[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Tileańczyk z naładowaną bronią zniknął w magazynie i tyle go widzieliście. W tym samym czasie Ninerl próbowała wyczuć jakieś ślady plugawej magii – bezskutecznie. Jedyną aurą jaką wyczuwała był miecz na jej plecach i zawieszony nisko nad wami Morrslieb. Wyglądało na to, że jest czysto.
To samo stwierdził Luca, który chwilę później wrócił z rekonesansu po magazynie. W oddali usłyszeliście ujadanie psa, zapewne stróż wyszedł na nocny obchód. Nie czekając dłużej, skryliście się w magazynie.
Orlandoni przyświecał latarenką, gdyż w środku panowała całkowita ciemność. Podłoga na przodzie pomieszczenia została oczyszczona ze skrzynek, które ciasno upakowano w głębi magazynu. Na skrzyniach wypalono napis "Silas Hillberry, Appleford", zaś ich zawartość okazała się butelkowanymi owocami. Skrzynki tworzyły spory labirynt, w którym doskonale można było się ukryć, lecz nie było tu nic więcej.
Niedługo po tym jak weszliście do magazynu, usłyszeliście stukot kopyt który oznajmił pierwszego przybyłego. Szybko rozdzieliliście się, chowając za skrzyniami. Luca, Castinaa i Ulrich po jednej stronie, Gunter, Ninerl i Gildiril po drugiej. Gdy konie odjechały, do magazynu wszedł... Otto Steinhager, taszcząc jakieś worki. Zapalił kilka lamp, po czym zaczął przygotowywać miejsce na rytuał. Wyłożył okrąg jakimś metalem, usypał pentagram z jakiegoś białego proszku, zapewne soli, na koniec ustawiając w jego rogach świeczniki.
Kilka minut po zakończeniu przygotowań zaczęła zjeżdżać się reszta Ordo Septenarius. Po nieco więcej niż godzinie na miejscu było już siedmiu jej członków, Teugen oraz jeszcze jeden osobnik, który przybył razem z nim. Każdy z zawiniątkiem pod pachą, którym okazała się rytualna szata. Ostateczne przygotowania i przebranie się zajęły im kolejne pół godziny, przez które prawie wstrzymywaliście oddech. Nikt jednak nie wykrył waszej obecności.
Mniej więcej w tym samym czasie pod magazyn podjechał kolejny powóz, do magazynu weszło dwóch mężczyzn, taszcząc spory worek, z najwyraźniej poruszającą się zawartością. Ukłonili się i szybko oddalili. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, członkowie rady rozpoczęli rytuał. Podpalili świece, gasząc inne światła, wydobyli z worka związaną i zakneblowaną nagą kobietę, układając ją w środku kręgu. Założyli na głowy spiczaste kaptury, po czym rozpoczęli melodyjny zaśpiew. Ten, który był Teugenem powoli uniósł sztylet do góry nad ciałem kobiety...
To samo stwierdził Luca, który chwilę później wrócił z rekonesansu po magazynie. W oddali usłyszeliście ujadanie psa, zapewne stróż wyszedł na nocny obchód. Nie czekając dłużej, skryliście się w magazynie.
Orlandoni przyświecał latarenką, gdyż w środku panowała całkowita ciemność. Podłoga na przodzie pomieszczenia została oczyszczona ze skrzynek, które ciasno upakowano w głębi magazynu. Na skrzyniach wypalono napis "Silas Hillberry, Appleford", zaś ich zawartość okazała się butelkowanymi owocami. Skrzynki tworzyły spory labirynt, w którym doskonale można było się ukryć, lecz nie było tu nic więcej.
Niedługo po tym jak weszliście do magazynu, usłyszeliście stukot kopyt który oznajmił pierwszego przybyłego. Szybko rozdzieliliście się, chowając za skrzyniami. Luca, Castinaa i Ulrich po jednej stronie, Gunter, Ninerl i Gildiril po drugiej. Gdy konie odjechały, do magazynu wszedł... Otto Steinhager, taszcząc jakieś worki. Zapalił kilka lamp, po czym zaczął przygotowywać miejsce na rytuał. Wyłożył okrąg jakimś metalem, usypał pentagram z jakiegoś białego proszku, zapewne soli, na koniec ustawiając w jego rogach świeczniki.
Kilka minut po zakończeniu przygotowań zaczęła zjeżdżać się reszta Ordo Septenarius. Po nieco więcej niż godzinie na miejscu było już siedmiu jej członków, Teugen oraz jeszcze jeden osobnik, który przybył razem z nim. Każdy z zawiniątkiem pod pachą, którym okazała się rytualna szata. Ostateczne przygotowania i przebranie się zajęły im kolejne pół godziny, przez które prawie wstrzymywaliście oddech. Nikt jednak nie wykrył waszej obecności.
Mniej więcej w tym samym czasie pod magazyn podjechał kolejny powóz, do magazynu weszło dwóch mężczyzn, taszcząc spory worek, z najwyraźniej poruszającą się zawartością. Ukłonili się i szybko oddalili. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, członkowie rady rozpoczęli rytuał. Podpalili świece, gasząc inne światła, wydobyli z worka związaną i zakneblowaną nagą kobietę, układając ją w środku kręgu. Założyli na głowy spiczaste kaptury, po czym rozpoczęli melodyjny zaśpiew. Ten, który był Teugenem powoli uniósł sztylet do góry nad ciałem kobiety...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Luca Orlandoni
Magazyn okazał się pusty, tyle że ktoś zdążył już przygotować teren pod rytuał upychając na bok skrzynie stojące kiedyś na środku. Luca miał już coś powiedzieć, gdy usłyszeli nadjeżdżający powóz. Orlandoni szybko zgasił latarenkę klnąc po tileańsku pod nosem. Rozdzielając się, skryli się za skrzyniami obserwując napływ kultystów. Najpierw przyjechał ten obrabowany – Steinhager, potem Teugen i reszta popaprańców. Orlandoni chciał ich wykończyć na wejściu, ale jakoś zawsze nie było dobrego momentu. W końcu gdy przyniesiono spory worek w którego wnętrzu znajdowała się kobieta, Luca syknął cicho do Castinyy.
- Chore skurwysyny. - jego twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia. - Pewnie śmierć tej dziewczyny rozpocznie rytuał. Jak tylko wystrzelę, rzucasz nożami w najbliższych popapranców.
Castinaa skinęła mu głową. W jej dłoniach migiem pojawiły się noże.
- Uważaj na siebie, kocham cię – szepnął Luca.
- Ja ciebie też – odparła dziewczyna.
Luca ukryty za skrzynią skoncentrował się na oglądaniu rytuału przez szparę. Nareszcie mieli wrogów pod ręką! Nie wykpią się już podstępnymi sztuczkami! Jego plan nie był ambitny. Jednoczesna salwa i błyskawiczna szarża powinna zaskoczyć kultystów. Tileańczyk na tyle, na ile potrafił dawał znaki pozostałym członkom drużyny skrytym za skrzyniami naprzeciw. Układając ręce i robiąc głupie miny symulował strzelanie z łuku, fechtowanie. Kiedy uznał, że wszyscy zrozumieli, powstał zza skrzyni i wypalił z pistoletów. Celował w Teugena, wznoszącego nóż do rytualnego ciosu.
Magazyn okazał się pusty, tyle że ktoś zdążył już przygotować teren pod rytuał upychając na bok skrzynie stojące kiedyś na środku. Luca miał już coś powiedzieć, gdy usłyszeli nadjeżdżający powóz. Orlandoni szybko zgasił latarenkę klnąc po tileańsku pod nosem. Rozdzielając się, skryli się za skrzyniami obserwując napływ kultystów. Najpierw przyjechał ten obrabowany – Steinhager, potem Teugen i reszta popaprańców. Orlandoni chciał ich wykończyć na wejściu, ale jakoś zawsze nie było dobrego momentu. W końcu gdy przyniesiono spory worek w którego wnętrzu znajdowała się kobieta, Luca syknął cicho do Castinyy.
- Chore skurwysyny. - jego twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia. - Pewnie śmierć tej dziewczyny rozpocznie rytuał. Jak tylko wystrzelę, rzucasz nożami w najbliższych popapranców.
Castinaa skinęła mu głową. W jej dłoniach migiem pojawiły się noże.
- Uważaj na siebie, kocham cię – szepnął Luca.
- Ja ciebie też – odparła dziewczyna.
Luca ukryty za skrzynią skoncentrował się na oglądaniu rytuału przez szparę. Nareszcie mieli wrogów pod ręką! Nie wykpią się już podstępnymi sztuczkami! Jego plan nie był ambitny. Jednoczesna salwa i błyskawiczna szarża powinna zaskoczyć kultystów. Tileańczyk na tyle, na ile potrafił dawał znaki pozostałym członkom drużyny skrytym za skrzyniami naprzeciw. Układając ręce i robiąc głupie miny symulował strzelanie z łuku, fechtowanie. Kiedy uznał, że wszyscy zrozumieli, powstał zza skrzyni i wypalił z pistoletów. Celował w Teugena, wznoszącego nóż do rytualnego ciosu.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ulrich de Maar
Słuchał słów Golema i mina mu rzedła. „Jak to? Miałoby się obyć bez prawdziwej walki?!” Rozsądek cicho mówił, że takie rozwiązanie będzie bezpieczniejsze… no, ale kto by go tam słuchał, prawda?
I tak w końcu okazało się, że magazyn jest pusty, tak więc dobrze, że go nie spalili. Ulrich wszedł już spokojnie do ciemnego budynku, rozejrzał się („A nuż, może jakiś jeden się chowa gdzieś tutaj?”) i westchnął. No i co teraz? Mogli jeszcze sprawdzić ten drugi magazyn, ale de Maar czuł, że tam też nic nie znajdą.
Wtem rozległ się stukot kopyt. Skryli się szybko w ciemnościach, aby zobaczyć Steinhagera przygotowującego się do jakiegoś przeklętego rytuału. Przed natychmiastowym rzuceniem się na człowieka, powstrzymał go wzrok Orlandoniego i ludzka ciekawość. No i oczywiście to, że jeszcze nie było tutaj najważniejszego człowieka – Johannesa Teugena. Ulrich zbladł, gdy zobaczył co, a raczej: kto był w ostatnim worku.
- Nie, do cholery, nie! – syknął starając się opanować gniew. Gdyby nie ten dziwny śpiew, czy jak to określić, zapewne któryś z nich już by usłyszał Ulricha. Szpada z cichym sykiem opuściła pochwę. Zaraz potem drugie ostrze także. Szlachcic wychylił się lekko chcąc zobaczyć, gdzie są pozostali towarzysze, po czym zaraz znów ukrył się przed wzrokiem wrogów. Chociaż pewnie i tak nie zauważyliby ich obecności – tak pochłania ich ta chora „uroczystość.” Ulrich spiął się cały, gotów ruszyć na tych zdrajców Imperium, jak tylko usłyszy wystrzał z pistoletu Tileańczyka. Tu nie było miejsca na litość. Teugen i cała reszta tej zgrai nie zasługuje na to, aby żyć. Spojrzał jeszcze kątem oka na tą zakochaną parę, jak coś szeptali między sobą. Pożegnania? Jakby zamierzali tu zginać… „Śmierć? Tutaj?! Nonsens!” Ulrich jeszcze przelotnie pomyślał, że taka walka to żadne wyzwanie… „Gdzie ten wielki, dymiący, sku***syn?” Ale zaraz skarcił się za swoją głupotę. Jeśli pozwoliłby aby ta kobieta umarła, tylko po to, aby mógł stoczyć ciekawą - i zapewne ostatnią w życiu - walkę, to nigdy by sobie tego nie wybaczył…
Rozległ się huk wystrzału.
Słuchał słów Golema i mina mu rzedła. „Jak to? Miałoby się obyć bez prawdziwej walki?!” Rozsądek cicho mówił, że takie rozwiązanie będzie bezpieczniejsze… no, ale kto by go tam słuchał, prawda?
I tak w końcu okazało się, że magazyn jest pusty, tak więc dobrze, że go nie spalili. Ulrich wszedł już spokojnie do ciemnego budynku, rozejrzał się („A nuż, może jakiś jeden się chowa gdzieś tutaj?”) i westchnął. No i co teraz? Mogli jeszcze sprawdzić ten drugi magazyn, ale de Maar czuł, że tam też nic nie znajdą.
Wtem rozległ się stukot kopyt. Skryli się szybko w ciemnościach, aby zobaczyć Steinhagera przygotowującego się do jakiegoś przeklętego rytuału. Przed natychmiastowym rzuceniem się na człowieka, powstrzymał go wzrok Orlandoniego i ludzka ciekawość. No i oczywiście to, że jeszcze nie było tutaj najważniejszego człowieka – Johannesa Teugena. Ulrich zbladł, gdy zobaczył co, a raczej: kto był w ostatnim worku.
- Nie, do cholery, nie! – syknął starając się opanować gniew. Gdyby nie ten dziwny śpiew, czy jak to określić, zapewne któryś z nich już by usłyszał Ulricha. Szpada z cichym sykiem opuściła pochwę. Zaraz potem drugie ostrze także. Szlachcic wychylił się lekko chcąc zobaczyć, gdzie są pozostali towarzysze, po czym zaraz znów ukrył się przed wzrokiem wrogów. Chociaż pewnie i tak nie zauważyliby ich obecności – tak pochłania ich ta chora „uroczystość.” Ulrich spiął się cały, gotów ruszyć na tych zdrajców Imperium, jak tylko usłyszy wystrzał z pistoletu Tileańczyka. Tu nie było miejsca na litość. Teugen i cała reszta tej zgrai nie zasługuje na to, aby żyć. Spojrzał jeszcze kątem oka na tą zakochaną parę, jak coś szeptali między sobą. Pożegnania? Jakby zamierzali tu zginać… „Śmierć? Tutaj?! Nonsens!” Ulrich jeszcze przelotnie pomyślał, że taka walka to żadne wyzwanie… „Gdzie ten wielki, dymiący, sku***syn?” Ale zaraz skarcił się za swoją głupotę. Jeśli pozwoliłby aby ta kobieta umarła, tylko po to, aby mógł stoczyć ciekawą - i zapewne ostatnią w życiu - walkę, to nigdy by sobie tego nie wybaczył…
Rozległ się huk wystrzału.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Gildiril
Ninerl była chyba jedyną osobą, która cieszyła się z tej mgły. Gildiril natomiast nie mógł odpędzić przeczucia, że zwiastuje ona coś niedobrego... Choć może to było tylko jego urojenie, przecież mgła w dokach nie była raczej niczym nadnaturalnym.
Powstrzymał ich Gunter, który przedstawił własne rozwiązanie, Ninerl też je zaaprobowała. Niby dobry plan, ale i tak nie wiedzieli, co jest w magazynie, a nuż znajdowali się tam niewinni ludzie... Na szczęście Luca zaraz wrócił i okazało się, że nie muszą niczego podpalać. Za to mogli bezpiecznie zwiedzić magazyn. Na pierwszy rzut oka nie różnił się od reszty portowych "przybytków". Sporo różnych skrzynek ze wszelkiej maści towarami i ani śladu demonów. Nic podejrzanego... Do chwili, gdy w magazynie zjawił się Otto Steinhager. A więc jednak... Tylko, że oni przyszli wcześniej i mieli w pewnym sensie kontrolę nad sytuacją.
Przygotowania do rytuału ruszyły pełną parą. Otto przygotował miejsce, zaczęła zbierać się też reszta kultystów. Nawet ofiarę przywieźli... Kolejne minuty upływały pod znakiem rosnącego napięcia. W końcu kiedyś trzeba było zacząć działać... Spojrzał na drugą stronę, na Ulricha, Lucę i Castinę. Tileańczyk szykował się do strzału. To był właśnie ten moment. Elf nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk. Ręka mu nieco zadrżała, ale zaraz się uspokoił. Muszą ich wziąć z zaskoczenia. Gdy rozległ się wystrzał, Gildiril zwolnił uchwyt, a strzała z miłym dla ucha sykiem przecięła powietrze. Czyjeś przeznaczenie za chwilę miało się dopełnić. I lepiej, żeby nie było to przeznaczenie Gildirila...
Ninerl była chyba jedyną osobą, która cieszyła się z tej mgły. Gildiril natomiast nie mógł odpędzić przeczucia, że zwiastuje ona coś niedobrego... Choć może to było tylko jego urojenie, przecież mgła w dokach nie była raczej niczym nadnaturalnym.
Powstrzymał ich Gunter, który przedstawił własne rozwiązanie, Ninerl też je zaaprobowała. Niby dobry plan, ale i tak nie wiedzieli, co jest w magazynie, a nuż znajdowali się tam niewinni ludzie... Na szczęście Luca zaraz wrócił i okazało się, że nie muszą niczego podpalać. Za to mogli bezpiecznie zwiedzić magazyn. Na pierwszy rzut oka nie różnił się od reszty portowych "przybytków". Sporo różnych skrzynek ze wszelkiej maści towarami i ani śladu demonów. Nic podejrzanego... Do chwili, gdy w magazynie zjawił się Otto Steinhager. A więc jednak... Tylko, że oni przyszli wcześniej i mieli w pewnym sensie kontrolę nad sytuacją.
Przygotowania do rytuału ruszyły pełną parą. Otto przygotował miejsce, zaczęła zbierać się też reszta kultystów. Nawet ofiarę przywieźli... Kolejne minuty upływały pod znakiem rosnącego napięcia. W końcu kiedyś trzeba było zacząć działać... Spojrzał na drugą stronę, na Ulricha, Lucę i Castinę. Tileańczyk szykował się do strzału. To był właśnie ten moment. Elf nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk. Ręka mu nieco zadrżała, ale zaraz się uspokoił. Muszą ich wziąć z zaskoczenia. Gdy rozległ się wystrzał, Gildiril zwolnił uchwyt, a strzała z miłym dla ucha sykiem przecięła powietrze. Czyjeś przeznaczenie za chwilę miało się dopełnić. I lepiej, żeby nie było to przeznaczenie Gildirila...

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ninerl Tar Vatherain
Tileańczyk już zniknął w środku, Ninerl westchnęła ciężko.
- Kiedyś narobi sobie kłopotów przez to włażenie od razu, gdzie tylko się da.
Po chwili wrócił. Magazyn był pusty.
Weszli do niego i schowali się za towarami. Ninerl poluzowała obydwa miecze. Będzie chyba musiała walczyć Arhai- jego magia może zakłócić rytuał, a o to przecież chodzi.
A potem pojawił się pan kupiec. Wargi Ninerl skrzywiły się w grymasie. O , już ona mu pokaże.
Jego przygotowania zdziwiły dziewczynę. Myślała, że kultyści są inteligentniejsi. A może byli tak zadufani w sobie, że wydawało im się, że drużynę nadal goni tłum? Otto skończył i zaczęli się pojawić inni.
Cyfra siedem. A jednak... Wyglądało na to, że zebrał się tu cały, najważniejszy krąg władz tego stowarzyszenia. Bardzo dobrze... Od razu się ich zlikwiduje.
W pewnym momencie uchyliły się drzwi i dwóch mężczyzn wniosło jakiś worek. Poruszał się, a Ninerl była pewna, że jest to ofiara. I owszem.
Młoda dziewczyna. Widok ofiary nie zrobił na Ninerl wrażenia. Widywała już gorsze rzeczy. Przypomniała sobie jak wzięli z zaskoczenia watahę Wiedźm i wyrżnęli wszystkie. A potem w okolicy ołtarza i na nim samym znaleźli dwadzieścia trupów z wyrwanymi sercami. Co gorsze, niektóre z nich były Ninerl znajome z widzenia. Serce też się znalazły, a jakże. W wielkiej misie, tuż obok ciał dwóch malutkich dzieci. Miały przecięte gardła. Biedne maleństwa...
Potrząsnęła głową i wróciła do rzeczywistości. Szaleńcy zaczęli śpiewać i poczuł mrowienie. Oho, zaczyna się. Cicho wyciągnęła ojcowski miecz. Jest dla niej za dług i nieco za cieżki, ale ona i i tak będzie szybsza od ludzi. Teugen właśnie dobywał noża. Ninerl ścisnęła za rękę Gildirila i powoli i po cichutku przesunęła się w stronę kręgu....
Rozległ się wystrzał, a Ninerl wystrzeliła w skoku jak pantera. Najpierw trzeba zbić Teugena, jeśli Luca chybi. Jeśli nie to, to szybko wyrżnie resztę. Gniew śpiewał swą radosną pieśń współbrzmiąc z mieczem. Wspaniale... niech popłynie krew...
Tileańczyk już zniknął w środku, Ninerl westchnęła ciężko.
- Kiedyś narobi sobie kłopotów przez to włażenie od razu, gdzie tylko się da.
Po chwili wrócił. Magazyn był pusty.
Weszli do niego i schowali się za towarami. Ninerl poluzowała obydwa miecze. Będzie chyba musiała walczyć Arhai- jego magia może zakłócić rytuał, a o to przecież chodzi.
A potem pojawił się pan kupiec. Wargi Ninerl skrzywiły się w grymasie. O , już ona mu pokaże.
Jego przygotowania zdziwiły dziewczynę. Myślała, że kultyści są inteligentniejsi. A może byli tak zadufani w sobie, że wydawało im się, że drużynę nadal goni tłum? Otto skończył i zaczęli się pojawić inni.
Cyfra siedem. A jednak... Wyglądało na to, że zebrał się tu cały, najważniejszy krąg władz tego stowarzyszenia. Bardzo dobrze... Od razu się ich zlikwiduje.
W pewnym momencie uchyliły się drzwi i dwóch mężczyzn wniosło jakiś worek. Poruszał się, a Ninerl była pewna, że jest to ofiara. I owszem.
Młoda dziewczyna. Widok ofiary nie zrobił na Ninerl wrażenia. Widywała już gorsze rzeczy. Przypomniała sobie jak wzięli z zaskoczenia watahę Wiedźm i wyrżnęli wszystkie. A potem w okolicy ołtarza i na nim samym znaleźli dwadzieścia trupów z wyrwanymi sercami. Co gorsze, niektóre z nich były Ninerl znajome z widzenia. Serce też się znalazły, a jakże. W wielkiej misie, tuż obok ciał dwóch malutkich dzieci. Miały przecięte gardła. Biedne maleństwa...
Potrząsnęła głową i wróciła do rzeczywistości. Szaleńcy zaczęli śpiewać i poczuł mrowienie. Oho, zaczyna się. Cicho wyciągnęła ojcowski miecz. Jest dla niej za dług i nieco za cieżki, ale ona i i tak będzie szybsza od ludzi. Teugen właśnie dobywał noża. Ninerl ścisnęła za rękę Gildirila i powoli i po cichutku przesunęła się w stronę kręgu....
Rozległ się wystrzał, a Ninerl wystrzeliła w skoku jak pantera. Najpierw trzeba zbić Teugena, jeśli Luca chybi. Jeśli nie to, to szybko wyrżnie resztę. Gniew śpiewał swą radosną pieśń współbrzmiąc z mieczem. Wspaniale... niech popłynie krew...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Castinaa "Arienati"
Błyskawicznie przeprowadzona akcja przez parę Tileańczyków na szczęście zakończyła się powodzeniem i wszystkim udało się bezpiecznie uciec. Kobieta była zadowolona, może znali się z Lucą od niedawna, ale doskonale się rozumieli i uzupełniali. Nie musiała nic mówić, zdawał się albo czytać jej w myślach, albo myśleć dokładnie o tym samym. Efektem wyszła im bardzo ładna współpraca i sprawna ucieczka.
Dla Ari było dość jasne, że MAG to skrót od magazynu, ale nic się nie wypowiadała, przecież i tak mieli to sprawdzić i tak. Kiedy już się znaleźli w pobliżu, znowu każdy miał coś do powiedzenia, ale Castinaa swoim zwyczajem milczała i pilnowała, by nikt ich nie zaskoczył i nie zaszedł od tyłu. Luca szybko wszedł do magazynu, Ninerl westchnęła ciężko.
- Kiedyś narobi sobie kłopotów przez to włażenie od razu, gdzie tylko się da - mruknęła.
Nie wiedzieć czemu, Tileance dość przyjemnie się to skojarzyło i była całkiem zadowolona, że jej mężczyzna 'włazi od razu, gdzie tylko się da'. Zaśmiała się cicho pod nosem i naszykowała wszystkie noże, które udało jej się wcześniej zdobyć.
Nie czekali długo, aż zaczęli się pojawiać pierwsi... hmm... chyba można ich było określić mianem kultystów. Gdy wyciągnęli z worka kobietę, Castinaa westchnęła cicho zrezygnowana, oby teraz Luca nie wpadł na żaden 'genialny' i zarazem ryzykowny pomysł, byleby tylko ratować damę z opresji.
- Chore skurwysyny - stwierdził Tileańczyk i jego twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia. - Pewnie śmierć tej dziewczyny rozpocznie rytuał. Jak tylko wystrzelę, rzucasz nożami w najbliższych popaprańców.
Na szczęście jego plan był prosty, strzeli i w tym momencie wszyscy inni zaatakują. Dobra, kiwnęła głową, na coś takiego mogła się zgodzić.
- Uważaj na siebie, kocham cię – szepnął Luca.
- Ja ciebie też – odparła mu kobieta.
Kiedy tylko mężczyzna wystrzelił, rzuciła nożami w najbliższego kultystę i wyskoczyła do przodu. Miała zamiar wślizgiem najechać na pentagram i go zepsuć, przy okazji także odciągnąć dziewczynę, by nie została przypadkiem ranna. Ryzykowne, głupie, ale co tam. Żyje się tylko raz...
Błyskawicznie przeprowadzona akcja przez parę Tileańczyków na szczęście zakończyła się powodzeniem i wszystkim udało się bezpiecznie uciec. Kobieta była zadowolona, może znali się z Lucą od niedawna, ale doskonale się rozumieli i uzupełniali. Nie musiała nic mówić, zdawał się albo czytać jej w myślach, albo myśleć dokładnie o tym samym. Efektem wyszła im bardzo ładna współpraca i sprawna ucieczka.
Dla Ari było dość jasne, że MAG to skrót od magazynu, ale nic się nie wypowiadała, przecież i tak mieli to sprawdzić i tak. Kiedy już się znaleźli w pobliżu, znowu każdy miał coś do powiedzenia, ale Castinaa swoim zwyczajem milczała i pilnowała, by nikt ich nie zaskoczył i nie zaszedł od tyłu. Luca szybko wszedł do magazynu, Ninerl westchnęła ciężko.
- Kiedyś narobi sobie kłopotów przez to włażenie od razu, gdzie tylko się da - mruknęła.
Nie wiedzieć czemu, Tileance dość przyjemnie się to skojarzyło i była całkiem zadowolona, że jej mężczyzna 'włazi od razu, gdzie tylko się da'. Zaśmiała się cicho pod nosem i naszykowała wszystkie noże, które udało jej się wcześniej zdobyć.
Nie czekali długo, aż zaczęli się pojawiać pierwsi... hmm... chyba można ich było określić mianem kultystów. Gdy wyciągnęli z worka kobietę, Castinaa westchnęła cicho zrezygnowana, oby teraz Luca nie wpadł na żaden 'genialny' i zarazem ryzykowny pomysł, byleby tylko ratować damę z opresji.
- Chore skurwysyny - stwierdził Tileańczyk i jego twarz wykrzywiał grymas obrzydzenia. - Pewnie śmierć tej dziewczyny rozpocznie rytuał. Jak tylko wystrzelę, rzucasz nożami w najbliższych popaprańców.
Na szczęście jego plan był prosty, strzeli i w tym momencie wszyscy inni zaatakują. Dobra, kiwnęła głową, na coś takiego mogła się zgodzić.
- Uważaj na siebie, kocham cię – szepnął Luca.
- Ja ciebie też – odparła mu kobieta.
Kiedy tylko mężczyzna wystrzelił, rzuciła nożami w najbliższego kultystę i wyskoczyła do przodu. Miała zamiar wślizgiem najechać na pentagram i go zepsuć, przy okazji także odciągnąć dziewczynę, by nie została przypadkiem ranna. Ryzykowne, głupie, ale co tam. Żyje się tylko raz...

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Günter Golem
Olbrzym z pomrukiem niezadowolenia wszedł do pustego magazynu. Żałował, ach jak żałował, że nie zgromadziły się jeszcze w budynku te plugawe osobistości. Oczyma wyobraźni już widział płonący skład, a w nim wrzeszczących i tłukących się desperacko o zablokowane drzwi złych ludzi.
Klepnięciem w czoło przegonił wizję, gdy na zewnątrz budynku dało się słyszeć stukot końskich kopyt. Wraz z towarzyszami Golem zanurkował za stertę skrzyń.
"A co jeśli to pułapka? I teraz my będziemy skwierczeć w płomieniach jako te prażone kacze udka?" - zasępił się, jednak odgonił czarne myśli kiedy w budynku zjawił się Steinhager.
- Witaj, bratku... - wymamrotał Günter bezgłośnie, złośliwie się uśmiechając.
Olbrzym w kompletnej ciszy obserwował, jak do magazynu schodzą się kolejne osoby. W posępnym milczeniu przyglądał się przygotowaniom do ceremonii. Klął w myślach, że musiał tu teraz siedzieć, zamiast ochoczo rozbijać czaszki sługom Chaosu. Coraz bardziej niecierpliwił się z każdą sekundą...
W pewnym momencie Luca dał znak do ataku i wypalił z pistoletów. Nim elfka doskoczyła do swojego przeciwnika, Golem poderwał w powietrze skrzynię i wielką mocą rzucił ją w sam środek miejsca ceremonii. Jego celem było nie tyle zranienie drewnianym pociskiem któregoś z partycypantów, ile wywołanie wśród nich zamieszania. Rozbijająca się u stóp przebierańców ciężka skrzynia powinna na chwilę zbić ich z tropu. A to da drużynie wystarczająco dużo czasu, by przeprowadzić szybką i krwawą akcję eliminowania plugawych kultystów.
Zanim przystąpił do samej walki, w Golemie odezwał się wpojony przez lata instynkt ochroniarza. Niczym pocisk z balisty wyskoczył między walczących i, zbijając pałką nadlatujące zewsząd uderzenia, zanurkował im pod nogi. Podniósł niedoszłą ofiarę z ziemi i, chroniąc własnym ciałem, odeskortował ją w odległy kraniec magazynu, w bezpieczne miejsce.
Następnie spojrzał gniewnie na pole potyczki i głośnym rykiem włączył się do walki.
Olbrzym z pomrukiem niezadowolenia wszedł do pustego magazynu. Żałował, ach jak żałował, że nie zgromadziły się jeszcze w budynku te plugawe osobistości. Oczyma wyobraźni już widział płonący skład, a w nim wrzeszczących i tłukących się desperacko o zablokowane drzwi złych ludzi.
Klepnięciem w czoło przegonił wizję, gdy na zewnątrz budynku dało się słyszeć stukot końskich kopyt. Wraz z towarzyszami Golem zanurkował za stertę skrzyń.
"A co jeśli to pułapka? I teraz my będziemy skwierczeć w płomieniach jako te prażone kacze udka?" - zasępił się, jednak odgonił czarne myśli kiedy w budynku zjawił się Steinhager.
- Witaj, bratku... - wymamrotał Günter bezgłośnie, złośliwie się uśmiechając.
Olbrzym w kompletnej ciszy obserwował, jak do magazynu schodzą się kolejne osoby. W posępnym milczeniu przyglądał się przygotowaniom do ceremonii. Klął w myślach, że musiał tu teraz siedzieć, zamiast ochoczo rozbijać czaszki sługom Chaosu. Coraz bardziej niecierpliwił się z każdą sekundą...
W pewnym momencie Luca dał znak do ataku i wypalił z pistoletów. Nim elfka doskoczyła do swojego przeciwnika, Golem poderwał w powietrze skrzynię i wielką mocą rzucił ją w sam środek miejsca ceremonii. Jego celem było nie tyle zranienie drewnianym pociskiem któregoś z partycypantów, ile wywołanie wśród nich zamieszania. Rozbijająca się u stóp przebierańców ciężka skrzynia powinna na chwilę zbić ich z tropu. A to da drużynie wystarczająco dużo czasu, by przeprowadzić szybką i krwawą akcję eliminowania plugawych kultystów.
Zanim przystąpił do samej walki, w Golemie odezwał się wpojony przez lata instynkt ochroniarza. Niczym pocisk z balisty wyskoczył między walczących i, zbijając pałką nadlatujące zewsząd uderzenia, zanurkował im pod nogi. Podniósł niedoszłą ofiarę z ziemi i, chroniąc własnym ciałem, odeskortował ją w odległy kraniec magazynu, w bezpieczne miejsce.
Następnie spojrzał gniewnie na pole potyczki i głośnym rykiem włączył się do walki.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Zaskoczenie było pełne. Przynajmniej przez chwilę. Luca podnosząc się zza skrzyń wypalił z pistoletów. Rozległ się niesamowity huk i dwie kule dopadły Teugena, który odbił sę od stojącej za nim skrzynki i padł na podłogę wypuszczając sztylet. Postrzały nie były jednak śmiertelne, gdyż mężczyzna, choć ranny, już podnosił się na równe nogi wykrzykując jakieś demoniczne słowa. Strzała Gildirila ugodziła Steinhagera w brzuch, posyłając go na kolana. Gunter rzucił w sam środek kultystów skrzynię, która rozbijając się nie zrobiła im żadnej krzywdy. Pozwoliło to jednak Ninerl dopaść do jednego z kultystów i ciąć przez korpus. Zakapturzony tryskając krwią padł na ziemię. Podobnie jak przeciwnik Ulricha, przeszyty na wylot. Noże Castinny trafiły jednego z kultystów w szyję, kolejny ugodził Teugena w ramię.To najwyraźniej zirytowało zaskoczonego Johannesa. Wyszarpnął nóż szybkim ruchem i mimo, że szata zabarwiła się w trzech miejscach na czerwono, po Teugenie widać było jedynie wściekłość. I to jaką! Najwyraźniej chroniło go coś więcej niż zwykle szaty. Jego krzyk, skierowany ku kultystom, poprzedziły ciche mamrotanie zaklęcia.
- Odwrócić się! Chcę mieć ich głowy!
Wiedział co mówi. Kilku żywych kultystów, prócz leżącego ze strzałą w trzewiach Steinhagera, wypełnili jego polecenie dobywając ukrytych pod szatami mieczów. Jedynie mężczyzna, który przybył z Teugenem zrobił coś innego. W kłębie dymu, wszedł on na środek kręgu, przybierając formę dwumetrowego, czerwonoskórego stwora o długich, bawolich rogach.

Na jego widok strach ścisnął wasze trzewia, a ciała zaczęły drżeć – nic dziwnego, pierwszy raz w życiu widzieliście na oczy takie plugastwo. Potwór wyciągnął ku wam, przerażonym i niezdolnym przez chwilę do niczego, szponiastą dłoń. Po chwili Castinaa, która nadbiegała by zniszczyć pentagram, a teraz stała sparaliżowana strachem, padła na kolana nie mogąc zrobić nic, poza mamrotaniem niezrozumiałych słów. Gdy otrząsnęliście się z szoku, wszyscy prócz Gildirila, który przerażony schował się za skrzynki dygocząc ze strachu, uświadomiliście sobie, że demon rzucił kolejny czar. Szponiasta dłoń błysnęła jasnym światłem i uderzył z niej piorun uderzający ku klęczącej skrytobójczyni. Luca w ostatniej chwili rzucił się na pomoc kobiecie i pocisk uderzył w stojące nieopodal skrzynie spalając je doszczętnie. Gunter nadbiegł z boku zabijając swą pałką kolejnego z kultystów i chwytając w olbrzymie dłonie związaną kobietę, którą położył po chwili za skrzyniami, poza polem walki. Teugen zaś, ledwo poruszający się już na nogach, drżącym głosem skończył tkanie kolejnego czaru. Tuż przed wami pojawiły się trzy, dzierżące miecze, humanoidalne stworzenia, z paskudnymi, demonicznymi uśmiechami na twarzy. Zupełnie jak te na Morrsliebie w ostatnim czasie. Walka rozpoczęła się na dobre.
Gwoli ścisłości – pozostało trzech kultystów, trzy potwory z mieczami i jeden pomniejszy demon Tzeentcha. No i ranny, ale wciąż groźny Teugen
(rannego Steinhagera nie liczę, gdyż nie stanowi zagrożenia). Powodzenia!
- Odwrócić się! Chcę mieć ich głowy!
Wiedział co mówi. Kilku żywych kultystów, prócz leżącego ze strzałą w trzewiach Steinhagera, wypełnili jego polecenie dobywając ukrytych pod szatami mieczów. Jedynie mężczyzna, który przybył z Teugenem zrobił coś innego. W kłębie dymu, wszedł on na środek kręgu, przybierając formę dwumetrowego, czerwonoskórego stwora o długich, bawolich rogach.

Na jego widok strach ścisnął wasze trzewia, a ciała zaczęły drżeć – nic dziwnego, pierwszy raz w życiu widzieliście na oczy takie plugastwo. Potwór wyciągnął ku wam, przerażonym i niezdolnym przez chwilę do niczego, szponiastą dłoń. Po chwili Castinaa, która nadbiegała by zniszczyć pentagram, a teraz stała sparaliżowana strachem, padła na kolana nie mogąc zrobić nic, poza mamrotaniem niezrozumiałych słów. Gdy otrząsnęliście się z szoku, wszyscy prócz Gildirila, który przerażony schował się za skrzynki dygocząc ze strachu, uświadomiliście sobie, że demon rzucił kolejny czar. Szponiasta dłoń błysnęła jasnym światłem i uderzył z niej piorun uderzający ku klęczącej skrytobójczyni. Luca w ostatniej chwili rzucił się na pomoc kobiecie i pocisk uderzył w stojące nieopodal skrzynie spalając je doszczętnie. Gunter nadbiegł z boku zabijając swą pałką kolejnego z kultystów i chwytając w olbrzymie dłonie związaną kobietę, którą położył po chwili za skrzyniami, poza polem walki. Teugen zaś, ledwo poruszający się już na nogach, drżącym głosem skończył tkanie kolejnego czaru. Tuż przed wami pojawiły się trzy, dzierżące miecze, humanoidalne stworzenia, z paskudnymi, demonicznymi uśmiechami na twarzy. Zupełnie jak te na Morrsliebie w ostatnim czasie. Walka rozpoczęła się na dobre.
Gwoli ścisłości – pozostało trzech kultystów, trzy potwory z mieczami i jeden pomniejszy demon Tzeentcha. No i ranny, ale wciąż groźny Teugen

Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Luca, Günter i Castinaa "Arienati"
Przerażająca maszkara, jaka zjawiła się w kręgu, wywołała spore zamieszanie wśród bohaterów. Kto wie? Może gdyby nie zimna determinacja, z jaką Golem wyczekiwał tej finałowej walki, siedziałby teraz w miejscu Gildirila, trzęsąc ze strachu portkami.
Stało się jednak inaczej, oparł się złowieszczej aurze potwora. Dzięki temu mógł spełnić swój obowiązek i przyczynić się do zlikwidowania piekielnej bestii.
Szybko ocenił szanse walczących. Nie ulegało wątpliwości, że żaden z bohaterów nie miał szans w pojedynkę z demonem Chaosu.
Orlandoni zamarł na chwilę. Zdrowy rozsądek nakazywał zabierać nogi za pas i zmykać czym prędzej. Jednak kiedy ostatnio Luca słuchał zdrowego rozsądku? Na pewno zanim związał się z tą grupą awanturników. Tileańczyk otrząsnął się w końcu dobywając rapiera.
Rzucił się na pomoc obezwładnionej i oszołomionej ukochanej, akurat w momencie gdy plugastwo Tzeentcha wypowiadało zaklęcie. Zdążył w ostatniej chwili. Piorun przemknął obok nich, gdy odepchnął kobietę, lądując na niej pod skrzyniami. Castinaa spojrzała się na Lucę lekko wystraszona, znów uratował jej życie. Nie była jednak w stanie nic powiedzieć, ani nawet się podnieść.
- Niech nikt nie waży się uciekać! - Luca powiedział to akurat w momencie, gdy przestraszony Gildiril chował się za skrzyniami. - Tylko współdziałając możemy zniszczyć to wszystko! - warknął.
Podniósł się w końcu na nogi i dobył rapiera. Może i Luca Orlandoni nie był wojownikiem, ale coś tam potrafił. Poza tym uczyniły go nim ostatnie dwa tygodnie. Nie był przyzwyczajony do ciężaru zbroi. Jednak dodawała mu ona otuchy a lekka lecz solidna koszulka kolcza nie krępowała ruchów. Na brak odwagi nie mógł narzekać, wszak musiał chronić swoją kobietę, która zdawała się być teraz jakoś wyjątkowo bezbronna.
Wielkolud upewniwszy się, że dziewczyna jest bezpieczna, spojrzał w stronę Tileańczyków. Wspomniawszy mordercze talenta Castinyy, w golemowej głowie zrodził się plan.
- Luca! - wrzasnął Golem. - Dokończ dzieła i zabij czarownika! Ninerl, Ulrich, wykończcie jego obstawę. Gildiril, do stu piekieł!, przestań dygać i odstrzel tym pajacom głowy!
Głos mężczyzny był pewny i silny.
- Cas! Chodź tu szybko! - zawołał jeszcze do skrytobójczyni, lecz ta nie zareagowała od razu.
- Teugen tu vafanculo! - krzyknął Luca i zaczął przedzierać się ku rannemu demonologowi pozostawiając demona i kultystów towarzyszom. Wiedział dobrze, że musi go zabić, inaczej drużyna szybko padnie pod czarami jego i demona. Günter miał rację, musiał się nim teraz zająć.
Gdy udało mu się podejść i stanąć twarzą w twarz z kultystą, ostrze rapieru pruło powietrze wprost ku gardłu Teugena. W tym czasie Golem podbiegł do nadal lekko zszokowanej i wystraszonej zabójczyni.
- Masz niepowtarzalną okazję w pełni wykorzystać swój morderczy talent - powiedział pośpiesznie pomagając jej wstać. - Podrzucę cię na kark tej bestii, a ty zajmiesz się resztą. Wskakuj!
Golem pochylił się do przodu umożliwiając Tileance wskoczenie po jego barku wprost na grzbiet plugawej bestii.
- Weź to i zrób z tego użytek - krzyknął podrzucając dziewczynie swój krótki miecz.
W kilku krokach kobieta znalazła się w powietrzu i kiedy wylądowała na karku potwora, Günter wyskoczył przed maszkarę szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. Byli niemal równi wzrostem, z niewielką różnicą na korzyść demona. Golem uwiesił się ramionami na ręku bestii, upierdliwie zajmując ją jak najdłużej, aby uniemożliwić potworowi ściągnięcie dziewczyny z grzbietu. Castinaa w tym czasie wykorzystując całą swoją siłę, spróbowała zatopić ostrze tuż przy szyi demona, zaraz przy obojczyku. Od razu się szykowała, by po ataku mieczem przejechać nożem po gardle tej plugawej istoty...
Przerażająca maszkara, jaka zjawiła się w kręgu, wywołała spore zamieszanie wśród bohaterów. Kto wie? Może gdyby nie zimna determinacja, z jaką Golem wyczekiwał tej finałowej walki, siedziałby teraz w miejscu Gildirila, trzęsąc ze strachu portkami.
Stało się jednak inaczej, oparł się złowieszczej aurze potwora. Dzięki temu mógł spełnić swój obowiązek i przyczynić się do zlikwidowania piekielnej bestii.
Szybko ocenił szanse walczących. Nie ulegało wątpliwości, że żaden z bohaterów nie miał szans w pojedynkę z demonem Chaosu.
Orlandoni zamarł na chwilę. Zdrowy rozsądek nakazywał zabierać nogi za pas i zmykać czym prędzej. Jednak kiedy ostatnio Luca słuchał zdrowego rozsądku? Na pewno zanim związał się z tą grupą awanturników. Tileańczyk otrząsnął się w końcu dobywając rapiera.
Rzucił się na pomoc obezwładnionej i oszołomionej ukochanej, akurat w momencie gdy plugastwo Tzeentcha wypowiadało zaklęcie. Zdążył w ostatniej chwili. Piorun przemknął obok nich, gdy odepchnął kobietę, lądując na niej pod skrzyniami. Castinaa spojrzała się na Lucę lekko wystraszona, znów uratował jej życie. Nie była jednak w stanie nic powiedzieć, ani nawet się podnieść.
- Niech nikt nie waży się uciekać! - Luca powiedział to akurat w momencie, gdy przestraszony Gildiril chował się za skrzyniami. - Tylko współdziałając możemy zniszczyć to wszystko! - warknął.
Podniósł się w końcu na nogi i dobył rapiera. Może i Luca Orlandoni nie był wojownikiem, ale coś tam potrafił. Poza tym uczyniły go nim ostatnie dwa tygodnie. Nie był przyzwyczajony do ciężaru zbroi. Jednak dodawała mu ona otuchy a lekka lecz solidna koszulka kolcza nie krępowała ruchów. Na brak odwagi nie mógł narzekać, wszak musiał chronić swoją kobietę, która zdawała się być teraz jakoś wyjątkowo bezbronna.
Wielkolud upewniwszy się, że dziewczyna jest bezpieczna, spojrzał w stronę Tileańczyków. Wspomniawszy mordercze talenta Castinyy, w golemowej głowie zrodził się plan.
- Luca! - wrzasnął Golem. - Dokończ dzieła i zabij czarownika! Ninerl, Ulrich, wykończcie jego obstawę. Gildiril, do stu piekieł!, przestań dygać i odstrzel tym pajacom głowy!
Głos mężczyzny był pewny i silny.
- Cas! Chodź tu szybko! - zawołał jeszcze do skrytobójczyni, lecz ta nie zareagowała od razu.
- Teugen tu vafanculo! - krzyknął Luca i zaczął przedzierać się ku rannemu demonologowi pozostawiając demona i kultystów towarzyszom. Wiedział dobrze, że musi go zabić, inaczej drużyna szybko padnie pod czarami jego i demona. Günter miał rację, musiał się nim teraz zająć.
Gdy udało mu się podejść i stanąć twarzą w twarz z kultystą, ostrze rapieru pruło powietrze wprost ku gardłu Teugena. W tym czasie Golem podbiegł do nadal lekko zszokowanej i wystraszonej zabójczyni.
- Masz niepowtarzalną okazję w pełni wykorzystać swój morderczy talent - powiedział pośpiesznie pomagając jej wstać. - Podrzucę cię na kark tej bestii, a ty zajmiesz się resztą. Wskakuj!
Golem pochylił się do przodu umożliwiając Tileance wskoczenie po jego barku wprost na grzbiet plugawej bestii.
- Weź to i zrób z tego użytek - krzyknął podrzucając dziewczynie swój krótki miecz.
W kilku krokach kobieta znalazła się w powietrzu i kiedy wylądowała na karku potwora, Günter wyskoczył przed maszkarę szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. Byli niemal równi wzrostem, z niewielką różnicą na korzyść demona. Golem uwiesił się ramionami na ręku bestii, upierdliwie zajmując ją jak najdłużej, aby uniemożliwić potworowi ściągnięcie dziewczyny z grzbietu. Castinaa w tym czasie wykorzystując całą swoją siłę, spróbowała zatopić ostrze tuż przy szyi demona, zaraz przy obojczyku. Od razu się szykowała, by po ataku mieczem przejechać nożem po gardle tej plugawej istoty...

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Gildiril
Zbyt dużo rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie. Latające pociski, kilka zadanych ran i... demon. A do tego jakieś maszkary z mieczami. Zdecydowanie, to nie było na nerwy Gildirila. Po pierwszej chwili paniki elf ochłonął jednak trochę, szczególnie że Castinaa nawoływała do działania. Gildiril uspokoił oddech i wynurzył się zza skrzyni. Ciężko było teraz ocenić siły obu stron. Ich drużyna to kilku dobrych wojowników, ale z magią nie ma żartów...
Tileanka wraz z Gunterem zajęli się demonem, natomiast Luca dopadł rannego Teugena. Elf natomiast wychylił się i zaczął szyć z łuku do pozostałych przy życiu kultystów. To była jedyna taktyka - systematycznie eliminować zagrożenie. Potem zostaną jeszcze trzy poczwary z mieczami, więc może pójdzie nieco łatwiej... Rannym Ottonem nikt się nie przejmował - ciężko coś zrobić ze strzałą w brzuchu. Teraz przy odrobinie szczęścia strzały Gildirila spacyfikują jeszcze kilku złych i wstrętnych kultystów. Chcieli bratać się z demonami, to po śmierci będą mieli do tego znakomitą okazję.
Zbyt dużo rzeczy wydarzyło się w zbyt krótkim czasie. Latające pociski, kilka zadanych ran i... demon. A do tego jakieś maszkary z mieczami. Zdecydowanie, to nie było na nerwy Gildirila. Po pierwszej chwili paniki elf ochłonął jednak trochę, szczególnie że Castinaa nawoływała do działania. Gildiril uspokoił oddech i wynurzył się zza skrzyni. Ciężko było teraz ocenić siły obu stron. Ich drużyna to kilku dobrych wojowników, ale z magią nie ma żartów...
Tileanka wraz z Gunterem zajęli się demonem, natomiast Luca dopadł rannego Teugena. Elf natomiast wychylił się i zaczął szyć z łuku do pozostałych przy życiu kultystów. To była jedyna taktyka - systematycznie eliminować zagrożenie. Potem zostaną jeszcze trzy poczwary z mieczami, więc może pójdzie nieco łatwiej... Rannym Ottonem nikt się nie przejmował - ciężko coś zrobić ze strzałą w brzuchu. Teraz przy odrobinie szczęścia strzały Gildirila spacyfikują jeszcze kilku złych i wstrętnych kultystów. Chcieli bratać się z demonami, to po śmierci będą mieli do tego znakomitą okazję.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ulrich de Maar
Walka się rozpoczęła. Przez krótki moment Ulrich myślał, że skończy się już po kilku chwilach. Zdążył zobaczyć jak Teugen zostaje ranny nim rzucił się na kultystów. Po chwili, trwającej mniej więcej tyle co szybkie pchnięcie, jego przeciwnik leżał na ziemi w kałuży krwi. Spojrzał na resztę pola bitwy. Autentycznie zdziwiło go to, że Teugen jeszcze stoi na nogach. Zwłaszcza, że właśnie w jego ciało wbił się nóż Tileanki.
- Odwrócić się! Chcę mieć ich głowy!
Potem Ulrich zobaczył coś co na zawsze zapadło w jego pamięć. Jakby nie było, takich widoków nie widuje się zbyt często…
„Imponujące!” zdążył pomyśleć de Maar, nim strach wziął nad nim górę. Czuł jakby ktoś w jego głowie krzyczał na cały głos: „UCIEKAJ!!!” Na szczęście głos zaraz ucichł i Ulrich już zdawał sobie sprawę z tego co właśnie dzieje się dookoła. A działo się dużo. Od krzyków rozgniewanych kultystów, po jasny błysk. Pierwszą myślą Ulricha było, to że wreszcie ma swojego wymarzonego wroga. I był teraz pewien, że było warto czekać na tę chwilę. Już miał ruszać z wrzaskiem na potwora wewnątrz kręgu, spotkać się oko w oko ze śmiercią, gdy cicho odezwał się w nim rozsądek. Wtórował mu głos Orlandoniego…
-Niech nikt nie waży się uciekać! Tylko współdziałając możemy zniszczyć to wszystko!
… i Golema…
- …Ninerl, Ulrich, wykończcie jego obstawę…
Spojrzał szybko na elfkę i odwrócił się w stronę trzech humanoidów z mieczami.
-Chodźcie ścierwa, zobaczymy ile krwi w sobie macie… - powiedział cicho do siebie. Kątem oka zauważył, że Gildiril się w końcu zebrał w sobie. Najwyższy czas. Ruszył z krzykiem na najbliższego z tych stworów. Nie oczekiwał wprawdzie, że jego wrzask je przestraszy, ale… Tak czy inaczej pora się teraz skupić na walce. Te demony, czy cokolwiek to było, nie znały się może na fechtunku tak jak de Maar, ale z pewnością były większym wyzwaniem, niż zaskoczony kultysta. Ulrich krążył i odskakiwał na boki. Starał się, aby co najmniej jeden ze stworów był cały czas oddzielony od niego pozostałymi dwoma. Nawet trzech ludzi atakujących równocześnie mogłoby być problemem. Był cały czas w ruchu. Pchnięcie, obrót i garda. Liczył, że Ninerl zaraz mu trochę dopomoże…
Właśnie starł się z jednym z potworów, po czym obaj odskoczyli od siebie. Obaj bez groźniejszych obrażeń. W tym momencie Ulrich zobaczył co robią Gunter i Castinaa. „Na Sigmara, to szaleństwo!” pomyślał, ale z pewnym podziwem dla walczących. Nie miał niestety czasu dłużej się nad tym rozwodzić, bo humanoidalny stwór ciał szlachcica mieczem od góry. A raczej miał taki zamiar, bowiem Ulrich skrzyżował oba ostrza i zablokował cios, po czym lewakiem odepchnął ostrze wroga, a drugim ostrzem pchnął w pierś plugastwa. „No zdychajcie sku***syny!” myślał. Trzeba przyznać, że to starcie to naprawdę poważna potyczka. Zmęczenie powoli dawało mu się we znaki, a wrogowie ani myśleli odpuścić. „A tu jeszcze tyle do zabicia!”
Walka się rozpoczęła. Przez krótki moment Ulrich myślał, że skończy się już po kilku chwilach. Zdążył zobaczyć jak Teugen zostaje ranny nim rzucił się na kultystów. Po chwili, trwającej mniej więcej tyle co szybkie pchnięcie, jego przeciwnik leżał na ziemi w kałuży krwi. Spojrzał na resztę pola bitwy. Autentycznie zdziwiło go to, że Teugen jeszcze stoi na nogach. Zwłaszcza, że właśnie w jego ciało wbił się nóż Tileanki.
- Odwrócić się! Chcę mieć ich głowy!
Potem Ulrich zobaczył coś co na zawsze zapadło w jego pamięć. Jakby nie było, takich widoków nie widuje się zbyt często…
„Imponujące!” zdążył pomyśleć de Maar, nim strach wziął nad nim górę. Czuł jakby ktoś w jego głowie krzyczał na cały głos: „UCIEKAJ!!!” Na szczęście głos zaraz ucichł i Ulrich już zdawał sobie sprawę z tego co właśnie dzieje się dookoła. A działo się dużo. Od krzyków rozgniewanych kultystów, po jasny błysk. Pierwszą myślą Ulricha było, to że wreszcie ma swojego wymarzonego wroga. I był teraz pewien, że było warto czekać na tę chwilę. Już miał ruszać z wrzaskiem na potwora wewnątrz kręgu, spotkać się oko w oko ze śmiercią, gdy cicho odezwał się w nim rozsądek. Wtórował mu głos Orlandoniego…
-Niech nikt nie waży się uciekać! Tylko współdziałając możemy zniszczyć to wszystko!
… i Golema…
- …Ninerl, Ulrich, wykończcie jego obstawę…
Spojrzał szybko na elfkę i odwrócił się w stronę trzech humanoidów z mieczami.
-Chodźcie ścierwa, zobaczymy ile krwi w sobie macie… - powiedział cicho do siebie. Kątem oka zauważył, że Gildiril się w końcu zebrał w sobie. Najwyższy czas. Ruszył z krzykiem na najbliższego z tych stworów. Nie oczekiwał wprawdzie, że jego wrzask je przestraszy, ale… Tak czy inaczej pora się teraz skupić na walce. Te demony, czy cokolwiek to było, nie znały się może na fechtunku tak jak de Maar, ale z pewnością były większym wyzwaniem, niż zaskoczony kultysta. Ulrich krążył i odskakiwał na boki. Starał się, aby co najmniej jeden ze stworów był cały czas oddzielony od niego pozostałymi dwoma. Nawet trzech ludzi atakujących równocześnie mogłoby być problemem. Był cały czas w ruchu. Pchnięcie, obrót i garda. Liczył, że Ninerl zaraz mu trochę dopomoże…
Właśnie starł się z jednym z potworów, po czym obaj odskoczyli od siebie. Obaj bez groźniejszych obrażeń. W tym momencie Ulrich zobaczył co robią Gunter i Castinaa. „Na Sigmara, to szaleństwo!” pomyślał, ale z pewnym podziwem dla walczących. Nie miał niestety czasu dłużej się nad tym rozwodzić, bo humanoidalny stwór ciał szlachcica mieczem od góry. A raczej miał taki zamiar, bowiem Ulrich skrzyżował oba ostrza i zablokował cios, po czym lewakiem odepchnął ostrze wroga, a drugim ostrzem pchnął w pierś plugastwa. „No zdychajcie sku***syny!” myślał. Trzeba przyznać, że to starcie to naprawdę poważna potyczka. Zmęczenie powoli dawało mu się we znaki, a wrogowie ani myśleli odpuścić. „A tu jeszcze tyle do zabicia!”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ninerl Tar Vatherain
Jeden z mężczyzn stanął jej na drodze- Ninerl jednym ciosem rozcięła mu brzuch. Mężczyzna upadł na ziemię, chwytając się za rozcięte płaty skóry i mięśni. Ninerl kopnęła z całej siły w jego nos, czując jak pęka kość. Twarz wroga zalała krew, raczej nie był zdolny do walki.
Ruszyła w kierunku Steinhagera, trzymając ojcowski miecz w dwóch dłoniach.
Wściekły, właśnie coś krzyczał.
- Zabijcie go! Go najpierw!- zawyła. Nagle człowiek stojący obok niego przeszedł parę kroków w stronę kręgu. Ninerl niemal zaparło dech od dziwnego smrodu- mężczyzna z każdym krokiem przybierał formę demona. Runy na mieczu rozbłysły światłem.
Widok demona przez chwilę ją sparaliżował. Nie spodziewała się tego. Jego skóra dla oczu Ninerl ociekała niematerialnymi strużkami krwi, a sam śmierdział zapachem świeżego mięsa. Czuła strach. Bała się ...bała... Wargi dziewczyny uniosły sie w warknięciu. Cała się zjeżyła.
Jej strach niemal zawsze wzbudzał jej agresję. Potrząsnęła głową, ściskając miecz i zaintonowała bojową modlitwę-pieśń do Asuryana i Lileath.
Ruszyła naprzód i nagle tuż przed nią pojawiły się trzy stwory. Strach minął i teraz furia zalała umysł dziewczyny. Plugawe istoty! Zabić je! Samo ich istnienie było sprzeczne z naturą. Ciemne macki oplatały ich głowy, wijąc się w takt ich ruchów.
Sparowała cios i nagłe wspomnienie mignęło w jej umyśle. Słowa Imladrina, jej dziada i potężnego czarodzieja... coś na temat demonów właśnie... Przerwała na chwilę pieśń i krzyknęła.
- Zabijcie Teugena albo uszkodźcie krąg! Demon będzie musiał odejść! Zabijcie Teugena, szybko! Zostawcie demona!- wrzasnęła jeszcze raz.
Podjęła przerwaną pieśń i oddychając głęboko, skoncentrowała się na przeciwnikach.
Pieśń miecza była niemal namacalna. Runy płonęły ogniem. Ninerl zajęła dwóch przeciwników. Długość miecza dawała jej przewagę. Przy każdym uderzeniu o plugawą broń istot, runy rozbłyskiwały. Dziewczyna wykonywała długie i zamaszyste ciosy, jednocześnie parując ataki stworów. W pewnym momencie jeden odsłonił się i wykorzystała ten moment. Ostrze świsnęło i zazgrzytało o kręgi szyjne, przecinając je. Głowa stwora spadła na ziemię, a Ninerl ledwie zdążyła sparować cios drugiego ostrza.
Nadal śpiewała. Pieśni takie zwano minailec- ich pomysłodawcami byli Mistrzowie Miecza. Każdy wers był dostosowany do innego ciosu i liczby oddechów. Wystarczyło tylko zmieniać ich kolejność i śpiewać szybciej lub wolniej. Pieśni pomagały w nauce, podtrzymywały w walce, odpowiednio intonowane wprowadzały umysł w pewnego rodzaju trans. Ninerl znała niestety tylko jedną, bardzo długą, poświęconą Asuryanowi i Białej Pani właśnie.
Mam nadzieję, że nie przegięłam, Meg
... a ta pieśń to mam na myśli, tak jakby mantry, jeśli ktoś kiedykolwiek interesował się czymkolwiek z Indii, to wie o co chodzi
...
Jeden z mężczyzn stanął jej na drodze- Ninerl jednym ciosem rozcięła mu brzuch. Mężczyzna upadł na ziemię, chwytając się za rozcięte płaty skóry i mięśni. Ninerl kopnęła z całej siły w jego nos, czując jak pęka kość. Twarz wroga zalała krew, raczej nie był zdolny do walki.
Ruszyła w kierunku Steinhagera, trzymając ojcowski miecz w dwóch dłoniach.
Wściekły, właśnie coś krzyczał.
- Zabijcie go! Go najpierw!- zawyła. Nagle człowiek stojący obok niego przeszedł parę kroków w stronę kręgu. Ninerl niemal zaparło dech od dziwnego smrodu- mężczyzna z każdym krokiem przybierał formę demona. Runy na mieczu rozbłysły światłem.
Widok demona przez chwilę ją sparaliżował. Nie spodziewała się tego. Jego skóra dla oczu Ninerl ociekała niematerialnymi strużkami krwi, a sam śmierdział zapachem świeżego mięsa. Czuła strach. Bała się ...bała... Wargi dziewczyny uniosły sie w warknięciu. Cała się zjeżyła.
Jej strach niemal zawsze wzbudzał jej agresję. Potrząsnęła głową, ściskając miecz i zaintonowała bojową modlitwę-pieśń do Asuryana i Lileath.
Ruszyła naprzód i nagle tuż przed nią pojawiły się trzy stwory. Strach minął i teraz furia zalała umysł dziewczyny. Plugawe istoty! Zabić je! Samo ich istnienie było sprzeczne z naturą. Ciemne macki oplatały ich głowy, wijąc się w takt ich ruchów.
Sparowała cios i nagłe wspomnienie mignęło w jej umyśle. Słowa Imladrina, jej dziada i potężnego czarodzieja... coś na temat demonów właśnie... Przerwała na chwilę pieśń i krzyknęła.
- Zabijcie Teugena albo uszkodźcie krąg! Demon będzie musiał odejść! Zabijcie Teugena, szybko! Zostawcie demona!- wrzasnęła jeszcze raz.
Podjęła przerwaną pieśń i oddychając głęboko, skoncentrowała się na przeciwnikach.
Pieśń miecza była niemal namacalna. Runy płonęły ogniem. Ninerl zajęła dwóch przeciwników. Długość miecza dawała jej przewagę. Przy każdym uderzeniu o plugawą broń istot, runy rozbłyskiwały. Dziewczyna wykonywała długie i zamaszyste ciosy, jednocześnie parując ataki stworów. W pewnym momencie jeden odsłonił się i wykorzystała ten moment. Ostrze świsnęło i zazgrzytało o kręgi szyjne, przecinając je. Głowa stwora spadła na ziemię, a Ninerl ledwie zdążyła sparować cios drugiego ostrza.
Nadal śpiewała. Pieśni takie zwano minailec- ich pomysłodawcami byli Mistrzowie Miecza. Każdy wers był dostosowany do innego ciosu i liczby oddechów. Wystarczyło tylko zmieniać ich kolejność i śpiewać szybciej lub wolniej. Pieśni pomagały w nauce, podtrzymywały w walce, odpowiednio intonowane wprowadzały umysł w pewnego rodzaju trans. Ninerl znała niestety tylko jedną, bardzo długą, poświęconą Asuryanowi i Białej Pani właśnie.
Mam nadzieję, że nie przegięłam, Meg


Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ulrich natarł na dwóch kultystów. Pierwszego wysłał do Morra, nim ten zdążył podnieść broń do ciosu, lecz drugi ciął przez lewe ramię rajtara. Na szczęście niezbyt głęboko. De Maar cofnął się odsłaniając i kultysta już zamierzał zatopić ostrze w jego piersi, gdy przebiła go strzała Gildirila. Nieopodal Ninerl kończyła żywot ostatniego z zakapturzonych.
Walka dość szybko zmieniła się w kompletnie chaotyczną bitwę. Nie było tu miejsca na finezję, szermierkę, uskoki. Tylko bezlitosna wymiana ciosów. Kultyści leżeli martwi, a wy dzielnie stawaliście przeciwko trzem demonom, przynajmniej przez jakiś czas. Jeden z atakujących elfkę trafił w końcu w jej ramię. Cios wytrącił Ninerl z równowagi i nim zdołała ją ponownie złapać, kolejny uderzył, odcinając lewą dłoń dziewczyny. Trysnęła krew, gdy oddzielona od reszty ciała dłoń Ninerl padła na podłogę. Ból rzucił elfkę na kolana gdy próbowała tamować krwawienie. Stwór już podnosił miecz do ostatecznego ciosu, gdy po raz kolejny Gildiril dał popis umiejętności strzeleckich przeszywając strzałą szyję bestii.
Teugen i demon wciąż stali w kręgu, obserwując walkę i wspomagając czarami sojuszników. Ulrich wziął na siebie ciężar walki z dwoma stworami, jednak był systematycznie spychany do tyłu, parując każde uderzenie ich mieczów. Żaden z nich nie zauważył cienia przemykającego pod ścianą. Po chwili w kręgu światła znalazł się Luca. Johannes nawet nie wiedział kiedy zginął, gdy zimne jak lód ostrze rapiera przebiło jego serce. Demon już jednak odwrócił się, nacierając na lekko uzbrojonego przeciwnika. Jego szponiaste łapy śmignęły w powietrzu, trafiając człowieka w prawe ramię. Rapier zatoczywszy łuk wylądował gdzieś pod ścianą...
W tym czasie zaatakowali Gunter i Castinaa. Kobieta wyskoczyła ku demonowi, jednak nie był to dobry pomysł. Ostrze miecza już zmierzało ku celowi, gdy nagle... demon zniknął zorientowawszy się w sytuacji. Miecz przeciął powietrze, a Tileanka zatoczyła się zaskoczona do przodu. Tuż za nią demon pojawił się na powrót, uderzenie szponiastych łap przecięło plecy raniąc ją. Na szczęście dla niej niezbyt głęboko. Castinaa ustała, odrwacając się ku przeciwnikowi z ostrzem gotowym do uderzenia. Demon machnął dłonią i jakimś czarem posłał ją w pobliskie skrzynie. Nadbiegającemu Gunterowi wytrącił pałkę i zaklęciem zatrzymał go w powietrzu. Widząc martwego Teugena, śmiejąc się obłąkańczo zniknął po chwili w kłębach dymu, pozostawiając po sobie jedynie echa potępieńczego śmiechu, które mieliście zapamiętać jeszcze długo. Zniknął wraz ze swymi dwoma demonicznymi kompanami.
W ciszy, która zapadła słychać było jęki Ninerl, która siedziała nieopodal skrzyń i walczyła z cholernym bólem, tamując krew płynącą z nadgarstka. Nieopodal leżała odcięta przez stwora dłoń. Castinaa leżała pod skrzyniami i lekko pomrukiwała, lecz poza tym nie mogła zrobić wiele więcej, sparaliżowana bólem pleców. Luca i Ulrich odnieśli lekkie rany ramion, jedynie Gunterowi i Gildirilowi zupełnie nic się nie stało. Do magazynu zaś wpadło kilku ludzi dzierżących pałki. Rozejrzeli się, dostrzegając z przerażeniem was, leżących ludzi i demonicznego stwora i z przekleństwami uciekło. Gdzieś z oddali usłyszeliście tupot okutych butów. Zbliżała się straż.
Ninerl, chyba pisałam jasno, że najważniejsze walki rozstrzygam przy pomocy kości, więc własne akcje w postach pozostawiacie niedokończone. Mam nadzieję, że przy okazji następnej poważnej walki zastosujesz tę zasadę w swoich postach.
Walka dość szybko zmieniła się w kompletnie chaotyczną bitwę. Nie było tu miejsca na finezję, szermierkę, uskoki. Tylko bezlitosna wymiana ciosów. Kultyści leżeli martwi, a wy dzielnie stawaliście przeciwko trzem demonom, przynajmniej przez jakiś czas. Jeden z atakujących elfkę trafił w końcu w jej ramię. Cios wytrącił Ninerl z równowagi i nim zdołała ją ponownie złapać, kolejny uderzył, odcinając lewą dłoń dziewczyny. Trysnęła krew, gdy oddzielona od reszty ciała dłoń Ninerl padła na podłogę. Ból rzucił elfkę na kolana gdy próbowała tamować krwawienie. Stwór już podnosił miecz do ostatecznego ciosu, gdy po raz kolejny Gildiril dał popis umiejętności strzeleckich przeszywając strzałą szyję bestii.
Teugen i demon wciąż stali w kręgu, obserwując walkę i wspomagając czarami sojuszników. Ulrich wziął na siebie ciężar walki z dwoma stworami, jednak był systematycznie spychany do tyłu, parując każde uderzenie ich mieczów. Żaden z nich nie zauważył cienia przemykającego pod ścianą. Po chwili w kręgu światła znalazł się Luca. Johannes nawet nie wiedział kiedy zginął, gdy zimne jak lód ostrze rapiera przebiło jego serce. Demon już jednak odwrócił się, nacierając na lekko uzbrojonego przeciwnika. Jego szponiaste łapy śmignęły w powietrzu, trafiając człowieka w prawe ramię. Rapier zatoczywszy łuk wylądował gdzieś pod ścianą...
W tym czasie zaatakowali Gunter i Castinaa. Kobieta wyskoczyła ku demonowi, jednak nie był to dobry pomysł. Ostrze miecza już zmierzało ku celowi, gdy nagle... demon zniknął zorientowawszy się w sytuacji. Miecz przeciął powietrze, a Tileanka zatoczyła się zaskoczona do przodu. Tuż za nią demon pojawił się na powrót, uderzenie szponiastych łap przecięło plecy raniąc ją. Na szczęście dla niej niezbyt głęboko. Castinaa ustała, odrwacając się ku przeciwnikowi z ostrzem gotowym do uderzenia. Demon machnął dłonią i jakimś czarem posłał ją w pobliskie skrzynie. Nadbiegającemu Gunterowi wytrącił pałkę i zaklęciem zatrzymał go w powietrzu. Widząc martwego Teugena, śmiejąc się obłąkańczo zniknął po chwili w kłębach dymu, pozostawiając po sobie jedynie echa potępieńczego śmiechu, które mieliście zapamiętać jeszcze długo. Zniknął wraz ze swymi dwoma demonicznymi kompanami.
W ciszy, która zapadła słychać było jęki Ninerl, która siedziała nieopodal skrzyń i walczyła z cholernym bólem, tamując krew płynącą z nadgarstka. Nieopodal leżała odcięta przez stwora dłoń. Castinaa leżała pod skrzyniami i lekko pomrukiwała, lecz poza tym nie mogła zrobić wiele więcej, sparaliżowana bólem pleców. Luca i Ulrich odnieśli lekkie rany ramion, jedynie Gunterowi i Gildirilowi zupełnie nic się nie stało. Do magazynu zaś wpadło kilku ludzi dzierżących pałki. Rozejrzeli się, dostrzegając z przerażeniem was, leżących ludzi i demonicznego stwora i z przekleństwami uciekło. Gdzieś z oddali usłyszeliście tupot okutych butów. Zbliżała się straż.
Ninerl, chyba pisałam jasno, że najważniejsze walki rozstrzygam przy pomocy kości, więc własne akcje w postach pozostawiacie niedokończone. Mam nadzieję, że przy okazji następnej poważnej walki zastosujesz tę zasadę w swoich postach.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ninerl Tar Vatherain
Nagle miecz stwora opadł gwałtownie, ale dla Ninerl wszystko działo się jakby czas na chwilę zastygł. Ostrze dotknęło skóry i nagle z chrzęstem przecięło kości. Straszliwy ból zalał zmysły dziewczyny i zawyła. Krew tryskała z uszkodzonego przedramienia, a Ninerl opadła na chwilę na kolana, zagryzając wargi. Teraz miecz ojca trzymała tylko w drugiej dłoni.
Stwór z triumfalnym wrzaskiem już podnosił ostrze do ostatecznego ciosu, gdy nagle rozległ sie świst strzały i osunął się na ziemię.
Ninerl wypuściła miecz i przycisnęła kikut do ciała. Rozrywała zębami tunikę na długie pasma i niezgrabnie owinęła uszkodzoną rękę. Prowizoryczny, ledwie trzymający się opatrunek szybko nasiąkał krwią. Udał się jej jeszcze schować miecz, popełznąć do swojej dłoni i podnieść ją, gdy prawie zemdlała z bólu.
- Auuu....- jęknęła. Zrobiło się jej słabo. Odcięta dłoń wyglądała tak... dziwnie. Ogłuszona przez ból i szok niezupełnie jeszcze rozumiała, co to znaczy.
"Wstań..." cichy głos wypełnił jej umysł "Wstań... ". Posłuszna mu, ledwie się podniosła, chwiejąc się na nogach.
Nagle jakiś dziwny dźwięk, tupot okutych butów przypomniał jej o straży.
- Choć...choć...chodźmy stąd...- wykrztusiła.
Nagle miecz stwora opadł gwałtownie, ale dla Ninerl wszystko działo się jakby czas na chwilę zastygł. Ostrze dotknęło skóry i nagle z chrzęstem przecięło kości. Straszliwy ból zalał zmysły dziewczyny i zawyła. Krew tryskała z uszkodzonego przedramienia, a Ninerl opadła na chwilę na kolana, zagryzając wargi. Teraz miecz ojca trzymała tylko w drugiej dłoni.
Stwór z triumfalnym wrzaskiem już podnosił ostrze do ostatecznego ciosu, gdy nagle rozległ sie świst strzały i osunął się na ziemię.
Ninerl wypuściła miecz i przycisnęła kikut do ciała. Rozrywała zębami tunikę na długie pasma i niezgrabnie owinęła uszkodzoną rękę. Prowizoryczny, ledwie trzymający się opatrunek szybko nasiąkał krwią. Udał się jej jeszcze schować miecz, popełznąć do swojej dłoni i podnieść ją, gdy prawie zemdlała z bólu.
- Auuu....- jęknęła. Zrobiło się jej słabo. Odcięta dłoń wyglądała tak... dziwnie. Ogłuszona przez ból i szok niezupełnie jeszcze rozumiała, co to znaczy.
"Wstań..." cichy głos wypełnił jej umysł "Wstań... ". Posłuszna mu, ledwie się podniosła, chwiejąc się na nogach.
Nagle jakiś dziwny dźwięk, tupot okutych butów przypomniał jej o straży.
- Choć...choć...chodźmy stąd...- wykrztusiła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Gildiril
Chaos... Tak, to dobre słowo, żeby opisać to, co się działo w magazynie, choć nawet w połowie nie oddawało tego zamieszania. Tu nie było miejsca na taktykę. W powietrzu latały strzały Gildirila i co chwilę błyskały ostrza mieczy. Elf strzelał jak natchniony. Nie myślał o niczym innym, tylko o tym, by jak najszybciej ulokować groty w trzewiach przeciwników. Czuł, jak adrenalina krąży po jego ciele, powoli tracił prawdziwy kontakt z rzeczywistością. Nie był nawet w stanie precyzyjnie stwierdzić, kto dostał, kto nie, czy drużyna wygrywała, czy może dostawała bęcki. Jedno tylko nie umknęło jego uwadze - gdy z okolicy nadgarstka Ninerl trysnęła krew, zalewając osierocone po dłoni przedramię.
Nie zorientował się nawet, kiedy demon i jego kompani zniknęli. Zobaczył tylko sporo trupów i przerażonych ludzi z pałkami, którzy uciekli widząc pobojowisko. To był koniec... Nie, to był dopiero początek. Gildirilowi nic się nie stało, ale czuł, jakby coś wyrwało mu ogromną dziurę w sercu. Był cyniczny, złośliwy i sceptycznie nastawiony do wszystkiego, do czego się dało, ale teraz czuł się paskudnie, jak nigdy dotąd. Oprzytomniał jednak i w głowie zaświtała myśl "Uciekać... I to jak najszybciej". Czasem człowiekiem lub elfem zaczynają kierować pierwotne instynkty - tak było teraz. Szczególnie, że straż była coraz bliżej. -Musimy się stąd zwijać- mruknął podbiegając do reszty i chwytając Ninerl pod ramię. Co prawda obcięta dłoń nie przeszkadza w chodzeniu, ale elfka widocznie była w szoku i straciła w walce dużo sił. I tak była dzielna, że nie straciła przytomności. Teraz trzeba było jeszcze w miarę szybko się ulotnić. Ale tego już nie musiał reszcie mówić, bo już wszyscy doskonale to wiedzieli.
Chaos... Tak, to dobre słowo, żeby opisać to, co się działo w magazynie, choć nawet w połowie nie oddawało tego zamieszania. Tu nie było miejsca na taktykę. W powietrzu latały strzały Gildirila i co chwilę błyskały ostrza mieczy. Elf strzelał jak natchniony. Nie myślał o niczym innym, tylko o tym, by jak najszybciej ulokować groty w trzewiach przeciwników. Czuł, jak adrenalina krąży po jego ciele, powoli tracił prawdziwy kontakt z rzeczywistością. Nie był nawet w stanie precyzyjnie stwierdzić, kto dostał, kto nie, czy drużyna wygrywała, czy może dostawała bęcki. Jedno tylko nie umknęło jego uwadze - gdy z okolicy nadgarstka Ninerl trysnęła krew, zalewając osierocone po dłoni przedramię.
Nie zorientował się nawet, kiedy demon i jego kompani zniknęli. Zobaczył tylko sporo trupów i przerażonych ludzi z pałkami, którzy uciekli widząc pobojowisko. To był koniec... Nie, to był dopiero początek. Gildirilowi nic się nie stało, ale czuł, jakby coś wyrwało mu ogromną dziurę w sercu. Był cyniczny, złośliwy i sceptycznie nastawiony do wszystkiego, do czego się dało, ale teraz czuł się paskudnie, jak nigdy dotąd. Oprzytomniał jednak i w głowie zaświtała myśl "Uciekać... I to jak najszybciej". Czasem człowiekiem lub elfem zaczynają kierować pierwotne instynkty - tak było teraz. Szczególnie, że straż była coraz bliżej. -Musimy się stąd zwijać- mruknął podbiegając do reszty i chwytając Ninerl pod ramię. Co prawda obcięta dłoń nie przeszkadza w chodzeniu, ale elfka widocznie była w szoku i straciła w walce dużo sił. I tak była dzielna, że nie straciła przytomności. Teraz trzeba było jeszcze w miarę szybko się ulotnić. Ale tego już nie musiał reszcie mówić, bo już wszyscy doskonale to wiedzieli.

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Günter Golem
Gdy zewsząd dobiegały odgłosy bitwy, przestrzeń rozdzierał metaliczny brzęk ostrzy, krzyki oraz ryki walczących, a ciepła posoka kreśliła w powietrzu abstrakcyjne wzory, Golem znajdował się w swoim żywiole.
Ta walka jednak była inna. Tu głównym antagonistą była istota z piekieł. Wszelkie typowe założenia bitewne zawodziły, gdy na arenę wkraczał nietypowy wróg.
Taktyka przyjęta przez olbrzyma i Tileankę, o ile była bardzo odważna i widowiskowa, o tyle okazała się zawodna przeciw przebiegłej bestii. Potwór w porę zorientował się i nim Castinaa zdążyła zatopić w jego cielsku mordercze ostrze, on zniknął i zjawił się ponownie w zupełnie innym miejscu.
- Na koślawy ryj mojego stryja... - Golem zaklął szpetnie pod nosem, widząc jak demon rozprawia się ze skrytobójczynią. Ruszył ku potworowi, by odciągnąć jego uwagę od rannej Tileanki.
Jednak nim zdążył do plugawca dobiec, sam zawisnął bezwolnie w powietrzu.
- Co jest, do stu diabłów? - ryknął. Starał się uwolnić z niewidzialnego uścisku, lecz magia potwora okazała się zbyt silna.
Olbrzym runął dopiero na ziemię, gdy bestia z potępieńczym śmiechem rozmyła się w nicości. Mężczyzna podniósł się z ziemi i spojrzał na pobojowisko. Cóż, wiele wskazywało na to, że tylko on i odważny elf wyszli z walki bez uszczerbku na zdrowiu.
Najpoważniej ranna zdawała się być Ninerl, jednakże z pomocą elfce ruszył Gildiril. Zaopiekował się okaleczoną i omdlałą dziewczyną.
- Jak tylko wydostaniemy się stąd w jakieś bezpieczne miejsce, postaram się zatamować jej krwotok. Znam się co nieco na opatrywaniu ran. Ta jednak będzie wymagać chirurgicznej interwencji. Mam nadzieję, że znajdziemy w tym śmierdzącym mieście jakiegoś felczera.
Tymczasem podszedł do wywróconych skrzyń i pomógł wstać obolałej Tileance. Zwrócił się do niej krzepiącym głosem:
- Byłaś bardzo blisko. Mały włos, a maszkara dławiłaby się własną posoką. Szkoda, że okazała się być bystrzejsza niż się spodziewałem.
Rozmowę przerwało zjawienie się uzbrojonych w pałki ludzi, a następnie stukot ciężkich butów. Zapewne należących do miejskich strażników.
-Musimy się stąd zwijać- mruknął do towarzyszy elf, podtrzymując omdlałą z bólu wojowniczkę.
- Wypadałoby. Jest jednak pewien problem - którędy? Przez dach? Drugiego wejścia do magazynu nie zauważyłem, a do tamtego właśnie podbiegają strażnicy. Poza tym Ninerl i tak obficie broczy, będzie się za nami ciągnąć krwawy ślad. Nie minie parę chwil, jak nas znajdą. Poza tym tylko ty i ja jesteśmy w bardzo dobrej kondycji, czego nie można o reszcie powiedzieć. Nie możemy od nich wymagać wysiłku ponad siły.
- Obawiam się, że będziemy musieli stawić straży czoła. Nie, nie zbrojnie, tylko wytłumaczyć się z całego zajścia. Przedstawić sytuację jasno i klarownie, niczego nie ukrywając. Wyjawić prawdziwy cel naszej obecności tutaj.
- Pertraktacje pozostawiam Luce, jako najbardziej wygadanemu z nas i Ulrichowi, jako szlachetnie urodzonemu. Dowodów działalności mrocznego kultu w mieście jest w tym miejscu wystarczająco dużo, jak choćby pentagram na podłodze i rytualne szaty i insygnia leżących tu ludzi. To powinno przekonać nawet najbardziej opornych sceptyków.
- Poza tym jest jeszcze naoczny świadek, który będzie zeznawać na naszą korzyść - Golem podszedł do leżącej pod ścianą wciąż skrępowanej nagiej kobiety. Uwolnił ją z więzów, z ust wyjął dziewczynie knebel. Z wywróconych skrzyń wydobył kawał zgrzebnej tkaniny i pomógł się niedoszłej ofierze okryć. Spojrzał dziewczynie czujnie prosto w oczy - Prawda?
Gdy zewsząd dobiegały odgłosy bitwy, przestrzeń rozdzierał metaliczny brzęk ostrzy, krzyki oraz ryki walczących, a ciepła posoka kreśliła w powietrzu abstrakcyjne wzory, Golem znajdował się w swoim żywiole.
Ta walka jednak była inna. Tu głównym antagonistą była istota z piekieł. Wszelkie typowe założenia bitewne zawodziły, gdy na arenę wkraczał nietypowy wróg.
Taktyka przyjęta przez olbrzyma i Tileankę, o ile była bardzo odważna i widowiskowa, o tyle okazała się zawodna przeciw przebiegłej bestii. Potwór w porę zorientował się i nim Castinaa zdążyła zatopić w jego cielsku mordercze ostrze, on zniknął i zjawił się ponownie w zupełnie innym miejscu.
- Na koślawy ryj mojego stryja... - Golem zaklął szpetnie pod nosem, widząc jak demon rozprawia się ze skrytobójczynią. Ruszył ku potworowi, by odciągnąć jego uwagę od rannej Tileanki.
Jednak nim zdążył do plugawca dobiec, sam zawisnął bezwolnie w powietrzu.
- Co jest, do stu diabłów? - ryknął. Starał się uwolnić z niewidzialnego uścisku, lecz magia potwora okazała się zbyt silna.
Olbrzym runął dopiero na ziemię, gdy bestia z potępieńczym śmiechem rozmyła się w nicości. Mężczyzna podniósł się z ziemi i spojrzał na pobojowisko. Cóż, wiele wskazywało na to, że tylko on i odważny elf wyszli z walki bez uszczerbku na zdrowiu.
Najpoważniej ranna zdawała się być Ninerl, jednakże z pomocą elfce ruszył Gildiril. Zaopiekował się okaleczoną i omdlałą dziewczyną.
- Jak tylko wydostaniemy się stąd w jakieś bezpieczne miejsce, postaram się zatamować jej krwotok. Znam się co nieco na opatrywaniu ran. Ta jednak będzie wymagać chirurgicznej interwencji. Mam nadzieję, że znajdziemy w tym śmierdzącym mieście jakiegoś felczera.
Tymczasem podszedł do wywróconych skrzyń i pomógł wstać obolałej Tileance. Zwrócił się do niej krzepiącym głosem:
- Byłaś bardzo blisko. Mały włos, a maszkara dławiłaby się własną posoką. Szkoda, że okazała się być bystrzejsza niż się spodziewałem.
Rozmowę przerwało zjawienie się uzbrojonych w pałki ludzi, a następnie stukot ciężkich butów. Zapewne należących do miejskich strażników.
-Musimy się stąd zwijać- mruknął do towarzyszy elf, podtrzymując omdlałą z bólu wojowniczkę.
- Wypadałoby. Jest jednak pewien problem - którędy? Przez dach? Drugiego wejścia do magazynu nie zauważyłem, a do tamtego właśnie podbiegają strażnicy. Poza tym Ninerl i tak obficie broczy, będzie się za nami ciągnąć krwawy ślad. Nie minie parę chwil, jak nas znajdą. Poza tym tylko ty i ja jesteśmy w bardzo dobrej kondycji, czego nie można o reszcie powiedzieć. Nie możemy od nich wymagać wysiłku ponad siły.
- Obawiam się, że będziemy musieli stawić straży czoła. Nie, nie zbrojnie, tylko wytłumaczyć się z całego zajścia. Przedstawić sytuację jasno i klarownie, niczego nie ukrywając. Wyjawić prawdziwy cel naszej obecności tutaj.
- Pertraktacje pozostawiam Luce, jako najbardziej wygadanemu z nas i Ulrichowi, jako szlachetnie urodzonemu. Dowodów działalności mrocznego kultu w mieście jest w tym miejscu wystarczająco dużo, jak choćby pentagram na podłodze i rytualne szaty i insygnia leżących tu ludzi. To powinno przekonać nawet najbardziej opornych sceptyków.
- Poza tym jest jeszcze naoczny świadek, który będzie zeznawać na naszą korzyść - Golem podszedł do leżącej pod ścianą wciąż skrępowanej nagiej kobiety. Uwolnił ją z więzów, z ust wyjął dziewczynie knebel. Z wywróconych skrzyń wydobył kawał zgrzebnej tkaniny i pomógł się niedoszłej ofierze okryć. Spojrzał dziewczynie czujnie prosto w oczy - Prawda?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]
Ulrich de Maar
Walka była zacięta i krwawa. No, ale nikt tu przecież nie oczekiwał litości, więc nic dziwnego. Ulrich syknął z bólu i cofnął się o krok, gdy ostrze wroga zraniło go w ramię. Ulrich zdążył tylko pomyśleć, że szkoda byłoby zginać z ręki takiego śmiecia, nim strzała Gildirila sięgnęła swego celu. Już po chwili kultyści pożegnali się z życiem, lecz do końca walki jeszcze było daleko. Demony są trudniejszymi przeciwnikami niż ludzie… podobno, bowiem Ulrich do tej pory jakoś nie miał okazji tego sprawdzić. Wtem w pobliżu trysnęła krew. „Pewnie wrogów… Ninerl sobie radzi.” Pomyślał dokładnie na moment przed tym jak spostrzegł elfkę na ziemi. Potem jeszcze mignęła strzała i tylko tyle zdążyło zarejestrować oko szlachcica, nim musiał skupić uwagę na dwóch atakujących stworach. Trzeba przyznać, że tacy wrogowie to coś więcej niż kilku oprychów z ulicy. Bestie nawet na chwilę nie ustawały w ataku. Pozostało rozpaczliwie się bronić. Nim Ulrich zdołał wyprowadzić chociaż jeden cios, już musiał się zasłaniać przed ostrzem mieczy.
Oba stwory szykowały się do kolejnego ataku. Wtem, bez żadnej zapowiedzi, oba rozpłynęły się w powietrzu. Został po nich jedynie śmiech tego wielkiego bydlaka, jeszcze długo tłukący się w głowie szlachcica. Przez chwilę nie wiedział co się stało. Zaraz jednak, jego mózg zrozumiał, że walka się skończyła. Zrozumiał też, że rozcięte ramię boli i trochę krwawi. Upuścił szablę i wolną rękę przycisnął do rany. Spojrzał po pobojowisku i towarzyszach. Pozostali chyba byli cali… to znaczy… wszyscy jeszcze żywi. Widział teraz, skąd wcześniej ta fontanna krwi – jak się okazało elfiej krwi.
Potem w magazynie zjawili się jacyś ludzie, ale - z jakiegoś powodu - nie zostali na długo. Straż miejska zaraz tu będzie.
- Musimy się stąd zwijać – na słowa elfa, Ulrich przewrócił oczami. Znów mają się ukrywać? No tak… Są poszukiwani za zabójstwo... i chyba podpalenie. Ale zdecydowanie bardziej odpowiadała mu propozycja Golema.
- Ha… - uśmiechnął się krzywo i zaraz syknął z bólu – Nie ma dla nas czegoś takiego jak wysiłek ponad siły. Ale przyznam, że ucieczka to nie jest to na co mam teraz ochotę. – powiedział. Kiwnął głową, gdy olbrzym „wyznaczył” go do rozmowy ze strażą. „Stróże prawa na pewno w mig zrozumieją co tutaj zaszło…”
W pierwszej chwili nie wiedział o czym mówi Gunter, wspominając o świadku. W ogniu walki Ulrich zapomniał o obecności tej kobiety. No, bo kto się przejmuje takimi sprawami, gdy śmierć zagląda w oczy? Usiadł teraz na jednej ze skrzyń w pobliżu. Walka była przednia, mimo że nie udało się dopaść tego wielkiego czegoś. Wszyscy potrzebowali teraz odpoczynku. Albo przynajmniej spokoju. Zobaczył straż miejską wchodzącą do magazynu. "Ale jeszcze trochę nie będzie ani jednego, ani drugiego."
Walka była zacięta i krwawa. No, ale nikt tu przecież nie oczekiwał litości, więc nic dziwnego. Ulrich syknął z bólu i cofnął się o krok, gdy ostrze wroga zraniło go w ramię. Ulrich zdążył tylko pomyśleć, że szkoda byłoby zginać z ręki takiego śmiecia, nim strzała Gildirila sięgnęła swego celu. Już po chwili kultyści pożegnali się z życiem, lecz do końca walki jeszcze było daleko. Demony są trudniejszymi przeciwnikami niż ludzie… podobno, bowiem Ulrich do tej pory jakoś nie miał okazji tego sprawdzić. Wtem w pobliżu trysnęła krew. „Pewnie wrogów… Ninerl sobie radzi.” Pomyślał dokładnie na moment przed tym jak spostrzegł elfkę na ziemi. Potem jeszcze mignęła strzała i tylko tyle zdążyło zarejestrować oko szlachcica, nim musiał skupić uwagę na dwóch atakujących stworach. Trzeba przyznać, że tacy wrogowie to coś więcej niż kilku oprychów z ulicy. Bestie nawet na chwilę nie ustawały w ataku. Pozostało rozpaczliwie się bronić. Nim Ulrich zdołał wyprowadzić chociaż jeden cios, już musiał się zasłaniać przed ostrzem mieczy.
Oba stwory szykowały się do kolejnego ataku. Wtem, bez żadnej zapowiedzi, oba rozpłynęły się w powietrzu. Został po nich jedynie śmiech tego wielkiego bydlaka, jeszcze długo tłukący się w głowie szlachcica. Przez chwilę nie wiedział co się stało. Zaraz jednak, jego mózg zrozumiał, że walka się skończyła. Zrozumiał też, że rozcięte ramię boli i trochę krwawi. Upuścił szablę i wolną rękę przycisnął do rany. Spojrzał po pobojowisku i towarzyszach. Pozostali chyba byli cali… to znaczy… wszyscy jeszcze żywi. Widział teraz, skąd wcześniej ta fontanna krwi – jak się okazało elfiej krwi.
Potem w magazynie zjawili się jacyś ludzie, ale - z jakiegoś powodu - nie zostali na długo. Straż miejska zaraz tu będzie.
- Musimy się stąd zwijać – na słowa elfa, Ulrich przewrócił oczami. Znów mają się ukrywać? No tak… Są poszukiwani za zabójstwo... i chyba podpalenie. Ale zdecydowanie bardziej odpowiadała mu propozycja Golema.
- Ha… - uśmiechnął się krzywo i zaraz syknął z bólu – Nie ma dla nas czegoś takiego jak wysiłek ponad siły. Ale przyznam, że ucieczka to nie jest to na co mam teraz ochotę. – powiedział. Kiwnął głową, gdy olbrzym „wyznaczył” go do rozmowy ze strażą. „Stróże prawa na pewno w mig zrozumieją co tutaj zaszło…”
W pierwszej chwili nie wiedział o czym mówi Gunter, wspominając o świadku. W ogniu walki Ulrich zapomniał o obecności tej kobiety. No, bo kto się przejmuje takimi sprawami, gdy śmierć zagląda w oczy? Usiadł teraz na jednej ze skrzyń w pobliżu. Walka była przednia, mimo że nie udało się dopaść tego wielkiego czegoś. Wszyscy potrzebowali teraz odpoczynku. Albo przynajmniej spokoju. Zobaczył straż miejską wchodzącą do magazynu. "Ale jeszcze trochę nie będzie ani jednego, ani drugiego."
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
