[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Megara »

Ninerl, Gildiril, Gunter, Ulrich (obserwujący budynek)

Nie działo się tu nic ciekawego. Kupcy, którzy zapewne prowadzili jakieś interesy ze Steinhagerem wchodzili i wychodzili, a dzień powoli chylił się ku zachodowi. Przed zmierzchem na teren posiadłości został wpuszczony mniej wytwornie ubrany człek, z mieczem przy boku. A właściciele przybytku, Otto i Elsa Steinhagerowie (ich tożsamość zdradził wam jeden z przechodniów) opuścili go niewiele później, udając się pewnie gdzieś w interesach. Po kilku minutach przy bramie stał tylko jeden ochroniarz, z załadowaną kuszą – Gunter dostrzegł iż była to kusza samopowtarzalna. Dwa wielkie psy zostały spuszczone ze smyczy i biegały radośnie po terenie całej posiadłości.

Imponujący dwupiętrowy dom robił wrażenie. Was jednak nie interesowały jego piękne wykończenia czy całkiem dobrze utrzymany ogród, a możliwości dostania się tam. Drzwi były z przodu, tymi wchodzili wszyscy kupcy. Tylnymi nie wchodził o tej porze nikt, z tego co widzieliście. Cała posiadłość otoczona była wysokim na niecałe dwa metry drewnianym płotem, okna posiadały okiennice, zapewne zamykane na noc.

Luca i Castinaa

Ruszyliście powoli do centrum, gdzie odbywał się festyn. W dzielnicy urzędowej karczm nie było wiele. Dokładniej mówiąc w ogóle nie mogliście znaleźć takowej. Znaleźliście za to sklep z odzieżą, gdzie zakupiliście trzy dwuczęściowe, czarne kostiumy z kominiarkami, a u pobliskiego zielarza środek usypiający. Zaopatrzyliście się także w cztery wielkie steki, którymi planowaliście uśpić psy Steinhagera. Ludzi, mimo późnej dość pory nie ubywało. Wręcz przybywało, dołączali do nich także niektórzy mieszkańcy, którzy właśnie kończyli pracę. W tym tłumie usłyszeliście o szaleńcu, który miał głosić na głównym placu, jakieś brednie o tym, że los miasta zostanie przepowiedziany w obliczu księżyca, oraz prawie weszliście na doktora Malthusiusa, który rozpoznał was błyskawicznie. Przywitał was przyjaźnie, pewny że zrobiliście wszystko co byliście w stanie. Zaprosił was do swojego wozu, nie przyjmując odmowy. Już w środku poczęstował brandy.

Dość szybko opowiedział co mu powiedziano w ratuszu, potwierdzajac waszą wersję. Doktora jednak zbulwersowało to, że nie chciano mu oddać ciała, które mógłby wypchać i postawić jako eksponat. Po wysłuchaniu waszej historii i obejrzeniu miednicy goblina jedynie pokiwał smutno głową. Jakby zrezygnowany stwierdził, że on nie będzie próbował rozwikłać tej sprawy, aby nie narobić sobie wrogów, lecz służy pomocą w razie czego. Polecił też Gildię Złodziei jako dobre źródło informacji, a także bibliotekę Świątyni Vereny.

Gildia Złodziei... Zadanie było banalnie proste dla doświadczonego oka, zwłaszcza podczas festynu. Problem był w tym, aby coś zrobić z taką informacją. Po dłuższej obserwacji dostrzegliście jednak, że sporo złodziei, po zakończeniu "pracy", a raczej wtedy gdy zanadto zaczęli się rzucać w oczy, lub mieli pełne kieszenie, udawało się do stojącej niedaleko karczmy, "Skrzyżowane Piki". Zaś niedaleko samego przybytku, stały koszary straży, z których wchodzili i wychodzili strażnicy. Najciemniej pod latarnią?

Wszyscy

Gdy spotkaliście się w końcu wszyscy, księżyce powoli wstawały na niebie. Jeden z nich wyglądał normalnie, jak zawsze w tym okresie. Drugi... nie. Morrslieb wschodził prawie w pełni, mimo że teraz powinien zmniejszać się do nowiu. Ninerl, gdy go zobaczyła zbladła, po czym wyszeptała:

- Coś nadnaturalnego działa na ten księżyc spaczenia. Coś działa na niego... blisko.

29 godzin do pełni - odliczanie rozpoczęte ;)

Przejrzałam Wasze karty i jeśli planujecie włamanie do domu kupca, najlepiej poradzą sobie z tym Gildiril, Castinaa i Luca. Oprócz tego czas wam ucieka, więc radzę zająć się działaniem, a nie gadaniem ;).
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Na razie nic się nie działo. Jak Ninerl się domyślała, rzeczywiście strażnik ją zbył. Tylko czemu kupiec wychodził? Ale może to i lepiej.
-Wiedziałam, że jest w domu- syknęła ze złością.
Gunter zauważył u ochroniarza kuszę. Ninerl widziała takie, to był wynalazek Mrocznych. Zresztą jej ojciec zdobył jedną jako łup wojenny.
-Niedobrze, taka kusza komplikuje wszystko- mruknęła.

Wreszcie Tileańczycy wrócili. Wymienili się informacjami. Nagle chmury odsłoniły oba księżyce. Ninerl czuła jak się jej jeżą wszystkie włosy na ciele. Emanował czymś... nieprzyjemnym.
-Ktoś będzie przeprowadzał jakiś rytuał- powiedziała drżącym głosem- Jeśli się pośpieszymy, to możemy go nawet przerwać. To musi być ta świątynia.- wyciągnęła swoje mazidło i nasmarowała dokładnie twarz i szyję. Rękawice wystarczająco maskowały jasną skórę. Płaszcz i łuk został w gospodzie- tutaj by tylko zawadzały.
Wystarczy jej miecz i sztylet i kaptur.
- No to jak, ruszamy? Uśpijcie te zwierzaki, a ja myślę, że najlepiej jest wejść małymi, tylnymi drzwiami. Domyslam się, ze mogą być to drzwi do na przykład kuchni- dodała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Luca i Castinaa spokojnie udali się pod „Skrzyżowane piki” po wcześniejszych zakupach. W knajpie było dość gwarno i tłoczno. Gwarancja tego, że nikt niepożądany nie usłyszy prowadzonej po cichu rozmowy. Wybranego z wypatrzonych przez siebie złodziei znalazł przy barze, samotnie przechylającego kufel. Przysiadł się obok. Zamówił piwo oraz kiełbaskę. Charakterystycznym mrugnięciem nakazał Castiniee by nie zabierała chwilowo głosu.

- Dobra robota – powiedział Orlandoni. – Grubas nawet nie zorientował się kiedy zniknęła mu sakiewka. Bez obawy – uniesioną w tajemnym pozdrowieniu dłonią uspokoił groźne spojrzenie. – Nie jestem kapusiem. – Tileańczyk wyjął spod ubrania zawieszony na szyi medalion Ranalda. Wypowiedział kilka słów slangiem, w tym tajne pozdrowienie Gildii. Starał się wydobyć ze swojego głosu cały talebeklandzki oraz tileański akcent. Nie wiadomo dlaczego rodacy Orlandoniego mieli niesamowitą smykałkę do brudnych interesów. W całym Imperium przybysze ze słonecznej Tilei odgrywali znaczną rolę w strukturach Gildii. W tym tonie kontynuował:

- Nazywam się Antonio, i w istocie nie jestem nawet stąd. Moja kobieta Andrea, jedna z nas... – fałszywym imieniem przedstawił Castinęę, która skinęła jedynie głową. - Tak się składa, że ja i moi przyjaciele zostaliśmy paskudnie obrażeni przez jednych kupczyków w związku z czym planujemy pewną akcję. Nie chcielibyśmy jej przeprowadzać bez wiedzy i zgody waszych szefów a i nie zaszkodzi nam trochę informacji. W zamian podzielimy się zgodną z miejscowym zwyczajem częścią zysków i informacji. To jak? Zaprowadzisz mnie do tego komu oddajesz co miesiąc część swoich zarobków? Albo lepiej – do tego komu on ją oddaje? – Orlandoni uwiarygadniając się jeszcze bardziej wyłożył naprędce złodziejowi zasady działania Gildii.

Nawet gdyby ktoś z porządnych obywateli usłyszał cokolwiek z rozmowy nie zrozumiałby wiele, bowiem Luca posługiwał się charakterystycznymi dla półświatka grypserą i slangiem. Mężczyzna nie powiedział jednak nic, dyskretnymi ruchami dłoni wskazując jedynie na barmana, po czym szybko się ulotnił. Barman zaś, który przypatrywał się wszystkiemu z uśmiechem, podszedł do Luci i Castinny, stawiając przed nimi kufle piwa.
-Ciężki dzień co? Słyszałem, że nawet trójnożne gobliny zasuwają po kanałach. Czegoż więc szukacie w naszym mieście Tileańczycy?
Ten człowiek był bezbłędny. Dobrze wiedział czego poszukiwali. I mógł owe poszukiwania przyspieszyć.

- Skoro wiesz o takich rzeczach to z pewnością wiesz że odmówiono nam uczciwie zarobionej nagrody - rzekł Luca. - Jedyne co mamy zamiar zrobić to ją odzyskać. No może z lekką nawiązką – dorzucił.
- Pewnie to z tym goblinem? – barman mył brudny kufel. - Ta, ludzie mówili, że szwędacie się po kanałach. Ale od urzędasów to wiele nie wyciągniecie. Teugen to niezły dusigrosz.
- Dlatego nie rozegramy tego na drodze urzędowej.
- Taaak? Planujecie coś innego na naszym terenie?

- Siniore, znam obyczaje – powiedział Orlandoni. - dlatego wpierw pytamy o pozwolenie. A po fakcie uiścimy podatek.
- To zależy co macie zamiar zrobić - drążył barman.
- To czy ci powiem zależy od tego czy mogę ci ufać. Ja odkryłem część kart. Czy jesteś osobą której szukam? Szefowie Gildii zwykle nie stoją za barem.
- Jestem jedyną z którą możesz o tym porozmawiać.
- Rozumiem więc, że przekażesz moje słowa odpowiednim ludziom.
- Kto ma wiedzieć, będzie wiedział.
- Byle nie straż - zażartował Luca. - Krótko więc, zaryzykuję: planujemy włamanie do domu Steinhagerów. Dziś w nocy - dorzucił.
- Steinhagerów? A cóż oni wam zawinili? – spytał barman.
- To oni zakrewili nam nagrodę.
- Oni? Nie sądzę.
- A jednak - przerwał Tileańczyk - poza tym coś niedobrego wisi nad miastem - i oni mają z tym coś wspólnego.
- Na jakiej podstawie stwierdziliście, że akurat oni?
- My znaleźliśmy goblina, oni zgarnęli nagrodę.

- Steinhagerowie? Hahahahaha! – roześmiał się barman.
- Tyle dowiedzieliśmy się w ratuszu.
- Słyszałem, że niby znaleziono goblina w ich magazynie. Ale powiedz mi, drogi znawco, kto wam przekazał te informacje?
- Sędzia a potem urzędnik w ratuszu.
- A im kto powiedział? - barman uśmiechnął się zagadkowo.
- Jeśli wiesz będziemy wdzięczni za informacje - rzucił Tileańczyk zniecierpliwiony.
- Mówiłeś, że znasz obyczaje? Toż informacje nie są darmowe.
- Będziemy wdzięczni, to znaczy "odwdzięczymy się" w brzęczący sposób. Teraz, lub po robocie. - Luca wyjął sakiewkę.
- Nie ma pieniędzy, nie ma informacji. Ta jest akurat dość mało skomplikowana, to wystarczy jeden Karl, chyba że chcesz wiedzieć coś jeszcze? – znowu uśmiechnął się zagadkowo barman, zapewne dość często odbywał takie rozmowy.
- Ile będzie mnie kosztować wszystko co wiesz o sprawie?
- Jakiej sprawie?
- Steinhagerach, nagrodzie... – Luca naprowadzał go na trop.
- Ot, 10 koron będzie akurat. Wiem tylko tyle, co widzieli inni. Może się wam przydać, może nie.
- Chcesz mnie doprowadzić do bankructwa? Pięć koron! Pamiętaj, że my również możemy zdobyć wiele cennych informacji, a wtedy równie słono sobie za nie policzymy.
- Nie przesadzaj, informacje swoje kosztują. A słyszałem, ze Steinhagerowie biedni nie są, a przecież macie zamiar ich obrabować - barman uśmiechnął się z pobłażaniem. - Dziewięć plus należność za piwo. Nie sądzę abyście byli w stanie dowiedzieć się tego, co wiemy my. Nie w tym mieście.
- Mam trzy kochanki na utrzymaniu. Osiem – targował się Luca i od razu dostrzegł dziwną minę Castinyy gdy wspomniał o „kochankach”..
- Masz tupet. Niech ci będzie, osiem plus miedziaki za piwo.
- Niech będzie - rzekł Orlandoni podając pieniądze.
Barman szybko schował monety, po czym jakby w zamyśleniu zaczął mówić. Luca czekał cierpliwie, popijając piwo i uśmiechając się delikatnie do Castinyy.
- W sumie o kupcach wiemy dużo – barman zaczął opowieść - jednak skupię się jedynie na tym co może was zainteresować. Otóż Steinhagerowie są w radzie, jak pewnie się zdołaliście przekonać już sami, radzie zaś przewodzi niejaki Johann Teugen. To on wydaje polecenia i zapewne on próbował zatuszować to, co się stało z goblinem. Bo że go nie bylo w magazynie to sami wiecie. On również przewodzi organizacji charytatywnej "Ordo Septenarius". Czy ta organizacja jest naprawdę charytatywna to nawet my nie wiemy, Teugen zawsze był skąpy. Organizacja zaś skupia członków co znamienitszych rodów w tym mieście. Również i Steinhagerów. Co do nich samych, to zapewne jedynie wykonują polecenia Teugena. Stąd Teugen mógł spokojnie umiejscowić smierć goblina w ich magazynie, tam nikt niepowołany wejść nie może.
- Coś jeszcze? - Luca słuchał zaciekawiony.
- Nie wiem co was interesuje w jego domu, lecz wiemy poniekąd gdzie trafiliście chodząc po kanałach. Tamte drzwi zawsze były zamknięte, jednak wiemy że członkowie organizacji "charytatywnej" spotykali sie tam po nocach. Słychać było jakiś zaśpiew, czasem wrzaski. I zniknęło kilku bezdomnych żebraków. Masz jeszcze jakieś pytania?
- To by było na tyle. Ale może was zainteresuje co było za drzwiami?
Barman uśmiechnął się. - To już wiemy, zainteresowaliście nas nimi. Aczkolwiek nie znaleźlimy nic poza pentagramem. Staramy się nie mieszać w takie sprawy. Czarna magia i inne duperele to nie nasza działka.
- A jednak coś się szykuje, coś co może dotyczyć całego miasta w tym was również i nie będziecie mogli pozostać neutralni.
- Zobaczymy. Tymczasem mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Rozumiem, że mamy pozwolenie na akcję? – zatrzymał karczmarza.
- Macie. Tylko nie naróbcie zbyt wiele bałaganu - uśmiechnął się oddalając na zaplecze.

Luca i Castinaa zaś opuścili „Skrzyżowane piki” i udali się na spotkanie z kompanami. Po kilkunastu minutach znaleźli się na miejscu. Tileańczyk streścił towarzyszom wszystko, czego się dowiedzieli.

- A więc miastem trzęsie organizacja „charytatywna” z rodami Teugenów i Steinhagerów na czele. Ordo Serpentarius czy jakoś tak się nazywa... – podsumował wiadomości. Wszystko zaczynało mu się łączyć w całość. – Jedni do spółki z drugimi pozbawili nas nagrody. Nie obca im raczej demonologia i inne ciemne sprawki i planują coś dużego. Co dokładnie, nie wiemy. Ale da Ranald dowiemy się w chałupie Steinhagerów do którego włamiemy się dziś w nocy. – powiedział z naciskiem. - W Gildii Złodziei mamy patronów oraz potencjalnego sojusznika. Dla wyjaśnienia. Ja nie zamierzam ratować świata ani rozbijać żadnej sekty. Zamierzam odzyskać swoje pieniądze i ewentualnie odnaleźć miecz należący do Ninerl. Poczekamy do północy i bierzemy się do roboty...Ja, Castinaa i Gildiril... Wy będziecie nas ubezpieczać.- Luca spojrzał na Guntera, Ulricha i Ninerl. - Wybacz, Nin, z chęcią byśmy cię z sobą zabrali, ale zapewne nigdy się nigdzie nie włamywałaś, a my już mamy takie doświadczenia na koncie. Mam rację, Gildiril? Osłaniajcie nasze tyłki -Tileańczyk popatrzył w stronę posiadłości, a następnie na stojący jeszcze dość nisko, złowieszczy Morrslieb.

Dialog z barmanem rozegrany z Meg na GG
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-To tak ludzie traktują obietnice?W taki sposób? To dziwne, że ufamy umowom zawartym z nimi... -powiedziała Ninerl. Gildiril milczał przez chwilę, po czym odpowiedział -Norma... Powiedziałbym nawet, że trwalsze są umowy zawarte między pospolitymi zbójami, oni przynajmniej mają swój specyficzny kodeks honorowy...- To, że ludzie robili się wzajemnie w wała nie było niczym nowym, ale za każdym razem było równie wkurzające...
- Czemu się tym tak martwisz? Pieniędzmi?-Z zamyślenia wyrwało go kolejne pytanie elfki -Pal sześć pieniądze... Denerwuje mnie, że nas tak perfidnie oszukano. Nie po to ryzykujemy życiem, żeby nas potem wydymano... Ale trudno, z nimi się nie wygra-

***
Elf spojrzał z rozbawieniem na Ulricha. Na jakim świecie on żyje? Bo na pewno nie na tym samym, co Gildiril. Idealista, naiwniak, frajer - nieważne jak to nazwać, ale ufność Ulricha w uczciwość świata była zdumiewająca. To było tym bardziej dziwne, że towarzystwo rajtara, to znaczy ta drużyna, złożona była w większości z dość podejrzanych osobników... Że tylko Lucę i Gildirilia wziąć za przykład. "Też kiedyś wierzyłem w sprawiedliwość... Ale potem zacząłem chodzić" pomyślał, ale oszczędził de Maarowi tej uwagi, bo znając tego faceta, wystarczy mu "honorowy" pretekst, by dać komuś w pysk.

Na szczęście Luca zaczął wykładać Ulrichowi życiowe prawdy. Elf tylko podszedł do rajtara, poklepał go po ramieniu i powiedział półgłosem -Posłuchaj go, wie co mówi... Honor i idealizm w wydaniu jednostkowym nie są zbyt zdrowe. A pomyśl sobie, ile niewinnych istot możemy uratować przed tym potworem!- Taaak, to musiało na niego podziałać...

-Jaki opracowywujemy plan działania? Nasza dwójka chyba najlepiej umie korzystać z cieni. Ja tylko mogę mieć problem z otworzeniem zamków, no ale skoro jesteś specjalistą... -
spytała Ninerl
-Na razie czekamy na Lucę i Castinę... Będziemy się martwić, jak będziemy już w środku, bez planu domu ciężko coś zaplanować, będziemy improwizować- odparł.

Następnie czas upłynął im na obserwacji. W sumie nic ciekawego się nie wydarzyło... Leniwie patrolujący strażnik z kuszą nie wyglądał na bastion nie do przebycia. Do samego domu było kilka możliwych wejść, nie wyglądał na specjalnie obwarowany... Choć co było w środku nie wiedzili i mogli się spodziewać wszystkiego, z ciemną energią na czele.

W końcu przyszedł Luca z Castiną i streścili im wszystko, czego się dowiedzieli w Gildii. -Dobra robota- mruknął Gildiril -Teraz pozostaje nam zrobić swoje. Najlepiej, żebyście obserwowali teren i kierowali akcją- zwrócił się do Tileańczyków -A ja zajmę się... sprawami technicznymi- mówiąc to zagrzechotał pęczkiem różnych kluczy i wytrychów. Wyjął też sztylet ze schowka w bucie i przywiązał go do pasa. Może się tej nocy przydać... -W każdym razie nie traćmy czasu-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Powoli godził się z tym, w czym mają zamiar wziąć udział. Do końca przekonały go słowa Gildirila, których nigdy nie spodziewałby się usłyszał z jego ust. Elfy są na ogół trochę dziwne, ale najwidoczniej mają swój honor… i trochę oleju w głowie.

Razem z elfami i Golemem, Ulrich obserwował budynek. No… budynek jak budynek. Doszedł do wniosku, że jeśli tak zazwyczaj robią włamywacze to, zdecydowanie nie jest to zawód dla niego. I całe szczęście. Uwagę de Maara zwrócił ten jeden strażnik. Jeden z kuszą, do tego psy… Przez chwilę pomyślał, że cała ich szóstka mogłaby tam po prostu wparować z bronią w rękach. No, ale to nie byłoby… finezyjne.

Ulrich chyba zdrzemnął się chwilę na pobliskiej ławce. Obserwacja to niezbyt pasjonujące zajęcie. Ale Tileańczycy już wrócili i mają im chyba coś do powiedzenia. Ulrich słuchał, próbując się skupić. Po chwili poświęconej na rozbudzenie się, nawet się to udało. Ale uwagę rozpraszał nienaturalny o tej porze blask drugiego księżyca… Nawet Ulrich zdawał sobie sprawę, że nie oznacza on nic dobrego.
- Rytuał? – spojrzał na Ninerl – W takim razie zdecydowanie musimy tam wejść. I to szybko, bo nie wierzę, żeby to co szykuje ta organizacja było dla nas dobre. – westchnął ze zniecierpliwieniem, gdy usłyszał co ma – a raczej: czego nie ma zamiaru - robić Orlandoni. Wiedział już, że argumenty logiczne dla Ulricha, nie trafią do niego – Nie zrozum mnie źle, ale ta ich demonologia sprowadzi śmierć na nas wszystkich. Nie obchodzi ich, że nas okradli. Chcą zrobić coś na ogromną skalę… zresztą spójrzcie na księżyc! Jeśli im się uda, cokolwiek chcą zrobić, to zagrożone będzie nie tylko Bogenhafen, ale także nasze życie. Co umarłym po pieniądzach? – powiedział, jak na siebie spokojnym głosem. Ale nie drążył tematu... Przemówić Luce do sumienia było chyba naprawdę ciężko.

Już po chwili plan działania był gotów. Castinaa, Gildiril i Luca wchodzą do środka, pozostali zostają „na wszelki wypadek.” Szlachcic nie protestował. Same przygotowania do przestępstwa to było już za dużo. Ulrich miał nadzieję, że oni wiedzą co robią.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Megara »

Nie ustaliwszy nic więcej, nie mając innych planów, doczekaliście do nocy. Nocy w której Morrslieb jeszcze bardziej zbliżył się, wydając się teraz wręcz przeogromny. A na jego powierzchni dostrzegaliście coś, co przypominało usmiechnięte, koszmarne twarze.

Castinaa, Luca, Gildiril,

Zgodnie z ustaleniami, do domu Steinhagerów ruszyła trójka: Luca, Castinaa i Gildiril (zabierając potrzebny sprzęt), reszta zaś została w pobliżu, ubezpieczając włamywaczy. Noc była cicha, ulice puste, budynek zaś nieoświetlony. Świecił jedynie księżyc, a raczej dwa, tyle że drugi prawie niewidoczny, oraz latarnie na ulicy. Udając pijanych, trójka włamywaczy podeszła w pobliże furtki z drugiej strony domu.

- Macie mięcho z wkładką?
- Taa.
Kawałek mięsa tuż po chwili zatoczył łuk, lądując w krzakach za ogrodzeniem. Biegające po prodwórzu psy nie zwykły marnować takich okazji, szybko się do niego dobierając. Po zjedzeniu mniej więcej połowy, nagle zrezygnowały i chwiejnym krokiem oddaliły się. Nie minęła chwila jak oba padły na ziemię.

- Skryjmy się w załom muru.
- Dasz radę z furtką?
- Patrz jakie wybredne bydlaki.
- Pies jebał psy, do roboty.
- Spróbuję, w razie czego przejdziemy przez mur.


Włamywacze podeszli pod furtkę, po krótkim mocowaniu się z nią, weszli w obręb podwórza zamykając ją za sobą w momencie gdy na ulicy pojawił się patrol straży. Poczekali aż przejdą, po czym zbliżyli się do drugich drzwi wejściowych, tych znajdujących się na tyłach domu.

- Bierz się za zamek, Gil.
- Sprawdź co z psami, Luca.
- Aha, osłaniaj mnie Castinaa.


Gildiril po chwili mocowania z drzwiami otworzył je. Luca zaś sprawdził, co z psami. Oba spały jak zabite. Tileańczyk zaciągnął je bezszelestnie za tylne łapy w krzaki pod murem i wrócił przed drzwi.

- Nie ma tu żadnych magicznych alarmów?
- Nic, przynajmniej przy drzwiach.
- Dobrze, sprawdzaj co jakiś czas.
- I idź za nami, ostatnia.
- Cas, najpierw ochroniarz.


Drzwi uchyliły sie prawie bezgłośnie, oczom włamywaczy ukazał się prawie niewidoczny z powodu panujących ciemności korytarz. Jedynie Gildiril widział jak w dzień. Niedaleko wejścia po obu jego stronach znajdowały się drzwi, zamknięte. Zza jednych słychać było dość głośne chrapanie.

- Chyba już jest uśpiony, ale może się obudzić.
- Aha, ale i tak trzeba się nim zająć.
- W łeb go?
- Mogę go uśpić tak, by się nie obudził jeśli chcecie.
- Zrób tak, żeby nie obudził się do rana.
- Otwórzcie mi więc drzwi do niego.


Drzwi nie były zamknięte na klucz, Castinaa pojawiła się bezszelestnie w pokoju i uderzyła mężczyznę trzonkiem noża w głowę, tak, że ten momentalnie rozłożył się na biurku i przestał chrapać.

- Mamy trochę czasu zanim się obudzi.
- Ile?
- Ze dwie godziny co najmniej.
- Styknie nam, do roboty.


Po wyjściu z małego pokoju w którym spał ochroniarz, Luca wyciągnął małą latarenkę dającą lekkie fioletowe światło (ponoć takich używali porywacze zwłok) rozświetlającą troszkę ciemności. Widać teraz było, że korytarz jest dość długi, kończy sie również drzwiami, prócz tych, co już było widać znajdowały się jeszcze kilka innych, oraz schody na górę.

- Nie ma to jak światełko.
- Sprawdzamy najpierw parter.
- Zacznijmy od góry.
- Na górze mogą być istotne dokumenty jakieś... no i kosztowności.
- Zgoda, do schodów więc.


Na górze rozkład pokoi był nieco inny, było tu coś w rodzaju poczekalni, gdzie stało kilka krzeseł i biurko, było też kilka par drzwi. Jedne z nich prowadziły do sali konferencyjnej, drugie zaś do pokoju przerobionego na biuro. Tutaj jedyną godną zawieszenia na niej oka rzeczą był list do niejakiego Herr Shultza z Altdorfu, w którym Heinrich Steinhager (zapewe syn Ottona) pisał że jest niezadowolony ze sposobu w jaki ojciec prowadzi interesy. Resztę stanowiły zwykłe pokoje mieszkalne w których nie znaleźli nic ciekawego.

- Cholera.
- Pff.
- Grrr...
- Skandal, do dziewięciu piekieł...
- No to na dół.


Szybko, acz dyskretnie sprawdziliście pokoje na dole – był tu salon, dwie kuchnie, ubikacja i cztery pokoje. W końcu znaleźliście biuro Otto Steinhagera.

- Staraj się nie zostawiać zbytnio śladów.
- Nie ucz wilka gryźć.
- Póki co jest idzie gładko... no chyba że ochroniarz się poskarży na siniaki.


Przeszukując uważnie pomieszczenie, z ich doświadczeniem nie było trudno odkryć sejf za jednym z obrazów, oraz tajne, ukryte za jednym z paneli boazeryjnych drzwi. Było tu także biurko. Jak się okazało wszystko zamknięte. Po dość mozolnym i długim mocowaniu się z zamkami (Gildiril i Luca na zmianę przy nich pracowali, podczas gdy Castinaa stała na czatach), okazało się, że sejf jest także zamknięty. W końcu, po kilkunastu minutach włamywaczom udało się wszystko pootwierać.

W środku szuflady znaleźli listę magazynów Steinhagerów wraz ze spisem towarów jakie się tam mieszczą (bardzo rożnorodne, od drewna, przez tkaniny po wina). Pod kartkami leżał zaś miedziany medalion i kilka arkuszy pergaminu, wszystkie ze znakiem Ordo Septenarius. Poza tym znaleźli też list o następującej treści: "Podczas trwania Schaffenfest, wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu nasz plan wyda owoce. Johannes Teugen" i pentagramem z głową diabła w środku, wyrysowanym u dołu kartki. Świecąc po ścianach dostrzegli zawieszony na niej finezyjnie wykonany miecz. Wyglądał na srebrny, z czarną okładziną rękojeści i misternie wyrzeźbioną wilczą głową na gardzie. Wilk patrzył na nich ognistymi klejnotami. Na ostrzu widniały jakieś runy.

-Ty, to nie jest ten miecz Ninerl?
-Wygląda na podobny. Bierz go, potem będziemy myśleć. Tylko zawiń w coś, żeby się w oczy nie rzucał.
-Dobra. Obrus wezmę.
W sejfie zaś znaleźli dwie duże szkatuły.
-Zabieramy to i znikamy, i tak już za dużo czasu tu zabawiliśmy.
-Golem by to wziął na grzbiet.
-Bierzemy wszystko, rozwalimy później w gospodzie.


Zrobili jak zapowiadali. Przy okazji sprawdzili piwnicę za ukrytymi drzwiami. Była pusta. Stwora nie było, pozostał jedynie pentagram, taki sam jak widniał zresztą na liście przeczytanym niedawno, chustka zniknęła, a szkatuła była otwarta i całkiem opróżniona.

Wszyscy

Castinaa, Luca i Gildiril szybko opuścili dom, zamykając za sobą co się dało. Nie rzucając się zbytnio w oczy bezpiecznie dotarliście do „Tarczy Myrmidii”, gdzie zamykając się w pokoju Guntera, otworzyliście z niemałym trudem szkatuły, w których znajdowała się cała masa złotych monet. Na oko jakieś 900 koron. Gildiril natomiast rozwinął niesiony od posiadłości Steinhagera tobołek, którym okazał się finezyjnie wykonany miecz Ninerl.

Jako że gramy story, i by opis samego włamania nie był zbyt drętwy, postanowiłam przejąć na moment Waszych bohaterów i napisałam krótkie dialogi.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

- Hahahahaha, hahahaha, juhuuuuu! – Luca zaczął skakać po pokoju, gdy rozwalili skrzynie. – Dzięki ci Ranaldzie za twe hojne dary! - kończąc wypowiedź chwycił w swe ramiona Castinęę i ucałował ją najnamiętniej jak potrafił.

Chwilę potem wziął garść pieniędzy. Przekładał osobno, całując każdą monetę. Po chwili ochłonął, przestał.

- Jak nie chcemy jutro skończyć w rzece... – rzekł. - musimy zapłacić podatek Gildii. W Talabheim to była dziesięcina. Czyli dziewięćdziesiąt koron. Ale zawsze mogę powiedzieć im, że mniej zrabowaliśmy – w oku Orlandoniego zabłysła iskierka. – Nieważne. Z samego rana pójdę pod „Skrzyżowane piki”, zapłacę, dorzucę ten spis towarów w steinhagerowskich magazynach i przy okazji poproszę, żeby dali nam alibi. Że niby piliśmy tam całą noc. Pewnie w mieście będzie niezła zadyma, dochodzenie i te sprawy. Podejrzenie może paść na nas.

Wstał, spojrzał po towarzyszach.

- Kwestia podziału gotówki. Załóżmy, że po zapłaceniu podatku zostanie około osiemset dziesięć koron. – mówił łowiąc coraz bardziej zdziwione spojrzenia. - Po sto pięćdziesiąt dla mnie, Castinyy i Gildirila i po sto dwadzieścia dla reszty – powiedział stanowczo. – Nie ma co się dziwić, od zawżdy tak jest w złodziejskim fachu, że ci, którzy bardziej ryzykują dostają więcej. Teraz trzeba przejrzeć te dokumenty.

To rzekłszy Luca zabrał się za przeglądanie wszystkich zrabowanych papierów, szukając informacji o „Ordo Septenarius”, czarnej magii i wszystkich podejrzanych sprawkach. Oceniał, co może się przydać jako dowody złowieszczej działalności Steinhagerów, co jest nic nie warte, a co może przydać się Gildii. Obejrzał też inwentarz magazynów Steinhagerów ze wskazaniem na czarne świece, ofiary w ludziach i pentagramy. Przez dłuższą chwilę wyłowił z nich jeden i przeczytał na głos:

- "Podczas trwania Schaffenfest, wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu nasz plan wyda owoce. Johannes Teugen". Wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu…Ile jeszcze dni do końca święta zostało? - spojrzał po towarzyszach. - Bo dwunasty dzwon zapewne oznacza godzinę dwunastą wybitą w kościelnej dzwonnicy. Jak sądzicie?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

"Do dzieła" pomyślał Gildiril i ruszył do akcji. Było ciemno jak cholera, ale jemu to nie przeszkadzało. Oby dwójce ludzi też... W milczeniu wziął się do roboty, od czasu do czasu rzucając tylko zdawkowe komentarze odnośnie sytuacji... W końcu był od działania, a nie od gadania. Pokonywał zamek za zamkiem i drzwi za drzwiami, choć fakt, że przy niektórych sie musiał nieźle napocić. Potem znaleźli jakieś listy, w końcu zdobyli coś, co wyglądało jak miecz, o którym mówiła Ninerl... I tak brali co popadło, nie było czasu wybrzydzać. Zawinęli znalezisko w obrus i czym prędzej ulotnili się z miejsca zdarzenia. W końcu sen wywołany ciosem w łeb nie trwa długo...
***

Udało się. Mieli pieprzonego farta, ale się udało. Elf rozparł się wygodnie na fotelu i pociągnął łyk z butelki wina przeznaczonej na takie właśnie okazję. Spojrzał na Orlandoniego. Nie podzielał jego entuzjazmu, ale teraz nawet on musiał się uśmiechnąć. Szczególnie, że Luca już snuł plany, jak trochę oszukać gildie złodziei. Miał tupet, trzeba przyznać. Ale tak czy siak, stan posiadania Gildirila znacznie się powiększy. I dobrze, już sporo czasu nie miał porządnej roboty... A odkąd ukradziono mu Vilena nie miał też wierzchowca. A to źle.

"Podczas trwania Schaffenfest, wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu nasz plan wyda owoce. Johannes Teugen" przeczytał treść liściku Luca. Noo... Panie Otto, mamy jak na dłoni, że waszmość się w niezłe g***o wpakował.
Wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu…Ile jeszcze dni do końca święta zostało? Bo dwunasty dzwon zapewne oznacza godzinę dwunastą wybitą w kościelnej dzielnicy. Jak sądzicie?
-Ja sądzę- zaczął Gildiril -Że nasz szanowny pan Otto to kawał gnoja i pieprzony sekciarz... Ulżyliśmy mu nieco, zabierając te nieprzydatne przedmioty, teraz możemy mu pomóc i wybić z głowy skłonność do głupot... Oczywiście licząc na to, że nie rzucą się nam na głowę wyższe sfery tego miasta, diabli, dosłownie, wiedzą, ile osób jest w to zamieszanych- wziął głęboki wdech, spoglądając na towarzyszy. -Ci wszyscy miłośnicy czarnej magii lubią się pieprzyć z demonami o północy, więc pewnie chodzi o jakąś północ... Więc pewnie masz rację, Luca- Teraz zaczynało mu się to podobać... Włamywacz bawiący się w łowcę kultystów... Mama byłaby dumna.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Ulrich dziwnym wzrokiem patrzył na złoto. Plugawe złoto poplecznika sił Chaosu.

Trzeba przyznać, że szlachcic nie był dumny z tego w czym brał udział. „Złodziejem… oto kim jesteś de Maar.” Pocieszał go tylko fakt, że uderzyli w serce… a raczej sakiewkę, wroga Imperium. Co nie zmienia faktu, że kradzież to kradzież. No i oczywiście była jeszcze jedna sprawa – musiał przyznać, że choćby dlatego dobrą decyzją było włamanie – a mianowicie miecz Ninerl. Trzeba przyznać, że ładny kawałek stali… chyba stali. Bo kto tam wie, z czego elfy robią broń? Ulrich gwizdnął cicho, gdy zobaczył oręż.

Zdezorientowanym wzrokiem wpatrywał się w Orlandoniego. „Podatek gildii?” Nie podzielał jego entuzjazmu. Brak takiej sumy pieniędzy, nie pozostaje długo niezauważony. Nawet wśród bogaczy. A raczej zwłaszcza wśród nich. Skrzywił się trochę jak usłyszał o „podziale łupów,” ale nie odezwał się. I nie chodziło tu o to, że dostał za mało. Chodziło o źródło tego dochodu. Mawiają, że „kradzione nie tuczy.” To prawda. Ale Ulrich i pozostali z pewnością lepiej wykorzystają te pieniądze niż to ścierwo Steinhager.

"Podczas trwania Schaffenfest, wraz z donośnym uderzeniem dwunastego dzwonu nasz plan wyda owoce. Johannes Teugen.” To nie brzmiało dobrze. Trzeba się dowiedzieć co to za „plan” i jakie „owoce” ma rzekomo wydać. I to najlepiej wkrótce… Wiedzieli mniej więcej, kiedy ma się stać... no właśnie. Co ma się stać? No i północ - bo niewątpliwie chodziło o północ - to trochę mało precyzyjne określenie... Za to teraz Ulrich zdecydowanie uważał, że powinni komuś pokazać ten list. Podpis i pentagram na kartce mówiły same za siebie. Tylko... komu to pokazać? Całą ta sytuacja była jakaś pogmatwana...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Wściekła, krążyła na zewnątrz jak rozjuszony lew w klatce. Powinna tam być! Zdecydowanie powinna. No, ale trudno. Skoro nie dało się inaczej... ale na przyszłość nie odpuści.
W każdym razie lepiej nie wchodzić jej teraz w drogę. Lepiej nie... Wargi dziewczyny uniosły się, odsłaniając lśniące w mroku zęby.

Wreszcie włamywacze wrócili. Nieśli jakiś długi przedmiot. Gdy podeszli, w powietrzu rozbrzmiała niematerialna pieśń, odebrana przez umysł dziewczyny. Tak to chyba był miecz... Nareszcie! Zalała ją fala radości, mocno przytłumiona przez furię. Powstrzymała ochotę, by wyrwać Gildirilowi pakunek.

Szła szybkim równym krokiem, zastanawiając się co dalej. Właściwie może wracać już do domu... Do domu, nareszcie. Zostawić te brudne krainy ludzi, przerażająco prymitywne. Zaraz pomyśli- zdecydowała. Emocje muszą nieco opaść.

Usiedli w pokoju Guntera. Ninerl niemal wyrwała pakunek z rąk Gildirila. Rozszarpała materiał i rzuciła kłąb tkaniny na podłogę.
Ostrze zalśniło w świetle świec. Przebiegła palcami po rękojeści i mocnym, melodyjnym głosem zaśpiewała jego imię. Jeśli to jest miecz jej ojca, to odpowie.
- Arhai Sarathanai !- nagle runy zapłonęły niemal jaskrawym światłem, a sam miecz przez chwilę sprawiał wrażenie żywej, oddychającej istoty. Potem runy przygasły.
Zmysły Ninerl zalała triumfalna pieśń oręża, czuła się tak jakby stała obok płonącego ogniska. Ostrze emanowało mocą- wcale się nie dziwiła, że ranny Antherion mógł nadal walczyć.
Oszołomiona usiadła i przycisnęła go do siebie, nie zważając na to, że ostra krawędź skaleczyła jej dłoń. Purpurowe krople krwi wyglądały jak delikatna koronka i tylko dodawały broni uroku.
Westchnęła, potrząsając głową. Wrodzone zdolności bywały czasami kłopotliwe- jej dziad Imladrin, potężny czarodziej, namawiał ojca, by wnuczka rozpoczęła naukę magii, a nie tylko wojaczki. Gdy tylko skończy służbę- dodawał. Antherion nie był specjalnie przekonany do tego pomysłu i pozostawił decyzję córce. A Ninerl sama nie była jeszcze pewna.
Wstała i chwyciła go w dłoń, odczuwając szaloną radość, jaka ogarnia każdego wojownika, gdy dostaje do rąk taką broń- ostrze było doskonale wyważone i leżało w jej dłoni, jakby było jej częścią. Odeszła dalej i zaatakowała wyimaginowanego przeciwnika- zadała tylko jeden cios i już wiedziała, czemu je ojciec tak wspominał tę broń. Przez chwilę poczuła nikłe uczucie zazdrości, ale zaraz potem napłynęło poczucie szczęścia. Znowu zobaczy rodzinę... nareszcie.
A potem rzuciła spojrzenie na drużynę. Właściwie może ich już opuścić, ale jest im winna przysługę, w końcu jej pomogli. Zagryzła wargi, a na jej twarzy pojawił się wyraz zagubienia. Zaraz potem rysy dziewczyny stwardniały. Wyprostowała się i powiedziała:
- Właściwie... teraz mogę was opuścić i wyruszyć w podróż. To miasto... - dodała zimno- Jego los mi jest całkowicie obojętny. Ale powinnam ukarać tych, którzy splugawili Arhai swoim dotykiem. I poza tym..- na jej twarz wypłynął uśmiech- Jestem wam winna przysługę. A Ceylthar Arhaith nie zapominają o takich rzeczach - dodała poważnie.
- Zniszczmy te żałosne pomioty. Zanim rytuał zostanie odprawiony. - powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze raz. Było w tym uśmiechu coś niepokojącego.
- Czas na rzeź... Nie będzie litości... - zamruczała, przeciągając skaleczoną dłonią po ostrzu. Krew spłynęła strumykiem.
- Może powinniśmy przybić jakiegoś do ściany? Co tym sądzicie? Możemy mu na przykład połamać kości. Albo im, jeśli chcecie zostawić kogoś przy życiu. No to jak?- zapytała.
- Ja jestem gotowa.- wstała i wytarła miecz.
Potem usiadła i położyła je ostrożnie na kolanach, przeliczyła pieniądze w sakiewce. Wyjęła czterdzieści koron i powiedziała:
- To myślę, że dam kapłankom tej bogini. Jedynie one nie są pozbawione honoru w tym prymitywnym i barbarzyńskim mieście. Jutro z samego rana, jeśli wszystko pójdzie dobrze.
Poruszyła usadawiając, wygodniej i ciągnęła dalej:
- Jeśli tylko dobrze się przygotujemy i rozproszymy koncentrację magów, to nie powinno być straszliwie trudne. Jestem niemal pewna, ze rytuał odprawią dziś albo najpóźniej jutro.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Megara »

Wiedząc, że nie będziecie mogli już nic załatwić, ani nawet napić się w zamkniętej już karczmie, udaliście się na spoczynek. Noc przebiegła bez niespodzianek – spaliście spokojnie. Gdy zaś otworzyliście oczy słońce stało już dość wysoko na horyzoncie. Dzień zaczynał się tak samo pogodnie jak poprzednie. Wy jednak wiedzieliście, że Schaffenfest zbliża się do końca. Według planów miał kończyć się dziś. Zjedliście śniadanie, po czym Luca wyruszył do „Skrzyżowanych pik” by uiścić podatek. Barman przyjął dziesięcinę i zniknął na zapleczu.

Koło południa Ninerl ofiarowała kapłankom Shallyi pieniądze a następnie zwiedziliście okolice magazynów Steinhagerów, gdzie spotkaliście pijanego magazyniera, który uparcie twierdził, że zabił goblina pałką. No cóż, ta historia była nieprawdziwa od początku. Przeszliście również obok domu Teugena, otoczonego 4,5 metrowym murem i taką też bramą oraz strażnikami patrolującymi podwórze. W oczy rzucały się także wielkie psy, przywiązane do bud niewiele dalej.

Nie mając większego wyjścia ruszyliście ku gildii kupieckiej, gdzie po krótkim oczekiwaniu, zostaliście wpuszczeni do sporego biura, w którym przyjął was dobrze wyglądający, lecz już siwiejący mężczyzna, Fiedrich Magirius. Na wasze pytania o Ordo uśmiechnął się.
- Wydaje mi się, że nastąpił pewien nieszczęśliwy zbieg niekorzystnych okoliczności. Będzie to dla mnie zaszczytem, jeśli przy obiedzie będę mógł to państwu wytłumaczyć. Zapewniam, że w tym wszystkim nie ma nic nagannego.
Magirius zaprosił was do "Złotego Pstrąga" wytrawnej restauracji, gdzie każdy zamówił sobie wyszukaną potrawę z bogatego menu, tyle, że nie każdy potrafił ją odpowiednio zjeść. Sam Friedrich był uprzejmy, lecz nie powiedział nic konkretnego przed zakończeniem posiłku. Dopiero wtedy zaczął mówić.

- Teraz rozumiem w jaki sposób doszło do całego ciągu tych nieporozumień. Przypuszczam, że było to nie do uniknięcia, gdyż wolimy nie rozgłaszać swojego istnienia. Ordo Septenarius można nazwać swoistym klubem. Większość członków pochodzi z kupieckich rodzin miasta. Ogółem liczymy 49 członków, 42 zwykłych i siedmiu należących do Wewnętrznej Rady. Reprezentujemy swojego rodzaju elitę wewnątrz gildii, współpracujemy ze sobą, by w ten sposób osiągnąć największe zyski. Czynimy dotacje dla świątyń, a w Jamie, wraz ze świątynią Shalyi, prowadzimy kuchnie dla ubogich.

Powody, dla których wolimy pozostać bezimienni, są różne. Wielu z naszych członków to radni, tak jak ja. Wielu innych mogłoby kandydować do tego urzędu, gdyby tego chciało. Ludzie o takiej pozycji staliby się celem oskarżeń o przekupstwo i oszustwa wyborcze, gdyby wyszło na jaw ich zainteresowanie w działalność charytatywną. Przyniosłoby to tylko szkodę tym wszystkim biedakom, gdyby się okazało, że boimy się coś dla niech zrobić. Poza tym nasza współpraca handlowa mogłaby wzbudzić zawiść w naszych konkurentach. Gdy jest tak jak teraz ludzie zdają sobie sprawę z pewnego rodzaju współpracy, ale nie wiedza, kto bierze w niej udział. Dlatego nie mogą mścić się na pojedynczych osobach, ani przedsięwziąć innych działań odwetowych. Ich podejrzenia działają przeciw im samym, dając nam jeszcze większa przewagę.

Rozumiecie więc naszą potrzebę tajności. Ujawnienie istnienia Ordo Septenarius przysporzyłoby korzyści politycznych licznym osobom, a i niektórzy z naszych młodszych członków mogliby w takiej pozycji upatrywać jakiś własny interes. Musimy im zaoferować jakąś... zachętę do przestrzegania praw stowarzyszenia. Właśnie z tego powodu działania Ordo ukryte są pod płaszczykiem rytuałów... Powinienem powiedzieć raczej: czegoś na kształt rytuałów, z różnymi ceremoniami, składaniem przysiąg, stopniem inicjacji. Stwierdziłem, że nic nie zespala tak, jak uczestnictwo w ceremonii i obietnica awansu.


Więcej nie dowiedzieliście się nic. Radny pożegnał się z wami przed "Złotym Pstrągiem" i oddalił się. Co ciekawe z jego kieszeni wypadła kartka, wpadając już po chwili w wasze ręce.
"Dziś, godzinę po zachodzie spotkanie Wewnętrznej Rady u mnie w domu. Podpisane: Johannes Teugen"
Co miało się tam zdarzyć? Tego nie wiedzieliście. Lecz Magirius mówił całkowicie szczerze, on wierzył w dobro tej organizacji. O tym co miało się zdarzyć albo nawet on nie miał pojęcia, albo Teugen nie przedstawił jeszcze swoich planów.

Wracając do karczmy czuliście że jesteście przez kogoś obserwowani, nie potrafiliście jednak zlokalizować śledzących was osób. Bądź osoby. Nawet sprytne kluczenie po małych uliczkach nie przynosiło efektu. No może niezupełnie, w jednej z nich natknęliście się na grupę ośmiu osiłków z pałkami, groźnie się wam przyglądających. Każdy z nich nosił źle uszyte, brzydkie ubranie, właściwe niższym klasom społecznym. Na szyjach niektórych z nich Gildirilowi i Luce udało się dojrzeć wisiorek z wizerunkiem sznura i bloczka, przynależny gildii dokerów. Największy z bandziorów wystąpił przed resztę, odzywając się ochrypłym i nieprzyjemnym głosem.
-Mamy dla was wiadomość. Trzymajcie się z daleka od spraw, które was nie dotyczą, chyba że wolicie któregoś dnia obudzić się na dnie rzeki. Czemu nie spróbujecie szczęścia gdzie indziej, co? Słyszałem, że Altdorf o tej porze roku jest piękny.

Banda zniknęła, nie podejmując walki. Najwyraźniej to rzeczywiście była tylko wiadomość. Nadal czując czyjś wzrok na plecach wróciliście do karczmy, zastanawiając się co dalej.

***

Nie mogąc wymyślić nic więcej udaliście się wieczorem w pobliże domu Tugena. Uczestnicy spotkania, owa Wewnętrzna Rada Ordo Septenarius, zebrali się w odstępie półgodziny, każdy przebył pieszo, każdy też niósł jakiś pakunek. Nie było jednak mowy o wejściu na teren posiadłości. Strzeżona przez kilku strażników i psy obronne, nawet jeśli była do zdobycia, to straż miejska zostałaby bardzo szybko powiadomiona. Niepocieszenie poczekaliście więc jedynie do końca krótkiego spotkania i udaliście się do karczmy. Pocieszające było to, że cokolwiek chcieli zrobić nie zdarzy się jednak tej nocy.

Noc minęła spokojnie, może mimo faktu, że nad miastem wisiał potworny Morrslieb, na którym wyraźnie już teraz widać było paskudne, roześmiane twarze. Rano w sali jadalnej czekała was... niespodzianka. Otóż Magirius postanowił was odwiedzić, był jednak blady i wyraźnie czymś się martwił, stanowiąc wyraźny kontrast dla siebie samego z dnia poprzedniego. Nalegał na rozmowę na osobności, więc jeszcze przed śniadaniem zmuszeni byliście udać się ponownie na górę karczmy, gdzie Magirius wyłuszczył swoją sprawę.

- Gdy Teugen przybył tu z Nuln, powiedział nam, że z nasza pomocą jego magia wywrze wpływ na ekonomie całego Imperium. Bogenhafen stanie się wielkie, większe nawet od Marienburga, a my wszyscy będziemy tak bogaci jak się nam nawet nie śniło. Właśnie dlatego powstało Ordo Septenarius, którego niższe kręgi są niczym innym jak zasłoną dymną. Wszystko szło zgodnie z planem Teugena zanim odkryliście świątynie pod biurem Steinhagera. Poinstruowano mnie, bym was zwodził - żebyście przestali siętym interesować, tak aby sprawa mogła toczyć się swoim biegiem.

Rytuał odbędzie się tej nocy. Nie wiem jeszcze gdzie, lecz powiadomię was tak szybko jak tylko będę mógł. Teugen powiedział, że do poświęcenia świątyni konieczne będzie złożenie ofiary z człowieka, a jak dla mnie to już za wiele. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś musi zostać zabity. Musicie mi pomóc. Pójście do władz nic nie da, są pod kontrolą Teugena i Wewnętrznej Rady. Jesteście moją jedyną nadzieją.


Magirius obiecał jak najszybszy kontakt. Odmówił towarzyszenia wam, nie chciał by ktoś go z wami zobaczył. Skinął głową na pożegnanie i oddalił się.

***

Późnym popołudniem do waszych rąk dotarła wiadomość, przyniesiona przez chłopaka, na oko 13-letniego ubranego w liberie Magiriusa. Wręczył wam zwinięty pergamin z pieczęcią miasta i zniknął bez słowa, nawet nie czekając na jakiś napiwek. Dziwne. Treść wiadomości była zaś dość oczekiwana, Magirius chciał się z wami pilnie zobaczyć w swoim domu.

Gdy ruszyliście za nim w kierunku domu kupca drogę zastąpiło wam ośmiu drabów, wśród których rozpoznaliście tych, którzy grozili wczoraj. Teraz nawet nie próbowali wdawać sie w "dyskusje" a jedynie ruszyli ku wam dzierżąc pałki w sękatych dłoniach. Nie wyglądali na zbytnio wprawionych w walkach, lecz byli duzi. No i było ich ośmiu...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Kapłanki wydawały się zadowolone. Ninerl wiedziała, że pieniądze nie pójdą w błoto.

Posiadłość Teugena była silnie strzeżona. Ninerl to nie zdziwiło.
- Widzę, że pan kupiec bardzo się boi ujawnienia swoich sekretów.- powiedziała z pogardą w głosie - Nadal nie rozumiem, czemu wasi przedstawiciele władz tak bardzo się odcinają od zwykłego ludu. Czyżby bali się krytyki swoich działań?- dodała z zastanowieniem w głosie.
Ninerl nabyła jeszcze pochwę, pasującą wymiarami do ojcowskiego miecza. Schowała go i zawiesiła sobie na plecach, tak by jej nie przeszkadzał. Był dla niej za długi- była przecież niższa od ojca. Prawie dwuręczny, ale jego lekkość sprawiała, że Antherion władał nim jedną dłonią.
W końcu dotarli do gildii. Rezydujący tu urzędnik, przedstawił się jako Fiedrich Magirius. O, dziwo sam palił się do udzielenia im wyjaśnień. Zaprosił ich nawet na obiad.
Ninerl wybrała kawałek pieczeni, z góry zastrzegając, że nie życzy sobie prawie żadnych przypraw. Wreszcie tym razem czuła smak mięsa. Do tego była góra gotowanych warzyw. No i dobrze, taka porcja w zupełności jej wystarczyła.
Jak zwykle sprawdziła wszystko, ale wydawało się czyste. Tak samo napoje- nie wyczuła w nich nic podejrzanego.
Magirius w końcu zaczął opowiadać. Gdy wymienił liczby, Ninerl poczuła nieprzyjemny dreszcz. Liczby związane z siódemką- ta liczba miała szczególnie znaczenie w mistyce cyfr. Była już pewna, że stowarzyszenie to zasłona dymna dla czegoś ... innego.
Stopnie inicjacji, przysięgi na to wyraźnie wskazywały. Tu nie chodziło tylko o zachowanie tajemnicy, dla tych mało ważnych powodów, które podał człowiek. Ktoś mu chyba nie powiedział wszystkiego.
- Cyfra siedem jest istotna właśnie w pewnych... dziedzinach magii. Niekoniecznie tych złych. - powiedziała cicho do Gildirila. Tar-Eltharin raczej nie był znany przez ludzkich kupców, więc człowiek nie będzie rozumiał jej słów- I te przysięgi, wielokrotnosći siódemki tylko mnie upewniają w moich domysłach.
Ninerl słuchała dalej człowieka. Wierzył w to co mówi, czuła to. Ale nie wiedział wszystkiego, tego była pewna.
A potem ta kartka...
-No, proszę. Biedny urzędnik chyba nie wie do czego należy. -dodała.
Szli dalej, gdy zastąpiło im drogę ośmiu brudnych ludzi. Byli doskonałym uosobieniem terminu "niższa rasa". Na twarz Ninerl wypłynął wyraz obojętności i zarazem pogardy.
Człowiek coś wychrypiał. Ninerl wiedziała, ze są śledzeni, czuła to od chwili gdy wyszli z karczmy. Gdy bandziory poszły, powiedziała cicho:
-Ciekawe, komu tak bardzo zależy, by wiedzieć gdzie podążamy... Ktoś nas śledzi i pewnie już o tym wiecie. Jest dobry, a ja nie znam miasta tak dobrze, by go zlokalizować- dodała.

Resztę dnia spędziła ostrząc miecze i przeglądając całą broń. Później postarała się o kawałek papieru i pióro z atramentem . Napisała list, tak na wszelki wypadek. Stawiała wdzięcznie wygięte litery, rozmyślając nad treścią. Potem zabezpieczyła list i odszukała Gildirila.
-Czy mogę Ci przeszkodzić?- spytała badawczo.

Wieczorem poszli pod dom Teugena. Oczywiście, nici z dostania się do środka. Zaraz potem pojedyńczo przybywali członkowie tego całego stowarzyszenia. Każdy z nich coś niósł.
-Przygotowują się do rytuału. - wyszeptała- Zastanawiam się co zamierzają zrobić. Może coś wezwać?
Obserwacje nic nie dały.
Za to ranek przyniósł prawdziwą niespodziankę. W jadalni pojawił się blady i przerażony Magirius. Gdy usiedli w oddzielnym pomieszczeniu, jego słowa nie zdziwiły Ninerl.
-Tak myślałam. Czarna Dhar na to wskazywała.To niebezpieczna moc, pacząca umysły i ciała. Jeśli twoi mistrzowie chcą coś przyzwać, dajmy na to wielkiego demona- przy tych słowach przeszły ją dreszcze- A on wyrwie się im spod kontroli.... Rezultaty będą katastrofalne. Ludzka ofiara wydaje się pasować do czegoś takiego. Nie zdziwię się, jeśli wyrwą mu serce. Albo może to jeszcze coś innego... Co to może być?- mruknęła. Bogenhafen bogate... bogatsze niż reszta. Co to mogło być? Przez chwilę skoncentrowała się wyłącznie na tych słowach.

***
Kilka godzin później dostali wiadomość. Ninerl nie ufała do końca treści. Przewidująco zapakowała fiolkę z środkiem znieczulającym. Wzięła łyk przed wyjściem. Miecz ojca nadal obciążał jej plecy- trochę ją bolały żebra.
-Może to pułapka?- powiedziała podejrzliwie-Mogli się przecież dowiedzieć o jego zdradzie... No ale trudno... chyba warto zaryzykować- mruknęła.
A potem pojawiła się ta grupa. Ninerl szybko zanalizowała ustawienie grupki i wybrała najsłabszego. Pałki mogły być utrudnieniem.
Ale teraz poleje się krew... Już ona o to zadba. Dobyła swojego, lżejszego miecza. Nadal słyszała pieśń Arhai. Dodawała jej otuchy.
Powściągnęła gniew, tu musiała mieć jasny umysł. Była nadal nie w pełni sprawna...
Ruszyła powoli...

Ninerl wybiera takiego, by była w stanie łatwo go pokonać. Zamierza wykorzystać ich każdy słaby punkt- jednym słowem korzysta ze swojego doświadczenia.... Aha i wcześniej stara sobie przypomnieć wszystko, co wie na temat magii - dlaczego Bogenhafen ma być dzięki niej bogatsze...
Hej, będę świętować... po raz pierwszy chyba zdążyłam napisać przed resztą :lol:
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

A więc nie dostali kasy za zmutowanego goblina. Pięknie. Widać nikt nie potrafił docenić trudu pełzania wśród ludzkich gówien w poszukiwaniu popapranej trójnogiej maszkary. A już na pewno nie te strojne gogusie z ratusza.
"Kij im w rzyć i kotwica w plecy" - pomyślał Golem, z sadystycznym uśmiechem wizualizując sobie ów tragikomiczny widok.

Świątynie nie były w stanie (albo nie chciały) poszukiwaczom pomóc. Cóż, te przygarbione, rozmodlone osiołki zazwyczaj nie widziały świata poza największym palcem u stopy rzeźby ich ukochanego bóstwa. Co zrobić, każdy zawód niesie za sobą różnorakie atrakcje. Choć Günter nie potrafił sobie wyobrazić co może być pasjonującego w monotonnym zawodzeniu do jakiegoś kamiennego bałwana.

Zostało zatem działanie na własną i rękę i zdanie się, o zgrozo!, na awanturniczy instynkt. Jak się później okazało, ten jednak nie zawiódł tym razem. Według zakupionej mapy wszystko wskazywało na to, że demoniczna "świątynia" znajduje się jak raz pod posesją Steinghagera, wpływowego kupca. Co więcej, był on ponoć w posiadaniu miecza, którego Ninerl tak gorączkowo poszukiwała.

Jeśli chodziło o planowanie napadów rabunkowych, Golem nie miał w nich żadnego doświadczenia. Trzeba przyznać, że komicznie musiałoby wyglądać przemykanie cichcem po ciemnych korytarzach posesji blisko dwumetrowego olbrzyma. Tak więc Günter przystał na propozycję drużynowych włamywaczy, by samą akcją zajęli się specjaliści.
Zaproponowano mu, żeby obstawiał posesję, by w razie czego osłaniać ich odwrót. Ha!, pomyślał, a cóż innego mógłby robić? Chyba tylko psy doprowadzić do zawału kudłatych serc za sprawką swojego wyglądu...

Zrazu Golem zignorował niepokojące słowa elfki, która "przeczuwała", że jakieś zło budzi się do życia. Jednakże widok upiornego księżyca sprawiał, że nawet taki pragmatyk, jak on, zaczął czuć się nieswojo.

Sytuacja na zewnątrz posesji Steinhagera przez cały czas trwania akcji była spokojna, nic drużynowych obserwatorów nie niepokoiło. Patrole straży pojawiały się w tym miejscu co pewien czas, ale dobrze ukryci bohaterowie nie przykuwali uwagi ziewających żołdaków.

Wreszcie włamywacze wydostali się z budynku, dzierżąc w garściach masę łupów. Nie było czasu na rozmowy, więc wszyscy ulotnili się i zbunkrowali w pokoju Golema. Tam olbrzym dostał swoją działkę, przy okazji dowiadując się paru ciekawych informacji o tajemnym kulcie, do którego należał między innymi okradziony kupiec.
- Śmierdząca sprawa - odparł odkrywczo Golem. Reszta popatrzała po nim dziwnym wzrokiem, jednak nie mogli zarzucić braku sensu w tej jakże genialnej w swej prostocie wypowiedzi.

Gdy Ninerl dobyła odzyskanego miecza i wyszeptała jakąś inwokację, a pokój zalało magiczne światło,
Günter zamarł z wrażenia. Przyglądał się zjawisku z rozdziawionymi ustami.
- Niezłe cacko - wychrypiał, czując jak mu zasycha w gardle. Nic dziwnego, że elfka tak bardzo przeżywała utratę rodzinnego ostrza.

Kolejny dzień upłynął pod znakiem nerwowych prób rozwikłania zagadki. Wizyta w biurze pana Magiriusa przyniosła jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Mężczyzna potwierdził istnienie organizacji, jednakże zupełnie zbagatelizował informacje o paraniu się jej członków demoniczną magią. Dla niego była to tylko niewinna zabawa, a co gorsza, zdawał się być o tym święcie przekonany.

Drużyna postanowiła udać się tropem pozostawionej przypadkiem przez Magiriusa wiadomości. Jednakże po drodze do karczmy, w której się wcześniej zatrzymali, zostali zatrzymani przez sporą grupę drabów. Mili panowie, znacznie przerastający rozmiarami tkwiące na nich ubrania, uprzejmie uprzedzili bohaterów, by nie pakowali nosów do cudzych interesów.
"Za późno, twardzielu. Siedzimy w tym gównie zbyt głęboko" - Golem chciał rzucić hersztowi bandy, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Oprychy nie miały - tym razem - ochoty na bitkę. Skończyło się zatem na słownym ostrzeżeniu.
- To nie koniec. Znam typków ich pokroju aż za dobrze. Na pewno się jeszcze spotkamy - olbrzym mruknął do reszty, kiedy grupka popaprańców zniknęła za rogiem.

Wieczorna obserwacja domu Teugena, w którym odbyło się spotkanie Wewnętrznej Rady Ordo Septenarius przyniosła kolejne pytania. Coś musiało być na rzeczy, gdyż posesja była strzeżona, niczym pałacyk jakiegoś paranoicznego wielmoży. W dodatku uczestnicy przybywali w atmosferze konspiracji, wlokąc ze sobą jakieś tobołki. Jednak o interwencji nie mogło być mowy. Jakakolwiek akcja spowodowałaby, że drużyna skończyłaby w najlepszym przypadku jako cel treningowy dla uzbrojonych po zęby strażników Teugena. W najgorszym...cóż...tu można by było popuścić wodze wyobraźni.

Jednakże Golem nie miał na to zupełnie ochoty.

Rankiem bohaterów zaszczycił ponownie pan Magirius. Nie wyglądał tęgo, jak poprzedniego dnia. Ba!, wyglądał jak cień siebie. Był blady, roztrzęsiony, mocno czymś poddenerwowany. Powód jego zachowania szybko wyszedł na jaw, kiedy mężczyzna zdradził bohaterom cel swojej wizyty.

Po wysłuchaniu słów Magiriusa Golemowi zrobiło się gorąco. Przełknął głośno ślinę, nieomal płosząc gruchającego na parapecie gołębia.
"A jednak" - pomyślał, drapiąc się po łysej czaszce. - "Coś grubego będzie się działo."

Magirius ulotnił się, obiecawszy, że skontaktuje się z bohaterami i przekaże więcej informacji. Minęło kilka nerwowych godzin, podczas których Golem nie robił nic pożytecznego, poza psychicznym i fizycznym przygotowywaniem się do mającego nadejść dziś w nocy rozstrzygnięcia. Unikał rozmów, nie obżerał i nie opijał się. Oddał się ćwiczeniom, przygotowując ciało na tytaniczny wysiłek.

Po południu przybył posłaniec od Magisiusa. Wyraźnie zależało mu na pośpiechu. Drużyna po odczytaniu zapieczętowanej wiadomości skierowała swe kroki do miejsca, które mężczyzna wyznaczył na spotkanie z nimi.

I, jak bezbłędnie Golem przewidział poprzedniego dnia, perfidny los zesłał na ich drogę grupkę przerośniętych oprychów. Nie wyglądali co prawda na szczególnie groźnych, a ich uzbrojenie także nie budziło respektu. Jednakże stanowili przeszkodę, którą należało usunąć, by móc podążyć dalej.
Günter zgrzytnął zębami, prawą dłoń zacisnął na masywnej pałce, na lewą natomiast wsunął kastet.

- Nie zabijajcie ich, bo należą do gildii, a nie są jakimiś zwykłymi oprychami z ciemnej uliczki. Jak ich zabijemy, to będziemy mieć kłopoty! - krzyknęła Castinaa, jednakże rozwścieczona elfka zdążyła już doskoczyć do swojego przeciwnika.
- Racja, wystarczy ich solidnie połamać - przytaknął szybko Golem. - Zabijania i tak, zdaje się, będziemy mieli dzisiaj pod dostatkiem.
"I obym to nie ja znalazł się po drugiej stronie zakrwawionego ostrza śmierci" - dodał w myślach, zaciskając ze złości zęby.

Nie było jednak czasu na sentymenty. Zaraz po Ninerl Golem zerwał się z miejsca i z impetem wbiegł w dwóch oprychów, wysuniętych najbardziej na prawo. Pochylił się lekko, unikając ciosu pałką w łeb i zdzielił draba po lewej swoim orężem w kolano, z zamiarem pogruchotania go i posłania bydlaka na glebę. Zaraz potem odwrócił się na pięcie w lewo i z całej siły przygrzmocił okutą w kastet wielką pięścią wprost w pysk drugiego dryblasa. Zamierzał zakończyć tą bitkę szybko i przy możliwie jak najmniejszym nadwerężeniu sił własnych. Te należało wszak zachować na później...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Luca spał źle. Cieszył pierwszy od dłuższego czasu zarobek, pieniądze miło pobrzękujące w sakiewce ale po raz pierwszy w życiu stanął wobec czegoś co go przerasta. Wszechpotężny kult trzymający w garści duże przecież miasto. Organizacja mająca swoje macki wszędzie, skupiająca teoretycznie oddanych służbie publicznej ludzi. Jak z takim czymś walczyć? Czuł się mały, bardzo mały wobec ogromu sytuacji. Kusiła, cholernie kusiła ucieczka, z pieniędzmi jak najszybciej i jak najdalej stąd. Rozsądek wręcz nakazywał po prostu spieprzać. Jednak dręczyła świadomość, że odkryli coś, czego wszyscy inni nie byli świadomi, że jeśli czegoś z tym nie zrobią to zginie jeszcze wielu ludzi. Po raz pierwszy w życiu Luca Orlandoni stanął przed wyborem.

Szykując się rano do wyjścia spojrzał na dziwną minę Ulricha. Najwyraźniej rajtar nie był zadowolony z przebiegu wczorajszej, nocnej sytuacji.

- Naprawdę cię nie rozumiem – powiedział. - Zrabowaliśmy pieniądze kultystom chaosu, mordercom składającym ofiary z ludzi. Te pieniądze posłużyłyby na finansowanie kultu, zabijanie i szerzenie wiary w mrocznych bogów. Czy gdybyś rozbił w walce oddział zwierzoludzi i przywłaszczył ich skarbiec też miałbyś wyrzuty? Dla mnie to to samo. Okradałem w życiu wielu skurwysynów ale z tego co zrobiliśmy wczoraj jestem naprawdę dumny. Być może pozbawiając „Ordo Septenarius” części funduszy uratowaliśmy komuś życie. Pomyśl o tym i przyznaj mi rację albo uznam cię za skończonego idiotę…

Zwrócił się z kolei do całej drużyny:

- Prawdopodobnie mamy czas do północy. Takie imprezy rzadko urządza się w południe. Zdecydowałem, idę z tym skończyć. Nie mamy z tym kultem szans w otwartej walce. Nie możemy pójść do władz, bo do nich należy rada miejska. Nie możemy pójść na straż bo na pewno mają w niej swoich ludzi. Jeśli zaatakujemy kogoś z organizacji bezpośrednio straż uderzy na nas. Mają pieniądze, mają władzę. Mają wszystko. Sami nie możemy nic im uczynić. Jednak ja zamierzam spróbować, jeśli będzie trzeba zamierzam strzelić Teugenowi w łeb zanim mnie zabiją. Nie chcecie, możecie nie mieszać się do tego. Jeśli chcecie będę za godzinę pod „Skrzyżowanymi pikami”.

Ruszył pędem na miasto. Najpierw zakupił koszulkę kolczą, kule i proch do pistoletu. Załadował broń, przebrał się, koszulkę założył pod ubranie, kule i proch schował do torby. Wpierw udał się pod „Skrzyżowane piki”. Barmana, swoją wtyczkę w Gildii Złodziei Tileańczyk poprosił o rozmowę na zapleczu. Tam zapłacił mu dziesięcinę, dziewięćdziesiąt koron talabheimskim zwyczajem. Barman przyjął pieniądze bez słowa.

Wracając do kompanów, wypytywał się o dwie rzeczy. Pierwszą były dom i miejsce pracy Teugena. Druga budziła u pytanych przechodniów więcej emocji. Luca wypytywał się o miejscowych kapłanów Solkana i trybunał Inkwizycji. Wzdrygał się na samą myśl i wiedział, że „Święte Oficjum” posłało na stosy tysiące ludzi tylko dlatego, że inaczej myśleli. Jednak inkwizytorzy i solkanici byli fanatykami walczącymi z chaosem. Byli jedynymi ludźmi na jakich można było liczyć. Byli nieprzekupni.

***

Potem spotkali się z tym radnym. Magirius był jedynym tropem jaki mieli. Kupiec najwyraźniej rozczarował się obliczem stowarzyszenia i należało to wykorzystać. O zbrojnym szturmie na wczorajsze spotkanie „Ordo Septenarius” nie mogło być mowy. Należało uzyskać od Magiriusa jak najwięcej informacji o rytuale i przeszkodzić w jego wykonaniu.

Gdy drogę do domu kupca zagrodziło im ośmiu oprychów. Luca nie pożałował koron wydanych na założoną pod ubranie koszulkę kolczą. Spojrzał przelotnie na Castinęę.

- Uważaj na siebie, skarbie...
- Ty również, kotku. - odparła, gdy w jej dłoniach pojawiły się dwa śmiercionośne ostrza.

Luca zastanawiał się czemu władze trzymane wszak w ręku przez „Ordo…” po prostu ich nie aresztowały, skoro dowiedziały się poczynaniach Magiriusa. Ich błąd. Najwyżej nas nie doceniali nasyłając jakichś tam zbirów.

Tileańczyk działał błyskawicznie. Prawą ręką wyszarpnął zza pasa naładowane pistolety i wystrzelił. Celował w najbliższych dwóch zbirów i z tej odległości mała była szansa, żeby spudłował. Nie czekając aż wiatr rozwieje dym po wystrzale, schował dymiące pistolety za pas i wyszarpnął z pochwy rapier. Skoczył też jak najprędzej do ataku aby wyzyskać zamieszanie wywołane atakiem pozostałych i wystrzałem z broni.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Spojrzał na Orlandoniego i westchnął.
- Jest prawda w tym co mówisz. I cieszy mnie, że przynajmniej w ten sposób zaszkodziliśmy tym psom. Chociaż wolałbym – jak powiedziałeś – walczyć ze zwierzoludźmi, niż tak to załatwiać. – zastanowił się przez chwilę – Mawiają, że cel uświęca środki. Niektórzy zwykli złodzieje zasłaniają się tymi słowami, wiem o tym. Ale świadomość działania dla wyższego dobra, trochę… ucisza sumienie. Ech, zaplątałem się trochę... Po prostu – wolę mieć prawo po swojej stronie. – wstał, bo był już gotowy do wyjścia – Ale muszę powiedzieć, że jedyne czego żałuję teraz po wczorajszej nocy to, to że żadnego z tych drani nie pozbawiliście życia. – uśmiechnął się krzywo - A teraz w drogę, bo chyba mamy coś do zrobienia…

Ulricha trochę zdziwiło to, jak przyjął ich Magirius. Po ostatnich wydarzeniach spodziewał się raczej, że znów zostaną odprawieni z kwitkiem. Szlachcic przysłuchiwał się z uwagą historii Friedricha. I musiał przyznać, że był coraz bardziej skołowany. To naprawdę organizacja charytatywna? Wynikało z tego tyle, że albo ich gospodarz kłamie jak z nut, albo wie zdecydowanie mniej o istocie tej organizacji niż mu się wydaje.

Jak się okazało, wkrótce po tajemniczym zebraniu, ten drugi wariant był mniej więcej zgodny z prawdą. Swoją drogą, nikczemnicy potrafią dobrze zatroszczyć się o swoje interesy. Posiadłość… czy raczej twierdza Teugena robiła wrażenie. Ale na pewno nie miało się tam wydarzyć nic dobrego. Słowa Ninerl budziły niepokój. Ale też… zaciętość? O czymś takim marzył Ulrich. Chaos z jednej strony i Ulrich de Maar z drugiej. Walka na śmierć i życie!
- Wezwać coś? Takiego stwora jak ten w świątyni? W takim razie posmakuje on naszych ostrzy… oni wszyscy posmakują!

-Bogenhafen stanie się wielkie, większe nawet od Marienburga, a my wszyscy będziemy tak bogaci jak się nam nawet nie śniło. – czyli kupcom jednak chodziło o zwykłą chciwość. W pierwszej chwili Ulrich się rozczarował zachowaniem kupca, ale zaraz zmienił mniemanie o nim. Więc ten człowiek ma sumienie. De Maara ucieszyło w duchu, że jednak jest ktoś oprócz nich, kto widzi jak złe są działania Teugena. W dodatku niewiele później chciał się zobaczyć z nimi. Trzeba pomóc jedynemu sojusznikowi! Nawet jeśli to pułapka…

***

Na drodze stało teraz ośmiu osiłków. Widać, ktoś naprawdę martwi się o swoje plugawe interesy. Chociaż z drugiej strony… wysłali tylko ( każdy rozsądny człowiek użyłby słowa „aż” ) ośmiu tępaków z pałkami.

Ulrich szybko wyszarpnął szpadę. Zacisnął kilka razy lewą dłoń, sprawdzając czy dawne poparzenie jeszcze daje się we znaki. Wygląda na to, że jest dobrze. Sięgnął w takim razie lewą ręką po drugie ostrze.
- Nie zabijajcie ich, bo należą do gildii…!
Nie? No cóż… Ulrich ugiął kolana i ruszył na przeciwników razem z towarzyszami. Lepiej jeśli będą się trzymać razem. Każdy osłania bok sąsiada – jak na wojnie. Ulrich starał się trzymać wrogów na pewien dystans. Cienkie ostrze szpady cięło szybko i boleśnie. Ale bliskie spotkanie z pałką też nie mogło być przyjemne. Lewakiem nie atakował, lecz trzymał tak, aby dobrze odpierać ataki. Stal miała pewną przewagę nad drewnem. De Maar starał się atakować w ręce i ramiona napastników. Byli wielcy jak brzozy, więc niewysoki szlachcic wolał nie podchodzić bliżej niż to konieczne. No i przecież nie mieli ich zabijać… ale wypadki się zdarzają.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Spojrzał na towarzyszy. Ulricha widać coś gryzło, bo patrzył się z niewyraźną miną na ich łup. Za to Ninerl była bardzo podekscytowana, a może raczej po prostu czuła ulgę, że znalazła swoją zgubę.
- Właściwie... teraz mogę was opuścić i wyruszyć w podróż. To miasto... Jego los mi jest całkowicie obojętny. Ale powinnam ukarać tych, którzy splugawili Arhai swoim dotykiem. I poza tym..- Jestem wam winna przysługę. A Ceylthar Arhaith nie zapominają o takich rzeczach -
"Phi... Łaski nam nie robi, ja też mógłbym już dawno opuścić to miasto, a wcale się z tym nie afiszuję" pomyślał Gildiril, patrząc z ukosa na elfkę. Tyle dobrze, że jednak była zdeterminowana do działania i nie stroiła fochów. Bo mimo udanej akcji elf wcale nie był w nastroju na przekomarzanki z towarzyszami.

***
- Cyfra siedem jest istotna właśnie w pewnych... dziedzinach magii. Niekoniecznie tych złych. I te przysięgi, wielokrotnosći siódemki tylko mnie upewniają w moich domysłach.
powiedziała Ninerl słysząc słowa Magiriusa -Ludzie lubią skomplikowane ceremonie- odparł Gildiril -I te wszystkie symbole. Utwierdza ich to w przekonaniu, że są wyjątkowi i tworzą coś wielkiego. A tak naprawdę to szuje i darmozjady-

***
-Czy mogę Ci przeszkodzić?- z rozmyślań wyrwał go głos Ninerl. Spojrzał na nią nieco zaskoczony, po czym odpowiedział -Tak... O co chodzi? Stało się coś?-

***

- Gdy Teugen przybył tu z Nuln, powiedział nam, że z nasza pomocą jego magia wywrze wpływ na ekonomie całego Imperium. Bogenhafen stanie się wielkie, większe nawet od Marienburga, a my wszyscy będziemy tak bogaci jak się nam nawet nie śniło. Właśnie dlatego powstało Ordo Septenarius, którego niższe kręgi są niczym innym jak zasłoną dymną. Wszystko szło zgodnie z planem Teugena zanim odkryliście świątynie pod biurem Steinhagera. Poinstruowano mnie, bym was zwodził - żebyście przestali siętym interesować, tak aby sprawa mogła toczyć się swoim biegiem.

Rytuał odbędzie się tej nocy. Nie wiem jeszcze gdzie, lecz powiadomię was tak szybko jak tylko będę mógł. Teugen powiedział, że do poświęcenia świątyni konieczne będzie złożenie ofiary z człowieka, a jak dla mnie to już za wiele. Nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś musi zostać zabity. Musicie mi pomóc. Pójście do władz nic nie da, są pod kontrolą Teugena i Wewnętrznej Rady. Jesteście moją jedyną nadzieją.

Słowa Magiriusa podziałały na Gildirila, o dziwo, uspokajająco. Wreszcie jakieś konkrety. Cały poprzedni dzień stracili na wysłuchiwaniu bzdur, łażeniu po mieście i groźby od jakich podejrzanych typków z doków... A teraz przynajmniej mieli się czego złapać. To było takie typowe... Jakby na potwierdzenie przekonania Gildirila, że ludzie mając przed sobą wizję zysku dadzą sobie wcisnąć każdą bajeczkę.

***
Tego można było się spodziewać. Znowu stanęli oko w oko z oprychami... Ale tym razem chyba nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Co prawda Castinna coś krzyczała, żeby ich nie zabijać, ale kto by się tym przejmował... Szczególnie, że drużyna ruszyła już do ataku. Nie zabijać, tak? W takim razie "tylko" ich poturbują... Gildiril zrobił krok do tyłu i uskoczył w bok. Liczył, że zbóje nie zainteresują sie nim od razu. Nałożył strzałę na cięciwę i poszukał czystej linii strzału. Kilka grotów ulokowanych w udach powinno ostudzić zapał tych drabów. Nie ma skuteczniejszego środka na uspokojenie, niż strzała w nodze. No, oczywiście jeśli bierzemy pod uwagę środki bez skutku śmiertelnego...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA:EROTYKA]

Post autor: Megara »

Na niewiele zdały się pokrzykiwania Castinyy, gdyż Ninerl była już przy najbliższym przeciwniku. Zrobiła unik przed spadającą pałką - o dziwo żebra emanowały jedynie lekkim bólem – zapewne kapłanki w świątyni czymś nasączyły bandaże, po czym cięła przez szyję. Szkarłatna posoka bryzgnęła jej na twarz gdy pierwszy ze zbirów udał się do królestwa Morra. Gunter pochylił się lekko, unikając ciosu pałką w łeb i zdzielił draba po lewej swoim orężem w kolano, z zamiarem pogruchotania go i posłania bydlaka na glebę. Poprawił potężnym ciosem prosto w szczękę. Zaraz potem odwrócił się na pięcie w lewo i z całej siły przygrzmocił okutą w kastet wielką pięścią wprost w pysk drugiego dryblasa, który nakrył się nogami i wylądował na ziemi. Chwilę potem usłyszeliście huk wystrzału pistoletów Orlandoniego i dwóch kolejnych zbirów padło na ziemię z ranami w piersi. W tym samym momencie Ulrich wytrącił broń następnemu oprychowi i finezyjnym ciosem przeszył go na wylot. Pozostałych dwóch widząc że sytuacja obróciła się przeciwko nim, rzucili sie do ucieczki zostawiając martwych i nieprzytomnych kompanów. Jednego z uciekających ustrzelił jeszcze Gildiril. Zbir przebiegł kilka metrów po czym zwalił się ciężko na ziemię.

Ruszyliście czym prędzej do domu Magiriusa, zostawiając za sobą ograbione z nielicznej ilości złota trupy i zalaną krwią ulicę. Straż niedługo tu będzie, lecz jak zwykle niczego się nie dowiedzą. Lecz czy na pewno? Was już to nie obchodziło.

Do domu radnego dotarliście bez przeszkód. Na wasze pukanie odpowiedział widziany wcześniej młody służący w liberii.

- Radny oczekuje państwa w swoim gabinecie. Proszę za mną.

Prowadził was szybko i pewnie i już po chwili zapukał do dębowych drzwi. Ruchem ręki zaprosił was do środka.

Na pierwszy rzut oka gabinet wydawał się pusty. Przerażająco pusty. Szybko odwróciliście się w stronę sługi, który... nagle zniknął. Nie było po nim żadnego śladu. Wasz wzrok za to przykuła powiększająca się czerwona plama, wyciekająca spod ogromnego, dębowego biurka. Za którym leżał Magirius, martwy, z podciętym gardłem.

Przyglądając się otoczeniu, łatwo dojrzeliście litery i cyfry wypisane przez Magiriusa na biurku. Własną krwią, która teraz wolno spływała. Wiadomość składała się z liter: MAG oraz liczby mogącej być albo trzynastką albo siedemnastką. Po przeszukaniu biurka i ciała radnego nie znaleźliście nic ciekawego, poza srebrnym nożem do papieru, kilkunastoma koronami oraz dwoma złotymi pierścieniami.

Zastanawiając się nad znaczeniem wiadomości i całą resztą spraw, z ulicy, od strony frontowych drzwi dobiegł paniczny krzyk.

- Ratunku! Pomocy! Morderstwo!

Wyglądając przez okno łatwo dostrzegliście czteroosobowy patrol straży, wbiegający przez frontowe drzwi. Zaś w gabinecie pojawił się, całkowicie znikąd, ubrany w liberię służący.

-Tak - jego głos był głęboki, rezonujący w powietrzu, całkowicie przeczący jego wyglądowi młodzieńca - Naprawdę nie powinniście wtykać nosa w nie swoje sprawy.

Służący zniknął tak samo jak się pojawił. A tupot strażników zbliżał się nieubłaganie...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Zablokowany