[Warhammer] Miasteczko Romagen

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Wertha

Najemniczka zabrala sie do przemywania powiek Pusi. Malenstwu bardzo sie ten zabieg nie podobal, fretka wiercila sie i raz nawet probowala zlapac zebami za szmatke. Moze ja to bolalo, a moze nie odpowiadal jej mocny zapach rumianku? Gdy powieki Pusi staly sie czyste, Wertha postanowila nakarmic ja suszonymi owocami. Przez chwile sie zastanawiala i doszla do wniosku, ze najlepiej zrobi, jesli je bardzo drobno posieka i zmiesza z mlekiem. Wszak jej nowy pupil mogl sobie nie poradzic z pogryziemiem ich. Kolejnym problemem bylo, co zrobic ze zwierzakiem? Nie mogla tak po prostu trzymac fretki i kroic, ani tez zostawic jej samej na lozku. Przeciez Pusia nic nie widziala, jej maly niedoswiadczony i wciaz naiwnie nastawiony do swiata umysl nie zdawal sobie sprawy z niebezpieczenstw! Odeszlaby kawalek i by jeszcze spadla na podloge... Nie, Wertha nie mogla jej dodatkowo narazac! Wziela swa rekawice, wlozyla do niej delikatnie malenstwo i wsadzila sobie do kieszeni kamizelki, ktora na sobie miala.
Po drobnym posiekaniu i skaleczeniu sie w palec, Wertha zmieszala owoce z mlekiem tak, ze powstala lepka papka, poczym uformowala z niej kilka malych kuleczek. Wziela rekawice z Pusia do reki i niezle sie nameczyla, gdyz jej podopieczna nie miala zamiaru wychodzic. Najemniczce zaczela sie konczyc cierpliwosc, ewidentnie ziola przestaly juz dzialac. (Kilkakrotnie powieka jej zadrgala, co jeszcze bardziej wzmoglo zdenerwowanie.) W koncu udalo sie Wercie wyciagnac delikatnie Pusie z rekawicy, choc stworzonko wolalo tam zostac. Najemniczka zdolala nawet wepchnac fretce trzy kuleczki do pyszczka, pomimo licznych protestow swej pacjentki, ktora bynajmniej nie miala ochoty tego jesc.
Zadowolona swymi osiagnieciami w opiece nad tycimi stworzonkami, acz zmeczona, wyszla z pokoju niosac Pusie w kieszeni i skierowala sie do glownej sali, by poczekac na reszte. Mijajac Tom'a szepnela mu tylko:
- Powinnam cie skopac, ty dreczycielu niewinnych stworzonek...
I oddalila sie do jedynego wolnego stolika. Tego samego, przy ktorym wczesniej siedzial Nadiel z magiem a pozniej z Tom'em.
- Bill, wiesz, daj mi cos mocniejszego, dobra?



E D I T

A FDS RZUCA PALENIE!!! :D:D:D:D:D
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix


Wszedł wciaz szczęsliwy do karczmy. Stanął na palcach i zaczął wyglądać Werth. Jakiś bard na niego wpadł, za co otrzymał soczysta wiązankę, plus nie mniej soczystego kopa.
- Tam jest! - powiedział, wskazując dyskretnie ręką na najemniczkę. Machnął na kompanów ręką, żeby podążyli za nim. Znów musiał przepychać sie przez legiony tych pijaków. Rozumiem upić się z radosci, upić się z żałosci. ALE ILE MOŻNA CHLAĆ W SUMIE BEZ POWODU?!. Nie miał już zasobów litości dla tych bardów. Gdy w końcu przepchał sie przez zastepy amatorów piwa, wódki etc. stanął koło Werth.
- Jesteśmy. Stroję będą na jutro rano...-ruchem ręki wstrzymał Werth. - wiem, że to późno, ale co ja poradze? Chyba nie chcesz żebym szedł z Tobą w tym stroju który mam na sobie? Mam nadzieje, że jeden dzień nas nie zbawi? Dagon też postanowił kupić strój:P W sumie to krawiec postanowił za niego, za mnie też :D Ciekawy człowiek. Żyje w innym świecie. A nie zgadniesz ile nam policzył za te stroje... - zaczął opowiadać, jak, ile czasu...jednym słowem wszystkie szczegółu "wyprawy po stroje". Gdy zauważył, że już zmęczył Werth zamilkł i obejrzał się czy Dagon i Reinhard już dotarli. Oni nie mieli szczęścia... bardowie się zwarli i postanowili nie ruszać się z miejsca." Ciekaw jestem co zrobi mag", pomyślal z lekkim uśmiechem na twarzy.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 6 lutego 2006, 22:04 przez Belath_Nunescu, łącznie zmieniany 1 raz.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Wertha

Najemniczka sluchala wywodu kompana w milczeniu i skupieniu. On paplał i paplał, a jej coraz bardziej powieka drgala i dlon niebezpiecznie mocno zaciskala sie na pustej niemal szklaniczce. W koncu Elzix zakonczyl swoj wywod i gdy sie odwrocil do reszty druzyny, szklaneczka pekla. Resztki plynu radosnie rozlaly sie po stoliku... Kilka kropel ochlapalo Werthe, a rozbite ostre szklo poranilo jej dlon. Kobieta w jednej chwili zerwala sie i zakrwawiona reka chwycila Elzix'a za koszule, tuz pod gardlem. Przyciagnela jego twarz do wlasnej, wykrzywionej w grymasie wscieklosci i warknela. Slowa wypowiadala bardzo powoli i wyraznie:
- Wrocisz tam teraz... Powiesz, ze doplacisz, ale to ma byc na DZISIEJSZY <mocno zaakcentowane zaciskajaca sie dlonia> wieczor. Chyba ze juz nie zalezy ci na pracy? Idz i nie wracaj dopoki tego nie zalatwisz...
Konczac ostatnie slowo ostentacyjnie go puscila i odchylila sie lekko do tylu.
Krzys_ek
Majtek
Majtek
Posty: 138
Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29

Post autor: Krzys_ek »

Nadiel

Kapłan równie leniwy, jak uczynny postanowił nie szukać miejsca dla zwierzaka. Wszak żadnego stworzenia nie można ograniczać. Niech sama znajdzie wygodne miejsce pośród jakiejś sterty ubrań, w pościeli, albo gdziekolwiek indziej. W końcu fretki to mądre stworzenia. Zamiast tego udał się do baru z zamiarem posłyszenia jakichś pogłosek na temat tej pracy, co ją Wertha miała wykonywać wraz ze swymi "przyjaciółmi". Niestety pomimo szczerych chęci i dość dobrego wywaru, nie udało mu się skłonic najemniczki do odpowiedzi, co właściwie będą robić. Ba, nie udało mu się jeszcze do końca wprosić na tą wyprawę. Ale jako, że kapłan to też człowiek i jeść musi, postanowił wprosić się na upartego.

Czekał więc na Werthę i jej towarzyszy w barze. W międzyczasie zamówił kubek wody. Gdy go otrzymał skierował się w stronę "jedynego wolnego miejsca" Ku zaskoczeniu i zmartwieniu kapłana miejsce owo zajmowała już Wertha. No nic kapłan nie chcąc juz drażnic, przynajmniej na razie najemniczki swą osoba usunął się w jakiś mniej zaludniony kąt i opierając się o ścianę kątem oka obserwował ją, szukając pretekstu by się przysiąść.


EDIT:
Wreszcie nadażyła się takowa chwila. Gdy Wertha naubliżała bogu ducha winnemu człowiekowi, podszedł powoli do niej. Nie był to może najlepszy moment do rozmowy, prędzej do bójki, ale innego mogło juz nie być.
-Może przydałby Ci się ktoś ...-kapłan zastanowił się przez chwilę, gdyż nie wiedział jak siebie określić-...mniej działający na nerwy.
Uśmiechnął się wyrażnie sugerując, że chodzi mu o niego. :D
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix

Ze śmiechem, leżąc na podłodzem patrzył na Werth.
- Nerwy Ci puszczaja.
Sprężynką wstał spojrzał na nią. Odwrócił sie na pięcie i poprawiając włosy, zagarnął kompanów i zaczął znów przeciskać się przez tłum. Gdy wyszli na dwór szybkim krokiem znów podążyli w stronę zakładu kupieckiego...
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 6 lutego 2006, 22:03 przez Belath_Nunescu, łącznie zmieniany 1 raz.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Wertha

Widzac kaplana nieco humor jej sie poprawil, choc caly czas chodzilo jej po glowie, by mu nieco zmienic geometrie czaszki za te ziola... Ale w sumie nie bylo to az takie straszne ani dla niej, ani dla jej reputacji (w kazdym razie tak myslala), wiec moze da mu w spokoju pozyc jeszcze jakis czas. Poki bedzie przydatny...
- Zapewne czekasz na odpowiedz? Ja nie mam nic przeciwko, bys do nas dolaczyl. Zobaczymy jeszcze, jak na to bedzie sie zapatrywac nasz zleceniodawca. O samej pracy wiem niewiele, wszystkiego sie dowiemy na spotkaniu. Jak tylko te barany rusza swe tylki... :evil: Masz moze cos na to? - spytala pokazujac krwawiaca i dosc mocno rozwalona dlon.
Nim kaplan odpowiedzial, przy staliku znalazl sie chlopiec, ktory szybko pozbieral szklo i scierka wytarl resztke rozlanego alkoholu.
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix


Gdy już przebył po raz 3 drogę między tawerną, a krawcem, wszedł i oparł sie o ladę.
- Przepraszam! Mam niezbyt ciekawą sprawę... Potrzeba strój na dziś...przynajmniej mój...dałoby się ?- zapytał gdy pojawił sie krawiec, po czym dodał po chwili - Moge dopłacić jakieś ćwierć korony...- spojrzał na krawca miłym, lecz stanowczym wzrokiem.
- To jak będzie? Byłbym bardzo zobowiazany... - uśmiechnał sie do krawca i odsunał się od lady.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Awatar użytkownika
BLACKs
Tawerniany Cygan
Tawerniany Cygan
Posty: 3040
Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30

Post autor: BLACKs »

Ale mnie tu dawno nie było :D. Będzie krótko, bo dopiero co wstałem :wink:

Gustav
Czarodziej skierował się szybkimi krokami w stronę targowiska, rozglądając się za rzadkimi i mniej spotykanymi towarami, szczególnie za czymś, co mogłoby pomóc mu w odplamieniu zwoju, chociaż będzie to ciężkie. Gustav nie podziwiał architektury miasta - prawie, że nie biegł, chciał jak najszybciej zwiedzić miasto. Póki co nie ma nic innego do roboty, dopóki nie otrzyma jakichś wiadomości od towarzyszy.
Krzys_ek
Majtek
Majtek
Posty: 138
Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29

Post autor: Krzys_ek »

Nadiel

Kapłan spojrzał na rękę.
"Ehh znowu przyszło mi się bawić w znachora"
Kapłan "pożyczył: miecz wiszący u boku Werthu i z ukrywaną satysfakcją chwycił jej rękę, kładąc ją na stole. Uważnym, acz niepewnym pociągnięciem miecza, rozerwał rękaw koszuli najemniczki aż przy łokciu. Miał nadzieje, że nie dostanie się mu za to. Wszak rękaw i tak był już cały we krwi. Rozdarł go następnie na płaską szmatę i owinął krwawiącą rękę.
-Przytrzymaj to tak. Zaraz wracam.-powiedział spokojnie i skierował się w stronę baru. Ranę trzeba było zdezynfekować.
-Mógłbym dostać miskę wody, co to, gdy ją człowiek pije, aż mu gardło parzy i jeszcze jakąś szmatę. Za wszystko dostaniesz zapłatę.- powiedział do Billa.
Nie wiedział jak się owa woda nazywa, ale widział kiedyś jako mały chłopak, jak taką właśnie przemywali rany, choć znacznie częściej gardła. Podobno piekła jak diabli. Następnie z niewinną miną wrócił do Werthy.
-Zaraz powinni przynieść wodę i coś do owinięcia twej ręki.
W tym momenie kapłan spojrzał na przyniesioną przez siebie czarną miksturę, leżącą na sąsiednim stole.
-A może chciałabyś zapomnieć o bólu i tym skaleczeniu?-wzrokiem wyrażnie wskazywał na miksturę zapomnienia.
Gdy ktoś ze służby przyniósł wreszcie miskę. Poprosił najemniczkę, by przemyła w niej dłoń. Sam zaś oddalił się na bezpieczną odległość.
Lothar
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
Lokalizacja: Zewsząd...
Kontakt:

Post autor: Lothar »

Dagon:

Idąc od krawca Dagon nie zwracał większej uwagi na to co dzieje się wokół niego. Dalej zastanawiał się jakim sposobem nie udało mu się zatrzymać w sobie wyładowań. Ale jego rozmyślania przerwały słowa wypowiedziane przez Elzixa. Po chwilowym zastanowieniu się mag odpowiedział – To zależy od rany jaka zostanie ci zadana. Myślę jednak, że jeśli nie będzie za późno zdołam wyleczyć każdą ranę. Chyba, że od razu ktoś Ci odrąbie głowę... Co do moich umiejętności leczniczych, to nie mam żadnych zastrzeżeń, a jeśli chodzi o moją pomoc to możesz na mnie zawsze liczyć. Jednak niedługo będę musiał wybrać się do lasu i poszukać ziół, bo moje niestety są już na wyczerpaniu. Być może mała pomoc mi się przyda. – Spojrzał na Reinharda i uśmiechną się. Karczma Billa była jeszcze bardziej zatłoczona niż przed wyjściem, a co najmniej pijani bardowie robiąc sztuczny tłok takie wrażenie wywierali. Elzixowi udało się jakoś przecisnąć i dostać do Werthy. Rozmawiał z nią przez chwilę i nagle ta chwyciła go. Zaczęła mówić coś do niego z miną, której nawet najgorszy potwór by się przeraził. Mag jakoś przedostał się przez pijanych bardów i mijając widocznie złego na samego siebie Elzixa cicho powiedział. – Jeśli idziesz z powrotem do krawca to na mnie nie czekaj, zaraz Cię dogonię. – Poczym podszedł do Werthy, która miała właśnie obmyć zakrwawioną dłoń w alkoholu podanym przez Kapłana. W ostatniej chwili chwycił ją i ze spokojem rzekł – Jeśli nie chcesz już dzisiaj nikomu zrobić krzywdy to daj mi tą rękę. – Nie czekając na jej reakcję wyjął z tobołka jakąś małą saszetkę, posypał proszkiem z niej dłoń najemniczki, zacisną ją w pięść i szybko wymówił jakieś zaklęcie. – To powinno załatwić sprawę... – Dodał pośpiesznie i szybko wyszedł z karczmy. Zmierzył w kierunku krawca. Gdy dotarł na miejsce Ezlix już stał przy ladzie i rozmawiał z Bortem.
Bella Horrida! Bella!

"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Usłyszał, ze ktoś wchodzi do zakładu. Spojrzał dyskretnie przez ramie, gdy zobaczył, że to znajomek to odwrócił sie na piecie. Mag nie wyglądał na zdyszanego, lub zmęczonego. Nawet szata na klatce piersiowej nie poruszała sie szybciej niż zawsze. "Mam nadzieje, że mag ma wieksze zdolności przekonywania niż ja, a w ostateczności rzuci jakąs klątwę :P", pomyślał i jak zawsze sie uśmiechnął. Jak zawsze lekko pachniał ziołami i lekko promieniał.
- Dagon, musimy to szybko załatwić...Wertha wpadła prawie w szał jak jej powiedziałem, że szata będzie na jutro rano. - szenął magowi.
Stał w tej swoje starej jak świat odzieży i czekał na zainteresowanie ze strony krawca. Oddychał miarowo. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. NAwet jak nie miał dobrego humoru starał się uśmiechać. Nawyk.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Lothar
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
Lokalizacja: Zewsząd...
Kontakt:

Post autor: Lothar »

Dagon:

-Ja z nim porozmawiam... Powiedział Dagon i powoli z uśmiechem podszedł do krawca opartego o kamienną ladę. – Mamy z przyjacielem mały problem. – powoli zaczął – Ubrania są nam, a chociaż jemu, potrzebne na dzisiaj. Więc jeśli mógłby Pan uszyć je jak najszybciej bylibyśmy wdzięczni. Jeśli chce pan czegoś w zamian to słucham... Mogę też uwarzyć dla Pana leczniczą miksturę w razie, gdyby pan zachorował. Lub jeśli poczeka Pan kilka dni to dostanie ją od razu... Tylko proszę uszyć mojemu druhowi szatę na dzisiaj. Zakończył mowę, poczym ze spokojnym wyrazem twarzy czekał na odpowiedź.
Bella Horrida! Bella!

"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: fds »

[Reinhard]
Widziałeś już matkę w takim stanie. Wtedy nie zdążyłeś się oddalić na bezpieczną odległość. Teraz postanowiłeś nie popełnić tego samego błędu. Szybko ulotniłeś się przed karczmę. Tam sobie w spokoju poczekałeś na maga. Widziałeś, że w jego towarzystwie będziesz bezpieczniejszy, niż w towarzystwie tego drugiego najemnika. W razie czego, żaden Cię nie obroni przed mamusią. Ale na magu Wertha będzie się dłużej wyżywać. To da Ci odpowiednio długi czas na ucieczkę. Zabezpieczając się w ten sposób na wszelki wypadek, udałeś się za magiem, do zakładu krawieckiego.

[Elzix, Reinhard i Dagon]
Bort zmierzył maga i najemnika zimnym spojrzeniem. Gdy usłyszał czego chce od niego Elzix wpierw sie zjeżył, a potem roześmiał.
- Mogę to do cholery zrobić na dzisiaj. Ale nie mogliście pacany od razu tego powiedzieć! Nie wiecie, że ja tu pracuję?! Nie mam co robić tylko, opiekować się takimi pierdołami. Oczywiście, że mogę to zrobić na dzisiaj. Ale będzie to was dwa razy drożej kosztować. Traktuję to jako zamówienie specjalne. Czyli dopłacicie trzy złocisze.

[Wertha i po części Nadiel]
To był chyba twój zły dzień, nie dość, że musiałaś odpędzać się od Toma, to kapłan Cię czymś naćpał, potem przez tego durnia Elzixa skaleczyłaś sie w rękę, kapłan zniszczył Ci najlepsze, jedyne, wyjściowe ubranie a potem mag Cię dotknął. Czujesz że znowu diabelskie wiatry, wieją Ci prosto w twarz. Na szczęście jedyna zaleta tego maga, to to że zna zaklęcie na skaleczenia. Bo pewnie przy ranie nie dał by sobie rady. Wszyscy Ci magowie są tacy sami. Wyczarować świecącą kulkę albo poruszać na odległość szpilką to potrafią. Ale jak przyjdzie co do czego, to znowu albo podwiną kiecki i uciekną, albo tylko namieszają. Banda darmozjadów.

Spojrzałaś na swoje zniszczone ubranie. Po chwili z namysłem wypiłaś całą zawartość miski z alkoholem. Nie pomogło. Ciągle miałaś ochotę zbić kapłanowi mordę. I to gołymi rękami. Będzie ciekawie piszczał jak go dorwiesz. :twisted: Z takim postanowieniem, wstałaś i zlokalizowałaś swój cel.

[Gustav]
Łażąc po targowisku widziałeś, rzeczy zwyczajne i ogólnodostępne. Jednak czasem też zauważałeś, rzeczy rzadkie i mniej spotykane. Na przykład jak te wełniane skarpetki w zielone serduszka ...

Poza: Dzisiaj mi trochę przeszło, już nie mam ochoty poprzegryzać wszystkim gardeł, ale jak widzę post pisany na "odwal się" to mnie cholera ciska. A w takich momentach jestem podły, sadystyczny i nieobliczalny. Ostrzegam. Mogę taki być jeszcze przez jakieś najbliższe dwa/trzy tygodnie :D
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Nie zwracajac uwagi na krawca który krzyczał i miotał obelgami w ich stronę, spokojnie i pokornie poczekał aż krawiec skończy swój wywód. Uśmiechał sie nadal lecz powoli zaczął zaciskać zęby. "Jak ten stary piernik nie skończy sie miotać to Dagon użyje mało sobie znanych zakleć bitewnych, ja jeszcze troche wytrzymam, ale powoli mam już dosyć tego dnia..." pomyślał i wysilił się na jeszcze jeden uśmiech. Miał białe, równe zęby. Dbał o nie odkąd pamietał. Odkąd pamietał zawsze bał się dentysty, dlatego dbał o zęby, żeby do niego zbyt często nie chodzić.
Gdy usłyszał o dodatkowych 3 złotych monetach, po części odetchnął, a po części zdenerwował. "W sumie ja płace 3 złote monety i Dagon 3 złote monety. Ech...Bill mówił, że to dobry krawiec, a wiec napewno warto zapłacić."
- To za ile będa gotowe nasze stroje? - zapytał krawca i ostatkiem sił po raz kolejny sie uśmiechnął. Miał nadzieje, ze jego uśmiech zbije krawca z tropu. Lubił śmiać sie wrogom w twarz, lubił patrzeć jak w nerwach go atakują. Nerwy może dodawały siły, lecz także zaślepiały w dużym stopniu. A wtedy w sumie juz po walce.
- My poczekamy, jeśliby Pan mógł to prosze krzyknać, jesteśmy na zewnątrz. - spojrzał na Dagona porozumiewawczo. Wyszedł z zakładu oparł się plecami o ścianę, która oddzielała pachnący tkaniną świat krawca od brudu i ludzi na ulicy. Z założonymi rękami czekał na wiadomość od krawca, że stroje już gotowe.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Mangelee
Majtek
Majtek
Posty: 87
Rejestracja: piątek, 16 grudnia 2005, 15:23
Lokalizacja: Z Lwiej Skały
Kontakt:

Post autor: Mangelee »

Shea

Shea podeszła powoli do szczeniaka i kucnęła przy nim
- Hej, malutki - dziewczyna wyciągnęła rękę by go pogłaskać - Nie zrobię ci nic złego. No, nie bój się - wilczek skulił się i próbował uciec. Gdy Shea go złapała wbił ostre jak igiełki zęby w jej nadgarstek - Ej, mały, nie gryź - łowczyni uśmiechnęła się i pogłaskała szczeniaczka po łebku. Wilczek powoli się uspokajał. Gdy już uspokoił się zupełnie Shea wzięła go na ręce i poszła do miasta.
I już się nie martw
Aż do końca twych dni
Naucz się tych dwóch radosnych słów
Hakuna Matata!
Obrazek
Lothar
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
Lokalizacja: Zewsząd...
Kontakt:

Post autor: Lothar »

Dagon:

Stał w milczeniu słuchając najpierw wypowiedzi krawca „Czy wszyscy kupcy z tego miasta są tacy pazerni i niemili?” pomyślał, a następnie Elzixa. Powoli odprowadził wzrokiem przyjaciela do drzwi. Podszedł do krawca, popatrzył mu w oczy i powiedział – Niestety nie mam trzech koron. Mój stan finansowy jest chwilowo bardzo kiepski więc może dogadalibyśmy się. Powiedzmy, że dam panu 1,5 korony i ( wyciągną z tobołka małą szkatułkę, otworzył ją i wyjął złoty wisiorek) dorzucę jeszcze to małe cudo. – Oczy krawca lekko błysnęły. Widać, że mu się to świecidełko podobało. – Jak się dobrze zakręcić to można to sprzedać nawet za 5 koron... Rozliczę się z panem od razu jeśli nie zrobi to panu kłopotu.- Odliczył monety i położył je na blacie obok wisiorka nie czekając na odpowiedź krawca. Poczym obrócił się na pięcie i zmierzył w kierunku wyjścia. – Miłej pracy! – Rzucił jeszcze spontanicznie wychodząc i dołączył do towarzysza stojącego przed zakładem zajmując miejsce obok niego.
-A gdzie się podział Reinhard?- spytał sam siebie rozglądając się wokół siebie.
Bella Horrida! Bella!

"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

- I jak ja mam rzucić to cholerstwo? - powiedział wpół - do siebie, wpół - do Dagona. Wyjął zza poły szaty jakiś woreczek, otworzył go i powąchał. Zamknął oczy i mocno się zaciągnął, tym powietrzem pomieszanym z mocno stężonym zapacham tytoniowym. Wyjął także bibułki. Zaczął misternie skręcać jednego papierosa. Nasypał powoli tytoniu, potem trochę odsypał, znów troche dosypał. Skręcił lekko, wprawionym ruchem polizał kant bibułki i skleił. Ten papieros wyglądał jak ze stoiska z tytoniem. W jednej ręce miał papierosa w drugiej paczkę z tytoniem. Paczkę jakby od niechcenia wyrzucił do najbliższego kosza. Papierosa włożył do ust i zaczął go obracać w ustach. Wyjął ten magiczny kijek który podarował mu kiedyś, ktoś i przypalił tego papierosa. Zaciągnął sie dymem i jakby odetchnął. Wypalił może do połowy. Majestatycznym ruchem zgasił go na ręce i papieros podzielił los paczki z tytoniem."Koniec", pomyślał tylko i diabelski uśmiech pojawił sie na jego twarzy (:twisted:). Strzepnął tylko opuszkami palców resztki popiołu z ręki i zwrócił się do Dagona:
- Reinhard? Pewnie gdzieś tu jest... - rozejrzał sie - Wcale nie jest taki mały, mógłybyć z niego dobry wojownik, ale raczej nie wierze w cuda. Magu jeśli możesz ucz go. Naucz go ile możesz, może akurat, to go pociagnie. Widziałem jak słuchał Twoich słów, widziałem, jak je wchłaniał.
Dobry chłopak! - Uśmiechnał się do Dagona. - Reinhard! - zawołał, nie był to krzyk, ale dość donośna mowa. Odetchnął i oparł się o sciane.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Zablokowany