[WH - Freestyle] Drużyna Pierwsza

-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Mandir &Vergil:
Zrozumienie i poparcie jakie mu ukazała Kage bardzo go ucieszyło, w głębi duszy bał się, że nie uzyska pozwolenia na opuszczenie karczmy. W tej chwili był on na tyle wplątany w tą całą intrygę że nie miał pewności czy uzyska takie zezwolenie. Mógł przecież po prostu zrezygnować z obietnicy pomocy i przekazać zdobyte informacje wrogowi. Wykazała tym gestem zaufanie Mandir’owi i jego przyjacielowi. Mandir podziękował uprzejmie Kage a w myślach dodał jeszcze, że na pewno się jej odwdzięczy. Na twarzy elfa pierwszy raz od jakiegoś czasu mięśnie rozluźniły się. Wreszcie mógł uspokoić swoje sumienie! Wstał z krzesła i powiedział – Jeszcze raz ci dziękuję za radę, zaufanie i radę. Gdy tylko ją tam zaprowadzę niezwłocznie tu wrócę. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. – Słowa te brzmiały zupełnie inaczej niż na początku rozmowy, były wypowiadane przede wszystkim dużo swobodniej. Zobaczył kontem oka wychodzącą przyjaciółkę, początkowo się nieco zdziwił i przestraszył ale szybko przypomniała mu się treść rozmowy jaką usłyszał zaraz po wejściu do karczmy i się uspokoił. Teraz postanowił porozmawiać z Vergil’em. Podszedł szybko do swojego przyjaciela i przysiadł się do niego. Gdy zobaczył jego minę i pozycję ledwo opanował się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądał on bowiem jak małe dziecko któremu właśnie ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Vergil spojrzał z wyrzutem na przyjaciela i nastroszony jak paw dumnym głosem powiedział.
– Czego się śmiejesz… fajnie to tak śmiać się z cudzego nieszczęścia… Przecież jesteś moim przyjacielem?! - Powiedział oburzony mag.
A ładnie to tak podrywać dziewczyny kiedy to przyjaciel ma poważny dylemat, i ty mówisz o przyjacielstwie, pomyślał szybko Mandir. Wiedział, że Yonnel dłuższy czas spędzi na rozmowie więc postanowił trochę pograć na nerwach Vergil’a.
– No dobra, co się stało, magia nie pomogła laska cię wystawiła? – Powiedział na pozór obojętnym głosem ale dało się wyczuć lekką nutę szyderstwa.
– Ale masz uciechę.. jakby mnie wystawiła to bym się wcale tak nie przejmował bardzo, jest wiele innych kobiet… Ale ona… - Z jego twarzy można było zobaczyć coś na kształt obrzydzenia – Ona jest.. no wiesz… robi to z innymi kobietami –
W tym momencie Mandir nie wytrzymał ryknął śmiechem na całą izbę, a ludzie popatrzyli na jakiegoś debila. Po jakiejś minucie gdy wreszcie przestał się śmiać, powiedział rozbawiony przecierając łzy. – Jak to ty takich nie lubisz myślałem, że skusisz się na każde świeże mięsko?!
– Ja ciebie nie rozumiem… jak możesz być taki podły…?
– Jak? Chcesz wiedzieć jak… proszę bardzo!! Opowiedział kogo spotkał i jaki ma problem.
– Tą Yonnel, z Akademii Powiedział po wysłuchaniu Mandira.
– Tak właśnie ją, i musimy ją eskortować do akademii… teraz już wiesz dlaczego cię tak potraktowałem?
- Przepraszam. wyjąkał tylko Vergil.
- Teraz na nią poczekamy i odeskortujemy do akademii, po czym wrócimy tu.
Zrozumienie i poparcie jakie mu ukazała Kage bardzo go ucieszyło, w głębi duszy bał się, że nie uzyska pozwolenia na opuszczenie karczmy. W tej chwili był on na tyle wplątany w tą całą intrygę że nie miał pewności czy uzyska takie zezwolenie. Mógł przecież po prostu zrezygnować z obietnicy pomocy i przekazać zdobyte informacje wrogowi. Wykazała tym gestem zaufanie Mandir’owi i jego przyjacielowi. Mandir podziękował uprzejmie Kage a w myślach dodał jeszcze, że na pewno się jej odwdzięczy. Na twarzy elfa pierwszy raz od jakiegoś czasu mięśnie rozluźniły się. Wreszcie mógł uspokoić swoje sumienie! Wstał z krzesła i powiedział – Jeszcze raz ci dziękuję za radę, zaufanie i radę. Gdy tylko ją tam zaprowadzę niezwłocznie tu wrócę. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc. – Słowa te brzmiały zupełnie inaczej niż na początku rozmowy, były wypowiadane przede wszystkim dużo swobodniej. Zobaczył kontem oka wychodzącą przyjaciółkę, początkowo się nieco zdziwił i przestraszył ale szybko przypomniała mu się treść rozmowy jaką usłyszał zaraz po wejściu do karczmy i się uspokoił. Teraz postanowił porozmawiać z Vergil’em. Podszedł szybko do swojego przyjaciela i przysiadł się do niego. Gdy zobaczył jego minę i pozycję ledwo opanował się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wyglądał on bowiem jak małe dziecko któremu właśnie ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Vergil spojrzał z wyrzutem na przyjaciela i nastroszony jak paw dumnym głosem powiedział.
– Czego się śmiejesz… fajnie to tak śmiać się z cudzego nieszczęścia… Przecież jesteś moim przyjacielem?! - Powiedział oburzony mag.
A ładnie to tak podrywać dziewczyny kiedy to przyjaciel ma poważny dylemat, i ty mówisz o przyjacielstwie, pomyślał szybko Mandir. Wiedział, że Yonnel dłuższy czas spędzi na rozmowie więc postanowił trochę pograć na nerwach Vergil’a.
– No dobra, co się stało, magia nie pomogła laska cię wystawiła? – Powiedział na pozór obojętnym głosem ale dało się wyczuć lekką nutę szyderstwa.
– Ale masz uciechę.. jakby mnie wystawiła to bym się wcale tak nie przejmował bardzo, jest wiele innych kobiet… Ale ona… - Z jego twarzy można było zobaczyć coś na kształt obrzydzenia – Ona jest.. no wiesz… robi to z innymi kobietami –
W tym momencie Mandir nie wytrzymał ryknął śmiechem na całą izbę, a ludzie popatrzyli na jakiegoś debila. Po jakiejś minucie gdy wreszcie przestał się śmiać, powiedział rozbawiony przecierając łzy. – Jak to ty takich nie lubisz myślałem, że skusisz się na każde świeże mięsko?!
– Ja ciebie nie rozumiem… jak możesz być taki podły…?
– Jak? Chcesz wiedzieć jak… proszę bardzo!! Opowiedział kogo spotkał i jaki ma problem.
– Tą Yonnel, z Akademii Powiedział po wysłuchaniu Mandira.
– Tak właśnie ją, i musimy ją eskortować do akademii… teraz już wiesz dlaczego cię tak potraktowałem?
- Przepraszam. wyjąkał tylko Vergil.
- Teraz na nią poczekamy i odeskortujemy do akademii, po czym wrócimy tu.


Czekałam trzy dni, ale wymowne milczenie Kessen'a biorę za rezygnację z sesji. Cóż, mówi się trudno. Zwolniło się drugie miejsce, akurat dla Craw'a i Kaczora
Siedząc przy stoliku z Magiem Smierci i popijając w jego towarzystwie słabe wino, zastanawiał się nad całą sytuacją. Wtedy też poczuł, iż ktoś używa magicznych wiatrów, żeby przekazać jakąś wiadomość. Szybko ją pochwycił i odebrał, nim jeszcze zdążyła ona dojść do odbiorcy.
'Zabij Kessen'a, Yuki.'
Bern wzdrygnął się lekko. Kątem oka zauważył, że rubinowy wisiorek na szyi Czarnego Elfa zaświecił się krwistą czerwienią. Yuki niemal niezauważalnym ruchem dotknął rubinu i gdy ten przygasł, mężczyzna schował go sobie pod kamizelkę. Co ciekawe, Kage wykonała podobny ruch w tym samym czasie. Na szyi miała identyczny wisiorek. Czemu wcześniej tego nie zauważył? Elf dopił piwo i przeciągnął się.
Uzdrowiciel spojrzał się na przyszłą 'ofiarę', Kessen nadal zdawał się być nieobecny myślami. Jednak gdy mu się lepiej przyjrzał i wsłuchał się w nuty wiatru magii usłyszał, jak ktoś sonduje mu myśli i nieco miesza w głowie. Na twarzy Bern'a pojawił się zniesmaczony grymas, zwłaszcza, że część myśli i wspomnień Elfa do niego dotarła. Czyli był zabójcą Skorpiona... Nie minęło dużo czasu, gdy Kessen lekko zbladł na twarzy i wstał od stolika tłumacząc się Zaknafein'owi i 'Pewniakowi', że poczuł się gorzej i musi iść się położyć na chwilę. Nie zdziwiło to uzdrowiciela.
Zabójca szedł powoli, wspiął się na schody i zniknął w korytarzu na górze, gdy tylko drzwi od jego pokoju trzasnęły, Yuki poklepał Bruce'a po ramieniu i stwierdził:
- Muszę się zwijać na chwilę.
- Wiem - odparł Strażnik. - Już cię na tyle poznałem, da się przyzwyczaić - uśmiechnął się lekko.
Czarny Elf odszedł od stolika poprawiając pas i miecz, przechodząc koło Bern'a rzucił mu beznamiętne spojrzenie mężczyzny na służbie...
Schodząc do kanałów druid zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze robi. Bożena stała się mocno niespokojna, zjeżyła sierść i cicho zapiszczała. Poszła jednak posłusznie za Parsival'em. Po dobrym kilometrze, mężczyzna natknął się na świeżą, jeszcze parującą kupę. Przez podeszwę mógł wyczuć, iż nadal była ciepła. Skrzywił się i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się wytrzeć.
'Szczur to zostawił' - powiedziała wilczyca obwąchując kupę z bezpiecznej odległości połowy metra.
Parsival zdziwił się mocno, wszak szczury były raczej małymi stworzeniami, a ten musiał być co najmniej wielkości konia, by... zostawić takiego klocka.
- Skaven! - powiedział przerażony nieco głośniej, niż zamierzał.
Zasłonił usta dłońmi i odruchowo zaczął się wycofywać.
Co miał zrobić? Iść dalej i szukać gniazda? Skaven raczej sam by się nie zapuścił do kanałów w Nuln. A gdyby było ich więcej niż dwóch, Parsival raczej nie wróciłby żywy. Więc co? Wrócić i uprzedzić resztę? Trzeba było powiadomić wszystkich w mieście i oczyścić kanały z Chaosu!
Stał tak chwilę rozmyślając, gdy przypomniał sobie, iż Skaveni ponoć atakowali Talabheim i aktualnie w mieście nie było nikogo odpowiedniego, nawet kapłanów... Nawet Rektorzy włącznie z żoną Livrian'a pojechali, dlatego ich drużyna musiała teraz ochraniać Elfa pod jej nieobecność. Byli jedynie oni, zdolni do walki.

Siedząc przy stoliku z Magiem Smierci i popijając w jego towarzystwie słabe wino, zastanawiał się nad całą sytuacją. Wtedy też poczuł, iż ktoś używa magicznych wiatrów, żeby przekazać jakąś wiadomość. Szybko ją pochwycił i odebrał, nim jeszcze zdążyła ona dojść do odbiorcy.
'Zabij Kessen'a, Yuki.'
Bern wzdrygnął się lekko. Kątem oka zauważył, że rubinowy wisiorek na szyi Czarnego Elfa zaświecił się krwistą czerwienią. Yuki niemal niezauważalnym ruchem dotknął rubinu i gdy ten przygasł, mężczyzna schował go sobie pod kamizelkę. Co ciekawe, Kage wykonała podobny ruch w tym samym czasie. Na szyi miała identyczny wisiorek. Czemu wcześniej tego nie zauważył? Elf dopił piwo i przeciągnął się.
Uzdrowiciel spojrzał się na przyszłą 'ofiarę', Kessen nadal zdawał się być nieobecny myślami. Jednak gdy mu się lepiej przyjrzał i wsłuchał się w nuty wiatru magii usłyszał, jak ktoś sonduje mu myśli i nieco miesza w głowie. Na twarzy Bern'a pojawił się zniesmaczony grymas, zwłaszcza, że część myśli i wspomnień Elfa do niego dotarła. Czyli był zabójcą Skorpiona... Nie minęło dużo czasu, gdy Kessen lekko zbladł na twarzy i wstał od stolika tłumacząc się Zaknafein'owi i 'Pewniakowi', że poczuł się gorzej i musi iść się położyć na chwilę. Nie zdziwiło to uzdrowiciela.
Zabójca szedł powoli, wspiął się na schody i zniknął w korytarzu na górze, gdy tylko drzwi od jego pokoju trzasnęły, Yuki poklepał Bruce'a po ramieniu i stwierdził:
- Muszę się zwijać na chwilę.
- Wiem - odparł Strażnik. - Już cię na tyle poznałem, da się przyzwyczaić - uśmiechnął się lekko.
Czarny Elf odszedł od stolika poprawiając pas i miecz, przechodząc koło Bern'a rzucił mu beznamiętne spojrzenie mężczyzny na służbie...
Schodząc do kanałów druid zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze robi. Bożena stała się mocno niespokojna, zjeżyła sierść i cicho zapiszczała. Poszła jednak posłusznie za Parsival'em. Po dobrym kilometrze, mężczyzna natknął się na świeżą, jeszcze parującą kupę. Przez podeszwę mógł wyczuć, iż nadal była ciepła. Skrzywił się i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się wytrzeć.
'Szczur to zostawił' - powiedziała wilczyca obwąchując kupę z bezpiecznej odległości połowy metra.
Parsival zdziwił się mocno, wszak szczury były raczej małymi stworzeniami, a ten musiał być co najmniej wielkości konia, by... zostawić takiego klocka.
- Skaven! - powiedział przerażony nieco głośniej, niż zamierzał.
Zasłonił usta dłońmi i odruchowo zaczął się wycofywać.
Co miał zrobić? Iść dalej i szukać gniazda? Skaven raczej sam by się nie zapuścił do kanałów w Nuln. A gdyby było ich więcej niż dwóch, Parsival raczej nie wróciłby żywy. Więc co? Wrócić i uprzedzić resztę? Trzeba było powiadomić wszystkich w mieście i oczyścić kanały z Chaosu!
Stał tak chwilę rozmyślając, gdy przypomniał sobie, iż Skaveni ponoć atakowali Talabheim i aktualnie w mieście nie było nikogo odpowiedniego, nawet kapłanów... Nawet Rektorzy włącznie z żoną Livrian'a pojechali, dlatego ich drużyna musiała teraz ochraniać Elfa pod jej nieobecność. Byli jedynie oni, zdolni do walki.

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival
Gaveriell
Galadium
-O nie!
Skaven!- powiedział przerażony nieco głośniej, niż zamierzał. Zasłonił usta dłońmi i zaczął się powoli wycofywać. Upuścił kostur i poślizgnął się na kupie łajna. Ledwie powstał, a znowu zarobił upadek na dupe. Skóra zaczęła lekko go mrowić. *O wielki Alluminasie i starsi bogowie, spaczeń.* Tchnął w ścieki magią by wyłowić czystą wodę która natychmiast wytrysnęła na niego doszczętnie go obmywając z morderczej trucizny. Pobiegł szybko ze swoją wilczycą (Też oczyszczoną przez czystą wodę.) do karczmy aby powiedzieć o tym wszystkim Bradze i reszczie, wątpił czy straż będzie o tej godzinie wystarczająco trzeźwa żeby to załatwić... po za tym dla więkrzości ludzi skaveni to nadal rasa mityczna.


-O nie!

jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
Bern posłał Kage pytające spojrzenie. Przecież musiała wiedzieć, kim jest, kiedy go przyjmowała, przecież ucięli sobie długą pogawędkę a przecież dopuściła go do wszystkiego, Na dodatek dała mu jeszcze ten medalion do sprawdzania trucizn. Chyba, że nie służył do wykrywania trucizn, tylko do kontrolowania i sondowania umysłu. Niemniej jednak po prostu wydała na niego zlecenie. Nie była wcale lepsza od tego skorpiona. On przynajmniej miał po prostu taki zawód, ona ponoć była wykładowczynią akademii a to niezbyt łączyło się z wydawaniem wyroków na ludzi, przynajmniej w jego wyobrażeniu. Czasem człowiek lepiej sobie radził, kiedy nie wiedział, co ludzie, korzystający z magii szepczą między sobą. Przecież każdy mógł być następny na jej liście, może po prostu ściągnęła nas tutaj żeby nas wszystkich wymordować jednego po drugim. Chyba ze tamten po prostu był przysłany i miął wkraść się w łaski Livriana żeby przy najbliższej okazji wbić mu nóż w plecy. Niepotrzebnie się w to wszystko wplątywał, te wszystkie intrygi to nie była jego liga. On był zwykłym wioskowym uzdrowicielem. Niemalże. Na dodatek, kiedy po niego posłała powiedziała, że trzeba ratować swoje życie. Najwyraźniej chodziło jej o moje. Gdyby nie to, że za złoto z całej tej farsy będzie mógł kupić taki zapas ziół, które tu nie występują ze starczy na kilka lat chyba właśnie by poszedł. To, że gdyby w tym momencie wyszedł a ktoś zdecydowałby się sprawdzić przepastność jego sakiewki w niedelikatny sposób, mógłby zniszczyć okoliczny kwartał również trzymało go w miejscu. Więc po prostu dalej pił sok czekając na koniec rozmowy Livriana z elfką. Nic tu do siebie nie pasowało, najwyraźniej po tym wieczorze zgrzytów dopiero wszystko zacznie sie docierać i wyjaśnać. Może.
Bern posłał Kage pytające spojrzenie. Przecież musiała wiedzieć, kim jest, kiedy go przyjmowała, przecież ucięli sobie długą pogawędkę a przecież dopuściła go do wszystkiego, Na dodatek dała mu jeszcze ten medalion do sprawdzania trucizn. Chyba, że nie służył do wykrywania trucizn, tylko do kontrolowania i sondowania umysłu. Niemniej jednak po prostu wydała na niego zlecenie. Nie była wcale lepsza od tego skorpiona. On przynajmniej miał po prostu taki zawód, ona ponoć była wykładowczynią akademii a to niezbyt łączyło się z wydawaniem wyroków na ludzi, przynajmniej w jego wyobrażeniu. Czasem człowiek lepiej sobie radził, kiedy nie wiedział, co ludzie, korzystający z magii szepczą między sobą. Przecież każdy mógł być następny na jej liście, może po prostu ściągnęła nas tutaj żeby nas wszystkich wymordować jednego po drugim. Chyba ze tamten po prostu był przysłany i miął wkraść się w łaski Livriana żeby przy najbliższej okazji wbić mu nóż w plecy. Niepotrzebnie się w to wszystko wplątywał, te wszystkie intrygi to nie była jego liga. On był zwykłym wioskowym uzdrowicielem. Niemalże. Na dodatek, kiedy po niego posłała powiedziała, że trzeba ratować swoje życie. Najwyraźniej chodziło jej o moje. Gdyby nie to, że za złoto z całej tej farsy będzie mógł kupić taki zapas ziół, które tu nie występują ze starczy na kilka lat chyba właśnie by poszedł. To, że gdyby w tym momencie wyszedł a ktoś zdecydowałby się sprawdzić przepastność jego sakiewki w niedelikatny sposób, mógłby zniszczyć okoliczny kwartał również trzymało go w miejscu. Więc po prostu dalej pił sok czekając na koniec rozmowy Livriana z elfką. Nic tu do siebie nie pasowało, najwyraźniej po tym wieczorze zgrzytów dopiero wszystko zacznie sie docierać i wyjaśnać. Może.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

Jakby wszystkiego było mało, po kilku minutach do karczmy wpadł lekko spanikowany Parsival ze swoją wilczycą. Ta także wyglądała na mocno roztrzęsioną, schowała się za barem i nie chciała wyjść. W pierwszej chwili druid podszedł do stolika Bragi, jednak widząc, jak bardzo jest zajęty zrezygnował. Rozejrzał się niepewnie po sali w poszukiwaniu kogoś. Jego spojrzenie padło na zamyśloną Kage siedzącą niedaleko Fryderyka i Berna. Nie zwlekając już dłużej niemal do niej podbiegł.
- Skaveni - powiedział szybko i na tyle głośno, że mag i uzdrowiciel zdołali go bez problemu usłyszeć.
- Co? - spytała zdezorientowana kobieta, którą szaleniec wyrwał z rozmyślań.
- Skaveni są w kanałach Nuln, Bożena i je wpadliśmy na ich trop... - powiedział wyraźnie przerażony.
- To niemożliwe - stwierdziła spokojnie. - Skaveni atakują Talabheim - uśmiechnęła się pobłażliwie. - Chyba... - dodała po chwili jakby coś sobie nagle uświadamiając. - Wybacz na chwilę.
To mówiąc wstała i podeszła do baru, dotknęła swego wisiorka i Bern znów poczuł, jak wiatry magii się zbierają.
'Sid, co u was?' - spytała Kage.
'Cisza i spokój' - odpowiedział mężczyzna.
'Skaveni?'
'Nie.'
'Co jest?' - dołączył się jeszcze jeden głos, Bern od razu rozpoznał, to ten sam, co wydał rozkaz zabicia Kessen'a.
'Skaveni w Nuln' - odparła Kage.
'W Nuln?' - spytały oba głosy. - 'niemożliwe.'
'Sprawdzę to' - dołączył się kolejny głos należący do mężczyzny.
'Szybko, Haradzie!' - zawołał "zleceniodawca".
'Cicho' - uciszył wszystkich Yuki. - 'Ja tu pracuję!'
Po tym zapadła cisza, uzdrowiciel wyczuł (poza Kage i Yuki'm) jeszcze trzy osoby kontaktujące się w ten sam sposób. Imię jednego z mężczyzn było Harad, drugiego Sid. Tożsamości trzeciego głosu nie udało się ustalić. Gdyby się mocno uparł, mógłby przy następnej próbie kontaktu postarać się wyśledzić osoby...
Chwilę później z pokoju wyszła Yonniel a razem z nią Livrian.
- Skaveni - powiedział szybko i na tyle głośno, że mag i uzdrowiciel zdołali go bez problemu usłyszeć.
- Co? - spytała zdezorientowana kobieta, którą szaleniec wyrwał z rozmyślań.
- Skaveni są w kanałach Nuln, Bożena i je wpadliśmy na ich trop... - powiedział wyraźnie przerażony.
- To niemożliwe - stwierdziła spokojnie. - Skaveni atakują Talabheim - uśmiechnęła się pobłażliwie. - Chyba... - dodała po chwili jakby coś sobie nagle uświadamiając. - Wybacz na chwilę.
To mówiąc wstała i podeszła do baru, dotknęła swego wisiorka i Bern znów poczuł, jak wiatry magii się zbierają.
'Sid, co u was?' - spytała Kage.
'Cisza i spokój' - odpowiedział mężczyzna.
'Skaveni?'
'Nie.'
'Co jest?' - dołączył się jeszcze jeden głos, Bern od razu rozpoznał, to ten sam, co wydał rozkaz zabicia Kessen'a.
'Skaveni w Nuln' - odparła Kage.
'W Nuln?' - spytały oba głosy. - 'niemożliwe.'
'Sprawdzę to' - dołączył się kolejny głos należący do mężczyzny.
'Szybko, Haradzie!' - zawołał "zleceniodawca".
'Cicho' - uciszył wszystkich Yuki. - 'Ja tu pracuję!'
Po tym zapadła cisza, uzdrowiciel wyczuł (poza Kage i Yuki'm) jeszcze trzy osoby kontaktujące się w ten sam sposób. Imię jednego z mężczyzn było Harad, drugiego Sid. Tożsamości trzeciego głosu nie udało się ustalić. Gdyby się mocno uparł, mógłby przy następnej próbie kontaktu postarać się wyśledzić osoby...
Chwilę później z pokoju wyszła Yonniel a razem z nią Livrian.

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
"*Bożena, wracaj, JUŻ!*" posłał impuls umysłowy wilczycy. *"Nie, śmierć, zgnilizna, rozkład i rozpad."* Odparła wilczyca. -"*Wracaj! TU już, do nogi. Nie chciała być bym użył wilczego ziela.*"- Odpowiedział już na głos Parsival. Nie chciał się bawić. -Bern! Hej! Bern! Skaveni tu są, wiesz co robić!- Powiedział wierząc że uzdrowiciel zbierze tajniaków do ochrony Livriana. -Ja biegnę po pomoc.- Po czym gwizdnął i wilczyca nastroszyła grzbiet. Wskoczył na nią i wyskoczyli razem przez otwarte drzwi na zewnątrz... "*Do strażników, oni muszą nam pomóc, a jak się nie da to do burmistrza. Trzeba jak najwięcej osób poinformowaqć ale jednocześnie tak aby szpiedzy się jak najwolniej o tym zorientowali... pobiegnij najpierw do nory burmistrza... pana tej sfory.*" Powiedział druid. Jego trzeba było wysłuchać... ze względu na majestat... prawie jak arcykapłański.
"*Bożena, wracaj, JUŻ!*" posłał impuls umysłowy wilczycy. *"Nie, śmierć, zgnilizna, rozkład i rozpad."* Odparła wilczyca. -"*Wracaj! TU już, do nogi. Nie chciała być bym użył wilczego ziela.*"- Odpowiedział już na głos Parsival. Nie chciał się bawić. -Bern! Hej! Bern! Skaveni tu są, wiesz co robić!- Powiedział wierząc że uzdrowiciel zbierze tajniaków do ochrony Livriana. -Ja biegnę po pomoc.- Po czym gwizdnął i wilczyca nastroszyła grzbiet. Wskoczył na nią i wyskoczyli razem przez otwarte drzwi na zewnątrz... "*Do strażników, oni muszą nam pomóc, a jak się nie da to do burmistrza. Trzeba jak najwięcej osób poinformowaqć ale jednocześnie tak aby szpiedzy się jak najwolniej o tym zorientowali... pobiegnij najpierw do nory burmistrza... pana tej sfory.*" Powiedział druid. Jego trzeba było wysłuchać... ze względu na majestat... prawie jak arcykapłański.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
Nie wiedział, kim byli Sid ani Hasad, ale nie podobało mu się to. Postanowił poczekać do następnego kontaktu, podejrzewał ze to może być system porozumiewania się członków akademii. Miał tylko nadzieję ze Yuki załatwi to szybko i po cichu. Zabójca musiał liczyć się z tym, że pewnego dnia, również on może się znaleźć na kontrakcie, jako ofiara. Niemniej nie załatwiało to odpowiedzi na pytanie czemu. Chciał poczekać do następnego kontaktu żeby się dowiedzieć, czego może się spodziewać. Z dwójką być może dałby sobie radę na tyle żeby uciec, ale czwórka czy piątka to już za dużo, zwłaszcza ze byli to wykładowcy, ludzie, którzy niewątpliwie znali się na swoim fachu. Skaveny, tutaj, i jeszcze mieli na głowie Livriana. Inaczej po prostu weszliby do kanału i uwolnili piekło z okowów. Fakt, że potem przez długi czas w powietrzu unosiła się mgła ściekowa połączona z dymem palonych nieczystości, ale niewątpliwie załatwiłoby to sprawę szczurów.
Nie odwrócił się do wychodzącej z pomieszczenia do niezbyt otwartych rozmów dwójki. Ciągle nie wiedział, jakich bajeczek naopowiadała mu Kage, a z tego, co widział wychodziło na to ze, co, jak co ale bajeczki to ona umie opowiadać. Podszedł do stolika członkini akademii.
-Szczury, tutaj? Czy mi się zdaje, czy na początku była mowa o tym ze większość żołnierzy i członków akademii wyjechało z nimi walczyć do Talebhaim? powiedział po cichu do zgromadzonych przy jej stoliku. I kto jest następny na liście po Kessenie, ja, Fryderyk czy kto inny? To pytanie wyszeptał prosto do ucha czarnowłosej. Nie lubił, kiedy ktoś się bawił jego kosztem a wyglądało mu na to ze właśnie to się dzieje. Przysiadł się z wyćwiczonym profesjonalnym spokojem ułatwiającym rozwiązywanie problemów w każdej sytuacji.
-Jakieś zmiany co do planów? W przypadku inwazji zamach to drobnostka, ot mały kamyk dorzucony do pędzącej lawiny.
Nie wiedział, kim byli Sid ani Hasad, ale nie podobało mu się to. Postanowił poczekać do następnego kontaktu, podejrzewał ze to może być system porozumiewania się członków akademii. Miał tylko nadzieję ze Yuki załatwi to szybko i po cichu. Zabójca musiał liczyć się z tym, że pewnego dnia, również on może się znaleźć na kontrakcie, jako ofiara. Niemniej nie załatwiało to odpowiedzi na pytanie czemu. Chciał poczekać do następnego kontaktu żeby się dowiedzieć, czego może się spodziewać. Z dwójką być może dałby sobie radę na tyle żeby uciec, ale czwórka czy piątka to już za dużo, zwłaszcza ze byli to wykładowcy, ludzie, którzy niewątpliwie znali się na swoim fachu. Skaveny, tutaj, i jeszcze mieli na głowie Livriana. Inaczej po prostu weszliby do kanału i uwolnili piekło z okowów. Fakt, że potem przez długi czas w powietrzu unosiła się mgła ściekowa połączona z dymem palonych nieczystości, ale niewątpliwie załatwiłoby to sprawę szczurów.
Nie odwrócił się do wychodzącej z pomieszczenia do niezbyt otwartych rozmów dwójki. Ciągle nie wiedział, jakich bajeczek naopowiadała mu Kage, a z tego, co widział wychodziło na to ze, co, jak co ale bajeczki to ona umie opowiadać. Podszedł do stolika członkini akademii.
-Szczury, tutaj? Czy mi się zdaje, czy na początku była mowa o tym ze większość żołnierzy i członków akademii wyjechało z nimi walczyć do Talebhaim? powiedział po cichu do zgromadzonych przy jej stoliku. I kto jest następny na liście po Kessenie, ja, Fryderyk czy kto inny? To pytanie wyszeptał prosto do ucha czarnowłosej. Nie lubił, kiedy ktoś się bawił jego kosztem a wyglądało mu na to ze właśnie to się dzieje. Przysiadł się z wyćwiczonym profesjonalnym spokojem ułatwiającym rozwiązywanie problemów w każdej sytuacji.
-Jakieś zmiany co do planów? W przypadku inwazji zamach to drobnostka, ot mały kamyk dorzucony do pędzącej lawiny.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Pomywacz
- Posty: 31
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 18:05
- Lokalizacja: Z piekła rodem
Braga
Kontynuując rozmowe z Lilian:
- Będziesz miała czas spotkać się kiedyś?? Licze że się zgodzisz. Wątpie aby mi coś wypadło ale jak się tak stanie to już cię za to przepraszam.
Mało interesowała go jej osoba. Zdecydowanie bardziej ciało. Wielkie kształtnę usta wzbudzały w nim dreszcz, a szata z dekoltem powodowała że nie mógł usiedzieć na krześle.
- Oczywiscie że tak! Bardzo chętnię się z tobą spotkam! Czekałam kiedy o to zapytasz. Spotkamy się tu, w gospodzie. Po zachodzie.
Odpowiedziała Lilian. Braga czuł się jak wybraniec bogów. Atmosfere przerwał jednak Parsival. Szybko został odpędzony. Jednak słowa brata godne były jego uwagi.
- Skaveni!!.
Na te słowa Braga wstał z stołka i podbiegł do brata.
- Gdzie?! Jesteś pewien?! To nie żarty?! Musimy szybko coś zrobić zanim zaatakują miasto!! Inaczej by się pod nim nie kryli!! Plugastwa chaosu!!
Nie żegnając się z nikim wybiegł z baru u strone placu szukając wejścia do kanałów. Więc o to chodziło! To był ten niepokój! Oby ktoś mi pomógł bo sam nie dam rady. Myśląc tak wyjął pistolety i sprawdził czy naładowane. Przerzucił topór z pleców do rąk. Ciągle rozglądając się za towarzyszami którzy mogli go wesprzec.
Kontynuując rozmowe z Lilian:
- Będziesz miała czas spotkać się kiedyś?? Licze że się zgodzisz. Wątpie aby mi coś wypadło ale jak się tak stanie to już cię za to przepraszam.
Mało interesowała go jej osoba. Zdecydowanie bardziej ciało. Wielkie kształtnę usta wzbudzały w nim dreszcz, a szata z dekoltem powodowała że nie mógł usiedzieć na krześle.
- Oczywiscie że tak! Bardzo chętnię się z tobą spotkam! Czekałam kiedy o to zapytasz. Spotkamy się tu, w gospodzie. Po zachodzie.
Odpowiedziała Lilian. Braga czuł się jak wybraniec bogów. Atmosfere przerwał jednak Parsival. Szybko został odpędzony. Jednak słowa brata godne były jego uwagi.
- Skaveni!!.
Na te słowa Braga wstał z stołka i podbiegł do brata.
- Gdzie?! Jesteś pewien?! To nie żarty?! Musimy szybko coś zrobić zanim zaatakują miasto!! Inaczej by się pod nim nie kryli!! Plugastwa chaosu!!
Nie żegnając się z nikim wybiegł z baru u strone placu szukając wejścia do kanałów. Więc o to chodziło! To był ten niepokój! Oby ktoś mi pomógł bo sam nie dam rady. Myśląc tak wyjął pistolety i sprawdził czy naładowane. Przerzucił topór z pleców do rąk. Ciągle rozglądając się za towarzyszami którzy mogli go wesprzec.
A true master paralyzes his opponent, leaving him vulnerable to an attack.

Spokój i opanowanie na twarzy Kage były wręcz godne podziwu. Nawet jej powieka nie drgnęła. Pochyliła się nieznacznie w stronę uzdrowiciela i odpowiedziała.
- Jeśli Skaveni są tutaj, reszta NAS też powinna. Ale zanim dotrą, może minąć sporo czasu. Wierz mi, Kurai nie przepuści okazji do rozlewy szczurzej krwi. I nie tylko szczurzej - dodała bardzo poważnie. - Kto kolejny? Tylko zdrajcy i ci, którzy nie potrafią wykonywać rozkazów. Ktoś zdążył uprzedzić zabójczynię Evereth, Pajęczycę, tak to ona byłaby następna. Tobie nic nie grozi, tak samo jak innym. Choć - spojrzała na niego stanowczo - to się zawsze może zmienić. Ale nie ja wydaję rozkazy...
Mówiąc to nieznacznie dotknęła medalionu, Bern poczuł lekką wiązkę i po chwili wiedział, że osób go noszących jest dziewięć, z tego siedem było w Nuln a pozostałe dwie bardzo daleko. Był więcej niż pewien, iż zrobiła to teraz specjalnie.
- Zdołamy odeprzeć mniejszy atak, o to się nie martw. Livrian też pewnie się dołączy do walki. Najgorsze jest to, iż jesteś teraz JEDYNYM uzdrowicielem w Nuln. Coś jeszcze, Bern? Pytaj, ja nie mam nic do ukrycia.
Wzruszyła lekko ramionami i rozsiadła się wygodnie. Była bardzo spokojna, Bern zaczynał ją lubić choćby za to właśnie opanowanie, które rozlewało się na innych. Sam poczuł się dużo spokojniej, choć nie czuł, by używała jakiejś magii do tego. Widać chodziło wyłącznie o jej osobę.
Parsival pomknął na grzbiecie Bożeny, lecz okazało się, iż to miasto nie posiada burmistrza. Był natomiast Książę Nuln, który aktualnie przebywał w Talabheim. Postanowił spróbować więc szczęścia w Straży, jedyne co wskórał to to, iż sprawdzą kanały. Ale druid nie mógł głośno mówić o Skavenach, inaczej wywołałby panikę w mieście... I Straż zamknęłaby go za zakłócanie porządku.
Brat Parsivala, Braga, pobiegł w stronę kanałów, nie wiedział, czy ktoś za nim pójdzie mu pomóc...
Livrian słysząc całe zajście wyjął miecz i zakręcił nim pięknego młynka. Choć na jego twarzy gościł przy tym uśmiech, oczy miał zimne i poważne.
- Chaos? Biedna Kurai, że jej tu nie ma. Idziemy! - zawołał i ruszył w stronę drzwi. - Zak, Anthony, ruszcie zadki! Yonniel, zostań tutaj, nie idź sama, to niebezpieczne.
- Mandir! - zawołała Kage. - Zabieraj kumpla i idźcie ją odprowadzić, jak wrócicie dołączycie do nas i pójdziemy na szczury. Bern, obudź Arię i powiadom ją, Bruce, zostań tu i poczekaj na nią. Uzbroić się i czekać na moje rozkazy!
Wszyscy się na chwilę zatrzymali słysząc jej władczy ton. Każdy był pod wrażeniem i kiwnął głową gotów oddać się pod rozkazy Kage. Ta spokojnie udała się w stronę baru i spod lady wyjęła piękny miecz. Teraz tworzyła z nim jedność, wyglądała, jakby się urodziła po to, by dzierżyć taką broń. Po chwili karczmarz podał jej długą włócznię o giętkim kiju i ostrzu.
- No, ruszcie się! Nie zostawimy Bragi samego!
Oczekuję teraz choć małego zaangażowania w sesję, jak ktoś nie będzie odpisywał to cóż, zginie
- Jeśli Skaveni są tutaj, reszta NAS też powinna. Ale zanim dotrą, może minąć sporo czasu. Wierz mi, Kurai nie przepuści okazji do rozlewy szczurzej krwi. I nie tylko szczurzej - dodała bardzo poważnie. - Kto kolejny? Tylko zdrajcy i ci, którzy nie potrafią wykonywać rozkazów. Ktoś zdążył uprzedzić zabójczynię Evereth, Pajęczycę, tak to ona byłaby następna. Tobie nic nie grozi, tak samo jak innym. Choć - spojrzała na niego stanowczo - to się zawsze może zmienić. Ale nie ja wydaję rozkazy...
Mówiąc to nieznacznie dotknęła medalionu, Bern poczuł lekką wiązkę i po chwili wiedział, że osób go noszących jest dziewięć, z tego siedem było w Nuln a pozostałe dwie bardzo daleko. Był więcej niż pewien, iż zrobiła to teraz specjalnie.
- Zdołamy odeprzeć mniejszy atak, o to się nie martw. Livrian też pewnie się dołączy do walki. Najgorsze jest to, iż jesteś teraz JEDYNYM uzdrowicielem w Nuln. Coś jeszcze, Bern? Pytaj, ja nie mam nic do ukrycia.
Wzruszyła lekko ramionami i rozsiadła się wygodnie. Była bardzo spokojna, Bern zaczynał ją lubić choćby za to właśnie opanowanie, które rozlewało się na innych. Sam poczuł się dużo spokojniej, choć nie czuł, by używała jakiejś magii do tego. Widać chodziło wyłącznie o jej osobę.
Parsival pomknął na grzbiecie Bożeny, lecz okazało się, iż to miasto nie posiada burmistrza. Był natomiast Książę Nuln, który aktualnie przebywał w Talabheim. Postanowił spróbować więc szczęścia w Straży, jedyne co wskórał to to, iż sprawdzą kanały. Ale druid nie mógł głośno mówić o Skavenach, inaczej wywołałby panikę w mieście... I Straż zamknęłaby go za zakłócanie porządku.
Brat Parsivala, Braga, pobiegł w stronę kanałów, nie wiedział, czy ktoś za nim pójdzie mu pomóc...
Livrian słysząc całe zajście wyjął miecz i zakręcił nim pięknego młynka. Choć na jego twarzy gościł przy tym uśmiech, oczy miał zimne i poważne.
- Chaos? Biedna Kurai, że jej tu nie ma. Idziemy! - zawołał i ruszył w stronę drzwi. - Zak, Anthony, ruszcie zadki! Yonniel, zostań tutaj, nie idź sama, to niebezpieczne.
- Mandir! - zawołała Kage. - Zabieraj kumpla i idźcie ją odprowadzić, jak wrócicie dołączycie do nas i pójdziemy na szczury. Bern, obudź Arię i powiadom ją, Bruce, zostań tu i poczekaj na nią. Uzbroić się i czekać na moje rozkazy!
Wszyscy się na chwilę zatrzymali słysząc jej władczy ton. Każdy był pod wrażeniem i kiwnął głową gotów oddać się pod rozkazy Kage. Ta spokojnie udała się w stronę baru i spod lady wyjęła piękny miecz. Teraz tworzyła z nim jedność, wyglądała, jakby się urodziła po to, by dzierżyć taką broń. Po chwili karczmarz podał jej długą włócznię o giętkim kiju i ostrzu.
- No, ruszcie się! Nie zostawimy Bragi samego!
Oczekuję teraz choć małego zaangażowania w sesję, jak ktoś nie będzie odpisywał to cóż, zginie


-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Wpadł do gospody niczym nagły wicher. Jego oczy zbłądziły po karczmie. -Braga!- Krzyknął. *"Nie ma go tutaj, poszedł do kanałów."* Druid niczym czarna śmierć, szybko jak pocisk z muszkietu wystrzelił w stronę kanałów. Bożena niczym biały wiatr podążał za nim. *Nie idź tam sam.* Parsival Wskoczył na grzbiet przyjaciółki i razem polecieli niczym na skrzydlach wiatru za swoim bratem.
Wpadł do gospody niczym nagły wicher. Jego oczy zbłądziły po karczmie. -Braga!- Krzyknął. *"Nie ma go tutaj, poszedł do kanałów."* Druid niczym czarna śmierć, szybko jak pocisk z muszkietu wystrzelił w stronę kanałów. Bożena niczym biały wiatr podążał za nim. *Nie idź tam sam.* Parsival Wskoczył na grzbiet przyjaciółki i razem polecieli niczym na skrzydlach wiatru za swoim bratem.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Majtek
- Posty: 133
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
- Lokalizacja: Glenshee, Scotland
- Kontakt:
Yuki
Skrzypniecie drzwi, i cichy dzwiek zapadki zakomunikowal Elfowi ze jego cel zamknal i zaryglowal sie w pokoju coz, niewielka to przeszkoda.
Po kilku sekundach Yuki zanalazl sie przed drzwiami Skorpiona. Wprawnym kopniakiem poslal je razem z kawalkami osciezy i zawiasami na posadzke.
- Woo hoo, chyba troche za mocno - stwierdzil drapiac sie po tyle glowy i smiejac sie samemu do siebie.
- No no misiu pysiu, nabruzdziles, mam nadzieje ze umiesz sie bronic i pobrudzisz swoimi flakami podlogi. - konczac zdanie poslal w zabojce sztylet.
Kessen nawet nie musial robic uniku, sztylet poszybowal kolo jego glowy i wbil sie w podloge.
- To wszystko na co Cie stac? - spytal zdegustowany Skorpion.
- Taaaak, podoba sie? - odparl Yuki.
- Jestes trupem - warknal zabojca ale nie ruszyl sie z miejca.
- Uuuuuuuujej, synusiek nie moze sie ruszyc ? Dupcia za ciezka? - zaszydzil Czarny Elf.
Kessen wyraznie probowal poruszyc sie z calych sil jednak bezskutecznie bowiem zaklecie nalozone na sztylet skutecznie przygwodzilo jego cien i dusze do podloza.
- Co zrobiles... - warknal wsciekle Skorpion.
- To na co mnie stac synus - odparl na odczepnego Yuki i nalozyl na pomieszczenie Strefe Ciszy. Na jego dloni pojawila sie migoczaca milionami kolorow kulka energii, wyciagnal dlon przed siebie celujac nia w strone twarzy Kessena i ruszyl w jego kierunku.
- Drzyj morde, krzycz do woli, bo na pewno Cie zaboli - zarechotal Czarny Elf. - Cholera, nie czuje jak rymuje! - dodal smiejac sie jeszcze glosniej.
- Dlaczego...? - wymamrotal wyraznie zmeczony juz probami uwolnienia sie.
- A dlatego ze podpadles Zardzewialej Zbrojowni, tyle wystarczy. Masz cos jeszcze do powiedzenia?
- Spotkamy sie w piekle.....
- Watpie synku. - odparł palac mu twarz kula energii.
Skora zaczela sie powoli topic, Kessen probowal krzyczec, udalo mu sie na poczatku, pozniej jednak krzyk zostal zdlawiony, uwiazl mu w gardle. Smrod palonego miesa, topiacej sie skory, bol....
Epicentrum zaczelo przesuwac sie ku dole, palilo mu klatke piersiowa, rece.....
Po chwili z malej kulki zrobila sie duza tarcza. Palila cale jego cialo, po czym zniknela. Kessen jeszcze zyl, zyl w meczarni....Chcial umrzec, byle szybko. Lecz to nie nastalo.
Yuki usmiechnal sie szeroko.
- Teraz Cie juz nie rozpoznaja - stwierdzil zadowolony z siebie.
Jego dlon pokryla niebieska poswiata ktora uformowala sie po chwili w ksztalt niebieskiego energetycznego ostrza.
- To jeszcze troche Cie przytniemy i po sprawie.....
Jak powiedzial tak zrobil, zaczal powoli odcinac mu palce, przeguby u rak.........Nie bylo konca.....
Skrzypniecie drzwi, i cichy dzwiek zapadki zakomunikowal Elfowi ze jego cel zamknal i zaryglowal sie w pokoju coz, niewielka to przeszkoda.
Po kilku sekundach Yuki zanalazl sie przed drzwiami Skorpiona. Wprawnym kopniakiem poslal je razem z kawalkami osciezy i zawiasami na posadzke.
- Woo hoo, chyba troche za mocno - stwierdzil drapiac sie po tyle glowy i smiejac sie samemu do siebie.
- No no misiu pysiu, nabruzdziles, mam nadzieje ze umiesz sie bronic i pobrudzisz swoimi flakami podlogi. - konczac zdanie poslal w zabojce sztylet.
Kessen nawet nie musial robic uniku, sztylet poszybowal kolo jego glowy i wbil sie w podloge.
- To wszystko na co Cie stac? - spytal zdegustowany Skorpion.
- Taaaak, podoba sie? - odparl Yuki.
- Jestes trupem - warknal zabojca ale nie ruszyl sie z miejca.
- Uuuuuuuujej, synusiek nie moze sie ruszyc ? Dupcia za ciezka? - zaszydzil Czarny Elf.
Kessen wyraznie probowal poruszyc sie z calych sil jednak bezskutecznie bowiem zaklecie nalozone na sztylet skutecznie przygwodzilo jego cien i dusze do podloza.
- Co zrobiles... - warknal wsciekle Skorpion.
- To na co mnie stac synus - odparl na odczepnego Yuki i nalozyl na pomieszczenie Strefe Ciszy. Na jego dloni pojawila sie migoczaca milionami kolorow kulka energii, wyciagnal dlon przed siebie celujac nia w strone twarzy Kessena i ruszyl w jego kierunku.
- Drzyj morde, krzycz do woli, bo na pewno Cie zaboli - zarechotal Czarny Elf. - Cholera, nie czuje jak rymuje! - dodal smiejac sie jeszcze glosniej.
- Dlaczego...? - wymamrotal wyraznie zmeczony juz probami uwolnienia sie.
- A dlatego ze podpadles Zardzewialej Zbrojowni, tyle wystarczy. Masz cos jeszcze do powiedzenia?
- Spotkamy sie w piekle.....
- Watpie synku. - odparł palac mu twarz kula energii.
Skora zaczela sie powoli topic, Kessen probowal krzyczec, udalo mu sie na poczatku, pozniej jednak krzyk zostal zdlawiony, uwiazl mu w gardle. Smrod palonego miesa, topiacej sie skory, bol....
Epicentrum zaczelo przesuwac sie ku dole, palilo mu klatke piersiowa, rece.....
Po chwili z malej kulki zrobila sie duza tarcza. Palila cale jego cialo, po czym zniknela. Kessen jeszcze zyl, zyl w meczarni....Chcial umrzec, byle szybko. Lecz to nie nastalo.
Yuki usmiechnal sie szeroko.
- Teraz Cie juz nie rozpoznaja - stwierdzil zadowolony z siebie.
Jego dlon pokryla niebieska poswiata ktora uformowala sie po chwili w ksztalt niebieskiego energetycznego ostrza.
- To jeszcze troche Cie przytniemy i po sprawie.....
Jak powiedzial tak zrobil, zaczal powoli odcinac mu palce, przeguby u rak.........Nie bylo konca.....

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
Odpowiedź Kage wcale go tak bardzo nie uspokoiła. Przynajmniej wiedział, że będzie musiał stawić czoła ewentualnej dziewiątce. Najwyżej ucieknie, no cóż w uciekaniu już miał niejaką praktykę. Nawet nie pamiętał kiedy zaczął, na początku z rodzinnej miejscowości, ale tego nie chciał wspominać a potem, potem już każdego dnia, od szaleństwa, od śmierci, od ludzi. Tak na tym znał się dobrze. Wiedział, na czym stoi, był już spokojny, przynajmniej pojawiło się coś, co możnaby zrobić, a nie tylko bezczynne siedzenie w miejscu.
-W takim razie podejrzewam, ze będę miał dużo roboty. To miło, że chyba nie będę następny.
Wstał i poszedł na górę, zobaczył wyważone drzwi, a raczej pustą futrynę, jaka po nich została, wolał tam nie zaglądać, jeszcze mógłby zobaczyć cos, czego wolał nie oglądać. Poszedł za wskazówkami Kage do jej pokoju, najwyraźniej odstąpiła Arii swoje łóżko. Nie pukał raczej nie była do tego przyzwyczajona, mogłaby nie skojarzyć dźwięków, po prostu wszedł i odchrząknął głośno, wolał nie podchodzić bez uprzedzenia. Niestety musiał najwyraźniej spała jak zabita. Podszedł do miejsca, gdzie leżały stopy dziewczyny i potrząsnął delikatnie jedna z nich. W każdym momencie był gotowy odsunąć się przed ewentualnym sztyletem.
-Pobudka, pora wstać, mamy mały problem na horyzoncie. Ponoć w mieście są skaveny. Żeby było śmieszniej to Livrian razem z resztą chyba idą z nimi popertraktować w dość ostry sposób. Masz pożuj to oczyści ci umysł.
Poczekał aż dziewczyna odzyska przytomność, najwyraźniej musiała być wyjątkowo zmęczona. Jakkolwiek korzeń arcyprzęgla powinien od razu postawić ją na nogi, oczyszczał umysł, jego gorzkość zabijała wszystkie myśli, na szczęście po chwili stawał się słodki i w miarę przyjemny w smaku. Chyba ze ktoś nie lubił słodyczy. Gdy wstała, zszedł znów na dół. Jeśli faktycznie był jedynym uzdrowicielem w mieście a szczury faktycznie będą się chciały dostać do miasta to będzie miał długą noc, bardzo długą, pewnie pójdzie spać za kilka dni. Znowu na wspomagaczach, no cóż, życie uzdrowiciela wymaga poświęceń.
-Jestem gotowy, ale jeśli będę musiał zająć się większą ilością ludzi będą mi potrzebne większe zapasy medykamentów, bandaży, takie tam. Ponoć macie tu akademię medyczną, pewnie się nie obrażą, gdybym w nagłym wypadku musiał skorzystać z ich zasobów?
Pytanie było kierowane do Kage, było nie było powiedziała ze wszelkie potrzebne zapasy będzie w stanie załatwić.
Był gotowy. Torba przewieszona przez ramię, laska w dłoni. Wyprostowany z głową do góry, twarzą spokojną jak wyryta w kamieniu, zresztą jej jedyny zapasowy wyraz to profesjonalny uśmiech. Rozszerzone źrenice i żyły wypełnione wypaczonym źródłem, studnią życia skażoną przez Czarnego. Miał w końcu coś, na co będzie mógł wykorzystać to wypaczenie, nie będzie usiał go filtrować przez siebie, miał nadzieje, że spotka szczury, da im zasmakować tego, co sam czuł. Cierpienia, bólu, zgnilizny rozchodzącej się od wewnątrz, i ognia, całego morza ognia.
Odpowiedź Kage wcale go tak bardzo nie uspokoiła. Przynajmniej wiedział, że będzie musiał stawić czoła ewentualnej dziewiątce. Najwyżej ucieknie, no cóż w uciekaniu już miał niejaką praktykę. Nawet nie pamiętał kiedy zaczął, na początku z rodzinnej miejscowości, ale tego nie chciał wspominać a potem, potem już każdego dnia, od szaleństwa, od śmierci, od ludzi. Tak na tym znał się dobrze. Wiedział, na czym stoi, był już spokojny, przynajmniej pojawiło się coś, co możnaby zrobić, a nie tylko bezczynne siedzenie w miejscu.
-W takim razie podejrzewam, ze będę miał dużo roboty. To miło, że chyba nie będę następny.
Wstał i poszedł na górę, zobaczył wyważone drzwi, a raczej pustą futrynę, jaka po nich została, wolał tam nie zaglądać, jeszcze mógłby zobaczyć cos, czego wolał nie oglądać. Poszedł za wskazówkami Kage do jej pokoju, najwyraźniej odstąpiła Arii swoje łóżko. Nie pukał raczej nie była do tego przyzwyczajona, mogłaby nie skojarzyć dźwięków, po prostu wszedł i odchrząknął głośno, wolał nie podchodzić bez uprzedzenia. Niestety musiał najwyraźniej spała jak zabita. Podszedł do miejsca, gdzie leżały stopy dziewczyny i potrząsnął delikatnie jedna z nich. W każdym momencie był gotowy odsunąć się przed ewentualnym sztyletem.
-Pobudka, pora wstać, mamy mały problem na horyzoncie. Ponoć w mieście są skaveny. Żeby było śmieszniej to Livrian razem z resztą chyba idą z nimi popertraktować w dość ostry sposób. Masz pożuj to oczyści ci umysł.
Poczekał aż dziewczyna odzyska przytomność, najwyraźniej musiała być wyjątkowo zmęczona. Jakkolwiek korzeń arcyprzęgla powinien od razu postawić ją na nogi, oczyszczał umysł, jego gorzkość zabijała wszystkie myśli, na szczęście po chwili stawał się słodki i w miarę przyjemny w smaku. Chyba ze ktoś nie lubił słodyczy. Gdy wstała, zszedł znów na dół. Jeśli faktycznie był jedynym uzdrowicielem w mieście a szczury faktycznie będą się chciały dostać do miasta to będzie miał długą noc, bardzo długą, pewnie pójdzie spać za kilka dni. Znowu na wspomagaczach, no cóż, życie uzdrowiciela wymaga poświęceń.
-Jestem gotowy, ale jeśli będę musiał zająć się większą ilością ludzi będą mi potrzebne większe zapasy medykamentów, bandaży, takie tam. Ponoć macie tu akademię medyczną, pewnie się nie obrażą, gdybym w nagłym wypadku musiał skorzystać z ich zasobów?
Pytanie było kierowane do Kage, było nie było powiedziała ze wszelkie potrzebne zapasy będzie w stanie załatwić.
Był gotowy. Torba przewieszona przez ramię, laska w dłoni. Wyprostowany z głową do góry, twarzą spokojną jak wyryta w kamieniu, zresztą jej jedyny zapasowy wyraz to profesjonalny uśmiech. Rozszerzone źrenice i żyły wypełnione wypaczonym źródłem, studnią życia skażoną przez Czarnego. Miał w końcu coś, na co będzie mógł wykorzystać to wypaczenie, nie będzie usiał go filtrować przez siebie, miał nadzieje, że spotka szczury, da im zasmakować tego, co sam czuł. Cierpienia, bólu, zgnilizny rozchodzącej się od wewnątrz, i ognia, całego morza ognia.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Aria
Nie usłyszała otwieranych drzwi. Spała zbyt głęboko, by skrzypnięcie zawiasów zdołało ją obudzić. Zmęczenie ostro dało się jej we znaki... Uzdrowiciel obudził ją delikatnei choć i tak mała poderwała się z posłania na tyle gwałtownie, że gdyby był nieco bliżej dostałby butem w nos... Do sztyletu na całe szczęście leżąc na łóżku w tej pozycji nie miała dostępu, a na mieczu leżała więc i tej broni nie miała jak dobyć. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Berna szeroko otwartymi oczami nie poznając go początkowo. Nie wiedziała też, gdzie się znajduje ani co się dzieje. W końcu jednak dotarło do jej zaćmionego umysłu co tu się wyprawia... Została obudzona, bo coś od niej chcą... Racja... Zaczęła się zbierać z łóżka słuchając słów uzdrowiciela.
- Ska... Aha... - ze zdziwionym wyrazem twarzy wzięła w dłonie coś co podał jej Bern. Nie wiedziała co to... Sytuacja, w której się znalazła również była dla niej zupełnie nowa... Wykonała więc polecenie mężczyzny. Skrzywiła się czując paskudny smak na języku i wzdrygnęła się. Na szczęście szybko to minęło.
- Livrian... On nie powinien być ostrożniejszy? Wszak to jego życie mamy ochraniać... - mrukneła ni to do siebie ni to do towarzysza. Wstała z łóżka już obudzona i podreptała krok w krok za Bernem poprawiając miecz przy pasie i sztylet w bucie. Zdjęła z włosów rzemień, po to, by je przeczesać i na nowo związać w ciasną kitę. Odgarnęłą grzywkę z prawego oka. Przechodząc koło wejścia do pokoju z wyważonymi drzwiami odruchowo drgnęła i się cofnęła. Szczurza intuicja kazała trzymać się z dala, a wrodzona ciekawość zajrzeć do środka. Aria zawierzyła swemu doświadczeniu i ominęła drzwi łukiem... Na dole rozejrzała się po ludziach nieco zdezorientowana. Rzeczywiście coś tu się kroiło... Widok Kage z bronią mocno ją zaskoczył. Spojrzała na pracodawczynię pytająco. Potem dostrzegła Bruce'a. Przywitała się skinieniem głowy. Stała z dłonią opartą na rękojeści miecza wyraźnie gotowa w razie czego stanąć do walki u boku współpracowników i przełożonych... Cała jej postawa jednakże wprawnym oczom mówiła wyraźnie i dobitnie, że drobniutka, młodziutka dziewczyna nie jest obyta z bronią i nie posługuje się nią najlepiej. Za to na pewno dobrze wychodziło jej udawanie, że wie co robi... Jakoś nie była pewna jaką mogłaby rolę pełnić w obecnych wydarzeniach. Zawsze mgła być zwiadowcą lub łącznikiem...
- Co się stało? - spytała patrząc to na Kage to na Bruce'a. - Co należy do moich obowiązków? No i co z Livrianem? - dodała chcąc jasno postawić sprawę i wyklarować obecną sytuację.
Nie usłyszała otwieranych drzwi. Spała zbyt głęboko, by skrzypnięcie zawiasów zdołało ją obudzić. Zmęczenie ostro dało się jej we znaki... Uzdrowiciel obudził ją delikatnei choć i tak mała poderwała się z posłania na tyle gwałtownie, że gdyby był nieco bliżej dostałby butem w nos... Do sztyletu na całe szczęście leżąc na łóżku w tej pozycji nie miała dostępu, a na mieczu leżała więc i tej broni nie miała jak dobyć. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Berna szeroko otwartymi oczami nie poznając go początkowo. Nie wiedziała też, gdzie się znajduje ani co się dzieje. W końcu jednak dotarło do jej zaćmionego umysłu co tu się wyprawia... Została obudzona, bo coś od niej chcą... Racja... Zaczęła się zbierać z łóżka słuchając słów uzdrowiciela.
- Ska... Aha... - ze zdziwionym wyrazem twarzy wzięła w dłonie coś co podał jej Bern. Nie wiedziała co to... Sytuacja, w której się znalazła również była dla niej zupełnie nowa... Wykonała więc polecenie mężczyzny. Skrzywiła się czując paskudny smak na języku i wzdrygnęła się. Na szczęście szybko to minęło.
- Livrian... On nie powinien być ostrożniejszy? Wszak to jego życie mamy ochraniać... - mrukneła ni to do siebie ni to do towarzysza. Wstała z łóżka już obudzona i podreptała krok w krok za Bernem poprawiając miecz przy pasie i sztylet w bucie. Zdjęła z włosów rzemień, po to, by je przeczesać i na nowo związać w ciasną kitę. Odgarnęłą grzywkę z prawego oka. Przechodząc koło wejścia do pokoju z wyważonymi drzwiami odruchowo drgnęła i się cofnęła. Szczurza intuicja kazała trzymać się z dala, a wrodzona ciekawość zajrzeć do środka. Aria zawierzyła swemu doświadczeniu i ominęła drzwi łukiem... Na dole rozejrzała się po ludziach nieco zdezorientowana. Rzeczywiście coś tu się kroiło... Widok Kage z bronią mocno ją zaskoczył. Spojrzała na pracodawczynię pytająco. Potem dostrzegła Bruce'a. Przywitała się skinieniem głowy. Stała z dłonią opartą na rękojeści miecza wyraźnie gotowa w razie czego stanąć do walki u boku współpracowników i przełożonych... Cała jej postawa jednakże wprawnym oczom mówiła wyraźnie i dobitnie, że drobniutka, młodziutka dziewczyna nie jest obyta z bronią i nie posługuje się nią najlepiej. Za to na pewno dobrze wychodziło jej udawanie, że wie co robi... Jakoś nie była pewna jaką mogłaby rolę pełnić w obecnych wydarzeniach. Zawsze mgła być zwiadowcą lub łącznikiem...
- Co się stało? - spytała patrząc to na Kage to na Bruce'a. - Co należy do moich obowiązków? No i co z Livrianem? - dodała chcąc jasno postawić sprawę i wyklarować obecną sytuację.

-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
"Szczuroludzie..." - w głowie łucznika pojawiła się postać ogromnego przygarbionego szczura stojącego na dwóch nogach, dzierżącego w pazurzastej łapie miecz przypominajacy wyglądem wielki rzeźnicki nóż. Skaveny były potwaorami, którymi straszono niegrzeczne dzieci, a twierdza Skavenbleight miejscem, gdzie owe niegrzeczne dzieci miały trafiac za karę. Anthony nigdy w zyciu nie widział prqawdziwego Skavena, a obraz w jego głowie był kopia pewnego malowidła, które niegdyś w czasie festynu ogladał w namiocie osobliwości Doktora Valpurga. Ten dziwak, który kazał zwać siebie doktorem nauk przyrodniczych miał w swojej menażerii wiele dziwnych zwierząt - najczęściej mutanty lub efekty jego własnych krzyżówek. Była też tam księga z rycinami potworów zamieszkujących ponoć Stary Świat. Nikt nie wiedział ile z nich jet prawdziwych, a ile to monstra mityczne. Jednym z nich, który Anthonemu wrył się głeboko w pamięć był Skaven - Szczuroczłek.
Surehand spojrzał na Livriana. Można było odnieść wrażenie że dla elfa to nie pierwszyzna. Na dźwięk jego słów Anthonemu przeszły ciarki po plecach. Strach na chwilę go sparaliżował. Łucznik przełknał ślinę i wstał natychmiast zbierając swój ekwipunek. "Lepsze to niż siedzenie w tej dziupli i układanie tych klocków z których żaden nie pasuje do drugiego. Nie dla mnie te intrygi, lepiej działać."
Zacisnął mocniej pas na biodrach i ściągnał rzemienie w rękawach kaftanu. Krótki łuk pewnie siedział w kołczanie obok pęku strzał. Nóż ukryty w pasie przypominał o swojej obecności. Anthony założył rękawicę łuczniczą i spiął włosy w ciasny koński ogon. Wyciągnał jeszcze z plecaka zwój liny i zaczepił ja u pasa. "Lepiej dźwigać niż ścigać" - uśmiechnał się sam do siebie i ruszył za Livrianem. W czasie drogi do kanałów próbował sobie wyobrazić poruszające się tam elfy, ale nie bardzo mu się ta sztuka udawała. Gdy stanęli nad wejściem do kanałów Anthony zobaczył, że Zaknafein taszczy ze sobą lutnię.
- Oj nie, przyjacielu, tam na dole to ci się nie przyda - powiedział niemal smiejąc się do Zaka. - Szczuroludzie chyba nie są takimi melomanami.
"Szczuroludzie..." - w głowie łucznika pojawiła się postać ogromnego przygarbionego szczura stojącego na dwóch nogach, dzierżącego w pazurzastej łapie miecz przypominajacy wyglądem wielki rzeźnicki nóż. Skaveny były potwaorami, którymi straszono niegrzeczne dzieci, a twierdza Skavenbleight miejscem, gdzie owe niegrzeczne dzieci miały trafiac za karę. Anthony nigdy w zyciu nie widział prqawdziwego Skavena, a obraz w jego głowie był kopia pewnego malowidła, które niegdyś w czasie festynu ogladał w namiocie osobliwości Doktora Valpurga. Ten dziwak, który kazał zwać siebie doktorem nauk przyrodniczych miał w swojej menażerii wiele dziwnych zwierząt - najczęściej mutanty lub efekty jego własnych krzyżówek. Była też tam księga z rycinami potworów zamieszkujących ponoć Stary Świat. Nikt nie wiedział ile z nich jet prawdziwych, a ile to monstra mityczne. Jednym z nich, który Anthonemu wrył się głeboko w pamięć był Skaven - Szczuroczłek.
Surehand spojrzał na Livriana. Można było odnieść wrażenie że dla elfa to nie pierwszyzna. Na dźwięk jego słów Anthonemu przeszły ciarki po plecach. Strach na chwilę go sparaliżował. Łucznik przełknał ślinę i wstał natychmiast zbierając swój ekwipunek. "Lepsze to niż siedzenie w tej dziupli i układanie tych klocków z których żaden nie pasuje do drugiego. Nie dla mnie te intrygi, lepiej działać."
Zacisnął mocniej pas na biodrach i ściągnał rzemienie w rękawach kaftanu. Krótki łuk pewnie siedział w kołczanie obok pęku strzał. Nóż ukryty w pasie przypominał o swojej obecności. Anthony założył rękawicę łuczniczą i spiął włosy w ciasny koński ogon. Wyciągnał jeszcze z plecaka zwój liny i zaczepił ja u pasa. "Lepiej dźwigać niż ścigać" - uśmiechnał się sam do siebie i ruszył za Livrianem. W czasie drogi do kanałów próbował sobie wyobrazić poruszające się tam elfy, ale nie bardzo mu się ta sztuka udawała. Gdy stanęli nad wejściem do kanałów Anthony zobaczył, że Zaknafein taszczy ze sobą lutnię.
- Oj nie, przyjacielu, tam na dole to ci się nie przyda - powiedział niemal smiejąc się do Zaka. - Szczuroludzie chyba nie są takimi melomanami.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...

W ciągu kilku minut wszyscy byli gotowi i wybiegli niby gonieni słabymi pęcherzami. Zwłaszcza Livrian spieszył się, jakby mu ktoś za to płacił. Szybko dogonił Bragę, chwilę później dołączyli do niego 'Pewniak' i Zaknafein, w końcu też Mandir i Vergil. Strażnik Loren wszedł do kanałów jako pierwszy ostrożnie poruszając się po śliskiej, zielonkawej od nieczystości posadzce. Już po kilku krokach bohaterowie skrzywili się od smrodu i zaduchu, jaki tu panował. Część była spowodowana zawartością kanałów, reszta należała z całą pewnością do Szczurów. Przez pierwsze minuty jedynym towarzyszącym im odgłosem były ich własne kroki odbijające się echem w tunelach oraz kapiąca zewsząd woda. Braga kilkakrotnie tracił równowagę i ślizgał się, nieprzyzwyczajony do takich warunków. Elfy i tropiciel miały się nieco lepiej, aczkolwiek poruszanie się też sprawiało im trudność. Ostrożne, powolne tempo nie odpowiadało nikomu...
Kiedy zaczęli dochodzić do centrum miasta (a łatwo to było określić po wysokiej jakości wyrzucanych odpadków), do uszu bohaterów dobiegły dziwne, trudne do zidentyfikowania dźwięki. Livrian przykucnął nisko i ruchem ręki kazał reszcie uczynić to samo, później bardzo powoli, idąc przy samej ścianie, poszli dalej. W pewnym miejscu podłoże kamiennych kanałów się urywało i była ogromna dziura, przepaść prowadząca pionowo w dół. Mężczyźni usłyszeli za sobą kroki i przyciszoną rozmowę. Na pewno nie były to Skaveny, ale też nikt z ich 'drużyny'.
Mandir cały czas zastanawiał się, co się stało z jego przyjaciółką, która nagle po prostu zniknęła. Wiedział, że gdyby jej się coś złego stało, od razu by to 'poczuł', niemniej jednak martwiła go ta cała sprawa.
Innym nie śpieszyło się aż tak bardzo. Aria powoli zeszła na dół karczmy i tam obserwowała całe zamieszanie. Kotłowało się tu gorzej niż w mrowisku, w które ktoś włożył patyk. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swych wybryków z wczesnych lat dzieciństwa, lecz szybko spoważniała. Livrian właśnie wybiegł razem z innymi, a Kage jakoś na to w ogóle nie reagowała. Został Bern, Fryderyk, Bruce, ona i Yuki na górze. Dziewczyna w napięciu czekała, w końcu nie wytrzymała i podeszła do swej opiekunki stojącej obok Strażnika.
- Co się stało? - spytała patrząc to na Kage to na Bruce'a. - Co należy do moich obowiązków? No i co z Livrianem?
- Hmmm...? - zwróciła się do niej kobieta przypinając miecz do pasa. - Teraz do naszych obowiązków należy zabezpieczenie tunelu pod karczmą, mam nadzieję, że mogę wam ufać z tą małą tajemnicą.
Spojrzała się zarówno na Arię jak i na Bern'a i Fryderyka. Pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie i nie czekając na odpowiedź ruszyła do schodów prowadzących na dół do łaźni.
Ciepło i wilgoć uderzyła ich w twarze, przyjemny zapach czystości i wonnych olejów złagodził zmysły. Kage kierowała się w sam róg dużego pomieszczenia, zwinnie omijając mokre plamy i balie z wodą. Służki nie zwróciły większej uwagi na ten uzbrojony pochód, dalej sprzątały przed wieczorną kąpielą. Łaźnia okazała się znacznie większa, niż można było oczekiwać, w kamiennej podłodze mieściło się kilka baseników z ciepłą i zimną wodą, obok znajdowały się szafki i przebieralnie. Kobieta doszła w zaciemniony kąt sali i po prostu w niego weszła. Zaraz za nią poszedł Bruce i Yuki, który pojawił się tuż za nimi nie wiadomo skąd. Aria niepewnie popatrzyła się na Bern'a i Fryderyka, jednak ci już wiedzieli, iż zaciemniony róg jest jedynie słabą iluzją. Czymś tak delikatnym, że ledwo można było wyczuć magię, ale skutecznym, gdyż dodatkowy cień zakrywał wejście do tunelu.
- Chodźcie! - zawołała przewodniczka i reszta drużyny niechętnie ruszyła.
Po kilku metrach zaczęły się małe magiczne światełka, które nie dawały zbyt dużo światła, jednak pomagały się bezpiecznie poruszać. Gdy korytarz zakręcił, pod nogami pojawiły się stopnie prowadzące w dół. Szli tak kilka dobrych pieter, w końcu teren się wyrównał, korytarz znów zakręcił i zaczęli iść w stronę karczmy. Panował lekki zaduch, było też dość zimno, znajdowali się kilka dobrych metrów pod ziemią w kamiennym tunelu. Dziewczynie wydawało się, że wie, gdzie on prowadzi, a w każdym razie w którym kierunku.
- Tam dalej jest Akademia - szepnęła cicho do Bern'a.
Daję Wam chwilkę czasu na rozmowę czy pytania. Później już raczej nie będziecie mieli na to czasu
Wilczyca z początku biegła w stronę kanałów, później jakby się rozmyśliła i pomknęła w zupełnie innym kierunku. Parsival postanowił skorzystać z okazji i powiadomić innych. Fakt, iż Straż zagroziła, że go zamknie, jakoś nie zrobił na nim wrażenia. Skierował Bożenę do świątyni i tam w wejściu niemal nie staranował kilku osób.
Gildiril znów dostał zlecenie jako posłaniec i tym razem wiózł ważną wiadomość z Talabheim do Nuln, do kapłanek Shallyi. Na miejscu nie zastał nikogo wysoko postawionego rangą, ale też nie chciał pergaminu zostawić młodej nowicjuszce. Stał przez chwilę lekko skonsternowany wpatrując się w błagalne oczy małej dziewczyny, która przedstawiła mu się jako Anna. Nie chciał tracić całego dnia i już miał nawet powierzyć jej ten dokument, gdy wpadła na nich rozpędzona wilczyca z mężczyzną ubranym na zielono na jego grzbiecie.
- Uważaj trochę! - warknął poddenerwowany Elf.
- Skaveni w Nuln! - zawołał tamten i zeskoczył stając obok nich.
Anna dość szybko pozbierała się ze schodów i spojrzała zaciekawiona. Skaveni? To brzmiało nader interesująco!
Craw i Ravandil na pokładzie, za chwilę dołączy też pewnie Kaczor
Kiedy zaczęli dochodzić do centrum miasta (a łatwo to było określić po wysokiej jakości wyrzucanych odpadków), do uszu bohaterów dobiegły dziwne, trudne do zidentyfikowania dźwięki. Livrian przykucnął nisko i ruchem ręki kazał reszcie uczynić to samo, później bardzo powoli, idąc przy samej ścianie, poszli dalej. W pewnym miejscu podłoże kamiennych kanałów się urywało i była ogromna dziura, przepaść prowadząca pionowo w dół. Mężczyźni usłyszeli za sobą kroki i przyciszoną rozmowę. Na pewno nie były to Skaveny, ale też nikt z ich 'drużyny'.
Mandir cały czas zastanawiał się, co się stało z jego przyjaciółką, która nagle po prostu zniknęła. Wiedział, że gdyby jej się coś złego stało, od razu by to 'poczuł', niemniej jednak martwiła go ta cała sprawa.
Innym nie śpieszyło się aż tak bardzo. Aria powoli zeszła na dół karczmy i tam obserwowała całe zamieszanie. Kotłowało się tu gorzej niż w mrowisku, w które ktoś włożył patyk. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swych wybryków z wczesnych lat dzieciństwa, lecz szybko spoważniała. Livrian właśnie wybiegł razem z innymi, a Kage jakoś na to w ogóle nie reagowała. Został Bern, Fryderyk, Bruce, ona i Yuki na górze. Dziewczyna w napięciu czekała, w końcu nie wytrzymała i podeszła do swej opiekunki stojącej obok Strażnika.
- Co się stało? - spytała patrząc to na Kage to na Bruce'a. - Co należy do moich obowiązków? No i co z Livrianem?
- Hmmm...? - zwróciła się do niej kobieta przypinając miecz do pasa. - Teraz do naszych obowiązków należy zabezpieczenie tunelu pod karczmą, mam nadzieję, że mogę wam ufać z tą małą tajemnicą.
Spojrzała się zarówno na Arię jak i na Bern'a i Fryderyka. Pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie i nie czekając na odpowiedź ruszyła do schodów prowadzących na dół do łaźni.
Ciepło i wilgoć uderzyła ich w twarze, przyjemny zapach czystości i wonnych olejów złagodził zmysły. Kage kierowała się w sam róg dużego pomieszczenia, zwinnie omijając mokre plamy i balie z wodą. Służki nie zwróciły większej uwagi na ten uzbrojony pochód, dalej sprzątały przed wieczorną kąpielą. Łaźnia okazała się znacznie większa, niż można było oczekiwać, w kamiennej podłodze mieściło się kilka baseników z ciepłą i zimną wodą, obok znajdowały się szafki i przebieralnie. Kobieta doszła w zaciemniony kąt sali i po prostu w niego weszła. Zaraz za nią poszedł Bruce i Yuki, który pojawił się tuż za nimi nie wiadomo skąd. Aria niepewnie popatrzyła się na Bern'a i Fryderyka, jednak ci już wiedzieli, iż zaciemniony róg jest jedynie słabą iluzją. Czymś tak delikatnym, że ledwo można było wyczuć magię, ale skutecznym, gdyż dodatkowy cień zakrywał wejście do tunelu.
- Chodźcie! - zawołała przewodniczka i reszta drużyny niechętnie ruszyła.
Po kilku metrach zaczęły się małe magiczne światełka, które nie dawały zbyt dużo światła, jednak pomagały się bezpiecznie poruszać. Gdy korytarz zakręcił, pod nogami pojawiły się stopnie prowadzące w dół. Szli tak kilka dobrych pieter, w końcu teren się wyrównał, korytarz znów zakręcił i zaczęli iść w stronę karczmy. Panował lekki zaduch, było też dość zimno, znajdowali się kilka dobrych metrów pod ziemią w kamiennym tunelu. Dziewczynie wydawało się, że wie, gdzie on prowadzi, a w każdym razie w którym kierunku.
- Tam dalej jest Akademia - szepnęła cicho do Bern'a.
Daję Wam chwilkę czasu na rozmowę czy pytania. Później już raczej nie będziecie mieli na to czasu

Wilczyca z początku biegła w stronę kanałów, później jakby się rozmyśliła i pomknęła w zupełnie innym kierunku. Parsival postanowił skorzystać z okazji i powiadomić innych. Fakt, iż Straż zagroziła, że go zamknie, jakoś nie zrobił na nim wrażenia. Skierował Bożenę do świątyni i tam w wejściu niemal nie staranował kilku osób.
Gildiril znów dostał zlecenie jako posłaniec i tym razem wiózł ważną wiadomość z Talabheim do Nuln, do kapłanek Shallyi. Na miejscu nie zastał nikogo wysoko postawionego rangą, ale też nie chciał pergaminu zostawić młodej nowicjuszce. Stał przez chwilę lekko skonsternowany wpatrując się w błagalne oczy małej dziewczyny, która przedstawiła mu się jako Anna. Nie chciał tracić całego dnia i już miał nawet powierzyć jej ten dokument, gdy wpadła na nich rozpędzona wilczyca z mężczyzną ubranym na zielono na jego grzbiecie.
- Uważaj trochę! - warknął poddenerwowany Elf.
- Skaveni w Nuln! - zawołał tamten i zeskoczył stając obok nich.
Anna dość szybko pozbierała się ze schodów i spojrzała zaciekawiona. Skaveni? To brzmiało nader interesująco!
Craw i Ravandil na pokładzie, za chwilę dołączy też pewnie Kaczor


-
- Marynarz
- Posty: 380
- Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52
Renevan Sa'el
Renevan przystanal na moment. Dzien, choc mial sie ku koncowi, byl jeszcze dosc jasny. W koncu to poczatek lata. Gdy Mistrz wezwala zabojce, mial nadzieje zatopic w czyims ciele jeden ze swych pieknych i smiertelnie groznych sztyletow. Tymczasem, dowiedzial sie ze bedzie chronil czyjes zycie. Nie zeby mu to nie odpowiadalo szczegolnie. Podczas ochrony, zdarzaja sie wypadki. Bardziej dziwilo go, ze zadanie tego rodzaju dostal on. Jako realista, wiedzial ze do takich misji lepiej nadaja sie wojownicy, kaplani czy magowie. Skrytobojca jednak bal sie kwestionowac rozkazy Mistrza. I tak stal wlasnie przed drzwiami "Czarnego Smoka", starajac sie ulozyc plan rozmowy. Nielatwo bedzie przekonac ludzi wewnatrz, ze nie czycha na zycie osoby przez nich ochranianej. Jako dodatkowe rgumenty, poprawil sobie sztylety i noze przy paski, w bucie i jeden malutki, 4 centymetrowy wraz z rekojescia, umieszczony w kolnierzyku. Gdy zebral sie w sobie, ruszyl do drzwi. Wtem, poczul drganie amuletu na swej szyi. Chwycil zan i czekal przez chwile. Gdy telepatyczne wiesci don dotarly, Mroczny Elf zaklal cicho, ale bardzo bardzo szpetnie. Skaveni....czas wchodzic. Byl wdzieczny zrodlu. Wzial wdech, po_czym nie zadajac sobie trudu pukaniem, z rozmachem dlan charakterystycznym, Sa'el wkroczyl smialo do karczmy, uprzednio zsuwajac z twarzy kaptur. Zakapturzeni ludzie budzili podejrzenia. Na co mu to bylo? Musial poinformowac o zagrozeniu tych w srodku. O ile to ta karczama, oczywiscie...
Renevan przystanal na moment. Dzien, choc mial sie ku koncowi, byl jeszcze dosc jasny. W koncu to poczatek lata. Gdy Mistrz wezwala zabojce, mial nadzieje zatopic w czyims ciele jeden ze swych pieknych i smiertelnie groznych sztyletow. Tymczasem, dowiedzial sie ze bedzie chronil czyjes zycie. Nie zeby mu to nie odpowiadalo szczegolnie. Podczas ochrony, zdarzaja sie wypadki. Bardziej dziwilo go, ze zadanie tego rodzaju dostal on. Jako realista, wiedzial ze do takich misji lepiej nadaja sie wojownicy, kaplani czy magowie. Skrytobojca jednak bal sie kwestionowac rozkazy Mistrza. I tak stal wlasnie przed drzwiami "Czarnego Smoka", starajac sie ulozyc plan rozmowy. Nielatwo bedzie przekonac ludzi wewnatrz, ze nie czycha na zycie osoby przez nich ochranianej. Jako dodatkowe rgumenty, poprawil sobie sztylety i noze przy paski, w bucie i jeden malutki, 4 centymetrowy wraz z rekojescia, umieszczony w kolnierzyku. Gdy zebral sie w sobie, ruszyl do drzwi. Wtem, poczul drganie amuletu na swej szyi. Chwycil zan i czekal przez chwile. Gdy telepatyczne wiesci don dotarly, Mroczny Elf zaklal cicho, ale bardzo bardzo szpetnie. Skaveni....czas wchodzic. Byl wdzieczny zrodlu. Wzial wdech, po_czym nie zadajac sobie trudu pukaniem, z rozmachem dlan charakterystycznym, Sa'el wkroczyl smialo do karczmy, uprzednio zsuwajac z twarzy kaptur. Zakapturzeni ludzie budzili podejrzenia. Na co mu to bylo? Musial poinformowac o zagrozeniu tych w srodku. O ile to ta karczama, oczywiscie...
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard 


-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Gildiril
Elf odetchnął z ulgą, gdy wreszcie dotarł do Nuln. Podróż solidnie go zmęczyła, sam się trochę temu dziwił. "Może to po prostu pogoda mi nie służy... Albo przydałby mi się odpoczynek". Spojrzał na swojego konia. Vilen w końcu młodzieniaszkiem nie był i przydałby mu się popas. Co i tak nie umniejszało jego walorów. Tak więc Gildiril wjechał do miasta, zszedł na ziemię i wolnym krokiem ruszył w stronę rynku wypatrując jakiejś miejskiej gospody, a jeszcze lepiej stajni. "Nie będę wszędzie ciągnął go za sobą... Znajdę mu jakieś godziwe warunki, a resztę załatwię sam". Odprowadził konia do stajni (mam nadzieję, że jest tam jakaś) i ruszył w stronę świątyni Shallyi. Miał już ochotę już oddać wreszcie to pismo, które dostał w Talabheim. Zżerała go ciekawość, cóż takiego ważnego może być w tej wiadomości. Wiedział jednak, że nie może tego przeczytać, bo jeśli ktoś by sie o tym dowiedział, to ściągnąłby tym samym na siebie wyrok. "Wolę nie wiedzieć, co by mnie czekało... Ale plotki mówią, że kapłani mają swoje sposoby na tych, co przewinili". Doszedł w końcu do świątyni. "Plan jest prosty... Oddam to pismo jakiemuś ważniakowi, a potem zasłużony odpoczynek w karczmie.". Uśmiechnął się pod nosem na myśl o dzisiejszym wieczorze. Jednak żeby nie było za pięknie, w świątyni zastał tylko młodą nowicjuszkę. Wolał nie powierzać jej tak ważnego dokumentu, ale sytuacja wydawała się nieco bez wyjścia. Zwrócił się do dziewczyny -To naprawdę nie znajdzie się tutaj nikt z ważnych osób? Niefart... Mam nadzieję, że można ci zaufać? Bo sprawa jest wielkiej wagi...- nie dokończył, bo wpadł na niego jakiś dziwny mężczyzna na wilku. Elf syknął na niego ze zdenerwowaniem -Jacy skaveni? O co tu do cholery chodzi? Gdzie tu są jacyś skaveni- Zirytował się całą tą sytuacją. Ledwo przyjechał do miasta, a tu taki numer... Ale wolał nie ryzykować. "A nuż coś jest na rzeczy? Wrócę tu później, myślę, że mi to wybaczą". -Możesz mnie uświadomić, jaki macie problem z tymi bydlakami?- zwrócił się do nieznajomego, jedną ręką sięgając po łuk, by mieć go w pogotowiu.
Elf odetchnął z ulgą, gdy wreszcie dotarł do Nuln. Podróż solidnie go zmęczyła, sam się trochę temu dziwił. "Może to po prostu pogoda mi nie służy... Albo przydałby mi się odpoczynek". Spojrzał na swojego konia. Vilen w końcu młodzieniaszkiem nie był i przydałby mu się popas. Co i tak nie umniejszało jego walorów. Tak więc Gildiril wjechał do miasta, zszedł na ziemię i wolnym krokiem ruszył w stronę rynku wypatrując jakiejś miejskiej gospody, a jeszcze lepiej stajni. "Nie będę wszędzie ciągnął go za sobą... Znajdę mu jakieś godziwe warunki, a resztę załatwię sam". Odprowadził konia do stajni (mam nadzieję, że jest tam jakaś) i ruszył w stronę świątyni Shallyi. Miał już ochotę już oddać wreszcie to pismo, które dostał w Talabheim. Zżerała go ciekawość, cóż takiego ważnego może być w tej wiadomości. Wiedział jednak, że nie może tego przeczytać, bo jeśli ktoś by sie o tym dowiedział, to ściągnąłby tym samym na siebie wyrok. "Wolę nie wiedzieć, co by mnie czekało... Ale plotki mówią, że kapłani mają swoje sposoby na tych, co przewinili". Doszedł w końcu do świątyni. "Plan jest prosty... Oddam to pismo jakiemuś ważniakowi, a potem zasłużony odpoczynek w karczmie.". Uśmiechnął się pod nosem na myśl o dzisiejszym wieczorze. Jednak żeby nie było za pięknie, w świątyni zastał tylko młodą nowicjuszkę. Wolał nie powierzać jej tak ważnego dokumentu, ale sytuacja wydawała się nieco bez wyjścia. Zwrócił się do dziewczyny -To naprawdę nie znajdzie się tutaj nikt z ważnych osób? Niefart... Mam nadzieję, że można ci zaufać? Bo sprawa jest wielkiej wagi...- nie dokończył, bo wpadł na niego jakiś dziwny mężczyzna na wilku. Elf syknął na niego ze zdenerwowaniem -Jacy skaveni? O co tu do cholery chodzi? Gdzie tu są jacyś skaveni- Zirytował się całą tą sytuacją. Ledwo przyjechał do miasta, a tu taki numer... Ale wolał nie ryzykować. "A nuż coś jest na rzeczy? Wrócę tu później, myślę, że mi to wybaczą". -Możesz mnie uświadomić, jaki macie problem z tymi bydlakami?- zwrócił się do nieznajomego, jedną ręką sięgając po łuk, by mieć go w pogotowiu.
