[D&D] Tolerancja

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Ruda całą drogę asekurowała krasnoluda, by ten nie spadł z wielbłąda. Całe szczęście, że zasnął, nie sprawiał już więcej kłopotów...

Aranea mimochodem usłyszała wyjaśnienia paladyna.
- Indimar, nie obwiniaj się o to - poprosiła, podchodząc do rozmawiającej dwójki. - To wcale nie twoja wina, a ich, że zachowali się jak smarkacze. Dobrze wiedzieli, jak działa alkohol i że nie są bogami, aby się nie upić. Nie masz się za co obwiniać.
Ruda spojrzała na Errera - miała nadzieję, że ten poprze jej słowa. Rozumiała, że Indimar chce dobrze dla drużyny, ale bez przesady, nie może ich niańczyć, wszak nie są dziećmi. Chociaż, po tym dzisiejszym wybryku... No dobrze - zachowują się jak szczyle, ale formalnie są dorośli, tak to ujmijmy.

Ruda będzie wam to do końca życia wypominać
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Kobieta rozbawiona całą sytuacją zeszła ze swojego wielbłąda. Wampirzy głód nie dawał jej spokoju. Rozejrzała się swoimi dużymi, zielonymi i jak ze wyczulonymi, wampirzymi oczyma widząc tyle potencjalnych ofiar. W tym momencie nasycenie się było jej priorytetowym celem. Jej wygłodzone zmysły szukały najlepszej ofiary.
-Nie, nie, nie - mruknęła sobie pod nosem starając się opanować sytuacje. Po chwili popatrzyła się na swojego wielbłąda zauważając dużą tętnice lekko pulsującą w jego szyi. W zastanowieniu przechyliła lekko głowę a koniuszek wskazującego palce lewej reki wsadziła pomiędzy swoje zęby. Często się tak zachowywała gdy myślała nad czymś intensywnie. Myśl świeżej krwi przeszła przez jej głowę po raz kolejny. Zacisnęła swoje zęby jeszcze mocniej rozcinając skórę na swoim palcu *Auu* Wyjmując palec przyjrzała się mu dokładnie po czym jej wzrok znowu wrócił na wielbłąda.
-Nie jeszcze czego... jak go zabije to na czym będę podróżować -mruknęła oddalając się od stworzenia z torbą z ekwipunkiem w prawej dłoni. Usiadła na ciągle ciepły piasek, który grzał się cały dzień i zaczęła grzebać w swojej torbie. Po dłuższej chwili wyjęła fiolkę wypełnioną czerwonym płynem *Zdrówko* pomyślała i wypiła zawartość fiolki. Samanta preferowała świeżą krew lecz to co miała było zawsze o wiele lepsze niż nic, po za tym musiała być nasycona, gdyż głodny wampir po pewnym czasie traci nad sobą kontrole... co skutkuje za zwyczaj w masakrach. Zauważyła ze każdy po kolei zaczyna rozstawiać swoje małe obozy,oraz posłania. Wiedziała ze będzie to długa noc, gdy wszyscy będą spać a tylko ona jedna nie będzie w stanie spoczynku. Potrzebowała bardzo malej ilości snu jako wampir, na pewno nie był to nocny sen. Byla ona również jedyną osobą, której pogoda jak najbardziej odpowiadała. Siedziała tam na piasku patrząc w coraz ciemniejsze niebo, rozmyślając o tym co powiedział do niej ten dyplomata. Rozśmieszyło ją to... Wszystkie rasy świata wiedza tak wiele tajemnic na swój temat. "Zapytał mnie czy pije krew zmarłych dusz?! paranoja... pomyślała. Rasa wampirów była tak tajemnicza i mało kto wiedział o niej coś więcej niż podstawy. Pierwsza zasada wampira : Nie pij krwi człowieka, jeśli jego serce przestało bić.... Głupi, naiwny dyplomata Hubert, który nie wiedział nic o wampirach... z resztą tak jak każdy inny znajdujący się w jej otoczeniu. Po paru minutach głębokiego zamyślenia wstała i ruszyła w stronę Errera i reszty.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Xander [przepraszam, że poprowadziłem twoją postać tak sam z siebie, ale nie dawałeś żadnych oznak życia :P

Cała sytuacja była wręcz komiczna... *Przeraźliwie chrapiący krasnolud, w połączeniu z ubrudzonym własnymi wymiocinami bardem oraz tłumaczącym się z nie wiadomo czego paladynem to naprawdę ubaw po pachy*- pomyślało trzymające się jak zawsze na uboczu diablę. Miał tego wszystkiego dosyć: Same niedomówienia, dziwaczna kompania oraz wielka polityka. Xander brzydził się polityką. Ona była dla niego taka śliska, pełna podchodów i pięknych słówek. Mnich pewnie uśmiechnął by się na widok rzygającego jak kot barda, jednak nie chciał przyłączać się do mściwego rechotu żołnierzy. Xander był naprawdę wściekły.

Dla wszystkich

-Przestań Indimar. Nie jesteś odpowiedzialny za wszystkich- powiedział Errer otulając barda kocem- Jeżeli ktokolwiek jest, to jestem to ja... Ale wiesz co? Nie czuje się winny. A wiesz dlaczego? Bo oni mają własne rozumki- spojrzał na leżących pół-elfa oraz krasnoluda- chociaż jak tak na nich spoglądam to zaczynam się zastanawiać. Mimo fatalnych skutków całego zdarzenia Errer nie był w stanie powstrzymać śmiechu. Prawdę powiedziawszy to i tak nie wierze już w szanse na poważne traktowanie naszego miasta przez władze Rozentronu- kontynuował- Widzieliście kogo tu przysłali? Miał tu być Herbert, namiestnik miasta! A oni przysłali jakiegoś tłustego przydupasa... Nie, nie potraktowali zaproszenia poważnie. Mam tego wszystkiego dosyć... Słowa zawisły w powietrzu. Na ciemnym jak smoła niebie pojawiły się gwiazdy oraz księżyc, który był ledwo widoczny, ponieważ niedawno była pełnia. Wszędzie w okół unosił się zapach spoconych ciał, który uchodzi z pod ściąganych pancerzy. Większość żołnierzy Rozentronu zajmowała się teraz rozkładaniem namiotów dla Hubert. Errer przerywając ciszę postanowił powtórnie przemówić: Indimar zajmiesz pierwszy wartę? Proponuję, udał się na tamtą wydmę- wskazał palcem górę piachu- miałbyś tam doskonałą widoczność. A my położymy się tutaj. Errer nie bacząc na cokolwiek położył się na piasku otuliwszy się wcześniej kocem po czym z sennością w głosie życzył wam dobrej nocy.
Mój miecz to moja siła
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Samanta, Indy

-Jasne Errer, nie ma problemu- powiedział paladyn. Zostawił plecak w miejscu gdzie się zatrzymali. Nie ściągał pancerza, wziął ze sobą jedynie miecz i schowany w bucie sztylet, a także bukłak z wodą. Udał się powoli w kierunku wzgórza.

Samanta była w bardzo dobrym humorze. Jej wampirze oczy odbijały światło gwiazd święcących się na niebie. W tym momencie prawie wszyscy już spali a ona była nad wyraz znudzona. Znajdowala się troszeczkę dalej od innych i postanowiła sprawdzić, kogo Errer postawił na nocna warte. Podeszła w stronę towarzyszy i zauważyła wysokiego mężczyznę, który stal na pagórku rozglądając się uważnie.
- Witaj Indimar. Najwidoczniej nie jestem jedna, która nie spi
Podeszła w jego stronę.

-Witaj Samanto.- powiedział. -Co tu robisz? Nie możesz zasnąć?- spytał paladyn.

- Wampiry nie spia w nocy
Uśmiechnęła się tajemniczo patrząc na mężczyznę po raz pierwszy raz z bliska.
-Ty sprawujesz warte nocna mam rozumieć? Co powiesz na trochę towarzystwa?

-W sumie, czemu nie. Lepiej siedzieć z kimś niż samemu.- powiedział. Jednak nie był do końca przekonany czy jest zadowolony z towarzystwa wampirzycy.

-A wiec powiedz mi cos o sobie? W końcu wy wszyscy znacie się jak bracia i siostry a ja nic o was nie wiem.
Mówiąc to uśmiechnęła się lekko wyczuwając ze mężczyzna wcale nie jest zadowolony z jej towarzystwa.

-Czy jak bracia i siostry? Raczej nie. Tak naprawdę, to wcześniej, prawie w ogóle się nie znaliśmy, może tylko z pojedynczych opowieści Errera wiedzieliśmy coś o sobie. Choć nieco wiem o niektórych osobach. Ja pochodzę z małej wioski na północy.

-Macie jednak cos, co was łączy… Errer. A właśnie, jak poznaliście się z Errerem, chyba mi nie powiesz ze on tez pochodzi z malej wioski.
Mówiąc to usiadła na ziemi przyglądając się gwiazdom. Mężczyzna mógł zauważyć ze Samanta wygląda trochei inaczej. Jej oczy były pełniejsze i jako dziecko nocy wyglądała jeszcze lepiej niż za dnia.
-Usiądziesz?
Zapytała pokazując na kawałek ziemi znajdujący się koklo niej.

Paladyn usiadł obok Samanty. Nocą wyglądała dużo inaczej. Chyba powoli przestawała mu przeszkadzać jej "inność".
-W wieku kilkunastu lat opuściłem rodzinną wioskę. Pewien paladyn nauczył mnie wszystkiego co potrafił i udałem się na poszukiwanie przygód- powiedział. -Pewnego razu poznałem Errera. Mam piekną pamiątkę- powiedział, wskazując jednocześnie na bliznę na policzku. -Trochę razem przeżyliśmy.

Popatrzyła na bliznę na policzku
-A jak to się stało?
Zapytała z ciekawością przyglądając się mu.
-No, ale nie powiesz mi ze ty i ta kobieta, która z nami podróżuje zwana „Rudą”, nie macie nic wspólnego. Co jak co ale tego ukryć się nie da.
Powiedziała lekko uśmiechając się.

Paladyn odruchowo zasłonił szramę dłonią. Nie lubił, gdy ktoś dopytywał się o konkrety tamtego zajścia.
-Jak to się stało? Penetrowaliśmy jakieś podziemia, czy jaskinie, mieliśmy znaleźć jakiś magiczny przedmiot. No i w owych podziemiach mieszkali orkowie i inne stwory. A to pamiątka po mieczu jednego z nich.- powiedział.
-Z Araneą? Poznaliśmy się dopiero teraz. Wcześniej nie miałem pojęcia o jej istnieniu.- rzekł.

Kobieta była zdziwiona ze mężczyzna nie wypytuje ją o jej przeszłości i jak doszło do tego ze stała się wampirem, gdyż każdy to robił.
-Widze ze musieliście nie zle sobie zakalec z Errerem
Zaśmiała się lekko, gdy nagle na niebie zobaczyła spadającą gwiazdę.

Paladyn spojrzał tam, gdzie patrzyła Samanta.
-O, spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie.- powiedział i uśmiechnął się. Zauważył, że chyba zaczyna lubić wampirzycę.

Zaśmiała się.
-Mój drogi, ja nie wierze w takie rzeczy. Wiem ze chce cos osiągnąć to, to zdobędę tak czy siak i nie potrzebuje pomocy spadającej gwiazdy
Mówiąc to popatrzyła się na niego i z uśmiechem na twarzy puściła do niego oczko.

-Szczerze mówiąc, to ja też nie wierzę. Siła przyzwyczajenia, jak się przesiaduje dużo z dzieciakami w wiosce, to takie rzeczy wchodzą w zwyczaj- zaśmiał się. -A ty? Skąd jesteś?- spytał. -I co sprowadza Cię tutaj?

*zaczyna się* pomyślała, lecz nie miała mu za zle ze chce się o niej dowiedzieć cos więcej.
-Żeby odpowiedzieć na twoje pytanie musisz powiedzieć, od jakiego punktu mojego życia chciałbyś się dowiedzieć. Od narodzin jako dziecko czy od narodzin jako wampir
Mówiąc to popatrzyła się na mężczyznę.

Chłopakowi zrobiło się przykro, że spytał dziewczynę o coś takiego. Teraz musiał jakoś wyratować się z opresji.
-Mów tak, jak Ci wygodniej, chyba Ci się to nie podoba, więc postaram sie nie dopytywać o szczegóły.- powiedział i uśmiechnął się do niej. -Ale jeśli nie chcesz o tym mówić, to nie zmuszam- to tylko twoja sprawa i nie muszę niczego wiedzieć.

-Nie, nie no, co ty. Nie ma problemu. Bardzo chętnie opowiem ci skąd pochodzę i kawałek mojej historii.
Mówiąc to poprawiła swoje włosy odgarniając je na plecy.
-Zanim stałam się wampirem moje zycie było jak normalne zycie młodej kobiety. Już w wieku 22 lat byłam zaręczona z miłością mojego zycia. Niestety pewnej nocy zginął on tragicznie w walce o swoje państwo. Wszystko, co się dla mnie liczyło zapadło się po ziemie. Od tamtej pory chodziłam po karczmach bez smaku mojego zycia. Wysyłałam zaproszenie prósząc o śmierć i właśnie wtedy on… wampir a zarazem mój stwórca przyjął je. Dal mi wybór, którego on nigdy nie miał….
Mówiąc to uśmiechnęła się, po czym dalej kontynulowalam swoje opowiadanie…
-Śmierć boskiej duszy, utrata wspomnień i jakiekolwiek odczucia litości wygasły. Pozostał tylko niewyraźny obraz pośmiertnego życia i jakże męczący a zarazem tak przyjemny wampirzy głód. Obrazy wspomnień układających się w nielogiczną całość... to były pozostałości mojego człowieczeństwa, których jednak wbrew pozorom nie było mi brak. Niestety moje bez celowe zycie wampirze skończyło się po tym jak kogoś poznałam i zrobiłam cos bardzo głupiego, cos czego nie powinnam nigdy zrobić… Od tamtej pory musiałam być na usługi tego burmistrza, dla którego Errer wykonuje teraz swoje zadanie… Dlatego tu jestem i jak ta misja się skoczy i zdam ten głupi raport mój odwyk się skończy i będę znowu wolnym wampirem…

-A gdy już będziesz wolna...- paladyn miał nie pytać, ale nie mógł się powstrzymać. Nie chodziło nawet o ciekawość. Bał się o niewinnych ludzi, którzy mogli paść ofiarą wampirzycy. -...czym się zajmiesz? Gdzie pójdziesz i co będziesz robić? Zostaniesz tu, czy udasz się jak najdalej od burmistrza i miasta?

-Dobre pytanie…
Powiedziała zastanawiając się przez chwile…
-Pewnie przeniosę się gdzieś gdzie będę mogła być nie zależna od nikogo… Będę po woli układać sobie wszystko zanim, wpadne w kolejne kłopoty
Zaśmiała się lekko.

-A nie myślałaś o tym żeby wyzwolić się z wampiryzmu? Znaleźć jakiś lek czy coś w tym stylu?- spytał paladyn. Zrozumiał, że ludzie nie wybierają tego czy chcą zostać wampirami, jest to zazwyczaj niezależne od nich. zazwyczaj. Samanta sama dokonała wyboru.
-I dlaczego dokonałaś takiego a nie innego wybru? Nie rozumiem tego.

-Po pierwsze… Wampiry nie mogą się „zyzwolic” z bycia wampirem.
Uśmiechnęła się
-A jeśli chodzi o moja decyzje to wybrałam nowe zycie … Jak powiedziałam wcześniej chciałam umrzeć i nic już na mnie nie czekało w moim dawnym świecie… Bycie wampirem to nasza klątwa a za razem wyzwolenie i cel naszego życia.

Paladyn przez dłuższą chwile milczał. Nie pojmował czegoś, co dla Samanty było oczywiste. Postanowił zmienić temat rozmowy.
-Co myślisz o naszej podróży przez pustynię? Z tego co mówił Errer, Rozentron się na nas wypiął. Rozmawiałas z Errerem, może wiesz co on teraz chce zrobić?

- Nie lubię pustyni, nie lubię słońca…
Skrzywiła się
- Nie mam zielonego pojęcia, co Errer ma zamiar zrobić… Ty znasz go lepiej wiec to ja powinnam ciebie o to pytać

-To pięknie. Przebyłem pół świata żeby się tu dostać, a teraz Errer najwyraźniej nie osiągnął celu. I co teraz? Mam wracać do domu?- zaczał narzekać, ale po chwili uspokoił się. *Dyscyplina, Indy, dyscyplina, pamiętaj o tym.*- pomyślał. Znowu milczał przez chwilę. Obiecał dziewczynie, że nie będzie pytał, ale chęć zrobienia tego go przerosła.
-Jak to jest być wampirem? Jak to jest przeżywać te wszystkie problemy i być odrzuconym przez innych.- szybko zamilkł i skarcił się w duchu. -Przepraszam, miałem nie pytać- rzekł i odwrócił wzrok. Było mu strasznie głupio.

-Jeśli jesteś tak bardzo zafascynowany wampirami zawsze możesz się stać jednym z nich… prawda?
Tajemniczy wzrok pokierował się w jego stronę
-Po za tym nie wydaje mi się ze jesteśmy odrzuceni… Wydaje mi się ze niektóre rasy sa bardziej odrzucone od społeczeństwa niż my
Mówiąc to popatrzyła się na śpiącego krasnoluda…
-Po za tym nie wszystko da się opisać…
Uśmiechnęła się

-Może i mógłbym, ale chyba nie nadawałbym się do takiego życia. No i nie mógłbym pełnić obowiązków jako paladyn. Bycie wampirem raczej odpada, choć nie wątpię, mogłoby to być ciekawe doświadczenie.- powiedział i puścił do niej oko. Także spojrzał na krasnoluda, zatrzymał na nim na chwilę wzrok, po czym spojrzał na Ektheliona.
-Taak, nie wszystko da się opisać. Że zrobili coś takiego to rozumiem. Ale w takiej sytuacji? Errer jest ich przyjacielem i powinni mu pomóc, a nie robić coś takiego- powiedział, oskarżajac przyjaciół. -Na szczęście, wszystko skończyło się dobrze. No, może nie aż tak dobrze, ale nikt nie wyciągnął konsekwencji z ich pijaństwa.- podsumował. -Rozmawiałaś z tym wysłannikiem Rozentronu, prawda? Jaki on jest?- spytał.

-Wysłannik… gruba świnia, dyplomata, który widzi we mnie pare dużych cycek i nazywa mnie „cukiereczkiem”, co chwile. Wydaje mi się ze jak wyjdzie na ulice miasta bez swojej obstawy to już nie wróci. Wiesz, co? Zapytał mnie czy pije krew ze zmarłych dusz… To jest po prostu śmieszne! Każdy wie ze wampiry nie pija krwi z osobników, których serce przestało bić…
Popatrzyła na śpiącego Errera.
- Indimar… milo mi się z tobą rozmawiało… Jednak noc jest cudowna i ja potrzebuje chwilkę samotności … Ide się przejść i powinnam wrócić nad ranem…, Jeśli Errer się obudzi zanim się zjawie powiedz ze niedługo wrócę
Uśmiechając się wstała

-Ja się nigdzie nie ruszam, jesli czegoś ode mnie potrzebujesz to jestem tutaj- powiedział paladyn, i zaczął rozglądać się wokół siebie. Podczas rozmowy z Samantą prawie zapomniał o spoczywającym na nim zadaniu. Gdyby tak dalej rozmawiali, straciłby czujność, a wtedy mogłoby stać się coś złego. Usiadł na piasku i rozglądał się, czekając, aż minie czas, któy miał poświęcić na trzymanie warty.
A d'yaebl aep arse!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Dla wszystkich [łącznie z nieprzytomnymi :P]

Noc na pustyni była naprawdę zimna. Ciemne jak smoła niebo rozświetlały jedynie małe punkciki świetliste zwane gwiazdami. Do uszów trzymającego wartę paladyna dobiegało jedynie ciche pochrapywanie śpiącej reszty. Nagle gdzieś w oddali Indimar dostrzegł błysk... Nie byłoby w tym może nic, aż tak przedziwnego, gdyby nie to, że mdły kształt pozostały po wyładowaniu pędził teraz w stronę prowizorycznego obozu strudzonych wędrowców. Zanim paladyn zdołał jakkolwiek zareagować, usłyszał krzyk rozdzierający idealną niczym niezmąconą ciszę pustynnej nocy: LUDZIE BUDZIĆ SIĘ! KI CHOLERSTWO LECI W NASZĄ STRONĘ- wydarł się ile sił w płucach ukryty wartownik Rozentronu. Indimar przysiągłby, że jeszcze przed chwilą spoglądając w tamtą stronę, nie widział nikogo. Kształt leciał i leciał i rósł coraz bardziej. Wraz z nim rósł również popłoch wywołany dziwaczną pobudką w obozie. Niektórzy żołnierze bez żadnej komendy oraz niewiedząc o co tak naprawdę chodzi od razu rzucili się do swojej broni, inni przeklinali tajemniczego krzykacza, a jeszcze inni bez sekundy zwłoki polecieli do źródła dźwięku i wpatrywali się w coraz bardziej wyraźny kształt na niebie. Ku przestrachowi wszystkich, było to wielkie wyładowanie elektryczne przybierające formę żmii...
Mój miecz to moja siła
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar Gallen

Indimar szybko zerwał się z ziemi, wyciagając jednocześnie półtoraka z pochwy. Przez chwilę patrzył z przerażeniem na wyładowanie elektryczne. Coś takiego widział pierwszy raz w życiu. Cały czas było spokojnie, dopiero teraz to się pojawiło. Miał nadzieję, że nikt nie oskarży go o brak czujności. Stał przez chwilę, całkowicie zdezorientowany.
Gdy stał w miejscu, jego swiadomość przeszyła tylko jedna myśl.
-Aranea.- szepnął sam do siebie. Zaczerpnął głęboki oddech i szybko pobiegł w stronę obozu.

P.S.- Dopisuję po konsultacji z MG:

Wbiegając do obozu, Paladyn podniósł swoją tarczę- wolał posiadać coś, czym mógłby odsłonić się przed atakami i co obroniłoby go lepiej niż blok mieczem .
Ostatnio zmieniony środa, 20 lutego 2008, 20:21 przez Matt_92, łącznie zmieniany 1 raz.
A d'yaebl aep arse!
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Ruda spała sobie w najlepsze zwinięta w kłębek pod kocem, gdy nagle usłyszała krzyk któregoś z żołnierzy. Zerwała się do pozycji siedzącej, odgarniając jednocześnie włosy z twarzy. Ciężko było jej wrócić do rzeczywistości, po tym, co jej się śniło. Dość powiedzieć, że tematem snu był stojący na warcie paladyn...
- Szlag - syknęła, gdy zorientowała się w sytuacji.
Aranea błyskawicznie wymotała się z koca i skoczyła do swoich juków. Złapała miecz, rozglądając się po obozie. Żołnierze latali jak ćmy wokół ogniska, niektórzy jeszcze nie połapali się w sytuacji. Oj, nieciekawie się zapowiada... Na dodatek to COŚ nie wyglądało na specjalnie materialne - jak z tym walczyć? Ruda była pełna obaw, żałowała, że zdjęła z siebie zbroję - jakoś czułaby się w niej pewniej...
Nagle ruda zauważyła paladyna. Podbiegła do niego. Jakoś wolała trzymać się blisko Indimara - czuła się przy nim bezpiecznie.
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

Według Samanty noc była cudowna. Właśnie wracała ze swojego wspaniałego spaceru gdy nagle jej wzrok przykuło coś dziwnego. Jako ze w nocy miała wyostrzony zmysł wzroku lekko przymrużyła swoje oczy aby nabrać ostrości patrząc w stronę tego dziwnego zjawiska.

-Co to może być?

Mruknęła pytająco pod nosem nie mając pojęcia co to właściwie jest. Wiedziała tylko jedno; nie jest to nic dobrego. Przyspieszyła kroku aby dostać się do reszty. Gdy już się tam znalazła podeszła do znajomych

-Chyba szykuje nam się kolejna milusia niespodzianka

Powiedziała z ironicznym uśmiechem na twarzy.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

Ekthelion Be`erry
Bard nawet sie nie podniosl
-Nie krzycz-wymamrotal, nie do konca wiedzac do kogo.*Ała...Co my to wczoraj robilismy...wspomnienia wracaly nie az tak powoli...Pil z Gorimem...Potem poszli do paladyna...a potem...*
-ERRRERR!-Nieoczekiwany wrzask przeszyl okolice.Dziwnym bylo, ze cos takiego moze wydostac sie z polelfa, wlasciwsze bylo smokom i barbarzyncom.Ledwie wrzasnal poderwal sie, i nagle dotarlo do niego co sie dzieje.Uznal, ze na wyrzuty sumienia czas bedzie pozniej, dobyl ostrza spoczywajacego przy pasie i pobiegl do Indimara oraz Rudej-w tej chwili dawalo to najwieksze szanse.Zgielk dookola wcale nie polepszal kiepskiej sytuacji w jego glowie.Po chwili jednak sumienie wzielo gore nad niebezpieczenstwem.
-Co z misja?!-wydyszal, ledwie dobiegl do Aranei i paladyna.
Grim
Marynarz
Marynarz
Posty: 346
Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Grim »

Krasnolud gwałtownie się obudził.
- Whas is das, Shaise! - zaklął po krasnoludzku, zrywając sie na równe nogi. Błyskawicznie dobył swego topora rozglądając się ze złością i zaciekawieniem. Fruwające, skrzące się gówno nie wyglądało raczej na tyle niepokojąco, by ktoś go musiał wyrywać ze snu, więc uznał, że musi sobie "pomówić" z owym krzykaczem. Zauważył, że reszta drużyny zbiegła się wokół Aranei, więc również ruszył do niej.
- Co się stało? - spytał - i co to za gówno, na niebie?
For Honor & BIG Money!
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Dla wszystkich

Cała drużyna zbiegła się w jednym miejscu. Tajemniczy lśniący jak niebiański grom kształt był już naprawdę blisko. Teraz nie dość, że go widzieliście, to zdawało wam się, iż słyszycie syczenie spowodowane przez owy kształt. Atmosfera w obozie była naprawdę grobowa... Żołnierze Rozentronu, pod komendą kilku rycerzy zakonu "Gryfiego Serca" sformowała szyki i z niemym przestrachem czekali na pędzący kształt. Jeden z nich nie wytrzymał i wybiegając z pierwszego szeregu rzucił się biegiem do przodu krzycząc jak opętany. Pewnie wpłynęłoby to źle na morale całej reszty oddziału, jednak jeden z paladynów nie dopuścił do tego... Precyzyjny cios pięścią okutą w żelazną rękawice powalił szaleńca na ziemię i pozbawił przytomności. Nawet Xander kiwnął głową z uznaniem. Z tyłu pojawił się Errer, który zdawał się mniej poddenerwowany niżeli cała reszta: Niestety ale wiem co to takiego- przemówił smutnym. ledwo słyszalnym głosem- możecie schować broń nie przyda wam się. To co widzicie to czarodziejskie narzędzie do przekazywania informacji przez "Pustynną Żmiję". Robi wielkie wrażenie, ale nie jest szkodliwe... Oby tylko nie zniechęciło Rozentronu do wstąpienia za mury miasta.

Syk był nie do zniesienia. Był to tak nieprzyjemny dźwięk, iż wydawało wam się, iż rozsadzi wam głowę... Co ciekawe wydawał się dobiegać z jej wnętrza. Falująca niby wąż na piasku fala energii elektrycznej lewitowała jakieś pięćdziesiąt metrów przed pierwszymi żołnierzami Rozentronu. Errer kazał zachwać wszystkim spokój, dlatego też żołnierze stali niewzruszenie czekając na to co się wydarzy. Choć wydawało się wam, iż to niemożliwe i metafizyczne, a jednak przysięglibyście, że ta potężna wiązka energi posiada włąsny łeb oraz ślepia którymi bezczelnie was obserwuje... Dalibyście również głowę, że posiada długi rozdwojony język, który nadaje tajemniczym sykom tempa. Głos eksplodował w waszych głowach bólem: KTO Z WAS NĘDZNE SZCZURY Z ZAWSZONEGO ROZENTRONU ODPOWIADA ZA TĄ MISJE?! Jednego byliście pewni- to był najbardziej okrutny ton jaki kiedykolwiek słyszeliście... Z drżącymi nogami przed odział wyszedł Hubert: Ja... Ja... ja, ja- jąkał się okropnie- ja ty.. Ty poczwaro! Kiedy skończył mówić zauważyliście, że ma mokre spodnie, a pod jego stopami rośnie kałuża żółtawej cieczy.

Aranea Kariani

W ogólnym rozgardiaszu zostałaś nieco z tyłu za drużyną. Nagle poczułaś jak ktoś, lub coś z wielką siłą ciągnie cię do tyłu... Chciałaś krzyknąć jednak nie zdążyłaś. Eksplozja bólu skumulowana w skroni przeniosła cię w krainę snów.

Obudziłaś się. Głowa potwornie cię bolała. Nie mogłaś poruszyć choćby najmniejszym mięśniem swojego ciała. Poczułaś się nieprzyjemnie bezradna. Poprzez zapewne swoją krew, zauważyłaś tajemniczego mężczyznę, który wlepiał w ciebie oczy w czasie wędrówki. Trzymał w ręce jakiś flakonik, który właśnie chował do plecaka. Następnie zrobił coś, co zmroziło ci krew w żyłach... Mężczyzna zaczął rozpinać podtrzymujący spodnie pasek.

[Nie możesz się poruszyć, jednak możesz myśleć, dlatego mimo tej niekomfortowej sytuacji proszę cię o napisanie posta. :) Wie ktoś co się dzieje z marma? :/]
Mój miecz to moja siła
Matt_92
Mat
Mat
Posty: 554
Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
Numer GG: 6781941
Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Matt_92 »

Indimar Gallen

-Dobra, już się bałem że znowu będę musiał przelewać krew- rzekł paladyn. -Fajnie wygląda. Ale to wszystko.- powiedział, chowając miecz z powrotem do pochwy. Spojrzał na Huberta. Trochę zrobiło mu się go żal. Ale tylko trochę. Kałuża pod nogami pasowała do osobowości wysłannika Rozentronu.
-Errer, nastepnym razem ostrzeż nas wcześniej.- bardziej rozkazał niż poprosił. Wróciło jego zdenerwowanie- znowu o czymś nie zostali poinformowani.
-No, to chyba czas na zmianę warty.-stwierdził, myśl o możliwości snu przyniosla mu ulgę. -Araneo?- zawołał dziewczynę i odwrócił się. Zdziwił się, gdy zauważyl, że nie ma jej z nimi. -Aranea!- krzyknął. -Widzieliście może Rudą?-spytał towarzyszy. Zdziwienie minęło, w jego sercu zagościł lęk.
A d'yaebl aep arse!
Gurewicz
Marynarz
Marynarz
Posty: 165
Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
Numer GG: 5211689

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gurewicz »

*Jak sie wszystko sypac zaczelo, tak sypie sie dalej...*-bard byl w bardzo ponurym nastroju.Przebieg misji wygladal fatalnie-najpierw on i Gorim, teraz bardzo wyrazna proba przerazenia wyslannikow.Jednak zaraz wpadl na pewien pomysl, i rozpogodzil sie troche.Nie byl pewien, czy robi dobrze-ale i tak lepsza taka proba, niz patrzenie na to, jak wali sie na glowe dzielo przyjaciela.Schowal sejmitar i wyprostowal sie dumnie.Wyraz jego twarzy bez watpienia wywolywal odlegle, jednak nie az tak odlegle skojarzenie z dawnymi, elfimi wladcami.Postapil krok naprzod, i zawolal, a glos jego byl czysty i potezny.
-A ktoz przemawia do dostojnego Huberta, reprezentanta poteznego miasta Rozentonu?I kimze jest, a raczej za kogo sie uwaza przekazujac takie slowa?

Chyba troche sie rozpedzilem
Samanta
Marynarz
Marynarz
Posty: 280
Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
Numer GG: 4667494
Lokalizacja: NY
Kontakt:

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Samanta »

-Tanie sztuczki

Mruknęła patrząc na niematerialną żmiję. Ze swojej bluzki otrzepała zbędny piasek który przyczepił się do niej gdy była na spacerze. Popatrzyła na wysłannika Huberta i szczery uśmiech pojawił się na jej twarzy po czym kobieta nie mogąc się opanować zachichotała lekko pod nosem zasłaniając swoje usta prawą ręką.

-Ojj cukiereczku chyba sobie za dużo wina wypiłeś wczorajszego wieczoru

Powiedziała bardziej do siebie niż z intencją aby ktokolwiek to usłyszał. Kobieta widząc ze nic już się nie dzieje ruszyła w stronę swojego wielbłąda, który stal razem z innymi z tylu obozu. Wzięła torbę przyczepiona do zwierzęcia. Usiadła na pisku i zaczęła grzebać w plecaku. *Juz tylko 3 fiolki* pomyślała z lekkim grymasem na twarzy. Po chwili znalazła to co potrzebowała, a nie było to takie łatwe z powodu ze miała bardzo dużo nie potrzebnych rzeczy. W końcu wyjęła swoją szczotkę do włosów. Byla ona bardzo ładna. Rączka była wykonana z kości słoniowej i była naprawdę drogocenna. Samanta delikatnie zaczęła czesać swoje długie czarne włosy co zajęło jej jakieś dziesięć minut. Po czym wymodelowała je lekko swoimi rękoma. Dla Samanty jej włosy były bardzo ważne, zawsze o nie dbała. Po chwili popatrzyła na grupę znajomych, którzy zdecydowanie wyglądali jakby czegoś albo kogoś szukali. Kobieta wstała, otrzepując resztki piasku ruszyła w ich stronę.

-Widziałaś Rudą?!

Zapytał ja zdenerwowany Indymar

-Nie, nigdzie jej nie widziałam

Odpowiedziała poważnym głosem. Kobieta zamknęła oczy i pokręciła lekko głową. Gdy Ruda zniknęła ona była z tylu obozu i dbała o swoje włosy... wiedziała ze wcześniej czy później padną na nią podejrzenia. W końcu kobiety nie lubiły się za bardzo, a Samanta była "wrednym wampirem". Kobieta westchnęła lekko rozglądając się w poszukiwaniu kobiety.
Samanta Bloodmoon

Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Gabriel-The-Cloud
Marynarz
Marynarz
Posty: 348
Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
Numer GG: 5181070
Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Gabriel-The-Cloud »

Aranea Kariani

Gdy napastnik pociągnął rudą do tyłu, ta próbowała się wyrwać. Nie dała oczywiście rady - nim zdążyła wierzgnąć chociażby dwa razy, gdy straciła przytomność od ciosu w głowę.

Przebudzenie należało z pewnością do najgorszych w życiu Aranei. W pierwszej kolejności poczuła przeklęty ból głowy, dopiero później panikę, gdy zorientowała się, że nie może się poruszyć, chociaż nie zauważyła żadnych więzów. Chciała zawołać kogoś, by jej pomógł. O nie..., jęknęła w duchu, widząc "znajomego żołnierza". To, co pomyślała później, gdy żołnierz przystąpił do rozpinania paska, lepiej pominąć - nie były to słowa godne damy. No, może z wyjątkiem tego, że w duchu błagała, by ktoś jej pomógł.
mamra22
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
Numer GG: 0

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: mamra22 »

Xander

Mnich zafascynowany wpatrywał się w to zjawisko. Musiał przyznać że wywarło to na nim wielkie wrażenie. Ktokolwiek za to odpowiada musi być potężnym magiem. Zwrócił z kolei wzrok na Huberta. To co zobaczył wywołało pogardliwy uśmiech na ustach diablęcia. Wrażenie że służy nie tej stronie co powinien jeszcze głośniej odezwało się w mnichu.
Usłyszał pytanie paladyna, ale rozejrzał się tylko wokoło i wzruszył ramionami. *No pięknie zamiast ruszać dalej będziemy sie uganiać po pustyni za ta kobieta.* Wiedząc że nic na to nie poradzi popatrzył ponownie na niebo.


Przepraszam za nieobecność ale byłem odcięty od internetu.
Errer_Avares
Mat
Mat
Posty: 468
Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
Numer GG: 11764336
Lokalizacja: Leszno

Re: Tolerancja (D&D)

Post autor: Errer_Avares »

Xander, Samanta, Indimar, Ekthelion, Gorim

Errer nadal zapewniał was, że elektryczna żmija jest kompletnie niegroźna. Obsikany Hubert był naprawdę przykrym widokiem, jednak wywoływał nerwowy uśmiech nawet na twarzach żołnierzy z Rozentronu. Nie zmieniało to jednak powagi sytuacji. Kiedy bard wyszedł przed swoich towarzyszy i zaczął mówić donośnym, nieznającym zająknięcia głosem, nawet oni, jeszcze przed kilkoma godzinami śmiejący się z zwracającego alkohol Ektheliona, teraz patrzyli na niego z szacunkiem na przestraszonych obliczach. Nadal kołysząca się rytmicznie żmija ponownie przemówiła bólem w waszych głowach: A kimże jesteś by mówić ze mną "obrzygańcu"? Uciekaj lepiej ze skulonym ogonem do przyjaciół miernoto- w tym momencie ból nasilił się, a w głowach słyszeliście najbardziej lodowatą parodię śmiechu, jaką było wam spotkać w całym życiu- A teraz posłuchajcie mnie uważnie! Nie wchodźcie do Afratu, bo zakończy się to rzezią... Niech to będzie dla was nauczką! Promień lśniącej elektrycznej energii nie był już żmiją. Teraz przybrał postać najzwyklejszego gromu i mrugnięcie oka później uderzył z wielką szybkością w pierś Huberta. Ten osunął się na ziemię z wypaloną i czarną klatką piersiową. Dyplomata padł w kałużę własnego moczu, a martwe już oblicze wyrażało niesamowity ból. Pechowo grom ruszył rykoszetem prosto w stojącego bliżej niż reszta barda. Jedyne co ten zdążył zrobić, to rozpaczliwie wyciągnął lewą rękę przed siebie... Okazało się to być szczęściem w nieszczęściu, ponieważ siła wyładowana nie była już tak mocna. Ekthelion osunął się na ziemię i jęczał rozdzierająco... To dobry znak... Oznaczało to, że bard żył.

[Gurewicz twoja postać straciła czucie w lewej ręce]

Aranea

Usłyszałaś jakiś niesamowicie głośny huk, oraz lekkie wirowania ziemi... Nie obchodziło cię to jednak w ogóle, ponieważ nawet koniec świata byłby niczym w porównaniu z tym co miałaś przed oczyma. Oprych był już kompletnie rozebrany i z obrzydliwym uśmiechem na twarzy pochylił się nad tobą: Na początku cię zgwałcę- poczułaś jego ciepły, niosący nieprzyjemny zapach oddech- a później zabije... Dlaczego nie w odwrotnej kolejności? Bo lubię patrzeć na wasze przerażenie oraz beznadzieję w oczach.

[Nadal nie możesz mówić, ani się ruszać]
Mój miecz to moja siła
Zablokowany