[Warhammer] Miasteczko Romagen

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Elzix
- Werth, ale zaraz - zapytał lekko oszołomiony. - Chcesz teraz iść do hrabiny?Ja jeszcze musze pójść z Dagonem po moje ubranie. - Jeśli chcesz chodź z nami. Napewno, bardzo mi pomożesz w wyborze stroju. Nie ma to jak kobieca ręką - uśmiechnął sie. Spojrzał na swoje ubranie i z dezaprobatą pokiwał głową. "Mam nadzieje, że lepiej będę wyglądał, po tych wszystkich zabiegach".
- Jeśli idziesz Werth to my właśnie wychodzimy, jeśli nie...To prosze poczekaj na nas. Jednak najlepiej czułbym sie gdybym miał Cie obok, jak kupuje dla siebie jakieś ubranie.
- Werth, ale zaraz - zapytał lekko oszołomiony. - Chcesz teraz iść do hrabiny?Ja jeszcze musze pójść z Dagonem po moje ubranie. - Jeśli chcesz chodź z nami. Napewno, bardzo mi pomożesz w wyborze stroju. Nie ma to jak kobieca ręką - uśmiechnął sie. Spojrzał na swoje ubranie i z dezaprobatą pokiwał głową. "Mam nadzieje, że lepiej będę wyglądał, po tych wszystkich zabiegach".
- Jeśli idziesz Werth to my właśnie wychodzimy, jeśli nie...To prosze poczekaj na nas. Jednak najlepiej czułbym sie gdybym miał Cie obok, jak kupuje dla siebie jakieś ubranie.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

Wertha
Najemniczka pomyslala chwile. Nie miala ochoty nikomu doradzac, tym bardziej ze jej "kobieca reka" raczej sluzyla do zabijania niz doboru ubioru. I wolala, by tak pozostalo. I chyba miala ochote odpoczac. Z dala od tlumu miasta i tych wszystkich istot, ktore moglyby teraz wyprowadzic ja z rownowagi.
- Chyba poczekam na was u siebie w pokoju. Poradzicie sobie... Mag ma chyba dobry gust, wszak nosi sliczna sukienke
Poklepala Elzix'a po ramieniu, pomogla mu wstac i poszla do siebie nie zatrzymujac sie nawet na chwile w sali. Otworzyla drzwi z tym lekkim charakterystycznym skrzypnieciem i walnela sie na lozko. Przez chwile lezala na plecach z rekoma zlozonymi za glowe i gapila sie w sufit. Jej mysli krazyly za mucha drepczaca z jednego punktu w drugi... Nie mrugala jakis czas i oczy zaszly jej lzami. Przetarla twarz rekawem i obrucila sie na bok zwijajac sie w klebek...
Najemniczka pomyslala chwile. Nie miala ochoty nikomu doradzac, tym bardziej ze jej "kobieca reka" raczej sluzyla do zabijania niz doboru ubioru. I wolala, by tak pozostalo. I chyba miala ochote odpoczac. Z dala od tlumu miasta i tych wszystkich istot, ktore moglyby teraz wyprowadzic ja z rownowagi.
- Chyba poczekam na was u siebie w pokoju. Poradzicie sobie... Mag ma chyba dobry gust, wszak nosi sliczna sukienke

Poklepala Elzix'a po ramieniu, pomogla mu wstac i poszla do siebie nie zatrzymujac sie nawet na chwile w sali. Otworzyla drzwi z tym lekkim charakterystycznym skrzypnieciem i walnela sie na lozko. Przez chwile lezala na plecach z rekoma zlozonymi za glowe i gapila sie w sufit. Jej mysli krazyly za mucha drepczaca z jednego punktu w drugi... Nie mrugala jakis czas i oczy zaszly jej lzami. Przetarla twarz rekawem i obrucila sie na bok zwijajac sie w klebek...

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
- To jak idziemy? - zrobił krótkie rozeznanie swojej "drużyny". - Dobra mozemy iść... - Rześkim krokiem podąrzył w strone drzwi. Buty, podobne do oficerek, były chyba najnowszą cześcia ubioru jaka miał. "No przynajmniej butów nie musze kupować", pocieszył sie.
- No kompani, ruszamy na zakład krawiecki! - krzyknął swoim jakże doniosłym tonem, co grupka podchmielonych bardów skwintowała śmiechem. Szedł przeciskajac sie do drzwi.
- No kompani, ruszamy na zakład krawiecki! - krzyknął swoim jakże doniosłym tonem, co grupka podchmielonych bardów skwintowała śmiechem. Szedł przeciskajac sie do drzwi.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

Reinhard
Nieco zmartwiony zlym samopoczuciem swojej matki postanowil zejsc jej z drogi i bez slowa przepuscil ja w drzwiach. Nie bardzo wiedzial co sie dzieje i o co chodzi, ale doskonale zdawal sobie sprawe z tego, iz nie nalezy sie teraz wtracac. Zatem gdy Elzix zawolal, Reinhard znalazl sie jako pierwszy przy nim.
- Naprawde bardzo sie ciesze, ze z wami pojde...
Jeszcze nie zwiedzalem miasta... Wlasciwie to... my dopiero przyjechalismy dzisiaj... Magu? Czy moglbys mi nieco poopowiadac o swej sztuce magicznej?
Nieco zmartwiony zlym samopoczuciem swojej matki postanowil zejsc jej z drogi i bez slowa przepuscil ja w drzwiach. Nie bardzo wiedzial co sie dzieje i o co chodzi, ale doskonale zdawal sobie sprawe z tego, iz nie nalezy sie teraz wtracac. Zatem gdy Elzix zawolal, Reinhard znalazl sie jako pierwszy przy nim.
- Naprawde bardzo sie ciesze, ze z wami pojde...



-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Dagon:
Po wysłuchaniu wskazówek dotyczących drogi do krawca, Dagon poszedł w stronę Elzixa. Nieoczekiwanie jednak natkną się na Werthę, trzymającą w dłoni miecz skierowany w stronę jakiegoś obcego mężczyzny. „Nie chciałbym wejść tej kobiecie w drogę” Pomyślał ujrzawszy morderczy błysk w oku najemniczki. Gdy sytuacja się trochę uspokoiła zmierzył w stronę Elzixa. Ten jednak był zajęty chwilową rozmową z świeżo ochłoniętą Werthą. Mimo, że cofną się o kilka kroków przypadkiem podsłuchał ich rozmowę. Usłyszał coś o jego stroju co bardzo go zasmuciło. Miał chęć nawet dodać „To nie sukienka, lecz tradycyjny strój magów mojego zakonu...” ale wolał nie wywoływać wilka z lasu. Po zakończeniu rozmowy usłyszał głos Elzixa nawołujący, jego i może jeszcze kilku towarzyszy. Szybkim krokiem dogonił druha i zobaczył Reinharda. Wydawał się zakłopotany. Pytanie zadane przez niego nie było dla Dagona nowością. Dość często je słyszał. Po chwili zastanowienia, mag powiedział – Jestem magiem tradycji światła z akademii magii w Altdorfie. Mimo, że znam kilka zaklęć bitewnych, głównie zajmuje się leczeniem i alchemią, więc szczegóły Cię zapewne nie zainteresują. Jeśli chcesz przyłączyć się do naszego grona serdecznie zapraszam do wcześniej wspomnianej szkoły. Wydaje mi się jednak, że z porządnym mieczem będziesz lepiej wyglądał niż z księgą pod pachą.
- Dodał lekko się uśmiechając.- A ty jaką masz profesję? – Tu zwrócił się do Elzixa. – Na moje oko też jesteś najemnikiem, ale lekko podchodzącym pod pirata lub chociaż korsaża...
Po wysłuchaniu wskazówek dotyczących drogi do krawca, Dagon poszedł w stronę Elzixa. Nieoczekiwanie jednak natkną się na Werthę, trzymającą w dłoni miecz skierowany w stronę jakiegoś obcego mężczyzny. „Nie chciałbym wejść tej kobiecie w drogę” Pomyślał ujrzawszy morderczy błysk w oku najemniczki. Gdy sytuacja się trochę uspokoiła zmierzył w stronę Elzixa. Ten jednak był zajęty chwilową rozmową z świeżo ochłoniętą Werthą. Mimo, że cofną się o kilka kroków przypadkiem podsłuchał ich rozmowę. Usłyszał coś o jego stroju co bardzo go zasmuciło. Miał chęć nawet dodać „To nie sukienka, lecz tradycyjny strój magów mojego zakonu...” ale wolał nie wywoływać wilka z lasu. Po zakończeniu rozmowy usłyszał głos Elzixa nawołujący, jego i może jeszcze kilku towarzyszy. Szybkim krokiem dogonił druha i zobaczył Reinharda. Wydawał się zakłopotany. Pytanie zadane przez niego nie było dla Dagona nowością. Dość często je słyszał. Po chwili zastanowienia, mag powiedział – Jestem magiem tradycji światła z akademii magii w Altdorfie. Mimo, że znam kilka zaklęć bitewnych, głównie zajmuje się leczeniem i alchemią, więc szczegóły Cię zapewne nie zainteresują. Jeśli chcesz przyłączyć się do naszego grona serdecznie zapraszam do wcześniej wspomnianej szkoły. Wydaje mi się jednak, że z porządnym mieczem będziesz lepiej wyglądał niż z księgą pod pachą.


Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Elzix
Szedł obok Dagona. Biła od niego ta aura, którą można wyczuć tylko od magów. Poza tym czuć było od niego zioła. Elzix lubił ten zapach. Przypominał mu zapach łaki, na górze gdzie za młodu lubił chodzić.
Poczuł bruk pod nogami, zaczał rozglądać sie wkoło siebie. Usłyszał nagle krzyk jakiegos ptaka. Próbował go zlokalizować. Gdzieś w oddali stął masywny dąb na nim siedziała wrona(na samym czubku). Zaśmiał sie cicho. Ten dąb nie pasował do tego całego miastowego klimatu. "Skad on się u licha tu wziął?". Jego przemyślenia urwał Dagon pytajac o profesje.
- Jestem wojownikiem/najemnikiem. A te spodnie to z wygody. Uwielbiam luźne spodnie. Daja o wiele wieksze możliwości. Można kopać bez obawy, że pekną, czy ograniczą ruch. Nie mam zbyt wiele wspólnego z morzem. Lubię broń korsarzy. Te szerokie szable... lekko wygięte...idealnie wyprofilowane. Są fantastyczną bronią. A ty jak czym walczysz?
Szedł obok Dagona. Biła od niego ta aura, którą można wyczuć tylko od magów. Poza tym czuć było od niego zioła. Elzix lubił ten zapach. Przypominał mu zapach łaki, na górze gdzie za młodu lubił chodzić.
Poczuł bruk pod nogami, zaczał rozglądać sie wkoło siebie. Usłyszał nagle krzyk jakiegos ptaka. Próbował go zlokalizować. Gdzieś w oddali stął masywny dąb na nim siedziała wrona(na samym czubku). Zaśmiał sie cicho. Ten dąb nie pasował do tego całego miastowego klimatu. "Skad on się u licha tu wziął?". Jego przemyślenia urwał Dagon pytajac o profesje.
- Jestem wojownikiem/najemnikiem. A te spodnie to z wygody. Uwielbiam luźne spodnie. Daja o wiele wieksze możliwości. Można kopać bez obawy, że pekną, czy ograniczą ruch. Nie mam zbyt wiele wspólnego z morzem. Lubię broń korsarzy. Te szerokie szable... lekko wygięte...idealnie wyprofilowane. Są fantastyczną bronią. A ty jak czym walczysz?
Ostatnio zmieniony wtorek, 31 stycznia 2006, 23:27 przez Belath_Nunescu, łącznie zmieniany 1 raz.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Tawerniany Trickster
- Posty: 898
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2005, 10:35
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
[Albert]
Taaaak... Ja na pewno nie pogardzę pucharkiem wina i jakąś przekąską. Ale obawiam się, że mój czcigodny kompan, któremu pieczy powierzono dopilnowanie szczegółów, będzie wolał być obecny przy całej operacyi. Choć ja uważam, że nasz pan, GRAF GUILLIAME APOLLINAIRE VON KOSTROWITZKY nieco przesadza z ostrożnością... Ale oczywiście, musimy wykonać jego rozkaz - wierzam, że Wielmożny Pan zrozumie...
[Apollinaire (z Elhixem)]
Ach, ja tylko na słówko... Mianowicie pragnąłbym skorzystać z okazji i sprawdzić jakiej jakości towary mają kupcy w tym mieście. Ot, tak dla własnych potrzeb. Czas najwyższy odświeżyć nieco moją skromną, podróżną garderobe - uśmiecha się porozumiewawczo. - Czy byłbyś tak łaskaw i doradził mi, gdzie osoba o mojej pozycji może miło i bezproblemowo nabyć nieco odzieży? Nie chcę zabierać ci wiele czasu, chodzi mi jedynie o kilku krawców bądź składów, niestety nie miałem dotąd okazji tego sprawdzić, a czuję, że przydałoby się kilka nowych ubrań - szczególnie z uwagi na czekające nas spotkania. Jeśli bedzie tak dla ciebie wygodniej, zapisz dla mnie kilka wskazówek i zostaw służbie.
[Apollinaire (z Rabe)]
/spróbuję cie jutro złapać na gg
w razie czego fds wie o czym mniej wiecej chcialem rozmawiac - ale rozmowe trzeba bedzie odbyc tak czy siak/
Taaaak... Ja na pewno nie pogardzę pucharkiem wina i jakąś przekąską. Ale obawiam się, że mój czcigodny kompan, któremu pieczy powierzono dopilnowanie szczegółów, będzie wolał być obecny przy całej operacyi. Choć ja uważam, że nasz pan, GRAF GUILLIAME APOLLINAIRE VON KOSTROWITZKY nieco przesadza z ostrożnością... Ale oczywiście, musimy wykonać jego rozkaz - wierzam, że Wielmożny Pan zrozumie...
[Apollinaire (z Elhixem)]
Ach, ja tylko na słówko... Mianowicie pragnąłbym skorzystać z okazji i sprawdzić jakiej jakości towary mają kupcy w tym mieście. Ot, tak dla własnych potrzeb. Czas najwyższy odświeżyć nieco moją skromną, podróżną garderobe - uśmiecha się porozumiewawczo. - Czy byłbyś tak łaskaw i doradził mi, gdzie osoba o mojej pozycji może miło i bezproblemowo nabyć nieco odzieży? Nie chcę zabierać ci wiele czasu, chodzi mi jedynie o kilku krawców bądź składów, niestety nie miałem dotąd okazji tego sprawdzić, a czuję, że przydałoby się kilka nowych ubrań - szczególnie z uwagi na czekające nas spotkania. Jeśli bedzie tak dla ciebie wygodniej, zapisz dla mnie kilka wskazówek i zostaw służbie.
[Apollinaire (z Rabe)]
/spróbuję cie jutro złapać na gg



-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Dagon:
-Staram się nie używać przemocy wobec nikogo, ale jeśli przyjdzie co do czego to preferuję drewnianą laskę, którą mam przy sobie. - Odpowiedział na pytanie Elizixa Dagon.
Szedł z nowymi kompanami drogą wyznaczoną przez Billa. Uliczki były zatłoczone i by się nie pogubić szli jeden za drugim. Po bokach ulic przed drzwiami innych karczm leżeli pijani bardowie. Widać było, że siedzieli tam od samego rana. Dokładnie po wskazówkach karczmiarza. Doszli do domu wybudowanego z cegły z wielkim szyldem na drewnianymi drzwiami: "Krawiec Bort". Weszli do środka. Było tam dość przestronnie. Na ścianach wisiały obrazy, a na środku stała lada wykonana z jakiegoś rzadkiego rodzaju kamienia. "Musi być albo dobrym krawcem albo mieć astronomiczne ceny" Pomyślał Dagon lekko trącając ręką dzwonek informujący o klientach. Nagle ze schodów w głębi zszedł mężczyzna...
-Staram się nie używać przemocy wobec nikogo, ale jeśli przyjdzie co do czego to preferuję drewnianą laskę, którą mam przy sobie. - Odpowiedział na pytanie Elizixa Dagon.
Szedł z nowymi kompanami drogą wyznaczoną przez Billa. Uliczki były zatłoczone i by się nie pogubić szli jeden za drugim. Po bokach ulic przed drzwiami innych karczm leżeli pijani bardowie. Widać było, że siedzieli tam od samego rana. Dokładnie po wskazówkach karczmiarza. Doszli do domu wybudowanego z cegły z wielkim szyldem na drewnianymi drzwiami: "Krawiec Bort". Weszli do środka. Było tam dość przestronnie. Na ścianach wisiały obrazy, a na środku stała lada wykonana z jakiegoś rzadkiego rodzaju kamienia. "Musi być albo dobrym krawcem albo mieć astronomiczne ceny" Pomyślał Dagon lekko trącając ręką dzwonek informujący o klientach. Nagle ze schodów w głębi zszedł mężczyzna...
Ostatnio zmieniony czwartek, 2 lutego 2006, 21:58 przez Lothar, łącznie zmieniany 1 raz.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Thorgal
Taaa... Z pewnością zostanę. Powiedział jakby z przekąsem krasnolud. Gdy Albert wyszedł, Thorgal stał wpatrując się w liczone złoto. Po chwili ziewnął i rozpoczął krótki spacerek w tą i spowrotem po sali. Podczas tej czynności gwizdał po cichu, oraz starał się obmyślić jakiś plan dostania się, tutaj, zaglądał gdzie tylko było można, oczywiscie starajał się by urzędnik tego nie widział. Po jakimś czasie znużony zagadał: Ale to musi być żmudna praca, w ogóle życie w tej mieścinie musi być nudne. Nie to co u nas w twierdzy... tam zawsze można było coś pięknego wybudować... jakieś nowe umocnienia, wzmocnić bramę... ach! Piękne czasy... Po chwili opamiętał się Nie będe już przeszkadzał w pracy I rozpoczął spacerek od nowa podgwizdując skoczne piosenki.
Taaa... Z pewnością zostanę. Powiedział jakby z przekąsem krasnolud. Gdy Albert wyszedł, Thorgal stał wpatrując się w liczone złoto. Po chwili ziewnął i rozpoczął krótki spacerek w tą i spowrotem po sali. Podczas tej czynności gwizdał po cichu, oraz starał się obmyślić jakiś plan dostania się, tutaj, zaglądał gdzie tylko było można, oczywiscie starajał się by urzędnik tego nie widział. Po jakimś czasie znużony zagadał: Ale to musi być żmudna praca, w ogóle życie w tej mieścinie musi być nudne. Nie to co u nas w twierdzy... tam zawsze można było coś pięknego wybudować... jakieś nowe umocnienia, wzmocnić bramę... ach! Piękne czasy... Po chwili opamiętał się Nie będe już przeszkadzał w pracy I rozpoczął spacerek od nowa podgwizdując skoczne piosenki.
Fuck?

Reinhard
Przez cala droge do krawca chlonal kazde slowo maga i nieco sie ozywil. Juz nawet zebral sie w sobie, by sie odezwac. Ten mag bynajmniej nie byl taki, jak matka opowiadala - glupi, zarozumialy, egoistyczny i arogancki. Zaczal nawet watpic w slusznosc innych slow Werthy, lecz nie mial czasu sie nad tym zastanawiac. Teraz spotkala go jego zyciowa szansa i nie mogl jej zmarnowac! Juz, juz mial przemowic, gdy staneli przed zakladem krawca i weszli do srodka. Reinhard czul sie nieco skrepowany, nikt nie zwracal nan uwagi. W myslach przeklinal siebie, wszak mial opowiedziec, czemu Wertha nie lubi magow, jednak caly czas sie zastanawial, czy to aby dobry pomysl. Nie chcial nikogo do niej zrazic..
- Zawsze marzylem o tym, by zostac magiem - mruknal pod nosem, gdy Dagon zadzwonil dzwonkiem.
Stanal gdzies z boku, by nikomu nie platac sie pod nogami. Przez chwile nawet mial ochote poczekac przed zakladem, lecz postac maga zbyt go przyciagala. Stojac przy Dagonie Reinhard czul sie ostatnim nieudacznikiem i jakims wynaturzeniem. Jego serce nie nadawolo sie, by byc wojownikiem, a z kolei cialo nie pasowalo do sciezki uczonego... Byl w rozterce.
Przez cala droge do krawca chlonal kazde slowo maga i nieco sie ozywil. Juz nawet zebral sie w sobie, by sie odezwac. Ten mag bynajmniej nie byl taki, jak matka opowiadala - glupi, zarozumialy, egoistyczny i arogancki. Zaczal nawet watpic w slusznosc innych slow Werthy, lecz nie mial czasu sie nad tym zastanawiac. Teraz spotkala go jego zyciowa szansa i nie mogl jej zmarnowac! Juz, juz mial przemowic, gdy staneli przed zakladem krawca i weszli do srodka. Reinhard czul sie nieco skrepowany, nikt nie zwracal nan uwagi. W myslach przeklinal siebie, wszak mial opowiedziec, czemu Wertha nie lubi magow, jednak caly czas sie zastanawial, czy to aby dobry pomysl. Nie chcial nikogo do niej zrazic..
- Zawsze marzylem o tym, by zostac magiem - mruknal pod nosem, gdy Dagon zadzwonil dzwonkiem.
Stanal gdzies z boku, by nikomu nie platac sie pod nogami. Przez chwile nawet mial ochote poczekac przed zakladem, lecz postac maga zbyt go przyciagala. Stojac przy Dagonie Reinhard czul sie ostatnim nieudacznikiem i jakims wynaturzeniem. Jego serce nie nadawolo sie, by byc wojownikiem, a z kolei cialo nie pasowalo do sciezki uczonego... Byl w rozterce.

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
- Dzień dobry! - powiedział, szczerze się uśmiechajac, gdy domniemany krawiec pojawił sie dość blisko lady. - Przyszliśmy do Pana, aby kupić odzież. Słyszałem o Pańskiej pracy same dobre opinie, a wiec jestem. Chciałbym dość odświetne szaty, mam spotkanie z pewną personą, w oczach której chciałbym wyglądać lepiej niż teraz. Co by mi Pan proponował? - spojrzał inteligentnie na krawca, po czym dodał - Tylko, jakby można nie za drogo. Mam właśnie deficyt finansowy. A to miasteczko jest bardzo drogie.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Albert]
Poszedłeś za Boriosem. Po wyjściu z pomieszczenia mężczyzna skierował się do pierwszych drzwi od lewej strony, położonych na ścianie przeciwległej głównemu wejściu. Okazało się, że za drzwiami są kręcone, prowadzące w górę schody. Poszedłeś za Boriosem na pierwsze piętro. Na piętrze ujrzałeś przestronny korytarzyk, z jakimiś małymi okienkami po lewej stronie i drzwiami po prawej. Zaciekawiony przyglądałeś się okienkom. Nagle za jednym usłyszałeś dobiegający zza okienka hałas, zupełnie jakby pracował tam jakiś mechanizm. Po chwili podszedł do niego jakiś pracownik banku i je otworzył. Okienko okazało się malutką wnęką, w której leżał woreczek, najprawdopodobniej z pieniędzmi. Widząc twoje zdziwione spojrzenie, Borios powiedział.
- To jeden z naszych wynalazków. Jesteśmy z niego dumni. To są windy. Prowadzą do skarbca położonego na dole. Na przykład jeśli chcesz podjąć pieniądze z banku, wysyłamy w dół skarbca kwitek. Potem wjeżdża tu twoja zamówiona suma pieniędzy. To jest bardzo dobre zabezpieczenie przed napadem. Do skarbca jest tylko jedno tajne wejście. W dodatku dobrze strzeżone. Możesz wierzyć, że złoto grafa będzie w dobrych rękach.
Ostanie zdanie Bolios wymówił, już w przeznaczonym dla Ciebie pokoju. Było to nieduże, ale ładnie urządzone pomieszczenie. Dobrej jakości dywan, dobrze zaopatrzony barek. Stół zastawiony kanapeczkami i innymi tanimi, ale ładnie wyglądającymi świństwami. Kilka wygodnych drewnianych foteli i wieszak. W oknach zauważyłeś kraty.
[Thorgal]
Po dłuższym czasie, gdy już wyznaczyłeś na podłodze ścieżkę, mężczyzna zajmujący się przeliczaniem pieniędzy skończył. Zadowolony coś skrobnął na świstku papieru i przeciągnął się, trzeszcząc stawami. Po chwili wstał i podszedł do cieniutkiego sznureczka, powieszonego przy ścianie. Dziwne ale nie zauważyłeś go wcześniej. Gdy Arni pociągnął za sznurek, usłyszałeś cichy dźwięk dzwonka. Po minucie do pokoju wszedł Bolios. Podszedł do Arniego i odebrał od niego karteczkę. Przeczytał i zwrócił się do Ciebie.
- Dziękujemy. Składacie w naszym banku dwa tysiące pięćset trzynaście złotych koron imperialnych. Zapraszam teraz do potowarzyszenia twojemu przyjacielowi w specjalnym pokoju. Od teraz my się zajmiemy tymi pieniędzmi. Możecie się o nic nie martwić.
Po chwili do pokoju weszło dwóch mężczyzn z wózkiem. Załadowali pełną złota skrzyneczkę na wózek i skierowali się do wyjścia.
- Mości krasnoludzie. Jeśli masz ochotę to pokażemy Ci w jaki sposób ładujemy pieniądze do skarbca. Twój przyjaciel widział to w teorii. Jak chcesz to naocznie ujrzysz, że pieniądze grafa znajdują się w dobrych rękach.
[Reinhard, Dagon, Elzix]
Zakład gdzie urzęduje krawiec Bort jest jasny i przestronny. Wszędzie stoją różne manekiny. Każdy w różnej fazie negliżu. Także wszystkie ściany są obwieszone różnymi materiałami. Ujrzeliście jak ktoś schodzi po schodach. Był to mężczyzna w wieku około 40 lat. Lekko siwiejący, o stalowych oczach. Przez szyję ma przewieszoną miarkę.
- Jestem Bort, czego sobie życzycie?
[Nadiel i Wetha]
Kapłan ze zdziwieniem, przyglądał sie tym scenom. Nie przypuszczał, że w tym miasteczku natrafi na takie romansowe wręcz historie. Po uspokojeniu się całej awantury, gdy większość jej uczestników zmyła się do swoich pokoi lub poszła na zakupy, Nadiel wstał i podszedł do Billa. Zamówił u niego dzban w miarę dobrego, grzanego wina, oraz dwa kielichy. Następnie wrócił do stolika i wyjmując jakieś zioła z zakamarków plecaka, powrzucał to do wina. Następnie zamieszał winem, odczekał chwilkę i udał się do pokoju Werthy. Po chwili stanął pod drzwiami i zapukał. Ze środka usłyszał, jej głos.
- Jeśli to ty Tom, to wiedz, że jestem zła i uzbrojona. Lepiej żebyś miał jakiś dobry powód, żeby tu przychodzić.
Kapłan lekko się wzdrygnął lecz nie ustąpił i zapukał ponownie.
- Sam tego chciałeś Tom.
Z tymi słowy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Wertha. Ze zdziwieniem ujrzała nie Toma, lecz wyglądającego na kapłana faceta, który z nim wcześniej siedział. Tak się zdziwiła, że bez słowa wpuściła nieznajomego do pokoju.
- Witaj jestem Nadiel. Pomyślałem, że dobrze Ci zrobi grzane wino. trochę je doprawiłem po swojemu.
Kapłan uśmiechając się postawił wino i kielichy na stoliku. Następnie nalał wina do obydwu i szybko napił się z obu. Wiedział, że nikt o zdrowych zmysłach nie zaufa człowiekowi, który w dodatku sam się przyznał, że coś dodawał do wina.
Poszedłeś za Boriosem. Po wyjściu z pomieszczenia mężczyzna skierował się do pierwszych drzwi od lewej strony, położonych na ścianie przeciwległej głównemu wejściu. Okazało się, że za drzwiami są kręcone, prowadzące w górę schody. Poszedłeś za Boriosem na pierwsze piętro. Na piętrze ujrzałeś przestronny korytarzyk, z jakimiś małymi okienkami po lewej stronie i drzwiami po prawej. Zaciekawiony przyglądałeś się okienkom. Nagle za jednym usłyszałeś dobiegający zza okienka hałas, zupełnie jakby pracował tam jakiś mechanizm. Po chwili podszedł do niego jakiś pracownik banku i je otworzył. Okienko okazało się malutką wnęką, w której leżał woreczek, najprawdopodobniej z pieniędzmi. Widząc twoje zdziwione spojrzenie, Borios powiedział.
- To jeden z naszych wynalazków. Jesteśmy z niego dumni. To są windy. Prowadzą do skarbca położonego na dole. Na przykład jeśli chcesz podjąć pieniądze z banku, wysyłamy w dół skarbca kwitek. Potem wjeżdża tu twoja zamówiona suma pieniędzy. To jest bardzo dobre zabezpieczenie przed napadem. Do skarbca jest tylko jedno tajne wejście. W dodatku dobrze strzeżone. Możesz wierzyć, że złoto grafa będzie w dobrych rękach.
Ostanie zdanie Bolios wymówił, już w przeznaczonym dla Ciebie pokoju. Było to nieduże, ale ładnie urządzone pomieszczenie. Dobrej jakości dywan, dobrze zaopatrzony barek. Stół zastawiony kanapeczkami i innymi tanimi, ale ładnie wyglądającymi świństwami. Kilka wygodnych drewnianych foteli i wieszak. W oknach zauważyłeś kraty.
[Thorgal]
Po dłuższym czasie, gdy już wyznaczyłeś na podłodze ścieżkę, mężczyzna zajmujący się przeliczaniem pieniędzy skończył. Zadowolony coś skrobnął na świstku papieru i przeciągnął się, trzeszcząc stawami. Po chwili wstał i podszedł do cieniutkiego sznureczka, powieszonego przy ścianie. Dziwne ale nie zauważyłeś go wcześniej. Gdy Arni pociągnął za sznurek, usłyszałeś cichy dźwięk dzwonka. Po minucie do pokoju wszedł Bolios. Podszedł do Arniego i odebrał od niego karteczkę. Przeczytał i zwrócił się do Ciebie.
- Dziękujemy. Składacie w naszym banku dwa tysiące pięćset trzynaście złotych koron imperialnych. Zapraszam teraz do potowarzyszenia twojemu przyjacielowi w specjalnym pokoju. Od teraz my się zajmiemy tymi pieniędzmi. Możecie się o nic nie martwić.
Po chwili do pokoju weszło dwóch mężczyzn z wózkiem. Załadowali pełną złota skrzyneczkę na wózek i skierowali się do wyjścia.
- Mości krasnoludzie. Jeśli masz ochotę to pokażemy Ci w jaki sposób ładujemy pieniądze do skarbca. Twój przyjaciel widział to w teorii. Jak chcesz to naocznie ujrzysz, że pieniądze grafa znajdują się w dobrych rękach.
[Reinhard, Dagon, Elzix]
Zakład gdzie urzęduje krawiec Bort jest jasny i przestronny. Wszędzie stoją różne manekiny. Każdy w różnej fazie negliżu. Także wszystkie ściany są obwieszone różnymi materiałami. Ujrzeliście jak ktoś schodzi po schodach. Był to mężczyzna w wieku około 40 lat. Lekko siwiejący, o stalowych oczach. Przez szyję ma przewieszoną miarkę.
- Jestem Bort, czego sobie życzycie?
[Nadiel i Wetha]
Kapłan ze zdziwieniem, przyglądał sie tym scenom. Nie przypuszczał, że w tym miasteczku natrafi na takie romansowe wręcz historie. Po uspokojeniu się całej awantury, gdy większość jej uczestników zmyła się do swoich pokoi lub poszła na zakupy, Nadiel wstał i podszedł do Billa. Zamówił u niego dzban w miarę dobrego, grzanego wina, oraz dwa kielichy. Następnie wrócił do stolika i wyjmując jakieś zioła z zakamarków plecaka, powrzucał to do wina. Następnie zamieszał winem, odczekał chwilkę i udał się do pokoju Werthy. Po chwili stanął pod drzwiami i zapukał. Ze środka usłyszał, jej głos.
- Jeśli to ty Tom, to wiedz, że jestem zła i uzbrojona. Lepiej żebyś miał jakiś dobry powód, żeby tu przychodzić.
Kapłan lekko się wzdrygnął lecz nie ustąpił i zapukał ponownie.
- Sam tego chciałeś Tom.
Z tymi słowy drzwi się otworzyły i stanęła w nich Wertha. Ze zdziwieniem ujrzała nie Toma, lecz wyglądającego na kapłana faceta, który z nim wcześniej siedział. Tak się zdziwiła, że bez słowa wpuściła nieznajomego do pokoju.
- Witaj jestem Nadiel. Pomyślałem, że dobrze Ci zrobi grzane wino. trochę je doprawiłem po swojemu.
Kapłan uśmiechając się postawił wino i kielichy na stoliku. Następnie nalał wina do obydwu i szybko napił się z obu. Wiedział, że nikt o zdrowych zmysłach nie zaufa człowiekowi, który w dodatku sam się przyznał, że coś dodawał do wina.

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
- Jak już mówiłem chciałbym zakupić dla siebie ubranie. Coś, żebym lepiej wygladał. Mam coś ponad 8 złotych marek, a więc nie za dużo jak na to miasto. Co by mi Pan doradzał? Chciałbym wyglądać elegancko, ale niezbyt sztywno. Nie lubie ubrań które hamują ruchy. Wiem, że trudno to pogodzić. - spojrzał z nadzieją na krawca.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Dagon:
Stał obok Elzixa przypatrując się krawcowi. Wydawał się człowiekiem ułożonym i inteligentnym.
„ Nie mam za dużo pieniędzy ale w razie potrzeby mogę mu podarować lub zrobić jakiś eliksir.” Przeszła mu przez głowę myśl. Poczym rozejrzał się po sali. Zobaczył Reinharada stojącego pod ścianą i najwidoczniej dręczył go jakiś problem. Wolnym krokiem podszedł do niego, położył rękę na jego ramieniu i pełnym spokoju i współczucia głosem spytał: Czy coś Cię dręczy? Problemy powinno się rozwiązywać z przyjaciółmi. Wtedy łatwiej przez nie przebrnąć... A więc słucham. – To powiedziawszy, Dagon skupił się na wysłuchaniu odpowiedzi zadręczonego młodziana.
Stał obok Elzixa przypatrując się krawcowi. Wydawał się człowiekiem ułożonym i inteligentnym.
„ Nie mam za dużo pieniędzy ale w razie potrzeby mogę mu podarować lub zrobić jakiś eliksir.” Przeszła mu przez głowę myśl. Poczym rozejrzał się po sali. Zobaczył Reinharada stojącego pod ścianą i najwidoczniej dręczył go jakiś problem. Wolnym krokiem podszedł do niego, położył rękę na jego ramieniu i pełnym spokoju i współczucia głosem spytał: Czy coś Cię dręczy? Problemy powinno się rozwiązywać z przyjaciółmi. Wtedy łatwiej przez nie przebrnąć... A więc słucham. – To powiedziawszy, Dagon skupił się na wysłuchaniu odpowiedzi zadręczonego młodziana.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

Reinhard
Bezposredniosc Dagona zawstydzila go. Czyzby az tak kiepsko panowal nad swymi emacjami, ze od razu bylo widac, iz cos go trapi? Albo mag byl tak wysmienity w swym kunszcie, ze zrazu przeczytal jego mysli! Ale przelamal sie pod naporem lagodnego spojrzenia.
- Widzisz... Ja zawsze marzylem o tym, by byc magiem. Niestety moja matka, gdyby sie o tym dowiedziala, zapewne zywcem obdarlaby mnie ze skory
Ona chce, zebym zostal wojownikiem, godnym noszenia rodzinnego sygnetu mego dziadka, Henry'ego Walecznego. Ale ja nie chce walczyc. Nie chce zabijac... Miecz nigdy mi dobrze nie lezal w dloni. Zawsze... zawsze czulem, ze urodzilem sie, ze zostalem stworzony przez Bogow do innych, wyzszych celow. Niz beganie po polu walki z krzykiem na ustach... Chcialbym moc pomagac innym. W wiosce dotknietej susza przywolac kilka kropli deszczu... Rannego uzdrowic... Glodnego nakarmic... Chcialbym byc... po prostu dobry. Nie mowie, ze wojownicy sa zli! Och, tylko oni sa tacy brutalni, a ja nie lubie przemocy 
Wstydzac sie wlasnych slow i slabosci, ktora wlasnie okazal zamilkl nagle i spuscil smetnie glowe.
Bezposredniosc Dagona zawstydzila go. Czyzby az tak kiepsko panowal nad swymi emacjami, ze od razu bylo widac, iz cos go trapi? Albo mag byl tak wysmienity w swym kunszcie, ze zrazu przeczytal jego mysli! Ale przelamal sie pod naporem lagodnego spojrzenia.
- Widzisz... Ja zawsze marzylem o tym, by byc magiem. Niestety moja matka, gdyby sie o tym dowiedziala, zapewne zywcem obdarlaby mnie ze skory


Wstydzac sie wlasnych slow i slabosci, ktora wlasnie okazal zamilkl nagle i spuscil smetnie glowe.

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Dagon
„Ciężka sprawa... ” Pomyślał Dagon po wysłuchaniu Reinharda. Chwilę jeszcze podumał nad jego sytuacją i z powagą zwrócił się do młodzieńca. – Przejdźmy na bok, a powiem Ci co możemy zrobić. Odwrócił się, przeszedł w róg pomieszczenia i upewnił się, że nikt nie będzie ich słyszeć. Następnie ruchem ręki przywołał do siebie Reinharda i półszeptem powiedział. – Musisz się uczyć walki by twoja matka była z ciebie dumna i żebyś umiał się bronić. Ja natomiast mogę Cię nauczyć sztuki alchemii dzięki której będziesz mógł uzdrawiać i pomagać ludziom. Ale nikomu ani słowa! Gdyby twoja matka się o tym dowiedziała skróciłaby mnie o głowę... Niestety magię bojową mogą przekazać Ci tylko arcymagowie z akademii, a nawet jakbym ja był do tego upoważniony to i tak wiele bym Ci nie pokazał. To mówiąc poklepał dobrotliwie Reinharda i spojrzał mu w oczy. „Na pewno po matce ich nie ma. Są spokojne i pełne dobroci, nie ma w nich chęci zabijania i żądzy krwi.” Przemknęła przez głowę Dagona myśl. Lekko uśmiechną się do młodzieńca, odgarną kosmyk swych długich, jasnych włosów, który opadł mu na twarz i poszedł w stronę lady stając niedaleko od Elzixa, by w razie potrzeby służyć mu radą.
„Ciężka sprawa... ” Pomyślał Dagon po wysłuchaniu Reinharda. Chwilę jeszcze podumał nad jego sytuacją i z powagą zwrócił się do młodzieńca. – Przejdźmy na bok, a powiem Ci co możemy zrobić. Odwrócił się, przeszedł w róg pomieszczenia i upewnił się, że nikt nie będzie ich słyszeć. Następnie ruchem ręki przywołał do siebie Reinharda i półszeptem powiedział. – Musisz się uczyć walki by twoja matka była z ciebie dumna i żebyś umiał się bronić. Ja natomiast mogę Cię nauczyć sztuki alchemii dzięki której będziesz mógł uzdrawiać i pomagać ludziom. Ale nikomu ani słowa! Gdyby twoja matka się o tym dowiedziała skróciłaby mnie o głowę... Niestety magię bojową mogą przekazać Ci tylko arcymagowie z akademii, a nawet jakbym ja był do tego upoważniony to i tak wiele bym Ci nie pokazał. To mówiąc poklepał dobrotliwie Reinharda i spojrzał mu w oczy. „Na pewno po matce ich nie ma. Są spokojne i pełne dobroci, nie ma w nich chęci zabijania i żądzy krwi.” Przemknęła przez głowę Dagona myśl. Lekko uśmiechną się do młodzieńca, odgarną kosmyk swych długich, jasnych włosów, który opadł mu na twarz i poszedł w stronę lady stając niedaleko od Elzixa, by w razie potrzeby służyć mu radą.
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
