[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

***
-Hmm... Przeczysz sam sobie... Najpierw mówisz o spokoju, a teraz, że nie zniósłbyś go długo. No to jak to jest?- powiedziała Ninerl. Ha, przeczenie samemu sobie to specjalność Gildirila. Tak samo jak przeczenie komukolwiek innemu. -Tak naprawdę miotam się jak dziki pies- rzucił niedbale. Romantyczny nastrój prysł, ale wcale nie starał się go podtrzymywać -W sumie sam nie wiem, ale zawsze łudzę się, że się dowiem z czasem, czy chcę być powsinogą czy żyć gdzieś w spokoju. Jak na razie, jak widać, ganiam za kultystami.- westchnął cicho. Zawsze drażniły go rozmowy na jego temat, choć tak naprawdę to dużo ich nie było. Bo jak to nazwać? Chcę, a boje się? Chcę, a nie chcę? Może i chciałby spokoju, ale jakaś cząstka jego duszy (jeśli jednak nie przegrał jej w karty) mówi, woła wręcz "Idź, żyj, zwiedzaj, morduj! Nie siedź w miejscu, bo zarośniesz brudem ludzkich miast! Rób coś!" Głębokie jak cholera.
-Wzbogacania się kosztem innych ludzi? Znaczy masz na myśli zlecenia?- spytała Ninerl. Elf się zmieszał trochę, ale z niewzruszoną miną odparł -Eee... Tak. Łapałem się różnych zajęć, tu coś przewieść, jako eskorta, jako posłaniec... Z czegoś żyć trzeba, a tak przynajmniej jestem w ruchu- "Kogo ty oszukujesz, ośle jeden?" odezwał się jego wewnętrzny głos "Może jej opowiedz, jakie numery robiłeś jeszcze w Middenheim, co?" Miał ochotę sobie odpowiedzieć w myślach "Wal się", ale własnemu głosowi sumienia ("Czego?" "Siedź już cicho") się nie pyskuje.

-Przyznam, że zawsze mnie ciekawił Cathay i Nippon. A także Lustria. Daleko, ale podobno w dżungli nadal żyją słudzy Pradawnych. Można nadal znaleźć ślady po ich miastach. mówiła dalej Ninerl -Hmm... Tak dalekosiężnych planów jeszcze nie snułem. Może... Kiedyś...- wydukał -Ale na to potrzeba pieniędzy, pewnie dużo pieniędzy... A i ludzie w tamtych rejonach pewnie nie będą zbyt przyjaźnie nastawieni do elfów, choć kto wie?- Gildiril zamyślił się -W każdym razie trzeba będzie się przygotować do tak poważnej wyprawy, jak będę starszy to przemyślę to...- Jej, teraz to przygadał jak stary dziad. "Tak naprawdę to musiałbyś się jeszcze ze dwa razy urodzić, żeby taką kasę zarobić" zadrwił sam z siebie w duchu. Jeszcze trochę, i sam zacznie do siebie gadać. Siedzenie po nocach mu nie służy.
***

A czemu nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi? To co nieprzyjemnego? No, dobrze poczekam. Ale nie zapomnę o tym- zapytała zaciekawiona Ninerl. "Orlandoni, ty dupku..." pomyślał elf. W sumie mu nie zależało, czy to się wyda, czy nie. W końcu Ninerl nie była jego matką. A nawet jak się dowie, przecież mu nic nie zrobi. Chyba się nie obrazi... Raz tylko dostał plaskacza od jakiejś cizi, której postanowił uchylić rąbka tajemnicy z własnej woli. Wysłuchał przydługiej litanii, a nad ranem się ulotnił. I dobrze, w sumie ona to tylko w łóżku dobra była... Teraz więc jakieś złe konsekwencje mu nie grożą. Chyba.

***

-Idźmy lepiej, bo jeszcze się rozmyśli...-mruknął niezadowolony z opieszałości towarzyszy Gildiril -Albo ciało zjedzą robaki- O nie... już sobie wyobraził, jak po ciele nie zostało ani śladu i duch postanowił zainstalować się w drużynie. Chyba powinien się porządnie urżnąć jakimś jabolem. Ostatnio jego myśli nawet jemu samemu wydawały się zbyt groteskowe.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Zjawa zafalowała, po czym warknęła nieprzyjemnie na grubiański ton Ninerl posyłając elfkę na drugi koniec pokładu jednym machnięciem eteralnej dłoni, tak, że Nin wpadła wprost do lodowatej wody Reiku. Następnie tak samo jęczącym głosem odpowiedziała na zadane pytanie Orlandoniego.

- Człowiek. Człowiek pchnął mnie mieczem od tyłu. Nawet nie wyjąłem broni. Omamił mnie mówiąc, że potrzebna mu pomoc. Nie wiem jednak kim był, wiem jedynie, że towarzyszyli mu mutanci. To oni najbardziej zbeszcześcili moje ciało. Podążajcie za mną.

Elfka wgramoliła się w końcu na pokład i ruszyliście. Podróż na drugą stronę niezbyt szeroką i rwącą w tym miejscu rzeki nie była szczególnie wymagająca ani długa. Również na pustej przystani nikt nie zwracał uwagi na wasze odpłynięcie. Przepłynęliście na drugą stronę, głównie używając pagajów niż żagla, wiatru bowiem praktycznie nie było. Przycumowawszy ruszyliście za duchem, który w pewnym momencie zniknął. Zaniepokojeni sięgnęliście po broń, nic jednak się nie działo. Dopiero po przeszukaniu kawałka gęstego lasu dojrzeliście bielące się, rozrzucone po ściółce ludzkie kości. Zjawa doprowadziła was na miejsce. Zebrawszy więc czym prędzej wszystko co znaleźliście, wróciliście na łódź a następnie na przystań. W międzyczasie Castinaa zaczęła krwawić, co było związane z ciążą. Zaniepokojony Luca nie odstępował jej na krok nie zwracając na pozostałych najmniejszej uwagi. Okazało się jednak, że nie było to nic groźnego, zapewne krwawienie związane było ze stresem jaki ostatnio przeżywała kobieta, jednak Orlandoni solidnie się wystraszył. Był już późny wieczór, jednak nie chcąc trzymać kości w karczmie czy łodzi ruszyliście prosto do wskazanej przez jednego z mieszkańców miasta, położonej tuż przy cmentarzu, świątyni Morra. Kapłan, który tam nadal urzędował, starszy człowiek o poważnej i zmęczonej życiem twarzy, przyjął was i wysłuchał. Kiwnął głową na znak, że rozumie o co chodzi.

- Pogrzeb z własnym nagrobkiem z wypisanym imieniem i nazwiskiem i miejscem na cmentarzu kosztuje trzydzieści koron. Jest oczywiście też inna możliwość, pogrzeb w zbiorowej mogile nie kosztuje bowiem nic. Na co się państwo zdecydują?
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca

Orlandoni przejął się mocno tym co działo się z Castinąą na barce. Do tego stopnia, że widząc jak kobieta krwawi, zbladł niesamowicie wciąż pytając czy wszystko z nią w porządku. Okazało się, że nie było to nic groźnego, jednak Luca przysiągł sobie, że odwiedzą świątynię Shalyi przy najbliższej okazji. Po zebraniu szczątków mężczyzny i powrocie do portu, grupa udała się do świątyni Morra, gdzie wysłuchali starszego kapłana. Kiedy ten skończył mówić Luca odezwał się do niego :

- Zdecydujemy się na pochówek z mogiłą i nagrobkiem. Ten mężczyzna zasłużył na to chociażby ze względu na śmierć jaką poniósł.
– Luca zawsze respektował wszystkich bogów Starego Świata, a przede wszystkim Morra, Pana Snów i Umarłych. Zbyt często miał styczność ze śmiercią, żeby obojętnie przejść obok tego aspektu życia; ostatniej drogi duszy do królestwa umarłych. Dlatego właśnie zdecydował się opłacić pochówek mężczyzny. Po chwili dokończył swoją wypowiedź – Jeśli nie chcecie opłacać pochówku to możecie już iść do karczmy czy na barkę, my z Castinąą zajmiemy się resztą. Opłacimy pogrzeb z własnej kieszeni jeśli będziemy musieli... – spoglądając na towarzyszące mu postaci, przemytnik wyciągnął sakiewkę spod skórzanej kurtki, gdzie była ukryta.

Bardzo szanował służących Kruczego Pana, którzy zajmowali się tak niewdzięczną, a tak konieczną pracą. Za każdym razem kiedy przekraczał wrota świątyni Morra czuł drobną cząstkę wieczności. Przecież czy nie od nich najwięcej zależało, gdyż zapewniali duszom nieśmiertelność? Luca sam miał nadzieję, że kiedy umrze ktoś zajmie się jego ciałem i trafi do Wiecznego Królestwa.

- Nie wie ojciec może czy ten człowiek miał jakąś rodzinę? Można byłoby ją powiadomić. Nazywał się Johann Gespenst, był strażnikiem dróg i pochodził stąd, z Weissbrucku...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati" & Luca

Na szczęście do walki nie doszło, a duch wydawał się być rozgniewany na Ninerl (może za jej przedmiotowe podejście do niego?) i wyrzucił ją za burtę. Castinaa była już pewna, że nawet taka zjawa nie jest bezbronna, choć ciało było całkiem martwe... Wtedy też zrozumiała, iż lęka się jedynie tego, czego nie może zabić. Nieco ją to rozbawiło, było zarazem logiczne jak i absurdalne.
Dopłynęli do drugiego brzegu, przeprawa nie trwała długo i była dość łatwa. Kobieta poczuła się gorzej, rozbolało ją podbrzusze, trudniej się oddychało i w pewnej chwili poczuła, jak coś jej spływa po udach. Zamarła przerażona. Przywykła już do myśli, iż jest w ciąży i teraz gdyby coś się stało z dzieckiem, chyba by sobie nie darowała. Dyskretnie udała się pod pokład zobaczyć, co się dzieje.
Drużyna zeszła już na ląd, kiedy Castinaa zawołała Lucę. Musiał usłyszeć strach w jej głosie, gdyż zaraz się zjawił. Cas pokazała mu swoją dłoń, na której była krew i po kilku próbach odezwania się, także powiedziała mężczyźnie, co się dzieje. Także i on zdawał się być wystraszony, szczerze mu się nie dziwiła...

- Wszystko będzie dobrze - pocieszał ją cały czas delikatnie gładząc po włosach i całując w czoło. - Bardzo cię boli? - pytał co jakiś czas zatroskany stanem swej kobiety i dziecka.
- Już nie - padła w końcu odpowiedź, na którą tak wyczekiwał. - Zajmij się łodzią, tylko ty możesz nas zabrać na drugi brzeg. Ja tutaj posiedzę i odpocznę.
Castinaa istotnie czuła się lepiej, widać to nie było nic groźnego, ale i tak trochę się jeszcze martwiła.

Po dłuższym czasie drużyna wróciła z kośćmi i Luca poszedł zająć się przeprawą na drugą stronę, a kiedy byli już na miejscu, pomógł Tileance wyjść na pokład i zejść na ląd.
- Możesz iść? - zapytał gotów ją nieść jeśli zajdzie taka potrzeba. - Trzeba udać się do Świątyni Morra.
- Tak, mogę. Załatwimy to szybko i pójdziemy już do karczmy?
- zapytała.
- Oczywiście, skarbie. - ucałował ją w czoło. - Pójdziemy. Zjesz coś ciepłego, przebierzesz się i położysz się spać.
- Zostaniesz przy mnie?
- Tak
- odparł spokojnym tonem.

Gdy już dotarli do świątyni, Cas przysiadła sobie gdzieś na uboczu i czekała, aż Luca pozałatwia wszystkie sprawy. Modliła się cicho do Pana Śmierci, by ten nie odbierał jej dziecka. Wychodząc, zostawiła też datek i całą drogę do karczmy milczała.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
- Może to taki okres w twoim życiu? Może odczuwasz taką potrzebę? W końcu jesteś chyba młody, nie?- uśmiechnęła się szeroko.
- No tak, trzeba jakoś żyć. Skoro lubisz podróżować, to rzeczywiście dobre zajęcia dla ciebie- pokiwała głową.
- A czemu mieliby być źle nastawieni? W końcu z nimi handlujemy. Zaś w Lustrii mieszkają jaszczuroludzie, tam nie ma ludzkich
osad. Najwyżej pojawiają się wyprawy różnych łupieżców. Co do pieniędzy... ee, bez przesady. To nie jest aż takie kosztowne, można przecież nająć się na statek.
- odpowiedziała mężczyźnie.

***
Wdrapała się z powrotem na łódź i otrząsnęła. Uśmiechnęła się zadowolona- jednak to prawdziwa dusza. Chociaż z drugiej strony to musiało być straszne, tak dryfować i ciągle przeżywać własną śmierć.
-O co na kości Morai ci chodzi? Co się znowu ugryzło? To w końcu mamy polować na hmm, "kultystów" czy nie?- zapytała, zdezorientowana.- Nie zauważyłam, bym obrażała Castiinę. Zresztą sama chce iść z nami, więc w czym problem. A poza tym nie życzę sobie, byś wypowiadał się za mnie. Ale jak widać to osobisty afront dla ciebie, tego nie robić. Ach i najłatwiej kpić sobie z kaleki, nieprawdaż? - krzywy uśmiech wykwitł na wargach dziewczyny- Oczywiście, mogłam się tego spodziewać. Skoro mam nie uważać na twoją wybrankę, to nie będą tego robić.- wzruszyła ramionami. Łaski bez... Teraz nie tknie palcem w obronie przyszłej matki, chociaż powinna.
Ludzie jak zwykle okazywali się tacy, jak z opowieści. A ona się dziwiła, czemu Asurowie patrzyli na nich z pogardą... Chociaż trzeba przyznać, że Gunter albo Ulrich nie zasługiwali na taką krzywdzącą opinię.
- Zrozum Gunterze, że nie mam ochoty być traktowana jak przedmiot albo małoletnie dziecko. No i nie widzę, bym pierwsza skakała komuś do gardła. Zwłaszcza, że ten ktoś reaguje alergicznie na moją jakiekolwiek wypowiedź, chociaż zarzuca to mi. I w dodatku otwarcie mi grozi, zupełnie nie wiem za co- chwyciła wiosło i usiadła przy łodzi. O co, na brudne pazury Morathi, chodziło temu człowiekowi? Żeby chociaż go obraziła, to jeszcze od biedy można by to zrozumieć. "Orlandoni zachowuje się jak mały chłopczyk. Przecież to nawet nie jest mężczyzna, tylko nastolatek pełen kompleksów. Jakie to żałosne" pomyślała " A ja się dziwię, czemu ludzie żyją w brudzie i zdziczeniu".
-Nie sądzę, Gunterze, by była to pułapka. By zniewolić dusze, trzeba naprawdę potężnej, ohydnej magii, a to nawet wtedy nie jest takie proste. Myślę, że smród Dhar ciągnąłby się za nim i wyczułabym go. - powiedziała-Biedny człowiek. Zostać zabitym, przez kogoś komu się pomogło. Zasługuje na pogrzeb, nawet jeśli wiedział, kim rzeczywiście był tamten. - dodała, wiosłując.

Znaleźli w końcu kości. Ninerl podniosła jedną.
-Zobaczcie, to ślady zębów. Po prostu go zjedli- wskazała palcem na rysy. Pokręciła głową z niesmakiem.
Wkrótce pozbierali wszystko, co tylko znaleźli.
Gdy płynęli z powrotem, Castiina źle się poczuła. Ninerl zauważyła jej zakrwawioną dłoń. "No i co teraz, chłopczyku?" pomyślała z skrytą satysfakcją, obserwując leniwą wodę "Już mdli cię ze strachu...". Owszem, przypominała sobie z wykładu matki, co to znaczyło, ale nie zamierzała się tym dzielić. Ma nie chronić? To nie chroni.

Obejrzała z zainteresowaniem świątynię. Atmosferą przypominała jej nieco domy eutanazji. Tylko tam panował pogodny nastrój, a tutaj nie. Kapłan coś wspominał o grobie. Właściwie... ten zmarły, jeśli słowa jego duszy były prawdą, a być musiały, rzeczywiście zasługiwał na pochówek. No i cóż... po co człowieczek Orlandoni miałby się znowu nadymać...
- W odróżnieniu od większości, zmarły kierował się honorem. Zasługuje na upamiętnienie...- włożyła w dłoń kapłana sakiewkę. Tą większą. Nie interesowało jej, co duchowny zrobi z nadmiarem pieniędzy. Ciekawe, czy człowieczek znowu weźmie do siebie jej słowa. Pewnie tak... Był taki przewidywalny. Chociaż akurat teraz, nie go miała na myśli...

Dobrze, uznaję, że postacie się nie zagryzły... Ech, Serge twoja postać bawi mnie coraz bardziej... Drażliwy jak kobieta z okresem ;) Przyznaję, że jak czytałam tą jego wypowiedź to skojarzył mi się z kogucikiem ;) .. Co te kobiety robią z mężczyznami...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Wodził zdziwionym wzrokiem od elfki do Tileańczyków i spowrotem. O co się znowu pogryźli? Ulrich nie do końca nadążał za tokiem… „energicznej wymiany zdań.” Spoglądał co chwila nerwowo w stronę zjawy. Jak na ironię, to nie półprzeźroczyste widmo było teraz w centrum uwagi… W jednej chwili Golem włączył się do dyskusji, w wyniku czego zakończyła się ona jak nożem uciął. Zaraz doszłoby zapewne do rękoczynów. Chociaż może to było by najlepsze rozwiązanie. Bo te kłótnie robią się „odrobinę” irytujące. De Maar zwykł załatwiać sprawy ostrzem, nie słowami! Na domiar złego, wybitnie niefortunny moment na taką rozmowę wybrali…
Spojrzał na Guntera i skinął głową.
-Ekhm… Prawda, chodźmy, bo chyba nie chcemy tu zostać z takim towarzyszem… - spojrzał na zjawę i szybko dodał – Oczywiście bez obrazy panie Johann.

-Człowiek. Człowiek pchnął mnie mieczem od tyłu. Nawet nie wyjąłem broni. Omamił mnie mówiąc, że potrzebna mu pomoc. Nie wiem jednak kim był, wiem jedynie, że towarzyszyli mu mutanci. To oni najbardziej zbeszcześcili moje ciało. Podążajcie za mną.

„Podstępnie zamordowany, tylko po to, żeby stać się karmą dla tego zmutowanego ścierwa?!” Ulrich aż się skrzywił na myśl o tak marnym losie. Kości tego człowieka rzeczywiście wyglądały bardziej jak resztki ze stołu, niż zwłoki. Zasługiwał na porządny grób, a pieniędzy drużyna miała wystarczająco dużo. Ale pewna sprawa niepokoiła Ulricha. „…towarzyszyli mu mutanci… Do tego jeszcze ci dwaj od Kastora, zapewne kultyści. Wygląda na to, że znów będzie okazja wytępić trochę tego plugastwa!”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

***
-Może-
odpowiedział zdawkowo Gildiril. Ninerl kontynuowała. Zamyślił się przez chwilę i odpowiedział -To też jest wyjście... Wszystko zależy od tego, czy nastawia się na zwiedzanie, czy chce się pracować, żeby się jakoś utrzymać... Ale się zapędziliśmy z tymi planami- zaśmiał się cicho -Wolałbym nie dzielić skóry na niedźwiedziu. Wszystko w swoim czasie... Na razie wolę się zajmować przyziemnymi sprawami, takimi jak to, jak nie zginąć zbyt szybko- na twarzy elfa pojawił się wymuszony nieco uśmiech. Był zmęczony i nie miał ochoty na snucie planów. Jeszcze zarazi się marzycielstwem i jakimś optymizmem... Zgroza!

***
To, co zrobił duch, wyglądało efektownie. Jednym ruchem... Elf chciał już iść pomóc Ninerl, ale ta wgramoliła sie na pokład bez pomocy. Tak czy siak, ten duch powoli działał mu na nerwy. Niestety już był martwy i zbyt wiele nie mogli mu zrobić...

Poszło wyjątkowo gładko. Nikt ich nie zaatakował? Żadnej starożytnej klątwy? Jak to tak? Do tej pory na każdym kroku coś na nich czyhało... No i w końcu zrozumiał o co chodzi - koszty pochówku. I co, pewnie mają zapłacić? Duch pewnie będzie wybredny i nie da się pochować w mogile... Do czego to doszło. Jak to się rozejdzie, to wszystkie duchy z okolicy do nich przyjdą. Głupia myśl, ale Gildiril spodziewał się już nawet najbardziej absurdalnych rzeczy.

Co było potem? Sporo zabawnych rzeczy. Oczywiście z punktu widzenia Gildirila. Słowa Ninerl skierowane do kapłana pokazywały, jak bardzo cięta była na Orlandoniego. Co z tego? Nic. Też za nim nie przepadał zbytnio. Ale nie dolewał oliwy do ognia. Liczył tylko na to, że się nie pozabijają... Zbyt szybko. Elf złapał się na tym, że pomyślał, że w sumie go to nie obchodzi. Nie dla niego były te drobne i te większe słowne utarczki... "Obojętność się przydaje" pomyślał... Ale czy mogliby już skończyć ten cyrk, do jasnej cholery?
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Na słowa elfki Golem wzruszył wymownie ramionami, co znaczyło, że nie zamierza mieszać się do ich sporów. Z drugiej strony posępne spojrzenie olbrzyma sugerowało, że zatlił się w nim krótki lont, grożący złowrogą eksplozją.
Tileańczyk i elfka przez jakiś czas jeszcze toczyli słowne potyczki, jednak Günter już ich nie słuchał. Nie chciał słuchać. Drażniły go głupie sprzeczki, w dodatku udowadniające tylko, jak bardzo obie strony sporu są na swoim punkcie przewrażliwione.

Uspokajające słowa Ninerl, odnoszące się do podejrzeń zasadzki nie przekonały Golema. Z racji wykonywanego niegdyś zawodu przeczulony był na punkcie bezpieczeństwa towarzyszących mu osób. Wolał dmuchać na zimne, niż pluć sobie w brodę.

Na szczęście okazało się, że obawy były płonne. W pobliżu odnalezionych kości strażnika nie czaił się żaden wróg. Günter pomógł pakować je do płóciennego wora, który potem zarzucił na plecy i zaniósł na pokład łodzi.
Zgodził się, że nie warto zwlekać z pochówkiem. Choć z drugiej strony skoro duch zamordowanego strażnika czekał już tyle czasu, to chyba mu się za bardzo nie spieszyło...
Tak czy inaczej postanowiono, by odwiedzić świątynię Morra. Słuszna decyzja, nikt inny nie znał się lepiej na ceremoniach pogrzebowych od kapłanów Pana Wiecznej Ciszy.

- Mnie nie musisz pytać - Golem odparł Orlandoniemu, kiedy ten zasugerował zrzutę na pochówek. Sięgnął do pasa, by wydobyć z sakiewki kilka złociszy. Nim jednak wygrzebał garść monet, w dłoni kapłana wylądowała pękata sakiewka Ninerl.

Günter spojrzał na nią zaskoczony.
"Hojnie" - pomyślał z uznaniem. Jednakże jej ostatnie zatargi z Lucą i ton wypowiedzi elfki mogły sugerować, że uczyniła to z przekory względem Orlandoniego.
Ale to tylko przypuszczenia, w które Golem nie zamierzał się zagłębiać. Bądź co bądź cel był szczytny, a w takim przypadku nad metodami i motywacjami nie było potrzeby się rozwodzić.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Morryta zastanowił się przez chwilę po czym pokręcił ze smutkiem głową.

- Niestety nie znam nikogo o tym nazwisku. Muszą państwo popytać na mieście, jeśli rzeczywiście tu mieszkał. Może ktoś ze straży go znał? Co do pogrzebu, odbędzie się jutro wieczorem, wszystko powinno być przygotowane do tego czasu. Nagrobek z wypisanym imieniem nazwiskiem i datą śmierci, lub w tym przypadku raczej pochówku, będzie już na jutro gotowy. Jestem pewien, że dusza zmarłego będzie wam za to wszystko wdzięczna. Jego szczątki możecie zostawić tutaj oczywiście.

Podziękował za ofiarowane pieniądze i zaprowadził was do kostnicy świątynnej, gdzie zostawiliście kości zmarłego. Nie było już nad czym tu debatować, rozliczyć się można było i na łodzi, na którą wróciliście dość szybko. Była już jednak noc, światła w domach powoli gasły. Szukanie rodziny zmarłego trzeba było raczej odłożyć na dzień następny. O ile ktokolwiek z was chciał się tym zajmować...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca

Luca wrócił na łódź z Castinąą pod ręką, a następnie wyjął potężną sakwę, niemalże worek z pieniędzmi dziś zarobionymi, po czym rozdał każdemu jego część.

- Tak będzie lepiej - rzekł i uśmiechnął się. - Nie chciałbym przypadkiem wszystkiego przepuścić. Spotkajmy się wszyscy jutro rano w tej tawernie na nabrzeżu. Pomyślimy co robić dalej. No, vale amici! Na nas już czas, gdybyście nas szukali będziemy w najlepszym lokalu w mieście. Ale lepiej nie szukajcie.

Prowadząc dostojnie Castinęę ruszył w stronę rynku, po drodze zapytał jakiegoś przechodnia o najlepszy zajazd w Weissbrucku. Po krótkim spacerze trafili. „Róża i diament” była położona przy malowniczym rynku. Po zdobnej fasadzie budynku piął się starannie przycięty bluszcz. Weszli do środka, Luca upewnił się jeszcze czy są wolne pokoje aby w razie czego było gdzie przenocować po czym zdjął i powiesił płaszcz swej ukochanej, odsunął krzesło i usiedli przy stoliku za kotarą z oknem z widokiem na rynek. Orlandoni zamówił nieduży, lecz smaczny posiłek, wino, nie bretońskie lecz averlandzkie, Egri Bikaver rocznik 2507, a także sok jabłkowo-miętowy dla swojej kobiety. Polał jej soku, następnie nalał sobie trunek do kieliszka, zdjął kapelusz z piórami i zapalił świecę.

- Tobie nie wolno wina, skarbie – powiedział. - Zwłaszcza że niedawno krwawiłaś. Musimy koniecznie odwiedzić jutro świątynie Shallyi, choć to chyba nie poważnego. Wolę jednak mieć pewność.

Kobieta westchnęła cicho patrząc na sok, teraz jeszcze bardziej miała ochotę się napić, ale co tam.
- Też wolę to sprawdzić, Ninerl dziwnie się na mnie patrzyła - powiedziała i upiła nieco. - Będziemy tu zostawać na noc?
W sumie jej się podobała knajpka, ale zapewne była cholernie droga. Chociaż... nawet nieźle znowu zarobili, a ona swoich pieniędzy prawie nie wydawała.

- Ninerl zostaw już mnie, skarbie – uśmiechnął się dziwnie. - Tak, przenocujemy tutaj, nie chcę by kobieta nosząca w łonie nasze dziecko spała w jakichś obskurnych norach w których roi się od pijaków. Tutaj będzie dobrze. Chyba że jednak wolisz dołączyć do reszty?

- Umm... Nie, nie chcę - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Nie żebym coś do nich miała, ale chyba nas nie lubią...
Zasmuciła się trochę, bo przecież starała się być dla wszystkich od początku miła. No może tylko Luca nieco od niej 'oberwał' na wstępie, ale z nim już chyba wszystko miała wyjaśnione. Chyba...

- Nie przejmuj się tym, ja już od pewnego czasu zauważyłem że mnie nie cierpią, a przez to, że jesteś ze mną obrywa się i tobie. Ale spokojnie, teraz 'dupek Orlandoni' będzie postępował nieco inaczej, zobaczymy kto lepiej na tym wyjdzie - puścił jej oczko. - Zresztą, w dupie mam za przeproszeniem co oni o nas myślą. Jesteś dla mnie najważniejsza i jedynie twoje zdanie się dla mnie liczy. Poza tym... będzie dobrze, wujek Luca ma plan. - uśmiechnął się zawadiacko.

- Och, brzmi poważnie... - powiedziała i zrobiła zatroskaną minę. - Czy lepiej, żebym nie pytała? - zapytała i uśmiechnęła się lekko.
Ich zamówienie zostało podane, a właściwie miska zielonego z jakimiś warzywami dla Castinyy. Spojrzała się zdziwiona i zaczęła zastanawiać, odkąd to została królikiem, ale skoro Luca coś takiego jej zamówił, to znaczy, że ma i powinna zjeść.

- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, skarbie. A teraz jedz na zdrowie. Smacznego!
- Smacznego! -
odparła kobieta.
Zaczęli jeść. Castinaa niezbyt przychylnie patrzyła na zamówione przez Lucę danie, natomiast sam Orlandoni napawał się wyśmienitym smakiem swojej wielkiej na pół talerza kanapki z drobiem, sałatką i sosami. Nie leżało w naturze Tileańczyka długie milczenie, więc w końcu przeżuwając spory kęs kanapki zapytał:

- Jak tam z twoją pamięcią, kochanie? Przypomniałaś sobie coś więcej? Bo jeśli jesteś z Bassadoccich, to pochodzimy z dwóch różnych sfer Castinoo – powiedział. – Ty urodziłaś się w poważanej rodzinie a mój papa był drobnym kupcem z Luccini. Od małego pomagałem ojcu w interesach. Serduszko tatka jednak nie wytrzymało gdy inspektorzy podatkowi zaproponowali zweryfikowanie jego dochodów z ostatnich 30 lat. „Mamusia”, Kislevitka, trzecia żona tatka, zdradzała go z cesarskim oficerem i po śmierci papy uciekła z nim zostawiając nas pięcioro rodzeństwa na łasce losu. Potem słyszałem że gdzieś jej się zmarło. Miałem wówczas 16 lat. Dalsi lub bliżsi krewni nieco pomogli lecz wraz z młodszym o rok bratem we dwóch musieliśmy utrzymać rodzinę.

Przerwała jedzenie i patrzyła się na niego uważnie. Nie z jakimś współczuciem czy litością, bardziej z podziwem. Zaczynała rozumieć, skąd w nim tyle zaradności i troski o innych... a ci niewdzięcznicy tak nim pomiatali.
- Nic więcej mi się nie przypomniało, chyba miałam ważniejsze sprawy na głowie - odpowiedziała puszczając do niego oczko i kładąc dłoń na jego dłoni. - Wiesz, ostatnio myślałam o naszym pierwszym spotkaniu i tej rozmowie w dyliżansie i w ogóle... Ciągle mnie męczy to, że tak brzydko się zachowałam, dlatego wyjaśnię, że trochę się ciebie obawiałam - przyznała zawstydzona. - Nic osobistego, tylko... umm... trochę się bałam, czego możesz ode mnie chcieć. Rozumiesz?
Spojrzała na niego pytająco i po chwili zarumieniła się.
- Ale wyszło na to, że to w końcu ja cię zaciągnęłam na beczkę - roześmiała się.

- Bałaś się? Mnie? Kochanie, wiem o co ci chodzi, ale ja nigdy bym nie skrzywdził kobiety czy nawet zrobił coś, czego nie chciałaby z własnej woli. - uśmiechnął się. - Ojciec zawsze traktował kobiety z szacunkiem i chyba po nim odziedziczyłem tę chwalebną cechę. Spodobałaś mi się od chwili gdy cię ujrzałem i chyba nawet podświadomie od początku wierzyłem że nam się uda. No a potem była beczka i początek nowego życia... - serdeczny uśmiech nie znikał z jego twarzy gdy gładził dłoń Castinyy swoją własną.

- Oj, wtedy cię nie znałam, nie wiedziałam, jakie są twoje intencje, ale... cieszę się, że to już sobie wyjaśniliśmy - odpowiedziała i widać było ulgę w jej spojrzeniu. - Powiedz, czy moglibyśmy za jakiś czas wrócić do Tilei? No wiesz, tak za parę miesięcy. Jednak chciałabym, żeby dziecko urodziło się w naszym kraju, może nawet w moim domu... którego nie pamiętam.
Westchnęła cicho niepocieszona.
- Bardzo ci przeszkadza, że mogę być córką Bassadoccich? Panną z 'dobrego domu'?

- Skąd ci to przyszło do głowy, głuptasie? - Luca uśmiechnął się szeroko. - Zupełnie mi to nie przeszkadza, nigdy nawet nie myślałem o tym w tych kategoriach. Kocham cię nad życie tak jak i nasze dziecko i dla mnie nieważne jest, czy jesteś arystokratką czy chłopką. Liczysz się tylko ty! No i oczywiście nasz dzidziuś. Ciekaw tylko jestem czy, jeśli już sobie przypomnisz wszystko, twoja rodzina mnie zaakceptuje? Dla nich pewnie będę tylko zwykłym kupcem, który chce być z ich córką dla posagu. A sama przecież wiesz że tak nie jest. - ton Orlandoniego stał się poważny. - A co do powrotu, to jak najbardziej. Kto wie, może zamieszkamy w Luccini już na stałe gdy dziecko się urodzi. Co o tym sądzisz? I rodzinę odwiedzę, bo już mnie dobre pół roku nie widzieli. – Luca uśmiechnął się do ukochanej. Pomysł Castinyy był bardzo dobry.

Zasmuciła się jeszcze bardziej.
- Niestety nawet nie pamiętam, jacy oni są. Może nawet nie żyją, a ja o tym nie wiem lub wyleciało mi z pamięci. Mam jednak nadzieję, że będzie dobrze, a jak cię nie zaakceptują, to będą mogli pocałować mnie w dupę - prychnęła gniewnie i mówiła całkowicie poważnie. - Jestem pewna, że byśmy sobie świetnie dali radę sami, choć byłoby miło, gdybyśmy mieli nieco łatwiejszy start.
Lekki uśmiech zagościł na ustach kobiety, ale szybko zniknął, gdy znów spojrzała na miskę zieleniny. Czy teraz będzie musiała jeść te królicze odpadki codziennie?

- Wszystko sobie przypomnisz, zobaczysz, będzie dobrze. Potrzeba tylko czasu – Luca pocieszał swoją kobietę jak tylko umiał. - Odzyskasz pamięć, wierzę w to i ty również uwierz. - pocałował ją w dłoń.

Przez cały wieczór opowiadał historie ze swego życia, zazwyczaj mniej lub bardziej zabawne. Nie szczędził gorzkiego opisu lat życia na ulicy, z tego co się znalazło albo ukradło. Nie szczędził też anegdot z późniejszego okresu, w którym bracia Orlandoni rozkręcili dobrze prosperujący interes. Przeważnie były to śmieszne historie o arystokratach, z którymi robił interesy. O starym pierdzącym baronie. O wypudrowanym markizie, który nie odróżniał miecza od pogrzebacza i słysząc o grasujących w pobliżu orkach chwycił ten drugi aby zaimponować damom. O ludziach, którzy naśmiewali się z prostego ludu a bez pomocy sługi nie potrafili nawet się załatwić. Historie były tego rodzaju, że mało kto słuchając ich nie popłakałby się do łez. Castinaa była wspaniałym towarzyszem rozmów i Tileańczyk wiedział że mógłby z nią przegadać całą noc. Jednak ze względu na ciężki dzień i inne 'atrakcje' z krwawieniem na czele nie chciał dodatkowo męczyć ukochanej. Poza tym te chwile, które obecnie przeżywali, były zupełnie inne od tych na trakcie, z towarzyszami. Teraz tak naprawdę można było dostrzec tę miłość między nimi. W gestach, uśmiechach, spojrzeniach...

Choć rozmowa była zajmująca i pasjonująca, Orlandoni po pewnym czasie zauważył, że głowa jego kobiety zaczyna chyba lekko jej ciążyć, a oczy zamykają się na coraz to dłuższy okres czasu. Uśmiechnął się, dopił wino i pomagając Castiniee wstać, zabrał ją do pokoju. Po szybkiej wspólnej kąpieli zaniósł Cas do łóżka i od razu położył się obok niej. Długo wpatrywali się sobie głęboko w oczy, ich dłonie się złączyły, palce splotły. Nieco się ożywili, gdy znaleźli się tak blisko siebie, jednak tej nocy Luca postanowił, że nie powinni niczego robić, żeby jeszcze bardziej nie zaszkodzić ciąży i zdrowiu Castinyy oraz dziecka. Co nie oznaczało, że jego zręczne dłonie nie mogły nacieszyć się pięknym ciałem kobiety. Każdy jego dotyk odwzajemniała i choć nie doszło do zbliżenia, to dali sobie wiele przyjemności i rozkoszy, zasypiając w końcu we własnych objęciach.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gidliril

Jestem pewien, że dusza zmarłego będzie wam za to wszystko wdzięczna. Jego szczątki możecie zostawić tutaj oczywiście. Te słowa kapłana prawie rozbawiły Gildirila. Niewątpliwie, ten duch będzie bardzo wdzięczny... I lepiej, żeby w tej swojej wdzięczności szedł w cholerę. A szczątki? Jeszcze tego brakowały, by je nosili ze sobą... Chociaż... Na upartego mogliby je sprzedać na targu jako relikwie jakiegoś świętego dziada. Wiele ludzi tak robi i z tego żyją.

Wrócili na łódź. Elfowi ciarki przeszły po plecach, jak sobie pomyślał, co się może tam dziać. Czuć było, że w drużynie narasta konflikt, nie pierwszy i pewnie nie ostatni. Zastanawiał się tylko, jak on ma się w tej sytuacji zachować. Olewać cały czas to, co się dzieje dookoła? Chyba nie da sie robić tego w nieskończoność... Miał nadzieję, że Ninerl i Luca nie rzucą się sobie do gardeł. Teraz jednak zastanawiało go co innego. Jak znajdą rodzinę tego faceta? Ktoś po kościach pozna? Jej, ale się wpakowali... Z deszczu pod rynnę. Ale te zmartwienia odłożył na jutro. Było już późno, a on nie miał ochoty przeciągać tego "pięknego" dnia. Dlatego z ulgą powitał dotyk względnie miękkiego posłania. Zastanawiał się jeszcze chwilę, czy nie bawić się w jakieś subtelności, ale po krótkim namyśle postanowił jednak spróbować zasnąć. I nie myśleć o zjawach.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Gildiril powiedział coś o nieplanowaniu na wyrost. Miał rację... Teraz należało przede wszystkim nie dać się zabić.
-Jeśli moje gadanie ci przeszkadza albo jestem męcząca, to powiedz. -powiedziała i przymknęła oczy- Powinnam się podnieść... ale tak mi się nie chce...Jeśli zacznę przysypiać, to obudź mnie bez wahania..-mruknęła.

***
Wreszcie opuścili świątynię. Ninerl czuła się zmęczona tym wszystkim.
O, dziwo Orlandoni podzielił równo pieniądze. "Ciekawe czemu" pomyślała i przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Odruchowo spojrzała na brzuch Castiiny.
- A może złóżmy część tych pieniędzy na jakiś koncie w banku? W końcu wszystko może się zdarzyć- może ktoś będzie potrzebował pomocy uzrowiciela, opieki, może się nawet opłaty okupu czy kaucji albo czegokolwiek innego... A tak łatwiej nam będzie ponieść koszty. No i pieniądze będą bezpieczniejsze, a tak możemy je stracić, chociażby w trakcie napadu albo kradzieży. Wasze banki są chyba godne zaufania, prawda? -spojrzała pytająco na ludzi-Ja się na nich nie znam...
Tileańczycy wkrótce znikli, by zapewne spędzić cały wieczór i noc w swoim towarzystwie.
Reszta drużyny wróciła na łódź.

Ninerl siedziała przez chwilę w milczeniu i myślała. Potem zwróciła się do Guntera:
-Gunterze, wytłumacz mi coś...bo ja tego nie rozumiem.... Chodzi o Orlandoniego. Najpierw obrzuca mnie obelgami, później prosi o pomoc. A potem grozi mi śmiercią za jakąś niemożliwą głupotę, a za moment jest radosny jak skowronek. To jak mam to traktować? Poważnie czy zupełnie zignorować? Bo już nic nie rozumiem... Jeśli jakiś Asur wypowiedziałby do mnie takie słowa, jasne by było, że jest moim śmiertelnym wrogiem i kipi w nim nienawiść. Więc jak to jest?- popatrzyła pytająco na olbrzyma- Jesteś człowiekiem i na pewno lepiej ode mnie znasz się na ludziach. Przynajmniej ich rozumiesz...- westchnęła cicho, z malującym się zakłopotaniem na młodzieńczej twarzy.

Potem przeszła się po statku i odszukała Ulricha.
-Mam pytanie do ciebie. Wiem, że znasz się na ludzkim rzemiośle. Potrzebuję jakiejś małej tarczy. Zawsze mogę ją przywiązać do ręki. Pomożesz mi ją wybrać? - zapytała-Trochę to zwiększy moje bezpieczeństwo, no i możliwości przeciwko przeciwnikom.

Zmęczona, z zadowoleniem umościła się na posłaniu. Obok położyła miecz, tak na wszelki wypadek. W końcu mało to niebezpieczeństw? Ostatnio była banda łowcy czarownic i ten potwór. Zdecydowanie nie miała ochoty na takich gości...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Olbrzym skinął głową na słowa kapłana. Dusza zazna spokoju, kości zostaną pochowane, stanie sobie nagrobek i w ogóle. Idylla. Czuł, że chyba powinien się cieszyć z kolejnego dobrego uczynku, do którego przyłożył rękę. Powinien, ale nie potrafił.
Gorzkie słowa i fala emocji, jakie wyrosły niedawno pomiędzy członkami drużyny, właściwie ostatecznie dzieląc ją na dwa przeciwne sobie obozy, bardzo zmartwiły Güntera. Coraz mniejszą miał ochotę, by spędzić więcej czasu w tak napiętej atmosferze, w niekończącej się groźbie wiszącego na cienkim włosku konfliktu. Z natury unikał kłótni, co wynikało z wielu lat życia w odosobnieniu, na marginesie społeczności. Tym razem czuł, że stał się stroną w sporze i świadomość ta bardzo go niepokoiła. Spodziewał się, że może dojść do sytuacji, kiedy trzeba będzie opowiedzieć się za którymś z antagonistów. Ta chwila na dobre rozbije drużynę.

Żałował, że doszło do obecnej sytuacji. Żyjąc przez liczne lata na obrzeżach społeczeństwa stał się dobrym obserwatorem. Potrafił czytać i nazywać emocje, a także ocenić ludzi po ich zachowaniu. Jednak rzadko wydawał głośno sądy, przemyślenia wolał pozostawiać sobie.
Tak było i tym razem. Bez problemu mógłby wskazać palcem winnych fermentu, jaki dotknął złączonych kaprysem losu towarzyszy. Ale czy to by coś zmieniło? Obydwa fronty okopały się za fasadą negatywnych emocji i trwały tam zawzięcie. Duma, rozgoryczenie, egocentryzm, nieufność, upór - to ledwie garstka emocji, które stały się paliwem dla narastającego z każdą chwilą konfliktu.

Łatwopalnym paliwem o śmiercionośnych właściwościach.

Golem czuł, że przestaje tu pasować. Widział to również na twarzach dotąd stojących na neutralnym gruncie towarzyszy. Zakłopotanie, wahanie, niepewność, zniecierpliwienie coraz częściej i wyraźniej gościły w ich oczach. Były chwile, że zastanawiał się, co ich jeszcze w tym miejscu, w tym towarzystwie trzyma.

- Gunterze, wytłumacz mi coś...bo ja tego nie rozumiem.... Chodzi o Orlandoniego. Najpierw obrzuca mnie obelgami, później prosi o pomoc. A potem grozi mi śmiercią za jakąś niemożliwą głupotę, a za moment jest radosny jak skowronek. To jak mam to traktować? Poważnie czy zupełnie zignorować? Bo już nic nie rozumiem... Jeśli jakiś Asur wypowiedziałby do mnie takie słowa, jasne by było, że jest moim śmiertelnym wrogiem i kipi w nim nienawiść. Więc jak to jest?- popatrzyła pytająco na olbrzyma- Jesteś człowiekiem i na pewno lepiej ode mnie znasz się na ludziach. Przynajmniej ich rozumiesz...- westchnęła cicho, z malującym się zakłopotaniem na młodzieńczej twarzy.

Golem spojrzał na nią spokojnym, może nawet smutnym wzrokiem.
- Nie wiem, moja elfia towarzyszko, pewne rzeczy zdają się wymykać zdrowemu rozsądkowi. Czasem trudno mi zrozumieć osoby bezkompromisowe, nie potrafiące panować nad emocjami. Tak, to tyczy się również ciebie, Ninerl - spoglądał na nią wciąż tak samo smutno. - Ale nie moja rola, by oceniać, kto miał rację, a kto nie. Obawiam się, że w grę wchodzą niemożliwe do pogodzenia różnice, wynikające z pochodzenia, doświadczenia, charakteru. Trudno mieć o to pretensje, ale nie mniej trudno to zaakceptować.

Westchnął głośno, wyraźnie posmutniał i odparł, spoglądając gdzieś w dal.
- Poważnie rozważam opuszczenie drużyny, wiesz? Podczas ostatniej, dzisiejszej kłótni zachowałem zimną krew, starając się nie doprowadzić do eskalacji konfliktu. Ale uwierz, że nie było to łatwe. Z trudem powstrzymałem się, by nie przemówić wam do rozsądku.
- Następnym razem, a taki na pewno nadejdzie i to zapewne prędzej niż myślimy, mogę nie pozostać obojętny i w porę nie zatrzymać gniewu. A wtedy mogłoby to źle się dla kogoś skończyć. Zgniła atmosfera w naszym mieszanym towarzystwie staje się coraz bardziej irytująca i coraz mniej przewidywalna. Nie potrafię zaufać ludziom, którzy nie potrafią ufać innym.

Zdobył się na nieznaczny uśmiech i spojrzał ponownie na elfkę.
- Tak naprawdę to nikt z nas nie pasuje do tego miejsca i towarzystwa. Dobrze o tym wiesz.

Poklepał elfkę przyjaźnie po ramieniu, po czym przeprosił ją i opuścił. Podszedł do burty, oparł łysą głowę na łokciach i jął wpatrywać się w leniwą toń. Z daleka wyglądał niczym kamienny gargulec, posępnie łypiący okiem z katedralnych gzymsów.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

- Niestety nie znam nikogo o tym nazwisku. Muszą państwo popytać na mieście, jeśli rzeczywiście tu mieszkał. Może ktoś ze straży go znał? Co do pogrzebu, odbędzie się jutro wieczorem, wszystko powinno być przygotowane do tego czasu. Nagrobek z wypisanym imieniem nazwiskiem i datą śmierci, lub w tym przypadku raczej pochówku, będzie już na jutro gotowy. Jestem pewien, że dusza zmarłego będzie wam za to wszystko wdzięczna. Jego szczątki możecie zostawić tutaj oczywiście.

Westchnął. „O ile prościej by było, gdyby ludzie wiedzieli „trochę” więcej… nie trzeba by było zajmować się bzdurami, takimi jak „zbieranie informacji.”” Pożegnali kapłana i już po chwili wszyscy znaleźli się na łodzi. To znaczy, prawie wszyscy, bo Tileańczycy zaraz gdzieś zniknęli. „Może to i dobrze, że chwilowo się oddalili?” myślał, spoglądając kątem oka na elfkę. Chociaż, każdy wie, że zawieszenie broni nie może trwać w nieskończoność… Ktoś w końcu będzie musiał to zakończyć. Stanie z boku jest może i bezpieczniejsze, ale trudno powstrzymać irytację, gdy towarzysze plują na siebie jadem. „Neutralność jest dla tchórzy” powiedział kiedyś Ulrichowi przyjaciel. De Maar nie miał wątpliwości po czyjej stronie stanie, jeśli dojdzie do poważnej konfrontacji. No… może miał trochę wątpliwości… troszeczkę. „Gdzie się podziała więź? Bogowie nie darmo nas wszystkich zetknęli…”

-Mam pytanie do ciebie. Wiem, że znasz się na ludzkim rzemiośle. Potrzebuję jakiejś małej tarczy. Zawsze mogę ją przywiązać do ręki. Pomożesz mi ją wybrać? - wyrwał go z ponurych rozważań głos elfki. Dobrze będzie się czymś zając, bo od nadmiaru myślenia można zwariować.
- Z chęcią pomogę. Nie jestem co prawda jakimś wybitnym specjalistą, ale co nieco wiem. Chodzi ci pewnie o coś takiego jak ma Gunter, prawda? Gdy trafiliśmy na tę łódź… – powiódł wzrokiem po pokładzie – … i trzeba było się rozprawić z mutantami. Puklerz. Przydatne narzędzie, swoją drogą. – spojrzał na elfkę uważniej, po czym wahał się chwilę czy wymówić dalsze słowa. Wymówił. – Albo… można poszukać ci nowej dłoni. Proteza… - nie był pewien, czy elfka wie co to jest – …metalowa dłoń mocowana pasami na miejscu starej. W armii spotkałem człowieka z taką właśnie protezą i przyznam, że zaskoczony byłem jak dobrze się sprawuje w boju. – mówił niepewnie, bowiem nie wiedział jaki stosunek do takich spraw mają elfy. – A tarcza przyda się tak czy inaczej, bo "dobra zasłona to połowa sukcesu. Druga połowa to celnie wyprowadzone uderzenie," jak mawiał mój wuj. Jutro z rana rozejrzymy się za jakimś porządnym sprzętem, który nie rozpadnie się od jednego uderzenia. – uśmiechnął się.

Kładł się do łóżka zmęczony. Może nie tyle fizycznie, co psychicznie. Umarli przemawiający do nich, znajomi Kastora Lieberunga, całkiem możliwa obecność mutantów w okolicy – w końcu Johann sam się nie zabił – a do tego wszystkiego jeszcze zły nastrój, udzielający się całej drużynie. „Ech… oby jutro było lepiej.”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Dzień wstał lekko zachmurzony i chłodny, jak bywało zwykle o tej porze roku. Nie padało jednak, mimo iż w powietrzu wyczuwało się wilgoć, czy to z pobliskiej rzeki czy niedawnych opadów. Spotkaliście się sporo po świcie, schodząc się z różnych stron czy bezpośrednio z waszej łodzi. W różnych humorach, Ninerl nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą, Castinaa i Luca wręcz przeciwnie, Gildiril jak zwykle zachowywał chłodną obojetność i pozorne lekceważenie dla wszystkich i wszystkiego. Humory reszty były już trudniejsze do określenia, ale i jakoś nikt się tym zbytnio nie przejmował. Ninerl, rozejrzawszy się z Ulrichem zakupiła również solidnie wyglądającą lekką tarczę po przystępnej cenie, bo jedynie 30 koron.

Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami rozpoczęliście poszukiwania rodziny zabitego strażnika. Nie było to jednak proste. Dopiero po godzinie poszukiwań, (w czasie których Castinaa i Luca trzymali się z tyłu zajęci sobą ignorując zupełnie pozostałych) polegających głównie na wypytywaniu karczmarzy i strażników miejskich, ktoś znał wymienionego z nazwiska, ktoś inny wiedział gdzie chodził, jeszcze inny w końcu wiedział gdzie mieszkał. Po dwóch godzinach w końcu dotarliście do domu Johanna, zwykłej chaty, jakich wiele w mieście. Drzwi otworzyła wam na oko trzydziestoletnia kobieta przy kości, podejrzliwie słuchając wyjaśnień. Nie uwierzyła, nikt by nie uwierzył. Jej twarz jednak posmutniała.

- Pokażecie ciało, to uwierzę! A nie jakiejś bajki o duchach! Wynocha!

Zamknęła wam drzwi przed nosem, jednak wcale taka pewna swego raczej nie była. Do pogrzebu zostało jeszcze kilka ładnych godzin, ledwie bowiem minęło południe.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Gdy się obudził, słońce stało już dość wysoko na niebie, jego promienie wpadały przez okno oświetlając twarz Castinyy. Przypomniał sobie jakie to wspaniałe budzić się koło pięknej kobiety. Ukochana spała jeszcze, złożył pocałunek na jej czole i wstał delikatnie, najciszej jak potrafił. Przypomniał sobie również jak często w takiej sytuacji, na strasznym kacu lub nawet nie, zabierał manatki i wyruszał w podróż…wtedy chyba nieco bał się odpowiedzialności. Lecz tym razem było inaczej. Nie zamierzał od niczego uciekać, byłby głupcem gdyby uciekał przed własnym szczęściem. Zszedł tylko na dół i zamówił śniadanie: po chwili niósł parującą tacę z pieczywem, jajecznicą i gorącym mlekiem na górę. Delikatnie zbudził Castinęę przynosząc jej śniadanie do łóżka.

- Smacznego, kochanie – powiedział cicho całując ją delikatnie. - Zjedz śniadanie i ruszamy na miejsce spotkania z pozostałymi. Może się stęsknili? - rzucił gorzko. - Poza tym musimy jeszcze coś kupić na mieście, ale to niespodzianka.

Po śniadaniu zamówił jeszcze kąpiel dla siebie i Castinyy i wymydlił dokładnie jej ciało. Uśmiechnął się nieco kiedy spojrzała na jego nienasycone przyrodzenie.

- Zwierzak ze mnie... – rzucił śmiejąc się kiedy wychodzili.

Po wyjściu z karczmy wstąpili jeszcze do sklepu z najmodniejszymi obecnie ciuchami i dokonali kilku zakupów. Gdy szli z Castinąą przez miasto wyglądali jak para zamożnych mieszczan lub szlachty. Za piękną suknię i nowy kubrak Castinyy Luca zapłacił w sumie 40 koron, sam wydał prawie drugie tyle na spodnie, koszulę i kubrak. Za kapelusz z piórami dał niegdyś piętnaście koron. Nie żeby lubił się stroić…dobrego wyglądu wymagały częste w jego pracy kontakty z wyższymi warstwami. Prezentował się jak człowiek zamożny, tylko dwa pistolety i finezyjnie wykonany rapier przy pasie mogły zdradzać profesję awanturnika. Był szczęśliwy, choć nieco niewyspany – oddawali się z Castinąą pieszczotom jeszcze długo po północy. Po drodze do karczmy udał się jeszcze do stacji dyliżansów, będącej jednocześnie urzędem pocztowym. Wysłał tam zaczęty jeszcze w Bogenhafen a skończony dziś rano obszerny list do Luccini. Opisywał w nim swoje przygody, ostrzegał przed możliwą wojną wywołaną edyktem cesarza, informował brata o zmianach cen w Reiklandzie i wreszcie opowiadał o Castiniee…zwięźle i niby sucho, ale był pewien, że brat z uśmiechem i tak oznajmi znajomym i rodzinie: „Luca wpadł w pantofel”. Wraz z listem wysłał wymienione w kantorze pięćdziesiąt tileańskich koron – w Luccini każdy grosz mógł się teraz przydać rodzinie. Przez cały poranek nie zmarnował żadnej okazji żeby przyciągnąć do siebie smukłe ciało Castinyy i ją pocałować.

Gdy dotarli do karczmy, czekali już tam inni. Luca przywitał się z nimi oschle, skinieniem głowy. Nim ruszyli na poszukiwania rodziny strażnika Orlandoni poruszył jedynie sprawę łodzi:

- My z Castinąą prawdopodobnie płyniemy do Altdorfu. – powiedział leniwie do grupy, nie zwracając zupełnie uwagi na Ninerl, tak jakby jej w ogóle tam nie było. – To wielkie miasto i wielki rynek zbytu, schodzi tam na pniu z zyskiem praktycznie wszystko co się przywiezie: drewno, sukno, wino, broń czy sól. - mówił z wyraźnym dystansem, jakby od niechcenia. - Zarobimy dużo, choć nie tak dużo jak wczoraj, przypominam że tej wełny nie kupiliśmy. Każdy z was dostał grubo ponad sto koron, jeśli chcecie, możecie płynąć z nami, jeśli nie, rozejdziemy się każdy w swoją stronę. A skoro tak mocno nie możecie znieść mojego, tudzież Castinyy towarzystwa w grupie, to chyba wybór macie prosty. - spojrzał po nich, po czym wyszedł wraz z rodaczką z karczmy.

Dziwił się nieco, dlaczego większość drużyny go nie cierpi, skoro nic złego im nie uczynił, ale w końcu przestał się tym zupełnie przejmować. Tego ranka, w Weissbrucku nad rzeką Bogen, Luca Orlandoni był człowiekiem szczęśliwym. Miał u boku wspaniałą kobietę i nic poza tym się nie liczyło. Mógł teraz wrócić z nią do Luccini i rozmyślał nawet o tym nad ranem. Może już niebawem...

Gdy ruszyli by popytać w końcu o zmarłego strażnika, zupełnie nie angażował się w zadanie, koncentrując się na rozmowie z ukochaną. Gdy dotarli wreszcie do domu strażnika, Tileańczycy poczekali przed budynkiem prawiąc o czymś. Orlandoni nie zamierzał rozmawiać z żoną zamordowanego, skoro pozostała część drużyny nie patrzyła na niego zbyt przychylnie – niech sami załatwiają tę sprawę. Zasmuciła go jednak jej reakcja. Zdawał sobie sprawę jak ciężka musi być to wieść dla jego rodziny, zwłaszcza jeśli miał dzieci. Widząc jak kobieta wyrzuca ich za drzwi, Luca uśmiechnął się tylko pod nosem tuląc do siebie Cas i rozmawiając z nią o dalszej podróży. Nie zamierzał kiwnąć palcem w sprawie strażnika, choć na pogrzeb jak najbardziej się wybierał.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

***
Jeśli moje gadanie ci przeszkadza albo jestem męcząca, to powiedz. - powiedziała Ninerl i przymknęła oczy - Powinnam się podnieść... ale tak mi się nie chce...Jeśli zacznę przysypiać, to obudź mnie bez wahania..- Gildiril spojrzał na nią i odpowiedział -Nie jesteś męcząca, ale ja po prostu nie nawykłem do długich rozmów i snucia planów... A ty może lepiej się wyśpij, marnie wyglądasz, potrzebujesz odpoczynku- "Ja też potrzebuję, ale kij z tym" Elf patrzył się obojętnym wzrokiem na monotonny płomień ogniska.
***

Kolejny dzień był taki jak zwykle - zimny, mokry i do d***. Elf po przebudzeniu chyba przez godzinę wpatrywał się w sufit leżąc na łóżku, próbując znaleźć motywację do tego, by w końcu wstać. Zajęło mu to trochę czasu, zjadł coś i pociągnął solidny łyk wina ze swoich "zapasów na czarną godzinę". Tylko, że dla niego wszystkie godziny były co najwyżej szare.

Ruszyli w końcu na poszukiwania. W sumie to po cholerę szukają jakiejś rodziny? Mało temu duchowi, że pochowają jego ciało? Daj palec a weźmie całą rękę... Ale nie było tak źle - od jednej osoby do drugiej, od drugiej do trzeciej i końcu dotarli do chaty, która była domniemanym domem Johanna. Teraz pora na przekazanie wieści. Jak to było? "Zła wiadomość nie jest taka zła, jak się ją przekaże w wesoły sposób"? Jaaasne. Ciągle pamięta, jak dostał po ryju od faceta, któremu chciał osłodzić wieść o utracie całego towaru z transportu... Od tamtej pory Gildiril już nikogo na siłę nie uszczęśliwia.

- Pokażecie ciało, to uwierzę! A nie jakiejś bajki o duchach! Wynocha! krzyknęła kobieta. "A ducha nie chcesz zobaczyć?" miał ochotę odburknąć Gildiril, ale przed sobą miał już tylko zamknięte drzwi. Popatrzył po towarzyszach. Chyba niespecjalnie się tym przejęli. Elf powiedział do nich -To co, idziemy po te kości, żeby ulżyć biednej wdowie? Nie mówcie, że o martwego się tak troszczyliście, a ciągle żywą kobietę pozostawicie w niepewności...- W tym miejscu zrobił udawaną urażoną minę, ale tak naprawdę mu to wisiało. Ciekaw był tylko, do jakiego stopnia hipokryzji są zdolni jego towarzysze.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany