ogr. Najemnik nie miał pojęcia o jakiej bitwie mówi Bodrag, ale po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że można by wykorzystać ogry do własnych celów i skoro chcą mieć bitwę, to im ją dać.
- Słyszałem, że wrogi oddział koło Wodogrzmotów stacjonuje. Jedzenie, walka, zabawa. Dużo posiłków, kapitanie. Bardzo dużo.
Problem będzie dopiero wtedy, gdy zamachowcy się przestraszą i w ogóle nie zaatakują, czym niby nakarmią wtedy tych bydlaków? Taki koń to dla nich ledwie przystawka. Nie podobało mu się to, no ale odwrotu nie było. Poza tym jak ryzykować to na całego. Najwyżej później się coś wymyśli.
Miał nadzieję, że złoto Diega i zdobyczne konie ich przeciwników na obiad przekonają ogry do współpracy.
Następnie wskazał na leżącą kobietę i elfa z obojętną miną.
- Jeńcy?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
- Oni nie jeńcy – odrzekł Bodrag. - ona, ta elfka, być posiłki, które obiecać gupi pukownik a przysłać dobry ksionże. Inny posiłek mówić, że ona jędrne ciałko, prawdziwy rarytas. Ale my widzieć, że może i smaczna ale raczej nie wiele mięsa więc ją wypuścić kiedy wy prosić. A faceta my złapać niedaleko, on być na pewno smaczny, dużo ciałka...
Następnie ogrzy kapitan wyszedł na środek polany i wygłosił płomienną mowę do swoich żołnierzy:
- My nie stać już tu dłużej bezczynnie o puste brzuchy! – ryknął. - Nie służyć już gupi pukownik i cysarz! My tera iść pod Wodogrzmoty i stoczyć wielka bitwa! Będzie walka, jedzenie i zabawa!
- Wiwat!
- Hurra!
- Zdrowie!
- Niech żyje!
- Ugabuga!
- Hu! Hu! Hu! – rozbrzmiały okrzyki.
Podjechaliście bliżej i zsiedliście z koni. Wielki ogr usiadł koło was zadowolony,
- My dzisiaj się najeść – wskazał na resztki dopiekającego się na ruszcie konia. Najpewniej należął do Miaulin. - Ale jutro być głodni, zanim wyruszyć musieć zjeść śniadanie a potem dobry obiad. Wy nas nakarmić, my dla was walczyć. Ogr zawsze być głodny – wyjaśnił sentencjonalnie. - My musieć jeść aby być silni aby rozbijać głowy i zdobyć uznanie nasze kobiety w rodzinna wioska. Ogrze kobiety być mało – powiedział ze smutkiem. - Tylko najlepsi je dostać.
Zaczynało zmierzchać więc rozbiliście obóz obok ogrów. Napoiliście konie i muły w strumieniu. Elissa i Julia, która wybudziła się wreszcie wyraźnie lękały się ogrów zwłaszcza, że te dopiero co chciały zjeść przedstawicielkę ich płci. Ogry z największym szacunkiem traktowały Brocha ze względu na wzrost. Podekscytowane podróżą, chwilowo zajęły się sobą i Diego, korzystając z okazji zwołał was na naradę na ubocze.
- Te ogry będą niezastąpione jeśli dojdzie do walki – powiedział cicho. - Martwi mnie co innego. Do Wodogrzmotów dotrzemy trzeciego dnia drogi poczynając od jutra rana a ich trzeba będzie nakarmić. I niech was bronią bogowie pokazywać im sztabki. Jeśli zobaczą, że mamy tyle złota mogą zapomnieć o umowie. Jak widzieliśmy ich lojalność jest względna, nie wspominając już o skłonnościach do kanibalizmu - wskazał na uwolnioną właśnie kobietę i mężczyznę.
Kiedy siostra Ninerl pozbierała swój ekwipunek i podeszła do was mogliście bliżej się jej przyjrzeć. Była ładna, wzrostem niższa od starszej siostry. Kształtne, pełne biodra i duże piersi skryte pod tuniką najlepszej jakości sprawiały że było na czym oko zawiesić. Byla dość blada, ale pewnie było to spowodowane spotkaniem z ogrami. Najbardziej uderzające były, skołtunione teraz, jasne włosy. Również w zielonych oczach było coś dziwnego, intrygującego. Chwilę później sprawdziła swój ekwipunek. Przy pasie spoczywała teraz niewielka szabla oraz nóż. Zebrawszy swoje rzeczy najszybciej jak mogła weszła między was. Elf którego uwolniły ogry również najszybciej jak mógł podążył w waszą stronę. Miał rozbitą głowę i był poturbowany, już nie mówiąc o szoku jaki musiało wywołać oczekiwanie na stanie się posiłkiem ogrów. Zachwiał się w pewnym momencie i usiadł na trawie. Podbiegła do niego Elissa i przyklękła mówiąc:
- Jestem Elissa. Dobrze się czujesz? Pozwól, niech to obejrzę, może być wstrząśnienie mózgu – zaczęła opatrywać ranę. Po chwili dołączył do niej Diego.
- Miło, że mogliśmy cię ocalić z opresji. – powiedział – Czy można zapytać jak masz na imię i jak tutaj trafiłeś? Jestem Diego Menezes. To rycerz Zinha i mój sługa Ludovic – przedstawił swych towarzyszy. – A to…hmm...nasza eskorta – wskazał na was, mniemając że przedstawicie się sami.
Galavandrel
Dwóch ogrów podeszło do ciebie na rozkaz „Pitana” Bodraga.
- My cię wypuścić jak kazać nasi nowi koledzy – rzekli rozwiązując cię. - Przepraszać że chcieć cię zjeść.
Spojrzałeś po obozie. Twój wierzchowiec stał przywiązany niedaleko, najpewniej czekając na swoją kolejkę w menu ogrów. Obok leżały twoje rzeczy. Na szczęście broń i podróżny ekwipunek były całe. Jednak ogry pożarły jako przystawkę cały twój prowiant na podróż przez góry. Zabrały też wszystkie pieniądze jakie ci jeszcze zostały. Byłeś bez grosza i jedzenia…ale przynajmniej żyłeś dzięki zdecydowanej postawie tych ludzi. Uwolniony ruszyłaś szybko w ich stronę i przyjrzałaś się im bliżej. Jeźdzców było łącznie ośmioro, mieli piętnaście mułów objuczonych towarem i cztery juczne konie. Zaiste barwna to była kompania. Łysy człowiek z blizną przez pół głowy w kaplańskich szatach, olbrzymi middenlandczyk (przedstawił się ogrom jako Werner Broch), przysadzisty krasnolud z wielkim toporem, przystojny elf o długich włosach i dosyć ładna elfka, która okazała się być siostrą tej, z którą dzieliłeś miejsce obok ogniska. Towarzyszyły im, ze strachem patrząc na ogry, dwie kobiety: jedna jakby wyniosła, z prostymi blond włosami, odziana w błękitną ładną sukienkę…Zauważyłeś że trzyma się blisko łysego mężczyzny a w obecnej chwili siedziała mu na kolanach obok ogniska. Druga była dziewczyną, młodszą od tamtej, z kręconymi czarnymi włosami, w prostej lecz ładnej wiejskiej sukience. Nagle poczułeś się słabo i usiadłaś na trawie, wówczas ona właśnie podbiegła do ciebie.
- Jestem Elissa. Dobrze się czujesz? Pozwól, niech to obejrzę, może być wstrząśnienie mózgu – zaczęła opatrywać ranę. Po chwili dołączył do niej Diego.
Ludzie zaczęli rozbijać obóz obok ogrów. Wyglądało na to, że najęli ich na służbę.
Siwiejący, wąsaty rycerz oraz jeszcze starszy od niego łysiejący już sługa służyli trzeciemu: dość młodemu szlachcicowi z bródką i o kręconych czarnych włosach. On odezwał się do ciebie jako pierwszy.
- Miło, że mogliśmy cię ocalić z opresji. – powiedział – Czy można zapytać jak masz na imię i jak tutaj trafiłeś? Jestem Diego Menezes. To rycerz Zinha i mój sługa Ludovic – przedstawił swych towarzyszy. – A to…hmm...nasza eskorta – wskazał na was, mniemając że przedstawicie się sami.
Ninerl
Miaulin podeszła do ciebie i z rozbrajającym uśmiechem na twarzy jak gdyby nic wielkiego się przed momentem nie stało, powiedziała:
- Dzięki za pomoc siostrzyczko, chociaż to właściwie temu wielkoludowi powinnam podziękować... Może później to zrobię... Nawet gdybyś nie nadjechała z tymi swoimi... - spojrzała po twoich towarzyszach - ...nieokrzesanymi ludźmi to i tak dała bym sobie radę, już miałam nawet plan. Co ty tutaj właściwie robisz? Tułasz się po świecie zamiast wracać do nas!
Konrad
Siedziałeś wraz z Julią przy ognisku. Wszyscy zajęci byli sobą więc po raz pierwszy mogliście się sobą w pełni nacieszyć. Twoja żona, wtulona w Ciebie powiedziała:
- Co będzie dalej z nami kochanie? Popatrz na to wszystko? Nadal chcesz tak żyć? Jak ten wielki najemnik i reszta... Wolałabym byśmy wrócili już do domu, do naszego Boven. Martwię się że znów mogę cię stracić... Poza tym nie lubię podróżować, gdy wokół tak niebezpiecznie...
Wzdrygnęła się lekko, objęła cię rękoma i przytuliła mocniej do twej piersi. Wieczór zapowiadał się na długi i ciekawy. Wiele mieliście sobie do powiedzenia.
Następnie ogrzy kapitan wyszedł na środek polany i wygłosił płomienną mowę do swoich żołnierzy:
- My nie stać już tu dłużej bezczynnie o puste brzuchy! – ryknął. - Nie służyć już gupi pukownik i cysarz! My tera iść pod Wodogrzmoty i stoczyć wielka bitwa! Będzie walka, jedzenie i zabawa!
- Wiwat!
- Hurra!
- Zdrowie!
- Niech żyje!
- Ugabuga!
- Hu! Hu! Hu! – rozbrzmiały okrzyki.
Podjechaliście bliżej i zsiedliście z koni. Wielki ogr usiadł koło was zadowolony,
- My dzisiaj się najeść – wskazał na resztki dopiekającego się na ruszcie konia. Najpewniej należął do Miaulin. - Ale jutro być głodni, zanim wyruszyć musieć zjeść śniadanie a potem dobry obiad. Wy nas nakarmić, my dla was walczyć. Ogr zawsze być głodny – wyjaśnił sentencjonalnie. - My musieć jeść aby być silni aby rozbijać głowy i zdobyć uznanie nasze kobiety w rodzinna wioska. Ogrze kobiety być mało – powiedział ze smutkiem. - Tylko najlepsi je dostać.
Zaczynało zmierzchać więc rozbiliście obóz obok ogrów. Napoiliście konie i muły w strumieniu. Elissa i Julia, która wybudziła się wreszcie wyraźnie lękały się ogrów zwłaszcza, że te dopiero co chciały zjeść przedstawicielkę ich płci. Ogry z największym szacunkiem traktowały Brocha ze względu na wzrost. Podekscytowane podróżą, chwilowo zajęły się sobą i Diego, korzystając z okazji zwołał was na naradę na ubocze.
- Te ogry będą niezastąpione jeśli dojdzie do walki – powiedział cicho. - Martwi mnie co innego. Do Wodogrzmotów dotrzemy trzeciego dnia drogi poczynając od jutra rana a ich trzeba będzie nakarmić. I niech was bronią bogowie pokazywać im sztabki. Jeśli zobaczą, że mamy tyle złota mogą zapomnieć o umowie. Jak widzieliśmy ich lojalność jest względna, nie wspominając już o skłonnościach do kanibalizmu - wskazał na uwolnioną właśnie kobietę i mężczyznę.
Kiedy siostra Ninerl pozbierała swój ekwipunek i podeszła do was mogliście bliżej się jej przyjrzeć. Była ładna, wzrostem niższa od starszej siostry. Kształtne, pełne biodra i duże piersi skryte pod tuniką najlepszej jakości sprawiały że było na czym oko zawiesić. Byla dość blada, ale pewnie było to spowodowane spotkaniem z ogrami. Najbardziej uderzające były, skołtunione teraz, jasne włosy. Również w zielonych oczach było coś dziwnego, intrygującego. Chwilę później sprawdziła swój ekwipunek. Przy pasie spoczywała teraz niewielka szabla oraz nóż. Zebrawszy swoje rzeczy najszybciej jak mogła weszła między was. Elf którego uwolniły ogry również najszybciej jak mógł podążył w waszą stronę. Miał rozbitą głowę i był poturbowany, już nie mówiąc o szoku jaki musiało wywołać oczekiwanie na stanie się posiłkiem ogrów. Zachwiał się w pewnym momencie i usiadł na trawie. Podbiegła do niego Elissa i przyklękła mówiąc:
- Jestem Elissa. Dobrze się czujesz? Pozwól, niech to obejrzę, może być wstrząśnienie mózgu – zaczęła opatrywać ranę. Po chwili dołączył do niej Diego.
- Miło, że mogliśmy cię ocalić z opresji. – powiedział – Czy można zapytać jak masz na imię i jak tutaj trafiłeś? Jestem Diego Menezes. To rycerz Zinha i mój sługa Ludovic – przedstawił swych towarzyszy. – A to…hmm...nasza eskorta – wskazał na was, mniemając że przedstawicie się sami.
Galavandrel
Dwóch ogrów podeszło do ciebie na rozkaz „Pitana” Bodraga.
- My cię wypuścić jak kazać nasi nowi koledzy – rzekli rozwiązując cię. - Przepraszać że chcieć cię zjeść.
Spojrzałeś po obozie. Twój wierzchowiec stał przywiązany niedaleko, najpewniej czekając na swoją kolejkę w menu ogrów. Obok leżały twoje rzeczy. Na szczęście broń i podróżny ekwipunek były całe. Jednak ogry pożarły jako przystawkę cały twój prowiant na podróż przez góry. Zabrały też wszystkie pieniądze jakie ci jeszcze zostały. Byłeś bez grosza i jedzenia…ale przynajmniej żyłeś dzięki zdecydowanej postawie tych ludzi. Uwolniony ruszyłaś szybko w ich stronę i przyjrzałaś się im bliżej. Jeźdzców było łącznie ośmioro, mieli piętnaście mułów objuczonych towarem i cztery juczne konie. Zaiste barwna to była kompania. Łysy człowiek z blizną przez pół głowy w kaplańskich szatach, olbrzymi middenlandczyk (przedstawił się ogrom jako Werner Broch), przysadzisty krasnolud z wielkim toporem, przystojny elf o długich włosach i dosyć ładna elfka, która okazała się być siostrą tej, z którą dzieliłeś miejsce obok ogniska. Towarzyszyły im, ze strachem patrząc na ogry, dwie kobiety: jedna jakby wyniosła, z prostymi blond włosami, odziana w błękitną ładną sukienkę…Zauważyłeś że trzyma się blisko łysego mężczyzny a w obecnej chwili siedziała mu na kolanach obok ogniska. Druga była dziewczyną, młodszą od tamtej, z kręconymi czarnymi włosami, w prostej lecz ładnej wiejskiej sukience. Nagle poczułeś się słabo i usiadłaś na trawie, wówczas ona właśnie podbiegła do ciebie.
- Jestem Elissa. Dobrze się czujesz? Pozwól, niech to obejrzę, może być wstrząśnienie mózgu – zaczęła opatrywać ranę. Po chwili dołączył do niej Diego.
Ludzie zaczęli rozbijać obóz obok ogrów. Wyglądało na to, że najęli ich na służbę.
Siwiejący, wąsaty rycerz oraz jeszcze starszy od niego łysiejący już sługa służyli trzeciemu: dość młodemu szlachcicowi z bródką i o kręconych czarnych włosach. On odezwał się do ciebie jako pierwszy.
- Miło, że mogliśmy cię ocalić z opresji. – powiedział – Czy można zapytać jak masz na imię i jak tutaj trafiłeś? Jestem Diego Menezes. To rycerz Zinha i mój sługa Ludovic – przedstawił swych towarzyszy. – A to…hmm...nasza eskorta – wskazał na was, mniemając że przedstawicie się sami.
Ninerl
Miaulin podeszła do ciebie i z rozbrajającym uśmiechem na twarzy jak gdyby nic wielkiego się przed momentem nie stało, powiedziała:
- Dzięki za pomoc siostrzyczko, chociaż to właściwie temu wielkoludowi powinnam podziękować... Może później to zrobię... Nawet gdybyś nie nadjechała z tymi swoimi... - spojrzała po twoich towarzyszach - ...nieokrzesanymi ludźmi to i tak dała bym sobie radę, już miałam nawet plan. Co ty tutaj właściwie robisz? Tułasz się po świecie zamiast wracać do nas!
Konrad
Siedziałeś wraz z Julią przy ognisku. Wszyscy zajęci byli sobą więc po raz pierwszy mogliście się sobą w pełni nacieszyć. Twoja żona, wtulona w Ciebie powiedziała:
- Co będzie dalej z nami kochanie? Popatrz na to wszystko? Nadal chcesz tak żyć? Jak ten wielki najemnik i reszta... Wolałabym byśmy wrócili już do domu, do naszego Boven. Martwię się że znów mogę cię stracić... Poza tym nie lubię podróżować, gdy wokół tak niebezpiecznie...
Wzdrygnęła się lekko, objęła cię rękoma i przytuliła mocniej do twej piersi. Wieczór zapowiadał się na długi i ciekawy. Wiele mieliście sobie do powiedzenia.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Na wątpliwości Diega pokiwał głową i rzekł niegłośno.
- Też mnie to trochę martwi. Od biedy można odżałować jednego, dwa muły i rozdzielić ładunek na pozostałe, ale nie więcej. Jedno szczęście, że one wprawdzie żrą dużo, ale są zupełnie niewybredne. Widziałem podczas jednej kampanii jak zżerały ze smakiem nadpsute mięso, od którego człowiek z miejsca by się pochorował... Tak czy inaczej z pewnością trzeba będzie polować, bo nie wiem jak to jest w tych stronach z osiedlami.
Kiedy Molachijczycy wymienili grzeczności z uwolnionym elfem, sam powiedział po tylko:
- Jestem Werner Broch, dla znajomych po prostu Broch. - nie powiedział więcej pozwalając rozmawiać Teodorowi. Później będzie okazja pogadać. Skinął mu głową i rozejrzał się po obozie. Konrad rozmawiał o czymś z żoną i najemnik nie zamierzał im przeszkadzać, pewnie mają sobie sporo do powiedzenia. Ninerl ledwo co spotkała się z siostrą a już wyglądało na to że się kłócą, Ravandil i Thorgroth też byli czymś zajęci więc midddenlandczyk ruszył w stronę ogrzego kapitana. Dobrze jest wiedzieć jak wyglądają stosunki w tej dzikiej kompanii. Wszystko może się przydać.
- Długo dowodzisz, kapitanie? - spytał przysiadając się do Bodraga.
Na wątpliwości Diega pokiwał głową i rzekł niegłośno.
- Też mnie to trochę martwi. Od biedy można odżałować jednego, dwa muły i rozdzielić ładunek na pozostałe, ale nie więcej. Jedno szczęście, że one wprawdzie żrą dużo, ale są zupełnie niewybredne. Widziałem podczas jednej kampanii jak zżerały ze smakiem nadpsute mięso, od którego człowiek z miejsca by się pochorował... Tak czy inaczej z pewnością trzeba będzie polować, bo nie wiem jak to jest w tych stronach z osiedlami.
Kiedy Molachijczycy wymienili grzeczności z uwolnionym elfem, sam powiedział po tylko:
- Jestem Werner Broch, dla znajomych po prostu Broch. - nie powiedział więcej pozwalając rozmawiać Teodorowi. Później będzie okazja pogadać. Skinął mu głową i rozejrzał się po obozie. Konrad rozmawiał o czymś z żoną i najemnik nie zamierzał im przeszkadzać, pewnie mają sobie sporo do powiedzenia. Ninerl ledwo co spotkała się z siostrą a już wyglądało na to że się kłócą, Ravandil i Thorgroth też byli czymś zajęci więc midddenlandczyk ruszył w stronę ogrzego kapitana. Dobrze jest wiedzieć jak wyglądają stosunki w tej dzikiej kompanii. Wszystko może się przydać.
- Długo dowodzisz, kapitanie? - spytał przysiadając się do Bodraga.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: czwartek, 22 lutego 2007, 16:10
- Numer GG: 9601340
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Thorgroth
Thorgroth poszedł z resztą na ubocze na naradę którą zwołał Diego, krótko wyjaśnił sytuacje i główny problem, do Wodogrzmotów było jednak daleko a Ogry jak wiadomo są głodne cały czas.
- Ja tez niezbyt znam te okolice, ale gdybyśmy natrafili na jakoś osadę to można było by kupić parę jakiś starych koni i dać je im do zeżarcia.- zaproponował.- Gratuluje też udanych negocjacji.- powiedział do Brocha gdy ten szedł w kierunku ogrów.
Krasnolud spojrzał na Elfke która podeszłą do Ninerl, byłą może ładna ale według elfach i ludzkich standardów, dla krasnoludów liczyło się coś więcej niż fizyczne piękno ale niewielu o tym wiedziało, poza tym kobiety innych ras nie pociągały krasnoludzkich mężczyzn.
Wyglądało też na to że Ona Jej siostrą.
- Ot spotkanie kochającego się elfiego rodzeństwa.- powiedział i zaśmiał się szczerze.- Ja już pójdę, zostawię was same, macie sobie pewnie wiele do powiedzenia.
Krasnolud odtroczył od siodła swój topór- mimo wszystko czuł się pewniej gdy miał go pod ręką, szczegulnie w toważystwie ogrów.- i wetknął go za pas po czym wziął swego kuca za uzdę i poprowadził go do miejsca gdzie reszta rozbiła obóz.
Krasnolud siadł przy ognisku i położył swój oręż obok.
Diego właśnie przedstawił siebie oraz rycerza i swego sługę dla który dzięki nim odzyskał wolność i prawdopodobnie uniknął wizyty na kolacji u ogrów, Diego sądził że reszta się przedstawi.
- Jestem Thorgroth.- przedstawił się nowemu elfowi.
Krasnolud miał nadzieję że ten elf będzie bezkonfliktowy tak jak Ninerl i Ravandil, choć to chyba mało prawdopodobne.
Thorgroth poszedł z resztą na ubocze na naradę którą zwołał Diego, krótko wyjaśnił sytuacje i główny problem, do Wodogrzmotów było jednak daleko a Ogry jak wiadomo są głodne cały czas.
- Ja tez niezbyt znam te okolice, ale gdybyśmy natrafili na jakoś osadę to można było by kupić parę jakiś starych koni i dać je im do zeżarcia.- zaproponował.- Gratuluje też udanych negocjacji.- powiedział do Brocha gdy ten szedł w kierunku ogrów.
Krasnolud spojrzał na Elfke która podeszłą do Ninerl, byłą może ładna ale według elfach i ludzkich standardów, dla krasnoludów liczyło się coś więcej niż fizyczne piękno ale niewielu o tym wiedziało, poza tym kobiety innych ras nie pociągały krasnoludzkich mężczyzn.
Wyglądało też na to że Ona Jej siostrą.
- Ot spotkanie kochającego się elfiego rodzeństwa.- powiedział i zaśmiał się szczerze.- Ja już pójdę, zostawię was same, macie sobie pewnie wiele do powiedzenia.
Krasnolud odtroczył od siodła swój topór- mimo wszystko czuł się pewniej gdy miał go pod ręką, szczegulnie w toważystwie ogrów.- i wetknął go za pas po czym wziął swego kuca za uzdę i poprowadził go do miejsca gdzie reszta rozbiła obóz.
Krasnolud siadł przy ognisku i położył swój oręż obok.
Diego właśnie przedstawił siebie oraz rycerza i swego sługę dla który dzięki nim odzyskał wolność i prawdopodobnie uniknął wizyty na kolacji u ogrów, Diego sądził że reszta się przedstawi.
- Jestem Thorgroth.- przedstawił się nowemu elfowi.
Krasnolud miał nadzieję że ten elf będzie bezkonfliktowy tak jak Ninerl i Ravandil, choć to chyba mało prawdopodobne.
Pozdrowienia od Gretunda z Forum Poltergeist.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
-Galavandrel. Dziękuję, jesteś bardzo miła.- Młody elf odpowiedział kobiecie, która doskoczyła do niego, aby go opatrzyć. Po chwili podeszło jeszcze kilkoro ludzi. Na ich słowa odparł:
-Jestem Galavandrel. Miło was poznać panowie. Myślę, że wasza radość z udzielonej mi pomocy, nie może się równać z moją. Gdyby nie wy, skończyłbym jako posiłek w marnej ogrzej karczmie polowej. Niedługo po krótkiej wymianie uprzejmości, do elfa podeszli kolejni nowopoznani wędrowcy. Przywitał się z każdym z nich, oraz przedstawił się z imienia.
-Naprawdę cieszę się, że los rzucił was w te strony. Jestem waszym dłużnikiem. Was wszystkich. Jeśli tylko pozwolicie mi podróżować z wami, obiecuję, że dołożę wszelkich starań, abyście odczuli, co to znaczy wdzięczność Galavandrela „Cienistej Strzały”. Po tych słowach uśmiechnął się nieznacznie. Ból cały czas mu doskwierał i to dość porządnie. Na szczęście Elissa zaczęła opatrywać ranę, a młody elf odniósł wrażenie, że ta, wie co robi. Gdy tylko skończyła, podniósł się z niemałym trudem i zaczął masować obolałe ręce. Wciąż czuł jeszcze więzy, które ogry zawiązały niemożliwie mocno. Jako że zauważył wcześniej swój ekwipunek, stwierdził, że warto byłoby się pozbierać i wyposażyć z powrotem. „Chyba każdy pewniej się czuje, gdy jego broń jest w pobliżu”
-Wybaczcie moi drodzy, ale chciałbym pozbierać swój ekwipunek i zostać na chwilkę sam. Na tyle szybko, na ile tylko pozwalało mu jego poobijane ciało podszedł do swojego konia.
-Stryczek! Koniku! A jednak cię nie zjedli. Koń wesoło zaparskał i potrząsnął łbem. Koło wierzchowca, leżał cały ekwipunek i broń. „A jednak nie cały. Cholerne żarłoki. Dobrze, że zostawiły chociaż wodę” Elf otworzył jeden z bukłaków i wylał sobie trochę wody na głowę i twarz. Gdy obmył się nieco i wytarł włosy, natychmiast spiął je z powrotem w kucyk a następnie zaczął przywdziewać resztę ekwipunku. Miecz przywiązał do pasa, kołczan do lewego uda, sztylet bezpiecznie schował na powrót w prawym bucie. Objuczył konia i sprawdził jeszcze raz, czy niczego nie brakuje. „No, wygląda na to, że poza suchym prowiantem i pieniędzmi, te debile niczego nie zabrały. Trudno… Jakoś sobie to odbiję. Ważne że żyję.”
Narzucił na siebie swój zielony płaszcz z kapturem, a następnie podniósł z ziemi łuk i wciąż trzymając go w dłoni rozejrzał się po obozie. Bez więzów i głowy całej ubrudzonej w błocie prezentował się o wiele lepiej. Był przystojny. Cholernie przystojny. Jak na elfa nie grzeszył wzrostem, na oko miał 170 może 175 cm, ale budowy ciała był całkiem słusznej. Do tego, gdy odzyskał pewność siebie i świadomość, że nie zostanie dzisiaj pożarty, na jego twarz wstąpił intrygujący, awanturniczy blask, który jak można się było domyśleć, gościł tam niegdyś o wiele częściej. Łagodne rysy twarzy w połączeniu z przymrużonymi ciemnozielonymi oczami, które zdawały się teraz świdrować i przenikać wszystko i wszystkich dookoła mogły zaintrygować niejednego. Mogło się wydawać, że mimo iż elf nie porusza ustami, jego oczy mówią za niego „Jeszcze zobaczycie. Nie jestem taką łamagą jak sobie wyobrażacie i mam kilka niezłych sztuczek w zanadrzu”. Galavandrel uśmiechnął się delikatnie do siebie. „No tak… teraz mam do zrobienia już tylko jedną rzecz.” To pomyślawszy ruszył w stronę lasu. Las znał jak własną kieszeń. Może nie ten, konkretny, ale jako że wychował się w lesie, doskonale wiedział, jakie niebezpieczeństwa mogą się w nim czaić, dlatego też, nie zamierzał wchodzić głęboko. Raptem na kilkanaście metrów, tylko na tyle, żeby być pewnym, że nikt go nie obserwuje. Gdy oddalił się już na wystarczającą odległość upewnił się jeszcze trzykrotnie, że w pobliżu nie ma żadnych intruzów, a następnie przyklęknął na dwa kolana, odłożył na bok łuk i odgarnął nieco ściółki. Z niepohamowaną wściekłością zaczął walić zaciśniętą pięścią prawej ręki w ziemię, z każdym uderzeniem powtarzając w myśli słowa:
„NIGDY….. WIĘCEJ….. NIE….. DAM…. SIĘ….. ZASKOCZYĆ……ŻADNYM…. TĘPYM…..GŁUPIM…..ŚMIERDZĄCYM…..ĆWOKOM”
„No… teraz czuję się lepiej. O wiele lepiej” Wstał, jeszcze raz upewnił się, że nikt go nie obserwował i spokojnym krokiem podążył z powrotem w stronę grupy. Wyszedł z lasu już bez łuku i skierował się w stronę dwójki elfów oraz łysego mężczyzny i kobiety, która siedziała mu na kolanach. Po krótkiej wymianie uprzejmości i przedstawieniu się podszedł jeszcze do Diega i spytał:
-Wybacz, ale czy nie macie może czegoś do jedzenia. Ogry zabrały cały mój prowiant, a ja umieram z głodu. Nieważne czy dostał cokolwiek czy nie, po chwili siadł kilka metrów od reszty, narzucił kaptur na głowę skrywając większą część twarzy. W tej chwili widać było tylko jego brodę, usta i czubek nosa. Oczy znajdowały się w cieniu rzucanym przez kaptur. Nabił fajkę i wyciągnął butelkę z winem. „Wreszcie chwila przyjemności. Nie myślałem, że jeszcze kiedyś będę miał okazję tego spróbować. Liadrielu i Esmeraldo, błogosławcie Quimby’ego”
Sorry, za przydługawego, mędzącego posta, ale przynajmniej na początek chciałem wszystko dokładnie opisać.
-Galavandrel. Dziękuję, jesteś bardzo miła.- Młody elf odpowiedział kobiecie, która doskoczyła do niego, aby go opatrzyć. Po chwili podeszło jeszcze kilkoro ludzi. Na ich słowa odparł:
-Jestem Galavandrel. Miło was poznać panowie. Myślę, że wasza radość z udzielonej mi pomocy, nie może się równać z moją. Gdyby nie wy, skończyłbym jako posiłek w marnej ogrzej karczmie polowej. Niedługo po krótkiej wymianie uprzejmości, do elfa podeszli kolejni nowopoznani wędrowcy. Przywitał się z każdym z nich, oraz przedstawił się z imienia.
-Naprawdę cieszę się, że los rzucił was w te strony. Jestem waszym dłużnikiem. Was wszystkich. Jeśli tylko pozwolicie mi podróżować z wami, obiecuję, że dołożę wszelkich starań, abyście odczuli, co to znaczy wdzięczność Galavandrela „Cienistej Strzały”. Po tych słowach uśmiechnął się nieznacznie. Ból cały czas mu doskwierał i to dość porządnie. Na szczęście Elissa zaczęła opatrywać ranę, a młody elf odniósł wrażenie, że ta, wie co robi. Gdy tylko skończyła, podniósł się z niemałym trudem i zaczął masować obolałe ręce. Wciąż czuł jeszcze więzy, które ogry zawiązały niemożliwie mocno. Jako że zauważył wcześniej swój ekwipunek, stwierdził, że warto byłoby się pozbierać i wyposażyć z powrotem. „Chyba każdy pewniej się czuje, gdy jego broń jest w pobliżu”
-Wybaczcie moi drodzy, ale chciałbym pozbierać swój ekwipunek i zostać na chwilkę sam. Na tyle szybko, na ile tylko pozwalało mu jego poobijane ciało podszedł do swojego konia.
-Stryczek! Koniku! A jednak cię nie zjedli. Koń wesoło zaparskał i potrząsnął łbem. Koło wierzchowca, leżał cały ekwipunek i broń. „A jednak nie cały. Cholerne żarłoki. Dobrze, że zostawiły chociaż wodę” Elf otworzył jeden z bukłaków i wylał sobie trochę wody na głowę i twarz. Gdy obmył się nieco i wytarł włosy, natychmiast spiął je z powrotem w kucyk a następnie zaczął przywdziewać resztę ekwipunku. Miecz przywiązał do pasa, kołczan do lewego uda, sztylet bezpiecznie schował na powrót w prawym bucie. Objuczył konia i sprawdził jeszcze raz, czy niczego nie brakuje. „No, wygląda na to, że poza suchym prowiantem i pieniędzmi, te debile niczego nie zabrały. Trudno… Jakoś sobie to odbiję. Ważne że żyję.”
Narzucił na siebie swój zielony płaszcz z kapturem, a następnie podniósł z ziemi łuk i wciąż trzymając go w dłoni rozejrzał się po obozie. Bez więzów i głowy całej ubrudzonej w błocie prezentował się o wiele lepiej. Był przystojny. Cholernie przystojny. Jak na elfa nie grzeszył wzrostem, na oko miał 170 może 175 cm, ale budowy ciała był całkiem słusznej. Do tego, gdy odzyskał pewność siebie i świadomość, że nie zostanie dzisiaj pożarty, na jego twarz wstąpił intrygujący, awanturniczy blask, który jak można się było domyśleć, gościł tam niegdyś o wiele częściej. Łagodne rysy twarzy w połączeniu z przymrużonymi ciemnozielonymi oczami, które zdawały się teraz świdrować i przenikać wszystko i wszystkich dookoła mogły zaintrygować niejednego. Mogło się wydawać, że mimo iż elf nie porusza ustami, jego oczy mówią za niego „Jeszcze zobaczycie. Nie jestem taką łamagą jak sobie wyobrażacie i mam kilka niezłych sztuczek w zanadrzu”. Galavandrel uśmiechnął się delikatnie do siebie. „No tak… teraz mam do zrobienia już tylko jedną rzecz.” To pomyślawszy ruszył w stronę lasu. Las znał jak własną kieszeń. Może nie ten, konkretny, ale jako że wychował się w lesie, doskonale wiedział, jakie niebezpieczeństwa mogą się w nim czaić, dlatego też, nie zamierzał wchodzić głęboko. Raptem na kilkanaście metrów, tylko na tyle, żeby być pewnym, że nikt go nie obserwuje. Gdy oddalił się już na wystarczającą odległość upewnił się jeszcze trzykrotnie, że w pobliżu nie ma żadnych intruzów, a następnie przyklęknął na dwa kolana, odłożył na bok łuk i odgarnął nieco ściółki. Z niepohamowaną wściekłością zaczął walić zaciśniętą pięścią prawej ręki w ziemię, z każdym uderzeniem powtarzając w myśli słowa:
„NIGDY….. WIĘCEJ….. NIE….. DAM…. SIĘ….. ZASKOCZYĆ……ŻADNYM…. TĘPYM…..GŁUPIM…..ŚMIERDZĄCYM…..ĆWOKOM”
„No… teraz czuję się lepiej. O wiele lepiej” Wstał, jeszcze raz upewnił się, że nikt go nie obserwował i spokojnym krokiem podążył z powrotem w stronę grupy. Wyszedł z lasu już bez łuku i skierował się w stronę dwójki elfów oraz łysego mężczyzny i kobiety, która siedziała mu na kolanach. Po krótkiej wymianie uprzejmości i przedstawieniu się podszedł jeszcze do Diega i spytał:
-Wybacz, ale czy nie macie może czegoś do jedzenia. Ogry zabrały cały mój prowiant, a ja umieram z głodu. Nieważne czy dostał cokolwiek czy nie, po chwili siadł kilka metrów od reszty, narzucił kaptur na głowę skrywając większą część twarzy. W tej chwili widać było tylko jego brodę, usta i czubek nosa. Oczy znajdowały się w cieniu rzucanym przez kaptur. Nabił fajkę i wyciągnął butelkę z winem. „Wreszcie chwila przyjemności. Nie myślałem, że jeszcze kiedyś będę miał okazję tego spróbować. Liadrielu i Esmeraldo, błogosławcie Quimby’ego”
Sorry, za przydługawego, mędzącego posta, ale przynajmniej na początek chciałem wszystko dokładnie opisać.

Ostatnio zmieniony piątek, 13 lipca 2007, 17:16 przez EmDżej, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Wyglądało na to, że Broch zdołał "urobić" sobie ogra. Elfa niepokoiły tylko słowa o tym, że ogry nie chcą już służyć cesarzowi, tylko księciu. To zawsze oznacza kłopoty. Raz dasz takim pieniądze, zaczynają głupieć (o ile to możliwe w przypadku ogra) i zapominają o jakiejkolwiek dyscyplinie. Nieco nerwowa odpowiedź Ninerl zaskoczyła elfa, wszystko wskazywało na to, że elfka nie pała do swojej siostry zbytnią sympatią. W szczegóły wolał się nie wdawać, przynajmniej na razie.
Gorzej, że kapitan wspomniał coś o bitwie. Oni mają zaprowadzić tam ogry, a ci w zamian wypuszczą dwójkę elfów. Tylko o jaką bitwę do cholery chodzi? Ravandil nie miał najmniejszego pojęcia. Na szczęście Werner jakoś z tego wybrnął, dobry pomysł by napuścić tą bandę na zasadzkę w wąwozie. Problemem mogło okazać się wykarmienie tych olbrzymów, ale tym elf starał się nie przejmować zbytnio. Uśmiechnął się tylko pod nosem na wzmiankę o "ogrzych kobietach". "Może i dobrze, że ich jest mało... Przynajmniej się nie rozplenią tak bardzo, ogrów mamy pod dostatkiem".
Spojrzał na dwójkę uwolnionych elfów. Mężczyzna - cóż, elf jak elf, zresztą Ravandil też specjalnie z tłumu nie wyróżniał, no może nieco wyższym niż przeciętnie wzrostem. Za to siostra Ninerl prezentowała się zupełnie inaczej. Jak na elfkę kształty miała takie... ludzkie, jeśli można to tak nazwać. W każdym razie o wiele... krąglejsze niż u większości elfek, jakie miał okazję spotkać na swojej drodze. Ravandil podszedł do niej, ukłonił się szarmancko, ucałował w rękę i przedstawił się -Witam, jestem Ravandil Galadonel, podróżnik... jeśli można to tak nazwać- spojrzał na Ninerl. Widać było, że ma z siostrą do pogadania -Ale teraz nie będę przeszkadzał w rodzinnych sprawach- dodał, po czym oddalił się w stronę elfa. -Witaj, mam na imię Ravandil... Mam nadzieję, że będzie dobrze się nam współpracować- Ravandil nie do końca wiedział, czego się teraz spodziewać. Kompania prezentowała się naprawdę nietypowo. Kilku ludzi, czwórka elfów, krasnolud, oddział ogrów... "Tylko niziołków brakuje... Mogliśmy zabrać ze sobą Mieszka i Knotka" pomyślał, po czym niemal natychmiast zaśmiał się z tej absurdalnej myśli.
Elf wziął się za robienie lekkiego porządku w ekwipunku, pomógł też przy organizacji obozu. Broch jak widać zakolegował się z Bodragiem, siostry miały sobie trochę do wyjaśnienia, więc Ravandil zabrał się do czyszczenia broni. Nóż i miecz były czyste, ale połysk im nie zaszkodzi. Chwilę beztroskiego spokoju trzeba wykorzystać, bo w następne dni trzeba będzie się sporo napracować, by nakarmić wieczne gęby przymusowych towarzyszy.
Wyglądało na to, że Broch zdołał "urobić" sobie ogra. Elfa niepokoiły tylko słowa o tym, że ogry nie chcą już służyć cesarzowi, tylko księciu. To zawsze oznacza kłopoty. Raz dasz takim pieniądze, zaczynają głupieć (o ile to możliwe w przypadku ogra) i zapominają o jakiejkolwiek dyscyplinie. Nieco nerwowa odpowiedź Ninerl zaskoczyła elfa, wszystko wskazywało na to, że elfka nie pała do swojej siostry zbytnią sympatią. W szczegóły wolał się nie wdawać, przynajmniej na razie.
Gorzej, że kapitan wspomniał coś o bitwie. Oni mają zaprowadzić tam ogry, a ci w zamian wypuszczą dwójkę elfów. Tylko o jaką bitwę do cholery chodzi? Ravandil nie miał najmniejszego pojęcia. Na szczęście Werner jakoś z tego wybrnął, dobry pomysł by napuścić tą bandę na zasadzkę w wąwozie. Problemem mogło okazać się wykarmienie tych olbrzymów, ale tym elf starał się nie przejmować zbytnio. Uśmiechnął się tylko pod nosem na wzmiankę o "ogrzych kobietach". "Może i dobrze, że ich jest mało... Przynajmniej się nie rozplenią tak bardzo, ogrów mamy pod dostatkiem".
Spojrzał na dwójkę uwolnionych elfów. Mężczyzna - cóż, elf jak elf, zresztą Ravandil też specjalnie z tłumu nie wyróżniał, no może nieco wyższym niż przeciętnie wzrostem. Za to siostra Ninerl prezentowała się zupełnie inaczej. Jak na elfkę kształty miała takie... ludzkie, jeśli można to tak nazwać. W każdym razie o wiele... krąglejsze niż u większości elfek, jakie miał okazję spotkać na swojej drodze. Ravandil podszedł do niej, ukłonił się szarmancko, ucałował w rękę i przedstawił się -Witam, jestem Ravandil Galadonel, podróżnik... jeśli można to tak nazwać- spojrzał na Ninerl. Widać było, że ma z siostrą do pogadania -Ale teraz nie będę przeszkadzał w rodzinnych sprawach- dodał, po czym oddalił się w stronę elfa. -Witaj, mam na imię Ravandil... Mam nadzieję, że będzie dobrze się nam współpracować- Ravandil nie do końca wiedział, czego się teraz spodziewać. Kompania prezentowała się naprawdę nietypowo. Kilku ludzi, czwórka elfów, krasnolud, oddział ogrów... "Tylko niziołków brakuje... Mogliśmy zabrać ze sobą Mieszka i Knotka" pomyślał, po czym niemal natychmiast zaśmiał się z tej absurdalnej myśli.
Elf wziął się za robienie lekkiego porządku w ekwipunku, pomógł też przy organizacji obozu. Broch jak widać zakolegował się z Bodragiem, siostry miały sobie trochę do wyjaśnienia, więc Ravandil zabrał się do czyszczenia broni. Nóż i miecz były czyste, ale połysk im nie zaszkodzi. Chwilę beztroskiego spokoju trzeba wykorzystać, bo w następne dni trzeba będzie się sporo napracować, by nakarmić wieczne gęby przymusowych towarzyszy.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Ogr po chwili wygłosił mowę, z której Ninerl zrozumiała na pewno to, ze drużyna ma być dostawcami jedzenia dla tych potworów. "Świetnie" pomyślała "Coś mi się wydaje, że nasze muły szybko skonczą żywot". O, dziwo wspomniał że uwolni więźniów. Ninerl oklapła na koniu, wzdychając z ulgą. "Ale by było" pomyślała "Ninerl, weź sie w garść, na przeżywanie i rozpamiętywanie będzie czas później". Tak, trzeba się wziąść w garśc, trzeba być silnym.
Kapitan mówił coś jeszcze o bitwie- Ninerl nie miała pojęcia jakiej.
Za chwilę Werner powiedział coś o Wodogrzmotach. Plan był niezły, tylko, czy napastników było wystarczająco dla dwudziestu głodnych ogrów? "Później się tym pomartwimy" myślała Ninerl, słuchając Diega.
-Werner i Thorgoroth mają rację. - powiedziała.-A może poszukajmy jakiś wrogów dla nich, w końcu tu o orków nie trudno. Gdyby Wodogrzmoty nie wypaliły, trzeba będzie znaleźć coś innego.
Inni przedstawiali się nieznajomemu elfowi po kolei. Ninerl obserwowała go z zaciekawieniem. "Trochę niski" pomyślała."Kolejny Leśny elf. Ravandil powinien się ucieszyć"
Podeszła, podała mu rękę i uśmiechnęła się: - Jestem Ninerl. A teraz pozwolisz , ale mam do załatwienia pewną sprawę- w jej głosie zabrzmiało coś dziwnego.
Podeszła do Miaulin, rzuciła jej dziwne spojrzenie i powiedziała, zakładając ręce na piersi:
- Słucham..- jej głos brzmiał lodowato. Spojrzała badawczo na siostrę :- Przefarbowałaś sobie włosy? Wyglądasz troche prostacko- dodała z niesmakiem. Miaulin może nie wyglądała źle, ale zdaniem Ninerl w ciemniejszych, wyglądała bardziej na elfa.
- Nie mów do mnie siostrzyczko-warknęła.-Wiesz, że nienawidzę zdrobnień.- za chwilę się zreflektowała. "Siostrzyczka" ją zdziwiła i nawet trochę zniepokoiła. Miulin nigdy nie używała takich zrobnień. "Może coś jej się stało? "zastanawiała się "Może ma jakieś zaniki pamieci albo coś?". Ale zaraz odrzuciła tą teorię. Siostra wyglądała normalnie, może po prostu się zmieniła?
- Nie zamierzam wracać... do was- dodała, mierząc siostrę oczyma. - Powiedz to całej radzie: wrócę wtedy, kiedy uznam to za stosowne. Nie zamierzam stosowac sie do ich kaprysów. Przekaż matce moje pozdrowienia.- oświadczyła. Słowa "nieokrzesanie ludzie" jakoś jej się nie spodobały, nie wiedziała nawet czemu. - To moi przyjaciele, jasne? Nie życzę sobie ich obrażania.- zamilkła na chwilę.
-A teraz mi odpowiedz na pytanie, co tutaj robisz? Wiedz, że ja i moja drużyna mamy drobny.... zatarg z hmm, pewnym księciem z Averlandu. Dlatego nie wracamy do Imperium, kierujemy się do Księstw Granicznych. Wracaj do domu- dodała.- Będzie dla ciebie bezpieczniej. Nie wytrzymasz na szlaku, nie jesteś wojownikiem. - zmierzyła spojrzeniem sylwetkę siostry. "W co ona się ubrała na podróż? Widać ten brak doświadczenia i zwykłej logiki. Nie mam ochoty ciągnąć jej ze sobą. Jeszcze z jej urojonymi chorobami i wygodnictwem?".
-Zapoznaj się z resztą drużyny, ja muszę porozmawiać z tym wielkim człowiekiem, jak określiłaś Brocha.
Podeszła na chwilę do Wernera. Siedział razem z ogrzym kapitanem przy flaszce.
- Dajcie łyka- poprosiła. Musiała na chwilę uspokoić skołatane nerwy. Przełknęła palącą ciecz, czując jak ciepło rozchodzi się po jej ciele. -Przepraszam, że przeszkadzam, ale Wernerze, odsyłam Ją do domu w pierwszym lepszym mieście. I tylko tyle. Rozmwiajcie dalej - powiedziała i odeszła.
Potrzebowała z kimś porozmawiać albo chociaż usiaść gdzieś na chwilę i posiedzieć w względnym spokoju. Od razu przyszedł jej na myśl Ravandil. Elf był zazwyczaj oazą spokoju, Ninerl zawsze zastanawiało, jak to mu się udawało. Wzięła swój miecz, ostrzałkę, resztę sprzętu i przysiadła się do niego. "Trzeba skorzystać z dobrego przykładu. Ostatnio nieco zaniedbałam broń, ale tyle się działo."
- Nie przeszkadzam Ci?- spytała. -Jeśli tak, to przepraszam, ale muszę chwilę odpocząć.-dodała.
Ogr po chwili wygłosił mowę, z której Ninerl zrozumiała na pewno to, ze drużyna ma być dostawcami jedzenia dla tych potworów. "Świetnie" pomyślała "Coś mi się wydaje, że nasze muły szybko skonczą żywot". O, dziwo wspomniał że uwolni więźniów. Ninerl oklapła na koniu, wzdychając z ulgą. "Ale by było" pomyślała "Ninerl, weź sie w garść, na przeżywanie i rozpamiętywanie będzie czas później". Tak, trzeba się wziąść w garśc, trzeba być silnym.
Kapitan mówił coś jeszcze o bitwie- Ninerl nie miała pojęcia jakiej.
Za chwilę Werner powiedział coś o Wodogrzmotach. Plan był niezły, tylko, czy napastników było wystarczająco dla dwudziestu głodnych ogrów? "Później się tym pomartwimy" myślała Ninerl, słuchając Diega.
-Werner i Thorgoroth mają rację. - powiedziała.-A może poszukajmy jakiś wrogów dla nich, w końcu tu o orków nie trudno. Gdyby Wodogrzmoty nie wypaliły, trzeba będzie znaleźć coś innego.
Inni przedstawiali się nieznajomemu elfowi po kolei. Ninerl obserwowała go z zaciekawieniem. "Trochę niski" pomyślała."Kolejny Leśny elf. Ravandil powinien się ucieszyć"
Podeszła, podała mu rękę i uśmiechnęła się: - Jestem Ninerl. A teraz pozwolisz , ale mam do załatwienia pewną sprawę- w jej głosie zabrzmiało coś dziwnego.
Podeszła do Miaulin, rzuciła jej dziwne spojrzenie i powiedziała, zakładając ręce na piersi:
- Słucham..- jej głos brzmiał lodowato. Spojrzała badawczo na siostrę :- Przefarbowałaś sobie włosy? Wyglądasz troche prostacko- dodała z niesmakiem. Miaulin może nie wyglądała źle, ale zdaniem Ninerl w ciemniejszych, wyglądała bardziej na elfa.
- Nie mów do mnie siostrzyczko-warknęła.-Wiesz, że nienawidzę zdrobnień.- za chwilę się zreflektowała. "Siostrzyczka" ją zdziwiła i nawet trochę zniepokoiła. Miulin nigdy nie używała takich zrobnień. "Może coś jej się stało? "zastanawiała się "Może ma jakieś zaniki pamieci albo coś?". Ale zaraz odrzuciła tą teorię. Siostra wyglądała normalnie, może po prostu się zmieniła?
- Nie zamierzam wracać... do was- dodała, mierząc siostrę oczyma. - Powiedz to całej radzie: wrócę wtedy, kiedy uznam to za stosowne. Nie zamierzam stosowac sie do ich kaprysów. Przekaż matce moje pozdrowienia.- oświadczyła. Słowa "nieokrzesanie ludzie" jakoś jej się nie spodobały, nie wiedziała nawet czemu. - To moi przyjaciele, jasne? Nie życzę sobie ich obrażania.- zamilkła na chwilę.
-A teraz mi odpowiedz na pytanie, co tutaj robisz? Wiedz, że ja i moja drużyna mamy drobny.... zatarg z hmm, pewnym księciem z Averlandu. Dlatego nie wracamy do Imperium, kierujemy się do Księstw Granicznych. Wracaj do domu- dodała.- Będzie dla ciebie bezpieczniej. Nie wytrzymasz na szlaku, nie jesteś wojownikiem. - zmierzyła spojrzeniem sylwetkę siostry. "W co ona się ubrała na podróż? Widać ten brak doświadczenia i zwykłej logiki. Nie mam ochoty ciągnąć jej ze sobą. Jeszcze z jej urojonymi chorobami i wygodnictwem?".
-Zapoznaj się z resztą drużyny, ja muszę porozmawiać z tym wielkim człowiekiem, jak określiłaś Brocha.
Podeszła na chwilę do Wernera. Siedział razem z ogrzym kapitanem przy flaszce.
- Dajcie łyka- poprosiła. Musiała na chwilę uspokoić skołatane nerwy. Przełknęła palącą ciecz, czując jak ciepło rozchodzi się po jej ciele. -Przepraszam, że przeszkadzam, ale Wernerze, odsyłam Ją do domu w pierwszym lepszym mieście. I tylko tyle. Rozmwiajcie dalej - powiedziała i odeszła.
Potrzebowała z kimś porozmawiać albo chociaż usiaść gdzieś na chwilę i posiedzieć w względnym spokoju. Od razu przyszedł jej na myśl Ravandil. Elf był zazwyczaj oazą spokoju, Ninerl zawsze zastanawiało, jak to mu się udawało. Wzięła swój miecz, ostrzałkę, resztę sprzętu i przysiadła się do niego. "Trzeba skorzystać z dobrego przykładu. Ostatnio nieco zaniedbałam broń, ale tyle się działo."
- Nie przeszkadzam Ci?- spytała. -Jeśli tak, to przepraszam, ale muszę chwilę odpocząć.-dodała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Werner... Jak on to robi, że zawsze ma łeb na karku... - pomruczał pod nosem, po raz kolejny już dzisiaj akolita. Pomysł na zabranie ogrów w miejsce zasadzki był rewelacyjny, choć Konradowi również udzielały się te same obawy, co u reszty drużyny - co będzie, jeśli się nie najedzą? Czy po pokonaniu tylu potwornych przeciwników, śmierć całej grupy nastąpi wskutek nieograniczonego apetytu kilkudziesięciu ogrów z mózgami wielkości orzecha włoskiego? Nieciekawa perspektywa...
"Wszyscy nagle jakiś znajomych znajdują! Wszelakie przybłędy też ostatnio przygarniamy hurtowo! - pomyślał akolita na widok elfiej pary: siostry Ninerl oraz Galavandrela. Całą całkowicie zignorował, bowiem właśnie nastąpił najbardziej wyczekiwany moment od ostatnich kilkunastu godzin. Julia się zbudziła!
Kochanie... - zaczął, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu mógł z prawdziwą przyjemnością użyć tego słowa - [/i]... mam tyle pytań! Nie wiem od którego zacząć![/i] Na szczęście ukochana akolity wyręczyła go z tego problemu.
Skarbie mój... nie wiem. Minęło tyle lat, przez ten czas byłem cały czas święcie przekonany, że straciłem Cię na zawsze... Z żalu i braku pomysłu na dalsze życie stałem się kimś, kim teraz jestem... Ten wielki najemnik jak go określiłaś, to Werner. Od dłuższego czasu wędrujemy już razem, z jednego krańca Imperium na drugi. Jak brata go traktuje. Reszta... Oni są mniej ważni, na razie wystarczy, że zapamiętasz najemnika. Niestety, ale do Boven raczej nie wrócimy - to zupełnie inny kierunek, na dodatek co najmniej pół roku zajęło by nam dotarcie tam. Ale spokojnie królewno moja, ten szlachcic tam obiecał mi włości i pracę, gdy w końcu dotrzemy na jego ziemię. A czuć się możesz bezpieczna - takiej brygady zbrojnych mało kto rusza, a i ja sam dość dobrze macham tym żelastwem... Kochanie, ja też mam wiele pytań do Ciebie, cały tydzień minie zanim wszystkie zadam... Na razie jednak to najważniejsze: jakiś to cud nad cudy przysłał Cię z powrotem tutaj, w moje ramiona?
EmDżej luzik - Vibe jak sam mowi "lubi sobie poczytac"
Gorzej ze mną z kolei - codziennie przez przeszlo godzine jestem odlaczony od rzeczywistosci. Powod? Ogarniam te wszystkie posty i jeszcze "mecze" wlasnego
Werner... Jak on to robi, że zawsze ma łeb na karku... - pomruczał pod nosem, po raz kolejny już dzisiaj akolita. Pomysł na zabranie ogrów w miejsce zasadzki był rewelacyjny, choć Konradowi również udzielały się te same obawy, co u reszty drużyny - co będzie, jeśli się nie najedzą? Czy po pokonaniu tylu potwornych przeciwników, śmierć całej grupy nastąpi wskutek nieograniczonego apetytu kilkudziesięciu ogrów z mózgami wielkości orzecha włoskiego? Nieciekawa perspektywa...
"Wszyscy nagle jakiś znajomych znajdują! Wszelakie przybłędy też ostatnio przygarniamy hurtowo! - pomyślał akolita na widok elfiej pary: siostry Ninerl oraz Galavandrela. Całą całkowicie zignorował, bowiem właśnie nastąpił najbardziej wyczekiwany moment od ostatnich kilkunastu godzin. Julia się zbudziła!
Kochanie... - zaczął, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu mógł z prawdziwą przyjemnością użyć tego słowa - [/i]... mam tyle pytań! Nie wiem od którego zacząć![/i] Na szczęście ukochana akolity wyręczyła go z tego problemu.
Skarbie mój... nie wiem. Minęło tyle lat, przez ten czas byłem cały czas święcie przekonany, że straciłem Cię na zawsze... Z żalu i braku pomysłu na dalsze życie stałem się kimś, kim teraz jestem... Ten wielki najemnik jak go określiłaś, to Werner. Od dłuższego czasu wędrujemy już razem, z jednego krańca Imperium na drugi. Jak brata go traktuje. Reszta... Oni są mniej ważni, na razie wystarczy, że zapamiętasz najemnika. Niestety, ale do Boven raczej nie wrócimy - to zupełnie inny kierunek, na dodatek co najmniej pół roku zajęło by nam dotarcie tam. Ale spokojnie królewno moja, ten szlachcic tam obiecał mi włości i pracę, gdy w końcu dotrzemy na jego ziemię. A czuć się możesz bezpieczna - takiej brygady zbrojnych mało kto rusza, a i ja sam dość dobrze macham tym żelastwem... Kochanie, ja też mam wiele pytań do Ciebie, cały tydzień minie zanim wszystkie zadam... Na razie jednak to najważniejsze: jakiś to cud nad cudy przysłał Cię z powrotem tutaj, w moje ramiona?
EmDżej luzik - Vibe jak sam mowi "lubi sobie poczytac"

Gorzej ze mną z kolei - codziennie przez przeszlo godzine jestem odlaczony od rzeczywistosci. Powod? Ogarniam te wszystkie posty i jeszcze "mecze" wlasnego

Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Diego zwrócił się do Galavandrela:
- Hmmm, przyda nam się każdy miecz i łuk w obecnej sytuacji więc możesz ruszyć z nami. Wędrujemy do Księstw ale podróż z nami nie będzie bezpieczna. Ściga nas prawo, potężny ród averskich bankierów oraz moi osobiści wrogowie. Nie przedstawiłem się dokładnie, jestem Diego Cezare Menezes da Silva. Pierworodny syn Michela Menezesa i spadkobierca tronu księstwa Molachii między Smoczym Grzbietem a Czarną Zatoką – w jego głosie czuć było trochę właściwej błękitnokrwistym pychy. – I zmierzam odzyskać tron, który mi odebrano. Zaś ci ludzie towarzyszą mi, przynajmniej do końca przełęczy. Wiemy, że trzy dni drogi stąd, przy Wodogrzmotach Ghalmaraz czekają nasi wrogowie. I wiedząc o zasadzce mamy zamiar ich zaskoczyć, przy pomocy tych ogrów między innymi…
Rozpaliliście ognisko a Ludovic wziął się za przygotowanie posiłku. Daniem głównym była jajecznica z grzanym winem, w sam raz na chłodny, jesienny wieczór.
Tymczasem na uboczu Ninerl rozmawiała z siostrą:
- Pewnie że przefarbowałam... - Miaulin nawinęła kosmyk włosów na palec prawej dłoni. - Że niby ja wyglądam prostacko? Popatrz na siebie - skąd ty wytrzasnęłaś te wszystkie gałgany? A do domu nie wracam, postanowiłam skosztować trochę awanturniczego życia i tak podróżuję od kilku miesięcy. A skoro już na siebie trafiłyśmy to będę dalej podróżować z Tobą... siostrzyczko. - elfka posłała Ninerl rozbrajający uśmiech. - I nie musisz się martwić, trochę się znam na machaniu tym mieczykiem - wskazała na szablę przy boku. Niby się znała, a nie wiedziała nawet jaką nosi przy sobie broń. - Poza tym w domu jest nudno, a tutaj się przynajmniej trochę rozerwę. Postanowiłam i zdania nie zmienię, a przecież nie zostawisz mnie tutaj na pastwę losu, prawda Ninerl?
Kawałek dalej Broch rozmawiał z ogrzym kapitanem.
- Bodrag dowodzić dwa lata ten oddział – mówił ogr. - Pokonać w pojedynek poprzedni wódz, Humbar. Ogry z Czarne Góry mieć umowa z cysarz, my przysyłać wojownicy do pomocy ludzka armia a on nam płacić. My wcześniej służyć jako najemnicy w Stirkraju. Ale w zima być przerwa w wojna i my wstąpić na służba cysarz. Na wiosna my rozgromić wiela zielonoskóra hołota. Ale od tej pory my czekać a cysarski pukownik płacić coraz mniej i przysyłać mniej jedzenia – Bodrag mówił nieco nieskładnie, miejscami Werner miał problemy, żeby go zrozumieć. - Ty być z kompania Nocne Wilki, ja słyszeć. Wy walczyć ze zwierzoczłeki i skaveny. Bodrag nienawidzić zwierzoczłeki i sczuroludzie. Bodrag być największy i być przywódca. Ty być najwięksi z ludziki, czemu ty nie być wódz?
Nieco dalej Konrad rozmawiał z żoną.
- Wtedy w Boven porwali mnie jacyś mężczyźni, wywieźli gdzieś i przez jakies obrzędy wpuścili to coś do mojej głowy, co udało ci się wygnać - Julia zaczęła drżeć. Konrad czuł to całym swoim ciałem. - Tak się bałam że nigdy się już nie zobaczymy. Potem to coś przejęło nade mną kontrolę, kazało towarzyszyć temu rycerzowi którego zabiliście w lesie... Jak się cieszę że znów jestem sobą, Kochany. I że znów jesteśmy razem, oby nic i nikt nie próbował nas już rozdzielić. - kobieta wtuliła się w akolitę. - Chodźmy spać, Skarbie, jutro pewnie znów wcześnie wyruszymy, a dziś wieczór mam dla Ciebie coś specjalnego.
Uśmiechnęła się lekko po czym wstała i chwyciła Konrada za dłoń. Akolita musiał od razu złapać o co chodzi jego żonie.
Po rozmowie z Miaulin, Ninerl przysiadła się do Ravandila. Niektórzy z was, obserwując tych dwoje pomyślało nawet że zwiadowca i banitka mogą się mieć ku sobie, wszak to nie był pierwszy raz gdy siedzieli razem, rozmawiając i wpatrując się wspólnie w zasnute chmurami niebo. Różne historie już widzieliście w czasie podróży więc nikogo by to raczej nie zdziwiło.
Thorgroth rozsiadł się przy ognisku i rozmawiając o czymś z Zinhą spożywał kolację. W końcu Diego, by rozruszać nieco tę senną atmosferę, stanął obok ogniska i spojrzawszy po was rzucił:
- Potrafi ktoś polować? – zapytał. – My z Zinhą możemy pomóc, jako książę znam się na polowaniu. Trzeba czymś nakarmić naszych nowych znajomych. I trzeba pomyśleć jak odnaleźć wrogów pod Wodogrzmotami zanim oni odnajdą nas...
- Hmmm, przyda nam się każdy miecz i łuk w obecnej sytuacji więc możesz ruszyć z nami. Wędrujemy do Księstw ale podróż z nami nie będzie bezpieczna. Ściga nas prawo, potężny ród averskich bankierów oraz moi osobiści wrogowie. Nie przedstawiłem się dokładnie, jestem Diego Cezare Menezes da Silva. Pierworodny syn Michela Menezesa i spadkobierca tronu księstwa Molachii między Smoczym Grzbietem a Czarną Zatoką – w jego głosie czuć było trochę właściwej błękitnokrwistym pychy. – I zmierzam odzyskać tron, który mi odebrano. Zaś ci ludzie towarzyszą mi, przynajmniej do końca przełęczy. Wiemy, że trzy dni drogi stąd, przy Wodogrzmotach Ghalmaraz czekają nasi wrogowie. I wiedząc o zasadzce mamy zamiar ich zaskoczyć, przy pomocy tych ogrów między innymi…
Rozpaliliście ognisko a Ludovic wziął się za przygotowanie posiłku. Daniem głównym była jajecznica z grzanym winem, w sam raz na chłodny, jesienny wieczór.
Tymczasem na uboczu Ninerl rozmawiała z siostrą:
- Pewnie że przefarbowałam... - Miaulin nawinęła kosmyk włosów na palec prawej dłoni. - Że niby ja wyglądam prostacko? Popatrz na siebie - skąd ty wytrzasnęłaś te wszystkie gałgany? A do domu nie wracam, postanowiłam skosztować trochę awanturniczego życia i tak podróżuję od kilku miesięcy. A skoro już na siebie trafiłyśmy to będę dalej podróżować z Tobą... siostrzyczko. - elfka posłała Ninerl rozbrajający uśmiech. - I nie musisz się martwić, trochę się znam na machaniu tym mieczykiem - wskazała na szablę przy boku. Niby się znała, a nie wiedziała nawet jaką nosi przy sobie broń. - Poza tym w domu jest nudno, a tutaj się przynajmniej trochę rozerwę. Postanowiłam i zdania nie zmienię, a przecież nie zostawisz mnie tutaj na pastwę losu, prawda Ninerl?
Kawałek dalej Broch rozmawiał z ogrzym kapitanem.
- Bodrag dowodzić dwa lata ten oddział – mówił ogr. - Pokonać w pojedynek poprzedni wódz, Humbar. Ogry z Czarne Góry mieć umowa z cysarz, my przysyłać wojownicy do pomocy ludzka armia a on nam płacić. My wcześniej służyć jako najemnicy w Stirkraju. Ale w zima być przerwa w wojna i my wstąpić na służba cysarz. Na wiosna my rozgromić wiela zielonoskóra hołota. Ale od tej pory my czekać a cysarski pukownik płacić coraz mniej i przysyłać mniej jedzenia – Bodrag mówił nieco nieskładnie, miejscami Werner miał problemy, żeby go zrozumieć. - Ty być z kompania Nocne Wilki, ja słyszeć. Wy walczyć ze zwierzoczłeki i skaveny. Bodrag nienawidzić zwierzoczłeki i sczuroludzie. Bodrag być największy i być przywódca. Ty być najwięksi z ludziki, czemu ty nie być wódz?
Nieco dalej Konrad rozmawiał z żoną.
- Wtedy w Boven porwali mnie jacyś mężczyźni, wywieźli gdzieś i przez jakies obrzędy wpuścili to coś do mojej głowy, co udało ci się wygnać - Julia zaczęła drżeć. Konrad czuł to całym swoim ciałem. - Tak się bałam że nigdy się już nie zobaczymy. Potem to coś przejęło nade mną kontrolę, kazało towarzyszyć temu rycerzowi którego zabiliście w lesie... Jak się cieszę że znów jestem sobą, Kochany. I że znów jesteśmy razem, oby nic i nikt nie próbował nas już rozdzielić. - kobieta wtuliła się w akolitę. - Chodźmy spać, Skarbie, jutro pewnie znów wcześnie wyruszymy, a dziś wieczór mam dla Ciebie coś specjalnego.
Uśmiechnęła się lekko po czym wstała i chwyciła Konrada za dłoń. Akolita musiał od razu złapać o co chodzi jego żonie.
Po rozmowie z Miaulin, Ninerl przysiadła się do Ravandila. Niektórzy z was, obserwując tych dwoje pomyślało nawet że zwiadowca i banitka mogą się mieć ku sobie, wszak to nie był pierwszy raz gdy siedzieli razem, rozmawiając i wpatrując się wspólnie w zasnute chmurami niebo. Różne historie już widzieliście w czasie podróży więc nikogo by to raczej nie zdziwiło.
Thorgroth rozsiadł się przy ognisku i rozmawiając o czymś z Zinhą spożywał kolację. W końcu Diego, by rozruszać nieco tę senną atmosferę, stanął obok ogniska i spojrzawszy po was rzucił:
- Potrafi ktoś polować? – zapytał. – My z Zinhą możemy pomóc, jako książę znam się na polowaniu. Trzeba czymś nakarmić naszych nowych znajomych. I trzeba pomyśleć jak odnaleźć wrogów pod Wodogrzmotami zanim oni odnajdą nas...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Broch uśmiechnął sie lekko do ogra.
- U ludzi to inaczej wygląda. W skrócie, to kto ma złoto i wiesz, kapitanie, urodzenie, ten rządzi. My podobni - ja też jestem najemnikiem, jak ty i twoi. Też służyliście księciu i cesarzowi, a oni przecież mniejsi, nie? Ja tak samo. Dowodziłem Wilkami, ale oddział poszedł w rozsypkę po walce z Chaosem w Middenheim. My mamy swoją broń, oni mają dla nas zapłatę. Wszystko gra.
Przepił do wielkiego ogra. Sądził, że wyjaśnienie było wystarczające.
- Ja też nienawidzę zwierzołaków. I wszystkiego, co z chaosu. Dwa lata to dużo, kapitanie. Pewnieście wiele natłukli.
Zamierzał pogadać jeszcze trochę z przywódcą ogrzej kompanii. Te prostolinijne i brutalne stworzenia nie miały sobie równych w walce i Wern był pewien, że nawiązanie z nimi przyjaznych stosunków może zaprocentować w przyszłości. Był wolny od uprzedzeń, które żywiło wielu ludzi, wielokrotnie walczył u boku tych stworzeń. Czasem też przeciw nim. Szanował ich za bojową skuteczność i zapał w walce. Wbrew obiegowym opiniom ogry miały znacznie więcej zdrowego rozsądku niż wskazywałby na to ich prymitywny wygląd. Jasne, ustępowali ludziom intelektem, jednak uważanie ich jedynie za bezmózgie monstra było błędem. Nierzadko śmiertelnym.
Wskazał na Diega i Zinhę.
- Dobrzy pracodawcy. Uczciwi, żreć dają, płacą. Porządni. Mądrze zrobiłeś, kapitanie, żeś kazał puścić elfy. - pochwalił najemnik rozsądek ogrzego dowódcy, tak by słyszeli też jego pobliscy "żołnierze". - Masz papier imperialny, patent kapitana, to niełatwo zdobyć.
Gdy pojawiła się Ninerl, najemnik wręczył jej butelkę. Przepiła z grymasem na twarzy.
- Może i ty masz wobec niej swoje plany ale z tego co żem słyszał z waszej rozmowy, to twoja siostra ma zamiar podróżować z nami. Umie chociaż walczyć? Szablę nosi więc chyba coś tam potrafi? Bo jeśli nie, a dojdzie co do czego będziesz musiała bronić nie tylko własnego życia ale i życia siostry. A to może być trudne na tak niebezpiecznym szlaku...
Gdy elfka odeszła, wymieniwszy z ogrzym kapitanem kilka wojskowych opowieści, Werner powrócił do reszty drużyny. Diego z Zinhą wciąż rozważali problemy z aprowizacją.
- Nie potrafię tropić, ale od biedy jak coś wylezie przed nos, to z kuszy mogę ustrzelić. W razie potrzeby z kimś obeznanym mogę jeździć, przynajmniej do noszenia się przydam. Na wnykach się niestety nie znam. Co do wrogów. Polują na księcia i jego świtę, wątpię czy zdają sobie sprawę kto dokładnie z nim podróżuje. Proponuję się rozdzielić. Silny oddział powędruje przodem, za miejsce planowanej zasadzki, później cichcem zawróci i obstawi trasę ewentualnej ucieczki bandziorów. Zobaczymy co zrobią jak zobaczą Diega w towarzystwie ogrów. Jak zdecydują się na atak, zmiażdżymy ich z dwóch stron. Jak będą chcieli się wycofać, sami wpadną w zasadzkę. Rzecz jasna będzie potrzebny dobry zwiad - zwrócił się w stronę Ravandila, który siedział nieopodal rozmawiając z Ninerl. Najemnikowi przyszła nawet do głowy głupia myśl, że elfy pasują do siebie. Uśmiechnął się pod nosem i zabrał za kolację.
Ninerl, Ravandil - może jakis mały romansik?
Bo Vibe już nam tu coś podświadomie sugeruje. Może jakieś elfiątka nam sprezentujecie?
- małe Ninerlki i Ravandilki
Broch uśmiechnął sie lekko do ogra.
- U ludzi to inaczej wygląda. W skrócie, to kto ma złoto i wiesz, kapitanie, urodzenie, ten rządzi. My podobni - ja też jestem najemnikiem, jak ty i twoi. Też służyliście księciu i cesarzowi, a oni przecież mniejsi, nie? Ja tak samo. Dowodziłem Wilkami, ale oddział poszedł w rozsypkę po walce z Chaosem w Middenheim. My mamy swoją broń, oni mają dla nas zapłatę. Wszystko gra.
Przepił do wielkiego ogra. Sądził, że wyjaśnienie było wystarczające.
- Ja też nienawidzę zwierzołaków. I wszystkiego, co z chaosu. Dwa lata to dużo, kapitanie. Pewnieście wiele natłukli.
Zamierzał pogadać jeszcze trochę z przywódcą ogrzej kompanii. Te prostolinijne i brutalne stworzenia nie miały sobie równych w walce i Wern był pewien, że nawiązanie z nimi przyjaznych stosunków może zaprocentować w przyszłości. Był wolny od uprzedzeń, które żywiło wielu ludzi, wielokrotnie walczył u boku tych stworzeń. Czasem też przeciw nim. Szanował ich za bojową skuteczność i zapał w walce. Wbrew obiegowym opiniom ogry miały znacznie więcej zdrowego rozsądku niż wskazywałby na to ich prymitywny wygląd. Jasne, ustępowali ludziom intelektem, jednak uważanie ich jedynie za bezmózgie monstra było błędem. Nierzadko śmiertelnym.
Wskazał na Diega i Zinhę.
- Dobrzy pracodawcy. Uczciwi, żreć dają, płacą. Porządni. Mądrze zrobiłeś, kapitanie, żeś kazał puścić elfy. - pochwalił najemnik rozsądek ogrzego dowódcy, tak by słyszeli też jego pobliscy "żołnierze". - Masz papier imperialny, patent kapitana, to niełatwo zdobyć.
Gdy pojawiła się Ninerl, najemnik wręczył jej butelkę. Przepiła z grymasem na twarzy.
- Może i ty masz wobec niej swoje plany ale z tego co żem słyszał z waszej rozmowy, to twoja siostra ma zamiar podróżować z nami. Umie chociaż walczyć? Szablę nosi więc chyba coś tam potrafi? Bo jeśli nie, a dojdzie co do czego będziesz musiała bronić nie tylko własnego życia ale i życia siostry. A to może być trudne na tak niebezpiecznym szlaku...
Gdy elfka odeszła, wymieniwszy z ogrzym kapitanem kilka wojskowych opowieści, Werner powrócił do reszty drużyny. Diego z Zinhą wciąż rozważali problemy z aprowizacją.
- Nie potrafię tropić, ale od biedy jak coś wylezie przed nos, to z kuszy mogę ustrzelić. W razie potrzeby z kimś obeznanym mogę jeździć, przynajmniej do noszenia się przydam. Na wnykach się niestety nie znam. Co do wrogów. Polują na księcia i jego świtę, wątpię czy zdają sobie sprawę kto dokładnie z nim podróżuje. Proponuję się rozdzielić. Silny oddział powędruje przodem, za miejsce planowanej zasadzki, później cichcem zawróci i obstawi trasę ewentualnej ucieczki bandziorów. Zobaczymy co zrobią jak zobaczą Diega w towarzystwie ogrów. Jak zdecydują się na atak, zmiażdżymy ich z dwóch stron. Jak będą chcieli się wycofać, sami wpadną w zasadzkę. Rzecz jasna będzie potrzebny dobry zwiad - zwrócił się w stronę Ravandila, który siedział nieopodal rozmawiając z Ninerl. Najemnikowi przyszła nawet do głowy głupia myśl, że elfy pasują do siebie. Uśmiechnął się pod nosem i zabrał za kolację.
Ninerl, Ravandil - może jakis mały romansik?



Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
-Siadaj... Każdemu z nas przyda się trochę odpoczynku- powiedział do Ninerl, odrywając się od teog, co właśnie robił -Widzę, że jesteś poddenerwowana,tego nie da się ukryć... Nie jestem psychologiem, ale widzę, że niespecjalnie przepadasz za swoją siostrą... Mam nadzieję, że nie zajdzie nam za bardzo za skórę. No, ale nie mówmy o tym, po co psuć sobie wieczór...- Podświadomie wyczuwał, że relacje rodzinne Ninerl są dosyć skomplikowane i wolał nie ranić jej uczuć, mówiąc o nie przyjemnych rzeczach. -Połóż się lepiej i popatrz w niebo, to zawsze pomaga zapomnieć o nieprzyjemnościach... Może tylko dlatego jeszcze zachowuję spokój w tym nieprzyjaznym świecie- powiedział, po czym odłożył wszystko i położył się na miękkiej trawie, licząc żę elfka zrobi to samo. Wpatrywanie się w gwiazdy, dzisiaj skryte za chmurami, może nie jest szczytem romantyzmu, ale ma swój urok, a Ravandil starał się cieszyć tym, co go otacza, bo i nawet jutro jest niepewne...
Z zamyślenia wyrwał go Diego, pytający o to, czy ktoś umie polować. On umiał. Miał przynajmniej jakieś doświadczenie w tropieniu zwierzyny i dobrze strzelał z łuku. Spojrzał jednak na leżącą obok Ninerl. Wędrówka samotnie po lesie nie wydawała się dobrym pomysłem. Szepnął jej na ucho -Idziemy? Sam tam nie pójdę... Ale jeśli nie chcesz, to może sobie dadzą radę bez nas... Co o tym sądzisz?- Udezrzyło go, żę do tej pory raczej się tak nie zachowywał. Ale dzisiejszy wieczór był inny... Nie miał ochoty wyrywać się i z łukiem w rękach gonić za zwierzyną. Wolał poczekać na odpowiedź Ninerl.
-Siadaj... Każdemu z nas przyda się trochę odpoczynku- powiedział do Ninerl, odrywając się od teog, co właśnie robił -Widzę, że jesteś poddenerwowana,tego nie da się ukryć... Nie jestem psychologiem, ale widzę, że niespecjalnie przepadasz za swoją siostrą... Mam nadzieję, że nie zajdzie nam za bardzo za skórę. No, ale nie mówmy o tym, po co psuć sobie wieczór...- Podświadomie wyczuwał, że relacje rodzinne Ninerl są dosyć skomplikowane i wolał nie ranić jej uczuć, mówiąc o nie przyjemnych rzeczach. -Połóż się lepiej i popatrz w niebo, to zawsze pomaga zapomnieć o nieprzyjemnościach... Może tylko dlatego jeszcze zachowuję spokój w tym nieprzyjaznym świecie- powiedział, po czym odłożył wszystko i położył się na miękkiej trawie, licząc żę elfka zrobi to samo. Wpatrywanie się w gwiazdy, dzisiaj skryte za chmurami, może nie jest szczytem romantyzmu, ale ma swój urok, a Ravandil starał się cieszyć tym, co go otacza, bo i nawet jutro jest niepewne...
Z zamyślenia wyrwał go Diego, pytający o to, czy ktoś umie polować. On umiał. Miał przynajmniej jakieś doświadczenie w tropieniu zwierzyny i dobrze strzelał z łuku. Spojrzał jednak na leżącą obok Ninerl. Wędrówka samotnie po lesie nie wydawała się dobrym pomysłem. Szepnął jej na ucho -Idziemy? Sam tam nie pójdę... Ale jeśli nie chcesz, to może sobie dadzą radę bez nas... Co o tym sądzisz?- Udezrzyło go, żę do tej pory raczej się tak nie zachowywał. Ale dzisiejszy wieczór był inny... Nie miał ochoty wyrywać się i z łukiem w rękach gonić za zwierzyną. Wolał poczekać na odpowiedź Ninerl.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Galavandrel siedział przez chwilę w samotności. Podkurczył kolana i wpatrywał się w ognisko, dookoła niego unosił się aromat palonego tytoniu. „Jak będę następnym razem w Kainie Zgromadzenia, będę musiał wpaść do Quimby’ego, bo ten jego tytoń jest rewelacyjny”. Pociągnął kilka łyków wina, po czym schował butelkę z powrotem do juków. Przy okazji wyciągnął koc, który zwinął w gruby rulon i położył na ziemi. Po chwili leżał już z głową na zaimprowizowanej poduszce i rozmyślał. Przez głowę przewijały mu się najprzeróżniejsze myśli i plany. Nie wiedział za bardzo, co z sobą zrobić, ale w tej chwili najlepszym wyjściem, było chyba ruszyć w drogę z tą drużyną, przynajmniej przez jakiś czas. Ból głowy, doskonale przypominał mu, jak może się skończyć podróż w pojedynkę. Gdy skończył palić, przeczyścił fajkę dokładnie, a następnie z powrotem owinął ją starannie, aby uchronić przed uszkodzeniem i schował do plecaka. Przez chwilę porozglądał się po obozie. "Hehe. Niezła mieszanka. Ogry, ludzie, elfy i nawet krasnolud się uchował. Ciekawe, co wyniknie z podróży w tak egzotycznym gronie”.Po krótkiej chwili podszedł do niego Diego. Gdy tylko powiedział o tym, że jest spadkobiercą tronu, Galavandrel wstał i zrzucił z głowy kaptur.
-Galavandrel – dil – Vallor zwany w pewnych kręgach „Cienistą strzałą”. Miło mi.
Spojrzał na Diega i skłonił się nieznacznie. Nigdy nie przepadał za szlachcicami, a już szczególnie za jakimikolwiek ludzkimi monarchami, ale Diego uratował mu skórę, a poza tym „Uprzejmość, to pierwszy krok, do nawiązania przyjaznych stosunków z nowopoznanymi”.
- Jeżeli chodzi panie, o twoje zatargi z prawem, to w ogóle mi one nie przeszkadzają. Z resztą ja sam nie mam najczystszego sumienia. Po tych słowach uśmiechnął się delikatnie.
-Poza tym znam dość dobrze zamiłowanie imperialnych stróżów prawa, do ścigania bezsensownych zbrodni i szukania dziury w całym – dodał ciszej.- A jeśli zostaniecie zaatakowani przez kogokolwiek, będę walczył na śmierć i życie. Jestem wam to winien. Zobaczymy, co twoim wrogom wyjdzie z tej zasadzki.
Na wzmiankę o polowaniu odparł – Myślę, że ja się mogę przydać. Możemy iść we czwórkę, no chyba, że ktoś jeszcze się pisze. Nie mam ze sobą żadnych pułapek, ale na zastawianiu wnyków znam się całkiem całkiem. Jeśli tylko macie jakieś to mogę się tego podjąć, a i ustrzelić mogę co nieco. Poza tym las to moja domena i świetnie się w nim czuję.
Chwilę później elf zajadał się już jajecznicą i popijał grzane wino. „Nie ma co. W tym księstwie Molachii znają się na gotowaniu”. Po posiłku narzucił z powrotem kaptur na głowę i pogładził przez chwilę prawe ramię. Znów się uśmiechnął i rozejrzał po obozie. Broch rozmawiał z kapitanem ogrów, Monachijczycy byli zajęci sobą, dwa elfy leżały na ziemi i wpatrywały się w niebo.. „Lepiej im nie przeszkadzać”. Jako że siostra Ninerl odeszła gdzieś na bok, łysy człowiek był również zajęty jakąś kobietą, a Galavandrel nie miał zbytniej ochoty na rozmowę z krasnoludem ani z ogrami, podszedł do Elissy. „Trzeba nawiązać wreszcie jakieś nowe znajomości”
-Dzięki za opatrzenie mojej rany. Myślisz, że moja głowa długo będzie mi jeszcze przypominać o mojej głupocie? To powiedziawszy usiadł na ziemi w pobliżu kobiety.
Galavandrel siedział przez chwilę w samotności. Podkurczył kolana i wpatrywał się w ognisko, dookoła niego unosił się aromat palonego tytoniu. „Jak będę następnym razem w Kainie Zgromadzenia, będę musiał wpaść do Quimby’ego, bo ten jego tytoń jest rewelacyjny”. Pociągnął kilka łyków wina, po czym schował butelkę z powrotem do juków. Przy okazji wyciągnął koc, który zwinął w gruby rulon i położył na ziemi. Po chwili leżał już z głową na zaimprowizowanej poduszce i rozmyślał. Przez głowę przewijały mu się najprzeróżniejsze myśli i plany. Nie wiedział za bardzo, co z sobą zrobić, ale w tej chwili najlepszym wyjściem, było chyba ruszyć w drogę z tą drużyną, przynajmniej przez jakiś czas. Ból głowy, doskonale przypominał mu, jak może się skończyć podróż w pojedynkę. Gdy skończył palić, przeczyścił fajkę dokładnie, a następnie z powrotem owinął ją starannie, aby uchronić przed uszkodzeniem i schował do plecaka. Przez chwilę porozglądał się po obozie. "Hehe. Niezła mieszanka. Ogry, ludzie, elfy i nawet krasnolud się uchował. Ciekawe, co wyniknie z podróży w tak egzotycznym gronie”.Po krótkiej chwili podszedł do niego Diego. Gdy tylko powiedział o tym, że jest spadkobiercą tronu, Galavandrel wstał i zrzucił z głowy kaptur.
-Galavandrel – dil – Vallor zwany w pewnych kręgach „Cienistą strzałą”. Miło mi.
Spojrzał na Diega i skłonił się nieznacznie. Nigdy nie przepadał za szlachcicami, a już szczególnie za jakimikolwiek ludzkimi monarchami, ale Diego uratował mu skórę, a poza tym „Uprzejmość, to pierwszy krok, do nawiązania przyjaznych stosunków z nowopoznanymi”.
- Jeżeli chodzi panie, o twoje zatargi z prawem, to w ogóle mi one nie przeszkadzają. Z resztą ja sam nie mam najczystszego sumienia. Po tych słowach uśmiechnął się delikatnie.
-Poza tym znam dość dobrze zamiłowanie imperialnych stróżów prawa, do ścigania bezsensownych zbrodni i szukania dziury w całym – dodał ciszej.- A jeśli zostaniecie zaatakowani przez kogokolwiek, będę walczył na śmierć i życie. Jestem wam to winien. Zobaczymy, co twoim wrogom wyjdzie z tej zasadzki.
Na wzmiankę o polowaniu odparł – Myślę, że ja się mogę przydać. Możemy iść we czwórkę, no chyba, że ktoś jeszcze się pisze. Nie mam ze sobą żadnych pułapek, ale na zastawianiu wnyków znam się całkiem całkiem. Jeśli tylko macie jakieś to mogę się tego podjąć, a i ustrzelić mogę co nieco. Poza tym las to moja domena i świetnie się w nim czuję.
Chwilę później elf zajadał się już jajecznicą i popijał grzane wino. „Nie ma co. W tym księstwie Molachii znają się na gotowaniu”. Po posiłku narzucił z powrotem kaptur na głowę i pogładził przez chwilę prawe ramię. Znów się uśmiechnął i rozejrzał po obozie. Broch rozmawiał z kapitanem ogrów, Monachijczycy byli zajęci sobą, dwa elfy leżały na ziemi i wpatrywały się w niebo.. „Lepiej im nie przeszkadzać”. Jako że siostra Ninerl odeszła gdzieś na bok, łysy człowiek był również zajęty jakąś kobietą, a Galavandrel nie miał zbytniej ochoty na rozmowę z krasnoludem ani z ogrami, podszedł do Elissy. „Trzeba nawiązać wreszcie jakieś nowe znajomości”
-Dzięki za opatrzenie mojej rany. Myślisz, że moja głowa długo będzie mi jeszcze przypominać o mojej głupocie? To powiedziawszy usiadł na ziemi w pobliżu kobiety.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Elissa usłyszawszy Twoje słowa pochyliła lekko głowę i zmieszała się. Ci którzy znali ją już trochę czasu, wiedzieli, że mimo nieprzeciętnej urody dziewczyna jest dość nieśmiała i niewiele mówi.
- Drobiazg. - odparła cicho. - Rana na głowie nie jest głęboka, kilka dni i powinieneś przestać odczuwać ból. Jutro posmaruję ją jeszcze moimi maściami i powinno szybko się goić. A teraz przepraszam...
Skinęła ci głową, po czym wstała i ruszyła w kierunku ogniska. Przez chwilę rzuciłeś jeszcze okiem na jej dekolt - miała czym oddychać. Pod jej luźną, jasną sukienką kołysał się apetyczny tyłeczek i jeszcze przez chwilę patrzyłeś tak na nią, gdy w końcu usiadła obok Brocha wtulając się w niego. Przy wielkim najemniku Elissa wyglądała jeszcze drobniej i delikatniej, gdy ten obejmował ją swymi wielkimi ramionami. Z krótkich obserwacji wywnioskowałeś, że łączy ich coś więcej niż zwykła znajomość.
Elissa usłyszawszy Twoje słowa pochyliła lekko głowę i zmieszała się. Ci którzy znali ją już trochę czasu, wiedzieli, że mimo nieprzeciętnej urody dziewczyna jest dość nieśmiała i niewiele mówi.
- Drobiazg. - odparła cicho. - Rana na głowie nie jest głęboka, kilka dni i powinieneś przestać odczuwać ból. Jutro posmaruję ją jeszcze moimi maściami i powinno szybko się goić. A teraz przepraszam...
Skinęła ci głową, po czym wstała i ruszyła w kierunku ogniska. Przez chwilę rzuciłeś jeszcze okiem na jej dekolt - miała czym oddychać. Pod jej luźną, jasną sukienką kołysał się apetyczny tyłeczek i jeszcze przez chwilę patrzyłeś tak na nią, gdy w końcu usiadła obok Brocha wtulając się w niego. Przy wielkim najemniku Elissa wyglądała jeszcze drobniej i delikatniej, gdy ten obejmował ją swymi wielkimi ramionami. Z krótkich obserwacji wywnioskowałeś, że łączy ich coś więcej niż zwykła znajomość.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Galavandrel
Jak tylko Elissa odeszła, elf poprzyglądał się jej przez chwilę. „Niezła!”. Gdy po chwili usiadła w pobliżu Wernera, Galavandrel szybko otrząsnął głowę z kosmatych myśli. „Kurde chłopie. Opanuj się. Już nieraz baby wpakowały cię w kłopoty. A ten wielkolud nie wygląda na człowieka, z którym opłaca się zadzierać”. Elf znów uśmiechnął się pod nosem. Teraz do pełni szczęścia brakowało mu już tylko tego, aby nie czuć tego cholernego bólu głowy. „Nie pogadałem sobie zanadto, ale cóż. Potrzeba czasu, aby zdobyć czyjeś zaufanie”. To pomyślawszy podszedł do Stryczka i zdjął z konia dwa pozostałe koce. Jeden rozłożył na ziemi jako prześcieradło, ten, który wcześniej zwinął na kształt poduszki położył na nim, a trzecim przykrył zaimprowizowane posłanie. Gdy skończył, podszedł jeszcze do Diega
-Książe. Wiem, że nie macie po.. po… powodów żeby mi ufać, ale myślę, że nie ufacie też ogrom. Jestem pewien, że wystawią oni jakieś warty, ale jeśli się zgodzicie, to chciałbym też powartować. I tak pewnie nie usnę, co najmniej do północy. Za dużo myśli kotłuje mi się pod czaszką. Więc…? Jak będzie?
Jak tylko Elissa odeszła, elf poprzyglądał się jej przez chwilę. „Niezła!”. Gdy po chwili usiadła w pobliżu Wernera, Galavandrel szybko otrząsnął głowę z kosmatych myśli. „Kurde chłopie. Opanuj się. Już nieraz baby wpakowały cię w kłopoty. A ten wielkolud nie wygląda na człowieka, z którym opłaca się zadzierać”. Elf znów uśmiechnął się pod nosem. Teraz do pełni szczęścia brakowało mu już tylko tego, aby nie czuć tego cholernego bólu głowy. „Nie pogadałem sobie zanadto, ale cóż. Potrzeba czasu, aby zdobyć czyjeś zaufanie”. To pomyślawszy podszedł do Stryczka i zdjął z konia dwa pozostałe koce. Jeden rozłożył na ziemi jako prześcieradło, ten, który wcześniej zwinął na kształt poduszki położył na nim, a trzecim przykrył zaimprowizowane posłanie. Gdy skończył, podszedł jeszcze do Diega
-Książe. Wiem, że nie macie po.. po… powodów żeby mi ufać, ale myślę, że nie ufacie też ogrom. Jestem pewien, że wystawią oni jakieś warty, ale jeśli się zgodzicie, to chciałbym też powartować. I tak pewnie nie usnę, co najmniej do północy. Za dużo myśli kotłuje mi się pod czaszką. Więc…? Jak będzie?
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 

