Storri
Tak od niechcenia, jakby nic mnie nie obchodziło, walę gościa w łep Nie lubię głupich pytań mówię do Ernsta, a następnie powoli ruszam w stronę walczących. Ich widok sprawia, że krew zaczyna szybciej płynąć w żyłach. Przyspieszam i kieruję się w stronę pierwszego przeciwnika. Ponieważ nie należę do najwyższych istot na tym świecie, uderzam tak, by wroga powalić na ziemię, a następnie, gdy już będzie leżał - dobiję go
Straznicy widzac, iz sie do nich zblizasz zwarli szyki (jest ich 11 plus czarodziej z laga). Jeden krzyknal do ciebie:
- Lepiej odstap, bo podzielisz los towarzyszy!! Juz jedna zacna istota zakonczyla swe krotkie zycie dzisiejszego dnia, wiecej niepotrzebnego przelewu krwii nam nie trzeba!!
Zeskakuje z wozu i wrzeszczy na Storriego:
- Uspokój się! To nie oni zaczeli! Ten bałwan Ivor zaczął strzelać do nich bez żadnego powodu! Zostało nas tylko trzech! Uspokój się do cholery!
Storri
Okrzyk towarzyszy hamuje mój zapał. Ręka z toporem opada w dół nie robiąc nikomu krzywdy. No tak, to nie ma sensu, wybaczcie mi czcigodni ten młodzieńczy zapał mówię i wycofuję się. Cholera, jak ja nie lubię takich sytuacji.
Krasnolud znacznie się uspokoił, widząc Storriego zatrzymującego się i opuszczającego rękę z toporem. Powolnym krokiem podszedł do niego, poklepał go po ramieniu i rzekł:
- Chodź Storri napijemy się trochę dobrego krasnoludzkiego trunku. Na szczęście beczułka ocalała z tego pogromu na polanie. Niech ci żołnierze zajmą się tym napalonym półgłówkiem - Ernst wskazał na Ivora - W sumie dobrze się stało że teraz wyszlo na jaw że jest niezrównoważony psychicznie, później mógłby nam nieźle namieszać.
Po ponownym usadowieniu się razem ze Storrim na wozie krasnolud polał spirytu do czterech kubeczków. Dwa prawie do pełna i dwa w jednej trzeciej, następnie do tych w jednej trzeciej dolał wody (powstałej z lodu), do wszystkich dorzucił troszkę lodu dla ochłody. Kubki z mocniejszą zawartością zatrzymał dla siebie i Storriego, te ze słabszą dał Klausowi i człowieczkowi z piórkiem i opuchniętą gębą.
- Wypijmy na zgodę. Oczywiście jeśli trzeba zapłacimy pogłówne za zabitego strażnika.
Mezczyzna z piorkiem przyjal kubek i wypil cala zawartosc na raz. Otarl usta rekawem, poprawil tunike i zszedl z wozu. Powolnym i dostojnym krokiem podszedl do jednego ze straznikow i zaczal cos do niego szeptac. Straznik kiwal glowa i co raz spogladal w strone wozu sluchajac z zaciekawieniem. Po chwili zrobil sie czerowny na twarzy i wybuchnal:
- ZGINAL??!!
Zbladl po chwili i jakby ktos mu pol zycia odebral. Odwrocil sie w strone swych kompanow i lamiacym sie glosem oznajmil:
- Mały niezyje... - zacisnal usta i oczy usilujac powstrzymac lzy.
Jeden ze straznikow podszedl do nieprzytomnego Ivora i sprzedal mu porzadnego kopniaka (z okutego buta) w brzuch. Spojrzal na lezacego i juz mial go kopnac po raz drugi, lecz powstrzymal sie. Zacisnal piesci i splunal Ivorowi w twarz.
- Zabiles kuzyna naszego dowodcy, ty psi synu. Nie ujdzie ci to plazem...
Mezczyzna w kapelusiku skonczyl rozmawiac z dowodca i zwrocil sie do was:
- Zapewne nie macie nic przeciw, bysmy waszych towarzyszy aresztowali za ten niegodny czyn? Atak na straznikow przy uzyciu magii oraz atak i zabicie straznika... Nie puscimy was dalej, jesli nam ich nie wydacie. Stawia sie przed ksieciem Nuln i on ich ukarze zgodnie z naszym prawem. Wy natomiast jestescie zobowiazani zaplacic grzywne wysokosci 3 zlotych monet, by moc spokojnie odjechac... Zgadzacie sie?
Wypił jednym dużym haustem całą zawartość swojego kubka (w końcu nie może byc gorszy od jakiegos mięczaka z piórkiem na glowie) i zwrócił się do wyżej wymienionego mięczaka.
- Trzy sztuki złota? Niech będzie, ale czy koniecznie musicie zabierać obydwu naszych współtowarzyszy? Tego czuba co zabił jednego z was to mnie nie żal, ale ten - tu krasnolud wskazuje nieprzytomnego Kirkora - nie wyżądził wam żadnej krzywdy. Co prawda zaatakował was, ale skończyło się to dla niego dosyć fatalnie. Wy nie ponieśliście żadnego uszczerbku na zdrowiu. Nie można by jakoś inaczej załatwić tej sprawy? Może po prostu zapłacimy jakiś okup za niego, czy co? Zrozumcie , młody jest, popędliwy ...
Ernst, mieczak w czapeczce z piorkiem wymienil spojrzenia z dowodca, cos miedzy soba jeszcze poszeptali... Po chwili obaj podeszli do Ciebie i rownoczesnie stwierdzili:
- Zgoda.
Dowodca podniosl dlon, by mieczak juz sie nie odzywal i sam do Ciebie przemowil:
- Zgoda, krasnoludzie... Zaplacicie za niego piec sztuk zlota i zostanie mu wymierzona teraz kara. 10 kijow i go jeszcze ladnie wychlostamy... Czy ktos ma cos przeciw?!
Słysząc propozycję dowódcy, chwilę się zastanowił i odparł:
- Zgoda, to jest twardy młodzian, powinien jakoś to przyżyć. Młoda skóra szybko sie goi. To ile w sumie sztuk złota mamy wam zapłacić?
Ernast
Dowodca kiwnal glowa i odpowiedzial:
- Za kazdego z was <wskazal na Ciebie, Storriego i Klausa> po trzy sztuki zlota. To razem bedzie dziewiec. A za tego mlodzika czarodzieja piec zlotych monet. Jak na moj gust, to razem wychodzi jakies czternascie, o ile dobrze licze? A waszego towarzysza zabieramy... Mozecie jechac dalej, jak tylko czarodziej dostanie kare. I jeszcze jedno... Bedziemy was obserwowac. Ale nie liczcie na nasza pomoc, jesli was ktos zaatakuje. Bywaj.
Odwrocil sie i zaczal wydawac rozkazy:
- Mistol, podnies go i przywiaz do drzewa, masz mu wymierzyc solidna kare! Darke, wez ze dwoch ludzi i polamcie temu mordercy nogi, niech mi nie probuje uciekac w czasie drogi! Potem wsadzic mi go na kon i jedziemy do Nuln!! JUZ!! NIE BEDE DWA RAZY POWTARZAL!!
- No chłopaki zrzuta, dawać kasiorę - mówi krasnolud - trzeba opłacić ten cholerny przejazd.
Po wygłoszeniu tego co miał do wygłoszenia, Ernst spokojnie, rozpala fajeczkę, przygotowuje bandaże potrzebna do opatrzenia Kirkora oraz rozsiada się wygodnie na koźle.
- W końcu mam chwilę spokoju na wypalenie fajeczki.
Kirkor zostal rozebrany do pasa i przywiazny za nadgarstki do jednej z grubszych galezi drzewa tak mocno, ze az mu dlonie posinialy. Dowodca wyznaczyl najsilniejszego ze swych ludzi do wymierzenia slusznej kary... Straznik podszedl niespiesznie do czarodzieja, wzial kija, zamachnal sie porzadnie i sprzedal mu siarczyste smagniecie kijem po nerkach.
Kirkor, budzisz sie. Raptownie wciagasz powietrze do pluc, by po chwili pozbyc sie go razem z przerazliwym wrzaskiem. Czujesz palacy bol na wysokosci krzyza. Zauwazasz, ze jestes obnazony do pasa, Twe dlonie zostaly zwiazane w nadgarstkach i przytroczone do galezi drzewa. Masz sucho w ustach, boli Cie glowa. Uslyszales uderzenie i ulamek sekundy pozniej poczules znowu palacy bol!
- AAAaaargh!!!! - starales sie zdusic krzyk.
Odwracasz glowe, przez chwile dostrzegasz stojacego za Toba straznika, a za nim caly oddzial. "Wiec mnie zlapali" - myslisz. I dostajesz kolejne razy kijem, tym razem po udach. Zaciskasz usta w niemym grymasie cierpienia, lecz juz nie krzyczysz. Choc tyle godnosci... by panowac nad soba i swym cialem. Starasz sie oddalic myslami i umyslem od siebie, tak jak uczyli Cie w szkole magii. Jednak teoria ma niewiele wspolnego z praktyka.
Dostales kijem po lydkach, nogi sie pod Toba ugiely i na chwile zawisles na nadgarstkach. Niefortunnie, gdyz zdarles sobie z nich troche skory. Starasz sie znosic kare z godnoscia i spokojem...
Straznik skonczyl wymierzac sprawiedliwosc kijem, odlozyl go na ziemie. Ktos z oddzialu podal mu bicz.
Kirkor, odetchnales z ulga. Miesnie Ci sie lekko trzesa z wysilku, cialo masz zlane potem. Miedzy drzewami przeswituje slonce, razac Cie prosto w oczy. Jakas cholerna mucha przyfrunela z konskiego zadka i poczela przechadzac sie po Twym spoconym czole, drazniac Twe zszargane nerwy i laskoczac przy tym niemilosiernie. Otarles czolo o ramie, odleciala bzyczac radosnie...
W tym czasie straznik pociagnal kilka solidnych lykow z buklaka, wytarl twarz w rekaw i zdjal rekawice. Widac, iz wkladal w swe zadanie duzo serca, jest zmeczony, czerwony na twarzy od wysilku i zlany potem od goraca. Mezczyzna wywazyl w dloni bicz i zamachnal sie...
Poza sesja:
Ze wzgledu na brutalny i drastyczny obraz kolejnych scen, odsylam graczy do obejrzenia filmu "Pasja" i pierwszych pieciu minut chlostania Jezusa
<tu nastepuje szybkie przewiniecie obrazu na podgladzie, widac troche krwi, zblizenia bicza i cierpienia malujacego sie na twarzy Kirkora>
(jesli ktos bedzie bardzo nalegal, moge to opisac, lecz nie widze w tym sensu)
Na sesji:
- Wystarczy! - zawolal dowodca. - Zdejmijcie go i polozcie na wozie... Krasnoludze, zajmij sie swym towarzyszem <zwrocil sie do Ernsta> obmyj jego rany czyms mocniejszym. Teraz i tak juz nie bedzie czul bolu... Niech to bedzie dla was lekcja!
To mowiac dowodca odwrocil sie i podszedl do konia, gdzie jeczac i skamlac przywiazany byl Ivor z obiema nogami zlamanymi w piszczelach. Jakims cudem jeszcze zachowywal przytomnosc, choc wiekszosc normalnych istot dawno by zemdlala z bolu... Staznicy wsiedli na konie, jeden z nich podjechal do Klausa i wzial od niego mieszek ze zlotem, poczym pogalopowali w strone Nuln, by osadzic Ivora.
Mezczyzna w kapelusiku z piorkiem zaproponowal:
- Moze zostancie tutaj na noc, slonce niedlugo zacznie zachodzic. Macie pod dostatkiem wody...
Gdy skończyła się kaźń Kirkora krasnolud delikatnie zaniósł go na wóz. Następnie rozwodnił w kubku ociupinę spirytu i zajął się opatrywaniem jego ran. Wpierw je przemywał a następnie bandażował.
- No dobra, to powinno wystarczyć. Nie sądzę żeby mu się wdało jakieś zakażenie.
Po skończeniu opatrywania, Ernst poszedł po wodę z beczki, żeby napoić Kirkora.