[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

Zajęła się myciem pokładu, chciała już jak najszybciej ruszać w dalszą drogę. A nie wypłyną, póki tu będzie taki syf, bo ich koń-tragarz zapewne nie będzie chciał wejść na zakrwawioną łódź, szczerze by mu się nie dziwiła. Za chwilę elfka podeszła do Castinyy i zabrała jej wiadro.
- Zostaw to - powiedziała. - Ta krew może być toksyczna albo trująca. Ja to zrobię.
Ninerl przyklękła i wyjęła Castiniee szmatę z dłoni. Zaczęła wycierać krew. Potem przycisnęła zwinięty kłąb do brzegu wiadra, by wycisnąć go. Wyglądało to nieco niezdarnie i mało się przy tym całe wiadro nie wywróciło, ale niestety, jedna dłoń musiała jej wystarczyć. Oparła się delikatnie na kikucie i kontynuowała pracę.
- Nie sądź, że uważam cię delikatniejszą lub mniej sprawną z powodu ciąży - kontynuowała po chwili do zdziwionej Tileanki, mówiła spokojnie. - Jesteś wojowniczką, tak czy inaczej. Ale nie ma sensu się narażać bez potrzeby.

- Toksyczna? - zdziwiła się Cas. - Nigdy bym o tym nie pomyślała, ale możesz mieć rację, dziękuję. Tobie nic nie będzie?
Niby Ninerl miała rękawiczkę i do tego była elfką, ale teraz kobieta nie była już pewna niczego. Czuła się trochę niezręcznie...
- Wiesz co? Poczekaj, mam pomysł.
Podeszła do Güntera i pośpiesznie mu wyjaśniła, że trzeba jak najszybciej pokład umyć, bo czas wypływać, a konie zazwyczaj dziwnie reagują na zapach krwi. Boją się czy coś.
- Ninerl nie pozwoliła mi zmywać, więc pomogłabym jej choć z wiadrem, ale prosiłabym ciebie o pomoc z tym, dobrze? Jakbyś mógł zaczerpnąć dla mnie wody? - poprosiła.
Nie chciała za dużo dźwigać, a jak się schylała, to robiło się jej tak dziwnie. Günter oczywiście nie odmówił, dobry był z niego mężczyzna. Podziękowała mu i zastanowiła się, Luca powinien być zadowolony, że pod jego nieobecność zaczną, czy nawet uporają się już z tym sprzątaniem... Szczerze wolała zrobić to sama, żeby nie wyszło, że jej partner rozkazuje innym, ale skoro inni zaoferowali się i zgodzili pomóc, to chyba wszystko było dobrze.

Po chwili nawet Gildiril dość leniwie przyłączył się do sprzątania. Kobieta uśmiechnęła się do elfa, dotknęła lekko jego ramienia i podziękowała za pomoc. Potem podeszła do szlachcica.
- Ulrichu - zagadała Castinaa. - My się już zajmiemy pokładem, a ty jakbyś mógł przypilnować konia? Tu nadal mogą być jacyś mutanci, a nie chcę, by nasz ekwipunek pogalopował w nieznane - wyjaśniła i uśmiechając się rozbawiona puściła do mężczyzny oczko.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

- Oczywiście, że nie powinni obrażać cesarza! Tak samo jak ten strażnik powinien spełnić swój obowiązek – w końcu to był rozkaz władcy! Skoro my z prawnego punktu widzenia zabiliśmy – skrzywił się mówiąc następne słowo – ludzi, to miał obowiązek nas zatrzymać i zaprowadzić przed oblicze sprawiedliwości. Prawda, możliwe, że nie skończyłoby się to dla nas dobrze, ale… prawo to prawo. – spojrzał na elfkę sprawdzając czy go rozumie.
Pokręcił głową i uśmiechnął się gorzko nim zaczął mówić dalej.
- Wiesz… tymi słowami o szlachcie trafiłaś w samo sedno sprawy. Tam skąd pochodzisz musi się cudownie żyć, jeśli tacy właśnie są szlachetnie urodzeni… – zamilkł na chwilę – Dla ludzi z wysoką pozycją ważna jest niestety władza sama w sobie, miast bezpieczeństwo innych. To… Ech… Wstyd to mówić, ale nasza szlachta za swój obowiązek uważa tylko utrzymywanie swoich majątków. Zresztą sama widziałaś tych "szlachciców," których mieliśmy nieprzyjemność spotkać w Altdorfie...– zasępił się trochę, ale zaraz dodał – Ale są oczywiście chlubne wyjątki! I całe szczęście, bo bez nich już dawno Imperium by leżało w gruzach. Jakie wyjątki? Hmm… Może, żeby daleko nie szukać: żył kiedyś w okolicach Talabheim wielki człowiek. Szlachcic, który o swych poddanych dbał tak, że byli gotowi dla niego zginać. Zwał się… Konrad de Maar. – Ulrich uśmiechnął się.

***

-No dobrze, jeśli tak ma być bezpieczniej… - Ulrich wolałby po drodze ukatrupić jeszcze trochę tego ścierwa. W końcu ktoś musi posprzątać w tym kraju!
Na razie jednak wszyscy zabrali się do trochę innego sprzątania.
-Ulrichu - zagadała Castinaa. - My się już zajmiemy pokładem, a ty jakbyś mógł przypilnować konia? Tu nadal mogą być jacyś mutanci, a nie chcę, by nasz ekwipunek pogalopował w nieznane.
- Pilnowanie koni to zajęcie dla stajennego, nie dla wojownika! – powiedział. A zaraz potem zaśmiał się głośno.
- Przypilnuję tej kobyły, nie ma strachu. Poza tym… jeśli zwierzę nawet trafi na mutantów to pewnie i tak daleko nie ucieknie. – powiedział schodząc z łodzi – Tylko nie odpływajcie beze mnie! – śmiał się.
Ruszył szybko w kierunku, gdzie zabili tego skrzydlatego mutanta. Koń wciąż powinien tam być… jeśli wcześniejszy huk wystrzału Orlandoniego go nie spłoszył. De Maar powoli prowadził zwierzę w kierunku łodzi, ale nie zbliżał się jeszcze, bo zapach krwi nie należał chyba do ulubionych tego wierzchowca. Tego tylko brakowało, żeby potem nie chciał wejść na łódź…
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Wełna znajdująca się pod pokładem upakowana była szczelnie w siedemdziesięciu pięciu workach, każdy z nich na oko Tileańczyka, wart był teraz około 12-13 koron. Przy ciałach i w kabinach znaleźliście ponadto pięćdziesiąt koron, trochę ubrań i żywności i cały podstawowy sprzęt potrzebny na łodzi. W tym nawet zapasowy materiał na żagle. Barka była więc nieźle zaopatrzona, na długą podróż w celach wyłącznie handlowych. Dało się na tym nieźle zarobić, trzeba było wiedzieć jedynie gdzie i co najlepiej sprzedawać.

Wnieśliście na pokład swoje bagaże, wprowadziliście również konia, dość wyraźnie z tego powodu niezadowolonego. Barka była co prawda dość pojemna, koi było jednak jedynie pięć, reszta z was w przypadku nocowania na łodzi, musiałaby spać na podłodze. Co i tak było lepsze od nocowania pod otwartym niebem. Tego dnia jednak nie musieliście się o to martwić, barka kierowana przez Lucę, z początku dość niepewnie, lecz z każdym kilometrem coraz sprawniej, jeszcze przed zmrokiem dotarła do Weissbrucku. Ninerl natomiast przez cały ten czas ćwiczyła prawą dłoń i nawet udało jej się namówić de Maar'a na delikatny sparing. Kilka koron cła, pobieranego przez całkowicie obojętnych strażników i już byliście w mieście. Liczyło na oko kilka tysięcy mieszkańców, mniejsze co prawda od Bogenhafen, lecz również dość bogate, położone w kleszczach pomiędzy rzeką Bogen i kanałem Weissbruckim prowadzącym wprost do Altdorfu.

Zaraz po tym jak zacumowaliście w sporym i dość mocno zatłoczonym już porcie, waszą uwagę przykuło dwóch w miarę młodych mężczyzn, handlujących przy małym kramiku jakimiś metalowymi garnkami. Nie sami ludzie jednak zwracali uwagę a ich zachowanie. W momencie, gdy dojrzeli Ulricha, zaczęli wykonywać dziwne gesty dłońmi. Małym palcem lewej drapali się po nosie a kciuk prawej dłoni przytykali do ucha, prostując palce. Było to dość komiczne, a raczej byłoby, gdyby nie wspomnienie chociażby Altdorfu, gdzie dwaj ludzie wykonywali dość podobne gesty. Kastor Lieberung najwyraźniej nie dla wszystkich był martwy. Zdziwione spojrzenia, które w ludzi wlepiali ci co wiedzieli o co chodzi oderwała Renate, wychodząc na pokład i zagadując.

-Jesteśmy w Weissbrucku. Jeśli pozwolicie mi ze sobą zostać to pomogę wam w handlu. Miasto też nieco znam. Jest tu niedaleko miła karczma, jeśli nie chcecie nocować na barce.

Zwłaszcza dla Ulricha słowa te były dość odległe. Gesty dwóch "handlarzy" przeznaczone były do niego. Wyłącznie do niego.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa i Luca

Luca niewiele mówił podczas rejsu po rzece. Większość uwagi poświęcał kierowaniu łodzią. Od razu polubił tę łąjbę. Zamierzał nawet nazwać ją Arienati na cześć swej przepięknej kobiety. Dość nieprzychylnie rozglądał się po okolicy wypatrując jakiegoś zagrożenia – podróżował trochę w swoim życiu po rzekach i wiedział że czasem potrafią być bardziej zdradliwe niż trakty. Szeroki uśmiech natomiast pojawił się na twarzy Orlandoniego kiedy spotkali starych mrugających uszami znajomych. Na pytanie Renate skinął jedynie głową i z Castinąą pod ręką ruszył do gospody. Gdy dotarli na miejsce rozparł się w karczemnej ławie i kładąc na stole kapelusz z piórami założył ręce.
Myślał o interesach.

- No, jeśli myślicie, że będziecie tu leniuchować i pić do wieczora to grubo się mylicie – rzekł. - Na łodzi jest siedemdziesiąt pięć worków z wełną, które trzeba wyładować i zanieść na sukiennice a ja nie zamierzam najmować tragarzy. Niech wasze tyłki skłoni do ruszenia myśl, że za każdy z nich możemy zgarnąć dwanaście do trzynastu koron a nawet lepiej jeśli będziemy mieć szczęście. Trzynaście razy siedemdziesiąt pięć, policzcie sobie. To jest dziewięćset siedemdziesiąt pięć koron! Odliczając myto, podatek od obrotu i dochodu, opłatę portową i targową oraz łapówki dla urzędników to nadal grubo ponad osiemset koron! No, wasz wujek Luca to wszystko załatwi. Wy tylko musicie przenieść worki. - spojrzał nagle na Catsinęę. - Ty nie nosisz, kochanie.

- Ty ponosisz za mnie? - zapytała uśmiechając się uroczo i zarazem złośliwie.
- Jasne, skarbie, będę brał razy dwa wszystkie worki. – puścił jej oczko i uśmiechnął się. - Pamiętasz co mówiły kapłanki - nie możesz się przemęczać i ja tego dopilnuję.

Orlandoni myślał i liczył.

- Gildiril – zwrócił się do złodzieja. – Chodź z nami. Być może będziesz mieć okazję do oberżnięcia kilku bogatym mieszczuchom ich sakiewek. I przypilnujesz żeby nikt nie zrobił nam tego samego kiedy będziemy zajęci handlem.

- Renate. – rzekł do cyganki. – Mówisz, że znasz dobrze miasto. Czy będziesz naszą przewodniczką? Oczywiście za wynagrodzeniem. Potrzebuję zwiedzić rynek i sukiennice by zorientować się w cenach.

- Wełna powinna tanieć. - rzucił do Castinyy. - Sprzedamy ją jak najszybciej i rozeznamy się co najlepiej kupić. A wieczorem zapraszam cię na kolację dla uczczenia udanej transakcji. - uśmiechnął się i objął ją.

Od tej pory Ouz z wiadomych powodów będzie udzielać się w sesji rzadziej.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

***
Ninerl westchnęła cicho.
-Dziękuję ci.- szepnęła.
-Nawet nie chodzi o samotność... Tylko raczej... bezsilność... po chwili milczenia dodała jeszcze:
-Ale skoro jestem tutaj, to widać taka miała być moja ścieżka. - Tak, to było głębokie... Gildiril zawsze powtarzał sobie, że jeśli jest w kłopotach, to najwyraźniej schrzanił coś po drodze. A tu proszę. Nie ma to jak drużyna idealistów...

-Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale mam wrażenie, że jesteś ... zgorzkniały. Tak jakby... a zresztą, nieważne...- powiedziała po chwili, ale widać zakłopotały ją jej własne słowa. - Dziękuję ci raz jeszcze- dodała pośpiesznie i... pocałowała go w policzek. Gildiril uśmiechnął się i pogładził ją jeszcze raz po włosach, chyba po to, żeby ukryć zmieszanie. Potem się odezwał -Nie masz za co dziękować... Ja? Zgorzkniały? Może... Ale wolę wersję, że po prostu nie oczekuję zbyt wiele od świata. Świat jest męczący, a ja staram się przebrnąć przez niego tracąc minimum nerwów i biorąc maksimum zysków- zamilkł na chwilę, po czym dodał -Mówią, że tak żyjąc idzie się na łatwiznę... Ale ja wcale nigdy nie chciałem być bohaterem, ratować wdów i sierot, a tym bardziej uwalniać Imperium od plagi mutantów. Ja po prostu jestem do bólu praktyczny i całkiem obcy mi jest idealizm w wydaniu choćby Ulricha- zmusił się do słabego uśmiechu i kontynuował -Ciebie też to może czekać, jeśli będziesz podróżować zbyt długo po ludzkich krainach... I w takim towarzystwie, jak nasze. Bezsilność to znak, że coś się już dzieje... Dlatego radzę ci wrócić do domu, gdy będziesz miała sposobność... To ukoi zszargane nerwy- Siedział dalej w milczeniu, pustym wzrokiem wpatrując sie w ognisko. Ale walnął mowę... Kiedyś koledzy powiedzieli mu, żeby mniej gadał, a więcej robił. Ale tym razem nie mógł się powstrzymać...

***

Po wyczyszczeniu barki można było powiedzieć, że pozyskali nowy środek transportu. Zawsze to coś, choć świadomość masakry, jaka się tu dokonała, zbyt zachęcająca nie była. Ale grunt, że z jej pomocą udało się dotrzeć do Weissbrucku bez większych przygód. Na tym jednak spokój się skończył...
"Znowu! Znowu te pieprzone gesty! Jak zaraz wezmę miecz i odrąbie im te pieprzone paluchy" Wybuchł Gildiril, ale ograniczył się tylko do przestrzeni swoich myśli. Za dużo postronnych obserwatorów... Wolał się nie narażać w nowym miejscu. Przynajmniej nie od razu.

- Gildiril, Chodź z nami. Być może będziesz mieć okazję do oberżnięcia kilku bogatym mieszczuchom ich sakiewek. I przypilnujesz żeby nikt nie zrobił nam tego samego kiedy będziemy zajęci handlem. zwrócił się do niego Luca, gdy leniwie przenosił worek. Miał szczęście, bo za cholerę nie chciało mu się nosić tych towarów. Ale najchętniej kopnąłby go w kostkę za te słowa o sakiewkach... Niech najlepiej całemu światu rozgłosi, że ich sakiewki nie są bezpieczne! Psia krew... W każdym razie przełożył nóż do rękawa i w odpowiednim momencie udał się z Orlandonim w charakterze zaczepno-obronnej jednostki złodziejskiej. Tym razem będzie ostrożniejszy, niż wtedy w Bogenhafen.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl tar Vatherain
-Nie wszyscy są do końca tacy. Niektórzy stanowczo zbyt zapatrzeni w siebie i pyszni- skrzywiła się wspominając, caledorskiego szlachetkę- To jakiś twój krewny? Ojciec, czy brat?- zapytała, nie będąc do końca pewną.

***
Zaśmiała się cicho, gdy Gildiril mówił o zszarganych nerwach i ukojeniu.
- Bez przesady. W moim domu toczy się nieustanna wojna, cicha i niemal niewidoczna. Pełna okrucieństwa,w której nikt nikomu nie okazuje litości. Może dlatego mówią o nas Lud Cieni. Raz był rok całkowitego spokoju- dodała- W Nagarythe pokój jako taki, to rzecz... raczej nieznana... -powiedziała- Chcesz przeżyć życie łatwo i przyjemnie? To czemu nie zamieszkasz na Ulthuanie, w najlepiej w Lothernie? Tylko męczysz się tutaj? Ale takie życie szybko by mnie znużyło- dodała z zastanowieniem w głosie- Życie jest zbyt ... pełne energii, by było jednostajne i uporządkowane. Przynajmniej ja tak myślę.
-Bezsilność..- mężczyzna jej nie zrozumiał. Nie chodziło jej o ludzi- ci zazwyczaj byli jej obojętni- Chodzi mi raczej o to... teraz jestem słabsza, nie zrobię wielu rzeczy. No i... no i... dlatego czuję się bezsilna. Może to minie?-powiedziała cicho.
Przez chwilę milczała.
-Jestem młoda. Nie było mnie jeszcze na świecie, gdy Ulthuan stanął na krawędzi zagłady. Kiedy wszystko wydawało się stracone. Ale nie poddaliśmy się. Nigdy sie nie poddamy. Muszę o tym pamiętać. - powiedziała do siebie, w zamyśleniu. Zaśpiewała cicho słowa o świetle.
- A wracając do rzeczywistości- oparła głowę o jego tors- Co sądzisz o naszej wyprawie? Ja przyznam szczerze, że nie mam określonego zdania. I tak muszę uzbierać pieniądze na powrót. Poza tym przydałoby się jeszcze trochę zostawić martwych ciał. Odczuwam czasami potrzebę posprzątania- mruknęła.

***
Wreszcie przybili do tego cuchnącego miasteczka. Na widok dwóch ludzi jęknęła cicho. Znowu to samo...
-To nie był dobry pomysł z tym Kastorem-szepnęła do Guntera i Gildirila- Może pozbądźmy się ich? Mogę ich zabić, jeśli chcecie i będę w stanie.- dodała równie cicho. Co prawda z reguły nie mordowała żywych istot, ale to byli wrogowie. Te zwierzęta były jej całkowicie obojętne. Jeśli sprzymierzyli się z kultystami, to tym bardziej nie było potrzeby ich żałować.
-Dlaczego masz "obrzynać" sakiewki? Myślałam, że to się robi raczej z mięsem lub palcami... Nie bardzo rozumiem, o co chodzi... - szepnęła do krewniaka.
Luca był w swoim żywiole. Zdecydowanie. Dziewczyna westchnęła. Od kiedy to jest tragarzem? No, ale trudno, pieniądze są potrzebne. Zresztą nosiła worki i inne klamoty, gdy zaopatrywali wojskowe magazyny. Usiadła na ławie.
- Nie rozumiem, czemu nie utargujesz wozu od handlarza, któremu zamierzasz to sprzedać. Niech nam pożyczy, to rozładujemy wszystko na niego- powiedziała do Tileańczyka- I tak pewnie mu się ta transakcja opłaci.

Gdy "handlarze" opuścili karczmę, zwróciła się do reszty towarzyszy.
-Co sądzicie o naszych... przyjaciołach? Może hmm... ich jakoś powitać? Dyskretnie i pełną radością...- uśmiechnęła się dziwnie-To ciekawe, Ulrichu czemu to twoi znajomi... I czemu się tobą interesują- zniżyła głos- Może trzeba zastawić na nich pułapkę i dowiedzieć się tego? Trafili na nasz ślad. Wiedziałam, że złym pomysłem było wracanie tutaj- mruknęła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Uśmiechał się na wspomnienie o rodzinie.
- Konrad de Maar to mój ojciec. Uczciwy człowiek i dzielny wojownik. – ożywił się jak zawsze, gdy mówił o nim. – Obrońca Imperium! Właśnie on i jego ludzie powstrzymali najazd sił Chaosu na Talabheim, podczas Burzy! Właśnie ci ludzie, którzy „byli gotowi dla niego zginąć.” – w tym momencie jakby uszło z Ulricha powietrze – No… i rzeczywiście większość zginęła. Trzeba przyznać, że akurat tamta bitwa nie potoczyła się po jego myśli. Ale robił co mógł, na pewno! – zamyślił się. „Ech… „Najgorszy strateg w dziejach” Konrad de Maar… Bzdura!” Otrząsnął się. – No, ale umarł w boju - jak przystało na de Maara.

***

Odetchnął z ulgą, kiedy zeszli na ląd w Weissbruck. Ulrich zdecydowanie wolał być na stałym lądzie. Nie nacieszył się spokojem długo, bowiem zaraz spostrzegł tych dwóch dziwnych ludzi, dających mu znaki. Ktoś chyba coś mówił… tylko co? Spojrzał zdezorientowanym wzrokiem po towarzyszach. Już prawie zapomniał o tej całej farsie w Kastorem, a tu nagle coś takiego!

Przez chwilę się zastanawiał, po czym zaklął po nosem.
- Mam. Tego. Dosyć! Gunterze, Ninerl… zechcecie mi pomóc? Proponuje po prostu porządnie skopać tych dwóch i dowiedzieć się czego do jasnej cholery chcą! Już dosyć krwi mi napsuli…
Nie potrafił na dłużej oderwać wzroku od tych dwóch, nawet kiedy prawie automatycznie nosił worki. (Czemu je nosił? Kto wie…) Potem chyba ruszyli do karczmy. Blady i zdezorientowany Ulrich, nie wiedząc co robić, skinął tylko lekko głową tym dwóm dziwakom, gdy ich mijali.

Westchnął.
-Myślę, że masz rację Ninerl. Mam zamiar skończyć to tu i teraz. Kastor Lieberung, mimo że martwy, zaczyna mi coraz bardziej działać na nerwy. Ta sprawa ciągnie się za nami już za długo. Pójdę do nich teraz i dowiem się czego chcą od Kastora. Ale… - zakłopotał się – Dobrze by było mieć jakieś wsparcie w razie czego… - spojrzał pytającym wzrokiem na towarzyszy. Ulrich denerwował się. Myślał teraz co ma w ogóle powiedzieć tym dwóm. Lieberung jest kimś wysoko postawionym… czyli musi się do nich odnosić jak szef. Pokręcił głową. „A, piep**yć to…”
- Pójdę z nimi gdzieś na stronę, a tam się nimi „zajmiemy.” Dobrze?
No cóż… trzeba przyznać, że brak umiejętności dokładnego planowania Ulrich odziedziczył po ojcu.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Czyżby szczęście się wreszcie uśmiechnęło nieco do Güntera i jego towarzyszy? Własny transport rzeczny w całkiem dobrym stanie, do tego wartościowy ładunek, na którym można nieco złociszy zarobić. Wreszcie coś pozytywnego, pomyślał Golem i ochoczo zabrał się za sprzątanie pokładu.

Nową pasażerką się nie interesował. Wyglądało na to, że Luca do pewnego stopnia jej ufa, więc Golem nie miał powodu do zmartwień. Z drugiej strony nie mieściło mu się w głowie, by samotna kobieta mogła stanowić jakieś większe zagrożenie. Dlatego postanowił obecność Renate neutralnie zaakceptować.

Będąc już w Weissbrucku, Günter pomógł towarzyszom rozładowywać towar z łodzi. Z uwagi na walory fizyczne mógł zabierać na raz dwukrotnie więcej bagażu niż pozostali. Robota zatem nie wlokła się, lecz szła pełną parą.

Do czasu. Aż na widoku pojawiły się kolejne cwaniaczki, najwyraźniej polujące na Kastora Lieberunga.
- Do ciężkiej cholery - Golem dołączył się do chóru równie niezadowolonych głosów towarzyszy. - Że też ten smród musi za nami wlec się nawet tutaj...

Z uwagą wysłuchał propozycji elfki. Mimo poważnej kontuzji duch walki w niej nie zgasł, co Günter przyjął z dużym uznaniem. Gdy dziewczyna skończyła, Golem spojrzał na Ulricha, czekając na jego decyzję. Bądź co bądź to on znalazł się w centrum zainteresowania przez nieszczęsne podobieństwo do jakiegoś umarlaka.
- Od razu zabijać? Da się zrobić, choć proponowałbym raczej skuteczną perswazję - uniósł wielką pięść na wysokość twarzy i zerknął wymownie w stronę cwaniaczków. - Pójdziemy tam razem, w końcu jestem osobistym ochroniarzem, prawda?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Mężczyźni dający znaki Ulrichowi nie czekali zbyt długo. Jeden z nich, ten co nie spoglądał nawet na rajtara podczas wymieniania "pozdrowień" odszedł od swojego kramiku, kierując się wprost ku temu, którego uważał za Kastora. Nagle zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał jedynie w oczy "Lieberungowi".Podniósł do góry prawą dłoń nasiąkniętą purpurowym atramentem i skinął głową, po czym szybko się oddalił. Znak? Ale cóż w takim razie on znaczył?

Ulrich, Gunter i Ninerl ruszyli za nimi, jednak dwóch kultystów, bo zapewne nimi byli szybko zniknęło im w jednej z uliczek i tyle ich widzieli. W pobliskiej gospodzie Luca rozpoczął swój wywód. Na zadane pytania Renate pokiwała twierdząco i odpowiedziała z dość sporym entuzjazmem.

-Chętnie! Miasto znam na tyle dobrze na ile trzeba by w nim handlować, przy odrobinie szczęścia uda nam się sprzedać całą wełnę od razu w faktorii. Jednak jak chcecie zainwestować, to nie pomogę zbytnio. Wiem jedynie, że teraz drożeje drewno, na cenach w poszczególnych miastach nie znam się zbyt dobrze. Ale, to sprawy na później. Pospieszmy się, niedługo zamykają.

Opuściliście karczmę zaraz po tym jak zjedliście coś na ciepło. Do faktorii nie trzeba było nosić od razu całej wełny, kupiec który przyszedł z wami porozmawiać zbadał szybko zawartość "próbnego" worka. Przedstawił swoją ofertę, jednak śpieszył się z zamknięciem, więc targi długie nie były. Stanęło na 950 koronach. Więcej dać nie chciał, a sprzedawanie tego wszystkiego niezależnym kupcom mogłoby się niepotrzebnie dłużyć a i większy zysk wcale nie był gwarantowany. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, więc po ustaleniu ceny przenieśliście resztę worków, zważonych i sprawdzonych przez pracowników faktorii, otrzymaliście obiecane pieniądze.

Gdy wracaliście na łódź i do karczmy było już zupełnie ciemno. Co gorsza podniosła się mgła, zwłaszcza na rzece, zaczęła też padać drobna, irytująca i nieprzyjemna mżawka. Dotarliście do barki, przygotowując ją na noc i zabierając co potrzebniejsze rzeczy, Renate zaoferowała się, że zostanie w łodzi, oszczędzając pieniądze. Wychodziliście już na pokład, gdy na rzece, od strony przeciwległego brzegu, wyłoniła się z mgły widmowa postać mężczyzny. Krew sączyła się z dziesiątek ran, pokrywających jego całe ciało. Gdy uniósł głowę by spojrzeć prosto na was, rana na jego gardle otworzyła sie, zalewając krwią cały jego tors. Wyciągnął błagalnie jedno ramię i zbliżał się do was, unosząc się lekko nad wodą. Gdy był wystarczająco blisko przemówił.

-Pomóżcie mi – jęczał. - Pomóżcie.

Zatrzymał się, lekko unosząc w powietrzu. Przez jego niematerialne ciało widzieliście przepływającą rzekę. Waszą uwagę zwrócił fakt, ze był ubrany w strój strażnika dróg. I jedno było pewne: wzbudzał strach. Castinaa, Ninerl i Renate skuliły się, trzęsąc się całe, reszta wcale nie czuła się pewniej. Duch widząc, że nie zamierzacie uciekać, kontynuował swym zawodzącym głosem.

- Jestem... byłem Johannem Gespenstem, strażnikiem dróg wywodzącym się z Weissbrucku. Pewnej nocy zamordowano mnie a ciało wywieziono do lasu, tu po przeciwległej stronie rzeki. Chcę... spocząć w pokoju. Zabierzcie moje ciało i pochowajcie, pokażę wam gdzie się znajduje. O ile zechcecie pomóc?

Jednostajny, monotonny i jęczący głos byłego strażnika sprawiał, że aż ciarki przechodziły po ciele. Jednak jego twarz patrzyła na was błagalnie. Nie chcielibyście być w jego sytuacji...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Towarzysze Orlandoniego nigdy nie uznaliby go za zabobonnego - nie znali go z tej strony. Luca mógł się wydawać racjonalistą i pragmatykiem. A jednak - było zupełnie inaczej. Tileańczyk, choć najszczerszym przywiązaniem darzył Ranalda (którego medalion i znaki wyszyte na ubraniu nosił zawsze przy sobie) w każde święto odwiedzał świątynię Ulryka w Talabheim, modlił się też do wszystkich bogów jakich kult napotkał. Właśnie jako realista dobrze wiedział, że bogowie istnieją, są potężni i słyszą modlitwy ludzi lub brak takowych. Jako pragmatyk zakładał, że zawsze lepiej sobie wyjednać ich przychylność niż tego nie zrobić. Ducha widział po raz trzeci czy czwarty w życiu. Bał się, ale nie przesadnie. Raz była to niespokojna dusza nawiedzająca stary dom w sąsiedztwie, raz w Wielkim Lesie zjawy wabiące podróżnych na bagna. Z duchami Luca wolał nie zadzierać, podobnie jak z bogami. Duch ukazał się im - to znaczy, że ich wybrał. Jeśli mu nie pomogą, może się nie odczepić a nawet uprzykrzyć im życie - lepiej było nie ryzykować.

- Dobrze Johannie Gespenst. Jeśli większość tak zadecyduje, pomożemy ci. Nie odmawiamy pomocy nikomu, kto o nią prosi, jednak muszę przyznać że pierwszy raz będziemy pomagać czemuś… komuś takiemu jak ty. Jeśli większość tak zadecyduje, postaramy się znaleźć twoje szczątki i pochować je należycie. Masz na to moje słowo... - przemytnik skinął duchowi głową i spojrzał na pozostałych.

- Musimy przepłynąć na drugą stronę. - rzekł. - Gdy przybijemy na drugim brzegu ktoś musi popilnować łodzi. Cas, Ninerl, Renate? Jeśli nie chcecie mieć z tym panem bliżej do czynienia to będzie zadanie dla was.

Jeśli pozostali się zgodzili, zaczął szykować łódź do krótkiego rejsu. Jeśli nie, sam gotów był odnaleźć szczątki strażnika dróg.

- Na mnie możesz liczyć, niespokojna duszo. - powiedział w końcu. - Czy można wiedzieć kto zakończył twe ziemskie życie?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca & Kinder Niespodzianka (Niespodzianki? o_O)

Nim Luca usłyszał odpowiedź od zjawy, znów poczuł drobną dłoń swojej kobiety łapiącą go za rękę. Mógł się tego spodziewać. Odwrócił się do niej z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Tak, kochanie? - zapytał łagodnie widząc, iż ta na widok ducha znacznie zbladła.
- Ja... Nie chcę tu zostawać, wolę już pójść z tobą i pomóc, dobrze? - zapytała się.
Z całych sił starała się opanować drżenie i nie spoglądać na tego martwego strażnika.

Luca uśmiechnął się ciepło patrząc na rozedrganą Castinęę.
- Dobrze, skarbie, jeśli tego sobie życzysz, pójdziesz z nami, choć nie wiem czy przebywanie w towarzystwie ducha dobrze wpłynie na twój stan... No wiesz... dziecko... - rzucił, a następnie odwrócił się w stronę zjawy strażnika. - Bez urazy, panie Gespents.

Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się lekko. Rozejrzała się na boki, mgła wyglądała teraz znacznie bardziej upiornie, niż kilka minut temu, a i ten deszczyk zdawał się być chłodniejszy.
- Poczuję się spokojniejsza, jak z tobą pójdę, nie chcę tu zostawać bez ciebie - ostatnie słowa zaznaczyła bardzo wyraźnie.

Luca zmarszczył brwi patrząc na co najmniej lekko wystraszoną Castinęę. Zastanawiał się czy ten stres, jakiego ostatnio doświadcza kobieta nie odbije się na jej zdrowiu... i zdrowiu nienarodzonego jeszcze dziecka. Objął ją mocno, by poczuła się pewniej i powiedział:
- Nawet lepiej że chcesz iść z nami. Nie zamierzam zostawiać cię samej, nawet jeśli za towarzystwo masz tak świetnego wojownika jakim jest Ninerl. Będę czuł się lepiej, jeśli będę miał cię na oku i będziesz blisko mnie. Poza tym chyba nie powinno być problemów, może uda się szybko znaleźć szczątki tego nieszczęśnika i wrócimy do cieplutkiej karczmy. Głowa do góry, kochanie. - optymizm płynący z jego głosu musiał jej się udzielić. Luca uśmiechnął się do niej tuląc czule i pocałował w czoło.

Zadarła głowę do góry i spojrzała się na niego z pewną ulgą i wdzięcznością.
- Do karczmy? Myślałam, że zostaniemy na barce... - powiedziała lekko zawstydzona. - Ale to nawet lepiej, wolę ciepłe łóżko.
Jakby na potwierdzenie swoich słów ziewnęła cicho.
- No, ale czas się zbierać, bo zaraz cali przemokniemy! - pogoniła Lucę.

Luca skinął jej głową, po czym zabrał się za przygotowywanie łodzi do wypłynięcia. W międzyczasie rzucił z przekąsem:
- A co ty byś chciała robić nocą na barce, kochanie – uśmiechnął się zawadiacko. - Myślę, że pokój w karczmie będzie dużo lepszy. Możliwości te same, a dużo cieplej w tyłek – puścił jej oczko.

- Jednej ciąży ci mało? - zażartowała pomagając mu. - Szczęście, że nie można zajść kilka razy w ciągu tej samej, bo by mi sie te twoje dzieci w brzuchu nie pomieściły.

- Stawiam na bliźniaki, Cas – Luca uśmiechnął się szeroko. Zupełnie przestał przejmować się zjawą skoncentrowany na rozmowie z ukochaną, która nieco rozluźniła napiętą atmosferę. - Albo trojaczki, niech Ranald będzie dla nas łaskawy hehehe... - roześmiał się czekając na odpowiedź drugiej połowy.

Castinaa przystanęła na chwilę, wyprostowała się i spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.
- I... ile?! - zająknęła się.
Przysiadła, jakoś jej się tak nieco słabo zrobiło. Jedno to było dość, nie brała większej ilości pod uwagę. Nie w jednym rzucie.
- Oj, panie, żebyś ty nie miał tyle szczęścia w swoich strzałach... - dodała uśmiechając się do niego uroczo.

Luca uniósł w górę spojrzenie, ku niebiosom.
- Ranaldzie, wierzę, że mnie nie zawiedziesz. Liczę na co najmniej bliźniaki hehe – cofnął się tym momencie, gdyż Cas poderwała się z miejsca próbując go uderzyć. - Spokojnie, kochanie, żartuję... Choć niezbadane są wyroki boskie – przytulił ją i spojrzał głęboko w oczy swojej kobiecie.

Westchnęła ciężko. Bliźniaki. Trojaczki. No chyba zaraz temu facetowi zęby powybija. Westchnęła raz jeszcze.
- Jeśli marzy ci się duża rodzina, to możemy nad tym pomyśleć i coś pokombinować, tylko czy to musi być za jednym razem? Trojaczki odpadają, mam tylko dwie piersi - zaśmiała się i pokazała mu język. - A poza tym... będziemy musieli bardzo poważnie porozmawiać o naszym związku, panie Orlandoni.
Zrobiła poważną minę, choć jej oczy nadal były roześmiane.

Luca słysząc ostatnie słowa nieco spoważniał. Podniósł mimowolnie prawą brew do góry i spytał:
- A o czym ty chcesz jeszcze rozmawiać, Cas? Przecież dziecko w drodze... - uśmiechnął się niewinnie choć podejrzewał o co może chodzić czarnowłosej.

- Tak tylko... - odpowiedziała wymijająco, a uśmiech pojawił się na jej twarzy.
No przecież że mu nie powie, że chce go uziemić i zaobrączkować. Wtedy ciężej by mu było zwiać, nawet jakby go kuflem codziennie tłukła.
- Nie masz się czym denerwować, kochanie, to nic takiego.
Łódź była już prawie gotowa do drogi, a oni chyba mieli zamiar trajkotać przez całą drogę na drugi brzeg. Choć tyle dobrze, że Cas już zupełnie zapomniała o duchu i o tym, że się boi.

- Czyżbyś myślała o ślubie, kochanie? - spytał Luca patrząc na nią podejrzliwie. - Na wszystko przyjdzie czas. Nie znasz dnia, ni godziny – puścił jej oczko uśmiechając się w swoim stylu.
O zaręczynach myślał już od jakiegoś czasu, wystarczyło kupić jakiś stosowny pierścionek, a że był przy pieniądziu, z pewnością by nie żałował Karlów-Franzów na ten podarunek i przypieczętowanie ich miłości.
- Pomyślimy niebawem – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Jego odpowiedź najwyraźniej ją usatysfakcjonowała, gdyż rozpromieniła się na twarzy. Można by pomyśleć, iż para Tileańczyków znajdowała się teraz w jakiejś przytulnej izbie, gdzie ciepełko radośnie sączyło się z kominka, a w kuflach było pełno ociekającego pianą piwa. Zupełnie zapomnieli, że mokną, stoją w gęstej mgle, a niedaleko unosi się zjawa zamordowanego strażnika. Wpatrywali się w siebie z gorącym uczuciem, jakby cały świat po prostu nie istniał.
- Dobrze - odpowiedziała Luce.

Orlandoni, wciąż uśmiechając się ciepło do swojej kobiety, na powrót zajął się przygotowaniem do rejsu na drugą stronę Reiku. Zjawa czy towarzysze zupełnie przestali mieć znaczenie. Teraz był tylko on i ona, połączeni ogniem miłości...
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

***
-Tak szczerze to pewnie nie wytrzymałby tego spokoju- odparł Gildiril –Nie lubię Imperium, ale to w sumie dobry sposób na życie. Przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia ze wzbogacania się kosztem ludzi. A i niektóre miejsca są całkiem ciekawe... Ale raczej tylko te dzikie i niezamieszkałe-

-Mam nadzieję, że to minie... Może się przyzwyczaisz, będziesz czuć się pewniej... Pewnych rzeczy się nie da cofnąć- tu spojrzał mimochodem na miejsce po uciętej dłoni –Ale ze wszystkim da się żyć, choć raczej nie będzie to wyglądać tak samo-

A wracając do rzeczywistości. Co sądzisz o naszej wyprawie? Ja przyznam szczerze, że nie mam określonego zdania. I tak muszę uzbierać pieniądze na powrót. Poza tym przydałoby się jeszcze trochę zostawić martwych ciał. Odczuwam czasami potrzebę posprzątania- powiedziała Ninerl. Gildiril milczał przez chwilę, po czym odparł -Też nie wiem, co o tym myśleć... Niby mamy jakiś wspólny cel, ale tak naprawdę nic nas nie łączy... No, może z wyjątkiem Luci i Castiny, oczywiście. Teraz liczę po prostu na to, że przeżyjemy tę hecę i coś się na tym wzbogacimy. A potem? Ruszę gdzieś w świat, żeby odpocząć trochę od Imperium. I tak ciągle gdzieś jeżdżę, więc czemu nie wybrać się gdzieś dalej? To kosztuje, rzecz jasna, ale zwalczanie kultystów może się okazać dochodowym zajęciem... Może Bretonia? Estalia? Na pewno nie Tilea, bo wyobrażam ją sobie teraz jako kraj pełen takich różnych Orlandonich elf zaśmiał się cicho, w końcu była noc –A potem się zobaczy, życie z dnia na dzień ma swój urok- Zamilkł. Nagadał się, ale w takim snuciu planów znalazł jakąś przyjemność... Tylko, że najpierw trzeba skopać tyłki jeszcze wielu kultystom.

***
Posłuchał propozycji Ninerl i uśmiechnął się pod nosem. Miała chęć działać... Choć zabijanie ich od razu to nie był dobry pomysł. –A może złapiemy ich i trochę... „przesłuchamy”- zaproponował. -Dowiemy się więcej o interesach Kastora i unikniemy śledzenia, tak jak ostatnio Reszta na szczęście była podobnego zdania. Jeszcze dobrze by było się dowiedzieć, gdzie jeszcze są kolesie od Kastora... Przynajmniej wiedzieliby, w jakich miastach się pilnować.

Elf podszedł do Ninerl i szepnął Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć... A Orlandoni ma za długi jęzor- urwał. Nie miał ochoty się tłumaczyć, przynajmniej jeszcze nie teraz...

Zjedli coś i wzięli się do "roboty". No proszę, trochę wysiłku i wpadło parę koron do kiesy. Potem było gorzej. Podczas powrotu do łodzi załapali się na mgłę i mżawkę... Ech, ta paskudna aura, elf miał jej serdecznie dość. I na dodatek pojawiło się... Coś? Ktoś? Widmo straszliwie pokaleczonego mężczyzny. Jakim sposobem oni tak przyciągali te dziwadła? Już nawet duchy proszą ich o pomoc... Niedługo nawet pewnie sam Khorne albo jakiś inny śmieć się do nich pofatyguje.

- Jestem... byłem Johannem Gespenstem, strażnikiem dróg wywodzącym się z Weissbrucku. Pewnej nocy zamordowano mnie a ciało wywieziono do lasu, tu po przeciwległej stronie rzeki. Chcę... spocząć w pokoju. Zabierzcie moje ciało i pochowajcie, pokażę wam gdzie się znajduje. O ile zechcecie pomóc? jęczał duch, a Gildiril stał jak wryty. Nie bał się, ale czuł się niepewnie. W k0ńcu nieczęsto obcował z duchami... A tym bardziej żaden nie prosił go o pomoc. Przemknęło mu nawet przez myśl, że Orlandoni nawet od ducha wysępiłby pieniądze, ale zaraz tę myśl odgonił. Ale miał rację o tyle, że Orlandoni się zgodził. Elf też był za, szczególnie jak sobie wyobraził, że ten duch miałby ich nachodzić. A tego by nie chciał. Nie czując jednak zbytniej chęci do konwersacji z duchem, mruknął tylko do towarzyszy -Ale numer... Coś czuję, że jak pójdziemy go pochować, to odeślemy razem z nim jeszcze paru drani... Nawet duchy nie dają nam spokoju- westchnął zrezygnowany.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Gdy jeden z tych „chyba kultystów,” podniósł dziwnie dłoń, Ulrich zdębiał. Był sparaliżowany absurdem całej tej sytuacji. Przez chwilę zastanawiał się czy może powinien jakoś odpowiedzieć (na przykład podrapać się lewą nogą w prawą rękę…), ale w końcu nie zrobił nic. Niestety nie robił nic chwilę za długo, bo kiedy on, Ninerl i Golem ruszyli tymi dwoma, ci byli już daleko. Westchnął zniecierpliwiony i mamrocząc pod nosem inwektywy na temat tych kultystów i ich matek, wrócił do pozostałych.

Handlarze? No proszę, ta podróż dostarczała Ulrichowi coraz to nowych doświadczeń życiowych. „Sprzedawca wełny, „udawany” przywódca jakiejś przeklętej sekty… co będzie dalej?”

Było już ciemno. Do tego mgliście i deszczowo na domiar złego. Ulrich zdążył tylko pomyśleć, że chciałby być teraz w ciepłej karczmie, w jeszcze cieplejszym łóżko, nim pojawił się ten… „człowiek.” Ulrich przetarł oczy ze zdumienia. Gdy zobaczył, że pozostali także widzą tą postać, zrobił krok do tyłu i odruchowo sięgnął dłonią do rękojeści szabli. Gdyby to było możliwe de Maar zdziwiłby się jeszcze bardziej, gdy widmo przemówiło do nich.

Skinął głową, gdy Luca skończył mówić do zjawy.
- Ekhm… - odkaszlnął nerwowo – Jestem gotów ci dopomóc. Tylko naprawdę zła dusza zasługuje na wieczną tułaczkę. Tutaj zły jest raczej twój zabójca, duchu. – stropił się trochę. Bądź co bądź, z takim rozmówcą jeszcze się nigdy nie spotkał. – Tak więc, jak powiedział nasz towarzysz, zdradź nam proszę, kto dopuścił się takiego czynu, a z pewnością zostanie mu wymierzona sprawiedliwość.
Spojrzał po pozostałych. Nietęgie mieli miny… zresztą podobnie jak on sam.
-Ale numer... Coś czuję, że jak pójdziemy go pochować, to odeślemy razem z nim jeszcze paru drani... Nawet duchy nie dają nam spokoju. – mówił Gildiril półgłosem. „Ciekawe swoją drogą jak dobrze słyszą duchy…” rozmyślał przez chwilę Ulrich.
- Jego dusza powinna odpocząć. Nie zasłużył na taki los. No i… - uśmiechnął się, lecz blado, bo obecność tej istoty trochę go niepokoiła. - …zyskamy sobie wdzięczność umarłych. Nie wiadomo kiedy może się przydać taka "znajomość."
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
-Hmm... Przeczysz sam sobie... Najpierw mówisz o spokoju, a teraz, że nie zniósłbyś go długo. No to jak to jest?-zauważyła spokojnie.
-Wzbogacania się kosztem innych ludzi? Znaczy masz na myśli zlecenia?- dodała z ciekawością.
-Przyznam, że zawsze mnie ciekawił Cathay i Nippon. A także Lustria. Daleko, ale podobno w dżungli nadal żyją słudzy Pradawnych. Można nadal znaleźć ślady po ich miastach.

***
-A czemu nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi? To co nieprzyjemnego? No, dobrze poczekam. Ale nie zapomnę o tym-powiedziała. Była ciekawa, czemu Gildiril się tak obruszył na słowa kupca. Na pewno chodziło o pieniądze, ale co i jak nie wiedziała.

Podążyli za tymi dwoma osobnikami.
- O co chodzi z tą dłonią?- powiedziała cicho do towarzyszy-Może to jakiś symbol? Nie wiecie, kto się na nich może znać? Może jacyś wasi kapłani albo mistrzowie wiedzy.- dodała.
Niestety kultyści szybko znikli w jakiejś uliczce. Za szybko...
Ninerl zaklęła.
-Teraz by nam się przydał Gildiril. On przynajmniej umie się poruszac po tych cuchnących miastach. Przyznam, że tego właśnie nie mogę zrozumieć. Czemu ludzie nie dbają o swoje siedlisko? Może wy mi powiecie, czemu tak jest...- popatrzyła pytająco po towarzyszach.

Wkrótce się pozbyli całej wełny. Oczywiście ta nie umywała się do runa owiec, które Ninerl widziała w domu, ale widac ludzie zadowalali się czymś gorszym. Pieniądze nie były złe. Może nawet wystarczą jej na podróż?
Właśnie wracali na łódż, gdy droge zastapiła im jakaś postać. Zmysły Ninerl zalał potworny chłód, niemal widziała fioletowe pasma dookoła postaci. Za chwilę stwierdziła, że przeciez nie jest zimno. Wtedy mężczyzna podniósł głowę i krew zalała jego ciało. Ninerl wpatrywała się zafascynowana. Dopiero słowa kupca przywróciły ją do rzeczywistości.
"Duch... niesamowite" pomyślała. Bała się trochę, ale zaraz napłynęła rodowa duma- nie będzie lękać się nikogo. Uniosła wysoko głowę i uważnie przyjrzała się duchowi.
-Jesteś bladym odbiciem z Eteru prawdziwej duszy czy jednak jego duszą?- zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język. Kierowana ciekawością, podeszła bliżej do zjawy. Szkoda, że Ethereina tutaj nie było- wiedziała, że nie przepuściłby takiej okazji.
-To jak tam jest? Pewnie mi nie odpowiesz - stwierdziła, wpatrując się w widziadło.
-Ja nie zostaję na łodzi, nawet o tym nie myśl kupcze-powiedziała pod adresem Tileańczyka-Nie przpuszczę takiej okazji. Łodzi niech popilnuje kto inny. I na przyszłość nie wypowiadaj się za mnie- w głosie Ninerl pojawiły sie ostrzegawcze nutki.
Zaraz potem para Tileańczyków całkowicie zajęła się sobą. Ninerl czekała, czekała i czekała, aż wreszcie skończą rozmawiać.
- Będziemy tu tak całą noc?- westchnęła- Pozalecać się, orzełki proponuję później. W przyjemniejszy miejscu. Załatwmy to co trzeba zrobić.- dodała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

- Wygląda na to, że ten cały kult posiada bardzo szeroki zasięg - odparł z przekąsem Golem, kiedy ścigani kultyści rozpłynęli się w tłumie. - Daję słowo, że jak jeszcze raz zobaczę jakiegoś podejrzanego typka, co go ciągle za uchem na widok Ulricha swędzi, to pozbawię go głowy, nim zdąży wymówić plugawe imię swojego boga.

Obiecanki-macanki. Ale pomarudzić czasem dobra rzecz.

* * *

Na widok ducha Günter zamarł. Wpatrywał się niemo w zjawisko szeroko rozwartymi oczami. To oczywiste, że słyszał wcześniej o błąkających się duszach, o nawiedzonych czy przeklętych miejscach. Nie raz zdarzało się nawet bywać w ich pobliżu.
Jednakże jeszcze nigdy Golem nie miał okazji stać oko w oko z udręczoną duszą. Odruchowo sięgnął po broń, choć i tak zdawał sobie sprawę, że gdyby przyszło do bitki, to swoją pałkę mógłby co najwyżej o kant dupy rozbić. Albo o swoją łysą kopułę.
Na szczęście okazało się, że duch nie żywi wrogich zamiarów względem drużyny. Co więcej, przybył do nich z prośbą o pomoc.

Golem podrapał się kciukiem po czaszce.
- Eeeee...Drobiazg - zawtórował Orlandoniemu, który zdążył już nakreślić rozkład dnia towarzyszy. - No cóż, i tak nie mam nic lepszego do roboty aktualnie.

Gdy łódź odbiła od brzegu, a widmo nieco się oddaliło, Günter szepnął konspiracyjnym tonem.
- Miejmy się na baczności. Za tym może kryć się coś więcej. Równie dobrze może to być wymyślna pułapka.

Po tych słowach olbrzym upewnił się czy kusza jest w dobrym stanie, poprawił na sobie zbroję, za pas wsunął dwa noże do rzucania i cierpliwie czekał aż barka znajdzie się na drugim brzegu rzeki.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa i Luca

Luca wyczuł nieprzyjemny ton Ninerl. Nie wypowiadał się za nią, ale elfka jak zwykle opacznie zrozumiała jego intencje. Na początku miał zamiar odciągnąć ją na bok i powiedzieć jej co o tym myśli ale ostatecznie byli drużyną, a przed drużyną nie miał tajemnic. Marszcząc brwi podszedł do niej i mierząc ją wilczym spojrzeniem powiedział.

- Jak zwykle źle zrozumiałaś to, co powiedziałem, ale można się było spodziewać że w końcu znów pokażesz pazury. I nie czepiaj się Cas jeśli masz coś do mnie, bo na jej punkcie mam świra i mogę ci zrobić krzywdę jeśli jeszcze raz będziesz do niej piła – Orlandoni był jak najbardziej poważny. - A jeśli chodzi o naszą umowę, to przestaje obowiązywać z tą chwilą. Nie powierzę losu mojej kobiety i dziecka w ręce... ups, przepraszam, - rękę kogoś, kto rzuca się w każdą ryzykowną sytuację. Od tej pory ja będę stanowił jej plecy, bo przy tobie prędzej by wylądowała na cmentarzu. Chyba się jednak nie polubimy, więc powiem ci, że żadna elfka nie będzie mi podskakiwać, a tym bardziej kierować pod moim adresem ostrzeżeń. Przy kolejnej takiej sytuacji możesz być pewna pojedynku ze mną. - Tileańczyk mówił pogardliwym i nie znoszącym sprzeciwu tonem.

Castinaa zdziwiła się tym nagłym wybuchem złości, ale kiedy wysłuchała, co Luca miał do powiedzenia, od razu załapała. Cóż, to nie był typ mężczyzny, który pozwoli, żeby go jakaś kobieta ustawiała. Nawet jego własna. Uśmiechnęła się lekko, mimo wszystko uwielbiała ten jego charakter.
- Nie do końca rozumiem, co jest między wami, ale jeśli to taki duży problem, to ja zostanę na łodzi ją pilnować - stwierdziła. - Chciałam iść z Lucą, bo się bałam zostać sama, ale już mi przeszło. Damy sobie z naszą nową towarzyszką radę.

- Zostanę z tobą, kochanie – rzucił pewnie wciąż wpatrując się z zaciętością w elfkę. - A nasza WIELKA wojowniczka Ninerl niech idzie z pozostałymi. Może straci drugą dłoń, wcale bym się nie zdziwił, nadgorliwość bywa zgubna – uśmiechnął się parszywie. Podświadomie stwierdził, że chyba chciał tego pojedynku, może elfka wreszcie poznałaby swoje miejsce w szeregu.

- No nie mów tak, przecież nie życzysz nikomu źle... - powiedziała łagodnie wiedząc, że jest to jedno wielkie kłamstwo.
Uśmiechnęła się w myślach, była ciekawa, czy Ninerl będzie chciała zaatakować Lucę. Cóż, wtedy by się zapoznała ze złością Tileanki. Wszak musi bronić ojca swego dziecka, prawda? Kto zaczynał z jednym z pary - mógł być pewnien, że będzie miał do czynienia także z drugą połówką...

Orlandoni idealnie wyczuł intencje Cas. Może nie znał jej długo, ale wiedział dobrze, że kobieta poszła by za nim do samego królestwa Morra. Dlatego uśmiechnął się jedynie pogardliwie w kierunku Ninerl i rzucił do swej kobiety.

- Zdziwiłabyś się kochanie, jak bardzo źle jej życzę... - prowokował ją coraz bardziej. Wiedział dobrze, że w starciu z Tileańczykami elfka nie będzie miała wielkich szans. Ale czy była aż tak głupia? Honor i duma nie zawsze szły w parze z umiejętnościami, a tych zdecydowanie elfce brakowało. Tym bardziej teraz, po stracie dłoni. Popatrzył na nią beznamiętnie i powiedział. - Jeśli raz jeszcze choćby wyczuję ten szyderczy ton wobec mnie czy Castinyy – zabiję jak psa...

- Ale póki co... chyba ktoś czeka na naszą... eee... waszą pomoc - powiedziała. - Czyli zostajemy pilnować łodzi, Luca?
Z jednej strony chciała, żeby doszło do konfrontacji, z drugiej chyba lepiej by było przełożyć to na inny 'termin'. Zabijać się przy duszy zamordowanego strażnika? Cóż, to mogłoby poważnie rozgniewać ducha.

Luca skinął jej porozumiewawczo głową, po czym zwrócił się do pozostałych towarzyszy, całkowicie ignorując Ninerl.
- Ruszajcie z duchem Johanna, ja, Cas i Renate popilnujemy łodzi i będziemy was rychło wypatrywać. Powodzenia przyjaciele – mówiąc to spojrzał Gunterowi prosto w oczy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Olbrzym przysłuchiwał się wymianie zdań. Nie wytrzymał i gruchnął z całej siły pięścią w burtę łodzi, aż ta niebezpiecznie się zatrzęsła.
- Do ciężkiej cholery, czy naprawdę muszę wysłuchiwać tych waszych idiotycznych sporów? - Spokojny dotąd Golem ryknął z wyraźną irytacją. - Zachowujecie się gorzej niż dzieci, cała trójka! Ciągle nadąsani i skaczący sobie do gardeł! Uszy od tego bolą, moi drodzy.

Günter mruczał pod nosem, sapiąc nerwowo. Wyglądał jak rozjuszony byk, gotów do wściekłej szarży. Patrzył ponuro na antagonistów.
- Zresztą, nie moja sprawa. Jak chcecie się wzajemnie pozabijać, to droga wolna. Tylko z mojej strony nie liczcie na godny pochówek.

Olbrzym skrzyżował spojrzenia z Lucą. Skinął mu głową.
- Rób jak uważasz. Rozumiem, że musisz bronić swoich bliskich. Jednak... wiesz o co mi chodzi - ton Golema złagodniał. Wybuch minął równie szybko jak się pojawił. Jednakże uświadomił towarzyszom, że pod skórą cierpliwego, poczciwego osiłka kryje się temperament wojownika.

- Zatem chodźmy, ktokolwiek się decyduje. Załatwmy to szybko, szkoda cennego czasu.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany