[D&D] Tolerancja

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

- Witaj - Aeria ucieszyła się z wizyty, była już zniecierpliwiona i znudzona piciem herbaty.
-Witaj Ariadno. Kiedy przybyłaś?
-Kilka... kilka naście minut temu, ale i tak już grożono mi skręceniem karku. Biję rekordy.
-Twoje zdolności są niesamowite... Nie przejmuj się nie pozwolimy by skręcono kark tak zdolnemu nabytkowi- Kotka uśmiechnęła się- A któż to pozwolił sobie na taką nieuprzejmość?
- Nie ważne... - czarodziejka zastanowiła się, czy mnich zasłużył na kłopoty - pytanie brzmi ile dostanę i co będę musiała zrobić... Z góry uprzedzam, że nie przyłącze się do was.
-Ależ uwierz mi, że nikt by cię tutaj nawet nie chciał... Przecież główną ideą organizacji jest izolacja od normalnych- usiadła obok ciebie- Co do wynagrodzenia, to będziesz musiała rozmówić się z Wielkim. Ja tymczasem chce przedstawić ci twoje "nowe oczy"... Powinna zaraz tutaj być.
- Przynajmniej tu jestem uznawana za normalną. Powiesz mi coś na temat moich - nałożyła nacisk na te słowa - "nowych oczu"?
-Jedna z członkini naszej organizacji będzie się szwędać za tobą gdzie tylko będziesz miała ochotę... W ten sposób zawsze będziesz mogła korzystać z jej wzroku. Tak to działa prawda?
- Z grubsza mówiąc tak. Jak daleko sięgają jej kompetencje? Ile może mi powiedzieć, jak bardzo ja mogę jej zaufać i czy pomoże mi w czymś bardziej złożonym niż chodzenie?
-Pytaj o co chcesz, ale jej odpowiedź to jej prywatna sprawa. Nie dostała polecenia by z tobą rozmawiać, a jedynie chodzić za tobą.
Do kuchni weszła jakaś postać. Ariadna Mentalnie wyczuła, iż jest to ta sama kobieta, która towarzyszyła mnichowi.
*kura*
-Witaj Kitty- powiedziała ta wchodząca- Wzywałaś mnie? Jakieś rozkazy?- ton jej głosu załamał się nieco kiedy zobaczyła, że ty również tam siedzisz.
-Witaj Fialla- odpowiedziała kotka- Tak masz rozkazy. Masz chodzić wszędzie za naszym gościem i pozwalać swobodnie korzystać ze swojego umysłu... To telepatka.
- A gdzie ja mam się udać? Obdartus - Aeria mrugnęła do Fialli - gotowy do przesłuchania?
-Przesłuchania odbędą się wieczorem- wtrąciła się Kitty, a ton jej głosu wyrażał zdezorientowanie- To wy się znacie? I jaki do cholery obdartus?
-Tak jakby- mruknęła cicho Fialla.
- To już nie ważne. Pozwól, że się oddalę... to do wieczora? - dziewczyna bez względu na odpowiedź wstała z gracją i pogrzebała troszkę w umyśle jej "nowych oczu". Podeszła do kobiety, zwizualizowała jak zareagowała by Fialla na przytulenie się czarodziejki do jej ramienia.
W zależności od wyniku aktywowała większą lub mniejszą ilość endorfiny, a jeśli i to by nie pomogło pomieszała by troszkę bardziej.
Nie potrzebowała ramienia, ale sprawiało jej przyjemność, nieskrępowane, usprawiedliwione i w dodatku niezobowiązujące "przytulanie".
- Nie chcę zbytnio grzebać Ci w umyśle, to też sprawiło by mi przyjemność gdybyś zaprowadziła mnie do łaźni, sauny albo chociaż wanny... do wieczora zdążę chyba się odświeżyć?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Ekthelion, Aranea, Indimar i Samanta

Samanta powoli odzyskiwała przytomność, chociaż jej ręka nie wyglądała najlepiej... Z całą pewnością była złamana. Pół-smok leżący teraz obok kobiety wstał i przeprosił kobietę skinieniem głowy. Na słowa najwidoczniej nie było czasu, ponieważ strażnik wzorem reszty swojego towarzystwa wybiegali przez otwarte drzwi karczmy w gonitwie za Grimem. Ostatni gospodę opuszczał komisarz Mathiu, który biegnąc w jakiś cudaczny i śmieszny sposób rzucił wam jeszcze zjadliwe spojrzenie. Zostaliście w karczmie sami, nie licząc kulącej się pod ladą i dziko łkającej córki gospodarza. Dzwony nadal biły zwiastując przybycie Rozentrończyków. Kobieta wstała zza lady, grzecznie i jakoś niepewnie wyprosiła was ze swojej oberży po czym zamknęła drzwi na klucz. Znaleźliście się na ulicy i zobaczyliście rzekę ludzi, która wylewała się z biednych domostw i ruszających w stronę bramy miejskiej.

Xander

Kiedy przystałeś na propozycje bliźniaczek, te roześmiały się perliście i były co najmniej rozochocone:
-Chcesz wygrać nas dwie? W takim razie musisz wygrać z nami dwoma- odpowiedziała jedna z nich w odpowiedz o nierównych szansach.
Zaczęła się batalia. Dwie armie, jedna biała, druga czarna stanęły naprzeciw siebie na polu bitwy, które zostało posiatkowane na sześćdziesiąt cztery równe pola. Wieże były atakowane przez konnych jeźdźców, gońce ścinały gładko piony, a królowa polowała na króla... I upolowała. Czarne figury prowadzone przez Xandera strasiły swego monarchę i reszta musiała kapitulować. Xander przegrał co strasznie ucieszyło dwie identycznie wyglądające bliźniaczki:
-A więc będzie kara... Chodź za nami pokażemy ci o co chodzi.
Ku swojemu zdziwieniu stwierdziłeś, że prowadzą cię w stronę sypialni. Rozmaite wizje stanęły ci przed oczami jakby nieproszone, a gra w szachy wydawała się być jedynie pretekstem. Jednak kiedy znalazłeś się wraz z bliźniczkami w sypialni czar prysł... Jedna z bliźniaczek trzymała ubrania skrojone na elfią modłę, a druga jakiś dziwacznie wyglądający instrument ze strunami. Ku swojemu zdziwieniu rozpoznałeś, że są to przedmioty skradzione Ekthelionowi w karczmie zaledwie noc dwie noce temu:
-Kara jest naprawdę zabawna- roześmiała się ta trzymająca ubrania.
-Masz sie przebrać w te "ciuszki" i udawać grajka... Będziesz musiał także śpiewać!
Kobiety rzuciły ci trzymane w dłoniach przedmioty do stóp dziko przy tym rechocząc.

Ariadna

-Grzeb tylko przy moim wzroku czarodziejka- zastrzegła kotka po opuszczeniu kuchni- Tylko do tego zastałam zobowiązana.
Poprowadziła cię bez zbytecznych ceregieli i miłych słówek do komnaty w której znajdowała się jedynie olbrzymia wanna z ciepłą wodą i wielkim lustrem i małą półeczką, na której znajdowały się ręczniki, mydło i inne przedmioty przydatne przy kąpieli. Było tam dosyć chłodno, dlatego też pachnąca przyjemnie i bijąca ciepłem wanna wydawała się przyciągać do siebie z magnetyczną siłą.
Mój miecz to moja siła
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

Aeria...

...weszła powoli do pokoju. Ręce trzymała przed sobą, z czystej ostrożności, gdyż Fialla przysiadła na podłodze i jej umysł wciąż nadawał obraz dla czarodziejki.
Chłodny pokój spowodował u dziewczyny leciutkie drżenie rąk - nim przyzwyczaiła się do tej temperatury trzęsącymi się dłońmi zrzuciła kaptur wraz z płaszczykiem i rozwiązała rzemyki dekoltu. Potem łatwo i szybko rozwiązała resztę bluzki, która gładko osunęła się na podłogę, spodnie po rozpięciu pasa i poluzowaniu dwóch kolejnych rzemieni, pomimo iż wydawały się ciasne zjechały na długie buty.
Przeciągnęła spodnie i bieliznę przez buty, a potem otworzyła dwie ciężkie klamry. Na koniec została już tylko zwiewna biała bluzka sięgająca ud.
Powoli zanurzyła stopę, aby przyzwyczaić się do gorącej wody... a gdy już się przyzwyczaiła niemal wskoczyła, mocząc podłogę.
Rozpieła kok, a jej piękne czarne włosy opadły na też niczego sobie ramiona. Ceremonię czas zacząć.
- Jak bardzo chcesz możesz się przyłączyć. - powiedziała radosnym głosem.

Post pierwotnie był dużo dłuższy, ale wyciąłem z niego: Pianę, dwie nagie "kobiety" i dużo więcej rzeczy które opublikuje na stronach dla dorosłych. ;)
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Mnich popatrzyła na bliźniaczki wzrokiem zaszczutego zwierzęcia. *O tak bardzo zabawna kara*, pomyślał z ironią. Nie widział wyjścia z sytuacji. Przegrał uczciwy zakład więc teraz musiał odpokutować swoją głupotę. Powoli wziął rzeczy barda i przyglądnął im się. Ani trochę się mu nie podobały. Niestety dostrzegał jeszcze jeden problem, ubrania zdecydowanie nie były przeznaczone dla diablęcia. Mimo to zacisnął zęby, wziął strój, odwrócił się tyłem do bliźniaczek i przebrał się. Tak jak się spodziewał w spodniach było zbyt mało miejsca. Nie zastanawiając się długo, przebił materiał kolcem znajdującym się na jego ogonie. Patrząc na tak długo skrywaną część ciała, uświadomił sobie że tutaj nie musi go ukrywać. Zaprezentował się kobietą w nowym stroju, nie czując się zbyt pewnie. Zdecydowanie lepiej się czuł w swoich luźnych szatach. Zupełnie nie wiedział co zrobić z instrumentem, więc chwycił go niezdarnie lewą ręką, a prawą szarpnął struny. Na myśl jak śmiesznie musiał wyglądać wyszczerzył swoje spiczaste zęby w uśmiechu. Jeszcze raz szarpnął strunami i łamiącym się głosem zawył:
Zaśpiewał bym, lecz nie znam słów,
wybaczcie mi, zawiodłem was znów.

Ukłonił się teatralnie, mając wielką nadzieje że to wystarczy bliźniaczką, i skończą się nad nim pastwić. Zrobił dobrą minę do złej gry, choć w duchu przysiągł odpłacić im za to upokorzenie.
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Ruda

Aranea była zła, to wiedział każdy - zmrużone oczy, ściągnięte brwi, bynajmniej się nie uśmiechała. Naprawdę, coraz bardziej wątpiła w poziom intelektualny mężczyzn z drużyny - najpierw Ekthelion, który dał się okraść dosłownie ze wszystkiego przez dwie przygodnie poznane panienki. Później ten sam bard z szanownym kompanem krasnoludem urżnęli się tak, że ruch w trójwymiarowej przestrzeni przerastał ich możliwości. Teraz jeszcze wybryk Gorima... No, w sumie, jakby się tak zastanowić, to Xander i Indimar mogą czuć się usprawiedliwieni - mnich zachowywał się w bardzo racjonalny sposób, zaś Indimar... Cóż, był paladynem, to wiele wyjaśnia.

Stojąc przed tawerną, Ruda rozejrzała się dookoła - wszyscy szli w stronę bramy, jakby rozdawali tam ciepłe bułki za darmo. W pobliżu nie było żadnej czynnej karczmy, ani innego miejsca, gdzie można by się zatrzymać. Nikt też pewnie nie znał miasta. A nie, przecież Samanta była stąd, pewnie wiedziała, gdzie można zaszyć się na pewien czas.
- Idziemy pod bramę i próbujemy połączyć się z Errerem, czy może szukamy miejsca, aby gdzieś się zatrzymać? Samanta, jak sądzisz, istnieje taka możliwość?
Ruda odwiązała swojego wielbłąda, którego "zaparkowała" przed karczmą, dając reszcie do zrozumienia, że nie ma zamiaru stać tu w nieskończoność.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Samanta była nieco oszołomiona. Ostatnie wydarzenia były szalone a ona powoli dochodziła do siebie. Stała teraz z Araneną i paladynem zastanawiając się, co maja zrobić. Kobieta miała zaciśnięte zęby i co chwile zerkała na swoja lewą rękę myśląc w duchu ze jak tylko spodka Grima to go zabije. * Trzeba będzie to jakoś naprawić Po chwili spojrzała na Ruda.

-O tej godzinie wszystko jest raczej pozamykane… To miasto tętni nocą. Wydaje mi się ze powinniśmy spotkać się z Errerem… Przynajmniej wy gdyż nie wydaje mi się ze on chciałbym mnie na oczy widzieć

Powiedziała z lekkimi wyrzutami sumienia. W końcu ostatnia ich wizyta skończyła się tym ze Errer nie odezwał się do niej ani słowem. Kobieta ciągle myślała o swoim śnie. Było jej troszkę smutno myśląc ze w poprzednim życiu miała prawdziwą rodzinę. Westchnęła głęboko i starając się nie pokazywać tego ze cierpi z powodu swojej reki wampirzyca uśmiechnęła się lekko.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar

-Ta. Wszystko jest zamknięte.- zauważył, krzywiąc się. -A już miałem nadzieję, że uda mi się odpoczać.- mruknął zrezygnowany. Przysunął się do Samanty.
-Jak ręka? Zrobiłem co mogłem, ale powinnaś pójść do jakiegoś kapłana. Zająłby się tym lepiej niż ja.- poradził, po czym podszedł do Aranei.
-Chodźmy do Errera- rzekł. -Godzina w jedną, czy drugą stronę i tak nie zrobi wielkiej różnicy- stwierdził.
*Mam nadzieję, ze długo nam to nie zajmie*
A d'yaebl aep arse!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Ekthelion, Aranea, Indimar i Samanta

Kiedy znaleźliście się na miejscu ceremonia wkroczenia Rozentrończyków do miasta już się rozpoczęła. Nie wyglądała tak jak standardowe powitania... Wszędzie było pełno ludzi, jednak martwa cisza na to nie wskazywała. Słychać było jedynie kroki maszerujących równym tempem żołnierzy. Gdyby znajdowała się tutaj osoba ślepa, stwierdziłaby, że na placu nie gromadzi się więcej niż pięćdziesiąt osób, a jednak w rzeczywistości powinno się liczyć ich w tysiącach... Patrząc po twarzach zgromadzonych obywateli Afratu, mogliście wyczytać całą gamę uczuć: Zaciekawienie, napięcie, wrogość, czy nawet obrzydzenie. W końcu udało wam się wypatrzeć lektykę, jednak ku waszemu zdumieniu nie znajdował się na niej Herbert we własnej osobie, a jakiś zupełnie inny człowiek ubrany w jego szaty... "Czyżby znowu użyli tego fortelu?"- zaświtało wam w głowie. Jakby na potwierdzenie tych słów w stronę podstawionego namiestnika Rozentronu poleciało kilka zgniłych owoców i warzyw, w śród których skrywały się również kamienie. Na szczęście grupka tworząca zamieszki została szybko rozgoniona przez pół-smoczych stróżów prawa, na których czela stał dobrze już wam znany komisarz Mathias. Korowód niosących tarcze oraz sztandary niebieskiej barwy coraz bardziej zbliżał się w stronę wieży burmistrza miasta, by w końcu wraz z towarzyszącym mu tłumem znaleźć się pod jej drzwiami. Na szczycie schodów prowadzących do owych wrót stał wysoki ponad ludzką miarę licz, którego martwe oblicze spoglądało na otaczający wieże orszak. Był ubrany w piękną, reprezentacyjną szatę zielonego koloru z złotymi obszyciami składającymi się na runy. Z tyłu, jakby w jego cieniu stał przygarbiony i najwidoczniej strasznie zmęczony Errer:
-Witajcie!- powiedział Xarkses magicznie wzmocnionym głosem- Zapraszam cię Herbercie w swoje skromne porobi na mały poczęstunek po trudach podróży.
Fałszywy namiestnik Rozentronu skinął z godnością głową, po czym wraz z dwójką przybocznych paladynów w strzelistych hełmach na głowach wszedł do środka. Reszta wojaków z jego orszaku udała się do koszar gdzie również mieli zaznać jadła i odpoczynku.

[Chciałbym przyspieszyć nieco akcje, więc proszę wszystkich o napisanie co ich postacie robią do wieczora. Jeżeli ktoś chce zrobić coś "konkretnego", to zapraszam na gg w celu skonsultowania wszystkich akcji, które mogą mieć wpływ na rozgrywkę]

Xander


Wyglądałeś na tyle żałośnie, iż aż śmiesznie, co bliźniaczki ukoronowały kilkoma głośnymi salwami rechotu. Ciuchy były stanowczo za małe i za obcisłe jak na twoje ćwiczone przez lata mięśnie... Właściwie to w niektórych miejscach, kiedy się poruszałeś szwy po prostu nie wytrzymywały:
-A teraz mały haczyk...- zaczęła powoli, jakby z pozoru nieśmiało jedna z blondynek- musisz chodzić w tym i z tym, aż do końca dnia! Życzę powodzenia- kolejny raz zaśmiała się, co powoli zaczęło cię irytować.
Po tych słowach obie postanowiły opuścić pokój, a kiedy cię mijały jedna z nich uszczypnęła cię w tyłem z głośnym- Ach szkoda, że nie wygrałeś- na ustach.

[Tutaj tak samo jak powyżej poproszę]

Ariadna

Wyczułaś, że w jakiś sposób podnieciłaś kotkę. Widząc samą siebie nagą oczami Fialli musiałaś przyznać, że to szalenie przyjemny widok... Nagła zmiana myśli twojej przewodniczki uświadomiła cię co zaraz usłyszysz, ale traktując to jako formalność postanowiłaś wysłuchać:
-Wybacz, ale nie... Nie gustuje w takich jak ty oraz nie należy to do moich obowiązków, więc pozwól, iż cię opuszczę- powoli zaczęła opuszczać komnatę- Jakby co to czekam na zewnątrz... No i nie zapomnij, że musisz był gotowa na wieczór, więc radzę nie utnij sobie tutaj drzemki.
Zamknęła za sobą drzwi. Poczułaś jak gorąca, wręcz parująca woda rozlewa się ciepłem po całym twoim ciele... Było to co najmniej przyjemne.

[Tutaj tak samo jak powyżej poproszę]
Mój miecz to moja siła
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

Aeria...

...gdy tylko Fialla wyszła zaśmiała się perliście. Co kąpiel miała wspólnego z gustami? No cóż może zabrzmiało to dwuznacznie, ale przecież gdyby chciała, to by ją miała. *Nawet sie rymuje!* Odrazu poprawił jej się cienki od rana humor. Kąpiel, uznanie jej ciała, no i oczywiście trochę śmiechu... eh, jeszcze wszystko mogło się popsuć.

Po bardzo długiej kąpieli, Aeria wyszła powoli, a jej nagie ciało natychmiast ogarnęła gęsia skórka. Choć z trzęsącymi się rękoma nie było to zbyt proste czarodziejka prostym zaklęciem ociepliła nieco swoje ciało i wytarła białym ręcznikiem. Kobieta poruszała się bardzo powoli, z rękoma przed sobą i szczerze nie wiedziała co ma powinna robić przez następne godziny. Chwilę rozpatrywała możliwość przeprosin mężczyzny z baru, lecz z pewnośćią wyszło by to żałośnie... zastanawiała się nad przeleżeniem tych kilku godzin na ręcznikach, lecz przez zimno w komnacie nie było to możliwe. No chyba, że w ubraniu, ale co za przyjemność w leżeniu w ubraniu? Żadna. Aeria powoli, bez pośpiechu, oraz bardzo dokąłdnie, na podłodze ubrała swój strój podróżny. Każdy rzemyk, pasek, sznurek był zawiązany idealnie, a klamry na butach, oraz rękawicach lśniły czystością.

Już w pełnym "umundurowaniu" otrzepała się z niewidzalnego kurzu, wsuneła sztylet w szczelnie zapiętą pochwę, przerzuciła torbę przez ramię i wyszła.
Uśmiechnęła się do Kotki, którą tam spotkała.
- Mamy chyba jeszcze sporo czasu... zaprowadzisz mnie na miejsce jakąś okrężną drogą? Jeśli to niemożliwe możemy coś zjeść. - Gdy ruszyły i pojawiła się szansa na spotkanie niebieskookiego, czarodziejka wyciągnęła z pod bluski swój wisiorek.

Choć Aeria uważała za dziwne i głupie strojenie się dla mężczyzn i uważała to wszystko za oznakę pewnego prymitywizmu robiła to. Sama siebie za to gnębiła, i nie rozumiała, tym bardziej, że nie zamierzała się z nikim wiązać. Nawet na kilka minut.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander Tanari

Mnich miał ochotę udusić obie kobiety. Na szczęście lata ćwiczeń w klasztorze pozwoliły zachować mu spokój. Odprowadził tylko wzrokiem bliźniaczki, a kiedy wyszły położył się na łóżku. Nie miał zamiaru wychodzić w takim stroju, co oznaczało że do wieczora musi przesiedzieć w tym pomieszczeniu. Zbytnio mu to nie przeszkadzało, przynajmniej do póki był sam. Wstał z łóżka i oddał się swoim rozmyślaniom, siedząc na podłodze. W ten sposób czas zawsze leciał szybciej, ponadto dając możliwość przemyśleń wielu spraw. W czasie medytacji ogarnął go spokój, tak ostatni wystawiany na próbę. W międzyczasie rozwiązał sprawę stroju. Z wielkim ma się spotkać wieczorem, a te śmieszne rzeczy musi nosić tylko do końca dnia. Patrząc na to z tej strony na spotkanie mógł już ubrać swoje szaty bez łamania warunków kary, w końcu jak sama nazwa wskazuje wieczór to już nie dzień. Było to trochę naciągane ale jemu wystarczało. Mnich uśmiechnął się sam do siebie, i zaczął rozważać problem przesłuchania. Musi być dobrze przygotowany, aby to jego nie łapano za słowa.
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

Znużony bard zastanowił się, co może zrobić.Może poszukać karczmy, ale ta pewnie będzie zamknięta.Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.Dookoła było pełno ludzi.Położył przed sobą czapkę, po czym zaczął śpiewać posępną, pełną żalu pieśń.

Nie bijcie; p
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Samanta, Aranea, Indimar

Paladyn podszedł do tłumu. Przyglądał się przez chwilę wjeżdżającym do miasta Rozentrończykom. Żałował, że nie ma pod ręką żadnego pomidora. Podniósł z ziemi kamień, a wzrokiem poszukał Lemela. Chciał trafić tego palanta prosto w głowę, ale skrzywił się i upuścił kamień na ziemię.
*Spotkasz się z nim twarzą w twarz Indy. Cierpliwości.*
Podreptał do Samanty.
-Jak ręka? Dasz radę?

Popatrzyla sie na Indimara i usmiechnela sie lekko.
-Przezyje. Nie jest tak zle tylko przysiegam ze zabije krasnoluda jak go spodka. Po prostu zabije.
Popatrzyla sie w jego strone i usmiechnela sie po raz kolejny

-Znasz kogoś, kto pomoże Ci ją wyleczyć? Nie będzie to problemem?- spytał, a w jego oczach pojawiła się niepewność. -Bo... kapłani mojego wyznania raczej nie byliby chętni do pomocy.- zauważył, i spojrzał jej w oczy. -Ja też mogę oberwać za pomaganie Tobie, ale... kto by się tym przejmował.- powiedział. Zrobiło mu się głupio, że o tym wspomniał, nie chciał aby wampirzyca myślała, że to jej wina. Sam o tym zdecydował, a jego własny kręgosłup moralny wygrał walkę z wpajanymi mu zasadami.

Kobieta chrzaknela lekko czujac sie niepewnie patrzac jak mezczyzna zadaj jej jasne pytanie. Postanowila jednak sklamac, aby ten nie mial wyrzutow sumienia
-Ta… ale wydaje mi sie ze obejdzie sie. Nie jest to nic wielkiego
Kobieta zasmiala sie glupio patrzac na kolejne pomidory lecace w strone zolnierzy. Po chwili znowu spojrzala na palladyna i chcac zmienic temat przemówila
-Szkoda ze nie mam pomidora. Wspomoglabym go jakols magiczna szybkoscia.
Kobieta usmiechnela sie wyobrazajac jak pomidor lecacy z wielka szybkoscia rozpryskuje sie na twarzy zolnierza który zakul ja w kajdany.

Popatrzyla sie wymownym spojrzeniem na wierze, w której mieszkal burmistrz.
-Juz niedlugo… Naprawde niedlugo. Tylko zastanawia mnie jedno. Gdzie ja pójde? Sam widzisz, jakie nasza druzyna ma zdanie o wampirach. Nie wydaje mi sie ze inni mieli by inne zdanie.

-Nasza drużyna?- spytał, unosząc brwi. Ne bardzo wiedział o kogo mu chodzi. Rozumiał, że Samanta była zla na krasnoluda, który jednak odłączył się od nich na czas nieokreślony. Xander gdzięs znikął, więc zostali tylko oni, Ruda i bard. A nie zauważył, żeby ta ostatnia dwójka darzyła Samantę antypatią.
-Wiesz, ja nic złego o Tobie nie myślę. Na moją pomoc zawsze możesz liczyć.- powiedział i uśmiechnął się do niej życzliwie. -Ale... chcesz opuścić Afrat... więc rzeczywiście, może być Ci ciężko znaleźć nowy dom.- stwierdził i posmutniał. Było mu naprawdę przykro.

Widziala ze mezczyznie bylo przykro.
-Nie przejmuj sie! Ja sobie poradze. Nazywam sie Samanta i jakos wszystko sobie uloze.
Usmiechnela sie w jego strone.
-Powiedz ty mi lepiej, co teraz mamy robic? Chyba trzeba sie pozegnac z Errerem…. Ale on na pewno bedzie zajety do wieczora.. hmmmm

-Może pójdźmy do jakiejś karczmy i zatrzymajmy się tam do jutra.- zaproponował. -A potem... pożegnamy się z Errerem. Bo ja mam dość tej pustyni.- rzekł, ale w tym samym momencie spojrzał na bramęmiasta, a potem na znajdujące się gdzieś na niebie słońce. -Choć przeznam że powoli zacząłem się przyzwyczajać.- zauważył i uśmiechnął się.

Kobieta zastanowiła sie przez chwile.
-Mam parę spraw do załatwienia tu i tam. Znam dobre miejsce gdzie mozemy zostac. Idzcie do pólnocnej bramy i idzie prosto główna ulica. Potem dojdziecie do ekmmm… domu publicznego.
Tu uśmiechnęła sie lekko.
-Nazywa sie on „Pod piekielnym dzikiem”. Jak już tam dojdziecie musicie skrecic w lewo i dojsc do konca mijajac targ. Tam po lewej stronie bedzie tawerna „Pod skrzydlami smoków”. Spotkam tam was o godzinie dwudziestej wieczorem. Nie masz sie, czego obawiac. Chyba najporzadniejsze miejsce w miescie.

Paladyn odwrócił się od Samanty i podszedł do Rudej.
-To jak? Tamta karczma jest całkiem zniszczona, więc można by zajrzeć do tej, o której mówiła Samanta.

Ruda odwrócila wzrok w stronę paladyna.
- Dobra, chodźmy - odparła. - Nie mam ochoty patrzeć na tę szopkę. Co ustaliłeś z Samantą?

-Ona jest zajeta i gdzieś musi iść. Ale poleciłą mi udanie się do gospody "Pod skrzydłami smoków". Najpierw do północnej bramy, prosto ulicą, koło domu publicznego, następnie w lewo i ominąć targ. Samanta przyjdzie tam o dwudziestej.- wyrecytował z pamięci.
-Podobno to porządny lokal, warto tam się udać. Nie mogę się doczekać tego ciepłego wyrka. W końcu trochę odpocznę.- powiedział i przeciągnął się, ziewając.

Ruda uśmiechnęła się pod nosem.
- Też z chęcia odpocznę - chodźmy.

Paladyn powoli skierował kroki w wyznaczonym przez Samantę kierunku. -Jak myślisz, co będzie z Gorimem?- spytał.

Ruda szła tuż obok paladyna. Suknia, którą miała na sobie, była strasznie zakurzona, przez co kobieta wyglądała raczej jak wieśniaczka, niż dziewczyna z dobrego domu. Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo i przyjemnie.
- On jest niepoważny! - prychnęła. - Daj spokój, najpierw ośmieszył nas przed żołnierzami Herberta, a teraz wywinął taki numer... To było żałosne. Errer na pewno by mu pomógł, gdyby trafił do paki, a teraz będzie miał dodatkowe problemy.

-Ech, te krasnoludy- mruknął. -Nigdy nie wiadomo jaki numer wywiną. Szkoda, że tak się porobiło.-powiedział, i spojrzał na nią. -Nie zrobiłem nic, aby go obronić.- szepnął i spuścił głowę.

Ruda postarała się spojrzec mu w oczy, co w sumie nie było zbyt trudne - paladyn był wszak wyższy od niej.
- Nie mogłeś z nimi walczyć - zauważyła. - Mieli przewagę, prawo było po ich stronie, pomógłbyś osobie podejrzanej o złamanie prawa, nawet jeśli była twoim przyjacielem.

-Tak. Masz rację.- stwierdził, i zatrzymał się. -Ale czuję się okropnie.
Indimar spojrzał jej w oczy i chwycił za rękę.

Ruda uścisnęła jego dłoń - nie za mocno, ale tak, aby poczuł. Uśmiechnęła się.
- Nie obwiniaj się - poprosiła z uśmiechem. - Nikt nie miałby ci tego za złe, każdy stanąłby po twojej stronie.

Chłopak ruszył dalej, wciąż trzymając Araneę za rękę.
-To chyba koniec naszego zadania, nieprawdaż?- zauważył. -Wypełniliśmy nasze zadanie, prawda?- spytał i ściągnąłzbroję, która krępowała jego ruchy i sprawiała, żeby było mu strasznie gorąco.

Ruda wzruszyła ramionami.
- Wiesz, mam wrażenie, że jest coś jeszcze - zauważyła. - Errer nie ściągałby nas chyba z aż tak daleka tylko po to, aby eskortować Herberta. Tak mi się wydaje.

-Możliwe. Więc co jeszcze mamy zrobić? Czym zaskoczy nas nasz przyjaciel?- spytał. -Ech, chyba jeszcze tu trochęposiedzę. Chciałbym już wrócić na Północ.

- To chcesz zostać, czy wrócić? - zaśmiała się Ruda, doszukując się braku logiki w rozumowaniu paladyna.

-Mówię, że będę ZMUSZONY tutaj zostać. A bardzo chcę wrócić. Ta pustynia mnie męczy. Choć chyba powoli się przyzwyczajam. Nawet wielbłąd przestał tak cuchnąć.

Ruda zaśmiała się szczerze na wzmiankę o wielbłądzie. W duchu przyznała jednak rację paladynowi - zwierzę przez ostatnie dni zaczęła znacznie mniej śmierdzieć, niż za pierwszym razem, gdy była zmuszona go dosiąść.
- Też nie jestem przyzwyczajona do takiego klimatu - przyznała. - Tu jest zdecydowanie za dużo słońca i jest zdecydowanie za ciepło.

-I nie ma żadnych roślin. A ja lubię jak wkoło jest zielono. Tutaj tylko pustynia. I palma od czasu do czasu, nic więcej.- powiedział, zamykając oczy i wspominając zapach lasu i urok zielonych pól w okolicach jego wioski. -I ten wszędobylski piach. Wszędzie włazi- rzekł, przeczesując palcami włosy, próbując pozbyć się uporczywych drobin.

Ruda strzepnęła delikatnym ruchem ręki drobinki piasku, które z włosów paladyna przeskoczyły na jego skroń.
- Masz rację - zgodziła się. - Piasek to przekleństwo. I strasznie źle się po nim chodzi, zwłaszcza w spódnicy. Doświadczyłam tego, gdy szłam z Matiasem.

Na wspomnienie Matiasa, paladyn zacisnął pięść, ale po chwili ją rozluźnił.
-Mam nadzieję, że już więcej go nie spotkam.- powiedział, aby po chwili zdać sobie sprawę, że los sprawi, że tak się stanie.

- Nie denerwuj się tak - zasugerowała Ruda. - To zwykły prymityw, szkoda, byś tracił na niego nerwy.

Przed oczami paladyna przebiegła wizja chłodnego prysznica. Pomyślał, ze na miejscu na pewno czeka na niego przyjemność zanurzenia sięw wodzie. Zaczął iść nieco szybciej.

Ruda przygryzła na moment wargę - teraz miała nastąpić rozmowa, której w duchu bardzo się obawiała - nie wiedziała, jak zareaguje paladyn.
- Indimar, mam ci coś do powiedzenia - zaczęła. - Gdy poszłam dzisiaj do Herberta, zaraz po tym, jak mnie przeprosił, poprosił też, bym mu dzisiaj towarzyszyła przy kolacji. Zgodziłam się. Mam nadzieję, że nie masz o to do mnie żalu?

Paladyn zatrzymał się. Puścił rękę wojowniczki. -Och. Zgodziłaś się?- powiedział, i spuścił wzrok, jednak po chwili podniósł oczy. -Nie, skąd, nie mam do Ciebie żalu.- powiedział i uśmiechnął się. Czuł, że jest strasznie zazdrosny, jednak opanował się- skoro taka była jej decyzja, to on powinien ją respektować.

Ruda zauważyła reakcję paladyna. Zarzuciła mu ręce na szyję.
- To nic nie znaczy - zapewniła. - Po prostu nie wypadało mi odmówić.

Indy objął dziewczynę i pocałował ją w policzek. -Rozumiem to.- powiedział. Zamknął oczy i wziął dwa glębokie wdechy. Wszelkie negatywne uczucia odpłynęły.

-Mogę tylko Ci życzyć udanego wieczoru. A teraz chodźmy do tej gospody.

Ruda coś czuła, ze paladyn mimo wszystko jest obrażony. Nie zamierzała jednak drążyć tematu - przejdzie mu. A jak nie, to porozmawiają później. Teraz pewnie żadne rozmowy nie miałyby sensu.
- Pamiętasz, jak dalej mamy iść? - zapytała. Ona zapamiętała instrukcję jedynie do momentu z bramą.

Nie czuł zazdrości. A właściwie tak mu się wydawało. To uczucie, schowało się tylko w najgłębszym zakątku serca i zaczęło powoli obżerać się i rosnać, czekając na dogodną chwilę, aby pęknąć. Zamyślił sie i szedł przez chwilę, nei zwracając uwagi na nic. Z tego stanu wyrwało go pytanie wojowniczki.

Otrząsnąłsię, rozejrzał i zauważył ze są już przy Północnej Bramie.
-Teraz główną ulicą. I obok tamtego budynku. Potem w lewo i minąć targ.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła - zażartowała Ruda. - Wiesz, nie mogę się doczekać, gdy nasza misja dobiegnie końca - zaproszenie jest nadal aktualne.

Po chwili doszli do gospody "Pod Skrzydłami Smoków". Weszli do środka.


(Taa... Teraz Errer na pewno zrobi nam krzywdę xD)
A d'yaebl aep arse!
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Kobieta przez cały dzień zajmowała się swoimi niepozałatwianymi sprawami. Zawitała również u jednego znajomego, który znal się na medycynie. Nie był on jakimś ekspertem, ale zdołał uśmierzyć ból kobiety. Resztę popołudnia Samanta spędziła szwendaniem się po ulubionych zakątkach tego miasta. Zakończyła swoja przechadzkę, gdy słońce zaczęło powoli zachodzić. Troszeczkę się ochłodziło, lecz nadal było ciepło i przyjemnie. Postanowiła przebrać się w coś innego. Tego wieczoru chciała wyglądać troszeczkę inaczej. Sama nie wiedziała, czemu, możliwe ze nawet z nudów. Może to ten sen przemienił coś w wampirzycy. Powoli weszła do kamienicy gdzie miała nadzieje ze nie zastanie Dragora. Tak jak i oczekiwała nie było go tam. Kobieta podeszła do spakowanych rzeczy czekających przy drzwiach i wyjęła coś co wyglądało jak kawałek czerwonego materiału. Po chwili kobieta ściągnęła swoje długie buty oraz resztę czarnych skórzanych ubrań. Została tylko w skromnej bieliźnie. Po chwili nasunęła na siebie czarny gorset i ściskając go mocno zawiązała na supełek. Jednym ruchem reki wrzuciła na siebie czerwoną jak krew kieckę. Była również seksowna, tak jak cały styl Samanty ale była o wiele bardziej kobieca. Tradycyjnie opięta na biuście i tali, lecz dolna część sukienki była zwiewna i skonstruowana z wielu warstw czerwonej falbany sięgającej przed kolana kobiety. Miała ona wyhaftowane czarne kwiaty wijące się jak krzew po całej sukni. Po chwili Samanta spięła swoje długie, proste, czarne włosy w kok zostawiając tylko grzywkę na czole oraz pasmo włosów po prawej i lewej stronie, lecz jej twarz była w pełni odsłonięta. Potem czarne, tradycyjnie już wysokie buty. Samanta wyszła z pomieszczenia odmieniona. Ruszyła w stronę tawerny. Po paru minutach znalazła się pod drzwiami budynku z wielkim napisem nad drzwiami „ Pod Skrzydłami Smoków”. Kobieta położyła dłoń na klamkę.

-Może nikt na mnie nie wpadnie

Uśmiechnęła się sama do siebie.


[Errerku ty mój dziubasku kochany. Nie bij :* hahaha]
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Aranea, Indimar i Samanta

Karczma była dość luksusowa jeżeli spojrzeć na resztę miasta... Brak brudu, jakichkolwiek oznak kurzu oraz solidnie wykonane dębowe meble idealnie współgrały z ciemno-zieloną tapetą w złociste wzorki. Z racji wysoko zachowanego standardu, niemalże proporcjonalnie jednak nieco zawyżone pozostawały ceny... A jak to często bywa z lokalami o wysokich cenach, gości było w środku bardzo mało. Kiedy weszli tam Ruda i Indimar, w środku znajdowało się jedynie dwóch żołnierzy z Rozentronu, którzy odreagowywali męki podróży piwem oraz grą w karty. Nieco później w karczmie pojawiła się Samanta, a dosłownie za nią wszedł jakiś siwobrody starzec odziany w szeroką szatę rubinowej barwy. Mężczyzna usiadł sam przy stoliku i rozkładał przed sobą karty w różnych zestawieniach, mrucząc do siebie coś raz po, raz.

Siedzieliście i piliście zamówione drinki, a czas mijał leniwie, jednak nieubłaganie. Jedno było pewne: Wypoczęliście nieco i zmieniła się pora dnia... Był wieczór. Rozentrończycy dawno już się upili i w tejże chwili głośno śpiewali niezbyt przyzwoite piosenki. Starzec nadal bawił się swoimi "dziwnymi" kartami popijając co jakiś czas ze swojego kielicha. Był wyraźnie rozbawiony patrząc na porozrzucane pozornie karty. Barman, którym był zwalisty mężczyzna z śmieszną małą główką i sumiastymi wąsami właśnie proponował coś na kolacje, kiedy do środka wszedł Matias paladyn zakonu "Gryfiego serca" i trzasnął drzwiami, jakby chciał podkreślić własne przybycie. Pieśń zamarła na ustach mężczyzn, a wzrok siwobrodego na chwilę oderwał się od kart. Mathias powolnym krokiem ruszył do waszego stolika:
-Witajcie. Przyszedłem przekazać wam dwie wiadomości: Po pierwsze pan Xarkses wzywa cię do siebie wampirzyco- powiedział nie siląc się na uprzejmość- A ciebie o szlachetna pani - teraz mówił do Rudej- czcigodny Herbert zaprasza na kolacje.
Mężczyzna wytłumaczył jeszcze gdzie znajduje się siedziba Herberta po czym dosiadł się do wyraźniej już rozluźnionych kamratów.

Ekthelion

Przez cały dzień z twoich ust spływało może poematów, tragedii, paszkwili i innych form pieśni, które mogły spodobać się pospólstwu. Kiedy zaczęło się ściemniać postanowiłeś przeliczyć zgromadzone w czapce monety, które co jakiś czas upadały weń z miłym dla ucha dźwiękiem. Udało ci się zarobić całe dwanaście sztuk złota... "Całkiem nieźle"- pomyślałeś.

Xander

Twoje ciało spoczywało na pryczy w siedzibie "Pustynnej żmii", jednak umysł przemierzał wiele innych zakątków świata... Ba! W momentach olśnienia, wydawać się mogło, że to już nie świat, a pokryte gwiazdami niebo... Straciłeś poczucie czasu, bo i czas się nie liczył... Nie wiedziałeś jaka pora dnia, bo i to wydawało się mało ważne... Aż tu nagle ze stanu wysokiego skupienia wyrwał cię kuksaniec wymierzony w twoje ramię. Powoli i niechętnie otworzyłeś oczy. Ujrzałeś Kitty, której wyraz twarzy wskazywał, że nie miała pojęcia co przed chwilą robiłeś i chyba się jej to nie podobało:
-Czas rozmowy się zbliża. Wielki niebawem przybędzie, ale zaszczyci nas swoją obecnością jedynie na moment, dlatego musimy na niego czekać w jego kwaterze. Każda sekunda jego czasu jest bardzo cenna- uśmiechnęła się- pamiętaj o tym, kiedy będziemy już na miejscu.

Ariadna

Właśnie jadłaś smakowitą kolacje, kiedy znowu wyczułaś umysł kogoś wchodzącego do kuchni. Rozpoznałaś go natychmiast... Była to Kitty, która wiedząc, że sięgniesz do jej umysłu wysłała ci wyraźny komunikat: "Udaj się do salonu i czekaj tam na mnie... I pozbądź się na miejscu swoich oczu"- po tych słowach poczułaś coś dziwnego i rozpoznałaś w tym mentalny uśmiech. Kobieta opuściła pokój, a Fialla która siedziała tuż obok ciebie skwitowała scenę w rozbrajający sposób:
-Co ona ci do cholery przekazała! Nigdy się do tego nie przyzwyczaję i nigdy tego nie polubię...
Mój miecz to moja siła
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Samanta spędzała dobry czas ze swoimi znajomymi. Polubiła ich i nawiązywała nowe kontakty. Lecz po paru dobrych godzinach dostała złą wiadomość. Bez słowa wstała i przybrała kamienną twarz. Wiedziała ze może być w dość dużych tarapatach, możliwe ze pożegna się z życiem. Skłamała temu, który ma dość wielka moc. Po chwili wyszła z pomieszczenia kierując się ku wysokiej wierzy widocznej z każdego miejsca w mieście. Uśmiechnęła się sama do siebie przypominając sobie jak wygląda dzisiejszego wieczoru. Włosy spięte do góry i czerwień odziewająca jej smukłe ciało. Przynajmniej tym go zaskoczy. Po chwili przeszły jej nerwy i poprawił się humor.Będzie co będzie Z lekkim uśmiechem na twarzy po chwili znalazła się już bardzo blisko swojego celu.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Azrael »

-Co ona ci do cholery przekazała! Nigdy się do tego nie przyzwyczaję i nigdy tego nie polubię...

- Musimy iść. - Aeria wstała i wytarła ręce w jedną z wielu chusteczek które trzymała ze sobą, po czym złożyła ją i włożyła do kieszczeni. Po tej czynności dodała - Odprowadzisz mnie do salonu, a potem będziesz mogła odemnie odpocząć.

Czarodziejka jakoś dziwnie przyspieszała kroku. Niewiedziała dlaczego, ale czuła, że powinna się spieszyć.

Gdy dotarły Ariadna krótko pożegnała Fiallę. - Bywaj.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

Ekthelion
Be`erry niezwykle sie ucieszyl gdy tam spojrzal.Nie mial szczegolnych watpliwosci co nalezy zrobic z zarobionymi pieniedzmi, a ostatnie wydarzenia jakos wywietrzly mu z glowy.Wzial pieniadze po czym udal sie do karczmy.
Zablokowany