[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca (no w końcu wspólny post :P)

Siedząc na kolanach u Tileańczyka wysłuchała, co Ninerl mówiła i pokiwała lekko głową. Poprawiła się trochę, żeby jej się wygodniej siedziało.
- No właśnie, co tam znalazłeś? - zapytała, gdyż ją także to intrygowało. - I z tymi drzwiami to Nin ma rację. Są tam jakieś? Sprawdzaliście to w ogóle? Zazwyczaj powinny być...

- Na zapleczu pod podłogą odkryliśmy jakąś piwnicę. Golem, Ulrich i Gildiril poszli ją sprawdzić, ale sądząc po jakichś dziwnych śpiewach dochodzących zza drzwi tam na dole, nie będzie to nic miłego. - Luca pociągnął z kufla i beknął doniośle na co Cas skrzywiła się mocno. - A w kuchni nie ma dodatkowych drzwi, więc to coś, czego tak się boicie może wleźć tu albo oknami, albo drzwiami – rzucił ironicznie Orlandoni i machnął pistoletami wskazując wymienione. Następnie spojrzał krytycznie w kufel i stwierdził, że skończyło mu się piwo. Wyciągnął naczynie w kierunku Castinyy i z rozbrajającym uśmiechem spytał: - Kochanie, nalejesz mi jeszcze jedno?

Wzięła od niego pusty kufel, wstała i przywaliła mu nim w łeb. Na pytające spojrzenie prychnęła jedynie.
- To za to beknięcie, byś się zachowywał przy kobietach.
Oczywiście poszła nalać mu tego piwa, bo w sumie czemu by nie. Całą drogę jednak marudziła pod nosem, że świat schodzi na psy, jeśli ciężarna musi obsługiwać takiego darmozjada i obiboka. Kiedy już załatwiła co miała zrobić, wróciła i niemal rzuciła kufel na stół. Rozlała przy tym sporą część marnego napitku.

Tego się nie spodziewał i zaklął szpetnie po tileańsku pod nosem, gdy kufel wylądował na jego głowie. Chwilę później Castinaa przyniosła kolejne piwo rozlewając z pół złocistego trunku na stole. Luca patrząc na nią gniewnie chwycił za kufel i wylał jego pozostałą zawartość na podłogę, a naczynie wyrzucił w kąt.
- Już mi się odechciało pić – warknął. - Wracam do piwnicy, przynajmniej tam nikt mi kuflem nie przywali. I specjalnie będę się narażał, może zostaniesz samotną matką, skoro nie odpowiada ci takie niewychowane bydlę...

Nie patrząc na Castinęę, z wściekłością w oczach ruszył na zaplecze. Głowa pulsowała tępym bólem i pocierając miejsce uderzenia, Luca odkrył sporego guza. Zacisnął zęby i ruszył do piwnicy.
- A idź sobie! - krzyknęła za nim i żałowała, że jedyne czym może w niego rzucić to nóż. - Może coś tu wpadnie, wygryzie mi dziurę w brzuchu i w ogóle nie zostaniesz ojcem!
Była na niego wściekła, ale to pewnie wszystko przez nerwy. W każdym razie choć na chwilę przestała się bać i miała szczerą ochotę kogoś zabić. Zapragnęła, by to 'coś' przylazło tu do nich. Zapragnęła tego nawet tak samo mocno jak Ninerl.

- Jasne że pójdę! Tylko później nie przychodź i nie mów jak ci przykro z powodu tego kufla do cholery! - warknął patrząc na nią gniewnie. - Zapamiętam to sobie, możesz być pewna. A dzieckiem się nie zastawiaj, bo to żałosne...
Ależ był wściekły! W nerwach wygadywał różne rzeczy, ale taki już był – południowy temperament brał górę nad rozsądkiem w takich sytuacjach. Miał ochotę coś lub kogoś rozwalić i z takim zamiarem kierował się do piwnicy. Tam na pewno znajdzie kogoś na kim będzie mógł się wyładować. Stojąc w drzwiach od zaplecza, spojrzał na nią marszcząc brwi a jego twarz wykrzywiła się w ponurym uśmiechu.
- Daj mi pięć minut, a potem będziesz mogła zmówić za mnie ostatnią modlitwę do Morra...
- Pff... i kto tu się zasłaniał moją ciążą? - prychnęła i wróciła do sali całkowicie olewając pokrzykiwanie mężczyzny.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Drzwi z hukiem wleciały do środka pomieszczenia, gdzie trzech osobników klęczało w kręgu, śpiewając jakąś chorą pieśń. Kultyści chyba ciągnęli do was jak muchy do wiadomo czego. Ci jednak zdawali się stanowić znacznie mniejszy problem, niż grupa, którą rozbiliście w Boganhafen. Gruby "karczmarz" nie zdążył wstać, przeszyty strzałą Gildirila, dwóch pozostałych, dobrze zbudowany mężczyzna z mieczem w dłoni oraz pokraczny mutant z bardzo długimi i chyba pozbawionymi kości ramionami, przyjęli salwy Ulricha i Orlandoniego, który w ostatniej chwili dołączył do reszty. Gunter zaś znalazł dla siebie inny cel. Na środku kręgu stał bowiem posąg, dokładniej mówiąc różowy posąg przedstawiający jakiegoś demona. W chwili, gdy wpadliście do pomieszczenia figura zaczęła się powoli poruszać, aż do chwili, gdy pałka mężczyzny rozwaliła jej czaszkę. Pozostała dwójka nie miała szans. Dopiero gdy opadła gorączka bitewna dostrzegliście ciała ułożone w rogu pomieszczenia, oraz kilku związanych ludzi, którzy najwyraźniej jeszcze żyli.

Ninerl i Castinaa które zostały na górze słyszały odgłosy dość krótkiej potyczki. Jednak wołania o pomoc nie było, dojrzały natomiast coś innego. W oknie mignęła im wykrzywiona twarz jakiegoś blondaska. Długie kły wyraźnie odbijały się w świetle paleniska. Castinaa rzuciła swymi nożami, lecz mutant był szybszy. Zerwał się do ucieczki i gdy kobiety wyszły poza karczmę zobaczyły jedynie jak zwinnie niczym pająk przeskakuje palisadę.

Trójka uratowanych ludzi, gospodarz i jego żona oraz jeden z woźniców stojącego w wozowni dyliżansu, nie posiadali się z wdzięczności, dziękując wam za pomoc. Hugo, jak zwał się właściciel karczmy, opowiedział jak mutanci zaatakowali, najpierw podsyłając kultystę przebranego za strażnika dróg a potem usypiając jakimś specyfikiem podróżnych z dyliżansu. Przeszukując raz jeszcze dokładnie „strażnika” znaleźliście małą buteleczkę z zieloną cieczą, którą Castinaa szybko schowała do torby uśmiechając się niewinnie. Gospodarz jedynie obiecał, że na przyszłość wynajmie straż, oferując wam nocleg i pożywienie. Oczywiście darmowe. Czas było się zastanowić co dalej, do Weissbrucku nie było już daleko, lecz podróż w taki deszcz nie zapowiadała się ciekawie. No i pozostawała kwestia nieprzytomnego „strażnika”.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca

Bitewka nie trwała długo i po chwili wszyscy wrócili do głównej sali.
- Kultyści się do nas lepią jak rzep do psiego ogona - powiedział z przekąsem Luca słuchając opowieści Ninerl o mutancie który sforsował palisadę - Jestem za tym żeby tu przenocować, ale i uważać. Na zewnątrz wciąż coś się czai. Proponuję dobrze zabarykadować drzwi i okna. Palisada nie stanowi dla tego stwora problemu. - Orlandoni rozparł się na ławie z dala od Castinyy i zwrócił do karczmarza zdejmując kolczugę. - Podaj pieczyste gospodarzu, jeśli masz... Choć zwykliśmy ratować życie za coś więcej niż wikt i okierunek.

Po kolacji od razu udał się do pokoju, nie zwracając najmniejszej uwagi na Castinęę. Wciąż był na nią solidnie zdenerwowany i nie zamierzał zaszczycić jej choćby jednym spojrzeniem. Była trochę ciekawa, kiedy mu przejdzie. Z niej wszystkie emocje już dawno opadły i właściwie uspokoiła się całkowicie. Pomimo dość długiego stania przy kominku ubranie nadal miała wilgotne, nie chciała się przeziębić. Wzięła swoją torbę i także skierowała się do pokoju, no przecież jej Luca nie wyrzuci. Chyba...

- Można? - zapytała na wszelki wypadek zaglądając do pomieszczenia.
- Nie można, zejdź mi z oczu... - Orlandoni machnął ręką i spojrzał wilkiem na Castinęę, która pojawiła się w drzwiach.
- No wiesz, chcę się tylko przebrać... i pogadać - powiedziała.
Dalej stała w drzwiach, ale póki co nie wchodziła. Czyżby był aż tak zły? Pewnie gdyby wtargnęła siłą, wywaliłby ją.
- Nie mamy o czym gadać... Chcesz to się przebieraj, a potem zostaw mnie samego. – siedząc na łóżku odwrócił się do niej plecami.
W paskudnym nastroju wpatrywał się w okno, za którym noc na dobre rozciągnęła swój całun. Cas weszła cicho do pokoju, wyjęła suche ubrania i zaczęła z trudem ściągać z siebie te nadal wilgotne. W końcu ciuchy wylądowały na podłodze, ona przetarła się czymś i ubrała.

- Apsik! - kichnęła. - No, kurwa, nie mówcie mi, że już się przeziębiłam... - mruknęła.
Podniosła mokre ciuchy i rozwiesiła je na krześle, żeby miały szansę doschnąć do końca. Już miała wychodzić, lecz zmieniła zdanie.
- Luca - zaczęła i podeszła do niego. - Przepraszam za tamto. Źle się zachowałam i jest mi przykro również za to, co powiedziałam. Cieszę się, że nic ci się nie stało... Chyba nie przeżyłabym, gdybyś został ranny lub co gorsza zginął tam.
Głos się Castiniee lekko załamał, więc przerwała swój przeprosinowy wywód. Wątpiła, by cokolwiek te słowa miały zmienić, ale i tak chciała powiedzieć, co akurat na sercu jej leżało.

- Teraz przepraszasz, tak? - rzucił odwracając się do niej. - Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej, zanim walnęłaś mnie tym kuflem. Myślisz, że to nie bolało? Myślisz, że skoro będziemy mieć dziecko to możesz ze mną robić wszystko co ci się podoba? Mylisz się - mruknął. - Jeśli upokorzysz mnie tak jeszcze raz, to z nami koniec... - powiedział, a ton jego głosu wskazywał, że mówi jak najbardziej poważnie.

- Mogłam pomyśleć, ale nie pomyślałam - przyznała szczerze. - Byłam zdenerwowana, bałam się i... Luca, przepraszam.
Nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć, przytuliła się lekko do jego pleców.
- Już więcej tak nie zrobię, obiecuję. Kocham cię... - westchnęła. - Apsik!

- Nie, ty chciałaś pokazać że masz mnie w garści i że będę ci ulegał nieważne co zrobisz... – rzucił Luca – Pomyliłaś się... Musiałaś robić takie przedstawienie przy elfce? Ja też cię kocham i zależy mi na tobie, ale nie dam sobą pomiatać. - spojrzał krytycznie w jej oczy. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko, zastawiłbym cię własną piersią, a ty tak mnie potraktowałaś... - pokręcił głową. - Zawiodłem się... Ale skoro twierdzisz, że tak więcej nie postąpisz... Wierzę, mam nadzieję, że nie rzucasz słów na wiatr... Przeziębiłaś się? - spojrzał na nią wciąż marszcząc brwi.

Zamiast odpowiedzieć kichnęła raz jeszcze i zaklęła pod nosem.
- Skoro tak mówisz, to pewnie masz rację. Szczerze to już nie pamiętam, co myślałam, pamiętam, że byłam zła i bałam się, że coś złego się stanie w tej cholernej karczmie. Dobrze, że nic ci się nie stało, nie chciałabym zostać samotną matką...
Castinaa wspomniała słowa Luci oraz to, co sama mu zaraz po tym odszczekała i rozpłakała się. Nie powinni byli mówić takich paskudnych rzeczy, przecież żadne z nich nie myślało tak na serio.

- No już, przestań. – Luca przytulił do piersi zanoszącą się płaczem Castinęę. - Przepraszam też za tamte słowa, chciałem ci tylko zagrać na nerwach. - pogładził ją po włosach, choć nie wiadomo czemu wciąż był w paskudnym nastroju. - Nie kłóćmy się więcej, to do niczego dobrego nie prowadzi. Kocham cię, kwiatuszku... - wyszeptał jej do ucha - i naszego bobasa również. - uśmiechnął się krzywo patrząc jej w oczy.
- My ciebie też - odpowiedziała pociągając nosem i dość niezdarnie ocierając mokre policzki. - Chyba pójdę już spać, może jak się wygrzeję, to rano nie będę przeziębiona.
Luca kiwnął głową i ułożył ją. Nakrył kobietę kołdrą oraz dodatkowo kocem, jednak po chwili namysłu także postanowił się już położyć. Dość miał wrażeń jak na jeden dzień. Szybko zrzucił z siebie mokre ubrania, wytarł się i wślizgnął się pod kołdrę do zasypiającej już Castinyy. Ta zaraz do niego podpełzła wtulając się ufnie w pierś mężczyzny i nie minęły nawet dwie minuty, jak otoczona jego ramieniem już spała. Wyraźnie zmęczyło ją to wszystko.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Gdy Luca powiedział coś o śpiewach, z gardła Ninerl wydobył się wściekły syk.
-Kultyści! Chciałabym zabić ich tak, by czuli, że umierają. Ale nie mogę...- warknęła i zacisnęła dłoń na mieczu.
Potem odwróciła się do ognia i westchnęła cicho. Na słowa kupca o strachu, spojrzała na niego i powiedziała z naciskiem:
- Ten się boi, kto się boi. Nie ja. Zapamiętaj to.
Na słowa o braku dodatkowego wejścia, skinęła głową zadowolona. Potem gdy Castiina przyłożyła kuflem człowiekowi, Ninerl niemal odruchowo przybrała postawę szermierza. Przeszła krok i wpatrywała się zdumiona, w kobietę. O co tu chodziło?
"Może to jakieś ludzkie zwyczaje?" pomyślała.
Dalszą część kłótni całkowicie ją zaskoczyła. Nieco zszokowana, obserwowała parę.
Rodzice Ninerl też się kłócili czasami, ale nigdy nie byli wobec siebie aż tak niegrzeczni.
"Ale o co tu chodzi?" zastanawiała się. Po chwili wzruszyła ramionami. A co ją to obchodzi...
Jednak gdy Castiina wróciła, Ninerl nie mogła opanować ciekawości.
-Ale... czemu się tak obrażaliście wzajemnie?-zapytała- Jeśli cię uraziłam pytaniem, to przepraszam i nie odpowiadaj na nie.

Dotarły do jej uszu odgłosy salwy w piwnicy. Z trudem się powstrzymywała, by nie pobiec tam. Nagle coś mignęło w oknie, a Ninerl dostrzegła zarys czyjejś twarzy. Castina cisnęła nożem, a Ninerl rzuciła się ku drzwiom. Kilkoma kopniakami przesunęła ławę i wybiegła za drzwi. Niestety napastnik był szybszy. Dziewczyna zaklęła, widząc jak zręcznie wspina się na płot.
-Gdybym tylko miała łuk...- dodała z goryczą.-Tylko łuk...-szepnęła cicho.
Wróciły do karczmy, bo i nie było po co stać na deszczu.

Wkrótce okazało się, że istotnie napastnikami byli kultyści. Gdy Ninerl zajrzała do piwnicy, z trudem powstrzymała chęć wymiotów.
Smród Dhar był tu przeraźliwy. Różowe kawałki mieniły się jej w oczach. Czując lekkie zawroty głowy, chwyciła się mocno framugi. Potem odetchnęła głęboko i szybko wróciła na górę.
Była zadowolona, że jednak ofiary kultystów żyją. Trochę się jej zrobiło żal zabitego chłopaka- jeszcze tyle życia miał przed sobą.
- To co robimy?-zapytała towarzyszy-Nie możemy wykluczyć, że uciekinier był sam- może sprowadzić pomoc. Wystawmy warty- ja mogę być pierwsza lub ostatnia, zresztą mi wszystko jedno. Castiina, może ty sobie odpuścisz swoją kolej. Nie wyglądasz za dobrze, takie mam wrażenie.-dodała, przyglądając się uważnie kobiecie.
-Co do tego .... czegoś w piwnicy, to tu potrzeba czarodzieja. Albo kapłana... tego no... waszego ludzkiego boga. Trzeba to zniszczyć. Powinniśmy dać znać świątyni lub gildii magów.- dodała- Póki nie zostanie unieszkodliwione, to kultyści zawsze mogą tu wrócić.

-Jak się sprawuje łuk?-zapytała cicho Gildirila, gdy siedzieli przy stole i jedli kolację- Widziałam, że miałeś okazje go wypróbować- uśmiechnęła się delikatnie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

A jednak kultyści. Nos Golema nie zmylił. Właściwie przez pół swojego życia nie spotkał tylu sług Chaosu w krótkim odstępie czasu, jak w przeciągu ostatniego miesiąca. Właściwie odkąd spiknął się z obecną drużyną. Czyżby grupa awanturników tak magnetycznie działała na plugawe stwory?

Co prawda ci tutaj nie stwarzali większego zagrożenia dla doświadczonych zabijaków, jak choćby zorganizowany kult w Bogenhafen. Niepokojący jednak był sam fakt, że atakują jawnie i bez skrupułów. Co więcej, starają się używać podstępów, czego przykładem było podszywanie się pod inne osoby, korzystanie ze środków nasennych.
Cóż, trzeba mieć się na baczności.

Golem jako ostatni wyszedł z podziemi. Upewnił się, że w piwnicy nic złego więcej się nie kryje. Najchętniej puściłby to miejsce z dymem, ale nie chciał pozbawić karczmarza i jego rodziny prawdopodobnie jedynego źródła utrzymania. Wstawił wyważone drzwi prowizorycznie z powrotem w futrynę i wrócił do wspólnej izby.

Tam dowiedział się, że po okolicy grasuje jeszcze przynajmniej jeden delikwent. Zgodził się z innymi, by przenocować w zabarykadowanej karczmie, zamiast szlajać się nocą po niebezpiecznych bezdrożach, w dodatku w strugach zimnego deszczu.

Spojrzał na nieprzytomnego "strażnika". Wściekłość wezbrała w Golemie na sam widok plugawego pomiotu, walającego się po podłodze. Olbrzym pochylił się nad ciałem, capnął mężczyznę za włosy, wybudził kilkoma lekkimi uderzeniami po twarzy, a potem zaczął zbliżać jego głowę w stronę rozpalonego kominka.

- Gadaj, śmieciu, kto was tu nasłał? Jak wielu was jest w okolicy, jak jesteście uzbrojeni, jaki mieliście cel i co zrobiłeś z prawdziwym strażnikiem dróg? - Günter warknął czarnowłosemu do ucha. - Radzę odpowiadać grzecznie i rzeczowo, bo moja cierpliwość wisi na włosku. Nie prowokuj mnie, gdyż gwarantuję, że będziesz błagać swojego plugawego pana, by pozwolił ci szybko umrzeć. Bo ode mnie tego nie zaznasz. Zanim cię zabiję, z przyjemnością pozbawię cię tych i owych części ciała.

W ręku Golema zabłysło ostrze sztyletu, w którym przejrzały się płomienie strzelające z kominka. Puścił głowę "strażnika" i przystawił czubek ostrza do podstawy wskazującego palca prawej dłoni mężczyzny. Wbił go lekko w skórę, tocząc kilka kropel krwi.
- Uciąć czy połamać? - Zapytał, z sadystyczną satysfakcją w głosie. - Nie, tym razem połamać. Odetnę kolejny.

Po tych słowach chwycił palec wskazujący mężczyzny i gwałtownym ruchem wyłamał go ze stawu.

- To jak będzie? Ja w każdym razie zamieniam się w słuch...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

- Szybko poszło… Widzę, że jesteście cali. Musieliśmy trafić na amatorów. Nawet porządnie się obronić sku***syny nie potrafią… - mówił, wchodząc do pomieszczenia w piwnicy. Wszystko było – przynajmniej chwilowo – w jako takim porządku. Kultyści gryzą piach, wdzięczny właściciel lokalu zapewni im schronienie na dziś. Ulrich schował broń. Jak się okazało chwilę później, jeszcze się może dzisiaj przydać. Podniósł także zostawiony wcześniej na schodach lewak. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś sobie o niego zrobił krzywdę.

Zmarszczył brwi, gdy usłyszał o tym co uciekł.
- Ich chyba nigdy nie jest dosyć… Są jak karaluchy. Już myślisz, że wytępiłeś wszystkie, a tu nagle kolejne pojawiają się znikąd. Ninerl ma rację. W każdej chwili może ich tu przyjść więcej, więc musimy wstawić warty. Jakby co, jestem następny w kolejce do „stróżowania.” Nie mogę przecież stracić okazji do zabicia kilu z nich, prawda? – powiedział z wrednym uśmiechem. - Aha Ninerl… myślę, że masz na myśli Sigmara. Wtedy w Bogenhafen też musiał być z nami… I dzięki mu za to!

Spojrzał na Golema i tego związanego śmiecia. Odniósł wrażenie, że Gunter nie pierwszy raz w ten sposób z kimś „rozmawia.” De Maar przyglądał się przez chwilę reakcji przesłuchiwanego, po czym zasiadł przy jednym stoliku.
- Prosimy gospodarzu… Po podróży głód doskwiera bardziej niż zazwyczaj. – powiedział i słuchając jednym uchem ewentualnych „zeznań,” zabrał się do jedzenia. - Zjedzcie coś przyjaciele. Nie warto się głodzić przez coś takiego. - podbródkiem wskazał na jeńca. Ulrich był już trochę głodny gdy weszli do karczmy. Nie ma zamiaru przedstawiać jakiegoś sługusa złych sił ponad swój żołądek! "I tak potem będzie go trzeba zabić... Po prostu nie zasłużył, żeby żyć." Dla Ulricha sprawa była prosta.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

* * *

Już dawno się tak nie pokłóciła z Lucą, aż jej się ręce trzęsły z wściekłości! Zapewne było to spowodowane stresem, ale ona akurat nie myślała o tym. Klęła pod nosem we wszystkich trzech językach i życzyła mu 'wszystkiego najlepszego'. Gdy wróciła do sali, Ninerl patrzyła się na nią zdziwiona. Cas już miała ochotę jej też powiedzieć coś do słuchu, ale ugryzła się w język. Wolała nie obrazić elfki, która chyba była już i tak lekko przewrażliwiona czy coś.
- Ale... czemu się tak obrażaliście wzajemnie? - zapytała Ninerl. - Jeśli cię uraziłam pytaniem, to przepraszam i nie odpowiadaj na nie.
- To ciężko wytłumaczyć, powiedzmy, że mamy to we krwi - powiedziała starając się jak najlepiej dobrać słowa i wyjaśnić coś, czego sama za dobrze nie rozumiała. - Pochodzimy z południa, w naszym kraju ludzie kochają się i nienawidzą tak samo mocno, a granica między tymi uczuciami jest bardzo cienka i niemal niewidoczna.
Castinaa uśmiechnęła się lekko na wspomnienie kilku wyjątkowo płomiennych chwil. Jak choćby w tamtej uliczce, kiedy byli na granicy pokłócenia się, a zamiast tego Luca nagle ją pocałował i... i skończyło się to tak, jak się skończyło. A potem jeszcze te noce na barce... Albo festyn, gdzie najpierw dostał od niej po twarzy, a chwilę później...
Skrytobójczyni zarumieniła się po same uszy i dziwnym trafem zapomniała już, że się na mężczyznę gniewa. Zrobiło jej się niesamowicie głupio, że się zachowała tak dziecinnie i niedojrzale.
"Oby mi wybaczył" - pomyślała.
- Ale... rzeczywiście, nie powinnam go tak traktować. Nie zasłużył sobie na to - przyznała dość niechętnie i ze skruchą.

* * *


Obudziła się w środku nocy, było jej gorąco jak cholera. Nic dziwnego, położyła się spać w ubraniu i jeszcze ją Luca przykrył dodatkowo kocem. Wyplątała się z kołdry, szybko rozebrała i zwaliła koc na podłogę. Po kilku chwilach poczuła się lepiej. Mężczyzna spał, chyba cały ten stres wymęczył go niemniej niż ją samą. Westchnęła i położyła się obok niego.
Zaczęła Tileańczyka delikatnie gładzić po twarzy i włosach, było ciemno, ale i tak doskonale go widziała. Zastanawiała się nad swoim dzisiejszym zachowaniem, chyba jeszcze nigdy się tak nie bała i nie była przy okazji tak wściekła. A w każdym razie tak jej się wydawało, wszak nadal nie przypomniała sobie nic więcej ze swojej przeszłości. A może to było właśnie normalne zachowanie u niej? Wolała jednak, by to był tylko taki jednorazowy wybryk...
- No i co mnie podkusiło, żeby ci tym kuflem tak pierdolnąć? - zastanawiała się na głos i westchnęła ciężko. - Głupia kwoka ze mnie...
Choć jej 'wybaczył', nadal męczyło to Castinęę. Najbardziej się chyba bała, że pomimo dobrych chęci, coś takiego się powtórzy i mężczyzna dotrzyma słowa.
"Będę musiała z nim pogadać, bo może rzeczywiście taka kiedyś byłam i to powoli do mnie wraca?" - pomyślała i westchnęła jeszcze ciężej niż ostatnio.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Intuicja kolejny raz go nie zawiodła. Czemu mieli takie "szczęście" do kultystów? Trudno stwierdzić, ale nie było czasu na zastanawianie się, trzeba było działać. Wypuszczona w ułamkach sekundy po dostrzeżeniu kultysty strzała nie dała mu żadnych szans na obronę. Jego kompani też nie mieli zbyt dużo szczęścia i podzielili parszywy los towarzysza. Gunter dopełnił dzieła zniszczenia, roztrzaskując figurkę sprawiającą wrażenie, jakby była czymś więcej niż tylko zwykłą figurką. Potem trochę łzawych scen w postaci uwolnienia karczmarza i jego rodziny i już byli bohaterami. Znowu. Jak tak dalej pójdzie, to Gildiril jeszcze uwierzy, że jest dobrym i prawym obywatelem, który niesie pomoc potrzebującym. Bzdura, jakich mało.

Z tego co usłyszał, kobiety też nie narzekały na nudę. Pewnie to coś, co widziały, ma związek z trupem w stajni... Castinaa miała rację - trzeba się zabarykadować, przy czym Gildiril nie poskąpił swojej pomocy. A potem przyszła pora na kolację... Nareszcie. I na dodatek była darmowa. "To całkiem sposób na życie... Ratowanie gospodarzy, można się za darmo najeść" przemknęło przez myśl Gildirilowi. Gunter w międzyczasie zajął się "strażnikiem"

-Jak się sprawuje łuk?- Ninerl zapytała cicho Gildirila, gdy siedzieli przy stole i jedli kolację- Widziałam, że miałeś okazje go wypróbować- uśmiechnęła się delikatnie.
-Świetnie- odparł elf -Nie miałem jeszcze w rękach tak dobrego łuku... Te wszystkie ludzkie śmieci nie mają sie co z tym równać- zaśmiał się cicho. Spojrzał ukradkiem na "strażnika". Oj, prawie mu współczuł. Jego towarzysze nie będą się z nim cackać... Gildiril nie będzie się przyłączał do "przesłuchania". Nie lubił ludzi, ale nie aż tak.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Strażnik był na tyle oporny, że nawet wyrafinowane metody przesłuchań Golema niewiele pomogły. Mężczyzna miał przysmażoną połowę twarzy i obcięte palce lecz nic nie powiedział. Ciągle bredził coś o Tzeentchu, i w końcu Gunter zostawił go w spokoju.

Noc minęła spokojnie. Zmieniające się warty słyszały jedynie szum deszczu, powoli słabnącego zresztą oraz od czasu do czasu potępieńcze wycia z lasu. Te ostatnie jednak nie przybliżały się, nie było więc powodów do niepokoju. Dzień wstał więc spokojny, wolny od deszczu, po którym pozostały jedynie podmokłe drogi i ciemne chmury zakrywające niebo. Wypoczęci usiedliście do śniadania przygotowanego przez wciąż wstrząśniętego i małomównego gospodarza. Wkrótce potem na nogi postawiło was łomotanie w bramę, które okazało się jednak fałszywym alarmem. Napastnicy by nie pukali. Siedmiu strażników dróg wkroczyło do karczmy, uważnie słuchając waszej opowieści i oglądając świątynie chaotyków. Sierżant stróżów prawa pokiwał wolno głową i patrząc na was uważnie rzekł cicho.

- Wedle rozporządzenia miłościwie panującego cesarza, mutantów w Imperium... nie ma. Zabijanie "ludzi" wyglądających po prostu nieco inaczej jest karane... śmiercią. Nie zabiliście więc mutantów a *tfu* inaczej wyglądajacych ludzi. Pierdolone prawo cesarza. Zachorował podobno ciężko i w mózgu mu się miesza. Albo ktoś mu miesza.
- strażnik uśmiechnął się ponuro - Nie słyszeliście jednak co mówiłem. Tak jak ja widziałem, że zabiliście ściganych za zabójstwa banitów oraz kultystów. To jeszcze podobno w Imperium jest. Powodzenia na szlaku, "bandyci" grasują niestety. W razie czego to oni atakują pierwsi. A tym – wskazał palcem na „strażnika” leżącego nieopodal kominka. - już my się odpowiednio zajmiemy...

Pożegnał was skinieniem głowy, po czym wydał rozkazy swoim ludziom. Wyprowadzili poturbowanego przez Guntera „strażnika”, a następnie zaczęli sprzątać pobojowisko. Wy zaś udaliście się do stajni, gdzie właściciel w podzięce podarował wam jednego z koni, więcej nie mógł tłumacząc się tym, że bądź co bądź nie jego. Kłócić się nie było sensu, z jednym dodatkowym koniem ruszyliście w końcu w dalszą drogę do Weissbrucku. Łatwiejszą może niż dnia poprzedniego, deszcz bowiem nie padał, ale ciężko powiedzieć, że ogólnie łatwą. Droga nadal była podmokła, zarówno wy jak i konie często zapadaliście się dość głeboko w błoto. Na szczęście im dalej tym było lepiej, trakt zaś prowadził wzdłuż spokojnej już rzeki.

Nie dane wam było jednak spokojnie dotrzeć do miasta. Niewiele po południu z krzaków przed wami wyskoczył człowiek - zakrwawiony, z dwoma bełtami sterczącymi z boku. Przebiegł kilka kroków, po czym padł na ziemie, martwy. Zdążył jedynie wychrypieć jedno słowo. Mutanci. Mutanci, których podobno nie było. Przy ciele mężczyzny nie znaleźliście nic ciekawego, chcąc nie chcąc ruszyliście więc dalej, przygotowani do ewentualnej potyczki. Dość szybko waszym oczom ukazała się średniej wielkości łódź rzeczna, teraz przycumowana tuż przy brzegu. Jej pokład spływał krwią z leżących na nim ciał. Gdzieś niedaleko odezwała się sowa.


Ninerl, Gildiril

To nie było normalne. Przecież sowy w dzień śpią! Za wcześnie na łowy, a to był odgłos polującego ptaka. Rozejrzeliście się uważnie po koronach drzew, dość szybko dostrzegając niewyraźny kształt wysoko na jednym z oddalonych od łodzi na kilkanaście kroków drzewie. Kształt nie przypominający nic naturalnego...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Serge »

Castinaa i Luca

To jakiś absurd! Strażnik musiał być pijany. Niestety Luca nie wyczuł od niego woni alkoholu.

- To jakaś bzdura sierżancie!
- powiedział do strażnika. - Chcecie powiedzieć, że nie ma mutantów? Pięć lat temu podróżowałem z karawaną kupiecką przez Las Cieni w Ostlandzie. Trzem osobom, w tym mnie udało się wówczas uciec wozem. Byliśmy jedynymi, którzy przeżyli. Jak dziś pamiętam szalony galop po mrocznym lesie…i krzyki mordowanych i pożeranych żywcem ludzi, które słyszałem za sobą. Sierżancie, to do dziś śni mi się po nocach. Chcesz powiedzieć, że ci zwierzoludzie, ci mutanci którzy tego dokonali tylko "wyglądają inaczej"...?
Orlandoni ochłonął. Wiedział że strażnik nie jest niczemu winny i ma o wszystkim podobne zdanie jak Luca.

- Ani chybi będzie z tego wojna. - powiedział. - Przecież ani kościół Sigmara ani Ulryka tego nie zaakceptuje. Ani żaden elektor, ani armia, ani żaden myślący człowiek. Co ja mówię, przewrót pałacowy. Obalą tego wariata. Cesarz jest skończony...

Trzeba wysłać list do Talabheim. Póki jeszcze jeżdżą dyliżanse i przewożą pocztę. Cholera...

Po wyruszeniu w dalszą drogę napatoczyli się na umierającego człowieka. Widząc, jak Luca się szykuje, Castinaa położyła mu rękę na ramieniu. Była nieco bledsza niż zwykle, chyba miała jakąś alergię na mutanty.
- Nie mów mi, że chcesz tam iść? - powiedziała, ale widząc wyraz jego oczu zacisnęła tylko usta.
Mężczyzna ubrał się i naszykował broń.
- Luca, naprawdę nie możemy po prostu jechać dalej? - zapytała zrozpaczona.
- Musimy to sprawdzić, tam może być ktoś żywy. – rzucił patrząc na Castinęę. Ostatnio coraz częściej zdawało mu się że kobieta lęka się tych popaprańców związanych z Chaosem i innych rzeczy z tym związanych. - Zostań z tyłu, gdy przeszukamy łódź i wszystko będzie dobrze, dołączysz do nas. Ninerl, zostań z nią. - spojrzał na elfkę.

- Ale... - kobieta chyba chciała coś jeszcze dodać, ale najwidoczniej uznała, że rozmowa i tak jest zakończona. A ona nie ma nic do powiedzenia, bo i tak na argumenty przegra, ZWŁASZCZA z Lucą.
Zwiesiła smętnie głowę. Jej noże na nic się teraz zdadzą, w karczmie istota okazała się szybsza i nie udało się Castiniee zabić stwora. Była na siebie zła, a poza tym naprawdę się bała tych istot.

Luca poprawił kolczugę i załadował pistolety. Nie było tak źle, przecież mogli wpaść w zasadzkę. Wskoczył z Gunterem na pokład łodzi. Osłaniając plecy towarzysza zaczął przeszukiwać trupy. Może ktoś jeszcze żyje a i złota korona piechotą nie chodzi. Uniósł broń i spojrzał na wejście pod pokład.

- Osłaniam cię Gunter.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Zjedli i Ninerl pierwsza objęła wartę. Potem obudziła kolejną osobę i poszła spać. Obudziła się po jakiś czasie. Coś jej się śniło niepokojącego, ale co to było... Nie pamiętała tego. Usiadła na łóżku, w samej koszuli i spodniach. Miecz leżał obok, lśniąc stalą. Na noc zawsze pozostawał bez osłony- teraz za dużo czasu zajmowały jej dobycie go.
Przez chwilę siedziała, oddychając głęboko. Potem położyła się i próbowała zasnąć.
Ułożyła się wygodniej, ale sen nie przychodził. Przewróciła na drugi bok- to też nic nie dało. Nawet pieśni nie pomogły.
Nie mogła usnąć. Co znowu było nie tak? Wierciła się i wierciła.
W końcu usiadła. Pokój wydał się jej mroczniejszy i mniejszy. Miała wrażenie, że widzi jakieś poruszające się cienie w kątach. "To pewnie przez to, co zostało w piwnicy."- pocieszyła się i nagle rozpaczliwie zatęskniła za światłem ognia. I czyjąś przyjazną obecnością.
Wstała, wkładając stopy w buty. Teraz sznurowanie ich zajmowało jej bardzo dużo czasu.
Kominek... w sali na dole jest kominek... To jest to...

Zeszła cicho na dół.
Stając w progu, zauważyła Gildirila. Widocznie to była jego kolej warty. To lepiej. Nie chciała by ludzie widzieli ją w takiej chwili... takiej chwili słabości.
Weszła do sali. Widząc jego pytające spojrzenie, powiedziała cicho:
-Nie mogę zasnąć i ... - dziewczyna wyglądała na zmęczoną i przygnębioną- I tak... i tak sobie pomyślałam, że widok ognia mi pomoże.
Podeszła do kominka i usiadła przed nim, obejmując kolana ramionami.
Drwa trzaskały wesoło, a sam ogień mienił się jasnymi płomieniami. Ciepło promieniowało, grzejąc przyjemnie.
Ninerl wpatrywała się w ogień, czując się nieco lepiej. Ale potem jego widok przypomniał jej dom.
Zamrugała oczami, powstrzymując łzy. Znowu się rozkleja... Może po prostu ostatnie dni ją trochę przytłoczyły?
Najgorsza była ta samotność i to poczucie wyobcowania. Przecież, mimo drużyny, jest tutaj sama. Tak czy inaczej.
Może powinna być jakoś bardziej otwarta? Ale zawsze była skryta. Nieufna.
Ale teraz... czy ma to sens? Jest w istocie bezbronna. Wcześniej przynajmniej umiała walczyć, a teraz może jedynie się bronić nieporadnie.
To było straszne, takie poczucie bezsilności. Przez całe życie była samodzielna i niezależna.
No i zawsze obok byli seraneis. Bardzo jej brakowało ich obecności.
Co się z nimi teraz dzieje? "Pewnie połowa już nie żyje" pomyślała ze smutkiem. Łza zmoczyła jej policzek. A potem jeszcze jedna.
Siedziała milcząc i wpatrując się w ogień. Potem westchnęła i wytarła dłonią mokre krople.
Po kilku głębokich oddechach, powiedziała cicho:
- Gildirilu.. czy mogę.. czy mogę cię o coś poprosić?- czekała na jego odpowiedź, ale potem zanim usłyszała jego słowa, dodała:
- Czy możesz... mnie przytulić? Potrzebuję czyjegoś ciepłego dotyku... - czuła wstyd, było jej głupio. Po co ona to mówi? Ale co tam, naprawdę tego potrzebuje.

Rano odwiedzili ich jeszcze strażnicy. Ich słowa zdumiały Ninerl.
- Jak to ich nie ma? I czemu ten człowiek tak źle mówi o waszym władcy?- szepnęła do Ulricha.
-Ale rozumiem, że zabijać "kultystów" mogę- mruknęła.

Potem ruszyli wreszcie do tego brudnego miasteczka. Błoto na drodze było straszliwe. Ninerl pomyślała o równych, brukowanych drogach Ulthuanu. To był naprawdę uderzający kontrast między nimi a tym rozmokłym szlakiem tutaj.
Podróż minęłaby spokojnie, gdyby nie człowiek ze bełtami w plecach.
-No i nici z spokoju. Jak widać przyciągamy "kultystów". To pewnie sprawka tego z zębami, co nam wczoraj uciekł. Znalazł jaks bandę, no i mamy.-powiedziała ponuro, owijając kikut wodzami i wyciągając miecz.
Gdy ruszyli dalej, po pewnym czasie ich oczom ukazała się rzeka i łódź. Łódź z pokładem splamionym krwią.
Nagle do uszu Ninerl dobiegło hukanie sowy. Od razu wiedziała, o co chodzi.
-Zasadzka!Nie stójcie tak! Mają kusze!-krzyknęła i rzuciła spojrzenie na drzewa. Dostrzegła dziwny kształt.-Gidiril, strzelaj!-wskazała cel mieczem, a sama cofnęła nieco konia i zeskoczyła z niego. Stanęła przy boku zwierzęcia. Teraz strzelcom może być nieco trudniej- ją zasłaniało zwierzę.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

- Dziękujemy za wyrozumiałość, panie sierżancie. Czasy są trudne i wymagają wyjątkowych środków. A co do kultystów - nie pomylił się pan, wystarczy zajrzeć do piwniczki.

Golem spakował swoje rzeczy i po paru chwilach gotowy już był do dalszej drogi. Gdy opuszczali zabudowania, mężczyzna odwrócił się za siebie i splunął na ziemię:
- Zasrane plugastwa. Oby moja noga nie musiała więcej w tym przeklętym miejscu stanąć.

Tym razem szedł w znacznie lepszym humorze, niż ostatnio. Pogwizdywał pod nosem jakieś z dawna zasłyszane melodyjki. Nawet wszędobylskie błoto na trakcie nie przeszkadzało mu tak bardzo.
Prawą ręką prowadził konia, którego drużyna otrzymała od wdzięcznego stajennego. Żeby uniknąć sporów, kto miałby jechać wierzchem, uzgodniono, że zwierzę posłuży za tragarza. Towarzysze objuczyli zatem niezadowolonego rumaka różnorakim bagażem, zostawiając przy sobie niezbędne rzeczy osobiste i uzbrojenie.

- Na krzywe łapy psa ogrodnika! Co tym razem? - zaklął zaskoczony Golem, kiedy z krzaków przy drodze wypadł śmiertelnie ranny człowiek. A więc mutanci, jeśli wierzyć ofierze. Znowu. Namnożyło się ich jak królików ostatnimi czasy. I, co gorsza, stali się utrapieniem wszystkich podróżnych.

Günter zapiął puklerz na lewym ręku, dobył broni i wraz z towarzyszami ruszył dalej. Golem uważnie rozglądał się na wszystkie strony, zasłaniając twarz niewielką tarczą. Gdy jego oczom ukazała się przycumowana łódź, Luca zdecydował się ją sprawdzić. Olbrzym zgodnie podążył za nim, dając reszcie znak, by mieli oczy dookoła głowy.
Kolejne makabryczne znalezisko. Krew ze zmaltretowanych ciał zdążyła już wsiąknąć w deski pokładu, nadając im brudnobrązową, odpychającą barwę. Golem zaklął szpetnie i podwoił czujność, spodziewając się najgorszego.

- Tam - rzekł Luca, wskazując pistoletem klapę w pokładzie. - Osłaniam cię, Günter.
- W takim razie moje życie w twoich rękach, przyjacielu - odparł olbrzym i schylił się, by unieść właz.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Megara »

Postać siedząca na drzewie zachwiała się po strzale Gildirila, po czym runęła w dół, łamiąc gałęzie i wpadając z trzaskiem w zarośla. Podeszliście bliżej by sprawdzić co z nią. Skrzydlaty mutant wyglądał paskudnie, dobicie go nie było już problemem. W końcu był bezbronny. Ninerl nie wahała się w ogóle, przeszywając stwora mieczem na wylot. Zawsze rozumiała, że jeśli nie zabije pierwsza, przeciwnik zabije ją. Prosta zasada.

W tym samym czasie Gunter, Luca i Ulrich wpadli na pokład, rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. To wypadło z krzykiem z kabiny w sile dwóch ledwie mutantów, rannych w dodatku. Dziobaty, uzbrojony w pałkę i futrzany z mieczem w garści. Nie stanowiliby problemu, gdyby nie mała przestrzeń i brak możliwości manewru. Natarli na reketera i rajtara, z początku nawet spychając ich do tyłu samą wściekłością i zawziętością, umiejętności bowiem brakowało im sporo. Luca miał jednak inny problem. Stojąc przy burcie poczuł nagle coś oślizgłego na nodze, nie zdążył jednak zareagować, gdy mackowaty stwór kryjący się najwyraźniej pod wodą pociągnął silnie, powalając Orlandoniego na ziemię. Pistolety wypadły z ręki przemytnika, on sam jedynie dzięki szybkości zdołał się w ostatniej chwili chwycić okrężnicy, wisząc już za burtą łodzi. To były jednak jedyne sukcesy mutantów. Sprawniejsi i silniejsi przeciwnicy zapędzili tych na pokładzie w róg. Dobicie stworów nie było trudne, ich powodowane paniką machnięcia bronią były wyjątkowo chaotyczne i nieskuteczne. Luca zaś wisząc dość akrobatycznie tylko na jednej ręce sięgnął po broń i wypalił z pistoletu prosto w gębę mutanta. Czy zabił tego nie wiedział, woda zabarwiła się na czerwono a macki puściły. Stwór już nie powrócił a Orlandonii sapiąc wygramolił się z pomocą Castinyy która nadbiegła mu na pomoc na pokład.

Gdy opadła gorączka związana z potyczką, można było spokojnie się rozejrzeć. Pokład, poza tymi zabitymi przez was, pokrywało jeszcze pięć ciał. Trzy z nich były ludzkie, dwóch mężczyzn (z jednego pozostały ledwie szczątki) i kobiety. Dwa pozostałe należały do mutantów, jeszcze bardziej paskudnych niż ci zabici przez wasz oręż. Przeszukiwanie przerwał wam jednak cichy odgłos z ładowni. Patrząc na siebie porozumiewawczo ruszyliście w tamtym kierunku, wchodząc do zapełnionego pomieszczenia w chwili, gdy zamykało się wieko jakiejś skrzyni. Ostrożnie i z nabitą bronią zajrzeliście do środka, odkrywając tam skuloną kobietę. Przerażoną najwyraźniej, na wasz widok wyjęła nożyk, machając nim przed sobą. Szybko się jednak uspokoiła, widząc, że mutantami nie jesteście. Gdy pomogliście jej wyjść, przedstawiła się jako Renate Hausier, wędrowny kramarz i pasażer tej łodzi.

- Wyjrzałam i zobaczyłam tego straszliwego, trupiogłowego stwora. Wiem, powinnam walczyć, ale wszystko co mogłam zrobić, to jedynie ratować własną skórę. Schowałam się w końcu tutaj, miałam nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie.

Ta młoda, ubrana jaskrawo, nieco na modę Cyganów kobieta nie grzeszyła co prawda urodą, ale nadrabiała to sympatycznością i gadatliwością. Zidentyfikowała zwłoki właściciela łodzi, jego syna i synowej. Wyjaśniła też co robiła od jakiegoś czasu, swoje zamiłowanie do podróży i wiele innych nikomu w sumie nie potrzebnych spraw. Wy mieliście jednak problem. Co z łodzią i ciałami? W sukurs o dziwo przyszła Renate, której słowa zgadzały się z tym co wiedział o tym wszystkim Luca, jedyny, który niejako zajmował się handlem.

- Łódź płynęła do Herzhaldu. Tam stary Fritz miał zamiar sprzedać wełnę, co teraz zalega w ładowni. Właśnie. Wedle prawa rzecznego łódź i cała reszta należy do was, aż do czasu znalezienia właściciela. No cóż, właściciel się raczej nie znajdzie. A co jak co, ale to wszystko jest sporo warte, jeśli to tak zostawić to rozgrabią albo bandyci albo kolejne śmierdzące mutanty. Co zamierzacie zrobić?
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Noc minęła im spokojnie. Z jednej strony to dobrze, bo wszyscy potrzebowali chociaż trochę snu… ale ten zbiegły mutant był gwarancją, że jeszcze będą problemy. Miło by było, gdyby przyszedł tej nocy i spokojnie dał się zabić. Przynajmniej mieliby go z głowy.

Ulrich skrzywił się na to co mówili o cesarzu, po czym odkaszlnął głośno.
- Prawda, że niedorzecznością byłoby karanie nas za to co tu zaszło. Cesarz z pewnością się tym razem pomylił, czego dowód mamy w piwnicy… – spojrzał surowym wzrokiem na strażnika i Orlandoniego – Ale wciąż jest cesarzem, więc baczcie na słowa. Miło, że martwi was stan jego… zdrowia, ale pamiętajcie, że mówicie o naszym władcy.
De Maar zostawił tych dwóch i poszedł zebrać swoje rzeczy.
- Ech… Według cesarza nie ma już mutantów. – mówił do Ninerl – Ale najwidoczniej władca wydał ten osąd trochę za wcześnie. Za wcześnie, ale na pewno nie bezpodstawnie! Musi być ich już bardzo mało… - uśmiechnął się do siebie – Kto wie? Może wczoraj zginęli jedni z ostatnich? A źle o władcy mówi wielu ludzi, gdy tego spotykają niepowodzenia. Po prostu ktoś musi być odpowiedzialny.
Po tych słowach Ulrich zachmurzył się trochę.

Podroż nie była taka zła, przynajmniej w porównaniu z tym co przeżyli wczoraj na trakcie. Grzęźli w błocie, ale przynajmniej mieli tego czworonożnego „tragarza.”

-Cholera jasna! – krzyknął. „Może jeszcze da się wyratować tego człowieka.” No cóż… niestety. Ale przynajmniej ich ostrzegł. Lepiej on, niż ci co go tak urządzili. Ruszył dalej z ostrzem w dłoni. Zaraz ich oczom ukazała się łódź. Wyglądała teraz bardziej jak pływająca rzeźnia. Przez chwilę Ulrich stał jak zaklęty.
-To… to nieludzkie! Wypatroszę ich wszystkich! Teraz to już mnie naprawdę zdenerwowali! ZABIJĘ!

Jak powiedział tak zrobił. Trzeba przyznać, że coraz sprawniej im to szło. Czyżby walka z mutantami tak szybko weszła im w krew? Potem się może nad tym zastanowi. Teraz trzeba zdecydować co dalej. Ta kobieta rzuciła trochę światła na całą sytuację.
- Jakby na to nie patrzeć, to wciąż łódź tego... Fritza, tak? - powiedział i poszukał wzrokiem martwego ciała wyżej wymienionego. - Wiesz czy miał może jeszcze jakąś rodzinę? Pewnie ktoś chciałby wiedzieć co z nim. No i należy im się przynajmniej jakiś grób... - spojrzał po towarzyszach - A Herzhald? To raczej - delikatnie mówiąc - średnio po drodze. Chyba, że teraz bezpieczeństwo przyszłych rodziców stało się mniej istotne... - powiedział pamiętając, dlaczego Luca tak bardzo przekonywał ich, aby wybrali jednak Weissbruck.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ouzaru »

Castinaa i Luca & Kinder Niespodzianka

Castinaa nie znała się na czymś takim jak prawo rzeczne, w ogóle wątpiła, by znała się dobrze na jakimkolwiek prawie. Poza sprawami oczywistymi, jak to: zabijesz, ukradniesz - masz przekichane. Odgarnęła włosy z twarzy, założyła je za uszy i położyła dłonie na biodrach przyglądając się temu wszystkiemu.
- Nie wiem jak wam, ale mi się nie uśmiecha tym czymś płynąć, za dużo tu krwi - powiedziała powoli. - Z drugiej jednak strony... pokład można umyć, a podróż rzeką będzie chyba szybsza i bezpieczniejsza nawet niż traktem. Jeden mutant wodny na całą resztę tych, co spotykaliśmy na drodze przemawia chyba za tym, żeby płynąć? - zapytała i spojrzała na Tileańczyka.

Nieco roztrzęsiony po walce z próbującym wciągnąć go pod wodę potworem Luca zbierał swoje rzeczy i słuchał tego, co mówi Cas. Jak zawsze nie była do końca zdecydowana i znowu podjęcie decyzji spadło na niego. Cóż, chyba już nawet do tego przywykł, w końcu to on był mężczyzną w tym związku i nosił spodnie.
Pogładził i włożył z powrotem za pas pistolety - broń nie pierwszy raz uratowała mu życie. Wysłuchał także ocalałej kobiety. Rozumiał ją dobrze, bo sam był kiedyś na jej miejscu.

- Popłyniemy w dół rzeki - rzekł w końcu. - Do Reiku. Zabierzemy cię dokąd chcesz. Znam się trochę na tym - odwzajemnił spojrzenie Castinyy. - Powinienem poradzić sobie z łodzią. Nieco mniejszą co prawda łódką przemycałem kiedyś towar z jednej na drugą stronę Talabeku. A potem pływałem trochę na barce Josefa i sporo podpatrzyłem. Najpierw trzeba jednak pochować tych nieszczęśników.

Luca wyrzucił trupy mutantów za burtę. W przypływie złości skopał je jeszcze trochę i splunął w wodę tam gdzie upadły. Następnie przeszukał ciała ludzi chowając pieniądze i kosztowności. Tak samo jak łódź, zmarłym się już nie przydadzą.
- Pomóżcie mi - skrzyknął pozostałych i wynieśli ciała na brzeg. Znalezionym na pokładzie szpadlem zaczął kopać mogiłę przy trakcie. Potem zapytał Renate o imiona zabitych. Z premedytacją wziął drewnianą tabliczkę, aby postawić nad grobem i znalezioną na pokładzie czerwoną farbą napisał na niej imiona oraz słowa "ZABICI PRZEZ MUTANTÓW".

Gdy skończył swoje dzieło wrócił z powrotem na łódź.
- Niech ktoś to posprząta - wskazał na umazany krwią pokład. - Ja idę przeszukać ładownię.
Jak powiedział tak zrobił. Upewnił się czy istotnie jest tam tylko wełna, a jeśli tak to jakiego gatunku. Uczciwy zysk piechotą nie chodzi.
Castinaa w tym czasie wzięła wiadro i resztę niezbędnego śmiecia, i zaczęła powoli czyścić pokład. Widok krwi nie przerażał jej, może przy takiej ilości robiło się kobiecie trochę niedobrze, ale potrafiła sobie z tym poradzić. A im szybciej to zostanie sprzątnięte, tym szybciej wypłyną. Wierzyła, iż decyzja była słuszna.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Guzik. Od strażnika niczego isę nie dowiedzieli, ale przecież tego można było się spodziewać. I tak Gildiril się tym zbytnio nie przejmował, więc noc upłynęła mu spokojnie, wyjątkowo nie dręczyły go żadne pytania. Ech, oby tak częściej...

***
Spojrzał zaskoczonym wzrokiem na Ninerl Nie mogę zasnąć i ... - powiedziała- I tak... i tak sobie pomyślałam, że widok ognia mi pomoże. Odprowadził ją wzrokiem, gdy usiadła przy kominku. Nagle zrobiło mu się jej... żal? Nie, może to nie jest dobre słowo, pewnie ona sama nie chciała, by ktoś jej żałował. Ale... W sumie ją rozumiał. Bo jak ma czuć się z dala od domu, w tak "osobliwym" towarzystwie? Para gruchających Tileańczyków, rajtar-idealista, Gunter - samobieżna szopa na narzędzia i on, elf, który większość życia spędził na nie do końca uczciwych interesach. Gdyby był bardziej wrażliwy, pewnie też poczułby się zagubiony...
Gildirilu.. czy mogę.. czy mogę cię o coś poprosić?- jej głos rozdarł dzwoniącą wręcz w powietrzu ciszę. Wyrwało go to z zamyślenia, ale zanim zdążył zareagować Ninerl kontynuowała - Czy możesz... mnie przytulić? Potrzebuję czyjegoś ciepłego dotyku... - Zmieszały go te słowa. Zawahał się jakby, ale po chwili przysiadł się blisko elfki i objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
-Już dobrze, dobrze...- powiedział szeptem, widząc, że Ninerl była zawstydzona. -Rozumiem, że musisz czuć się paskudnie... Ale nie martw się, to minie... Na początku też się czułem niepewnie, ale z biegiem lat się przyzwyczaiłem do samotności. Można z tym żyć- zamilkł. W sumie nie widział, co powiedzieć. Nie był dobry jako pocieszyciel, z empatią było u niego krucho. Przytulił więc ją mocno i niedbałym gestem pogładził po włosach.

***
Dalsza droga mijała im spokojnie... Do czasu. Mutant. A ten sierżant rano opowiadał, że to niby ich nie ma... Co oni, w tym Imperium próbują ukryć, do cholery? To może jeszcze będą wciskać kity, że w kraju nie ma biedy i przestępczości? Tak samo prawdziwe, jak o tych mutantach... Ale to nic przy tym, co ujrzeli dalej. Łódź, i to pełna trupów... Co za ironia losu - jak warunki pozwalają na w miarę bezproblemową jazdę, to po drodze muszą czekać na nich jakieś "przygody". Złowieszczego nastroju dodał głos sowy gdzieś z oddali... CO?! Sowy? -Coś tu śmierdzi, i to niekoniecznie są te trupy- mruknął Gildiril -Skąd w dzień so...- nie dokończył, bo zobaczył. Coś w koronach drzew... Był pewny, że to nie było nic dobrego. Ninerl krzyknęła, ale elf już wcześniej wiedział, co robić. Zeskoczył z konia i wypalił z łuku to... czegoś. Nie wiedział co to, ale widział, w co celować. A to mu wystarczyło.
Trafił... to coś. Gdy podeszli bliżej, okazało się, że to mutant. O rany, do czego to doszło... Każdy kolejny mutant jest coraz dziwniejszy. Smutny widok. Ninerl natomiast nie zastanawiała się, tylko dobiła parszywą gadzinę. Reszta z kolei wpadła na łódź, jakby mało im było wrażeń. Po krótkiej, choć nieco skomplikowanej po drodze walki, znowu... uratowali kogoś. Ha, powinni zacząć się wynajmować... Kobieta pokrótce powiedziała, skąd się tu znalazła. I co teraz? Prawdę mówiąc, wisiało mu to. I tak całego świata nie zbawią. -Ja nie jestem wędrownym grabarzem- mruknął do nosem Gildiril -Róbcie co chcecie, ale wolałbym, żebyśmy kiedyś dotarli do celu podróży- Jak powiedział tak zrobił - leniwie "pomógł" przy sprzątaniu.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
O dziwo, Gildiril spełnił jej prośbę. Najpierw objął ramieniem i powiedział kilka pocieszających słów. A potem przytulił mocno. Przywarła do niego, wtulając nos w jego pierś. Przez chwilę siedziała, napawając się jego ciepłem i zapachem. Smutek i żal powoli odpływał.
Mężczyzna dotknął jej włosów. To było takie kojące. Zawsze się jej kojarzyło z dotykiem matki. Westchnęła cicho.
-Dziękuję ci.- szepnęła. Potem podniosła nieco głowę i dodała:
-Nawet nie chodzi o samotność... Tylko raczej... bezsilność...
Przez chwilę milczała, wtulając się w niego.
-Ale skoro jestem tutaj, to widać taka miała być moja ścieżka. -powiedziała z zastanowieniem. Spojrzała na niego uważnie i dodała cicho:
-Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale mam wrażenie, że jesteś ... zgorzkniały. Tak jakby... a zresztą, nieważne...- poczuła napływający niepokój- a jeśli go obraziła? Chcąc zamaskować te słowa, powiedziała:
- Dziękuję ci raz jeszcze- i pocałowała go delikatnie w policzek.

***
- Ale mimo tego, nie należało aż tak obrażać waszego władcy. Władza to duża odpowiedzialność. Nasza szlachta za swój obowiązek uważa opiekę nad zwykłymi obywatelami. To wielki honor i zarazem obowiązek. Czemu wasza to jakoś ignoruje?-zapytała Ulricha.

***
Gdy stworzenia, trafione przez Gildirila wrzasnęła i spadła na dół, Ninerl już biegła. Dopadła stwora i z furią rozpłatała jego gardło.
Cios był silny, ale niezgrabny i miecz niemal pogruchotał kręgi, uszkadzając tętnicę. Dziewczyna odskoczyła nieco, a krew buchnęła strumieniem. Stwór charknął i wyprężył się. Zmiażdżyła mu stopą nadkruszony kawałek kręgosłupa i pobiegła z powrotem w stronę łodzi.
Tu już nie było czego atakować- drużyna sprawnie rozgromiła mutantów.
Ninerl razem z resztą obejrzała łódź. Przy okazji, znalazła się jeszcze żywa kobieta. Przerażona, jakaś prosta dziewczyna. Ubrana niegustownie, ale trudno wymagać gustu od ludzi.
Szybko opowiedziała o ataku mutantów. Rozpoznała także ofiary i złożyła propozycję przejęcia ładunku. Ninerl zastanawiała się.
Luca potwierdził słowa handlarki.
-Rzeka istotnie może być bezpieczniejsza. O ile muutanci nie pływają za dobrze- potwierdziła słowa Castiiny- I o ile nie mają dobrych łuków. Jeśli jest szeroka, to tym lepiej dla nas. Ale czy ktoś zna tą rzekę? Ty, Luca? Znasz się na łodziach? Ja raczej nimi nie kierowałam. Mogę co najwyżej nieco pomóc. Może i będzie to nieco okrężna droga, ale chyba bezpieczniejsza. Potrzebuję trochę czasu, by wyćwiczyć dłoń- dodała, wycierając niezgrabnie miecz o płaszcz.

Za chwilę podeszła do przyszłej matki i zabrała jej wiadro.
-Zostaw to. Ta krew może być toksyczna albo trująca. Ja to zrobię - przyklękła i wyjęła Castiinie szmatę z dłoni. Zaczęła wycierać krew. Potem przycisnęła zwinięty kłąb do brzegu wiadra, by wycisnąć go. Niestety, jedna dłoń musiała jej wystarczyć. Oparła się delikatnie na kikucie i kontynuowała pracę.
-Nie sądź, że uważam cię delikatniejszą lub mniej sprawną z powodu ciąży- powiedziała spokojnie- Jesteś wojowniczką, tak czy inaczej. Ale nie ma sensu się narażać bez potrzeby.

Wylała zawartość wiadra i spłukała podkład. Odłożyła naczynie, przetarła rękawicę i usiadła na pokładzie. Poruszając placami, w końcu ją zdjęła. Zanurzyła dłoń w wodzie i powąchała ją z przyzwyczajenia. Potem zaśpiewała pieśń dla rzeki. Córki Ishy, tak nazywano życiodajną wodę. Mathlann rządził morzem, a Isha utożsamiana była z całą ziemią, całą planetą. Wyszeptała kilka słów podzięki dla Wielkiej Matki. Potem włożyła dłoń w skórę i wstała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Zablokowany