[Naruto] Monogatori Baasu

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Aburame Itori
"Co?! Co ona wyprawia?! Dała się ponieść. Lecz i tak nie powinna być tutaj. Taki podmuch zmiótłby ją kilkadziesiąt metrów dalej. Nawet przy moich umiejętnościach..."
Stał ze smutną miną na środku polany.
- Zawiodłem Sunbarashi...
Słuchał Sensei z wytężoną uwagą, lecz z drugiej strony ciężko było mu się na czymkolwiek skupić. Pokłady Chakry prawie się wyczerpały. Młody Aburame starał się oddychać dość spokojnie by przywrócić do normalności pracę swoich płuc. Usiadł obok Kazune, gdy Fusori - sama zawołała Okunoriego. Popatrzył na dzieło zniszczenia które stworzył.
"Hmm...Podsumowując siła tego Daitoppa no Jutsu była duża w porównaniu z ostatnimi ćwiczeniami tej umiejętności. Ale mimo to nie mogę wybaczyć sobie tego iż nie zdołałem nic poważnego zrobić Jounince."
- Dzięki za komplement - odpowiedział koledze z kosą. - Twoje techniki też nie są wcale takie złe. Jesteśmy na równym poziomie. Grupy zawsze są dobierane tak by członkowie uzupełniali się wzajemnie oraz prezentowali techniki na tym samym stopniu zaawansowania. Chakry Fuuton aż tak dobrze to nie znam. Potrafię tylko tą jedną technikę i przyznaję, że ćwiczyłem ją wiele razy. Trening czyni mistrza. W przyszłości również chcę nauczyć się czegoś więcej z tej dziedziny. Wolność i siła jaką prezentuje wiatr jest niesamowita. To najbardziej zachwyca mnie w tej Chakrze.
Zdjął katanę z pleców.
Wyczyścił ją szmatką by pozbyć się niepotrzebnych zabrudzeń.
- O tak. Sunbarashii to wyjątkowa katana. Gdy ją kupowałem wiedziałem, że będzie idealna. Tak naprawdę to wierzę, że ma ona duszę. Szanuję ją całym swoim sercem. Twoja broń również jest okazała.
Co do Fusori - sensei naprawdę nie wiem co powiedzieć. Nigdy nie słyszałem żeby ktoś poddał się działaniu tak silnej techniki i żeby nic mu się nie stało. Traktuję to jako sprawdzian moich umiejętności a nie jako lekcję. Wniosek z tego taki, iż muszę więcej ćwiczyć. Muszę również zwiększać pokłady Chakry. Nie wiem na razie jak ale tego się dowiem.
Patrzył na ostatni sparring.
"Może tobie się uda Okunori. Może ty ją czymś zaskoczysz..."
"Co?! Co ona wyprawia?! Dała się ponieść. Lecz i tak nie powinna być tutaj. Taki podmuch zmiótłby ją kilkadziesiąt metrów dalej. Nawet przy moich umiejętnościach..."
Stał ze smutną miną na środku polany.
- Zawiodłem Sunbarashi...
Słuchał Sensei z wytężoną uwagą, lecz z drugiej strony ciężko było mu się na czymkolwiek skupić. Pokłady Chakry prawie się wyczerpały. Młody Aburame starał się oddychać dość spokojnie by przywrócić do normalności pracę swoich płuc. Usiadł obok Kazune, gdy Fusori - sama zawołała Okunoriego. Popatrzył na dzieło zniszczenia które stworzył.
"Hmm...Podsumowując siła tego Daitoppa no Jutsu była duża w porównaniu z ostatnimi ćwiczeniami tej umiejętności. Ale mimo to nie mogę wybaczyć sobie tego iż nie zdołałem nic poważnego zrobić Jounince."
- Dzięki za komplement - odpowiedział koledze z kosą. - Twoje techniki też nie są wcale takie złe. Jesteśmy na równym poziomie. Grupy zawsze są dobierane tak by członkowie uzupełniali się wzajemnie oraz prezentowali techniki na tym samym stopniu zaawansowania. Chakry Fuuton aż tak dobrze to nie znam. Potrafię tylko tą jedną technikę i przyznaję, że ćwiczyłem ją wiele razy. Trening czyni mistrza. W przyszłości również chcę nauczyć się czegoś więcej z tej dziedziny. Wolność i siła jaką prezentuje wiatr jest niesamowita. To najbardziej zachwyca mnie w tej Chakrze.
Zdjął katanę z pleców.
Wyczyścił ją szmatką by pozbyć się niepotrzebnych zabrudzeń.
- O tak. Sunbarashii to wyjątkowa katana. Gdy ją kupowałem wiedziałem, że będzie idealna. Tak naprawdę to wierzę, że ma ona duszę. Szanuję ją całym swoim sercem. Twoja broń również jest okazała.
Co do Fusori - sensei naprawdę nie wiem co powiedzieć. Nigdy nie słyszałem żeby ktoś poddał się działaniu tak silnej techniki i żeby nic mu się nie stało. Traktuję to jako sprawdzian moich umiejętności a nie jako lekcję. Wniosek z tego taki, iż muszę więcej ćwiczyć. Muszę również zwiększać pokłady Chakry. Nie wiem na razie jak ale tego się dowiem.
Patrzył na ostatni sparring.
"Może tobie się uda Okunori. Może ty ją czymś zaskoczysz..."
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Reikuro Okunori
- Dzięki za wzkazówki Kazune. Na pewno się przydadzą. - powiedział z uśmiechem do kolegi
Podczas walki Itoriego ściągnął obciążniki. Sądził, że nie przydadzą mu się w tej walce. Patrzył jednak na sparring Itoriego z wielkim zainteresowaniem. Postanowił skorzystać z drugiej lekcji.
Założył swoje okulary.
- Brawo Itori! - odezwał się do przedstawiciela klanu Aburame.
Zdjął z pleców Dai-kunai. Położył go na ziemi.
- Już idę Fusori sensei. - powiedział wstając.
"Nie mogę skończyć za szybko. To będzie walka do samego końca i nawet jakbym miał zużyć całą swoją chakrę, nic mnie nie zatrzyma."
- Yamaneru idź na coś zapolować. - Ryś natychmiast zareagował i pobiegł wgłąb lasu.
Podszedł bliżej do rudowłosej ninja.
"Zobaczymy jak wiele racji było w tym co myślałem."
- Jestem gotowy. Możemy zaczynać. -
Jak tylko sensei zamknęła oczy, natychmiast złożył pieczęcie.
-Utsusemi no Jutsu! - wykrzyknął
Rudowłosa usłyszała otaczający ją bardzo głośny wicher.
Natychmiast rozłożył dwa fuuma shurikeny i rzucił je w stronę sensei.
"Ile to było? 100? 120? 130? Tak! 130! Na pewno."
Ponownie złożył pieczęcie.
- Utsusemi no Jutsu! -
W tym momencie sensei "zaatakował" pisk. Wyjątkowo głośny pisk będący częstotliwością oscylującą na krawędzi bólu. W tym czasie shurikeny były tuż przy Fusori.
Nie wiadomo kiedy w pomiędzy palcami Okunoriego pojawiło się osiem kunai. Poleciały one wprost na cel, jakim była niebieskooka użytkowniczka genjutsu.
Od razu za nimi z wielką prędkością pobiegł genin. Wyprzedził je. Nad polem walki uniosły się tumany kurzu. Na odległości mniej więcej dużego kroku, gwałtownie się odbił. W tym momencie dwa senbony poleciały w kierunku rudowłosej.
"Coś się może jej stać. Lepiej, żeby nie straciła przeze mnie słuchu."
Kilka kolejnych odbić, szybki oddech, natychmiastowe złożenie pieczęci.
- Utsusemi no Jutsu! -
Tym razem sensei otoczyły bębny, które grały wyjątkowo nieregularnie. Ich dźwięki były donośne, a pomiędzy nimi nie było przerw. Ciągłe walenie.
Szybki rozbieg, wślizg. Pył wzniósł się nad walczącymi. Coś mu się pomyliło? Wślizg prawie dwa metry od sensei to chyba przesada. Nagle w jej kierunku poleciały cztery senbony.
Wstał szybko z kataną w ręce. Kiedy on zdążył to zrobić? Dopiero miał ją na plecach. Cztery kunai znowu lecą w kierunku sensei. Skąd one się wzięły?
Kolejny szybki rozbieg, znów wślizg. Czyżby chciał zrobić to samo? Nie... Tym razem znacznie bliżej. Wystawił katanę tępą stroną w jej kierunku. Pomylił się? Nie. Wyraźnie chce ją podciąć. Katana była coraz bliżej nóg. Nagle wbił ją szybko w ziemię. Obróciło go. Katana nadal była w jego dłodniach, a w na Fusori poleciały dwa senbony.
Nie wiadomo kiedy wstał. Oddalił się. Nie wiadomo gdzie się podział. Nagle pojawił się w odległości kilkunastu metrów od niebieskookiej.
Katana była w pozycji do ataku. Szybki rozbieg. Biegł wprost na nią. Tym razem nie odskoczył. Wślizg. Katana zniknęła? Nie! Pojawiła się w powietrzu. Okunori wykonał Konoha Renpuu. Tajemnicze ostrze nie wiadomo kiedy wyłoniło się z długiego rękawa. Dwa senbony ponownie poleciały w kierunku sensei, a w tym czasie nie wiadomo kiedy Okunori, wstał i zaczął atakować sensei naręcznym ostrzem krążąc wokół niej. Spadająca katana wpadła wprost w jego ręce. Atakował teraz dwoma brońmi, naprawdę chaotycznie, tak by Fusori nie mogła przewidzieć kolejnego ruchu genina.
Pojawił się Yamaneru. Nie wiadomo kiedy. Skoczył z drzewa wprost na Fusori, by ją zaatakować
- Dzięki za wzkazówki Kazune. Na pewno się przydadzą. - powiedział z uśmiechem do kolegi
Podczas walki Itoriego ściągnął obciążniki. Sądził, że nie przydadzą mu się w tej walce. Patrzył jednak na sparring Itoriego z wielkim zainteresowaniem. Postanowił skorzystać z drugiej lekcji.
Założył swoje okulary.
- Brawo Itori! - odezwał się do przedstawiciela klanu Aburame.
Zdjął z pleców Dai-kunai. Położył go na ziemi.
- Już idę Fusori sensei. - powiedział wstając.
"Nie mogę skończyć za szybko. To będzie walka do samego końca i nawet jakbym miał zużyć całą swoją chakrę, nic mnie nie zatrzyma."
- Yamaneru idź na coś zapolować. - Ryś natychmiast zareagował i pobiegł wgłąb lasu.
Podszedł bliżej do rudowłosej ninja.
"Zobaczymy jak wiele racji było w tym co myślałem."
- Jestem gotowy. Możemy zaczynać. -
Jak tylko sensei zamknęła oczy, natychmiast złożył pieczęcie.
-Utsusemi no Jutsu! - wykrzyknął
Rudowłosa usłyszała otaczający ją bardzo głośny wicher.
Natychmiast rozłożył dwa fuuma shurikeny i rzucił je w stronę sensei.
"Ile to było? 100? 120? 130? Tak! 130! Na pewno."
Ponownie złożył pieczęcie.
- Utsusemi no Jutsu! -
W tym momencie sensei "zaatakował" pisk. Wyjątkowo głośny pisk będący częstotliwością oscylującą na krawędzi bólu. W tym czasie shurikeny były tuż przy Fusori.
Nie wiadomo kiedy w pomiędzy palcami Okunoriego pojawiło się osiem kunai. Poleciały one wprost na cel, jakim była niebieskooka użytkowniczka genjutsu.
Od razu za nimi z wielką prędkością pobiegł genin. Wyprzedził je. Nad polem walki uniosły się tumany kurzu. Na odległości mniej więcej dużego kroku, gwałtownie się odbił. W tym momencie dwa senbony poleciały w kierunku rudowłosej.
"Coś się może jej stać. Lepiej, żeby nie straciła przeze mnie słuchu."
Kilka kolejnych odbić, szybki oddech, natychmiastowe złożenie pieczęci.
- Utsusemi no Jutsu! -
Tym razem sensei otoczyły bębny, które grały wyjątkowo nieregularnie. Ich dźwięki były donośne, a pomiędzy nimi nie było przerw. Ciągłe walenie.
Szybki rozbieg, wślizg. Pył wzniósł się nad walczącymi. Coś mu się pomyliło? Wślizg prawie dwa metry od sensei to chyba przesada. Nagle w jej kierunku poleciały cztery senbony.
Wstał szybko z kataną w ręce. Kiedy on zdążył to zrobić? Dopiero miał ją na plecach. Cztery kunai znowu lecą w kierunku sensei. Skąd one się wzięły?
Kolejny szybki rozbieg, znów wślizg. Czyżby chciał zrobić to samo? Nie... Tym razem znacznie bliżej. Wystawił katanę tępą stroną w jej kierunku. Pomylił się? Nie. Wyraźnie chce ją podciąć. Katana była coraz bliżej nóg. Nagle wbił ją szybko w ziemię. Obróciło go. Katana nadal była w jego dłodniach, a w na Fusori poleciały dwa senbony.
Nie wiadomo kiedy wstał. Oddalił się. Nie wiadomo gdzie się podział. Nagle pojawił się w odległości kilkunastu metrów od niebieskookiej.
Katana była w pozycji do ataku. Szybki rozbieg. Biegł wprost na nią. Tym razem nie odskoczył. Wślizg. Katana zniknęła? Nie! Pojawiła się w powietrzu. Okunori wykonał Konoha Renpuu. Tajemnicze ostrze nie wiadomo kiedy wyłoniło się z długiego rękawa. Dwa senbony ponownie poleciały w kierunku sensei, a w tym czasie nie wiadomo kiedy Okunori, wstał i zaczął atakować sensei naręcznym ostrzem krążąc wokół niej. Spadająca katana wpadła wprost w jego ręce. Atakował teraz dwoma brońmi, naprawdę chaotycznie, tak by Fusori nie mogła przewidzieć kolejnego ruchu genina.
Pojawił się Yamaneru. Nie wiadomo kiedy. Skoczył z drzewa wprost na Fusori, by ją zaatakować

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Dwóch geninów dyszało ciężko, przypatrując się atakowi trzeciego na ich sensei.
Dwa mknące fuuma shurikeny. Dwa senbony. Osiem kunai.
Dokładnie trzy ruchy, dzięki którym jouninka uniknęła wszystkich ataków, w niezwykłym skręcie ciała. Wydawało się, że coś takiego powinno być niemożliwe, przynajmniej nie dla człowieka. Teraz dopiero Okunori zwrócił uwagę, że ubranie sensei było przylegające do ciała; wcześniej był pewien, że jak każdy shinobi nosi takie, które zostawia nieco luzu, ułatwiając walkę. Zagryzł wargi. Przecież coś takiego powinno być widoczne od razu.
Cztery senbony. Cztery kunai. Sensei skręca się, niemal kładąc na ziemi, pozwalając pociskom przelecieć górą. Genin próbuje podcięcia...
Nagle w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą była Fusori-sensei, wybuchła bomba dymna, zasnuwając całe pole walki ciemny, gęstym oparem, przez który nic nie było widać. Oczywiście młody Reikuro ani myślał zwolnić tempa ataku - w końcu nie bez powodu posługiwał się genjutsu imitującym dźwięk, a Fusori, mimo że bardzo uważna, przecież brzękała bronią.
Zaatakował z rozbiegu, tak jak planował. Wyrzucił katanę w powietrze, użył Konoha Renpuu, wysunął ostrze...
Kazune i Itori usłyszeli świst powietrza przecinanego lecącym Okunori. Wypadł z chmury dymu i rąbnął plecami o drzewo, łamiąc je na połowy. Jego ryś wyleciał z chmury niewiele wolniej, w zaledwie sekundę później, i upadł koło złamanego drzewa. Po chwili obok trójki geninów z dymu wyłoniła się sensei.
- Powinniście podziękować Okunoriemu, bo dzięki niemu nauczycie się czegoś nowego. Lekcja trzecia: nikt nie patrzy obiektywnie na własną broń - spojrzała na was z rozbawieniem. Superszybki genin próbował podnieść się ze szczątków drzewa, padł jednak na kolana. Widać było po nim, że ta krótka sekwencja ataków wykończyła go do cna. - Okunori-chan sądził, że brzęknęło ostrze, które trzymam przy pasie. A brzęknęły dwa shurikeny, które rzuciłam. Zaatakował więc kilka metrów od miejsca, gdzie stałam, robiąc przy tym mnóstwo hałasu, więc nie miałam trudności z pozbyciem się go - wsadziła Okunoriemu w usta małą, czarną pigułkę. Dwie kolejne takie pigułki rzuciła pozostałej dwójce. - Zjedzcie to. Zapewnie wiecie, co to jest? Muszę wam tylko powiedzieć, że nie wolno ich jeść zbyt często. Odkładają pewne substancje w organiźmie, a ich nadmiar jest potwornie groźny. Wolno jeść najwyżej jedną dziennie i trzy w miesiącu, bo niektóre te substancje rozkładają się wolniej, a inne szybciej - westchnęła i popatrzyła na was. - Jeszcze tylko jedna rzecz, którą chcę wam powiedzieć, i kładziemy się spać, bo jutro będziecie musieli wstać o świcie. Chcę wam powiedzieć, jakim sposobem unikałam wszystkich waszych ataków, i zarazem, jak odróżniałam dźwięki prawdziwe od iluzji Okunori-chan. Dźwięk, jak wiecie, składa się z następujących naprzemiennie zagęszczęń i zrzednięć powietrza; nazywamy to falą dźwiękową. Taka fala jest o wiele szybsza niż poruszająca się broń, chyba że mówimy tu o broni rzucanej przez jouninów najwyższej klasy, wtedy to co innego. Ale wracają do sedna sprawy: taka fala uderza o ciało, zanim uderzy o nie broń. Mogę więc przewidzieć, co to za broń, gdzie i kiedy uderzy, jeśli choć kawałek mojego ciała odczuje taką falę. Dlatego nosze przylegające ubrania, żeby nie rozpraszały tej fali dźwiękowej. Dźwięk tworzony przez genjutsu zaś jest tylko przepływem chakry w mózgu; gdy nie czuję fal muskających moją skórę, wiem że dźwięk nie jest prawdziwy.
Sensei przeciągnęła się jak kotka i wskoczyła na drzewo. Ułożyła się między dwiema gałęziami.
- Wam też radziłabym się kłaść już spać - powiedziała jeszcze, i zobaczyliście, że zasypia.
Następnego dnia jej miły dla ucha głos obudził was bladym świtem. Kolejny dzień przyniósł kolejną zmianę - jej oczy miały teraz odcień głębokiego fioletu. Poganiani przez nią, zebraliście się szybko i ruszyliście w kierunku wioski, w której mieliście ująć przestępcę.
Około trzydziestu domów rozłożonych wokół ryneczku, w małej dolinie, całej zasłanej polami ryżu. Teraz stała na nich woda, a rolnicy wychodzili już ze wsi, żeby kontynuuować sadzenie. Wiele sadzonek już tkwiło na swoich miejscach. Maszerowaliście groblą między polami za swoją sensei przez około pół godziny, kiedy wreszcie wskoczyliście za nią na dach pierwszego domu we wsi.
- Za mną. Szybko.
Kilka skoków z dachu na dach i wylądowaliście w końcu na dużym, płaskim dachu głównego budynku we wsi, będącego zarazem biurem, jak i domem shichou. W zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie dachu stali...
Czterej ninja z Amegakure.
- Cholera, zdążyli. Zajmijcie się geninami, ja muszę pozbyć się ich jounina. Przede wszystkim nie wolno wam nikogo zabić, to będzie doskonały powód do wojny. Macie ich tylko ogłuszyć, albo zmusić do ucieczki - powiedziała wam szeptem Fusori-sensei i ruszyła w bok, jakby po łuku. Najwyższy ninja z tamtej grupki skoczył kursem przechwytującym. Ich twarze wyrażały nienawiść - wyglądało na to, że już kiedyś się spotkali. Jounin Deszczu miał na sobie luźne, fioletowe szaty. Jego twarz szpeciła długa blizna.
Pozostała trójka wyglądała raczej zwyczajnie, jak na geninów. Mieli czarne włosy, twarze ukryte pod maskami do oddychania pod wodą i takie same, granatowe uniformy. Wyglądali jak wybici z jednej sztancy.
Trzeba było reagować szybko!
Dwa mknące fuuma shurikeny. Dwa senbony. Osiem kunai.
Dokładnie trzy ruchy, dzięki którym jouninka uniknęła wszystkich ataków, w niezwykłym skręcie ciała. Wydawało się, że coś takiego powinno być niemożliwe, przynajmniej nie dla człowieka. Teraz dopiero Okunori zwrócił uwagę, że ubranie sensei było przylegające do ciała; wcześniej był pewien, że jak każdy shinobi nosi takie, które zostawia nieco luzu, ułatwiając walkę. Zagryzł wargi. Przecież coś takiego powinno być widoczne od razu.
Cztery senbony. Cztery kunai. Sensei skręca się, niemal kładąc na ziemi, pozwalając pociskom przelecieć górą. Genin próbuje podcięcia...
Nagle w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą była Fusori-sensei, wybuchła bomba dymna, zasnuwając całe pole walki ciemny, gęstym oparem, przez który nic nie było widać. Oczywiście młody Reikuro ani myślał zwolnić tempa ataku - w końcu nie bez powodu posługiwał się genjutsu imitującym dźwięk, a Fusori, mimo że bardzo uważna, przecież brzękała bronią.
Zaatakował z rozbiegu, tak jak planował. Wyrzucił katanę w powietrze, użył Konoha Renpuu, wysunął ostrze...
Kazune i Itori usłyszeli świst powietrza przecinanego lecącym Okunori. Wypadł z chmury dymu i rąbnął plecami o drzewo, łamiąc je na połowy. Jego ryś wyleciał z chmury niewiele wolniej, w zaledwie sekundę później, i upadł koło złamanego drzewa. Po chwili obok trójki geninów z dymu wyłoniła się sensei.
- Powinniście podziękować Okunoriemu, bo dzięki niemu nauczycie się czegoś nowego. Lekcja trzecia: nikt nie patrzy obiektywnie na własną broń - spojrzała na was z rozbawieniem. Superszybki genin próbował podnieść się ze szczątków drzewa, padł jednak na kolana. Widać było po nim, że ta krótka sekwencja ataków wykończyła go do cna. - Okunori-chan sądził, że brzęknęło ostrze, które trzymam przy pasie. A brzęknęły dwa shurikeny, które rzuciłam. Zaatakował więc kilka metrów od miejsca, gdzie stałam, robiąc przy tym mnóstwo hałasu, więc nie miałam trudności z pozbyciem się go - wsadziła Okunoriemu w usta małą, czarną pigułkę. Dwie kolejne takie pigułki rzuciła pozostałej dwójce. - Zjedzcie to. Zapewnie wiecie, co to jest? Muszę wam tylko powiedzieć, że nie wolno ich jeść zbyt często. Odkładają pewne substancje w organiźmie, a ich nadmiar jest potwornie groźny. Wolno jeść najwyżej jedną dziennie i trzy w miesiącu, bo niektóre te substancje rozkładają się wolniej, a inne szybciej - westchnęła i popatrzyła na was. - Jeszcze tylko jedna rzecz, którą chcę wam powiedzieć, i kładziemy się spać, bo jutro będziecie musieli wstać o świcie. Chcę wam powiedzieć, jakim sposobem unikałam wszystkich waszych ataków, i zarazem, jak odróżniałam dźwięki prawdziwe od iluzji Okunori-chan. Dźwięk, jak wiecie, składa się z następujących naprzemiennie zagęszczęń i zrzednięć powietrza; nazywamy to falą dźwiękową. Taka fala jest o wiele szybsza niż poruszająca się broń, chyba że mówimy tu o broni rzucanej przez jouninów najwyższej klasy, wtedy to co innego. Ale wracają do sedna sprawy: taka fala uderza o ciało, zanim uderzy o nie broń. Mogę więc przewidzieć, co to za broń, gdzie i kiedy uderzy, jeśli choć kawałek mojego ciała odczuje taką falę. Dlatego nosze przylegające ubrania, żeby nie rozpraszały tej fali dźwiękowej. Dźwięk tworzony przez genjutsu zaś jest tylko przepływem chakry w mózgu; gdy nie czuję fal muskających moją skórę, wiem że dźwięk nie jest prawdziwy.
Sensei przeciągnęła się jak kotka i wskoczyła na drzewo. Ułożyła się między dwiema gałęziami.
- Wam też radziłabym się kłaść już spać - powiedziała jeszcze, i zobaczyliście, że zasypia.
Następnego dnia jej miły dla ucha głos obudził was bladym świtem. Kolejny dzień przyniósł kolejną zmianę - jej oczy miały teraz odcień głębokiego fioletu. Poganiani przez nią, zebraliście się szybko i ruszyliście w kierunku wioski, w której mieliście ująć przestępcę.
Około trzydziestu domów rozłożonych wokół ryneczku, w małej dolinie, całej zasłanej polami ryżu. Teraz stała na nich woda, a rolnicy wychodzili już ze wsi, żeby kontynuuować sadzenie. Wiele sadzonek już tkwiło na swoich miejscach. Maszerowaliście groblą między polami za swoją sensei przez około pół godziny, kiedy wreszcie wskoczyliście za nią na dach pierwszego domu we wsi.
- Za mną. Szybko.
Kilka skoków z dachu na dach i wylądowaliście w końcu na dużym, płaskim dachu głównego budynku we wsi, będącego zarazem biurem, jak i domem shichou. W zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie dachu stali...
Czterej ninja z Amegakure.
- Cholera, zdążyli. Zajmijcie się geninami, ja muszę pozbyć się ich jounina. Przede wszystkim nie wolno wam nikogo zabić, to będzie doskonały powód do wojny. Macie ich tylko ogłuszyć, albo zmusić do ucieczki - powiedziała wam szeptem Fusori-sensei i ruszyła w bok, jakby po łuku. Najwyższy ninja z tamtej grupki skoczył kursem przechwytującym. Ich twarze wyrażały nienawiść - wyglądało na to, że już kiedyś się spotkali. Jounin Deszczu miał na sobie luźne, fioletowe szaty. Jego twarz szpeciła długa blizna.
Pozostała trójka wyglądała raczej zwyczajnie, jak na geninów. Mieli czarne włosy, twarze ukryte pod maskami do oddychania pod wodą i takie same, granatowe uniformy. Wyglądali jak wybici z jednej sztancy.
Trzeba było reagować szybko!
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Doratsuki Kazune
Po zadziwiającym wykładzie sensei, nie był w stanie nic powiedzieć. Nie trzeba było, udowodniła że jest shinobi najwyższej klasy. Był trochę śpiący więc skorzystał z rady Fusori-sama i położył się spać. Rano wyruszyli do wioski Oketsu...
"Co na wszystkie potęgi się tu dzieje?!" pomyślał zdezorientowany Kazune "To miała być misja bez shinobich!". Musieli podjąć jakąś decyzję. Zdecydował że nie ma czasu do stracenia.
-Panowie, musimy zrobić to szybko i możliwie bez martwych ciał. Każdy bierze jednego, ja biorę tego z prawej. Jeżeli sprawy pójdą źle będzie trzeba użyć naszego potężniejszego arsenału, przyda się Daitoppa, Itori!- powiedział szybko ale wyraźnie. Właściwie już ustawił się do pozycji rozpoczynającej. Kosy na razie nie odpinał.
-Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu!
Wystartował i popędził na genina po prawej. Chciał szybkością zaskoczyć go i zmusić do odskoczenia. Wypatrywał i nasłuchiwał jednak ewentualnej pędzącej ku niemu broni. Mając nadzieje, że jego koledzy już zajęli się pozostałą dwójką skupił się na swoim przeciwniku. Postanowił nie odkrywać od razu wszystkich kart. Gotowy do uniku, odbiegł od niego na bok i biegnąc dalej złożył pieczęcie.
-Fuuton: Sokuseki Kiritsukeru !
Ostrze uformowane z powietrza popędziło ku nieznajomemu geninowi. Ta technika w rękach Kazune nie była zabójcza, więc jeżeli przeciwnik da się złapać, to może to ukrócić walkę bez niepotrzebnych ran. No może jednej.
Po zadziwiającym wykładzie sensei, nie był w stanie nic powiedzieć. Nie trzeba było, udowodniła że jest shinobi najwyższej klasy. Był trochę śpiący więc skorzystał z rady Fusori-sama i położył się spać. Rano wyruszyli do wioski Oketsu...
"Co na wszystkie potęgi się tu dzieje?!" pomyślał zdezorientowany Kazune "To miała być misja bez shinobich!". Musieli podjąć jakąś decyzję. Zdecydował że nie ma czasu do stracenia.
-Panowie, musimy zrobić to szybko i możliwie bez martwych ciał. Każdy bierze jednego, ja biorę tego z prawej. Jeżeli sprawy pójdą źle będzie trzeba użyć naszego potężniejszego arsenału, przyda się Daitoppa, Itori!- powiedział szybko ale wyraźnie. Właściwie już ustawił się do pozycji rozpoczynającej. Kosy na razie nie odpinał.
-Chisoku no Heikou Kaizen no jutsu!
Wystartował i popędził na genina po prawej. Chciał szybkością zaskoczyć go i zmusić do odskoczenia. Wypatrywał i nasłuchiwał jednak ewentualnej pędzącej ku niemu broni. Mając nadzieje, że jego koledzy już zajęli się pozostałą dwójką skupił się na swoim przeciwniku. Postanowił nie odkrywać od razu wszystkich kart. Gotowy do uniku, odbiegł od niego na bok i biegnąc dalej złożył pieczęcie.
-Fuuton: Sokuseki Kiritsukeru !
Ostrze uformowane z powietrza popędziło ku nieznajomemu geninowi. Ta technika w rękach Kazune nie była zabójcza, więc jeżeli przeciwnik da się złapać, to może to ukrócić walkę bez niepotrzebnych ran. No może jednej.


-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Birth of a Legend
Aburame Itori
Przyglądał się całej walce. Przeraziła go siła z jaką Okunori uderzył w drzewo. "Sensei jest brutalna. Nie bawi się z nami. Chyba chce nam przekazać prawdziwy obraz Shinobi. I niestety tak to chyba wygląda podczas Egzaminu na Chuunina jak i po nim. Może to i lepiej. Przynajmniej "nauczymy się" życia. - Nie patrzcie obiektywnie na broń - ...Mądrości Jouninów zawsze doprowadzają mnie do szału. Eh. Ale muszę to jak na razie znosić. Byle wytrzymać i zdać Egzamin. Dalej już sam będę mógł kroczyć ścieżką ninja. Żaden Jounin nie będzie dawał mi misji, pouczeń i tym podobnych rzeczy..."
Złapał pigułkę po czym szybko połknął. Czuł jak pokłady Chakry i siły wracają w bardzo szybkim tempie. Słyszał już kiedyś o tych tabletkach. Rzeczywiście mają niekorzystny wpływ na zdrowie. Młody Aburame prawie zwymiotował lecz resztkami sił, powstrzymał się od tego.
"Co za świństwo. Ale dzięki temu będę mógł dalej iść i walczyć."
Położył się spać pod jednym z wielu drzew w tym lesie. Ułożył się wygodnie, tak aby nic nazajutrz go nie bolało. Sunbarashii położył wzdłuż miejsca spoczynku. "Katana zawsze może się przydać."
Wioska była dosyć ładna. Krajobraz który prezentował się niedaleko tej Wioski cieszył oko młodego Genina. Sadzenie ryżu, zalane pola. Ci ludzie mają naprawdę ciężką pracę. Muszą o to wszystko bardzo dbać. Poruszał się za Sensei, obracając się czasami na wszystkie strony by sprawdzić czy nikt ich nie śledzi. Jak na razie nikt nie zdawał im się przeszkadzać w misji do czasu aż....zobaczyli ninja z AmeGakure.
"Opaski AmeGakure?! Co oni tutaj robią?! Widać, że nie mają dobrych zamiarów. Ten w fioletowych szatach musi być mocny. Wyczuwam jego Chakrę choć taki niedoświadczony ninja jak ja nie ma takiej zdolności. Wypływa ona na zewnątrz. Tamci są słabi. To zapewne jedna z grup Wioski Deszczu. Musimy walczyć. To pewne" - pomyślał po usłyszeniu wskazówek Sensei.
Itori wyskoczył w stronę Geninów po czym w locie rzucił kilka shurikenów. Na każdym z nich umieścił Kikkai, które przeskoczą na przeciwników. Wtedy Aburame będzie wiedział skąd atakują. Nie przechytrzą go. Gdy znalazł się pośród Shinobi, wyciągnął katanę i ciął na odlew jednego z nich. Po ataku odskoczył do tyłu by nie zranili go.
Przyglądał się całej walce. Przeraziła go siła z jaką Okunori uderzył w drzewo. "Sensei jest brutalna. Nie bawi się z nami. Chyba chce nam przekazać prawdziwy obraz Shinobi. I niestety tak to chyba wygląda podczas Egzaminu na Chuunina jak i po nim. Może to i lepiej. Przynajmniej "nauczymy się" życia. - Nie patrzcie obiektywnie na broń - ...Mądrości Jouninów zawsze doprowadzają mnie do szału. Eh. Ale muszę to jak na razie znosić. Byle wytrzymać i zdać Egzamin. Dalej już sam będę mógł kroczyć ścieżką ninja. Żaden Jounin nie będzie dawał mi misji, pouczeń i tym podobnych rzeczy..."
Złapał pigułkę po czym szybko połknął. Czuł jak pokłady Chakry i siły wracają w bardzo szybkim tempie. Słyszał już kiedyś o tych tabletkach. Rzeczywiście mają niekorzystny wpływ na zdrowie. Młody Aburame prawie zwymiotował lecz resztkami sił, powstrzymał się od tego.
"Co za świństwo. Ale dzięki temu będę mógł dalej iść i walczyć."
Położył się spać pod jednym z wielu drzew w tym lesie. Ułożył się wygodnie, tak aby nic nazajutrz go nie bolało. Sunbarashii położył wzdłuż miejsca spoczynku. "Katana zawsze może się przydać."
Wioska była dosyć ładna. Krajobraz który prezentował się niedaleko tej Wioski cieszył oko młodego Genina. Sadzenie ryżu, zalane pola. Ci ludzie mają naprawdę ciężką pracę. Muszą o to wszystko bardzo dbać. Poruszał się za Sensei, obracając się czasami na wszystkie strony by sprawdzić czy nikt ich nie śledzi. Jak na razie nikt nie zdawał im się przeszkadzać w misji do czasu aż....zobaczyli ninja z AmeGakure.
"Opaski AmeGakure?! Co oni tutaj robią?! Widać, że nie mają dobrych zamiarów. Ten w fioletowych szatach musi być mocny. Wyczuwam jego Chakrę choć taki niedoświadczony ninja jak ja nie ma takiej zdolności. Wypływa ona na zewnątrz. Tamci są słabi. To zapewne jedna z grup Wioski Deszczu. Musimy walczyć. To pewne" - pomyślał po usłyszeniu wskazówek Sensei.
Itori wyskoczył w stronę Geninów po czym w locie rzucił kilka shurikenów. Na każdym z nich umieścił Kikkai, które przeskoczą na przeciwników. Wtedy Aburame będzie wiedział skąd atakują. Nie przechytrzą go. Gdy znalazł się pośród Shinobi, wyciągnął katanę i ciął na odlew jednego z nich. Po ataku odskoczył do tyłu by nie zranili go.
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Reikuro Okunori
Był pod wielkim wrażeniem mocy Fusori. Jego przemyślenia potwierdziły się.Wieczór minął mu na zbieraniu broni i czytaniu póki światło na to pozwalało, a później założył obciążniki, aż w końcu poszedł spać.
Następny dzień przyniósł miłą niespodziankę. Walka z ludźmi z innej wioski wydała się Okunoriemu największą rzeczą jaka mogła im się przydarzyć na tej misji.
- Chłopaki! Nareszcie szykuje się prawdziwa zabawa! - ucieszył się
W mig złożył pieczęcie. Tamci już pobiegli.
"Pokaż jaki wytrzymały jesteś. Jak nie zaczniesz się zwijać to marny twój los"
-Utsusemi no Jutsu! - ostatni z wrogich geninów poczuł jak dźwięk o częstotliwości ponad 140dB dochodzi do jego głowy.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować Okunori biegł już z wielką szybkością, a obok niego nieodłączny Yamaneru. Naręczne ostrze wysunęło się z rękawa. Zaczął biec nieregularnie w razie gdyby przeciwnik miał zaatakować na odległość.
Genin szepnął coś pod nosem. Yamaneru zmienił kierunek biegu.
Zatrzymał się tuż przed wrogiem.
"Najważniejsze jest to żeby przeciwnik nie wiedział co zrobisz."
Kopnął go w czułe miejsce.
Sekundę później wykonał Konoha Renpuu. Yamaneru pojawił się nagle, biegnąc na przeciwnika z boku.
Okunori tymczasem wyjął cztery kunai.
Osłabił lekko iluzję, by przeciwnik mógł usłyszeć jego głos.
- Poddajesz się, czy wolisz, by to była twoja ostatnia decyzja? - krzyknął
Był pod wielkim wrażeniem mocy Fusori. Jego przemyślenia potwierdziły się.Wieczór minął mu na zbieraniu broni i czytaniu póki światło na to pozwalało, a później założył obciążniki, aż w końcu poszedł spać.
Następny dzień przyniósł miłą niespodziankę. Walka z ludźmi z innej wioski wydała się Okunoriemu największą rzeczą jaka mogła im się przydarzyć na tej misji.
- Chłopaki! Nareszcie szykuje się prawdziwa zabawa! - ucieszył się
W mig złożył pieczęcie. Tamci już pobiegli.
"Pokaż jaki wytrzymały jesteś. Jak nie zaczniesz się zwijać to marny twój los"
-Utsusemi no Jutsu! - ostatni z wrogich geninów poczuł jak dźwięk o częstotliwości ponad 140dB dochodzi do jego głowy.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować Okunori biegł już z wielką szybkością, a obok niego nieodłączny Yamaneru. Naręczne ostrze wysunęło się z rękawa. Zaczął biec nieregularnie w razie gdyby przeciwnik miał zaatakować na odległość.
Genin szepnął coś pod nosem. Yamaneru zmienił kierunek biegu.
Zatrzymał się tuż przed wrogiem.
"Najważniejsze jest to żeby przeciwnik nie wiedział co zrobisz."
Kopnął go w czułe miejsce.
Sekundę później wykonał Konoha Renpuu. Yamaneru pojawił się nagle, biegnąc na przeciwnika z boku.
Okunori tymczasem wyjął cztery kunai.
Osłabił lekko iluzję, by przeciwnik mógł usłyszeć jego głos.
- Poddajesz się, czy wolisz, by to była twoja ostatnia decyzja? - krzyknął

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Tak niesamowicie szybki atak Okunoriego całkowicie zaskoczył geninów. Jego szybkość zawsze była zadziwiająca, nawet dla tych, którzy go znali. Genin wody skulił się nieco, gdy zaatakował go potężny dźwięk. Liściasty genin zaatakował stopy przeciwnika, jednak wymierzył błędnie, jego noga ominęła atakowanego!
Tymczasem jednak na cofającego się genina spadł malutki robaczek, który zsunął się z mknącego shurikena. Itori burknął pod nosem, jeden z Kikkai nie trafił celu i spadł na dach, gdzie zaraz został rozdeptany. Jeden z geninów ruszył w stronę ninja Konohy, a pozostała dwójka chyba chciała szybko rozprawić się z Okunorim. Ciął kataną, ale o milimetry minął przeciwnika.
Kazune tymczasem obiegał od boku tego samego młodzika. Uderzył wiatrem, ale wodniak podniósł lekkim ruchem rękę.
- Suijinheki no Jutsu!
Fala wody zatrzymała uderzenie bez najmniejszej krzywdy dla shinobi Deszczu, który tymczasem przyjął postawę obronną. Chyba chciał zatrzymać was jak najdłużej, dając tamtym chwilę na rozprawienie się z Okunorim. To właśnie on nie ma na sobie Kikkai, skonstantował Itori.
Tymczasem ten, którego ruchy wciąż nieco spowolnione były przez hałas, który wytwarzał w jego mózgu Reikuro, spudłował swoim ciosem pięści, wzmocnionej - co teraz dopiero dało się zauważyć - pomalowanym na granatowo kastetem. Ryś nie miał tyle szczęścia. Kopnięcie drugiego z geninów odrzuciło go w bok z bolesnym piskiem, jednak zaraz wstał, gotów słuchać dalszych poleceń swojego pana.
Fusori i jej przeciwnik ruszali się tak szybko, że ukradkowe spojrzenia geninów ukazywały tylko rozmyte prędkością ręce i nogi. Żadne nie wyciągnęło dotąd broni.
Tymczasem jednak na cofającego się genina spadł malutki robaczek, który zsunął się z mknącego shurikena. Itori burknął pod nosem, jeden z Kikkai nie trafił celu i spadł na dach, gdzie zaraz został rozdeptany. Jeden z geninów ruszył w stronę ninja Konohy, a pozostała dwójka chyba chciała szybko rozprawić się z Okunorim. Ciął kataną, ale o milimetry minął przeciwnika.
Kazune tymczasem obiegał od boku tego samego młodzika. Uderzył wiatrem, ale wodniak podniósł lekkim ruchem rękę.
- Suijinheki no Jutsu!
Fala wody zatrzymała uderzenie bez najmniejszej krzywdy dla shinobi Deszczu, który tymczasem przyjął postawę obronną. Chyba chciał zatrzymać was jak najdłużej, dając tamtym chwilę na rozprawienie się z Okunorim. To właśnie on nie ma na sobie Kikkai, skonstantował Itori.
Tymczasem ten, którego ruchy wciąż nieco spowolnione były przez hałas, który wytwarzał w jego mózgu Reikuro, spudłował swoim ciosem pięści, wzmocnionej - co teraz dopiero dało się zauważyć - pomalowanym na granatowo kastetem. Ryś nie miał tyle szczęścia. Kopnięcie drugiego z geninów odrzuciło go w bok z bolesnym piskiem, jednak zaraz wstał, gotów słuchać dalszych poleceń swojego pana.
Fusori i jej przeciwnik ruszali się tak szybko, że ukradkowe spojrzenia geninów ukazywały tylko rozmyte prędkością ręce i nogi. Żadne nie wyciągnęło dotąd broni.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Doratsuki Kazune
"Więc będzie się bronił tak? Chce to przedłużać, nie ma więcej czasu na zabawy" Kątem oka zauważył dwóch shinobich walczących z Okunorim "Mam nadzieję że Itori, mu pomoże"
Kazune postanowił pobić go szybkością. Ninja wody widząc szarżę Okunoriego, mógł sądzić, że my jesteśmy wolniejsi. Kazune szybko sięgnął po kosę, jednocześnie startując z miejsca w pełnym pędzie. Tak ustawił kosę by wykorzystała siłę pędu i cięła genina po nogach. Można powiedzieć, że "przebiegł" przez genina Wody.
Zaraz po tym gwałtownie odwrócił się i zaczął wykonywać cięcia. Nie musiał tego robić powoli, ich świeży obraz miał z poprzedniego dnia. Kosa zaczęła ze świstem zbliżać sie do wroga. Na kontratak jego ciało chciało podskoczyć gdy coś przesłoniło mu obraz walki...
Wysoka kobieta stoi nad nim, gdy on leży na ziemi Gdybyś zastanawiał się, co się stało, to wiedz że złapałam cię za nogę. W powietrzu nie ma równowagi, tak brzmi pierwsza lekcja dzisiejszego dnia.
Racja, jeżeli teraz da się wywrócić, to może okazać końcem walki! W porę otrząsnął się i zaczął trzymać się ziemi, unikając i parując tak, by cały czas móc szybko ciąć. "Zobaczymy jak dobry jesteś w taijutsu!"
"Więc będzie się bronił tak? Chce to przedłużać, nie ma więcej czasu na zabawy" Kątem oka zauważył dwóch shinobich walczących z Okunorim "Mam nadzieję że Itori, mu pomoże"
Kazune postanowił pobić go szybkością. Ninja wody widząc szarżę Okunoriego, mógł sądzić, że my jesteśmy wolniejsi. Kazune szybko sięgnął po kosę, jednocześnie startując z miejsca w pełnym pędzie. Tak ustawił kosę by wykorzystała siłę pędu i cięła genina po nogach. Można powiedzieć, że "przebiegł" przez genina Wody.
Zaraz po tym gwałtownie odwrócił się i zaczął wykonywać cięcia. Nie musiał tego robić powoli, ich świeży obraz miał z poprzedniego dnia. Kosa zaczęła ze świstem zbliżać sie do wroga. Na kontratak jego ciało chciało podskoczyć gdy coś przesłoniło mu obraz walki...
Wysoka kobieta stoi nad nim, gdy on leży na ziemi Gdybyś zastanawiał się, co się stało, to wiedz że złapałam cię za nogę. W powietrzu nie ma równowagi, tak brzmi pierwsza lekcja dzisiejszego dnia.
Racja, jeżeli teraz da się wywrócić, to może okazać końcem walki! W porę otrząsnął się i zaczął trzymać się ziemi, unikając i parując tak, by cały czas móc szybko ciąć. "Zobaczymy jak dobry jesteś w taijutsu!"


-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Reikuro Okunori
Co ciosie wrogiego ninja, w Okunoriego wstąpiła jakby nowa osoba. Przyjął postawę bojową stylu żelaznej pięści, a kunai wróciły do kabury.
"Przegiąłeś deszczowy shinobi. Możesz mi zrobić wszystko, lecz raniąc Yamaneru masz na prawdę przesrane. Teraz zobaczysz czym jest prawdziwy ból."
Okulary z twarzy genina zniknęły w którejś z kieszeni jego spodni. Seria szybkich ruchów i znalazł się tuż przy krawędzi dachu budynku.
"Skoro taki twardy jesteś to zobaczmy czy będziesz się jeszcze w stanie ruszać gdy 160 decybeli będzie przechodzić przez twoją pustą głowę."
Wzmocnił genjutsu.
"Tak duży rozbieg jak ten powinien zapewnić mi wygraną."
Złożył kilkanaście pieczęci, lecz jeżeli się dopatrzeć to żaden nie należał do znanych pieczęci. W istocie były to znaki, które miały powiedzieć Yamaneru, że Okunori będzie atakował tamtego i w razie ewentualnego uniku przeciwnika zwierzak miał wkroczyć do akcji, rzucając mu się na ręce i podcinając mięśnie, by osłabić jego atak.
- Waikazamo no Justu! - krzyknął
"Pewnie myślą, że to będzie jakaś technika, która zapewni nam wygraną albo zmiecie tamtego deszczowego ninja z powierzchni ziemi. Uwielbiam takie akcje dywersyjne. Dobra czas kończyć."
Bardzo szybki, choć niezbyt równy, w celu zmylenia, rozbieg w kierunku przeciwnika, potem szybki ruch prawej ręki, by ostrze zagłębiło się w jego trzewia. Podniósł go na wysokość swojej twarzy.
Osłabił genjutsu. Przeciwnik mógł zobaczyć prawdziwą furię w jego niebieskich oczach. Pod bandażami na twarzy zagościł złowrogi uśmiech.
- Módl się, żeby twoi koledzy zaprzestali walki nim się wykrwawisz. - Szepnął mu na ucho.
Co ciosie wrogiego ninja, w Okunoriego wstąpiła jakby nowa osoba. Przyjął postawę bojową stylu żelaznej pięści, a kunai wróciły do kabury.
"Przegiąłeś deszczowy shinobi. Możesz mi zrobić wszystko, lecz raniąc Yamaneru masz na prawdę przesrane. Teraz zobaczysz czym jest prawdziwy ból."
Okulary z twarzy genina zniknęły w którejś z kieszeni jego spodni. Seria szybkich ruchów i znalazł się tuż przy krawędzi dachu budynku.
"Skoro taki twardy jesteś to zobaczmy czy będziesz się jeszcze w stanie ruszać gdy 160 decybeli będzie przechodzić przez twoją pustą głowę."
Wzmocnił genjutsu.
"Tak duży rozbieg jak ten powinien zapewnić mi wygraną."
Złożył kilkanaście pieczęci, lecz jeżeli się dopatrzeć to żaden nie należał do znanych pieczęci. W istocie były to znaki, które miały powiedzieć Yamaneru, że Okunori będzie atakował tamtego i w razie ewentualnego uniku przeciwnika zwierzak miał wkroczyć do akcji, rzucając mu się na ręce i podcinając mięśnie, by osłabić jego atak.
- Waikazamo no Justu! - krzyknął
"Pewnie myślą, że to będzie jakaś technika, która zapewni nam wygraną albo zmiecie tamtego deszczowego ninja z powierzchni ziemi. Uwielbiam takie akcje dywersyjne. Dobra czas kończyć."
Bardzo szybki, choć niezbyt równy, w celu zmylenia, rozbieg w kierunku przeciwnika, potem szybki ruch prawej ręki, by ostrze zagłębiło się w jego trzewia. Podniósł go na wysokość swojej twarzy.
Osłabił genjutsu. Przeciwnik mógł zobaczyć prawdziwą furię w jego niebieskich oczach. Pod bandażami na twarzy zagościł złowrogi uśmiech.
- Módl się, żeby twoi koledzy zaprzestali walki nim się wykrwawisz. - Szepnął mu na ucho.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Aburame Itori
Widząc walczącego obok Kazune, Itori pobiegł w stronę Okunoriego.
- Kazune! Pomogę Okunoriemu! Poradzisz sobie, prawda? - nie czekając na odpowiedź złożył pieczęcie i mruknął:
- Kakuremino no Jutsu - po czym wtopił się w otoczenie. Jak najciszej podbiegł w stronę dwój wrogich Geninów. Kątem oka obserwował walkę Fusori z Jouninem Wioski Deszczu. "Co za szybkość. To naprawdę walka godna poziomu Jounina. Ci Shinobi mają wielką klasę i wielką siłę. Zasługują na miano elity..."
Gdy był już za jednym z przeciwników zarzucił na jego szyję linkę do pułapek po czym mocno pociągnął do siebie. Gdy Genin znajdował się tuż przed Itorim, ten uderza go z całej siły w tył głowy.
Widząc walczącego obok Kazune, Itori pobiegł w stronę Okunoriego.
- Kazune! Pomogę Okunoriemu! Poradzisz sobie, prawda? - nie czekając na odpowiedź złożył pieczęcie i mruknął:
- Kakuremino no Jutsu - po czym wtopił się w otoczenie. Jak najciszej podbiegł w stronę dwój wrogich Geninów. Kątem oka obserwował walkę Fusori z Jouninem Wioski Deszczu. "Co za szybkość. To naprawdę walka godna poziomu Jounina. Ci Shinobi mają wielką klasę i wielką siłę. Zasługują na miano elity..."
Gdy był już za jednym z przeciwników zarzucił na jego szyję linkę do pułapek po czym mocno pociągnął do siebie. Gdy Genin znajdował się tuż przed Itorim, ten uderza go z całej siły w tył głowy.
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Fusori i jounin Deszczu trzymają się za ramiona. Wyglądają jak zapaśnicy sumo, tyle że po długotrwałej kuracji odchudzającej. Ktoś, kto nie był shinobi, mógłby myśleć, że po prostu patrzą sobie w oczy. Geninowie jednak wiedzieli, co się dzieje - pojedynek na czystą siłę fizyczną. Żadnych technik, zręczności, zwinności. Po prostu czyje żebra pękną pierwsze.
I martwili się, bo ich sensei była chyba o połowę szczuplejsza od swojego wroga.
Okunori atakuje. Daje wszystko, co ma, w swoje genjutsu, wydaje się jednak, że genin z AmeGakure nie jest tym ani trochę wzruszony. Nie broni się, gdy szarżuje na niego niebieskooki ninja. Kunai wchodzi w brzuch aż po rękojeść, jednocześnie na szyi zaciska się linka Itoriego a Yamaneru skacze na ręce młodzika...
Z głośnym pyknięciem ten zamienia się w kamienną rzeźbę, która jeszcze przed chwilą stała na podwórzu domu. Drugi zaś z geninów Deszczu próbuje chwycić rękę Okunoriego, jednak nie udaje mu się, ten wyrywa się szybko swojemu przeciwnikowi!
Kazune tnie kosą po nogach przeciwnika. Ten znika z głośnym pyknięciem. Bunshin?
Otwiera szeroko oczy. Teraz to on samotnie stoi pomiędzy dwoma czarnowłosymi młodzikami w maskach. Ułamek sekundy, składają pieczęcie.
- Mizu no Muchi! - krzyknęli jednocześnie, i dwa potężne, wodne bicze pomknęły w stronę Kazune, zostawiając mu tylko ułamek sekundy na reakcję...
I martwili się, bo ich sensei była chyba o połowę szczuplejsza od swojego wroga.
Okunori atakuje. Daje wszystko, co ma, w swoje genjutsu, wydaje się jednak, że genin z AmeGakure nie jest tym ani trochę wzruszony. Nie broni się, gdy szarżuje na niego niebieskooki ninja. Kunai wchodzi w brzuch aż po rękojeść, jednocześnie na szyi zaciska się linka Itoriego a Yamaneru skacze na ręce młodzika...
Z głośnym pyknięciem ten zamienia się w kamienną rzeźbę, która jeszcze przed chwilą stała na podwórzu domu. Drugi zaś z geninów Deszczu próbuje chwycić rękę Okunoriego, jednak nie udaje mu się, ten wyrywa się szybko swojemu przeciwnikowi!
Kazune tnie kosą po nogach przeciwnika. Ten znika z głośnym pyknięciem. Bunshin?
Otwiera szeroko oczy. Teraz to on samotnie stoi pomiędzy dwoma czarnowłosymi młodzikami w maskach. Ułamek sekundy, składają pieczęcie.
- Mizu no Muchi! - krzyknęli jednocześnie, i dwa potężne, wodne bicze pomknęły w stronę Kazune, zostawiając mu tylko ułamek sekundy na reakcję...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Doratsuki Kazune
"Kazune ty krótkowzroczny idioto!" zbeształ się w myślach młody genin. Nie miał czasu, na zbyt długie myślenie. W głowie zrodziły się dwa pomysły. Pierwszy to użyć Kawarimi i zaatakować po chwili. Drugi to użyć tego by odbić bicze i od razu zrobić natarcie, zmiatając energią wiatru wszystko co stanie mu na drodze. Ech te decyzje. Kątem oka zauważył jakiś drewniany posążek na dachu. "Dzięki Ci!"
Skupił chakrę. "Kawarimi no jutsu!".
Nie zrobił tego tak szybko jakby chciał, jeden z biczy zdążył go dosięgnąć. Na szczęście nie poranić.
"Koniec tego dobrego. Teraz ja jestem łowcą!". Który z nich jest bunshin? Zaraz, przecież to nie on będzie musiał zgadywać! Szybko schował kosę i złożył pięczeć
-Bunshin no jutsu!
Udało mu sie stworzyć dwóch bliźniaków, z których jeden wyciągnął kosę i popędził na przeciwników. Kazune i drugi klon czekali by w razie zniknięcia klona popędzić niczym drapieżne ptaki na swoje ofiary. "Jestem niczym żerujący kruk, a to jest moja droga do śmierci" - ten cytat znanej mu dobrze osoby, rozgrzał go do walki i Kazune zaciskając w rękach drzewiec swojej kosy już nie mógł się doczekać by zakończyć tą walkę.
[A nie "drzewce"? - dop. fds]
"Kazune ty krótkowzroczny idioto!" zbeształ się w myślach młody genin. Nie miał czasu, na zbyt długie myślenie. W głowie zrodziły się dwa pomysły. Pierwszy to użyć Kawarimi i zaatakować po chwili. Drugi to użyć tego by odbić bicze i od razu zrobić natarcie, zmiatając energią wiatru wszystko co stanie mu na drodze. Ech te decyzje. Kątem oka zauważył jakiś drewniany posążek na dachu. "Dzięki Ci!"
Skupił chakrę. "Kawarimi no jutsu!".
Nie zrobił tego tak szybko jakby chciał, jeden z biczy zdążył go dosięgnąć. Na szczęście nie poranić.
"Koniec tego dobrego. Teraz ja jestem łowcą!". Który z nich jest bunshin? Zaraz, przecież to nie on będzie musiał zgadywać! Szybko schował kosę i złożył pięczeć
-Bunshin no jutsu!
Udało mu sie stworzyć dwóch bliźniaków, z których jeden wyciągnął kosę i popędził na przeciwników. Kazune i drugi klon czekali by w razie zniknięcia klona popędzić niczym drapieżne ptaki na swoje ofiary. "Jestem niczym żerujący kruk, a to jest moja droga do śmierci" - ten cytat znanej mu dobrze osoby, rozgrzał go do walki i Kazune zaciskając w rękach drzewiec swojej kosy już nie mógł się doczekać by zakończyć tą walkę.
[A nie "drzewce"? - dop. fds]
Ostatnio zmieniony niedziela, 9 grudnia 2007, 19:39 przez Hiro, łącznie zmieniany 2 razy.


-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Reikuro Okunori
Gdy przeciwnik zamienił się w posąg, uśmiech Okunoriego zmniejszył się, a jego oczy się zaśmiały, mimo ciągłej furii przez nie przebijającej.
"Niech to szlag trafi. Jeden ucieka przez użycie Kawarimi, a drugi chce wtedy zaatakować. Czy nikt im nie mówił, że dwóch na jednego nie jest walką honorową?"
Popatrzył na Yamaneru, po czym szybko przeszedł do przysiadu.
Yamaneru odbił się od niego i skoczył na twarz przeciwnika. Okunori w tym czasie wycelował w brzuch naręcznym ostrzem. W momencie gdy łapy rysia dotknęły przeciwnika genin zaatakował.
"Chwila szoku przeciwnika kiedy jego ciało jest przecinane... Ten moment możesz wykorzystać na co tylko chcesz. Możesz wyprowadzić kolejny atak, uciec... Praktycznie na wszystko." Przypomniały mu się słowa jego ojca.
- Itori znajdź tamtego! -
"Przewrócenie przeciwnika prawie zawsze da ci przewagę. Powalony przeciwnik nie ma wielkich szans na obronę czy atak, po za tym podświadomie czuje wtedy że jest pokonany. Odpowiednia do tego może być nie wykończona technika Konoha Renpuu. Ostatnim jej krokiem jest wybicie przeciwnika na dużą odległość. Nie wykonując go przeciwnik zazwyczaj leży obolały po upadku, często uderzając się w głowę, tracąc przy tym orientację. Ninja wykonujący tę technikę jest wtedy w pozycji, w której dziecinnie prostym jest zaatakowanie przeciwnika. " przypomniał sobie zdania ojca, który uczył go tej techniki.
Uśmiech kociego opiekuna znowu urósł. Rozpoczął technikę Konoha Renpuu bez ostatniej jej części.
Po wykonanej technice wyjął kunai, by szybkimi cięciami skierowanymi na mięśnie, uniemożliwić kolejne ataki, jednak pozwolić na to, by kiedyś się wykurował.
Gdy przeciwnik zamienił się w posąg, uśmiech Okunoriego zmniejszył się, a jego oczy się zaśmiały, mimo ciągłej furii przez nie przebijającej.
"Niech to szlag trafi. Jeden ucieka przez użycie Kawarimi, a drugi chce wtedy zaatakować. Czy nikt im nie mówił, że dwóch na jednego nie jest walką honorową?"
Popatrzył na Yamaneru, po czym szybko przeszedł do przysiadu.
Yamaneru odbił się od niego i skoczył na twarz przeciwnika. Okunori w tym czasie wycelował w brzuch naręcznym ostrzem. W momencie gdy łapy rysia dotknęły przeciwnika genin zaatakował.
"Chwila szoku przeciwnika kiedy jego ciało jest przecinane... Ten moment możesz wykorzystać na co tylko chcesz. Możesz wyprowadzić kolejny atak, uciec... Praktycznie na wszystko." Przypomniały mu się słowa jego ojca.
- Itori znajdź tamtego! -
"Przewrócenie przeciwnika prawie zawsze da ci przewagę. Powalony przeciwnik nie ma wielkich szans na obronę czy atak, po za tym podświadomie czuje wtedy że jest pokonany. Odpowiednia do tego może być nie wykończona technika Konoha Renpuu. Ostatnim jej krokiem jest wybicie przeciwnika na dużą odległość. Nie wykonując go przeciwnik zazwyczaj leży obolały po upadku, często uderzając się w głowę, tracąc przy tym orientację. Ninja wykonujący tę technikę jest wtedy w pozycji, w której dziecinnie prostym jest zaatakowanie przeciwnika. " przypomniał sobie zdania ojca, który uczył go tej techniki.
Uśmiech kociego opiekuna znowu urósł. Rozpoczął technikę Konoha Renpuu bez ostatniej jej części.
Po wykonanej technice wyjął kunai, by szybkimi cięciami skierowanymi na mięśnie, uniemożliwić kolejne ataki, jednak pozwolić na to, by kiedyś się wykurował.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Aburame Itori
"O nie...Już się w tym wszystkim pogubiłem. Gdzie oni są...Dobrze, że mam swoje Kikkai."
Próbuje wyczuć Chakrę samicy robaczka i znaleźć przeciwnika. Znalazł. Przecież oni teraz atakują Kazune!!"
- Dosyć tego - mruknął.
Złożył pieczęcie.
- Daitoppa no Jutsu!! - krzyknał i skierował wiatr w stronę atakujących Kazune. Teraz dyszał. Nie miał sił. To go bardzo wyczerpało.
"Ah. Gdybym tylko umiał technikę z wysysaniem Chakry. Muszę przebyć jeszcze wiele treningów."
Mimo to nie poddawał się. Ponownie wykonał Kakuremino no Jutsu by wtopić się w otoczenie. Czekał na rozwój sytuacji.
"O nie...Już się w tym wszystkim pogubiłem. Gdzie oni są...Dobrze, że mam swoje Kikkai."
Próbuje wyczuć Chakrę samicy robaczka i znaleźć przeciwnika. Znalazł. Przecież oni teraz atakują Kazune!!"
- Dosyć tego - mruknął.
Złożył pieczęcie.
- Daitoppa no Jutsu!! - krzyknał i skierował wiatr w stronę atakujących Kazune. Teraz dyszał. Nie miał sił. To go bardzo wyczerpało.
"Ah. Gdybym tylko umiał technikę z wysysaniem Chakry. Muszę przebyć jeszcze wiele treningów."
Mimo to nie poddawał się. Ponownie wykonał Kakuremino no Jutsu by wtopić się w otoczenie. Czekał na rozwój sytuacji.
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Fusori i deszczowiec odskoczyli od siebie. W jej dłoni nie wiadomo skąd pojawiło się nunchako, w jego rękach dwie tonfy. Dało się zauważyć, że broń z pleców i pasa sensei zniknęła, widać nie chciała się teraz koncentrować na trzymaniu genjutsu. Rozległy się głuche uderzenia drewna o drewno.
Yamaneru skacze na twarz! Genin uchyla się o milimetry, ryś mija jego głowę... Wykręca ciało, pozwalając naręcznemu ostrzu przejść obok. Szybkie kopnięcia Konoha Reppuu mijają deszczowego, który bez trudu odskakuje i uderza od tyłu na niczego nie spodziewającego się Kazune!
Tymczasem dwóch pozostałych geninów, zmiecionych Daitoppa no Jutsu, pofrunęło na inne dachy, uderzając plecami o gont! Wygląda na to, że ci już nie wstaną, przynajmniej w najbliższym czasie, Itori jednak też nie wydaje się nadawać teraz do walki. Ciężko dyszący Okunori też nie wydaje się być na chwilę obecną dobrym wojownikiem...
Kazune zaś może mówić o szczęściu. Jednyny ze zdolnych do walki geninów uderza z wielką siłą w plecy bunshina! Teraz stoją twarzą w twarz koło siebie, obydwaj już nieco zmęczeni. Drugi klon został zmieciony Daitoppa no Jutsu, więc teraz nikt już nie ma wątpliwości, kto jest kim.
Yamaneru skacze na twarz! Genin uchyla się o milimetry, ryś mija jego głowę... Wykręca ciało, pozwalając naręcznemu ostrzu przejść obok. Szybkie kopnięcia Konoha Reppuu mijają deszczowego, który bez trudu odskakuje i uderza od tyłu na niczego nie spodziewającego się Kazune!
Tymczasem dwóch pozostałych geninów, zmiecionych Daitoppa no Jutsu, pofrunęło na inne dachy, uderzając plecami o gont! Wygląda na to, że ci już nie wstaną, przynajmniej w najbliższym czasie, Itori jednak też nie wydaje się nadawać teraz do walki. Ciężko dyszący Okunori też nie wydaje się być na chwilę obecną dobrym wojownikiem...
Kazune zaś może mówić o szczęściu. Jednyny ze zdolnych do walki geninów uderza z wielką siłą w plecy bunshina! Teraz stoją twarzą w twarz koło siebie, obydwaj już nieco zmęczeni. Drugi klon został zmieciony Daitoppa no Jutsu, więc teraz nikt już nie ma wątpliwości, kto jest kim.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Marynarz
- Posty: 374
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
- Numer GG: 5761430
- Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Doratsuki Kazune
"No tak, strzeż się wrogów, ale przyjaciół trzymaj jeszcze bardziej na dystans" pomyślał trochę cierpko Kazune, kiedy już otrząsnął się z ciosu. Rozejrzał się szybko. Został jeden na jednego. Okunori nie wyglądał najlepiej o Itori był wykończony Daitoppa.
"Nie ma sensu zbytnio się przemęczać". Kazune popędził z kosą na ostatniego genina. Zamachnął sie, a przeciwnik ledwo zatrzymał na kunaiu to uderzenie. Kazune złośliwie uśmiechnął się
-Sprawdzimy który z nas jest lepszy w taijutsu?
Nie czekając na reakcje zaczął swój śmiercionośny taniec. Przypomniały mu się słowa Okunoriego
Widać było, że mimo wszystko panowałeś nad sytuacją. Każdy twój ruch był pewnie starannie przemyślany, a prędkość... Naprawdę wielka. Wszystko to idealnie zgrane. Niemal jak taniec.
Nie musiał się ograniczać. Nie musiał zostawiać sobie chakry na za chwilę. Mógł poddać się żywiołowi. Żywiołowi wiatru.
Ze świstem Karasu Hane cięła powietrze, genin wody wyglądał na przerażonego. Kazune z błyskiem w oczach zaczął przyspieszać tempo. Gwałtowne cięcia z góry na dół i z powrotem. Im dłużej to trwało tym bardziej jego kosa przypominała niewidzialne ostrze. Z prędkością niesamowitą jak na genina, zaczęła zbliżać się do wroga. Pędząc na niego, Kazune zapomniał o ograniczeniach. Czuł że genin wody coraz mniej pewnie unika jego uderzeń. Nadszedł czas zakończyć tę walkę. Kazune ani na sekundę nie przerywał uderzeń.
"No tak, strzeż się wrogów, ale przyjaciół trzymaj jeszcze bardziej na dystans" pomyślał trochę cierpko Kazune, kiedy już otrząsnął się z ciosu. Rozejrzał się szybko. Został jeden na jednego. Okunori nie wyglądał najlepiej o Itori był wykończony Daitoppa.
"Nie ma sensu zbytnio się przemęczać". Kazune popędził z kosą na ostatniego genina. Zamachnął sie, a przeciwnik ledwo zatrzymał na kunaiu to uderzenie. Kazune złośliwie uśmiechnął się
-Sprawdzimy który z nas jest lepszy w taijutsu?
Nie czekając na reakcje zaczął swój śmiercionośny taniec. Przypomniały mu się słowa Okunoriego
Widać było, że mimo wszystko panowałeś nad sytuacją. Każdy twój ruch był pewnie starannie przemyślany, a prędkość... Naprawdę wielka. Wszystko to idealnie zgrane. Niemal jak taniec.
Nie musiał się ograniczać. Nie musiał zostawiać sobie chakry na za chwilę. Mógł poddać się żywiołowi. Żywiołowi wiatru.
Ze świstem Karasu Hane cięła powietrze, genin wody wyglądał na przerażonego. Kazune z błyskiem w oczach zaczął przyspieszać tempo. Gwałtowne cięcia z góry na dół i z powrotem. Im dłużej to trwało tym bardziej jego kosa przypominała niewidzialne ostrze. Z prędkością niesamowitą jak na genina, zaczęła zbliżać się do wroga. Pędząc na niego, Kazune zapomniał o ograniczeniach. Czuł że genin wody coraz mniej pewnie unika jego uderzeń. Nadszedł czas zakończyć tę walkę. Kazune ani na sekundę nie przerywał uderzeń.


-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Naruto] Monogatori Baasu
Kazune zaatakował gwałtownie. Itori usiadł, ledwie utrzymując te pozycję, Okunori nawet tyle z siebie nie wykrzesał i padł jak długi na ziemię.
Tymczasem kosa przecinała powietrze, raz za razem. Młody genin Deszczu nie znajdował między jednym a drugim ciosem czasu nawet na to, żeby złożyć jakąś pieczęć, tylko ostatkiem sił odbijał kolejne ciosy.
Jednocześnie Fusori-sensei wyraźnie zdominowała swojego przeciwnika, teraz już tylko ona atakowała, a czarnowłosy jounin bronił się rozpaczliwie.
I tak dwójka shinobi Konohy napierała na swoich oponentów, żeby nagle, w jednej chwili, zakończyć to starcie dwoma ciosami tak doskonale zgranymi, jakby były o wiele wcześniej umówione. Nunchaku rudowłosej, której kilka kosmyków wysunęło się z węzła i niczym płomyki za kulą ognia, smigało za jej kokiem, uderzyło prosto w skroń, omijając perfekcyjnym łukiem obydwie tonfy, i powalając adwersarza na deski dachu.
Drugi cios był równie idealny, ostrze kosy ominęło jeden blok, drugi, i z prędkością która rozmazywała je w oczach w jedną, stalową taśmę, rzekę bez początku i końca, wbiło się... Prosto w serce genina Deszczu.
Z jego ust pociekła powoli kropla ciemnoczerwonej krwi, przesączając się przez maskę. Genin opadł na kolana, a krew zaczęła spływać po ostrzu i kapać na dach...
Tymczasem kosa przecinała powietrze, raz za razem. Młody genin Deszczu nie znajdował między jednym a drugim ciosem czasu nawet na to, żeby złożyć jakąś pieczęć, tylko ostatkiem sił odbijał kolejne ciosy.
Jednocześnie Fusori-sensei wyraźnie zdominowała swojego przeciwnika, teraz już tylko ona atakowała, a czarnowłosy jounin bronił się rozpaczliwie.
I tak dwójka shinobi Konohy napierała na swoich oponentów, żeby nagle, w jednej chwili, zakończyć to starcie dwoma ciosami tak doskonale zgranymi, jakby były o wiele wcześniej umówione. Nunchaku rudowłosej, której kilka kosmyków wysunęło się z węzła i niczym płomyki za kulą ognia, smigało za jej kokiem, uderzyło prosto w skroń, omijając perfekcyjnym łukiem obydwie tonfy, i powalając adwersarza na deski dachu.
Drugi cios był równie idealny, ostrze kosy ominęło jeden blok, drugi, i z prędkością która rozmazywała je w oczach w jedną, stalową taśmę, rzekę bez początku i końca, wbiło się... Prosto w serce genina Deszczu.
Z jego ust pociekła powoli kropla ciemnoczerwonej krwi, przesączając się przez maskę. Genin opadł na kolana, a krew zaczęła spływać po ostrzu i kapać na dach...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
